Wnętrze lodziarni
AutorWiadomość
First topic message reminder :
-
Lokal zamknięty
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
[bylobrzydkobedzieladnie]
Wnętrze lodziarni
Lody... Kto ich nie lubi? Zwykłe, popularne wszędzie, dosłownie we wszystkich zakątkach świata i te bardziej nietypowe, autorskie wytwory, których przepisy są starannie skrywanym sekretem rodzinnych lodziarni. Niezależnie od wszystkiego, zimne przysmaki cieszą praktycznie wszystkich - i dorosłych, i dzieci. Z tego właśnie założenia wyszedł założyciel lodziarni na Pokątnej, racząc londyńczyków wybornymi słodkościami. Mimo dosyć ciężkiego okresu dla biznesu, drzwi tutaj są zwykle otwarte. Wstąp więc tutaj, strudzony wędrowcze. I... Uśmiechnij się.
Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?
Lokal został zamknięty do odwołania. Można jednak prowadzić rozgrywki mające miejsce przed budynkiem.
Zamówił dwie porcje lodów jagodowych i malinowych. Sam nie miał pojęcia, co mógł wybrać. Tyle smaków, tyle kolorów, tyle dobra. W miejscach takich jak to Hereward czuł się jak mały chłopiec, którego ojciec zabrał na wycieczkę do kawiarni w pobliskim mieście. Takie miejsca zazwyczaj pachną podobnie. I nawet rozmowy zdają się dotyczyć tego samego - błahych spraw, nieistotnych plotek. Resztki tytoniowego dymu ciągle lekko drapały w gardło.
Spojrzał na kawałek papieru leżący na stoliku. Przyjrzał się rysunkowi.
- Jak ci idzie malowanie? Talentu jak widać ci nie brakuje.
Jego siostra też tworzyła niesamowite obrazy. Tylko, że jej dzieła były jedynym sposobem komunikacji ze światem. I były dużo bardziej przerażające. Otrząsną się zanim ponure myśli zdążyły mu zająć głowę. Malunki Lyry były znacznie bardziej optymistyczne.
Jak zamierza ją badać? Nie miał pojęcia. Kazać jej robić jakieś dziwne rzeczy... I co? Pozmienia się, a on będzie na to patrzył, żeby potem wiedzieć to, co wie już teraz. Lyra ma niesamowite zdolności. Po pierwsze, musi dowiedzieć się o nich czegoś więcej, żeby przejść do badań.
- Może na początek opowiedziałbyś mi coś o swoich umiejętnościach? Kiedy się zaczęły? Jak się rozwijały? Jakie są ograniczenia? Co możesz zrobić, a czego nie? Męczysz się przy próbach?
Umilkł wyciągając pióro, kałamarz oraz kawałek pergaminu, na którym chciał zanotować spostrzeżenia swojej rozmówczyni.
Lody faktycznie były przepyszne, przyjemnie spływały po gardle łagodząc drapanie, pozostałość po papierosie. Malinowe chyba były jednak smaczniejsze. Mimo tych paskudnych pesteczek, które wchodziły między zęby. Drażniły i irytowały. Ale kto by się przejmował, kiedy wynagradzały te drobne nieprzyjemności takim smakiem.
Spojrzał na kawałek papieru leżący na stoliku. Przyjrzał się rysunkowi.
- Jak ci idzie malowanie? Talentu jak widać ci nie brakuje.
Jego siostra też tworzyła niesamowite obrazy. Tylko, że jej dzieła były jedynym sposobem komunikacji ze światem. I były dużo bardziej przerażające. Otrząsną się zanim ponure myśli zdążyły mu zająć głowę. Malunki Lyry były znacznie bardziej optymistyczne.
Jak zamierza ją badać? Nie miał pojęcia. Kazać jej robić jakieś dziwne rzeczy... I co? Pozmienia się, a on będzie na to patrzył, żeby potem wiedzieć to, co wie już teraz. Lyra ma niesamowite zdolności. Po pierwsze, musi dowiedzieć się o nich czegoś więcej, żeby przejść do badań.
- Może na początek opowiedziałbyś mi coś o swoich umiejętnościach? Kiedy się zaczęły? Jak się rozwijały? Jakie są ograniczenia? Co możesz zrobić, a czego nie? Męczysz się przy próbach?
Umilkł wyciągając pióro, kałamarz oraz kawałek pergaminu, na którym chciał zanotować spostrzeżenia swojej rozmówczyni.
Lody faktycznie były przepyszne, przyjemnie spływały po gardle łagodząc drapanie, pozostałość po papierosie. Malinowe chyba były jednak smaczniejsze. Mimo tych paskudnych pesteczek, które wchodziły między zęby. Drażniły i irytowały. Ale kto by się przejmował, kiedy wynagradzały te drobne nieprzyjemności takim smakiem.
Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
O tak, Lyra też zawsze miała ogromny dylemat, gdy już tu przychodziła. Zawsze patrzyła z niejaką zazdrością na wypasione desery, które zamożniejsi rodzice kupowali swoim dzieciom, bo sama nie mogła sobie na dużo pozwalać. Może jeśli stanie się bardziej znana jako artystka i będzie otrzymywać więcej zamówień, ta sytuacja się zmieni, kto wie?
- Odkąd skończyłam Hogwart, zarabiam w ten sposób na życie – przyznała, kiedy mężczyzna zauważył jej rysunek, który naszkicowała czekając na niego. – Nie miałabym większych szans na dobry staż, więc zabieram sztalugę i farby, i staję sobie gdzieś na Pokątnej, czekając na klientów.
Było jej jednak bardzo miło, że pochwalił jej talent. Uśmiechnęła się, a kiedy po chwili przyniesiono ich lody, jej oczy rozbłysły. Od razu wzięła łyżeczkę i spróbowała ich.
- Są naprawdę fantastyczne! Dziękuję – powiedziała. Cieszyła się niemal jak dziecko, jednak Lyra wciąż nie straciła tej cudownej cechy, jaką było cieszenie się nawet z drobnych rzeczy. Kiedy było się biednym, tym bardziej doceniało się nawet drobiazgi. Zwłaszcza, kiedy na dokładkę było się osobą młodą, która nie zaznała w swoim życiu naprawdę poważnych problemów. Jeszcze.
Kiedy zapytał o jej umiejętności, przygryzła wargę, zamyślając się na moment.
- Mama mówiła, że zaczęłam się zmieniać w ciągu godziny od urodzenia. Moje włosy zaczęły zmieniać kolory, a później za pomocą metamorfoz wyrażałam swoje potrzeby. Oczywiście nie kontrolowałam tego, dopiero będąc starsza zaczęłam się uczyć panowania nad przemianami, żeby móc używać ich w pełni świadomie – wyjaśniła. – Teraz potrafię sama zdecydować, co i kiedy chcę zmienić, tracę kontrolę tylko pod wpływem silnych emocji. Musiałam jednak się tego nauczyć, co oznaczało długie godziny stania przed lustrem i skupienia się na tym, żeby zmienić coś dokładnie tak, jak chcę.
Znowu zjadła trochę lodów, wspominając swoje pierwsze próby. Kiedyś na przykład chciała metamorfować swoje włosy na słodkie, gęste loczki, a zamiast tego wyszła jej jakaś nieforemna strzecha. Nie wspominając o tym, że czasami zdarzało jej się nagle spontanicznie metamorfować w środku lekcji, lub przyjść na zajęcia z brwiami w dwóch różnych kolorach.
- Zależy też, co chcę zmienić i jak mocno się nad tym skupiam. Zmiany włosów czy odcienia i faktury skóry są najłatwiejsze i właściwie ich nie czuję. Trudniejsze są zmiany obejmujące kości. Nie lubię na przykład metamorfować swojego wzrostu, bo to boli. Już wolę być taka niska, zresztą... Bycie niską wcale nie jest złe.
Wzdrygnęła się. Zdecydowanie nie lubiła rozciągać sobie kości. Zwykle zmieniała więc kolor włosów i fryzurę, odcień skóry czy rysy twarzy, bo to było proste i bezbolesne, a jednocześnie zazwyczaj wystarczające. No i też, tak na dobrą sprawę póki co nie miała poważnych powodów, żeby się zmieniać, robiła to po prostu dlatego, bo lubiła się swoją zdolnością bawić i starała się ją rozwijać.
[bylobrzydkobedzieladnie]
- Odkąd skończyłam Hogwart, zarabiam w ten sposób na życie – przyznała, kiedy mężczyzna zauważył jej rysunek, który naszkicowała czekając na niego. – Nie miałabym większych szans na dobry staż, więc zabieram sztalugę i farby, i staję sobie gdzieś na Pokątnej, czekając na klientów.
Było jej jednak bardzo miło, że pochwalił jej talent. Uśmiechnęła się, a kiedy po chwili przyniesiono ich lody, jej oczy rozbłysły. Od razu wzięła łyżeczkę i spróbowała ich.
- Są naprawdę fantastyczne! Dziękuję – powiedziała. Cieszyła się niemal jak dziecko, jednak Lyra wciąż nie straciła tej cudownej cechy, jaką było cieszenie się nawet z drobnych rzeczy. Kiedy było się biednym, tym bardziej doceniało się nawet drobiazgi. Zwłaszcza, kiedy na dokładkę było się osobą młodą, która nie zaznała w swoim życiu naprawdę poważnych problemów. Jeszcze.
Kiedy zapytał o jej umiejętności, przygryzła wargę, zamyślając się na moment.
- Mama mówiła, że zaczęłam się zmieniać w ciągu godziny od urodzenia. Moje włosy zaczęły zmieniać kolory, a później za pomocą metamorfoz wyrażałam swoje potrzeby. Oczywiście nie kontrolowałam tego, dopiero będąc starsza zaczęłam się uczyć panowania nad przemianami, żeby móc używać ich w pełni świadomie – wyjaśniła. – Teraz potrafię sama zdecydować, co i kiedy chcę zmienić, tracę kontrolę tylko pod wpływem silnych emocji. Musiałam jednak się tego nauczyć, co oznaczało długie godziny stania przed lustrem i skupienia się na tym, żeby zmienić coś dokładnie tak, jak chcę.
Znowu zjadła trochę lodów, wspominając swoje pierwsze próby. Kiedyś na przykład chciała metamorfować swoje włosy na słodkie, gęste loczki, a zamiast tego wyszła jej jakaś nieforemna strzecha. Nie wspominając o tym, że czasami zdarzało jej się nagle spontanicznie metamorfować w środku lekcji, lub przyjść na zajęcia z brwiami w dwóch różnych kolorach.
- Zależy też, co chcę zmienić i jak mocno się nad tym skupiam. Zmiany włosów czy odcienia i faktury skóry są najłatwiejsze i właściwie ich nie czuję. Trudniejsze są zmiany obejmujące kości. Nie lubię na przykład metamorfować swojego wzrostu, bo to boli. Już wolę być taka niska, zresztą... Bycie niską wcale nie jest złe.
Wzdrygnęła się. Zdecydowanie nie lubiła rozciągać sobie kości. Zwykle zmieniała więc kolor włosów i fryzurę, odcień skóry czy rysy twarzy, bo to było proste i bezbolesne, a jednocześnie zazwyczaj wystarczające. No i też, tak na dobrą sprawę póki co nie miała poważnych powodów, żeby się zmieniać, robiła to po prostu dlatego, bo lubiła się swoją zdolnością bawić i starała się ją rozwijać.
[bylobrzydkobedzieladnie]
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Ostatnio zmieniony przez Lyra Travers dnia 27.07.17 1:06, w całości zmieniany 1 raz
Pilnie notował to, co mówiła Lyra. Z jego notatek w prawdzie niewiele osób dałoby radę się rozczytać. Hereward lubił chaos. Ponoć tylko geniusze potrafią go ogarnąć. Cudzych notatek w podobnym stylu Barty by z pewnością nie zrozumiał. Swoje, to zupełnie inna sprawa. Niektóre informacje wydały mu się szczególnie interesujące. Je podkreślił podwójną linią. Po chwili większość pergaminu zajmowały niezbyt schludne litery, wyrazy rozrzucone po całym arkuszu. Hereward musiał przyznać, że przy listach starał się nieco bardziej.
Im dłużej słuchał, tym bardziej dochodził do wniosku, że będzie potrzebował jeszcze kogoś do porównania zdolności. Czy każdy metamorfomag odkrywa je już w dniu narodzin? Bardzo szybkie uaktywnienie zdolności magicznych. Rodzice musieli być szczęśliwi, lewdie godzinę czekali, by upewnić się, iż ich dziecko nie jest charłakiem.
Zmiany zaczęły się od włosów, ich koloru. To też jest najłatwiejsze do zmodyfikowania. Wyrażanie emocji też jest ciekawe. Bardziej zaawansowana forma zaczerwienionych uszu. Barty zupełnie jednak nie spodziewał się, że metamorfomagowie mogą zmieniać inne części ciała niż głowa. Na wzrost nawet nie wpadł.
- Czy zmienianie koloru skóry jest trudniejsze od robienia tego samego z włosami? Jak objawiały się metamorfozy przy zmianach nastrojów? Tylko włosy czy na przykład świńskie ryjki zamiast nosa?
Spróbował sobie wyobrazić Lyrę z taką twarzą i mimowolnie się uśmiechnął. Może ją poprosi, żeby to zrobiła.
- Pozwól na dość nieprzyjemne pytanie, ale jest ważne. Czy cierpisz na jakąś chorobę, która mogła wpływać na ujawnianie zdolności magicznych? Ewentualnie chorowałaś jako małe dziecko? Chodzi mi o coś poza problemami po tym nieszczęsnym zaklęciu - zapytał zamiast tego.
Łyżeczka smutno zastukała w szklane dno pucharka. Nie wiedzieć kiedy, zjadł wszystkie lody. Szkoda, były takie smaczne. Ale z łakociami trzeba znać umiar. Gdyby się nie hamował nie zmieściłby się nawet w głównych wrotach do Hogwartu. Ktoś powinien pomyśleć o jakichś nietuczących słodyczach. Z drugiej strony, co on by wtedy robił? Pewnie spędziłby całe życie na jedzeniu odchudzających lodów. A przecież musi jeszcze na nie kiedyś zarobić. Dorosłość to jednak ciężka sprawa.
Im dłużej słuchał, tym bardziej dochodził do wniosku, że będzie potrzebował jeszcze kogoś do porównania zdolności. Czy każdy metamorfomag odkrywa je już w dniu narodzin? Bardzo szybkie uaktywnienie zdolności magicznych. Rodzice musieli być szczęśliwi, lewdie godzinę czekali, by upewnić się, iż ich dziecko nie jest charłakiem.
Zmiany zaczęły się od włosów, ich koloru. To też jest najłatwiejsze do zmodyfikowania. Wyrażanie emocji też jest ciekawe. Bardziej zaawansowana forma zaczerwienionych uszu. Barty zupełnie jednak nie spodziewał się, że metamorfomagowie mogą zmieniać inne części ciała niż głowa. Na wzrost nawet nie wpadł.
- Czy zmienianie koloru skóry jest trudniejsze od robienia tego samego z włosami? Jak objawiały się metamorfozy przy zmianach nastrojów? Tylko włosy czy na przykład świńskie ryjki zamiast nosa?
Spróbował sobie wyobrazić Lyrę z taką twarzą i mimowolnie się uśmiechnął. Może ją poprosi, żeby to zrobiła.
- Pozwól na dość nieprzyjemne pytanie, ale jest ważne. Czy cierpisz na jakąś chorobę, która mogła wpływać na ujawnianie zdolności magicznych? Ewentualnie chorowałaś jako małe dziecko? Chodzi mi o coś poza problemami po tym nieszczęsnym zaklęciu - zapytał zamiast tego.
Łyżeczka smutno zastukała w szklane dno pucharka. Nie wiedzieć kiedy, zjadł wszystkie lody. Szkoda, były takie smaczne. Ale z łakociami trzeba znać umiar. Gdyby się nie hamował nie zmieściłby się nawet w głównych wrotach do Hogwartu. Ktoś powinien pomyśleć o jakichś nietuczących słodyczach. Z drugiej strony, co on by wtedy robił? Pewnie spędziłby całe życie na jedzeniu odchudzających lodów. A przecież musi jeszcze na nie kiedyś zarobić. Dorosłość to jednak ciężka sprawa.
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Lyra obserwowała ukradkiem, jak mężczyzna pokrywa kartkę zawiłymi notatkami. Próbowała do góry nogami coś rozczytać, ale miała z tym poważny problem, więc w końcu dała sobie spokój i skupiła się raczej na swoich lodach, które były naprawdę pyszne.
O metamorfomagii wiedziała tylko tyle, ile wywnioskowała z własnych doświadczeń i wyczytała z książek, których też wiele nie było. Była to bardzo rzadka zdolność, więc nie miała zbyt wielu okazji do przebywania z innymi metamorfomagami. Ze swoich czasów z Hogwartu nie kojarzyła chyba żadnego, przynajmniej nie w najbliższych rocznikach. I z opowieści matki wynikało, że kiedy się urodziła, najpierw zmieniała włosy, a dopiero później metamorfozy zaczęły obejmować też inne części ciała, prócz oczu, które zawsze były jasnozielone jak oczy kota.
- Nie, raczej nie – powiedziała. – Zmiany skóry i włosów są w zasadzie najprostsze, i one też najbardziej ulegają spontanicznym metamorfozom. Kiedy się denerwuję, końcówki moich włosów często przebarwiają się na inny kolor. O tak.
Zmieniła kolor końcówek swoich włosów na czerwone i uśmiechnęła się.
- Zmiana w zwierzęce części ciała to mit. Nie potrafię wyczarować sobie ptasiego dzioba czy świńskiego ryjka, nie jestem animagiem – wyjaśniła. O metamorfomagii chodziły różne pogłoski, ale nie wszystkie były zgodne z prawdą. – Co najwyżej mogę nieco upodobnić swój nos do świńskiego ryjka...
Skupiła się i po chwili jej mały, piegowaty nosek stał się szerszy i zadarty, na co dzieciak siedzący przy stoliku obok pisnął i pokazał ją palcem. Po chwili jednak przywróciła mu normalny kształt.
- Z tego, co mi wiadomo, nie. Wiem, że w niektórych rodzinach zdarzają się różne choroby, ale ja chyba nic takiego nie odczułam, przynajmniej nie w dotychczasowym życiu – odpowiedziała. – Moim jedynym „defektem” była ta metamorfomagia. Bo zaklęcie to już inna sprawa... Po prostu miałam pecha.
Wzruszyła nieznacznie ramionami. Czasu nie cofnie. Po prostu stała w złym miejscu, oberwała jakąś mało znaną i w dodatku prawdopodobnie błędnie rzuconą klątwą, bo po uczniach jednak trudno oczekiwać biegłej znajomości tego rodzaju zaklęć. Tak czy inaczej, to nie skończyło się dla niej dobrze, na kilka tygodni przed końcem szóstej klasy wylądowała w Mungu na dosyć długi czas, i do szkoły wróciła dopiero we wrześniu, na siódmy rok, już odarta z marzeń o aurorstwie, bo wtedy była naprawdę osłabiona i w ogóle nie chciano nawet jej puścić do szkoły, ale się uparła, bo chciała ukończyć Hogwart normalnym trybem. Teraz jednak było już dużo lepiej, choć eliksiry nadal musiała w miarę regularnie brać. O pracy aurora mogła co najwyżej posłuchać od brata i jego znajomych. Ale może nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło? Niewykluczone, że nawet gdyby mogła iść na kurs, i tak okazałaby się zbyt delikatna i wrażliwa na ten zawód, bo jednak umiejętności to nie wszystko. Lyra zdecydowanie miała duszę artysty, delikatną, często nie przystającą do szarej rzeczywistości.
O metamorfomagii wiedziała tylko tyle, ile wywnioskowała z własnych doświadczeń i wyczytała z książek, których też wiele nie było. Była to bardzo rzadka zdolność, więc nie miała zbyt wielu okazji do przebywania z innymi metamorfomagami. Ze swoich czasów z Hogwartu nie kojarzyła chyba żadnego, przynajmniej nie w najbliższych rocznikach. I z opowieści matki wynikało, że kiedy się urodziła, najpierw zmieniała włosy, a dopiero później metamorfozy zaczęły obejmować też inne części ciała, prócz oczu, które zawsze były jasnozielone jak oczy kota.
- Nie, raczej nie – powiedziała. – Zmiany skóry i włosów są w zasadzie najprostsze, i one też najbardziej ulegają spontanicznym metamorfozom. Kiedy się denerwuję, końcówki moich włosów często przebarwiają się na inny kolor. O tak.
Zmieniła kolor końcówek swoich włosów na czerwone i uśmiechnęła się.
