Ruiny elektrowni
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ruiny elektrowni Battersea
Pod koniec czerwca 1956 roku elektrownia została zrównana z ziemią za sprawą nieznanej siły.
Był to jeden z najnowocześniejszych budynków w mieście, chluba londyńczyków: największy w Europie budynek wzniesiony z cegły i pierwsza tego typu elektrownia opalana węglem. Oddana do użytku ledwie kilka miesięcy temu znana jest przez każdego mugola w mieście; dla czarodziejów wydawać się musi olbrzymim, brzydkim, futurystycznym budynkiem zalewającym zarówno powietrze, jak i wodę Tamizy, olbrzymią ilością nieczystości związanych z odpadami.
Był to jeden z najnowocześniejszych budynków w mieście, chluba londyńczyków: największy w Europie budynek wzniesiony z cegły i pierwsza tego typu elektrownia opalana węglem. Oddana do użytku ledwie kilka miesięcy temu znana jest przez każdego mugola w mieście; dla czarodziejów wydawać się musi olbrzymim, brzydkim, futurystycznym budynkiem zalewającym zarówno powietrze, jak i wodę Tamizy, olbrzymią ilością nieczystości związanych z odpadami.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 10.02.18 13:22, w całości zmieniany 2 razy
Wbrew pozorom panika nie może boleć, w końcu to nie fizyczny uraz, jednakże szatyn w chwili wpadnięcia w silną falę poczuł odrętwienie – stres sparaliżował kończyny po same place, a uderzenie sprawiło, iż dość mocno zadławił się nadmiarem wody, który mimowolnie dostał się do jego ust. Ciemność przebijał blask lumos i tylko dzięki temu był w stanie dostrzec inne przejście niżeli te, przez które przepchnął ich silny nurt paskudnej brei w jakiej się znajdowali. Wypadając na „brzeg” odetchnął z ulgą, choć daleki był od szerokiego uśmiechu triumfu. Piekliła się w nim złość, a resztki wody, której wciąż pozbywał się z płuc sprawiły, że potrzebował chwili, aby się otrząsnąć. Przecenił własne możliwości i dostał wyraźnego pstryczka w nos, choć od samego początku znał ryzyko związane z owym miejscem, a tym bardziej ratunkiem bez odpowiedniego zabezpieczenia. Mógł kląć się w duchu, mógł uderzyć się w pierś, jednak wiedział, iż na refleksje i wyciąganie wniosków dopiero przyjdzie czas w chwili, gdy uda im się stąd wyjść… żywym. Stając na nogi rozejrzał się po towarzyszach, czy aby na pewno każdy wyszedł cało; woda była nieposkromionym żywiołem, podobnie jak ogień, dlatego nigdy nie należało podchodzić do niej lekceważąco. -Po prawej stronie był drugi korytarz.- rzucił szybko, jakoby zaczynało mu brakować tchu, co z resztą skwitował długim kaszlnięciem.
Spoglądając w kierunku Borgin dostrzegł tuż za jej plecami runę; wiedział, iż się jej przygląda. Podchodząc bliżej od razu ją rozpoznał, jednak znaczenie było na tyle nieprawdopodobne zważywszy na okoliczności, iż przez moment zastanawiał się, czy aby na pewno wcześniejsza sytuacja nie zagubiła w nim logicznego myślenia i wiedzy. -Dom.- powiedział pod nosem starając sobie przypomnieć ich rozmowę tuż przed wejściem do tego piekielnego miejsca. Dom Krakena? - spytał sam siebie w myślach, kiedy po chwili ponownie zaciągnął się długim i mało pokrzepiającym kaszlem. -To pozytywna, nostalgiczna runa. Symbolizuje ciepło, domowe ognisko i pamięć o bliskich, przodkach i korzeniach. Zdarza się ją wiązać także z duchami osób bliskich sercu.- wytłumaczył pewnym tonem, bo nie mógł się mylić – runy były jego czarnym koniem. -Prawdopodobnie chcą nas poinformować, że możemy szykować kojce, bo czeka nas tu długie i piękne życie. Dla Ciebie Antonino to chyba utopijna wizja.- dodał na koniec żartobliwym tonem, bo zapewne już zbyt długo prawił nader poważnie. Zaraz po tym rzucił Apo konspiracyjne spojrzenie, a jego wargi wygięły się w kpiącym wyrazie.
Spoglądając w kierunku Borgin dostrzegł tuż za jej plecami runę; wiedział, iż się jej przygląda. Podchodząc bliżej od razu ją rozpoznał, jednak znaczenie było na tyle nieprawdopodobne zważywszy na okoliczności, iż przez moment zastanawiał się, czy aby na pewno wcześniejsza sytuacja nie zagubiła w nim logicznego myślenia i wiedzy. -Dom.- powiedział pod nosem starając sobie przypomnieć ich rozmowę tuż przed wejściem do tego piekielnego miejsca. Dom Krakena? - spytał sam siebie w myślach, kiedy po chwili ponownie zaciągnął się długim i mało pokrzepiającym kaszlem. -To pozytywna, nostalgiczna runa. Symbolizuje ciepło, domowe ognisko i pamięć o bliskich, przodkach i korzeniach. Zdarza się ją wiązać także z duchami osób bliskich sercu.- wytłumaczył pewnym tonem, bo nie mógł się mylić – runy były jego czarnym koniem. -Prawdopodobnie chcą nas poinformować, że możemy szykować kojce, bo czeka nas tu długie i piękne życie. Dla Ciebie Antonino to chyba utopijna wizja.- dodał na koniec żartobliwym tonem, bo zapewne już zbyt długo prawił nader poważnie. Zaraz po tym rzucił Apo konspiracyjne spojrzenie, a jego wargi wygięły się w kpiącym wyrazie.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
A jednak. Nie mylił się - z wytrzeszczonymi oczyma patrzył jak magia odkrywa to co było skryte. Dreszcz satysfakcji przebiegł mu po plecach. Niebezpieczna rzeczywistość sprowadziła go na ziemię traktując go niczym kawałek szmaty miotając nim po ścianach. Oszołomiony tymi wydarzeniami dygotał z przestrachu. Właśnie otarł się o śmierć. Po raz drugi. Zaciągnął się powietrzem głęboko, powoli. Chwiejnie podniósł się na nogi wypuszczając je równie powoli. Ciągle był w bąblogłowie i choć woda w tym momencie ledwie obmywała jego kostki to nie czuł pragnienia pozbycia się jej. Jej obecność dawała mu złudne poczucie bezpieczeństwa, którego się uczepił.
