Wnętrze księgarni
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Wnętrze księgarni
Księgarnia Esy i Floresy to miejsce, w którym miłośnik literatury poczuje się jak w prawdziwym raju. W głównej sali Esów mieszczą się część z ladami sprzedażowymi uwalanymi wiecznie książkami oraz wyspy z księgami wystawionymi w promocji. To tutaj odbywają się również recytacje literackie oraz spotkania ze sławnymi pisarzami świata magicznego. Oprócz podręczników szkolnych i specjalistycznych ksiąg (od eliksirów i magii obronnej, po poradniki radzące, jak wypędzić gnomy z ogrodu lub umówić się na randkę z wilą - według autora, wystarczy pięć prostych kroków), znajdują się tam regały zastawione awanturniczymi powieściami przygodowymi, a nawet komiksami. W Esach i Floresach panuje cisza i porządek, a poszukiwane książki znajdziesz nawet bez pomocy usłużnego sprzedawcy. W dziale uroków są wyłącznie tomy z zaklęciami "na wrogów", pod hasłem "historia" odnajdziesz jedynie woluminy traktujące o wiekach minionych. Dla osoby mugolskiego pochodzenia dziwne może wydawać się wypełnianie półek książkami bez słów, tomikami wielkości znaczków pocztowych, czy uzbrojonymi w olbrzymie zębiska, lecz taka jest czarodziejska literatura - ma trafić w gusta nawet najbardziej wymagającego konesera.
Skoro Carter chciał uprzykrzać życie szlachciance, to dlaczego ona nie mogła gnębić go za bycie czarodziejem półkrwi? Była negatywnie nastawiona do mugoli i mugolaków, ale specjalnie dla niego naginała przekonania i nieraz właśnie w ten sposób tłumaczyła swoje postępki. Chociaż niejednokrotnie dostawała przez Raiden’a szewskiej pasji, będąc na siódmym roku, rzeczywiście odczuła jego brak. Przyzwyczaiła się do ich nieustannych sprzeczek i docinek. A może przyzwyczaiła się do samej jego obecności? Nawet jeśli tak było, mogła przyznać to tylko przed sobą. Przed koleżankami z dormitorium udawała, że odczuła ulgę, kiedy Carter wreszcie opuścił mury Hogwartu. Cóż, nie było to wybitnie trudne, wystarczyło skupić się bardziej na przygotowaniach do OWUTEMów końcoworocznych. Krukonki czasem sprawiały wrażenie upośledzonych uczuciowo.
Zivie ciężko było sobie wyobrazić Raiden’a jako męża, albo ojca. Miałby stać się poważną, odpowiedzialną głową rodziny? Miałby wyzbyć się tego dzieciaka, który gdzieś tam w nim wciąż siedział? Chyba, że trafiłby na kobietę z równym poczuciem humoru, co w obecnych czasach jest bardzo mało prawdopodobne. Sama Lady Burke musiała wydorośleć i dojrzeć do do swojej nowej roli. I chociaż nie dopasowała się idealnie do szlacheckiego kanonu żony, która tylko siedzi w domu, to wiele jej wcześniejszych przyzwyczajeń musiało ulec zmianie. Taka była kolej rzeczy. Dopadały ją nostalgiczne przemyślenia, niedobrze.
Na pytanie o książkę jedynie skinęła głową, chwyciła wolumin w dłoń, otworzyła na czystej stronie i napisała jedno proste zdanie: “Dziękuję za rok 1943. Z.”. Za co dziękowała? Prawdopodobnie za to, że dzięki niemu opuszczała trochę częściej bibliotekę i trochę więcej się śmiała. Podniosła się od biurka, kończąc podpisywanie książek i wyszła naprzeciw mężczyzny, aby wręczyć mu zamknięty egzemplarz.
- Chyba nie zamierzasz już iść? Jeszcze nie usłyszałam historii o tym, co porabiałeś przez ten szmat czasu, ani nie wiem czym się teraz zajmujesz. Jesteś mi coś winien za ten balon z wodą ostatniego dnia Twojego pobytu w Hogwarcie.
Zivie ciężko było sobie wyobrazić Raiden’a jako męża, albo ojca. Miałby stać się poważną, odpowiedzialną głową rodziny? Miałby wyzbyć się tego dzieciaka, który gdzieś tam w nim wciąż siedział? Chyba, że trafiłby na kobietę z równym poczuciem humoru, co w obecnych czasach jest bardzo mało prawdopodobne. Sama Lady Burke musiała wydorośleć i dojrzeć do do swojej nowej roli. I chociaż nie dopasowała się idealnie do szlacheckiego kanonu żony, która tylko siedzi w domu, to wiele jej wcześniejszych przyzwyczajeń musiało ulec zmianie. Taka była kolej rzeczy. Dopadały ją nostalgiczne przemyślenia, niedobrze.
Na pytanie o książkę jedynie skinęła głową, chwyciła wolumin w dłoń, otworzyła na czystej stronie i napisała jedno proste zdanie: “Dziękuję za rok 1943. Z.”. Za co dziękowała? Prawdopodobnie za to, że dzięki niemu opuszczała trochę częściej bibliotekę i trochę więcej się śmiała. Podniosła się od biurka, kończąc podpisywanie książek i wyszła naprzeciw mężczyzny, aby wręczyć mu zamknięty egzemplarz.
- Chyba nie zamierzasz już iść? Jeszcze nie usłyszałam historii o tym, co porabiałeś przez ten szmat czasu, ani nie wiem czym się teraz zajmujesz. Jesteś mi coś winien za ten balon z wodą ostatniego dnia Twojego pobytu w Hogwarcie.
Ziva Burke
Zawód : Badacz Historii Magii i autorka podręczników szkolnych
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Sen
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Raidenowi ciężko było odgrywać teraz nawet rolę brata, a co dopiero męża czy ojca. Chociaż fakt, że lubił przebywać i zajmować się dziećmi sprawiał, że zastanawiał się nad tym. Szczególnie gdy przebywał w domu Moody'ch i patrzył na radość swojego przyjaciela z syna. Przed Chicago było inaczej. Nigdy nie brał takiej opcji pod uwagę, ale tam jego życie uczuciowe zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Może dlatego że oddalił się od domu, z którym był dość mocno związany, a gwałtowne zerwanie kontaktów wpłynęły na niego w ten sposób? Nie mógł tego zrozumieć, chociaż był specjalistą od doszukiwania się wydarzeń przyczynowo-skutkowych. Na tym zarabiał. Ale jak to mówią - lekarzu, lecz się sam. Co do Zivy Crouch to musiał przyznać, że dodatkowo te relacje nakręcały różności w poglądach. Do tego zaciętość z jaką znosiła jego zaczepki i przytyki była niesamowita. W jakiś sposób ją podziwiał i kto wie? Przyjemnie było na nią patrzeć. Nie dało się tego ukryć. Teraz wyglądała praktycznie tak samo jak za lat szkolnych, chociaż rysy zdecydowanie się jej wyostrzyły.
- Z.? – spytał, czytając dedykację, a po chwili patrząc na nią uważnie z lekko uniesionymi brwiami. – Zostałaś dilerem? Muszę spytać w areszcie czy nie kojarzą tej złowróżbnej ksywki.
Urwał, gdy spojrzała na niego tym swoim wzrokiem dzielnej, poważnej pani prefekt. Chyba przydałoby mu się oderwanie od spraw doczesnych i to nie tylko w towarzystwie Cilliana.
- Zamierzałem – odparł szczerze, przejeżdżając dłonią po włosach. – Nie chciałem cię odrywać od pracy. W dodatku co by pomyśleli ludzie na wiosce jakby zobaczyli, że spotykam się z mężatką? - spytał, wskazując głową otaczających ich klientów księgarni i specjalnie zmieniając kolejność słów.
- Z.? – spytał, czytając dedykację, a po chwili patrząc na nią uważnie z lekko uniesionymi brwiami. – Zostałaś dilerem? Muszę spytać w areszcie czy nie kojarzą tej złowróżbnej ksywki.
Urwał, gdy spojrzała na niego tym swoim wzrokiem dzielnej, poważnej pani prefekt. Chyba przydałoby mu się oderwanie od spraw doczesnych i to nie tylko w towarzystwie Cilliana.
- Zamierzałem – odparł szczerze, przejeżdżając dłonią po włosach. – Nie chciałem cię odrywać od pracy. W dodatku co by pomyśleli ludzie na wiosce jakby zobaczyli, że spotykam się z mężatką? - spytał, wskazując głową otaczających ich klientów księgarni i specjalnie zmieniając kolejność słów.
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
Jako członkini jednego z najstarszych, szlachetnych rodów, musiała się liczyć z plotkami. Już dawno minęły te czasy, lecz doskonale pamiętała pomruki szlachciców na temat jej wieku i faktu, że nie jest ciągle mężatką. Podczas sabatów spotykała swoje rówieśniczki, prowadzące rozmowy o życiu małżeńskim, rodzeniu i wychowywaniu dzieci. Zaś młoda Crouch’ówna nie miała pojęcia o żadnej z tych kwestii. Jej samej by to nie obeszło, ale Leander Crouch, ważny pracownik Ministerstwa Magii, człowiek o silnych, szowinistycznych przekonaniach, nie godził się na zarzucanie mu, iż ma w rodzinie starą pannę. Toż to zniewaga, hańba i plama na honorze całego rodu. W przeciągu miesiąca znalazł córce kandydata na męża, a po paru tygodniach wyprawił huczne wesele, uwalniając się od odpowiedzialności za nią. Od tamtej pory każdy jej niepoprawny postępek, był rozliczany w gronie Burke’ów.
Plotki na temat spotykania się szlachcianki, a przede wszystkim mężatki z czarodziejem półkrwi, mogłyby mieć spore pole do popisu, gdyby tylko znalazły się solidne podstawy. Przypadkowy dotyk, ukradkowe muśnięcia ręki i notoryczne spotkania w miejscach odosobnionych. Esy i Floresy nie były miejscem na uboczu, ruch był całkiem spory, obserwatorów nie brakowało, a Ziva i Carter nawet się nie dotknęli. Lady Burke nie była głupia, miała świadomość bycia na świeczniku i nie pozwoliłaby sobie na takie podejrzenia pod swoim adresem.
- W areszcie? Czyżbyś był funkcjonariuszem czarodziejskiej policji? - zaśmiała się, wyłapując to jedno, kluczowe słowo. Dawny Gryfon, który tak otwarcie i bezczelnie łamał regulamin w Hogwarcie, teraz miałby stać na straży prawa czarodziejów?
Plotki na temat spotykania się szlachcianki, a przede wszystkim mężatki z czarodziejem półkrwi, mogłyby mieć spore pole do popisu, gdyby tylko znalazły się solidne podstawy. Przypadkowy dotyk, ukradkowe muśnięcia ręki i notoryczne spotkania w miejscach odosobnionych. Esy i Floresy nie były miejscem na uboczu, ruch był całkiem spory, obserwatorów nie brakowało, a Ziva i Carter nawet się nie dotknęli. Lady Burke nie była głupia, miała świadomość bycia na świeczniku i nie pozwoliłaby sobie na takie podejrzenia pod swoim adresem.
- W areszcie? Czyżbyś był funkcjonariuszem czarodziejskiej policji? - zaśmiała się, wyłapując to jedno, kluczowe słowo. Dawny Gryfon, który tak otwarcie i bezczelnie łamał regulamin w Hogwarcie, teraz miałby stać na straży prawa czarodziejów?
Ziva Burke
Zawód : Badacz Historii Magii i autorka podręczników szkolnych
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Sen
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
jest chwilowym złudzeniem
bo on podaruje Ci władzę, a Ty bez litości
na tronie we krwi odnajdziesz się.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Raiden miał w pełni dowolność dobierania ludzi, którymi się otaczał. Nie patrzył na czystość krwi, jeśli w ogóle coś takiego istniało. Był to jedynie wymysł przodków rodów jak ten Zivy, pod który podporządkowano sobie całą resztę. Wymóg małej, elitarnej grupki sprawił tak wielkie podziały. Nie znosił tego. Nie rozumiał też tego, gdy próbował wytłumaczyć wszystko byłej pannie Crouch. Podawał solidne, prawdziwe argumenty które strząsała po sobie bez mrugnięcia okiem. Dlaczego? Dlaczego nie mogła pozbyć się choć na chwilę tych klapek, które założyli jej rodzice? Przez które nie widziała jakim naprawdę był świat.
Uśmiechnął się na jej uwagę, ale nie zamierzał tego komentować. Zamiast tego zmienił tory rozmowy na coś zupełnie innego:
- Zaprosiłbym cię za to na kawę, ale chyba nie byłoby to stosowne, prawda?
Jego wypowiedź nabrała nieco ironicznego tonu. Gdyby naprawdę Ziva miała dystans do świata, bez problemu poszłaby ze starym znajomym ze szkoły do kawiarni, ale jej średniowieczne zwyczaje nie pozwalały nawet na to. W pewien sposób Raiden współczuł kobietom ze szlacheckim rodów. Bądź co bądź były jedynie pionkami, którymi dysponowali ich ojcowie, mężowie czy nestorzy. Nie mogły się nie przejmować niczym, co mogłoby je wystawić na plotki. Gdyby nie ich przejmowanie się takimi sprawami, zrozumieliby, że cała reszta świata ma na nich po prostu wylane.
- Nie będę, więc cię zatrzymywał, bo jeszcze ktoś cię posądzi o zdradę małżeńską, ale naprawdę miło było cię zobaczyć, prefekcie – dodał, uśmiechając się szeroko, po czym zerknął jeszcze raz na książkę Zivy. Uniósł z uznaniem brwi. – Lubisz historię? – spytał niezobowiązująco na odchodnym. – Dzięki temu czujesz się pewnie młodsza, nie?
I zanim Ziva zareagowała, mrugnął do niej i odwrócił się plecami, by wyjść z księgarni.
|zt
Uśmiechnął się na jej uwagę, ale nie zamierzał tego komentować. Zamiast tego zmienił tory rozmowy na coś zupełnie innego:
- Zaprosiłbym cię za to na kawę, ale chyba nie byłoby to stosowne, prawda?
Jego wypowiedź nabrała nieco ironicznego tonu. Gdyby naprawdę Ziva miała dystans do świata, bez problemu poszłaby ze starym znajomym ze szkoły do kawiarni, ale jej średniowieczne zwyczaje nie pozwalały nawet na to. W pewien sposób Raiden współczuł kobietom ze szlacheckim rodów. Bądź co bądź były jedynie pionkami, którymi dysponowali ich ojcowie, mężowie czy nestorzy. Nie mogły się nie przejmować niczym, co mogłoby je wystawić na plotki. Gdyby nie ich przejmowanie się takimi sprawami, zrozumieliby, że cała reszta świata ma na nich po prostu wylane.
- Nie będę, więc cię zatrzymywał, bo jeszcze ktoś cię posądzi o zdradę małżeńską, ale naprawdę miło było cię zobaczyć, prefekcie – dodał, uśmiechając się szeroko, po czym zerknął jeszcze raz na książkę Zivy. Uniósł z uznaniem brwi. – Lubisz historię? – spytał niezobowiązująco na odchodnym. – Dzięki temu czujesz się pewnie młodsza, nie?
I zanim Ziva zareagowała, mrugnął do niej i odwrócił się plecami, by wyjść z księgarni.
|zt
Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again
Come to talk with you again
| początek marca
Ulica Pokątna wyglądała niemal tak, jak zwykle, chociaż wydawała się bardziej szara niż w lecie. Może było to zasługą siąpiącego z nieba deszczu i przenikliwego chłodu, dającego się we znaki mimo ciepłego płaszcza, którym była szczelnie otulona? Zima w Londynie wydawała się bardziej nieprzyjemna niż w jej rodzinnych stronach. Może dlatego, że powietrze w Westmorland nie śmierdziało dymami, jak to londyńskie. Tamtejszy śnieg nie był tak brudny i brzydki. Ale naprawdę chciała już wiosnę, zwłaszcza że wtedy będzie można znajdować w okolicznym lesie więcej interesujących składników.
Szybko przeszła przez ulicę, niezbyt zatłoczoną, co było dziwne, ale zauważyła to już we wcześniejszych miesiącach, odkąd pojawił się ten cudaczny dekret zabraniający czarów. Evelyn uważała go za kpinę – zakaz czarów w najbardziej magicznym obszarze Londynu? Dobre sobie! Oczywiście nie przeszłoby jej jednak przez myśl, żeby spróbować go złamać, więc chociaż różdżkę przy sobie miała, nie używała magii. Była przykładną szlachcianką, córką uznanego alchemika i nie potrzebowała żadnych kłopotów.
Z ulgą wsunęła się do ciepłego wnętrza księgarni, przesyconej wonią ksiąg i skórzanych okładek. Evelyn, jako miłośniczka słowa pisanego, naprawdę lubiła ten zapach, ustępowała mu jedynie woń róż matki oraz ziół w rodowej szklarni. Chociaż zbiory Slughornów były naprawdę hojnie wyposażone, szczególnie w woluminy poświęcone tematyce eliksirów i zielarstwa, lubiła odwiedzać biblioteki i księgarnie w poszukiwaniu jakichś nowości, które mogłyby ją zainteresować. Spora część ksiąg w rodzinnej bibliotece miała już swoje lata, a alchemia rozwijała się i z pewnością dochodziło do coraz to nowych odkryć, które mogły okazać się przydatne i dla niej.
Dzisiaj jednak sprowadził ją tutaj także inny cel, ale i tak skierowała swoje kroki w stronę regału z pozycjami traktującymi o alchemii, rozglądając się jednocześnie za znajomą sylwetkę, którą po chwili dojrzała.
- Co za spotkanie – rzuciła półgębkiem na widok dawno nie widzianej twarzy. Gdyby nie to, że kilka dni temu napisał do niej list, na pewno byłaby teraz bardzo zdumiona.
Ulica Pokątna wyglądała niemal tak, jak zwykle, chociaż wydawała się bardziej szara niż w lecie. Może było to zasługą siąpiącego z nieba deszczu i przenikliwego chłodu, dającego się we znaki mimo ciepłego płaszcza, którym była szczelnie otulona? Zima w Londynie wydawała się bardziej nieprzyjemna niż w jej rodzinnych stronach. Może dlatego, że powietrze w Westmorland nie śmierdziało dymami, jak to londyńskie. Tamtejszy śnieg nie był tak brudny i brzydki. Ale naprawdę chciała już wiosnę, zwłaszcza że wtedy będzie można znajdować w okolicznym lesie więcej interesujących składników.
Szybko przeszła przez ulicę, niezbyt zatłoczoną, co było dziwne, ale zauważyła to już we wcześniejszych miesiącach, odkąd pojawił się ten cudaczny dekret zabraniający czarów. Evelyn uważała go za kpinę – zakaz czarów w najbardziej magicznym obszarze Londynu? Dobre sobie! Oczywiście nie przeszłoby jej jednak przez myśl, żeby spróbować go złamać, więc chociaż różdżkę przy sobie miała, nie używała magii. Była przykładną szlachcianką, córką uznanego alchemika i nie potrzebowała żadnych kłopotów.
Z ulgą wsunęła się do ciepłego wnętrza księgarni, przesyconej wonią ksiąg i skórzanych okładek. Evelyn, jako miłośniczka słowa pisanego, naprawdę lubiła ten zapach, ustępowała mu jedynie woń róż matki oraz ziół w rodowej szklarni. Chociaż zbiory Slughornów były naprawdę hojnie wyposażone, szczególnie w woluminy poświęcone tematyce eliksirów i zielarstwa, lubiła odwiedzać biblioteki i księgarnie w poszukiwaniu jakichś nowości, które mogłyby ją zainteresować. Spora część ksiąg w rodzinnej bibliotece miała już swoje lata, a alchemia rozwijała się i z pewnością dochodziło do coraz to nowych odkryć, które mogły okazać się przydatne i dla niej.
Dzisiaj jednak sprowadził ją tutaj także inny cel, ale i tak skierowała swoje kroki w stronę regału z pozycjami traktującymi o alchemii, rozglądając się jednocześnie za znajomą sylwetkę, którą po chwili dojrzała.
- Co za spotkanie – rzuciła półgębkiem na widok dawno nie widzianej twarzy. Gdyby nie to, że kilka dni temu napisał do niej list, na pewno byłaby teraz bardzo zdumiona.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Ilekroć Craig przyjeżdżał z powrotem do Francji, musiał chociaż na chwilę wpaść na Pokątną. Jeśli nie szedł specjalnie tutaj, chociażby po to by rozkoszować się wypiekami, które można było znaleźć tylko tutaj, to po to by wpaść do Esów i Floresów. Była jeszcze jedna możliwość, kiedy go można było spotkać, ot, dla przykładu gdy mężczyzna zmierzał w znacznie mniej kolorowe miejsce niż pokątna, do sklepu założonego przez jego rodzinę.
Niezależnie jednak od powodu jego wizyty, za każdym razem Craig z zadowoleniem przemierzał te ulice. Nawet jeśli niespokojne czasy odcisnęły swoje piętno na tym miejscu, i tak zawsze napawało go swego czasu nostalgią. Wciąż pamiętał moment gdy przyprowadzono go tutaj pierwszy raz. Gapił się na wszystko z otwartymi ustami. We Francji również było podobne miejsce, ale jednak nic nie mogło się równać z Pokątną. Zawsze gdy przebywał w kraju nad Loarą, brakowało mu tego miejsca.
Dziś jednak nie mógł się oddać wspomnieniom. Przybył bowiem na Pokątną w konkretnym celu i nie mógł się spóźnić. Cóż, wyszło nawet na to, że był za wcześnie. Do spotkania miał jeszcze kilka chwil, które, naturalnie, postanowił przeczekać w cieple księgarni a nie na chłodzie na ulicy. Odruchowo ruszył w kierunku działu z literaturą romantyczną. Miał prezent dla Rowan i wymagał on odpowiedniej oprawy. Był pewien, że na pewno znajdzie coś odpowiedniego.
I w sumie już nawet znalazł, kiedy usłyszał znajomy głos. Odwrócił się, spoglądając na Evelyn. Cieszył się, że znalazła dla niego czas, mimo że napisał do niej tak nagle. Uśmiechnął się, zamykając książkę, którą właśnie trzymał.
Swoją drogą, czy widok faceta w dziale z romansidłami nie był nieco śmieszny?
- Moja droga - powiedział, odwracając się do niej z niewielkim uśmiechem błąkającym się w kącikach jego ust - Wydaje mi się, czy od naszego ostatniego spotkania przybyło ci uroku?
Naprawdę dawno jej nie widział. Cieszył się, i liczył, że poza załatwieniem formalnej sprawy, która byłą jego głównym celem wizyty tutaj, będą mogli chwilę porozmawiać.
Niezależnie jednak od powodu jego wizyty, za każdym razem Craig z zadowoleniem przemierzał te ulice. Nawet jeśli niespokojne czasy odcisnęły swoje piętno na tym miejscu, i tak zawsze napawało go swego czasu nostalgią. Wciąż pamiętał moment gdy przyprowadzono go tutaj pierwszy raz. Gapił się na wszystko z otwartymi ustami. We Francji również było podobne miejsce, ale jednak nic nie mogło się równać z Pokątną. Zawsze gdy przebywał w kraju nad Loarą, brakowało mu tego miejsca.
Dziś jednak nie mógł się oddać wspomnieniom. Przybył bowiem na Pokątną w konkretnym celu i nie mógł się spóźnić. Cóż, wyszło nawet na to, że był za wcześnie. Do spotkania miał jeszcze kilka chwil, które, naturalnie, postanowił przeczekać w cieple księgarni a nie na chłodzie na ulicy. Odruchowo ruszył w kierunku działu z literaturą romantyczną. Miał prezent dla Rowan i wymagał on odpowiedniej oprawy. Był pewien, że na pewno znajdzie coś odpowiedniego.
I w sumie już nawet znalazł, kiedy usłyszał znajomy głos. Odwrócił się, spoglądając na Evelyn. Cieszył się, że znalazła dla niego czas, mimo że napisał do niej tak nagle. Uśmiechnął się, zamykając książkę, którą właśnie trzymał.
Swoją drogą, czy widok faceta w dziale z romansidłami nie był nieco śmieszny?
- Moja droga - powiedział, odwracając się do niej z niewielkim uśmiechem błąkającym się w kącikach jego ust - Wydaje mi się, czy od naszego ostatniego spotkania przybyło ci uroku?
Naprawdę dawno jej nie widział. Cieszył się, i liczył, że poza załatwieniem formalnej sprawy, która byłą jego głównym celem wizyty tutaj, będą mogli chwilę porozmawiać.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Chociaż Evelyn nigdy nie dane było znaleźć się w Hogwarcie, pamiętała dzień, kiedy przyprowadzono ją tutaj na zakupy przed wyruszeniem do Beauxbatons. Nie była to jej pierwsza wizyta na Pokątnej, bo już jako dziecko czasami towarzyszyła ojcu podczas zakupów ingrediencji w aptece, żeby od najmłodszych lat uczyła się rozpoznawać ich jakość, ale z racji tego, że to wtedy zakupiono dla niej różdżkę, był to dzień bardziej wyjątkowy niż wszystkie inne. Bo przecież mając różdżkę wreszcie była najprawdziwszą czarownicą! A Evelyn zawsze była ze swojej magiczności bardzo dumna. Gdyby okazała się charłaczką, to chyba byłby dla niej koniec świata, ale na szczęście czarodziejskie zdolności szybko dały o sobie znać i później mogła być spokojna, czekając na moment, kiedy sama znajdzie się w szkole, jak wcześniej jej starsze rodzeństwo i kuzynostwo ze strony Rosierów.
Czarodziejskie księgarnie, zaraz po aptekach z ingrediencjami, bez wątpienia należały do ulubionych miejsc Evelyn na Pokątnej. Dział eliksirów nie przyciągał tłumów, ponieważ, czym szczyciła się Evelyn, alchemia była elitarną umiejętnością, którą w stopniu pozwalającym na pozytywne rezultaty posiadło niewielkie grono, i mogła w spokoju zapoznać się z nowościami. Później miała też zamiar rozejrzeć się za czymś o smokach, ale jak się okazało, Burke już przybył.
- Minęło od niego trochę czasu – zauważyła, leciutko i tylko na krótki moment rumieniąc się pod wpływem komplementu. – Ale widzę i u ciebie pewne zmiany... Czyżby nagła zmiana upodobań literackich? – zapytała z uśmiechem, patrząc na kobiecy romans w jego ręku. Raczej nie posądzała go o zaczytywanie się w romansidłach, więc może był to podarunek dla narzeczonej, siostry lub jeszcze innej kobiety w jego życiu? Nie wiedziała, jak teraz układały się jego sprawy. Może już był zaręczony? O małżeństwie raczej by słyszała, biorąc pod uwagę stosunku rodowe Burke’ów i Slughornów, oraz jej pokrewieństwo z inną gałęzią Burke’ów.
Na moment odwróciła się od niego, by zdjąć z półki upatrzoną wcześniej książkę, ale po chwili jej spojrzenie znowu przesunęło się po jego sylwetce.
- Mam nadzieję, że pański pobyt we Francji zaliczał się do tych udanych. Podobnie jak interesy – odezwała się znowu. Miała świadomość, że jego działalność nie do końca polegała na sprowadzaniu dzieł sztuki, ale w miejscu takim jak to nie powiedziałaby niczego drażliwego. – Sama mam sentyment do tego kraju, chociaż już dość dawno tam nie byłam. Tamtejsza sztuka jest nadzwyczaj... niezwykła.
Czarodziejskie księgarnie, zaraz po aptekach z ingrediencjami, bez wątpienia należały do ulubionych miejsc Evelyn na Pokątnej. Dział eliksirów nie przyciągał tłumów, ponieważ, czym szczyciła się Evelyn, alchemia była elitarną umiejętnością, którą w stopniu pozwalającym na pozytywne rezultaty posiadło niewielkie grono, i mogła w spokoju zapoznać się z nowościami. Później miała też zamiar rozejrzeć się za czymś o smokach, ale jak się okazało, Burke już przybył.
- Minęło od niego trochę czasu – zauważyła, leciutko i tylko na krótki moment rumieniąc się pod wpływem komplementu. – Ale widzę i u ciebie pewne zmiany... Czyżby nagła zmiana upodobań literackich? – zapytała z uśmiechem, patrząc na kobiecy romans w jego ręku. Raczej nie posądzała go o zaczytywanie się w romansidłach, więc może był to podarunek dla narzeczonej, siostry lub jeszcze innej kobiety w jego życiu? Nie wiedziała, jak teraz układały się jego sprawy. Może już był zaręczony? O małżeństwie raczej by słyszała, biorąc pod uwagę stosunku rodowe Burke’ów i Slughornów, oraz jej pokrewieństwo z inną gałęzią Burke’ów.
Na moment odwróciła się od niego, by zdjąć z półki upatrzoną wcześniej książkę, ale po chwili jej spojrzenie znowu przesunęło się po jego sylwetce.
- Mam nadzieję, że pański pobyt we Francji zaliczał się do tych udanych. Podobnie jak interesy – odezwała się znowu. Miała świadomość, że jego działalność nie do końca polegała na sprowadzaniu dzieł sztuki, ale w miejscu takim jak to nie powiedziałaby niczego drażliwego. – Sama mam sentyment do tego kraju, chociaż już dość dawno tam nie byłam. Tamtejsza sztuka jest nadzwyczaj... niezwykła.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Pokątna była miejscem dziwów dla każdego dziecka, które wkraczało tu po raz pierwszy. Nawet jeśli wychowywane było od maleńkości przez dwoje czarodziejskich rodziców, ta szczególna miejscówka była po prostu wyjątkowa. Craig również bywał tutaj zanim dostał do rąk swoją pierwszą (i jak na razie jedyną) różdżkę z rogiem garboroga. Nie miał szczęścia by odwiedzać Pokątnej zbyt często, ale dzięki temu każda taka wyprawa była tym bardziej ekscytująca.
Mężczyzna rzucił okiem na książkę, którą trzymał w rękach i z nieco zakłopotanym śmiechem odłożył ją na półkę. Naprawdę musiało to dziwnie wyglądać, ale hej, przecież kupowanie książki dla kogoś na prezent nie było niczym złym, prawda?
- Nie, nie, nic z tych rzeczy - powiedział, przenosząc spojrzenie na półki. I zaraz potem uzupełnił swoją odpowiedź, potwierdzając tylko domysły Evelyn. - Szukam czegoś dla siostry. Ona lubi czytać takie romansidła. Znasz się trochę na tym? Może mi któreś doradzisz?
Cóż, spotkali się tutaj w innym celu, niemniej Craig faktycznie miał zamiar zakupić prezent dla Rowan. Skoro już tu był, nie mógł przepuścić okazji, by zdobyć kolejną oprawkę dla właściwego podarku dla lady Yaxley. A poza tym, wymiana książkami mogła być idealnym momentem na przekazanie Evelyn wiadomości, dla której się tutaj spotkali.
- A, dziękuję za zainteresowanie. Tak, Francję będę wspominać nadzwyczaj przyjemnie. - kiwnął głową z namysłem. Cóż, musiał polubić ten kraj, skoro spędził w nim tyle lat i nie chciał zwariować. Interesy nie były wszystkim, czym żył Craig. - Żałuję, że nie mogliśmy się częściej spotykać, kiedy oboje tam byliśmy.
Niestety interesy Craiga zajmowały miejscami bardzo dużo czasu. Choćby chciał, nie mógł pielęgnować spotkań towarzyskich tak bardzo jak chciał. Chociaż teraz miało się to nieco zmienić. Prawdopodobnie nawet - drastycznie zmienić, kiedy matka postanowi poszukać mu narzeczonej. On się jednak specjalnie do ożenku nie spieszył.
Mężczyzna rzucił okiem na książkę, którą trzymał w rękach i z nieco zakłopotanym śmiechem odłożył ją na półkę. Naprawdę musiało to dziwnie wyglądać, ale hej, przecież kupowanie książki dla kogoś na prezent nie było niczym złym, prawda?
- Nie, nie, nic z tych rzeczy - powiedział, przenosząc spojrzenie na półki. I zaraz potem uzupełnił swoją odpowiedź, potwierdzając tylko domysły Evelyn. - Szukam czegoś dla siostry. Ona lubi czytać takie romansidła. Znasz się trochę na tym? Może mi któreś doradzisz?
Cóż, spotkali się tutaj w innym celu, niemniej Craig faktycznie miał zamiar zakupić prezent dla Rowan. Skoro już tu był, nie mógł przepuścić okazji, by zdobyć kolejną oprawkę dla właściwego podarku dla lady Yaxley. A poza tym, wymiana książkami mogła być idealnym momentem na przekazanie Evelyn wiadomości, dla której się tutaj spotkali.
- A, dziękuję za zainteresowanie. Tak, Francję będę wspominać nadzwyczaj przyjemnie. - kiwnął głową z namysłem. Cóż, musiał polubić ten kraj, skoro spędził w nim tyle lat i nie chciał zwariować. Interesy nie były wszystkim, czym żył Craig. - Żałuję, że nie mogliśmy się częściej spotykać, kiedy oboje tam byliśmy.
Niestety interesy Craiga zajmowały miejscami bardzo dużo czasu. Choćby chciał, nie mógł pielęgnować spotkań towarzyskich tak bardzo jak chciał. Chociaż teraz miało się to nieco zmienić. Prawdopodobnie nawet - drastycznie zmienić, kiedy matka postanowi poszukać mu narzeczonej. On się jednak specjalnie do ożenku nie spieszył.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Także Evelyn nie była tutaj często w tamtym okresie. Wychowywano ją raczej w izolacji od świata zwykłych ludzi. Przebywała głównie w otoczeniu rodziny oraz innych szlacheckich dzieciaków. Jeśli opuszczała dwór Slughornów, to głównie wtedy, kiedy zabierano ją w odwiedziny do kogoś z krewnych lub znajomych rodziny. Nie wiedziała więc dokładnie, jak żyli jej rówieśnicy w zwyczajnych rodzinach, nie wspominając o życiu mugoli, o których nie wiedziała praktycznie nic, i niespecjalnie ją to interesowało. Ale jak na szlachciankę i tak była trochę „dzikim” dzieckiem, bo w czasie wolnym od nauki stosownych umiejętności uwielbiała wałęsać się po różnych dziwnych miejscach, jak szklarnie, dach dworku, piwnice czy okoliczny lasek. Dobrze, że starszy brat krył wiele jej wybryków, bo pewnie wtedy rodzice nie mieliby o niej tak dobrego zdania, jak mieli.
Przyjęła jego uzasadnienie odnośnie książki, zresztą, nie zamierzała wnikać zbyt mocno w tę kwestię. Nie była osobą, która lubiła wpychać nos w cudze sprawy, bo zbyt mocno była skupiona na sobie i swoich potrzebach. Nawet jeśli Craig lubił potajemnie czytać kobiece romansidła, to Evelyn na pewno nie zrobi z tego afery i nie obsmaruje go w towarzystwie.
- Niestety, słabo się na tym znam, ale spróbuję pomóc. Siostra nie mówiła, co najbardziej lubi czytać? – Taka prawda; Evelyn czytała dużo, ale raczej rzadko trafiały się tam typowe rzewne romanse, bo nie należała do ckliwych panien. Wolała czytać o alchemii, smokach albo magicznej historii. Mało to było kobiece, ale cóż poradzić, że o wiele bardziej ciekawiły ją smoki od omdlewających białogłów wzdychających do niedostępnego ukochanego?
Ale podeszła bliżej niego i zdjęła z półki jakąś książkę, której okładka wydała jej się obiecująca. Nie znała się na tym, więc po prostu wcisnęła ją w ręce mężczyzny.
- Może to? – zapytała, posyłając mu lekki uśmiech, choć spojrzała na niego znacząco. – Też żałuję. To piękny i interesujący kraj. Ale rozumiem, że obowiązki nie pozwalały na utrzymywanie kontaktów towarzyskich. Sama też nie zawsze mam na nie czas, odkąd zaczęłam pracę w rezerwacie smoków. Nie byłam nawet na ostatnim sabacie. – Bo teraz musiała pogodzić wykonywanie eliksirów w domu z przyuczaniem się do roli alchemika rezerwatu. Sporą część doby spędzała nad kociołkiem, ale tak jak teraz, korzystała również z wolnych chwil. Nawet jeśli ta wolna chwila też po części była podyktowana kwestiami zawodowymi.
Przyjęła jego uzasadnienie odnośnie książki, zresztą, nie zamierzała wnikać zbyt mocno w tę kwestię. Nie była osobą, która lubiła wpychać nos w cudze sprawy, bo zbyt mocno była skupiona na sobie i swoich potrzebach. Nawet jeśli Craig lubił potajemnie czytać kobiece romansidła, to Evelyn na pewno nie zrobi z tego afery i nie obsmaruje go w towarzystwie.
- Niestety, słabo się na tym znam, ale spróbuję pomóc. Siostra nie mówiła, co najbardziej lubi czytać? – Taka prawda; Evelyn czytała dużo, ale raczej rzadko trafiały się tam typowe rzewne romanse, bo nie należała do ckliwych panien. Wolała czytać o alchemii, smokach albo magicznej historii. Mało to było kobiece, ale cóż poradzić, że o wiele bardziej ciekawiły ją smoki od omdlewających białogłów wzdychających do niedostępnego ukochanego?
Ale podeszła bliżej niego i zdjęła z półki jakąś książkę, której okładka wydała jej się obiecująca. Nie znała się na tym, więc po prostu wcisnęła ją w ręce mężczyzny.
- Może to? – zapytała, posyłając mu lekki uśmiech, choć spojrzała na niego znacząco. – Też żałuję. To piękny i interesujący kraj. Ale rozumiem, że obowiązki nie pozwalały na utrzymywanie kontaktów towarzyskich. Sama też nie zawsze mam na nie czas, odkąd zaczęłam pracę w rezerwacie smoków. Nie byłam nawet na ostatnim sabacie. – Bo teraz musiała pogodzić wykonywanie eliksirów w domu z przyuczaniem się do roli alchemika rezerwatu. Sporą część doby spędzała nad kociołkiem, ale tak jak teraz, korzystała również z wolnych chwil. Nawet jeśli ta wolna chwila też po części była podyktowana kwestiami zawodowymi.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Wybacz ten przestój...
Pokręcił głową z nieco udawanym przejęciem, kiedy Evelyn zdradziła mu, że nie potrafi mu pomóc z doborem książki. Cóż, wnętrze i tak go nie interesowało, ale skoro już zapytał ją o radę, należało przecież ocenić jej wybór. Jej oko jednak mimo wszystko mogło mu pomóc z wyborem. Nawet jeśli kobieta nie interesowała się tego typu literaturą, na pewno wśród innych, wyłoni oryginalną okładkę. A to właśnie ona była najistotniejsza akurat w tym wypadku.
- Zawsze dostaje ode mnie romanse zaprawione szczyptą kryminału. - stwierdził. Faktem było, że mniej więcej tego typu powieści zwykle padały jego ofiarą i lądowały w kominku, podczas gdy Craig oprawiał w ich okładki jakieś czarnomagiczne tomy.
Spojrzał na książkę, którą mu podała. Był to typowy romans, niskolotny harlekin, coś, czego on w życiu by nie dotknął. Obejrzał okładkę. Nie, akurat to nie pasowało do pozostałych prezentów, które dawał Rowan.
- A co sądzisz o tej? - zapytał, sięgając na inną półkę i ściągając z niej nieco mroczniej oprawiony tom. Chyba było to coś o okrutnej willi i szlachetnym czarodzieju. Craig przekartkował książkę, udając że śledzi wzrokiem co któreś zdanie na losowej stronie. Jednocześnie wsunął pomiędzy kartki maleńki pergamin. Potem zaś podał kobiecie powieść. - Wydaje ci się choć trochę interesująca? W końcu chyba kobiety lubią gdy historia jest odrobinę tajemnicza, mylę się? - odezwał się jeszcze, odpowiednio intonując właściwe słowa. Miało to naprowadzić Evelyn na miejsce w którym ukryty był pergamin - powód ich spotkania tutaj.
Słowa kobiety zainteresowały go. Przez brak kontaktów towarzyskich był niezwykle "do tyłu" z wszelakimi nowinkami pośród szlachty. O ile nigdy nie należał do typów specjalnie lubujących się w plotkach, takie wieści jak rozpoczęcie pracy w rezerwacie gdzie żyją ogromne gady plujące ogniem, przez jedną z członkiń zaprzyjaźnionego rodu, nie powinno ujść jego uwadze.
- Naprawdę pracujesz w rezerwacie? Na Merlina, zbyt długo siedziałem we Francji odcięty niemalże całkiem od wieści z Anglii. - bo w końcu ile tam spędził? Ponad dziesięć lat, więcej nawet! - Ale chyba nie bezpośrednio przy smokach? To niebezpieczna praca. Na czym dokładnie polega twoje zadanie, o ile oczywiście możesz mi opowiedzieć?
Niby spotkali się tylko by przekazać sobie odpowiednią wiadomość, Craig jednak chętnie skorzystałby z okazji by porozmawiać i nieco nadrobić zaległości towarzyskie. Chociaż księgarnia średnio się do tego nadawała.
Pokręcił głową z nieco udawanym przejęciem, kiedy Evelyn zdradziła mu, że nie potrafi mu pomóc z doborem książki. Cóż, wnętrze i tak go nie interesowało, ale skoro już zapytał ją o radę, należało przecież ocenić jej wybór. Jej oko jednak mimo wszystko mogło mu pomóc z wyborem. Nawet jeśli kobieta nie interesowała się tego typu literaturą, na pewno wśród innych, wyłoni oryginalną okładkę. A to właśnie ona była najistotniejsza akurat w tym wypadku.
- Zawsze dostaje ode mnie romanse zaprawione szczyptą kryminału. - stwierdził. Faktem było, że mniej więcej tego typu powieści zwykle padały jego ofiarą i lądowały w kominku, podczas gdy Craig oprawiał w ich okładki jakieś czarnomagiczne tomy.
Spojrzał na książkę, którą mu podała. Był to typowy romans, niskolotny harlekin, coś, czego on w życiu by nie dotknął. Obejrzał okładkę. Nie, akurat to nie pasowało do pozostałych prezentów, które dawał Rowan.
- A co sądzisz o tej? - zapytał, sięgając na inną półkę i ściągając z niej nieco mroczniej oprawiony tom. Chyba było to coś o okrutnej willi i szlachetnym czarodzieju. Craig przekartkował książkę, udając że śledzi wzrokiem co któreś zdanie na losowej stronie. Jednocześnie wsunął pomiędzy kartki maleńki pergamin. Potem zaś podał kobiecie powieść. - Wydaje ci się choć trochę interesująca? W końcu chyba kobiety lubią gdy historia jest odrobinę tajemnicza, mylę się? - odezwał się jeszcze, odpowiednio intonując właściwe słowa. Miało to naprowadzić Evelyn na miejsce w którym ukryty był pergamin - powód ich spotkania tutaj.
Słowa kobiety zainteresowały go. Przez brak kontaktów towarzyskich był niezwykle "do tyłu" z wszelakimi nowinkami pośród szlachty. O ile nigdy nie należał do typów specjalnie lubujących się w plotkach, takie wieści jak rozpoczęcie pracy w rezerwacie gdzie żyją ogromne gady plujące ogniem, przez jedną z członkiń zaprzyjaźnionego rodu, nie powinno ujść jego uwadze.
- Naprawdę pracujesz w rezerwacie? Na Merlina, zbyt długo siedziałem we Francji odcięty niemalże całkiem od wieści z Anglii. - bo w końcu ile tam spędził? Ponad dziesięć lat, więcej nawet! - Ale chyba nie bezpośrednio przy smokach? To niebezpieczna praca. Na czym dokładnie polega twoje zadanie, o ile oczywiście możesz mi opowiedzieć?
Niby spotkali się tylko by przekazać sobie odpowiednią wiadomość, Craig jednak chętnie skorzystałby z okazji by porozmawiać i nieco nadrobić zaległości towarzyskie. Chociaż księgarnia średnio się do tego nadawała.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Evelyn powinna się domyślić, po co tak naprawdę były mu te książki. W jej rodzinie także sprytnie ukrywano czarnomagiczne tomy, przynajmniej te będące na widoku. Istniało jednak całkiem sporo zaklęć zwodzących, mogących sprawić, że księga wzięta do ręki przez niepowołaną osobę wyglądała na coś zupełnie innego i całkowicie niewinnego. Slughornówna rozumiała, jak ważne jest to, żeby nikt poza najbardziej zaufanymi osobami nie wiedział o zainteresowaniu czymkolwiek zahaczającym o czarną magię. A sama też nie miała czystego sumienia, bo był okres, kiedy dość intensywnie wgłębiała się w opisy nielegalnych wywarów i klątw, kierowana bardziej ciekawością tym zakazanym aspektem magii niż faktyczną chęcią czynienia szkody. Jej wrodzona ciekawość świata często pchała ją do robienia rzeczy niekoniecznie pochwalanych w towarzystwie, chociaż była pewna, że nie tylko ona spośród szlachetnie urodzonych miała na sumieniu zainteresowanie czarną magią. Tylko że były to sprawy, o których nigdy nie mówiło się głośno. A już na pewno nie w takich miejscach, jak to.
Wzięła od niego książkę, którą jej podał i przekartkowała ją.
- O tak, zapowiada się bardzo obiecująco. – Jej zwinne palce szybko odnalazły karteczkę na końcu książki, i zanim ktoś postronny mógłby coś zauważyć, świstek zniknął w wewnętrznej kieszeni jej szaty. – Jestem pewna, że to spodoba się pańskiej siostrze. Proszę życzyć jej udanej lektury – dodała, oddając mu tomiszcze, już pozbawione dodatkowej zawartości z wypisanym zamówieniem na eliksir.
- Tak, już od dłuższego czasu. Moja matka nadal utrzymuje bardzo zażyłe relacje ze swoimi krewnymi – powiedziała; jako Slughorn zapewne powinna interesować się bardziej rezerwatem zaprzyjaźnionych Greengrassów, ale korzenie ze strony matki zaważyły na jej wyborze. – Nie, oczywiście, że nie. Warzę eliksiry. Są tam bardzo potrzebne – zapewniła go, nie wspominając jednak, że póki co zaledwie się przyuczała pod okiem starszych alchemików. Lepiej, żeby myślał, że mimo młodego wieku zajmuje się czymś naprawdę odpowiedzialnym, ale zarazem naprostowała kwestię jej pracy przy smokach, z którymi nie pracowała bezpośrednio. Nie był to zawód odpowiedni dla kobiet, zwłaszcza młodych szlachcianek. Każdy to wiedział.
Wzięła od niego książkę, którą jej podał i przekartkowała ją.
- O tak, zapowiada się bardzo obiecująco. – Jej zwinne palce szybko odnalazły karteczkę na końcu książki, i zanim ktoś postronny mógłby coś zauważyć, świstek zniknął w wewnętrznej kieszeni jej szaty. – Jestem pewna, że to spodoba się pańskiej siostrze. Proszę życzyć jej udanej lektury – dodała, oddając mu tomiszcze, już pozbawione dodatkowej zawartości z wypisanym zamówieniem na eliksir.
- Tak, już od dłuższego czasu. Moja matka nadal utrzymuje bardzo zażyłe relacje ze swoimi krewnymi – powiedziała; jako Slughorn zapewne powinna interesować się bardziej rezerwatem zaprzyjaźnionych Greengrassów, ale korzenie ze strony matki zaważyły na jej wyborze. – Nie, oczywiście, że nie. Warzę eliksiry. Są tam bardzo potrzebne – zapewniła go, nie wspominając jednak, że póki co zaledwie się przyuczała pod okiem starszych alchemików. Lepiej, żeby myślał, że mimo młodego wieku zajmuje się czymś naprawdę odpowiedzialnym, ale zarazem naprostowała kwestię jej pracy przy smokach, z którymi nie pracowała bezpośrednio. Nie był to zawód odpowiedni dla kobiet, zwłaszcza młodych szlachcianek. Każdy to wiedział.
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Fakt, że książki można było po prostu zaczarować by ich okładki wyglądały inaczej. Jednak kiedy niepozorna oprawa była prawdziwa, było większe prawdopodobieństwo, że nikt do tego tomu nie zajrzy. W końcu pierwszym odruchem czarodzieja, pragnącego sprawdzić czy na pewno ma w rękach romansidło czy jakąś podejrzaną książkę, która próbuje romansidło udawać, było użycie czarów na nieszczęsnym przedmiocie. W znacznej części przypadków przy braku oznak, że okładka została zaczarowana, następuje utrata zainteresowania jej zawartością. Nawet przekartkowanie staje się mało prawdopodobne! A przecież wnętrze takowej też można obłożyć jakimś zaklęciem! Tym już jednak Craig się nie zajmował. On zawsze stawiał sobie za punkt honoru wybrać najbardziej absurdalną okładkę jaką się da, by jego matka nigdy nawet nie myślała, by zajrzeć do któregoś z "romansów" czytywanych przez Rowan.
- Na pewno jej to przekażę - powiedział, odbierając od niej książkę. A więc miał już materiał na prezent. Jego uwadze nie umknęło także, że Evelyn zwinnie schowała skrawek pergaminu do kieszeni. A więc i zamówienie zostało złożone.
A więc pracowała w tym miejscu już od dłuższego czasu! A niech to licho, naprawdę czekało go sporo nadrabiania w kwestiach towarzyskich.
- Jeszcze raz przepraszam za swoją niewiedzę. - pokiwał głową, jednocześnie dając jej znać, że ulżyło mu na wieść, że nie zbliżała się zbytnio do tych gadów. Faktycznie nie było to zajęcie dla szlachcianek. Zdumiałby się, gdyby doniosła mu, że musiała stawać oko w oko ze smokiem. No, ale też na jej twarzy nie było żadnych śladów czy blizn po oparzeniach, a podejrzewał, że przy pracy z jaszczurami nie obywało się bez takowych obrażeń.
- Nigdy nie interesowałem się smokami. Jakiego typu eliksiry są potrzebne w takich rezerwatach? - domyślał się, że chodziło o mikstury lecznicze na różne smocze dolegliwości, ale pewności nie mógł mieć.
- Na pewno jej to przekażę - powiedział, odbierając od niej książkę. A więc miał już materiał na prezent. Jego uwadze nie umknęło także, że Evelyn zwinnie schowała skrawek pergaminu do kieszeni. A więc i zamówienie zostało złożone.
A więc pracowała w tym miejscu już od dłuższego czasu! A niech to licho, naprawdę czekało go sporo nadrabiania w kwestiach towarzyskich.
- Jeszcze raz przepraszam za swoją niewiedzę. - pokiwał głową, jednocześnie dając jej znać, że ulżyło mu na wieść, że nie zbliżała się zbytnio do tych gadów. Faktycznie nie było to zajęcie dla szlachcianek. Zdumiałby się, gdyby doniosła mu, że musiała stawać oko w oko ze smokiem. No, ale też na jej twarzy nie było żadnych śladów czy blizn po oparzeniach, a podejrzewał, że przy pracy z jaszczurami nie obywało się bez takowych obrażeń.
- Nigdy nie interesowałem się smokami. Jakiego typu eliksiry są potrzebne w takich rezerwatach? - domyślał się, że chodziło o mikstury lecznicze na różne smocze dolegliwości, ale pewności nie mógł mieć.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Sposoby na maskowanie podejrzanych sprawek były naprawdę różne. Najważniejsze, żeby były skuteczne i uchroniły przed niepożądanymi kłopotami w razie przyłapania. Kłopoty były ostatnią rzeczą, jakiej mogła chcieć Evelyn.
Nie gniewała się na niego. Nie było go długo, nie musiał wiedzieć o wszystkim, tym bardziej, że dzieliła ich spora różnica wieku i nie byli bliskimi znajomymi. Evelyn także nie była na bieżąco ze wszystkim, co działo się u każdego członka szlacheckich rodów, bo w większości przypadków jej to w ogóle nie interesowało. Rzadko kiedy absorbowała swoją uwagę sprawami osób spoza rodziny i grona najbliższych znajomych, więc dużo rzeczy jej umykało. I raczej nie żałowała, bo nie była to wiedza, której mogła pożądać. Co ją obchodziły jakieś głupie, trywialne plotki?
Evelyn wiedziała, co jej wolno, a czego nie wolno. I chociaż czasami w sprzyjających okolicznościach lubiła przekraczać tę subtelną granicę, chociaż bez bezczelności, nie miała zapędów do bycia jedną z tych silnych i niezależnych kobiet, które nie zachowywały się już jak szlachcianki i podejmowały się niebezpiecznych, męskich zawodów. Francis Slughorn nigdy nie pozwoliłby żadnej ze swoich córek na zawód nieadekwatny dla młodych dziewcząt, narażający je i ród na niebezpieczeństwo większe niż praca w smoczym rezerwacie.
- Zazwyczaj eliksiry lecznicze dla smoków... Niekiedy także dla ich opiekunów – wyjaśniła. Opiekunowie też czasami potrzebowali mikstur, maści i tego typu środków, jeśli podczas swojej pracy z tymi niebezpiecznymi stworzeniami ulegali zranieniom czy oparzeniom. Czasami to były bardzo nieprzyjemne wypadki, chociaż Evelyn szczęśliwie jeszcze nie widziała niczego skrajnie drastycznego, i oby tak zostało.
Porozmawiali jeszcze trochę o rezerwacie, a także o paru innych sprawach. Później jednak Evelyn zdała sobie sprawę, że spotkanie, które miało trwać tylko chwilę, i tak się przedłużyło. Posłała mężczyźnie lekki uśmiech i pożegnała się z nim, wyrażając nadzieję, że może kiedyś w jakichś innych okolicznościach uda się porozmawiać dłużej. Tym bardziej, że i tak zapewne jeszcze spotkają się w celu odebrania mikstury, której zamówienie znajdowało się teraz w jej kieszeni. A potem opuściła księgarnię.
| zt. dla Evelyn
Nie gniewała się na niego. Nie było go długo, nie musiał wiedzieć o wszystkim, tym bardziej, że dzieliła ich spora różnica wieku i nie byli bliskimi znajomymi. Evelyn także nie była na bieżąco ze wszystkim, co działo się u każdego członka szlacheckich rodów, bo w większości przypadków jej to w ogóle nie interesowało. Rzadko kiedy absorbowała swoją uwagę sprawami osób spoza rodziny i grona najbliższych znajomych, więc dużo rzeczy jej umykało. I raczej nie żałowała, bo nie była to wiedza, której mogła pożądać. Co ją obchodziły jakieś głupie, trywialne plotki?
Evelyn wiedziała, co jej wolno, a czego nie wolno. I chociaż czasami w sprzyjających okolicznościach lubiła przekraczać tę subtelną granicę, chociaż bez bezczelności, nie miała zapędów do bycia jedną z tych silnych i niezależnych kobiet, które nie zachowywały się już jak szlachcianki i podejmowały się niebezpiecznych, męskich zawodów. Francis Slughorn nigdy nie pozwoliłby żadnej ze swoich córek na zawód nieadekwatny dla młodych dziewcząt, narażający je i ród na niebezpieczeństwo większe niż praca w smoczym rezerwacie.
- Zazwyczaj eliksiry lecznicze dla smoków... Niekiedy także dla ich opiekunów – wyjaśniła. Opiekunowie też czasami potrzebowali mikstur, maści i tego typu środków, jeśli podczas swojej pracy z tymi niebezpiecznymi stworzeniami ulegali zranieniom czy oparzeniom. Czasami to były bardzo nieprzyjemne wypadki, chociaż Evelyn szczęśliwie jeszcze nie widziała niczego skrajnie drastycznego, i oby tak zostało.
Porozmawiali jeszcze trochę o rezerwacie, a także o paru innych sprawach. Później jednak Evelyn zdała sobie sprawę, że spotkanie, które miało trwać tylko chwilę, i tak się przedłużyło. Posłała mężczyźnie lekki uśmiech i pożegnała się z nim, wyrażając nadzieję, że może kiedyś w jakichś innych okolicznościach uda się porozmawiać dłużej. Tym bardziej, że i tak zapewne jeszcze spotkają się w celu odebrania mikstury, której zamówienie znajdowało się teraz w jej kieszeni. A potem opuściła księgarnię.
| zt. dla Evelyn
Felix, qui potuit rerum cognoscere causas.
Evelyn Slughorn
Zawód : Dama, alchemiczka w rezerwacie smoków
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Szczęśliwy, kto zdołał poznać przyczyny wszechrzeczy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Craig lubił w kobietach to że te czasem potrafiły "wyjść przed szereg". Nie za bardzo - totalnych dziwaczek, które próbowały za wszelką cenę udowodnić swoją wartość, wyróżniając się na tle wszystkich - zupełnie nie popierał, a czasem wręcz tępił. Takie kobiety potrafiły być niebezpieczne, szczególnie gdy same zdawały sobie z tego sprawę. Niemniej cichych truś, siedzących jednie w domu i lubujących się w romansach również nie tolerował. Kobieta musiała być ciekawa, by go zainteresować.
Praca w rezerwacie faktycznie była czymś niecodziennym dla kobiety, ale nadawała z pewnością charakter. Evelyn wyraźnie wyróżniała się na tle podobnych sobie dziewczyn, nadal jednak pamiętając jakie ma obowiązki jako dama. Doceniał to.
- Mikstury lecznicze to oczywistość. Zapewne też jakieś toniki na uspokojenie dla co agresywniejszych smoków? - dopytywał jeszcze.
Miał nadzieję, że Evelyn nie jest w swojej pracy narażona na zbyt wiele nieprzyjemności. Oglądanie poparzeń mogło być dość niemiłym przeżyciem, ale podejrzewał, że dziewczyna była na to przygotowana.
Liczył, że następnym razem spotkają się w niego bardziej sprzyjających warunkach do rozmowy. Może w jakiejś kawiarni?
zt
Praca w rezerwacie faktycznie była czymś niecodziennym dla kobiety, ale nadawała z pewnością charakter. Evelyn wyraźnie wyróżniała się na tle podobnych sobie dziewczyn, nadal jednak pamiętając jakie ma obowiązki jako dama. Doceniał to.
- Mikstury lecznicze to oczywistość. Zapewne też jakieś toniki na uspokojenie dla co agresywniejszych smoków? - dopytywał jeszcze.
Miał nadzieję, że Evelyn nie jest w swojej pracy narażona na zbyt wiele nieprzyjemności. Oglądanie poparzeń mogło być dość niemiłym przeżyciem, ale podejrzewał, że dziewczyna była na to przygotowana.
Liczył, że następnym razem spotkają się w niego bardziej sprzyjających warunkach do rozmowy. Może w jakiejś kawiarni?
zt
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Alis nie była zadowolona, gdy do jej pokoju wpadła sowa z wiadomością, że jej rywal, pracujący w tym momencie nad podobnym zagadnieniem co ona sama, wydał dnia wczorajszego artykuł. Na samo wspomnienie tej informacji zamrużyła złowieszczo swe oczy, a obcasy butów zaczęły z jeszcze większą zapalczywością wybijać rytm kroków czarownicy. Cała była spięta i przepełniona determinacją, a w jej głowie krążyło tylko jedna myśl na wspomnienie której iskrzyły się jej ślepia - zabiję ich wszystkich. Przez wszystkich miała na myśli pracowników księgarni. Nie rozumiała - czemu skoro zapłaciła za powiadomienie to otrzymała je DZIEŃ PO? Właściwie to nawet dwa, czy trzy, bo przecież nim trafiła do księgarni właściciel musiał o niej wiedzieć wcześniej by móc ją w ogóle zamówić. Fuknęła. Miał ją za idiotkę? Czy nie bardzo pojmował znaczenia słowa niezwłoczność?
Przekonamy się - szarpnęła klamkę i wparowała do wnętrza księgarni wczesnym rankiem, zaraz po jej otwarciu. Po przekroczeniu progu przystanęła by odrzucić kaptur szykownej peleryny do tyłu i niestety zmuszona była dodać do listy przewinień kolejny punkt świadczący o jej mylnym uznaniu tego miejsca za godne - czemu żaden pracownik jeszcze nie raczył się przed nią pojawić? Cmoknęła z dezaprobatą ustami, by zaraz się skrzywić. Fantastycznie. sAMA zaraz kogoś znajdzie.
Zrobiła kilka kroków w głąb sklepu, by przy ladzie znajdującej się pomiędzy regałami dostrzec kobietę. Z góry uznała ją za leniwego pędraka. Zrobiła ku niej kilka stanowczych kroków, by górując nad nią zatrzymać się tuż za jej plecami i pełnym pretensji tonem zacząć:
- Gdzie jest wasz szef, właściciel, a może raczej krętacz i sabotażysta niegodny powierzania mu jakichkolwiek zadań? Czy wy tu maci w ogóle jakikolwiek pojęcie o tym, jakie konsekwencje może przynieść ignorancja z którą się obnosicie? - westchnęła - Rozprawa o Pętlach Magii na Przełomie V i VI wieku. GDZIE.
Przekonamy się - szarpnęła klamkę i wparowała do wnętrza księgarni wczesnym rankiem, zaraz po jej otwarciu. Po przekroczeniu progu przystanęła by odrzucić kaptur szykownej peleryny do tyłu i niestety zmuszona była dodać do listy przewinień kolejny punkt świadczący o jej mylnym uznaniu tego miejsca za godne - czemu żaden pracownik jeszcze nie raczył się przed nią pojawić? Cmoknęła z dezaprobatą ustami, by zaraz się skrzywić. Fantastycznie. sAMA zaraz kogoś znajdzie.
Zrobiła kilka kroków w głąb sklepu, by przy ladzie znajdującej się pomiędzy regałami dostrzec kobietę. Z góry uznała ją za leniwego pędraka. Zrobiła ku niej kilka stanowczych kroków, by górując nad nią zatrzymać się tuż za jej plecami i pełnym pretensji tonem zacząć:
- Gdzie jest wasz szef, właściciel, a może raczej krętacz i sabotażysta niegodny powierzania mu jakichkolwiek zadań? Czy wy tu maci w ogóle jakikolwiek pojęcie o tym, jakie konsekwencje może przynieść ignorancja z którą się obnosicie? - westchnęła - Rozprawa o Pętlach Magii na Przełomie V i VI wieku. GDZIE.
Wnętrze księgarni
Szybka odpowiedź