- Zmiana w zwierzęce części ciała to mit. Nie potrafię wyczarować sobie ptasiego dzioba czy świńskiego ryjka, nie jestem animagiem – wyjaśniła. O metamorfomagii chodziły różne pogłoski, ale nie wszystkie były zgodne z prawdą. – Co najwyżej mogę nieco upodobnić swój nos do świńskiego ryjka...
Skupiła się i po chwili jej mały, piegowaty nosek stał się szerszy i zadarty, na co dzieciak siedzący przy stoliku obok pisnął i pokazał ją palcem. Po chwili jednak przywróciła mu normalny kształt.
- Z tego, co mi wiadomo, nie. Wiem, że w niektórych rodzinach zdarzają się różne choroby, ale ja chyba nic takiego nie odczułam, przynajmniej nie w dotychczasowym życiu – odpowiedziała. – Moim jedynym „defektem” była ta metamorfomagia. Bo zaklęcie to już inna sprawa... Po prostu miałam pecha.
Wzruszyła nieznacznie ramionami. Czasu nie cofnie. Po prostu stała w złym miejscu, oberwała jakąś mało znaną i w dodatku prawdopodobnie błędnie rzuconą klątwą, bo po uczniach jednak trudno oczekiwać biegłej znajomości tego rodzaju zaklęć. Tak czy inaczej, to nie skończyło się dla niej dobrze, na kilka tygodni przed końcem szóstej klasy wylądowała w Mungu na dosyć długi czas, i do szkoły wróciła dopiero we wrześniu, na siódmy rok, już odarta z marzeń o aurorstwie, bo wtedy była naprawdę osłabiona i w ogóle nie chciano nawet jej puścić do szkoły, ale się uparła, bo chciała ukończyć Hogwart normalnym trybem. Teraz jednak było już dużo lepiej, choć eliksiry nadal musiała w miarę regularnie brać. O pracy aurora mogła co najwyżej posłuchać od brata i jego znajomych. Ale może nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło? Niewykluczone, że nawet gdyby mogła iść na kurs, i tak okazałaby się zbyt delikatna i wrażliwa na ten zawód, bo jednak umiejętności to nie wszystko. Lyra zdecydowanie miała duszę artysty, delikatną, często nie przystającą do szarej rzeczywistości.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Nie lubił kiedy ktoś czytał jego notatki. Nikomu w prawdzie tego nie mówił i raczej nie robił problemów, gdy ktoś próbował. Ale nie lubił. Dlatego nie starał się zlikwidować chaosu, który w nich gościł. Widział, jak błądzi wzrok Lyry, jak zerka na arkusz. Nie miał pretensji. On też zawsze zapuszczał żurawie w cudze zapiski. Był to odruch silniejszy od niego. I podejrzewał, że w tej słabości nie jest osamotniony. Szczególnie w przypadku, gdy notatka sporządzania jest podczas rozmowy twarzą w twarz, bez asysty osób postronnych. Nie zwracał więc uwagi na bardziej lub mniej ukradkowe spojrzenia rzucane w stronę pergaminu. Robił swoje z uśmiechem na ustach. Tak naprawdę była tylko jedna sytuacja, kiedy nie pozwalał na oglądanie czyichś zapisków. Ściśle związane to było z jego zawodem. Precyzując, chodzi o egzaminy i tak zwane ściąganie. Tego jako nauczyciel nie pochwalał. Nie mógł przecież! Choć, trzeba przyznać, że czasem przymykał oko. Uczniowie oczywiście myśleli, że go przechytrzyli, a on nic nie zauważył. I wcale nie zamierzał wyprowadzać ich z tego błędu. Sam też w nim żył. Zrozumiał go dopiero, gdy stanął po drugiej stronie barykady jako egzaminator, podły agresor, a nie rozpaczliwy obrońca bez zapasów amunicji. Pomny jednak tych okropnych przeżyć przymykał czasem oko na dostawy od sojuszników w ciężkim boju sprawdzianów wiedzy. I odwracał wzrok zawsze na czas, by nie musieć reagować.
Parsknął cicho, kiedy Lyra zmieniła swój nos w świński ryjek. Wyglądała z nim przezabawnie. Kuriozalnie wręcz. Zwłaszcza z tymi piegami. Hereward nie widział w życiu zbyt wielu świń, ale był pewien, że nie mają takich rudych kropek wokół nozdrzy.
- Powinnaś do repertuaru ulicznego artysty dorzucić ten numer. Naprawdę. Kto wie czy nie zarobiłabyś nawet więcej niż na obrazach.
Mrugnął do chłopca wpatrzonego w Lyrę porozumiewawczo. Tak, to z pewnością robiło wrażenie na dzieciakach.
- Żadne tygrysie pazury i orle szpony nie wchodzą w rachubę, rozumiem?
Może to i lepiej. Niech animagia pozostanie animagią, a metamorfomagia... Właśnie.
Wysłuchał opowieści o chorobach. Zrobiło mu się głupio, że o to zapytał. Musiał, ale może powinien być delikatniejszy? Tak, na pewno. Dziewczyna pewnie ciężko to przeżyła, a on głupi gada o takich bzdurach.
- Życie układa się różnie, czasem zupełnie nie tak jakbyśmy chcieli. Ale może i tak przybiera najlepszy możliwy scenariusz? Chodzi mi o to, że nie wiesz, co by się stało na kursie. Albo po nim. Z doświadczenia mogę ci powiedzieć, że ta praca jest zupełnie inna niż się z początku wydaje. - Bawił się łyżeczką w pustym pucharku, krępując się, by spojrzeć Lyrze w oczy. Jak prawdziwy facet, bał się mówić o uczuciach. Zaraz pewnie pójdzie zapalić. - W każdym razie, może nie ma czego żałować? Przepraszam na chwilę, muszę wyjść na papierosa - uśmiechnął się przepraszająco. Po drodze zamówił dla Lyry herbatę, którą zdążyli przynieść zanim wrócił. Wraz z nim przybył delikatny zapach tytoniowego dymu.
- Na czym to my...? Ach, tak. Jak bardzo jesteś w stanie zmieniać wzrost? Próbowałaś mieć dwa metry? Ogranicza cię raczej ból czy możliwości? I jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym się umówić na testy. Niegroźne, spokojnie. Myślę, że konsultacja z uzdrowicielem nie powinna zaszkodzić. Choć to może w jakimś późniejszym etapie. Oczywiście, jeśli się zgodzisz.
Szybko zrobił w myślach listę uzdrowicieli, których mógłby poprosić o pomoc. Przychodził mu do głowy jeden. A raczej jedna. Ale to później.
- Co z ubytkami? Jeżeli skracasz włosy to masz ich więcej, są grubsze? A jeśli wydłużasz cieńsze i mniej? Czy nie zauważyłaś takiej prawidłowości? A efekty zaklęcia, jakoś wpłynęły na te zdolności?
Dalej pilnie notował każdą informację ograniczając liczbę ludzi zdolnych rozczytać zapiski z niewielu do dwóch. Siebie i jakiegoś szczęśliwca.
Parsknął cicho, kiedy Lyra zmieniła swój nos w świński ryjek. Wyglądała z nim przezabawnie. Kuriozalnie wręcz. Zwłaszcza z tymi piegami. Hereward nie widział w życiu zbyt wielu świń, ale był pewien, że nie mają takich rudych kropek wokół nozdrzy.
- Powinnaś do repertuaru ulicznego artysty dorzucić ten numer. Naprawdę. Kto wie czy nie zarobiłabyś nawet więcej niż na obrazach.
Mrugnął do chłopca wpatrzonego w Lyrę porozumiewawczo. Tak, to z pewnością robiło wrażenie na dzieciakach.
- Żadne tygrysie pazury i orle szpony nie wchodzą w rachubę, rozumiem?
Może to i lepiej. Niech animagia pozostanie animagią, a metamorfomagia... Właśnie.
Wysłuchał opowieści o chorobach. Zrobiło mu się głupio, że o to zapytał. Musiał, ale może powinien być delikatniejszy? Tak, na pewno. Dziewczyna pewnie ciężko to przeżyła, a on głupi gada o takich bzdurach.
- Życie układa się różnie, czasem zupełnie nie tak jakbyśmy chcieli. Ale może i tak przybiera najlepszy możliwy scenariusz? Chodzi mi o to, że nie wiesz, co by się stało na kursie. Albo po nim. Z doświadczenia mogę ci powiedzieć, że ta praca jest zupełnie inna niż się z początku wydaje. - Bawił się łyżeczką w pustym pucharku, krępując się, by spojrzeć Lyrze w oczy. Jak prawdziwy facet, bał się mówić o uczuciach. Zaraz pewnie pójdzie zapalić. - W każdym razie, może nie ma czego żałować? Przepraszam na chwilę, muszę wyjść na papierosa - uśmiechnął się przepraszająco. Po drodze zamówił dla Lyry herbatę, którą zdążyli przynieść zanim wrócił. Wraz z nim przybył delikatny zapach tytoniowego dymu.
- Na czym to my...? Ach, tak. Jak bardzo jesteś w stanie zmieniać wzrost? Próbowałaś mieć dwa metry? Ogranicza cię raczej ból czy możliwości? I jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym się umówić na testy. Niegroźne, spokojnie. Myślę, że konsultacja z uzdrowicielem nie powinna zaszkodzić. Choć to może w jakimś późniejszym etapie. Oczywiście, jeśli się zgodzisz.
Szybko zrobił w myślach listę uzdrowicieli, których mógłby poprosić o pomoc. Przychodził mu do głowy jeden. A raczej jedna. Ale to później.
- Co z ubytkami? Jeżeli skracasz włosy to masz ich więcej, są grubsze? A jeśli wydłużasz cieńsze i mniej? Czy nie zauważyłaś takiej prawidłowości? A efekty zaklęcia, jakoś wpłynęły na te zdolności?
Dalej pilnie notował każdą informację ograniczając liczbę ludzi zdolnych rozczytać zapiski z niewielu do dwóch. Siebie i jakiegoś szczęśliwca.
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Lyra i tak nie była w stanie praktycznie nic odczytać. Robiła to raczej z ciekawości, zastanawiała się bowiem, jakie aspekty metamorfomagii najbardziej go zainteresowały. Rzeczywiście była ciekawską osóbką. Może to i było infantylne, ale czasami pokusa bywała zbyt silna.
O tak, ta metamorfoza była dosyć zabawna. Nawet sama Lyra parsknęła śmiechem, chociaż nie mogła sama siebie widzieć. Ale rzeczywiście musiałaby przyznać, że świński ryjek w połączeniu z piegami mógł wyglądać osobliwie. Często jednak lubiła metamorfować się przy lustrze w ramach ćwiczeń. Tak poza tym lubiła jednak swój naturalny wygląd: niski wzrost i drobną sylwetkę, zielone oczy, rude włosy i bladą skórę usianą piegami, szczególnie na nosie i kościach policzkowych.
- Całkiem możliwe. W Hogwarcie często musiałam zabawiać kolegów przemianami przy stole – powiedziała, wspominając te czasy. Jej przemiany często stanowiły lubianą rozrywkę podczas posiłków czy przesiadywania w pokoju wspólnym. I choć Lyra często lubiła chodzić swoimi drogami i nie miała zbyt wysokich potrzeb towarzyskich, z reguły chętnie ulegała prośbom kolegów i metamorfowała się. Niektóre koleżanki natomiast często zazdrościły jej tego daru.
- Nie – powiedziała. – Wchodzą w grę tylko ludzkie warianty przemian.
Nie gniewała się o pytanie o choroby. Rozumiała, że pewnie go to ciekawiło, zwłaszcza że wśród czarodziejów, szczególnie tych czystej krwi, takie przypadki były dosyć powszechne. Klątwa natomiast była po prostu bardzo pechowym wypadkiem, który mógł się przydarzyć każdemu.
- Brat zawsze opowiadał mi fantastyczne rzeczy o aurorstwie i będąc młodsza, nie chciałam zauważać tych złych stron, byłam w niego wpatrzona jak w obraz i chciałam pójść w jego ślady – powiedziała. – Ale teraz czasami obawiam się... że mogłabym się okazać zbyt wrażliwa. Nie jestem tak dzielna, jak Garrett, ale nadal bardzo go za to podziwiam.
Westchnęła. Zresztą, naiwne młodzieńcze marzenia nie zawsze musiały wyjść na dobre. Pewnie gdyby poszła na kurs i została z niego wyrzucona, przeżywałaby to wszystko jeszcze bardziej i miałaby poczucie, że zawiodła siebie i brata. Ale nie wie i się nie dowie, jak by to wyglądało.
Mężczyzna na chwilę wyszedł. Lyra cierpliwie zaczekała przy stoliku, po chwili przyniesiono jej herbatę, którą dla niej zamówił. Po chwili wrócił, wnosząc za sobą dziwny zapach. Lyra leciutko zmarszczyła nakrapiany nosek.
- Myślę, że tak stopniowo, nie na raz... dałoby się – odpowiedziała po chwili namysłu, choć wzdrygnęła się na samą myśl, jak cholernie musiałoby boleć rozciągnięcie się o pół metra. – Ale aż tyle nie próbowałam, nie potrzebowałam tego.
Upiła łyczek herbaty. Lody były już wspomnieniem, ale herbata także okazała się bardzo dobra.
- Jeśli uważasz, że to konieczne, to dobrze. Zgadzam się – powiedziała, gdy wspomniał o testach. Cóż, miała nadzieję, że nie będą bolały. Zastanawiała się, na czym mogłyby polegać, w końcu nigdy nie uczestniczyła w czymś takim.
- Nie, raczej nic takiego nie zauważam. Choć oczywiście mogę sprawić, żeby były gęstsze lub rzadsze – odpowiedziała.
Chwyciła pojedynczy kosmyk, bawiąc się nim od niechcenia.
- Jeśli chodzi o zaklęcie... Przez pierwsze tygodnie nie metamorfowałam się. Byłam... w zbyt wielkim szoku po tym wszystkim i straciłam kontrolę nad zmianami. Później jednak, kiedy najgorsze minęło, znowu zaczęłam się zmieniać.
Pierwsze tygodnie po oberwaniu klątwą były najgorsze. Lyra sporo czasu spędziła w zaczarowanym śnie, w który celowo ją wprowadzono, a i później było trudno, bo bardzo cierpiała i trudno było jej się skupić na czymkolwiek innym. Większość czasu leżała, wpatrując się w ścianę i sufit i starając się myśleć o czymkolwiek, byle nie o bólu i zawiedzionych nadziejach.
O tak, ta metamorfoza była dosyć zabawna. Nawet sama Lyra parsknęła śmiechem, chociaż nie mogła sama siebie widzieć. Ale rzeczywiście musiałaby przyznać, że świński ryjek w połączeniu z piegami mógł wyglądać osobliwie. Często jednak lubiła metamorfować się przy lustrze w ramach ćwiczeń. Tak poza tym lubiła jednak swój naturalny wygląd: niski wzrost i drobną sylwetkę, zielone oczy, rude włosy i bladą skórę usianą piegami, szczególnie na nosie i kościach policzkowych.
- Całkiem możliwe. W Hogwarcie często musiałam zabawiać kolegów przemianami przy stole – powiedziała, wspominając te czasy. Jej przemiany często stanowiły lubianą rozrywkę podczas posiłków czy przesiadywania w pokoju wspólnym. I choć Lyra często lubiła chodzić swoimi drogami i nie miała zbyt wysokich potrzeb towarzyskich, z reguły chętnie ulegała prośbom kolegów i metamorfowała się. Niektóre koleżanki natomiast często zazdrościły jej tego daru.
- Nie – powiedziała. – Wchodzą w grę tylko ludzkie warianty przemian.
Nie gniewała się o pytanie o choroby. Rozumiała, że pewnie go to ciekawiło, zwłaszcza że wśród czarodziejów, szczególnie tych czystej krwi, takie przypadki były dosyć powszechne. Klątwa natomiast była po prostu bardzo pechowym wypadkiem, który mógł się przydarzyć każdemu.
- Brat zawsze opowiadał mi fantastyczne rzeczy o aurorstwie i będąc młodsza, nie chciałam zauważać tych złych stron, byłam w niego wpatrzona jak w obraz i chciałam pójść w jego ślady – powiedziała. – Ale teraz czasami obawiam się... że mogłabym się okazać zbyt wrażliwa. Nie jestem tak dzielna, jak Garrett, ale nadal bardzo go za to podziwiam.
Westchnęła. Zresztą, naiwne młodzieńcze marzenia nie zawsze musiały wyjść na dobre. Pewnie gdyby poszła na kurs i została z niego wyrzucona, przeżywałaby to wszystko jeszcze bardziej i miałaby poczucie, że zawiodła siebie i brata. Ale nie wie i się nie dowie, jak by to wyglądało.
Mężczyzna na chwilę wyszedł. Lyra cierpliwie zaczekała przy stoliku, po chwili przyniesiono jej herbatę, którą dla niej zamówił. Po chwili wrócił, wnosząc za sobą dziwny zapach. Lyra leciutko zmarszczyła nakrapiany nosek.
- Myślę, że tak stopniowo, nie na raz... dałoby się – odpowiedziała po chwili namysłu, choć wzdrygnęła się na samą myśl, jak cholernie musiałoby boleć rozciągnięcie się o pół metra. – Ale aż tyle nie próbowałam, nie potrzebowałam tego.
Upiła łyczek herbaty. Lody były już wspomnieniem, ale herbata także okazała się bardzo dobra.
- Jeśli uważasz, że to konieczne, to dobrze. Zgadzam się – powiedziała, gdy wspomniał o testach. Cóż, miała nadzieję, że nie będą bolały. Zastanawiała się, na czym mogłyby polegać, w końcu nigdy nie uczestniczyła w czymś takim.
- Nie, raczej nic takiego nie zauważam. Choć oczywiście mogę sprawić, żeby były gęstsze lub rzadsze – odpowiedziała.
Chwyciła pojedynczy kosmyk, bawiąc się nim od niechcenia.
- Jeśli chodzi o zaklęcie... Przez pierwsze tygodnie nie metamorfowałam się. Byłam... w zbyt wielkim szoku po tym wszystkim i straciłam kontrolę nad zmianami. Później jednak, kiedy najgorsze minęło, znowu zaczęłam się zmieniać.
Pierwsze tygodnie po oberwaniu klątwą były najgorsze. Lyra sporo czasu spędziła w zaczarowanym śnie, w który celowo ją wprowadzono, a i później było trudno, bo bardzo cierpiała i trudno było jej się skupić na czymkolwiek innym. Większość czasu leżała, wpatrując się w ścianę i sufit i starając się myśleć o czymkolwiek, byle nie o bólu i zawiedzionych nadziejach.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Hereward nie podzielał tego zafascynowania pracą aurora. Co roku przynajmniej połowa uczniów Hogwartu pragnęła zostać jednym z walczących z czarnoksiężnikami bohaterów. Niezważając na trud, jaki trzeba podjąć, na lata ciężkiego treningu i nauki, na niebezpieczeństwo towarzyszące wykonywanemu zawodowi. A na to, że dwie trzecie z nich z pewnością nie dostanie się nawet na kurs lub odpadnie z niego po pierwszych miesiącach. To była ciężka droga usiana wyrzeczeniami i przeszkodami, które zdają się być nie do pokonania. Barty uległ tej modzie raz, na szczęście zaliczył się do tych, który pożegnali się z karierą aurora już na etapie testów. Teraz cieszył się, że tak jego życie się potoczyło. Gdyby go przyjęli pewnie byłby obecnie zgorzkniałym, niezadowolonym z życia pogromcą czarnoksiężników albo zaledwie marmurowym nagrobkiem. Znalazł drogę dużo lepszą, dużo ciekawszą. Choć mniej niebezpieczną i pewnie nie tak ekscytującą. Ale to mu odpowiadało. Nie tęsknił za wielkimi wrażeniami rozpalającymi jego serce w skrajnych uczuciach. Niezbędną do życia adrenalinę serwował Hogwart, w dawce idealnej. Choć może ostatnio nieco zawyżonej. Pomyślał o Horacym, o stypie, która nie tak dawno się odbyła. Takich przeżyć wolałby sobie oszczędzić. Kolejna osoba, z którą się zaprzyjaźnił nie żyła. Wszystkie mroczne historie z jego życia powracały i bombardowały go smutkiem, żalem i cierpieniem. Nie chciał więcej płakać, czuć tej przytłaczającej beznadziei. Ale za każdym razem, kiedy myślał, że wreszcie się jej pozbył działo się coś takiego. Wszystko wracało.
Nie. Dość. Nie czas o tym myśleć, nie miejsce na to. Nie przy młodej, radosnej dziewczynie. Nie będzie jej obarczał swoimi smutkami. Uda się na coś mocniejszego z jej bratem, to pomoże. Tak, to zdecydowanie lepiej mu zrobi.
Odchrząknął wyrywając się z zamyślenia. Jego ręka, mimo braku współpracy z mózgiem, pokrywała kartkę notatkami.
- Dziękuję. Nie chciałbym ci zrobić krzywdy, a dużo bezpieczniej poczuję się mając wykwalifikowanego uzdrowiciela pod ręką.
Naprawdę bał się, że mógłby jej coś zrobić. Nie tak dawno przecież przeżyła szereg bardzo nieprzyjemnych rozczarowań. Hereward nie zniósłby myśli, że dołożył jeszcze jedną cegiełkę do budowy ściany odgradzającej ją od marzeń.
- Ciekawe, skąd w takim razie bierzesz budulec niezbędny do wydłużenia włosów. To naprawdę niesamowite, jeśli twoje ciało potrafi tak kontrolować magię. Prześcigamy się w wymyślaniu zaklęć, które wydłużają bądź skracają włosy, a ty... Ty to robisz ot tak, równie naturalna rzecz jak chodzenie. Niezwykłe, naprawdę niezwykłe.
Skoro zaklęcie jej nie zaszkodziło, to bardzo dobrze. Inaczej testy, którym by ją poddał nie miałby żadnego znaczenia. Zdeformowane przez urok zdolności Lyry nie mogłyby zostać podstawą jego badań. Niewspółmierność. To jedno słowo przekreśliłoby całą jego pracę.
- Czyli to, że negatywne emocje potrafią odebrać zdolności metamorfomagii to nie jest kolejna bajka? Tak jak z patronusem? A czy zdolności mogą się jakoś zmienić albo ograniczyć, analogicznie do tego zaklęcia? Na przykład, nie będziesz mogła mieć czarnych włosów albo zielonych oczu?
Nie. Dość. Nie czas o tym myśleć, nie miejsce na to. Nie przy młodej, radosnej dziewczynie. Nie będzie jej obarczał swoimi smutkami. Uda się na coś mocniejszego z jej bratem, to pomoże. Tak, to zdecydowanie lepiej mu zrobi.
Odchrząknął wyrywając się z zamyślenia. Jego ręka, mimo braku współpracy z mózgiem, pokrywała kartkę notatkami.
- Dziękuję. Nie chciałbym ci zrobić krzywdy, a dużo bezpieczniej poczuję się mając wykwalifikowanego uzdrowiciela pod ręką.
Naprawdę bał się, że mógłby jej coś zrobić. Nie tak dawno przecież przeżyła szereg bardzo nieprzyjemnych rozczarowań. Hereward nie zniósłby myśli, że dołożył jeszcze jedną cegiełkę do budowy ściany odgradzającej ją od marzeń.
- Ciekawe, skąd w takim razie bierzesz budulec niezbędny do wydłużenia włosów. To naprawdę niesamowite, jeśli twoje ciało potrafi tak kontrolować magię. Prześcigamy się w wymyślaniu zaklęć, które wydłużają bądź skracają włosy, a ty... Ty to robisz ot tak, równie naturalna rzecz jak chodzenie. Niezwykłe, naprawdę niezwykłe.
Skoro zaklęcie jej nie zaszkodziło, to bardzo dobrze. Inaczej testy, którym by ją poddał nie miałby żadnego znaczenia. Zdeformowane przez urok zdolności Lyry nie mogłyby zostać podstawą jego badań. Niewspółmierność. To jedno słowo przekreśliłoby całą jego pracę.
- Czyli to, że negatywne emocje potrafią odebrać zdolności metamorfomagii to nie jest kolejna bajka? Tak jak z patronusem? A czy zdolności mogą się jakoś zmienić albo ograniczyć, analogicznie do tego zaklęcia? Na przykład, nie będziesz mogła mieć czarnych włosów albo zielonych oczu?
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Z bardziej realistycznego punktu rzeczywiście tak było. Ale większość nastolatków na etapie Hogwartu, z Lyrą włącznie, nie pojmowała jeszcze powagi sytuacji i łudziła się pięknymi marzeniami o czynieniu dobra, walce ze złem i pracy pełnej wrażeń. Kiedy jednak pomieszkała trochę z Garrettem i widziała, jak wracał po pracy, zaczęła sobie uświadamiać, że to wcale nie jest takie piękne i cudowne. Że aurorstwo to także mnóstwo stresu i mniej przyjemnych zadań, którym mogłaby nie podołać, i pewnie faktycznie wyleciałaby z kursu. Czy chciała, czy nie, nie była taka, jak jej brat. I za jakiś czas może będzie wdzięczna losowi, że jednak jest artystką, bo to przecież dużo bezpieczniejsza praca, nawet jeśli niezbyt stabilna, jeśli chodzi o zarobki.
Praca w Hogwarcie mogła rzeczywiście być bardzo ciekawa dla kogoś, kto miał cierpliwość do nauczania i wystarczającą siłę przebicia, żeby faktycznie kogoś czegoś nauczyć. Bo tak nieśmiała osóbka jak Lyra pewnie miałaby z tym problem, choć Hogwart oczywiście lubiła i już zaczynała trochę za nim tęsknić.
- Mhm... To dobrze. Mam nadzieję, że dam sobie z tym radę – powiedziała, sącząc swoją herbatę. Nieco się wystraszyła tej wzmianki o zrobieniu krzywdy. Co takiego miał zamiar z nią robić? Nie dała jednak po sobie poznać tego chwilowego lęku i przywołała na twarz lekki, ufny uśmiech.
- Szczerze to... nie mam pojęcia. Nigdy tak się nad tym nie zastanawiałam, po prostu to robiłam. Ot tak, kiedy tego chciałam, choć oczywiście najpierw musiałam się nauczyć, jak zmienić dokładnie to, co chcę zmienić – powiedziała. Teraz, gdy już to w miarę opanowała, dla niej metamorfozy były czymś całkowicie oczywistym, nie zastanawiała się nad nimi aż tak bardzo szczegółowo. Po prostu... magia. Równie dobrze można by się zastanawiać, jakim cudem animag potrafi przemienić się w zwierzę, co też z pewnością było niesamowite i może nawet trudniejsze do wyjaśnienia niż umiejętność skrócenia lub wydłużenia włosów.
- Niestety tak jest. W każdym razie... Ja tak miałam. Tylko na kilka tygodni, ale byłam w takim stanie, że nie potrafiłam się normalnie metamorfować – powiedziała z żalem. – Bałam się, że straciłam tę zdolność, ale na szczęście później do mnie wróciła.
Strata metamorfomagii niewątpliwie byłaby dla Lyry bardzo przykrym ciosem, bo lubiła tę zdolność i cieszyła się, że otrzymała tak wyjątkowy talent. Na szczęście jednak jej nie utraciła. Z tego, co czytała o metamorfomagii w książkach, wynikało że w przypadku silnych wstrząsów emocjonalnych możliwe były krótsze bądź dłuższe okresy wyłączenia się zdolności.
- Właściwie nie wiem, czy to miało coś wspólnego z samą klątwą jako taką, czy po prostu ze stresem i ogólnie kiepskim stanem, jaki to zaklęcie spowodowało – dodała po chwili, upijając kolejny łyk herbaty. Raczej obstawiała to drugie, czyli swój kiepski stan, stres i reakcję emocjonalną na te doświadczenia, tak trudne dla młodej, dopiero wkraczającej w życie nastolatki. To, co czytała, też wydawało się przemawiać za tym rozwiązaniem.
Praca w Hogwarcie mogła rzeczywiście być bardzo ciekawa dla kogoś, kto miał cierpliwość do nauczania i wystarczającą siłę przebicia, żeby faktycznie kogoś czegoś nauczyć. Bo tak nieśmiała osóbka jak Lyra pewnie miałaby z tym problem, choć Hogwart oczywiście lubiła i już zaczynała trochę za nim tęsknić.
- Mhm... To dobrze. Mam nadzieję, że dam sobie z tym radę – powiedziała, sącząc swoją herbatę. Nieco się wystraszyła tej wzmianki o zrobieniu krzywdy. Co takiego miał zamiar z nią robić? Nie dała jednak po sobie poznać tego chwilowego lęku i przywołała na twarz lekki, ufny uśmiech.
- Szczerze to... nie mam pojęcia. Nigdy tak się nad tym nie zastanawiałam, po prostu to robiłam. Ot tak, kiedy tego chciałam, choć oczywiście najpierw musiałam się nauczyć, jak zmienić dokładnie to, co chcę zmienić – powiedziała. Teraz, gdy już to w miarę opanowała, dla niej metamorfozy były czymś całkowicie oczywistym, nie zastanawiała się nad nimi aż tak bardzo szczegółowo. Po prostu... magia. Równie dobrze można by się zastanawiać, jakim cudem animag potrafi przemienić się w zwierzę, co też z pewnością było niesamowite i może nawet trudniejsze do wyjaśnienia niż umiejętność skrócenia lub wydłużenia włosów.
- Niestety tak jest. W każdym razie... Ja tak miałam. Tylko na kilka tygodni, ale byłam w takim stanie, że nie potrafiłam się normalnie metamorfować – powiedziała z żalem. – Bałam się, że straciłam tę zdolność, ale na szczęście później do mnie wróciła.
Strata metamorfomagii niewątpliwie byłaby dla Lyry bardzo przykrym ciosem, bo lubiła tę zdolność i cieszyła się, że otrzymała tak wyjątkowy talent. Na szczęście jednak jej nie utraciła. Z tego, co czytała o metamorfomagii w książkach, wynikało że w przypadku silnych wstrząsów emocjonalnych możliwe były krótsze bądź dłuższe okresy wyłączenia się zdolności.
- Właściwie nie wiem, czy to miało coś wspólnego z samą klątwą jako taką, czy po prostu ze stresem i ogólnie kiepskim stanem, jaki to zaklęcie spowodowało – dodała po chwili, upijając kolejny łyk herbaty. Raczej obstawiała to drugie, czyli swój kiepski stan, stres i reakcję emocjonalną na te doświadczenia, tak trudne dla młodej, dopiero wkraczającej w życie nastolatki. To, co czytała, też wydawało się przemawiać za tym rozwiązaniem.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Doskonale.zdawał sobie sprawę, że nie każdy się nadaje.do bycia nauczycielem. Niewielu również tego chce. I dobrze. Tak samo nie ma wielu osób, które pragnęłyby pracowania jako prawnik, gajowy, barman czy sprzedawca. I pewnie jest też wielu ludzi, którym wykonywana praca zupełnie nie przypada do gustu. Herewardowi szkoda było takich ludzi. On odnalazł się na stanowisku profesora przekazując uczniom wiedzę o transmutacji. I życzył każdemu, żeby znalazł coś, co będzie mu dawać satysfakcję. Miał szczerą nadzieję, że Lyra odszuka coś, co wypełni lukę po niespełnionym marzeniu o zostaniu aurorem. Musiał przyznać, że zdolności, o których mu mówiła z pewnością by się jej przydały. Metamorfomagia otwierała niezwykłe możliwości. Dziewczyna co rusz na jego oczach zmieniała swój wygląd. Gdyby chciał ją naśladować musiałby użyć przynajmniej czterech różnych zaklęć, a osiągnięcie niektórych efektów zdawało mu się niewykonalne bez drobnej pomocy eliksirów.
- Mogę cię prosić o kilka włosów? Chciałbym je zbadać, sprawdzić czy może różnią się jakoś od zwykłych . Nie martw, się nie planuję żadnych eliksirów wielosokowych,. Choć jeśli się zgodzisz chciałbym też kiedyś zrobić jakieś testy z tym związane. Najlepiej jakby te włosy były po różnych przemianach. I kilka naturalnych.
Właśnie zaczął się zastanawiać, w kogo by się zmienił gdyby Lyra przybrała wygląd czarnookiej szatynki bez piegów, nieco grubej i niziutkiej. Przypuszczał, że dalej zostałby rudowłosą dziewczyną siedzącą na przeciwko. Ale nie miał pewności. Nie miał badań, a dla nauki jego przypuszczenia nie miały żadnego znaczenia. Co innego badania, te potrafią zmieniać świat.
Kolejną kwestią był brak znajomych alchemików. Kiedyś poprosiłby Horacego. Ale teraz... Teraz musiał znaleźć godne zastępstwo, co nie będzie łatwe. Najlepiej poszukać kogoś w Mungu. Ech, szkoda, że nie pomyślał o tym nieco wcześniej. Mógłby wykorzystać swój pobyt w szpitalu dużo lepiej niż na leżeniu w łóżku i zastanawianiu się, co zrobił źle podczas tej przeklętej stypy. Wyszło, że po prostu nie powinien się tam w ogóle pojawiać. Miał tylko nadzieję, że awersja do winogron okaże się tymczasowa.
/mała zmiana czasowa z mojej strony, przepraszam//tak późno, bo poprawki, postaram się poprawić!
- Mogę cię prosić o kilka włosów? Chciałbym je zbadać, sprawdzić czy może różnią się jakoś od zwykłych . Nie martw, się nie planuję żadnych eliksirów wielosokowych,. Choć jeśli się zgodzisz chciałbym też kiedyś zrobić jakieś testy z tym związane. Najlepiej jakby te włosy były po różnych przemianach. I kilka naturalnych.
Właśnie zaczął się zastanawiać, w kogo by się zmienił gdyby Lyra przybrała wygląd czarnookiej szatynki bez piegów, nieco grubej i niziutkiej. Przypuszczał, że dalej zostałby rudowłosą dziewczyną siedzącą na przeciwko. Ale nie miał pewności. Nie miał badań, a dla nauki jego przypuszczenia nie miały żadnego znaczenia. Co innego badania, te potrafią zmieniać świat.
Kolejną kwestią był brak znajomych alchemików. Kiedyś poprosiłby Horacego. Ale teraz... Teraz musiał znaleźć godne zastępstwo, co nie będzie łatwe. Najlepiej poszukać kogoś w Mungu. Ech, szkoda, że nie pomyślał o tym nieco wcześniej. Mógłby wykorzystać swój pobyt w szpitalu dużo lepiej niż na leżeniu w łóżku i zastanawianiu się, co zrobił źle podczas tej przeklętej stypy. Wyszło, że po prostu nie powinien się tam w ogóle pojawiać. Miał tylko nadzieję, że awersja do winogron okaże się tymczasowa.
/mała zmiana czasowa z mojej strony, przepraszam//tak późno, bo poprawki, postaram się poprawić!
Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
O tak, metamorfomagia bez wątpienia była świetną sprawą i mogła się przydać w życiu. Lyra zresztą bardzo swój talent lubiła. I mógł też jej posłużyć jako element artystycznego wyrazu, choć oczywiście póki co nie decydowała się na odważniejsze eksperymenty z wyglądem typu kolorowe włosy, nie chcąc odstraszać potencjalnych klientów spośród jakże konserwatywnych czarodziejów czystej krwi, którzy raczej nie przyjęliby dobrze młodziutkiej artystki z takimi fanaberiami. Co innego, gdyby była znaną artystką z talentem tak wartościowym, że przymknięto by oczy na specyficzny wygląd.
- Jasne – zgodziła się, słysząc jego propozycję, po czym ściszyła lekko głos: - Mogę to zrobić nawet teraz, skoro uważasz, że może ci się to do czegoś przydać.
Dla niej nie stanowiło to problemu, zresztą sama była ciekawa rezultatów. Dlatego sięgnęła dłonią do końców włosów i pociągnęła lekko, tak aby w jej dłoni zostało kilka.
- Mam nadzieję, że będę mogła się później dowiedzieć, co z tego wszystkiego wyszło? – spytała po chwili, a w jej głosie było słychać wyraźną ciekawość i zaintrygowanie. Była gotowa współpracować ze swoim byłym nauczycielem, i chętnie to zrobi; chciała tylko być informowana o wynikach, bo przecież to dotyczyło jej i jej zdolności. I miała do niego na tyle duże zaufanie, tym bardziej, że był znajomym Garretta, że nie obawiała się, że chciałby się bawić w praktyki typu zrobienie eliksiru wielosokowego z jej włosami.
- Działo się coś ciekawego w Hogwarcie, odkąd go opuściłam? – zapytała nagle. W końcu od tego czasu minęło zaledwie kilka tygodni, i czasami wciąż nie do końca przyzwyczaiła się do myśli, że po wakacjach już nie wróci do szkoły. Już nigdy nie będzie beztroską uczennicą. Ale Hereward z pewnością był na bieżąco z tym, co się tam dzieje, więc ucieszyłaby się, gdyby się podzielił. Rozmowa z nim była zupełnie inna teraz, kiedy była dorosła i ukończyła w szkole, niż w czasie, kiedy był jeszcze jej nauczycielem, a ona jego uczennicą.
- Jasne – zgodziła się, słysząc jego propozycję, po czym ściszyła lekko głos: - Mogę to zrobić nawet teraz, skoro uważasz, że może ci się to do czegoś przydać.
Dla niej nie stanowiło to problemu, zresztą sama była ciekawa rezultatów. Dlatego sięgnęła dłonią do końców włosów i pociągnęła lekko, tak aby w jej dłoni zostało kilka.
- Mam nadzieję, że będę mogła się później dowiedzieć, co z tego wszystkiego wyszło? – spytała po chwili, a w jej głosie było słychać wyraźną ciekawość i zaintrygowanie. Była gotowa współpracować ze swoim byłym nauczycielem, i chętnie to zrobi; chciała tylko być informowana o wynikach, bo przecież to dotyczyło jej i jej zdolności. I miała do niego na tyle duże zaufanie, tym bardziej, że był znajomym Garretta, że nie obawiała się, że chciałby się bawić w praktyki typu zrobienie eliksiru wielosokowego z jej włosami.
- Działo się coś ciekawego w Hogwarcie, odkąd go opuściłam? – zapytała nagle. W końcu od tego czasu minęło zaledwie kilka tygodni, i czasami wciąż nie do końca przyzwyczaiła się do myśli, że po wakacjach już nie wróci do szkoły. Już nigdy nie będzie beztroską uczennicą. Ale Hereward z pewnością był na bieżąco z tym, co się tam dzieje, więc ucieszyłaby się, gdyby się podzielił. Rozmowa z nim była zupełnie inna teraz, kiedy była dorosła i ukończyła w szkole, niż w czasie, kiedy był jeszcze jej nauczycielem, a ona jego uczennicą.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Przyjął włosy od Lyry i schował je w jedwabną chusteczkę, którą wraz zawartością włożył do kieszeni. Pomału zaczął planować, co zrobi z obiektem badań. Póki co plany nie były szczególnie zaawansowane. Wszystko rozbijało się w dalszym ciągu o brak alchemika, którego mógłby poprosić o pomoc. Przeglądał w myślach listę znajomych i o ile pojawiła się na niej uzdrowicielka, o tyle ze znawcami eliksirów miał większy problem. Chyba najwyższy czas to zmienić. Tylko skąd na gacie Merlina ma wytrzasnąć alchemików. Żeby oni chociaż na drzewach rośli... Ech, życie jest ciężkie.
- Oczywiście, dam ci znać o wszystkim, czego się dowiem. Choć nie podejrzewam, żeby wielkie odkrycia w tej dziedzinie miały pojawić się w najbliższym czasie. Obawiam się, że zajmie mi to trochę - dodał krzywiąc się nieznacznie. Właśnie zobaczył te wszystkie ślepe ścieżki, na których z pewnością zabłądzi szukając tej jednej właściwej, która może, ale tylko może doprowadzi go do wiekopomnego odkrycia.
Hogwart... Czy w szkole coś ciekawego się działo? Horacy umarł w tajemniczych okolicznościach, spekuluje się, że zabił go sam dyrektor. Strach, który i tak towarzyszył wszystkim z pewnością teraz jeszcze się spotęguje. Nauczyciele będą chodzić zasępieni, pogrążeni w swoich myślach zastanawiając się czy to prawda, że Gellert Grindelawld pozbawił życia jednego z nich. I jak przestaną martwić się o siebie i swoje rodziny, zaczną o uczniów, z roku na rok zdaje się coraz mniej beztroskich. Ale po co miałby to mówić młodej dziewczynie? Po co miałby to mówić komukolwiek?
- Wszystko po staremu. Mam wrażenie, że Hogwart nie zmienił się od dwudziestu lat, a co dopiero w ostatnim roku - uśmiechnął się kręcąc lekko głową. Ile ten gmach musiał widzieć, ilu wielkich historii były świadkami jego mury? Ten zamek przetrzyma wszystko, a my razem z nim.
- A u Weasley'ów dzieje się ostatnio coś ciekawego? Dawno nie widziałem się z Garrettem, więc jestem trochę poza najświeższymi plotkami.
Szybko i zgrabnie zmienił temat. Nie miał ochoty wracać do ponurych myśli, które ostatnimi czasy coraz częściej nawiedzają jego rudą głową. Jeszcze o tym pogada, jeszcze o tym pomyśli. Jednak to nie to miejsce, to nie ten czas.
- Oczywiście, dam ci znać o wszystkim, czego się dowiem. Choć nie podejrzewam, żeby wielkie odkrycia w tej dziedzinie miały pojawić się w najbliższym czasie. Obawiam się, że zajmie mi to trochę - dodał krzywiąc się nieznacznie. Właśnie zobaczył te wszystkie ślepe ścieżki, na których z pewnością zabłądzi szukając tej jednej właściwej, która może, ale tylko może doprowadzi go do wiekopomnego odkrycia.
Hogwart... Czy w szkole coś ciekawego się działo? Horacy umarł w tajemniczych okolicznościach, spekuluje się, że zabił go sam dyrektor. Strach, który i tak towarzyszył wszystkim z pewnością teraz jeszcze się spotęguje. Nauczyciele będą chodzić zasępieni, pogrążeni w swoich myślach zastanawiając się czy to prawda, że Gellert Grindelawld pozbawił życia jednego z nich. I jak przestaną martwić się o siebie i swoje rodziny, zaczną o uczniów, z roku na rok zdaje się coraz mniej beztroskich. Ale po co miałby to mówić młodej dziewczynie? Po co miałby to mówić komukolwiek?
- Wszystko po staremu. Mam wrażenie, że Hogwart nie zmienił się od dwudziestu lat, a co dopiero w ostatnim roku - uśmiechnął się kręcąc lekko głową. Ile ten gmach musiał widzieć, ilu wielkich historii były świadkami jego mury? Ten zamek przetrzyma wszystko, a my razem z nim.
- A u Weasley'ów dzieje się ostatnio coś ciekawego? Dawno nie widziałem się z Garrettem, więc jestem trochę poza najświeższymi plotkami.
Szybko i zgrabnie zmienił temat. Nie miał ochoty wracać do ponurych myśli, które ostatnimi czasy coraz częściej nawiedzają jego rudą głową. Jeszcze o tym pogada, jeszcze o tym pomyśli. Jednak to nie to miejsce, to nie ten czas.
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Lyra uśmiechnęła się lekko i skinęła głową.
- Jasne. Mam nadzieję, że wszystko wyjdzie pomyślnie i uda się dowiedzieć czegoś naprawdę interesującego – powiedziała.
Nawet nie zdawała sobie sprawę, z iloma komplikacjami wiązały się tego typu testy, i że Barty, poza znalezieniem metamorfomaga, musiał pokonać różne przeszkody i niedogodności, choćby w postaci braku odpowiednich osób do współpracy. Co wbrew pozorom mogło okazać się nawet trudniejsze, niż pozyskanie osoby obdarzonej tak rzadkim talentem, jak metamorfomagia. Szczęśliwie dla niego, akurat trafiła mu się taka uczennica w Hogwarcie.
Lyra nie miała pojęcia, jak źle było w szkole. Sama, jako zwykła uczennica, jedna z wielu, nie wiedziała tego, co nauczyciele. Zresztą nigdy się zbytnio nie wychylała, chodziła swoimi ścieżkami i robiła po prostu swoje, więc jakieś poważne problemy ją omijały, nie licząc tamtego nieszczęśliwego wypadku na zajęciach. Była jednak ciekawa, bo jednak sentymenty robiły swoje, no i przecież też słyszała o śmierci profesora Slughorna, a nawet wybrała się z bratem na jego pogrzeb. Ale że wiedziała bardzo mało, prawie nic, nie doszukiwała się na siłę teorii spiskowych. Może co najwyżej była zdumiona, że nauczyciel, który jeszcze niedawno przygotowywał ją do owutemów, tak nagle zmarł.
- To dobrze. Chociaż czasem mi smutno, że już tam nie wrócę – powiedziała. – Bardzo szybko minęło mi te siedem lat, choć wydaje mi się, jakbym zaledwie niedawno błagała mamę, by pozwoliła mi tam pojechać razem ze starszymi braćmi. Ale później przyszedł i mój czas... To były fajne lata, naprawdę.
Mimowolnie się uśmiechnęła na wspomnienie siebie jako dziewczynki patrzącej z zazdrością, jak bracia udają się do szkoły, a ona musiała zostać sama z zapracowaną, wiecznie zmęczoną matką. Jednak czas leciał nieubłagalnie i pewnego dnia także ona osiągnęła odpowiedni wiek... A teraz wkraczała już w dorosłość, a wsparcie brata było dla niej sporym ułatwieniem w zupełnie nowych realiach życia w Londynie.
Słysząc pytanie o rodzinę, zamyśliła się na moment.
- Mieszkam u Garretta odkąd tylko wróciłam ze szkoły. Ostatnio ma dużo pracy, więc może dlatego zostaje mu tak mało czasu na inne rzeczy – wyjaśniła. – Z Barrym niestety rzadko mam kontakt, natomiast jeśli chodzi o rodziców... Nie wiem, czy Garrett kiedyś ci o tym wspominał, ale mama niedawno pisała, że tata wrócił po latach od zaginięcia. Prawdopodobnie stracił pamięć. Nawet nie wiem, czy w ogóle mnie pamięta i co robił przez ten długi czas...
Zmarkotniała. Ojciec zniknął, kiedy była jeszcze dzieckiem. Tęskniła za nim, ale już niemal straciła nadzieję, że wróci, kiedy nagle dostała ten tajemniczy list od matki, zawiadamiający, że ojciec nagle pojawił się w domu i polecający, by dzieci pozostały na razie w Londynie. Ta cała sytuacja budziła w niej niepokój i regularnie dopytywała brata, czy dowiedział się czegoś nowego o sytuacji rodziców. Jako najstarszy, zawsze dowiadywał się najwięcej. Lyry nigdy nie chciano martwić, uważając ją za zbyt młodą i delikatną.
- Jasne. Mam nadzieję, że wszystko wyjdzie pomyślnie i uda się dowiedzieć czegoś naprawdę interesującego – powiedziała.
Nawet nie zdawała sobie sprawę, z iloma komplikacjami wiązały się tego typu testy, i że Barty, poza znalezieniem metamorfomaga, musiał pokonać różne przeszkody i niedogodności, choćby w postaci braku odpowiednich osób do współpracy. Co wbrew pozorom mogło okazać się nawet trudniejsze, niż pozyskanie osoby obdarzonej tak rzadkim talentem, jak metamorfomagia. Szczęśliwie dla niego, akurat trafiła mu się taka uczennica w Hogwarcie.
Lyra nie miała pojęcia, jak źle było w szkole. Sama, jako zwykła uczennica, jedna z wielu, nie wiedziała tego, co nauczyciele. Zresztą nigdy się zbytnio nie wychylała, chodziła swoimi ścieżkami i robiła po prostu swoje, więc jakieś poważne problemy ją omijały, nie licząc tamtego nieszczęśliwego wypadku na zajęciach. Była jednak ciekawa, bo jednak sentymenty robiły swoje, no i przecież też słyszała o śmierci profesora Slughorna, a nawet wybrała się z bratem na jego pogrzeb. Ale że wiedziała bardzo mało, prawie nic, nie doszukiwała się na siłę teorii spiskowych. Może co najwyżej była zdumiona, że nauczyciel, który jeszcze niedawno przygotowywał ją do owutemów, tak nagle zmarł.
- To dobrze. Chociaż czasem mi smutno, że już tam nie wrócę – powiedziała. – Bardzo szybko minęło mi te siedem lat, choć wydaje mi się, jakbym zaledwie niedawno błagała mamę, by pozwoliła mi tam pojechać razem ze starszymi braćmi. Ale później przyszedł i mój czas... To były fajne lata, naprawdę.
Mimowolnie się uśmiechnęła na wspomnienie siebie jako dziewczynki patrzącej z zazdrością, jak bracia udają się do szkoły, a ona musiała zostać sama z zapracowaną, wiecznie zmęczoną matką. Jednak czas leciał nieubłagalnie i pewnego dnia także ona osiągnęła odpowiedni wiek... A teraz wkraczała już w dorosłość, a wsparcie brata było dla niej sporym ułatwieniem w zupełnie nowych realiach życia w Londynie.
Słysząc pytanie o rodzinę, zamyśliła się na moment.
- Mieszkam u Garretta odkąd tylko wróciłam ze szkoły. Ostatnio ma dużo pracy, więc może dlatego zostaje mu tak mało czasu na inne rzeczy – wyjaśniła. – Z Barrym niestety rzadko mam kontakt, natomiast jeśli chodzi o rodziców... Nie wiem, czy Garrett kiedyś ci o tym wspominał, ale mama niedawno pisała, że tata wrócił po latach od zaginięcia. Prawdopodobnie stracił pamięć. Nawet nie wiem, czy w ogóle mnie pamięta i co robił przez ten długi czas...
Zmarkotniała. Ojciec zniknął, kiedy była jeszcze dzieckiem. Tęskniła za nim, ale już niemal straciła nadzieję, że wróci, kiedy nagle dostała ten tajemniczy list od matki, zawiadamiający, że ojciec nagle pojawił się w domu i polecający, by dzieci pozostały na razie w Londynie. Ta cała sytuacja budziła w niej niepokój i regularnie dopytywała brata, czy dowiedział się czegoś nowego o sytuacji rodziców. Jako najstarszy, zawsze dowiadywał się najwięcej. Lyry nigdy nie chciano martwić, uważając ją za zbyt młodą i delikatną.
come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Coś dziwnie zimnego i oślizgłego spłynęło mu po kręgosłupie, kiedy pomyślał o tych wszystkich nieprzyjemnych rzeczach, które ostatnio działy się w Hogwarcie. Nie miał ochoty o tym rozmawiać, a już zupełnie wolał o tym nie myśleć. Mógł to co najwyżej zapić.
- To chyba urok Hogwartu. Nic się w nim nigdy nie zmienia - mrugnął do Lyry.
Chyba każda historia z pójściem do tej szkoły wygląda podobnie. Pełne napięcia wyczekiwanie, wielki dzień zakupów na Pokątnej, siedem lat studiów bardziej lub mniej męczących, a po jakimś czasie tęsknota za spędzonym tam czasem. Sam też chętnie zamieniłby się z niejednym uczniem, powrócił do beztroskich czasów dzieciństwa. Może nie było ono najlepsze, ale jednak bycie dzieckiem ma swoje zalety, których nie ma żaden inny wiek. I za nimi tęsknił.
- Dobrze, że się odnalazł. Może to tymczasowa amnezja, niebawem minie?
Nie za bardzo wiedział, co ma powiedzieć. Są takie momenty w życiu, na które słowa nie wystarczają, a to był jeden z nich. Każdy komentarz będzie brzmiał, głupio, nawinie i sztucznie. Dlatego po prostu spojrzał dziewczynie w oczy lekko się uśmiechając. Trzymaj się, dasz radę.
Machinalnie spojrzał na zegarek i zamarł. Zaraz kończył mu się czas na złożenie wizyty u Betty.
- Przepraszam cię, właśnie okazało się, że jestem już spóźniony. Dam ci znać jak znajdę jakiegoś alchemika, napiszę o rezultatach. Bardzo dziękuję, że zgodziłaś się ze mną spotkać. Odwdzięczę się olbrzymim deserem lodowym przy następnym spotkaniu, okej?
Niemalże wybiegł z lodziarni machając Lyrze ręką na pożegnanie. Z kieszeni wyjął papierośnicę, w której smutno leżał ostatni papieros. Szlag, zapomniał kupić. Odpalił go palcem i po paru krokach zniknął przy odgłosie teleportacji.
z/t
- To chyba urok Hogwartu. Nic się w nim nigdy nie zmienia - mrugnął do Lyry.
Chyba każda historia z pójściem do tej szkoły wygląda podobnie. Pełne napięcia wyczekiwanie, wielki dzień zakupów na Pokątnej, siedem lat studiów bardziej lub mniej męczących, a po jakimś czasie tęsknota za spędzonym tam czasem. Sam też chętnie zamieniłby się z niejednym uczniem, powrócił do beztroskich czasów dzieciństwa. Może nie było ono najlepsze, ale jednak bycie dzieckiem ma swoje zalety, których nie ma żaden inny wiek. I za nimi tęsknił.
- Dobrze, że się odnalazł. Może to tymczasowa amnezja, niebawem minie?
Nie za bardzo wiedział, co ma powiedzieć. Są takie momenty w życiu, na które słowa nie wystarczają, a to był jeden z nich. Każdy komentarz będzie brzmiał, głupio, nawinie i sztucznie. Dlatego po prostu spojrzał dziewczynie w oczy lekko się uśmiechając. Trzymaj się, dasz radę.
Machinalnie spojrzał na zegarek i zamarł. Zaraz kończył mu się czas na złożenie wizyty u Betty.
- Przepraszam cię, właśnie okazało się, że jestem już spóźniony. Dam ci znać jak znajdę jakiegoś alchemika, napiszę o rezultatach. Bardzo dziękuję, że zgodziłaś się ze mną spotkać. Odwdzięczę się olbrzymim deserem lodowym przy następnym spotkaniu, okej?
Niemalże wybiegł z lodziarni machając Lyrze ręką na pożegnanie. Z kieszeni wyjął papierośnicę, w której smutno leżał ostatni papieros. Szlag, zapomniał kupić. Odpalił go palcem i po paru krokach zniknął przy odgłosie teleportacji.
z/t
Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Kto by nie lubił lodów? Każdy lubi lody. Czy to są sorbety, czy zwykłe waniliowe, czy też czekoladowe, smaków jest mnóstwo. Tych magicznych z kolei jeszcze więcej. Czarodzieje mieli przywielej do wielu dziwactw, jak chociażby lody o smaku pasztecików. Osobiście Neleus nigdy ich nie jadł, ale nigdy też nie miał ochoty ich spróbować. Tym razem obiecał córce, że wspólnie wybiorą się do lodziarni Floriana Fortescue. Co prawda, obiecał jej to tydzień temu, wiec teraz musiał marzenia córki spełnić. Ostatnio dostrzegł, że praktycznie godził się na każdą zachciankę nieletniej. Może to dlatego, że wychowywał ją sam i nie miała matki? Starał się praktycznie jej wszystko wynagrodzić. Właśnie dostali się na ulicę Pokątną i zmierzali w kierunku lodziarni. Trzymał Amarę za rękę dopóki nie dotarli na miejsce.
-No dobrze Amara, co byś chciała?- zapytał po czym spojrzał się na nią po czym na dość spory wybór za ladą lodziarni. Uśmiechnął się przy tym ledwo dostrzegalnie. Córka była strasznie do niego podobna, ale w dużej mierze też przypominała wyglądem swoją matkę, była równie śliczna i mądra oraz utalentowana artystycznie. Czekał aż córka powie co jej się marzy, on przy okazji rozmyślał co by zjeść samemu.
-No dobrze Amara, co byś chciała?- zapytał po czym spojrzał się na nią po czym na dość spory wybór za ladą lodziarni. Uśmiechnął się przy tym ledwo dostrzegalnie. Córka była strasznie do niego podobna, ale w dużej mierze też przypominała wyglądem swoją matkę, była równie śliczna i mądra oraz utalentowana artystycznie. Czekał aż córka powie co jej się marzy, on przy okazji rozmyślał co by zjeść samemu.
Gość
Gość
Tata obiecał mi już tydzień temu, że zabierze mnie na lody. Były wakacje, było strasznie ciepło i sama myśl o lodach sprawiała, że robiło mi się chłodniej. A co dopiero je zjeść! Szliśmy ulicami, trzymałam go za rękę starając się nadążyć za jego krokiem. Nie szedł za szybko, ale jak stawałam co chwilę, bo mnie coś zainteresowało, to potem musiałam nadganiać. Na Pokątną przeszliśmy bez problemów, by po przekroczeniu muru wyrwać mu się i czym prędzej polecieć do szyby lodziarni.
– Jak pachnieee! – zawołałam.
Weszliśmy do środka, tata zapytał mnie co bym chciała, a ja nie mogłam się zdecydować. Uwielbiałam czekoladowo-truskawkowe, ale miałam też ochotę na waniliowe i o smaku pistacji i wiśniowe, dyniowe, lukrecji, cytryny i… i chyba z dziesięć porcji by mi nie starczyło do zjedzenia ich wszystkich. Stałam przylepiona do lady nie do końca zauważając co się dookoła nas dzieje. Dopiero kiedy przyszła nasza kolej, spojrzałam na pracownika.
– Dzień dobry! – zawołałam wesoło. – Tatuś, ja chce… em… czekoladowe, lukrecjowe i… ii…i wiśnie. Mogę trzy? – zapytałam.
Dostałam swoją porcję, usiedliśmy przy stoliku w kawiarni, zjadając kolejne łyżeczki wierciłam się na krześle chcąc tacie o czymś opowiedzieć.
– Tata, tata, a wiesz, wiesz, że… – przerwałam pochłaniając kolejną łyżeczkę lukrecjowych lodów. – Wiesz, że mamy iść jutro z nianią na spacer do zoo? Podobno przywieźli nowe, małe tygryski i idziemy zobaczyć. Mówiłam o tym Belli i podobno też ma przyjść ze swoją nianią.
Patrzyłam na tatę pochłaniając kolejne ilości lodów. Nie mogłam się już doczekać jutra, perspektywa zobaczenia tych małych tygrysków sprawiała, że odkąd się o tym dowiedziałam, czyli od wczoraj wieczora, chodziłam cała podekscytowana. Znaczy tygryski nie były jedyną atrakcją, którą zapewne niania mi zapewni, może pójdziemy też oglądać małpki, a potem przejść się na spacer po Londynie, a przynajmniej ja to miałam w planach.
– Ale nie wiem czy bym chciała by Bella przyszła, ostatnio mnie strasznie denerwuje. Cały czas chce się bawić moją ulubioną lalką, a to jest przecież moja lalka. I mówi, że moja miotełka jest taka fajna, a w jej coś się wyregu…wyreg…popsuło a jej rodzice ciągle nie mają czasu tego dać do naprawy i jak tylko przychodzi, to każe mi wyciągać moją miotłę i sobie lata u nas po mieszkaniu – żaliłam się. – A ja się boje, że moją też popsuje. Bella w ogóle nie potrafi się bawić i mam wrażenie, że ona trochę głupia jest. Bo co jej tłumaczę, to ona nic nie rozumie.
/Wypowiedzi się pogrubia, a myśli pisze kursywą
– Jak pachnieee! – zawołałam.
Weszliśmy do środka, tata zapytał mnie co bym chciała, a ja nie mogłam się zdecydować. Uwielbiałam czekoladowo-truskawkowe, ale miałam też ochotę na waniliowe i o smaku pistacji i wiśniowe, dyniowe, lukrecji, cytryny i… i chyba z dziesięć porcji by mi nie starczyło do zjedzenia ich wszystkich. Stałam przylepiona do lady nie do końca zauważając co się dookoła nas dzieje. Dopiero kiedy przyszła nasza kolej, spojrzałam na pracownika.
– Dzień dobry! – zawołałam wesoło. – Tatuś, ja chce… em… czekoladowe, lukrecjowe i… ii…i wiśnie. Mogę trzy? – zapytałam.
Dostałam swoją porcję, usiedliśmy przy stoliku w kawiarni, zjadając kolejne łyżeczki wierciłam się na krześle chcąc tacie o czymś opowiedzieć.
– Tata, tata, a wiesz, wiesz, że… – przerwałam pochłaniając kolejną łyżeczkę lukrecjowych lodów. – Wiesz, że mamy iść jutro z nianią na spacer do zoo? Podobno przywieźli nowe, małe tygryski i idziemy zobaczyć. Mówiłam o tym Belli i podobno też ma przyjść ze swoją nianią.
Patrzyłam na tatę pochłaniając kolejne ilości lodów. Nie mogłam się już doczekać jutra, perspektywa zobaczenia tych małych tygrysków sprawiała, że odkąd się o tym dowiedziałam, czyli od wczoraj wieczora, chodziłam cała podekscytowana. Znaczy tygryski nie były jedyną atrakcją, którą zapewne niania mi zapewni, może pójdziemy też oglądać małpki, a potem przejść się na spacer po Londynie, a przynajmniej ja to miałam w planach.
– Ale nie wiem czy bym chciała by Bella przyszła, ostatnio mnie strasznie denerwuje. Cały czas chce się bawić moją ulubioną lalką, a to jest przecież moja lalka. I mówi, że moja miotełka jest taka fajna, a w jej coś się wyregu…wyreg…popsuło a jej rodzice ciągle nie mają czasu tego dać do naprawy i jak tylko przychodzi, to każe mi wyciągać moją miotłę i sobie lata u nas po mieszkaniu – żaliłam się. – A ja się boje, że moją też popsuje. Bella w ogóle nie potrafi się bawić i mam wrażenie, że ona trochę głupia jest. Bo co jej tłumaczę, to ona nic nie rozumie.
/Wypowiedzi się pogrubia, a myśli pisze kursywą
Gość
Gość
Wnętrze lodziarni
Szybka odpowiedź