Wydarzenia


Ekipa forum
Akwarium z ośmiornicą
AutorWiadomość
Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]05.03.16 22:11
First topic message reminder :

Akwiarum z ośmiornicą

★★
Akwarium z olbrzymią ośmiornicą znajduje się w centralnej części magicznego portu; skryte jest pod okrągłą wiatą, przez którą przechodzi główny skwer. Ośmiornica - jeśli wierzyć tabliczce - jest niesamowicie inteligentna i posiada zdolności jasnowidzenia. Kiedy podchodzisz do akwarium, ośmiornica podnosi jedną z piłeczek (możesz rzucić kością k100), a legenda, którą oznakowane jest akwarium, objaśnia wróżbę:

1-20: czerwona piłeczka - jeśli jesteś tutaj z osobą przeciwnej płci, wkrótce może połączyć was głębokie romantyczne uczucie, w innym przypadku - poróżni was kłótnia.
21-40: zielona piłeczka - wkrótce twój sekret może zostać objawiony, jeśli to coś ważnego - miej się na baczności.
41-60: żółta piłeczka - to twój szczęśliwy dzień, cokolwiek by się nie działo - los będzie ci sprzyjał (+1 do wszystkich rzutów na okres bieżącego miesiąca fabularnego).
61-80: niebieska piłeczka - zbyt długo zbierasz się, by coś zrobić - chcesz komuś o czymś opowiedzieć, wyznać, zrzucić z siebie pewien ciężar, ale nie możesz znaleźć właściwej chwili - właśnie nadeszła.
81-100: biała piłeczka - powinieneś uważać na swoje zdrowie bardziej, niż dotychczas (jeżeli któraś z postaci choruje na jakąkolwiek chorobę, w tym momencie rozpoczyna się jej atak).

Od wewnętrznej strony wiaty znajduje się kaligrafowany regulamin, którzy przestrzega przed dokarmianiem ośmiornicy.

Lokacja zawiera kości.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 22:28, w całości zmieniany 3 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Akwarium z ośmiornicą - Page 9 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]22.04.21 19:17
Świadomość zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia powinna była nastrajać w odpowiedni, pogodny nastrój, lecz to miejsce, ci ludzie, sztuczność całego portu porażała. Nie trzeba było szukać daleko, by to zrozumieć i Jayden odczuwał to silniej, niż można było przypuszczać. Ledwo co minął wszak siedzących w zgliszczach ludzi próbujących jakoś poradzić sobie z chłodem, a już wyszedł na udekorowaną z pompą promenadę strzeżoną przez patrole, które najwidoczniej wolały nie dostrzegać potrzebujących z alejki wcześniej. Jednak kogo on oszukiwał? Sądził, że będzie to wyglądało inaczej? Znów miał być naiwnym chłopcem, który myślał jedynie o pozytywnych stronach katastrofy? Sam przecież był hipokrytą zawieszonym między próbą unormowania sobie życia a odnalezieniem prawdy w tym chaosie. Był w końcu naukowcem - chaos był, powinien być dla niego numerologiczną prawdą. Nieodłącznym kryterium, pozwalającym definiować porządek. Pozwalającym na możliwość rozwoju, zmiany. Dlaczego więc nie postrzegał tego, co się działo w ten sposób? Czy problem nie leżał tam, gdzie źródło innych błędów? W ludziach? Wiedział wszak o antropicznej zasadzie, która głosiła, iż obecność człowieka we wszechświecie nie należała do przypadkowych. A skoro tak, ludzka rasa wpatrująca się w niebo determinowała prawdopodobieństwo w kosmologii, numerologii, astronomii, zwiększała ich szanse - samą swoją bytnością posiadała zasadniczy wpływ na powstawanie rozmaitych zjawisk we wszechświecie. Przetwarzała je w informacje i przekazywała je dalej. Gromadziła. Działo się tak, odkąd tylko pojawiła się na ziemi. Winna więc posiadać mądrość tysiąca lat tradycji, znać konsekwencje swoich czynów, przewidywać tragedie. A jednak tak właśnie się nie działo - mogli posiadać wszystko, a posiadali jedynie własną głupotę. Ograniczenie myślenia. Mogli wspólnie osiągnąć tak wiele; jedyne co osiągali to regres. Nie. Nie chciał i nie mógł tego zrozumieć. Nie tego był uczony i nie to zostało zakorzenione w sercu profesora, mającego nadzieję na to, iż ludzkość nie miała się całkowicie wyniszczyć. Bo chociaż filary, na których stał świat, chybotały się i upadały, coś musiało przetrwać. Ktoś musiał być na tyle silny, by wygrzebać się spod gruzów i zbudować nowy porządek. przywrócić rzeczywistości przejrzystość i prawdę. Wszak tylko to mogło zapewnić im przyszłość - transparentność, której nie byli w stanie osiągnąć w tym momencie...
Tego właśnie pragnął, patrząc na swoich synów. W to chciał wierzyć, myśląc o tym, co miało czekać ich dalej. Nie chciał pokazywać im walących się budynków, podczas gdy inni żyli w pałacach. Nie chciał mówić o tym, że status krwi miał znaczenie. Nie chciał tłumaczyć im, dlaczego publicznie przeprowadzano egzekucje na dzieciach, a ich przyjaciele znikali w niewyjaśnionych okolicznościach. Dlaczego ich matka została złapana i zabita... Nie. To było za dużo, a on się pomylił, przychodząc w to miejsce. Nieważne jak bardzo kochał Londyn, nie mógł zostać w stolicy dłużej, niż to było konieczne. Wiedział, że cokolwiek miało się dziać, zbliżający się okres Świąt miał spędzić w Irlandii z chłopcami i przez chwilę nie myśleć o tym, co działo się dokoła. A przynajmniej starać się, aby tak właśnie było... Kolejna naiwność pragnącego być świadomym człowieka. Czyż nie było to ironiczne? Być może właśnie dlatego wyciągnął z wózka marudzącego Cassiana, poświęcając mu całą swoją uwagę - żeby przestać o tym myśleć. Przestać chociaż raz, czując charakterystyczny niemowlęcy zapach zmieszany z aromatem mleka, które mali Vane'owie pili przed wyjściem.
Jayden?
Nie spodziewał się, by ktokolwiek miał go to rozpoznać. Wątpił, by ludzie rzucali się tłumnie po artykuły Horyzontów Zaklęć lub żeby zawracali sobie głowę obecnością jednego z setek innych czarodziejów kręcących się po stolicy. Nie był więc na to przygotowany. Słysząc jednak swoje imię, wyprostował się momentalnie, rozglądając się przez moment za źródłem głosu, który wpierw go zaskoczył, ale dość szybko znalazł swą właścicielkę w profesorskiej pamięci. Jeszcze zanim profesorskie oko spoczęło na sylwetce znajomej uzdrowicielki, wiedział, do kogo należał. - Cass? - Kobiece imię wyrwało się z męskiego gardła bliźniaczo do jej niepewnego słowa, jeszcze przed zwróceniem się do niej twarzą i odnalezienia należących do niej oczu. Dość łatwo ją znalazł. Dość szybko rozpoznał. Dość lekko pozwolił sobie na to, by po raz pierwszy od długiego czasu szczerość delikatnego uśmiechu sięgnęła oczu, tworząc na skroniach charakterystyczne linie. Nie wiedział, dlaczego tak się działo. Dlaczego pomimo tego wszystkiego, co się działo dokoła i czego byli świadkami, reagował w ten sposób. Nie wiedział, ale chyba też nie chciał wiedzieć, bo po prostu wtedy... Po raz pierwszy, a także po raz drugi sprowadziła na niego... Spokój. Dziwny i niewytłumaczalny, wcześniej poprzedzony dużą dawką strachu i niezręczności, ale jednak... Jednak nie potrafił myśleć przy niej trzeźwo, ale równocześnie nie czuł się już tak dawno pewien. Paradoks... Nawet nie zauważył, kiedy podszedł bliżej, skracając dzielący ich dystans i wciąż trzymając w jednym ręku Cassiego, a drugą prowadząc wózek. Nie widział oddalającej się wcześniej od kobiety dziewczynki, dlatego podświadomie uznał, że była sama i egoistycznie pomyślał, że miała dla niego kilka chwil... Przez moment po prostu wpatrywał się w nią bez słowa, nie robiąc sobie nic z faktu, iż na jego twarzy malowała się oczywista radość ze spotkania ukryta w mimice, spojrzeniu. Była ona nawet w głosie, gdy w końcu przerwał dziwną ciszę, pozwalając, by głos wydobył się z jego gardła. - Dobrze... Dobrze cię zobaczyć. Wyglądasz... Ja... Naprawdę dobrze cię widzieć. Ile to już czasu? - mówił, trochę nie wiedząc, co tak naprawdę powiedzieć. Wracał wszak wspomnieniami do ich ostatniego spotkania, od którego zaszło tak wiele zmian. Czy i w niej również? Oczywiście, że tak... Jak w każdym z nich. Gdyby tamtej nocy w jej lecznicy nie panowałby już półmrok, zauważyłby jeszcze większą bladość skóry, nieco zmatowiałe spojrzenie, ale teraz po prostu tam tkwił. Dopiero trzymany w jego rękach Cassian przypomniał ojcu o swojej egzystencji i tego, że Jayden miał pod swoją opieką również dwójkę jego braci. Dopiero wtedy astronom obrócił synka plecami do siebie, opierając je na swojej klatce piersiowej i pozwalając na to, by dziecięce oczy wpatrywały się w Cassandrę. - Wybacz. Trochę zaskoczyłem się tym spotkaniem i mogę gadać głupoty - stwierdził już nieco lżej, powracając na ziemię i poprawiając dłonią czapeczkę synka. Wiedział, że zachowywał się trochę pokracznie, ale ciężko było mu zachowywać dystans przy kimś takim jak ona. W końcu... Paradoks. Cała ta sytuacja wydawała się mimo wszystko mieć jakiś cel, jak ten, o którym rozmawiali ostatnio. Przeznaczenie. Los, a on zamierzał więc to wykorzystać. Zresztą nie wiedział, ile jeszcze czasu miała kobieta, a zamarznięcie w porcie raczej nie było jej celem. - Myślę, że to idealny moment - dodał więc, przekrzywiając głowę, by zerknąć na trzymane przez siebie niemowlę, a później przenieść wzrok na czarownicę. - Cassandro, przedstawiam ci Cassiana. Cassian to Cassandra. Dzięki niej masz swoje imię. - Piękne imię.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]13.05.21 18:36
Data do ustalenia

Ten jarmark był potrzebny, był triumfalny, niósł nadzieję i wiarę w kompetencje władzy, niósł zapomnienie od wojennej rzeczywistości. Cornelius Sallow pojawił się na miejscu w jednej ze swoich najbardziej eleganckich szat - tradycyjnej, staroświeckiej, takiej z jakiej Layla śmiałaby się w głos. Prawdę mówiąc, dwadzieścia lat temu również mógłby się ubrać w podobną szatę - moda była ponadczasowa, a takie stroje nosił jego własny ojciec.
Możliwe zresztą, że wyglądał dzisiaj jak swój własny ojciec - z ufryzowanymi włosami opadającymi na ramiona, odziany w czerń, wyprostowany jak struna, z poważną miną. Tiberius Sallow był niegdyś dla Corneliusa wszystkim, z czym kojarzyła mu się ich rodzina. Teraz sam wszedł w jego rolę, reprezentując na jarmarku nie tylko siebie i własny ród, ale i całe Ministerstwo. Doradzał w końcu w kwestii organizacji całego wydarzenia, dyskretnie pilnując by subtelna propaganda była obecna na każdym kroku. Chętnie przekona się, jak wypadło to wszystko na loterii. Własnoręczne podpisy Ministra Magii na niektórych z prezentów powinny być wspaniałym detalem, wisienką na propagandowym torcie. Jeszcze ludzie uwierzą, że Malfoy naprawdę się o nich troszczy - o każdego z nich.
Nie mógł pojawić się tutaj całkiem sam. Stan kawalerski trochę bolał przy oficjalnych okazjach, bardziej praktycznie byłoby być szanowanym wdowcem. W czerni i tak każdemu do twarzy. Cornelius nie zamierzał jednak niszczyć sobie życia tylko po to, by mieć się z kim pokazać w oficjalnym kontekście, ciąg nieudanych związków skutecznie go tego oduczył. Wiedział, że powinien kiedyś znaleźć narzeczoną, ale o posłuszne panny z odpowiednich rodzin wcale nie było aż tak łatwo. Zresztą, był bardzo zapracowany.
Dlatego zaproponował wyjście Faustusowi, który był dziś zajęty, więc Sallow uprzejmie poprosił o towarzystwo Forsythii. Była młoda, była śliczna, była jego rodziną i nie mogła odmówić.
Spisała się całkiem nieźle - posągowa i elegancka. Cornelius, spacerując z panną Crabbe pod ramię, był bardzo usatysfakcjonowany.
-Jak znajdujesz sobie jarmark, Forsythio? - gawędził protekcjonalnym tonem, oczekując, rzecz jasna, tylko komplementów. Na chwile szczerości mogli pozwolić sobie jedynie w klatce w ZOO jako pingwiny, w dzisiejszym kontekście ich relacje były ściśle określone. Forsythia, o dziwo (Faustus chyba by się z tym nie zgodził), wydawała się całkiem inteligentna i zapewne całkiem rozumiała ten fałsz. Grunt, że nie okazywała, czy jej to przeszkadza.
Cornelius mógłby ją nawet polubić, gdyby nie nasłuchał się od kuzyna o tym, jaka bywa krnąbrna. Przynajmniej nie przy mnie. Może to Faustus nie umie sobie radzić z dziećmi. - pomyślał z niekrytą dumą, bo on na pewno wychowałby ją lepiej. Wydawała się go szanować i w ogóle.
-Kupmy losy. - zaproponował i nonszalancko wyjął z portfela galeony. Zakupił los dla siebie, a następnie wyczekująco spojrzał na Forsythię. Maniery wymagały, by w normalnej sytuacji kupił prezent również dla niej, ale nie znajdowali się przecież w normalnej sytuacji. Loteria miała wspomóc Ministerstwo i ofiary tej wojny, a zatem panna Crabbe powinna dać dobry przykład i przeznaczyć na ten cel własne kieszonkowe, czy tam pensję z Ministerstwa, czy cokolwiek Faustus jej dawał. Kątem oka widział śliczne panny z białymi liliami - jarmark naprawdę był piękny i wszystko układało się tak, jak sobie wymarzył.

kupuję los & rzucam na lilie
Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Akwarium z ośmiornicą - Page 9 Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]13.05.21 18:36
The member 'Cornelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


#1 'Los' :
Akwarium z ośmiornicą - Page 9 A41GwLW

--------------------------------

#2 'k100' : 2

+
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Akwarium z ośmiornicą - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]13.05.21 20:36
Nie była pewna, czy dobrze rozpoznała jego profil, ale rzucone w jej kierunku spojrzenie utwierdziło ją w tym przekonaniu; Jayden Vane ostatnim razem objawił się przed nią w wyjątkowo nieoczekiwany sposób, ale widocznie ich kolejne spotkania miały być nie mniej zaskakującym splotem zdarzeń. Pośród tylu obcych twarzy wychwyciła tylko jedną znajomą - chyba gdzieś w sercu czując ulgę, że przetrwał to wszystko, że żył, wojna niosła za sobą straszliwe ofiary, całe ich mnóstwo, a gdyby to tylko zależało od niej, zakończyłaby się już dawno temu. Taka polityka była jej zdaniem zabawą chłopców, którzy nie do końca rozumieli, czym były śmierć i cierpienie, lecz żadnemu śmierciożercy nie powiedziałaby tego prosto w oczy; doskonale znała wolę Czarnego Pana i wiedziała, że jego słowo było ostatecznością, któremu nie wolno im było się sprzeciwić. Robiła zatem wszystko, co w jej mocy, by utrzymać przy życiu tych, którzy tę wojnę usiłowali zwyciężyć, którzy zwyciężali. Tak należało, nawet jeśli opowiedziała się po stronie w oczywisty sposób okrutniejszej.
- Zbyt dużo - odpowiedziała na jego powitanie, zastanawiając się, ile rzeczywiście minęło miesięcy od ich ostatniego spotkania. - To tutaj... - A ile od pierwszego? Które z nich było dziwniejsze, czy dzisiejsze, kiedy Anglia stała w ogniu? Pokręciła głową, kiedy jej usta wygięły się w rozbawieniu; od tamtego czasu zmieniła się Anglia i zmienił się Londyn, na ile zmienili się oni sami? - Ciebie równie dobrze widzieć, całego i zdrowego - odparła w końcu, uśmiechając się - łagodnie - na krótkie wytłumaczenie chaotycznie układanych zdań, była nie mniej zaskoczona od niego. Uśmiech zatańczył na jej ustach, kiedy spoglądała na dziecko, które miał na rękach; miało w rysach twarzy coś z niego, choć ciekawiło ją, kim była i co się działo z jego matką. Mężczyzna samodzielnie opiekujący się tyloma szkrabami w miejscu takim jak to musiał być w jej oczach samotny, nie wyobrażała sobie zająć się trojaczkami samodzielnie, a co dopiero - powierzyć to zajęcie jakiemukolwiek mężczyźnie. Imponował jej odpowiedzialnością. Mężczyznom, których znała, nie powierzyłaby nawet na jedno popołudnie bezpieczeństwa Lysandry, choć była od tych szkrabów już dużo starsza.
- Dzień dobry - przywitała się z dzieckiem, chcąc przykuć jego uwagę, jeszcze nim Jayden skończył mówić, nim wybrzmiał sens jego słów, sens, który sprawił, że zamarły jej usta, a napięcie usztywniło mięśnie twarzy, sens, który sprawił, że w jej oczach odbiła się dziwna iskra, a dotychczasowe łagodne rozbawienie ustąpiło całkowitej powadze. - Nazwałeś syna - Po mnie? Nie do kończyła, wpatrując się w oczy chłopca, jakby spodziewając się, jakże absurdalnie, dostrzec w nim coś więcej, coś swojego; nie spodziewała się takiego gestu, ani tym bardziej podobnej informacji. Czy niosła za sobą większą wagę? Ostatnim razem rozmawiali o przeznaczeniu, czy splot dwojga ludzi można było połączyć ze sobą sztucznie? Czy powinna się czuć - współodpowiedzialna za tego młodego człowieka, choć nikim dla niego nie była i nic nie znaczyła? Czy imię było niczym? Prorocy imion tą tylko metodą wróżyli czarodziejom wielką lub żadną przyszłość. - Ja... - Nie oderwała spojrzenia od twarzy chłopca, co mówiło się w takich sytuacjach? Powinna podziękować? Pochwalić wybór? Zapewnić, że imię uczyni go wielkim czarodziejem? Przelotnie spojrzała na jego dłonie, szukając obrączki. - Witaj, Cassianie, to dla mnie zaszczyt móc cię poznać - zwróciła się do niego, wciąż z powagą. - Mam nadzieję, że to imię przyniesie mu mądrość - odparła w końcu, szczęścia nigdy nie miała, wiedzy zawsze pragnęła, po części ją posiadła. - Nie spodziewałam się - dodała, szczerze, przenosząc spojrzenie ku dumnemu ojcu. - Jesteś tu sam? Gdzie ich matka? - zapytała wprost, choć czuła, że porywa się na tabu, na coś, o co pytać nie powinna. Czy to było ostrzeżenie trzeciego oka, czy kobieca intuicja, czy puste i fałszywe wrażenie, tego wiedzieć nie mogła. Kiedy wróciła ku nim Lysandra, położyła dłoń na jej ramieniu, zaciskając na nim palce w ciepłym uścisku, przyciągając niebo bliżej, by ją do siebie przytulić. Kątem oka wychwyciła złotą kulę i cukierki, które z niej wypadły, nachyliła się, by zamknąć jej rączkę na słodyczach - powinny przy niej zostać. Kula wyglądała na całkiem ciekawą ozdobę, ją też mogła zachować.
- Moja córka, Jaydenie, Lysandra. Lysandro, to mój znajomy, profesor Vane. Potrafi przeczytać wszystko, co zapisano w gwiazdach - Choć wierzy w szkiełko mędrca, nie w czucie i wiarę - Uczy astronomii w Hogwarcie. Już za parę lat będziesz miała okazję wykazać się przed nim swoją wiedzą - dodała, dziś Lysandra nie wiedziała wiele o gwiazdach, planetach i konstelacjach, ale nim zasiądzie pod Tiarą Przydziału, ten stan ulegnie pewnie zmianie; w ich domu było mnóstwo map nieba. Kąciki ust Cassandry uniosły się lekko w górę, kiedy wpatrywała się w twarz Jaydena. Życie naprawdę potrafiło zaskakiwać. - Czas szybko leci - przyznała, bo myśl o tym, że jej córka miała trafić do szkoły magii i czarodziejstwa, napawała ją szczerym przerażeniem. Nie chciała się z nią rozstawać na tak długo, na pół dzieciństwa. Zaskakująco uspokajającą wydała jej się myśl, że miała szansę spotkać tam kogoś, dla kogo jej los nie będzie obojętny.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]13.05.21 21:37
| w odpowiedzi na post Corneliusa

Ten jarmark był niepotrzebny. Maskarada, propaganda, zakłamanie jątrzące ranę na organizmie kochanej Anglii. Domyślała się, że wuj musiał maczać palce w organizacji tegoż wydarzenia, które miało stanowić klejnot koronny grudniowego chłodu, otulającego wojenne nastroje. Ludzie zaczynali głodować, zapasy ubożały, a oni urządzali jarmark… Skąd brano na to konkretnie pieniądze? Kto finansował nagrody? Ile zostało zmarnowanych pieniędzy w te lodowe rzeźby, które być może mogły stanowić ciepłe ciuchy dla sierot dotkniętych wojną? Sierot, które być może straciły rodziców przez fakt tego, jakiej były krwi. Paskudna ułuda utopii, na której myśl czarownicy robiło się niedobrze.
Oczywiście, gdy ojciec nie miał czasu dla swego kuzyna, wypychał wówczas we własne miejsce córkę, nie interesując się tym, co też właściwie w danej chwili robiła. Miała go zastąpić, należycie reprezentując nie tylko siebie samą, lecz również imię ojca, szczególnie gdy znajdowała się u boku ważnego polityka. Chociaż czy cała jej rodzina nie uzurpowała sobie tych ciepłych posadek w Ministerstwie od lat? Ze złością ściskała gorset, który raczyła odpuszczać sobie tak wiele razy. Wciąganie powietrza za każdym ściśnięciem, wydawało się niebywale trudnym zabiegiem, gdy trzeba to wszystko wykonać samemu. I po co? Żeby zadowolić ojca? Wuja? Czy może po prostu po to, aby nie dawać im powodów do podejrzeń? Wybrała jedną z tych sukienek, które Aquila uznałaby za godne takiej okazji, może nieco nazbyt biedna, jak dla szlachetnie urodzonej damy, lecz Sythia nigdy nie przepadała za zbytnim epatowaniem bogactwem. Podejrzewała, że Cornelius wystroi się niczym szczur na otwarcie kanału z tymi swoimi staroświeckimi szatami i pożal się Merlinie cylindrem od Parkinsonów, więc nie chciała go przyćmiewać – przecież był gwiazdą Ministerstwa. Welurowy materiał względnie przyjemnie układał się na smukłej sylwetce, podkreślając wcięcie w talii. Rant sukni po ubraniu odpowiednio wysokich trzewików przestał dotykać ziemi, a ciepły, granatowy płaszcz ściśnięty paskiem w talii, niemal tak ciasno jak gorset, odgradzał ciało od mrozu. Czy była jeszcze w stanie w tym oddychać? Przemknęła dłonią w kobaltowej rękawiczce po ciemnych futrzanych wykończeniach na płaszczu i ciężko wzdychając – ewidentnie dawno nie nosiła gorsetu – przyozdobiła upięte dziewczęco włosy ciemno-niebieską tiarą. Czarownica, jak malowana. Czarownica, prawie idealna, by stanowić ozdobę pod ramieniem samego Corneliusa Sallowa. Mogłaby sobą wzgardzić już niejednokrotnie, opluć własną twarz w odbiciu lustra, wbić paznokcie we własną skórę i obudzić się z tego paskudnego koszmaru zniewolonego jarzmem czarnoksiężników Londynu. Oprószone różem policzki i przyciemnione powieki podkreślały jej urodę, chyba tylko po to, aby uśmiech nie wydawał się, aż tak sztuczny. Była w tej chwili spłycona do roli pacynki – tu w Londynie, u boku tych, którzy rządzili, nie mogła pozwolić sobie na więcej. Wuj nie był dwurożcem, na którego mogłaby rzucić oszałamiające zaklęcie. Również nie był zwykłym czarodziejem, był legilimentą i to piekielnie dobrym, więc musiała dbać o to, aby sprawiać na tyle dobre pozory, by nie sięgał po różdżkę. Dziwnym trafem potrafił wzbudzić w niej większy szacunek niż Faustus, a może to dlatego, że mniej go znała? Może wydawał jej się przez to wszystko – paradoksalnie – bardziej ludzki?
Wodziła spojrzeniem po wystroju jarmarku, powoli krocząc u boku starszego czarodzieja. Starała się nie myśleć, po prostu odłączyć od tego co było tak głęboko w niej zakorzenione, na rzecz przedstawienia. – Wyborny – odpowiedziała wujowi, trzymając nerwy na wodzy. – Tyle czarownych atrakcji dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Pomyślano tu chyba o każdym, prawda? – zapytała, zerkając spod tiary na Corneliusa. Jej ton wydawał się przypominać, tak dobrze znaną Forsythii manierę mówienia jej szlachetnie urodzonej kuzynki. Jednak myśli zaczynały napływać niepokojącymi pytaniami, które stały za tymi względnie przyjemnymi słowami. Czy pomyślano o tych biednych? O tych skrzywdzonych? O tych, którzy stracili dach nad głową? O tych, którym tę głowę urżnięto? Nikły uśmiech zatańczył na rumianych policzkach, a ciepłe powietrze uleciało z mgiełką na mrozie. – I tak dobrze zadbano o ochronę. Można poczuć się bezpiecznie – dodała, łypiąc już spojrzeniem na mijanych funkcjonariuszy. O ironio, gdyby tylko znaleźć kilkoro odważnych, cały ten jarmarkowy trud mógłby obrócić się w pył… tylko co za tym następnie by poszło? Kolejna kwieciście ułożona propaganda wyjęta spod ręki tego, u którego boku stąpała?    
Podążała tam, gdzie Cornelius sobie tego zażyczył, pozostając w roli ozdobnej pacynki dla jego uciechy, jednak nieco dziwił ją fakt, że kazał jej samej zapłacić za los na loterii. Odpowiedziała jednak uśmiechem, wyciągając z niewielkiej torebki portmonetkę, a następnie odliczoną kwotę ułożyła w dłoni obcej czarownicy, zatrzymując spojrzenie na żółtawych pazurach, tak mocno kontrastujących z kolorytem rękawiczki okalającej dłoń panny Crabbe. Zaraz potem zerknęła na wuja i dostrzegłszy, jak wodził wzrokiem za pannami z białymi liliami, zaśmiała się cicho pod nosem. Najwyraźniej Pingwin nie zasługiwał na kwiaty, nieważne, jak bardzo uchodził za ważnego. – Chciałbyś kwiaty, wuju? – zagaiła, bacznie lustrując go spojrzeniem. – Szkoda, że to lilie. Kojarzą mi się z pogrzebami – westchnęła, nieco teatralizując własne słowa. – O ile przyjemniejsze byłyby… chociażby frezje. Co prawda droższe, lecz ich zapach wydaje się znacznie milszy, nie sądzisz wuju? A może wolisz jeszcze inne kwiaty? Powiedz, że forsycje, kłamco.

| kłamię (II) + kupuję los


I wciąż nie starczało, i ciągle było brak
Ciągle bolało, że ciągle jest tak

Forsythia Crabbe
Forsythia Crabbe
Zawód : Magizoolog w Ministerstwie Magii
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
l'appel du vide
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8816-forsythia-a-crabbe https://www.morsmordre.net/t8824-maypole#262975 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f299-brook-street-72 https://www.morsmordre.net/t8821-skrytka-bankowa-nr-2082#262964 https://www.morsmordre.net/t8822-forsythia-crabbe#262969
Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]13.05.21 21:37
The member 'Forsythia Crabbe' has done the following action : Rzut kością


'Los' :
Akwarium z ośmiornicą - Page 9 CkY9B64

+
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Akwarium z ośmiornicą - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]19.05.21 3:59
| odpowiadam na to i to

Pieprzony jarmark.
Friedrich Schmidt nigdy nie lubił takich zbiegowisk, niezwykle działały mu na nerwy. Nie mógł spokojnie stanąć w rogu by uważnie wodzić spojrzeniem po wszystkich zebranych, uważnie obserwując każdy, nawet najmniejszy gest jaki wykonywali. Miast tego odziany w czerń przechadzał się kolejnymi uliczkami, lawirując między nieuważnymi Anglikami. W Austrii podobna sytuacja nie miałaby miejsca. W Austrii wszystko posiadało swój porządek, nawet takie paskudne zbiegowiska jak to. Hugo Schmidt, szanowny martwy ojciec Friedricha niezwykle dobrze odnajdywał się w podobnym otoczeniu. Złotousty dyplomata zawsze otoczony był wianuszkiem wiernych psów, chętnych spijać prawdy z jego ust. Młody Schmidt tego talentu nie posiadał, znacznie lepiej odnajdując się w roli cienia uważnie obserwującego to, co działo się dookoła, w towarzystwie najwierniejszego z przyjaciół - gończego austriackiego, który teraz dumnie kroczył u boku swojego właściciela.
Pieprzony jarmark.
Nie wiedział, co go podkusiło aby się tu pojawić, z każdym kolejnym krokiem miał jednak wrażenie, iż było to błędem. Krok szmalcownika był pewny, pozbawiony najmniejszego zawahania - miasto należało do Rycerzy Walpurgii, a on był jednym z nich. Tym, który własnoręcznie wymordował część szlamu, przyczyniając się do odzyskania władzy w stolicy obcego kraju, mimo iż winien być równie bliski jego sercu, co Austria. Bystre spojrzenie zielonych ślepi uważnie wodziło po otoczeniu, to zatrzymując się na którymś z funkcjonariuszy by kiwnąć mu głową, to na bliżej nieokreślonym celu bądź osobie, która w tym momencie wydała mu się podejrzana. A Friedrich Schmidt nie zwykł ufać nikomu. W końcu wypatrzył to, co interesowało go najbardziej - loterię. Dotarły go słuchy o niezwykle interesujących nagrodach jakie przygotowało Ministerstwo Magii i nie miał zamiaru tego przegapić, skoro już postawił swoje kroki w tym paskudnym zbiegowisku.
Wpierw nie zauważył, że posiada towarzystwo - ot podszedł do stoiska by wręczyć kilka monet osobie odpowiedzialnej za stoisko, z zamiarem szybkiego od niego odejścia. Otto jednak miał inne plany, z zainteresowaniem podszedł do pewnej czarownicy, by powąchać jej suknię, niezwykle zainteresowany jej osobą,  co Friedrich zauważył jedynie kątem oka. - Zum bein, Otto. - Rzucił do psa i dopiero proszące skomlenie jakie wydarło się z psiego gardła gdy futrzak wróćił do właściciela sprawiło, że zielone ślepia powędrowały w kierunku czarownicy. Znajomej, zapamiętanej mimo iż mieli okazję rozmawiać jedynie klika chwil. Kim byłby jednak, gdyby nie miał pamięci do twarzy? Na tym polegała spora część wszelkich fachów, jakich łapał się w życiu.
- Panno Crabbe. - Zwrócił się do czarownicy kiwając jej głową w geście powitania. Zupełnie tak, jak zwykł uczyć go ojciec. Radosne ślepia psa nie odrywały się od sylwetki Forsythii, a psi ogon merdał radośnie, jakoby chciał zaprosić dziewczę do zabawy. - Muszę przyznać, że ma panna coś w sobie, panno Crabbe. Otto zwykle nie zaczepia nieznajomych, jest nieufny. Mam nadzieję, że nie przyprawił  panny o dyskomfort? - Silny, niemiecki akcent niezmiennie wybrzmiewał w jego słowach, a zielone spojrzenie spoczywało na kobiecie, mając nadzieję, że nie jest jedną z tych nawiedzonych kwok, bojących się zwykłego psa bądź potworem, który za nimi nie przepada.  Dopiero po chwili ślepia szmalcownika powędrowały w kierunku towarzyszącego jej mężczyzny. Ojciec? Oby, gdyż gdzieś w środku zawiodłaby go równie podłym gustem. Towarzyszący jej mężczyzna przypominał Schmidtowi wypacykowanego pajaca, gotowego by ktoś począł pociągać za jego sznurki. Twarz wydawała się mu być znajoma, w tej chwili jednak nie był w stanie skojarzyć skąd dokładnie. A ty coś za jeden? Zdawało się mówić nieprzyjemne spojrzenie, jakie powędrowało w kierunku mężczyzny, nim zielone ślepia, z łagodniejszym w nich wyrazem, powróciły w kierunku panny Crabbe, po drodze zerkając na towarzyszącego mu psa który, gdyby nie polecenie, pewnie już łasiłby się do czarownicy. Dziwne. Bardzo dziwne.



|Rzuty:
1. Los
2. Lilie

/zt. dla Cornela, Forki i Frieda, idziemy dalej.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]19.05.21 3:59
The member 'Friedrich Schmidt' has done the following action : Rzut kością


#1 'Los' :
Akwarium z ośmiornicą - Page 9 OhxEjFj

--------------------------------

#2 'k100' : 25

+
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Akwarium z ośmiornicą - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]19.05.21 16:19
|odpowiadam na post Cassandry

Świat dorosłych był jej obcy, czasami miała do niego prawo wstępu, ale w większości wypadków pozostawał miejscem, do którego miała wstąpić z czasem. Teraz nadal pozostawał obcy, pełen nagłych skrętów i pagórków. Nieświadoma matczynych rozterek i rozdarć otwierała swoją nagrodę widząc cukierki. Ucieszyła się na ich widok wiedząc, że będzie je trzymać na specjalną okazję. Takich podarunków nie mogła zmarnować. Odnalazła wzrokiem matulę i mężczyznę, z którym rozmawiała, do których zaraz podbiegła niczym mała sarenka, która przeskakuje zbyt duże połacie śniegu na swojej drodze. Przylgnęła do boku matki pod czułym gestem i spojrzała na czarodzieja. Wyciągnęła w jego stronę drobną dłoń.
-Miło mi pana poznać. - Powiedziała do razu, gdyż wiedziała, że grzecznością było przywitać się. - Jestem Lysandra - Przedstawiła się choć matka już zdążyła to za nią zrobić. Patrzyła z ciekawością na mężczyznę, który miła być jej nauczycielem za parę lat. Skoro był znajomym matuli będzie musiała przyłożyć się do nauki dwa razy mocniej aby nie przynieść jej wstydu. Gwiazd jeszcze nie rozumiała, nie znała ich znaczenia, nie potrafiła z nich zbyt wiele wyczytać, ale nie przeszkadzało to małej sroce się nimi zachwycać w ciszy. Lubiła patrzeć nocami w rozgwieżdżone niebo i snuć opowieści, którymi najczęściej dzieliła się z Umhrą, a ten był dzielnym słuchaczem. Schowała swoje nowe skarby w kieszeni spódnicy i rozejrzała się dookoła patrząc co też innego dzieje się na jarmarku. Nie opuszczając boku Cassandry i nie przeszkadzając dorosłym w ich rozmowach patrzyła jak inne dzieci obrzucają się śnieżkami i bawią w berka. Była ciekawa czy mała lady Burke też się zjawi w takim miejscu? Z dziewczynką z ponurego Durham złapała szybko kontakt i choć różniły się, pochodzące z różnych światów to nie przeszkodziło im aby się zaprzyjaźnić. Znalazły wspólny język w sposób prosty i łatwy, jak tylko potrafią to dzieci, które nie znają obaw i uprzedzeń ze świata dorosłych. Dopiero miały to poznać, zrozumieć i nauczyć się obsługiwać.


The girl...
... who lost things
Lysandra Mulciber
Lysandra Mulciber
Zawód : Mała Sroka
Wiek : 7
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
A siedem to sekret nigdy niezdradzony
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Dzieci
Dzieci
https://www.morsmordre.net/t9682-lysandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t10422-listy-do-malej-sroki https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t10412-lysandra-vablatsky#314803 https://www.morsmordre.net/t9815-lysandra-vablatsky
Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]19.05.21 17:57
Splot wydarzeń sam w sobie niósł coś więcej niż przypadek. Tak jak wcześniejsza, niespodziewana teleportacja rzuciła go w miejsce należące do uzdrowicielki, tak i to spotkanie miało powód, by nigdy się nie wydarzyć. A jednak się wydarzyło. Działo się. Ile działań na mikro i makroskalę musiało się złączyć, aby doszło ono do skutku? Mogła nie obrócić się w jego stronę, nie przykuć uwagi, mogli rozminąć się o kilkanaście sekund, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Mógł wyjść później lub wcześniej z rodzinnego domu. Mógł skręcić w złą alejkę. Śnieżna zamieć mogła go spowolnić lub przestraszyć na tyle, by nie kontynuował spaceru. Jako człowiek nauki, jako zwolennik teorii racjonalizmu krytycznego i przeciwnik działania losowego we Wszechświecie doskonale zdawał sobie sprawę z braku takowych przypadków. Jego praca i doświadczenie przeczyły wszystkiemu, co ludzkość starała się upchnąć pod nazwę losu - niezależnej od nich energii, której nikt i nic nie był w stanie kontrolować. Konformizm ludzki nie znał jednak granic, a zasłanianie się kolejnymi abstrakcjami, by zalepić własne wady, powodował wstrzymanie rozwoju. Który w swych skutkach koniec końców przeradzał się w regres. Jak kiedykolwiek mieli iść dalej, skoro pozwalali sobie na życie w zabobonach, lenistwie, braku logiki. Jak mieli być światłą rasą, która w głównej mierze wierzyła w to, że coś losowego kierowało ich życiem? Równie dobrze mogliby oddać władzę oraz decyzje zwierzęciu i interpretować jego ruchy po swojemu. Czy to też byłby przypadek, czy jednak ich własne, zamierzone działanie? Jayden uważał, że winni byli przeciwstawić się irracjonalizmowi. Odrzucić zbędną filozofię spekulatywną. Sprzeciwić się radykalnemu empiryzmowi. Zacząć myśleć o przyszłości, która nierozerwalnie była związana z każdym innym wymiarem nazywanym przeszłością i teraźniejszością. Były to znów jedynie abstrakcyjne twory myślowe, stworzone na potrzebę organizacji rzeczywistości - zlewały się one w jedno, tworząc jedynie chwilę obecną i zamykając w sobie każdy czas. Każde tchnienie. Każdą wersję. Wszystko. To wszak człowiek wymyślił słowa, określenia. Wymyślił również i czas, który jedynie ograniczał ludzkie patrzenie. Wiedząc to, zdając sobie z tego sprawę, jak mogli więc pozwolić, by rzeczywistość, jaką aktualnie mieli, istniała? Zdawał sobie sprawę, że nie pasował swoimi przekonaniami do aktualnie panujących, jednak nie zamierzało mu to przeszkadzać w rozpowszechnianiu, mówieniu o nich. Nie, gdy niósł je w sobie.
Spotkanie Cassandry było przyjemnym odbiciem się od krajobrazu otaczającego portowy skwer. Napotkaniem kogoś, kto pozwolił na odrobinę zrozumienia. Na poczucie spokoju, z którym miał aktualnie niewiele wspólnego. Nietrudno było zauważyć, że mieszał się pod jej spojrzeniem, szczególnie słysząc miłe słowa. Ciężko było reagować w inny sposób, skoro rzeczywistość w wielkim stopniu była aktualnie zaprzeczeniem porozumienia międzyludzkiego. - Dziękuję - powiedział jednak szczerze będąc jej wdzięcznym. Nie przerywał też zapoznania się między kobietą a jego synem, gdy mieli tę urwaną chwilę dla siebie. Jedynie obserwował tę pełną czułości interakcję. Mogła przecież i powinna zachodzić regularnie między chłopcami a ich matką - to śmieszne, bo przecież spotkanie z własną rodzicielką równało się ilości spotkań trojaczków z Cassandrą. Z Pomoną mieli jedynie ten krótki, kilkugodzinny moment przy porodzie. Nigdy więcej ani nigdy później... - Te brzdące w wózku to Arden i Samuel. - Wskazał brodą leżących wciąż w najlepsze pod ciepłym kocykiem chłopców. Nie chciał przecież, żeby stojąca przed nim czarownica czuła zmieszanie. Które i tak wywołał, widząc pojawiającą się na jej twarzy powagę i niedokończone pytanie wymalowane na jej wargach. Nie mógł jednak jej powiedzieć, że dla każdego ze swoich synów musiał wybrać imię samodzielnie. Nawet gdy rozmawiali z żoną o możliwościach, napomknął o Ardenie, ale nigdy nie doszli do porozumienia. Zawsze coś im przerywało ów rozważania. - Przyniesie na pewno - odparł, uśmiechając się ciepło, gdy wspomniała o mądrości idącej za imieniem. Zaraz jednak lekko spoważniał. - Przepraszam, jeśli... Nie chciałem cię wprowadzać w skrępowanie - wytłumaczył się, szybko łapiąc się na tym, że kolejne słowa kobiety zbiły go z tropu. Nie pomyślał o tym... Dlaczego nie myślał? Powinien był wiedzieć... Gdzie była jego żona? Matka jego dzieci? - Ona... - Odeszła? Zostawiła ich? Nie. Nie. Odeszła, bo ich kochała. Bo się bała, że ściągnie na nich zło, z którym starała się mierzyć. Wiedział, że kochała każdego z nich, a im dłużej dzieliło go od niej czasu, tym upewniał się silniej w ów przekonaniu. Tym czuł, że kochał ją jeszcze mocniej wbrew czemuś, co ludzkość nazywała rozumem. A więc co stało się z ich matką? Skierował spojrzenie ku znajomym oczom Cassandry, chcąc je odszukać. - Umarła - odparł jedynie, posyłając kobiecie blady uśmiech i poprawiając sobie na rękach syna. Musiał przywyknąć do mówienia o tym na głos. Bo chociaż myślał o tym tysiące razy, wypowiedzenie tego było niemalże przeżyciem tego ponownie. Miał już dość śmierci. Tracenia bliskich. Słuchania o straszliwych konsekwencjach panującej wokół wojny. Nie chciał, aby ktokolwiek jeszcze musiał liczyć się ze stratą. Bólem i rozpaczą. Bo nie ginęli jedynie dorośli. Ginęli wszyscy. - Cieszę się, że nic ci nie jest - dodał jeszcze szczerze i nie wychodząc z powagi, która na chwilę okryła ich dwoje. Bo co jak co, ale akurat nie obawiał się mówić prawdy. Kto jak nie ona na to zasługiwała? Kobieta, z którą połączyło go coś dziwnego i sztucznego, ale równocześnie istotnego. W końcu gdyby nie deszcz amortencji nigdy nie zwróciliby na siebie uwagi, a gdyby tego nie zrobili, być może zostawiłaby go w tej jaskini trolla. Cieszę się, że nic ci nie jest było więc słowami cieszę się, że żyjesz.
Moment zawieszenia trwał, ale pomoc w przerwaniu go nadeszła jednak niespodziewanie i ze strony, z której Vane się jej nie spodziewał. Pojawienie się kogoś jeszcze wcale nie zaburzyło równowagi panującej między dorosłymi. Wręcz przeciwnie - dziewczynka wpasowała się idealnie, nie narzucając swoją obecnością niczego, a jedynie dodając znaczenia. Nie czekając też na nic, przykucnął, chcąc mieć twarz na tym samym poziomie, co córka Cassandry. Zrobił to wciąż z małym Cassianem przy boku. - Dzień dobry, Lysandro - powiedział miękko, uśmiechając się ciepło do dziewczynki i z łatwością odnajdując rysy odpowiadające jej matce. Wymieszane między te, których znać nie mógł. Ujął drobną dłoń w swoją. - Ciebie również miło poznać. Twoja mama mnie nieco przecenia - nie wiem jeszcze wszystkiego - zakończył, pozwalając sobie na zerknięcie ku górze, by dostrzec twarz czarownicy. Sam uniósł prawy kącik ust, czując się docenionym. Zresztą... Chciałby, żeby tak było. Żeby za kilka lat spotkał się z małą Lysandrą na zajęciach. By widzieć, jak dumnie kroczyła między pierwszorocznymi, jak była przydzielana do jednego z domów. By rozwijała się. By miała taką możliwość. By istniał wciąż Hogwart... Istniała wolność. Istniała swoboda, która pozwalałaby mu na sprawowanie opieki nad dziećmi trafiającymi do szkoły. Przeżył Grindelwalda. Wiedział, że przetrwałby jeszcze wiele właśnie dla nich - dla najmłodszych, którzy nie potrafili się bronić. Zrobiłby jednak wszystko, by nie musieli mierzyć się już z okrucieństwem. Już nigdy.
Czas szybko leci.
- Tak. Tak, masz rację - powiedział cicho, niemal na granicy słyszalności wśród jarmarcznych odgłosów i brzmień. Nie wstał jeszcze. Stojąca przed nim dziewczynka kryła w swoim spojrzeniu coś, co hipnotyzowało i co kryło niewypowiedzianą inteligencję. Coś, co kryło niesamowity potencjał. - Mam coś dla ciebie - dodał w pewnym momencie, chcąc zwrócić uwagę Lysandry. - Mogę? - spytał, ponownie podnosząc wzrok, by odszukać spojrzenie należące do - górującej teraz również i nad nim - Cassandry. Czekał na jej zgodę, nie zamierzając podejmować się żadnych działań wbrew jej woli. Wątpił, iż miała odmówić, ale mimo to szanował rodzicielskie słowo. Tak samo jak szanował i samą Vablatsky.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]30.05.21 1:14
1 grudnia 1957
Na Jarmark wybrała się wraz z matką i służbą, jak zawsze zresztą, obserwując tłumy czarodziejów, które przybyły w tym dniu do miasta. Otwarcie grudniowego festynu uświetniły swoją obecnością, wspólnie pokazując się w czarnych sukniach do ziemi, przykrytymi czarnymi płaszczami. Złote kolczyki Aquili jedynie podkreślały jej status społeczny, a obite wilczym futrem kozaki stąpały po zaśnieżonych ulicach. Akcja charytatywna, jaką przygotowywała wraz z Evandrą i Primrose niedługo miała mieć swoją inaugurację w Londynie, a potem rozejść się na cały kraj. Black obserwowała otoczenie, wciąż w obawie, że coś może się stać, tym razem jednak wydawało się być spokojnie. Aquila wraz z matką podeszła do trzech starych wiedźm. Każda była stara, miała okropne długie palce i niedbałe włosy. Szlachcianka wykrzywiła się, mierząc je wzrokiem. Ciemnowłose bliźniaczki były nie do rozróżnienia, jeśli by pominąć różne ułożenia kołtunów na ich głowach. Kiwając głową do witających je czarodziejów, wręczyła pieniądze. Chciałaby, aby te szły na cele charytatywne, aby utrzymały kogoś potrzebującego, ale nie liczyła na to zbyt mocno. Inna wiedźma podała jej los, a trzecia zakręciła złotym mechanizmem i pozwoliła Aquili wyciągnąć ze środka kulę. Przez chwilę jej nie otwierała, w oczekiwaniu, aż matka zrobi to samo. Chciały dzisiaj się jedynie przejść, pokazać, że one, damy z domu Black, są tutaj i dbają o obywateli Londynu, że skracają z nimi dystans. Z matką nie spędzała wiele czasu, ale ostatnio zbliżyła się do niej bardziej. Może była to kwestia dorastania, zrozumienia tej nudy, którą w niej widziała kilka lat temu. Teraz nie wydawała się wcale żmudnym w rozmowie towarzystwem, a wręcz przeciwnie. Mówiła z sensem o poezji, malarstwie i o starych lasach Flintów, w których nawet Aquili przyszło się bawić gdy była jeszcze dzieckiem. Spoglądała na matkę ze zrozumieniem, czasem nawet podziwiając ją w swej roli. Zawsze powabna, nigdy nieprzynosząca wstydu ani Flintom, ani Blackom. Te słowa nie przeszłyby przez gardło, ale chyba chciała być do niej podobna. - Cóż wylosowałaś, pani matko? - spytała nieco głośniej, samodzielnie otwierając kulę ze swoim losem.

zt



Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8834-aquila-black https://www.morsmordre.net/t8844-sunshine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t8846-skrytka-bankowa-nr-2087 https://www.morsmordre.net/t8845-aquila-black
Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]30.05.21 1:14
The member 'Aquila Black' has done the following action : Rzut kością


'Los' :
Akwarium z ośmiornicą - Page 9 ZrrNns8

+
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Akwarium z ośmiornicą - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]30.05.21 1:28
1 grudnia

Mnie nie do końca podobały się podobne imprezy, ale tak właściwie to rozumiałam ich sens. Chciałam tu zabrać Lysę, Cassandra zresztą nie będzie miała nic przeciwko, może nawet pójdzie z nami. Przechadzałam się, na razie obserwowałam wszystko, co działo się dookoła. Jarmark wydawał się bezpieczny i faktycznie zabezpieczony, zgodnie z tym co mówiło ministerstwo. Gry i zabawy zadowalały czarodziejów nie tylko z Londynu, a i pewnie z innych zakątków kraju. Czarodziejów, tak... To słowo dobrze brzmiało, jeszcze rok temu nie było to w moich wyobrażeniach. Miasto było czystsze, a brudne myśli tych zwierząt zalewały je przez lata. Zbyt długo... Teraz było tu przyjemnie. Stanęłam przed trzema czarownicami, które kręciły dziwnym kołem, wydając turystom losy. Zwykle nie lubiłam takich zabaw, ale skoro kosztowało to zaledwie kilka knutów, to faktycznie mogłam spróbować. Stanęłam w kolejce jak każdy szary obywatel, obserwując, jak tłum przepływa przez alejki pomiędzy budkami. - Jeden - powiedziałam krótko do starej i dziwnie powykrzywianej wiedźmy, wręczając jej do ręki kilka knutów. Następnie przesunęłam się o krok w bok, otrzymując dziwną karteczkę, która według słów  drugiej czarownicy, uprawniała mnie do odebrania specjalnej nagrody. Co niby mogło być tą specjalną nagrodą? List od samego Ministra Magii? Może warto było zaryzykować, nawet jeśli te kilka knutów mniej w portfelu nie zapewnią mi potem piwa w knajpce. Zresztą, trudno... Kolejny krok w bok, w oczekiwaniu aż trzecia wiedźma zakręci tym swoim mechanizmem. Sięgnęłam ręką do środka, wyciągając ze środka kulę i odeszłam kilka metrów w bok, aby ją otworzyć. Przez chwilę zastanawiałam się nad jej wagą i kształtem, ale o wiele bardziej liczyło się to, co było w środku. Czy nakręcali Merlina duszy winnych ludzi na wydawanie pieniędzy? Jeśli tak mogłaby im pokazać, a może jednak faktycznie w środku znalazłoby się coś wartościowego, coś, co mogłoby się przydać na potem. Coś, co na dłuższą metę okazałoby się może nawet niezbędne? Aż tak nie chciałam myśleć. Po prostu nie chciałam być oszukana.


dobranoc panowie

Teacher says that I've been naughty, I must learn to concentrate. But the girls they pull my hair and with the boys, I can't relate. Daddy says I'm good for nothing, mama says that it's from him.
Rita Runcorn
Rita Runcorn
Zawód : wiedźmi strażnik, szpieg
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
different eyes see
different things
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9622-rita-runcorn https://www.morsmordre.net/t9822-raido#297856 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f367-borough-of-enfield-chase-side-21 https://www.morsmordre.net/t9823-skrytka-bankowa-nr-2203 https://www.morsmordre.net/t9824-rita-runcorn#297859
Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]30.05.21 1:28
The member 'Rita Runcorn' has done the following action : Rzut kością


'Los' :
Akwarium z ośmiornicą - Page 9 CkY9B64

+
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Akwarium z ośmiornicą - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]31.05.21 16:52
| 3 grudnia

Od jakiegoś czasu nie było mnie w Londynie, najchętniej omijałbym go szerokim łukiem, lecz znów musiałem przekraczać granice opustoszałego miasta, by wręczyć jednemu z klientów dopiero co ukończony talizman. Nie mogłem przebierać w zleceniach, nie mogłem grymasić, nawet jeśli wolałbym zaszyć się w odległym Lancashire wraz z synem i udawać, że o niczym nie wiem, nic mnie nie obchodzi. Wyparłem wieść o odsłonięciu pomnika Malfoya, o zimowym jarmarku i zakresie towarzyszących mu atrakcji. Dopiero wtedy, gdy spacerowym krokiem wracałem już od pomieszkującego w centrum czarodzieja, którego godność prędko zapomniałem, moją uwagę zwróciły coraz głośniejsze odgłosy świętowania. Tak dziwne, tak inne od tego, czym ostatnimi czasy rozbrzmiewała stolica.
Z jednej strony – nie chciałem być tego częścią. Nie chciałem otrzymać białej lilii od spacerujących wśród tłumów dziewcząt, nie chciałem zwracać na siebie uwagi funkcjonariuszy magicznej policji, ani też wstąpić do magicznego balwierza po nową fryzurę. Naprawdę? Czy kogoś było na to stać w tych czasach? Z drugiej jednak – mój wzrok przykuło mijane właśnie stanowisko obstawiane przez trzy wiekowe wiedźmy, oświetlone blaskiem rozbuchanych ogni, pozwalające na wzięcie udziału w loterii. Potarłem w zamyśleniu brodę, przyglądając się temu z krzywym uśmiechem na ustach. No cóż, niewątpliwie znaleźli sposób na odwrócenie uwagi zmęczonych wojną czarodziejów od przybierających na sile, rozlewających się na całe Wyspy walk. Ludzie śmiali się, przekomarzali, przepychali w stronę wielobarwnych kadzi. Ktoś powiedział, że dochód ze sprzedaży biletów zostanie przekazany na wsparcie dla wdów oraz sierot po poległych funkcjonariuszach. I choć nie sympatyzowałem z mundurowymi, departament przestrzegania prawa był jedną wielką kpiną, nie mogłem pozbyć się namiastki współczucia na myśl o pozostawionych samym sobie, pogrążonych w żałobie członkach rodzin. Ofiary były po obu stronach i nie miałem zamiaru wdawać się z samym sobą w dysputę, kto miał rację.
Poproszę los – zwróciłem się do jednej z ciemnowłosych wiedźm, kiedy już odstałem kolejkę, powoli przesiąkając atmosferą jarmarku, zapachem grzanego alkoholu, kadzideł. Przekazałem jej odliczoną kwotę, po czym bezzwłocznie otworzyłem otrzymaną w zamian kulkę. Czy szczęście miało się do mnie uśmiechnąć?

| zt
Everett Sykes
Everett Sykes
Zawód : wagabunda
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I'm a free animal, free animal
My heart pitter-patters to the broken sound
You're the only one that can calm me down
OPCM : 12+1
UROKI : 6
ALCHEMIA : 16 +4
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10 +3
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9528-everett-sykes#289810 https://www.morsmordre.net/t9569-freya#291015 https://www.morsmordre.net/t12306-everett-sykes#378173 https://www.morsmordre.net/f356-lancashire-forest-of-bowland-gawra https://www.morsmordre.net/t9570-skrytka-bankowa-nr-2189#291016 https://www.morsmordre.net/t9530-jareth-everett-sykes#289896

Strona 9 z 21 Previous  1 ... 6 ... 8, 9, 10 ... 15 ... 21  Next

Akwarium z ośmiornicą
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach