Wydarzenia


Ekipa forum
Wyspa Achill
AutorWiadomość
Wyspa Achill [odnośnik]22.04.16 14:58
First topic message reminder :

Wyspa Achill

Wyspa Achill jest jedną z pereł znajdującego się na zachodnim wybrzeżu hrabstwa Mayo. Mugole zdają sobie sprawę z istnienia czterech wiosek na południu wyspy, ale dwie pozostałe, zamieszkane wyłącznie przez czarodziejów, pozostają poza zasięgiem ich wzroku. Ze względu na bogatą florę wyspy, w magicznych osadach można spotkać głównie alchemików pozyskujących stąd rzadkie składniki potrzebne do uwarzenia skomplikowanych eliksirów.
Wśród młodych, śmiałych czarodziejów szczególnie popularna jest wyjątkowo stroma część wybrzeża zwana Klifem Zdobywców. Plotki głoszą, że gdy odłoży się różdżkę na bok i skoczy na główkę do wody, to na samym dnie zatoki odnajdzie się niezwykły skarb. Niebezpieczeństwo stanowią jednak langustniki ladaco, homaropodobne stworzenia żyjące nieopodal wybrzeża; ich ugryzienia są niezwykle niebezpieczne, skutkują bowiem pechem trwającym przez cały tydzień.
Ale kto wie, może jeżeli zdecydujesz się skoczyć, uda ci się wyłowić nagrodę?

1-20 - Złośliwy langustnik kąsa cię w jedną z kostek - wygląda na to, że najbliższy tydzień nie będzie dla ciebie najszczęśliwszy (-5 do wszystkich rzutów do końca fabularnego tygodnia).
21-50 - Coś mieni się złotem i choć z początku wydaje ci się, że to tylko gra świateł, podpływasz bliżej i okazuje się... że to kilka złotych monet! Twoja radość nie trwa jednak długo: po kilku godzinach odkrywasz, że odnaleziony skarb zniknął, będąc tylko złotem Leprokonusów.
51-90 - Na dnie zatoki dostrzegasz niezwykłą roślinę, którą kojarzysz z zamierzchłych zajęć z zielarstwa; nie mylisz się, to skrzeloziele!
91-100 - Wydaje ci się, że tym razem nie dopisało ci szczęście - dostrzegasz tylko kępy wszechobecnych wodorostów. Nie poddajesz się jednak i nurkujesz nieco głębiej, by wkrótce dostrzec Zwierciadło Niechcianej Prawdy jakby czekające na to, aż je wyłowisz.
Lokacja zawiera kości.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wyspa Achill - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wyspa Achill [odnośnik]17.09.16 20:19
Jedno można było powiedzieć o niej z pewnością. Ciężko było ją od czegoś odwieść, ciężko było ją złamać, ciężko było ją stłamsić. Znała swoją wartość choć wiele rzeczy w jej życiu było tylko próbą. Kiedy w coś wierzyła to trwała w tym niemalże do końca. Do upadku wszelkich argumentów. Nie lubiła się poddawać i nie lubiła patrzeć na ludzi, którzy się poddają. Wierzyła, że zawsze jest inne wyjście wystarczy tylko dobrze go poszukać. Jej ojciec zawsze mówił, że ogień w jej żyłach zmienia się w nieustającą determinację. Zawsze widział w niej to czego nie widział nikt inny. Lynn nigdy nie stawiała krzyżyka. Ani na ludziach ani na sytuacjach. Jeżeli to robiła to znaczyło, że straciła wszelkie nadzieje. Bo nikt tak bardzo nie walczył o duszę jak ona. Teraz też chciała walczyć. Nie mogła go zostawić. Nie wiedziała kogo spodziewał się poznać, ale trafił na szlachciankę, która nie przejmowała się odmrożonymi palcami, wodą spływającą po zimnej skórze ani ciemnością. Liczył się efekt. A ten efekt zasługiwał by choć na chwile porzucić wszelkie wyznaczone odgórnie zasady. Zasługiwał na to by postawić wszystko na jedną kartę. Wiedziała, że nie rozumiał dlaczego to robiła. Nie mogła mu też tego wytłumaczyć. Pomimo tego, że nie chodziło o jej mamę, pomimo tego, że to wychodziło daleko poza jej wszelkie kompetencje ona chciała tutaj być. Chciała czegoś więcej niż czterech ścian. Ale wiedziała, że nie jest to proste. Zrozumienie jej bezinteresowności. Czystych pobudek. Wpatrywała się w mężczyznę czekając… na cokolwiek. Chciała, żeby powiedział cokolwiek. W pierwszej chwili myślała, że naprawdę odeśle ją do domu. Tylko, że nawet jeśli by jej to powiedział ona by mu nie uwierzyła. Nie wierzyła w to, że wolał zostać tu sam, nie wierzyła w to, że jej nie potrzebował. To była właśnie ta naiwna część jej egzystencji. Jeżeli nie chciała kolejny raz czuć osuwający się jej grunt pod nogami to powinna zacząć wierzyć, że nie wszyscy na świecie potrzebują jej pomocy. Tkwiła tak szukając w nim jakiegoś potwierdzenia. Zwykłego skinienia głową. Powiedź. Powiedź. Powiedź coś. Musiał widzieć tę prośbę w jej oczach. Słysząc słowa wydobywające się z jego ust przymknęła oczy, a po chwili uśmiechnęła się. Tak po prostu. Szczerze. Tak jakby to w ogóle się nie wydarzyło. Jakby jeszcze sekundę wcześniej nie czuła ogarniającej jej złości. Odgarnęła spływającą po nosie krople wody. Nie zobaczyła jak odwraca od niej wzrok bo w tym samym momencie odwróciła się w stronę korytarzy. Czuła dziwny przypływ energii. Jakby fakt przeszukiwania kolejnych jaskiń wcale nie był ponurą wizją. - Myślę, że powinniśmy zostawić boczne jaskinie na koniec. Raczej mało możliwe jest by to tam ktoś ukrył ciało. Ziemia tam jest utwardzona i ktoś musiałby się naprawdę napracować, żeby kogoś zakopać. A w tych wewnętrznych ziemia jest lekka. Zobacz. - powiedziała wbijając palce w ziemię. - Może powinniśmy się rozdzielić? -zapytała choć nie wierzyła, że mężczyzna pozwoli jej pójść samej. Dla niej to nie był problem. Miała przy sobie różdżkę, a jaskinie były zaraz obok siebie. Odwróciła się w stronę mężczyzny. - Morgo… pójdzie nam o wiele sprawniej. - dodała całkowicie poważnie.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Wyspa Achill - Page 3 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Wyspa Achill [odnośnik]17.09.16 23:12
Morgoth nie miał zamiaru mówić tego, co jej powiedział. Teraz. Wcześniej, gdy stali na górze klifu. Nie mógł się jednak powstrzymać. Długo walczył ze sobą w tej chwili zamyślenia, która trwała zdecydowanie za krótko i za długo jednocześnie. Zastanawiał się czy gdyby poznali się w innych okolicznościach, doceniłby jej towarzystwo w równym stopniu co teraz. Czy w ogóle mieliby szansę dostrzeżenia swoich innych twarzy? Yaxley nie bywał na nikogo tak otwarty. Dla nikogo obcego. Dla nikogo z kim łączyła go więź krwi. Zupełnie jakby miał to wpisane w genach i tym się kierował w życiu. Przy niej jednak nie dało się zachować dystansu, który powinien im towarzyszyć przy każdym spotkaniu. Dawny Morgo nigdy nie złapałby obcej kobiety za rękę. Nawet z Majesty przychodziło mu to z dziwnym oporem. Nikogo też nie dopuściłby tak blisko do swojego jednego z cenniejszych skarbów - do swojej matki. Nie przyszedłby też do domu niezamężnej kobiety w pojedynkę. Nie wciągnąłby ją w łamanie prawa. Jakby obie pomyśleć, z Lucindą u boku złamał wszystkie swoje zasady, jakie posiadał. Mógł sobie tłumaczyć, że to ze względu na poważną sytuację. Że to wina klątwy, naszyjnika, Oktawiana, ale tak naprawdę za tymi wszystkimi czynami nie stał Parkinson. Nie kazał mu tego robić. Nie kazał, a to że on wybrali taką drogę, było tylko i wyłącznie ich wolą. Więc Morgoth zrobił to, bo chciał. Zdawał sobie z tego sprawę, chociaż nie chciał się do tego przyznać. A przynajmniej jeszcze nie teraz. Nie okłamywał nikogo. A tym bardziej samego siebie, dlatego prawda prędzej czy później miała w niego uderzyć z mniejszą lub większą siłą. Zależało to od tego jak bardzo chciał się jej opierać. Nie był taki jak Lynn. Jeśli ktoś raz utracił jego zaufanie, tracił je na zawsze. Jednak trzeba było sobie na to zasłużyć. Znaczyło to że był okrutny? Czy jeśli dowiedziałaby się o nim tych rzeczy... Okrutnych rzeczy dalej chciałaby z nim tu być? Dalej wpatrywałaby się w niego w niemej prośbie? Tkwiła z nim ramię w ramię? Dlatego też musiał odwrócić spojrzenie. Wydawało mu się, że jeśli jeszcze chwilę będzie to trwało, wypłynie z niego to wszystko, a nie chciał tego pokazywać. Nie chciał robić też czegoś, czego by później żałował. Żałował, że ją stracił. Chociaż nigdy tak naprawdę nie trwali w mówionym sojuszu, odczuwało się to z dość dużą mocą. A przynajmniej on to tak odczuwał.
Odwrócił się na jej słowa, słysząc zupełną zmianę w tonie głosu Lynn. Słuchał tego co mówiła, podchodząc i stając zaraz obok niej. Obserwował też jej zachowanie, które zaczynało przypominać tropienie smoków. Chociaż nie był łowcą, odszukanie uciekających stworzeń było jednym z jego zadań. Przypomniał sobie styczniowe spotkanie z największym z okazów, który został jego podopiecznym.
- Nie możemy się rozdzielić - odpowiedział twardo z początku, jednak słysząc jej prośbę zawahał się. Jednak tylko przez chwilę. - Nie puszczę cię. Przecież wiesz - dodał ciszej. Tak cicho, że jego głos został zagłuszony przez wiatr wiejący w szczelinach skał. Lynn jednak postanowiła za niego. Nie miał wyjścia, więc powiedział, łapiąc ją za łokieć, gdy odwracała się do niego plecami. - Jak coś zobaczysz, cokolwiek, wychodzisz i czekasz na mnie. Rozumiesz?
Bez bohaterstwa.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Wyspa Achill [odnośnik]18.09.16 12:08
Nie wiedziała kiedy wszystkie zasady jakimi powinna się kierować straciły jakikolwiek sens. Już od samego początku podświadomość dawała jej do zrozumienia, że może więcej. W dzieciństwie po wszystkich naukach wolała spędzać czas z ojcem na wędrówkach po ziemiach należących do jej rodziny niż towarzyszyć matce przy przeglądaniu prasy. W Hogwarcie nie nie miała oporów przed wymykaniem się z dormitorium by poznać wszelkie tajemnice i zagadki tego miejsca. Nie dostosowywała się do zasad sztywno określających to z kim powinna się przyjaźnić, a kogo nienawidzić. W końcu u niej każdy miał czystą kartkę. Ignorowała fakt, że szlachcianka powinna więcej czasu spędzać w towarzystwie innych szlachcianek, a nie szlachciców. Tylko co jeśli dogadywanie z płcią piękną przychodziło jej z trudnością? Nie wiedziała czy jej rodzice po prostu przymykają na to oko czy zwyczajnie była tak dobrą aktorką, ale gdzieś umykał jej fakt, że może więcej niż inni. Nie doceniała tego dopóki nie weszła w wiek, w którym czegoś od niej wymagano. Dlatego dopiero wyprawy pokazały jej, że zasady nadane odgórnie nie mają sensu. Tam nikt nie patrzył na to co wypada, a czego nie. Nie było podziału na płeć słabą i silną. Jeżeli przeżyłeś to znaczy, że byłeś na to gotowy. Lynn często miała więcej szczęścia niż rozumu. Dlatego też łamanie zasad w towarzystwie Morgo nie było dla niej aż tak dosadne. Oczywiście czasami miała wrażenie, że powinna się ugryźć w język, albo nie pozwalać sobie na te wszystkie gesty względem niego, ale to było naturalne. Nie mogła stłamsić tej naturalności nawet jakby chciała. A nie chciała. I ten fakt z jednej strony trochę ją przerażał, a z drugiej dodawał skrzydeł. Ciężko było ufać, kiedy jeszcze niedawno ktoś twoje zaufanie wykorzystał. Ciężko było być sobą, kiedy ktoś tego nie docenił. A jednak… przychodziło jej to w sposób tak naturalny, że aż zadziwiający. Wiedziała, że się sprzeciwi. Może myślał, że sobie nie poradzi, może naprawdę nie wybaczyłby sobie gdyby coś jej się stało, a on nie mógłby jej pomóc. Ale ona znała swoje możliwości i gdyby naprawdę uważała, że to nie jest racjonalne wyjście to by tego nie zaproponowała. Mógł się opierać, ale dobrze wiedział, że nie mogli już zwlekać. Nie mogli pozwolić sobie na kolejne błądzenie po korytarzach. Zdecydowała. I za niego i za nią. Odwróciła się w jego stronę i pokiwała głową. - Nie martw się. Poradzę sobie. - powiedziała i bez ociągania ruszyła w stronę jednego z korytarzy. Ciemność oplotła ją z każdej strony. Jedynie ciche uderzenia kropli wody o skalną powierzchnię przypominały jej o tym gdzie się znajduje. Ruchem różdżki rozświetliła pomieszczenie. Nie to nie była ta jaskinia. Osadzona zbyt blisko zbocza. Podczas przypływu była wymywana całkowicie. Wystarczyło spojrzeć na grubą warstwę soli osadzoną na ścianach przy wejściu. Cofnęła się do wyjścia i weszła do kolejnej jaskini. Dotknęła ręką ziemi. Nic. To też nie było to.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Wyspa Achill - Page 3 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Wyspa Achill [odnośnik]18.09.16 13:15
Odprowadził ją wzrokiem tak długo, aż nie zniknęła za zakrętem. Wpatrywał się w łunę światła, które dochodziło z końca jej różdżki i padało na nierówne skalne ściany. Nie chciał jej zostawiać, jednak wnętrze kazało mu iść naprzód. Odwrócił się, więc i poszedł dalej w stronę następnej jaskini. Po piątej z kolei wyczuł, że coś było inaczej. Jaskinia była zamieszkana, jednak nie przez człowieka. Z różdżką w pogotowiu, odetchnął. Zostawiając za plecami wschodzący księżyc i wyspę, Rycerz wkroczył do pieczary, gdzie obojętnie na porę dnia, panowała nieprzenikniona ciemność. Morgoth szedł przed siebie pewnie, nie zważając na to, że stąpał po kościach poprzednich śmiałków, którzy odważyli się tam zajrzeć. Zwierzęce truchła walały się gdzieniegdzie. Zamieszkujące nadmorskie jaskinie czworonożne stworzenia atakowały każdą żywą istotę. Jedynym znanym sposobem na uniknięcie bycia zaatakowanym, było posiadanie gruczołu zapachowego zdobytego z truchła martwego pajęczaka. Jednak Yaxley tego nie potrzebował. Wyczuł za sobą delikatne drganie słabej magii, jednak zignorował to. Wiedział, że zwierzęta podążają jego tropem i czekają tylko, aż zbierze się ich odpowiedni ilość. Po kilku minutach stanął, a ciche odgłosy nóżek również ucichły. Jednak tylko na moment, bo nagle zewsząd zaczęły atakować go przypominające pająki, białe potwory. Sięgały mu kolan. Morgoth był na to gotowy. Grota rozjaśniła się czerwonym blaskiem, gdy wywołał ogień, zabijając kolejno każde zwierzę, które zbliżyło się do niego na bliższy dystans niż wyciągnięcie ręki. Te które zdążyły uciec przeżyły i nie zbliżały się do nieznajomego, który ruszył w głąb jaskini. Ta unikalna pieczara, która znajdowała się niedaleko lokalnej wioski czarodziejów nie była raczej dość często odwiedzana pomimo że wewnątrz można było znaleźć wiele interesujących roślin. Jednak nie one interesowały młodego opiekuna smoków. Cały kompleks jaskini składał się z sieci grot i korytarzy oraz posiadała kilka odrębnych wejść w różnych miejscach zlokalizowanych na równinach. Im głębiej szedł, tym czuł pod skórą większe skupisko energii. Przyciągała go, wiązała go, jednoczyła z pierwotną magią. Po raz ostatni zamachnął różdżką na samca tego obrzydliwego gatunku flory, po czym wyłączył znowu przywołał lumus. Słysząc swój oddech, stanął przed głazem, który mógł wydawać się zwykłą skałą. Jednak coś było nie tak. Wyglądał jak przesunięty, zasłaniający przejście dalej. Morgoth wyciągnął rękę i mruknął zaklęcie. Analogicznie do jego ruchów głaz odsunął się i po chwili skurczył w sobie, by rozpaść się na miliony kawałków. Mężczyzna wszedł do znajdującej się za nim ukrytej części pieczary i stanął na jej środku. Uśmiechnął się do siebie. Wejście do podziemnego jeziora stało przed nim otworem. Rozejrzał się, jednak początkowo nie znalazł nic ciekawego. Nie miał pojęcia jak daleko rozciągało się jezioro. Na szczęście swobodnie można było się tam poruszać. Szedł jakiś czas, gdy usłyszał trzask. Zatrzymał się, nasłuchując i patrząc przed siebie. W oddali zobaczył lekką łunę światła od ogniska. Zagryzł dolną wargę. Chciał podejść bliżej, ale wiedział, że Lynn by mu tego nie wybaczyła. Zamknął oczy i przekazał wiadomość, wysyłając jej swojego patronusa. Obserwował jak jaguar znika tam, skąd właśnie przyszedł. Musiał czekać, chociaż powstrzymywanie się było mordęgą.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Wyspa Achill [odnośnik]18.09.16 14:03
Lynn była zaskoczona różnorodnością jaskiń. Pomimo tego, że powstały na formacji tej samej skały to każda z nich różniła się od pozostałych w sposób znaczący. Wiedziała, że musi skupić się na szukaniu śladów Oktawiana, ale nie mogła zignorować wyjątkowości tego miejsca. Była poszukiwaczem artefaktów. Takie miejsca przemawiały do niej własnym głosem. W takich miejscach czuła się lepiej niż w towarzystwie ludzi. A przynajmniej tych obcych. Mogła znaleźć tu wiele, ale z całą pewnością nie mogła znaleźć tu ludzkich szczątków. W jednej z jaskiń natknęła się na ślady butów. Myślała, że natknęła się na poszlakę, ale ślady urywały się przy tafli wody. Lynn wyszła z jaskini i stojąc nad taflą spojrzała na rozciągającą się ciemność. Księżyc odbijał się w tafli i gdyby nie ruchy fal mogłaby pomyśleć, że stoi na brzegu nieba. Z zawieszenia wyrwał ją blask niebieskiego światła wydobywający się z tafli wody pod jej nogami. Zgasiła różdżkę chcąc dokładnie przyjrzeć się światłu. Mimowolnie zrobiła krok w tył gdy światło zaczęło nabierać kształtów. Jednak patronus zaraz zniknął by po paru minutach pojawić się już w jaskini. Zdziwiona przenosiła wzrok z tafli wody na patronusa. Wiedziała co to oznacza. Morgo znalazł to czego szukali. Lynn też szybko dodała dwa do dwóch. Kroki urywały się przy tafli, bo pod tą jaskinią była kolejna. Zapaliła różdżkę i skinęła w stronę patronusa. Kiedy ten ruszył ona poszła za nim. Grota okazała się być przesiąknięta magią. Lynn potrafiła ją wyczuć. Nie była jednak pewna czy to magia tego miejsca czy ta pozostawiona przez Morgo. Po drodze czuła na sobie czyjś wzrok, ale z różdżką w dłoni starała się omijać spalone ciała zwierząt, które prawdopodobnie wcześniej zaatakowały młodego Yaxleya. Obecność patronusa skutecznie odganiała zbliżające się do niej stworzenia. Czuła, że nie jest normalne miejsce. Na pewno nie było ono stworzone przez naturę. Zbyt duże skupisko magii zdradzało, że jakiś czarodziej stworzył to miejsce. Tylko po co? By się ukryć? Ktoś tak potężny nie potrzebował się ukrywać w podziemnej grocie. Z każdym krokiem upewniała się w przekonaniu, że to jest miejsce, którego szukali. Nic dziwnego, że wcześniej nie mogli go znaleźć. Było bardzo dobrze ukryte, a ciekawscy kończyli jako pożywienie dla pilnujących tego miejsca zwierząt. Widząc odsłonięte przejście zawahała się. Dotknęła ręką skalnego przejścia. Ku zaskoczeniu blondynki skała była sucha. Serce zaczęło jej szybciej bić w piersi. Przeszła przez przejście i na chwile zaprało jej dech w piersiach. Ciemna tafla wody odbijająca utwardzone w suficie skały, szum przepływającej wody, małe światło rozchodzące się po całej grocie. Nigdy nie widziała czegoś podobnego. Kucnęła przy tafli wody i dotknęła jej dłonią. Miała wrażenie, że ta woła do niej. Ciepła i orzeźwiająca za razem. Patronus, który czekał aż kobieta ruszy w stronę jaką jej pokazywał jakby się niecierpliwił. Miał racje. Szkoda było czasu na jej zachwyty. Jednak nie mogła tego zignorować. Nie mogła. Widząc stojącą nieopodal sylwetkę uśmiechnęła się. To było to miejsce. Dopiero kiedy stanęła obok niego zobaczyła iskrzący się ogień. Ktoś tam był. - Oktawian? - zapytała szeptem. Ale wiedząc, że mężczyzna nie będzie bawił się w domysły, a sprawdzi ten fakt chwyciła go za rękę zmuszając tym by na nią spojrzał. - Pamiętaj, że musimy się dowiedzieć kto rzucił klątwę. Nie możesz zrobić nic zanim się tego nie dowiemy. - przypomniała. Doskonale wiedziała, że zemsta bywała kusząca, ale czasami trzeba było się wstrzymać by nie stracić jednej okazji na dowiedzenie się prawdy.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Wyspa Achill - Page 3 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Wyspa Achill [odnośnik]18.09.16 14:57
Morgoth odetchnął wolno, gdy nikłe błękitne światło jaguara zniknęło wśród ciemności, a on znowu został sam. Z Oktawianem lub kimś innym kilkadziesiąt metrów przed nim. Bo fakt że był to człowiek, nie ulegał wątpliwości. Musiał czekać. Odwrócił się, by plecami oprzeć o chłodną i mokrą skałę i zjechać w dół, by przysiąść na ziemi. Nie zamierzał już zwracać uwagi na zimno. Nie czuł go, bo serce waliło mu dość mocno. Nie wiedział czy to przez odgonienie okropnych stworzeń, odkrycie jaskini i siedzącego w niej człowieka... Czy może wszystko na raz? Odchylił głowę i oparł ją o kamień za plecami, próbując uspokoić oddech. Zdał sobie sprawę, że się bał. Nie czuł tego wcześniej podczas walki, ale w tej chwili spokoju... Nie wiedział, kiedy poczuł obecność Lynn. Zobaczył jej postać, gdy podążała za jego jaguarem. Niebieski kot z łatwością przeskakiwał ze skały na skałę, odwracając się co chwila, by zobaczyć, czy kobieta za nim idzie. Morgoth uśmiechnął się delikatnie na ten widok. Coś w tej sytuacji go rozczuliło i na chwilę zapomniał, że znajduje się w jaskini. Potem podeszła do niego, wcześniej zauważając łunę ognia. Patronus w międzyczasie rozmył się w powietrzu. Gdy spytała czy to naprawdę Oktawian, spojrzał na nią spojrzeniem mówiącym, że nie ma innej możliwości. Chyba sądziła, że zaraz pójdzie na niego z różdżką, bo złapała go za ramię, zmuszając, by skupił się przez chwilę na niej. Morgoth nie miał jednak takiego zamiaru. Zerknął na jej dłoń, zaciśniętą na jego przegubie, po czym spokojnie zsunął ją ze swojego nadgarstka. O dziwo naprawdę był opanowany, chociaż wcześniej chętnie zniszczyłby każdego kto zagroziłby jego rodzinie. Teraz czuł się bardzo pewnie. Możliwe że była to dziwna stara magia zaklęta w tym miejscu, która dodawała mu siły. Nic nie powiedział tylko po prostu patrzył. Trwali tak przez chwilę, aż zabrał głos, odwracając twarz w inną stronę.
