Sala południowa
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Sala Południowa
Zdecydowanie najjaśniejsza z sal, pierwsza do której wchodzi się po minięciu przedsionka. Na ścianach tej sali znajdują się sezonowe wystawy znanych w całej Europie artystów. Mistrzowskie dzieła zmieniane są kilka razy w roku, temu wydarzeniu zawsze towarzyszą wystawne wernisaże.
Do Sali Południowej wchodzi się z przedsionka, z niej zaś prowadzą trzy przejścia; po lewo znajduje się wejście do Pracowni Sztuk Pięknych - jedyne posiadające drzwi, po prawej w małym pomieszczeniu umiejscowiony został Portret Przeszłości. Idąc prosto dotrzemy wprost do Sali Centralnej.
Do Sali Południowej wchodzi się z przedsionka, z niej zaś prowadzą trzy przejścia; po lewo znajduje się wejście do Pracowni Sztuk Pięknych - jedyne posiadające drzwi, po prawej w małym pomieszczeniu umiejscowiony został Portret Przeszłości. Idąc prosto dotrzemy wprost do Sali Centralnej.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:12, w całości zmieniany 2 razy
Błogosławieństwo dla lady Burke, że nie czyła w myślach osób, z którymi się spotykały. Każdą myśl o spodniach zbyła by śmiechem oraz wskazała na hipokryzję, która aż rzucała się w oczy. Niespójność w postrzeganiu świata i bardzo ciekawe stawianie sobie priorytetów w ocenie decydowania o tym, kto w czym ma chodzić.
Jednak kiedyś zrezygnowanie z gorsetów było czymś szokującym, a potem wprowadzenie innego kroju płaszczy. A wspomnij o tańczeniu walca przez kobietę i mężczyznę, którzy nie są mężem i żoną. Szok!
Na szczęście lady Rosier, lady Burke nie czytała w myślach.
Inaczej wiedziałaby o uczuciach młodej czarownicy, z którymi nie wiedziałaby co zrobić. Raczej każda z nich była przygotowywana do tego, że zostanie wydana za mąż – nie z miłości, ale z interesu lub chęci zażegnania kryzysu.
-Obrazy raczej nie pomogą, ale dochód z nich jak najbardziej. – Uśmiechnęła się nieznacznie spoglądając na jego z dzieł w lekkim zamyśleniu. Bywała częstym gościem w galeriach sztuki, lubiła ją. Nie wiedzieć czemu przez to, że nie szczebiotała oraz zaczynała mieć łatkę kontrowersyjnej młodej damy, uważano, że nie może zachwycać się dziełami. Tworząc talizamny w formie biżuterii była bardzo wyczulona na piękno oraz etetykę. Inaczej nie zajmowałaby się tym co robiła, a jej amulety nie byłby młymi dziełami sztuki. –Na szczęście Ministerstwo Magii zadziałało bardzo sprawnie, a rody również odpowiedziały na potrzebę pomocy. Pomimo tego co się stało i jak teraz kraj wygląda, zdaje się, że wyjedziemy z tego obronną ręką. Poranieni i z bliznami, ale jednak z tarczą. – Rodzina Burke była świadoma odpowiedzialności za Durham, nie mogli sobie pozwolić na wznoszenie dumnie głów, jednocześnie bez ciężkiej pracy i pochylenia się nad mieszkańcami. Miarą człowieka były jego czyny. Nie rozumiała rodzin, które uważały, że ich nazwisko oraz brak postępu uchroni ich przed zmianami – tacy szybko spadali z piedestału narażając innych na pociągnięcie za sobą. –Zatem na aukcji twoje dzieła będą wystawione. Wspaniale. To wielkoduszny gest z twojej strony, lady Rosier. – Pochwaliła bez uszczypliwości działania Corinne. Ważny był gest, działanie, nawet te najmniejsze coś zmieniały. Jeżeli obrazy pójdą za sporą sumę, to te pieniądze zasilą budżety pomocowe, a o to w tym wszystkim chodziło. Spoglądałą teraz na portret, który stał się tematem ich rozmowy. Kolory były przygaszone, być może taki zamysł był artysty, ale ją uderzyło coś innego.
-Postać kobieca wydaje mi się zamknięta, jak w potrzasku… – Wskazała na fragment stołu jaki widniał na płótnie. –Kent posiada wspaniałe widoki. – Zgodziła się z tym spostrzeżeniem. W końcu na jednym z klifów Mathieu Rosier wyznał jej swoją miłość i oznajmił, że chce ją uczynić lady Rosier. Wtedy poprosiła go, aby to udowodnił swoimi czynami. Nie zdołał. Zapewne wiele wspólnego miała z tym niezgodna lorda nestora rodu, który nie był zbyt przychylny lady Burke. Zakładała, że tolerował jej istnienie ze względu na Evandrę.-Czy innych przedstawicieli rodu Rosier, nie ma dziś z tobą? – Zagadnęła Corinne rozglądając się dyskretnie po sali w poszukiwaniu wzrokiem jednej z sióstr Tristana albo samego Mathieu. –Czy wszyscy zajęci pracą w rezerwacie? Jak po katastrofie? Mam nadzieję, że smoki nie ucierpiały? Pamiętam, że ostatnio było w inkubatorach pare jaj, z których spodziewano się wyklucia nowych okazów.
Jednak kiedyś zrezygnowanie z gorsetów było czymś szokującym, a potem wprowadzenie innego kroju płaszczy. A wspomnij o tańczeniu walca przez kobietę i mężczyznę, którzy nie są mężem i żoną. Szok!
Na szczęście lady Rosier, lady Burke nie czytała w myślach.
Inaczej wiedziałaby o uczuciach młodej czarownicy, z którymi nie wiedziałaby co zrobić. Raczej każda z nich była przygotowywana do tego, że zostanie wydana za mąż – nie z miłości, ale z interesu lub chęci zażegnania kryzysu.
-Obrazy raczej nie pomogą, ale dochód z nich jak najbardziej. – Uśmiechnęła się nieznacznie spoglądając na jego z dzieł w lekkim zamyśleniu. Bywała częstym gościem w galeriach sztuki, lubiła ją. Nie wiedzieć czemu przez to, że nie szczebiotała oraz zaczynała mieć łatkę kontrowersyjnej młodej damy, uważano, że nie może zachwycać się dziełami. Tworząc talizamny w formie biżuterii była bardzo wyczulona na piękno oraz etetykę. Inaczej nie zajmowałaby się tym co robiła, a jej amulety nie byłby młymi dziełami sztuki. –Na szczęście Ministerstwo Magii zadziałało bardzo sprawnie, a rody również odpowiedziały na potrzebę pomocy. Pomimo tego co się stało i jak teraz kraj wygląda, zdaje się, że wyjedziemy z tego obronną ręką. Poranieni i z bliznami, ale jednak z tarczą. – Rodzina Burke była świadoma odpowiedzialności za Durham, nie mogli sobie pozwolić na wznoszenie dumnie głów, jednocześnie bez ciężkiej pracy i pochylenia się nad mieszkańcami. Miarą człowieka były jego czyny. Nie rozumiała rodzin, które uważały, że ich nazwisko oraz brak postępu uchroni ich przed zmianami – tacy szybko spadali z piedestału narażając innych na pociągnięcie za sobą. –Zatem na aukcji twoje dzieła będą wystawione. Wspaniale. To wielkoduszny gest z twojej strony, lady Rosier. – Pochwaliła bez uszczypliwości działania Corinne. Ważny był gest, działanie, nawet te najmniejsze coś zmieniały. Jeżeli obrazy pójdą za sporą sumę, to te pieniądze zasilą budżety pomocowe, a o to w tym wszystkim chodziło. Spoglądałą teraz na portret, który stał się tematem ich rozmowy. Kolory były przygaszone, być może taki zamysł był artysty, ale ją uderzyło coś innego.
-Postać kobieca wydaje mi się zamknięta, jak w potrzasku… – Wskazała na fragment stołu jaki widniał na płótnie. –Kent posiada wspaniałe widoki. – Zgodziła się z tym spostrzeżeniem. W końcu na jednym z klifów Mathieu Rosier wyznał jej swoją miłość i oznajmił, że chce ją uczynić lady Rosier. Wtedy poprosiła go, aby to udowodnił swoimi czynami. Nie zdołał. Zapewne wiele wspólnego miała z tym niezgodna lorda nestora rodu, który nie był zbyt przychylny lady Burke. Zakładała, że tolerował jej istnienie ze względu na Evandrę.-Czy innych przedstawicieli rodu Rosier, nie ma dziś z tobą? – Zagadnęła Corinne rozglądając się dyskretnie po sali w poszukiwaniu wzrokiem jednej z sióstr Tristana albo samego Mathieu. –Czy wszyscy zajęci pracą w rezerwacie? Jak po katastrofie? Mam nadzieję, że smoki nie ucierpiały? Pamiętam, że ostatnio było w inkubatorach pare jaj, z których spodziewano się wyklucia nowych okazów.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Całe szczęście nie mogły sobie czytać w myślach. Ale i bez tego Corinne instynktownie wiedziała, że z Primrose dość mocno się od siebie różniły. Plotki o niej zapewne nie brały się znikąd, zaś nawet o nieszczęsnych spodniach jedynie słyszała z opowieści. Nikt tak bardzo nie interesował się ubiorem kobiet, jak inne kobiety – zaś wszelkie uchybienia były natychmiast zauważane i potem stawały się tematem plotek. A że Corinne z natury była płytka, to bale, suknie i błyskotki interesowały ją ponadmiarowo, i zawsze lubiła obserwować, w co inni są ubrani, bądź przynajmniej słuchać od innych o tym, kto jakie faux pas popełnił.
- To dobrze, mam nadzieję, że wkrótce wszystko wróci do normy. Oby nie było już żadnej więcej komety – wyraziła swą nadzieję. To co przeżyła tamtego dnia było zbyt okropne i przerażające, oby nigdy nie było powtórki. Ale co się stało to się nie odstanie. Wspomnienia nie znikną. – Będą, i wierzę, że znajdą się kupcy, którzy hojnie za nie zapłacą, a tym samym wspomogą ludność Londynu. – Byłoby to dla niej upokarzające, gdyby obrazów nikt nie kupił lub gdyby poszły po niskiej cenie. Była lady Rosier, w dodatku sama siebie uważała za bardzo zdolną, dlatego zakładała, że jej obrazy muszą budzić zainteresowanie, zaś kupcy niechybnie będą prześcigać się w ofertach! Tym bardziej, że przecież cel był szczytny, Corinne nie przeznaczy tych pieniędzy na suknie i biżuterię, a zasilą one odbudowę Londynu. Evandra powinna być zadowolona. Corinne kompletnie nie widziała siebie na pobojowisku po komecie rozlewającą zupę dla biedoty, to zupełnie nie było w jej naturze, żeby tak wyjść do ludu, skoro czuła się kimś lepszym i ważniejszym, a od brudzenia sobie rąk zawsze byli inni, nigdy ona. Ale wydarzenia charytatywne takie jak dzisiejsze były jak najbardziej odpowiednie, zaś podarowanie obrazów nic jej nie kosztowało. Zawsze mogła sobie namalować nowe, te zaś będą cieszyć oczy tego, który je kupi. – Nie umiem się już doczekać samej aukcji, choć jestem przekonana, że organizatorzy na pewno się postarają, by odniosła sukces. A do rozpoczęcia możemy raczyć się tymi smakołykami oraz widokiem dzieł sztuki na ścianach… Ostatni raz byłam tu jeszcze w lecie.
Tak musiało przecież być. Miejsce o takiej renomie nie mogło zrobić tego po łebkach, zwłaszcza gdy w grę wchodziła działalność dobroczynna na rzecz miasta, w której uczestniczyło wielu znamienitych obywateli. Ugoszczono ich na odpowiednim poziomie, przekąski były eleganckie i wykonane z odpowiednich składników, nie było mowy o czymś prostackim. Żałowała naprawdę, że nie mogła napić się wina, bo miała na takowe ochotę, ale kiedy podszedł do nich elegancko ubrany pracownik obsługi galerii z tacą pełną wysmukłych kieliszków na cieniutkich nóżkach, grzecznie mu odmówiła. Musiała myśleć o nowym życiu, które nosiła w sobie.
Przyjrzała się obrazowi dokładniej, ignorując oddalającą się woń słodkiego czerwonego wina, gdy mężczyzna ruszył w stronę kolejnych gości. Początkowo nie dostrzegła niczego dziwnego w postaci kobiety znajdującej się na drugim planie, za stołem. Wydawało jej się naturalne, że kobiety stoją w cieniu mężczyzn, że w wielu historiach to oni wiodą prym, i że nawet jeśli obrazy przedstawiały kobiece piękno na pierwszym planie, to z reguły po to, by cieszyło męskie oczy.
- Może to żona portretowanego czarodzieja? – zastanowiła się. W ich świecie żony znajdowały się w hierarchii niżej niż mężowie, stały za ich plecami, na drugim planie, tak jak kobieta na obrazie. Tak było z jej matką, babką i wieloma przodkiniami wcześniej, a i w innych rodach zapewne było podobnie. Wychodząc za Mathieu wiedziała, że i jej rolą było bycie dodatkiem do męża. Jego żoną, matką jego dzieci, ozdobą. – Kent jest przepiękne, więc jestem przekonana, że zainspiruje mnie jeszcze do niejednego obrazu. – O ile ciąża nie będzie jej się dawać mocno w kość, to zapewne będzie w najbliższych miesiącach sporo malować. Piękno okolic nowego domu zasługiwało na uwiecznienie. – Mathieu jest bardzo zajęty w rezerwacie, nie mógł tu przybyć, choć oczywiście wie, że tu jestem. Zaś Evandra zapewne wypoczywa, jest już blisko rozwiązania. – Była ciekawa, czy Primrose spytała o Rosierów z powodu Mathieu. Czy liczyła na spotkanie z nim? Czy wciąż do niego coś czuła? Wypatrywała go na wszelkich wydarzeniach? Corinne nie wiedziała, jak to jest, nigdy nie była zakochana. Wydano ją za mąż w wieku niespełna dziewiętnastu lat, więc nie zdążyła doświadczyć tego uczucia. W Hogwarcie nigdy nie pozwoliła sobie na żadne westchnienia, posłusznie oczekując, aż to ród wybierze dla niej męża. – Rezerwat ma się dobrze, zniszczenia zostały naprawione, a smoki przetrwały. Nasz ród zajął się dobrostanem smoków i samego rezerwatu w pierwszej kolejności. – Wszak smoki były ważniejsze niż dobro prostaczków. Poza tym, dla samych prostaczków również lepiej było, żeby rezerwat był szybko naprawiony i zabezpieczony, co by żaden smok nie wydostał się na wolność. – Czy to Mathieu pokazywał ci te jaja? – zapytała, choć nie okazała po sobie kiełkującej wewnątrz zazdrości. Dobrze się maskowała, jej twarz pozostawała niewzruszona, choć poczuła lekką zazdrość na myśl o tym, że pokazał to Primrose, a jej nie. Ją za to posadził nad księgami (phi!), naiwnie licząc, że cokolwiek z nich zrozumie i pomoże mu w sprawach zdecydowanie wykraczających ponad stan wiedzy osoby, której jedynym dotychczasowym kontaktem ze smokami były ryciny w szkolnym podręczniku do opieki nad magicznymi stworzeniami. Za to Primrose pokazywał jaja, kto wie co jeszcze robili razem w rezerwacie. Może to właśnie o takiej żonie marzył Mathieu, silnej, niezależnej, interesującej się sprawami odbiegającymi od standardowych dziewczyńskich zainteresowań, a także mającej w sobie odwagę, by założyć spodnie? Może kochał lady Burke, damę niestandardową, a zamiast tego rody sprezentowały mu na wskroś stereotypową, płytką lady, jaką była Corinne? Przyjrzała jej się z ukosa. Nieuchronnie przybliżały się do tematu, który ją nurtował, więc idąc za ciosem, postanowiła przybliżyć się do niego jeszcze bardziej. Stały na uboczu, w sali panował gwar, więc nikt nie powinien ich podsłuchiwać. Musiałby stanąć tuż przy nich, żeby usłyszeć słowa Corinne. Nawet służka młódki dała im przestrzeń, zachowywała stosowną odległość, nie przeszkadzając w rozmowie. – Wybacz ciekawość, ale słyszałam, że podobno byliście ze sobą dość blisko – odezwała się. Ile prawdy było w tych plotkach? O Mathieu i tak krążyło ich sporo, przed Primrose podobno były i inne kobiety, które rozważano jako kandydatki na jego żonę, ale koniec końców do ślubu z żadną z nich nie doszło. Finalnie to Corinne została wybrana. Czy wcześniejsze układy nie wyszły z winy Mathieu, czy może tamtych kobiet? Może kiedyś uda jej się tego dowiedzieć.
- To dobrze, mam nadzieję, że wkrótce wszystko wróci do normy. Oby nie było już żadnej więcej komety – wyraziła swą nadzieję. To co przeżyła tamtego dnia było zbyt okropne i przerażające, oby nigdy nie było powtórki. Ale co się stało to się nie odstanie. Wspomnienia nie znikną. – Będą, i wierzę, że znajdą się kupcy, którzy hojnie za nie zapłacą, a tym samym wspomogą ludność Londynu. – Byłoby to dla niej upokarzające, gdyby obrazów nikt nie kupił lub gdyby poszły po niskiej cenie. Była lady Rosier, w dodatku sama siebie uważała za bardzo zdolną, dlatego zakładała, że jej obrazy muszą budzić zainteresowanie, zaś kupcy niechybnie będą prześcigać się w ofertach! Tym bardziej, że przecież cel był szczytny, Corinne nie przeznaczy tych pieniędzy na suknie i biżuterię, a zasilą one odbudowę Londynu. Evandra powinna być zadowolona. Corinne kompletnie nie widziała siebie na pobojowisku po komecie rozlewającą zupę dla biedoty, to zupełnie nie było w jej naturze, żeby tak wyjść do ludu, skoro czuła się kimś lepszym i ważniejszym, a od brudzenia sobie rąk zawsze byli inni, nigdy ona. Ale wydarzenia charytatywne takie jak dzisiejsze były jak najbardziej odpowiednie, zaś podarowanie obrazów nic jej nie kosztowało. Zawsze mogła sobie namalować nowe, te zaś będą cieszyć oczy tego, który je kupi. – Nie umiem się już doczekać samej aukcji, choć jestem przekonana, że organizatorzy na pewno się postarają, by odniosła sukces. A do rozpoczęcia możemy raczyć się tymi smakołykami oraz widokiem dzieł sztuki na ścianach… Ostatni raz byłam tu jeszcze w lecie.
Tak musiało przecież być. Miejsce o takiej renomie nie mogło zrobić tego po łebkach, zwłaszcza gdy w grę wchodziła działalność dobroczynna na rzecz miasta, w której uczestniczyło wielu znamienitych obywateli. Ugoszczono ich na odpowiednim poziomie, przekąski były eleganckie i wykonane z odpowiednich składników, nie było mowy o czymś prostackim. Żałowała naprawdę, że nie mogła napić się wina, bo miała na takowe ochotę, ale kiedy podszedł do nich elegancko ubrany pracownik obsługi galerii z tacą pełną wysmukłych kieliszków na cieniutkich nóżkach, grzecznie mu odmówiła. Musiała myśleć o nowym życiu, które nosiła w sobie.
Przyjrzała się obrazowi dokładniej, ignorując oddalającą się woń słodkiego czerwonego wina, gdy mężczyzna ruszył w stronę kolejnych gości. Początkowo nie dostrzegła niczego dziwnego w postaci kobiety znajdującej się na drugim planie, za stołem. Wydawało jej się naturalne, że kobiety stoją w cieniu mężczyzn, że w wielu historiach to oni wiodą prym, i że nawet jeśli obrazy przedstawiały kobiece piękno na pierwszym planie, to z reguły po to, by cieszyło męskie oczy.
- Może to żona portretowanego czarodzieja? – zastanowiła się. W ich świecie żony znajdowały się w hierarchii niżej niż mężowie, stały za ich plecami, na drugim planie, tak jak kobieta na obrazie. Tak było z jej matką, babką i wieloma przodkiniami wcześniej, a i w innych rodach zapewne było podobnie. Wychodząc za Mathieu wiedziała, że i jej rolą było bycie dodatkiem do męża. Jego żoną, matką jego dzieci, ozdobą. – Kent jest przepiękne, więc jestem przekonana, że zainspiruje mnie jeszcze do niejednego obrazu. – O ile ciąża nie będzie jej się dawać mocno w kość, to zapewne będzie w najbliższych miesiącach sporo malować. Piękno okolic nowego domu zasługiwało na uwiecznienie. – Mathieu jest bardzo zajęty w rezerwacie, nie mógł tu przybyć, choć oczywiście wie, że tu jestem. Zaś Evandra zapewne wypoczywa, jest już blisko rozwiązania. – Była ciekawa, czy Primrose spytała o Rosierów z powodu Mathieu. Czy liczyła na spotkanie z nim? Czy wciąż do niego coś czuła? Wypatrywała go na wszelkich wydarzeniach? Corinne nie wiedziała, jak to jest, nigdy nie była zakochana. Wydano ją za mąż w wieku niespełna dziewiętnastu lat, więc nie zdążyła doświadczyć tego uczucia. W Hogwarcie nigdy nie pozwoliła sobie na żadne westchnienia, posłusznie oczekując, aż to ród wybierze dla niej męża. – Rezerwat ma się dobrze, zniszczenia zostały naprawione, a smoki przetrwały. Nasz ród zajął się dobrostanem smoków i samego rezerwatu w pierwszej kolejności. – Wszak smoki były ważniejsze niż dobro prostaczków. Poza tym, dla samych prostaczków również lepiej było, żeby rezerwat był szybko naprawiony i zabezpieczony, co by żaden smok nie wydostał się na wolność. – Czy to Mathieu pokazywał ci te jaja? – zapytała, choć nie okazała po sobie kiełkującej wewnątrz zazdrości. Dobrze się maskowała, jej twarz pozostawała niewzruszona, choć poczuła lekką zazdrość na myśl o tym, że pokazał to Primrose, a jej nie. Ją za to posadził nad księgami (phi!), naiwnie licząc, że cokolwiek z nich zrozumie i pomoże mu w sprawach zdecydowanie wykraczających ponad stan wiedzy osoby, której jedynym dotychczasowym kontaktem ze smokami były ryciny w szkolnym podręczniku do opieki nad magicznymi stworzeniami. Za to Primrose pokazywał jaja, kto wie co jeszcze robili razem w rezerwacie. Może to właśnie o takiej żonie marzył Mathieu, silnej, niezależnej, interesującej się sprawami odbiegającymi od standardowych dziewczyńskich zainteresowań, a także mającej w sobie odwagę, by założyć spodnie? Może kochał lady Burke, damę niestandardową, a zamiast tego rody sprezentowały mu na wskroś stereotypową, płytką lady, jaką była Corinne? Przyjrzała jej się z ukosa. Nieuchronnie przybliżały się do tematu, który ją nurtował, więc idąc za ciosem, postanowiła przybliżyć się do niego jeszcze bardziej. Stały na uboczu, w sali panował gwar, więc nikt nie powinien ich podsłuchiwać. Musiałby stanąć tuż przy nich, żeby usłyszeć słowa Corinne. Nawet służka młódki dała im przestrzeń, zachowywała stosowną odległość, nie przeszkadzając w rozmowie. – Wybacz ciekawość, ale słyszałam, że podobno byliście ze sobą dość blisko – odezwała się. Ile prawdy było w tych plotkach? O Mathieu i tak krążyło ich sporo, przed Primrose podobno były i inne kobiety, które rozważano jako kandydatki na jego żonę, ale koniec końców do ślubu z żadną z nich nie doszło. Finalnie to Corinne została wybrana. Czy wcześniejsze układy nie wyszły z winy Mathieu, czy może tamtych kobiet? Może kiedyś uda jej się tego dowiedzieć.
Starali się żyć, choć daleko im było do normalności sprzed wydarzeń sierpniowej nocy. Nie łudzia się nawet, że wrócą do tego co było kiedyś. Świat zmieniał się na ich oczach, a oni mieli możliwość wpływania na rzeczoną zmianę. Chciała móc kreować rzeczywistość, dopasować ją do istniejących potrzeb, stworzyć świat, w którym korzystanie z magi nie będzie powodem do strachu. Nie wszystkie metody pochwalała, ale wiedziała, że pewne kroki są konieczne choć moralnie mogą być dyskusyjne.
Dzisiaj jednak miała nie rozmawiać o polityce, o problemach świata. Miała choć przez chwilę odpocząć, zająć się czymś innym. To obiecała ojcu, braciom oraz kuzynom. Jednocześnie reprezentowała rodzinę, kiedy oni pochylali się nad innymi sprawami lub właśnie drzemali starając się nadrobić nieprzespane godziny nocne.
Podeszła bliżej do obrazu, aby zerknąć na jego opis.
-Niestety, nadal pozostanie to dla nas tajemnicą. – Wskazała na podpis, który mówił, że jest to jedynie portret młodej kobiety. Kim była, dlaczego ją postanowił autor uwiecznić, tego zapewne nigdy się nie dowiedzą. Odetchnęła w duszy, że Mathieu był zajęty pracą na tyle mocno, że nie mógł towarzyszyć żonie. Choć ten rozdział zamknęła za sobą, tak nie była pewna jakby się czuła w jego towarzystwie. Zwłaszcza teraz, kiedy ignorował listy od niej i od czasu swojego ślubu nie raczył się odezwać słowem, tym samym dając jasno jej do zrozumienia, że ucina ich znajomość. Rozwiązanie Evandry niepokoiło samą Primrose. Serpentyna była niebezpieczną chorobą, a własnie na nią cierpiała lady doyenne. Nie miała wątpliwości, że jest pod stałą, czują i wykwalifowaną opieką medyczną. Nie mniej, niepokój towarzyszył jej cały czas. –To bardzo dobra wiadomość. – Smoki miały w sobie pewien majestat, który odbierał śmiałość, a jednocześnie hiponotyzowały. Nie miała zbyt wiele okazji, by wiedzieć je z bliska, ale to co widziała, to czego doświadczyła pozostanie z nią na długie lata. Na pytanie Corinne skinęła głową. –Był na tyle uprzejmy, że zaspokoił moją ciekawość pozwlajac mi zobaczyć pewne rzeczy z bliska. – Pomimo tego, że z jego osobą łączyły się wielkie emocje, teraz czuła spokój, wynikły zapewne z tego, że pogodziła się z tym, że na pewne rzeczy nigdy się nie wydarzą. Przestała myśleć o tym, że kiedyś zostanie czyjąś żoną, że zostanie matką. Najwyraźniej pisany jej był los – wiecznej ciotki, tej dziwnej, mieszkającej w najdalszym skrzydle wielkiej posiadłości. Emocje, relacje, które nie były jej przeznaczone będzie odnajdywać w powieściach, które ostatnimi czasy umilały jej wieczory, kiedy już skończyła ćwiczyć grę na skrzypcach lub wracała z przejażdżki konnej. Powiedzieć, że nic nie czuła, byłoby kłamstwem, ale było już lepiej. Mogła postąpić inaczej, mogła podpisać wymagania i dziś to ona by nosiła nazwisko Rosier, tylko czy byłaby szczęśliwa? Czy rodzina Rosier byłaby zadowolona mając w swoich murach córkę z rodu Burke. Zapewne nie.
Czy jakakolwiek rodzina będzie z tego zadowolona? Raczej nie.
Upiła łyk z kieliszka, a bezpośrednie pytanie Corinnie minimalnie zbiło ją z tropu. Spodziewała się, że będzie pytać, plotki musiały do niej dotrzeć, ale nie podejrzewała takiego uderzenia. Nie czuła się też urażona, to normalne, że chciała wiedzieć.
-To prawda. – Nie miała zamiaru zaprzeczać oczywistym faktom. –Spędzaliśmy razem dużo czasu. Pomagał mi pojąć tajniki czarnej magii oraz spędzaliśmy czas na rozmowach na najróżniejsze tematy. Nie raz związane z działalnością Rycerzy Walpurgii. – Należeli do tej organizacji obydwoje więc nic dziwnego, że rozmawiali o tym czym się zajmowała. –Opowiadał o smokach, o swoich planach związanych z flotą i morzem. Miał we mnie słuchacza, a ja w nim. - Miał w sobie wiele żalu, pamiętała, że chciał stać się kimś, nie żyć wiecznie w cieniu Tristana. Ambicji mu nie brakowało, doskonale rozumiała chęć wybicia się, jednocześnie miała poczucie, że obawiał się podjąć bardziej ryzykowanych kroków i to właśnie ten strach, ten lęk sprawił, że ostatecznie jego żona została inna kobieta. Ta, która teraz stała przed nią i oczekiwała odpowiedzi. Nie była pewna, czy to co powiedziała ją zadowoli, ale nie była tu po to, aby troszczyć się o samopoczucie Corinne Rosier. –Jeżeli zaś pytasz czy do czegoś między nami doszło, możesz być spokojna. Nie przekroczyliśmy granic, które uznaje się niestosowne.
