Ruiny elektrowni
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ruiny elektrowni Battersea
Pod koniec czerwca 1956 roku elektrownia została zrównana z ziemią za sprawą nieznanej siły.
Był to jeden z najnowocześniejszych budynków w mieście, chluba londyńczyków: największy w Europie budynek wzniesiony z cegły i pierwsza tego typu elektrownia opalana węglem. Oddana do użytku ledwie kilka miesięcy temu znana jest przez każdego mugola w mieście; dla czarodziejów wydawać się musi olbrzymim, brzydkim, futurystycznym budynkiem zalewającym zarówno powietrze, jak i wodę Tamizy, olbrzymią ilością nieczystości związanych z odpadami.
Był to jeden z najnowocześniejszych budynków w mieście, chluba londyńczyków: największy w Europie budynek wzniesiony z cegły i pierwsza tego typu elektrownia opalana węglem. Oddana do użytku ledwie kilka miesięcy temu znana jest przez każdego mugola w mieście; dla czarodziejów wydawać się musi olbrzymim, brzydkim, futurystycznym budynkiem zalewającym zarówno powietrze, jak i wodę Tamizy, olbrzymią ilością nieczystości związanych z odpadami.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 10.02.18 13:22, w całości zmieniany 2 razy
The member 'Valerij Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 70
'k100' : 70
Był skupiony, choć myślami błądził gdzieś daleko w poszukiwaniu celu ich podróży, meritum jakiego musieli dosięgnąć, aby wypełnić rozkaz i postarać się – co było najtrudniejsze – wyjść z tego cało. Każdy odczuwał skutki anomalii, zawalenia budynku, starć z kreaturami oraz kąpieli w paskudnej brei nienależącej do ciekawych doświadczeń, czy godnych wspomnień. Byli brudni, czego dowodziły na pierwszy rzut oka umorusane twarze, nie wspominając o ubraniach przesiąkniętych zapachem lodowatej wody.
-Śmiesz w to wątpić?-dodał w kwestii medium, a następnie ruszywszy za towarzyszami nie odzywał się ponownie, gdyż w jego głowie odbywała się istna walka zrozumienia porzuconych – celowo lub bardziej drogowskazowo – wskazówek niekoniecznie mających na celu doprowadzenie intruzów do odpowiedniego miejsca. Z jednej strony totalną głupotą byłoby rozstawianie znaczników we własnym domu, lecz z drugiej niewytłumaczalny też był sens prowadzenia za rękę obcych, którzy z pewnością nie mieli dobrych zamiarów. W końcu, jaki powód musiałby mieć wariat, samodzielnie i tylko dla doświadczeń, udający się prosto w paszczę potwora? Jeśli oczywiście takowy w ogóle istniał – w to Drew iście powątpiewał.
Zatrzymał się na rozwidleniu dróg i dopiero, gdy dojrzał algiz powrócił swą świadomością do rzeczywistości. Słowa Magnusa skierowały wzrok szatyna na przeciwległą ścianę, gdzie dostrzegł kolejną runę – nie tak silnie ochronną jak poprzednia, ale również mocno związaną z domowym ogniskiem. -Berkano- odezwał się w końcu, choć wiedział, że nazwa i tak nie pomoże nikomu z zebranych z wyjątkiem Borgin. -Brzoza; symbol zdrowia i opiekuńczości. Związana jest głównie z płcią żeńską, a co za tym idzie pięknem, płodnością i nowo narodzonymi dziećmi określanych mianem cudu. Pokój, spokojna przestrzeń.- zacisnął wargi niewiele rozumiejąc z tego wszystkiego. Niejednokrotnie łączył runy sprawdzając ich wzajemne oddziaływanie, ale w tej sytuacji wydawało mu się to ściśle powiązane z uwagi na definicje, jednak bez swojego znaczenia w runicznych schematach. -Runy nie są odwrócone, a tylko takowe mają negatywne znaczenie. Algiz rzadko występuje samodzielnie, więc w połączeniu z Berkano może sygnalizować ścisłą ochronę cudu, jakim jest dziecko, czyli nasz legendarny kraken albo zapewnia bezpieczeństwo przestrzeni, w której przebywa.- zacisnął mocniej wargi, starając się znaleźć logiczny sens położenia run. -Nie rozumiem tylko zależności umiejscowienia znaków. Występują w idealnej linii naprzeciwko siebie, wątpię aby ktoś zrobił to przypadkiem. Osoby posługujące się owym pismem są wyjątkowo skrupulatne, wiedzą że szczegóły to podstawa.- różdżka zadrgnęła w jego dłoni, choć sam nie poruszył się nawet o centymetr. Wiedział, że należało ową zależność sprawdzić, ale pozostawanie samemu w labiryncie było zdecydowanie gorszym pomysłem niżeli zaufanie komuś orientującemu się w terenie lepiej, niżeli on sam. Ruszył więc za Rosjaninem w głowie szukając odpowiedniego schematu na spotkane runy – czy naprawdę ich położenie mogło wskazywać na pewne, przeciwne sobie działanie? Mogły stanowić jedynie drogowskaz, ale wtem stworzenie ich tuż obok siebie na frontowej ścianie z odpowiednim oznaczeniem wydawało się prostszym i częściej spotykanym rozwiązaniem.
Podążając wąskim tunelem dostrzegł coraz bujniej ukazującą się roślinność – nie był specem w tej dziedzinie, właściwie nawet nie mógł się nazwać laikiem, więc określenie jej działania i nazwy były niemożliwe. Skupił się zatem na rozglądaniu, szukaniu szczegółów, a może i nowych run, które rozwiążą zagadkę pozostawioną pomieszczenie wcześniej, bowiem w głębi siebie czuł, że jeszcze będą musieli się tam wrócić.
| rzut na spostrzegawczość bonus II
-Śmiesz w to wątpić?-dodał w kwestii medium, a następnie ruszywszy za towarzyszami nie odzywał się ponownie, gdyż w jego głowie odbywała się istna walka zrozumienia porzuconych – celowo lub bardziej drogowskazowo – wskazówek niekoniecznie mających na celu doprowadzenie intruzów do odpowiedniego miejsca. Z jednej strony totalną głupotą byłoby rozstawianie znaczników we własnym domu, lecz z drugiej niewytłumaczalny też był sens prowadzenia za rękę obcych, którzy z pewnością nie mieli dobrych zamiarów. W końcu, jaki powód musiałby mieć wariat, samodzielnie i tylko dla doświadczeń, udający się prosto w paszczę potwora? Jeśli oczywiście takowy w ogóle istniał – w to Drew iście powątpiewał.
Zatrzymał się na rozwidleniu dróg i dopiero, gdy dojrzał algiz powrócił swą świadomością do rzeczywistości. Słowa Magnusa skierowały wzrok szatyna na przeciwległą ścianę, gdzie dostrzegł kolejną runę – nie tak silnie ochronną jak poprzednia, ale również mocno związaną z domowym ogniskiem. -Berkano- odezwał się w końcu, choć wiedział, że nazwa i tak nie pomoże nikomu z zebranych z wyjątkiem Borgin. -Brzoza; symbol zdrowia i opiekuńczości. Związana jest głównie z płcią żeńską, a co za tym idzie pięknem, płodnością i nowo narodzonymi dziećmi określanych mianem cudu. Pokój, spokojna przestrzeń.- zacisnął wargi niewiele rozumiejąc z tego wszystkiego. Niejednokrotnie łączył runy sprawdzając ich wzajemne oddziaływanie, ale w tej sytuacji wydawało mu się to ściśle powiązane z uwagi na definicje, jednak bez swojego znaczenia w runicznych schematach. -Runy nie są odwrócone, a tylko takowe mają negatywne znaczenie. Algiz rzadko występuje samodzielnie, więc w połączeniu z Berkano może sygnalizować ścisłą ochronę cudu, jakim jest dziecko, czyli nasz legendarny kraken albo zapewnia bezpieczeństwo przestrzeni, w której przebywa.- zacisnął mocniej wargi, starając się znaleźć logiczny sens położenia run. -Nie rozumiem tylko zależności umiejscowienia znaków. Występują w idealnej linii naprzeciwko siebie, wątpię aby ktoś zrobił to przypadkiem. Osoby posługujące się owym pismem są wyjątkowo skrupulatne, wiedzą że szczegóły to podstawa.- różdżka zadrgnęła w jego dłoni, choć sam nie poruszył się nawet o centymetr. Wiedział, że należało ową zależność sprawdzić, ale pozostawanie samemu w labiryncie było zdecydowanie gorszym pomysłem niżeli zaufanie komuś orientującemu się w terenie lepiej, niżeli on sam. Ruszył więc za Rosjaninem w głowie szukając odpowiedniego schematu na spotkane runy – czy naprawdę ich położenie mogło wskazywać na pewne, przeciwne sobie działanie? Mogły stanowić jedynie drogowskaz, ale wtem stworzenie ich tuż obok siebie na frontowej ścianie z odpowiednim oznaczeniem wydawało się prostszym i częściej spotykanym rozwiązaniem.
Podążając wąskim tunelem dostrzegł coraz bujniej ukazującą się roślinność – nie był specem w tej dziedzinie, właściwie nawet nie mógł się nazwać laikiem, więc określenie jej działania i nazwy były niemożliwe. Skupił się zatem na rozglądaniu, szukaniu szczegółów, a może i nowych run, które rozwiążą zagadkę pozostawioną pomieszczenie wcześniej, bowiem w głębi siebie czuł, że jeszcze będą musieli się tam wrócić.
| rzut na spostrzegawczość bonus II
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 87
'k100' : 87
Właściwie milczałem, nie mając nic do powiedzenia. Nie znałem się na Runach - w których znów jak ryba czuł się Drew z Antonią, nie umiałem też tak dobrze łączyć faktów jak Valerij, jednak to na mnie spoczywała odpowiedzialność, by na samym końcu podjąć decyzję i nie byłem w z tego faktu zadowolony. Maszerowałem więc niedaleko Valerija, z różdżką wyciągniętą przed siebie chcąc w razie wypadku móc od razu przejść do obrony, na razie jednak nasza wędrówka przebiegała gładko - zbyt gładko. Dziwne, mroźne przeczucie że zaraz sie to zakończy zdawała się nie opuszczać mojego karku.
- Idziemy tam, gdzie zmierzaliśmy wcześniej. - wybrałem więc, próbując sam odnaleźć jakieś połączenie między runami zostając jednak z niczym. Zamiast tego wykonałem ruch ręką rzucając - Carpiene. - cóż, jeśli los będzie wspaniałomyślny i zaklęcie sie powiedzie będziemy w stanie ominąć kolejny pułapki, jeśli jakieś były.
- Idziemy tam, gdzie zmierzaliśmy wcześniej. - wybrałem więc, próbując sam odnaleźć jakieś połączenie między runami zostając jednak z niczym. Zamiast tego wykonałem ruch ręką rzucając - Carpiene. - cóż, jeśli los będzie wspaniałomyślny i zaklęcie sie powiedzie będziemy w stanie ominąć kolejny pułapki, jeśli jakieś były.
Just wait and see, what am I capable of
Apollinare Sauveterre
Zawód : artysta, krytyk, dyrektor Galerii Sztuki
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sztuka zawsze, nieustannie zajmuje się dwiema sprawami: wiecznie rozmyśla o śmierci i dzięki temu wiecznie tworzy życie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Apollinare Sauveterre' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 7
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 7
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Antonia próbowała sobie przypomnieć czy kiedykolwiek widziała takie ustawienie run. Były to symbole i każdy mógł przypisać im własną interpretacje i znaczenie, ale kiedy występowały wspólnie tworzyły język, który należało zrozumieć. Kiedy Magnus pokazał im runę więdnąca na ścianie przyjrzała jej się bliżej. W głowie starała się znaleźć powiązanie tych dwóch i zrozumieć co tak naprawdę miało to oznaczać i gdzie miało to ich zaprowadzić. Dolohov miał racje; nie szukali potwora, ale anomalii. Jednakże Antonia czuła w każdej kości w swoim ciele, że tam gdzie ta anomalia będzie to będzie tez stwór. Bez względu na to czy to on ją wywołuje czy nie. - Wszystkie runy jakie już spotkaliśmy... nie są ostrzeżeniem, a jakby informacją o dobrym, bezpiecznym miejscu, nawet podobnym do domu. Nie wiem tylko dlaczego miałyby się tu znaleźć i zostać rozstawione w taki sposób. - mruknęła. To wszystko wyglądało jej na zaproszenie. Tylko po co? Jej wzrok powędrował także do drugiej runy znajdującej się centralnie naprzeciwko. To także nie było zbyt powszechne. - Owszem są skrupulatni, ale szczerze nie wiem czy spotkałam się z takim rozmieszczeniem znaków, a już w szczególności mających podobne, ciepłe znaczenie. - dodała jeszcze obracając się kiedy oczy wpadła jej roślina, której przyglądał się Dolohov. Wiedziała, że skądś ją kojarzy, ale nie miała pojęcia skąd. Musieli iść dalej, ale ciężko było wybrać drogę kiedy niczego nie było się zbyt pewnym. - Pomogę - mruknęła do Magnusa widząc, ze reszta jest zajęta przeglądaniem, a on oberwał najbardziej z nich wszystkich. Przyłożyła różdżkę do jego ramienia i rzuciła: - Cauma Sanavi
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Antonia Borgin' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 45
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 45
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Nie był pewien, czy jego zaklęcie okazało się być dostatecznie efektywne, lecz musiał przynajmniej spróbować. Trud został zwieńczony nagrodą, która pozwoliła uniknąć wszystkim Rycerzom pułapek czyhających na nich w krętych korytarzach podziemia. Robiło się coraz chłodniej, krople skapywały z ubrań oraz włosów na ziemię, wstrząsając od czasu do czasu ciałem Cynerica. Przetarł raz jeszcze oczy kiedy podążali wraz z instrukcjami Valerija w głąb paskudnej elektrowni. Informował o wszystkich przeszkodach z wyprzedzeniem, od czasu do czasu obracając głowę na tyły. Tyły zostały zasypane kolejnym gruzowiskiem, stertą kamieni oprószonych tynkiem tego cudacznego miejsca. Kolejne trzęsienia ziemi nie uspokajały szalejącego w piersi serca, podróż w nieznane także nie niosły ukojenia. Yaxley pozostawał czujny, uważnie stąpając oraz patrząc pod nogi.
- Zaklęcie wykryło byt, w miejscu, do którego idziemy - powiedział w pewnym momencie w celu przytaknięcia towarzyszom. Tak, droga była poprawna, zbliżali się prawdopodobnie do monstrum, którego treser troll wolałby nie spotykać. Wiedział jednakże, że musiał. Takie było ich zadanie. Zakłócenie anomalii, którego źródłem prawdopodobnie miał być mityczny potwór.
Lekko uniósł kącik ust poczuwszy odór zgnilizny zmieszany z innymi, równie odpychającymi smrodami, lecz to było na tyle. Dalej szedł, zerkając na dziwny mech porastający ściany korytarza. Nie rozpoznawał go, dlatego nie poświęcił mu należytej uwagi. Pragnął czym prędzej zakończyć tę wędrówkę, żeby móc tym szybciej wrócić do swoich bagien Fenland.
Tymczasem Cyneric poczuł skrajny dyskomfort spowodowany klaustrofobicznym miejscem, do którego nigdy dobrowolnie nie wszedłby, na pewno nie w pojedynkę. Zebrał się w sobie do stawiania kolejnych kroków na przód, ignorując lepką breję pod nogami. Niestety okazywało się to coraz trudniejsze. Błyszczące srebro przykuło uwagę arystokraty, jednakże nie zatrzymał się przy nim.
Wysłuchał wszystkiego, co inni mieli do powiedzenia odnośnie run. Cel podróży i tak był im znany, dlatego posłusznie skierował się w miejsce, o którym przed chwilą mówił Dolohow. Musieli znaleźć źródło anomalii, po to tu przyszli.
- Carpiene - powtórzył, kiedy zauważył, że Sauveterre, czy raczej jego różdżka, miał problem z magią. Nie, żeby jego wtrącenie miało zagwarantować sukces, lecz warto było zwiększyć szansę na poprawne zaklęcie. Yaxley marzył już tylko o tym, żeby przed nimi nie stały już żadne niebezpieczeństwa, co samo w sobie było życzeniem szaleńca.
- Zaklęcie wykryło byt, w miejscu, do którego idziemy - powiedział w pewnym momencie w celu przytaknięcia towarzyszom. Tak, droga była poprawna, zbliżali się prawdopodobnie do monstrum, którego treser troll wolałby nie spotykać. Wiedział jednakże, że musiał. Takie było ich zadanie. Zakłócenie anomalii, którego źródłem prawdopodobnie miał być mityczny potwór.
Lekko uniósł kącik ust poczuwszy odór zgnilizny zmieszany z innymi, równie odpychającymi smrodami, lecz to było na tyle. Dalej szedł, zerkając na dziwny mech porastający ściany korytarza. Nie rozpoznawał go, dlatego nie poświęcił mu należytej uwagi. Pragnął czym prędzej zakończyć tę wędrówkę, żeby móc tym szybciej wrócić do swoich bagien Fenland.
Tymczasem Cyneric poczuł skrajny dyskomfort spowodowany klaustrofobicznym miejscem, do którego nigdy dobrowolnie nie wszedłby, na pewno nie w pojedynkę. Zebrał się w sobie do stawiania kolejnych kroków na przód, ignorując lepką breję pod nogami. Niestety okazywało się to coraz trudniejsze. Błyszczące srebro przykuło uwagę arystokraty, jednakże nie zatrzymał się przy nim.
Wysłuchał wszystkiego, co inni mieli do powiedzenia odnośnie run. Cel podróży i tak był im znany, dlatego posłusznie skierował się w miejsce, o którym przed chwilą mówił Dolohow. Musieli znaleźć źródło anomalii, po to tu przyszli.
- Carpiene - powtórzył, kiedy zauważył, że Sauveterre, czy raczej jego różdżka, miał problem z magią. Nie, żeby jego wtrącenie miało zagwarantować sukces, lecz warto było zwiększyć szansę na poprawne zaklęcie. Yaxley marzył już tylko o tym, żeby przed nimi nie stały już żadne niebezpieczeństwa, co samo w sobie było życzeniem szaleńca.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
The member 'Cyneric Yaxley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 64
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 64
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Wciąż macie na sobie bąblogłowy. W niczym wam nie przeszkadzają oprócz tego, że wyglądają osobliwie. Mistrz gry przypomina, że zdjęcie własnego zaklęcia nie wymaga ani rzutu kością ani poświęcenia na to całej tury.
Magnus i Valerij przyjrzeli się ścianie, przy której wyraźnie błysnęło srebro - nie dostrzegli jednak na niej niczego ponad matowy kamień - cokolwiek tam było, zniknęło.
Alchemik poprowadził kompanów dalej - wgłąb korytarza po lewej stronie. Ślepy zaułek przed wami zwieńczony był trzecią runą, widzianą już przez othalą (lub rybą), odnoga korytarza skręcała na prawo, do pomieszczenia. Apo i Cyneric usiłowali wyczuć pułapki; ten drugi dostrzegł kolce wystające od góry przejścia do komnatki, magia pozwoliła mu również wyczuć płytkę, która była zapalnikiem pułapki: dzięki rzuconym zaklęciom ochronnym wszyscy byliście w stanie ją obejść większym krokiem i, jeśli takie było wasze życzenie, znaleźć się w środku.
Była to niewielka komnata wyżłobiona w grocie; na lewo od was znajdowała się zatęchła alchemiczna aparatura oraz stół pokryty pergaminami oraz księgami. Na prawo od wejścia stał wysoki regał pokryty górskimi kryształami zapewne pozbawionymi wartości, naprzeciw wejścia zaś ściana pokryta była - czym? Literami? Koślawo stawianymi znakami? Pod ścianą wciąż leżała misa z pędzlem. Runiści potrafili rozpoznać, że była to najprawdopodobniej mieszanina na bazie bydlęcej krwi i smoły, której używano do rysowania run niezbędnych tak do nakładania, jak i ściągania klątw. To nią poczynione były zapiski na ścianie, pisane jednak zwykłym alfabetem. Runiści wiedzieli również, że wystarczyło do roztworu dodać odrobinę wody, by móc skorzystać z mieszaniny ponownie.
Litery znajdujące się na ścianie pozornie nie miały żadnego sensu. Były to znaki kreślone jedne na drugim nieco dziecięcym, trudnym do odczytania pismem, miejscami bardziej, miejscami mniej koślawymi - litery stawiane na wierzchu były wyraźnie mniej czytelne od tych, które zdawały się stanowić jedynie tło. W plątaninie bohomazów i liter Drew, po dłuższej chwili wpatrywania się w dziwaczny fresk, odczytał kilka zdań, które przynajmniej wydawały się mieć sens.
Valerij przyglądał się roślinom, odnajdując w odmętach pamięci związanej ze swoją alchemiczną karierą podobne rośliny. Mech na ścianach był rzadką ingrediencją roślinną stosowaną w ziołolecznictwie, ale alchemik nie mógł sobie przypomnieć ich konkretnego zastosowania. Był za to przekonany odnoście właściwości brei, po której stąpali: ten nieczęsty rodzaj narośli o nazwie, której nie pamiętał, wyjątkowo nie lubił wody; nie przeszkadzała mu wilgoć, ale woda skapująca z waszych ubrań i niesiona na waszych butach spulchniała jej strukturę, powiększając objętość - rzeczywiście, robiło się jej coraz więcej. Właściwość ta wykorzystywana jest czasem w eliksirowarstwie, bowiem spulchniona i dodana do wywaru zastąpi dowolną ilość dodatkowych roślinnych ingrediencji o plugawym nacechowaniu. Należało zachować przy tym jednak ogromną ostrożność, bowiem sama reakcja spulchniania uwalnia również niezwykle toksyczne opary. Niegroźne w niewielkiej ilości, ale otaczająca was ilość onej narośli nie była niewielka: i zaczynała coraz gęściej bulgotać.
Antonia złagodziła poparzenia Magnusa, wywołując u niego lekkie poczucie ulgi.
Apolinaire, Antonia, Valerij - bąblogłowa, 1 tura
Cyneric - bąblogłowa, 2 tury
Antonia - bąblogłowa, do momentu zdjęcia
Magnus - bąblogłowa, 3 tury
na odpis przedłużamy czas do końca wtorku, chyba że wszyscy odpiszą dzisiaj, to wam jeszcze odpiszę
Magnus i Valerij przyjrzeli się ścianie, przy której wyraźnie błysnęło srebro - nie dostrzegli jednak na niej niczego ponad matowy kamień - cokolwiek tam było, zniknęło.
Alchemik poprowadził kompanów dalej - wgłąb korytarza po lewej stronie. Ślepy zaułek przed wami zwieńczony był trzecią runą, widzianą już przez othalą (lub rybą), odnoga korytarza skręcała na prawo, do pomieszczenia. Apo i Cyneric usiłowali wyczuć pułapki; ten drugi dostrzegł kolce wystające od góry przejścia do komnatki, magia pozwoliła mu również wyczuć płytkę, która była zapalnikiem pułapki: dzięki rzuconym zaklęciom ochronnym wszyscy byliście w stanie ją obejść większym krokiem i, jeśli takie było wasze życzenie, znaleźć się w środku.
Była to niewielka komnata wyżłobiona w grocie; na lewo od was znajdowała się zatęchła alchemiczna aparatura oraz stół pokryty pergaminami oraz księgami. Na prawo od wejścia stał wysoki regał pokryty górskimi kryształami zapewne pozbawionymi wartości, naprzeciw wejścia zaś ściana pokryta była - czym? Literami? Koślawo stawianymi znakami? Pod ścianą wciąż leżała misa z pędzlem. Runiści potrafili rozpoznać, że była to najprawdopodobniej mieszanina na bazie bydlęcej krwi i smoły, której używano do rysowania run niezbędnych tak do nakładania, jak i ściągania klątw. To nią poczynione były zapiski na ścianie, pisane jednak zwykłym alfabetem. Runiści wiedzieli również, że wystarczyło do roztworu dodać odrobinę wody, by móc skorzystać z mieszaniny ponownie.
Litery znajdujące się na ścianie pozornie nie miały żadnego sensu. Były to znaki kreślone jedne na drugim nieco dziecięcym, trudnym do odczytania pismem, miejscami bardziej, miejscami mniej koślawymi - litery stawiane na wierzchu były wyraźnie mniej czytelne od tych, które zdawały się stanowić jedynie tło. W plątaninie bohomazów i liter Drew, po dłuższej chwili wpatrywania się w dziwaczny fresk, odczytał kilka zdań, które przynajmniej wydawały się mieć sens.
- Odczytane na ścianie:
- ŚPI ŚPI ŚPI
NIE BUDZIĆ, NIE HAŁASOWAĆ, NIE BUDZIĆ, KIEDY ŚPI WTEDY NIE JE
czasem za nią
tęsknię
MELODIA, wabi ją melodia, zawołać
duszno tu
MELODIA JUŻ NIE, krzywda, przychodzi kiedy krzywda
pieprzone posągi zapomniałem trzeciego
MELODIA NIECH ZAŚPIEWA MELODIE BEZ TEGO SOBIE NIE PRZYPOMNĘ
zostanę tu na zawsze
nie
WCZORAJ ZJADŁ SZCZURA
ale się nie najadł
nigdy nie zginę bo mam brzozową wodę
jeśli odrąbię sobie jeszcze jednego palca, już nic więcej nie napiszę
zawsze mogę stąd odejść, MOJA KULA
odejść odejść nigdy nie wrócić
bez dziecka?
krzywda, krzywda, krzywda, wtedy przyjdzie, tylko ona zna melodie
zawsze przychodzi bronić
wczoraj zasnąłem
Valerij przyglądał się roślinom, odnajdując w odmętach pamięci związanej ze swoją alchemiczną karierą podobne rośliny. Mech na ścianach był rzadką ingrediencją roślinną stosowaną w ziołolecznictwie, ale alchemik nie mógł sobie przypomnieć ich konkretnego zastosowania. Był za to przekonany odnoście właściwości brei, po której stąpali: ten nieczęsty rodzaj narośli o nazwie, której nie pamiętał, wyjątkowo nie lubił wody; nie przeszkadzała mu wilgoć, ale woda skapująca z waszych ubrań i niesiona na waszych butach spulchniała jej strukturę, powiększając objętość - rzeczywiście, robiło się jej coraz więcej. Właściwość ta wykorzystywana jest czasem w eliksirowarstwie, bowiem spulchniona i dodana do wywaru zastąpi dowolną ilość dodatkowych roślinnych ingrediencji o plugawym nacechowaniu. Należało zachować przy tym jednak ogromną ostrożność, bowiem sama reakcja spulchniania uwalnia również niezwykle toksyczne opary. Niegroźne w niewielkiej ilości, ale otaczająca was ilość onej narośli nie była niewielka: i zaczynała coraz gęściej bulgotać.
Antonia złagodziła poparzenia Magnusa, wywołując u niego lekkie poczucie ulgi.
- (nie)życie:
- • Antonia: 173/213, kara -5 (20 - psych, decelphage, 20 - tłuczone)
• Drew: 178/213, kara -5 (10 - psychiczne, 20 - tłuczone, 5 - podtopienie); nóż
• Valerij: 183/208, kara -5 (20 - psychiczne, decephalgo), sinica x1; mapy
• Apollinare 179/214; -5 do rzutu (30 tłuczone, 5 cięte), sinica x1
• Cyneric 230/270; -5 do rzutu (10 - psychiczne, 30 - poparzenia) bułka z pomidorem
• Magnus 167/260; kara -15 (17 - psychiczne, 19 - cięte, 22 - poparzenia, 20 - tłuczone, 5 - psychiczne, decelphage)
Apolinaire, Antonia, Valerij - bąblogłowa, 1 tura
Cyneric - bąblogłowa, 2 tury
Antonia - bąblogłowa, do momentu zdjęcia
Magnus - bąblogłowa, 3 tury
na odpis przedłużamy czas do końca wtorku, chyba że wszyscy odpiszą dzisiaj, to wam jeszcze odpiszę
Valerij zgodnie z przykazem Francuza prowadził wszystkich dalej tym samym doprowadzając ich do pokoju strzeżonego przez pułapkę. Zaklęcia ochronne pozwoliły jednak w porę ją wykryć dając możliwość do jej ominięcia. Valerij stał przed tym przejściem oświetlając drogę tym, którzy chcieli zbadać wnętrze pokoju tak by nieopatrznie jednak nie uruchomili zapadni. Sam ciągle myślał i dumał nad tym, jakie otaczają go rośliny, starając się łączyć sensownie informacje o runach, które do niego i innych napływały. Wówczas go olśniło. Chociaż w jednej kwestii.
- Emmm...myślę, że ten kto może to nie powinien zdejmować bąblogłowy... To dziwne błoto pod naszymi nogami jest rośliną. Pod wpływem wilgoci ma w zwyczaju wypuszczać trujące opary, a jako że my wszyscy w tym momencie jesteśmy chodzącą wilgocią to jej to służy. Nam zaraz może przestać. Spróbuję coś na nią zaradzić. Będę musiał wygasić lumos na chwilę więc uwaga - zapowiedział przestrzegając tym samym żeby każdy się znalazł w tym momencie tam gdzie chce się znaleźć bo zaraz to będzie trudniejsze. Sam Valerij znajdował się na rozstaju dróg - przed pułapką, mając po swojej prawej dalszą część korytarza, a po lewej drogę którą tu przyszedł.
- Calidi - zdecydował kierując różdżkę w stronę roślinnej brei pod nogami. Skoro nawilżanie aktywowało proces spulchniania to proces przeciwny do niego powinien go cofnąć, a być może również uniemożliwić ponowną aktywację po tym, jak roślina się faktycznie ususzy. Zaklęcie wywołujące magiczne suszenie roślin zdawało się według alchemika być w tym momencie rozwiązaniem problemu. Przynajmniej efektywniejszym od próby osuszenia każdego z tu obecnych czarodziei. Ale czy faktycznie?
- Emmm...myślę, że ten kto może to nie powinien zdejmować bąblogłowy... To dziwne błoto pod naszymi nogami jest rośliną. Pod wpływem wilgoci ma w zwyczaju wypuszczać trujące opary, a jako że my wszyscy w tym momencie jesteśmy chodzącą wilgocią to jej to służy. Nam zaraz może przestać. Spróbuję coś na nią zaradzić. Będę musiał wygasić lumos na chwilę więc uwaga - zapowiedział przestrzegając tym samym żeby każdy się znalazł w tym momencie tam gdzie chce się znaleźć bo zaraz to będzie trudniejsze. Sam Valerij znajdował się na rozstaju dróg - przed pułapką, mając po swojej prawej dalszą część korytarza, a po lewej drogę którą tu przyszedł.
- Calidi - zdecydował kierując różdżkę w stronę roślinnej brei pod nogami. Skoro nawilżanie aktywowało proces spulchniania to proces przeciwny do niego powinien go cofnąć, a być może również uniemożliwić ponowną aktywację po tym, jak roślina się faktycznie ususzy. Zaklęcie wywołujące magiczne suszenie roślin zdawało się według alchemika być w tym momencie rozwiązaniem problemu. Przynajmniej efektywniejszym od próby osuszenia każdego z tu obecnych czarodziei. Ale czy faktycznie?
The member 'Valerij Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - CZ' :
'Anomalie - CZ' :
Magia znów zechciała w swej łaskawości go posłuchać, wypuszczając wątły promień zaklęcia z końca jego różdżki. Dziki bez faktycznie był dziki w całej swojej rozciągłości, dając Cynericowi kolejne porcje adrenaliny przeplatanej zdziwieniem. Emocje sięgały zenitu podczas kilku ułamków sekund, podczas których nic nie było pewne. Nawet to, czy za moment nie osunie się z sufitu porządny kawał sufitu, śmiertelnie pogrzebując wszelką nadzieję. Pułapki zostały wykryte ku niesłychanej uldze arystokraty, który z jakby lżejszym sercem uważnie stąpał po ziemi. Nie chciał się nadziać na żadne kolce, tak jak zapaść się w kolejną nicość. Niewiadomą skrywaną przez następne sidła, zastawione dla nieznajomych. Yaxley zapomniał już treść mitu sprzedanego im przez Magnusa, dlatego ponownie zaczął się zastanawiać z jakiego powodu ktoś miałby strzec krakena, bestię, którą winno się zamordować jeszcze za młodu. Teraz było to zadaniem niemożliwym do wykonania, przynajmniej on w to nie wierzył.
Woda nadal skapywała z ubrań oraz włosów, wprost na niezbyt przyjazną breję lepiącą się do nóg. Obwieszczenie Valerija dotyczące tej nieszczególnie urodziwej rośliny przyjął z niesmakiem widocznym na jego surowej twarzy. Uniesienie brwi oraz wykrzywienie kącików ust zapowiadało niezadowolenie trwające jeszcze przez jakiś czas.
- W takim razie poproszę o pozostawienie mojej bąblogłowy - zadecydował, zwracając się na głos do Dolohova. Tylko on jeden mógł bez przeszkód zdjąć z niego urok, dlatego Cyneric nie palił się do machania różdżką wprost na siebie.
Widząc, że alchemik postanowił zająć się ususzeniem obrzydliwej rośliny, treser trolli zamierzał wejść do komnaty wydrążonej w grocie.
- Lumos - mruknął po raz kolejny, nie wiedząc jak póki co mógłby się przydać swojej grupie. Mógł przynajmniej wyczarować dodatkową porcję światła, przynajmniej dopóki Valerij rzucał zaklęcia, a być może także Magnus zamierzał to zrobić. Chociaż on to akurat nie powinien. Za to podszedł do ściany z wypisanymi nań słowami, rzucając pytające spojrzenia reszcie. Nie wiedział co dalej.
Woda nadal skapywała z ubrań oraz włosów, wprost na niezbyt przyjazną breję lepiącą się do nóg. Obwieszczenie Valerija dotyczące tej nieszczególnie urodziwej rośliny przyjął z niesmakiem widocznym na jego surowej twarzy. Uniesienie brwi oraz wykrzywienie kącików ust zapowiadało niezadowolenie trwające jeszcze przez jakiś czas.
- W takim razie poproszę o pozostawienie mojej bąblogłowy - zadecydował, zwracając się na głos do Dolohova. Tylko on jeden mógł bez przeszkód zdjąć z niego urok, dlatego Cyneric nie palił się do machania różdżką wprost na siebie.
Widząc, że alchemik postanowił zająć się ususzeniem obrzydliwej rośliny, treser trolli zamierzał wejść do komnaty wydrążonej w grocie.
- Lumos - mruknął po raz kolejny, nie wiedząc jak póki co mógłby się przydać swojej grupie. Mógł przynajmniej wyczarować dodatkową porcję światła, przynajmniej dopóki Valerij rzucał zaklęcia, a być może także Magnus zamierzał to zrobić. Chociaż on to akurat nie powinien. Za to podszedł do ściany z wypisanymi nań słowami, rzucając pytające spojrzenia reszcie. Nie wiedział co dalej.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
The member 'Cyneric Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - CZ' :
'Anomalie - CZ' :
-Ja pierdolę - syknął cicho, przez zaciśnięte zęby, gdy Valerij wygłaszał swoją tyradę. Oczywiście, że zapomniał o faktycznym celu wyprawy i postanowił urządzić sobie miłą wycieczkę krajoznawczą, brodząc kanałami w śmierdzącej wodzie sięgającej kostek, aby wpakować się do leża bestii na tradycyjną, brytyjską herbatkę. Pilnował czasu, licząc, że zdąży na siedemnastą. Trzymał jednak język za zębami (wyjątkowo), nie puszczając stosownej wiązanki. Poszłaby na marne, straciłby energię, a nie był już tak żwawy, jak na początku ich wyprawy. Walka ze zmutowanymi mugolami zrobiła swoje, a gdyby nie Antonia prawdopodobnie czułby się jeszcze podlej. Machnął więc ręką, ignorując mamroczącego alchemika i wtrącając się tylko w jedną kwestię, która wymagała znacznego sprostowania.
-Runy na ścianach nie powstały w wyniku anomalii, najprawdopodobniej są dziełem Hectora i to one nas prowadzą. Sądzę, że jeśli znajdziemy potwora, trafimy też na źródło mocy, które go wybudziło - rzekł zniecierpliwionym tonem, raźnie maszerując wąskimi, wilgotnymi korytarzami. Szczęśliwie Cyneric wykrył najeżone pułapkami miejsca, co pozwoliło im na bezpieczne przejście plątaniną podziemnych odnóg i znalezienie się w dziwacznej komnacie, przypominającej laboratorium.
-Dziękuję - szepnął jeszcze do Antonii, gdy ta ponownie ukoiła nieco ból spowodowany poparzeniem przez obmierzłego mugola. Rzucenie banalnego lumos kosztowało Magnusa upuszczeniem krwi z nosa, więc tym bardziej był wdzięczny kobiecie, sprawdzającej się znakomicie w roli sanitariuszki. Niewiasta wielu talentów, o czym przekonał się już walcząc z nią ramię w ramię na Long Acre. Przyświecając sobie różdżką, ruszył w głąb skalnego pokoju, bacznie rozglądając się dookoła. Nie dojrzał już niepokojącego, srebrnego błysku - czyżby to było tylko przewidzenie, majaki, spowodowane nawdychaniem się smrodliwego powietrza? - lecz pomieszczenie kryło w sobie mnóstwo interesujących skarbów. Fiolki, kolby, rozmaite moździerze, naczynia połączone ze sobą w dziwaczny sposób, sugerując swym wyglądem tajemniczą alchemiczną aparaturę. Nieużywaną od lat. Zakurzona, śmierdząca (na dnie kilku naczyń wciąż zalegały krople płynów) i tak nie przemawiała do Rowle'a zupełnie. Był alchemicznym zerem, jednak mieli przy sobie Valerija.
-Wiesz, do czego to służy? - spytał, kiwając głową w kierunku skleconego urządzenia, świecąc różdżką w ten sposób, by Dolohov zobaczył jak najwięcej elementów tego ustrojstwa. Kto wie, może przyda się wprawić w ruch tę maszynerię.
-Jeśli ci się nie uda, spróbujemy wszyscy rzucić na siebie bąblogłowę. To powinno zapewnić nam świeże powietrze, przynajmniej na jakiś czas - rzucił, podejrzliwie szturchając czubkiem buta toksyczny mech, aż drgający pod wpływem nacisku podeszwy. Skrzywił się nieznacznie, po czym odwrócił się i wrócił do eksplorowania komnaty. Na jednej ze ścian ujrzał rząd wypisanych dziecięcą ręką słów, nachodzących na siebie, wplecionych w poprzednie, zamazanych i trudnych do odczytania. Podszedł bliżej, świecąc sobie różdżką i powoli, nie bez trudności, odczytać pozostawioną na ścianie wiadomość. Brednie. Wyartykułował ją na głos, nieśpiesznie, by każdy mógł usłyszeć treść tej zagadki, zajmującej głowę Magnusa bez reszty.
-Mamy trzech bohaterów. Autora, podejrzewam, że to Hector, dziecko i kobietę. Trzy postacie, zupełnie jak w legendzie. Tylko, że historia nie mówi, co spotkało Raelę - powiedział, marszcząc brwi i raz jeszcze czytając zapętlony tekst - te odcięte palce... myślicie, że robił to z głodu, czy miał inny powód? - spytał, zerkając po twarzach swych towarzyszy - posągi, zapomniał trzeciego, ale może reszta gdzieś tu jest? Może ten brakujący też się znajdzie? - rzekł i nie czekając na pomoc, począł buszować po tym niewielkim laboratorium, szukając czegoś, co pasowałoby do opisu przedmiotów ze ściennego bohomazu. Na biurku tuż obok wcześniej odkrytej alchemicznej aparatury zauważył książki; zdmuchnął z nich kurz, wzbijając gęstą chmurę, lecz zanim dotknął którejś z nich, zamarł z dłonią o kilka cali od okładki woluminu.
-Hexa Revelio - wymruczał z duszą na ramieniu, z napięciem oczekując na reakcję kapryśnej magii.
-Runy na ścianach nie powstały w wyniku anomalii, najprawdopodobniej są dziełem Hectora i to one nas prowadzą. Sądzę, że jeśli znajdziemy potwora, trafimy też na źródło mocy, które go wybudziło - rzekł zniecierpliwionym tonem, raźnie maszerując wąskimi, wilgotnymi korytarzami. Szczęśliwie Cyneric wykrył najeżone pułapkami miejsca, co pozwoliło im na bezpieczne przejście plątaniną podziemnych odnóg i znalezienie się w dziwacznej komnacie, przypominającej laboratorium.
-Dziękuję - szepnął jeszcze do Antonii, gdy ta ponownie ukoiła nieco ból spowodowany poparzeniem przez obmierzłego mugola. Rzucenie banalnego lumos kosztowało Magnusa upuszczeniem krwi z nosa, więc tym bardziej był wdzięczny kobiecie, sprawdzającej się znakomicie w roli sanitariuszki. Niewiasta wielu talentów, o czym przekonał się już walcząc z nią ramię w ramię na Long Acre. Przyświecając sobie różdżką, ruszył w głąb skalnego pokoju, bacznie rozglądając się dookoła. Nie dojrzał już niepokojącego, srebrnego błysku - czyżby to było tylko przewidzenie, majaki, spowodowane nawdychaniem się smrodliwego powietrza? - lecz pomieszczenie kryło w sobie mnóstwo interesujących skarbów. Fiolki, kolby, rozmaite moździerze, naczynia połączone ze sobą w dziwaczny sposób, sugerując swym wyglądem tajemniczą alchemiczną aparaturę. Nieużywaną od lat. Zakurzona, śmierdząca (na dnie kilku naczyń wciąż zalegały krople płynów) i tak nie przemawiała do Rowle'a zupełnie. Był alchemicznym zerem, jednak mieli przy sobie Valerija.
-Wiesz, do czego to służy? - spytał, kiwając głową w kierunku skleconego urządzenia, świecąc różdżką w ten sposób, by Dolohov zobaczył jak najwięcej elementów tego ustrojstwa. Kto wie, może przyda się wprawić w ruch tę maszynerię.
-Jeśli ci się nie uda, spróbujemy wszyscy rzucić na siebie bąblogłowę. To powinno zapewnić nam świeże powietrze, przynajmniej na jakiś czas - rzucił, podejrzliwie szturchając czubkiem buta toksyczny mech, aż drgający pod wpływem nacisku podeszwy. Skrzywił się nieznacznie, po czym odwrócił się i wrócił do eksplorowania komnaty. Na jednej ze ścian ujrzał rząd wypisanych dziecięcą ręką słów, nachodzących na siebie, wplecionych w poprzednie, zamazanych i trudnych do odczytania. Podszedł bliżej, świecąc sobie różdżką i powoli, nie bez trudności, odczytać pozostawioną na ścianie wiadomość. Brednie. Wyartykułował ją na głos, nieśpiesznie, by każdy mógł usłyszeć treść tej zagadki, zajmującej głowę Magnusa bez reszty.
-Mamy trzech bohaterów. Autora, podejrzewam, że to Hector, dziecko i kobietę. Trzy postacie, zupełnie jak w legendzie. Tylko, że historia nie mówi, co spotkało Raelę - powiedział, marszcząc brwi i raz jeszcze czytając zapętlony tekst - te odcięte palce... myślicie, że robił to z głodu, czy miał inny powód? - spytał, zerkając po twarzach swych towarzyszy - posągi, zapomniał trzeciego, ale może reszta gdzieś tu jest? Może ten brakujący też się znajdzie? - rzekł i nie czekając na pomoc, począł buszować po tym niewielkim laboratorium, szukając czegoś, co pasowałoby do opisu przedmiotów ze ściennego bohomazu. Na biurku tuż obok wcześniej odkrytej alchemicznej aparatury zauważył książki; zdmuchnął z nich kurz, wzbijając gęstą chmurę, lecz zanim dotknął którejś z nich, zamarł z dłonią o kilka cali od okładki woluminu.
-Hexa Revelio - wymruczał z duszą na ramieniu, z napięciem oczekując na reakcję kapryśnej magii.
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ruiny elektrowni
Szybka odpowiedź