- Nie odchodziłby daleko od jedynej rzeczy, która go tu utrzymuje - odparł jej, nie mogąc oderwać spojrzenia od łuny światła, którą dawało ognisko. - Musimy je zlokalizować, a gdy się to uda... Zniszczymy, pozbywając się go na zawsze. Jego i tego przeklętego naszyjnika.
Nie było innego wyjścia. Nie mogli już dłużej czekać. On podjął już decyzję i miał nadzieję, że Lynn nie będzie się sprzeciwiać tylko to zaakceptuje.
- Nie pokazuj się. Jedno z nas musi go zająć, gdy drugie będzie szukało ciała. Ono tu jest - dodał nieco ciszej, jednak nie mniej przekonująco. Zanim się rozdzielili, przesunął dłoń, by złapać ją za rękę. Lekko uścisnął, nie patrząc w jej stronę i zaczął iść przed siebie. W kierunku ognia i w kierunku Oktawiana Parkinsona.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Wyspa Achill [odnośnik]18.09.16 20:59
Przez dwa dni Lynn starała się sobie wyobrazić konfrontacje z Oktawianem. Gdzieś w jej podświadomości rysował się obraz mężczyzny. Może szalonego, może pochłoniętego przez magię, może zagubionego w świecie, którego już od dawna nie rozumiał. Jednak nie mogła sobie wyobrazić żadnej reakcji na ich obecność. Nie mogła sobie wyobrazić tego co chciał zrobić Morgo. Wszystko tutaj było zaskakujące i wszelkie wcześniejsze przewidywania wyparowały jej z głowy. Martwiła się. Martwiła się, że nie doceniają wielkiej magii jaką ktoś włożył w przywołanie Oktawiana do życia. Martwiła się widząc magię jaka była potrzebna do stworzenia tej jaskini. Martwiła się, że mogą sobie nie poradzić. Mało tego, że widzą się ostatni raz. Pomyślała sobie o wszystkich rzeczach jakie mogłaby mu teraz powiedzieć. Tylko czy to miało jakiekolwiek znaczenie?  Nie liczyły się słowa. Liczył się efekt. Nic nie powiedziała. Skinęła głową. Wiedziała, że Morgo musi skonfrontować się z oprawcą jego matki. Wiedziała, że liczył na nią w tym momencie bardziej niż kiedykolwiek. Musiała znaleźć miejsce pochówku Parkinsona. I skończyć to wszystko. Skończyć coś co nigdy nie powinno się rozpocząć. Zanim jednak zaczęła rozglądać się za tym miejscem utkwiła wzrok w Yaxleyu. Z tego miejsca było wszystko idealnie widać. Spojrzała na podnoszącego się z ziemi mężczyznę. Na twarzy Oktawiana rysował się szok. Tak jakby patrząc na Morgo widział ducha przeszłości. I tak właśnie pewnie było. - Leon? - dało się słyszeć z ust Parkinsona. Lynn na początku nie rozumiała. Dopiero po chwili stanął jej przed oczami dzień, w którym lady Yaxley opowiedziała im historię o Parkinsonie i pojedynku. Już wiedziała o kim mężczyzna mówił. Czy młody Yaxley był aż tak podobny do swojego ojca? Widząc, że Morgo chyba też jest w lekkim szoku słysząc imię swojego ojca ruszyła. To ją ocuciło. Nie mieli przecież dużo czasu. Rozejrzała się w poszukiwaniu jakiejkolwiek poszlaki. Rozkopanej ziemi, figury, tablicy z informacją. I choć wiedziała, że na pewno nie będzie to takie proste to jej wzrok nie mógł zignorować prostoty. - Nie. Nie. Nie. To nie Ty. Wiem, że nie. On mi powiedział. Za dużo lat minęło. Ale… wyglądasz prawie jak on. - usłyszała z ust Oktawiana. Zastanawiała się co słysząc to pomyślał sobie Morgo. Co pomyślałaby sobie Lynn? Pewnie będąc na jego miejscu… nie chciałaby, żeby w jakikolwiek sposób wspominał o jej rodzinie. Nie po tych wszystkich cierpieniach. Niezauważona zbliżyła się do nich. Wiadome było, że Oktawian pilnował jednej rzeczy przypominającej o jego dawnym życiu. Swoich szczątków. Musiało to być blisko. I wtedy zobaczyła rosnący na usypanym kopcu piachu ostrokrzew. Nie było szans by w takim miejscu, dodatkowo na piachu urósł tak dorodny krzew. Ale na zewnątrz? W ich klimacie? Tutaj na wyspie? Tak to było całkiem możliwe. Co jeśli ktoś tworząc to miejsce przeniósł wszystko z czym Oktawian był związany? Co jeśli rósł on na jego grobie zanim ktoś zwrócił mu życie. Musiała to sprawdzić.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Wyspa Achill - Page 3 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Wyspa Achill [odnośnik]18.09.16 22:02
Wiadome było, że wyobrażał sobie jak to będzie. Im był bliżej tej konfrontacji, tym więcej myśli kołatało mu się po głowie, każda krzyczała o swoje pięć minut, podsuwając mu co raz gorsze i okrutniejsze scenariusze. Co chciał, co zamierzał zrobić? Co tak naprawdę czuł? Była to nienawiść, żądza sprawiedliwości? Na pewno nie kierowała jego krokami w tej chwili miłość do matki. Ją ukrył głęboko w sercu, bojąc się, że jeśli nawet o niej pomyśli w jego obecności, Beatrice znowu straci siły, a koszmar z końca grudnia wróci. Dlatego właśnie myślał jedynie o tym, by dostać się do człowieka siedzącego przy ogniu. Człowieka, którego nie powinno tu być. Nikt nie powinien przywracać duchom materialności. Nikt nie powinien posługiwać się taką magią. Nikt nie powinien mieć takiej mocy. Nikt nie powinien krzywdzić jego matki. Czuł pod nogami śliskie kamienie, które dosłownie jakby sączyły z wnętrza wodą. Parę razy musiał się podeprzeć dłonią, której wnętrze nieprzyjemnie było haratane przez ostre krawędzie skał, jednak nie zwracał na to uwagi. Im bliżej ogniska i Parkinsona był, tym jego dziwne zaślepienie wzrastało i nie czuł bólu. Zupełnie jakby wymazał z umysłu wszystko i wszystkich i został jedynie on i Oktawian. Oprawca i nadchodząca sprawiedliwość. Ciemność powoli ustępowała miejsca jasności, a Morgoth w końcu stanął za plecami przygarbionego i siedzącego przy płomieniu człowieka. Ten usłyszał za sobą postać i drgnął, podnosząc się i patrząc na nieznajomego, który wtargnął do jego jaskini. Jego początkowe zaskoczenie zmieniło się w niedowierzanie. Parkinson wyglądał jakby zobaczył ducha, co było ironiczne zważywszy na to, że niedawno sam nim był. Yaxley spodziewał się wszystkiego. Rzucanych zaklęć, śmiechu, nagrywania się. Zamiast tego usłyszał, coś czego nigdy nie spodziewał się tutaj usłyszeć. Imię jego ojca. Leon. Zawahał się, bo po prostu reakcja Oktawiana zupełnie wytrąciła go z równowagi. Nie zmieniło to jego uczuć czy zamiarów. Po prostu odgórne znieruchomienie. Nie trwało jednak ono zbyt długo, gdy Oktawian znowu się odezwał i tym samym ocucił młodego opiekuna smoków, równocześnie kopiąc pod sobą dołek, z którego już nie miał wyjść.