Dzisiaj jednak miała nie rozmawiać o polityce, o problemach świata. Miała choć przez chwilę odpocząć, zająć się czymś innym. To obiecała ojcu, braciom oraz kuzynom. Jednocześnie reprezentowała rodzinę, kiedy oni pochylali się nad innymi sprawami lub właśnie drzemali starając się nadrobić nieprzespane godziny nocne.
Podeszła bliżej do obrazu, aby zerknąć na jego opis.
-Niestety, nadal pozostanie to dla nas tajemnicą. – Wskazała na podpis, który mówił, że jest to jedynie portret młodej kobiety. Kim była, dlaczego ją postanowił autor uwiecznić, tego zapewne nigdy się nie dowiedzą. Odetchnęła w duszy, że Mathieu był zajęty pracą na tyle mocno, że nie mógł towarzyszyć żonie. Choć ten rozdział zamknęła za sobą, tak nie była pewna jakby się czuła w jego towarzystwie. Zwłaszcza teraz, kiedy ignorował listy od niej i od czasu swojego ślubu nie raczył się odezwać słowem, tym samym dając jasno jej do zrozumienia, że ucina ich znajomość. Rozwiązanie Evandry niepokoiło samą Primrose. Serpentyna była niebezpieczną chorobą, a własnie na nią cierpiała lady doyenne. Nie miała wątpliwości, że jest pod stałą, czują i wykwalifowaną opieką medyczną. Nie mniej, niepokój towarzyszył jej cały czas. –To bardzo dobra wiadomość. – Smoki miały w sobie pewien majestat, który odbierał śmiałość, a jednocześnie hiponotyzowały. Nie miała zbyt wiele okazji, by wiedzieć je z bliska, ale to co widziała, to czego doświadczyła pozostanie z nią na długie lata. Na pytanie Corinne skinęła głową. –Był na tyle uprzejmy, że zaspokoił moją ciekawość pozwlajac mi zobaczyć pewne rzeczy z bliska. – Pomimo tego, że z jego osobą łączyły się wielkie emocje, teraz czuła spokój, wynikły zapewne z tego, że pogodziła się z tym, że na pewne rzeczy nigdy się nie wydarzą. Przestała myśleć o tym, że kiedyś zostanie czyjąś żoną, że zostanie matką. Najwyraźniej pisany jej był los – wiecznej ciotki, tej dziwnej, mieszkającej w najdalszym skrzydle wielkiej posiadłości. Emocje, relacje, które nie były jej przeznaczone będzie odnajdywać w powieściach, które ostatnimi czasy umilały jej wieczory, kiedy już skończyła ćwiczyć grę na skrzypcach lub wracała z przejażdżki konnej. Powiedzieć, że nic nie czuła, byłoby kłamstwem, ale było już lepiej. Mogła postąpić inaczej, mogła podpisać wymagania i dziś to ona by nosiła nazwisko Rosier, tylko czy byłaby szczęśliwa? Czy rodzina Rosier byłaby zadowolona mając w swoich murach córkę z rodu Burke. Zapewne nie.
Czy jakakolwiek rodzina będzie z tego zadowolona? Raczej nie.
Upiła łyk z kieliszka, a bezpośrednie pytanie Corinnie minimalnie zbiło ją z tropu. Spodziewała się, że będzie pytać, plotki musiały do niej dotrzeć, ale nie podejrzewała takiego uderzenia. Nie czuła się też urażona, to normalne, że chciała wiedzieć.
-To prawda. – Nie miała zamiaru zaprzeczać oczywistym faktom. –Spędzaliśmy razem dużo czasu. Pomagał mi pojąć tajniki czarnej magii oraz spędzaliśmy czas na rozmowach na najróżniejsze tematy. Nie raz związane z działalnością Rycerzy Walpurgii. – Należeli do tej organizacji obydwoje więc nic dziwnego, że rozmawiali o tym czym się zajmowała. –Opowiadał o smokach, o swoich planach związanych z flotą i morzem. Miał we mnie słuchacza, a ja w nim. - Miał w sobie wiele żalu, pamiętała, że chciał stać się kimś, nie żyć wiecznie w cieniu Tristana. Ambicji mu nie brakowało, doskonale rozumiała chęć wybicia się, jednocześnie miała poczucie, że obawiał się podjąć bardziej ryzykowanych kroków i to właśnie ten strach, ten lęk sprawił, że ostatecznie jego żona została inna kobieta. Ta, która teraz stała przed nią i oczekiwała odpowiedzi. Nie była pewna, czy to co powiedziała ją zadowoli, ale nie była tu po to, aby troszczyć się o samopoczucie Corinne Rosier. –Jeżeli zaś pytasz czy do czegoś między nami doszło, możesz być spokojna. Nie przekroczyliśmy granic, które uznaje się niestosowne.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Corinne była bardzo konserwatywna, pragnęła by jej świat pozostawał jak najbardziej niezmienny i stabilny, pełen wygód i luksusów – zaś jeśli chodzi o szerszy kontekst, to cieszyły ją przemiany społeczne dążące do dominacji czystej krwi nad nieczystą, do zwiększenia podziałów i do tego, by czarodzieje już nigdy więcej nie musieli ukrywać się przed mugolami. Zmiany były dobre, pod warunkiem, że promowały wartości jej bliskie. Czułaby natomiast duży opór, gdyby to szło w drugą stronę, czyli promowanie równości i znoszenie podziałów. A Corinne kochała podziały. Uwielbiała być ponad innymi, patrzeć z góry na tych, którzy nie urodzili się w szlachetnych rodach. Nie uważała niżej urodzonych za równych sobie i nigdy nie będzie. Czysta krew powinna znajdować się na piedestale, a ubodzy prostaczkowie powinni dziękować im na klęczkach za okazywaną łaskę. Działalność charytatywna była dobra, bo prosty lud wiedział, komu zawdzięczają pomoc w trudnych czasach. Im, wielkim rodom, nie zaś siejącym chaos zwolennikom równości.
Pokiwała głową; bardziej niż obraz interesowały ją jednak w tym momencie inne sprawy, szczególnie kwestia Mathieu. Był jej mężem, może nie znali się wcześniej, ale rody połączyły ich ze sobą, a ona chciała wiedzieć o nim jak najwięcej.
- Rezerwat wiele dla niego znaczy, dlatego w obecnych czasach, po sierpniowej tragedii, zmuszony jest przedłożyć jego sprawy ponad inne przyjemności. To między innymi dzięki niemu rezerwat tak szybko uporał się ze skutkami tamtych wydarzeń – rzekła; w towarzystwie nie dawała po sobie poznać że ją to smuci czy niepokoi, musiała stwarzać pozory, że nieobecność męża jest spowodowana sprawami najwyższej wagi związanymi z rodowym dziedzictwem, nie zaś unikaniem zobowiązań małżeńskich. Sama też wolała sobie to tak tłumaczyć – że Mathieu nie unika jej, tylko po prostu musi dbać o dziedzictwo swego rodu, które pewnego dnia będzie spuścizną również ich wspólnych dzieci. Ale ile jeszcze tak uda jej się go tłumaczyć, nim narodzą się plotki na temat tego, że Corinne jest widywana w towarzystwie bez małżonka? To przecież nie będzie świadczyć źle o nim, tylko o niej. W ich świecie to kobieta zawsze była obwiniana o problemy małżeńskie. Bo to ona powinna być dobrą żoną, przy której mąż będzie pragnął być.
- Mnie też kiedyś zabrał do rezerwatu, i pomijając tę część wizyty, w której posadził mnie nad księgami z których prawie nic nie rozumiałam, było to interesujące doświadczenie, przybliżające do dziedzictwa mego nowego rodu. – Bo smoki też jej koniec końców pokazał, przynajmniej te dorosłe, które można było podziwiać z obserwatorium, ale na wspomnienie położenia przed nią uczonej księgi wciąż się wzdrygała. Nigdy nie miała ciągotek do ślęczenia nad grubymi, starymi księgami, można ją było nimi wygonić. Była stereotypową płytką lady, której w głowie były tylko suknie, błyskotki, bale i herbatki z innymi damami, nie zaś wizyty w bibliotece. A Mathieu był naiwny, myśląc że mu pomoże w sprawach wymagających wiedzy, bo o smokach wiedziała tylko fundamentalne podstawy, które były omawiane na lekcjach w Hogwarcie. Nie mogła mu więc pomóc w sprawach, które wymagały znacznie większej wiedzy niż ta szkolna.
Ale była po prostu ciekawa relacji łączącej jej męża i Primrose. Kto by nie był? Chyba każda młoda małżonka, dowiadując się że mąż przed ślubem z nią kochał inną, chciałaby poznać jak najwięcej szczegółów. Było to zupełnie naturalne, że pytała, że chciała poznać tę część jego historii, zanim zapyta o to jego. Nie zapytała o to, żeby urazić czy zawstydzić Primrose, po prostu chciała wiedzieć.
Uniosła jednak brwi, słysząc tak szczerą odpowiedź, bo tego się nie spodziewała. Spodziewała się raczej zbywania, zapewnień że to tylko plotki i tym podobne.
- Czarnej magii? – zdziwiła się; oczywiście zdawała sobie sprawę, że mroczna magia była obecna w wielu szlacheckich domach, ale nie mówiło się o niej wprost, zwłaszcza że przez wiele, wiele lat pozostawała nielegalna. Mogła tylko przypuszczać, że jej pan ojciec ją znał, i może nawet nauczał jej brata, ją samą jednak trzymając od tego z dala. Miała uczyć się umiejętności niezbędnych przyszłej dobrej żonie, a nie wystawiać swe ciało na czarnoksięskie moce mogące upośledzić jej zdolności do rodzenia zdrowych dzieci. Mathieu też nigdy nie mówił jej o tym wprost, mogła tylko podejrzewać. A Primrose dość swobodnie o tym mówiła, nie lękając się ewentualnych konsekwencji tego, że ktoś przechodzący obok mógłby coś usłyszeć. Zdawała sobie też sprawę, że Mathieu popierał sprawę Rycerzy Walpurgii, ale nie wiedziała, jak wielkie jest jego zaangażowanie, ani że Primrose również do nich przynależy, bo o tym też jak dotąd nie rozmawiali. – Więc zbliżyła was wspólna sprawa i… nauka czarnej magii? Czy poznaliście się już wcześniej? – zapytała, po raz pierwszy patrząc na Primrose nieco inaczej. Już nie tylko jako na ekscentryczną damę o nietypowych upodobaniach modowych, ale też na osobę, która posiada w swoich rękach niebezpieczne umiejętności. A Corinne zdecydowanie wolałaby nie mieć wroga w kimś, kto może rzucić na nią klątwę lub coś w tym rodzaju. Czy zraniona lady Burke byłaby do tego zdolna, by odegrać się na Mathieu?
- To rody zdecydowały o naszym małżeństwie. Nie było mnie przy podejmowaniu decyzji. Nawet nie znałam Mathieu przed dniem, w którym powiedziano mi, że zostanę jego żoną – odezwała się, zastanawiając się jednocześnie, dlaczego nie wydano Mathieu za Primrose, skoro mieli się ku sobie. Ale też małżeństwo nie było koncertem życzeń, ani Mathieu, ani Primrose, ani Corinne nie mogli decydować samodzielnie o tym, z kim spędzą życie. Zawsze nad ich głowami byli ojcowie i nestorzy, którzy podejmowali decyzje, nie licząc się ze zdaniem samych zainteresowanych. Małżeństwa nie były aranżowane dla zadowolenia małżonków, a dla dobra rodów. Mathieu, czy tego chciał czy nie, musiał poślubić Corinne, bo tak nakazał mu nestor. Musiał istnieć powód, dla którego nestor odrzucił Primrose i znalazł dla Mathieu inną kandydatkę, i to w dodatku tak szybko. Ich ślub był aranżowany w pośpiechu, zupełnie jakby miał za zadanie ukryć jakiś skandal. Corinne nawet nie zdążyła nacieszyć się narzeczeństwem, a już stanęła na ślubnym kobiercu z obcym sobie mężczyzną. A Mathieu… kto wie, może jego serce wciąż biło do lady Burke? Musiała zapytać o to jego, kiedy nadejdzie ku temu okazja. Dla niej też nie była komfortowa myśl, że kochał inną, może nawet wyobrażał sobie ją, kiedy dzielili łoże? Primrose niejako potwierdziła plotki, że mieli bliską relację, ale o przekroczenie granic akurat jej nie posądzała; nawet jeśli lubiła się nietypowo nosić, to w każdym konserwatywnym rodzie wpajano im, że należy zachować czystość do ślubu.
- Do tej pory nigdy mi nie mówił o waszej relacji. Ale usłyszałam plotki, dlatego postanowiłam zapytać, skoro już nadarzyła się okazja do takiej rozmowy – odezwała się po chwili, by przełamać niezręczność, która pomiędzy nimi zaległa. I pewnie nawet gdy niebawem rozpocznie się aukcja, jej myśli wciąż będą krążyć wokół przeszłości Mathieu i kobiet, które kochał nim został przymuszony do ślubu z nią.
Pokiwała głową; bardziej niż obraz interesowały ją jednak w tym momencie inne sprawy, szczególnie kwestia Mathieu. Był jej mężem, może nie znali się wcześniej, ale rody połączyły ich ze sobą, a ona chciała wiedzieć o nim jak najwięcej.
- Rezerwat wiele dla niego znaczy, dlatego w obecnych czasach, po sierpniowej tragedii, zmuszony jest przedłożyć jego sprawy ponad inne przyjemności. To między innymi dzięki niemu rezerwat tak szybko uporał się ze skutkami tamtych wydarzeń – rzekła; w towarzystwie nie dawała po sobie poznać że ją to smuci czy niepokoi, musiała stwarzać pozory, że nieobecność męża jest spowodowana sprawami najwyższej wagi związanymi z rodowym dziedzictwem, nie zaś unikaniem zobowiązań małżeńskich. Sama też wolała sobie to tak tłumaczyć – że Mathieu nie unika jej, tylko po prostu musi dbać o dziedzictwo swego rodu, które pewnego dnia będzie spuścizną również ich wspólnych dzieci. Ale ile jeszcze tak uda jej się go tłumaczyć, nim narodzą się plotki na temat tego, że Corinne jest widywana w towarzystwie bez małżonka? To przecież nie będzie świadczyć źle o nim, tylko o niej. W ich świecie to kobieta zawsze była obwiniana o problemy małżeńskie. Bo to ona powinna być dobrą żoną, przy której mąż będzie pragnął być.
- Mnie też kiedyś zabrał do rezerwatu, i pomijając tę część wizyty, w której posadził mnie nad księgami z których prawie nic nie rozumiałam, było to interesujące doświadczenie, przybliżające do dziedzictwa mego nowego rodu. – Bo smoki też jej koniec końców pokazał, przynajmniej te dorosłe, które można było podziwiać z obserwatorium, ale na wspomnienie położenia przed nią uczonej księgi wciąż się wzdrygała. Nigdy nie miała ciągotek do ślęczenia nad grubymi, starymi księgami, można ją było nimi wygonić. Była stereotypową płytką lady, której w głowie były tylko suknie, błyskotki, bale i herbatki z innymi damami, nie zaś wizyty w bibliotece. A Mathieu był naiwny, myśląc że mu pomoże w sprawach wymagających wiedzy, bo o smokach wiedziała tylko fundamentalne podstawy, które były omawiane na lekcjach w Hogwarcie. Nie mogła mu więc pomóc w sprawach, które wymagały znacznie większej wiedzy niż ta szkolna.
Ale była po prostu ciekawa relacji łączącej jej męża i Primrose. Kto by nie był? Chyba każda młoda małżonka, dowiadując się że mąż przed ślubem z nią kochał inną, chciałaby poznać jak najwięcej szczegółów. Było to zupełnie naturalne, że pytała, że chciała poznać tę część jego historii, zanim zapyta o to jego. Nie zapytała o to, żeby urazić czy zawstydzić Primrose, po prostu chciała wiedzieć.
Uniosła jednak brwi, słysząc tak szczerą odpowiedź, bo tego się nie spodziewała. Spodziewała się raczej zbywania, zapewnień że to tylko plotki i tym podobne.
- Czarnej magii? – zdziwiła się; oczywiście zdawała sobie sprawę, że mroczna magia była obecna w wielu szlacheckich domach, ale nie mówiło się o niej wprost, zwłaszcza że przez wiele, wiele lat pozostawała nielegalna. Mogła tylko przypuszczać, że jej pan ojciec ją znał, i może nawet nauczał jej brata, ją samą jednak trzymając od tego z dala. Miała uczyć się umiejętności niezbędnych przyszłej dobrej żonie, a nie wystawiać swe ciało na czarnoksięskie moce mogące upośledzić jej zdolności do rodzenia zdrowych dzieci. Mathieu też nigdy nie mówił jej o tym wprost, mogła tylko podejrzewać. A Primrose dość swobodnie o tym mówiła, nie lękając się ewentualnych konsekwencji tego, że ktoś przechodzący obok mógłby coś usłyszeć. Zdawała sobie też sprawę, że Mathieu popierał sprawę Rycerzy Walpurgii, ale nie wiedziała, jak wielkie jest jego zaangażowanie, ani że Primrose również do nich przynależy, bo o tym też jak dotąd nie rozmawiali. – Więc zbliżyła was wspólna sprawa i… nauka czarnej magii? Czy poznaliście się już wcześniej? – zapytała, po raz pierwszy patrząc na Primrose nieco inaczej. Już nie tylko jako na ekscentryczną damę o nietypowych upodobaniach modowych, ale też na osobę, która posiada w swoich rękach niebezpieczne umiejętności. A Corinne zdecydowanie wolałaby nie mieć wroga w kimś, kto może rzucić na nią klątwę lub coś w tym rodzaju. Czy zraniona lady Burke byłaby do tego zdolna, by odegrać się na Mathieu?
