Ruiny elektrowni
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ruiny elektrowni Battersea
Pod koniec czerwca 1956 roku elektrownia została zrównana z ziemią za sprawą nieznanej siły.
Był to jeden z najnowocześniejszych budynków w mieście, chluba londyńczyków: największy w Europie budynek wzniesiony z cegły i pierwsza tego typu elektrownia opalana węglem. Oddana do użytku ledwie kilka miesięcy temu znana jest przez każdego mugola w mieście; dla czarodziejów wydawać się musi olbrzymim, brzydkim, futurystycznym budynkiem zalewającym zarówno powietrze, jak i wodę Tamizy, olbrzymią ilością nieczystości związanych z odpadami.
Był to jeden z najnowocześniejszych budynków w mieście, chluba londyńczyków: największy w Europie budynek wzniesiony z cegły i pierwsza tego typu elektrownia opalana węglem. Oddana do użytku ledwie kilka miesięcy temu znana jest przez każdego mugola w mieście; dla czarodziejów wydawać się musi olbrzymim, brzydkim, futurystycznym budynkiem zalewającym zarówno powietrze, jak i wodę Tamizy, olbrzymią ilością nieczystości związanych z odpadami.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 10.02.18 13:22, w całości zmieniany 2 razy
The member 'Magnus Rowle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 57
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 57
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Słuchałem uważnie, każdego z osobna marszcząc lekko brwi, jakby próbując dojść do jakiegoś ładu z myślami, które kłębiły się pod kopułą. Było ich tak wiele, że trudno było się skupić. Przyznałem alchemikowi rację, przytakując głową - miał rację, nawet jeśli wyglądaliśmy jak idioci możliwe, że bąblogłowy się przydadzą, choć wątpiłem, by jeszcze długo miały utrzymać się wokół naszych głów.
- Czy dzieckiem, może zostać owy potwór, o którym wspominałeś? - zapytałem Magnusa, chociaż było to chyba bardziej pytanie retoryczne, niźli takie, na które oczekuje odpowiedzi, zanim ją dostałem i tak zacząłem mówić dalej przypominając sobie coś. - Czy jedna z run nie nosiła znaczenia cudu narodzin, kobiety i dziecka? - zwróciłem się bezpośrednio do Drew i Antonii, będąc świadomym, że to nasze jednym źródła, jeśli szło o Starożytne Runy. - Ta, burkano? - zapytałem, próbując sobie przypomnieć jej nazwę. Czułem, że jestem blisko, ale odrobinę krążę wokół właściwiej odpowiedzi. Zerknąłem znów na znawców Run, a potem spojrzałem w stronę ściany. To światło, jedno wydobywające się z różdżki Cynercia było zdecydowanie za małe - jak na mój gust. Przez chwilę myślałem jeszcze zastanawiając się, co należało dalej zrobić. - Jeśli usypia go melodia, powinniśmy spróbować dowiedzieć się jaka. - zawyrokowałem ostrożnie, nie mając pojęcia w jaki sposób bylibyśmy w stanie się tego dowiedzieć, mogłem liczyć tylko na to, że odpowiedź magicznie podsunie się pod nasze dłonie. Jednak liczyć, nie znaczyło wierzyć, że właśnie tak będzie. A właściwie wątpiłem w to konkretnie. Mimo to ominąłem pułapkę i ruszyłem do pokoju w którym znajdował się Magnus i Cyneric, spojrzałem w lewo, by w kocu zdecydować się na ruszenie w prawo i zlustrowanie regału doszukując się w nim czegokolwiek, co byłoby w stanie nam pomóc.
Rzucam na spostrzegawczość, szukam instrumentu, lub czegoś co ma zapisane nuty
- Czy dzieckiem, może zostać owy potwór, o którym wspominałeś? - zapytałem Magnusa, chociaż było to chyba bardziej pytanie retoryczne, niźli takie, na które oczekuje odpowiedzi, zanim ją dostałem i tak zacząłem mówić dalej przypominając sobie coś. - Czy jedna z run nie nosiła znaczenia cudu narodzin, kobiety i dziecka? - zwróciłem się bezpośrednio do Drew i Antonii, będąc świadomym, że to nasze jednym źródła, jeśli szło o Starożytne Runy. - Ta, burkano? - zapytałem, próbując sobie przypomnieć jej nazwę. Czułem, że jestem blisko, ale odrobinę krążę wokół właściwiej odpowiedzi. Zerknąłem znów na znawców Run, a potem spojrzałem w stronę ściany. To światło, jedno wydobywające się z różdżki Cynercia było zdecydowanie za małe - jak na mój gust. Przez chwilę myślałem jeszcze zastanawiając się, co należało dalej zrobić. - Jeśli usypia go melodia, powinniśmy spróbować dowiedzieć się jaka. - zawyrokowałem ostrożnie, nie mając pojęcia w jaki sposób bylibyśmy w stanie się tego dowiedzieć, mogłem liczyć tylko na to, że odpowiedź magicznie podsunie się pod nasze dłonie. Jednak liczyć, nie znaczyło wierzyć, że właśnie tak będzie. A właściwie wątpiłem w to konkretnie. Mimo to ominąłem pułapkę i ruszyłem do pokoju w którym znajdował się Magnus i Cyneric, spojrzałem w lewo, by w kocu zdecydować się na ruszenie w prawo i zlustrowanie regału doszukując się w nim czegokolwiek, co byłoby w stanie nam pomóc.
Rzucam na spostrzegawczość, szukam instrumentu, lub czegoś co ma zapisane nuty
Just wait and see, what am I capable of
Apollinare Sauveterre
Zawód : artysta, krytyk, dyrektor Galerii Sztuki
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sztuka zawsze, nieustannie zajmuje się dwiema sprawami: wiecznie rozmyśla o śmierci i dzięki temu wiecznie tworzy życie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Apollinare Sauveterre' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 74
'k100' : 74
Antonia w skupieniu przyglądała się kolejnym elementom. Było tutaj zbyt dużo znaków zapytania. Braku odpowiedzi. Kolejne runy pojawiające się na ścianach, maź stosowana do malowania run i dziwne litery, które ciężko było jednoznacznie określić. Antonia widząc stojącą pod ściana misę z pędzlem postanowiła się jej przyjrzeć. - To smoła i... krew. Stosuje się tego do malowania znaków runicznych kiedy mamy do czynienia z klątwami. Stosujemy tego i przy ich nakładaniu i przy ich ściąganiu. - powiedziała spoglądając na Drew, wiedząc, że on też bez przeszkód rozpoznałby substancje i że ona nie mogła się mylić. - Dziwne, że właśnie tym napisano litery na ścianie - dodała jeszcze w zamyśleniu. - Jeśli dodamy do tego wody to będzie można użyć tego ponownie - chociaż nie wiedziała do czego mogłoby im się tu teraz przydać. Nie chciała ściągać bąblogłowy. Nigdy nie wiedzieli czy dalej nie trafią na wodę, która będą musieli pokonać. - Hexa Revelio - rzuciła.
Udziel mi więc tych cierpień
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Antonia Borgin' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 22
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 22
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Obserwował wszystko uważnie szukając pewnych detali, sprawdzając każdy kąt, gdy udało dotrzeć się im do przestronnego pokoju przypominającego pracownię. Widział wiele miejsc, wertował niezliczoną ilość ukrytych pomieszczeń nienależących do niego, ale rzadko przyszło mu spotykać się z równie intrygującymi miejscami ogarniętych tajemnicą – zapewne mroczną. Nie skupił się na misie wypełnionej smołą i krwią, która dopiero po uwadze Antoniny przyciągnęła jego uwagę, na co skinął głową, gdyż miała racje. Wytężając wzrok mógł dostrzec szereg liter, które na pierwszy rzut oka nie miały żadnego sensu, jednakże coś podpowiadało mu, że nie napisał tego szaleniec – a może jednak tak było? Może chciał coś przekazać? Jednak komu?
Odczytywał wolno każdy z wersów szukając pewnych połączeń, zależności. Czuł, że wielkość liter miała znaczenie, podobnie jak ułożenie wyrazów. Musiał podejść bliżej, jednak nie przekroczył pułapki równie szybko, co jego towarzysze decydując się na próbę rzucenia zaklęcia, które chwilę wcześniej nie powiodło się Borgin. Nim to zrobił usłyszał pytanie Sauveterre -Tak, masz rację.-
Wysunąwszy różdżkę przed siebie liczył, że tym razem anomalie mu nie przeszkodzą. - Hexa Revelio.
Odczytywał wolno każdy z wersów szukając pewnych połączeń, zależności. Czuł, że wielkość liter miała znaczenie, podobnie jak ułożenie wyrazów. Musiał podejść bliżej, jednak nie przekroczył pułapki równie szybko, co jego towarzysze decydując się na próbę rzucenia zaklęcia, które chwilę wcześniej nie powiodło się Borgin. Nim to zrobił usłyszał pytanie Sauveterre -Tak, masz rację.-
Wysunąwszy różdżkę przed siebie liczył, że tym razem anomalie mu nie przeszkodzą. - Hexa Revelio.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 100
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 100
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Apolinaire i Valerij mogli poczuć, jak bańka otulająca ich głowy pęka.
Promień zaklęcia alchemika trafił przestrzeń pod jego nogami; minęła chwila, nim dostrzegł skutki tegoż działania - spulchniona breja rzeczywiście zaczęła się zbijać, na wierzch wydobył się bąbel, gąbczasta struktura zaczęła opadać: ale tylko w jednym miejscu, na obszarze kilku centymetrów, w które trafiło zaklęcie alchemka. Valerij mógł się domyślić, że przy pomocy tego zaklęcia mógł ususzyć jedynie pojedynczą wiązkę całej kolonii mchu. Unieszkodliwienie w ten sposób całości toksycznej substancji zajmie zbyt wiele czasu. Roślina była wszędzie. Światło na jego różdżce tym samym zgasło, ale Cyneric zastąpił je własnym.
Magnus nie mógł odczytać na głos plątaniny słów, którą rozszyfrował - jako jedyny - Drew.
Apollinaire przyjrzał się ciężkiemu regałowi - pokrywała go imponująca kolekcja minerałów w różnych kształtach i barwach, których znaczenia, nazw lub właściwości nie mógł rozpoznać. Nie znalazł ani nut ani instrumentu.
Dopiero rzucone przez Drewa zaklęcie hexa revelio wywołało pożądany przez was skutek; powietrze wokół was rzeczywiście nagle się zabieliło, biel ta jednak rozmyła się dość szybko - gęstniejąc przy podłodze, wnikając wewnątrz kamieni. Macnair mógł podejrzewać, że klątwa rzeczywiście istnieje, wydawało się jednak, że obejmuje ona pomieszczenie znajdujące się pod wami - nie mogliście wiedzieć, jak nisko. Drew potrafił wyczuć naturę klątwy, jej aura wydawała się jednak blada: prawdopodobnie była uszkodzona. To potężna magia, która pętała jeszcze potężniejszą istotę, czyniąc ją nieszkodliwą.
Ale to nie wszystko, Drew wyczuł również aurę klątwy zwanej klątwą nieśmiertelności, która rzucona na człowieka zatrzymuje jego duszę pomiędzy światami na zawsze: pod postacią duchą.
Cyneric - bąblogłowa, 1 tura
Antonia - bąblogłowa, do momentu zdjęcia
Magnus - bąblogłowa, 2 tury
Promień zaklęcia alchemika trafił przestrzeń pod jego nogami; minęła chwila, nim dostrzegł skutki tegoż działania - spulchniona breja rzeczywiście zaczęła się zbijać, na wierzch wydobył się bąbel, gąbczasta struktura zaczęła opadać: ale tylko w jednym miejscu, na obszarze kilku centymetrów, w które trafiło zaklęcie alchemka. Valerij mógł się domyślić, że przy pomocy tego zaklęcia mógł ususzyć jedynie pojedynczą wiązkę całej kolonii mchu. Unieszkodliwienie w ten sposób całości toksycznej substancji zajmie zbyt wiele czasu. Roślina była wszędzie. Światło na jego różdżce tym samym zgasło, ale Cyneric zastąpił je własnym.
Magnus nie mógł odczytać na głos plątaniny słów, którą rozszyfrował - jako jedyny - Drew.
Apollinaire przyjrzał się ciężkiemu regałowi - pokrywała go imponująca kolekcja minerałów w różnych kształtach i barwach, których znaczenia, nazw lub właściwości nie mógł rozpoznać. Nie znalazł ani nut ani instrumentu.
Dopiero rzucone przez Drewa zaklęcie hexa revelio wywołało pożądany przez was skutek; powietrze wokół was rzeczywiście nagle się zabieliło, biel ta jednak rozmyła się dość szybko - gęstniejąc przy podłodze, wnikając wewnątrz kamieni. Macnair mógł podejrzewać, że klątwa rzeczywiście istnieje, wydawało się jednak, że obejmuje ona pomieszczenie znajdujące się pod wami - nie mogliście wiedzieć, jak nisko. Drew potrafił wyczuć naturę klątwy, jej aura wydawała się jednak blada: prawdopodobnie była uszkodzona. To potężna magia, która pętała jeszcze potężniejszą istotę, czyniąc ją nieszkodliwą.
Ale to nie wszystko, Drew wyczuł również aurę klątwy zwanej klątwą nieśmiertelności, która rzucona na człowieka zatrzymuje jego duszę pomiędzy światami na zawsze: pod postacią duchą.
- (nie)życie:
- • Antonia: 173/213, kara -5 (20 - psych, decelphage, 20 - tłuczone)
• Drew: 178/213, kara -5 (10 - psychiczne, 20 - tłuczone, 5 - podtopienie); nóż
• Valerij: 183/208, kara -5 (20 - psychiczne, decephalgo), sinica x1; mapy
• Apollinare 179/214; -5 do rzutu (30 tłuczone, 5 cięte), sinica x1
• Cyneric 230/270; -5 do rzutu (10 - psychiczne, 30 - poparzenia) bułka z pomidorem
• Magnus 167/260; kara -15 (17 - psychiczne, 19 - cięte, 22 - poparzenia, 20 - tłuczone, 5 - psychiczne, decelphage)
Cyneric - bąblogłowa, 1 tura
Antonia - bąblogłowa, do momentu zdjęcia
Magnus - bąblogłowa, 2 tury
Powietrze wokół grupy się zabieliło, jednak rozproszyło na tyle szybko, iż mógł mieć pewność, że ów pomieszczenie nie było objęte żadną z niebezpiecznych klątw. Obserwował dokładnie ruch mgły, która osiadając na kamiennej podłodze zaczęła się jakoby przez nią przedzierać sugerując tym samym, że nie wszystko było wolne od runicznej, czarnomagicznej siły. Nie mógł wiedzieć jak nisko znajdowało się spectrum, ale wyczuwał dziwną niestabilność – jego ciałem wręcz zadrżało od potęgi magii, która nie pozostawała obojętna na obecność obcych osób badających jej naturę. -Nie mogę być tego pewny.- zacisnął wargi w zastanowieniu, bo mimo coraz żwawiej układających się puzzli pokazywało się tylko więcej pytań, na które zaczynało brakować sensownych odpowiedzi. Musieli uważać, być cholernie ostrożni, bo jeśli faktycznie wcześniej ów lochami zarządzał wyjątkowo silny czarnoksiężnik to nawet ich zjednoczone umiejętności mogłyby nie pomóc. -Wyczuwam potężną klątwę, ale mam wrażenie, że jest ona , jak idiotycznie to nie zabrzmi, uszkodzona. Problem w tym, że jej zadaniem było utrzymać w swych sidłach jeszcze potężniejszą istotę i jak jeśli dochodzę do dobrych wniosków to anomalie pomogły potworowi ją przełamać.- zacisnął mocniej różdżkę w dłoni układając w głowie fakty, bo zawsze preferował mieć wszystko klarowne – to jednak w ów sytuacji wydawało się praktycznie niemożliwe. -Z drugiej strony to właśnie przełamanie ów klątwy mogło spowodować to, co dzieje się na ziemi. Jednak jakim cudem? Nie mniej jednak uważam, że klątwa była zbyt słaba, aby przetrwać.- zwieńczył myśl starając się skupić na kolejnym tropie, który ogarnął jego umysł. Wędrował wzrokiem między ścianami, jakoby szukał tam czegoś, co istnieć przecież nie mogło… albo nie chciało. -Klątwa nieśmiertelności. Rzucona na człowieka zatrzymuje jego duszę między dwoma światami i nie pozwala zaznać wiecznego spokoju.- stwierdził, zastanawiając się dlaczego i w jakim celu ktoś miałby kogoś tak ukazać; jednak może duch miał być strażnikiem? Może czarnoksiężnik pragnął chronić ludzi przed własnym dzieckiem, a że nie mógł żyć wiecznie postanowił istnieć pod postacią zjawy?
Wchodząc do środka ominął pułapkę. Wiedział, że musiał zbliżyć się do ściany, na której dostrzegł istne bohomazy; dziecięce pismo. Dotknąwszy palcem kamiennej powierzchni zaczął zaznaczać sobie litery, jakoby nie chciał się pomylić i wodząc palcem wyczytywał głośno i wyraźnie, każde ze zdań. Nie był pewny, czy czegoś nie pominął, bowiem wiele wyrazów było na siebie nałożonych. Starał się znaleźć sens ów fraz, ale zdawało się to jeszcze trudniejsze niżeli rozszyfrowanie tajemnicy run w poprzednim pomieszczeniu. -Krzywda zna melodię? Melodia ją wabi?- powiedział bardziej do siebie zastanawiając się nad sensem owych słów. -Może kobieta jest duchem, która pokazuje się, gdy dzieje się krzywda, stąd wspomnienie o uciętych palcach – ale nie była ona na tyle wielka, żeby takowy się pokazał i mężczyzna nie miał już pomysłu. Tylko ona zna melodie, zawsze przychodzi bronić. Widmo broni przed potworem?- wypuścił powietrze z ust starając się to wszystko poskładać w całość – w końcu wyżej było napisane, że melodia ją wabi, a niżej, że tylko ona ją zna. Spotkane runy wskazywały na obecność więcej niż dwójki osób; cud narodzin, domowe ognisko. To wszystko musiało się ze sobą łączyć. Tylko jak? Musiał coś przeoczyć.
|rzut na spostrzegawczość bonus II
Wchodząc do środka ominął pułapkę. Wiedział, że musiał zbliżyć się do ściany, na której dostrzegł istne bohomazy; dziecięce pismo. Dotknąwszy palcem kamiennej powierzchni zaczął zaznaczać sobie litery, jakoby nie chciał się pomylić i wodząc palcem wyczytywał głośno i wyraźnie, każde ze zdań. Nie był pewny, czy czegoś nie pominął, bowiem wiele wyrazów było na siebie nałożonych. Starał się znaleźć sens ów fraz, ale zdawało się to jeszcze trudniejsze niżeli rozszyfrowanie tajemnicy run w poprzednim pomieszczeniu. -Krzywda zna melodię? Melodia ją wabi?- powiedział bardziej do siebie zastanawiając się nad sensem owych słów. -Może kobieta jest duchem, która pokazuje się, gdy dzieje się krzywda, stąd wspomnienie o uciętych palcach – ale nie była ona na tyle wielka, żeby takowy się pokazał i mężczyzna nie miał już pomysłu. Tylko ona zna melodie, zawsze przychodzi bronić. Widmo broni przed potworem?- wypuścił powietrze z ust starając się to wszystko poskładać w całość – w końcu wyżej było napisane, że melodia ją wabi, a niżej, że tylko ona ją zna. Spotkane runy wskazywały na obecność więcej niż dwójki osób; cud narodzin, domowe ognisko. To wszystko musiało się ze sobą łączyć. Tylko jak? Musiał coś przeoczyć.
|rzut na spostrzegawczość bonus II
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 27
'k100' : 27
Nie odniósł obrażeń podczas rzucania zaklęcia mającego rozproszyć ciemności komnaty, co samo w sobie było już sukcesem. Światło tliło się lekko na końcu różdżki z dzikiego bzu, lecz Cyneric nie zdołał ani niczego rozszyfrować, ani w ogóle zauważyć. Zamiast tego stawał tam, gdzie był potrzebny, jako jedno z niewielu źródeł delikatnej jasności. W tym samym czasie wsłuchiwał się w słowa każdego z mężczyzn oraz oczywiście Antonii, starając się je dokładnie zanalizować. Niestety nie było to prostym zadaniem. Nie rozumiał tego mitu, nie wiedział jak można wydać na świat krakena i jak to stworzenie miało się przyczynić do powstania magicznych anomalii. Napisy na ścianie wyczytane przez Drewa wprawiły go w jeszcze większe zdumienie, skutecznie plątając umysł. Według niego nie miało to w ogóle żadnego sensu. Nic nie trzymało się kupy i Yaxley westchnął ciężko. Nienawidził bezczynności, wolał działać niż układać strategiczne plany. Nie to, że był głupi, lecz świat nierealny, pełen fantastycznych stworzeń oraz niecodziennych zależności nigdy go nie interesował, nie odczuwał sympatii do inności, w gruncie rzeczy prowadząc dość zwyczajny żywot. Życie w realiach pełnych magii było nadzwyczajne samo w sobie, lecz świat ten znał od podszewki jako dziedzic krwi najczystszej, jednakże istniały sprawy, które dla konserwatywnego szlachcica pozostawały zwyczajnie niejasne. W tym właśnie tkwił problem Cynerica.
Mimo wszystko naprawdę starał się pojąć istotę klątw, duchów, ucinania palców oraz innych abstrakcji mających dać im wskazówki jak unieszkodliwić anomalię.
- To nie ma sensu - westchnął ponownie, komentując zasłyszane rewelacje. Bardzo chciałby być przydatniejszy, lecz po prostu nie umiał odnaleźć w tym rozwiązania. Drew owszem, miał sporo racji, jednocześnie brzmiąc przy tym jak ktoś, kto za wszelką cenę stara się dopasować do siebie niepasujące elementy układanki. Yaxley postanowił się na coś przydać i rozejrzeć się po komnacie. Znaleźć cokolwiek, jeden z posągów, wodę brzozową, czy jakikolwiek inny element z tych napisów, który dałby im jasną wskazówkę. Chodził zatem po pomieszczeniu, starając się obejrzeć każdy zakamarek.
Rozglądam się.
Mimo wszystko naprawdę starał się pojąć istotę klątw, duchów, ucinania palców oraz innych abstrakcji mających dać im wskazówki jak unieszkodliwić anomalię.
- To nie ma sensu - westchnął ponownie, komentując zasłyszane rewelacje. Bardzo chciałby być przydatniejszy, lecz po prostu nie umiał odnaleźć w tym rozwiązania. Drew owszem, miał sporo racji, jednocześnie brzmiąc przy tym jak ktoś, kto za wszelką cenę stara się dopasować do siebie niepasujące elementy układanki. Yaxley postanowił się na coś przydać i rozejrzeć się po komnacie. Znaleźć cokolwiek, jeden z posągów, wodę brzozową, czy jakikolwiek inny element z tych napisów, który dałby im jasną wskazówkę. Chodził zatem po pomieszczeniu, starając się obejrzeć każdy zakamarek.
Rozglądam się.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
The member 'Cyneric Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 29
'k100' : 29
Zawiódł, rzucone zaklęcie nie wykazało niczego, jednakże tuż po nim, błąd naprawił Drew, udowadniając kunszt swego fachu. Rzucony urok zabielił pomieszczenie gęstą, lejącą się mgłą, jasną poświatą, potwierdzającą, że znajdują się już blisko. Blask wsiąknął w kamienie podłogi, sugerując, iż przeklęte komnaty mieszczą się niżej, pod nimi - może już bezpośrednio na kolejnym poziomie czekało ich osławione dziecko, Kraken, niczym Minotaur z labiryntu Dedala. Aura wokół Macniara gęstniała od niepokoju: wargi ułożone w wąską linię i ostrożne spojrzenia zdradzały delikatną frustrację ich niewiedzą. Przynajmniej jego słowa okazały się pomocne, rzucając nieco światła na dotychczasowe ślepe zaułki.
-Zatem wcześniej był spętany i zmuszony do posłuszeństwa, czy tak? - spytał, raczej retorycznie, łapiąc w lot sens rozumowania Drew. Skoro klątwa pękła tudzież została przełamana, mieli do czynienia z naprawdę potężną magiczną mocą. A na karku ogromnego, morskiego potwora, zapewne wygłodniałego i rozsierdzonego trzymaniem go pod kluczem przez ostatnie kilkaset lat - może władza nad krakenem pomoże nam w zapanowaniu nad anomalią - wyraził na głos drażniącą go wątpliwość, czując jak po karku przebiegają mu dreszcze. Wciąż miał na sobie bańkę, zapewniającą mu stały dopływ tlenu, lecz zauważył, że zaklęcie Valerija podziałało wyłącznie na mech obrastający w jego najbliższym sąsiedztwie.
-Duch. Pytanie brzmi: kogo? Z zapisków na ścianie wynika, że autor próbował kogoś do siebie przywołać, być może kobietę z legendy, zakładając, że Hector nabazgrał te słowa. Ale w takim razie, gdzie jest jego ciało? I kto nałożył tę klątwę? Znacie przypadki, w których ktoś decydował się nałożyć czar na siebie?? - spytał konkretnie, zwracając się do Antonii i Drew, jako specjalistów w dziedzinie starożytnych run. Dalsze odcyfrowywanie przez Macnaira treści wniosło zaś do rozumowania Magnusa jeszcze więcej zamętu; niezidentyfikowana melodia (czym była?), napomknięcia o odciętych palcach (czyżby rodzaj ofiary?), nie potrafił połączyć wszystkich elementów w spójną całość.
-Trzeba rozejrzeć się za tą kulą i posągami. Może będą na tyle duże, by w razie czego zablokować krakenowi szczękę - mruknął ironicznie, nadal głowiąc się nad zagadką. Może czegoś w niej brakowało? Nie był przekonany - skoro Hector dokumentował prawdopodobnie ostatnie chwile swego życia, pozostawił po sobie wszystko, co wartościowe. Niemniej jednak, wziął głęboki oddech i powiedział:
-Aperacjum - celując w ścianę, na której Drew odnalazł zapiski czarnoksiężnika. Jeszcze nie doczekawszy efektu, zasępił się, ściągając mocno brwi i wpatrując się intensywnie to w lepki mur, to w Drew. Miał pomysł, ale... Kurwa, był w końcu mężczyzną, a nie pizdą, trzęsącą się za mamusiną sukienką.
-Daj mi nóż - zażądał od Macnaira, pamiętając, że zwinął narzędzie sekretarce z góry. Oby był dość ostry. Pewnie podszedł do stołu z alchemiczną aparaturą, znalazł odrobinę miejsca na blacie i położył na nim swoją lewą dłoń, w prawej kurczowo trzymając nóż. Wymacał staw i delikatnie naciął skórę u podstawy małego palca, po czym wraz z nabraniem głębszego wdechu ciął głębiej, aż do kości. Mimowolnie syknął, ale wiedział, że musi dokończyć to, co zaczął. Czysto, porządnie, z chirurgiczną precyzją, możliwie najdokładniej. Nigdy nie przeprowadzał amputacji, ale miał dość rozumu, by nie siekać jak rębacz, ryzykując poszarpanymi nerwami i podobnymi atrakcjami. Zadrżał lekko, ale ciął dalej pod spodem, ignorując upływającą krew, masochistycznie napawając się cierpieniem, jakby było w tym coś świętego. Stracić palec, ale zadowolić Czarnego Pana, dla Magnusa nie istniał inny wybór. Przygryzł wargę i mocniej docisnął ostrze noża, czując, jak szoruje pod odsłoniętej kości. Zamknął oczy, skupiając się na wibrującym bólu, aż w końcu poczuł, jak ostrze ześlizguje się po zbryzganym krwią stole.
-Ja pierdolę - szepnął, trzęsąc się z lekkiego szoku i spoglądając z lekkim oszołomieniem na mały palec, tkwiący w lekkim oddaleniu od lewej dłoni, jak halloweenowy rekwizyt. Zastanawiał się, czy wrzeszczał - musiał, bo przecież bolało jak skurwysyn - ale gdy było już po wszystkim, urwał postrzępiony kawałek koszuli, z całej siły zaciskając go na małym kikucie, aby zapobiec dalszej utracie krwi.
|Drew mi pozwolił zabrać nóż
i anatomia poziom I (jakby to coś mi dawało)
-Zatem wcześniej był spętany i zmuszony do posłuszeństwa, czy tak? - spytał, raczej retorycznie, łapiąc w lot sens rozumowania Drew. Skoro klątwa pękła tudzież została przełamana, mieli do czynienia z naprawdę potężną magiczną mocą. A na karku ogromnego, morskiego potwora, zapewne wygłodniałego i rozsierdzonego trzymaniem go pod kluczem przez ostatnie kilkaset lat - może władza nad krakenem pomoże nam w zapanowaniu nad anomalią - wyraził na głos drażniącą go wątpliwość, czując jak po karku przebiegają mu dreszcze. Wciąż miał na sobie bańkę, zapewniającą mu stały dopływ tlenu, lecz zauważył, że zaklęcie Valerija podziałało wyłącznie na mech obrastający w jego najbliższym sąsiedztwie.
-Duch. Pytanie brzmi: kogo? Z zapisków na ścianie wynika, że autor próbował kogoś do siebie przywołać, być może kobietę z legendy, zakładając, że Hector nabazgrał te słowa. Ale w takim razie, gdzie jest jego ciało? I kto nałożył tę klątwę? Znacie przypadki, w których ktoś decydował się nałożyć czar na siebie?? - spytał konkretnie, zwracając się do Antonii i Drew, jako specjalistów w dziedzinie starożytnych run. Dalsze odcyfrowywanie przez Macnaira treści wniosło zaś do rozumowania Magnusa jeszcze więcej zamętu; niezidentyfikowana melodia (czym była?), napomknięcia o odciętych palcach (czyżby rodzaj ofiary?), nie potrafił połączyć wszystkich elementów w spójną całość.
-Trzeba rozejrzeć się za tą kulą i posągami. Może będą na tyle duże, by w razie czego zablokować krakenowi szczękę - mruknął ironicznie, nadal głowiąc się nad zagadką. Może czegoś w niej brakowało? Nie był przekonany - skoro Hector dokumentował prawdopodobnie ostatnie chwile swego życia, pozostawił po sobie wszystko, co wartościowe. Niemniej jednak, wziął głęboki oddech i powiedział:
-Aperacjum - celując w ścianę, na której Drew odnalazł zapiski czarnoksiężnika. Jeszcze nie doczekawszy efektu, zasępił się, ściągając mocno brwi i wpatrując się intensywnie to w lepki mur, to w Drew. Miał pomysł, ale... Kurwa, był w końcu mężczyzną, a nie pizdą, trzęsącą się za mamusiną sukienką.
-Daj mi nóż - zażądał od Macnaira, pamiętając, że zwinął narzędzie sekretarce z góry. Oby był dość ostry. Pewnie podszedł do stołu z alchemiczną aparaturą, znalazł odrobinę miejsca na blacie i położył na nim swoją lewą dłoń, w prawej kurczowo trzymając nóż. Wymacał staw i delikatnie naciął skórę u podstawy małego palca, po czym wraz z nabraniem głębszego wdechu ciął głębiej, aż do kości. Mimowolnie syknął, ale wiedział, że musi dokończyć to, co zaczął. Czysto, porządnie, z chirurgiczną precyzją, możliwie najdokładniej. Nigdy nie przeprowadzał amputacji, ale miał dość rozumu, by nie siekać jak rębacz, ryzykując poszarpanymi nerwami i podobnymi atrakcjami. Zadrżał lekko, ale ciął dalej pod spodem, ignorując upływającą krew, masochistycznie napawając się cierpieniem, jakby było w tym coś świętego. Stracić palec, ale zadowolić Czarnego Pana, dla Magnusa nie istniał inny wybór. Przygryzł wargę i mocniej docisnął ostrze noża, czując, jak szoruje pod odsłoniętej kości. Zamknął oczy, skupiając się na wibrującym bólu, aż w końcu poczuł, jak ostrze ześlizguje się po zbryzganym krwią stole.
-Ja pierdolę - szepnął, trzęsąc się z lekkiego szoku i spoglądając z lekkim oszołomieniem na mały palec, tkwiący w lekkim oddaleniu od lewej dłoni, jak halloweenowy rekwizyt. Zastanawiał się, czy wrzeszczał - musiał, bo przecież bolało jak skurwysyn - ale gdy było już po wszystkim, urwał postrzępiony kawałek koszuli, z całej siły zaciskając go na małym kikucie, aby zapobiec dalszej utracie krwi.
|Drew mi pozwolił zabrać nóż
i anatomia poziom I (jakby to coś mi dawało)
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Magnus Rowle' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - CZ' :
'Anomalie - CZ' :
Rzucił zaklęcie na mech. Chwila w której próbował dostrzec rezultat wydawała się trwać nieskończoność. Usta wygięły się więc kształt smutnej podkówki, gdy oczy dostrzegły jeden, poszarzały punkcik w całym tym bulgoczącej osobliwości. Trochę się zestresował, by zaraz spróbować jednak podejść do sprawy inaczej. Problem z tą rośliną wydawał mu się dość poważny. Znajdowali się w nieprzewiewnej, wąskiej przestrzeni i nie. W umyśle Valerija zrodził się więc inny pomysł. Mech puchł z powodu wilgoci, którą wchłaniał, przechowywał. Czemu więc by go nie wymrozić...? Glacius wydawało się zaklęciem odpowiednim. Pokryje powierzchnię blokując pory przez które wydobywały się wyziewy, a dzięki znajdującej się w roślinie wilgoci z łatwością powinno przedrzeć się głębiej dewastując roślinę. Powinno. Ale nie musiało.
- Jesteśmy bliżej niż dalej, prawda...? - rzucił niepewnie chcąc zostać nakarmionym w tym momencie chociażby kłamstwem. Jeśli znów się mylił lepiej byłoby, gdyby znajdowali się bliżej. Wciągnął do płuc powietrze. Niemrawe światło dzierżone przez Cynerika anemicznie padało na przeklętą roślinę. Valerij skierował na nią różdżkę
- Glacius - wypowiedział, zdając sobie jednak sprawę z tego jak tajemna jest dla niego dziedzina zaklęć. Bez względu na osiągnięty efekt ostrożnie wgramolił się do tajemniczego pokoju uważając na pułapkę. Informując przy tym wazie zaklęciowego niepowodzenia o swojej nieumiejętności poradzenia sobie z problemem. Może ktoś bardziej umiejętny postanowi coś zaradzić.
Gdy znalazł się w pokoju nie bardzo wiedział co mógłby ze sobą zrobić. Nie znał pisma runicznego, ale zaintrygowała go alchemiczna aparatura. Oblekł ją spojrzeniem. Podszedł potem do Francuza stojącego przy regale pełnym minerałów. Choć wzrokiem przebiegł po kształtach to zaraz patrzył za nie, jakby chcąc spojrzeniem przebić ścianę. Ciągle miał w głowie obraz tego rysunku(?) przed wejściem, dzięki któremu mógł ich tu doprowadzić. Może niepotrzebnie, może błędnie....? Zaznaczony krzyżykiem pokój znajdowałby się za tą ścianą, za regałem. Alchemik sprawdził więc czy regał dało się odsunąć od ściany, a jeśli tak - toteż zrobił.
Jego uwagę kupiła moc zaklęcia rzuconego przez Drew. Patrzył jak mleczny obłok topił się pod ziemię. Tekst ze ściany napawał go niepokojem, podobnie jak wszystkie teorie na jego temat. Nie potrafił odpowiedzieć na żadne z pytań, które zawisły w powietrzu. Jego wiedza na te tematy nie wykraczała poza tu zebranych. Starał się jednak trzymać faktów obawiając się obłąkania. A fakt był taki, że jeżeli chcieli zbliżyć się do klątwy wiążącej Krakena, a tym samym i do krakena musieli zejść niżej. Nim te myśli nabrały rozpędu szok odebrał Valerijowi zdolność myślenia i mówienia. Z wytrzeszczonymi oczyma patrzył na poczynania Rowle'ya.
- Jesteśmy bliżej niż dalej, prawda...? - rzucił niepewnie chcąc zostać nakarmionym w tym momencie chociażby kłamstwem. Jeśli znów się mylił lepiej byłoby, gdyby znajdowali się bliżej. Wciągnął do płuc powietrze. Niemrawe światło dzierżone przez Cynerika anemicznie padało na przeklętą roślinę. Valerij skierował na nią różdżkę
- Glacius - wypowiedział, zdając sobie jednak sprawę z tego jak tajemna jest dla niego dziedzina zaklęć. Bez względu na osiągnięty efekt ostrożnie wgramolił się do tajemniczego pokoju uważając na pułapkę. Informując przy tym wazie zaklęciowego niepowodzenia o swojej nieumiejętności poradzenia sobie z problemem. Może ktoś bardziej umiejętny postanowi coś zaradzić.
Gdy znalazł się w pokoju nie bardzo wiedział co mógłby ze sobą zrobić. Nie znał pisma runicznego, ale zaintrygowała go alchemiczna aparatura. Oblekł ją spojrzeniem. Podszedł potem do Francuza stojącego przy regale pełnym minerałów. Choć wzrokiem przebiegł po kształtach to zaraz patrzył za nie, jakby chcąc spojrzeniem przebić ścianę. Ciągle miał w głowie obraz tego rysunku(?) przed wejściem, dzięki któremu mógł ich tu doprowadzić. Może niepotrzebnie, może błędnie....? Zaznaczony krzyżykiem pokój znajdowałby się za tą ścianą, za regałem. Alchemik sprawdził więc czy regał dało się odsunąć od ściany, a jeśli tak - toteż zrobił.
Jego uwagę kupiła moc zaklęcia rzuconego przez Drew. Patrzył jak mleczny obłok topił się pod ziemię. Tekst ze ściany napawał go niepokojem, podobnie jak wszystkie teorie na jego temat. Nie potrafił odpowiedzieć na żadne z pytań, które zawisły w powietrzu. Jego wiedza na te tematy nie wykraczała poza tu zebranych. Starał się jednak trzymać faktów obawiając się obłąkania. A fakt był taki, że jeżeli chcieli zbliżyć się do klątwy wiążącej Krakena, a tym samym i do krakena musieli zejść niżej. Nim te myśli nabrały rozpędu szok odebrał Valerijowi zdolność myślenia i mówienia. Z wytrzeszczonymi oczyma patrzył na poczynania Rowle'ya.
Ruiny elektrowni
Szybka odpowiedź