Restauracja z tarasem
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Restauracja z tarasem
Nikogo nie dziwi, że rezerwację na stolik należy złożyć z odpowiednio wcześniejszym wyprzedzeniem, szczególnie jeżeli nie należy się do arystokratycznych elit. Restauracja od otwarcia cieszy się nienagnanymi opiniami najwyższym poziomem obsługi. Czarodzieje o krwi mieszanej i mugolskiej nie się mile widziane przez przebywające tu osoby, choć nikt nie zabroni im wejścia, o ile nie odstrasza ich sam widok cen w menu.
Restauracja ulokowana jest na ostatnim piętrze domu mody, a jej wnętrza utrzymano w jasnej tonacji. Okrągłe stoliki ustawiono w taki sposób, by zapewnić dostateczną prywatność osobom bawiącym się. Wieczorami grają tu na żywo najlepsi jazzowi wykonawcy, których występ stanowi znakomite zwieńczenie dnia spędzonego na zakupach. Niezależnie od pory roku posiłek można spożyć także na tarasie, gdzie od niesprzyjających warunków pogodowych chronią magiczne markizy.
Restauracja ulokowana jest na ostatnim piętrze domu mody, a jej wnętrza utrzymano w jasnej tonacji. Okrągłe stoliki ustawiono w taki sposób, by zapewnić dostateczną prywatność osobom bawiącym się. Wieczorami grają tu na żywo najlepsi jazzowi wykonawcy, których występ stanowi znakomite zwieńczenie dnia spędzonego na zakupach. Niezależnie od pory roku posiłek można spożyć także na tarasie, gdzie od niesprzyjających warunków pogodowych chronią magiczne markizy.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:46, w całości zmieniany 1 raz
Wydawało się, że nie mogła być dobrym towarzystwem dla Xaviera, będąc raczej właśnie tą pustą skorupą których tak unikał. Wynikało to głównie u niej z niezrozumienia świata, kiedy próby zorientowania się w zasadach działania świata kończyły się pytaniami, których rzeczywiście nie powinno się zadawać, ani też nie powinno się nikomu tego tłumaczyć. Podstawy podstaw, które tak trudne były dla niej, dlatego sama musiała chować się z nimi i swoją niewiedzę nadrabiać zwyczajnym posłuszeństwem wobec kogoś. Mogła mieć nadzieję, że trafi jej się mąż któremu nie będzie przeszkadzała głupawa, ale całkiem posłuszna żona. Teraz zaś musiała się skupić na tym, aby pomóc Xavierowi, przynajmniej w czymś, na czym się znała i w czym jej wiedza, jako w jednej nielicznych sytuacji, mogła być pomocna. Zresztą, to spotkanie przyniosło jej nową kwestię na myśl, ale co do tego, musiała jeszcze poczekać na koniec dobierania sukienek, nie chcąc teraz odciągać ich od głównego tematu.
- Zdecydowanie lady Charlotte zasługuje w każdym wypadku na to, co najlepsze. – Sama również nie słodziła swojej herbaty, dlatego uważnie słuchała preferencji Xaviera, w myślach już rozważając parę różnych opcji. Oczywiście niektóre modele z ich oferty by pasowały już do tego, ale możliwe również było uszycie czegoś specjalnie na tę okazję. Miała już parę pomysłów i spróbowała wyciągnąć z nich to, co najlepsze, otwartą będąc jednak na dalsze sugestie – to klient miał być zadowolony, a nie ona postawić ostatecznie na swoim.
- Skoro tak, to właśnie ciemnobordowy atłas bądź satynę, gładką albo pokrytą szyfonem w dolnej części, co mogłoby nadać sukni nieco zwiewności. Jeżeli korzystalibyśmy z gładkiej, nieprzezroczystej tkaniny, można by na niej naszyć motyw maku na głównej części, aby resztę pozostawić nienaruszoną, tak co by sama suknia nie wyszła nazbyt ozdobna, skoro lady Burke woli nosić się bardziej klasycznie. Jeżeli zaś korzystalibyśmy z przezroczystych tkanin w ramach ozdoby, najlepiej do tego celu byłoby wykorzystać koronkę, tak aby delikatne tkaniny nie zderzały się z ciężkimi obszyciami. Dekolt mógłby być w kształcie litery v albo portretowy, co jest bardziej popularne w sukniach wyjściowych, ale nie odsłaniające ramion, za to pozwalające zabłysnąć całkowicie temu, co noszone jest na szyi. Dla lekkości sukni proponowałabym naszyjnik w kształcie dwóch gałązek splatających się końcami, a zamiast kwiatów mogłyby być drobne rubiny albo granaty. Czy peleryna miałaby być częścią całości, czy jednak czymś na wierzch na chłodniejsze dni? – Teraz był jej czas na to aby jednak się wypowiedzieć, ale wiedziała, że te rozważania nie były najłatwiejsze jedynie przy rozmowie na ten temat. – Wiem, iż nie najłatwiej sobie wyobrazić wszystko, kiedy tak nagle zasypuje się kogoś górą informacji, dlatego chętnie pokażę propozycje czy podobne sugestie, tak aby lord mógł widzieć, jak to dokładnie mogłoby wyglądać albo dotknąć tkanin.
Nie chciała go jednak poganiać znad ledwie rozpoczętej herbaty, zwłaszcza, że to on był gościem w tym przybytku i powinien decydować nad tym, kiedy i co będą robić. Postanowiła jednak zaryzykować i poprosić już teraz u zarezerwowanie może dla niej jakiegoś terminu.
- Lord wybaczy, że tak śmiele zmienię temat, ale z tego, co rozumiem, ciężko znaleźć lepszego znawcę magicznych artefaktów niż właśnie pan. Czy skłonny byłby lord kiedyś zarezerwować dla mnie chwilę w tej materii? Nie dziś oczywiście, nie chcę zajmować lordowi czasu który poświęca na prezent dla żony, a jestem w stanie się oczywiście dopasować.
- Zdecydowanie lady Charlotte zasługuje w każdym wypadku na to, co najlepsze. – Sama również nie słodziła swojej herbaty, dlatego uważnie słuchała preferencji Xaviera, w myślach już rozważając parę różnych opcji. Oczywiście niektóre modele z ich oferty by pasowały już do tego, ale możliwe również było uszycie czegoś specjalnie na tę okazję. Miała już parę pomysłów i spróbowała wyciągnąć z nich to, co najlepsze, otwartą będąc jednak na dalsze sugestie – to klient miał być zadowolony, a nie ona postawić ostatecznie na swoim.
- Skoro tak, to właśnie ciemnobordowy atłas bądź satynę, gładką albo pokrytą szyfonem w dolnej części, co mogłoby nadać sukni nieco zwiewności. Jeżeli korzystalibyśmy z gładkiej, nieprzezroczystej tkaniny, można by na niej naszyć motyw maku na głównej części, aby resztę pozostawić nienaruszoną, tak co by sama suknia nie wyszła nazbyt ozdobna, skoro lady Burke woli nosić się bardziej klasycznie. Jeżeli zaś korzystalibyśmy z przezroczystych tkanin w ramach ozdoby, najlepiej do tego celu byłoby wykorzystać koronkę, tak aby delikatne tkaniny nie zderzały się z ciężkimi obszyciami. Dekolt mógłby być w kształcie litery v albo portretowy, co jest bardziej popularne w sukniach wyjściowych, ale nie odsłaniające ramion, za to pozwalające zabłysnąć całkowicie temu, co noszone jest na szyi. Dla lekkości sukni proponowałabym naszyjnik w kształcie dwóch gałązek splatających się końcami, a zamiast kwiatów mogłyby być drobne rubiny albo granaty. Czy peleryna miałaby być częścią całości, czy jednak czymś na wierzch na chłodniejsze dni? – Teraz był jej czas na to aby jednak się wypowiedzieć, ale wiedziała, że te rozważania nie były najłatwiejsze jedynie przy rozmowie na ten temat. – Wiem, iż nie najłatwiej sobie wyobrazić wszystko, kiedy tak nagle zasypuje się kogoś górą informacji, dlatego chętnie pokażę propozycje czy podobne sugestie, tak aby lord mógł widzieć, jak to dokładnie mogłoby wyglądać albo dotknąć tkanin.
Nie chciała go jednak poganiać znad ledwie rozpoczętej herbaty, zwłaszcza, że to on był gościem w tym przybytku i powinien decydować nad tym, kiedy i co będą robić. Postanowiła jednak zaryzykować i poprosić już teraz u zarezerwowanie może dla niej jakiegoś terminu.
- Lord wybaczy, że tak śmiele zmienię temat, ale z tego, co rozumiem, ciężko znaleźć lepszego znawcę magicznych artefaktów niż właśnie pan. Czy skłonny byłby lord kiedyś zarezerwować dla mnie chwilę w tej materii? Nie dziś oczywiście, nie chcę zajmować lordowi czasu który poświęca na prezent dla żony, a jestem w stanie się oczywiście dopasować.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Xavier ani przez chwilę nie pomyślał, że Lady Parkinson może być typem kobiet, za którymi nie przepadał. Nawet mu na myśl nie przyszło. Wręcz przeciwnie nawet. Postrzegał ją jako kobietę, która zdecydowanie ma swoje zdanie i nie daje się tak całkowicie zdominować przez mężczyzn. Sam fakt, że pracowała, wykonywała zawód i mogła na spokojnie spotkać się tu z nim dziś bez żadnego mężczyzny przy boku, w jego mniemaniu świadczyło to o tym, że nie była pustym naczyniem.
Wysłuchał jej słów na spokojnie, starając sobie zobrazować to co ona proponuje. Początkowo pewne obrazy pojawiły się w jego głowie, ładnie mu się to wszystko zaczęło łączyć, ale w pewnym momencie się niestety pogubił. Nie zmieniało to jednak faktu, że dopóki myśli i wyobrażenia mu się nie pogubiły to bardzo mu się podobało to co sobie wyobraził.
- Pogubiłem się w połowie, przyznaję się. - powiedział lekko rozbawiony, po czym upił troch herbaty - Ale zdecydowanie podoba mi się Pani wizja, droga Lady. Osobiście nie znam się na modzie damskiej, za to całkiem nieźle orientuję się w garniturach. - odparł uśmiechając się łagodnie do swojej rozmówczyni - Musiałbym zobaczyć dokładnie co ma Lady na myśli kiedy mówimy o dekoltach, bo o ile v jeszcze potrafię sobie wyobrazić o tyle portretowy już niestety nie. - pokręcił głową - Idealnie się składa, Lady Burke nosi z ozdób przeważnie tylko coś na szyję i kolczyki, na pewno musielibyśmy wybrać do tego również kolczyki. - dodał jeszcze - I peleryna zdecydowanie jako okrycie na chłodniejsze dni. - pokiwał głową.
Mieszkali w takim, a nie innym klimacie, odzienie wierzchnie powinno być przede wszystkim ciepłe i funkcjonalne.
- Tak teraz sobie pomyślałem, czy jest możliwość uszycia takiej peleryny, by miała doczepiany kaptur? - uniósł brew ku górze patrząc z zaciekawieniem na Lady Odettę. - Z chęcią zobaczę, co ma mi Lady do pokazania, zawsze to lepiej podjąć decyzję jak się coś widzi. - pokiwał głową z uśmiechem.
Słysząc jej prośbę, powstrzyma gest lekkiego uniesienia brwi ku górze. Nie spodziewał się, że Lady Odetta będzie chciała rozmawiać z nim na temat artefaktów. Nie sądził, że mogą ją interesować. Nie ukrywał, że był w tym momencie naprawdę mile zaskoczony, a jako naczelny artefakciarz, nie było opcji aby odmówił.
- Ależ oczywiście droga Lady. Jestem przekonany, że znajdę dla Lady czas. Będziemy mogli wtedy na spokojnie porozmawiać, może tym razem to ja w czymś doradzę. - odparł kiwając głową z uśmiechem i zadowoleniem wymalowanym na twarzy.
Wysłuchał jej słów na spokojnie, starając sobie zobrazować to co ona proponuje. Początkowo pewne obrazy pojawiły się w jego głowie, ładnie mu się to wszystko zaczęło łączyć, ale w pewnym momencie się niestety pogubił. Nie zmieniało to jednak faktu, że dopóki myśli i wyobrażenia mu się nie pogubiły to bardzo mu się podobało to co sobie wyobraził.
- Pogubiłem się w połowie, przyznaję się. - powiedział lekko rozbawiony, po czym upił troch herbaty - Ale zdecydowanie podoba mi się Pani wizja, droga Lady. Osobiście nie znam się na modzie damskiej, za to całkiem nieźle orientuję się w garniturach. - odparł uśmiechając się łagodnie do swojej rozmówczyni - Musiałbym zobaczyć dokładnie co ma Lady na myśli kiedy mówimy o dekoltach, bo o ile v jeszcze potrafię sobie wyobrazić o tyle portretowy już niestety nie. - pokręcił głową - Idealnie się składa, Lady Burke nosi z ozdób przeważnie tylko coś na szyję i kolczyki, na pewno musielibyśmy wybrać do tego również kolczyki. - dodał jeszcze - I peleryna zdecydowanie jako okrycie na chłodniejsze dni. - pokiwał głową.
Mieszkali w takim, a nie innym klimacie, odzienie wierzchnie powinno być przede wszystkim ciepłe i funkcjonalne.
- Tak teraz sobie pomyślałem, czy jest możliwość uszycia takiej peleryny, by miała doczepiany kaptur? - uniósł brew ku górze patrząc z zaciekawieniem na Lady Odettę. - Z chęcią zobaczę, co ma mi Lady do pokazania, zawsze to lepiej podjąć decyzję jak się coś widzi. - pokiwał głową z uśmiechem.
Słysząc jej prośbę, powstrzyma gest lekkiego uniesienia brwi ku górze. Nie spodziewał się, że Lady Odetta będzie chciała rozmawiać z nim na temat artefaktów. Nie sądził, że mogą ją interesować. Nie ukrywał, że był w tym momencie naprawdę mile zaskoczony, a jako naczelny artefakciarz, nie było opcji aby odmówił.
- Ależ oczywiście droga Lady. Jestem przekonany, że znajdę dla Lady czas. Będziemy mogli wtedy na spokojnie porozmawiać, może tym razem to ja w czymś doradzę. - odparł kiwając głową z uśmiechem i zadowoleniem wymalowanym na twarzy.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Na pewno w jakiś sposób ucieszyłaby się z faktu, że Xavier ją tak postrzegał, chociaż pewnie nie przyznałaby mu racji sama z siebie. Najczęściej po prostu nie musiała stać przed cięższymi wyborami ani też problemami, bo w jej wieku i przy jej zawodzie ciężko było o prawdziwe kłopoty niż czas na znalezienie nowego narzeczonego. Parkinsonowie siły rzucili na dom mody, a chociaż ciężko było powiedzieć, iż była właścicielem tego miejsca, tak było ono niejako jej – poznała wszystkie jego zakamarki, wiedziała o jego tajemnicach i to ona potrafiła, obok swojego brata, najdyskretniej i najlepiej doradzić każdemu, kto zawitał w jego progi. Być może dlatego czuła się dość pewnie – nie dość, że była niejako w swoim dominium, to jeszcze mowa była o temacie, na którym znała się najlepiej.
Wiedziała też, że ciężko nadążyć za pewnymi aspektami modowymi, zwłaszcza kiedy nie miało się tak sprawnej wiedzy na ten temat. Nie każdy musiał ją posiadać, dlatego spokojnie była gotowa tłumaczyć jej zawiłości albo niejasności, przedstawiając wszystko tak, aby słuchacz zrozumiał i być może, zainteresował się jeszcze bardziej. Pewna myśl sprawiła, że przywołała kelnera, prosząc go o zupełnie inną rzecz niż jedzenie, ale i ta zachcianka miała zostać spełniona.
- Oczywiście, to zrozumiałe, najczęściej interesujemy się w końcu tym, do czego mamy preferencje, a muszę przyznać, że garnitury lorda są zawsze niezwykłe. – Komplement ten był całkiem szczery, bo nawet jeżeli Xavier sięgał po coś, co nie wyszło spod ręki pracownika Parkinsonów, sama Odetta umiała docenić dobry materiał i genialny projekt kiedy takie widziała. A skoro kelner zjawił się zaraz, niosąc nie coś z menu restauracyjnego, ale kilku katalogów które Odetta odebrała z ekscytacją, zaraz też przerzucając strony z delikatnego papieru aby powoli obracać je w stronę lorda Burke, wskazując mu odpowiednie elementy które pozwalały zwizualizować, o czym tak właściwie mówiła właśnie.
- Rozumiem, że nazwy wcale nie pozwalają na wyobrażenie sobie tego i wcale lorda nie winię. Litera v jest dość oczywista, natomiast nie różni się dość wiele od dekoltu portretowego – ten drugi polega głównie na tym, iż odsłania nieco więcej skóry ciała, bo chociaż ramiona mogą pozostać wciąż zakryte, tak i często odsłania obojczyk i jego okolice, zamiast zwyczajnie go przecinać jak to robi pierwszy wariant. Oczywiście nie jest to preferowane rozwiązanie przez wszystkie damy, pozwalaj jednak wyeksponować dobrze większe sztuki biżuterii oraz przykuć uwagę do szyi, co niektóre panny i panie, bardziej urodziwe na twarzy, skwapliwe wykorzystują.
Sama zawsze nieco bawiła się rozmaitością, pozwalając sobie trzymać zawsze idealne podejście wobec jakości, ale zmieniając różne style, tak by zachwycić damy zainteresowane zupełnie różnymi klimatami i o różnych gustach. Nie wychylała się zbytnio ze zmianami, jedynie na tyle, aby niektóre drobne rozwiązania przykuwały spojrzenie.
- Kolczyki mogą mieć te same kamienie co naszyjnik, aby wszystko współgrało kolorystycznie, ale sugerowałabym coś równie delikatnego co wcześniejsza sztuka biżuterii, być może nawet pasującego do zestawu. Peleryna jest jak najbardziej możliwa, być może lord pragnąłby, aby podszyto ją konkretnym materiałem? – Można było dodać do środka futro albo drugą warstwę wełny, tak aby jeszcze bardziej chroniła przed przemakaniem. Sięgnęła po więcej katalogów aby pokazać odpowiednie rzeczy, w międzyczasie pozwalając Xavierowi dokończyć swój napój i dopiero wtedy proponując przejście w nieco inne miejsce, gdzie obejrzeć mogli materiały.
Pojaśniała jej twarz na możliwość przyjęcia jej i spotkania się na temat artefaktów.
- Dziękuję, cieszę się niezmiernie, iż będzie taka możliwość. Najchętniej spotkałabym się przed nowym rokiem jeżeli to możliwe, ale nalegać nie będę. To zasadniczo dwie złożone sprawy, znaczy jedna jest łatwiejsza, druga o wiele bardziej skomplikowana, ale nie będę nagle robić tutaj wywodów na ten temat, w końcu nie po to lord przyszedł.
Wiedziała też, że ciężko nadążyć za pewnymi aspektami modowymi, zwłaszcza kiedy nie miało się tak sprawnej wiedzy na ten temat. Nie każdy musiał ją posiadać, dlatego spokojnie była gotowa tłumaczyć jej zawiłości albo niejasności, przedstawiając wszystko tak, aby słuchacz zrozumiał i być może, zainteresował się jeszcze bardziej. Pewna myśl sprawiła, że przywołała kelnera, prosząc go o zupełnie inną rzecz niż jedzenie, ale i ta zachcianka miała zostać spełniona.
- Oczywiście, to zrozumiałe, najczęściej interesujemy się w końcu tym, do czego mamy preferencje, a muszę przyznać, że garnitury lorda są zawsze niezwykłe. – Komplement ten był całkiem szczery, bo nawet jeżeli Xavier sięgał po coś, co nie wyszło spod ręki pracownika Parkinsonów, sama Odetta umiała docenić dobry materiał i genialny projekt kiedy takie widziała. A skoro kelner zjawił się zaraz, niosąc nie coś z menu restauracyjnego, ale kilku katalogów które Odetta odebrała z ekscytacją, zaraz też przerzucając strony z delikatnego papieru aby powoli obracać je w stronę lorda Burke, wskazując mu odpowiednie elementy które pozwalały zwizualizować, o czym tak właściwie mówiła właśnie.
- Rozumiem, że nazwy wcale nie pozwalają na wyobrażenie sobie tego i wcale lorda nie winię. Litera v jest dość oczywista, natomiast nie różni się dość wiele od dekoltu portretowego – ten drugi polega głównie na tym, iż odsłania nieco więcej skóry ciała, bo chociaż ramiona mogą pozostać wciąż zakryte, tak i często odsłania obojczyk i jego okolice, zamiast zwyczajnie go przecinać jak to robi pierwszy wariant. Oczywiście nie jest to preferowane rozwiązanie przez wszystkie damy, pozwalaj jednak wyeksponować dobrze większe sztuki biżuterii oraz przykuć uwagę do szyi, co niektóre panny i panie, bardziej urodziwe na twarzy, skwapliwe wykorzystują.
Sama zawsze nieco bawiła się rozmaitością, pozwalając sobie trzymać zawsze idealne podejście wobec jakości, ale zmieniając różne style, tak by zachwycić damy zainteresowane zupełnie różnymi klimatami i o różnych gustach. Nie wychylała się zbytnio ze zmianami, jedynie na tyle, aby niektóre drobne rozwiązania przykuwały spojrzenie.
- Kolczyki mogą mieć te same kamienie co naszyjnik, aby wszystko współgrało kolorystycznie, ale sugerowałabym coś równie delikatnego co wcześniejsza sztuka biżuterii, być może nawet pasującego do zestawu. Peleryna jest jak najbardziej możliwa, być może lord pragnąłby, aby podszyto ją konkretnym materiałem? – Można było dodać do środka futro albo drugą warstwę wełny, tak aby jeszcze bardziej chroniła przed przemakaniem. Sięgnęła po więcej katalogów aby pokazać odpowiednie rzeczy, w międzyczasie pozwalając Xavierowi dokończyć swój napój i dopiero wtedy proponując przejście w nieco inne miejsce, gdzie obejrzeć mogli materiały.
Pojaśniała jej twarz na możliwość przyjęcia jej i spotkania się na temat artefaktów.
- Dziękuję, cieszę się niezmiernie, iż będzie taka możliwość. Najchętniej spotkałabym się przed nowym rokiem jeżeli to możliwe, ale nalegać nie będę. To zasadniczo dwie złożone sprawy, znaczy jedna jest łatwiejsza, druga o wiele bardziej skomplikowana, ale nie będę nagle robić tutaj wywodów na ten temat, w końcu nie po to lord przyszedł.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Czasami żałował, że ludzie ich pochodzenia, z ich statusem społecznym nie mogą, a może bardziej nie przystoi im robić niektórych rzeczy. Z pewnością gdyby wypadało tak otwarcie wyrazić swoją pochlebną opinię na temat Lady Parkinson z pewnością by to zrobił. Xavier doceniał ludzi z klasą, a Lady Odetta, zdecydowanie była kobietą z klasą i wyczuciem stylu. On sam czasami się śmiał, że w porównaniu do swojego brata z pewnością wyniósł z nauk troszkę więcej jeśli chodziło i ubiór. Craig stawiał raczej na luźny styl ubioru, skórzana kurtka i tak dalej, on wolał elegancji płaszcz, marynarkę i dobrze skrojone spodnie. Nawet jeśli szedł na wykopaliska, podczas swoich wypraw, miał idealnie przygotowane ubrania. Dobry wygląd się dla niego bardzo liczył, choć ogólnie twierdził, że nie interesuje go opinia innych. Nie zmieniało to jednak faktu, że słysząc taki komplement ze strony kobiety, która tak świetnie zna się na modzie, zrobiło mu się naprawdę miło.
- Dziękuję za miłe słowa. Kilka z nich wyszło spod ręki Pani brata. - odparł zgodnie z prawdą kiwając delikatnie głową.
Widząc kelnera, który szedł znów w ich stronę z kilkoma katalogami uniósł brew ku górze zaskoczony. Nie spodziewał się, że może być tego aż tyle, a przeszło mu nawet przez głowę, że pewnie to tylko fragment, malutka część tego, co Odetta miała mu do zaproponowania. Gdy jego rozmówczyni obróciła jeden z tych katalogów w jego stronę dokładnie przyjrzał się ilustracji i pokiwał lekko głową.
- Jednak zobrazowanie czegoś bardzo pomaga. - zauważył z uśmiechem, po czym przeniósł wzrok z fotografii na Lady Parkinson - Myślę, że ten tym dekoltu przy sukni będzie z pewnością bardzo ciekawy. Zwłaszcza, że Lady Charlotte, jak wspomniałem, raczej nie nosi zbyt dużej ilości biżuterii i z pewnością wisiorek przy takim dekolcie wyglądałby zjawiskowo. - odparł spokojnie.
Xavier był tym typem męża, który jak tylko miał okazję wychwalał swoją żonę. Im się udało ich ślub nie był zaaranżowany, poznali się na Sabacie, spotkali się kilka razy, a kiedy sympatia zmieniła się w poważne, prawdziwe uczucie pobrali się. Byli tym jednym z niewielu, w ich środowisku, małżeństwa, które nie było politycznym zabiegiem. I przez to Xav uważał się za szczęściarza. Miał kochającą żonę, którą również kochał i dwójkę maluchów. Za rodzinę był gotowy oddać życie i dla rodziny był gotowy zrobić wszystko.
- Zdecydowanie. Najlepiej gdyby wisiorek i kolczyki pasowały do kompletu. Jak Lady uważa? Czy niebieski kamień będzie pasował do bordowej sukni? - uniósł brew ku górze ciekawy zdania kobiety - Co do peleryny, to zdam się na Panią jeśli to nie problem. - uśmiechnął się do niej łagodnie. - Myślę, że z pewnością znajdę dla Lady czas przed nowym rokiem. Jak wrócę do domu, to sprawdzę jak wyglądam ze spotkaniami i sprawami służbowymi i napiszę do Lady list. Mam nadzieję, że będę w stanie pomóc. - dodał na jej słowa.
- Dziękuję za miłe słowa. Kilka z nich wyszło spod ręki Pani brata. - odparł zgodnie z prawdą kiwając delikatnie głową.
Widząc kelnera, który szedł znów w ich stronę z kilkoma katalogami uniósł brew ku górze zaskoczony. Nie spodziewał się, że może być tego aż tyle, a przeszło mu nawet przez głowę, że pewnie to tylko fragment, malutka część tego, co Odetta miała mu do zaproponowania. Gdy jego rozmówczyni obróciła jeden z tych katalogów w jego stronę dokładnie przyjrzał się ilustracji i pokiwał lekko głową.
- Jednak zobrazowanie czegoś bardzo pomaga. - zauważył z uśmiechem, po czym przeniósł wzrok z fotografii na Lady Parkinson - Myślę, że ten tym dekoltu przy sukni będzie z pewnością bardzo ciekawy. Zwłaszcza, że Lady Charlotte, jak wspomniałem, raczej nie nosi zbyt dużej ilości biżuterii i z pewnością wisiorek przy takim dekolcie wyglądałby zjawiskowo. - odparł spokojnie.
Xavier był tym typem męża, który jak tylko miał okazję wychwalał swoją żonę. Im się udało ich ślub nie był zaaranżowany, poznali się na Sabacie, spotkali się kilka razy, a kiedy sympatia zmieniła się w poważne, prawdziwe uczucie pobrali się. Byli tym jednym z niewielu, w ich środowisku, małżeństwa, które nie było politycznym zabiegiem. I przez to Xav uważał się za szczęściarza. Miał kochającą żonę, którą również kochał i dwójkę maluchów. Za rodzinę był gotowy oddać życie i dla rodziny był gotowy zrobić wszystko.
- Zdecydowanie. Najlepiej gdyby wisiorek i kolczyki pasowały do kompletu. Jak Lady uważa? Czy niebieski kamień będzie pasował do bordowej sukni? - uniósł brew ku górze ciekawy zdania kobiety - Co do peleryny, to zdam się na Panią jeśli to nie problem. - uśmiechnął się do niej łagodnie. - Myślę, że z pewnością znajdę dla Lady czas przed nowym rokiem. Jak wrócę do domu, to sprawdzę jak wyglądam ze spotkaniami i sprawami służbowymi i napiszę do Lady list. Mam nadzieję, że będę w stanie pomóc. - dodał na jej słowa.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Z pewnością pewne zasady utrudniały wyrażanie opinii. Odettcie wypadało komplementować czyjeś ubranie, zwłaszcza jeżeli wyszło spod ręki krawców miejsca, które starała się sławić, jednak komplementowanie lorda i to takiego, którego żona była równie, jak nie bardziej, znana na salonach zdecydowanie mogło zwrócić uwagę postronnych, a nie było co liczyć na to, że zainteresowani siedzieli niedaleko. Plotkami żył w końcu ich świat, więc jakikolwiek gest z jej strony czy zbyt pochlebne słowa Xaviera niosłyby kontekst, którego żadne z nich nie chciało im nadawać. Dlatego te spotkanie musiało pozostać dokładnie tym, czym było – pomocą szlachcicowi, który chciał odnaleźć idealny prezent dla żony, którą kochał, a któremu pomagała jedna z osób wybitnie w modzie damskiej obeznana.
- Nie dziwi mnie to, Edward zawsze poświęcał modzie dużo czasu, tak aby dobrze poznać klientów i ich gusta, a później dopasowywać do nich idealne stroje. Cieszę się, że ma w sobie tyle pasji do tego i jeżeli lord uwielbia nosić stroje od niego, jest to wybitna pochwała dla jego kunsztu. – Mogło to brzmieć nieszczerze, ale Odetta prawdziwie uwielbiała dzieła swojego brata. W końcu tworzył rzeczy dla niej już za maleńkości – to w jej ręce trafiały pierwsze wyroby, delikatne sukienki czy zwiewne dodatki. Naprawdę cieszyła się, kiedy za każdym powrotem z Paryża przywoził jej drobny prezent, czy to w postaci nowych point, czy jakiegoś dodatku. A może po prostu cieszyła się, że o niej pamiętał.
- Wydaje mi się, że też zobaczenie tego na zdjęciu pozwala o wiele łatwiej dopasować to sobie do znajomej sylwetki. Skoro tak, jestem pewna, że mamy już ustalone mniej więcej co i jak, mogę więc lorda oprowadzić, tak aby sam mógł przetestować materiały.
Oczywiście zaproponowała to dopiero wtedy, kiedy herbata zniknęła z obydwu filiżanek, a ona mogła podnieść się ostrożnie, wskazując kierunek zanim ruszyła wraz z lordem Burke wśród wysokich kolumn, przechodząc przez bardziej tłoczne miejsca aż do bardziej wyciemnionych galerii, po których kręciło się mniej osób, ale i takich, których stroje widocznie wskazywały na o wiele bogatsze portfele. Podchodząc do jednej z półek, wyciągnęła jedną z szuflad, zachęcając Xaviera do dotknięcia materiałów. Delikatnego atłasu, satyny, początkowo dającej poczucie chłodu, jak również z szyfonem – najdelikatniejszym i najbardziej przewiewnym.
- Z początku mogą się wydawać zbyt cienkie, lecz proszę się nie łudzić, wszystkie proporcje dobieramy tak, aby żadna dama nie marzła. – Uśmiechnęła się, wiedząc, iż wiele osób postawionych przed tkaninami miało spore wątpliwości. – Co do ozdób, sugerowałabym najpierw rozejrzeć się za tym, jakie odcienie będą mieć kamienie. Do każdego typu urody powinno się dopasowywać odcienie. Dlatego na miejscu lorda zastanowiłabym się nad tym, co chciałby lord dopasować do czego – naszyjnik do sukni, czy na odwrót. I w takim razie zajmę się peleryną. Wolałby lord otrzymać całe zamówienie od razu? – Upewniła się jeszcze, wiedząc, iż niektórym zależało na otrzymaniu czegoś prędzej, dlatego rozbijali elementy.
- Dziękuję, nie będę wiec dzisiaj już lorda o to poganiać. – Posłała mu równie uroczy uśmiech, prezentując jeszcze przykłady sukni i zastanawiając się, czy coś mu się spodoba.
- Nie dziwi mnie to, Edward zawsze poświęcał modzie dużo czasu, tak aby dobrze poznać klientów i ich gusta, a później dopasowywać do nich idealne stroje. Cieszę się, że ma w sobie tyle pasji do tego i jeżeli lord uwielbia nosić stroje od niego, jest to wybitna pochwała dla jego kunsztu. – Mogło to brzmieć nieszczerze, ale Odetta prawdziwie uwielbiała dzieła swojego brata. W końcu tworzył rzeczy dla niej już za maleńkości – to w jej ręce trafiały pierwsze wyroby, delikatne sukienki czy zwiewne dodatki. Naprawdę cieszyła się, kiedy za każdym powrotem z Paryża przywoził jej drobny prezent, czy to w postaci nowych point, czy jakiegoś dodatku. A może po prostu cieszyła się, że o niej pamiętał.
- Wydaje mi się, że też zobaczenie tego na zdjęciu pozwala o wiele łatwiej dopasować to sobie do znajomej sylwetki. Skoro tak, jestem pewna, że mamy już ustalone mniej więcej co i jak, mogę więc lorda oprowadzić, tak aby sam mógł przetestować materiały.
Oczywiście zaproponowała to dopiero wtedy, kiedy herbata zniknęła z obydwu filiżanek, a ona mogła podnieść się ostrożnie, wskazując kierunek zanim ruszyła wraz z lordem Burke wśród wysokich kolumn, przechodząc przez bardziej tłoczne miejsca aż do bardziej wyciemnionych galerii, po których kręciło się mniej osób, ale i takich, których stroje widocznie wskazywały na o wiele bogatsze portfele. Podchodząc do jednej z półek, wyciągnęła jedną z szuflad, zachęcając Xaviera do dotknięcia materiałów. Delikatnego atłasu, satyny, początkowo dającej poczucie chłodu, jak również z szyfonem – najdelikatniejszym i najbardziej przewiewnym.
- Z początku mogą się wydawać zbyt cienkie, lecz proszę się nie łudzić, wszystkie proporcje dobieramy tak, aby żadna dama nie marzła. – Uśmiechnęła się, wiedząc, iż wiele osób postawionych przed tkaninami miało spore wątpliwości. – Co do ozdób, sugerowałabym najpierw rozejrzeć się za tym, jakie odcienie będą mieć kamienie. Do każdego typu urody powinno się dopasowywać odcienie. Dlatego na miejscu lorda zastanowiłabym się nad tym, co chciałby lord dopasować do czego – naszyjnik do sukni, czy na odwrót. I w takim razie zajmę się peleryną. Wolałby lord otrzymać całe zamówienie od razu? – Upewniła się jeszcze, wiedząc, iż niektórym zależało na otrzymaniu czegoś prędzej, dlatego rozbijali elementy.
- Dziękuję, nie będę wiec dzisiaj już lorda o to poganiać. – Posłała mu równie uroczy uśmiech, prezentując jeszcze przykłady sukni i zastanawiając się, czy coś mu się spodoba.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Spotkało się tu dwóch ludzi, którzy szanują swoją pracę, aby porozmawiać o prezencie świątecznym. Żadne z nich nie chciało by ktoś sobie cokolwiek innego pomyślał. Oczywiście, można było to podciągnąć może troszkę pod spotkanie towarzyskie, ale mimo wszystko było ono typowo biznesowe.
- Zdecydowanie Edward robi najlepsze garnitury, a jego podejście do klienta jest zdecydowanie godne podziwu, jest bardzo profesjonalny w swoim fachu. - pokiwał lekko głową uśmiechając się łagodnie, po czym dodał na spokojnie - Lady również w żadnym wypadku nie brakuje profesjonalizmu, wiedzy i podejście do klienta. - uśmiechnął się delikatnie.
Dopił do końca swoją herbatę, po czym na jej słowa skinął głową i powoli podniósł się razem z Lady z miejsc.
- Z chęcią. - odparł i ruszył za kobietą przez pomieszczenia.
Dotknięcie i sprawdzenie materiałów osobiście w jego mniemaniu było dobrym pomysłem. Znał mniej więcej upodobania żony do materiałów więc mógł zadecydować w czym będzie się czuła, a nawet wyglądała dobrze. Dodatkowo zawsze lubił poruszać się po tym miejscu. Podobało mu się w nim praktycznie wszystko, wystrój, elegancja i klasa. Zdecydowanie czuł się tu dobrze.
Kiedy znaleźli się w odpowiednim pomieszczeniu od razu wziął do ręki materiał, który mu pokazała.
- Faktycznie, wydaje się cienki. Ale wierzę, że odpowiedni dobór dodatkowego materiału sprawi, że będzie w niej ciepło. - pokiwał głową z uśmiechem.
Jeszcze przez chwilę macał materiał by dokładniej sobie wyobrazić jak może z takiego materiału wyglądać strój, po czym odłożył go na powrót do szuflady i uśmiechnął się łagodnie.
- Zdecydowanie chciałby aby to dodatki wybrać do sukni. Myślałem nad niebieskim kamieniem, ale nie do końca wiem, czy będzie on pasował do bordowej sukni. Dlatego pozostanę mimo wszystko przy mocnej czerwieni jeśli chodzi o dodatki. - pokiwał głową - Jestem przekonany, że Lady idealnie dobierze dodatki i cały komplet będzie piękny. Zdecydowanie prosiłbym aby wszystko przyszło razem. - odparł spokojnie patrząc na Lady z łagodnym wyrazem twarzy. - Jeśli dobrze pamiętam, to chyba nie mam za dużo spotkań zaplanowanych na najbliższy czas, więc myślę, że uda mi się zorganizować spotkanie w miarę szybko. - dodał jeszcze odnośnie ich planowanego spotkania. - A tym czasem Lady Parkinson, bardzo dziękuję za dzisiaj. Jestem przekonany, że z Pani talentem moja żona będzie wniebowzięta na widok swojego prezentu. Nie chcę zabierać Lady więcej czasu, z pewnością ma Pani dzisiaj jeszcze dużo na głowie. Jesteśmy w kontakcie. Miłego dnia. - powiedział uśmiechając się łagodnie, po czym pożegnał się kulturalnie.
ztx2
- Zdecydowanie Edward robi najlepsze garnitury, a jego podejście do klienta jest zdecydowanie godne podziwu, jest bardzo profesjonalny w swoim fachu. - pokiwał lekko głową uśmiechając się łagodnie, po czym dodał na spokojnie - Lady również w żadnym wypadku nie brakuje profesjonalizmu, wiedzy i podejście do klienta. - uśmiechnął się delikatnie.
Dopił do końca swoją herbatę, po czym na jej słowa skinął głową i powoli podniósł się razem z Lady z miejsc.
- Z chęcią. - odparł i ruszył za kobietą przez pomieszczenia.
Dotknięcie i sprawdzenie materiałów osobiście w jego mniemaniu było dobrym pomysłem. Znał mniej więcej upodobania żony do materiałów więc mógł zadecydować w czym będzie się czuła, a nawet wyglądała dobrze. Dodatkowo zawsze lubił poruszać się po tym miejscu. Podobało mu się w nim praktycznie wszystko, wystrój, elegancja i klasa. Zdecydowanie czuł się tu dobrze.
Kiedy znaleźli się w odpowiednim pomieszczeniu od razu wziął do ręki materiał, który mu pokazała.
- Faktycznie, wydaje się cienki. Ale wierzę, że odpowiedni dobór dodatkowego materiału sprawi, że będzie w niej ciepło. - pokiwał głową z uśmiechem.
Jeszcze przez chwilę macał materiał by dokładniej sobie wyobrazić jak może z takiego materiału wyglądać strój, po czym odłożył go na powrót do szuflady i uśmiechnął się łagodnie.
- Zdecydowanie chciałby aby to dodatki wybrać do sukni. Myślałem nad niebieskim kamieniem, ale nie do końca wiem, czy będzie on pasował do bordowej sukni. Dlatego pozostanę mimo wszystko przy mocnej czerwieni jeśli chodzi o dodatki. - pokiwał głową - Jestem przekonany, że Lady idealnie dobierze dodatki i cały komplet będzie piękny. Zdecydowanie prosiłbym aby wszystko przyszło razem. - odparł spokojnie patrząc na Lady z łagodnym wyrazem twarzy. - Jeśli dobrze pamiętam, to chyba nie mam za dużo spotkań zaplanowanych na najbliższy czas, więc myślę, że uda mi się zorganizować spotkanie w miarę szybko. - dodał jeszcze odnośnie ich planowanego spotkania. - A tym czasem Lady Parkinson, bardzo dziękuję za dzisiaj. Jestem przekonany, że z Pani talentem moja żona będzie wniebowzięta na widok swojego prezentu. Nie chcę zabierać Lady więcej czasu, z pewnością ma Pani dzisiaj jeszcze dużo na głowie. Jesteśmy w kontakcie. Miłego dnia. - powiedział uśmiechając się łagodnie, po czym pożegnał się kulturalnie.
ztx2
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
19 grudnia 1957
Umówiona była na spotkanie z kuzynką…chociaż kiedy uważnie siadła nad tym, próbując zastanowić się nad pokrewieństwem swoim niewielkim rozumiem, wydawało jej się, że nigdy tak zasadniczo nie zastanawiała się nad takim kuzynostwem. Nie przez złośliwość, po prostu jej rodzina składała się z pewnej ilości Parkinsonów i nie rozważała, czy gdzieś jeszcze są tacy którzy związani są z tym rodem tylko przez matkę. Możliwe, że ktoś kiedyś próbował jej o tym powiedzieć, ale tak naprawdę sama się na tym nie skupiła. Teraz jednak dostała list z informacją odnośnie sabatu…
…i po chwili zastanawiania się nad tym zmarszczyła lekko brwi. Czy to oznaczało, że teraz na elitarne wydarzenie szlachty wstęp będą mieli również ci, którzy do szlachty się nie zaliczali? Czy to jednoroczna okazja, czy jednak miało stać się to tradycją? Przyznać musiała że jeszcze do końca tego nie pojmowała, a rozważania przyprawiały ją o solidny ból głowy, kiedy teraz musiała nad tym rozważać. Oj nie nie nie, to za dużo dla niej, może Elvira tego tematu ciągnąć nie będzie i będą mogły skupić się na modzie i zachowaniu? Tak, to byłoby to o wiele łatwiejsze.
Skierowała się do restauracji, uznając, że skoro miała już nieco zwolnić dziś ze swoimi obowiązkami, mogła równie dobrze wybrać się na herbatę i drobne kanapeczki, to ostatnie tylko dlatego, że nie zdążyła jeszcze dziś zjeść. W końcu nad tym wszystkim dobrze się człowiekowi rozmyślało kiedy żołądek nie burczał i nie przeszkadzało to w rozmowie. Nie miała pojęcia, co będzie lubić jej gość, dlatego kiedy usiadła w końcu przy stoliku, podnosząc delikatnie końcówki opalizującej w zieleni sukni kiedy kelner podsuwał jej krzesło, zamówiła wszystkich kanapeczek po trochu, decydując, że już teraz zamówi swoją herbatę, czekając ewentualnie na to, co później domówi panna Multon.
Wyprostowała się i czekała spokojnie, nie wiedząc, jak szybko okaże się, jaka dokładnie jest Elvira Multon, ale nawet jeżeli, to przynajmniej po tym spotkaniu wyrobi sobie jakąś opinię. Miała nadzieję, że będzie dobra.
Ostatnio zmieniony przez Odetta Parkinson dnia 22.11.21 17:05, w całości zmieniany 1 raz
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nie znała dobrze Odetty, ponieważ nie istniał żaden wystarczająco istotny powód, aby ich ścieżki życiowe miały się dawniej przeplatać. Wiekowo dzieliła ich przepaść, choć zadufana w sobie Elvira nie lubiła przypominać sobie tego faktu ani roztrząsać przybywających lat, czy nieuniknionego upływu czasu. Wkraczając w dorosłość, zajmowały się dziedzinami zupełnie innymi - z tego tylko powodu mogła też wnioskować, że były inne, miały różne priorytety, różne zapatrywanie na kobiecość czy samodoskonalenie. Łączyła ich w zasadzie wyłącznie krew. Ojciec Odetty był równocześnie wujkiem Elviry. Miriam Multon była natomiast ciotką Odetty, jak jednak należało się spodziewać, przedstawiono je sobie, gdy Odetta była zbyt mała, aby to zapamiętać i od tamtej pory ich kontakt systematycznie słabł, aż wreszcie zupełnie się urwał.
Rozrzedzona krew, słabsza krew.
Jak Elvira miałaby nie zaciskać zębów, mając świadomość granicy, oddzielającej ją od kuzynki? Granicy poziomu życia, statusu, rozpoznawalności. Tylko w oparciu o jednego członka rodziny, jedynego, który nie pasował do układanki. A przecież w połowie Elvira też była Parkinsonem. Owocem wielowiekowego dziedzictwa magicznego, które wypływało na wierzch, gdy tylko spoglądała na siebie w lustrze. Porcelanowa cera, smukła sylwetka, głęboki błękit w spojrzeniu i włosy anielskiego koloru; taka uroda przydarzyć mogła się wyłącznie czarownicy posiadającej szlachectwo w genach. Parkinsonowskie piękno miała we krwi tak jak potęgę. A krew była gęstsza od wody, nawet po rozrzedzeniu.
Do domu mody przybyła punktualnie, jak zwykle przystając na moment w głównym holu, aby z szeroko otwartymi oczami chłonąć misterną finezję budynku, do którego poczuwała się niczym właścicielka. Wbrew swoim narcystycznym zapędom, nie miała jednak pojęcia, gdzie mieści się restauracja, musiała więc skorzystać z pokierowania służby, aby dotrzeć na miejsce, gdzie lady Parkinson już jej oczekiwała. Odetta wyglądała mniej więcej tak, jak Elvira wyobrażała ją sobie, mając w pamięci jedynie twarz małej dziewczynki. Elegancka młoda dama, porządna, acz nieco nad wyraz uśmiechnięta. Elvira jedynie przejechała spojrzeniem po jej bogatych szatach, nie dając zdominować się zazdrości. Ostatecznie, Odetta przystała na jej prośbę. Miała coś, za co powinna być jej wdzięczna. Na razie, główne wrażenie zależało bowiem od tego, jak potoczy się rozmowa.
- Witaj, lady. Odetto. - Nie powinna musieć zwracać się do niej tytułami, miała nadzieję, że kuzynka sama to zaproponuje; w ustach Elviry brzmiały one gorzko i cierpko zarazem. - Dziękuję za zaproszenie... i za zrozumienie - powiedziała pozornie lekkim tonem, dosiadając się do stolika i wskazując kelnerowi, że ma ochotę napić się czarnej, mocnej kawy.
Starała się jak mogła, by nie odstawać przesadnie od gości domu mody, więc ubrała się w wystawny, czarny płaszcz ze srebrnymi wykończeniami, a pod prostym materiałem szaty postukiwała niewysokimi, płaskimi obcasami.
Atmosfera zdawała się Elvirze napięta, choć w głównej mierze mógł odpowiadać za to jej własny stres. Emocja, której nie spodziewała się poczuć tutaj.
Rozrzedzona krew, słabsza krew.
Jak Elvira miałaby nie zaciskać zębów, mając świadomość granicy, oddzielającej ją od kuzynki? Granicy poziomu życia, statusu, rozpoznawalności. Tylko w oparciu o jednego członka rodziny, jedynego, który nie pasował do układanki. A przecież w połowie Elvira też była Parkinsonem. Owocem wielowiekowego dziedzictwa magicznego, które wypływało na wierzch, gdy tylko spoglądała na siebie w lustrze. Porcelanowa cera, smukła sylwetka, głęboki błękit w spojrzeniu i włosy anielskiego koloru; taka uroda przydarzyć mogła się wyłącznie czarownicy posiadającej szlachectwo w genach. Parkinsonowskie piękno miała we krwi tak jak potęgę. A krew była gęstsza od wody, nawet po rozrzedzeniu.
Do domu mody przybyła punktualnie, jak zwykle przystając na moment w głównym holu, aby z szeroko otwartymi oczami chłonąć misterną finezję budynku, do którego poczuwała się niczym właścicielka. Wbrew swoim narcystycznym zapędom, nie miała jednak pojęcia, gdzie mieści się restauracja, musiała więc skorzystać z pokierowania służby, aby dotrzeć na miejsce, gdzie lady Parkinson już jej oczekiwała. Odetta wyglądała mniej więcej tak, jak Elvira wyobrażała ją sobie, mając w pamięci jedynie twarz małej dziewczynki. Elegancka młoda dama, porządna, acz nieco nad wyraz uśmiechnięta. Elvira jedynie przejechała spojrzeniem po jej bogatych szatach, nie dając zdominować się zazdrości. Ostatecznie, Odetta przystała na jej prośbę. Miała coś, za co powinna być jej wdzięczna. Na razie, główne wrażenie zależało bowiem od tego, jak potoczy się rozmowa.
- Witaj, lady. Odetto. - Nie powinna musieć zwracać się do niej tytułami, miała nadzieję, że kuzynka sama to zaproponuje; w ustach Elviry brzmiały one gorzko i cierpko zarazem. - Dziękuję za zaproszenie... i za zrozumienie - powiedziała pozornie lekkim tonem, dosiadając się do stolika i wskazując kelnerowi, że ma ochotę napić się czarnej, mocnej kawy.
Starała się jak mogła, by nie odstawać przesadnie od gości domu mody, więc ubrała się w wystawny, czarny płaszcz ze srebrnymi wykończeniami, a pod prostym materiałem szaty postukiwała niewysokimi, płaskimi obcasami.
Atmosfera zdawała się Elvirze napięta, choć w głównej mierze mógł odpowiadać za to jej własny stres. Emocja, której nie spodziewała się poczuć tutaj.
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Czym miało być to spotkanie? To chyba miało się okazać. Nie liczyła się zbytnio w życiu Elviry poza faktem pokrewieństwa, czym więc miało być to spotkanie? Czy rzeczywiście panna Multon chciałaby nadrobić ich wspólne relacje, czy jednak coś jeszcze się za tym kryło? Zwykle nie rozważała rzeczy aż tak drobiazgowo, teraz jednak poczuła wywołana się niczym jakiś przedstawiciel, stąd jej naiwny umysł doszukiwał się możliwości czegoś, co wcale nie musiało istnieć. Może rzeczywiście kuzyna zechciała po prostu porozmawiać i tylko ona się, za mocno stresowała myśląc o tym? Było to całkiem prawdopodobne, bo sama marzyła tylko o rozmowach na temat sabatu i nie rozważaniu, jakie inne mogą być z tego tytułu problemy.
Posłała w stronę Elviry delikatny uśmiech, nie zastanawiając się nawet, że mogła prezentować sobą zbytnią radość. W końcu udawało jej się to bez problemów, zwłaszcza jeżeli miała okazję do łagodniejszych zachowań. Była w końcu niczym baranek, niezbyt agresywna i raczej spokojna. Nie miała w sobie tej drapieżności arystokratek – a może to tak bliskie pokrewieństwo z osobami, które dzielnie broniły Wielką Brytanię, tak bardzo ją uspokajało. W końcu zawsze była mile widziana w siedzibie rodowej Rosierów i nie zapowiadało się, aby miało się to zmienić.
- Elviro! Miło mi, że przyszłaś tutaj! – Sama podniosła się ze swojego miejsca, wyciągając ramiona w stronę panny Multon na przywitanie. Nie wiedziała, czy w ogóle da się uściskać, ale jeżeli tak..cóż, pozwolić mogłaby jej na wszystko w tym momencie, aby poczuła się bardziej swobodniej. Miała szczerą nadzieję, że atmosfera będzie łagodniejsza. Nie będzie miło siedzieć w napięciu przez tyle czasu.
- Z tego co rozumiem, chciałabyś się dowiedzieć nieco informacji odnośnie sabatu, tak? Jak znajome jest to ci przedsięwzięcie? – Miała wrażenie, że niezbyt wiadome, bo przecież było to dziwaczne, aby ktoś spoza szlachty się zjawiał na sabacie, wiedziała też, że kaprysy Adelaidy Nott były spełniane wtrymiga. Ciekawa była, czy lady zaprzyjaźnionego rodu rzeczywiście chciała z nią porozmawiać o strojach, czy jednak było to kolejną przykrywką do dziwacznych machinacji.
- Powiedz mi jeszcze co lubisz! Jakie kolory, smaki, zapachy są ci bliskie! Wtedy będziemy mogły dobrać odpowiedni strój, jeżeli oczywiście będziesz chciała! – Sama Odetta wyczuwała, że już niebawem taka sytuacja może być z każdą damą, te najpewniej jednak zwróciły się do Edwarda, nie do niej.
Posłała w stronę Elviry delikatny uśmiech, nie zastanawiając się nawet, że mogła prezentować sobą zbytnią radość. W końcu udawało jej się to bez problemów, zwłaszcza jeżeli miała okazję do łagodniejszych zachowań. Była w końcu niczym baranek, niezbyt agresywna i raczej spokojna. Nie miała w sobie tej drapieżności arystokratek – a może to tak bliskie pokrewieństwo z osobami, które dzielnie broniły Wielką Brytanię, tak bardzo ją uspokajało. W końcu zawsze była mile widziana w siedzibie rodowej Rosierów i nie zapowiadało się, aby miało się to zmienić.
- Elviro! Miło mi, że przyszłaś tutaj! – Sama podniosła się ze swojego miejsca, wyciągając ramiona w stronę panny Multon na przywitanie. Nie wiedziała, czy w ogóle da się uściskać, ale jeżeli tak..cóż, pozwolić mogłaby jej na wszystko w tym momencie, aby poczuła się bardziej swobodniej. Miała szczerą nadzieję, że atmosfera będzie łagodniejsza. Nie będzie miło siedzieć w napięciu przez tyle czasu.
- Z tego co rozumiem, chciałabyś się dowiedzieć nieco informacji odnośnie sabatu, tak? Jak znajome jest to ci przedsięwzięcie? – Miała wrażenie, że niezbyt wiadome, bo przecież było to dziwaczne, aby ktoś spoza szlachty się zjawiał na sabacie, wiedziała też, że kaprysy Adelaidy Nott były spełniane wtrymiga. Ciekawa była, czy lady zaprzyjaźnionego rodu rzeczywiście chciała z nią porozmawiać o strojach, czy jednak było to kolejną przykrywką do dziwacznych machinacji.
- Powiedz mi jeszcze co lubisz! Jakie kolory, smaki, zapachy są ci bliskie! Wtedy będziemy mogły dobrać odpowiedni strój, jeżeli oczywiście będziesz chciała! – Sama Odetta wyczuwała, że już niebawem taka sytuacja może być z każdą damą, te najpewniej jednak zwróciły się do Edwarda, nie do niej.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Spotkanie z Odettą było dla Elviry nie tylko jedyną szansą na pomoc w przygotowaniu do Sabatu, ale i okazją do zreperowania więzi rodzinnych, które dawniej sama przecięła. Z zawiści, poczucia niesprawiedliwości. Należąc dzisiaj do elitarnej organizacji o gigantycznych wpływach mogła jednak wznieść się ponad płytką zazdrość. Chciała, aby rodzina - zwłaszcza ta po stronie Parkinsonów - zdawała sobie sprawę z sukcesów Elviry oraz wkładu, jaki miała w przywracaniu czarodziejskiej społeczności odpowiedniego prestiżu. Czuła, że robiła więcej niż oni i chciała, aby zostało to zauważone. Poza tym, rzecz jasna, chciała wypaść dobrze na najistotniejszej dla magów uroczystości sylwestrowej - nigdy nie miała okazji zaprezentować się na salonach w takim gronie, nie dostała zaproszenia, a teraz - teraz nie wiedziała kompletnie, czego ma oczekiwać, ale chciała wypaść znacznie lepiej niż podczas pogrzebu Blacka. Nie mogła pozwolić na to, aby popełnić kolejne faux-pas. W związku z tym musiała się przygotować.
Jakiekolwiek przygotowania nie miały jednak znaczenia, gdy zdarzała się rzecz niespodziewana, zupełnie abstrakcyjna - tak jak lady Parkinson, która chciała ją przytulić. Nie była przyzwyczajona do czułości, dlatego w pierwszym momencie znieruchomiała, sztywna jak spetryfikowany czarodziej, jak posąg, nie walcząc jednak z ramionami Odetty ani słodkim zapachem perfum, który otoczył je nagle zaskakująco silną mgiełką. Dziwaczny moment byłby niezręczny, gdyby w ostatniej chwili Elvira nie zdecydowała się na oddanie uścisku. Uniosła ręce i delikatnie otoczyła nimi filigranową kobietkę, lekko poklepując ją po plecach. Czy powinna teraz pocałować ją w policzek? Jak to robiły damy?
Zdecydowała się jednak odpuścić i uśmiechnąć z napięciem, gdy tylko Odetta się od niej oddaliła. Zasiadły do stoły, a Elvira z początku nie mówiła nic, wciąż tkwiąc w zaskoczeniu. Dopiero, gdy kuzynka zadała jej pytanie, otrząsnęła się i złożyła kościste dłonie na blacie.
- Wstyd powiedzieć, Odetto, ale niestety, zupełnie nieznane. - Obserwowała kobietę uważnie, zastanawiając się, czy zareaguje na brak tytułu. - Co oczywiste, do tej pory nie byłam zapraszana, ale w tym roku wydaje mi się, że mój wkład... - zawahała się. Jak wiele mogła jej powiedzieć? - ...moja rola w budowaniu lepszego, magicznego społeczeństwa została zauważona i doceniona. Nie czuję się jednak dość przygotowana, chciałabym usłyszeć więcej na temat tego, jak zwykle wyglądają Sabaty i jakie obowiązują na nich reguły. - Zamrugała i przygryzła usta, gdy Odetta zaczęła mówić o sukniach. Coś już na ten temat wspomniała w liście, ale do tej pory nie sądziła, że mówi w pełni na poważnie. - Chcesz zaoferować mi suknię. - Bardziej stwierdziła niż spytała. - Obawiam się jednak, że mogę nie mieć dość pieniędzy, aby za nią zapłacić. - Podkreśliła, choć na samą myśl czuła nieprzyjemny ścisk w żołądku. To nie powinno wyglądać w ten sposób.
Jakiekolwiek przygotowania nie miały jednak znaczenia, gdy zdarzała się rzecz niespodziewana, zupełnie abstrakcyjna - tak jak lady Parkinson, która chciała ją przytulić. Nie była przyzwyczajona do czułości, dlatego w pierwszym momencie znieruchomiała, sztywna jak spetryfikowany czarodziej, jak posąg, nie walcząc jednak z ramionami Odetty ani słodkim zapachem perfum, który otoczył je nagle zaskakująco silną mgiełką. Dziwaczny moment byłby niezręczny, gdyby w ostatniej chwili Elvira nie zdecydowała się na oddanie uścisku. Uniosła ręce i delikatnie otoczyła nimi filigranową kobietkę, lekko poklepując ją po plecach. Czy powinna teraz pocałować ją w policzek? Jak to robiły damy?
Zdecydowała się jednak odpuścić i uśmiechnąć z napięciem, gdy tylko Odetta się od niej oddaliła. Zasiadły do stoły, a Elvira z początku nie mówiła nic, wciąż tkwiąc w zaskoczeniu. Dopiero, gdy kuzynka zadała jej pytanie, otrząsnęła się i złożyła kościste dłonie na blacie.
- Wstyd powiedzieć, Odetto, ale niestety, zupełnie nieznane. - Obserwowała kobietę uważnie, zastanawiając się, czy zareaguje na brak tytułu. - Co oczywiste, do tej pory nie byłam zapraszana, ale w tym roku wydaje mi się, że mój wkład... - zawahała się. Jak wiele mogła jej powiedzieć? - ...moja rola w budowaniu lepszego, magicznego społeczeństwa została zauważona i doceniona. Nie czuję się jednak dość przygotowana, chciałabym usłyszeć więcej na temat tego, jak zwykle wyglądają Sabaty i jakie obowiązują na nich reguły. - Zamrugała i przygryzła usta, gdy Odetta zaczęła mówić o sukniach. Coś już na ten temat wspomniała w liście, ale do tej pory nie sądziła, że mówi w pełni na poważnie. - Chcesz zaoferować mi suknię. - Bardziej stwierdziła niż spytała. - Obawiam się jednak, że mogę nie mieć dość pieniędzy, aby za nią zapłacić. - Podkreśliła, choć na samą myśl czuła nieprzyjemny ścisk w żołądku. To nie powinno wyglądać w ten sposób.
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Relacje przeszłości nieczęsto witały do jej umysłu, o ile nie były wciąż podtrzymywane. W końcu świat Odetty składał się z świata, w którym wszystko było jak dawniej. Może sama nie brała udziału w wojnie, nierozsądnie by jednak było mówić na głos o małym poparciu Parkinsonów - jej rodzinie na pewno by się to nie spodobało i nie pomogło w żaden sposób naprawić takowych relacji. W końcu młoda Parkinson wcale nie była kluczem do serca rodziny, a raczej najłagodniejszym drapieżnikiem, który padał jako pierwszy gdy coś szło nie po myśli.
Nie było jej celem wywołanie dyskomfortu u Elviry, ale twarz Odetty, nieczęsto skalana myślą, pozostawała dość neutralna na ten niekomfortowy uśmiech, tak jakby nawet go nie dostrzegała. Czy tak było, czy jednak pozostawała uprzejma, tego nie miała nigdy zdradzić, dlatego też nawet nie poruszyła tematu przywitania. Może jeżeli kiedyś jeszcze będą się spotykać, to panna Multon przyzwyczajać się będzie do reakcji i entuzjazmu lady Parkinson.
- Sabaty to doroczne spotkania szlacheckie, w których od wieków udział biorą szlachcice, ostatnimi czasy niekoniecznie ze wszystkich rodów. - Wiedziała, czemu tak się stało i przeczuwała, że to nie jej miejsce, aby komentować to dosadniej, bo skoro Elvira lgnęła do oka cyklonu jakim były ostatnie wydarzenia, to znaczy, że wiedziała o tych kwestiach z pierwszej ręki. Czym więc mogła się poszczycić arystokratka, która spędzała swoje dnie w Domu Mody?
- Teraz również, jak wcześniej, zaproszone zostały osoby które w jakiś sposób odznaczyły się w budowaniu wspólnej potęgi, tak więc zaproszenie trafiło w twoje dłonie, tak jak powiedziałaś. Pierwszym i kluczowym elementem jest oczywiście ubranie, które trzeba dobrać odpowiednio do panującego tematu. W tym roku cały Sabat jest wydarzeniem maskowym, dlatego właśnie od tego najlepiej zacząć twoje poszukiwania. Możemy potem przejść do zagadnień etykiety oraz samego przebiegu wydarzenia.
Zamilkła na chwilę, pozwalając Elvirze na przetrawienie jej słów, sięgając po filiżankę herbaty, jak zawsze niesłodzonej. Musiała pilnować swojej linii i nieczęsto sama z siebie pozwalała sobie na jakiekolwiek odstępstwo w tym względzie, teraz bardziej jednak niż na smaku, skupiając się na kolejnych słowach. Spokojnie opanowała zaskoczenie, zastanawiając się, czy przy tych wszystkich zasługach które miała Elvira dla ich społeczeństwa, nie szły również z odpowiednim wynagrodzeniem pieniężnym. Nie wiedziała, oczywiście, jakie były to zasługi, mogła więc tylko zgadywać, sama jednak poczuła pewnego rodzaju zaskoczenie.
- Myślę, że tę kwestię możemy spokojnie rozwiązać. - Odchyliła się lekko, pozostając wciąż w nienagannej pozie, wyuczona manierami przez całe życie, aby trzymać się prosto i postawę skupić na tym, by elegancko wyglądać. - Mogę opłacić twoją suknię, a w zamian chciałabym, abyś była moją nauczycielką w kwestii uzdrowicielskich. Potrzebuję doszkolenia się pod względem warzonych przeze mnie eliksirów.
Nie była więc to jałmużna, ale wymiana, którą panna Multon mogła odpracować. Wydawało się to Odettcie bardziej niż uczciwe.
Nie było jej celem wywołanie dyskomfortu u Elviry, ale twarz Odetty, nieczęsto skalana myślą, pozostawała dość neutralna na ten niekomfortowy uśmiech, tak jakby nawet go nie dostrzegała. Czy tak było, czy jednak pozostawała uprzejma, tego nie miała nigdy zdradzić, dlatego też nawet nie poruszyła tematu przywitania. Może jeżeli kiedyś jeszcze będą się spotykać, to panna Multon przyzwyczajać się będzie do reakcji i entuzjazmu lady Parkinson.
- Sabaty to doroczne spotkania szlacheckie, w których od wieków udział biorą szlachcice, ostatnimi czasy niekoniecznie ze wszystkich rodów. - Wiedziała, czemu tak się stało i przeczuwała, że to nie jej miejsce, aby komentować to dosadniej, bo skoro Elvira lgnęła do oka cyklonu jakim były ostatnie wydarzenia, to znaczy, że wiedziała o tych kwestiach z pierwszej ręki. Czym więc mogła się poszczycić arystokratka, która spędzała swoje dnie w Domu Mody?
- Teraz również, jak wcześniej, zaproszone zostały osoby które w jakiś sposób odznaczyły się w budowaniu wspólnej potęgi, tak więc zaproszenie trafiło w twoje dłonie, tak jak powiedziałaś. Pierwszym i kluczowym elementem jest oczywiście ubranie, które trzeba dobrać odpowiednio do panującego tematu. W tym roku cały Sabat jest wydarzeniem maskowym, dlatego właśnie od tego najlepiej zacząć twoje poszukiwania. Możemy potem przejść do zagadnień etykiety oraz samego przebiegu wydarzenia.
Zamilkła na chwilę, pozwalając Elvirze na przetrawienie jej słów, sięgając po filiżankę herbaty, jak zawsze niesłodzonej. Musiała pilnować swojej linii i nieczęsto sama z siebie pozwalała sobie na jakiekolwiek odstępstwo w tym względzie, teraz bardziej jednak niż na smaku, skupiając się na kolejnych słowach. Spokojnie opanowała zaskoczenie, zastanawiając się, czy przy tych wszystkich zasługach które miała Elvira dla ich społeczeństwa, nie szły również z odpowiednim wynagrodzeniem pieniężnym. Nie wiedziała, oczywiście, jakie były to zasługi, mogła więc tylko zgadywać, sama jednak poczuła pewnego rodzaju zaskoczenie.
- Myślę, że tę kwestię możemy spokojnie rozwiązać. - Odchyliła się lekko, pozostając wciąż w nienagannej pozie, wyuczona manierami przez całe życie, aby trzymać się prosto i postawę skupić na tym, by elegancko wyglądać. - Mogę opłacić twoją suknię, a w zamian chciałabym, abyś była moją nauczycielką w kwestii uzdrowicielskich. Potrzebuję doszkolenia się pod względem warzonych przeze mnie eliksirów.
Nie była więc to jałmużna, ale wymiana, którą panna Multon mogła odpracować. Wydawało się to Odettcie bardziej niż uczciwe.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Przyzwyczajenie się do czyjegoś entuzjazmu nie było sposobem Elviry na rozwiązanie problemu własnego dyskomfortu; w innej sytuacji zwyczajnie by odmówiła, mniej lub bardziej subtelnie (raczej mniej) przekazała, że sobie tego nie życzy. Z Odettą było inaczej, zależało jej na tym, aby nie zniechęcić jej do siebie już na pierwszym spotkaniu. Było to cholernie trudne i nowe, nie zwykła przecież aż tak przejmować się tym, co ludzie o niej pomyślą. Przy tych, z którymi nawiązała bliższe więzi, mogła być sobą, przez większość czasu. Jak jednak miała odnaleźć się w gronie arystokratek i szlachetnych lordów? Cóż, po to tutaj przecież przyszła, po pomoc. Musiała zacząć się uczyć, jakkolwiek cierpka nie byłaby to myśl.
- To zrozumiałe - potwierdziła cicho, kiwając głową na znak, że rody odepchnięte na margines są jej dobrze znane. Z nazw, z historii, czasami nawet i z pojedynczych spotkań, głównie wtedy, gdy stawali w szranki lub gonili im po piętach, walcząc o to, by oczyścić Wielką Brytanię z pieprzonego szlamu, do którego zdecydowanie zbyt wielu czarodziejów było przyssanych jak do własnej matki. Absurd.
Pozwoliła kuzynce mówić, sama natomiast schwyciła filiżankę i przyjrzała jej się niepewnie, na dobrą sprawę nie wiedząc, co się w niej znajduje. Czy to był test zaufania? Gdy przyszła, herbata już tutaj stała, a wojenny instynkt bijący na alarm w tyle głowy Elviry kazał doszukiwać się możliwości zatrucia. Odepchnęła jednak tę ostrożność. Nie tutaj, nie u Parkinsonów. Uniosła filiżankę i upiła łyk herbaty, prosząc w duchu, aby nie było w niej choćby veritaserum. Smakowała normalnie, była lekko słodkawa, ale raczej nie z powodu cukru. Nie potrafiła rozpoznać rodzaju, czuła tylko owocową nutę. Patrzyła na Odettę z uwagą, mimowolnie powtarzając bezgłośnie jej słowa. Bal maskowy, przeczytała o tym również na zaproszeniu. Podejrzewała, że maska musiała być dobrana do sukienki - a w chwili obecnej nie miała ani tego ani tego. Uśmiechnęła się lekko, próbując za fałszywą uprzejmością skryć żal. Oczywiście, że za walkę na froncie i działanie na rzecz Czarnego Pana otrzymywała profity, nie były to jednak profity pieniężne, stety lub niestety. Nigdy nie próbowała oczekiwać niczego więcej, nie była niewdzięczna, dostała bowiem dostęp do możliwości, o jakich zwykły czarodziej mógł co najwyżej pomarzyć. Zarabiała normalnie, tak jak zwykle, pracą. Ale nijak nie mogła przystawać do majątków szlachcianek z Sabatu.
- Istnieje jakiś protokół, Sabat przebiega zgodnie z określonym planem? - dopytała. Wydawało jej się to istotne, procedur i kroków było się bowiem łatwiej trzymać niż jakiejś bliżej niesprecyzowanej etykiety. Na manierach, rzecz jasna, również będzie musiała się skupić, a przynajmniej w zgrabny sposób ukryć fakt, że nikt nigdy nie przykładał wagi, aby je jej przekazać.
Czekała z niecierpliwością na to, co Odetta zaoferuje w sprawie sukni i uśmiechnęła się szczerzej niż dotychczas, gdy wspomniała o wymianie. To było lepsze niż dar dobrej woli, znacznie mniej upokarzające, prawie przyjemne.
- Oczywiście. Mam doświadczenie w nauczaniu technik uzdrowicielskich oraz związanych z nimi nauk pochodnych, uczyłam stażystów w świętym Mungu, prowadziłam prywatne lekcje, przez jakiś czas przebywałam także na dworze Selwynów - wyłożyła z subtelną dumą, aby dać kuzynce do zrozumienia, że była to dla niej dobra transakcja, że z pewnością się nie zawiedzie. - Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby przekazać wiedzę przystępnie. Czy w sprawie tej... sukni... - W jej ustach było to tak abstrakcyjne. - Będę musiała przyjść na przymiarki, prawda? Myślę, że chciałabym, aby... - Znów zamilkła na chwilę, nigdy dotąd bowiem nie stanęła przed koniecznością opowiedzenia swoich preferencji w sprawach mody. Nikt jej o to nie pytał. Nie było okazji. - Suknia powinna być ciemna. Nie czarna, rzecz jasna, ale granatowa, dobrze się czuję w takich kolorach, kontrastują z jasną skórą. Żeby nie była zbyt ciemna, może dałoby się... mogła by mieć coś wspólnego z nocnym niebem. Połyskujące elementy... czy to ma sens? - Poczuła się zmieszana. Nie miała najmniejszego pojęcia o modzie, brak wiedzy frustrował i wpędzał ją w zażenowanie.
- To zrozumiałe - potwierdziła cicho, kiwając głową na znak, że rody odepchnięte na margines są jej dobrze znane. Z nazw, z historii, czasami nawet i z pojedynczych spotkań, głównie wtedy, gdy stawali w szranki lub gonili im po piętach, walcząc o to, by oczyścić Wielką Brytanię z pieprzonego szlamu, do którego zdecydowanie zbyt wielu czarodziejów było przyssanych jak do własnej matki. Absurd.
Pozwoliła kuzynce mówić, sama natomiast schwyciła filiżankę i przyjrzała jej się niepewnie, na dobrą sprawę nie wiedząc, co się w niej znajduje. Czy to był test zaufania? Gdy przyszła, herbata już tutaj stała, a wojenny instynkt bijący na alarm w tyle głowy Elviry kazał doszukiwać się możliwości zatrucia. Odepchnęła jednak tę ostrożność. Nie tutaj, nie u Parkinsonów. Uniosła filiżankę i upiła łyk herbaty, prosząc w duchu, aby nie było w niej choćby veritaserum. Smakowała normalnie, była lekko słodkawa, ale raczej nie z powodu cukru. Nie potrafiła rozpoznać rodzaju, czuła tylko owocową nutę. Patrzyła na Odettę z uwagą, mimowolnie powtarzając bezgłośnie jej słowa. Bal maskowy, przeczytała o tym również na zaproszeniu. Podejrzewała, że maska musiała być dobrana do sukienki - a w chwili obecnej nie miała ani tego ani tego. Uśmiechnęła się lekko, próbując za fałszywą uprzejmością skryć żal. Oczywiście, że za walkę na froncie i działanie na rzecz Czarnego Pana otrzymywała profity, nie były to jednak profity pieniężne, stety lub niestety. Nigdy nie próbowała oczekiwać niczego więcej, nie była niewdzięczna, dostała bowiem dostęp do możliwości, o jakich zwykły czarodziej mógł co najwyżej pomarzyć. Zarabiała normalnie, tak jak zwykle, pracą. Ale nijak nie mogła przystawać do majątków szlachcianek z Sabatu.
- Istnieje jakiś protokół, Sabat przebiega zgodnie z określonym planem? - dopytała. Wydawało jej się to istotne, procedur i kroków było się bowiem łatwiej trzymać niż jakiejś bliżej niesprecyzowanej etykiety. Na manierach, rzecz jasna, również będzie musiała się skupić, a przynajmniej w zgrabny sposób ukryć fakt, że nikt nigdy nie przykładał wagi, aby je jej przekazać.
Czekała z niecierpliwością na to, co Odetta zaoferuje w sprawie sukni i uśmiechnęła się szczerzej niż dotychczas, gdy wspomniała o wymianie. To było lepsze niż dar dobrej woli, znacznie mniej upokarzające, prawie przyjemne.
- Oczywiście. Mam doświadczenie w nauczaniu technik uzdrowicielskich oraz związanych z nimi nauk pochodnych, uczyłam stażystów w świętym Mungu, prowadziłam prywatne lekcje, przez jakiś czas przebywałam także na dworze Selwynów - wyłożyła z subtelną dumą, aby dać kuzynce do zrozumienia, że była to dla niej dobra transakcja, że z pewnością się nie zawiedzie. - Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby przekazać wiedzę przystępnie. Czy w sprawie tej... sukni... - W jej ustach było to tak abstrakcyjne. - Będę musiała przyjść na przymiarki, prawda? Myślę, że chciałabym, aby... - Znów zamilkła na chwilę, nigdy dotąd bowiem nie stanęła przed koniecznością opowiedzenia swoich preferencji w sprawach mody. Nikt jej o to nie pytał. Nie było okazji. - Suknia powinna być ciemna. Nie czarna, rzecz jasna, ale granatowa, dobrze się czuję w takich kolorach, kontrastują z jasną skórą. Żeby nie była zbyt ciemna, może dałoby się... mogła by mieć coś wspólnego z nocnym niebem. Połyskujące elementy... czy to ma sens? - Poczuła się zmieszana. Nie miała najmniejszego pojęcia o modzie, brak wiedzy frustrował i wpędzał ją w zażenowanie.
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Nie wiedziała, gdzie zarysowują się granice Elviry, nie chciała jednak pozostać zamknięta czy zdystansowana na jej obecność. Nie dlatego, że już na starcie przyjmowała każdego do swojego serca, bardziej by nie tworzyć niepotrzebnego dystansu. Jeżeli jej oferta miała przejść, czeka ich jeszcze trochę spotkań i wrarto było być miłym, zwłaszcza na wstępie.
- Ciężko powiedzieć, aby był jednaki protokół, bo w każdy sabat dzieją się najrozmaitsze atrakcje. Na pewno najlepiej pojawić się o czasie, tak by móc nie wchodzić na miejsce spóźnionym. - W końcu nie każdemu wypadało się stylowo spóźnić, a i nie każdemu to łatwo wybaczano. Sama zamierzała się zjawić z Edwardem, dopasowując się w tym momencie do jego życzeń i przekazu. Raczej trafiali na czas...chociaż łatwo było zagubić się na przygotowaniach, nawet jeżeli poświęcało im się cały dzień, a tak na pewno będzie. - Mogę natomiast powiedzieć, że poza główną salą będzie można poruszać się na pewno po odpowiednich pokojach z rozmaitymi atrakcjami. Dodatkowo na pewno będzie odpowiednia ilość jedzenia jak i alkoholi...o tych ostatnich wątpię, abym musiała opowiadać - ich efekty mogą być czasem niespodziewane.
Pamiętała w końcu, co działo się w Palarni podczas koncertu i jak jeden zwykły łyk potrafił sprawdzić, że człowiek najchętniej porwałby tacę przekąsek, wsuwając je wszystkie od razu. Podejrzewała, że figlarność Adelaidy Nott i jej zamiłowanie do siania ziarenek chaosu, by patrzeć, jak kiełkują, sprawi, że na pewno i tym razem menu będzie obfitować w dość interesujące pozycje. Nie wiem, na ile interesowałaś się etykietą jeżeli chodzi o odpowiednie sztućce i przyrządy do jedzenia? Nie chcę ci nic zarzucać, po prostu delikatesy na sabacie potrafią być mocno egzotyczne.
Sama sięgnęła po kanapeczki kiedy kelner postawił przed nimi paterę z porcją kanapeczek i ciastek, elegancko skrojonych tak aby ewentualne braki w zapasach uzupełniać ładnym wyglądem dania. Zachęciła Elvirę do poczęstowania się, samej sięgając po jedną z kanapek, przyglądając jej się z uwagą aby ocenić kaloryczność posiłku i dopiero wtedy biorąc kęs do ust.
Słuchała jej słów spokojnie, kiwając głową z satysfakcją. Dobrze było wiedzieć, że Elvira miała spore doświadczenie, nawet jeżeli Odettcie zależało na bardzo konkretnym aspekcie tej nauki. Magia lecznicza jej nie fascynowała, ale umiejętność anatomii była bardzo przydatna w momencie podawania eliksirów leczniczych, bo dawka czyniła ten eliksir trucizną albo lekarstwem.
- W takim razie po noworocznym sabacie poproszę asystentkę z Domu Mody aby przesłała ci informacje o mojej dostępności. Możemy spotykać się tutaj, albo wygospodarować na naukę pomieszczenie w Broadway Tower. - Jej było to całkiem obojętne, bo przecież była tam na miejscu jak i tutaj dość często. Nie kursowała po kraju, nie zwiedzała, nie było to rozsądne podczas wojny. Wolała trzymać się bezpiecznych miejsc.
- W kwestii sukni, najlepiej abyś zjawiła się nie tylko na zdjęcie miary, które jednak możemy zrobić już teraz, ale również na dopasowanie i ostateczne przymierzenie. Niestety nigdy nie można powiedzieć, aby od razu wszystko pasowało, a materiał, zwłaszcza taki poddawany działaniu magii, może reagować w najrozmaitsze sposoby. - Słuchała jeszcze preferencji co do sukni, odchylając się w zastanowieniu. Zaraz też przechyliła głowę spojrzeniem wypatrując służącej. - Elizabeth, przynieś mi mój katalog piętnasty!
Niemal nie przypominała tej Odetty z początku spotkania, tej delikatnej i uroczej dziewczynki którą była na co dzień, bo teraz skupienie i cel dawały jej powód to wynurzenia się z niej profesjonalistki. Przynajmniej na tyle, na ile mogła. Dopiero kiedy dostała w swoje dłonie ciemną, skórzaną teczkę, spojrzała ponownie na Elvirę kartkując zawartość.
- W kwestii maski, będziesz musiała wybrać tę, która najlepiej twoim zdaniem będzie ci pasować do twojej wizji. Natomiast co do sukni...- wyciągnęła jeden ze szkiców aby pokazać jej projekt sukienki. - ...myślałam o czymś takim. Oczywiście z drobnymi zmianami, by gradient nie prezentował w sobie bieli, oraz skróceniu rękawów dla swobody poruszania się. Oraz może przymontowaniu ich ostrożnie do poszewki pod rękawkami, byś mogła swobodnie poruszać dłońmi. - Spojrzała na Elvirę, zaciekawiona jej reakcji.
- Ciężko powiedzieć, aby był jednaki protokół, bo w każdy sabat dzieją się najrozmaitsze atrakcje. Na pewno najlepiej pojawić się o czasie, tak by móc nie wchodzić na miejsce spóźnionym. - W końcu nie każdemu wypadało się stylowo spóźnić, a i nie każdemu to łatwo wybaczano. Sama zamierzała się zjawić z Edwardem, dopasowując się w tym momencie do jego życzeń i przekazu. Raczej trafiali na czas...chociaż łatwo było zagubić się na przygotowaniach, nawet jeżeli poświęcało im się cały dzień, a tak na pewno będzie. - Mogę natomiast powiedzieć, że poza główną salą będzie można poruszać się na pewno po odpowiednich pokojach z rozmaitymi atrakcjami. Dodatkowo na pewno będzie odpowiednia ilość jedzenia jak i alkoholi...o tych ostatnich wątpię, abym musiała opowiadać - ich efekty mogą być czasem niespodziewane.
Pamiętała w końcu, co działo się w Palarni podczas koncertu i jak jeden zwykły łyk potrafił sprawdzić, że człowiek najchętniej porwałby tacę przekąsek, wsuwając je wszystkie od razu. Podejrzewała, że figlarność Adelaidy Nott i jej zamiłowanie do siania ziarenek chaosu, by patrzeć, jak kiełkują, sprawi, że na pewno i tym razem menu będzie obfitować w dość interesujące pozycje. Nie wiem, na ile interesowałaś się etykietą jeżeli chodzi o odpowiednie sztućce i przyrządy do jedzenia? Nie chcę ci nic zarzucać, po prostu delikatesy na sabacie potrafią być mocno egzotyczne.
Sama sięgnęła po kanapeczki kiedy kelner postawił przed nimi paterę z porcją kanapeczek i ciastek, elegancko skrojonych tak aby ewentualne braki w zapasach uzupełniać ładnym wyglądem dania. Zachęciła Elvirę do poczęstowania się, samej sięgając po jedną z kanapek, przyglądając jej się z uwagą aby ocenić kaloryczność posiłku i dopiero wtedy biorąc kęs do ust.
Słuchała jej słów spokojnie, kiwając głową z satysfakcją. Dobrze było wiedzieć, że Elvira miała spore doświadczenie, nawet jeżeli Odettcie zależało na bardzo konkretnym aspekcie tej nauki. Magia lecznicza jej nie fascynowała, ale umiejętność anatomii była bardzo przydatna w momencie podawania eliksirów leczniczych, bo dawka czyniła ten eliksir trucizną albo lekarstwem.
- W takim razie po noworocznym sabacie poproszę asystentkę z Domu Mody aby przesłała ci informacje o mojej dostępności. Możemy spotykać się tutaj, albo wygospodarować na naukę pomieszczenie w Broadway Tower. - Jej było to całkiem obojętne, bo przecież była tam na miejscu jak i tutaj dość często. Nie kursowała po kraju, nie zwiedzała, nie było to rozsądne podczas wojny. Wolała trzymać się bezpiecznych miejsc.
- W kwestii sukni, najlepiej abyś zjawiła się nie tylko na zdjęcie miary, które jednak możemy zrobić już teraz, ale również na dopasowanie i ostateczne przymierzenie. Niestety nigdy nie można powiedzieć, aby od razu wszystko pasowało, a materiał, zwłaszcza taki poddawany działaniu magii, może reagować w najrozmaitsze sposoby. - Słuchała jeszcze preferencji co do sukni, odchylając się w zastanowieniu. Zaraz też przechyliła głowę spojrzeniem wypatrując służącej. - Elizabeth, przynieś mi mój katalog piętnasty!
Niemal nie przypominała tej Odetty z początku spotkania, tej delikatnej i uroczej dziewczynki którą była na co dzień, bo teraz skupienie i cel dawały jej powód to wynurzenia się z niej profesjonalistki. Przynajmniej na tyle, na ile mogła. Dopiero kiedy dostała w swoje dłonie ciemną, skórzaną teczkę, spojrzała ponownie na Elvirę kartkując zawartość.
- W kwestii maski, będziesz musiała wybrać tę, która najlepiej twoim zdaniem będzie ci pasować do twojej wizji. Natomiast co do sukni...- wyciągnęła jeden ze szkiców aby pokazać jej projekt sukienki. - ...myślałam o czymś takim. Oczywiście z drobnymi zmianami, by gradient nie prezentował w sobie bieli, oraz skróceniu rękawów dla swobody poruszania się. Oraz może przymontowaniu ich ostrożnie do poszewki pod rękawkami, byś mogła swobodnie poruszać dłońmi. - Spojrzała na Elvirę, zaciekawiona jej reakcji.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Najrozmaitsze atrakcje. Elvirze ciężko było sobie jeszcze wyobrazić, co kryło się pod słowem "atrakcje", gdy w grę wchodzili szlachcice. Przez kilka miesięcy pracy w pałacu Selwynów nie miała możliwości uszczknąć ich uciech, sam fakt, że pozwolili jej spać w swoich ozdobnych komnatach i jeść wykwintne potrawy był zapewne w ich oczach wystarczającym awansem. Była wszak uzdrowicielem, nie mieszkańcem pałacu. Nie wiedziała, czy perspektywa skorzystania z zabaw dla dam budzi w niej więcej podniecenia czy ostrożności. Niczego nie zakładała zawczasu, nie chciała się zawieść i odkryć, że w istocie to, czym zajmują się lady, jest więcej niż nudne. Teraz, kilka dni przed uroczystością, musiała skupić myśli przede wszystkim na tym, aby zaprezentować się z klasą i nie tworzyć niepotrzebnych powodów do plotek. Fakt, że bal miał być maskowy, działał na jej korzyść. Niektórzy zapewne wciąż pamiętali pogrzeb Alpharda, na którym, miała nadzieję, nie zdołano przyjrzeć się dobrze jej twarzy.
Zgadzała się, że pierwszą najistotniejszą sprawą jest nie pojawić się spóźnionym; a Elvira przecież nie spóźniała się nigdy. Wysłuchała Odetty z uwagą, przesuwając opuszką palca po uchu filiżanki.
- Niespodziewane efekty? - dopytała. Na samo słowo "alkohol" poczuła specyficzne ciepło w żołądku, ale choć powtarzała sobie wciąż i wciąż, że nie upije się na Sabacie, nie miała jeszcze w pełni pewności, że w trakcie nie zmieni zdania. Cokolwiek się stanie, będzie to jej świadoma i racjonalna decyzja podjęta po dokładnym przeanalizowaniu środowiska, ot co. Nie chciała jednak przypadkiem napić się afrodyzjaku albo czegoś, co zmusiłoby ją do śmiesznego zachowania. Ale takie rzeczy raczej nie powinny zdarzać się na Sabacie, czyż nie?
Kiedy kelner przyniósł kanapki niewielkie jak dla wróbla, Elvira wzięła jedną do ręki, papugując każdy ruch Odetty, aby wyrobić sobie nawyk i pamięć mięśniową tego, jak to robią damy. Na dobrą sprawę nie różniło się to bardzo od tego, jak sama jadła, nie była flejtuchem, na litość. Potrafiła posługiwać się wieloma sztućcami, choć miała podejrzenie, że na Sabacie będzie ich jeszcze więcej. Cóż, najwyżej z niektórych zrezygnuje.
- Oczywiście, gdziekolwiek będzie ci wygodnie - powiedziała, unikając tytułu, czując, że po pierwszych minutach rozmowy może sobie już na to pozwolić. Były kuzynkami. - Jeśli chodzi o materiały do nauki, we wszystkie zaopatrzę cię sama, mam kilka pozycji, które preferuję, gdy prowadzę lekcje - dodała. Zwykle nie była tak hojna, aby je oddawać, zawsze oczekiwała zwrotu, ale dlaczego nie miałaby nagrodzić hojności Odetty własną hojnością?
Skinęła głową, potwierdzając cicho, że rozumie, choć na dobrą sprawę nie rozumiała. Nie wiedziała, jak wygląda proces przygotowywania sukni na preferencje i wymiar, dlatego miała zamiar w tej kwestii zaufać kobiecie. Uniosła lekko jedną brew, gdy lady ostrym tonem zażądała od swojej podwładnej katalogu. Myślałby kto, że potrafi być tak surowa, nieznosząca sprzeciwu. Elvirze podobała się w tej wersji znacznie bardziej niż jako słodka, uprzejma dama.
- Maska może zasłaniać jedynie oczy, prawda? - Nie chciałaby, aby coś ciążyło jej na całej twarzy, czułaby się jak za kratami. Spojrzała na suknię, którą pokazała jej kuzynka i na kilka chwil zaniemówiła. Nie interesowała się za bardzo modą, ale była w stanie stwierdzić, że kreacja jest wspaniała. - Jest piękna - wyznała cicho, a potem wysłuchała poprawek z nieznacznie zmrużonymi powiekami. - Masz rację, ta biel będzie się niepotrzebnie odznaczać. Te połyskliwe... elementy można by doczepić tak, żeby wyglądały na niebo. Rękawy są zbyt długie, łatwo je przydeptać, ale skoro mówisz, że da się je skrócić... suknia nie będzie mieć kieszeni, prawda? Czy przyczepienie różdżki do kieszonki na podwiązce jest zabronione? - Nie wiedziała, jak damy sobie z tym radzą, ale nie wyobrażała sobie pojawić się gdziekolwiek bez różdżki.
Zgadzała się, że pierwszą najistotniejszą sprawą jest nie pojawić się spóźnionym; a Elvira przecież nie spóźniała się nigdy. Wysłuchała Odetty z uwagą, przesuwając opuszką palca po uchu filiżanki.
- Niespodziewane efekty? - dopytała. Na samo słowo "alkohol" poczuła specyficzne ciepło w żołądku, ale choć powtarzała sobie wciąż i wciąż, że nie upije się na Sabacie, nie miała jeszcze w pełni pewności, że w trakcie nie zmieni zdania. Cokolwiek się stanie, będzie to jej świadoma i racjonalna decyzja podjęta po dokładnym przeanalizowaniu środowiska, ot co. Nie chciała jednak przypadkiem napić się afrodyzjaku albo czegoś, co zmusiłoby ją do śmiesznego zachowania. Ale takie rzeczy raczej nie powinny zdarzać się na Sabacie, czyż nie?
Kiedy kelner przyniósł kanapki niewielkie jak dla wróbla, Elvira wzięła jedną do ręki, papugując każdy ruch Odetty, aby wyrobić sobie nawyk i pamięć mięśniową tego, jak to robią damy. Na dobrą sprawę nie różniło się to bardzo od tego, jak sama jadła, nie była flejtuchem, na litość. Potrafiła posługiwać się wieloma sztućcami, choć miała podejrzenie, że na Sabacie będzie ich jeszcze więcej. Cóż, najwyżej z niektórych zrezygnuje.
- Oczywiście, gdziekolwiek będzie ci wygodnie - powiedziała, unikając tytułu, czując, że po pierwszych minutach rozmowy może sobie już na to pozwolić. Były kuzynkami. - Jeśli chodzi o materiały do nauki, we wszystkie zaopatrzę cię sama, mam kilka pozycji, które preferuję, gdy prowadzę lekcje - dodała. Zwykle nie była tak hojna, aby je oddawać, zawsze oczekiwała zwrotu, ale dlaczego nie miałaby nagrodzić hojności Odetty własną hojnością?
Skinęła głową, potwierdzając cicho, że rozumie, choć na dobrą sprawę nie rozumiała. Nie wiedziała, jak wygląda proces przygotowywania sukni na preferencje i wymiar, dlatego miała zamiar w tej kwestii zaufać kobiecie. Uniosła lekko jedną brew, gdy lady ostrym tonem zażądała od swojej podwładnej katalogu. Myślałby kto, że potrafi być tak surowa, nieznosząca sprzeciwu. Elvirze podobała się w tej wersji znacznie bardziej niż jako słodka, uprzejma dama.
- Maska może zasłaniać jedynie oczy, prawda? - Nie chciałaby, aby coś ciążyło jej na całej twarzy, czułaby się jak za kratami. Spojrzała na suknię, którą pokazała jej kuzynka i na kilka chwil zaniemówiła. Nie interesowała się za bardzo modą, ale była w stanie stwierdzić, że kreacja jest wspaniała. - Jest piękna - wyznała cicho, a potem wysłuchała poprawek z nieznacznie zmrużonymi powiekami. - Masz rację, ta biel będzie się niepotrzebnie odznaczać. Te połyskliwe... elementy można by doczepić tak, żeby wyglądały na niebo. Rękawy są zbyt długie, łatwo je przydeptać, ale skoro mówisz, że da się je skrócić... suknia nie będzie mieć kieszeni, prawda? Czy przyczepienie różdżki do kieszonki na podwiązce jest zabronione? - Nie wiedziała, jak damy sobie z tym radzą, ale nie wyobrażała sobie pojawić się gdziekolwiek bez różdżki.
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Adelaida Nott była prawdziwym ucieleśnieniem tego, dlaczego ród Nott słynął z wystawiania najdoskonalszych przyjęć wśród szlachty - a przynajmniej tych najbardziej ekstrawaganckich. W końcu wydawać by się mogło, że w czasach wojny wiele osób zrezygnuje z celebrowania wydarzenia w tak huczny sposób - a jednak mieli zgromadzić się w jednym miejscu, w którym tak wiele można było zrobić, a najnowsze wydarzenie najpewniej miało być jeszcze ciekawsze. Ciekawa była, czy tegoroczny sabat będzie jeszcze lepszy niż zeszłoroczne. Najbardziej pamiętała oczywiście swój debiut, ale teraz...teraz mogła podchodzić do tego w nieco luźniejszy sposób, oczywiście wciąż zachowaniem kultury. Czy teraz musiała zająć się pomocą innym? Nie martwiła jej ta rola, miała jednak nadzieję, że Elvira zyska dziś jasne wskazówki co do tego, jak przebiegać będzie wydarzenie.
- Magia zawarta w alkoholu działa w najróżniejszy sposób. Czasem sprawia, że pogrążasz się we wspomnieniach, czasem wprawia cię w lepszy nastrój. Momentami aż do przesady, tak, że chcesz płatać figle innym, a może głos ci się zmienia tak, że słychać tylko piski. Czasem efekty przechodzą szybko, czasem jednak trwają parę godzin. Biorąc pod uwagę, że jednocześnie napotkać można jemiołę - nie wiem, na ile to wiesz, ale podczas Sabatu często napotkać można jemiołę, którą gentlemani zrywają, by wręczyć ją damie w zamian za pocałunek - tak czasem niesięgnięcie po alkohol może być całkiem dobrym wyborem. Nie zniechęcam do picia, a raczej...zalecam ostrożność. - Uśmiechnęła się lekko.
Skoro zaś Elvira powtarzała jej gesty, Odetta ostrożnie i powoli prezentowała wszystko. Wiedziała, że nawet przy takich lekcjach w pannie Multon nie zajdą nagłe zmiany i nie zmienią się nagle jej całe nawyki, ale może podpowie coś, co przyda jej się potem. Dziwnie było być w czymś mentorem, ale dzięki temu mogła też poczuć, jak to będzie nauczać tak inne pokolenia. Była najmłodsza z rodzeństwa, więc to ona była nauczana, przyjdzie jednak czas kiedy będzie miała własne dzieci i to ona będzie mówiła im, jak wygląda Sabat i jak się na nim zachować. A kiedy zadebiutują, miała nadzieję, że będzie z nich dumna.
- W takim razie jeszcze będziemy w kontakcie co do samego miejsca. Dziękuję, będę bardzo wdzięczna za materiały. Czy jednak sama powinnam coś jeszcze przygotować? - Zastanawiała się, co konkretnie byłoby potrzebne do takiej nauki, zaraz jednak machnęła na to ręką. W sumie skupianie się na tym wcale nie miało największego sensu w tym momencie, bo to tylko czcze rozważania, które nie mogły jej teraz donikąd zaprowadzić. A w końcu mogła mówić o strojach - swojej największej pasji tuż obok eliksirów.
- W takim razie, naniesiemy stosowne poprawki i wtedy zaproszę cię na odpowiednie przymiarki. Jeżeli chcesz, możemy też przejść teraz do sekcji z materiałami - mamy całkiem spory wybór jedwabi, atłasów i satyny. Chociaż jak pewnie wiesz, tutaj zależy też od tego, jaką będziesz mieć maskę. Złoto mogłoby się dobrze komponować, ale może chcesz iść w inne odcienie? - W końcu to Elvira miała być zadowolona z sukni, nie tylko ona. Na pytanie o różdżkę uśmiechnęła się lekko - cóż, odwieczny problem szat bez kieszeni. Posiłkować się trzeba było albo torebką, albo innymi rozwiązaniami. - Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, więc jeżeli schowasz różdżkę pod suknią, nikt nie zauważy. Za to ja często wypróbowuję delikatny pokrowiec na różdżkę przyczepiany do ramienia, bo sprawdza się idealnie przy luźniejszych rękawach.
- Magia zawarta w alkoholu działa w najróżniejszy sposób. Czasem sprawia, że pogrążasz się we wspomnieniach, czasem wprawia cię w lepszy nastrój. Momentami aż do przesady, tak, że chcesz płatać figle innym, a może głos ci się zmienia tak, że słychać tylko piski. Czasem efekty przechodzą szybko, czasem jednak trwają parę godzin. Biorąc pod uwagę, że jednocześnie napotkać można jemiołę - nie wiem, na ile to wiesz, ale podczas Sabatu często napotkać można jemiołę, którą gentlemani zrywają, by wręczyć ją damie w zamian za pocałunek - tak czasem niesięgnięcie po alkohol może być całkiem dobrym wyborem. Nie zniechęcam do picia, a raczej...zalecam ostrożność. - Uśmiechnęła się lekko.
Skoro zaś Elvira powtarzała jej gesty, Odetta ostrożnie i powoli prezentowała wszystko. Wiedziała, że nawet przy takich lekcjach w pannie Multon nie zajdą nagłe zmiany i nie zmienią się nagle jej całe nawyki, ale może podpowie coś, co przyda jej się potem. Dziwnie było być w czymś mentorem, ale dzięki temu mogła też poczuć, jak to będzie nauczać tak inne pokolenia. Była najmłodsza z rodzeństwa, więc to ona była nauczana, przyjdzie jednak czas kiedy będzie miała własne dzieci i to ona będzie mówiła im, jak wygląda Sabat i jak się na nim zachować. A kiedy zadebiutują, miała nadzieję, że będzie z nich dumna.
- W takim razie jeszcze będziemy w kontakcie co do samego miejsca. Dziękuję, będę bardzo wdzięczna za materiały. Czy jednak sama powinnam coś jeszcze przygotować? - Zastanawiała się, co konkretnie byłoby potrzebne do takiej nauki, zaraz jednak machnęła na to ręką. W sumie skupianie się na tym wcale nie miało największego sensu w tym momencie, bo to tylko czcze rozważania, które nie mogły jej teraz donikąd zaprowadzić. A w końcu mogła mówić o strojach - swojej największej pasji tuż obok eliksirów.
- W takim razie, naniesiemy stosowne poprawki i wtedy zaproszę cię na odpowiednie przymiarki. Jeżeli chcesz, możemy też przejść teraz do sekcji z materiałami - mamy całkiem spory wybór jedwabi, atłasów i satyny. Chociaż jak pewnie wiesz, tutaj zależy też od tego, jaką będziesz mieć maskę. Złoto mogłoby się dobrze komponować, ale może chcesz iść w inne odcienie? - W końcu to Elvira miała być zadowolona z sukni, nie tylko ona. Na pytanie o różdżkę uśmiechnęła się lekko - cóż, odwieczny problem szat bez kieszeni. Posiłkować się trzeba było albo torebką, albo innymi rozwiązaniami. - Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, więc jeżeli schowasz różdżkę pod suknią, nikt nie zauważy. Za to ja często wypróbowuję delikatny pokrowiec na różdżkę przyczepiany do ramienia, bo sprawdza się idealnie przy luźniejszych rękawach.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Restauracja z tarasem
Szybka odpowiedź