Wydarzenia


Ekipa forum
Holland Park
AutorWiadomość
Holland Park [odnośnik]29.04.16 3:14
First topic message reminder :

Holland Park

Elegancki park wchodzący w kompleks ogrodów królewskich Londynu; odróżnia się od pozostałych wyjątkową różnorodnością florystyczną. Pośród wielobarwnych, często dość orientalnych kwiatów przechadzają się dumne pawie; jeśli masz szczęście, być może zdołasz znaleźć pióro z pawim okiem.
W centralnej części znajduje się przepiękna oranżeria, w której można odpocząć i napić się herbaty, jaką podają w okolicznych kawiarenkach. Jedną z większych atrakcji tego miejsca jest również scena letnia, gdzie w sezonie wystawiane są sztuki operowe.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Holland Park - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Holland Park [odnośnik]15.06.20 23:38
Tnagwystyl zdążyła w ciągu tylu lat życia przyzwyczaić się do życia w Londynie, do pogody, która czasem potrafiła się zmienić z chwili na chwilę, do ludzi, którzy przemykali ulicą szybko, chcąc schronić się przed gromadzonymi nad głowami chmurami, czy też przed kroplami, które zaczynały skapywać z nieba. Oczekiwała ze spokojem, choć nie była do końca pewna z kim ma się spotkać. Wierzyła jednak w działania których się podejmowała i to, co mówił Skamander. Chciała coś zrobić, jakoś pomóc. I jeśli mówił, że była w stanie to nie zamierzała się z tym sprzeczać. Wiedziała co prawdę wiele o Runach, głównie dlatego, że poświęciła im naprawdę dużą część czasu i życia. Chociaż towarzyskiego i tak nie miała za wiele. Była dziwna, czasem zbyt dosłowna i za bardzo szczera. Mówiła to co myśli, a czasem - a może zwłaszcza - mówiła zanim pomyślała. Ale nie kłamała, zawsze każde jej słowo, było też myślą. Może dlatego lepiej było, żeby nie wiedziała więcej niż to koniecznie.
Jasne tęczówki umiejscowione w oczach skrytych pod pokaźnych rozmiarów brwiami w końcu skoncentrowały się na kobiecie, która zdawała się iść w jej stronę. I nie pomyliła się, wypowiadając umówione hasło i dostając na nie oczekiwaniom odpowiedź. Skinęła głową i uniosła wargi w dziewczęcym, uśmiechu.
- Możesz mówić mi Anu, od Ansuz. - powiedziała do kobiety, unosząc rękę, żeby potrzeć nos. - I może nie mów mi swojego imienia. - dodała, jeszcze chwilę drapiąc się po nosie. Opuściła rekę i uśmiechnęłą się raz jeszcze. Trochę była to dla niej nowa sytuacja. Może nawet nie trochę, tylko całkowicie. - Chodźmy. - zadecydowała kierując się w stronę wejścia do budynku. - Nie wiem, ile mi zajmie, ale będziesz musiała poczekać. - zamyśliła się - Może powinnaś przysiąść na jakimś dachu z którego będziesz miała widok na wejście? - zapytała po chwili. Nie była pewna, jak dokładnie wygląda sytuacja przy wejściu do Działu Ksiąg Zakazanych, ale wolała to przemyśleć od razu. Trochę liczyła jednak na to, że pytań żadnych nie będzie. Krzyk, czy raczej słowa które do niej doszły sprawiły, że jej oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu i strachu. Nagle poczuła, jak nogi robią się jak z waty, a ciało odmawia posłuszeństwa, a ona przestaje w pierwszych sekundach kontaktować i myśleć. Dopiero po chwili, słyszać znajomą inkantację nie wiedząc nawet jak - możliwe, że przez wyuczenie ręki. Uniosła własną różdżkę. - Protego Totalum! - powtórzyła inkantację, mając nadzieję, że uda im się stworzyć tarczę i nie umrzeć pod lecącymi w ich stronę gruzami.
Tangwystl Hagrid
Tangwystl Hagrid
Zawód : Łamacz Klątw, tester nowych zaklęć
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
And it's to cold outside
for angels to fly
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6463-tangwystl-hagrid https://www.morsmordre.net/t6471-ansuz#165284 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f211-harley-street-1-2 https://www.morsmordre.net/t6472-skrytka-bankowa-nr-1634#165285 https://www.morsmordre.net/t6837-tangie-hagrid
Re: Holland Park [odnośnik]15.06.20 23:38
The member 'Tangwystl Hagrid' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 96
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Holland Park - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Holland Park [odnośnik]24.06.20 14:20
Londyn był teraz niebezpieczny. Zwykłe wyjście z domu mogło łączyć się z zagrożeniem życia i Lucinda wcale nie dziwiła się temu, że miasto nagle wymarło. Ludzie nie chcieli wychodzić z domu, narażać się, podejmować niepotrzebne ryzyko. Ona mieszkając nadal na Pokątnej zastanawiała się czy nie kusi losu. Wszyscy wiedzieli, gdzie ją znaleźć. Nie tylko przychylni jej czarodzieje. Nawet jeśli starała się trzymać daleko od głównych ulic i miejsc obleganych przez ludzi Malfoya to nie mogła liczyć na to, że zawsze zostanie w cieniu. Czasami jednak nie mogła trzymać się na uboczu. Wyboru jakiego dokonała wstępując do Zakonu Feniksa nie można było cofnąć. Miała swoje obowiązki i zlecone misje, które musiała wykonać.
Blondynka nie znała wszystkich sojuszników Zakonu. Tak było lepiej. Niektórzy nie chcieli działać jawnie, niektórzy woleli wspomagać z ukrycia i potrafiła to doskonale zrozumieć. Finalnie im mniej wiedzą tym mogą czuć się pewniej. Treści jakie ukrywali w głowach były niebezpieczne i nie powinny wpaść w niepowołane ręce. Szlachcianka skinęła głową, gdy kobieta się przedstawiła i uśmiechnęła się delikatnie, gdy poprosiła ją by nie zdradzała swojego imienia. Podobało jej się takie podejście. Nie spotkały się w celach towarzyskich. Czas je gonił i musiały się pośpieszyć. – Zobaczymy czego będą od nas wymagać na wejściu. Najlepiej samemu się nie wychylać. – z doświadczenia wiedziała, że czasami lepiej nic nie mówić niż powiedzieć parę słów za dużo i dać się wplątać w niepotrzebną i często podejrzliwą rozmowę. Wychodziła z założenia, że to winny się tłumaczy, a jej towarzyszka miała prawną zgodę na przebywanie w Dziale Ksiąg Zakazanych. Jeśli szlachcianka będzie tą, które nie będą chcieli wpuścić do środka to trudno. Była pewna, że czarownica sobie poradzi.
Rzucając zaklęcia miała nadzieje, że uda jej się uchronić ją i jej towarzyszkę przed spadającymi odłamkami, ale dopiero rzucone przez Anu zaklęcie odpowiednio je wsparło. Udało im się ustrzec się przed efektami bombardy. Lucinda przesunęła się bliżej czarownicy i gdy odłamki przestały lecieć w ich stronę mogły skierować się w stronę Biblioteki. Lucinda pokiwała głową w podziękowaniu i uśmiechnęła się. – Ruszajmy – odparła kierując się w stronę drzwi.