Podniósł skonsternowany spojrzenie na Drewa. Dom. Nie bardzo rozumiał o co mu chodzi. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że czarodziej patrzy na coś będące na ścianie. Coś tam widział. Alchemik podpierając ręce na biodrach zebrał się w sobie by podejść i się przyjrzeć w...rysunek prostokąta z wpisanym w siebie kolejnym prostokątem z czego do tego pierwszego wchodziła od góry ryba. Dom. W porządku. To miało nawet sens. Chyba.
Nagle go olśniło.
- To faktycznie ma sens - rzucił z nagłym podekscytowaniem bardziej do siebie, niż do kogokolwiek innego - Te prostokąty do których wchodzi ta ryba... to znaczy - runa, to fragment mapy. Momencik... - powoli odwiązał klamrę przytroczonej do pasa przybornika do którego wetknął mapę. Pergamin bez wątpienia był zawilgotniały więc obchodził się z nim z niezwykłą delikatnością rozpościerając go przy źródle światła - O tu... Ten kształt. Wygląda podobnie, prawda? Co ciekawe miejsce z "x" to też jedno z zamkniętych kształt na mapie. To tylko moje przypuszczenia, lecz uważam, że to właśnie tam powinniśmy skierować swoje kroki. Pamięć o bliskich. Jeżeli legenda jest prawdą to należy mieć na uwadze, że Kraken był dzieckiem Hectora. Jeśli gdzieś tutaj ma się znajdować anomalia której szukamy to myślę, że będzie się znajdowała właśnie w tej okolicy - zakreślił miejsce palcem nad pergaminem - Właściwie to chyba nasz jedyny punkt zaczepienia - zrobił pauzę, zasępił się na chwilę pociągając przy tym nosem. Chłodne, wilgotne ubranie nieprzyjemnie przyklejało się do jego skóry. To było niekomfortowe - Teraz chwila... jesteśmy chyba tu. Najkrótsza droga... Będzie wyglądała jakoś tak: tedy, prawo, lewo... - pokazywał po tym, jak oszacował gdzie mogą się znajdować po zeznaniach Drew i po tym co sam widział. Gdy skończył wziął kolejny oddech w płuca dają wszystkim chwilę na przetrawienie tego co mówił. Nawet jeśli się mylił - nie bardzo mieli innych możliwości działania na chwilę obecną.
- Pozostaje nam mieć jedynie oczy szeroko otwarte - i po prostu iść. Wyglądało do tego na to, że pod górę. To alchemika nawet nie zaskakiwało. Pomijając oczywiście aspekt magicznej architektury i tego,że to wcale nie było dziwne, że w ukrytym magicznym świecie szli znów w górę, choć w tym mugolskim desperacko pragnęli znaleźć się na dole to po prostu wszystko zdawało się być dziś pod górę. Schował mapę.
- Lumos - poruszył różdżką zaczynając jednocześnie niepewnie wspinaczkę po schodach.
Podniósł skonsternowany spojrzenie na Drewa. Dom. Nie bardzo rozumiał o co mu chodzi. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że czarodziej patrzy na coś będące na ścianie. Coś tam widział. Alchemik podpierając ręce na biodrach zebrał się w sobie by podejść i się przyjrzeć w...rysunek prostokąta z wpisanym w siebie kolejnym prostokątem z czego do tego pierwszego wchodziła od góry ryba. Dom. W porządku. To miało nawet sens. Chyba.
Nagle go olśniło.
- To faktycznie ma sens - rzucił z nagłym podekscytowaniem bardziej do siebie, niż do kogokolwiek innego - Te prostokąty do których wchodzi ta ryba... to znaczy - runa, to fragment mapy. Momencik... - powoli odwiązał klamrę przytroczonej do pasa przybornika do którego wetknął mapę. Pergamin bez wątpienia był zawilgotniały więc obchodził się z nim z niezwykłą delikatnością rozpościerając go przy źródle światła - O tu... Ten kształt. Wygląda podobnie, prawda? Co ciekawe miejsce z "x" to też jedno z zamkniętych kształt na mapie. To tylko moje przypuszczenia, lecz uważam, że to właśnie tam powinniśmy skierować swoje kroki. Pamięć o bliskich. Jeżeli legenda jest prawdą to należy mieć na uwadze, że Kraken był dzieckiem Hectora. Jeśli gdzieś tutaj ma się znajdować anomalia której szukamy to myślę, że będzie się znajdowała właśnie w tej okolicy - zakreślił miejsce palcem nad pergaminem - Właściwie to chyba nasz jedyny punkt zaczepienia - zrobił pauzę, zasępił się na chwilę pociągając przy tym nosem. Chłodne, wilgotne ubranie nieprzyjemnie przyklejało się do jego skóry. To było niekomfortowe - Teraz chwila... jesteśmy chyba tu. Najkrótsza droga... Będzie wyglądała jakoś tak: tedy, prawo, lewo... - pokazywał po tym, jak oszacował gdzie mogą się znajdować po zeznaniach Drew i po tym co sam widział. Gdy skończył wziął kolejny oddech w płuca dają wszystkim chwilę na przetrawienie tego co mówił. Nawet jeśli się mylił - nie bardzo mieli innych możliwości działania na chwilę obecną.
- Pozostaje nam mieć jedynie oczy szeroko otwarte - i po prostu iść. Wyglądało do tego na to, że pod górę. To alchemika nawet nie zaskakiwało. Pomijając oczywiście aspekt magicznej architektury i tego,że to wcale nie było dziwne, że w ukrytym magicznym świecie szli znów w górę, choć w tym mugolskim desperacko pragnęli znaleźć się na dole to po prostu wszystko zdawało się być dziś pod górę. Schował mapę.
- Lumos - poruszył różdżką zaczynając jednocześnie niepewnie wspinaczkę po schodach.
- Co ten Valdek pitoli...:
Pomoc dydaktyczna dla towarzyszy Valerija obrazująca co ma na myśli i co on nad tą mapą właściwie im pokazuje.
The member 'Valerij Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - CZ' :
'Anomalie - CZ' :
Woda była wstrętnym, zdradliwym żywiołem, Cyneric go szczerze nienawidził. Bał się go. Czuł się skrajnie niekomfortowo musieć przebywać w ogromnym zbiorniku wodnym, nie umiejąc przy tym pływać. Tylko niezłomna silna wola pozwoliła mu nie panikować, szamocąc się w nieznanym sobie środowisku. Był wdzięczny towarzyszom, że nie zostawili go samemu sobie, wręcz pomogli mu wyczarowując bąblogłowę oraz holując do odpowiedniego wejścia. Przymknął na krótką chwilę powieki, chcąc naładować się energią. Kolejnym dopingującym motywem szamocącym się w głowie. Wreszcie spojrzał niespokojnie na skały za nimi, na nurt przed nimi, który wyniósł Rycerzy na koniec tajemniczego korytarza. Yaxley kurczowo trzymał w dłoni różdżkę, dającą niewielką ilość światła. Oddychał szybko, nieco panicznie, kiedy wreszcie ich podróż sięgnęła mety. Wylądował na niej na tyłku, słysząc za sobą spadające bloki sufitu. O mały włos. Aż ścierpła mu skóra.
Wreszcie uniósł się na nogi, nieco chwiejnie. Był cały przemoczony oraz zmęczony, chociaż to Apollinare odwalił za niego kawał roboty. Jeszcze raz skinął w podzięce zarówno jemu jak i Valerijowi, po czym zaczął z wolna wyżymać pozostałe części garderoby. Przy okazji słuchania o runie od Drewa i przyglądając się mapie Dolohova. Tak, to miało sens. Czymkolwiek była ta runa, nagle zapragnął się do niej dostać.
- Obyśmy nie spotkali tam krakena - mruknął zniechęcony. Nienawidził wody, lecz chyba już o tym mówił. - Chociaż ten powinien być głębiej. Tutaj jest zdecydowanie za płytko dla takich stworzeń - dodał, zauważając pewną prawidłowość. Mógł się tylko łudzić, że wcale nie zmierzali w jego kierunku. Obrócił się w korytarz w prawo, jedyny, w który teraz mogli iść. Próbował coś wypatrzeć, jednakże światło z jego różki było marne. Poza tym większość niespodzianek może być niewidoczna dla oczu.
- Carpiene - spróbował rzucić, wprost w ten korytarz. Decydując się na pozbycie światła u końca różdżki. Był zbyt osłabiony, zaklęcie prawdopodobnie nie wyjdzie, lecz musiał chociaż spróbować. Jeśli była szansa na niestanięcie na pułapce oraz nikła możliwość niezginięcia już podczas pierwszego kroku, to wolał ją wykorzystać. Pobożne życzenia.
Wreszcie uniósł się na nogi, nieco chwiejnie. Był cały przemoczony oraz zmęczony, chociaż to Apollinare odwalił za niego kawał roboty. Jeszcze raz skinął w podzięce zarówno jemu jak i Valerijowi, po czym zaczął z wolna wyżymać pozostałe części garderoby. Przy okazji słuchania o runie od Drewa i przyglądając się mapie Dolohova. Tak, to miało sens. Czymkolwiek była ta runa, nagle zapragnął się do niej dostać.
- Obyśmy nie spotkali tam krakena - mruknął zniechęcony. Nienawidził wody, lecz chyba już o tym mówił. - Chociaż ten powinien być głębiej. Tutaj jest zdecydowanie za płytko dla takich stworzeń - dodał, zauważając pewną prawidłowość. Mógł się tylko łudzić, że wcale nie zmierzali w jego kierunku. Obrócił się w korytarz w prawo, jedyny, w który teraz mogli iść. Próbował coś wypatrzeć, jednakże światło z jego różki było marne. Poza tym większość niespodzianek może być niewidoczna dla oczu.
- Carpiene - spróbował rzucić, wprost w ten korytarz. Decydując się na pozbycie światła u końca różdżki. Był zbyt osłabiony, zaklęcie prawdopodobnie nie wyjdzie, lecz musiał chociaż spróbować. Jeśli była szansa na niestanięcie na pułapce oraz nikła możliwość niezginięcia już podczas pierwszego kroku, to wolał ją wykorzystać. Pobożne życzenia.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
The member 'Cyneric Yaxley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 63
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 63
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nisko sklepione przejście wyglądało kusząco, posiłkując się nieocenionymi wskazówkami Valerija, Magnus wybrał jeden z otworów, przez których przepłynął, walcząc z rwącym nurtem. Prąd nie ułatwił pokonania stosunkowo niewielkiego odcinka, szum wody narastał, dudniąc w uszach - otworzenie się śluzy puściło wodę z ogromną siłą. Uwieszona jego pleców Antonia zaczynała mu już ciążyć, kiedy machał zdrętwiałymi stopami - miał przynajmniej czym oddychać, więc po kilku minutach walki z żywiołem, wraz z kobietą przedostał się do sekretnej części podtopionej piwnicy. Rzucone przez Rowle'a zaklęcie nie wykazało niebezpieczeństw - chociaż Magnus nie wiedział, czy to wynik faktycznego stanu rzeczy, czy niepowodzenia w sferze defensywnej. Czar wystrzelił z jego różdżki, a w tym samym momencie w mężczyznę uderzyła ostra migrena; instynktownie powiódł palcami do pulsującej bólem skroni, reflektując się w durnym uczynku dopiero, kiedy minimalnie zaczął opadać na dno. Lumos Drew skutecznie zdołało rozświetlić korytarz, lecz dopiero kiedy ciśnienie wody zmalało, a ogromna fala wręcz wypluła ich na skrawek suchej ziemi, mężczyzna mógł faktycznie się rozejrzeć i spróbować ocenić sytuację. W pierwszej kolejności - skinął głową Antonii, która niemal natychmiast zajęła się uśmierzeniem jego bólu głowy, najprawdopodobniej wnioskując jego dolegliwość z charakterystycznego gestu oraz, być może, doświadczenia podobnych skutków anomalii. Dopiero potem skupił wzrok na charakterystycznych szczegółach miejsca, w jakim się znajdowali i słowach Drew, nie tylko objaśniającego im znaczenie kolejnej runy, ale także uzupełniających pewne informacje. Magnus nie dostrzegł żadnej odnogi, lecz dla Dolohova, zajmującego się nawigacją ta informacja zapewne nie pozostawała bez znaczenia.
-Dom - powtórzył głucho za Macnairem, zastanawiając się gorączkowo, jakie informacje, prócz tych oczywistych, zgoła nie metaforycznych, a dosadnych, niesie za sobą znak - myślicie, że należy łączyć konteksty? Poszukać wspólnego mianownika z algiz? Bezpieczeństwo i pamięć o przodkach może łączyć się z interpretacją o terenach, oddanych magicznym stworzeniom, ale równie dobrze może być podwójną runą wskazującą na ochronę. W podziemiach tej elektrowni Hector stworzył krakenowi dom, traktował go jak dziecko. Nie jestem specjalistą od zoologi - urwał znacząco, rzucając krótkie spojrzenie Cynericowi - czy te stworzenia są długowieczne? I... czym się żywią? - spytał treściwie, nie będąc do końca pewnym, czy chce poznać odpowiedź. Kołatała mu się jeszcze w głowie wzmianka o duchach - ha, przydałby się Louvel - ale nie był jeszcze co do tego przekonany. Frapował go zaś aspekt zapanowania nad anomalią... Może krakena (jeśli istniał) wcale nie trzeba będzie zabijać? Skoro Hector zdołał go wychować, może i im uda się nad nim w jakiś sposób zapanować? Kompletnie zgubił przy tym tok rozumowania Valeirija - a może to po prostu rosyjski akcent? - lecz widząc, jak rusza i mając okazję rzucić okiem na mapę, raźnym krokiem podjął wędrówkę, czując, jak przenika go dreszcz za każdym razem, gdy woda pod ich stopami wydawała niepokojący odgłos. Wszystkim krokom towarzyszył nieprzyjemny chlupot, ale mimo to Rowle starał się poruszać najciszej jak umiał, żeby nie zbudzić złego. Szedł za Valerijm, wzdłuż ciągnącego się w wydawałoby się nieskończoność, korytarza.
-Musimy zejść głębiejm jeśli chcemy dotrzeć do potwora? - spytał Yaxleya, gdy wdrpaywał się po schodach (przeciwieństwo!), intensywnie myśląc. A co, jeśli kraken wcale nie istniał, a okaże się imieniem wybranym przez Hectora dla swego pupila o zdecydowanie innej nazwie gatunkowej? Wisząca kula światła wyczarowana przez Drew zdecydowanie ułatwiała drogę, Magnus rozglądał się więc bacznie, by w razie czego móc poinformować towarzyszy o napotkanych dziwactwach. Zatrzymał się tuż przed odnogą korytarza, biegnącą w prawo - tam królowała już ciemność i nie był pewny, czy rozsądnie byłoby tam wchodzić, bez upewnienia się wcześniej, czy po postawieniu stopy na podłodze, coś mu jej nie odgryzie.
|rzucam na spostrzegawczość, poziom I
i jeśli się zagalopowałam z chodzeniem, wstrzymaj mnie, Mistrzu Gry <3
-Dom - powtórzył głucho za Macnairem, zastanawiając się gorączkowo, jakie informacje, prócz tych oczywistych, zgoła nie metaforycznych, a dosadnych, niesie za sobą znak - myślicie, że należy łączyć konteksty? Poszukać wspólnego mianownika z algiz? Bezpieczeństwo i pamięć o przodkach może łączyć się z interpretacją o terenach, oddanych magicznym stworzeniom, ale równie dobrze może być podwójną runą wskazującą na ochronę. W podziemiach tej elektrowni Hector stworzył krakenowi dom, traktował go jak dziecko. Nie jestem specjalistą od zoologi - urwał znacząco, rzucając krótkie spojrzenie Cynericowi - czy te stworzenia są długowieczne? I... czym się żywią? - spytał treściwie, nie będąc do końca pewnym, czy chce poznać odpowiedź. Kołatała mu się jeszcze w głowie wzmianka o duchach - ha, przydałby się Louvel - ale nie był jeszcze co do tego przekonany. Frapował go zaś aspekt zapanowania nad anomalią... Może krakena (jeśli istniał) wcale nie trzeba będzie zabijać? Skoro Hector zdołał go wychować, może i im uda się nad nim w jakiś sposób zapanować? Kompletnie zgubił przy tym tok rozumowania Valeirija - a może to po prostu rosyjski akcent? - lecz widząc, jak rusza i mając okazję rzucić okiem na mapę, raźnym krokiem podjął wędrówkę, czując, jak przenika go dreszcz za każdym razem, gdy woda pod ich stopami wydawała niepokojący odgłos. Wszystkim krokom towarzyszył nieprzyjemny chlupot, ale mimo to Rowle starał się poruszać najciszej jak umiał, żeby nie zbudzić złego. Szedł za Valerijm, wzdłuż ciągnącego się w wydawałoby się nieskończoność, korytarza.
-Musimy zejść głębiejm jeśli chcemy dotrzeć do potwora? - spytał Yaxleya, gdy wdrpaywał się po schodach (przeciwieństwo!), intensywnie myśląc. A co, jeśli kraken wcale nie istniał, a okaże się imieniem wybranym przez Hectora dla swego pupila o zdecydowanie innej nazwie gatunkowej? Wisząca kula światła wyczarowana przez Drew zdecydowanie ułatwiała drogę, Magnus rozglądał się więc bacznie, by w razie czego móc poinformować towarzyszy o napotkanych dziwactwach. Zatrzymał się tuż przed odnogą korytarza, biegnącą w prawo - tam królowała już ciemność i nie był pewny, czy rozsądnie byłoby tam wchodzić, bez upewnienia się wcześniej, czy po postawieniu stopy na podłodze, coś mu jej nie odgryzie.
|rzucam na spostrzegawczość, poziom I
i jeśli się zagalopowałam z chodzeniem, wstrzymaj mnie, Mistrzu Gry <3
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Magnus Rowle' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 80
'k100' : 80
Antonia wpatrywała się w runę chcąc odnaleźć całościowe jej znaczenie. Zanim jednak zdążyła się odezwać zrobił to Macnair. Wiedziała, że ma większą wiedzę z zakresu run niż ona, ale ta nie była jakaś trudna w odczytaniu. Runy miały to do siebie, że trzeba było jej interpretować w różny sposób. Nic konkretnego nie było się w stanie wyczytać bez znania kontekstu sytuacji. Tak było też i tym razem. - Macnair ma racje. Nie ma tu jednak nic o niebezpieczeństwie i ciężko jest wyciągnąć cokolwiek z kontekstu tej runy tak samo jak ciężko było wyciągnąć kontekst z poprzedniej. To może być dom potwora, to może być też odniesienie do czegoś co jeszcze znajdziemy. Wszystko wskazuje jednak na to, że zbliżamy się do celu panowie. - odparła przygaszonym głosem. Wiedziała, że nie potrzebują potwierdzenia w jej słowach, ale czuła, że powinna wypowiedzieć słowa chodzące jej po głowie na głos. Słysząc skierowane w jej stronę słowa uniosła brew. - Medium też jesteś? - zapytała Drew zaraz odwracając się do tłumaczącego im drogę Dolohova. To wszystko układało im się w całość. Miała tylko nadzieje, że gdy przyjdzie co do czego znajdą się już na stabilnej pozycji. Walka w wodzie nie miała im przynieść niczego dobrego, a musieli się przecież pośpieszyć. I tak stracili już wystarczająco dużo czasu na zejście tutaj. Gdyby nie mugole, których spotkali na swojej drodze i ogień, który niemal strawił całą elektrownie już dawno by się tutaj znaleźli. Nie był to jednak czas na gdybanie. - Lumos – mruknęła rozpalając różdżkę. Czuła, że jest dla Magnusa ciężarem chociaż wiedziała, że w tym momencie nie ma innego wyjścia. Nie była w stanie sama przepłynąć nawet mając ochronę w postaci bąblogłowy. - Miejmy to już za sobą. - mruknęła jeszcze bardziej do siebie niż do nich. Chyba każdy z nich chciał już znaleźć anomalie i się stąd wynieść. Mieć pewność, że zadanie zostało wykonane, bo jak na razie wszystko stało pod jednym, wielkim (niczym kraken) znakiem zapytania.
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Antonia Borgin' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - CZ' :
'Anomalie - CZ' :
Czułem się jak głupek, albo tuman. Ja i moja szlachetnie pożyteczna wiedza z zakresu malarstwa, jak i jego historii zdecydowanie nie wyróżniała się na tle mądrości Dolohova, czy też znajomości Starożytnych Run, którą posiedli Drew i Antonia. Miałem ochotę westchnąć nad sobą, ale nie było na to teraz czasu. Zwłaszcza, że wątpliwym było, byśmy mogli się cofnąć. Musieliśmy iść do przodu i to możliwie najszybciej jak to tylko możliwe. Zerknąłem na wygięte usta Drew, a potem przeniosłem wzrok na Antonię, coś zabłysło na którą chwilę w spojrzeniu, jednak zniknęło pod napływem powagi. Wysłuchałem każdego z nich i nie mając nic mądrego do powiedzenia stwierdziłem po prostu.
- Ruszajmy. Valerij prowadzi, ja za nim, pomogę w razie ataku. Drew, Antonia, starajcie się nie iść na końcu, wasza znajomość Run może okazać się jeszcze bardziej niż potrzebna. - westchnąłem lekko, spoglądając na alchemika. Jednak zanim jeszcze cokolwiek zdążył powiedzieć poszedłem w ślad za Cynericem. Sprawdzenie, czy wokół nas nie ma pułapek było zdecydowanie dobrym pomysłem. - Carpiene. - wybrałem więc, chociaż wątpiłem, by cokolwiek dzisiaj miało mi jeszcze wyjść.
- Ruszajmy. Valerij prowadzi, ja za nim, pomogę w razie ataku. Drew, Antonia, starajcie się nie iść na końcu, wasza znajomość Run może okazać się jeszcze bardziej niż potrzebna. - westchnąłem lekko, spoglądając na alchemika. Jednak zanim jeszcze cokolwiek zdążył powiedzieć poszedłem w ślad za Cynericem. Sprawdzenie, czy wokół nas nie ma pułapek było zdecydowanie dobrym pomysłem. - Carpiene. - wybrałem więc, chociaż wątpiłem, by cokolwiek dzisiaj miało mi jeszcze wyjść.
Just wait and see, what am I capable of
Apollinare Sauveterre
Zawód : artysta, krytyk, dyrektor Galerii Sztuki
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sztuka zawsze, nieustannie zajmuje się dwiema sprawami: wiecznie rozmyśla o śmierci i dzięki temu wiecznie tworzy życie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Apollinare Sauveterre' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 15
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 15
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Ruszyliście korytarzem, do którego prowadziły schody wzwyż; ciemne, ponuro rozświetlone blaskiem lumos przejście zdawało się kurczyć z każdym stawianym przez was krokiem - nawet się nie zorientowaliście, kiedy ustał rumor zawalającej się elektrowni, a was otulała jedynie niczym niezmącona, niepokojąca cisza. Korytarz usiany był zapadniami, przed którymi jednak zdążył przestrzec was Cyneric. Ogniska pułapek znajdowały się pośrodku przejścia, oddzielone po dwa, trzy metry od siebie, było ich pięć - Yaxley widział je wszystkie i dzięki jego przestrodze zdołaliście je obejść lub przeskoczyć. Na wasze szczęście, dopiero, kiedy dotarliście do odnogi prowadzącej w prawo, rozległo się kolejne trzęsienie ziemi. Niewielkie kamienie opadały wam na głowy, ziemia się zatrzęsła, strącając was na kolana, rozległ się pomruk, choć dla większości brzmieć pomógł jak echo wybuchów na powierzchni lub przesuwanych głazów, Cyneric wiedział, że pochodził od żywego, morskiego stworzenia. Znajdowaliście się bliżej ogniska trzęsienia ziemi, wstrząsy były tutaj głośniejsze i łatwiej wyczuwalne. Cyneric, dzięki swojemu zaklęciu, wykrył coś jeszcze: byt, jedną istotę, znajdującą się gdzieś w kierunku, w którym podążaliście. Wiele wskazywało na to, że Valerij nie mylił się w swojej interpretacji mapy: mijane przez was zakręty odpowiadały tym wyrysowanym na mapie. Skręciliście raz w prawo, raz w lewo, a potem jeszcze dwa razy w prawo, nim znaleźliście się przy rozwidleniu.
Magnus czujnie i z uwagą rozglądał się wokół, konsekwentnie jednak nie widział nic wartego uwagi. Puste, znów ciche korytarze, wydawały się nienawiedzane przez wieki: śmierdziały stęchlizną, wszystko pokrywał gęsty kurz. Ściany porastał mech, dla Valerija, Cynerika Antonii i Apolinaire'a mógł wyglądać nieco dziwnie, miał wyraźne listki i pachniał ziołowo, jednak żadne z was nie potrafiło nazwać rośliny. Im bliżej znajdowaliście się miejsca, które obraliście na swój cel, tym mniej korytarze przypominały budynek, a tym bardziej grotę wydrążoną w skale, ze stalaktytami zwisającymi od góry, tym chłodniejsza była temperatura i tym silniej odczuwaliście, że dobrowolnie wchodziliście do czegoś, co ewidentnie było klaustrofobiczną pułapką. Przestrzeń najsilniej działała na Cynerika. Pod waszymi nogami zaczęła wyczuwalna być dziwna, zielonkawa lepka breja, które momentami wydawała się ruszać. Coś bulgotnęło pod waszymi nogami, mech bliżej rozwidlenia stawał się coraz gęstszy, zdobiąc ściany soczystą zielenią. Wydawało wam się, że coś na ścianie naprzeciwko was błysnęło srebrem.
Czujne oko Magnusa wypatrzyło za rozwidleniem, przeciwlegle do siebie, dwie kolejne runy wymalowane na ścianach. Pierwszą z nich dostrzegł od razu również Drew, na lewo od wyjścia, z którego się wyłoniliście: była to ta sama, co na samym początku, runa algiz. Po prawej stronie znajdowała się jeszcze jedna, przypominająca kanciastą literę B - nazywa się berkano: zarówno Drew jak i Antonia znają jej znaczenie. Jest to runa kobiecości, związana z płodnością, płcią żeńską, pięknem, ale również cudem narodzin, opiekuńczością i zdrowiem. Niektórzy interpretują ją jako brzozę, utożsamiając z jej właściwościami zdrowotnymi. Jest również symbolem domu, pokoju, spokojnej przestrzeni. Jeśli Magnus wskaże położenie drugiej z run, Drew dostrzeże, że zostały nakreślone dokładnie naprzeciwko siebie: oznacza to, że znajdują się w stosunku antagonicznym do siebie.
Apolinaire, Antonia, Valerij - bąblogłowa, 2 tury
Cyneric - bąblogłowa, 3 tury
Antonia - bąblogłowa, do momentu zdjęcia
Magnus - bąblogłowa, 4 tury
Magnus czujnie i z uwagą rozglądał się wokół, konsekwentnie jednak nie widział nic wartego uwagi. Puste, znów ciche korytarze, wydawały się nienawiedzane przez wieki: śmierdziały stęchlizną, wszystko pokrywał gęsty kurz. Ściany porastał mech, dla Valerija, Cynerika Antonii i Apolinaire'a mógł wyglądać nieco dziwnie, miał wyraźne listki i pachniał ziołowo, jednak żadne z was nie potrafiło nazwać rośliny. Im bliżej znajdowaliście się miejsca, które obraliście na swój cel, tym mniej korytarze przypominały budynek, a tym bardziej grotę wydrążoną w skale, ze stalaktytami zwisającymi od góry, tym chłodniejsza była temperatura i tym silniej odczuwaliście, że dobrowolnie wchodziliście do czegoś, co ewidentnie było klaustrofobiczną pułapką. Przestrzeń najsilniej działała na Cynerika. Pod waszymi nogami zaczęła wyczuwalna być dziwna, zielonkawa lepka breja, które momentami wydawała się ruszać. Coś bulgotnęło pod waszymi nogami, mech bliżej rozwidlenia stawał się coraz gęstszy, zdobiąc ściany soczystą zielenią. Wydawało wam się, że coś na ścianie naprzeciwko was błysnęło srebrem.
Czujne oko Magnusa wypatrzyło za rozwidleniem, przeciwlegle do siebie, dwie kolejne runy wymalowane na ścianach. Pierwszą z nich dostrzegł od razu również Drew, na lewo od wyjścia, z którego się wyłoniliście: była to ta sama, co na samym początku, runa algiz. Po prawej stronie znajdowała się jeszcze jedna, przypominająca kanciastą literę B - nazywa się berkano: zarówno Drew jak i Antonia znają jej znaczenie. Jest to runa kobiecości, związana z płodnością, płcią żeńską, pięknem, ale również cudem narodzin, opiekuńczością i zdrowiem. Niektórzy interpretują ją jako brzozę, utożsamiając z jej właściwościami zdrowotnymi. Jest również symbolem domu, pokoju, spokojnej przestrzeni. Jeśli Magnus wskaże położenie drugiej z run, Drew dostrzeże, że zostały nakreślone dokładnie naprzeciwko siebie: oznacza to, że znajdują się w stosunku antagonicznym do siebie.
- (nie)życie:
- • Antonia: 173/213, kara -5 (20 - psych, decelphage, 20 - tłuczone)
• Drew: 178/213, kara -5 (10 - psychiczne, 20 - tłuczone, 5 - podtopienie); nóż
• Valerij: 183/208, kara -5 (20 - psychiczne, decephalgo), sinica x1; mapy
• Apollinare 179/214; -5 do rzutu (30 tłuczone, 5 cięte), sinica x1
• Cyneric 230/270; -5 do rzutu (10 - psychiczne, 30 - poparzenia) bułka z pomidorem
• Magnus 164/260; kara -15 (17 - psychiczne, 19 - cięte, 30 - poparzenia, 20 - tłuczone, 5 - psychiczne, decelphage)
Apolinaire, Antonia, Valerij - bąblogłowa, 2 tury
Cyneric - bąblogłowa, 3 tury
Antonia - bąblogłowa, do momentu zdjęcia
Magnus - bąblogłowa, 4 tury
Droga śliskimi, wilgotnymi korytarzami ciągnęła się niemiłosiernie, cenne sekundy zatracał na marsz, porzucając nerwowy tik, nakazujący oglądać się za siebie na każdym rozwidleniu. Był zadziwiająco spokojny i skupiony, jakby odebranie część siły fizycznym atakiem nagrodziło Rowle'a niespodziewanym bonusem w postaci cierpliwości. Niesamowicie potrzebnej w tej chwili, kiedy brodził w płytkiej wodzie z uniesioną różdżką, stroniąc od gwałtownych ruchów. Drogę najeżoną pułapkami, dzięki trafnemu ich zlokalizowaniu przez Cynerica pokonali bez większych problemów, Magnus zdobył pewność, że poruszają się we właściwym kierunku. Zaczęli już zdobywać właściwy szlak, wytyczony przez szereg trudności, jakimi Hector zabezpieczył drogę do domu swego dziecka. Podwodny labirynt Dedala, chroniący tak twórcę, jak i dziecko, zamknięte w labiryncie zatopionych korytarzy. Klucząc wąskimi przejściami i unikając śmiercionośnych pułapek, miał chwilę na dociekanie. Znaczenia run osadzonych w kontekście, algiz, która nigdy nie występowała samotnie, odali, oznaczającej bezpieczną przystań, dom: nadal nie potrafił uzupełnić układanki tak, by ujawniła się przed nim w jasnej całości, wiedział zbyt mało, by dokładnie zinterpretować otrzymane wskazówki. Walący się strop nie pomagał w najmniejszym stopniu, mocny wstrząs powalił Magnusa na kolana, instynktownie uniósł ręce w górę, by ochronić głowę przed opadającymi nań drobinkami gruzu. Głuchy dźwięk zmroził mu krew w żyłach, lecz Rowle prędko nabrał uspokajający wdech, to tylko trzęsienie ziemi, tylko spadające z góry kawały betonu, tylko kamienie, odcinające im drogę powrotną.
-Słyszeliście to? - spytał, chcąc się upewnić, czy przypadkiem chory umysł nie podsunął mu tych odgłosów, że złowieszcze grzmoty nie stanowiły jedynie wytworu jego wyobraźni. Podźwignąwszy się z kolan niezmiennie parł naprzód, kierowany wskazówkami Valerija. Z biegiem ich wędrówki korytarze robiły się węższe, ciaśniejsze i powoli przestały przypominać zalaną piwnicę, a jaskiniowy labirynt, wykuty w omszałej skale. Ściany pokrywał wilgotny, zielony nalot, dziwaczny mech, jakiego Magnus wolał nie dotykać. Równie obrzydliwa breja pulsowała pod ich stopami, wprawiona w ruch ich krokami, rozbryzgana obcasami kilku par butów, oblepiła ich obcasy zielonkawą galaretą, jaką Rowle bezskutecznie usiłował strzepnąć ze swego obuwia. Nie tracąc przy tym poglądu na to, co działo się dookoła. Na przeciwległej ścianie w kolorze soczystej, wręcz sielskiej zieleni, dojrzał błysk srebra - i nie mogło być mowy o pomyłce.
-Tam coś jest - wskazał konkretny kierunek - lumos - machnął różdżką, by jeszcze bardziej rozświetlić drogę - a na końcu, w zaułku po prawej też widnieje runa. Coś jakby... zaostrzona litera B - poinformował swych towarzyszy, choć wieść była kierowana głównie w kierunku Drew oraz Antonii. Nie miał zielonego pojęcia, co ów symbol mógł oznaczać, lecz naprzeciw widział dobrze mu znaną (z wyjaśnień Macnaira oraz Borgin) runę, która znajdowała się także w księdze z legendą o czarnoksiężniku.
-Może algiz jest naszym drogowskazem? I prowadzi wprost do leża krakena? - rzucił cicho, próbując dojść do konkretnych wniosków po przyswojeniu sobie podstawowych i równie treściwych informacji.
-Słyszeliście to? - spytał, chcąc się upewnić, czy przypadkiem chory umysł nie podsunął mu tych odgłosów, że złowieszcze grzmoty nie stanowiły jedynie wytworu jego wyobraźni. Podźwignąwszy się z kolan niezmiennie parł naprzód, kierowany wskazówkami Valerija. Z biegiem ich wędrówki korytarze robiły się węższe, ciaśniejsze i powoli przestały przypominać zalaną piwnicę, a jaskiniowy labirynt, wykuty w omszałej skale. Ściany pokrywał wilgotny, zielony nalot, dziwaczny mech, jakiego Magnus wolał nie dotykać. Równie obrzydliwa breja pulsowała pod ich stopami, wprawiona w ruch ich krokami, rozbryzgana obcasami kilku par butów, oblepiła ich obcasy zielonkawą galaretą, jaką Rowle bezskutecznie usiłował strzepnąć ze swego obuwia. Nie tracąc przy tym poglądu na to, co działo się dookoła. Na przeciwległej ścianie w kolorze soczystej, wręcz sielskiej zieleni, dojrzał błysk srebra - i nie mogło być mowy o pomyłce.
-Tam coś jest - wskazał konkretny kierunek - lumos - machnął różdżką, by jeszcze bardziej rozświetlić drogę - a na końcu, w zaułku po prawej też widnieje runa. Coś jakby... zaostrzona litera B - poinformował swych towarzyszy, choć wieść była kierowana głównie w kierunku Drew oraz Antonii. Nie miał zielonego pojęcia, co ów symbol mógł oznaczać, lecz naprzeciw widział dobrze mu znaną (z wyjaśnień Macnaira oraz Borgin) runę, która znajdowała się także w księdze z legendą o czarnoksiężniku.
-Może algiz jest naszym drogowskazem? I prowadzi wprost do leża krakena? - rzucił cicho, próbując dojść do konkretnych wniosków po przyswojeniu sobie podstawowych i równie treściwych informacji.
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Magnus Rowle' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - CZ' :
'Anomalie - CZ' :
- Nie szukamy potwora - odezwał się słysząc za plecami wymianę zdań pomiędzy Magnusem, a Cynerikiem - Szukamy anomalii. Myślę, jednak, że ta może znajdować się w jego pobliżu. Takie magiczne stworzenie mogło ją przyciągnąć w swoje pobliże. Sama magia je wiążąca w miejscu i pozwalająca, jeśli wierzyć legendzie, na swobodny rozwój musi być niewyobrażalnie potężna - jeśli do tego przypałętałaby się ta moc powstała w czasie wybuchu to mogła z tej mieszanki powstać anomalia której szukali. Przynajmniej alchemik usilnie w to w tym momencie wierzył. Coraz mocniej gdy mijali kręte korytarze, czyhające na nich pułapki, nasilające się wstrząsy...
Dolohov podniósł się z kolan będąc nieco spłoszonym gdy nieco pyłu posypało mu się na głowę. Spojrzał za siebie sprawdzając czy wszyscy są cali. Przełknął ślinę i oświetlając sobie drogę blaskiem różdżki prowadził dalej. Korytarz zaczął nieco zmieniać wystrój. Stopy zaczęły brodzić w czymś, omszałe ściany przerodziły się w zarośnięte sklepienie podziemnej groty. Gdy doszli do rozwidlenia, Dolohov postąpił kilka kroków w przód tak, że zbliżył różdżkę do ściany naprzeciw niego na której wydawało mu się, że coś w świetle lumos tam zalśniło srebrem. Nękany presją czasu i świadomością, że stał się w tym momencie kimś w rodzaju przewodnika zaczął jednak iść dalej kierując się obraną przez siebie wcześniej drogą. Skręcił więc w lewo w stronę odnogi przy której nikt nie dostrzegł żadnej nowej runy. Słuchał przy tym odkryć oraz komentarzy ich dotyczących, samemu przypatrując się coraz to bujniej prezentującej się roślinności starając sobie przypomnieć dlaczego nie kojarzyła mu się typowo.
Staram sobie przypomnieć co to za chwast nam towarzyszy. Zielarstwo I
Dolohov podniósł się z kolan będąc nieco spłoszonym gdy nieco pyłu posypało mu się na głowę. Spojrzał za siebie sprawdzając czy wszyscy są cali. Przełknął ślinę i oświetlając sobie drogę blaskiem różdżki prowadził dalej. Korytarz zaczął nieco zmieniać wystrój. Stopy zaczęły brodzić w czymś, omszałe ściany przerodziły się w zarośnięte sklepienie podziemnej groty. Gdy doszli do rozwidlenia, Dolohov postąpił kilka kroków w przód tak, że zbliżył różdżkę do ściany naprzeciw niego na której wydawało mu się, że coś w świetle lumos tam zalśniło srebrem. Nękany presją czasu i świadomością, że stał się w tym momencie kimś w rodzaju przewodnika zaczął jednak iść dalej kierując się obraną przez siebie wcześniej drogą. Skręcił więc w lewo w stronę odnogi przy której nikt nie dostrzegł żadnej nowej runy. Słuchał przy tym odkryć oraz komentarzy ich dotyczących, samemu przypatrując się coraz to bujniej prezentującej się roślinności starając sobie przypomnieć dlaczego nie kojarzyła mu się typowo.
Staram sobie przypomnieć co to za chwast nam towarzyszy. Zielarstwo I
- Rysunek pomocniczy:
By nie było żadnych wątpliwości dla nikogo
Ruiny elektrowni
Szybka odpowiedź