- To rody zdecydowały o naszym małżeństwie. Nie było mnie przy podejmowaniu decyzji. Nawet nie znałam Mathieu przed dniem, w którym powiedziano mi, że zostanę jego żoną – odezwała się, zastanawiając się jednocześnie, dlaczego nie wydano Mathieu za Primrose, skoro mieli się ku sobie. Ale też małżeństwo nie było koncertem życzeń, ani Mathieu, ani Primrose, ani Corinne nie mogli decydować samodzielnie o tym, z kim spędzą życie. Zawsze nad ich głowami byli ojcowie i nestorzy, którzy podejmowali decyzje, nie licząc się ze zdaniem samych zainteresowanych. Małżeństwa nie były aranżowane dla zadowolenia małżonków, a dla dobra rodów. Mathieu, czy tego chciał czy nie, musiał poślubić Corinne, bo tak nakazał mu nestor. Musiał istnieć powód, dla którego nestor odrzucił Primrose i znalazł dla Mathieu inną kandydatkę, i to w dodatku tak szybko. Ich ślub był aranżowany w pośpiechu, zupełnie jakby miał za zadanie ukryć jakiś skandal. Corinne nawet nie zdążyła nacieszyć się narzeczeństwem, a już stanęła na ślubnym kobiercu z obcym sobie mężczyzną. A Mathieu… kto wie, może jego serce wciąż biło do lady Burke? Musiała zapytać o to jego, kiedy nadejdzie ku temu okazja. Dla niej też nie była komfortowa myśl, że kochał inną, może nawet wyobrażał sobie ją, kiedy dzielili łoże? Primrose niejako potwierdziła plotki, że mieli bliską relację, ale o przekroczenie granic akurat jej nie posądzała; nawet jeśli lubiła się nietypowo nosić, to w każdym konserwatywnym rodzie wpajano im, że należy zachować czystość do ślubu.
- Do tej pory nigdy mi nie mówił o waszej relacji. Ale usłyszałam plotki, dlatego postanowiłam zapytać, skoro już nadarzyła się okazja do takiej rozmowy – odezwała się po chwili, by przełamać niezręczność, która pomiędzy nimi zaległa. I pewnie nawet gdy niebawem rozpocznie się aukcja, jej myśli wciąż będą krążyć wokół przeszłości Mathieu i kobiet, które kochał nim został przymuszony do ślubu z nią.
Pamiętała jak Mathieu był dumny ze swojej pracy w rezerwacie, z jak wielkim entuzjazmem opowiadał o smokach oraz o tym czym się zajmuje w rezerwacie. To oczywiste, że każdy członek rodziny miał swój wkład w biznes jaki prowadzili. Evandra, jako lady doyenne również mocno się angażowała, ostatnio nawet o tym rozmawiały. Raczej każdy oczekiwał, że po tragedii jaka spadła na kraj, każdy z nich zrobi wszystko co w jego mocy, aby dołożyć swoją cegiełkę do jego odbudowy. Nie odbierała braku obecności Mathieu obok Corinne jako coś niepokojącego. To normalne, że każde z małżonków zajmuje się czymś innym.
Zerknęła na czarownicę gdy wspomniała o księgach. Nie wydawała się tym zachwycona.
-To bardzo dobrze, że wprowadza cię w szczegóły swojej pracy. – Odparła nie widząc nic zdrożnego w tym, że chciał jej wsparcia i pomocy. Dla lady Burke była to dość ekscytująca sprawa. Rzeczone księgi zdradzały wiele na temat tego co się działo w danym miejscu. Widziała to po tym jak pracowała nad koplanią. Księgi stanowiły najważniejszą wiedzę o jej stanie. –Można te istoty podziwiać godzinami. – Do dziś czuła lekkie podekscytowanie na samą myśl o tych stworzeniach. Tak bardzo majestatycznych. Być może, gdyby była mniej uparta, dziś sama by nosiła nazwisko Rosier, ale czy byliby zadowoleni z tego układu? Czy nie udusiłaby się pod wymogami lorda nestora, do których musiałaby się dostosować i przyjaźń z Evandrą wiele by tu nie zmieniła. Nie pasowała do Róż. Teraz to rozumiała. Po prawdzie, praktycznie nigdzie nie pasowała. –Tak. – Kiwnęła głową nierozumiejąc zaskoczenia Corinne. Nie było przecież tajemnicą, że czarna magia była w życiu, nie była od dawna magią zakazaną, choć nadal trudną. Lady Burke uważała, że nie każdy powinien zgłębiać jej tajniki. Nie dlatego, że była groźna, ale dlatego, że była potężna i niektórzy zwyczajnie nie powinni posiadać takiej siły na wyciągnięcie dłoni. Czarna magia wymagała szacunku i zrozumienia jej istoty. Choć ją poznawała oraz zgłębiała to nie używała nagminnie, zawsze zastanawiając się czy to rozsądne. Widziała co potrafi. –Znaliśmy się wcześniej, tak jak wszyscy się znamy przelotnie. Widywaliśmy się na sabatach czy polowaniach. – Upiła łyk drinka, a potem powróciła spojrzeniem do Corinne. –Poznaliśmy się lepiej kiedy ślęczałam nad książkami w bibliotece w Londynie. – Od tego się zaczęło. Nie wiedziała wtedy jak ta relacja się zmieni i jak bardzo będzie to dla niej burzliwy okres. –To oczywiste, że jesteś ciekawa i zadajesz pytania. Na twoim miejscu miałabym podobnie. – Mathieu nie wspominał o ich relacji swojej żonie. Nie wiedziała dlaczego, mogła jedynie się domyślać, że czuje do niej urazę, że go zraniła tak mocno iż postanowił całkowicie usunąć obecność lady Burke ze swojego życia. Nie mogła go za to winić. Powiedziała tego dnia wiele ostrich słównie, podobnie on. –Lepiej rozwiać wszelkie plotki niż żyć w niepewności. – Odstawiła pusty kieliszek i splotła dłonie przed sobą. –Mam nadzieję, że będziesz zadowolona ze swojego małżeństwa, lady Rosier. – Nie mogła mówić o szczęściu, choć kto wie, być może znajdą je za jakiś czas. Choć to był zwykle czysty biznes.
Tłum zebrany w galerii zafalował. Oznajmino, że aukcja zaraz się odbędzie.
-Idziemy? – Zapytała wskazując wejście do pomieszczenia gdzie się miała odbyć.
Zerknęła na czarownicę gdy wspomniała o księgach. Nie wydawała się tym zachwycona.
-To bardzo dobrze, że wprowadza cię w szczegóły swojej pracy. – Odparła nie widząc nic zdrożnego w tym, że chciał jej wsparcia i pomocy. Dla lady Burke była to dość ekscytująca sprawa. Rzeczone księgi zdradzały wiele na temat tego co się działo w danym miejscu. Widziała to po tym jak pracowała nad koplanią. Księgi stanowiły najważniejszą wiedzę o jej stanie. –Można te istoty podziwiać godzinami. – Do dziś czuła lekkie podekscytowanie na samą myśl o tych stworzeniach. Tak bardzo majestatycznych. Być może, gdyby była mniej uparta, dziś sama by nosiła nazwisko Rosier, ale czy byliby zadowoleni z tego układu? Czy nie udusiłaby się pod wymogami lorda nestora, do których musiałaby się dostosować i przyjaźń z Evandrą wiele by tu nie zmieniła. Nie pasowała do Róż. Teraz to rozumiała. Po prawdzie, praktycznie nigdzie nie pasowała. –Tak. – Kiwnęła głową nierozumiejąc zaskoczenia Corinne. Nie było przecież tajemnicą, że czarna magia była w życiu, nie była od dawna magią zakazaną, choć nadal trudną. Lady Burke uważała, że nie każdy powinien zgłębiać jej tajniki. Nie dlatego, że była groźna, ale dlatego, że była potężna i niektórzy zwyczajnie nie powinni posiadać takiej siły na wyciągnięcie dłoni. Czarna magia wymagała szacunku i zrozumienia jej istoty. Choć ją poznawała oraz zgłębiała to nie używała nagminnie, zawsze zastanawiając się czy to rozsądne. Widziała co potrafi. –Znaliśmy się wcześniej, tak jak wszyscy się znamy przelotnie. Widywaliśmy się na sabatach czy polowaniach. – Upiła łyk drinka, a potem powróciła spojrzeniem do Corinne. –Poznaliśmy się lepiej kiedy ślęczałam nad książkami w bibliotece w Londynie. – Od tego się zaczęło. Nie wiedziała wtedy jak ta relacja się zmieni i jak bardzo będzie to dla niej burzliwy okres. –To oczywiste, że jesteś ciekawa i zadajesz pytania. Na twoim miejscu miałabym podobnie. – Mathieu nie wspominał o ich relacji swojej żonie. Nie wiedziała dlaczego, mogła jedynie się domyślać, że czuje do niej urazę, że go zraniła tak mocno iż postanowił całkowicie usunąć obecność lady Burke ze swojego życia. Nie mogła go za to winić. Powiedziała tego dnia wiele ostrich słównie, podobnie on. –Lepiej rozwiać wszelkie plotki niż żyć w niepewności. – Odstawiła pusty kieliszek i splotła dłonie przed sobą. –Mam nadzieję, że będziesz zadowolona ze swojego małżeństwa, lady Rosier. – Nie mogła mówić o szczęściu, choć kto wie, być może znajdą je za jakiś czas. Choć to był zwykle czysty biznes.
Tłum zebrany w galerii zafalował. Oznajmino, że aukcja zaraz się odbędzie.
-Idziemy? – Zapytała wskazując wejście do pomieszczenia gdzie się miała odbyć.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Corinne rozumiała że rezerwat był dla Mathieu ważny, w końcu było to jego rodowe dziedzictwo. To chwalebne, że tak je pielęgnował, ale bardzo chciała mieć go więcej w swoim życiu, by w pełni cieszyć się żywotem mężatki. Chyba każda młoda żona chciała spędzać czas z mężem. Corinne chciała go w ogóle poznać, bo w momencie ślubu byli sobie zupełnie obcymi ludźmi.
Nie miała jednak wkładu w funkcjonowanie rezerwatu, bo była tylko damą, i to w dodatku wżenioną w ród z zewnątrz. Miała wydać na świat kolejne pokolenie Rosierów, i to była aktualnie jej główna rola. Bez żon i matek żaden ród nie mógłby przetrwać, bo kto rodziłby potomków?
- Liczyłam, że po prostu sam mi to przystępnie wytłumaczy. Niewiele byłam w stanie zrozumieć z tych ksiąg, skoro moja wiedza o smokach ogranicza się do wiedzy typowo szkolnej. Ale doceniam, że w ogóle mnie do rezerwatu zabrał, to na pewno nie ostatnia moja wizyta w tym miejscu. – Corinne nigdy nie ciągnęło do zawiłych ksiąg i poważnej nauki. Jeśli już widziało się ją z książką, to zazwyczaj było to coś z kategorii literatury pięknej. Naukowymi księgami można ją było wygonić, ale skoro tak słabo się znali, to Mathieu mógł nie wiedzieć o jej awersji do nauki zawiłej teorii. W Hogwarcie zawsze wolała migać się od nauki tak długo jak się dało, lekcje często odrabiali za nią inni, a kiedy niżej urodzeni walczyli o dobrą przyszłość, ona wraz z innymi młodymi lady zastanawiała się, jakie suknie ubiorą na debiutancki sabat. Pilną uczennicą była tylko w Ludlow, kiedy matka bądź guwernantka nauczały ją umiejętności niezbędnych na salonach oraz w małżeństwie. Z zapałem uczyła się malarstwa, gry na instrumentach, śpiewu, tańca balowego czy historii rodów Skorowidzu. Ale że największą namiętnością Mathieu były smoki, to powzięła postanowienie, że musi dowiedzieć się o nich więcej, by łatwiej do niego dotrzeć.
Czarna magia budziła w niej pewien niepokój, nigdy nie miała dość odwagi, by ją zgłębiać, zwłaszcza że mężczyźni w panieńskim rodzie trzymali ją od tego z dala i dawali do zrozumienia, że to sprawy, którymi dziewczęta się nie interesowały. Tak jak nie wpuszczali jej w pobliże trolli, tak samo nie używali w pobliżu niej czarnej magii ani tym bardziej nie zachęcali do zainteresowania się tą dziedziną, która mogłaby zagrażać jej dobremu zdrowiu i zdolnościom powicia dzieci. Wolano żeby zajmowała się sztuką, muzyką, kwiatami i innymi tego typu rzeczami. Ale może Burke’owie mieli inne podejście i nie izolowali swej córy od mrocznych mocy? W końcu mieli powiązania z Nokturnem, więc czarna magia na pewno była im bliska.
- A więc Mathieu i wtedy ciągnęło do ksiąg – uśmiechnęła się blado. No tak, dwie lubiące naukę dusze musiały zawrzeć bliższą znajomość właśnie w bibliotece. To nawet pasowało. A ona pewnie jeszcze była w tym czasie w szkole, w końcu była kilka lat młodsza od Primrose, a od Mathieu jeszcze więcej. Dzieliła ich niemalże dekada, samo to już miało wpływ na ich relacje. – Zdaję sobie sprawę, że jest sporo starszy i w czasie, kiedy ja byłam jeszcze w szkole, on już wiódł dorosłe życie i zawierał różne znajomości. Naiwnością byłoby z mojej strony myślenie, że przed ślubem nie interesował się żadną kobietą.
Na pewno przez jego życie przewijały się różne dziewczęta, może nawet miał więcej niż jeden obiekt westchnień, kto wie? Ona nie zdążyła przeżyć zauroczenia, bo wydano ją za mąż ledwie rok po debiucie, ale Mathieu korzystał z żywota kawalera znacznie dłużej. Ale koniec końców, nawet mężczyźni nie mieli pełnej wolności wyboru i również musieli podporządkowywać się woli rodu. Pamiętała swój ślub i to, że Mathieu nie był do niego entuzjastycznie nastawiony, delikatnie mówiąc. To kładło cień na jej wielkim dniu, bo przecież ona, Corinne Avery, miała być wspaniałą i wymarzoną kandydatką, a nie przykrym obowiązkiem. Została jednak Corinne Rosier, starała się dawać Mathieu przestrzeń i jak najlepiej wypełniać obowiązek żony, na tyle, na ile mąż jej na to pozwalał. A Primrose… Corinne właściwie trochę było jej żal, ale nestorzy rodów kierowali się własnymi interesami, często stawiając członków rodu przed faktem dokonanym, jeśli chodzi o aranżowanie małżeństw.
- Również mam taką nadzieję – pokiwała głową, myślami wracając do tych chwil, które w relacji z mężem były dobre. Pamiętała wciąż namiętną noc po rytuale z pierwszego sierpnia, kiedy to oboje spojrzeli na siebie zupełnie inaczej niż wcześniej, a także Noc Tysiąca Gwiazd, kiedy to Mathieu najpierw uratował ją i sprowadził do piwnic, a później otoczył opieką. Pomimo całej grozy tamtej nocy, w chwilach kiedy obecnie go przy niej nie było, pielęgnowała w sobie wspomnienie tego jak Mathieu wtedy się zachował. Potrafił być opiekuńczy i zaangażowany gdy wymagała tego sytuacja, więc ich relacja nie była z góry skazana na porażkę pomimo okoliczności, w jakich zaaranżowano ich ślub. Wierzyła, że mieli jeszcze szansę zbudować dobrą lub przynajmniej poprawną relację.
Nawet nie zauważyła kiedy czas tak szybko minął i goście galerii zostali zaproszeni do Sali Głównej, gdzie powoli zaczęli się kierować.
- Tak, chodźmy. Zaraz będziemy miały okazję zobaczyć, jakie dzieła zostaną wystawione. Jestem bardzo ciekawa. – Zaczęła odczuwać pewną ekscytację i ciekawość, szczególnie wyczekiwała momentu, kiedy to jej własne obrazy trafią na środek i staną się (na to liczyła) obiektem zażartej licytacji zwieńczonej sporym datkiem.
Mogły więc dołączyć do tych, którzy już tam zmierzali, oczekując swojej kolei na wejście i zajęcie miejsc. Czuła się mimo wszystko spokojnie, że poznała choć niewielki wycinek przeszłości męża. Może kiedyś przyjdzie czas i na inne detale, może on sam w końcu uchyli jakiegoś rąbka tajemnicy?
Nie miała jednak wkładu w funkcjonowanie rezerwatu, bo była tylko damą, i to w dodatku wżenioną w ród z zewnątrz. Miała wydać na świat kolejne pokolenie Rosierów, i to była aktualnie jej główna rola. Bez żon i matek żaden ród nie mógłby przetrwać, bo kto rodziłby potomków?
- Liczyłam, że po prostu sam mi to przystępnie wytłumaczy. Niewiele byłam w stanie zrozumieć z tych ksiąg, skoro moja wiedza o smokach ogranicza się do wiedzy typowo szkolnej. Ale doceniam, że w ogóle mnie do rezerwatu zabrał, to na pewno nie ostatnia moja wizyta w tym miejscu. – Corinne nigdy nie ciągnęło do zawiłych ksiąg i poważnej nauki. Jeśli już widziało się ją z książką, to zazwyczaj było to coś z kategorii literatury pięknej. Naukowymi księgami można ją było wygonić, ale skoro tak słabo się znali, to Mathieu mógł nie wiedzieć o jej awersji do nauki zawiłej teorii. W Hogwarcie zawsze wolała migać się od nauki tak długo jak się dało, lekcje często odrabiali za nią inni, a kiedy niżej urodzeni walczyli o dobrą przyszłość, ona wraz z innymi młodymi lady zastanawiała się, jakie suknie ubiorą na debiutancki sabat. Pilną uczennicą była tylko w Ludlow, kiedy matka bądź guwernantka nauczały ją umiejętności niezbędnych na salonach oraz w małżeństwie. Z zapałem uczyła się malarstwa, gry na instrumentach, śpiewu, tańca balowego czy historii rodów Skorowidzu. Ale że największą namiętnością Mathieu były smoki, to powzięła postanowienie, że musi dowiedzieć się o nich więcej, by łatwiej do niego dotrzeć.
Czarna magia budziła w niej pewien niepokój, nigdy nie miała dość odwagi, by ją zgłębiać, zwłaszcza że mężczyźni w panieńskim rodzie trzymali ją od tego z dala i dawali do zrozumienia, że to sprawy, którymi dziewczęta się nie interesowały. Tak jak nie wpuszczali jej w pobliże trolli, tak samo nie używali w pobliżu niej czarnej magii ani tym bardziej nie zachęcali do zainteresowania się tą dziedziną, która mogłaby zagrażać jej dobremu zdrowiu i zdolnościom powicia dzieci. Wolano żeby zajmowała się sztuką, muzyką, kwiatami i innymi tego typu rzeczami. Ale może Burke’owie mieli inne podejście i nie izolowali swej córy od mrocznych mocy? W końcu mieli powiązania z Nokturnem, więc czarna magia na pewno była im bliska.
- A więc Mathieu i wtedy ciągnęło do ksiąg – uśmiechnęła się blado. No tak, dwie lubiące naukę dusze musiały zawrzeć bliższą znajomość właśnie w bibliotece. To nawet pasowało. A ona pewnie jeszcze była w tym czasie w szkole, w końcu była kilka lat młodsza od Primrose, a od Mathieu jeszcze więcej. Dzieliła ich niemalże dekada, samo to już miało wpływ na ich relacje. – Zdaję sobie sprawę, że jest sporo starszy i w czasie, kiedy ja byłam jeszcze w szkole, on już wiódł dorosłe życie i zawierał różne znajomości. Naiwnością byłoby z mojej strony myślenie, że przed ślubem nie interesował się żadną kobietą.
Na pewno przez jego życie przewijały się różne dziewczęta, może nawet miał więcej niż jeden obiekt westchnień, kto wie? Ona nie zdążyła przeżyć zauroczenia, bo wydano ją za mąż ledwie rok po debiucie, ale Mathieu korzystał z żywota kawalera znacznie dłużej. Ale koniec końców, nawet mężczyźni nie mieli pełnej wolności wyboru i również musieli podporządkowywać się woli rodu. Pamiętała swój ślub i to, że Mathieu nie był do niego entuzjastycznie nastawiony, delikatnie mówiąc. To kładło cień na jej wielkim dniu, bo przecież ona, Corinne Avery, miała być wspaniałą i wymarzoną kandydatką, a nie przykrym obowiązkiem. Została jednak Corinne Rosier, starała się dawać Mathieu przestrzeń i jak najlepiej wypełniać obowiązek żony, na tyle, na ile mąż jej na to pozwalał. A Primrose… Corinne właściwie trochę było jej żal, ale nestorzy rodów kierowali się własnymi interesami, często stawiając członków rodu przed faktem dokonanym, jeśli chodzi o aranżowanie małżeństw.
- Również mam taką nadzieję – pokiwała głową, myślami wracając do tych chwil, które w relacji z mężem były dobre. Pamiętała wciąż namiętną noc po rytuale z pierwszego sierpnia, kiedy to oboje spojrzeli na siebie zupełnie inaczej niż wcześniej, a także Noc Tysiąca Gwiazd, kiedy to Mathieu najpierw uratował ją i sprowadził do piwnic, a później otoczył opieką. Pomimo całej grozy tamtej nocy, w chwilach kiedy obecnie go przy niej nie było, pielęgnowała w sobie wspomnienie tego jak Mathieu wtedy się zachował. Potrafił być opiekuńczy i zaangażowany gdy wymagała tego sytuacja, więc ich relacja nie była z góry skazana na porażkę pomimo okoliczności, w jakich zaaranżowano ich ślub. Wierzyła, że mieli jeszcze szansę zbudować dobrą lub przynajmniej poprawną relację.
Nawet nie zauważyła kiedy czas tak szybko minął i goście galerii zostali zaproszeni do Sali Głównej, gdzie powoli zaczęli się kierować.
- Tak, chodźmy. Zaraz będziemy miały okazję zobaczyć, jakie dzieła zostaną wystawione. Jestem bardzo ciekawa. – Zaczęła odczuwać pewną ekscytację i ciekawość, szczególnie wyczekiwała momentu, kiedy to jej własne obrazy trafią na środek i staną się (na to liczyła) obiektem zażartej licytacji zwieńczonej sporym datkiem.
Mogły więc dołączyć do tych, którzy już tam zmierzali, oczekując swojej kolei na wejście i zajęcie miejsc. Czuła się mimo wszystko spokojnie, że poznała choć niewielki wycinek przeszłości męża. Może kiedyś przyjdzie czas i na inne detale, może on sam w końcu uchyli jakiegoś rąbka tajemnicy?
Zabierać można znajomych, żona lorda Rosiera raczej miała nieograniczony wstęp do rezerwatu. W ten sposób przedstawiał jej to Mathieu.
-Pragnie, abyś była częścią jego świata.- Zauważyła, gdyż miała pewność, że tak właśnie jest. To samo opowiadał kiedy stali na klifach. Pragnął, aby jego żona była w pełni zaangażowana w działania rodu. Niestety jednocześnie chcieli, aby zapomniała skąd się wywodzi i jakie nazwisko wnosi do rodziny. Małżeństwa były połączeniem rodzin i ich wartości. Nie mogła pojąć, że wybierając daną kobietę oczekiwało się, że ta porzuci własne istnienie. Teraz sądziła, że chodziło o nią samą. Lord nestor nie chciał mieć lady Burke w swoim domu, lady Burke, której osobę ledwie tolerował i to ze względu na Evandrę. Nie podobały mu się jej poglądy i zachowanie. Nic dziwnego, obywaj z Ramseyem Mulciberem patrzyli tak samo na świat. Czego oczekiwała? Zaśmiała się w duchu z własnej naiwności. Niewielu miało szczęście pokochać drugą osobę i ją poślubić za zgodą głowy rodu. Nie liczyła na takie szczęście jakie miał Xavier, oczekiwała już, że uda się jej ułożyć życie jak Edgar i Adeline. Przez lata wypracowali relację, która opierała się na wzajemnym szacunku i przyjaźni, widocznej na każdym kroku ich wspólnego pożycia. -Skoro ma wiele na głowie, poproś współpracowników, aby cię wprowadzili w szczegóły i wytłumaczyli. Samodzielność jest oczekiwana od małżonek.- Żona miała być wsparciem dla męża, nie zaś kulą u nogi, którą trzeba się zajmować niczym małym dzieckiem.
-Na pewno ciągnęło go do działania. - Pokiwała głową. Wszyscy rwali się do pracy, do zmieniania świata, pełni wiary w wybraną drogę. I ona także. Widziała, jak wielkie możliwości niosło zaangażowanie w tę sprawę, jak wiele drzwi otworzyło się przed nią, mimo że tyle razy słyszała, iż jako kobieta powinna znać swoje miejsce. Znała je doskonale. Było dokładnie tam, gdzie sama je wyznaczyła.
Dostała już swoją nauczkę. Dwa razy. Nie chciała popełniać tego samego błędu po raz trzeci. Znalazła swoja chwilową ucieczkę, posmakowała zakazanego owocu. Mogła iść przez życie dalej, nawet jeżeli będą wytykać ją palcami, wyśmiewać się z jej wieku i stanu panieńskiego, nie miała zamiaru pozwolić, aby ją zranili. Poznawała swoją wartość, rozumiała, że ma przed sobą wiele do osiągnięcia.
Kształciła się w runach, w klątwach pod okiem brata, w artefaktach pod skrzydłami kuzyna, ekonomii i zarządzania pod baczeniem matki i ojca. Przygotowywała się do tego, aby nie być traktowana niczym głupia gęś, której daje się nagrodę celem pocieszenia i podarowania iluzji, że coś znaczy.
Upór i zawziętość w niej rosła z każdym dniem i nie miała zamiaru się poddawać. Czas na rozmowę jednak upłynął. Aukcja zaraz miała się zacząć. Odstawiła swój kieliszek, a następnie wraz z lady Rosier udała się do sali.
Nie miała zamiaru mścić się na Mathieu, podjął swoją decyzję i musiał teraz żyć z jej konsekwencjami.
|zt x 2(?)
-Pragnie, abyś była częścią jego świata.- Zauważyła, gdyż miała pewność, że tak właśnie jest. To samo opowiadał kiedy stali na klifach. Pragnął, aby jego żona była w pełni zaangażowana w działania rodu. Niestety jednocześnie chcieli, aby zapomniała skąd się wywodzi i jakie nazwisko wnosi do rodziny. Małżeństwa były połączeniem rodzin i ich wartości. Nie mogła pojąć, że wybierając daną kobietę oczekiwało się, że ta porzuci własne istnienie. Teraz sądziła, że chodziło o nią samą. Lord nestor nie chciał mieć lady Burke w swoim domu, lady Burke, której osobę ledwie tolerował i to ze względu na Evandrę. Nie podobały mu się jej poglądy i zachowanie. Nic dziwnego, obywaj z Ramseyem Mulciberem patrzyli tak samo na świat. Czego oczekiwała? Zaśmiała się w duchu z własnej naiwności. Niewielu miało szczęście pokochać drugą osobę i ją poślubić za zgodą głowy rodu. Nie liczyła na takie szczęście jakie miał Xavier, oczekiwała już, że uda się jej ułożyć życie jak Edgar i Adeline. Przez lata wypracowali relację, która opierała się na wzajemnym szacunku i przyjaźni, widocznej na każdym kroku ich wspólnego pożycia. -Skoro ma wiele na głowie, poproś współpracowników, aby cię wprowadzili w szczegóły i wytłumaczyli. Samodzielność jest oczekiwana od małżonek.- Żona miała być wsparciem dla męża, nie zaś kulą u nogi, którą trzeba się zajmować niczym małym dzieckiem.
-Na pewno ciągnęło go do działania. - Pokiwała głową. Wszyscy rwali się do pracy, do zmieniania świata, pełni wiary w wybraną drogę. I ona także. Widziała, jak wielkie możliwości niosło zaangażowanie w tę sprawę, jak wiele drzwi otworzyło się przed nią, mimo że tyle razy słyszała, iż jako kobieta powinna znać swoje miejsce. Znała je doskonale. Było dokładnie tam, gdzie sama je wyznaczyła.
Dostała już swoją nauczkę. Dwa razy. Nie chciała popełniać tego samego błędu po raz trzeci. Znalazła swoja chwilową ucieczkę, posmakowała zakazanego owocu. Mogła iść przez życie dalej, nawet jeżeli będą wytykać ją palcami, wyśmiewać się z jej wieku i stanu panieńskiego, nie miała zamiaru pozwolić, aby ją zranili. Poznawała swoją wartość, rozumiała, że ma przed sobą wiele do osiągnięcia.
Kształciła się w runach, w klątwach pod okiem brata, w artefaktach pod skrzydłami kuzyna, ekonomii i zarządzania pod baczeniem matki i ojca. Przygotowywała się do tego, aby nie być traktowana niczym głupia gęś, której daje się nagrodę celem pocieszenia i podarowania iluzji, że coś znaczy.
Upór i zawziętość w niej rosła z każdym dniem i nie miała zamiaru się poddawać. Czas na rozmowę jednak upłynął. Aukcja zaraz miała się zacząć. Odstawiła swój kieliszek, a następnie wraz z lady Rosier udała się do sali.
Nie miała zamiaru mścić się na Mathieu, podjął swoją decyzję i musiał teraz żyć z jej konsekwencjami.
|zt x 2(?)
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Sala południowa
Szybka odpowiedź