z.t x2


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Holland Park - Page 4 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Holland Park [odnośnik]23.07.20 18:44
Dziś nokturn opuściłem na nogach omijając uliczki o których słyszałem mało pochlebne opinie - że dużo ministralnych psów, że się przypierdalają i bardzo łatwo jest zostać zgarniętym na dołek. Z moim nazwiskiem nie było by to wcale takie trudne nawet jeżeli mało kto zdawał sobie sprawę z naszego faktycznego spowinowacenia. No ale propos tego... Zerwałem i zmieliłem w kulkę papieru spoglądające na mnie ze ściany kamienicy Bertiego. Odrzuciłem go gdzieś w krzaki. Pieprzony smarkacz. Nawet na przedmieściach najdroższej londyńskiej dzielnicy musiałem czuć na sobie jego głupkowate spojrzenie. Nie do wiary... Warknąłem sięgając do wewnętrznej kieszeni szaty wyciągając zgniecioną paczkę magicznych fajek. Odpaliłem sobie jedną wślizgując się w ciemną szczelinę pomiędzy kamienicami w której to cierpliwie przeczekiwałem aż ludzie, których dojrzałem z naprzeciwka sobie przejdą. Miałem w końcu jeszcze trochę czasu. Poruszyłem barkami poprawiając ułożenie materiału szaty. Pożyczone od Bruna eleganckie, gładkie łaszki robiły ze mnie gościa wyglądającego jak miliony monet, których nigdy nie posiadałem, lecz nie były zbyt wygodne. Szkoda, że oboje byliśmy chujowi w transmutację bo bym te wdzianko poszerzył o rozmiar lub dwa by nie musieć pocić się w chwili kiedy to przy lekkim spięciu mięśni materiał rozchodził się z nieprzyjemnym dźwiękiem prucia. Nie byłbym sobą gdybym nie dodał od siebie kilka błyszczących dodatków. Oko ślepego połyskiwało z klasą na palcu. Pukiel syrenich włosów owiniętych wokół dłoni bankowo dodawał mi kilka kolejnych punktów do fantastyczności i bogactwa. Ruchem ręki zaczesałem i tak już ulizane włosy do tyłu. Odrzuciłem fajka na ziemię i wypolerowanym, butem ruszyłem w dalszą przeprawę starając przemieszczać się mało uczęszczanymi uliczkami. W pogotowiu trzymałem w ręce różdżkę choć tak właściwie nie czułem, że jest to coś na czym mógłbym polegać - starałem się bardziej ufać swojej intuicji i szczęściu. To ostatnie chyba wciąż mi chyba dopisywało...?


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : 8+2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 3
ZWINNOŚĆ : 17+3
SPRAWNOŚĆ : 24+6
Genetyka : Wilkołak

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Holland Park [odnośnik]23.07.20 18:44
The member 'Matthew Bott' has done the following action : Rzut kością


'Londyn' :
Holland Park - Page 4 PB0XXgd
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Holland Park - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Holland Park [odnośnik]23.07.20 19:18
I oczywiście jednak mój szósty zmysł prowadził mnie z dala od nadmiernego zainteresowania kogokolwiek do tego stopnia, że przez chwilę poczułem się wręcz nie na miejscu z tym, że cisza wokół przerywana była przez stukot obcasa wypolerowanego na połysk buta. Zastygłem w chwili w której doszedł do mnie bliźniaczy dźwięk zdając sobie sprawę, że to wcale nie potencjalne towarzystwo, a zwyczajne echo. Coś się faktycznie z czasem zaczęło w oddali pierdolić (budynek?) ale to mnie już nie dotyczyło bo powoli dochodziłem do celu. Drogę sobie postanowiłem skrócić przez park wyłapując w zaniedbanym, lecz bujnym ogrodzie egzotycznych kwiatów jakiś taki najbardziej okazały, pstrokaty - zerwałem go przyozdabiając sobie zewnętrzną kieszeń szaty. Ja to jednak jestem, heh. Nie zapomniałem jednak ani na chwilę po co do tego Londynu zaglądałem, a właściwie dla kogo odwalałem tu robotę. Przygładzając wierzch podeszłem do restauracyjnego wejścia przed którym się zatrzymałem wiedząc, że tak z ulicy to nawet jakbym chciał to by mnie nie wpuszczono. Stanąłem przed jednym z ludzi stojących na zewnątrz i pilnujących porządku. Powiedziałem mu, że jestem tu na polecenie Bruna Bennetta do niejakiej Borgii, Giovanny Borgii. Trzymając fason dałem mu zwitek papieru będący najpewniej jakąś wiadomością Bruna do Giovanny i po prostu czekałem aż osiłek poniesie sprawę dalej. Nie traciłem rezonu starając się robić jak najlepsze wrażenie bo za duże miałem doświadczenie przy lepkich interesach by srać pod siebie z nerwów. Po kilku przeciągających się chwilach jeden z tych ludzi zaczął mnie prowadzić na tyły budynku, życząc sobie bym zdał mu różdżkę. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, ze nie chodziło tu o skontrolowanie czy jest zarejestrowana, a raczej bym przypadkiem nie wpadł na genialny pomysł odwalenia jakiegoś szajsu. Nie oponowałem. Wiedziałem jak to wszystko działa, a poza tym eleganckim fifraku krył się awaryjnie elegancki nóż. tak na wszelki wypadek. Dałem się prowadzić dalej do gabinetu.

|zt ->


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : 8+2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 3
ZWINNOŚĆ : 17+3
SPRAWNOŚĆ : 24+6
Genetyka : Wilkołak

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Holland Park [odnośnik]11.10.20 3:30
| 13 lipca, wszystko zdarzyć się może… PARSZYWKA

Trzynasta alejka, którą mijali zdawała się dłużyć w nieskończoność.
- Charlie? Chaaaarlie?! – śpiewnym głosem wołała czarownica, mknąc między ścieżynami parku. – Oh! Gabrielu, prędzej! Musimy znaleźć mego jednorożca – ponagliła mężczyznę, który podążał za nią od pubu. Właściwie wyszli z niego razem, niemniej jednak Księżniczka Forsythia, traktowała jegomościa jako sługę, kilkakrotnie wymuszając już na nim, aby użyła na niej zaklęcia srebrnego pyłku – chciała się błyszczeć. Musiała się błyszczeć! A jeśli blask był niedostateczny i to właśnie z tego powodu jej jednorożec postanowił uciec? Nawet nie chciała wyobrażać sobie takiego scenariusza, bo napawał ją okrutnym przerażeniem. Wolała spoglądać jednak pozytywnie i kroczyć pełna uroku między zadbanymi rabatami. Świat zdawał jej się dziwnie kolorowy, a różowy zachód słońca dopełniał uroku Londynu, jaki mogła widzieć przez pryzmat swego odrealnionego podejścia. Nie wnikała w zmianę swojego postrzegania, a także w zachowanie, wydawało jej się, że taka była zawsze. Przecież była Księżniczką.
Lecz mężczyzna, który z nią przebywał miał całkowicie inne podejście, co chwilę zerkał na fiolkę z eliksirem, którego nie podał nadal pannie Crabbe. Najwyraźniej w jej obecnym stanie, musiał przejść do działania w inny sposób – jeśli pragnął osiągnąć swój zamierzony cel. Wszak nie każdego dnia, ma się okazję, aby ogłupić córkę wysokiego rangą urzędnika Ministerstwa, skutkiem czego doprowadzić do wykorzystania i zbrukania kobiety w każdym możliwym względzie.
- Chodź, tam. Tam widziałem twojego jednorożca – zaśmiał się pod nosem jegomość i wskazał na alejkę, prowadzącą w dosyć ustronne i mocno zarośnięte miejsce. Sythia obróciła się raptownie, aż jej spódnica zafurkotała na wietrze. – Chodź, chodź – ponaglił ją, zachęcając gestem ręki ku gęstwinie. Niczego niespodziewające się jagnię prowadzone na rzeź niczym Królewna Śnieżka, wiedziona do karminowego jabłka, spoczywającego w dłoni starej wiedźmy. Szła dumnie, prosto, starając się, aby każdy jej krok wyrażał pochodzenie, którego była całkowicie pewna. Gdy dotarła między malinowe i różane krzaki, poczuła na swojej tali dłonie, które absolutnie nie powinny się tam znaleźć. Później jedna zjechała niżej, zaś druga przycisnęła ją do siebie, niczym oplatający się wąż.
- Co też pan wyprawia? Czy pan wie, kim ja jestem?! – wzburzyła się, odpychając od siebie gbura, jednak na nic się to zdało. Mężczyzna zatkał prędko jej twarz ręką i przycisnął do pnia drzewa, sapiąc i rechocząc wprost do jej ucha.
- Chciałaś jednorożca, to go zaraz zobaczysz. A raczej poczujesz – zaśmiał się obleśnie, czego Księżniczka znieść dłużej nie mogła. Choć insynuacja była dla jej niewinnego, księżczniczkowego umysłu zbyt wulgarna, tak pojęła przesłanie, na które zrobiło jej się niedobrze. Miałaby stracić swoją niewinność?! Jak wówczas zachowałby się jej ukochany Charlie?! Srebrzystogrzywy z pewnością wyczuł pismo nosem i dlatego ją zostawił! Przynajmniej takie były jej pierwsze myśli.
Niewiele zastanawiając się nad swoim kolejnym ruchem, ugryzła mężczyznę w obślizgłe palce i najgłośniej jak tylko mogła, zaczęła wyć o pomoc.
- Ratunku! POMOCY! – słowa poprzedziła krzykiem, jednak najwyraźniej rozwścieczyła tylko napastnika swoim zachowaniem. Mężczyzna przewrócił ją na ziemię, próbując zadrzeć jej suknię i dobrać się do jej nóg. Jednak wierzgała jak najęta, odpychając się co rusz od jego bioder obcasami, wciskając je w jego ciało, aby zniechęcić go do dalszych prób. Jednocześnie usilnie próbowała sięgnąć po swoją różdżkę, która wypadła z kieszeni spódnicy, ale było to niemal niemożliwe. Co chwilę ponawiała krzyki o pomoc, licząc, że przybędzie jej Rycerz na Białym Koniu, ratując z opresji.


I wciąż nie starczało, i ciągle było brak
Ciągle bolało, że ciągle jest tak

Forsythia Crabbe
Forsythia Crabbe
Zawód : Magizoolog w Ministerstwie Magii
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
l'appel du vide
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8816-forsythia-a-crabbe https://www.morsmordre.net/t8824-maypole#262975 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f299-brook-street-72 https://www.morsmordre.net/t8821-skrytka-bankowa-nr-2082#262964 https://www.morsmordre.net/t8822-forsythia-crabbe#262969
Re: Holland Park [odnośnik]11.10.20 18:59
Ciche, żałosne kwilenie wciąż niosło się echem wśród zmęczonych myśli. Słońce sięgało sennie za linię horyzontu, kąpało uliczki parku w czerwieni i pomarańczy, w bladej żółci zmąconej różem, cieszyło oko czarownicy urzekającą kurtyną opadającą na mnogość tutejszej flory. Większości gatunków kwiatów nawet nie znała - pochodziły z dalekich zakątków świata, orientalnych podobnie jak ona sama, urzekały feerią odbiegających od angielskiej nudy barw, dlatego też właśnie to miejsce, alejki Holland Park, Wren zdecydowała się wybrać na chwilę odpoczynku. Jej dziewczęta często płakały. Zawodziły niczym prawdziwe szyszymory przejęte niepewną przyszłością, pozwalały sobie puścić wodze skrywanych emocji w bezpiecznym, zaufanym towarzystwie, licząc, że Azjatka okaże im konieczne wsparcie. I robiła to - godziła się na ich warunki, głaskała, przytulała, pocieszała, czyniła wszystko, byle tylko później bez wahania zaoferowały jej zgięcie ręki w łokciu, ukazały siatkę bladoniebieskich żył, do których mogła wbić się przygotowaną, medyczną igłą srebrnej strzykawki. Była ich lekarzem, na medycynie znając się niezbyt - ale kłamała za to sprawnie, bo wiedziała, że nie były w stanie jej wysnutych z nicości argumentów zweryfikować. Tego dnia miała do czynienia z uroczą Rose, pojmaną z ziem małego miasteczka Reculver. Jej kryjówka była odległa, umieszczona niemal na krańcu ich okolicznego świata, w miejscu, do którego dostać można było się wyłącznie świadomą teleportacją. Wyczekiwała końca wojny w gęstwinie zieleni cichego lasu.
Po alejce Wren przechadzała się wolno, z ulgą nabierając do płuc ciepłego, wieczornego powietrza. Delektowała się panującym tu spokojem. Pewnym poczuciem harmonii odnalezionej pośród obco wyglądających kwiatów usadzonych w wypielęgnowane klomby. W dalekiej oddali raz po raz dostrzegała migoczące w półciemności pary o splecionych ze sobą dłoniach, jednak do uszu nie docierał żaden skrawek ich możliwych rozmów. Nie tak, jak przecinający po chwili spokój krzyk prośby o pomoc. Widziała ich chwilę wcześniej - rozochoconego mężczyznę o czerwonej z podniecenia twarzy i idącą chwiejnym krokiem ciemnowłosą kobietę przyciśniętą do jego boku, uznała ich za kolejną parę zakochanych - ale nie mogło tak być. Nie teraz, gdy z wysokich krzewów dobiegł przerażający wrzask, sprawiał, że ciemne brwi ściągnęły się w konsternacji. To nie był jej problem. Jeśli dziewczyna była na tyle głupia, by pozwolić byle chłystkowi zaciągnąć się w zarośla, niech teraz nie udaje, że podciąganie sukienki nie było tym, na czym jej zależało. Ale... Coś w tym okrzyku kłuło ją nieznośnie. I tyle właśnie było ze spokojnego, samotnego wieczoru.
Schowana w kieszeni cienkiego płaszcza dłoń odruchowo zacisnęła się na różdżce. Wren przygryzła wargę, krokiem pewnym, prędkim ruszając na ratunek damie w opałach, uzbrojona w kasztanowe drewno, którego złości żaden mężczyzna, żaden podły wieprz winien nie chcieć zasmakować. Ale na wyjaśnienia czy przeprosiny było już za późno - wolną ręką odgarnęła ostre gałęzie zarośli, przedostając się do niewielkiej wnęki w ich objęciach, bez namysłu celując różdżką w plecy oprawcy dobierającego się do materiału kobiecej spódnicy, do spoczywającej pod nim bielizny.
- Matka nie nauczyła cię co oznacza słowo nie? - głosem lodowatym oznajmiła swą obecność, lecz nie dała mu możliwości odpowiednio nań zareagować. Dyskusje były niepotrzebne. Nic, co mógłby mieć do powiedzenia, nie usprawiedliwiłoby dziś próby gwałtu na ewidentnie nietrzeźwej partnerce. - Drętwota - zaintonowała z brutalną wręcz pewnością, a magia usłuchała. Zaklęcie ugodziło nieznajomego w kark, sprawiło, że opadł na nieznajomą jej damę jak kłoda bezwolnego drewna, zastygając w jednej, posągowej pozycji. Przygniótł ją do ziemi - lecz nie na długo, zaraz ściągnięty z panny Crabbe niewerbalnym levicorpusem, za kostkę uwieszony w powietrzu przez niewidzialną siłę. - Nic ci nie jest? - Wren spojrzała kątem oka na ciemnowłosą niewiastę tarzającą się po ziemi. W odruchu dziwnej, niewytłumaczalnej dobroci wyciągnęła w jej kierunku wolną dłoń, oferując pomoc przy wstaniu. - Everte stati. Casa aranea - pierwsza z inkantacji odepchnęła oprawcę na bezpieczny dla nich dystans, druga natomiast spowiła jego ciało lepką pajęczyną, która niebawem okaże się idealnym schronieniem dla wygłodniałych, agresywnych pajęczaków. Dobrze. Niech wyjdzie z tego dostatecznie wynagrodzony za swoje śmiałe plany. Nie wyswobodził się też z działania drętwoty; może próbował, może nie miał na to szans, mało interesowało to czarownicę, która skupiła się teraz na poszkodowanej przez całe zajście nieznajomej, wzdychając ciężko. - Jak się nazywasz? Ktoś może cię stąd odebrać? - pytała wolno, zimno, kobieta z pewnością była czymś odurzona.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Holland Park [odnośnik]12.10.20 0:41
Szamotała się, jeszcze chwilę czując, jak powoli zaczyna brakować jej sił. Nie tylko do wierzgania, ale również do krzyków, a w tym wszystkim nie pomagało jej spaczone spojrzenie, przez które zdawało jej się, że jest o wiele słabsza niż w rzeczywistości. Wszak mieszkając tak wiele lat w pałacu – takie miała przeświadczenie – był zbyt delikatna ku temu, aby walczyć z rosłym mężczyzną. Święcie przekonana o swoim królewskim pochodzeniu, snuła już litanie, jakie przyjdzie jej wygłaszać przed całym dworem. Widziała oczami wyobraźni swoje zapłakane oczęta i opuchnięte wargi, tak realny obraz rozpaczy. Była bliska poddania się, lecz w tej właśnie chwili przybyła jej odsiecz. Choć nie zjawił się Rycerz na Białym Koniu, tak w zupełności na to metaforyczne miano mogła zasłużyć nieznajoma.
Panna Księżniczka Crabbe podniosła się sama do pozycji siedzącej, równo z unoszącym się ciałem, przyglądając się w przerażeniu, co magia wybitnie zdolnej czarownicy wyczyniała. Przykryła usta dłońmi, a falbany jej sukni rozlały się po ziemi, malowniczo spływając z jej nóg. Wyglądała dokładnie tak, jakby zza rogu faktycznie miała wybiec zgraja jednorożców i otoczyć ją, razem z przybyłymi innymi zwierzętami na dźwięk jej melodyjnego głosu. Tak naprawdę to Sythia talentu do śpiewania nie miała, więc może i lepiej, że nieznajoma czarownica nie miała okazji dostrzeżenia, a raczej usłyszenia tej katastrofy.
- Nie, nie… w porządku – pospieszyła z odpowiedzią, chwytając się zaoferowanej dłoni. – Dziękuję… - dodała, otrzepując materiał z ziemi i prostując falbany. Również wtedy podniosła z ziemi swą różdżkę i schowała ją do kieszeni, skrytej między fałdami materiału. Dokładnie przyjrzała się swoim dłoniom, upewniając czy aby choć odrobina srebrzystego pyłu wciąż na niej pozostała, po tym jakże okropnym incydencie. Potem jednak przeniosła swoje spojrzenie na enigmatyczną oswobodzicielkę. Zmarszczyła brwi na widok swojej ratowniczki i przeanalizowała jej lico. Więc na jej dwór przybyli obcokrajowcy? Niemniej jednak nie musiała się obawiać braku wiedzy o kulturze nieznajomej, wszak odbyła lekcje na królewskim dworze z języka mandaryńskiego. – Witaj! Jestem Księżniczka Forsythia. Szalenie dziękuję za ratunek, o nadobna… wybawczyni! – całość wyrecytowała po mandaryńsku, z lekka kalecząc akcent, jednak uważała, że było to wynikiem przeżyć, a nie brakiem jej wiedzy. Przecież dwór królewski nigdy nie oszczędzał na edukacji księżniczek, a Forsythia była bardzo pojętną uczennicą. W jej obecnym oglądzie na świat nie było możliwości, aby powodem dukającego języka było coś innego oprócz stresu i przerażenia. Dygnęła grzecznie, wykazując się dystyngowaniem. – Zaś o odbiór, jeśli chodzi, to sama się odbiorę. Pałac jest raptem za rogiem – zaśmiała się perliście i już w języku angielskim, po czym wskazała w kierunku Pałacu Kensington, który faktycznie znajdował się kilka ulic dalej. Jednak promienny uśmiech spełzł z jej twarzy, gdy z lekka szamotający się nieszczęśnik przypomniał o swojej obecności. Wówczas Księżniczka Sythia poczyniła kilka kroków ku swej wybawczyni i delikatnie, opuszkami palców dotknęła jej ramienia, jakby próbując się za nią schować przed nieszczęśnikiem. W normalnej sytuacji najpewniej już ciągnęłaby oprawcę przed sąd, żądając jak najwyższego wyroku. Jednak w obecnej chwili mogła co najwyżej pomarzyć o takiej rzeczywistości, bo do jej głowy wpadały zupełnie inne myśli. Pochyliła się delikatnie ku nieznajomej, niemal wyszeptując do jej ucha dosyć nietypowe pytanie.
- Czy byłaby pani tak łaskawa, aby rzucić na mnie Fae Feli?


I wciąż nie starczało, i ciągle było brak
Ciągle bolało, że ciągle jest tak

Forsythia Crabbe
Forsythia Crabbe
Zawód : Magizoolog w Ministerstwie Magii
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
l'appel du vide
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8816-forsythia-a-crabbe https://www.morsmordre.net/t8824-maypole#262975 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f299-brook-street-72 https://www.morsmordre.net/t8821-skrytka-bankowa-nr-2082#262964 https://www.morsmordre.net/t8822-forsythia-crabbe#262969
Re: Holland Park [odnośnik]12.10.20 18:29
Zimne spojrzenie czarnych oczu rzadko kiedy opuszczało zalegającą na ziemi sylwetkę mężczyzny. Był potężnej budowy, nic dziwnego, że bez cienia problemu poradził sobie z wątłą, smukłą nieznajomą przypierając ją do podłoża swoim ciężarem - ale teraz to on stał się damą w opałach. Niebawem nadciągnąć miały wygłodniałe pająki, głuche na prośby, groźby i rzewny płacz; i dobrze, niech poczuje, czym są prawdziwe tortury w kokonie bezsilności. W międzyczasie czarownica pomogła podnieść się ciemnowłosej kobiecie, wciąż obserwując, jak osiłek raz po raz próbuje przerwać działanie pętającego go w bezruchu zaklęcia, jednak robiąc to z marnym skutkiem - dopiero po drugiej, może trzeciej z jego nieudanych prób skierowała spojrzenie na wyswobodzoną księżniczkę, oceniając szkody. Nie wyglądała na kogoś, kto potrzebuje rychłej pomocy medycznej. Nie fizycznie. Plotła bowiem jak najęta - zaraz też w innym języku, nie do końca dobrze znanym Wren, wszakże jego naukę odnowiła dopiero bardzo niedawno. Azjatka zmrużyła zatem oczy, wsłuchała się w żwawo wypowiadane słowa, wyłapując z nich niestety niewiele. Tylko jedno, kluczowe słowo, oprócz zagubionego w egzotyce imienia. Księżniczka. Co u licha? Chang nie odpowiedziała od razu; najpierw przyjrzała się twarzy kobiety, bezceremonialnie chwytając jej podbródek w wolną rękę i zmuszając do tego, by spojrzała na nią wprost, bez majaczenia ciemnymi oczętami na prawo i lewo - z pomocą lumos chciała ocenić stan jej źrenic, sprawdzić, czy odbijała się w nich obecność jakiegokolwiek narkotyku podanego jej wcześniej przez niezbyt szarmanckiego jegomościa. I nie pomyliła się. Księżniczka z zamku Kensington, myślałby kto.
- Obawiam się, że wrota pałacu o tej godzinie są już zamknięte - wymamrotała niczym matka tłumacząca dziecku niemożliwość spełnienia marzenia fałszywym argumentem, wieńcząc słowa ciężkim westchnieniem. Dlaczego to zawsze jej przychodziło niańczyć nierozsądne, niewinne kózki? - Nawet dla rezydentek - sprecyzowała jeszcze, wierząc, że upojona nietrzeźwym stanem nieznajoma, Forsythia, będzie mimo wszystko próbowała przekonać ją bzdurą i ułudą; nie była też w stanie by gdziekolwiek ruszyć stąd o własnych siłach, jeśli nie chciała skończyć w gąszczu następnych krzaków, tym razem jednak pod zupełnie innym mężczyzną wietrzącym łatwą okazję. Trzeba było się nią zająć, ktoś musiał to zrobić - a skoro kruczowłosa uwiesiła się już jej ramienia, najwyraźniej do wschodu słońca złączone były niepoprawną, nieplanowaną więzią, jaka łączyć mogła rycerza i jego damę wyrwaną z pazurów okropnego smoka. Otworzyła zatem usta, skora zaproponować rozwiązanie, ale w tym samym momencie oprawca Crabbe drgnął mocno pod pajęczyną, ponownie przyciągając jej uwagę. - Siedź grzecznie - Wren warknęła pod nosem i bez zawahania powtórzyła petryfikujące go zaklęcie, tym razem robiąc to niewerbalnie. I właściwie wszystko byłoby dobrze - gdyby nie dziwny szept dochodzący do jej uszu, zbyt nieoczekiwany i poroniony w swej naturze. Ciemne brwi zmarszczyły się głęboko. - Co? - odwróciła głowę i spojrzała na Forsythię jakby karcąco, choć z drugiej strony - czy miało to sens? W obecnym stanie pleść mogła wszystko, a każde słowo wydawało jej się logiczne; Wren skapitulowała zatem bez dłuższej walki, pozwalając sobie na kolejne westchnienie. Zrezygnowane, zmęczone, odrobinę rozdrażnione. Dzierżąca różdżkę dłoń uniosła się ponad głowę kobiety i wykonała prosty ruch nadgarstka, obsypując ją srebrnym, niemal błyszczącym pyłem, tak jak sobie życzyła. - A teraz odprowadzę cię w jakieś bezpieczne miejsce. Wiesz co ci podał? Co piłaś, jadłaś? - pytała, licząc, że nie będzie to wyprawą w dywagacje o beznadziejnym końcu. I dopiero po chwili zrozumiała, że konwencjonalną metodą konwersacji najpewniej dotrą donikąd. Wren odchrząknęła zatem, przewracając lekko oczyma na tragedię swego losu, po czym zwróciła się do kobiety ponownie, ignorując fakt, że nie przedstawiła się jej jeszcze własnym imieniem, - Gdzie mieszkają najwierniejsi słudzy księżniczki? - zapytała tonem już o wiele łagodniejszym, wymodulowanym odpowiednio, by Forsythia nie posądziła jej o obrazę majestatu. Potem wzięła ją też pod rękę i wyprowadziła z zarośli, ponownie przechodząc na główną uliczkę parku i powoli podążając do jego bram.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Holland Park [odnośnik]12.10.20 20:35
Ciche westchnienie wyrwało się z jej ust, gdy nieznajoma przyciągnęła jej podbródek. Lecz oślepiający blask różdżki, natychmiast zmusił dziewczę do wyrwania się z uścisku. Chwilę mrugała oczętami, starając się przyzwyczaić na powrót do braku tak silnie natężonego światła, jednocześnie poczuła, jak zabulgotało jej w brzuchu, a plamy migoczące różnymi barwami, przyprawiały ją o ból głowy. W swoim życiu miała dosyć… wiele przygód, możliwe, że nie tak wiele, jak inni, jednak nie był to pierwszy raz, gdy znalazła się w stanie tak wielkiego odurzenia.
Kilka lat temu, brat testował na niej swoje specyfiki, które warzył dla przyjemności. Choć były to eliksiry jego własnej receptury, tak nie obawiała się skutków ubocznych i bardzo chętnie robiła za królika doświadczalnego. Ufała bratu jak nikomu innemu, wierzyła w jego umiejętności oraz wiedzę – nie miała obaw, przed łykaniem podawanych jej fiolek, gdy znaleźli dla siebie trochę czasu. Jedne były prozaiczne, ot na katar, zaś kolejne miały poprawiać humor, natomiast jeszcze inne mogły doprowadzić do stanu bardzo podobnego, w jakim obecnie była. Lecz wtedy wciąż miała świadomość wydarzeń, swoją pamięć i życiorys. Ewidentnie, komuś należało się wyjątkowe uznanie, za sporządzenie tak przedziwnej mikstury, a raczej narkotyku.
Forsythia naprawdę żyła teraz w innym świecie, a poprzednie życie pamiętała jak sny. Już nie miała brata, a tuzin sióstr, które co noc tańczyły wraz z nią po pałacowych ogrodach. Jednorożec zawsze jej towarzyszył u boku, zaś cały Londyn słyszał o niej i jej dobroci, jako wspaniałomyślnej Księżniczki.
- Nonsens! – stwierdziła, kręcąc nosem. – Wystarczy, że zawołam odźwiernego Mortimera, wpuści nas, nim zdążymy powiedzieć: niebieskie pantofelki – zaśmiała się znów, absolutnie przekonana, że wytwór jej wyobraźni stanowił rzeczywisty fakt. Koniec końców, gdyby ktoś nafaszerował ją takimi specyfikami, usadowił i kazał opowiadać… to zyskałby materiał na niezliczoną ilość powieści – zarówno przygodowych, jak i tych bardziej obyczajowych. Najpewniej poeta też odnalazłby w tym coś dla siebie, a może nawet zdołałby napisać upojny tomik w jedną noc.
Przyglądała się znów poczynaniom nieznajomej, wciąż będąc pod wrażeniem jej magii – choć sama władała dosłownie taką samą. Zachwyt w jej oczach rósł z minuty na minutę i tylko jej księżniczkowaty umysł żałował, że wybawczyni nie była Królewiczem, z którym mogłaby się związać po wieki. Lub do momentu kolejnej klątwy, bo przecież te – jak to księżniczkę – ścigały wielokrotnie. Doskonale pamiętała tę, w której ugryzła jabłko i usnęła. Również tę gdzie ukłuła się wrzecionem! Potem też zasnęła… Może sen był rozwiązaniem na większość problemów? Po przebudzeniu przecież ich już nie było. Jednak z przetestowaniem swojej genialnej tezy, musiała poczekać. Trawnik nie był wystarczająco odpowiednim miejsce na spoczynek.
- Fae Feli – powtórzyła z uśmiechem, rozumiejąc, że nazwa miała prawo wypaść z głowy, nawet tak cudownej czarownicy. Zaraz za pierwszymi kłębami srebrzystego pyłku, zaczęła obracać się w miejscu, czując, jak oblewa ją blask. Niczym Kopciuszek, przemieniający się z obdartej sukni, na powrót błyszczała się jak prawdziwa księżniczka. Westchnęła z ulgą i położyła dłoń na piersi, kłaniając się lekko. – Po stokroć dziękuję! Księżniczki muszą się błyszczeć, wie pani zapewne, o co chodzi – mrugnęła w jej kierunku, chichocząc jak podlotek. Natomiast na zadane pytania, jej twarz przybrała wyraz nieskalany żadną myślą. Dopiero po kilku chwilach, coś zaczęło kotłować się w jej głowie, jakby mózg potrzebował dodatkowych sekund na wytworzenie odpowiednich wspomnień, zgadzających się z obecnym obrazem rzeczywistości.
- Do pałacu, tam jest bezpiecznie – zauważyła, obdarowując nieznajomą szerokim uśmiechem. – Podał? Oh, ależ kto? Mój jednorożec? Właśnie! Widziała może pani mego jednorożca? Jest tak pięknie srebrzysty i błyszczy się jak ja. Wabi się Charlie, nie mogła go pani przegapić. Jest przepiękny! Chciałam przystroić go dziś w kwiaty, niestety najwyraźniej uznał to za zły pomysł i zbiegł, a ja przecież chciałam, tylko żeby był piękny. Powinnam wybrać diamenty… od diamentów na pewno by nie uciekł – odleciała całkowicie, pomijając sedno pytania. Kolejne słowa również przetwarzała zbyt długo, jak na nią, a w tym czasie kobiety wydostały się z zarośli.
- Najwierniejsi słudzy mieszkają w pokojach koło kuchni, wszak pan ojciec, Król znaczy się, uznał, że tam będzie najcieplej zimą i jest to najbardziej zasłużone dla nich miejsce – westchnęła, rozpływając się nad wspaniałomyślnością ojczulka. Zaraz potem dostrzegł jeden z piękniejszych kwiatów, jakie dane było jej ujrzeć tego wieczora. – Oh! Proszę spojrzeć! Perfekcyjny okaz, wręcz idealnie pasujący do pani urody! – zaświergotała, wyrywając się wybawczyni. Zerwawszy krwistoczerwony, egzotyczny kwiat, powróciła do nieznajomej i najwyraźniej nie przyjmując żadnego sprzeciwu, wcisnęła delikatnie roślinę za ucho podróżniczki z dalekich kontynentów. – Wybornie – podsumowała, wpatrując się w nieznajomą, wraz z iskierkami tańczącymi w ciemnych tęczówkach.


I wciąż nie starczało, i ciągle było brak
Ciągle bolało, że ciągle jest tak

Forsythia Crabbe
Forsythia Crabbe
Zawód : Magizoolog w Ministerstwie Magii
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
l'appel du vide
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8816-forsythia-a-crabbe https://www.morsmordre.net/t8824-maypole#262975 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f299-brook-street-72 https://www.morsmordre.net/t8821-skrytka-bankowa-nr-2082#262964 https://www.morsmordre.net/t8822-forsythia-crabbe#262969
Re: Holland Park [odnośnik]12.10.20 23:36
O Merlinie, za co to wszystko? Za które z ciężkich grzechów plamiących duszę okrutną czernią? Cokolwiek uczyniła, by na to wszystko zasłużyć, kara i tak była zbyt sroga. Nawet swoim wiernym dziewczętom nie pozwalała na podobne dryfowanie w marzeniach, sprowadzała je na ziemię gdy w nadziei wybiegały zbyt daleko w odrealnioną przyszłość, tęskniąc do dziecięcych wyobrażeń, które nigdy nie będą w stanie się ziścić. Nie była marzycielką - nie potrafiła podążać wytyczonym wśród baśni szlakiem i pozwalać umysłowej kontroli puścić wodze do reszty, na to Chang była zbyt ograniczona. A rozmowy z nietrzeźwym podczas nieodwzajemniania jego stanu... Cóż, przypominało to raczej legendarną walkę z wiatrakami niż wnoszącą cokolwiek dyskusję. Odźwierny Mortimer, z pewnością. Prędzej tabun ministerialnego patrolu skuwający ich nadgarstki ciężkimi kajdanami i prowadzący do Tower za próbę nieuzasadnionego wtargnięcia do zamku; nie ma mowy, Wren nie zamierzała dziś ryzykować ani mandatem, ani nadszarpnięciem swojego dobrego imienia jako obywatela oczyszczonego ze szlamu Londynu. Westchnęła znów ciężko, czując, jak opuszczają ją wszelkie siły - narkotyk, który podał Forsythii tamten mężczyzna, musiał całkowicie wytrącić ją z rzeczywistości i wepchnąć w odmęty świata marzeń. To wymagało z kolei innego podejścia.
Profilaktycznie nie wdała się w opowieść o ochmistrzu królewskiej rezydencji czekającego w jej bramach, zamiast tego uważając, by kobieta nie potknęła się o wystające z ziemi krzewy, gdy przechodziły przez wysoki żywopłot z powrotem na główną uliczkę. Słońce zdążyło zajść już za linię horyzontu, a park oświetlały wyłącznie sztuczne błyski, wskazując drogę; zanim w takową mogły się jednak udać, Wren zdecydowała usadzić je obie na ławce, zaraz po tym, jak głowę ciemnowłosej czarownicy obsypał upragniony srebrzysty pył dziecięcego zaklęcia.
- To z pewnością bardzo ważne - przyznała zrezygnowana, zgadzając się z rzekomą koniecznością podkreślenia królewskiego pochodzenia odpowiednim elementem aparycji. Merlinie, trzymaj mnie. Z każdym słowem, z każdym gestem czuła jak resztki energii pragną wydostać się z jej ciała i ulecieć w ciepłym, wieczornym powietrzu, nie mogła jednak tak po prostu zostawić tutaj tej niemądrej gąski. W innym wypadku - miałaby ją na sumieniu. A na nim zaczynało się robić już tłoczno.
Informacja o jednorożcu całkowicie wytrąciła z jej głowy jakiekolwiek resztki nadziei; czarownica przesunęła się na ławce tak, by usiąść nań bokiem, rękę podparła natomiast na oparciu, ciężar całej głowy umieszczając na rozłożonej dłoni.
- Niestety nie widziałam tu żadnego podobnego gatunku. Tylko ludzi, niebłyszczących i niesrebrzystych, niektórych do tego bardzo nieurokliwych. Raczej go tu nie odnajdziemy, ale nie zaszkodzi poszukać go po drodze - mówiła głosem wymodulowanym na smutną, przepraszającą wręcz melodię. Nie wiedziała czy jej rolą było bycie orientalną księżniczką, czy może pachołkiem z pospólstwa - tematu wolała jednak taktycznie nie drążyć, świadoma nagromadzenia miliona innych problemów. Podchwytliwy trik ze służbą nie zadziałał, musiała zatem zmienić taktykę. - A co z siostrą bliźniaczką księżniczki, tą, którą porwano z kołyski zaraz po narodzinach? Gdzie teraz mieszka, gdzieś w Londynie? - Wyczekujące spojrzenie czarnych oczu utkwiła w przyrumienionej twarzy Forsythii. - Na pewno pisała o tym księżniczce w listach. Może dzięki temu... - i urwała prędko, gdy kobieta podskoczyła z ławki i rzuciła się w stronę jednego z kwietnych klombów, dobywając zeń gatunek o czerwonych, podłużnych płatkach; Wren zmarszczyła brwi, ryzykując, że taka mimika po spotkaniu ostanie się na jej twarzy na dobre, kiedy królewna wsunęła pozbawioną kolców łodygę za jej ucho, ekstatycznie wręcz zadowolona ze swojego pomysłu. Cudownie.
W przypływie równie szkarłatnej furii zapragnęła strzelić Forsythię niewyszukanym urokiem, sprawić, by siłą odzyskała zmysły, ale nie zwykła na tyle tracić cierpliwości - pokiwała więc głową, wolną dłonią sięgając do kwiatu i opuszkami palców poznając jego fakturę, z wymalowaną na twarzy wdzięcznością zrodzoną z niemal idealnego kłamstwa.
- Szkoda, że nie mamy zwierciadła - przyznała, na moment przywołując na lico pełen smutny grymas - tylko po to, by rozbłysnął znów falą udawanej radości, gdy klasnęła nagle dłońmi o kolana. - Ale siostra księżniczki na pewno ma jakieś. Odwiedźmy ją, dobrze? Tylko którą drogą, dokąd, na jaką ulicę? - Wciąż naiwnie liczyła, że kobieta jest z Londynu, to ułatwiłoby znacznie nawigację. W najgorszym wypadku weźmie ją do siebie, pozwoli, by przespała ostatnie godziny diabelstwa siejącego zamęt w jej mózgu, na koniec przestrzegając, by uważała na siebie bardziej. Bo na księżniczki zawsze czekało tyle klątw.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Holland Park [odnośnik]14.10.20 0:44
Słuchając relacji nieznajomej odnośnie do niespotkania jednorożca, po jej twarzy przebiegło wiele emocji – najpierw była zdziwiona, potem nastąpiło pewne wzburzenie, na które ściągnęła brwi, aż w końcu posmutniała i zwiesiła głowę w rozpaczy. Tęskniła za swoim wyimaginowanym stworzeniem, choć w zasadzie wymysł miał swoje podstawy w życiorysie panny Crabbe, bo to jednorożec był tym, co pozwalało jej przywołać patronusa. Magiczne stworzenie, które spotkała za czasów szkolnych, samotnie błądząc po ostępach Zakazanego Lasu, majestatycznie jawiło się w pamięci. Być może środek miał z tym jakiś związek, może dotykało w czarodziejski sposób właśnie takich wspomnień, ale co z osobami, które nie mogły wyczarować zwierzęcego obrońcy? Te i inne pytania, musiały jednak zostać bez odpowiedzi. Z drugiej strony, kilkakrotnie była również w rezerwacie należącym do Ministerstwa Magii, więc wyobrażenie mogło mieć swoje podłoże w tym wspomnieniu. Tak czy inaczej, wciąż była niespełna rozumu, a tęsknota za wiernym, magicznym towarzyszem nazbyt realnie wylewała się w emocjach na jej twarzy.
- Wielka szkoda, zaprawdę wielka – westchnęła i opadła na oparcie ławki, a potem ułożyła dłoń na czole, niczym tragiczna postać z desek teatru. Zastygła, przymykając oczy i dopiero kolejne pytania znów rozbudziły jej wyobraźnię, ale kwiat, oczywiście, okazał się ważniejszy. Cieszyło ją dopasowanie, jakie spostrzegła między urodą nieznajomej a karminowym kwiatem – choć wydawało jej się, że kiedyś już to zrobiła. Jednak należało to do kolejnej zmąconej wyobraźni, która próbowała usilnie wmówić Sythii, jakoby robiła tak swym nieistniejącym siostrom, obdarowując każdą z nich kwiatem. Zupełnie tak jak jej matka, obdarowała jej prawdziwe ja.
- Hm… Być może zdoła się pani przejrzeć w tafli wody? – zaoferowała na początek, bo przecież wiele księżniczek zespolonych z naturą, oglądało się właśnie w takim odbiciu. Jednak gdy tylko chciała podbiec do okolicznego zbiornika, tak spostrzegła, że nie było przy nim dobrej widoczności. – Choć nie… ma pani rację! Moja siostra ma lustra, owszem. Myślę, że pozwoli pani się w nich przejrzeć, w szczególności, że najpewniej doceni kunszt mojego wyboru – zachichotała, okręcając się wokół własnej osi. – Lecz winna pani wiedzieć, że ma bliźniaczka jest… specyficzna. Żeby nie powiedzieć nudna – westchnęła, podchodząc do swojej wybawicielki i niemal stykając się z nią kolanami, pochyliła się ściszając głos. – Bardzo smutna z niej persona. Zresztą, już pół roku jest w żałobie, wie pani? Okropność… Ciągle zastanawiam się jak ją pocieszyć. Jeszcze wciąż odkrywa tak wiele sekretów i czuje się zagubiona – pokręciła głową nad losem, swoim losem, który teraz był dla niej obcy. Nie podejrzewała, że opowiada o sobie, a jednak tak było. Jakby część jej jaźni w tej chwili była naprawdę inną osobą, o smutnym życiu, jakiego wieść nie chciała. – Mogę pani o niej opowiedzieć po drodze, mieszka niedaleko. Raptem godzinę drogi stąd! Brook Street kojarzy pani? – uśmiechnęła się ciepło. Nim jednak uzyskała jakąkolwiek zgodę, pochwyciła dłonie nieznajomej i pociągnęła ją, aby ruszyły w kierunku mieszkania panny Crabbe. Chwilę szła tyłem, wciąż trzymając kobietę za dłonie, aż zwolniła i gdy zrównała się z nią krokiem, ujęła ją pod ramię, pozwalając znów się prowadzić. Wtedy też zaczęła snuć opowieść. – Widzi pani, bo to bardzo rozchwiana dziewczyna, chciałaby połączyć ze sobą zbyt wiele sprzeczności – zaczęła, a potem rozprawiała o swoim życiorysie z perspektywy osoby trzeciej. Pomijała jednak wiele, skupiając się raczej na ogólnych informacjach. Opisywała jej relację z ojcem, który tak wiele od niej wymagał, opowiadała o przemożnym uwielbieniu magicznych stworzeń, o pasji jaką wkładała w każde przedsięwzięcie, a także o pracy. Wspominała również o czasach Hogwartu, w których miała swoją własną sinusoidę wzlotów i upadków. Nie wspominała jednak o bracie, zupełnie jakby stanowił kotwicę, jakiej powinna unikać dla własnego księżniczkowego bezpieczeństwa. Możliwe też, że podświadomie, mózg upojony przedziwnym środkiem, próbował omijać tę informację na wszelkie możliwe sposoby, wszak Księżniczka Forsythia brata nie posiadała i nie mogła, bo przecież miała same siostry. – Zapewne, gdyby pani studiowała wraz z nią, to z pewnością kojarzyłaby ją pani. Była tak rozbieganym i pociesznym dzieckiem, liczę z każdym dniem, że kiedyś wróci do tej przemożnej radości.


| 2xzt, idziemy do domu » przed kamienicą


I wciąż nie starczało, i ciągle było brak
Ciągle bolało, że ciągle jest tak

Forsythia Crabbe
Forsythia Crabbe
Zawód : Magizoolog w Ministerstwie Magii
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
l'appel du vide
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8816-forsythia-a-crabbe https://www.morsmordre.net/t8824-maypole#262975 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f299-brook-street-72 https://www.morsmordre.net/t8821-skrytka-bankowa-nr-2082#262964 https://www.morsmordre.net/t8822-forsythia-crabbe#262969
Re: Holland Park [odnośnik]17.06.21 0:46
19 grudnia
Okazały dom na obrzeżach Holland Parku już z daleka zaskakiwał okazałością; śnieżne otynkowanie i ozdobne gzymsy za wysokim kutym w żeliwie płotem zdradzały zasobność sakiewek tutejszych mieszkańców. Wiedział o tym - był pewien - dostrzegł go na widowni Areny w trakcie własnego występu, lecz dowiedział się o nim więcej dopiero wówczas, gdy zapłacił innemu cyrkowemu artyście za prywatny pokaz w swoim domu. Johnny dużo mówił o tym, w jakich warunkach ten człowiek mieszkał - i zapłacił za niego wystarczająco dużo, by nikt nie miał wątpliwości co do zasobności jego portfela. Bywał częstszym gościem cyrku, udało mu się podsłuchać rozmowę między nim a innym mężczyzną, pozyskując informacje o jego profesji - pracował dla Ministerstwa Magii. Nie było w tym po prawdzie niczego zaskakującego, naturalnie, że powodziło mu się cudzym kosztem. Postanowił go śledzić, podążał jego śladem, kiedy opuścił Arenę, kryjąc się za rogami, zaułami i uliczkami, by finalnie czarodziej doprowadził go aż tutaj - gdzie wrócił dzisiaj, trzy dni później. Pewien był, że cokolwiek miał w domu ten człowiek, mógł wspomóc tym prawdziwie potrzebujących. I zamierzał upewnić się, że to zrobi.
Steffen miał mu w tym pomóc, pod zwierzęcą postacią był niepozorny i świetnie nadawał się na zwiad, a zdolności, którymi potrafił posłużyć się w ludzkiej postaci, miały zapewnić im drogę do celu. Wyciągnął go tutaj pod osłoną nocy, sam miał na sobie kurtkę zapiętą pod szyję i chustę przyklejoną przy pomocy zaklęcia trwałego przylepca do twarzy; zrobił to jeszcze zanim spotkał się z przyjacielem, kilkukrotnie usiłując wezwać ku sobie swoją moc, finalnie odnosząc sukces - i dokładnie upewniając się, że materiał nie odchodził od jego skóry. Nie mógł sobie pozwolić na rozpoznanie, zwłaszcza przez człowieka, który bywa przecież na Arenie. W kieszeni miał magiczne wytrychy i nóż, z którym w zasadzie nie rozstawał się nigdy - na wszelki wypadek - tam tez ukrył różdżkę, gdy w zacienionym miejscu, od najmniej uczęszczanej alei, podciągnął się na ramionach o górną balustradę kutego płotu, ze Steffenem w kieszeni, odbijając się od bruku zakurzonej ulicy, by znaleźć się na górze i w mig lekko na wpół ugięte kolana opaść po drugiej stronie, między kwieciste krzewy ogrodów. Nie wychylił się zza zarośli, póki nie wyjrzał przed siebie: jednak tak ogród, jak okna były ciemne. Uwielbiał pokazy Johnny'ego, a dziś miał swój popisowy numer. Marcel dobrał datę nieprzypadkowo - miał nadzieję, że dzisiaj był gdzie indziej. Otworzył kieszeń, wypuszczając gryzonia - musieli to jakoś zaplanować, stąd mieli na budynek znacznie lepszy widok.
- Widzisz tamto okno? - Wskazał na trójskrzydłowe prześwietlenie nad wykuszem wychodzącym na ogrody. Wydawało się idealne, nierówności ozdobnych wykończeń rezydencji niewątpliwie pozwolą mu przemknąć w kierunku nie tylko wygodnie, ale też przede wszystkim - po cichu. - Tamtędy wejdziemy - mówił szeptem, pochylając głowę na tyle nisko, by szczur mógł go usłyszeć. Nigdy dotąd nie zastanawiało go, jaki właściwie słuch miały szczury. - Będziemy trzymać głowy nisko, jeśli ktoś jest w środku, nie dojrzy nas od wewnątrz. Musimy dostać się pod mury, wtedy się odmienisz. Potrzebuję twojej magii, sprawdzisz zabezpieczenia na tym terenie, kiedy już podejdziemy.  - Był w stanie się ich pozbyć,  stosunkowo niskim kosztem, Steffen był jednak znacznie bieglejszy od niego w białej magii - i z pewnością szybko zdoła odkryć wszelkie nieprawidłowości w tym ogrodzie. Setki razy kradł z Jamesem, ale nigdy ze Steffenem - dziwne uczucie - bardzo rzadko jednak okradał domy ta bogate jak ten, zadawalając się drobnymi rzezimieszkami. Nie miał wyrzutów sumienia, ich cel był przecież właściwy. A ten człowiek, kimkolwiek był, na podobne bogactwa musiał zarobić sobie mocząc dłonie we krwi. Raz po razie oglądał się przez ramię, a serce uderzał w pracy zbyt mocno. - Nie będzie litości, jeśli złapią nas tutaj - mruknął, chyba bardziej do siebie, niż do niego. - Na trzy biegniemy - zadecydował. - Raz, dwa...


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali



Ostatnio zmieniony przez Marcelius Sallow dnia 17.06.21 18:04, w całości zmieniany 1 raz
Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Holland Park [odnośnik]17.06.21 18:03
19 grudnia

-Pipipi. -wyglądasz jak kowboj - zapiszczał Steffen na widok dziwacznej chusty Marcela, ale Sallow przecież go nie słyszał. Ani nawet pewnie nie czytał fascynujących, mugolskich książek o dziedziczkach plantacji i ranczerach, które Steffen podbierał od swojej mamy. Skulił się w kieszeni przyjaciela, mając nadzieję, że ten obejdzie się z nim w miarę delikatnie.
Przynajmniej dzisiaj nie cuchnął jak koty.
Z uwagą wysłuchał instrukcji kolegi, przekrzywiając lekko pyszczek. Po namyśle kiwnął lekko pyszczkiem, trochę jak człowiek, żeby Marcel wiedział, że wie.
-Pip! - zrozumiałem! -Pipipipi... - mógłbyś mnie z powrotem wziąć do kieszeni, łapki mi trochę marzną.
Ech, ale Marcel już biegł. Steffen pognał za nim, ile sił w łapach. Tylko w postaci szczura mógł go kiedykolwiek prześcignąć i odczuwał z tego powodu lekką satysfakcję. Zaraz powróci do ludzkiej postaci, czar pryśnie i znów będzie niezdarą. A że trzeba cieszyć się chwilą, to spróbował prześcignąć Marcela i zatrzymał się dopiero przy oknie. Spuścił łeb i przemienił się z powrotem w człowieka, od razu sięgając kontrolnie do kieszeni płaszcza. Różdżka i eliksiry nadal bezpiecznie tam były, jak po każdej przemianie.
Uwielbiał być animagiem.
-Nie zdążyłem ci powiedzieć, mam eliksir kociego kroku i wzroku, jakbyś potrzebował. Albo jakbym ja potrzebował, ale w szczurzej postaci mi się nie przyda. - wyszeptał konspiracyjnie.
Nigdy nie kradł nic z Marcelem, bardzo to ekscytujące!
Sallow wydawał się za to jakiś zmartwiony.
-Kiedyś ukradłem flet, będzie dobrze. - Steffen uśmiechnął się pokrzepiająco, zniżając głos jeszcze bardziej i wymawiając słowo "flet" z wyraźną czcią.
To był bardzo ważny flet.
Zerknął na dom, potem na Marcela, potem przełknął ślinę, a potem dotarło do niego, że chyba próbuje pocieszyć nie tyle Sallowa, co samego siebie.
Gdy ostatni raz wchodził bez zapowiedzi do cudzego domu, znalazł tam w końcu psychopatę i widoki, o których wolałby zapomnieć. A Marcel nie pojedynkował się chyba tak wprawnie, jak zaskakująco agresywne półgobliny z Gringotta.
-Wiesz coś o właścicielach? I... na pewno nie ma ich w domu? - dopytał, bo wcześniej jakoś o tym nie rozmawiali. Ufał przecież Marcelowi i zwykle najpierw zgadzał się na jego propozycje, a dopiero potem myślał. Tak to już z nimi było.
-Carpiene. - wyszeptał, by sprawdzić okolicę. Zaklęcie nic nie wykazało, ale Steff wolał zawsze rzucać je dwa razy, dla pewności. Łamacze klątw, a szczególnie ci zajmujący się zabezpieczeniami w Gringottcie, wiedzą jak niebezpieczne może być każde potknięcie. Przezorny zawsze ubezpieczony.
-Carpiene. - powtórzył, a magia znów nic nie wykazała. -Nic tu nie ma. - obwieścił z wyraźną satysfakcją, ale i pewnym zdziwieniem.
Na pewno właściciele nie zabezpieczyli tego eleganckiego domu?
Frajerzy.

ekwipunek: Eliksir kociego kroku (1 porcja, stat. 0), Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 0)


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Holland Park
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach