Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent
Podziemia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Podziemia
Rozbudowane w czasach napoleońskich oraz podczas II Wojny Światowej podziemne korytarze sięgają trzech pięter wgłąb ziemi. Na wzgórzu znajduje się kilka wylotów, które prowadzą do dwóch najwyższych poziomów. Trzeci, najniższy i najmniej znany znajduje się pod starą warownią. Podczas II wojny światowej funkcjonował tutaj szpital polowy i przeprowadzane były tajne operacje wojskowe, ale ponoć działania te zakończyły się w momencie, w którym mugole przypadkiem przekopali się do tuneli należących do goblinów. W rzeczywistości zdarzenie to nie miało miejsca, a pogłoskę o goblinach wymyślono, by trzymać czarodziejów agresywnie nastawionych wobec niemagicznych z dala od prowizorycznego szpitala. Dziś okoliczna ludność czarodziejów spokrewnionych z mugolami, wciąż korzystając z kłamliwej protekcji potencjalnego niebezpieczeństwa, spotyka się pod ziemią na potańcówki w wyjątkowej scenerii.
Podziemia nie są bezpieczne, trudno jest ku nim zejść, a jeszcze trudniej wyjść - chwiejna drabinka nie daje poczucia stabilności, a o gruzy nietrudno jest się potknąć. Nie przeszkadza to amatorom mocnych wrażeń.
Podziemia nie są bezpieczne, trudno jest ku nim zejść, a jeszcze trudniej wyjść - chwiejna drabinka nie daje poczucia stabilności, a o gruzy nietrudno jest się potknąć. Nie przeszkadza to amatorom mocnych wrażeń.
The member 'Asellus Black' has done the following action : rzut kością
'k100' : 81
'k100' : 81
Gdy skończył oczyszczanie się ze śladów krwi, już był zmęczony. Co mogło im przynieść jeszcze szukanie księgi? Automatycznie wzrok przeniósł na Isoldę, której obecność była dla niego największą zagadką. Poważnie kwestionował wybór swojego przyjaciela.
- Udowodnij mi, że nie potrzebujesz żadnej ochrony, a twoja obecność tutaj nie jest jakąś żałosną pomyłką – nie dodał już kto tu jest winny i wiedział, że poważnie porozmawia z Caesarem jak tylko wrócą do domów. Dla Alfreda kobiety nie miały mniejszych praw, w zasadzie traktował je prawie na równi, zupełnie tak jakby inne nie istniały. Jednak jeśli w grę wchodziła bliska osoba, a taka niewątpliwie była Isolde dla Cezara, nie mógł ambiwalentnie ją traktować. Czuł się zobowiązany chronić ją i zdecydowanie nie kryły się tu jakieś tajniackie zamiary. Bliscy zawsze będą na pierwszym miejscu dla Alfreda, a gdyby zobaczył Maire na zebraniu, nie wytrzymałby i zdecydowanie sprzeciwiłby się każdemu, kto chciałby, aby została. Puścił Isolde przodem, trzymając w pogotowiu różdżkę. Wolał iść jednak na szarym końcu, aby nie dotarł do niego zapach końskiego gówna.
- Udowodnij mi, że nie potrzebujesz żadnej ochrony, a twoja obecność tutaj nie jest jakąś żałosną pomyłką – nie dodał już kto tu jest winny i wiedział, że poważnie porozmawia z Caesarem jak tylko wrócą do domów. Dla Alfreda kobiety nie miały mniejszych praw, w zasadzie traktował je prawie na równi, zupełnie tak jakby inne nie istniały. Jednak jeśli w grę wchodziła bliska osoba, a taka niewątpliwie była Isolde dla Cezara, nie mógł ambiwalentnie ją traktować. Czuł się zobowiązany chronić ją i zdecydowanie nie kryły się tu jakieś tajniackie zamiary. Bliscy zawsze będą na pierwszym miejscu dla Alfreda, a gdyby zobaczył Maire na zebraniu, nie wytrzymałby i zdecydowanie sprzeciwiłby się każdemu, kto chciałby, aby została. Puścił Isolde przodem, trzymając w pogotowiu różdżkę. Wolał iść jednak na szarym końcu, aby nie dotarł do niego zapach końskiego gówna.
If I risk it all,
could You break my fall?
could You break my fall?
Isolda już dawno ze mną weszła do środka, ale Alfred jeszcze coś tam za nią mówił, ja się w każdym razie nie obejrzałem na nowego pana sprzątającego i idę sobie z lumosem przed twarzą i mówię do Izoldy:
- Musicie przyjść w końcu z Cezarym do mnie na obiad, Alfred zadbał o nową kuchenną która przyrządza same pyszności - nie ma to jak pogawędka o proszonych obiadkach, kiedy idziemy w cuchnących mugolami korytarzach pod Dover. Dziwne, że Tristan pozwala, by mugole zajmowali tak dużą część jego własnych ziem. Ja bym nigdy nie zezwolił, żeby w moich lasach było więcej mugoli niż czarodziejów. Może dlatego ostatnimi czasy miasteczka wyludniły się i mnóstwo osób pojechało do Londynu? Mi to odpowiadało, wszak nie jestem fanem ani niemagicznych, ani Londynu. Dziś stwierdzam, że Dover też mnie nie porywa.
- Musicie przyjść w końcu z Cezarym do mnie na obiad, Alfred zadbał o nową kuchenną która przyrządza same pyszności - nie ma to jak pogawędka o proszonych obiadkach, kiedy idziemy w cuchnących mugolami korytarzach pod Dover. Dziwne, że Tristan pozwala, by mugole zajmowali tak dużą część jego własnych ziem. Ja bym nigdy nie zezwolił, żeby w moich lasach było więcej mugoli niż czarodziejów. Może dlatego ostatnimi czasy miasteczka wyludniły się i mnóstwo osób pojechało do Londynu? Mi to odpowiadało, wszak nie jestem fanem ani niemagicznych, ani Londynu. Dziś stwierdzam, że Dover też mnie nie porywa.
Trzymanie się Lorne i Deimosa - taki jest plan. Z całej naszej grupy przy tej dwójce w obecnej chwili czuje się najlepiej, bo najwyraźniej jedynie oni nie mają mnie za zbędny balast i małą kobietkę z wybujałym ego.
- Dzień dobry panie Black - witam się, wchodząc za Carrowem do tunelu. Akurat się obróciłam by spojrzeć na Asellusa, udałam więc, że nie zauważyłam podwójnie rzuconego zaklęcia. Wszyscy jesteśmy zniesmaczeni i zdekoncentrowani walką z dwójką przypadkowych mugoli, nie ma co wypominać sobie drobnych potknięć. Może szłoby nam znacznie lepiej gdyby pozostawić za sobą wszelkie niesnaski i wzajemne złośliwości, ale mam wrażenie, że w takim gronie to nieco trudne. W końcu każde z nas jest przede wszystkim sobą, z całym bagażem doświadczeń i rodowych uprzedzeń, dopiero potem Rycerzem Toma Riddle.
Czuję w kościach, że ten oczekuje odwrotnej kolejności.
I bardzo cieszę się, że mam obok siebie Deimosa. Wypowiedziane przez Alfreda słowa zabolały, dlatego nie odpowiedziałam na nie ani słowem, po prostu wchodząc do tunelu. A do tej pory zawsze myślałam, że jego przyjaźń jest czymś niepodważalnym, w końcu zaczęła się na długo przed moimi zaręczynami z Caesarem. Dlaczego ze wszystkich rycerzy, nawet kobiet, tylko ja mam się tłumaczyć z chęci wsparcia Riddle’a? - Na pewno przyjdziemy - uśmiecham się do Carrowa z wdzięcznością, wyciągając różdżkę. Definitywnie dodał mi animuszu!
- Dzień dobry panie Black - witam się, wchodząc za Carrowem do tunelu. Akurat się obróciłam by spojrzeć na Asellusa, udałam więc, że nie zauważyłam podwójnie rzuconego zaklęcia. Wszyscy jesteśmy zniesmaczeni i zdekoncentrowani walką z dwójką przypadkowych mugoli, nie ma co wypominać sobie drobnych potknięć. Może szłoby nam znacznie lepiej gdyby pozostawić za sobą wszelkie niesnaski i wzajemne złośliwości, ale mam wrażenie, że w takim gronie to nieco trudne. W końcu każde z nas jest przede wszystkim sobą, z całym bagażem doświadczeń i rodowych uprzedzeń, dopiero potem Rycerzem Toma Riddle.
Czuję w kościach, że ten oczekuje odwrotnej kolejności.
I bardzo cieszę się, że mam obok siebie Deimosa. Wypowiedziane przez Alfreda słowa zabolały, dlatego nie odpowiedziałam na nie ani słowem, po prostu wchodząc do tunelu. A do tej pory zawsze myślałam, że jego przyjaźń jest czymś niepodważalnym, w końcu zaczęła się na długo przed moimi zaręczynami z Caesarem. Dlaczego ze wszystkich rycerzy, nawet kobiet, tylko ja mam się tłumaczyć z chęci wsparcia Riddle’a? - Na pewno przyjdziemy - uśmiecham się do Carrowa z wdzięcznością, wyciągając różdżkę. Definitywnie dodał mi animuszu!
Weszli do środka. Elsie poczuła, że im bardziej szli w głąb, tym bardziej robiło się chłodno. Szła gdzieś z boku z wyciągniętą przed siebie różdżką i krążyła gdzieś myślami na temat tego, co tak właściwie tutaj mogli znaleźć. Czy było tu tylko jedna rzecz, a mianowicie ta, która mogła zainteresować Toma i to tego strzegli mugole, czy było tu coś interesującego też i dla nich?
Wróciła myślami do towarzystwa, kiedy Rosier zaczął przedstawiać swój plan. Przystanęła obok niego świecąc mu różdżką na mapę, przy okazji się jej przyglądając. Faktycznie, poziom drugi był łatwiejszy do obejścia niż poziom pierwszy.
Elsie kilka razy kiwnęła głową i ruszyła dalej, zmierzając tegoż pomieszczenia na przeciwko windy. Tristian mówił coś o rozdzieleniu się. Nie wiedziała, czy chciała by iść z tamtymi ludźmi, którzy teraz, zamiast wypowiedzieć się na temat planu, woleli rozmawiać o obiedzie. Westchnęła lekko.
- Tristian, nie wiem czy jest sens się rozdzielać, czy przypadkiem według mapy nie idzie się na poziom pierwszy schodami, tyle że te schody są na końcu korytarza na tym poziomie, na którym jesteśmy. Chyba, że chcesz się rozdzielić tak, że połowa wejdzie do tego pomieszczenia, co jest na mapie w prawym górnym rogu na poziomie drugim, reszta pójdzie dalej, a potem tamci dołączą - powiedziałam.
Nie znałam Rosiera najlepiej, ale z tej całej grupy wydawał się być najlepiej ogarniętym. Miał jakiś plan, wyglądał na zaangażowana. Reszta albo marudziła, albo gadała o posiłkach, albo jak Isolda nie robiła nic sensownego. Elsie tylko czekała, aż dziewczyna będzie mogła się wykazać.
Ruszyli dalej, Rookwood nie odzywała się więcej skupiona na tym, aby przypadkiem się nie poślizgnąć. Kierowała się do tego pomieszczenia, świecąc sobie pod nogi.
Wróciła myślami do towarzystwa, kiedy Rosier zaczął przedstawiać swój plan. Przystanęła obok niego świecąc mu różdżką na mapę, przy okazji się jej przyglądając. Faktycznie, poziom drugi był łatwiejszy do obejścia niż poziom pierwszy.
Elsie kilka razy kiwnęła głową i ruszyła dalej, zmierzając tegoż pomieszczenia na przeciwko windy. Tristian mówił coś o rozdzieleniu się. Nie wiedziała, czy chciała by iść z tamtymi ludźmi, którzy teraz, zamiast wypowiedzieć się na temat planu, woleli rozmawiać o obiedzie. Westchnęła lekko.
- Tristian, nie wiem czy jest sens się rozdzielać, czy przypadkiem według mapy nie idzie się na poziom pierwszy schodami, tyle że te schody są na końcu korytarza na tym poziomie, na którym jesteśmy. Chyba, że chcesz się rozdzielić tak, że połowa wejdzie do tego pomieszczenia, co jest na mapie w prawym górnym rogu na poziomie drugim, reszta pójdzie dalej, a potem tamci dołączą - powiedziałam.
Nie znałam Rosiera najlepiej, ale z tej całej grupy wydawał się być najlepiej ogarniętym. Miał jakiś plan, wyglądał na zaangażowana. Reszta albo marudziła, albo gadała o posiłkach, albo jak Isolda nie robiła nic sensownego. Elsie tylko czekała, aż dziewczyna będzie mogła się wykazać.
Ruszyli dalej, Rookwood nie odzywała się więcej skupiona na tym, aby przypadkiem się nie poślizgnąć. Kierowała się do tego pomieszczenia, świecąc sobie pod nogi.
Gość
Gość
Korytarz, czym dalej i głębiej szliście, stawał się coraz zimniejszy. Zdawałoby się, że nieokreślone kształty migają wam w kącie oka, a w oddali docierają do was dźwięki, których nie potraficie rozpoznać. Gdy jednak przystawaliście lub nasłuchiwaliście, czy rozglądaliście się, nie słyszeliście nic niezwykłego a także nie dostrzegacie niczego, co mogłoby was zaniepokoić. Dotarcie do pomieszczenia obyło się bez większych przeszkód pomijając fakt, że Tristan w pewnym momencie wpadł w szeroką na cały korytarz pajęczynę, co wskazywałoby na to, że dawno nikt nie szedł tą drogą. Zanim jednak weszliście przez wyłamane drzwi do pomieszczenia, tuż przed wami w głębi korytarza zauważyliście ruch. Gdy oświetlicie podłogę, dostrzegliście długiego na około 50 centymetrów kraba? W zwierzęciu tym ci z was, którzy podczas nauki w szkołach uważali na opiece nad magicznymi stworzeniami, poznać mogli chropianka. Po chwili struga światła padła na dwa podobne do niego stworzenia - cała trójka dreptała pospiesznie wzdłuż korytarza oddalając się od was.
Tristan i Asellus, jako że wasz zawód związany jest ściśle ze stworzeniami magicznymi, wiecie, że macie do czynienia z chropiankami i posiadacie ogólną - być może odrobinę przerzedzoną przez czas - wiedzę na ich temat.
Na odpis macie 48 godzin!
Tristan i Asellus, jako że wasz zawód związany jest ściśle ze stworzeniami magicznymi, wiecie, że macie do czynienia z chropiankami i posiadacie ogólną - być może odrobinę przerzedzoną przez czas - wiedzę na ich temat.
Na odpis macie 48 godzin!
- Jeszcze nie wiem - odparł Asellusowi, kiedy szli korytarzem oświetlonym przez różdżki kilkoro z nich, Tristan rozglądał się po ścianach za czymś na kształt pochodni: lumos było skuteczne, ale w każdej chwili mogli zacząć potrzebować różdżek - a wtedy zacznie się kłopot. Skinął głową Elsie, komnata na drugim poziomie i tak była po drodze - a patrząc na narastające konflikty, rozłączanie się mogłoby się okazać niezwykle karkołomnym pomysłem. Słyszał Alfreda i choć zgadzał się z nim, nie odwrócił się nawet, aby go wesprzeć. Słyszał również Deimosa, wywracając oczami - zachowywali się jak dzieci. A gdyby byli sami, we dwoje, jak mogłoby się to skończyć? Elsie miała rację, rozłączanie się nie będzie rozsądne.
Mruknął coś niewyraźnie, kiedy wlazł w rozpostartą pajęczynę i, nie zatrzymując się, strzepywał ją z siebie lewą dłonią, prawą miał mocno zaciśniętą na różdżce trzymanej w pogotowiu. Choć pajęczyna wskazywała na to, że tunele mogły być puste, doświadczenie smoczego łowcy podpowiadało mu coś innego: to tam, gdzie od dawna nie było ludzi, najczęściej czaiły się najpaskudniejsze stworzenia - takie jak ten pająk, zwykłe owady nie tworzyły przecież tak wielkich pajęczyn. W głębi korytarza coś pełzało - co?
- Chropianki... - mruknął na głos, nie wiedząc wszak, na ile pozostali potrafili je rozpoznać. - Nie są groźne - dodał, wodząc wzrokiem za stworzonkami oddalającymi się... w pośpiechu? czyżby się czegoś bały? - Ale żerują na magii - Więc gdzieś tutaj musiały mieć pożywienie... Wolniejszym krokiem zbliżył się do wyłamanych drzwi, wyłamanych przecież też z jakiegoś powodu. I pchnął je lekko, ostrożnie nie wystawiając się na widok, ale jednak zaglądając wgłąb pomieszczenia.
Mruknął coś niewyraźnie, kiedy wlazł w rozpostartą pajęczynę i, nie zatrzymując się, strzepywał ją z siebie lewą dłonią, prawą miał mocno zaciśniętą na różdżce trzymanej w pogotowiu. Choć pajęczyna wskazywała na to, że tunele mogły być puste, doświadczenie smoczego łowcy podpowiadało mu coś innego: to tam, gdzie od dawna nie było ludzi, najczęściej czaiły się najpaskudniejsze stworzenia - takie jak ten pająk, zwykłe owady nie tworzyły przecież tak wielkich pajęczyn. W głębi korytarza coś pełzało - co?
- Chropianki... - mruknął na głos, nie wiedząc wszak, na ile pozostali potrafili je rozpoznać. - Nie są groźne - dodał, wodząc wzrokiem za stworzonkami oddalającymi się... w pośpiechu? czyżby się czegoś bały? - Ale żerują na magii - Więc gdzieś tutaj musiały mieć pożywienie... Wolniejszym krokiem zbliżył się do wyłamanych drzwi, wyłamanych przecież też z jakiegoś powodu. I pchnął je lekko, ostrożnie nie wystawiając się na widok, ale jednak zaglądając wgłąb pomieszczenia.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Sytuacja w podziemiach faktycznie była średnio ciekawa. Może kłopoty z mugolami były wynikiem tego, że podeszli do sprawy niezbyt poważnie? Umawianie się na obiad czy chwalenie nową kuchenką było raczej niezbyt odpowiednią rzeczą do wykonywania w takim miejscu. Zwłaszcza, że ich zadanie było bardzo ważne patrząc na to ile osób zostało w nie zaangażowane.
- Witaj, lady Bulstrode. - przywitał się z Izoldą, narzeczoną Ceasara. Czyżby zwerbował także i ją do tej jakże elitarnej grupy. - Chyba nie miałem przyjemności widzieć Cię tu wcześniej. - stwierdził Asellus póki towarzyszył Izoldzie u boku. Zanim jednak zdążył coś jeszcze powiedzieć albo ustosunkować się do kłótni pozostałych dotarli do pomieszczenia w którym Tristanowi udało się wpaść w sieć. Miał szczęście, że nie było tam żadnych pająków gotowych rzucić się na niego.
Wyciągając przed siebie różdżkę rozejrzał sie dokładnie po pomieszczeniu i dostrzegł chropianka w momencie w którym Tristan odezwał się określając kraba. - Ale to nie chropianek stworzył tę pajęczynę. Gdzieś tutaj muszą być pająki, uważajcie na plecy. - stwierdził tylko Asellus chłodnym głosem. Bezpieczeństwa nigdy dosyć. Rozejrzał się jeszcze dookoła szukając jakiegoś drewnianego przedmiotu, który można byłoby podpalić i wrzucić do środka jako wabik. Gdy tylko Tristan uchylił drzwi i zaczął powoli zaglądać do środka Black wyciągnął swoją różdżkę w kierunku wejścia i zaczął go osłaniać w razie niespodziewanego ataku.
- Witaj, lady Bulstrode. - przywitał się z Izoldą, narzeczoną Ceasara. Czyżby zwerbował także i ją do tej jakże elitarnej grupy. - Chyba nie miałem przyjemności widzieć Cię tu wcześniej. - stwierdził Asellus póki towarzyszył Izoldzie u boku. Zanim jednak zdążył coś jeszcze powiedzieć albo ustosunkować się do kłótni pozostałych dotarli do pomieszczenia w którym Tristanowi udało się wpaść w sieć. Miał szczęście, że nie było tam żadnych pająków gotowych rzucić się na niego.
Wyciągając przed siebie różdżkę rozejrzał sie dokładnie po pomieszczeniu i dostrzegł chropianka w momencie w którym Tristan odezwał się określając kraba. - Ale to nie chropianek stworzył tę pajęczynę. Gdzieś tutaj muszą być pająki, uważajcie na plecy. - stwierdził tylko Asellus chłodnym głosem. Bezpieczeństwa nigdy dosyć. Rozejrzał się jeszcze dookoła szukając jakiegoś drewnianego przedmiotu, który można byłoby podpalić i wrzucić do środka jako wabik. Gdy tylko Tristan uchylił drzwi i zaczął powoli zaglądać do środka Black wyciągnął swoją różdżkę w kierunku wejścia i zaczął go osłaniać w razie niespodziewanego ataku.
Asellus Black
Zawód : łowca wilkołaków
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Słońce świeci, ptaszek kwili
Może byśmy się zabili?
Może byśmy się zabili?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Dobrze, że nie szła pierwsza, bo pewnie zaraz zaczęłaby bluzgać na prawą i lewą stronę jakie to pająki są ohydne i dlaczego akurat ona musiała wejść w pajęczynę. Naszczęście od tego przykrego doświadczenia ochronił ją Tristian, za co w duszy była mu w pewien sposób wdzięczna. Przecież żadna kobieta nie lubi pająków.
- Chropianek? - zapytała zdziwiona.
Widać było jak bardzo przykładała się do tematów na ONMS w szkole. Trochę jej ulżyło, kiedy powiedział, że nie są groźne, a fakt żerowania na magii bardzo ją zainteresował.
- To znaczy, że jest tu coś magicznego. Oby tego nie pożarły jeszcze - stwierdziła.
Na słowa Blacka wzdrygła się nieznacznie. A przynajmniej miała nadzieję, że jej wstrząśnięcie nie było aż tak bardzo widoczne. Zawsze mogli pomyśleć, że trzęsie się z zimna, które było bardzo odczuwalne.
- Mam nadzieję, że pająki jednak nie będą chciały zrobić sobie z nas pożywienia. Przydałby się ogień. Może znajdziemy jakiś pręt, szmaty i zrobimy sobie pochodnie - zasugerowała.
W tym samym czasie Tristian uchylił drzwi i wraz z Asellusem zaczęli zaglądać do środka. Elsie stała trochę za nimi kierując różdżkę w stronę gdzie przed chwilą zniknęły chropianki. Tak w razie jakby coś miało z tamtej strony przyleźć.
- Chropianek? - zapytała zdziwiona.
Widać było jak bardzo przykładała się do tematów na ONMS w szkole. Trochę jej ulżyło, kiedy powiedział, że nie są groźne, a fakt żerowania na magii bardzo ją zainteresował.
- To znaczy, że jest tu coś magicznego. Oby tego nie pożarły jeszcze - stwierdziła.
Na słowa Blacka wzdrygła się nieznacznie. A przynajmniej miała nadzieję, że jej wstrząśnięcie nie było aż tak bardzo widoczne. Zawsze mogli pomyśleć, że trzęsie się z zimna, które było bardzo odczuwalne.
- Mam nadzieję, że pająki jednak nie będą chciały zrobić sobie z nas pożywienia. Przydałby się ogień. Może znajdziemy jakiś pręt, szmaty i zrobimy sobie pochodnie - zasugerowała.
W tym samym czasie Tristian uchylił drzwi i wraz z Asellusem zaczęli zaglądać do środka. Elsie stała trochę za nimi kierując różdżkę w stronę gdzie przed chwilą zniknęły chropianki. Tak w razie jakby coś miało z tamtej strony przyleźć.
Gość
Gość
Towarzystwo niespecjalnie odpowiadało Alfredowi, ale nie dlatego, że miał takie widzimisię. Czuł się w obowiązku chronić Isoldę i był absurdalnie zły na Caesara, że puścił ją na misję. Jakby się miał wytłumaczyć przez przyjacielem, że cokolwiek się jej stało? Isolde jednak wybrała opcję, w której trzymała się bliżej Deimosa i Lornego, co trochę zabolało Alfreda. O ile ten drugi był w jakiś łaskach, wszak często odwiedzał swoją kuzynkę Maire w posiadłości Parkinsonów, ten pierwszy się dziwnie zachowywał. Alfred był już nim zmęczony.
- Mówisz o Megarze? Zdecydowanie mam na nią większy wpływ niż ty, Deimos – odpowiedział zgodnie z prawdą, chcąc uciąć całą dyskusję. Dzielnie dreptał za grupą, słuchając Tristana. On jako jedyny miał najbardziej rozsądny pogląd na sytuacje, a mapa podpowiadała mu przeróżne rozwiązania. Nie chciał kwestionować jego wyborów, ale dziwne szmerania, których nie mógł dojrzeć dźwięku go wyraźnie zaniepokoiły. Wyminął skutecznie Deimosa, nie będzie tracił czasu na prymitywne pogaduszki. Uniósł różdżkę w pogotowiu, a gdy Rosier wpadł na pajęczynę, przypomniał sobie jedną z ostatnich misji z Ministerstwa i już przeklinał wszystkie akromantule. Na uwagę Elsie, uniósł tylko brwi.
- Nie mamy nic łatwopalnego – rzucił rozsądnie, rozglądając się po pomieszczeniu. Coś czuł, że policjanci nie byli ich jedynymi przeszkodami. Dlaczego księga nie reagowała po prostu na accio? Ułatwiłoby to bardzo sprawę. – Rosier, co jest gorsze chropianek czy akromantula? – spytał, świadomy ze swojej niewiedzy, a zimno jeszcze utrudniało mu skupienie się. Mógłby wertować odmęty swojej pamięci, ale sięganie aż do czasów szkolnych zajęłoby mu sporo czasu. A tego wcale nie mieli.
- Mówisz o Megarze? Zdecydowanie mam na nią większy wpływ niż ty, Deimos – odpowiedział zgodnie z prawdą, chcąc uciąć całą dyskusję. Dzielnie dreptał za grupą, słuchając Tristana. On jako jedyny miał najbardziej rozsądny pogląd na sytuacje, a mapa podpowiadała mu przeróżne rozwiązania. Nie chciał kwestionować jego wyborów, ale dziwne szmerania, których nie mógł dojrzeć dźwięku go wyraźnie zaniepokoiły. Wyminął skutecznie Deimosa, nie będzie tracił czasu na prymitywne pogaduszki. Uniósł różdżkę w pogotowiu, a gdy Rosier wpadł na pajęczynę, przypomniał sobie jedną z ostatnich misji z Ministerstwa i już przeklinał wszystkie akromantule. Na uwagę Elsie, uniósł tylko brwi.
- Nie mamy nic łatwopalnego – rzucił rozsądnie, rozglądając się po pomieszczeniu. Coś czuł, że policjanci nie byli ich jedynymi przeszkodami. Dlaczego księga nie reagowała po prostu na accio? Ułatwiłoby to bardzo sprawę. – Rosier, co jest gorsze chropianek czy akromantula? – spytał, świadomy ze swojej niewiedzy, a zimno jeszcze utrudniało mu skupienie się. Mógłby wertować odmęty swojej pamięci, ale sięganie aż do czasów szkolnych zajęłoby mu sporo czasu. A tego wcale nie mieli.
If I risk it all,
could You break my fall?
could You break my fall?
W drogę drużyno, za chropiankami marsz! To lepszy trop niż baśniowe okruchy chleba.
- Ogień? Pod ziemią? - spoglądam na Elsie przez ramię, marszcząc przy tym brwi. Od razu rzućmy pożogą, będzie miało taki sam efekt jak rozpalenie ognia w miejscu z ograniczoną ilością wyjść (najprawdopodobniej jednym) i jeszcze bardziej ograniczoną ilością powietrza. Prędzej się podusimy niż spalimy, co z dwojga złego jest mniej bolesne.
Ale mnie się tam w zaświaty nie śpieszy. Na pewno nie dzisiaj, na pewno nie w ten sposób.
- Światło powinno wystarczyć by trzymać akromantule z daleka, prawda? - po raz pierwszy tego dnia zwracam się bezpośrednio do Tristana. W końcu to on jest, a może raczej był, moim mentorem jeśli chodzi o magiczne stworzenia. W szkole interesowały mnie co najwyżej nieśmiałki, bo o nich mam spore pojęcie, było znacznie więcej przydatnych przedmiotów, cieszyłam się rezygnując z ONMS po piątej klasie. Dopiero przy Rosierze dowiedziałam się czegoś więcej, szczególnie o smokach. Głownie dlatego, że lubiłam słuchać jak o nich opowiada.
Mam jednak nadzieję, że żadnego smoka tu nie spotkamy. Z tego co pamiętam, może być dość poważnie rozjuszony przymusem siedzenia w tak nieprzyjemnym miejscu.
- Ogień? Pod ziemią? - spoglądam na Elsie przez ramię, marszcząc przy tym brwi. Od razu rzućmy pożogą, będzie miało taki sam efekt jak rozpalenie ognia w miejscu z ograniczoną ilością wyjść (najprawdopodobniej jednym) i jeszcze bardziej ograniczoną ilością powietrza. Prędzej się podusimy niż spalimy, co z dwojga złego jest mniej bolesne.
Ale mnie się tam w zaświaty nie śpieszy. Na pewno nie dzisiaj, na pewno nie w ten sposób.
- Światło powinno wystarczyć by trzymać akromantule z daleka, prawda? - po raz pierwszy tego dnia zwracam się bezpośrednio do Tristana. W końcu to on jest, a może raczej był, moim mentorem jeśli chodzi o magiczne stworzenia. W szkole interesowały mnie co najwyżej nieśmiałki, bo o nich mam spore pojęcie, było znacznie więcej przydatnych przedmiotów, cieszyłam się rezygnując z ONMS po piątej klasie. Dopiero przy Rosierze dowiedziałam się czegoś więcej, szczególnie o smokach. Głownie dlatego, że lubiłam słuchać jak o nich opowiada.
Mam jednak nadzieję, że żadnego smoka tu nie spotkamy. Z tego co pamiętam, może być dość poważnie rozjuszony przymusem siedzenia w tak nieprzyjemnym miejscu.
Drzwi zaskrzypiały głośno przedzierając się przez martwą ciszę odsłaniając przed wami jedynie ciemność, z której nie wyłoniło się żadne stworzenie i z której nie dobiegały żadne dźwięki. Wpatrywaliście się w pustkę i jeśli odważyliście się ją oświetlić, mogliście zauważyć, że w pomieszczeniu nie znajduje się żadne zagrożenie. Strugi światła objąć mogły rzędy stolików ustawionych pod popękanymi ścianami, pajęczyny nawleczone na zniszczone sprzęty elektroniczne, porozrywane (czy może poprzegryzane?) kable pozwijane na podłodze i poprzewracane krzesła. Na czymkolwiek żerowały chropianki, z pewnością tutaj nie miały już czego szukać i ruszyły na poszukiwanie innego źródła magii.
Moi drodzy, chciałabym przypomnieć, że końcowa punktacja zależna będzie od waszego wkładu i zaangażowania. Mile widziane podejmowanie inicjatywy, wysuwanie pomysłów czy działanie - ale z głową i na rzecz osiągnięcia zamierzonego celu! Do roboty marsz. <3
Na odpis macie 48 godziny!
Moi drodzy, chciałabym przypomnieć, że końcowa punktacja zależna będzie od waszego wkładu i zaangażowania. Mile widziane podejmowanie inicjatywy, wysuwanie pomysłów czy działanie - ale z głową i na rzecz osiągnięcia zamierzonego celu! Do roboty marsz. <3
Na odpis macie 48 godziny!
- Po prostu lepiej, żebyśmy nie spotkali akromantuli - odpowiedział Alfredowi, powoli wchodząc do środka pomieszczenia. Poprzegryzane mugolskie sznury, wiedział, że chropianki żywiły się mugolskimi śmieciami - żerowały tutaj dość długo. - Chropianki nam nic nie zrobią - A przynajmniej nie zwykłe chropianki, świat magii bywał zaskakujący. Więc nie uciekały: po prostu szukały dla siebie nowego miejsca, bo zeżarły już wszystko tutaj. - Korytarze są wąskie, a akromantule olbrzymie - dodał, prawdopodobnie odpowiadając Isoldzie, choć wciąż przyglądał się stołom, zamiast spojrzeć na nią. - Jeśli jest coś, co będzie je trzymało z dala, to będą to wąskie korytarze, nie światło. - Pająki nie lubiły jasności, nawet te gigantyczne pająki, ale też nie bały się tej jasności. A oni - byli dla akromantul łakomym, treściwym i dużym kąskiem, zapewne o wiele smaczniejszym niż szczury - lumos z pewnością nie wystarczy im, żeby wyperswadować im, że jest inaczej. W gruncie rzeczy szansa na to, by pajęczyny były pozostałościami po akromantulach, nie zwykłych pająkach, pozostawała niewielka; te stworzenia nie miały się jak przed nimi ukryć. Ale one same mogły zostać ukryte tutaj, by strzec czarodziejskiego skarbu - ktokolwiek ukrył tutaj księgę, nie byłby pierwszym, kto wpadł na podobny pomysł.
- Powinniśmy iść za chropiankami - zaczął, wycofując się z opustoszałego pomieszczenia; choć nie był tej decyzji pewien. Nie zawsze to, co oczywiste na pierwszy rzut oka, było również właściwe. - Szły szybko, mogły wyczuć trop magii. I mogły być jej głodne, tutaj skończył im się żer. - I mogły ich do czegoś doprowadzić? Niekoniecznie, równie dobrze wskazówka mogła leżeć tutaj - lecz dobrze ukryta.
- Powinniśmy iść za chropiankami - zaczął, wycofując się z opustoszałego pomieszczenia; choć nie był tej decyzji pewien. Nie zawsze to, co oczywiste na pierwszy rzut oka, było również właściwe. - Szły szybko, mogły wyczuć trop magii. I mogły być jej głodne, tutaj skończył im się żer. - I mogły ich do czegoś doprowadzić? Niekoniecznie, równie dobrze wskazówka mogła leżeć tutaj - lecz dobrze ukryta.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Jej celem było odstraszenie ewentualnych pająków, przecież zwierzęta bały się ognia, ale może faktycznie chodzenie wraz z zapaloną pochodnią tunelami nie było zbyt mądrym posunięciem. Na pewno jednak będzie pamiętać o tym, jeśli jakieś nieprzyjazne im zwierzęta wyjdą im na przeciwko.
Gdy Tristian wsunął się do środka, Elsie też tam weszła. Omiotła światłem z różdżki całe pomieszczenie. Jakieś dziwne sprzęty, plastikowe liny z metalowym czymś w środku, dużo pajęczyn i kurzu.
- Ciekawe do czego im tu służyło - zatrzymała dłużej światło na jednym z urządzeń.
Chwilę później wyszła z pomieszczenia i ponownie zaczęła oświetlać, to co przed nimi. Czekała ich dalsza podróż. Szkoda, że ta książka nie znalazła się w pierwszej lepszej sali, czy też pomieszczeniu. Pomysł, z podążaniem za tymi zwierzątkami wcale nie był taki zły.
- Teraz pytanie, czy idziemy prosto czy korzystamy z tego korytarza, co na mapie idzie w poprzek i na ukos? No i czy chcemy się rozdzielać, czy sprawdzamy wszystko razem? Ze względów bezpieczeństwa lepiej byłoby robić to razem, szybciej byłoby po rozdzieleniu.
Spojrzała na towarzystwo oczekując podjętej przez nich dedycji. Ona na początku wyraziła swoją opinię na ten temat. Ten kto ją słuchał, na pewno zapamiętał.
- Ruszajmy dalej - zaproponowała.
Gdy Tristian wsunął się do środka, Elsie też tam weszła. Omiotła światłem z różdżki całe pomieszczenie. Jakieś dziwne sprzęty, plastikowe liny z metalowym czymś w środku, dużo pajęczyn i kurzu.
- Ciekawe do czego im tu służyło - zatrzymała dłużej światło na jednym z urządzeń.
Chwilę później wyszła z pomieszczenia i ponownie zaczęła oświetlać, to co przed nimi. Czekała ich dalsza podróż. Szkoda, że ta książka nie znalazła się w pierwszej lepszej sali, czy też pomieszczeniu. Pomysł, z podążaniem za tymi zwierzątkami wcale nie był taki zły.
- Teraz pytanie, czy idziemy prosto czy korzystamy z tego korytarza, co na mapie idzie w poprzek i na ukos? No i czy chcemy się rozdzielać, czy sprawdzamy wszystko razem? Ze względów bezpieczeństwa lepiej byłoby robić to razem, szybciej byłoby po rozdzieleniu.
Spojrzała na towarzystwo oczekując podjętej przez nich dedycji. Ona na początku wyraziła swoją opinię na ten temat. Ten kto ją słuchał, na pewno zapamiętał.
- Ruszajmy dalej - zaproponowała.
Gość
Gość
Alfred nie miał zielonego pojęcia o magicznych stworzeniach, nigdy go to nie interesowało, a w pracy zajmował się innymi rzeczami. Nos szpiega podpowiadał mu, że pomieszczenie do którego weszli, na nic im się już nie przyda. Nie ma sensu go nawet przeszukiwać.
- Będziemy musieli uważać na nie jak wejdziemy do większego pomieszczenia, mapa nam pomoże ich unikać – a to że w posiadaniu był nie kto inny jak Rosier, pozwoliło mu nie myśleć, że zaprowadzi ich nieprawidłowo i będą w jeszcze większych kłopotach. Tak naprawdę łączył ich nadrzędny cel, a działanie, które przeszkadzało w szukaniu księgi, zapewne zostanie potraktowane jako zdradę. Im szybciej przejdą przez te korytarze, tym szybciej wrócą do domu, a to tym właśni eie myślał Alfred. Ostatnie spotkanie z akromantulami nie należało do najprzyjemniejszych. W zasadzie cudem wszyscy przeżyli. Gdyby nie hipogryf, zapewne staliby się sycącym posiłkiem dla kilku większych pająków.
- Jeśli chropianki żerują na magii, mogą czuć siłę księgi – zgodził się z Rosierem. Wyszedł na korytarz, na którym wcześniej pojawiły się magiczne stworzenia. Jeszcze rozejrzał się dla pewności – Chyba tędy, stamtąd szliśmy – wskazał kierunek, ale przypomniał sobie, że przecież posiada magiczny kompas. Wyjął go i trzymał w ręku, lecz nie wiedział, czy „bezpieczna droga” to ta bez chropianek czy ta bez pająków czy może jedyna słuszna droga to ta narażona na jeszcze większą liczbę przeszkód. Jednak jeśli pojawi się jakieś niebezpieczeństwo, może będą o tym wiedzieli wcześniej.
– Idziemy? – spytał dla pewności reszty, czy się z nimi zgadzają.
- Będziemy musieli uważać na nie jak wejdziemy do większego pomieszczenia, mapa nam pomoże ich unikać – a to że w posiadaniu był nie kto inny jak Rosier, pozwoliło mu nie myśleć, że zaprowadzi ich nieprawidłowo i będą w jeszcze większych kłopotach. Tak naprawdę łączył ich nadrzędny cel, a działanie, które przeszkadzało w szukaniu księgi, zapewne zostanie potraktowane jako zdradę. Im szybciej przejdą przez te korytarze, tym szybciej wrócą do domu, a to tym właśni eie myślał Alfred. Ostatnie spotkanie z akromantulami nie należało do najprzyjemniejszych. W zasadzie cudem wszyscy przeżyli. Gdyby nie hipogryf, zapewne staliby się sycącym posiłkiem dla kilku większych pająków.
- Jeśli chropianki żerują na magii, mogą czuć siłę księgi – zgodził się z Rosierem. Wyszedł na korytarz, na którym wcześniej pojawiły się magiczne stworzenia. Jeszcze rozejrzał się dla pewności – Chyba tędy, stamtąd szliśmy – wskazał kierunek, ale przypomniał sobie, że przecież posiada magiczny kompas. Wyjął go i trzymał w ręku, lecz nie wiedział, czy „bezpieczna droga” to ta bez chropianek czy ta bez pająków czy może jedyna słuszna droga to ta narażona na jeszcze większą liczbę przeszkód. Jednak jeśli pojawi się jakieś niebezpieczeństwo, może będą o tym wiedzieli wcześniej.
– Idziemy? – spytał dla pewności reszty, czy się z nimi zgadzają.
If I risk it all,
could You break my fall?
could You break my fall?
Podziemia
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent