Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja
Lasy Cairngorms
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Lasy Cairngorms
Cairngorms w Szkocji to jeden z największych i najbardziej rozległych parków narodowych Wielkiej Brytanii; obszerne wysokie lasy roztaczające się na zboczach delikatnych gór są schronieniem dla tuzinów różnego rodzaju zwierzyny i ptactwa łownych, przez co w trakcie sezonu łowieckiego przyciągają ku sobie myśliwych nie tylko ze wszystkich stron Królestwa, ale i z dalszych zakątków Europy.
Część lasu wyodrębniona przez czarodziejów i chroniona zaklęciami, które sprawiają, że mugole nie odczuwają ochoty wejścia na ich tereny, są również ulubionym rejonem czarodziejskich polowań.
Część lasu wyodrębniona przez czarodziejów i chroniona zaklęciami, które sprawiają, że mugole nie odczuwają ochoty wejścia na ich tereny, są również ulubionym rejonem czarodziejskich polowań.
Nim się obejrzała, na miejscu zbiórki pojawiły się kolejni, zmęczeni uczestnicy i - po tym co dziś widziała - królem okazał się Ben. Z radością uwiesiła się na jego szyi, by uściskać i pogratulować. Nie zdziwiła się też, gdy...to Thibaud uplasował się na drugiej pozycji, jednak nim podjęła decyzję, by dać się złapać, został otoczony przez gratulującą rodzinę. Tylko na chwilę zatrzymała na nim spojrzeniem, by zaraz przywitać swego ojca - kolejnego zwycięzcę, którego obdarowała pocałunkiem w policzek. Adrien zadbał o to, by znajdowała się w pobliżu i nie znikła gdzieś pośród myśliwych, a i ona sama, z upolowanych dzików...poświęciła jednego dla - zebranych, pospołu z Benem. Nie zabawiała jednak długo, w końcu oddalając się do dworku, prawdopodobnie w towarzystwie ojca. Zdążyła pożegnać jeszcze z daleko bliskich, by umknąć, wiedziona przeczuciem, że duchy przeszłości i tak zdążą ją jeszcze złapać.
zt
zt
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
Ostatnio zmieniony przez Inara Carrow dnia 28.04.16 18:50, w całości zmieniany 1 raz
Szukał jej. Jego wzrok lawirował pomiędzy personami na miejscu zbiórki, pędząc właściwie na czele pościgu, był przekonany, że prędzej czy później na nią natrafi – przecież tam, wśród pierwszych jeźdźców, było jej miejsce. Jak na złość, i tym razem wyszczerzyła się do niego przewrotna fortuna. Dopiero po chwili dostrzegł w tłumie jej sylwetkę, ale było już za późno. Odchodziła. Stał i patrzył, a świat wokół niego zdawał się go właściwie w ogóle nie interesować – bo w tym momencie ważna była tylko ona. U boku ojca. Wycofał się, powinien ją złapać, kiedy będzie sama, choć coś podpowiadało mu, że właśnie stracił wyjątkową szansę. Porażka przyćmiła sukces odniesiony na polowaniu, pogratulował zwycięzcy – lepszemu od niego – i przyjął należną mu nagrodę, uprząż tłoczoną we florystyczne wzory. Dobrze prezentowałaby się na Claire, gdyby klacz wciąż żyła.
Dopiero wówczas dołączył do rodziny, z którą powrócił do Dover.
zt
Dopiero wówczas dołączył do rodziny, z którą powrócił do Dover.
zt
Gość
Gość
Miejsce, do którego aportował się Cassius, leżało na skraju lasu. Nie stanowiło zagrożenia rozszczepieniem czy utknięciem w leśnej gęstwinie, jednak znajdowało się daleko od ich celu. Z resztą nie mogli mieć pewności, gdzie dokładnie znajdował się zdrajca. Niejasne informacje o tymczasowym obozie zbiega pozwoliły ustalić jedynie wstępne położenie, jednak ciągle czekała na nich długa wędrówka. Oby krótka, by nie musieli poświęcić zbyt wiele czasu na bezcelowe krążenie między tymi samymi drzewami.
Stojąc obok drzewa, z trudem wdychał zapach lasu. Dzisiejsze doświadczenie z Victorią i jej perfumami obudziło w nim głęboko zakorzeniony wstręt do wszystkiego, co wiązało się z tymże miejsce. Usilne powtarzanie sobie, iż nie była to wędrówka po rodzinnym Sherwood na niewiele się zdało, choć w jakiś sposób pozwalało uspokoić skołatane myśli. Właśnie teraz usilnie potrzebował zemdleć na oczach towarzyszy nieświadomych jego choroby. Już sama teleportacja o tyle mil zmęczyła go dostatecznie, a powietrze wypełnione wonią drzew i krzewów niemal paliło w płuca. Jak więc miał rzucić jakiekolwiek zaklęcie, nawet to najprostsze, skoro czuł zmęczenie dzisiejszymi rewelacjami? Przecież przełożenie ich zadania nie wchodziło w rachubę. Byłoby to nie tylko ujmą na jego własnym honorze, ale prawdopodobnie straciliby wiele w oczach Riddle'a oraz pozostałych Rycerzy. Osobiste animozje czy choroby pokroju magicznego kataru nie miały znaczenia. W jego przypadku zmęczenie, tudzież znużenie były tylko stanem przejściowym. Wiedział jednak, że powrót do domu powita z ogromną ulgą. Jeśli zdoła tam dotrzeć.