- Morgoth - powiedział w końcu zimno i gdyby nie rosnący w nim gniew, przeraziłby się sam swoim głosem. Jednak nie obchodziło go już nic. Tylko Parkinson - człowiek przez którego cierpiała jego matka. Przez którego cierpiał jego ojciec, siostra... A on nie mógł z tym nic zrobić. - Beatrice - kontynuował. Lynn na chwilę wyleciała mu z głowy, chociaż zdawał sobie sprawę, że tam była. Emocje, które mu towarzyszyły były jednak tak silne, że przyćmiły mu całą resztę. Był ślepy na wszystko poza Oktawianem. Tylko poza nim. - Leon. Była w ciąży, gdy przyszedłeś pod ich dom. Darował ci życie, przeżyłeś dzięki niej.
- Nie powinieneś tu być, Leon... Nie powinieneś... Mówił... - mieszał się Parkinson, chociaż dało się wyczuć, że pozostawał świadomy. Nie mógł się pogodzić chyba z tym, że zobaczył odbicie młodego nestora rodu Yaxley'ów. Morgoth zawsze słyszał, że urodę odziedziczył po matce. Jednak czy to była prawda?
- Miała dziecko! - krzyknął w końcu, zwracając uwagę mężczyzny. - Syna - dodał ciszej, jednak dalej słychać było grobowe warczenie, które wcześniej słyszał jedynie u swojego ojca. Morgoth zrobił krok w stronę ogniska, wchodząc w krąg światła. - A potem córkę. Zapomniała o tobie i przez to zesłałeś na nią cierpienie.
Oktawian chciał coś powiedzieć, ale Morgoth nie chciał go słuchać. Nie zamierzał pozwolić, by cokolwiek jeszcze wylazło z jego ust. Jednym ruchem przywołał różdżkę, która znalazła się w jego dłoni, a jej koniec został wymierzony w szyję tego, którego nie powinno tu być. Ponad ramieniem Parkinsona Yaxley dostrzegł Lynn i zmieszał się. Dostrzegł to Oktawian i wykorzystał. Był szybki. Diabelnie szybki. Rzucił zaklęcie w stronę Lucindy, która zbliżyła się za blisko tego, czego pilnował. Morgoth zdążył jedynie posłać Mobilicorpusa do kobiety i zepchnąć ją z drogi lecącemu zaklęciu. Kosztowało go to utracenie pozycji i odsłonięcie się na zranienia.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Wyspa Achill [odnośnik]18.09.16 22:50
Coś w tym wszystkim jej nie pasowało. Coś nie pasowało jej w zachowaniu Oktawiana. Może to dlatego, że nie potrafiła patrzeć na ludzi pod jednym kątem. Może to dlatego, że zawsze doszukiwała się w nich czegoś więcej. Nie mogła zrozumieć dlaczego Oktawian po odzyskaniu ciała tutaj został. Mógł zabrać swoje szczątki, ukryć je i zacząć znowu żyć. Gdyby mu na tym zależało to tak właśnie by postąpił. Jednak on wybrał ogień zamiast jasności dnia i zimną grotę zamiast ciepłego łóżka. Nie wyglądał na człowieka pragnącego zemsty, nie wyglądał na kogoś pałającego czarną magią. Na pewno nie wyglądał na czarodzieja, który mógł to wszystko stworzyć. Zdziwienie jakie malowało się na jego twarzy i słowa wypadające z jego ust niczym plątanina pojedynczych liter. To wszystko wskazywało na to, że mężczyzna był tutaj sam. Zamknięty niczym więzień. Niczym jego oprawca w Azkabanie. Tylko przed czym lub za co? Czy w imię czego? Dlaczego postanowił tutaj zostać? Wsłuchała się w słowa mężczyzn szukając w międzyczasie przejścia do ostrokrzewu. Wiedziała, że to jej się nie uda. Na pewno nie teraz kiedy choć nadal zaskoczony to jednak wciąż skupiony Oktawian starał się zrozumieć to co właśnie miało miejsce. Przed sobą widział ciągle twarz przed laty znanego Yaxleya. Blondynka zatrzymała się chcąc usłyszeć co ten ma mu do powiedzenia, ale Morgo nie miał zamiaru dać mu tej szansy. Widząc jak mężczyzna wyciąga rękę w stronę Parkinsona zrobiła krok do przodu. Co chciała zrobić? Wyrwać mu różdżkę? Wiedziała, że nie może mu pozwolić zabić Oktawiana zanim dowiedzą się prawdy. Zaskoczony tym, że Lynn znajduje się tak blisko jego jedynej kotwicy z tym światem skierował w nią zaklęcie. Chciała w tym samym momencie rzucić niewerbalne protego, ale czuła, że tak czy tak by nie zdążyła. Uchroniona przez zaklęcie Morgo szybko złapała równowagę i nie czekając na kolejną wymianę zaklęć krzyknęła. - Nie! - i choć nie miała pojęcia czy zyska uwagę Parkinsona choć na chwile zaczęła mówić dalej. - Nie po to tutaj przyszliśmy – powiedziała kierując wzrok na Morgo. Grała na czas. Co chciała mu powiedzieć? Wróciła spojrzeniem do mężczyzny. - Oktawianie… ten młody mężczyzna to nie jest Leon Yaxley. To Morgoth. Jego syn. - zrobiła krok w stronę mężczyzny mając nadzieje, że Morgo jej ufa na tyle by jej na to pozwolić. - To także syn Beatrice. Kobiety którą przed laty kochałeś. Kobiety, która przez Ciebie cierpiała. Wiesz o tym prawda? - zapytała szukając w nim czegoś złego. Czegokolwiek prócz zagubienia. Ale nie mogła tego znaleźć. - Beatrice – powtórzył jakby pod wpływem uroku Parkinson. - Tak. Rzuciłeś klątwę na naszyjnik. Wysłałeś go jej. Ona niemalże tego nie przeżyła. - zdania jakie kierowała w stronę mężczyzny były krótkie niczym skierowana do umysłu dziecka. Miała właśnie takie wrażenie. Jakby rozmawiała z dzieckiem. - Nie. Nie. Nie. To nie ja. To nie ja wysłałem. Ja tylko chciałem, żeby była ze mną… moja. Tylko moja. - coś w zachowaniu tego mężczyzny ją przekonywało. Nikt nie powiedział, że zza światów sprowadza się tego samego człowieka. Minęło tyle lat. A on niczym lalka pociągana za sznurek powtarzał modlitwy. - Wiesz, że to nie jest życie. Wiesz, że nie powinieneś żyć i wiesz, że dopilnujemy tego byś wrócił tam gdzie być powinieneś. Ale musisz coś zrobić. Musisz nam powiedzieć kto za tym stoi. Musisz nam powiedzieć kto sprawił, że Beatrice cierpiała. - to jakby obudziło mężczyznę. Zrobił krok w stronę blondynki, a potem przeniósł wzrok na Yaxleya. - Nie. Nic nie muszę. On i tak mnie zabije. Jeśli nie Wy to on. On na pewno to zrobi. - niczym z przerażenia skulił się. Powtarzane jak w amoku „on na pewno” miało ją prześladować przez następne dni. - Oktawianie. Uwierz mi, że potrafię sobie wyobrazić co czujesz. Wiem jak to jest cierpieć z miłości i wiem, że nic nie leczy lepiej takich ran niż czas. Wiem, że Tobie nie było dane móc się uleczyć, ale zaklinam Cię jeśli choć trochę ją kochałeś. Jeśli chciałeś dla niej szczęścia… powiedz nam kto to zrobił. Powiedz nam by już nie cierpiała. - wypowiedziała te słowa na jednym oddechu. Patrzyła w Oktawiana nie będąc w stanie spojrzeć ani na otaczającą ich jaskinie ani na Yaxleya. Po prostu nie mogła.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy


Ostatnio zmieniony przez Lucinda Selwyn dnia 18.09.16 23:38, w całości zmieniany 1 raz
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Wyspa Achill - Page 3 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Wyspa Achill [odnośnik]18.09.16 23:33
Nie chciał go zabijać. A przynajmniej nie wtedy, gdy wyciągał różdżkę. Teraz chciał, żeby Lynn zniknęła. Nie chciał, żeby tu była. Może i przesadzał, ale serce podskoczyło mu do gardła na samą myśl, co by się stało, gdyby mu się nie udało. Gdyby nie zdążył jej odepchnąć. Zaraz jednak Oktawian odwrócił się w jego stronę i uderzył go ręką, prosto w klatkę piersiową. Morgothowi odebrało na chwilę dech, gdy poczuł o wiele więcej bólu niż się spodziewał. Parkinson nawet jak powracającego zza grobu był silnie zbudowany. Chociaż nie uderzył na tyle mocno, by stracił równowagę. Cofnął się o krok, jednak zaraz zamachnął nadgarstkiem, by przerzucić sobie drewno w lewą dłoń, złapać porządniej różdżkę i nie rzucić zaklęcia - prawa pięść uderzyła w policzek Oktawiana, a druga w tym samym czasie chciała wyczarować smugę kolorowego zaklęcia. Jego przeciwnik również nie wyglądał na zbytnio przejętego całym zajściem, bo również szykował się do kontrataku, gdy całą jaskinię przeszył krzyk Lynn. Obaj zastygli w bezruchu, trzymając jeden drugiego za ubranie z czarodziejską bronią podetkniętą pod podbródek czy wepchniętą pod żebra. Spojrzenie obu mężczyzn skupiło się na postaci czarownicy, jednak to na Morgo zatrzymała na chwilę wzrok. Patrzył na nią, nie wiedząc, co się dzieje, ale równocześnie niemo krzycząc, by przestała. Co ona robiła?! Mówiła dalej i zbliżała się do nich. Gdy wymówiła imię jego ojca, parkinson go puścił, odpychając kawałek dalej, a on nie został mu dłużny. Mimo że opuścił różdżkę, dalej miał ją w pogotowiu. Lucinda miała plan, jednak nie wciągnęła go w niego. Czuł się przez to niepewnie, chociaż jego rola nie była doprecyzowana od samego początku misji. Czy to właśnie o to chodziło? Że Selwyn była tam bardziej na miejscu niż on sam? Oktawian spojrzał na niego, próbując jakby pojąć to, co mówiła. Że nie był swoim ojcem. Był synem swojego ojca. Zacisnął szczękę, ale pozwolił jej działać. Jeszcze. Chociaż musiała być szalona, żeby w ogóle wymyślić takie rozwiązanie. Rozwiązanie, które było zupełnie inne od tego, co znał. Lynn też nie przypominała żadnej ze swoich rówieśniczek. Dobrocią była jak jego matka, ale uwielbieniem do wolności jak Majesty. Stanowiło to niebezpieczną mieszkankę. Wiedziała jak bardzo? Oktawian gadał jak szalony o kimś jeszcze, ale Morgoth nie mógł skupić się na jego słowach. Nienawidził go. A z każdą chwilą ten gniew wzrastał. Trząsł się, chociaż jego ciało nie drgnęło. Zareagował dopiero, gdy głos ponownie zabrała Luci. Uwierz mi, że potrafię sobie wyobrazić co czujesz. Wiem jak to jest cierpieć z miłości i wiem, że nic nie leczy lepiej takich ran niż czas. Wbił w nią spojrzenie, niemo wołając, żądając, by na niego popatrzyła. Czemu mu nie powiedziała? Nie ciągnąłby jej przez to wszystko, gdyby wiedział... Nie mówiłby tych rzeczy... Nie robił... Za kogo ona musiała go teraz mieć?! Za kogo? Nawet nie zdawał sobie sprawy, gdy się poruszył, a Oktawian drgnął. Odwrócił się i odrzucił go zaklęciem. Morgoth poczuł jak leci kilka metrów w tył i uderza plecami o skałę. Cholera! Lynn, co ty robisz?!, krzyczał w myślach, próbując wstać. Co tu się działo? Patrzył raz na Parkinsona, celując w niego różdżką, a raz na Luc, starając się odczytać cokolwiek z jej twarzy. Stracił poczucie i cel... Do czego oni teraz dążyli? Cholera! Nie wiedział.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Wyspa Achill [odnośnik]19.09.16 0:09
Nie wiedziała czego tak naprawdę oczekiwała. Że mężczyzna od razu powie im kto za tym wszystkim stoi? Że jej sentymentalne gadanie dotrze do jego obumarłego serca? Miała taką nadzieje. Chciała wierzyć, że istnieje coś pomiędzy torturami. Coś pomiędzy cierpieniem. Te wszystkie słowa jakie skierowała do Oktawiana nie wyszły od niej bez trudu. Nie potrafiła się przyznać do niektórych rzeczy nawet przed samą sobą, a teraz powiedziała je wprost. To było dziwnie lekkie. Mówienie o czymś co jeszcze niedawno zapierało jej dech w piersiach. Naprawdę wierzyła, że to mężczyznę przekona. Widząc w oczach Parkinsona dezorientacje zrobiła jeszcze jeden krok w jego stronę. - Zmusił Cię do tego prawda? Wcale nie chciałeś wracać. Dlatego nie opuściłeś groty. Wcale nie chciałeś takiego życia… -  czuła, że jest blisko. Może kilka słów wystarczyłoby, żeby go przekonać, ale wtedy Morgo zrobił krok. I wszystko działo się zbyt szybko. Oktawian rzucający zaklęcie na młodego Yaxleya, Lynn zdezorientowana chwytająca mężczyznę za ramię jakby jej mała ręka mogła jakkolwiek zablokować zaklęcie lecące w stronę mężczyzny. Parkinson czując na sobie rękę Lynn próbującą go odciągnąć odepchnął ją tak, że kobieta zachwiała się i straciła równowagę uderzając w piach. Szybkim ruchem wyciągnęła różdżkę, ale okazała się być zbędna bo Morgo już zdążył rzucić zaklęcie w stronę Oktawiana. Ten nie wiedząc na kim skupić uwagę nie bronił się. Zaklęcie zadziałało i po chwili mieli przewagę potrzebną aby to skończyć. Aby go zabić. Tylko czy już mogli? Niczego się nie dowiedzieli. Nie mieli dalszego punktu odniesienia. Lynn szybko podniosła się z piasku i pognała w stronę ostrokrzewu kątem oka widząc jak mężczyzna próbuje parować zaklęcia posyłane przez młodego Yaxleya. Widziała w Morgo gniew, nienawiść, chęć zakończenia tego. Zaczęła rękami rozkopywać miękką ziemię raniąc sobie przy tym ręce. Nie przejmowała się tym teraz. Nie było na to czasu. - Powiedz nam! - krzyknęła wiedząc, że jeśli teraz tego nie zrobi to nigdy się nie dowiedzą. Nie miała zamiaru wchodzić Morgo w paradę. To był jego czas na zemstę. Ona spróbowała. Po prostu spróbowała. Nawet jeśli miało się to nie udać. Nawet jeśli mieli się już nigdy nie dowiedzieć. - Powiedz kim jest mężczyzna, który Cię wskrzesił. - i gdzieś w niej wewnętrzna wiara w to, że jeszcze mogą osiągnąć wszystko. Że mogą dostać więcej niż się spodziewali. Że mogą dostać całą prawdę. Na to tylko liczyła.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Wyspa Achill - Page 3 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Wyspa Achill [odnośnik]19.09.16 0:33
Nie chciał tego. Nie chciał reagować tak agresywnie. Nie, gdy Lynn była tak blisko. Ale zrobił to podświadomie lub przynajmniej tak to sobie tłumaczył. Nie było na to czasu. Zwyczajnie poczuł jak różdżką rozgrzała mu się pod palcami, chociaż wcale go nie parzyła. Posyłał jedno zaklęcie za drugim, nie dając mu czasu na sparowanie czy kontratak. Jedynie słaba ochrona, która i tak nie była teraz zbyt szybka. A przynajmniej nie dla niego i nie z taką motywacją. Obraz odepchniętej Lucindy wcale nie pomógł. Mogła myśleć, że wiele można zwojował dobrocią i bezinteresownością. Jednak nie tak działał ten świat. Nie tak działał świat, w którym właśnie żyli. Może gdzieś indziej, w innym czasie mogliby się cieszyć spokojem. Tutaj musieli walczyć, chociaż szlachta zdawała się zapominać o swoich powinnościach. O tym co powinni zrobić. Czy ostali się jedynie nieliczni, którzy byli za słabi, by coś z tym zrobić? Dlaczego Ministerstwo Magii skoro uważa się za taką wspaniałą instytucję, chroniącą swoich obywateli nie potrafiło zniszczyć czegoś takiego jak to, co wydarzyło się z tym przeklętym Oktawianem Parkinsonem? Jak ktoś tak potężny, jak mówił mężczyzna, chodził po ziemi i bezkarnie czarował. Zdobywał unikatowe ingrediencje i tworzył z nich niebezpieczne i czarnomagiczne eliksiry. Jak?! Jak to było możliwe?! Nie chciał słuchać niczego więcej. Pozwolił po prostu poprowadzić się różdżce, w której łuska smoka dosłownie przeobraziła się chyba w to magiczne stworzenie, bo zionęła magią jak smok ogniem. Nie wiedział jak wyglądało to z perspektywy Lynn, ale nie zastanawiał się nad tym. Szedł wciąż w przód, a gdy odgrodził sobą ducha od czarownicy, poczuł się o wiele pewniej. Nie mógł już nic im zrobić. Nie mógł nic zrobić jej. Nie miał zamiaru dopuścić, by skrzywdził po raz kolejny jego matkę. Nigdy więcej. Nigdy więcej bólu i cierpienia.
Zagonił Oktawiana na skraj skał, wystających z jeziora, a na koniec Expeliarmus sprawił, że różdżka Parkinsona wytrysnęła w górę i zniknęła w odmętach lodowatej, podziemnej wody. Gdy to nastąpiło, Morgoth zatrzymał się, chociaż nie opuścił broni. Głos Lucindy poniósł się ponownie po grocie, a dwójka mężczyzn oddychała dość szybko, próbując uspokoić buchające emocje.
- Nie mogę... - wymruczał w końcu jękliwie Oktawian, a Yaxley zmarszczył charakterystycznie nos. Jak w ogóle jego matka mogła spojrzeć na kogoś takiego kiedykolwiek? Właśnie o to chodziło, że nie mogła. I wybrała ojca. - Obiecał, że jej nie skrzywdzi, a nie dotrzymał obietnicy. Ona.. Ona umrze, jeśli go wydam.
- Już to zrobiła - rzucił lodowato Morgoth, a błysk zła zaświecił mu się w oczach. Parkinson z niego przeniósł spojrzenie na Selwyn jakby nie dowierzając. Rycerz miał nadzieję, że kobieta zapyta tego szaleńca ponownie.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Wyspa Achill [odnośnik]19.09.16 1:06
Nie myślała teraz o tym czy w jakikolwiek sposób wpłynęła na Oktawiana Parkinsona. Nie zastanawiała się nad tym czy wygra zwykła rozmowa czy tortury i przemoc. To się nie liczyło. Mogła sobie wyobrazić, że na to nie zasłużył. Nikt nie powinien niepokoić zmarłych. Nikt nie powinien zwracać im życia. Nie wiedziała jakim człowiekiem był przed śmiercią, ale teraz w nawet w najmniejszym calu nie przypominał… człowieka. Był niczym kukła, którą ktoś obdarzył darem mówienia. Bez myślenia, bez jakiegokolwiek planu. Nie liczyło się to w jaki sposób uzyskają prawdę. Wiedziała, że koniec w obu przypadkach będzie taki sam i była na niego gotowa. Pozbycie się Oktawiana choć nie należało do ich kompetencji było konieczne. Bo przecież… on nie był już człowiekiem. Od wielu lat nim nie był. Od momentu, w którym Flint przelał jego krew. Nie patrzyła na toczący się za jej plecami pojedynek. Może skupiła się na poszukiwaniu ciała, a może po prostu nie chciała na to patrzeć. Może nie chciała widzieć tej strony natury Morgo. Bezwzględnej. Wrogiej. Przepełnionej agresją. Wiedziała dlaczego to robi i go rozumiała. Ale jednak widok ten był czymś czego dopuścić do siebie nie chciała. Myśląc, że go zna. A znała? Nie spoglądając na mężczyzn skupiła się na swoim celu. Użycie różdżki wydało się być w tym momencie niekorzystne. Mogła przez przypadek zniszczyć to czego szukała zbyt wcześnie. Krew z podrapanych przez kolce krzewu dłoni skapywała na piasek, ale ku jej zdziwieniu nie odczuwała bólu. Może to przez adrenalinę płynącą w jej żyłach, a może przez eliksiry, które piła przed przeniesieniem się na wyspę. To było całkowicie nieważne. W momencie, w którym usłyszała ostatnie słowa Yaxleya jej serce podskoczyło mocno w piersi. Dlaczego to powiedział? Na samą myśl o takim zakończeniu robiło jej się niedobrze. Spojrzała na Oktawiana, który w tym momencie patrzył na nią błagalnie jakby prosząc by zaprzeczyła. Kobieta nie odpowiadając spojrzała na pojedyncze kości Oktawiana, do których w końcu się dokopała. - Proszę. - powiedziała w końcu przenosząc wzrok na mężczyznę. - Chociaż tyle możesz zrobić. - dodała. Nie wiedziała co więcej może mu powiedzieć. Nie wiedziała jak inaczej ma go do tego przekonać. Ścisnęła kurczowo różdżkę w dłoni. Myślała, że mężczyzna nic im nie odpowie więc jego głos był dla niej zaskoczeniem. - Nie wiem kim on jest. Wiem tylko gdzie się obudziłem. Wiem gdzie mnie wskrzesił. Tak. To była latarnia. Tak ta stara. Ta z legend. Niczym Cezar tam żyje. Niczym on. - i choć Lynn nie wiedziała o jaką latarnię chodziło to w tym momencie miała pewność, że to kwestia czasu by się tego dowiedzieć. Przygryzła wargę i skinęła głową nie mogąc dłużej patrzeć w oczy człowieka, który zaraz miał umrzeć. Wskazując różdżką odnalezione szczątki mruknęła ciche Ignitio. Te zajarzyły się ogniem niemalże od razu. Lucinda utkwiła wzrok w ogniu. W jednej rzeczy tak dobrze jej znanej. Nie mogła patrzeć na śmierć nawet jeśli była przypieczętowana lata temu. Teraz Oktawian Parkinson był już tylko zwykłym czarodziejem. Teraz już nic nie łączyło go z tym światem. Nic.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Wyspa Achill - Page 3 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Wyspa Achill [odnośnik]19.09.16 10:14
Skończyło się. Stojąc na Klifie Zwycięzców, Morgoth wpatrywał się we wschodzące słońce, obserwując jak ciemność ustępuje światłu, a barwy nieba zmieniają się z ponurych na kolorowe i ogniste. Nie pojmował faktu, że w jaskiniach zagubili poczucie czasu. Nie sądził, żeby konfrontacja z Oktawianem zajęła im kilka godzin, ale szukanie już na pewno tak. Nie czuł zmęczenia, chociaż powinien po nieprzespanej nocy pełnej chodzenia w zimnie, wpadaniu do lodowatej wody i towarzyszącemu temu wszystkiemu strachowi o życie. Bo przejścia nie zawsze były proste. Samo zejście w dół urwiska było niezwykle ryzykowne. Zerknął wolno przez ramię na osuszającą swoje ubranie zaklęciami Lynn i znowu przeniósł uwagę na morze przed sobą. Chwila starcia z Parkinsonem wróciła ponownie, chociaż było już po wszystkim. Morgothowi wydawało się, że mężczyzna nie chciał pod koniec nawet walczyć. Chciał, żeby zostawili go w spokoju. Po wytrąceniu mu różdżki do akcji znowu przystąpiła Lucinda. Domagała się odpowiedzi na nurtujące ją pytania, chociaż Yaxley w tamtej chwili nie zachowywał trzeźwości umysłu tak jak ona. Powinien... Był jej za to wdzięczny. Jakże mógłby nie być? Jednak w tamtej chwili po prostu stał i pilnował, by duch-człowiek się nie poruszał. Nie śmiał nawet o tym zamarzyć. Oktawian mówił i poddał się. Zupełnie zrezygnował, a ich słowa tylko go dobiły. O czym on mówił na Merlina? Latarniku? Legendy? Cezar? Później po wyjściu z groty Morgoth miał od razu wiedzieć o kim mówił, ale w tamtej chwili jego słowa były dla niego tylko bełkotem. Beznadziejny przypadek - nie powinno się przywoływać na ten świat tych, którzy umarli. Jak widać tracili rozum, a ich ciała wydawały się jedynie psutymi naczyniami w dłoniach losu.
- Lynn... - powiedział jedynie, po czym odwrócił się i rzucił w jej stronę medalion, by zniszczyła go razem ze szczątkami Parkinsona. Zaraz jednak wrócił spojrzeniem do współwinnego cierpienia jego matki. Tylko na pewno nie był zdolny do narzucenia klątwy. To że ktoś z nim współpracował, było pewne od początku ich domysłów o duchu. Znalezione oko tylko to potwierdzało. I może byłoby mu go żal, jednak fakt, że wspomniał jego ojca, że chciał go zabić, wyrzucał z jego umysłu wszelkie współczucie. Gdy natknął się na spojrzenie Oktawiana, ten zaczął znikać. Po prostu stawał się mgłą. Powoli, acz nieubłaganie wymazywał się na zawsze z tego świata. Zanim jednak zupełnie rozpłynął się w ciemnościach, wbił wzrok w młodego Yaxley'a. Miał coś w oczach, co kazało odejść całemu gniewowi, jednak ten jedynie przycichł na ten moment. Parkinson przeniósł uwagę na Lucindę, a Morgoth podążył jego śladem. Gdy zauważył skuloną na ziemi postać, wrócił się znowu do Parkinsona, jednak trafił jedynie na pustkę. To był koniec. Rycerz pomógł podnieść się później swojej towarzyszce i w milczeniu, opuścili jaskinię. Nie odezwali się do siebie słowem, aż na samą górę urwiska.
Morgoth ciągle obserwował wschód, by po chwili poczuć bliskość Selwyn zaraz po lewej stronie.
- Mogłaś mi powiedzieć - powiedział, nie odrywając spojrzenia od horyzontu. Znowu zapanowała cisza, przerywana jedynie krzykami mew. - Wracajmy do domu.

|zt x2



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Wyspa Achill [odnośnik]30.12.16 0:07
z komisu

Garść wiadomości, które wypluły usta staruszka była niemalże tak samo ogólnikowa, jak wszystkiego wcześniejszej wskazówki, jakie dotąd otrzymał. Nie spodziewał się nagłego przełomu, cudownego odkrycia, informacji, która doprowadziłaby go prosto do Sylvii Harrington - tak samo jak nie przypuszczał, iż jego celem stanie się Irlandia. Oddalona dość konkretnie zarówno od londyńskiej rezydencji, jak i od kamienicy na Nokturnie, gdzie kwitnął nielegalnym biznes. Alchemiczny: słysząc o niekoniecznie zgodnie z prawem zdobytych ingrediencjach oraz po wskazaniu na Irlandię jako miejsce pobytu - Avery niemalże instynktownie pomyślał o wyspie Achill. Łączonej już od wieków miedzy innymi z alchemią i zielarstwem, przez co musiała stakowicć idealny przyczółek dla potentatów w handlu składnikami wliksirów na czarnym rynku. Teleportował się do jednej z magicznych wiosek, uznając iż najpierw rozejrzy się wśród ludzi. Miejscowi jednak nie należeli do rozmownych ludzi albo to Avery nie wzbudzał zaufania, poruszony jeszcze niezbyt przyjemną konfrontacją z właścicielem komisu. Mimo niechęci do obcowania z ludźmi, zagadnął kilka osób, by wydobyć z nich ewentualne zeznania. Jednak wszystko na nic - ponownie trafił na ślepą uliczkę, co jednak nie oznaczało, iż musiał spisać trop na straty. Pozostawała przecież także i druga wioska, a ponadto także [i]przyrodnicza[/] część wyspy. Wycieczka na klify nie przyniosła Avery'emu żadnego zysku prócz pięknych widoków - uqielbiał krajobrazy Irlandii, ceniąc je nawet nad rodzinne Shropshire - oraz kłopotów z pozhyciem się chmary langustników. Kilka celnych zaklęć odgoniły stwory, a Avery powędrował do drugiej z wiosek. Nie pytał już wprost, rozumując iż rodzina Harringtonów stanowi lokalną tajemnicę poliszynela; w niewielkiej gospodzie napił się więc rozcieńczonego piwa i tym sposobem usiłował zagadać. Został przejrzany równie szybko i wręcz wyproszony na zewnątrz: nie zawrzał z oburzenia wyłącznie dlatego, że był na miejscu sam, a w niego wpatrywało się czujnie co najmniej kilkanaście par męskich oczu. Zawrócił z drogi, ponownie kierując się w stronę klifów, tym razem wybierając inną trasę. Dzikszą, bardziej niebezpieczną, zarośnięta gęstymi krzewami oraz nieznaną mu zupełnie bujną roślinnością. Tutaj nie spodziewał się zastać żywej duszy, acz natknął się na młodego chłopaka, zrywającego liście blekotu. On okazał się znacznie bardziej towarzyski i prędko złapał przynętę, mimochodem rzuconą przez Avery'ego, tonem równie obojętnym, jak komentowałby tabelę quidditcha. Dopiero po dłuższej chwili i wysłuchaniu kilku historyjek, przeprosił młodzieńca i zdezerterował z polanki. Zniósł i tak zbyt dużo, pragnąc zataić, co tak naprawdę stanowiło nurtującą go kwestię.

zt


And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Doskonała rozpusta wymaga doskonałego odprężenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t631-samael-marcolf-avery#1801 https://www.morsmordre.net/t1443-samaelowa-skrzynka-z-pogrozkami#12562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f119-shropshire-peace-street-102 https://www.morsmordre.net/t2798-skrytka-bankowa-nr-160#45281 https://www.morsmordre.net/t972-ten-lepszy-avery

Strona 3 z 11 Previous  1, 2, 3, 4 ... 9, 10, 11  Next

Wyspa Achill
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach