Restauracja z tarasem
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Restauracja z tarasem
Nikogo nie dziwi, że rezerwację na stolik należy złożyć z odpowiednio wcześniejszym wyprzedzeniem, szczególnie jeżeli nie należy się do arystokratycznych elit. Restauracja od otwarcia cieszy się nienagnanymi opiniami najwyższym poziomem obsługi. Czarodzieje o krwi mieszanej i mugolskiej nie się mile widziane przez przebywające tu osoby, choć nikt nie zabroni im wejścia, o ile nie odstrasza ich sam widok cen w menu.
Restauracja ulokowana jest na ostatnim piętrze domu mody, a jej wnętrza utrzymano w jasnej tonacji. Okrągłe stoliki ustawiono w taki sposób, by zapewnić dostateczną prywatność osobom bawiącym się. Wieczorami grają tu na żywo najlepsi jazzowi wykonawcy, których występ stanowi znakomite zwieńczenie dnia spędzonego na zakupach. Niezależnie od pory roku posiłek można spożyć także na tarasie, gdzie od niesprzyjających warunków pogodowych chronią magiczne markizy.
Restauracja ulokowana jest na ostatnim piętrze domu mody, a jej wnętrza utrzymano w jasnej tonacji. Okrągłe stoliki ustawiono w taki sposób, by zapewnić dostateczną prywatność osobom bawiącym się. Wieczorami grają tu na żywo najlepsi jazzowi wykonawcy, których występ stanowi znakomite zwieńczenie dnia spędzonego na zakupach. Niezależnie od pory roku posiłek można spożyć także na tarasie, gdzie od niesprzyjających warunków pogodowych chronią magiczne markizy.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:46, w całości zmieniany 1 raz
Całe jego skupienie spływało w jakiś niepojętnie naturalny sposób na Odette. Adrien i bez tego lubił zapewniać swoich rozmówców o tym, że się liczą, jednak teraz z jakiegoś powodu coś tajemniczego szeptało mu na ucho, że ona ma się liczyć i to ważne. Nie zwrócił więc nawet uwagi na to, kiedy kelner przyniósł zamówienie. Nie mógł więc nie zauważyć tej drobnej zmiany na jej twarzy, a szczerość którą go potraktowała rozczuliła i nieświadomie wywołała w nim samym równie szczery uśmiech. Lubił tą młodzieńczą bezpośredniość.
- Tak, żoną...Piętnaście lat minęło od kiedy odeszła. Od tego czasu można ze śmiałością uznać, że zdziczałem. My mężczyźni już tam mamy, że trzeba nas uwrażliwiać na sztukę regularnie ale panienka jako artystka zapewne zdaje sobie z tego doskonale sprawę - żartował sobie w sposób oczywisty nawiązując do tej odwiecznej prawdy w której to panowie bardziej niż nad sztalugą wola popędzać latające rumaki za lisem w leśnych odmętach. On nie odstawał od tego stereotypu. To jednak nie tak, że nie doceniał sztuki - sam z siebie jednak nie potrafił czerpać wody z tych oaz dla duszy jakim były. Dziwne, że teraz nagle poczuł jakaś dziwnie nietypową chęć...
- Na pewno...- zaczął czując jak gdyby pewną nienachalną, nagłą myśl, a może bardziej potrzebę(?) by jednak pójść odwiedzić operę w Veronie z...Oddette. Tak szybko jednak jak się oderwał, tak też zamilkł. Wpatrując się w jej oczy próbował dogonić swe myśli. Czynił to bardzo nieudolnie, bo te oczy... - Na pewno będzie miała panienka jeszcze okazję. Jest panienka jeszcze młoda i...- przelotny dotyk, na który w normalny sposób zareagowałby uprzejmym zignorowaniem w tym momencie zdawał się go zgubić -...byłbym rad, gdybym mógł panience towarzyszyć w dniu podróży - zagaił zatracając się w jej oczach, w głowie mając dziwną, nietypową pustkę. Uczucie niepokoju jednak mijało co rusz z każdym wypowiadany przez nią słowem.
- Mam wrażenie, Oddetto, że odnalazłbym się gdziekolwiek gdybym tylko usłyszał panienki głos - wyznał bez skrępowania - Powiedz mi więc kiedy, a przyjdę. Obiecuję - w jego słowach czaiła się obietnica i posługa. Lata minęły od kiedy ostatni raz czuł przyzwolenie na podobne zachowanie. Niepokojące.
- Nie, nie bardzo. Mój brat przejmie w przyszłości pieczę nad rodzinną stadniną, jednak wiem jak się nimi zajmować, obchodzić. Każdy Carrow wie - to jak pytanie o to czy woda jest wilgotna, a powietrze niż zbędne - To dumne stworzenia, temperamentne, niepokorne - przez to takie piękne. Wielu z uporem próbuje poskromić drzemiącą w nich charakterność uważając to za dowód siły, dominacji nie zdając sobie sprawę, że w ten sposób zabijają jego duszę. Zamieniają piękne stworzenie w jego wydmuszkę - z pogardą i niechęcią wypowiedział się na temat podobnych praktyk - Sekret tkwi w zaakceptowaniu w nich tej dzikości, nie walczeniu z tym. Pozorna wada odpowiednio wykorzystana staje się najlepszym atutem, rozumie mnie panienka? Wzbić się na grzbiecie takiego aeantonana to jak tańczyć nad przepaścią w ogniu- zatracił się w temacie będącym bliskim jego sercu - Tańczyłbym tak z panienką, Oddetto. Za przyzwoleniem.
|rzucam na próbę przerwania uroku
- Tak, żoną...Piętnaście lat minęło od kiedy odeszła. Od tego czasu można ze śmiałością uznać, że zdziczałem. My mężczyźni już tam mamy, że trzeba nas uwrażliwiać na sztukę regularnie ale panienka jako artystka zapewne zdaje sobie z tego doskonale sprawę - żartował sobie w sposób oczywisty nawiązując do tej odwiecznej prawdy w której to panowie bardziej niż nad sztalugą wola popędzać latające rumaki za lisem w leśnych odmętach. On nie odstawał od tego stereotypu. To jednak nie tak, że nie doceniał sztuki - sam z siebie jednak nie potrafił czerpać wody z tych oaz dla duszy jakim były. Dziwne, że teraz nagle poczuł jakaś dziwnie nietypową chęć...
- Na pewno...- zaczął czując jak gdyby pewną nienachalną, nagłą myśl, a może bardziej potrzebę(?) by jednak pójść odwiedzić operę w Veronie z...Oddette. Tak szybko jednak jak się oderwał, tak też zamilkł. Wpatrując się w jej oczy próbował dogonić swe myśli. Czynił to bardzo nieudolnie, bo te oczy... - Na pewno będzie miała panienka jeszcze okazję. Jest panienka jeszcze młoda i...- przelotny dotyk, na który w normalny sposób zareagowałby uprzejmym zignorowaniem w tym momencie zdawał się go zgubić -...byłbym rad, gdybym mógł panience towarzyszyć w dniu podróży - zagaił zatracając się w jej oczach, w głowie mając dziwną, nietypową pustkę. Uczucie niepokoju jednak mijało co rusz z każdym wypowiadany przez nią słowem.
- Mam wrażenie, Oddetto, że odnalazłbym się gdziekolwiek gdybym tylko usłyszał panienki głos - wyznał bez skrępowania - Powiedz mi więc kiedy, a przyjdę. Obiecuję - w jego słowach czaiła się obietnica i posługa. Lata minęły od kiedy ostatni raz czuł przyzwolenie na podobne zachowanie. Niepokojące.
- Nie, nie bardzo. Mój brat przejmie w przyszłości pieczę nad rodzinną stadniną, jednak wiem jak się nimi zajmować, obchodzić. Każdy Carrow wie - to jak pytanie o to czy woda jest wilgotna, a powietrze niż zbędne - To dumne stworzenia, temperamentne, niepokorne - przez to takie piękne. Wielu z uporem próbuje poskromić drzemiącą w nich charakterność uważając to za dowód siły, dominacji nie zdając sobie sprawę, że w ten sposób zabijają jego duszę. Zamieniają piękne stworzenie w jego wydmuszkę - z pogardą i niechęcią wypowiedział się na temat podobnych praktyk - Sekret tkwi w zaakceptowaniu w nich tej dzikości, nie walczeniu z tym. Pozorna wada odpowiednio wykorzystana staje się najlepszym atutem, rozumie mnie panienka? Wzbić się na grzbiecie takiego aeantonana to jak tańczyć nad przepaścią w ogniu- zatracił się w temacie będącym bliskim jego sercu - Tańczyłbym tak z panienką, Oddetto. Za przyzwoleniem.
|rzucam na próbę przerwania uroku
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : rzut kością
'k100' : 15
'k100' : 15
Nie spodziewałam się, że mój urok zacznie działać tak szybko. W planie było powolne otumanianie, jako, że mężczyzna dojrzały oraz stateczny ma bardziej poukładane w głowie od zwykłego młodzieńca. Nie porywa się tak szybko z uczuciami - a tu proszę. Widocznie musiałam ostatnio podnieść swoje kwalifikacje w ujarzmianiu temperamentu półwil, to już drugi mężczyzna, z którym dość łatwo się dogaduję. Uśmiecham się subtelnie, mrugam rzęsami kobieco, nienachalnie, starając się utrzymać wrażenie idealnej kobiety. Pełnej wdzięku oraz skromności, ale jednocześnie nieco zadziornej, wodząc na pokuszenie nie tylko dosłownie, ale też w przenośni. Niestety jakkolwiek opowieść o żonie mnie nie cieszy, tak fakt, że nie czekasz na nią, ani też nas w tym miejscu nie zaskoczy jest brutalnie pokrzepiająca. Na mojej twarzy odmalowuje się jednak smutek oraz współczucie - twój los wszak brzmi niesamowicie smutno. Tym razem już bez większej krępacji kładę własną dłoń na twojej; rzecz jasna jedynie w pocieszycielskim geście. Ściskam ją delikatnie.
- To prawda, mężczyźni mają zupełnie inne sprawy na głowie. Na szczęście żadna z płci nie może funkcjonować bez tej drugiej i obie się od siebie nawzajem uczą - odpowiadam kiwając delikatnie głową. Zabieram rękę, żeby nikogo mimo wszystko nie gorszyć, ale nadal utrzymuję subtelny uśmiech na twarzy. - Z wielką chęcią uwrażliwiłabym lorda na piękno sztuki - dodaję może odrobinę zbyt odważnie, ale na pewno się to rozmywa na przestrzeni prośby bądź też sugestii, jaka nie powinna nigdy paść. Moje policzki czerwienieją lekko, paląc od środka, chociaż przyjazny wyraz twarzy w ogóle nie znika.
- Och, byłabym zaszczycona! - mówię cicho, a mimo wszystko głos mój przeradza się w wyważony pisk towarzyszący podekscytowaniu oraz zawstydzeniu jednocześnie. Naturalnie daleko mi do perfekcji z tymi wszystkimi wygrywanymi na zewnątrz emocjami, ale z pewnością dobrze doprawiam je swoim wilim urokiem.
- A ja obiecuję, że dam panu znać, sir - zapewniam solennie, nawet przykładam dłoń do serca - wydaje się nawet, że jestem zachwycona tym wszystkim. Z drugiej strony… chyba nawet jestem. Uwielbiam pochlebstwa, adorację, zachwyt mą osobą. Czyż właśnie nie karmię swojej próżnej duszy? - Tylko chyba… musiałabym poczynić przygotowania do tej podróży. Kupić odpowiednie kreacje na przykład! W końcu niecodziennie podróżuje się tak daleko… - sugeruję nienachalnie, znów nas wachlując kurtyną rzęs. Pozornie niewinnie, ale czy to oznacza, że nie mogłabym na tej znajomości skorzystać? Byłoby przecież wspaniale.
Słucham opowieści na temat magicznych koni z zainteresowaniem, chociaż takim w większości udawanym. Mało które zwierzęta potrafią mnie zachwycić - na przykład jednorożce są wspaniałe! Chociaż nigdy ich nie widziałam, coś mi się tylko mgliście kojarzy z kart ksiąg, ale wydaje mi się, że muszą być piękne. Konie? Może są podobne?
- To zupełnie jak z kobietą… - zauważam. Szczególnie półwilą, ale tego nie wypowiadam już na głos. - Umie lord ujarzmiać… - Kobiety? - Te stworzenia? Na tyle, żeby się słuchały, ale jednocześnie zachowały swój temperament? - dopytuję, skoro to tak mile łechta męskie ego pełne pasji. Nie bez powodu jest Carrowem, najwidoczniej. - Również z chęcią bym zatańczyła - dodaję. Tylko czy dosłownie?
- To prawda, mężczyźni mają zupełnie inne sprawy na głowie. Na szczęście żadna z płci nie może funkcjonować bez tej drugiej i obie się od siebie nawzajem uczą - odpowiadam kiwając delikatnie głową. Zabieram rękę, żeby nikogo mimo wszystko nie gorszyć, ale nadal utrzymuję subtelny uśmiech na twarzy. - Z wielką chęcią uwrażliwiłabym lorda na piękno sztuki - dodaję może odrobinę zbyt odważnie, ale na pewno się to rozmywa na przestrzeni prośby bądź też sugestii, jaka nie powinna nigdy paść. Moje policzki czerwienieją lekko, paląc od środka, chociaż przyjazny wyraz twarzy w ogóle nie znika.
- Och, byłabym zaszczycona! - mówię cicho, a mimo wszystko głos mój przeradza się w wyważony pisk towarzyszący podekscytowaniu oraz zawstydzeniu jednocześnie. Naturalnie daleko mi do perfekcji z tymi wszystkimi wygrywanymi na zewnątrz emocjami, ale z pewnością dobrze doprawiam je swoim wilim urokiem.
- A ja obiecuję, że dam panu znać, sir - zapewniam solennie, nawet przykładam dłoń do serca - wydaje się nawet, że jestem zachwycona tym wszystkim. Z drugiej strony… chyba nawet jestem. Uwielbiam pochlebstwa, adorację, zachwyt mą osobą. Czyż właśnie nie karmię swojej próżnej duszy? - Tylko chyba… musiałabym poczynić przygotowania do tej podróży. Kupić odpowiednie kreacje na przykład! W końcu niecodziennie podróżuje się tak daleko… - sugeruję nienachalnie, znów nas wachlując kurtyną rzęs. Pozornie niewinnie, ale czy to oznacza, że nie mogłabym na tej znajomości skorzystać? Byłoby przecież wspaniale.
Słucham opowieści na temat magicznych koni z zainteresowaniem, chociaż takim w większości udawanym. Mało które zwierzęta potrafią mnie zachwycić - na przykład jednorożce są wspaniałe! Chociaż nigdy ich nie widziałam, coś mi się tylko mgliście kojarzy z kart ksiąg, ale wydaje mi się, że muszą być piękne. Konie? Może są podobne?
- To zupełnie jak z kobietą… - zauważam. Szczególnie półwilą, ale tego nie wypowiadam już na głos. - Umie lord ujarzmiać… - Kobiety? - Te stworzenia? Na tyle, żeby się słuchały, ale jednocześnie zachowały swój temperament? - dopytuję, skoro to tak mile łechta męskie ego pełne pasji. Nie bez powodu jest Carrowem, najwidoczniej. - Również z chęcią bym zatańczyła - dodaję. Tylko czy dosłownie?
Oni będą ślicznie żyli,
oni miłość obłaskawią,tygrys będzie jadł z ich ręki.
oni miłość obłaskawią,tygrys będzie jadł z ich ręki.
Odette I. Parkinson
Zawód : śpiewaczka operowa
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Staniesz w ogniu, ogień zaprószysz,
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Był zgubiony, a do tej zguby doprowadziła kobieta siedząca wraz z nim przy jednym stoliku. Adrien nie do końca rozumiał dlaczego tak było, a nie inaczej. Dlaczego coś mu tam skrobało czaszkę od wewnątrz, że niby coś jest nie tak, jak być powinno. Dziwne. Wszystkie niewiadome, którym Carrow w normalnych okolicznościach poświęciłby czasu na doszukanie się odpowiedzi teraz go jakoś nie interesowały. Interesowała go jedynie Odette. Magia willego uroku oplotła go mocno sprawiając, że mało co go w tym momencie poza jej osobą interesowało. Prawił jej komplementy, poświęcał uwagi i zabawiał spijając urok którym emanowała. Niewinne rumieńce, zadowolenie, ekscytacja - jak dawno nie miał możliwości wywoływania u kobiety podobnych rekcji. Zupełnie jak gdyby znów wsiadł na zakurzony rower...którego przecież nie odłożył do piwnicy nie bez powodu. Nie powinien tak się zachowywać, a jednak zapraszał ją w podróż bo chciałaby. Opowiadał jej rzeczy o magicznych koniach bo przecież pytała. Jak mógłby to zignorować! Był gotowy (czy na pewno?) spełnić każdą jej zachciankę. Dlatego gdy wspomniała o garderobie uśmiechnął się dobrodusznie.
- Moja droga Odette, toż to najmniejszy problem bo...czy my przypadkiem nie gościmy się nad Domem Mody Parkinsownów? - uśmiechnął się, wiedząc, że oto zaraz będzie mógł spełnić kolejną jej zachciankę - Co prawda jest późno, pewnie nie tak dawno zamknęli drzwi dla zwykłej klienteli jednak sądzę, że mogliby dla nas zrobić wyjątek - ktoś na pewno się tam krzątać będzie przez najbliższe godziny do późnej nocy, a szlachetne nazwisko i deklaracja zakupu kilku kreacji na okazje podroży na pewno sprawi, że te uchylą się na oścież.
- Zaiste, jak z kobietą - przyznał pozwalając wpleść się w słowa flirciarskiemu rozleniwieniu. Oczy zabłyszczały żywiej pasując w tym momencie bardziej do niepokornego młodzieńca, a na usta wpełzł tajemniczy uśmieszek za którym kryła się wiedza, a może swojego rodzaju cicha obietnica? Pozwoli się jej jeszcze przekonać - tak pomyślał, nie zdając sobie sprawy, że to wszystko to iluzja magii i obróci się w pył z nadejściem nowego dnia.
- Trzeba nam będzie zatem znaleźć przepaść - uniósł rękę, dając do zrozumienia obsłudze, że wychodzą bo się im wino w kielichach skończyło, a w ogóle to mają dziś dużo galeonów jeszcze do roztrwonienia.
|zt
- Moja droga Odette, toż to najmniejszy problem bo...czy my przypadkiem nie gościmy się nad Domem Mody Parkinsownów? - uśmiechnął się, wiedząc, że oto zaraz będzie mógł spełnić kolejną jej zachciankę - Co prawda jest późno, pewnie nie tak dawno zamknęli drzwi dla zwykłej klienteli jednak sądzę, że mogliby dla nas zrobić wyjątek - ktoś na pewno się tam krzątać będzie przez najbliższe godziny do późnej nocy, a szlachetne nazwisko i deklaracja zakupu kilku kreacji na okazje podroży na pewno sprawi, że te uchylą się na oścież.
- Zaiste, jak z kobietą - przyznał pozwalając wpleść się w słowa flirciarskiemu rozleniwieniu. Oczy zabłyszczały żywiej pasując w tym momencie bardziej do niepokornego młodzieńca, a na usta wpełzł tajemniczy uśmieszek za którym kryła się wiedza, a może swojego rodzaju cicha obietnica? Pozwoli się jej jeszcze przekonać - tak pomyślał, nie zdając sobie sprawy, że to wszystko to iluzja magii i obróci się w pył z nadejściem nowego dnia.
- Trzeba nam będzie zatem znaleźć przepaść - uniósł rękę, dając do zrozumienia obsłudze, że wychodzą bo się im wino w kielichach skończyło, a w ogóle to mają dziś dużo galeonów jeszcze do roztrwonienia.
|zt
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
To przyjemne uczucie. Mieć w garści mężczyznę, który gotów jest na każde skinienie palcem. Nie jestem zła, przecież nie zamierzam namawiać go do rzeczy karygodnych czy gorszących - nie planuję go też ośmieszyć. Te kilka galeonów… przecież nie zbiednieje, nawet nie poczuje, że mu trochę z sakiewki ubyło. Tak sądzę, zapatrzona w swój cel - jasny, niczym niezmącony. Urabianie go według swej woli, tak płytkiej i próżnej, łaskocze trochę moje nadmuchane ego. Cóż, daleko mi do kobiety nieśmiałej, wrażliwej, lękającej się sięgnąć po władzę. Czasem wręcz należy korzystać ze swoich atutów, żeby te nie zanikły. Nawet jeśli wiem, że wraz z upływem kolejnych lat moje zdolności wynikające z genetyki się rozwiną za sprawą ćwiczeń, to niestety wraz z nimi zacznie niszczeć moja uroda. Będę się starzeć, dużo wolniej niż inne rówieśniczki, ale jednak nie zatrzymam całkowicie tego procesu. Kiedy zatem ma przyjść czas na zabawę jeśli nie właśnie teraz? Mężczyzna przede mną siedzący być może zapamięta dzisiejszy wieczór, może będzie mi mieć za złe fakt, że naciągnęłam go na kilka sukienek, ale z pewnością szybko zapomni o mojej osobie. Krzywda mu się nie stanie - jak już musi, to może to potraktować jako dobroczynny datek na rzecz biedniejszych.
- Ojej, naprawdę? Jest lord taki hojny, taki dobroduszny, o złotym sercu! - Niemal piszczę z podekscytowania na samą myśl, że naprawdę się udało. Sir Carrow nie rzuca słów na wiatr - urzeczony moim urokiem postanawia sprawić mi kilka drogich prezentów. Oczami wyobraźni widzę już swoją osobę w najnowszych kreacjach od samych Parkinsonów - dobrze, że Marcelowi bliżej do obiboka niż rzetelnego pracownika, to nie przyłapie mnie na tym drobnym fortelu. Muszę tylko wymyślić solidną wymówkę skąd do jasnej anielki mam szyte przez jego pracowników ubrania. Na szczęście do tego momentu jeszcze sporo czasu, z pewnością coś wymyślę.
Z emocji jeszcze raz ściskam twą rękę, którą i tak szybko zabieram. Dopijamy wino, a kiedy regulujesz rachunek, wstajemy z krzeseł. Naprawdę, wieczór jeszcze młody, dom mody zaś wita nas z otwartymi ramionami. To zaskakujące - ta potęga nazwiska. Czy kiedyś będę tak sławna, że nawet pomimo braku szlacheckiego tytułu będą otwierać przede mną dawno zamknięte drzwi?
zt.
- Ojej, naprawdę? Jest lord taki hojny, taki dobroduszny, o złotym sercu! - Niemal piszczę z podekscytowania na samą myśl, że naprawdę się udało. Sir Carrow nie rzuca słów na wiatr - urzeczony moim urokiem postanawia sprawić mi kilka drogich prezentów. Oczami wyobraźni widzę już swoją osobę w najnowszych kreacjach od samych Parkinsonów - dobrze, że Marcelowi bliżej do obiboka niż rzetelnego pracownika, to nie przyłapie mnie na tym drobnym fortelu. Muszę tylko wymyślić solidną wymówkę skąd do jasnej anielki mam szyte przez jego pracowników ubrania. Na szczęście do tego momentu jeszcze sporo czasu, z pewnością coś wymyślę.
Z emocji jeszcze raz ściskam twą rękę, którą i tak szybko zabieram. Dopijamy wino, a kiedy regulujesz rachunek, wstajemy z krzeseł. Naprawdę, wieczór jeszcze młody, dom mody zaś wita nas z otwartymi ramionami. To zaskakujące - ta potęga nazwiska. Czy kiedyś będę tak sławna, że nawet pomimo braku szlacheckiego tytułu będą otwierać przede mną dawno zamknięte drzwi?
zt.
Oni będą ślicznie żyli,
oni miłość obłaskawią,tygrys będzie jadł z ich ręki.
oni miłość obłaskawią,tygrys będzie jadł z ich ręki.
Odette I. Parkinson
Zawód : śpiewaczka operowa
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
Staniesz w ogniu, ogień zaprószysz,
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
I od ciebie dom twój się zajmie!
Stleją ściany, sprzęty najdroższe,
A ty z ogniem będziesz się żenił.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
7 V 1957
Szmery nielicznych rozmów nie cichną wcale, a mimo to atmosfera tchnąca niebywałą harmonią oraz niezgłębionym spokojem osiada w powietrzu i jest na tyle przyjemna, że nawet obecność innych istnień nie wydaje się tak irytująca oraz raniąca — a przecież wystarczyło pojąć, w jak delikatnej sytuacji znajdowała się młodziutka lady, wykazać odrobinę sympatii i albo ukazać się orzechowi spojrzenia z klasą, dobrym smakiem znaczącym prezencję albo po prostu usunąć się w cień i najlepiej zniknąć. I chociaż w łaskawości swego wyrozumiałego serca wiedziała, iż pewne zestawy kolorów nie są niczyją winą, że może wyglądają nawet ładnie, tak pulsowanie między skroniami twierdziło inaczej i była skłonna mu uwierzyć, cierpiąc okrutnie, acz znosząc to z godnością damy. Tutaj jednak, pośród znajomych ścian Domu Mody, nie musiała lękać się niekomfortowych sytuacji, tanich tkanin oraz nieporadnych szwów, a jednak to o Madame Malkin pisała Czarownica i Elodie zaczęła się poważnie zastanawiać, czy nie powinna szepnąć paru przesyconych słodyczą słów do szanownego wujaszka, że czas najwyższy pozbyć się kilku redaktorów pozbawionych gustu i zajmujących się pstrymi sprawami, kiedy prawdziwie pasjonujące tematy tylko czekają, żeby je odkryć. Lecz na to przyjdzie czas, nie chciała się troskać, nie teraz, kiedy emocje przypominały senne kocię poddające się lenistwu, a mdłości odchodziły precz, dzięki czemu mogła wreszcie poświęcić się życiu towarzyskiemu po niespełna tygodniu przerwy. Tygodniu, słodka Anno Boleyn, ale nie potrafiła odmówić Quentinowi tych kilku dni odpoczynku, pławiąc się w ofiarowanej uwadze oraz subtelnej próbie ukazania, jak wspaniałym byłby pomysł podarowania swej urokliwej małżonce pracowni, na który to wpadłby z własnej nieprzymuszonej woli, będąc niezwykle hojnym oraz troskliwym. Uśmiechnęła się aż łagodnie znad filiżanki z zieloną herbatą, zachwycając się zarazem aromatem owoców granatu docierających do nozdrzy. Ulubiony jaśmin nie koił już zmysłów i jakże nużącym było odnaleźć jego perfekcyjne zastępstwo, szczęśliwie nikt nie ośmieliłby się skarcić lady Burke za narastające kaprysy, chociaż i tak nie było to możliwe. Była zwyczajnie nazbyt czarująca, na podobne zachowanie.
— Moja kochana lady Avery — odzywa się miękko, splatając ciemne tęczówki z tymi jaśniejszymi, należącymi do panny siedzącej naprzeciwko, przeglądającej menu z uwagą, z pewnością tańczącą w uniesionym kąciku ust — Wasza obecność jest dla mnie prawdziwą ulgą, oddechem pośród tych wszystkich zmartwień i trosk — przyznaje z westchnieniem cichutkim, jakby nie tylko felerna gazeta była ciężarem gnieżdżącym się na wąskich ramionach. I tak też było, perełka bowiem podjęła się wielu odpowiedzialnych zadań i na każde z nich rzutowała obecna sytuacja w kraju, która stopniowo się normowała co prawda, jednak obawy nie uciekały wespół z oburzeniem, że terrorystów przyszło chwalić za wiązanie się z biedakami i to rudymi. O k r o p n o ś ć.
Run your fingers through my hair,
Tell me I'm the fairest of the fair
Tell me I'm the fairest of the fair
Restauracje takie jak ta były swoistymi oazami spokoju dla czystokrwistych Czarownic. Mężczyźni zaglądali tu rzadko, szczególnie teraz, gdy sytuacja pozostawała napięta. Tak samo szlamy i reszta społecznego marginesu. Nie ma się co dziwić, że lady Burke wraz z lady Avery czuły się tu jak rybki w wodzie. Stanowiły idealny przykład klienteli tarasowej restauracji: młode, bogate i szlachetnie urodzone. To była ich swoista tradycja, by dzień spędzony na zakupach w Domu Mody zakończyć filiżanką herbaty oraz paterą wymyślnych kanapeczek i ciasteczek. Callista nie była tylko pewna, czy nie powinny aby zrezygnować z drugiej części swojego zamówienia. Nie umknęło jej uwadze, że przyjaciółka miała ze sobą wcześniej kilka kreacji, które zażyczyła sobie poszerzyć. Czyżby małżeński dobrobyt odbił się dodatkowymi centymetrami w jej talii? Sama Elodie nie wydawała się jakoś tym faktem ani zmartwiona ani przejęta. Właściwie to wyglądała świetnie. Sprawiała wrażenie wypoczętej i był w niej jakiś nieodgadniony spokój. Oh jak blondynka jej tego zazdrościła. Jedyne co ona odczuwała to rosnący niepokój związany ze zbliżającymi się zaręczynami lorda Rosiera, tego jednak przyjaciółce zdradzić nie mogła.
- Miło mi to słyszeć lady Burke. To ulga widzieć Cię w tak dobrym zdrowiu - gdyby Calliście mało było wyrzutów sumienia z powodu Mathieu, zawsze mogła skupić się na fakcie, że przez swój wyjazd porzuciła także najbliższą ze swoich koleżanek. Elodie na szczęście nie zdawała się aż tak tego odczuć, co nie dziwi. Była w końcu młodą mężatką, co oznaczało ręce pełne roboty - Właściwie promieniejesz moja Droga. Czy to zasługa jakiegoś nowego specyfiku, o którym powinnam wiedzieć? - spytała dla pewności znad filiżanki z własną herbatą, gorzki napój zagryzając kruchym rożkiem z owocowym nadzieniem - Czy raczej kwestia troskliwego małżonka? Mniemam, że to nie on przysparza Ci tych zmartwień? - błękitne tęczówki przemknęły szybko po sąsiednich stolikach, na szczęście nie znajdując tam nikogo, kto ich prywatnej rozmowy nie powinien był podsłuchiwać. Niestety w ich czystokrwistym świecie ktoś zawsze czekał aż drugiej osobie powinie się noga. Słabości nie były tolerowane.
- Miło mi to słyszeć lady Burke. To ulga widzieć Cię w tak dobrym zdrowiu - gdyby Calliście mało było wyrzutów sumienia z powodu Mathieu, zawsze mogła skupić się na fakcie, że przez swój wyjazd porzuciła także najbliższą ze swoich koleżanek. Elodie na szczęście nie zdawała się aż tak tego odczuć, co nie dziwi. Była w końcu młodą mężatką, co oznaczało ręce pełne roboty - Właściwie promieniejesz moja Droga. Czy to zasługa jakiegoś nowego specyfiku, o którym powinnam wiedzieć? - spytała dla pewności znad filiżanki z własną herbatą, gorzki napój zagryzając kruchym rożkiem z owocowym nadzieniem - Czy raczej kwestia troskliwego małżonka? Mniemam, że to nie on przysparza Ci tych zmartwień? - błękitne tęczówki przemknęły szybko po sąsiednich stolikach, na szczęście nie znajdując tam nikogo, kto ich prywatnej rozmowy nie powinien był podsłuchiwać. Niestety w ich czystokrwistym świecie ktoś zawsze czekał aż drugiej osobie powinie się noga. Słabości nie były tolerowane.
The most dangerous woman of all
is the one who refuses to rely on your sword to save her
because she carries her own
Poświęcenie towarzyszyło każdemu eleganckiemu ruchowi, każdemu westchnieniu, jakby sunięcie delikatnymi opuszkami palców po zgromadzonych materiałach było niebywałym wysiłkiem, ciężarem, który musi nieść na wąskich ramionach w imię dobrego smaku oraz arystokratycznej powinności. Różane wargi nie rozchylą się jednak, kącikami miękkich ust układając się w grymas smutku, ni słodycz głosu nie wyszepce skargi jednej wobec podobnych katorg, łagodność serca nie pozwoli na to, podobnie jak naturalny urok charakteru — odwaga zagnieździ się więc w szlachetnym błękicie żył, dzielność zezwoli na niesienie kaganka oświaty wobec wszystkich tych, którzy dostąpili zaszczytu przebywania w towarzystwie lady Burke, a którzy ośmielili się znieważyć święte prawa mody, narażając tym samym dziewczątko nie tylko na przykry widok źle dopasowanych kreacji, ale i na lekki ból głowy w jej stanie będący niedopuszczalnym. Obecność lady Avery koiła poniekąd dyskomfort artystki. Smukła blondynka o intrygującym uśmiechu oraz przeszywającemu spojrzeniu była niebywałym wsparciem w tak trudnych chwilach, kiedy zawartość sklepowych wystaw wydawała się niewystarczająca, a łaknące piękna oko nie mogło się godzić na nic pośledniego. Troska najmilszej czarownicy zażegnała łzy cisnące się do orzechowych tęczówek, podobnie jak zaradność ekspedientek przynoszących prędko stroje mające pojawić się dopiero w przyszłym sezonie, a których ujrzenia nie odmawia się córze rodu Parkinson, wschodzącej gwiazdy Domu Mody. Podziwiając sploty nici, przez chwilę sądziła, iż była nawet gotowa w pełni wybaczyć Callie to niedorzeczne zniknięcie, usunięcie się z Angielskich salonów, pozostawienie po sobie pustych miejsc w skrzętnie prowadzonym towarzyskim kalendarzyku, byłoby to jednak zbyt łatwe, zbyt proste, a Elodie nie lubiła podobnych rozwiązań — ani w życiu, ani w tworzonych przezeń książkach. Przykrość została zadana. Całe szczęście zaaferowana perełka nie była świadoma okropieństw myśli swej koleżanki, albowiem krzywda pogłębiłaby się, zadając nieodwracalne rany więzi, jaka je łączyła. Bo jakim monstrum trzeba być, by chociażby insynuować, że ostatnie miesiące sprawiły, iż zapomniała się i folgując własnym zachciankom, zezwoliła zaburzyć perfekcyjne wymiary swego ciała? Pozbawionym sumienia i rozsądku, zdecydowanie! Lament zadrżałby w słowach jasnowłosej panienki, drogocenny bucik uderzyłby o posadzkę, a uraza nigdy nie opuściłaby wnętrza Ellie, jakże dotkniętej podobnym zachowaniem. Nie objawiła się ona, ta uraza, ten gniew, ta furia zranionej łani. Bystrość Callisty nie pozwoliła spostrzegawczości bezczelnie wysnuć wstrętnych kłamstw na temat towarzyszki, czas płynął radośnie i beztrosko, aż wreszcie należało odeń odpocząć w jeszcze przyjemniejszym otoczeniu tutejszej restauracji.
— Dziękuję moja droga. Mam nadzieję, iż czas, jaki nas podzielił, pozwolił ci wypocząć oraz zregenerować siły na nadchodzący sezon — wyraziła swą opinię z zatroskaniem znaczącym śliczną buzię, kiedy ze stuknięciem postawiła wciąż parującą filiżankę z herbatą na spodeczku. Zaraz za smukłością palców skrywa uśmiech nieśmiały, któremu przeczy cichy chichot, nie do końca pasujący poważnej roli pani żony — Jesteś zbyt uprzejma. Obawiam się, iż żaden specyfik nie zasłużył na twą uwagę, choć przecież ich nie potrzebujecie, prawdziwie zachwycacie swą urodą lady. Chociaż słyszałam o niebywale niemoralnych praktykach... — milknie raptownie, potrząsając głową, jakby nie mogła uwierzyć, że podobne słowa opuściły jej gardło. Dobrze wychowane damy nie rozmawiają o podobnych niegodziwościach, za to przyjaciółki muszą zwierzać się z każdej niepokojącej wieści, nieprawdaż? — Ekhem, wybacz proszę. Niemniej mój pan mąż niezmiennie przynosi mi dumę oraz radość, spełniając każdą ze złożonych mi obietnic z godną podziwu gorliwością i troskliwością — odpowiada pewniej, obrastając w piórka, albowiem lord Burke był mężczyzną słownym i zachwycającym, życzyła każdej swej znajomej, by trafiły na równie cudownego partnera, ale odrobinę gorszego od najmilszego Quentina, gdyż szczypta zazdrości wobec samej Elodie smakowała przednio — Obawiam się tego, co niesie sobą przyszłość, moja miła lady Avery, jest teraz ona taka niepewna — wzdycha, dłoń przykładając do policzka w przejęciu. Nie mogła przecież ot tak wyznać swej rozmówczyni wszystkiego, musiała zbudować napięcie, nacieszyć się możliwym zaniepokojeniem, nim wyzna jej o obecności potomka dumnego rodu rosnącego tuż pod jej sercem. Którego być może — a być może nie — się wyrzeknie, odmawiając wszelkiego kontaktu, jeśli przez niego wystawi się na śmieszność, a jej kostki spuchną do niedorzecznego rozmiaru.
— Dziękuję moja droga. Mam nadzieję, iż czas, jaki nas podzielił, pozwolił ci wypocząć oraz zregenerować siły na nadchodzący sezon — wyraziła swą opinię z zatroskaniem znaczącym śliczną buzię, kiedy ze stuknięciem postawiła wciąż parującą filiżankę z herbatą na spodeczku. Zaraz za smukłością palców skrywa uśmiech nieśmiały, któremu przeczy cichy chichot, nie do końca pasujący poważnej roli pani żony — Jesteś zbyt uprzejma. Obawiam się, iż żaden specyfik nie zasłużył na twą uwagę, choć przecież ich nie potrzebujecie, prawdziwie zachwycacie swą urodą lady. Chociaż słyszałam o niebywale niemoralnych praktykach... — milknie raptownie, potrząsając głową, jakby nie mogła uwierzyć, że podobne słowa opuściły jej gardło. Dobrze wychowane damy nie rozmawiają o podobnych niegodziwościach, za to przyjaciółki muszą zwierzać się z każdej niepokojącej wieści, nieprawdaż? — Ekhem, wybacz proszę. Niemniej mój pan mąż niezmiennie przynosi mi dumę oraz radość, spełniając każdą ze złożonych mi obietnic z godną podziwu gorliwością i troskliwością — odpowiada pewniej, obrastając w piórka, albowiem lord Burke był mężczyzną słownym i zachwycającym, życzyła każdej swej znajomej, by trafiły na równie cudownego partnera, ale odrobinę gorszego od najmilszego Quentina, gdyż szczypta zazdrości wobec samej Elodie smakowała przednio — Obawiam się tego, co niesie sobą przyszłość, moja miła lady Avery, jest teraz ona taka niepewna — wzdycha, dłoń przykładając do policzka w przejęciu. Nie mogła przecież ot tak wyznać swej rozmówczyni wszystkiego, musiała zbudować napięcie, nacieszyć się możliwym zaniepokojeniem, nim wyzna jej o obecności potomka dumnego rodu rosnącego tuż pod jej sercem. Którego być może — a być może nie — się wyrzeknie, odmawiając wszelkiego kontaktu, jeśli przez niego wystawi się na śmieszność, a jej kostki spuchną do niedorzecznego rozmiaru.
Run your fingers through my hair,
Tell me I'm the fairest of the fair
Tell me I'm the fairest of the fair
Zawieszone ponad ich głowami słońce chowało się za chmurami, rozproszone światło nie raziło w oczy, pozwalając swobodnie rozglądać się po zebranych wokół klientach restauracji. Chłodne, wrześniowe powietrze smagało ją po przesłoniętej cienką apaszką szyi, przyprawiając o biegnące wzdłuż kręgosłupa przyjemne dreszcze. Załamania pogody i spadki ciśnienia nie były najlepszymi warunkami do opuszczania domu. Po latach borykania się z ciężką chorobą nauczyła się wyczuwać nadchodzące ataki i zapobiegać ich nasileniu. Podczas porannych przygotowań spostrzegła z niepokojem, że buteleczka z eliksirem opatrzona jej nazwiskiem jest już niemal pusta. Pospieszne napisała list do uzdrowiciela z prośbą o sporządzenie nowej, ale dziś wzywały ją obowiązki. Nie mogła odmówić spotkania, zwłaszcza w dniu, w którym miało do niego dojść. Zimna kąpiel i świeże powietrze miały tymczasowo złagodzić uporczywe objawy, a jedno intensywne popołudnie nie mogło przecież wpłynąć nań negatywnie.
Niedawna rozmowa z panną Blythe uświadomiło jej jak bardzo potrzebowała kontaktu z różnymi personami, nie tylko tych związanych z nią najmocniej, w końcu miała otwierać się na świat, a nie go sobie ograniczać. Nie było po co zwlekać w oczekiwaniu na przypadkowe spotkania - zaczęła sama je inicjować.
Nie wiedziała czego spodziewać się po Delaney. Ich relacja nie była specjalnie bliska, znały wyłącznie te ze swoich cech, którymi chciały się podzielić, przedstawiały się w samych superlatywach, czasem uszczknąwszy odrobinę z czaru, by roztaczana wizja nie okazała się być nazbyt wyidealizowana. Z klejnotem Bulstrode’ów poznała się kilka lat wcześniej na jednym z sabatów. Wiecznie uśmiechnięta i wyciągająca do każdego dłoń Evandra chciała jak najcieplej przywitać młodą szlachciankę na angielskich salonach. Lady Rosier zastanawiała się kiedyś jak wyglądałoby jej życie, gdyby lordowie Lestrange zdecydowali posłać swoją córkę do francuskiej akademii magicznej; jak potoczyłoby się jej życie, z kim zawiązałaby przyjaźnie do grobowej deski, a z kim skłóciła na wieczność?
Przesunęła dłonią po blacie okrągłego stolika wystawionego na rozległy taras Domu Mody Parkinsonów. Uniosła wzrok na kobietę o kruczoczarnych włosach, której niepowtarzalna uroda została symbolem klasycznego piękna, stała się ambasadorką rodzinnego biznesu, wysławiając najważniejsze dla rodu wartości. Niektórzy są puści i próżni, inni tylko takich udają, by zapewnić sobie święty spokój. Jak miało się to w przypadku Delaney?
- Czy pamiętasz, jak podczas naszego pierwszego spotkania omawiałyśmy wpływ francuskich projektantów na angielskie domy mody? Próbowałam przypomnieć sobie nasze wnioski, gdy znalazłam w gazecie wzmiankę o lipcowych pokazach haute couture. - Od kiedy Evandra wyszła za Tristana, przyjmując jego nazwisko, wyczuła ze strony ambasadorki chłodniejszy ton. Napięte stosunki rodów Rosier i Bulstrode nie były tajemnicą, lecz ich źródło pozostawało dla Wandy tajemnicą. Cokolwiek by to nie było, z pewnością była szansa na ich poprawę. Skoro udało się względnie pogodzić Rosierów z Blackami, to nowy sojusz także był możliwy. Dlaczego nie zacząć od wspólnych tematów? - Zastanawiam się czy pogrążeni w samozachwycie Francuzi pamiętają, że ojciec haute couture Charles Worth był z pochodzenia Anglikiem... - Ściągnęła na chwilę brwi, wracając oczami wyobraźni do wspomnianego artykułu. Kącik jej ust uniósł się nieznacznie, rozświetlając bladą twarz uśmiechem. Poruszyła się na swoim krześle, pozwalając by dół sukienki z błękitnego, jedwabnego materiału przelał się drobnymi zaszewkami z jednej strony na drugą. Ozdobnej koronce, jaką użyto do wykończenia tkaniny, daleko było do krzykliwych wzorów, subtelne motywy kwiatowe były raczej domeną młodych, niezamężnych panien. - Jak myślisz, lady Bulstrode, jak zmieniają się nastroje dzisiejszej klienteli, czy fasony i trendy promowane na łamach gazet, rzeczywiście porywają świat i wkrótce czekają nas poważne zmiany w tej branży?
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Wzrok lady Bulstrode utkwiony był za balustradami tarasu. Uwielbiała tę restaurację. Orzeźwiający chłód powietrza, przestrzeń, intymną przestrzeń. Szczególnie istotną, kiedy splatały się ze sobą drogi dwóch kobiet, których wymiana zdań miała pozostać grą rozegraną wyłącznie pomiędzy nimi dwiema. Czarnowłosa wyprostowała się powoli, dawkując każdy ruch do powłóczystego gestu z czystego przyzwyczajenia. Nie dlatego, że próbowała przekonać Evandrę, co do swojej nienagannej postawy. Już w czasach pierwszych, wspólnych sabatów, zdążyły usytuować się jako równe sobie konkurentki, więc nie potrzebowała podkreślać tego przy każdym spotkaniu. Jedynie zachowywała czujność, za każdym razem, zanim odpowiedziała na słowa lady Rosier, najpierw filtrując je w głowie, szukajac w nich pułapki. Tym razem żadnej nie znalazła. Oparła się biodrem o balustradę, wpatrując się w błękit oczu jasnowłosej i uśmiechnęła się, tylko odrobinę uszczypliwie.
— Czyżbyś zapomniała, że teraz jesteś przedstawicielką rodu o francuskich korzeniach, czy jeszcze nie zdążyłaś się do tego przyzwyczaić, Evandro?
Dopiero po tych słowach lady Bulstrode wróciła na swoje miejsce przy stoliku. Chwyciła smukłą nóżkę strojonej, szklanej lampki wina i obróciła ją w palcach, odnajdując w tym geście rozluźnienie, które ostatnio rzadko spływało na jej ramiona.
— Pozwolę sobie nie skomentować ego Francuzów, bo czułabym się jakbym atakowała lorda nestora, aczkolwiek… Ty to powiedziałaś.
Zaśmiała się, łagodnie, w ten czy inny sposób, poniekąd przyznając Evandrze rację, albo jedynie próbując troszkę uszczypnąć jej nosa. Czasami ciężko było powiedzieć jakie naprawdę kierowały Delaney motywacje. Z całą pewnością można było jednak stwierdzić, że zaraz, kiedy odpuściła sobie drowne wyzłośliwianie się, spoważniała. Jej twarz natomiast złagodniała, kiedy zlustrowała nią całą sylwetkę lady Rosier.
— Naprawdę chcemy rozmawiać o artykułach w Czarownicy? Nie sądzisz, że stracili wiarygodność, kiedy zaczęli pisać o krwi m u g o l s k i e j dziewicy, jako remedium na wieczną młodość?
Upiła kilka łyków wina, mocząc w nim usta, aby wargi nabrały naturalnie nieco żywszego koloru. Coś w wyglądzie Evandry sprawiało, że budziła czujność Delaney. Wyglądała jak zawsze, nienagannie. Może nazbyt starannie? A może z mało? A może po prostu przez zazdrość o stabilność związku lady Rosier i wydawałoby się zdrową relację z mężem, lady Bulstrode doszukiwała się w jej wizerunku skaz. Dla własnego spokoju ducha.
Delaney Bulstrode
Zawód : klejnot Bulstrode'ów, ambasadorka Domu Mody Parkinsonów
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Duma związana jest z tym, co co sami o sobie myślimy, próżność zaś z tym, co chcielibyśmy, żeby inni o nas myśleli.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
No tak, pułapki! Czy życie nie byłoby bardziej beztroskie, gdyby nie trzeba było doszukiwać się drugiego czy trzeciego dna w każdej z prowadzonych rozmów? Problem polegał na tym, że życie pozbawione tej niepewności i dreszczyku emocji byłoby zwyczajnie nudne. Gra tylko pozornie toczyła się wyłącznie pomiędzy nimi dwiema. Obie doskonale wiedziały, że istnieją nieprzekraczalne granice, tyle że te zdążyły się przesunąć w ciągu ostatniego roku.
Zdawała sobie sprawę z tego, że aby zaczęli się z nią liczyć, musi zyskać przychylność innych rodów, ale nie celowała w seniorów, chciała zjednać sobie rówieśników, przekonać tych, z którymi miała lepszy kontakt. W zestawieniu z Delaney, czy naprawdę były sobie równe? Lady Rosier starała się nikogo nie kategoryzować, ale miała opory przed nazywaniem innych sobie równymi. Mogłaby sobie co nieco zarzucić, ale czy zaniżało ją to do poziomu panny Bulstrode? Ależ skąd!, krzyczał głos w jej głowie, toteż ugryzła się w język, powstrzymując kąśliwą uwagę, której przed rokiem nie mogłaby sobie odmówić; dziś było to już nie na miejscu.
- Lady Bulstrode, dziwi mnie fakt, że po zdobyciu... hm... wykształcenia - spojrzała na nią pytająco - w Beauxbatons, ignorujesz fakt, że moi przodkowie pochodzą właśnie z Francji. Z historii magii doskonale wiemy, że zarówno królowa-regentka Izabela, jak i Mahaut zapisały się w kronikach tego kraju. Myślę, że moi przodkowie oburzyliby się słysząc jak ich rodowi umniejsza się jego pochodzenie. - Wiedziała o istnieniu różnic w programie nauczania szkół magicznych, ale sądziła, że historia magii, cechy szczególne rodów krwi szlachetnej oraz wybrane zagadnienia polityczne są podstawą wychowania każdego, kto obracał się w ich kręgu. Wychodziło na to, że nie wszyscy kładli taki nacisk na niuanse, jak ona. Evandra nie wiedziała czy bardziej zdumiona jest ignorancją swojej rozmówczyni do historii czy też brakiem szacunku względem małżonki nestora. To, co było pewne, to fakt, że Delaney zdecydowała się kilkukrotnie urazić swojego gościa, pierwszą damę rodu Rosier, w ciągu kilku minut od rozpoczęcia spotkania - pytanie czy celowo czy też przez głupotę? Niezależnie od intencji zapisała w pamięci, że wypadałoby wspomnieć o tym mężowi.
Remedium na wieczną młodość było kuszącym eliksirem dla każdej z pań, lecz specyfika pochodzenia jego składników nie odpowiadała każdemu. Kobieta uniosła zaskoczony wzrok na Delaney, sądząc że po drobnych uszczypliwościach nadejdzie pora na kulturalną rozmowę, ale gospodyni miała inne zamiary względem gościa. Evandra miała wątpliwą przyjemność czytania wspomnianego wydania Czarownicy, ale to nie krew mugolskiej dziewicy tak bardzo ją odrzuciła, a zawarty w przepisie ekstrakt z posoki wili. Sam fakt, że lady Bulstrode uznała upuszczanie brudnej krwi za gorsze od krzywd wyrządzanych wilom, wywołał w Evandrze uczucie mdłości.
Nagła fala gorąca przyprawiła o zawrót głowy, a na pięknej, nienagannej, choć już kredowobiałej twarzy pojawiła się plama krwi. Strużka spływała wolno do kącika ust, Wanda odruchowo uniosła dłoń, opuszkiem palca upewniając się w swoich przeczuciach. Oh, dlaczego teraz?! To tylko chwilowe, nikt nie zauważył, nikt nie… Sięgnęła po leżącą na blacie serwetkę, zahaczając niezgrabnie o kieliszek, który strącony na posadzkę stłukł się, a rozlane wino ochlapało brzegi sukni obu pań. Już miała się podnieść i elegancko wycofać, ale pojawiający się w klatce piersiowej ból zakończył tę podjętą próbę fiaskiem, wciskając ją w tarasowe krzesło.
Zdawała sobie sprawę z tego, że aby zaczęli się z nią liczyć, musi zyskać przychylność innych rodów, ale nie celowała w seniorów, chciała zjednać sobie rówieśników, przekonać tych, z którymi miała lepszy kontakt. W zestawieniu z Delaney, czy naprawdę były sobie równe? Lady Rosier starała się nikogo nie kategoryzować, ale miała opory przed nazywaniem innych sobie równymi. Mogłaby sobie co nieco zarzucić, ale czy zaniżało ją to do poziomu panny Bulstrode? Ależ skąd!, krzyczał głos w jej głowie, toteż ugryzła się w język, powstrzymując kąśliwą uwagę, której przed rokiem nie mogłaby sobie odmówić; dziś było to już nie na miejscu.
- Lady Bulstrode, dziwi mnie fakt, że po zdobyciu... hm... wykształcenia - spojrzała na nią pytająco - w Beauxbatons, ignorujesz fakt, że moi przodkowie pochodzą właśnie z Francji. Z historii magii doskonale wiemy, że zarówno królowa-regentka Izabela, jak i Mahaut zapisały się w kronikach tego kraju. Myślę, że moi przodkowie oburzyliby się słysząc jak ich rodowi umniejsza się jego pochodzenie. - Wiedziała o istnieniu różnic w programie nauczania szkół magicznych, ale sądziła, że historia magii, cechy szczególne rodów krwi szlachetnej oraz wybrane zagadnienia polityczne są podstawą wychowania każdego, kto obracał się w ich kręgu. Wychodziło na to, że nie wszyscy kładli taki nacisk na niuanse, jak ona. Evandra nie wiedziała czy bardziej zdumiona jest ignorancją swojej rozmówczyni do historii czy też brakiem szacunku względem małżonki nestora. To, co było pewne, to fakt, że Delaney zdecydowała się kilkukrotnie urazić swojego gościa, pierwszą damę rodu Rosier, w ciągu kilku minut od rozpoczęcia spotkania - pytanie czy celowo czy też przez głupotę? Niezależnie od intencji zapisała w pamięci, że wypadałoby wspomnieć o tym mężowi.
Remedium na wieczną młodość było kuszącym eliksirem dla każdej z pań, lecz specyfika pochodzenia jego składników nie odpowiadała każdemu. Kobieta uniosła zaskoczony wzrok na Delaney, sądząc że po drobnych uszczypliwościach nadejdzie pora na kulturalną rozmowę, ale gospodyni miała inne zamiary względem gościa. Evandra miała wątpliwą przyjemność czytania wspomnianego wydania Czarownicy, ale to nie krew mugolskiej dziewicy tak bardzo ją odrzuciła, a zawarty w przepisie ekstrakt z posoki wili. Sam fakt, że lady Bulstrode uznała upuszczanie brudnej krwi za gorsze od krzywd wyrządzanych wilom, wywołał w Evandrze uczucie mdłości.
Nagła fala gorąca przyprawiła o zawrót głowy, a na pięknej, nienagannej, choć już kredowobiałej twarzy pojawiła się plama krwi. Strużka spływała wolno do kącika ust, Wanda odruchowo uniosła dłoń, opuszkiem palca upewniając się w swoich przeczuciach. Oh, dlaczego teraz?! To tylko chwilowe, nikt nie zauważył, nikt nie… Sięgnęła po leżącą na blacie serwetkę, zahaczając niezgrabnie o kieliszek, który strącony na posadzkę stłukł się, a rozlane wino ochlapało brzegi sukni obu pań. Już miała się podnieść i elegancko wycofać, ale pojawiający się w klatce piersiowej ból zakończył tę podjętą próbę fiaskiem, wciskając ją w tarasowe krzesło.
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
1 grudnia 1957
Nie było niczym dziwacznym, że czasami otrzymywała list taki, jaki w tym wypadku wysłał jej Xavier. Arystokracja nie mogła sobie pozwolić na niechlujstwo i marną prezentację, zwłaszcza jeżeli chodziło o wszelakie uroczystości czy przyjęcia, na których mieliby się pokazać. Chociaż Odetta modą interesowała się nie tylko dzięki rodzinie, wiedziała bardzo dobrze, że w wypadku osób z odpowiednim statusem, stroje były niesamowicie istotne – pokazywały, jaki mają status i jak należy do nich podchodzić. Wiązało się z tym nie tylko posiadanie odpowiedniej pozycji i statusu majątkowego, ale również godna prezencja, a co za tym idzie, gustowne stroje, współgrające z nimi dodatki i odpowiednia do sytuacji biżuteria. Dlatego często mężczyźni, którzy nie znali gustów kobiet, którym chcieli zaimponować, albo z którymi przyszło im dzielić życie, woleli zdać się na opinię innej osoby, zwłaszcza takiej, która zajmowała się tym od dłuższego czasu. Przy czym lord Burke wydawał się bardzo uprzejmym i eleganckim mężczyzną, a organizowany przez niego ostatni koncert był miłym wydarzeniem (nawet jeżeli niepokojące obrazy Nokturna dalej budziły w Odettcie sporo niepewności), dlatego chętnie przystała na prośbę, aby wspomóc jego wysiłki w poszukiwaniu prezentu.
Sama na pewno chętnie zapytałaby Xaviera o parę kwestii, teraz jednak musiała skupić się całkowicie na tym. Wiedziała, iż z początku takie zagadnienia i dyskusje mogą chwilę potrwać i mogą zadecydować o dalszym przebiegu, uznała więc, że nie ma co ciągnąć lorda Burke po całym Domu Mody, tak aby ostatecznie skończyć w zupełnie innym miejscu, dlatego zaoferowała restaurację, tak aby chwila rozmowy była spokojna i swobodna i oczekiwania były jasno zarysowane nad uprzejmą rozmową i być może napojem oraz jakimś daniem, gdyby jej gość miał jakieś swoje życzenia pod tym względem. Potem mogli przejść w inne miejsca, a na ten moment lady Parkinson zarezerwowała stolik, informując dokładnie o godzinie i tym, jakie będzie jej towarzystwo.
Nie spodziewała się, że jej samej przyjdzie się spóźnić na to spotkanie i nie była w tym wypadku zadowolona z tego, ale na przymiarki zeszło dłużej, niż by się spodziewała. Co prawda ledwie paręnaście minut, nim ostatecznie dotarła do stolika, do którego wcześniej kelner powiódł Xaviera, zjawiając się tutaj z lekkim niepokojem wypisanym na twarzy.
- Lordzie Burke, proszę wybaczyć mi to spóźnienie, nie spodziewałam się, iż dzisiejszy dzień będzie aż tak wypełniony zadaniami. Jeszcze raz przepraszam. – Dygnęła lekko, zaraz też pozwalając sobie ostrożnie zająć miejsce, kiedy kelner podsunął jej krzesło. Czerwony atłas mienił się lekko kiedy siadała przy stoliku, zaraz też zamawiając dla siebie herbatę i pozostawiając lordowi Burke decyzję, czy chciałby skorzystać z oferty menu, która chociaż może nie była wybitnie bogata, to zapewniała dania odpowiedniej jakości. Odetta czuła, że musi jeszcze bardziej pilnować wagi niż zazwyczaj, bo sabat zbliżał się wielkimi krokami i nie mogła do tego czasu przytyć.
- W czym mogę więc pomóc? Rozumiem, że to poszukiwania jednej sukni, czy może jednak lord ma coś więcej na myśli?
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Fakt, że Lady Parkinson zgodziła się z nim spotkać bardzo go ucieszył. Przeważnie organizował prezenty świąteczne już w listopadzie, jednak w tym roku listopad obfitował w kilka sytuacji, które sprawiły, że po prostu nie miał do tego głowy. Dlatego też, kiedy tylko zobaczył piękną kreację Lady Odetty podczas koncertu w Palarni wiedział, że w kwestii prezentu dla żony powinien zgłosić się do niej. Sam totalnie nie znał się na modzie damskiej, ale mimo wszystko potrafił docenić piękną suknie. Osobiście jednak był wielkim fanem garniturów i było powszechnie wiadomo, że Xavier Burke nie w garniturze, to bardzo niecodzienny widok. Nawet kiedy wraz z kuzynką wybrał się na wizje lokalną w hrabstwie konno, to miał na sobie garnitur, ale specjalnie do jazdy konnej. Z resztą sam kupował garnitury w Domu Mody Parkinsonów, więc gdzie indziej miałby się udać, skoro w jego mniemaniu to właśnie tutaj mógł znaleźć najlepszej jakości tkaniny i wzory? Odpowiedź była jedna.
Na dzisiejsze spotkanie z Lady postawił na klasyk. Ciemny, ale nie do końca czarny garnitur, do tego biała koszula i czarny krawat. Na wierzch naturalnie czarny płaszcz ze skóry, z ciepłą podszewką, który zakupił w Egipcie lata temu i służył mu do dziś. Zawsze go dziwiło, że pomimo tego iż w Egipcie raczej nie bywało zimno, to robili świetnej jakości płaszcze.
Odzienie wierzchnie pozostawił mężczyźnie przy drzwiach, skórzane rękawice wcześniej chowając do kieszeni, po czym na spokojnie ruszył za nim w kierunku restauracji. W tej części jeszcze go nie było, przeważnie nogi zawsze kierowały go do konfekcji męskiej gdzie bywały dni, że potrafił przepaść na kilka godzin. Nie zmieniało to jednak faktu, że bardzo mu się to miejsce spodobało, miało swój urok, a przede wszystkim było eleganckie, a Burke był fanem wszystkiego co eleganckie.
Zajął na spokojnie miejsce przy wskazanym mu stoliku, po czym podziękował kelnerowi za menu. Przejrzał je powoli, zatrzymując wzrok na chwilę na każdej pozycji, po czym odłożył je, czekając z zamówieniem na Lady Odettę. Z pewnością gdyby nie fakt, że rozumiał iż w Domu Mody czasami nie wszystko idzie tak jak sobie to zaplanujemy pod względem czasowym, pewnie lekko by się zirytował na fakt, że Lady Parkinson się spóźnia na umówione spotkanie. Jednak kiedy jego dzisiejsza towarzyszka się pojawiła uprzejmie się podniósł z miejsca.
- Nic nie szkodzi Lady Odetto. Doskonale rozumiem, że czasami pewne rzeczy zajmują więcej czasu niż przewidujemy. Naprawdę nie ma problemu. – powiedział z uśmiechem kręcąc głową.
Poczekał aż usiądzie i dopiero on zajął na powrót swoje miejsce, a kiedy zamówiła herbatę, on zrobił to samo.
- Suknia jest z pewnością priorytetem. Moja żona ma w swojej kolekcji wiele różnych kreacji, kilka również pochodzących z tego miejsca. Zawsze uważałem, że jest bardzo elegancką kobietą, dlatego chciałbym aby ta suknia była wyjątkowa, zwłaszcza, że po świętach będzie nasza rocznica ślubu. – odparł spokojnie nakreślając jej o co mu chodzi – Ale wiem, że mają Państwo wiele ciekawych dodatków, więc z pewnością do sukni też bym je dobrał. – dodał lekko kiwając głową.
Na dzisiejsze spotkanie z Lady postawił na klasyk. Ciemny, ale nie do końca czarny garnitur, do tego biała koszula i czarny krawat. Na wierzch naturalnie czarny płaszcz ze skóry, z ciepłą podszewką, który zakupił w Egipcie lata temu i służył mu do dziś. Zawsze go dziwiło, że pomimo tego iż w Egipcie raczej nie bywało zimno, to robili świetnej jakości płaszcze.
Odzienie wierzchnie pozostawił mężczyźnie przy drzwiach, skórzane rękawice wcześniej chowając do kieszeni, po czym na spokojnie ruszył za nim w kierunku restauracji. W tej części jeszcze go nie było, przeważnie nogi zawsze kierowały go do konfekcji męskiej gdzie bywały dni, że potrafił przepaść na kilka godzin. Nie zmieniało to jednak faktu, że bardzo mu się to miejsce spodobało, miało swój urok, a przede wszystkim było eleganckie, a Burke był fanem wszystkiego co eleganckie.
Zajął na spokojnie miejsce przy wskazanym mu stoliku, po czym podziękował kelnerowi za menu. Przejrzał je powoli, zatrzymując wzrok na chwilę na każdej pozycji, po czym odłożył je, czekając z zamówieniem na Lady Odettę. Z pewnością gdyby nie fakt, że rozumiał iż w Domu Mody czasami nie wszystko idzie tak jak sobie to zaplanujemy pod względem czasowym, pewnie lekko by się zirytował na fakt, że Lady Parkinson się spóźnia na umówione spotkanie. Jednak kiedy jego dzisiejsza towarzyszka się pojawiła uprzejmie się podniósł z miejsca.
- Nic nie szkodzi Lady Odetto. Doskonale rozumiem, że czasami pewne rzeczy zajmują więcej czasu niż przewidujemy. Naprawdę nie ma problemu. – powiedział z uśmiechem kręcąc głową.
Poczekał aż usiądzie i dopiero on zajął na powrót swoje miejsce, a kiedy zamówiła herbatę, on zrobił to samo.
- Suknia jest z pewnością priorytetem. Moja żona ma w swojej kolekcji wiele różnych kreacji, kilka również pochodzących z tego miejsca. Zawsze uważałem, że jest bardzo elegancką kobietą, dlatego chciałbym aby ta suknia była wyjątkowa, zwłaszcza, że po świętach będzie nasza rocznica ślubu. – odparł spokojnie nakreślając jej o co mu chodzi – Ale wiem, że mają Państwo wiele ciekawych dodatków, więc z pewnością do sukni też bym je dobrał. – dodał lekko kiwając głową.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, menager Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Również i jej listopad w tym wypadku obfitował nieco w wydarzenia, parę różnych prezentacji strojów, zarówno na różnych zaplanowanych już wcześniej, jak i tych, które w ostatniej chwili które mogłyby się ujawniać – nawet jeżeli ktoś nieuprzejmie postanowiłby zorganizować coś na ostatnią chwilę, nadal nie mogłaby się pokazać niczym biedak w jakiejś już wcześniejszej sukni. Na pewno każdy postanowiłby wziąć ją na warsztat za ubranie dwa razy tego samego, zresztą, sam Edward na pewno by się załamał gdyby ubrała jakąś dawną suknię na ważną okazję. Wiadomo było, że moda codzienna nosi się nieco inny prawami niż ta, którą widywać można było na większe wydarzenia czy przyjęcia takie, jak sabaty. Głównie dzięki temu znała dość sporą informacji na temat nie tylko oferty domu mody prowadzonego przez rodzinę, ale również na temat mody oraz trendów. Nic więc dziwnego, że wielu szlachciców zwracało się do niej w ramach pomocy – oni nie mieli po co interesować się sukniami czy dodatkami, mając od tego kogoś innego, kto pomagał im to dobierać, a mężczyźni z jej rodu często byli dość zajęci.
Nie miała nic przeciwko spędzaniu czasu w ich towarzystwie, bo większość z nich była po prostu była uprzejma i traktowała ją z odpowiednią rangą i zachowaniem. Niby powinna być to rzeczywistość, niestety lordowie na tym świecie bywali niezwykle różni, tak więc sama wolała wybierać tych, którym nic nie można było zarzucić. W zamian sama starała się jak najlepiej zachowywać, nie chcąc stawiać się w gorszej pozycji. Dlatego tym bardziej przejmowała się swoim spóźnieniem, w głębi duszy rozpamiętując je raz po raz i mając szczerą nadzieję, że sam Xavier też o tym zapomni.
Zajęła miejsce, wygładzając suknię i ciesząc się, że na ten moment miała możliwość, aby wspomóc kolejnego odpowiednio urodzonego mężczyznę w jego zagwozdkach. Burke również nie wydawał się zaskoczony ani rozczarowany jej spóźnieniem, dlatego odetchnęła lekko, pozwalając aby kelner zaraz odszedł z ich zamówieniem, samej też spoglądając z łagodnością na mężczyznę z którym przyszło jej właśnie rozmawiać.
- Rozumiem, w takim razie w tym wypadku to musi być projekt zaiste niezwykły, tak aby oddawał wszystkie oczekiwania i nawet je przewyższał. Najbardziej przydałoby się wiedzieć parę podstaw – czy miałaby to bardziej być suknia na co dzień, czy jednak taka by można było założyć ją na niezwykły występ? Wiele dam wybiera suknie w kolorach barw rodowych, ale może pańska żona woli jakiś konkretny? I czy jest raczej osobą, która skłania się ku bogatym zdobieniom, albo może eksperymentuje z krojami? – Oczywiście mowa tutaj nie była na temat odsłaniania kostek, czy o zgrozo, noszeniu spodni, ale niektórzy woleli prostotę podczas gdy inni wybierali raczej bardzo tradycyjne sposoby uszycia czegoś. – Kiedy wybierzemy suknię, będziemy mogli też dobrać dodatki. Interesują lorda raczej te z drobniejszych, te, które mogłyby przydać się przy nadchodzącym mrozie, czy może jednak bardziej kieruje się lord w stronę biżuterii i dodatków? – Podpytała jeszcze o to kiedy kelner odstawiał herbaty przed Xavierem oraz nią samą, pozwalając samym zainteresowanym dosłodzić na tyle, na ile chcieli.
Nie miała nic przeciwko spędzaniu czasu w ich towarzystwie, bo większość z nich była po prostu była uprzejma i traktowała ją z odpowiednią rangą i zachowaniem. Niby powinna być to rzeczywistość, niestety lordowie na tym świecie bywali niezwykle różni, tak więc sama wolała wybierać tych, którym nic nie można było zarzucić. W zamian sama starała się jak najlepiej zachowywać, nie chcąc stawiać się w gorszej pozycji. Dlatego tym bardziej przejmowała się swoim spóźnieniem, w głębi duszy rozpamiętując je raz po raz i mając szczerą nadzieję, że sam Xavier też o tym zapomni.
Zajęła miejsce, wygładzając suknię i ciesząc się, że na ten moment miała możliwość, aby wspomóc kolejnego odpowiednio urodzonego mężczyznę w jego zagwozdkach. Burke również nie wydawał się zaskoczony ani rozczarowany jej spóźnieniem, dlatego odetchnęła lekko, pozwalając aby kelner zaraz odszedł z ich zamówieniem, samej też spoglądając z łagodnością na mężczyznę z którym przyszło jej właśnie rozmawiać.
- Rozumiem, w takim razie w tym wypadku to musi być projekt zaiste niezwykły, tak aby oddawał wszystkie oczekiwania i nawet je przewyższał. Najbardziej przydałoby się wiedzieć parę podstaw – czy miałaby to bardziej być suknia na co dzień, czy jednak taka by można było założyć ją na niezwykły występ? Wiele dam wybiera suknie w kolorach barw rodowych, ale może pańska żona woli jakiś konkretny? I czy jest raczej osobą, która skłania się ku bogatym zdobieniom, albo może eksperymentuje z krojami? – Oczywiście mowa tutaj nie była na temat odsłaniania kostek, czy o zgrozo, noszeniu spodni, ale niektórzy woleli prostotę podczas gdy inni wybierali raczej bardzo tradycyjne sposoby uszycia czegoś. – Kiedy wybierzemy suknię, będziemy mogli też dobrać dodatki. Interesują lorda raczej te z drobniejszych, te, które mogłyby przydać się przy nadchodzącym mrozie, czy może jednak bardziej kieruje się lord w stronę biżuterii i dodatków? – Podpytała jeszcze o to kiedy kelner odstawiał herbaty przed Xavierem oraz nią samą, pozwalając samym zainteresowanym dosłodzić na tyle, na ile chcieli.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Xavier nie przypomniał sobie aby kiedykolwiek traktował kobiety z wyższością. Owszem, wyznawał zasadę, że to mężczyzna jest panem domu i głową rodziny...jednak w jego rodzinie, w jego małżeństwie, jego żona miała głos. Zawsze miała prawo się wypowiedzieć, a on z chęcią słuchał jej zdania. Oczywiście, nie zawsze się zgadzali w niektórych kwestiach, ale Xavier zawsze szanował jej zdanie. Prawda była taka, że szanował zdanie każdej kobiety jak i szanował same kobiety. W jego mniemaniu kobiety nie powinny nigdy być uprzedmiotowiane. Osobiście nie był fanem szlachcianek wychowywanych tylko po to by zostały żonami i matkami. Którym od najmłodszych lat wmawiano, że to ich jedyna słuszna i prawdziwa rola w życiu i, że zawsze mają się podporządkowywać mężowi. Dla niego takie kobiety były tylko lalkami bez dusz, bez charakteru. W jego rodzinie kobiety zawsze były traktowane na równi, a w każdym razie się starano by tak było. Jego kuzynka Primrose była tego idealnym przykładem. Inteligentna, silna, spełniająca swoje obowiązki jako szlachcianka, jednocześnie również spełniająca się zawodowo i nie tylko. Xav zawsze ją wspierał w jej decyzjach i ratował radą i pomocą kiedy tylko o to prosiła, a tak naprawdę nie musiała prosić, sam również czasami kierował się do niej z pytaniami w kwestiach, o których nie miał szerokiej wiedzy.
Teraz jednak wiedział, że choć z kwestii prezentu mógł się również do niej zwrócić, to jeśli chodziło o suknię, Lady Parkinson była jedynym, słusznym wyborem.
Wysłuchał uważnie słów Odetty lekko przy tym kiwając głową. Zastanowił się nad nimi przez chwilę. Znał gusta Charlotte, wiedział jakie kolory nosi oraz jakie dodatki będą jej się podobać.
- Lady Charlotte jest elegancką, ale mimo wszystko skromną kobietą. - odparł spokojnie, po czym lekkim skinieniem głową podziękował kelnerowi za herbatę, a że nie słodził od razu upił łyk ciepłego naparu. - Chciałby aby to była suknia na specjalną okazję, z pewnością w kolorze ciemnego bordo. Jestem przekonany, że Lady pamięta kolor wystroju Palarni podczas koncertu, taki odcień bordo lubi nosić moja żona. Aczkolwiek również bym chciał aby zawierała jakiś motyw maku, nie musi być duży, ale aby się na niej znajdował. - powiedział spokojnie odstawiając filiżankę na spodek, po czym skierował spojrzenie ciemnych oczu na swoją rozmówczynie - Krój raczej prosty, ale też nie za prosty chciałbym by było to coś oryginalnego. Jeśli chodzi o dodatki, to z pewnością chciałbym aby była do kompletu peleryna oraz z chęcią obejrzałbym co mają Państwo w swoim asortymencie jeśli chodzi o biżuterię na szyję. Lady Burke nie przepada za zbyt dużą ilością ciężkiej biżuterii. - odparł uśmiechając się łagodnie do Odetty.
Miał nadzieję, że jego słowa zobrazowały specjalistce przed nim, czego oczekuje. Jeśli nie, to był gotowy, w miarę swoich możliwości oczywiście, odpowiedzieć na każde pytanie związane z jego oczekiwaniami co do stroju.
Teraz jednak wiedział, że choć z kwestii prezentu mógł się również do niej zwrócić, to jeśli chodziło o suknię, Lady Parkinson była jedynym, słusznym wyborem.
Wysłuchał uważnie słów Odetty lekko przy tym kiwając głową. Zastanowił się nad nimi przez chwilę. Znał gusta Charlotte, wiedział jakie kolory nosi oraz jakie dodatki będą jej się podobać.
- Lady Charlotte jest elegancką, ale mimo wszystko skromną kobietą. - odparł spokojnie, po czym lekkim skinieniem głową podziękował kelnerowi za herbatę, a że nie słodził od razu upił łyk ciepłego naparu. - Chciałby aby to była suknia na specjalną okazję, z pewnością w kolorze ciemnego bordo. Jestem przekonany, że Lady pamięta kolor wystroju Palarni podczas koncertu, taki odcień bordo lubi nosić moja żona. Aczkolwiek również bym chciał aby zawierała jakiś motyw maku, nie musi być duży, ale aby się na niej znajdował. - powiedział spokojnie odstawiając filiżankę na spodek, po czym skierował spojrzenie ciemnych oczu na swoją rozmówczynie - Krój raczej prosty, ale też nie za prosty chciałbym by było to coś oryginalnego. Jeśli chodzi o dodatki, to z pewnością chciałbym aby była do kompletu peleryna oraz z chęcią obejrzałbym co mają Państwo w swoim asortymencie jeśli chodzi o biżuterię na szyję. Lady Burke nie przepada za zbyt dużą ilością ciężkiej biżuterii. - odparł uśmiechając się łagodnie do Odetty.
Miał nadzieję, że jego słowa zobrazowały specjalistce przed nim, czego oczekuje. Jeśli nie, to był gotowy, w miarę swoich możliwości oczywiście, odpowiedzieć na każde pytanie związane z jego oczekiwaniami co do stroju.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, menager Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Restauracja z tarasem
Szybka odpowiedź