Wysunąwszy różdżkę z rękawa płaszcza, dokładnie zbadał ją palcami skrytym pod skórzanymi rękawiczkami. Całe szczęście nie było zbyt wiele śniegu, choć mróz szczypał i wzbudzał marzenia o kieliszku grzanego wina wypitego przed kominkiem. Otaczająca Cassiusa ciemność nie była taka zła, lecz musiał podjąć próbę przepędzenia jej najprostszym zaklęciem. Nie chciał przecież krążyć po lesie i potknąć się o wystający korzeń jak największa na świecie oferma. Pewniej chwycił różdżkę, kciukiem masując ledwie wyczuwalny grawer rodowego herbu na rączce, po czym uniósł ją przed siebie do góry, wypowiadając myślami Lumos, jednocześnie stawiając przed sobą dodatkowe wyzwanie.
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cassius P. Nott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 71
'k100' : 71
Znalazł się na miejscu chwilę po Cassiusie, aportował się z cichym pyknięciem, a jego wzrok od razu przykuło rozpalone lumos na krańcu różdżki - początkowo nerwowo, nim rozpoznał w czarodzieju swojego towarzysza. Delikatnie trzymając w ręku różdżkę rzeźbioną w różane wzory rozejrzał się wokół siebie, nim ruszył wolnym krokiem ku Nottowi i powitał go zaledwie skinięciem głowy. Nie przez lekceważenie, bynajmniej, Tristan był skupiony na zadaniu i lekko otumaniony teleportacją, która nie wyszła mu tak sprawnie, jak to zaplanował. W podobnych sytuacjach... zawsze odczuwał pewien rodzaju strachu, dziwne gdyby było inaczej, myśl o tym, w jaki sposób Tom Riddle radził sobie z nieposłusznymi, zbuntowanymi czarodziejami, napawała grozą. Na miejscu uciekiniera mógł być każdy z nich - również on, również Cassius - gdyby tylko postanowili popełnić największy błąd swojego życia, błąd, który kosztowałby ich życie. Zastanawiał się nawet - kogo Tom Riddle posłałby za nim, gdyby zawiódł? Ramseya? Samaela? A może nawet przyszedłby osobiście? I co byłoby gorsze? Ale te masochistyczne myśli nie miały żadnego uzasadnienia, Czarny Pan był z niego dotąd zadowolony. I będzie zadowolony nadal, Tristan nie zamierzał zmieniać tego stanu rzeczy - choć nie mógł się wyzbyć wrażenia, że nie był jedynym, który tak pomyślał.
Las to sztampowe miejsce na kryjówkę, ale po kimś, kto zdradził Czarnego Pana, nie mogli spodziewać się wysokiego intelektu. W lesie łatwo było odnaleźć zwierzynę, błoto i śnieg chłonęły ślady, a naruszone krzewy łatwo wskazywały przebytą drogę. Chyba, że teleportował się w samo serce lasu, co wydawało się jeszcze bardziej lekkomyślne - wtedy już dawno mógłby być martwy, zeżarty przez niedźwiedzie. Tristan był tropicielem, łowcą smoków, choć smoka niewątpliwie trudniej przeoczyć niż wystraszonego czarodzieja.
- To nie powinno być trudne - mruknął, znalazłszy się już przy towarzyszu, stając bokiem ku niemu, a twarz odwracając w mroczną gęstwinę drzew. Słońce już zaszło, dobrze. Ich zguba będzie bardziej wystraszona, Liam nigdy nie był dobrze przystosowany do bardziej prymitywnych warunków życia. Był młodym czystokrwistym czarodziejem, zdecydowanie zbyt rozpieszczonym przez rodzinę. Możliwe, że nawet dołączenie do rycerzy było jedynie kaprysem jego ojca, sam Liam zawsze się bał. I zawsze miał wątpliwości. A wśród nich nie było przecież miejsca na wahanie. Spuścił wzrok na ziemię, oświetloną blaskiem różdżki Cassiusa; w śniegu odbite były ludzkie ślady stóp.
- Rozmyte, szeroko stawiane... jeśli to on, biegł. Myślał, że to wyścig? Pomyliły mu się zabawy, przecież gramy w chowanego. - Kącik jego ust drgnął, kiedy skinął Cassiusowi i zanurzył się w gęstą knieję, za śladami czarodzieja. - Słyszałeś coś, odkąd tu jesteś? - Ściszył ton głosu do szeptu, przecież nie chciał, żeby ktoś go usłyszał. - Homenum Revelio - szepnął, kierując różdżkę wzdłuż śladów, uciekinier nie mógł być daleko.
A polowanie czas zacząć.
Las to sztampowe miejsce na kryjówkę, ale po kimś, kto zdradził Czarnego Pana, nie mogli spodziewać się wysokiego intelektu. W lesie łatwo było odnaleźć zwierzynę, błoto i śnieg chłonęły ślady, a naruszone krzewy łatwo wskazywały przebytą drogę. Chyba, że teleportował się w samo serce lasu, co wydawało się jeszcze bardziej lekkomyślne - wtedy już dawno mógłby być martwy, zeżarty przez niedźwiedzie. Tristan był tropicielem, łowcą smoków, choć smoka niewątpliwie trudniej przeoczyć niż wystraszonego czarodzieja.
- To nie powinno być trudne - mruknął, znalazłszy się już przy towarzyszu, stając bokiem ku niemu, a twarz odwracając w mroczną gęstwinę drzew. Słońce już zaszło, dobrze. Ich zguba będzie bardziej wystraszona, Liam nigdy nie był dobrze przystosowany do bardziej prymitywnych warunków życia. Był młodym czystokrwistym czarodziejem, zdecydowanie zbyt rozpieszczonym przez rodzinę. Możliwe, że nawet dołączenie do rycerzy było jedynie kaprysem jego ojca, sam Liam zawsze się bał. I zawsze miał wątpliwości. A wśród nich nie było przecież miejsca na wahanie. Spuścił wzrok na ziemię, oświetloną blaskiem różdżki Cassiusa; w śniegu odbite były ludzkie ślady stóp.
- Rozmyte, szeroko stawiane... jeśli to on, biegł. Myślał, że to wyścig? Pomyliły mu się zabawy, przecież gramy w chowanego. - Kącik jego ust drgnął, kiedy skinął Cassiusowi i zanurzył się w gęstą knieję, za śladami czarodzieja. - Słyszałeś coś, odkąd tu jesteś? - Ściszył ton głosu do szeptu, przecież nie chciał, żeby ktoś go usłyszał. - Homenum Revelio - szepnął, kierując różdżkę wzdłuż śladów, uciekinier nie mógł być daleko.
A polowanie czas zacząć.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : rzut kością
'k100' : 76
'k100' : 76
Różdżka oświetlająca drogę delikatnie drżała mu w palcach, gdy wolnym krokiem podążał za Tristanem. Emocjonalne napięcie, towarzyszące przez cały dzień, nie mogło wydostać się na zewnątrz. Skrupulatnie trzymane pod kontrolą podsycało wewnętrzny ogień na tego, którego mieli przyprowadzić przed oblicze Riddle'a. Nie wątpił ani przez moment w myśl, że to właśnie na podłym zdrajcy wyładuje swe emocje i wyrażał bardzo cichą nadzieję, iż Rosier znajdzie sposób, by dostarczyli tchórza w jednym kawałku. Z resztą dla Toma pewnie i tak nie miało to większego znaczenia, skoro nie wydał jasnego polecenia, w jakim stanie mają doprowadzić zdrajcę.
Zastanawiając się nad losem, jaki spotka tego, za którym podążali, nie dostrzegał zmian. Niewątpliwie wkraczali w coraz gęstszy las pokryty śniegiem, ale i chyba znajdowali się coraz bliżej swojego celu. — Nie mógł uciec daleko — wyrzucił z siebie, roztaczając różdżką światło tak, by było go jak najwięcej. Wprawdzie niewiele mógł osiągnąć wymachiwaniem, lecz wolał nie ryzykować rzucania zaklęcia w stanie, który jasno wskazywał na jego niekoniecznie przydatne umiejętności. — Moglibyśmy rzucić Szatańską Pożogę — wyszeptał, uświadamiając sobie, że spalenie całego Cairngorms na niewiele by się zdało. Tchórz zdążyłby się deportować wraz z pierwszym swądem spalonego drewna.
— Mamy tylko jedną różdżkę — mruknął — chyba, że preferujesz zdanie się na instynkt łowcy. Jesteś w tym zdecydowanie lepszy ode mnie. — dodał, pieczołowicie wypatrując śladów, które mogłyby dać jakiś znak. Nawet najzwyklejszy kawałek porwanego płaszcza okazałby się pomocny. Poruszył delikatnie barkami, wyciągając różdżkę przed siebie. Był gotów podjąć próbę rzucenia czymkolwiek, co przyspieszyłoby poszukiwania, choć żadne użyteczne zaklęcie nie przychodziło mu na myśl.
— Jak sądzisz, ten pętak zabezpieczył się jakąkolwiek magią? — spytał nieco głośniej, wolną dłonią poprawiając kołnierz płaszcza. Otulenie się nim i tak nie pomogło zbyt wiele. Zimno wystarczająco mocno przedzierało się przez grube warstwy odzienia, a przecież byli tu tak krótko. A może nie czuł upływu czasu i tkwili w lesie od kilku godzin?
Zastanawiając się nad losem, jaki spotka tego, za którym podążali, nie dostrzegał zmian. Niewątpliwie wkraczali w coraz gęstszy las pokryty śniegiem, ale i chyba znajdowali się coraz bliżej swojego celu. — Nie mógł uciec daleko — wyrzucił z siebie, roztaczając różdżką światło tak, by było go jak najwięcej. Wprawdzie niewiele mógł osiągnąć wymachiwaniem, lecz wolał nie ryzykować rzucania zaklęcia w stanie, który jasno wskazywał na jego niekoniecznie przydatne umiejętności. — Moglibyśmy rzucić Szatańską Pożogę — wyszeptał, uświadamiając sobie, że spalenie całego Cairngorms na niewiele by się zdało. Tchórz zdążyłby się deportować wraz z pierwszym swądem spalonego drewna.
— Mamy tylko jedną różdżkę — mruknął — chyba, że preferujesz zdanie się na instynkt łowcy. Jesteś w tym zdecydowanie lepszy ode mnie. — dodał, pieczołowicie wypatrując śladów, które mogłyby dać jakiś znak. Nawet najzwyklejszy kawałek porwanego płaszcza okazałby się pomocny. Poruszył delikatnie barkami, wyciągając różdżkę przed siebie. Był gotów podjąć próbę rzucenia czymkolwiek, co przyspieszyłoby poszukiwania, choć żadne użyteczne zaklęcie nie przychodziło mu na myśl.
— Jak sądzisz, ten pętak zabezpieczył się jakąkolwiek magią? — spytał nieco głośniej, wolną dłonią poprawiając kołnierz płaszcza. Otulenie się nim i tak nie pomogło zbyt wiele. Zimno wystarczająco mocno przedzierało się przez grube warstwy odzienia, a przecież byli tu tak krótko. A może nie czuł upływu czasu i tkwili w lesie od kilku godzin?
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Musimy go przyprowadzić - odparł beznamiętnie, choć tonem, który wskazywał na to, że rozpatrywał propozycję Cassiusa całkiem serio, spalenie całego losu może nie byłoby roztropne, ale z całą pewnością skuteczne. I zrobiłby się trochę cieplej - podobne wyprawy w ciemnym styczniu nie były niczym przyjemnym, olbrzymie ognisko natychmiast stopiłoby śnieg i podniosło temperaturę... ale mieliby problem ze znalezieniem szczątek, a Tom Riddle prawdopodobnie wolał mieć tego człowieka żywego - prawdopodobnie, rozkazy nie były precyzyjne, ale łatwiej było zamienić żywego w martwego... niż na odwrót. Że zbieg mógłby się zwinąć bardzo łatwo przy pomocy teleportacji - o tym nawet nie pomyślał. Delikatnie trzymał wyciągniętą różdżkę, jarzącą się delikatnym, bladym światłem, które rozeszło się po lesie jak srebrzysta mgła, poprawnie rzucone przyniosło pozytywne efekty.
- Jest niedaleko - szepnął, bo zaklęcie wyraźnie wyczuło ludzką obecność, choć wciąż trudno mu było cokolwiek sprecyzować. Niedaleko. Ale jak bardzo niedaleko? W którą stronę niedaleko?
- Możliwe, że to pierwszy raz, kiedy widzi las z bliska - mruknął, przyglądając się drzewu oświetlonego przez poświatę wciąż palącego się lumos Cassiusa. - Nie ma pojęcia, jak się tutaj schować. Przecież go znamy. - Był jednym z nich, rycerzem. Ale zapomniał o najważniejszej z rycerskich cnót, o odwadze. Jego oko zawisło na korze owego drzewa na dłużej, choć światło różdżki nie oświetlało już tego miejsca, przykucnął przy nim, zanurzając dłoń w śniegu. Wydawało mu się, że coś było tutaj nie tak, jakby świeży ślad - może to tylko szyszka, orzech rzucony przez wiewiórkę, ale nie mogli pozwolić sobie na przeoczenie czegokolwiek. Jego dłoń odnalazła płaski okrągły metalowy krążek, knuta jeśli się nie mylił - ale dla pewności wstał i zbliżył się do drugiego z czarodziejów, ukazując znalezisko na otwartej dłoni, chcąc wysunąć je bliżej światła, niejako potwierdzając jego słowa - był w końcu łowczym.
- Jaka jest szansa, że niedawno biegł tędy inny czarodziej, niż nasz przyjaciel? - mruknął znów, dopiero teraz wznosząc porozumiewawczo wzrok na Notta. Milcząco, zastanawiając się nad jego nieoczywistym pytaniem. Jeśli się zabezpieczył, ich poszukiwania być może niebezpiecznie się przedłużą. - Mam nadzieję, że jeszcze nie zdążył się zabezpieczyć... ale pośpieszmy się, na wszelki wypadek - dodał więc, trudno stwierdzić, czy do siebie, czy do niego, ruszając dalej - leśną drogą, w nadziei, że ten baran przynajmniej jak dotąd się jej trzymał. Moneta nie mogła należeć do kogokolwiek innego.
- Jest niedaleko - szepnął, bo zaklęcie wyraźnie wyczuło ludzką obecność, choć wciąż trudno mu było cokolwiek sprecyzować. Niedaleko. Ale jak bardzo niedaleko? W którą stronę niedaleko?
- Możliwe, że to pierwszy raz, kiedy widzi las z bliska - mruknął, przyglądając się drzewu oświetlonego przez poświatę wciąż palącego się lumos Cassiusa. - Nie ma pojęcia, jak się tutaj schować. Przecież go znamy. - Był jednym z nich, rycerzem. Ale zapomniał o najważniejszej z rycerskich cnót, o odwadze. Jego oko zawisło na korze owego drzewa na dłużej, choć światło różdżki nie oświetlało już tego miejsca, przykucnął przy nim, zanurzając dłoń w śniegu. Wydawało mu się, że coś było tutaj nie tak, jakby świeży ślad - może to tylko szyszka, orzech rzucony przez wiewiórkę, ale nie mogli pozwolić sobie na przeoczenie czegokolwiek. Jego dłoń odnalazła płaski okrągły metalowy krążek, knuta jeśli się nie mylił - ale dla pewności wstał i zbliżył się do drugiego z czarodziejów, ukazując znalezisko na otwartej dłoni, chcąc wysunąć je bliżej światła, niejako potwierdzając jego słowa - był w końcu łowczym.
- Jaka jest szansa, że niedawno biegł tędy inny czarodziej, niż nasz przyjaciel? - mruknął znów, dopiero teraz wznosząc porozumiewawczo wzrok na Notta. Milcząco, zastanawiając się nad jego nieoczywistym pytaniem. Jeśli się zabezpieczył, ich poszukiwania być może niebezpiecznie się przedłużą. - Mam nadzieję, że jeszcze nie zdążył się zabezpieczyć... ale pośpieszmy się, na wszelki wypadek - dodał więc, trudno stwierdzić, czy do siebie, czy do niego, ruszając dalej - leśną drogą, w nadziei, że ten baran przynajmniej jak dotąd się jej trzymał. Moneta nie mogła należeć do kogokolwiek innego.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Nie był do końca przekonany, czy ktoś taki jak ten tchórz powinien ponownie stawać przed obliczem Riddle'a. Zdradził i musiał ponieść karę stosowną do występku, jednak sam nie miał pewności co do pozostawiania go żywym przez tak długi czas. Przecież nie składali obietnicy, że nic mu nie zrobią. Miał tylko przeżyć. Albo raczej aż, skoro reszta pozostawała w gestii Toma.
W milczeniu podążał obok Tristana, nie chcąc komentować żadnego ze stwierdzeń. Zachowanie ciszy pozwalało mu pozostać skupionym wystarczająco mocno, by nie przeoczył najważniejszych śladów, choć Merlin mu świadkiem, że nadmiar dzisiejszych emocji pragnął uzewnętrznić się jak najszybciej. Oczywiście nie był to jedyny powód, dla którego milczał. Przesadne rozprawianie o sposobach dekapitacji czy też tortur mogło zdradzić ich wyjątkowo niepewną pozycję w lesie. Ogrom śniegu zdawał się być przytłaczający, jednak był jedyną wskazówką, gdzie tchórz przebywał. Nierozważnie pozostawione ślady podeszew butów prowadziły niczym po nitce do kłębka i Cassius zdawał się być przekonany, że nie musieli podejmować szczególnego wysiłku, by dotrzeć do celu. Nie można było uciekać w nieskończoność.
Wędrując przez las w świetle Lumosa wydobywającym się z jego różdżki, przestał zwracać uwagę na wszystko inne. Czuł obecność Tristana obok i traktował to jako nieme zapewnienie, że staną do siebie plecami oraz ochronią wzajemnie w razie kłopotów. Co prawda nie wierzył, by w tak krótkim czasie ktokolwiek jego pokroju zdołał skrzyknąć swoich ludzi (jeśli jakichkolwiek posiadał), jednakże po nieprzewidywalnych, leśnych gęstwinach (nawet jeśli zimą nie było żadnego listowia) mógł spodziewać się wszystkiego. Ale to i tak nie miało większego znaczenia. Nie umiał przejmować się warunkami w obliczu zdrady, wszak był do głębi urażony takim postępowaniem i pragnął swojej małej zemsty.
—Spójrz tam — wymamrotał niezbyt wyraźnie, przerywając ciszę, by w tym samym momencie wyciągnąć lewe ramię gdzieś w ciemność. Nie miał pewności, czy to, co ujrzał było cieniem człowieka, czy omamem wywołanym przez zmęczeniem. — To chyba on — dodał, wyciągając rozżarzony koniec różdżki w kierunku, który wskazał. Może jeszcze nie zdążył ich dostrzec, a nawet jeśli, to oby nie mógł ich usłyszeć. — Surditas — szepnął, zaciskając palce na rączce różdżki.
W milczeniu podążał obok Tristana, nie chcąc komentować żadnego ze stwierdzeń. Zachowanie ciszy pozwalało mu pozostać skupionym wystarczająco mocno, by nie przeoczył najważniejszych śladów, choć Merlin mu świadkiem, że nadmiar dzisiejszych emocji pragnął uzewnętrznić się jak najszybciej. Oczywiście nie był to jedyny powód, dla którego milczał. Przesadne rozprawianie o sposobach dekapitacji czy też tortur mogło zdradzić ich wyjątkowo niepewną pozycję w lesie. Ogrom śniegu zdawał się być przytłaczający, jednak był jedyną wskazówką, gdzie tchórz przebywał. Nierozważnie pozostawione ślady podeszew butów prowadziły niczym po nitce do kłębka i Cassius zdawał się być przekonany, że nie musieli podejmować szczególnego wysiłku, by dotrzeć do celu. Nie można było uciekać w nieskończoność.
Wędrując przez las w świetle Lumosa wydobywającym się z jego różdżki, przestał zwracać uwagę na wszystko inne. Czuł obecność Tristana obok i traktował to jako nieme zapewnienie, że staną do siebie plecami oraz ochronią wzajemnie w razie kłopotów. Co prawda nie wierzył, by w tak krótkim czasie ktokolwiek jego pokroju zdołał skrzyknąć swoich ludzi (jeśli jakichkolwiek posiadał), jednakże po nieprzewidywalnych, leśnych gęstwinach (nawet jeśli zimą nie było żadnego listowia) mógł spodziewać się wszystkiego. Ale to i tak nie miało większego znaczenia. Nie umiał przejmować się warunkami w obliczu zdrady, wszak był do głębi urażony takim postępowaniem i pragnął swojej małej zemsty.
—Spójrz tam — wymamrotał niezbyt wyraźnie, przerywając ciszę, by w tym samym momencie wyciągnąć lewe ramię gdzieś w ciemność. Nie miał pewności, czy to, co ujrzał było cieniem człowieka, czy omamem wywołanym przez zmęczeniem. — To chyba on — dodał, wyciągając rozżarzony koniec różdżki w kierunku, który wskazał. Może jeszcze nie zdążył ich dostrzec, a nawet jeśli, to oby nie mógł ich usłyszeć. — Surditas — szepnął, zaciskając palce na rączce różdżki.
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cassius P. Nott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 61
'k100' : 61
Las gęstniał, księżyc jaśniał, a mróz nie przestawał doskwierać; polowanie w takich warunkach nie było niczym przyjemnym - ale zarówno pogoda, jak i pora dnia, działały raczej na ich korzyść. O ile polowanie mógłby określić jako mało komfortowe, o tyle samo ucieczka w podobnej atmosferze jawiła mu się jako odrażająca. Nachodzące go refleksje nie były niczym radosnym - Tristan bał się, bał się jak zawsze, że pewnego dnia to on znajdzie się po drugiej stronie różdżki Rycerzy. Nie pozwalał sobie na błędy, pozostawał wierny - ale wiedział, że błędy popełniał łatwo. Bardziej dlatego, niż wyczuwając nastroje przerażonego zająca, którego szukali, był nerwowy i czuł każde uderzenie swojego czarnego serca. Uciekiniera się nie bał. Walczyć miał wszak ramię w ramię z Cassiusem, któremu ufał - i którego miał za nader uzdolnionego czarodzieja.
Nie widział cienia. Nie dostrzegł poruszającej się sylwetki, patrzył w tym czasie w przeciwną stronę, niż Cassius, lecz kiedy tylko jego kompan zwrócił na siebie jego uwagę, Tristan zacisnął dłoń na rękojeści różdżki, odwracając się za jego głosem. W ciemnościach nie widzieli niezbyt dobrze, ale Rosier zaufał kompanowi właściwie na ślepo, i cisnął zaklęciem ledwie moment po nim - nie wiedząc, gdzie dokładnie celować, jako tarczę obrał miejsce, w które celował Nott.
- Orcumiano - wyrecytował płynnie, bez chwili zastanowienia. Zaklęcie Cassiusa cisnęło mocno, z pewnością skutecznie; i dobrze, pozbawionemu słuchu czarodziejowi nie będzie się łatwo bronić. Lumos zgasł, w ciemnościach oni dwoje byli równie niewidoczni, co cień ich uciekiniera. tym trudniej będzie mu ich wypatrzeć, jeśli pozbawiony zostanie jednego z dwóch kluczowych w tym momencie zmysłów.
Tristan miał dość tej wędrówki - rzucone przez niego zaklęcie być może było mało subtelne, ale z całą pewnością dość skuteczne, by powstrzymać czarodzieja przed ucieczką przez dłuższą chwilę. Będzie trzeba tylko pamiętać, żeby szybko odebrać mu wtedy różdżkę; jeśli tylko jej użyje, szukanie igły w stogu siania rozpocznie się na nowo.
Nie widział cienia. Nie dostrzegł poruszającej się sylwetki, patrzył w tym czasie w przeciwną stronę, niż Cassius, lecz kiedy tylko jego kompan zwrócił na siebie jego uwagę, Tristan zacisnął dłoń na rękojeści różdżki, odwracając się za jego głosem. W ciemnościach nie widzieli niezbyt dobrze, ale Rosier zaufał kompanowi właściwie na ślepo, i cisnął zaklęciem ledwie moment po nim - nie wiedząc, gdzie dokładnie celować, jako tarczę obrał miejsce, w które celował Nott.
- Orcumiano - wyrecytował płynnie, bez chwili zastanowienia. Zaklęcie Cassiusa cisnęło mocno, z pewnością skutecznie; i dobrze, pozbawionemu słuchu czarodziejowi nie będzie się łatwo bronić. Lumos zgasł, w ciemnościach oni dwoje byli równie niewidoczni, co cień ich uciekiniera. tym trudniej będzie mu ich wypatrzeć, jeśli pozbawiony zostanie jednego z dwóch kluczowych w tym momencie zmysłów.
Tristan miał dość tej wędrówki - rzucone przez niego zaklęcie być może było mało subtelne, ale z całą pewnością dość skuteczne, by powstrzymać czarodzieja przed ucieczką przez dłuższą chwilę. Będzie trzeba tylko pamiętać, żeby szybko odebrać mu wtedy różdżkę; jeśli tylko jej użyje, szukanie igły w stogu siania rozpocznie się na nowo.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : rzut kością
'k100' : 98
'k100' : 98
Nagłe zgaśnięcie światła z pewnością wzmogło czujność tchórza, choć sprawność, z jaką pojawiły się zaklęcia, nie pozwoliła na dostatecznie szybką reakcję. Panika i strach przed bezlitosnymi poplecznikami, od których nie można było przecież uciec, sprawiały, że stracił resztki kontroli. Uciekanie przed samozwańczym sądem nie mogło ciągnąć się wystarczająco długo. Ciemność otaczająca zewsząd pochłaniała go bez końca. Zdolność słyszenia nie raz ratowała mu skórę, gdy wzrok zawodził, lecz tym razem żaden ze zmysłów nie był w stanie pomóc. Utrata słuchu zachwiała z trudem utrzymywaną równowagę, jednocześnie nie pozwalając zareagować na drugi błysk światła, który sprawił, że ziemia pod stopami zmiękła na krótki moment, po czym zapadła się i wciągnęła swoją ofiarę w dół, z którego nie mógł wydostać się bez dodatkowej pomocy. Różdżka dzierżona w palcach ledwie pozostawała na swoim miejscu; niemal rwała się do ochrony swojego posiadacza, lecz ten nie był w stanie zdobyć się na odpowiednią inkantację. Twarz jego przybrała błagalny wyraz, gdy Nott wreszcie dotarł i nachylił się z cynicznym uśmieszkiem, celując w niego końcem różdżki, która pozbawiła go słuchu. Nie słyszał kpiącego Proszę wydobywającego się z ust Cassiusa. Nie słyszał nic.
Cassius zaś tkwił w nieruchomej pozie, sycąc się małym zwycięstwem nad pętakiem, przez którego musiał wkroczyć między przerażające go drzewa. Był przekonany, że to właśnie determinacja powstrzymała go przed rychłą ucieczką i wycofaniem się z powierzonego zadania, ale też głęboko wierzył w własną kontrolę nad emocjami, którym zamierzał dać upust właśnie teraz. Nie składał obietnicy, że tchórz i pętak będzie cały; żywy, owszem, lecz nie bez zbędnego uszczerbku na zdrowiu. Celując w niego różdżką, rozważał zaklęcie, którym mógł upokorzyć bezbronnego człowieka. Nie miał skrupułów przed dokonaniem czegoś tak haniebnego. Jakąkolwiek zdradę uważał za złamanie jego własnych zasad i choćby tylko z tego powodu pragnął ukarać krzywoprzysięzcę. Nie chciał wyrządzać mu trwałej krzywdy, a jedynie przestrzec przed niechybnym spotkaniem z Tomem. Z drugiej strony nie potrafił zostawić czegoś takiego bez jasnego sygnału, który dało się przekazać tylko jednym słowem. Trzymał je między wargami przez moment, nim w końcu pozwolił mu spłynąć z ust, ostatecznie piętnując wymierzaną karę. — Crucio — niemal szepnął, pragnąc zadać czysty, niemożliwy do opisania ból, zachowując spokój oraz powagę na twarz, w której tylko zimne spojrzenie, ukryte w mroku, dawało pozbawionemu słuchu tchórzowi znak, że chciał go ukarać.
Cassius zaś tkwił w nieruchomej pozie, sycąc się małym zwycięstwem nad pętakiem, przez którego musiał wkroczyć między przerażające go drzewa. Był przekonany, że to właśnie determinacja powstrzymała go przed rychłą ucieczką i wycofaniem się z powierzonego zadania, ale też głęboko wierzył w własną kontrolę nad emocjami, którym zamierzał dać upust właśnie teraz. Nie składał obietnicy, że tchórz i pętak będzie cały; żywy, owszem, lecz nie bez zbędnego uszczerbku na zdrowiu. Celując w niego różdżką, rozważał zaklęcie, którym mógł upokorzyć bezbronnego człowieka. Nie miał skrupułów przed dokonaniem czegoś tak haniebnego. Jakąkolwiek zdradę uważał za złamanie jego własnych zasad i choćby tylko z tego powodu pragnął ukarać krzywoprzysięzcę. Nie chciał wyrządzać mu trwałej krzywdy, a jedynie przestrzec przed niechybnym spotkaniem z Tomem. Z drugiej strony nie potrafił zostawić czegoś takiego bez jasnego sygnału, który dało się przekazać tylko jednym słowem. Trzymał je między wargami przez moment, nim w końcu pozwolił mu spłynąć z ust, ostatecznie piętnując wymierzaną karę. — Crucio — niemal szepnął, pragnąc zadać czysty, niemożliwy do opisania ból, zachowując spokój oraz powagę na twarz, w której tylko zimne spojrzenie, ukryte w mroku, dawało pozbawionemu słuchu tchórzowi znak, że chciał go ukarać.
We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Cassius P. Nott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 38
'k100' : 38
Samosąd - brzmiało chaotycznie, brzmiało złowrogo. Nawet Tristan wiedział, że powszechnie panujące prawo było gwarantem spokoju, ale co innego można zrobić, kiedy prawo zawodzi? Kiedy zawodzą wszystkie inne wartości, pokój przestaje być tą, której należy strzec za wszelką cenę, kiedy wyegzekwować należne można jedynie siłą - dlaczego z tego nie korzystać? Człowiek wszak dba tylko o siebie, gdyby było inaczej, świat byłby innym miejscem. Być może lepszym - a być może naiwnym i zbyt trudnym do zrozumienia dla ludzi takich jak on. Ciekawe, co na tym temat myślał ich zbieg? - różnica w poglądach zwykle różniła się znacząco w zależności od położenia, tym razem to on znajdował się na dole koła fortuny. Odgłos zaklęcia nie pozostawiał wątpliwości, ziemia zapadła się pod nogami mężczyzny i uwięziła go w głębokim dole, że trafił - poznał o jego krzyku. Dalej już nie ucieknie, psy gończe złapały mało chytrego lisa. I stały nad nim i wciąż szczerzyły kły. Sprawa, za którą walczyli, była zbyt ważna, żeby wykazywać się tchórzostwem takim jak on. Wokół gruzowiska wciąż unosił się kurz, zapewne jego gęstość przeszkodziła Cassiusowi w skuteczniej rzuconym zaklęciu, przez twarz ich zbiega - twarz, której nie widział, stojąc wciąż nieco dalej - przemknął jedynie mdły i bardzo krótki wyraz bólu. Zbyt krótki. Nie wiedział, co Tom z nim zrobi, ale gdyby znajdował się teraz po drugiej stronie różdżki, miałby nadzieję na śmierć: szybką, bezbolesną... i godną, służenie do końca życia pod postacią inferiusa, w pozbawionej trzeźwej myśli pustej powłoce swojego ciała, przerażała go chyba najbardziej. Czy byłby do tego zdolny? A czy on nie był zdolny do absolutnie wszystkiego?
Dopiero po chwili podszedł bliżej, do Cassiusa, na skraj dołu, zatrzymując się jednak w odległości na tyle bezpiecznej, by ziemia nie osunęła się do środka.
- Commotio - szepnął, mając nadzieję ogłuszyć go na tyle, by jego transport nie był żadnym problemem. Nie mogli ryzykować, że ich znajomemu wpadnie do głowy jakiś niezbyt rozważny pomysł. Patrzył wgłąb dołu, w głąb czarnego, nieprzeniknionego dołu, odnosząc upiorne wrażenie, że dół ten równie uporczywie patrzył się na niego.
Dopiero po chwili podszedł bliżej, do Cassiusa, na skraj dołu, zatrzymując się jednak w odległości na tyle bezpiecznej, by ziemia nie osunęła się do środka.
- Commotio - szepnął, mając nadzieję ogłuszyć go na tyle, by jego transport nie był żadnym problemem. Nie mogli ryzykować, że ich znajomemu wpadnie do głowy jakiś niezbyt rozważny pomysł. Patrzył wgłąb dołu, w głąb czarnego, nieprzeniknionego dołu, odnosząc upiorne wrażenie, że dół ten równie uporczywie patrzył się na niego.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Lasy Cairngorms
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja