Wnętrze księgarni
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Wnętrze księgarni
Księgarnia Esy i Floresy to miejsce, w którym miłośnik literatury poczuje się jak w prawdziwym raju. W głównej sali Esów mieszczą się część z ladami sprzedażowymi uwalanymi wiecznie książkami oraz wyspy z księgami wystawionymi w promocji. To tutaj odbywają się również recytacje literackie oraz spotkania ze sławnymi pisarzami świata magicznego. Oprócz podręczników szkolnych i specjalistycznych ksiąg (od eliksirów i magii obronnej, po poradniki radzące, jak wypędzić gnomy z ogrodu lub umówić się na randkę z wilą - według autora, wystarczy pięć prostych kroków), znajdują się tam regały zastawione awanturniczymi powieściami przygodowymi, a nawet komiksami. W Esach i Floresach panuje cisza i porządek, a poszukiwane książki znajdziesz nawet bez pomocy usłużnego sprzedawcy. W dziale uroków są wyłącznie tomy z zaklęciami "na wrogów", pod hasłem "historia" odnajdziesz jedynie woluminy traktujące o wiekach minionych. Dla osoby mugolskiego pochodzenia dziwne może wydawać się wypełnianie półek książkami bez słów, tomikami wielkości znaczków pocztowych, czy uzbrojonymi w olbrzymie zębiska, lecz taka jest czarodziejska literatura - ma trafić w gusta nawet najbardziej wymagającego konesera.
No i proszę bardzo. Dostała odpowiedź na swoje pytanie. Pan Colin Fawley był właścicielem księgarni "Esy i Floresy", tak popularnej wśród czarodziejów, tych młodszych i starszych. Czyż to nie było w pewien sposób... pociągające? Właśnie siedziała na kanapie w prywatnym gabinecie człowieka odpowiedzialnego za sprzedaż i rozprowadzanie wszystkich książek, jakie dotychczas znała. Jej policzki znów się zarumieniły, ale tym razem znacznie bardziej. Poczuła się wyróżniona, bo przecież nie każda kobieta zdołała złapać taką okazję w swoją sieć. Jednak uroda odziedziczona po ojcu mugolu na coś się zdała!
Czuła, że jej serce zaraz wyrwie się z jej piersi. Colin umiejętnie sterował jej emocjami. Kiedy znalazł się jeszcze bliżej niej, a do tego ujął jej dłoń w swój męski uścisk, całkiem zmiękła. Obsypywał ją komplementami i zagarniał do siebie, nie dając jej tym samym momentu na rozmyślenie się.
Opuszkami palców przesunęła po jego dłoni, potem przedramieniu, aż dotarła do ramieniu. Zahaczyła kciukiem o krawędź jego marynarkę. Jego dotyk działał na nią
- Drogi panie - zniżyła głos na tyle, by brzmiał jak mruczenie kota. - Dlaczego pan mnie tak po prostu nie pocałuje?
Dość miała tych podchodów. Rozgrzał ją niemal do czerwoności, nie miała już ochoty dłużej czekać. Poza tym, co by się stało, gdyby nagle ktoś zapukał z niecierpiącą zwłoki sprawie? W księgarni wybuchłby pożar albo jakiś spragniony psikusów młody czarodziej wpuściłby do niej stado chochlików kornwalijskich? Musiała korzystać z okazji, póki jeszcze ona była.
Czuła, że jej serce zaraz wyrwie się z jej piersi. Colin umiejętnie sterował jej emocjami. Kiedy znalazł się jeszcze bliżej niej, a do tego ujął jej dłoń w swój męski uścisk, całkiem zmiękła. Obsypywał ją komplementami i zagarniał do siebie, nie dając jej tym samym momentu na rozmyślenie się.
Opuszkami palców przesunęła po jego dłoni, potem przedramieniu, aż dotarła do ramieniu. Zahaczyła kciukiem o krawędź jego marynarkę. Jego dotyk działał na nią
- Drogi panie - zniżyła głos na tyle, by brzmiał jak mruczenie kota. - Dlaczego pan mnie tak po prostu nie pocałuje?
Dość miała tych podchodów. Rozgrzał ją niemal do czerwoności, nie miała już ochoty dłużej czekać. Poza tym, co by się stało, gdyby nagle ktoś zapukał z niecierpiącą zwłoki sprawie? W księgarni wybuchłby pożar albo jakiś spragniony psikusów młody czarodziej wpuściłby do niej stado chochlików kornwalijskich? Musiała korzystać z okazji, póki jeszcze ona była.
Gość
Gość
W kobiecych rumieńcach było coś, co pociągało mężczyzn w sposób tak gwałtowny, że niemal nie do opisania. Ale rumieńce na twarzach młodych dziewczyn, które jeszcze nie zdążyły się w pełni pozbyć tej dziecięcej nieśmiałości i dopiero stawiały pierwsze kroki w towarzystwie, działały na większość panów jak czerwona płachta na byka. A świadomość i pewność, że samemu się było ich przyczyną, jeszcze bardziej wzmacniały końcowy efekt. Czemu więc mielibyśmy się dziwić biednemu Colinowi, że z każdym kolejnym rumieńcem panny Carter jego samokontrola i poczucie odpowiedzialności znikały w tempie równym topnienia pokrywy lodowcowej na biegunach? Nie pamiętał już, ile razy w ciągu dzisiejszego dnia dziękował losowi za to, że przygnał go do księgarni, ale patrząc w speszone rumieńcem oczy dziewczyny miał powód, by podziękować po raz kolejny.
- Czy to przystoi, by taka skromna panienka wypowiadała tak odważne słowa? - zapytał przekornie, przesuwając dłoń w górę jej uda i zatrzymując ją dokładnie w tym samym momencie, gdy ledwie dostrzegalnie złapał zębami jej wargę. Przerwał jednak prawie natychmiast, przyglądając się z bliska reakcjom dziewczyny, doskonale świadomy myśli błądzących pod tą piękną czupryną. Zniecierpliwienie i oczekiwanie wręcz sączyło się z każdego pora jej skóry, a jemu sprawiał niewyobrażalną satysfakcję fakt, że może ją jeszcze chwilę pomęczyć.
- Ale proszę się nie martwić, nikomu nie powiem - szepnął, gdy znów się nad nią nachylił i tym razem już nie stosował żadnych forteli, skupiając się na delikatnym pocałunku, który z taką pieczołowitością milimetr po milimetrze wyciskał na jej wargach. Palce drugiej dłoni ostrożnie objęły jej twarz, przyciągając ją bliżej do siebie. Można by nawet powiedzieć, że gdyby w tej chwili do drzwi zapukał urzędnik ministerstwa z jakimś ważnym monitem albo gdyby przez okno wpadła jakaś paskudna szarańcza lub, oczywiście czysto teoretycznie, wspomniana wcześniej królowa angielska postanowiła zakupić u niego jakąś książkę, nic nie przerwałoby im tej chwili.
- Czy to przystoi, by taka skromna panienka wypowiadała tak odważne słowa? - zapytał przekornie, przesuwając dłoń w górę jej uda i zatrzymując ją dokładnie w tym samym momencie, gdy ledwie dostrzegalnie złapał zębami jej wargę. Przerwał jednak prawie natychmiast, przyglądając się z bliska reakcjom dziewczyny, doskonale świadomy myśli błądzących pod tą piękną czupryną. Zniecierpliwienie i oczekiwanie wręcz sączyło się z każdego pora jej skóry, a jemu sprawiał niewyobrażalną satysfakcję fakt, że może ją jeszcze chwilę pomęczyć.
- Ale proszę się nie martwić, nikomu nie powiem - szepnął, gdy znów się nad nią nachylił i tym razem już nie stosował żadnych forteli, skupiając się na delikatnym pocałunku, który z taką pieczołowitością milimetr po milimetrze wyciskał na jej wargach. Palce drugiej dłoni ostrożnie objęły jej twarz, przyciągając ją bliżej do siebie. Można by nawet powiedzieć, że gdyby w tej chwili do drzwi zapukał urzędnik ministerstwa z jakimś ważnym monitem albo gdyby przez okno wpadła jakaś paskudna szarańcza lub, oczywiście czysto teoretycznie, wspomniana wcześniej królowa angielska postanowiła zakupić u niego jakąś książkę, nic nie przerwałoby im tej chwili.
Z trudem przypominała sobie w jakim celu przyszła do księgarni. Chodziło tylko o jedną książkę? A może o trzy? W którym momencie stwierdziła, że zdecydowanie lepszym pomysłem będzie rzucenie się w przepaść jego męskich ramion niż oglądanie woluminów, okładek i wertowanie stron? Jej pamięci umknął również moment, w którym znalazła się w jego gabinecie. Oh, to, że znalazła się w jego gabinecie to jedno, ale co z siedzeniem na jego kanapie? Co z jego ręką na jej kolanie? Co z jego nosem na jej szyi?
A co najważniejsze - co z jego ustami na jej wargach? Były ciepłe, spijały powolne pocałunki tak, jakby każdy z nich był nektarem przygotowanym z najlepszych owoców. W jej przypadku mogły to być brzoskwinie, bo przed wyjściem z domu wypiła szklankę soku domowej roboty. Smak na pewno tak szybko nie minął, bo użycie sieci Fiuu z Doliny Godryka na ulicę Pokątną zajęło chwilę albo dwie.
- Zapewniam pana, że jeszcze sporo pan o mnie nie wie, panie Fawley - wyszeptała jedwabiście wprost do jego ust, nie szczędząc sobie i jemu rumieńców oraz uśmiechu błądzącego swawolnie w kącikach jej ust. - Wystarczy, jeśli nie powie pan mojemu bratu. Byłabym stokrotnie wdzięczna.
Zamknęła oczy, żeby rozkoszować się tą chwila jak najdłużej. Jej dłoń, jakby wodzona jej doskonałym samopoczuciem, powędrowała do jego głowy, a palce wplotły się między jego włosy. Czy było tu jeszcze miejsce na wymienianie grzeczności między sobą? Zawędrowali tak daleko w tak szybkim czasie, że chyba tylko te resztki manier, jakie zachowali, trzymały tempo rozwoju sytuacji tej w ryzach.
Przywarła do jego klatki piersiowej swoją, domagając się wręcz, żeby nie zatrzymywał się nawet na sekundę. Szalenie jej się to podobało. Prawdopodobnie spełniła jedno z tych swoich marzeń z młodych lat, kiedy to młode panienki układają sobie w głowie ideał mężczyzny z kawałków tych, których zobaczyły na ulicy. Ten miał cudowne włosy, ten świdrujące spojrzenie brązowych oczu, inny idealnie dopasowany garnitur, o, a tamten usta stworzone do całowania. Colin był idealnym połączeniem wszystkich męskich cech, które Nevarel uważała za absolutnie kuszące. I właśnie go całowała.
Tak, to marzenie mogła skreślić ze swojej długiej listy życzeń.
A co najważniejsze - co z jego ustami na jej wargach? Były ciepłe, spijały powolne pocałunki tak, jakby każdy z nich był nektarem przygotowanym z najlepszych owoców. W jej przypadku mogły to być brzoskwinie, bo przed wyjściem z domu wypiła szklankę soku domowej roboty. Smak na pewno tak szybko nie minął, bo użycie sieci Fiuu z Doliny Godryka na ulicę Pokątną zajęło chwilę albo dwie.
- Zapewniam pana, że jeszcze sporo pan o mnie nie wie, panie Fawley - wyszeptała jedwabiście wprost do jego ust, nie szczędząc sobie i jemu rumieńców oraz uśmiechu błądzącego swawolnie w kącikach jej ust. - Wystarczy, jeśli nie powie pan mojemu bratu. Byłabym stokrotnie wdzięczna.
Zamknęła oczy, żeby rozkoszować się tą chwila jak najdłużej. Jej dłoń, jakby wodzona jej doskonałym samopoczuciem, powędrowała do jego głowy, a palce wplotły się między jego włosy. Czy było tu jeszcze miejsce na wymienianie grzeczności między sobą? Zawędrowali tak daleko w tak szybkim czasie, że chyba tylko te resztki manier, jakie zachowali, trzymały tempo rozwoju sytuacji tej w ryzach.
Przywarła do jego klatki piersiowej swoją, domagając się wręcz, żeby nie zatrzymywał się nawet na sekundę. Szalenie jej się to podobało. Prawdopodobnie spełniła jedno z tych swoich marzeń z młodych lat, kiedy to młode panienki układają sobie w głowie ideał mężczyzny z kawałków tych, których zobaczyły na ulicy. Ten miał cudowne włosy, ten świdrujące spojrzenie brązowych oczu, inny idealnie dopasowany garnitur, o, a tamten usta stworzone do całowania. Colin był idealnym połączeniem wszystkich męskich cech, które Nevarel uważała za absolutnie kuszące. I właśnie go całowała.
Tak, to marzenie mogła skreślić ze swojej długiej listy życzeń.
Gość
Gość
Jej reakcja była aż nadto wyraźna i absolutnie nie miała nic wspólnego z jakimkolwiek protestem. Wręcz przeciwnie, Colin przyjemnie się zdziwił, że dziewczyna poddaje mu się tak łatwo, a jej ciało przylegające do jego torsu doskonale do niego pasuje, odpowiadając każdemu zaułkowi na jego skórze. Miał do czynienia z dziewczynami, które wykazawszy się pierwszą śmiałością, przy pocałunku błyskawicznie ją traciły i zamiast pogrążyć się w napływającej błogości, wolały strzelić go prosto w twarz, wykrzykując jakieś durne słowa o tym, jak on śmie i że na zbyt wiele sobie pozwala. Na szczęście takie przypadki zdarzały się dość rzadko i jego urocza facjata unikała ponurych starć z kobiecymi dłońmi.
No, pomijając oczywiście sytuację obecną, gdy dłoń panny Carter wczepiła się w jego czuprynę przyjemnie go łaskocząc i zachęcając do jeszcze większego zaangażowania w pocałunek. Nie trzeba go było zresztą długo przekonywać, by mocniej przyciągnął Nevarel i by jego usta z większą gwałtownością zaatakowały jej wargi. Gdzieś w kącie świadomości, odległym w tej chwili o miliony lat świetlnych, tliło się jakieś niejasne wrażenie, że taka zabawa może się źle skończyć, ale nie byłby sobą, gdyby tego głupiego wrażenia od razu nie zignorował, skupiając się na tym, co ma przed sobą. A właśnie na tej, którą prawie miał pod sobą, bo tak się dziwnie złożyło (akurat), że z każdą kolejną sekundą napierał na jej ciało coraz mocniej, zmuszając ją do powolnego osuwania się na kanapę.
Oparł jedną dłoń z boku dziewczęcego ciała, zupełnie przypadkowo (jasne) podciągając w górę materiał jej sukienki i odsłaniając nogi - zapewne gdyby siedzieli w towarzystwie starszych matron, wywołaliby teraz nieziemski skandal. Czymże jednak byłby największy skandal w porównaniu z tą chwilą przyjemności, na którą oboje sobie teraz pozwalali? Nie liczył sekund, minut, a może nawet godzin, zanim przerwał pocałunek, bardzo, bardzo niechętnie wypuszczając ją ze swoich objęć, chociaż nie ruszył się ani na milimetr, by pozwolić jej usiąść. Zdecydowanie bardziej wolał ją w obecnej pozycji, półleżącą z kusząco zadartą sukienką.
- Czy o takie "niech mnie pan po prostu pocałuje" panience chodziło? - przedrzeźniał ją, muskając palcami odsłonięte kolano. Lekkie oszołomienie wywołane pocałunkiem nie mijało, wprawiając go w doskonały humor. Nie był pewien, czy Nevarel zgodziłaby się na coś więcej, ale sam fakt, że siedziała z nim zamknięta w gabinecie i z taką ufnością poddawała mu swoje usta, był równie podniecający jak świadomość, czym to mogło się skończyć.
No, pomijając oczywiście sytuację obecną, gdy dłoń panny Carter wczepiła się w jego czuprynę przyjemnie go łaskocząc i zachęcając do jeszcze większego zaangażowania w pocałunek. Nie trzeba go było zresztą długo przekonywać, by mocniej przyciągnął Nevarel i by jego usta z większą gwałtownością zaatakowały jej wargi. Gdzieś w kącie świadomości, odległym w tej chwili o miliony lat świetlnych, tliło się jakieś niejasne wrażenie, że taka zabawa może się źle skończyć, ale nie byłby sobą, gdyby tego głupiego wrażenia od razu nie zignorował, skupiając się na tym, co ma przed sobą. A właśnie na tej, którą prawie miał pod sobą, bo tak się dziwnie złożyło (akurat), że z każdą kolejną sekundą napierał na jej ciało coraz mocniej, zmuszając ją do powolnego osuwania się na kanapę.
Oparł jedną dłoń z boku dziewczęcego ciała, zupełnie przypadkowo (jasne) podciągając w górę materiał jej sukienki i odsłaniając nogi - zapewne gdyby siedzieli w towarzystwie starszych matron, wywołaliby teraz nieziemski skandal. Czymże jednak byłby największy skandal w porównaniu z tą chwilą przyjemności, na którą oboje sobie teraz pozwalali? Nie liczył sekund, minut, a może nawet godzin, zanim przerwał pocałunek, bardzo, bardzo niechętnie wypuszczając ją ze swoich objęć, chociaż nie ruszył się ani na milimetr, by pozwolić jej usiąść. Zdecydowanie bardziej wolał ją w obecnej pozycji, półleżącą z kusząco zadartą sukienką.
- Czy o takie "niech mnie pan po prostu pocałuje" panience chodziło? - przedrzeźniał ją, muskając palcami odsłonięte kolano. Lekkie oszołomienie wywołane pocałunkiem nie mijało, wprawiając go w doskonały humor. Nie był pewien, czy Nevarel zgodziłaby się na coś więcej, ale sam fakt, że siedziała z nim zamknięta w gabinecie i z taką ufnością poddawała mu swoje usta, był równie podniecający jak świadomość, czym to mogło się skończyć.
Ostatnio zmieniony przez Colin Fawley dnia 22.08.15 17:37, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : literufka :c)
Bardzo prawdopodobne, że Nevarel właśnie o taki pocałunek chodziło. Raczej nie z powodu braku możliwości podążała na kanapę, dokładnie tak jak życzył sobie tego Colin. Krok za krokiem aż wreszcie mogła poczuć pod plecami leżące na niej poduszki. Coś pod nimi było, pewnie książka. Ale któż przejmowałby się tym w takiej chwili? Fakt, że gabinet był zamknięty zapewne nadawał pikanterii całej sytuacji.
Pod plecami coś zaczęło uwierać coraz bardziej. Chyba się ruszało! Nevarel jednak uwięziona między kanapą z tajemniczą, zdecydowanie nie chcącą spokojnie leżeć pod poduszką rzeczą, a Colinem nie mogła poderwać się na równe nogi. Nie mogła uciec. A zanim zdążyła się odezwać, powiedzieć choć słowo, Potworna Księga Potworów boleśnie ugryzła ją w lewą łopatkę. Zęby okropnej książki zostawiły po sobie niewielki, acz krwawy ślad.
Colin powinien pamiętać o młodym pracowniku księgarni, który informował go o dziwnej księdze. Dziwnej nawet jak na to, że była Potworną Księgą Potworów. Zdawał się być na tyle zaniepokojony, że szef kazał zanieść ją do gabinetu. I chłopak tak zrobił. Położył ją na biurku. Księga zaś przeszła na kanapę i zakopała się miedzy poduszkami, by wywinąć taki żart w takim momencie.
Pod plecami coś zaczęło uwierać coraz bardziej. Chyba się ruszało! Nevarel jednak uwięziona między kanapą z tajemniczą, zdecydowanie nie chcącą spokojnie leżeć pod poduszką rzeczą, a Colinem nie mogła poderwać się na równe nogi. Nie mogła uciec. A zanim zdążyła się odezwać, powiedzieć choć słowo, Potworna Księga Potworów boleśnie ugryzła ją w lewą łopatkę. Zęby okropnej książki zostawiły po sobie niewielki, acz krwawy ślad.
Colin powinien pamiętać o młodym pracowniku księgarni, który informował go o dziwnej księdze. Dziwnej nawet jak na to, że była Potworną Księgą Potworów. Zdawał się być na tyle zaniepokojony, że szef kazał zanieść ją do gabinetu. I chłopak tak zrobił. Położył ją na biurku. Księga zaś przeszła na kanapę i zakopała się miedzy poduszkami, by wywinąć taki żart w takim momencie.
Kiedy człowiek pochłonięty jest przez tego typu intensywne doznania, nic nie jest w stanie odwrócić jego uwagi. No... to nic jest niestety mocno przesadzone. Bo taka księga, jeśli ugryzie w całkiem rozluźniony mięsień, zaboli jak cholera i rozbudzi wszystkie zmysły.
Starała się nie wszczynać alarmu, kiedy poczuła coś pod plecami. Może poduszka źle leżała? Albo podłokietnik był bliżej niż sądziła? Zwykła rzecz, najzwyklejsza! Dłoń przeniosła na jego kark, kciukiem zjechała lekko za kołnierz koszuli w figlarnej chęci zawędrowania nim nieco dalej. Wtedy, kiedy jej czujność na krótką chwilę została uśpiona, kiedy po lekkim ruchu pleców w stronę oparcia stwierdziła, że jest już dobrze, stało się właśnie to, czego w życiu by się nie spodziewała.
Krzyknęła przeraźliwie i poderwała się do prostej pozycji tak gwałtownie, że aż Colin to poczuł. Adrenalina powaliła ich oboje na drugą stronę. Jej obie dłonie zacisnęły się na ramionach księgarz jak stalowe zęby.
- Jasna cholera! - krzyknęła po raz drugi i wydała z siebie coś na wzór połączonego ze sobą jęku i bolesnego syku. - Co to było?!
Zapytała, bo pojęcia nie miała. Usłyszała tylko za sobą jakieś gardłowe warczenie, jakby małego, wściekłego psa albo diabła tasmańskiego. Czuła tylko jak jej lewa łopatka zaczyna pulsować, a skóra bardzo szybko się rozgrzewa. Ciarki przebiegły jej po całych plecach. Zapytała o przyczynę tego zjawiska, ale o samo zjawisko pytać już nie musiało. Coś cholernie mocno ją ugryzło.
Starała się nie wszczynać alarmu, kiedy poczuła coś pod plecami. Może poduszka źle leżała? Albo podłokietnik był bliżej niż sądziła? Zwykła rzecz, najzwyklejsza! Dłoń przeniosła na jego kark, kciukiem zjechała lekko za kołnierz koszuli w figlarnej chęci zawędrowania nim nieco dalej. Wtedy, kiedy jej czujność na krótką chwilę została uśpiona, kiedy po lekkim ruchu pleców w stronę oparcia stwierdziła, że jest już dobrze, stało się właśnie to, czego w życiu by się nie spodziewała.
Krzyknęła przeraźliwie i poderwała się do prostej pozycji tak gwałtownie, że aż Colin to poczuł. Adrenalina powaliła ich oboje na drugą stronę. Jej obie dłonie zacisnęły się na ramionach księgarz jak stalowe zęby.
- Jasna cholera! - krzyknęła po raz drugi i wydała z siebie coś na wzór połączonego ze sobą jęku i bolesnego syku. - Co to było?!
Zapytała, bo pojęcia nie miała. Usłyszała tylko za sobą jakieś gardłowe warczenie, jakby małego, wściekłego psa albo diabła tasmańskiego. Czuła tylko jak jej lewa łopatka zaczyna pulsować, a skóra bardzo szybko się rozgrzewa. Ciarki przebiegły jej po całych plecach. Zapytała o przyczynę tego zjawiska, ale o samo zjawisko pytać już nie musiało. Coś cholernie mocno ją ugryzło.
Gość
Gość
Stwierdzić, że było przyjemnie, to jak stworzyć największe niedopowiedzenie stulecia. Było bardziej niż przyjemnie, a każdy nerw jego ciała działał na najwyższych obrotach, stając w wyścigi z pulsującą w żyłach krwią. Nawet teraz, mimo że oderwany od jej ust na kilkanaście przedłużających się sekund, wciąż czuł ich smak i to rozkoszne oszołomienie. Kiedy więc zabrzmiał pierwszy krzyk dziewczyny, z początku spojrzał na nią oszołomiony, ale gdy podskoczyła gwałtownie, prawie go przy tym nokautując i spychając na drugi koniec kanapy, już wiedział, że coś jest nie tak.
A kolejny krzyk Nevarel jedynie go utwierdził w tym przekonaniu, chociaż pierwotne "co to miało być" równie dobrze mogło się odnosić do samego pocałunku. Colin miał jednak na tyle oleju w głowie (i na tyle narcyzmu w sobie), by zignorować głupią myśl o swoim braku umiejętności całowania. Udało mu się też jakoś zdusić jęk bólu, gdy dziewczyna złapała go za ramiona tak mocno, z pewnością zostawi na nich paskudne sińce. Przemógł się i spojrzał ponad jej ramieniem na poduszki ułożone z boku, spod których wyglądał teraz zębaty grzbiet książki. Z pewnością Colin przetarłby oczy ze zdziwienia, gdyby nie błyskotliwy przebłysk myśli. Połączył błyskawicznie fakty i po chwili Nevarel siedziała bezpiecznie po drugiej stronie kanapy, a on stał na podłodze, próbując złapać między dwie poduszki nieposłuszne tomisko.
Udało mu się dopiero za trzecią próbą, a i tak ledwo uniknął rozszarpania koszuli (co nie byłoby takie złe, mógłby ją wtedy zdjąć). Przydusił książkę do ziemi, zdjął pasek i z trudem zacisnął go na książce, która spojrzała na niego wygłodniałym spojrzeniem. Potarł ręką czoło i zwrócił się ponownie do dziewczyny starając się nie sprawiać wrażenia, jakby małe spotkanie z krwiożerczą książeczką nadszarpnęło jego siły.
- Miałem ją zbadać w wolnym czasie... To znaczy książkę, zamawiam czasem niecodzienne egzemplarze, ale jeszcze nigdy nie trafił mi się gryzący - wyjaśnił, rzucając Potwornej Księdze Potworów groźne spojrzenie. - Nic się panience nie stało? - zapytał, podchodząc bliżej i siadając obok, a jego spojrzenie troskliwie przesunęło się po jej plecach. Na materiale widniała niewielka plama krwi. - To trzeba koniecznie załatać - dotknął dłonią jej pleców tuż pod łopatką.
A kolejny krzyk Nevarel jedynie go utwierdził w tym przekonaniu, chociaż pierwotne "co to miało być" równie dobrze mogło się odnosić do samego pocałunku. Colin miał jednak na tyle oleju w głowie (i na tyle narcyzmu w sobie), by zignorować głupią myśl o swoim braku umiejętności całowania. Udało mu się też jakoś zdusić jęk bólu, gdy dziewczyna złapała go za ramiona tak mocno, z pewnością zostawi na nich paskudne sińce. Przemógł się i spojrzał ponad jej ramieniem na poduszki ułożone z boku, spod których wyglądał teraz zębaty grzbiet książki. Z pewnością Colin przetarłby oczy ze zdziwienia, gdyby nie błyskotliwy przebłysk myśli. Połączył błyskawicznie fakty i po chwili Nevarel siedziała bezpiecznie po drugiej stronie kanapy, a on stał na podłodze, próbując złapać między dwie poduszki nieposłuszne tomisko.
Udało mu się dopiero za trzecią próbą, a i tak ledwo uniknął rozszarpania koszuli (co nie byłoby takie złe, mógłby ją wtedy zdjąć). Przydusił książkę do ziemi, zdjął pasek i z trudem zacisnął go na książce, która spojrzała na niego wygłodniałym spojrzeniem. Potarł ręką czoło i zwrócił się ponownie do dziewczyny starając się nie sprawiać wrażenia, jakby małe spotkanie z krwiożerczą książeczką nadszarpnęło jego siły.
- Miałem ją zbadać w wolnym czasie... To znaczy książkę, zamawiam czasem niecodzienne egzemplarze, ale jeszcze nigdy nie trafił mi się gryzący - wyjaśnił, rzucając Potwornej Księdze Potworów groźne spojrzenie. - Nic się panience nie stało? - zapytał, podchodząc bliżej i siadając obok, a jego spojrzenie troskliwie przesunęło się po jej plecach. Na materiale widniała niewielka plama krwi. - To trzeba koniecznie załatać - dotknął dłonią jej pleców tuż pod łopatką.
Nevarel mogła poczuć coraz silniejsze pulsowanie po ukąszeniu przez książkę. Mijał szok, adrenalina powoli przestawała działać. Łopatka jedna nieprzyjemnie dawała o sobie znać. Potworna Księga Potworów była bardziej niebezpieczna niż się mogło wydawać.
Colin, jak na prawdziwego dżentelmena przystało, poradził sobie z przeciwnikiem bez większego problemu, za to z pomocą poduszek. Najważniejsze jednak, ze jemu nic się nie stało. Koszula była cała. Spodnie prawie też. Przy wyciąganiu paska ze szlufek jedna z nich doznała brutalnego aktu odprucia. Nie był to jednak wystarczający powód, by ściągać którąkolwiek część garderoby.
Nieszczęścia, jak to zwykle bywa, chodzą parami. Pan Fawley niezwłocznie przystąpił do zajmowania się ranką swojego gościa. Zaabsorbowany czynnością nie zauważył, że z szafy wyleciał tuzin bahanek, które ruszyły na pomoc swojej uwięzionej przyjaciółce i przegryzły skórzany pasek unieruchamiający Potworną Księgę Potworów, by większą grupą móc nękać pechową parę. Bahanki podzieliwszy się na dwie grupy ruszyły na swoje ofiary. Rozochocona księga pomknęła do Nevarel, której podgryzanie najwyraźniej przypadło jej do gustu.
/Rzucacie kością za wszelkie próby walki z napastnikami, uniki i oczywiście zaklęcia, a także każde inne podjęte przeciwko nim działanie.
Colin, jak na prawdziwego dżentelmena przystało, poradził sobie z przeciwnikiem bez większego problemu, za to z pomocą poduszek. Najważniejsze jednak, ze jemu nic się nie stało. Koszula była cała. Spodnie prawie też. Przy wyciąganiu paska ze szlufek jedna z nich doznała brutalnego aktu odprucia. Nie był to jednak wystarczający powód, by ściągać którąkolwiek część garderoby.
Nieszczęścia, jak to zwykle bywa, chodzą parami. Pan Fawley niezwłocznie przystąpił do zajmowania się ranką swojego gościa. Zaabsorbowany czynnością nie zauważył, że z szafy wyleciał tuzin bahanek, które ruszyły na pomoc swojej uwięzionej przyjaciółce i przegryzły skórzany pasek unieruchamiający Potworną Księgę Potworów, by większą grupą móc nękać pechową parę. Bahanki podzieliwszy się na dwie grupy ruszyły na swoje ofiary. Rozochocona księga pomknęła do Nevarel, której podgryzanie najwyraźniej przypadło jej do gustu.
/Rzucacie kością za wszelkie próby walki z napastnikami, uniki i oczywiście zaklęcia, a także każde inne podjęte przeciwko nim działanie.
Pieczenie rany na łopatce okrutnie irytowało. Ból mogła zamieścić między kategorią przetartego kolana a poparzoną dłonią. Dziwnie kurczyła ją w akompaniamencie syku. Ugryzienie przez taką książkę nie powinno być groźne, dlatego coś jej tu nie pasowało... szczypanie odczuwała trochę inaczej niż pozostałe rany, które dobrze znała i których przez całe swoje młode życie trochę sobie nagromadziła.
A całą miłą atmosferę szlag ten go jasny trafił!
- To, że egzemplarze dziwnych książek są do znalezienia w pańskiej księgarni, to wcale nie dziwne, ale że trzyma je pan pod poduszkami na kanapie, to już tak! - powiedziała próbując wysilić się na uśmiech, ale nic z tego.
Syknęła, kiedy Colin dotknął dłonią miejsca przy jej ranie. Pomyślała, że mogłaby rzucić na siebie proste zaklęcie "łatające" takie rany, ale jeszcze w życiu tego nie robiła...
Ojciec nauczył ją jak używać plastrów oraz bandaży i że różdżka w takich przypadkach chyba nie jest potrzebna.
Jak tylko usłyszała huk otwierających się drzwi od szafy, wskoczyła z piskiem na kanapę. Kolejnym odruchem, tym razem wywołanym już bodźcami w formie szarżujących bahanek, było wyciągnięcie różdżki spoczywającej w małej torebeczce, cholera jasna, wciąż wiszącej przy boku Nevy. Nim jednak to zrobiła, stado rozwścieczonych elfików i jedna żarłoczna książka już leciały w jej stronę. Skup się, Neva. Musisz wyjść z tego cała i zdrowa!
Nie była biegła w transmutacji, ale musiała coś zrobić, bo inaczej nie tylko atmosferę, ale także i ją samą szlag jasny trafi. No i w tej chwili trybiki w jej głowie znów zaczęły pracować. Musiała unieszkodliwić bahanki.
- Impedimenta! - krzyknęła wykonując wcześniej prosty ruch dłonią.
Księgę, która nadal próbowała się do niej dobrać, zaczęła traktować swoją stopą oprawioną w botki z obcasem. Może ten obcas wyląduje w końcu w jednym z jej wielu oczu? Miała taką nadzieję!
A całą miłą atmosferę szlag ten go jasny trafił!
- To, że egzemplarze dziwnych książek są do znalezienia w pańskiej księgarni, to wcale nie dziwne, ale że trzyma je pan pod poduszkami na kanapie, to już tak! - powiedziała próbując wysilić się na uśmiech, ale nic z tego.
Syknęła, kiedy Colin dotknął dłonią miejsca przy jej ranie. Pomyślała, że mogłaby rzucić na siebie proste zaklęcie "łatające" takie rany, ale jeszcze w życiu tego nie robiła...
Ojciec nauczył ją jak używać plastrów oraz bandaży i że różdżka w takich przypadkach chyba nie jest potrzebna.
Jak tylko usłyszała huk otwierających się drzwi od szafy, wskoczyła z piskiem na kanapę. Kolejnym odruchem, tym razem wywołanym już bodźcami w formie szarżujących bahanek, było wyciągnięcie różdżki spoczywającej w małej torebeczce, cholera jasna, wciąż wiszącej przy boku Nevy. Nim jednak to zrobiła, stado rozwścieczonych elfików i jedna żarłoczna książka już leciały w jej stronę. Skup się, Neva. Musisz wyjść z tego cała i zdrowa!
Nie była biegła w transmutacji, ale musiała coś zrobić, bo inaczej nie tylko atmosferę, ale także i ją samą szlag jasny trafi. No i w tej chwili trybiki w jej głowie znów zaczęły pracować. Musiała unieszkodliwić bahanki.
- Impedimenta! - krzyknęła wykonując wcześniej prosty ruch dłonią.
Księgę, która nadal próbowała się do niej dobrać, zaczęła traktować swoją stopą oprawioną w botki z obcasem. Może ten obcas wyląduje w końcu w jednym z jej wielu oczu? Miała taką nadzieję!
Gość
Gość
The member 'Nevarel Carter' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 35
--------------------------------
#2 'k100' : 56
#1 'k100' : 35
--------------------------------
#2 'k100' : 56
Oczywiście mógł zrozumieć - chociaż niechętnie, bo jego pracownicy raczej nie zapuszczali się do gabinetu bez jego wyraźnej zgody i wiedzy - że książka (był pewien, że nigdy nie sprzeda już żadnego egzemplarza, a te dotychczas otrzymane rytualnie spali na zapleczu) przepełzła z biurka między poduszki. Mógł zrozumieć, że uwodzenie młodych panien w zaciszu gabinetu jest mało moralne i wymaga wiecznego potępienia z Cruciatusem na czele, ale za Merlina nie mógł pojąć, skąd w jego doskonale na błysk wysprzątanej szafie wzięły się bahanki. To było równie absurdalne jak stado szerszeni wylatujące mu z tyłka, ale w obecnej chwili nie miał siły się nad tym zastanawiać. Przyjął oficjalnie wersję - w tempie błyskawicznym, bo jedna z nich właśnie odgryzała mu kawałek ręki, a przynajmniej wyglądała tak, jakby miała na to ochotę - że to jakiś durny dowcip któregoś z pracowników.
- To specjalnie wydanie książek niewydymek, doskonale nadających się dla młodych panien, by chronić ich cnotę - próbował jeszcze zażartować, ale bolesny jęk dziewczyny skutecznie stłumił jego zapały. Po raz pierwszy od bardzo dawna albo właściwie po raz pierwszy w życiu był wściekły na książkę, nie tylko dlatego, że takim durnym sposobem przerwała mu uwodzenie panny Carter, ale głównie dlatego, że dziabnęła ją w łopatkę, boleśnie ją przy tym raniąc.
Sięgnął po leżącą na kanapie poduszkę, mając cichą nadzieję, że nie kryje się tam więcej krwiożerczych ksiąg, i zamachnął się krótko, ale treściwie, celując w dwie najbliższe bahanki, które ustawiły się pod idealnym kątem do tego, by potraktować je forhendem albo co najmniej prostym sierpowym. Niestety do tego drugiego Colin nie miał obecnie kwalifikacji i obiecał sobie szybko w myślach, że będzie musiał jak najszybciej zapisać się na jakiś kurs walki ze złośliwymi bahankami.
- To specjalnie wydanie książek niewydymek, doskonale nadających się dla młodych panien, by chronić ich cnotę - próbował jeszcze zażartować, ale bolesny jęk dziewczyny skutecznie stłumił jego zapały. Po raz pierwszy od bardzo dawna albo właściwie po raz pierwszy w życiu był wściekły na książkę, nie tylko dlatego, że takim durnym sposobem przerwała mu uwodzenie panny Carter, ale głównie dlatego, że dziabnęła ją w łopatkę, boleśnie ją przy tym raniąc.
Sięgnął po leżącą na kanapie poduszkę, mając cichą nadzieję, że nie kryje się tam więcej krwiożerczych ksiąg, i zamachnął się krótko, ale treściwie, celując w dwie najbliższe bahanki, które ustawiły się pod idealnym kątem do tego, by potraktować je forhendem albo co najmniej prostym sierpowym. Niestety do tego drugiego Colin nie miał obecnie kwalifikacji i obiecał sobie szybko w myślach, że będzie musiał jak najszybciej zapisać się na jakiś kurs walki ze złośliwymi bahankami.
The member 'Colin Fawley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 26
'k100' : 26
Nevarel doświadczona w obcowaniu z różnymi ciekawymi istotami nie straciła głowy na widok bachanek. Ciężko jednak rzucać zaklęcia i jednocześnie deptać kłapiącą okładkami książką. Na szczęście obcas wbił się dokładnie w jedno z oczu. Księga rzuciła się zraniona i odbiegła od kobiety. Niestety ta straciła równowagę i jej zaklęcie zamiast w któreś z latających stworzonek, poleciało w sufit. Ku radości właściciela nie wyrządziło mu znacznej krzywdy. Remont pomieszczenia nie wydawał się na razie konieczny.
Tymczasem Colin sięgnął po swoje ulubione narzędzie, które już raz uratowało jego skórę. Udało mu się trafić. Dwie bachanki poleciały na podłogę. Szybko jednak wstały i otrząsnęły się po uderzeniu. Mimo wszystko, poduszki nie słynęły ze swych śmiercionośnych właściwości.
W stronę Nevarel w dalszym ciągu leciało sześć bachanek, które znajdowały się niebezpiecznie blisko. Colin pozostał z czterema zmierzającymi do niego wściekłymi stworzonkami, których utrata dwóch kompanów niespecjalnie zmartwiła. Z resztą, trafione poduszką istoty już podnosiły się z ziemi. Jedna wyglądała na nieco oszołomioną, trochę jakby była pijana? Potworna Księga Potworów zaś ukryła się pod biurkiem najwyraźniej dochodząc do siebie po jakże celnym ataku. Nie wykluczył on jej jednak z potyczki całkowicie. Pan Fawley i panna Carter powinni zdawać sobie z tego sprawę.
Tymczasem Colin sięgnął po swoje ulubione narzędzie, które już raz uratowało jego skórę. Udało mu się trafić. Dwie bachanki poleciały na podłogę. Szybko jednak wstały i otrząsnęły się po uderzeniu. Mimo wszystko, poduszki nie słynęły ze swych śmiercionośnych właściwości.
W stronę Nevarel w dalszym ciągu leciało sześć bachanek, które znajdowały się niebezpiecznie blisko. Colin pozostał z czterema zmierzającymi do niego wściekłymi stworzonkami, których utrata dwóch kompanów niespecjalnie zmartwiła. Z resztą, trafione poduszką istoty już podnosiły się z ziemi. Jedna wyglądała na nieco oszołomioną, trochę jakby była pijana? Potworna Księga Potworów zaś ukryła się pod biurkiem najwyraźniej dochodząc do siebie po jakże celnym ataku. Nie wykluczył on jej jednak z potyczki całkowicie. Pan Fawley i panna Carter powinni zdawać sobie z tego sprawę.
Pisnęła cienko, kiedy noga jej się powinęła i zamiast trafić różdżką tam, gdzie powinno, czyli w stado bahanek, to trafiła w sufit. Jak wielkiego trzeba mieć pecha i wadę wzroku, żeby to zrobić? Ale ku jej wielkiemu pocieszeniu - obcasem trafiła księgę.
- Tak pan mówi? Powinien je pan umieścić związane na regale księgarskim, a nie we własnej szafie! Jeszcze te niewydymki pogryzą panu ubrania! - zawołała.
Zeskoczyła z kanapy, żeby tym razem chociaż postarać się trafić tam, gdzie powinna. To dało jej niewielki Obejrzała się szybko na Colina. Musiał sobie na razie radzić, bo ona zamierzała najpierw zaopiekować się własnymi pięknymi czterema literami. Możecie sobie mówić, że nie miała w sobie za grosz empatii, ale to nie prawda! Ona po prostu chciała ochronić swoje włosy przed byciem wyciąganymi brutalną siłą z głowy.
A jeśli chciała to zrobić, to musiała się znowu skupić. Wredne elfiki musiały zostać natychmiast unieszkodliwione. Wiedza ze stażu w Ministerstwie Magii nie powinna pójść ot tak w las.
- Impedimenta! - krzyknęła powtórnie, jakoś bardziej przekonywająco, i powtórzyła całą procedurę, tym razem skupiając całą swoją uwagę na tych wrednych stworzeniach.
Jeśli jej się nie uda, pójdzie do Ollivandera po nową różdżkę, ot co.
- Tak pan mówi? Powinien je pan umieścić związane na regale księgarskim, a nie we własnej szafie! Jeszcze te niewydymki pogryzą panu ubrania! - zawołała.
Zeskoczyła z kanapy, żeby tym razem chociaż postarać się trafić tam, gdzie powinna. To dało jej niewielki Obejrzała się szybko na Colina. Musiał sobie na razie radzić, bo ona zamierzała najpierw zaopiekować się własnymi pięknymi czterema literami. Możecie sobie mówić, że nie miała w sobie za grosz empatii, ale to nie prawda! Ona po prostu chciała ochronić swoje włosy przed byciem wyciąganymi brutalną siłą z głowy.
A jeśli chciała to zrobić, to musiała się znowu skupić. Wredne elfiki musiały zostać natychmiast unieszkodliwione. Wiedza ze stażu w Ministerstwie Magii nie powinna pójść ot tak w las.
- Impedimenta! - krzyknęła powtórnie, jakoś bardziej przekonywająco, i powtórzyła całą procedurę, tym razem skupiając całą swoją uwagę na tych wrednych stworzeniach.
Jeśli jej się nie uda, pójdzie do Ollivandera po nową różdżkę, ot co.
Ostatnio zmieniony przez Nevarel Carter dnia 26.08.15 10:48, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : literówa!)
Gość
Gość
The member 'Nevarel Carter' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 65
'k100' : 65
Wnętrze księgarni
Szybka odpowiedź