Dynia na parę
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★
[bylobrzydkobedzieladnie]
Dynia na parę
Do budynku prowadzi spokojna wiejska dróżka zaczarowana magią, która odstrasza mugoli. Trudno pomylić go z jakimkolwiek innym, już na zewnątrz da się zauważyć olbrzymie zapasy wielkich pękatych dyni.
Wewnątrz restauracji można dostać właściwie wszystko, co można zrobić z dynią: od ponczu, poprzez ciasto i smakołyki, na zupach i wykwintnych daniach skończywszy. Dania z dyni cieszą się niesłabnącą popularnością wśród czarodziejów, a co ważne - oprócz restauracji w Świecie Dyni znajduje się również sklep, w którym można zakupić dla siebie nie tylko słodycze oraz konfitury, ale nawet ozdoby wykonane z tego wyjątkowego dla czarodziejów owocu.
Szczególnie tłoczno jest tutaj w okolicach Nocy Duchów, ale dyniowe smakołyki smakują równie dobrze przez cały rok.
Wnętrze utrzymane jest w schludnej estetyce przydrożnej gospody, a choć ceny nie należą do najniższych, ruch nie słabnie już od niemal stu lat istnienia tego miejsca.
Miejsce to nawiedziły anomalie, które niedawno przetoczyły się przez cały kraj. Przed Nocą Duchów 1956 r., po ustabilizowaniu tego miejsca, nadano mu nowe życie i nową nazwę. "Dynia na parę" została wybrana przez zwycięzców konkursu na dyniowy lampion, Josepha Wrighta i Florence Fortescue. Od tamtej pory też rolę kelnera pełni Chłopiec, Który Był Kiedyś Strachem Na Wróble imieniem Heath - został ożywiony przez dziecięcą magię anomalii.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.Wewnątrz restauracji można dostać właściwie wszystko, co można zrobić z dynią: od ponczu, poprzez ciasto i smakołyki, na zupach i wykwintnych daniach skończywszy. Dania z dyni cieszą się niesłabnącą popularnością wśród czarodziejów, a co ważne - oprócz restauracji w Świecie Dyni znajduje się również sklep, w którym można zakupić dla siebie nie tylko słodycze oraz konfitury, ale nawet ozdoby wykonane z tego wyjątkowego dla czarodziejów owocu.
Szczególnie tłoczno jest tutaj w okolicach Nocy Duchów, ale dyniowe smakołyki smakują równie dobrze przez cały rok.
Wnętrze utrzymane jest w schludnej estetyce przydrożnej gospody, a choć ceny nie należą do najniższych, ruch nie słabnie już od niemal stu lat istnienia tego miejsca.
Miejsce to nawiedziły anomalie, które niedawno przetoczyły się przez cały kraj. Przed Nocą Duchów 1956 r., po ustabilizowaniu tego miejsca, nadano mu nowe życie i nową nazwę. "Dynia na parę" została wybrana przez zwycięzców konkursu na dyniowy lampion, Josepha Wrighta i Florence Fortescue. Od tamtej pory też rolę kelnera pełni Chłopiec, Który Był Kiedyś Strachem Na Wróble imieniem Heath - został ożywiony przez dziecięcą magię anomalii.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:52, w całości zmieniany 3 razy
Czas było zabrać się do pracy - trochę zasmucił go grobowy wyraz twarzy Anthony'ego, ale nie zamierzał już pozostawić mu na plecach siniaków: należało zadbać o dynie, mając nadzieję, że doskonałe zdolności rzeźbiarskie poskutkują poprawieniem humoru towarzysza. Posępnego tak, jak Benjamin przed zaledwie kilkunastoma tygodniami; przeszedł naprawdę wiele a jego twarz nosiła paskudne szramy, lecz dzięki temu nauczył się żyć chwilą jeszcze mocniej niż przedtem. Doceniać wygodny stolik, wesoły gwar rozmów dookoła, bliskość brata oraz przyjaciół a nawet - chmurnego aurora, tkwiącego w swym pełnym wyrzutów sumienia i bezradności bagienku. A przynajmniej tak oceniał go Wright, łapiąc za dłutko, by wydobyć z dyni, to, co najlepsze. - Wiem co czujesz, brachu. To minie - dodał szeptem, pocieszająco, zwracając się do Skamandera, choć równie dobrze mógł kierować swe przyjacielskie słowa do dyni, oranej właśnie ostrzem - tak, jak jego własna twarz, oszpecana brutalnym promieniem czarnomagicznej klątwy, rzuconej przez Rosiera. Jaimie westchnął ciężko i skupił się na rzeźbieniu, chcąc osiągnąć efekt najbardziej pasujący do mordki Kudłacza, który zniknął gdzieś pomiędzy biorącymi udział w dyniowej konkurencji czarodziejami. - Tak, idealnie! Buntownik zazwyczaj bez powodu, zwłaszcza, gdy nie ma wielkiej kopy jedzenia w misce - potwierdził przypuszczenia Anthony'ego, przyglądając się pewnym ruchom mężczyzny, wycinającego odpowiednie otworki na oczy. - Pięknie. To teraz...nosek. Olbrzym Kanibal, pasuje, prawda? W sensie, olbrzym, Kudłacz wyrośnie na sporawą bestyjkę, widać to po nogach i karczychu - poinformował, żałując, że psisko zniknęło w kotłowaninie rąk i czarodziejskich szat: chciałby wzorować się na jego pyszczku, ale zamiast tego skupił się na odtwarzaniu wzoru nosa z Olbrzyma Kanibala, by jak najlepiej wyciąć elementy wybranej mordki na dość wilgotnym i wdzięcznym materiale rzeźbiarskim. Zazwyczaj posługiwał się drewnem, wycinając drobne zabaweczki, głównie smoki, ale tworzenie czegoś podobnego w warzywie nie mogó być przecież aż tak trudne. Starał się więc dać z siebie wszystko, odtwarzając rozłożony na blacie stolika wzór z niespotykaną u Wrighta pieczołowitością.
| rzeźbiarstwo I, zręczne ręce I, dynia +10, rzeźbę nos Olbrzyma Kanibala
| rzeźbiarstwo I, zręczne ręce I, dynia +10, rzeźbę nos Olbrzyma Kanibala
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 98
'k100' : 98
Sądził, że wyszło mu nawet niezgorzej, nos nie prezentował się aż tak tragicznie, miał otworki i właściwie wyglądał jak część paszczy. Zmrużył oczy niczym znawca dyniowej architektury i odchylił się do tyłu, oceniając proporcje całej niewielkiej, warzywnej budowli, mającej wzbudzić halloweenowy podziw. - Prezentuje się całkiem klawo, co nie? Jak taka nawiedzona wersja Kudłacza - spytał Anthony'ego, odwracając się do czarodzieja przez ramię, by posłać mu wesoły uśmiech. Naprawdę nie żałował, że pomylił się - a raczej jego sowa się pomyliła - i sprowadziła mu na towarzystwo poważniejszą i smutniejszą wersję imiennika. - A ty masz jakieś zwierzaki? Wytresowane psy myśliwskie, wyczuwające smród szumowin na dwie mile? - zagadnął, ponownie chwytając dłutko, by wyrzeźbić zębiska Kudłacza. Te wymagały od niego jeszcze większego skupienia, pochylił się więc ponownie nad maleńką dynią i zaczął w niej tworzyć nieregularne otworki, ostre, kanciaste, długie, jak kły nieco wyrośniętej i żywcem wyjętej z magicznego horroru podobizny Kudłacza. Brakowało uszu, ale te były niemożliwe do doklejenia: pozostało więc wyłącznie dbanie o to, by otwór gębowy wykwitł na wdzięcznym materiale dyni. Duża dłoń Benjamina troskliwie przytrzymywała warzywo, jakby miał do czynienia z prawdziwą główką szczenięcia lub niemowlęcia, druga zaś pracowała z precyzją godną mistrza ogrodnictwa. Wydawał się zapominać o całym świecie, specjalizował się przecież w rzeźbieniu smokopodobnych stworzeń, a Kudłacz...cóż, mógł nadać mu trochę gadziej prezencji, by lepiej działało mu się artystycznie. Jeszcze trochę z prawej strony, pogłębienie z lewej, wycięcie problematycznego kawałka miąższu u samego dołu...a potem delikatne, jak najłagodniejsze wydobycie dyniowej papki spod zwieszających się zębów, tak, by nie uszkodzić misternej konstrukcji. Im drobniejsze prace wykonywał, tym więcej skupienia wymagały, dlatego też zamilkł, łaskawie nie obrzucając Skamandera kolejnymi żarcikami bądź dociekliwymi pytaniami, dotyczącymi jego życia prywatnego, wychowania psów, kotów albo karaluchów - cokolwiek kawaler mógł hodować w swoim aurorskim, niewielkim mieszkanku. Benjamin kontrolnie zerknął tylko w dół, sprawdzając, czy Kudłacz nie powrócił, ale niestety ciągle znajdywał się poza zasięgiem wzroku.
| rzeźbiarstwo I, zręczne ręce I, dynia +10, rzeźbę usta Olbrzyma Kanibala
| rzeźbiarstwo I, zręczne ręce I, dynia +10, rzeźbę usta Olbrzyma Kanibala
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 33
'k100' : 33
Być może faktycznie łatwiej by mu było gdyby nauczył się lżejszego podejścia do życia. To nie było jednak proste. Nie, kiedy tkwił w swoim sztywnym świecie od tak wielu lat nie starając się nic w nim zmienić. Teraz zaś siedział przy stoliku będąc światkiem tego, jak gwardzista solidaryzuje się z traktowaną nożykiem dynią nie myśląc nawet o tym, że słowa te są kierowane do niego. Nie było go tu, kiedy Benjamin był najgorszą wersja samego siebie. Nie mógł przypuszczać, że ten faktycznie może wiedzieć jak się czuje. Rozmyślania te jednak oddalił skupiając się na pracy. Nożyk którym się posługiwał nie odmawiał posłuszeństwa poruszając zgodnie z jego wolą w wybieranym przez niego kierunku. Z lekkością zatapiał się w miękkim miąższu małej dyni na żądaną głębokość. Wydłubywanie kolejnych kawałków dyni zaczęło z czasem przynosić jakiś rodzaj satysfakcji, kiedy to w pomarańczowej bryle zaczęły pojawiać się coraz wyraźniejsze żłobienia wyglądające początkowo jak dwie dziury, a po chwili, jak faktyczne oczy. Ze skupieniem oddał się zwróceniu uwagi na to by krawędzie były odpowiednio gładkie. Gdy nabrał pewności w ręce zdecydował się dopiero na wycięcie brwi. Łukowatych, niepokojąco pogodnych - pasujących zarówno do psa, jak i jego właściciela. Przyglądał się potem pracy Benjamina od razu dostrzegając różnicę w ruchach kogoś, kto miał doświadczenie w pracy w materiale i z narzędziami. Z lekką zazdrością spoglądał na lekkość z jaką przychodziło mu realizować upatrzony wzór. Efekt końcowy wywołał u aurora nieprzyjemny dreszcz wzmagając w nim niepokój i zmuszając do upominania się, że to tylko dynia. Dynia imitująca psa. Nawiedzonego psa, lecz jednak psa.
- Tak... tak, zdecydowanie nawiedzona wersja - przyznał z lekkim niepokojem łapiąc się zaraz podsuniętego przez Wrighta pytania - Nie. Takie zwierzęta potrzebują odpowiedniej ilości uwagi, a ja nie byłbym wstanie im jej poświęcić by odpowiednio je ułożyć. Mam jedynie sowę, która zżera każdą moją wolną chwilę. jest bardzo trudna. Nie wiem czego to kwestia - czy jakiegoś mojego zaniedbania, czy jednak jej charakteru. Coraz częściej myślę o zaciągnięciu rady jakiegoś behawiorysty - to nie było zwierze żyjące pięć lat, a jakoś zaczynała mu się kończyć wyobraźnia jak myślał o tym, że ich relacja będzie tak wyglądała przez trzydzieści czy czterdzieści lat. W tym samym czasie obserwując końcowy efekt prac nad dynią. Nieco pobladł bo takie robiła wrażenie. Starał się jednak zachować twarz.
- Jak chcesz go poszukać to się nie krępuj. I tak poszło nam szybciej wiec... - nie musiał się martwić tym, że coś stracą. Sam Anthony chcąc się czymś zająć z laku laku zaczął wciskać w dynię wyskubane pestki w coś co wyglądało jak rogi, a miało być parą postawionych na sztorc uszu. Cóż, nie miał zmysłu artystycznego, a jednak skoro postanowił sobie że dynia będzie jakąś wersją zwierzęcia to chciał oddać to w sposób jak najwierniejszy oryginałowi.
|dekoruję pesteczkami
- Tak... tak, zdecydowanie nawiedzona wersja - przyznał z lekkim niepokojem łapiąc się zaraz podsuniętego przez Wrighta pytania - Nie. Takie zwierzęta potrzebują odpowiedniej ilości uwagi, a ja nie byłbym wstanie im jej poświęcić by odpowiednio je ułożyć. Mam jedynie sowę, która zżera każdą moją wolną chwilę. jest bardzo trudna. Nie wiem czego to kwestia - czy jakiegoś mojego zaniedbania, czy jednak jej charakteru. Coraz częściej myślę o zaciągnięciu rady jakiegoś behawiorysty - to nie było zwierze żyjące pięć lat, a jakoś zaczynała mu się kończyć wyobraźnia jak myślał o tym, że ich relacja będzie tak wyglądała przez trzydzieści czy czterdzieści lat. W tym samym czasie obserwując końcowy efekt prac nad dynią. Nieco pobladł bo takie robiła wrażenie. Starał się jednak zachować twarz.
- Jak chcesz go poszukać to się nie krępuj. I tak poszło nam szybciej wiec... - nie musiał się martwić tym, że coś stracą. Sam Anthony chcąc się czymś zająć z laku laku zaczął wciskać w dynię wyskubane pestki w coś co wyglądało jak rogi, a miało być parą postawionych na sztorc uszu. Cóż, nie miał zmysłu artystycznego, a jednak skoro postanowił sobie że dynia będzie jakąś wersją zwierzęcia to chciał oddać to w sposób jak najwierniejszy oryginałowi.
|dekoruję pesteczkami
Find your wings
Niemożliwe. Wpatruję się w Just spojrzeniem nic nierozumiejącym, bo rzeczywiście nie rozumiem. Wszyscy kochają moje oczka, nie ma od tej reguły żadnych wyjątków. Dlatego marszczę pogniewany czoło, a potem nos, bo wyjątkowo nie w smak mi tak okrutne słowa. Zraniła mnie, zraniła mnie na wskroś. Moje serce krwawi i niebawem zaleje cały stół. A, nie, to chyba tylko odrobina miąższu ze zgniłka. - Kłamiesz - stwierdzam wreszcie, bo naprawdę, Tonks paskudnie kłamie i nigdy jej tego nie wybaczę. Znaczy, za parę minut zapomnę już o czym w ogóle rozmawialiśmy, ale na razie udaję oburzenie. Nikt nie przeżyje bez moich oczek, ty też nie. - Nie puszczam ich dla siebie, a dla ciebie. Ja wiem jaki jestem cudowny, nie muszę siebie o tym przekonywać. Ty wciąż mnie nie doceniasz, całkowicie nie rozumiem dlaczego. Może boisz się konfrontacji z odrzuceniem, ale nie martw się Tonks, nigdy cię nie odepchnę - odpowiadam trochę w formie tyrady, chociaż może nie powinienem. Zgrywam się, to oczywiste, ale towarzysząca mi czarownica może mieć na ten temat inne zdanie, w końcu zachowuję pokerową twarz bez względu na to jak wielkie brednie wychodzą z moich ust. - Powiedz słowo, to wtedy tak zrobię - dodaję, tym razem śmiertelnie poważnie. Mogę zniknąć z twojego życia Just, ale na kursie będzie bardziej niż niezręcznie. I bezocznie. Przemyśl to, w końcu takie ciacho trafia się raz na tysiąc lat. Albo i rzadziej, po co ryzykować.
Och, robimy to całe życie.
- Czasem się zapominam i wierzę w twoją użyteczność - mówię niby z westchnieniem, ciężko, wręcz depresyjnie, ale wredny uśmiech wciąż zdobi me męskie lico, więc słowa mają niemalże żartobliwy wydźwięk. Tak naprawdę to serio żartuję. - Ale już nie będę - ciągnę ten mało śmieszny temat, mocno koncentrując się na wyborze wzoru, a potem rzeźbieniu oczu. Przerywam na chwilę słysząc wypowiedź blondynki, dlatego przez krótki moment zalega między nami cisza konsternacji. - Wierzę - zapewniam wciąż skonfundowany. Naprawdę wierzę, że ci kujoni zdawali wszystko zawsze. Wystarczy spojrzeć na takiego Antka, który chyba ładował sobie książki nawet w tyłek, dlatego jest tak sztywny. Zwolnił swoją blokadę tylko na czas Stonehenge i jak widać jest to przykładem na to, że nadmierne ciśnienie wyzwala agresję. Dobra, to było wredne Randy, nawet jak na ciebie. Jesteś przecież miłym człowiekiem. - No, jakoś ujdą te oczy. Usta ma zdecydowanie ładniejsze, widać, że zrobiła je kobieca dłoń - rzucam komplementem i uśmiecham się całkiem miło. Jak nie ja. - Spróbuję dorobić mu nos. O, ten jest niezły - komentuję, po czym wskazuję na organ Walecznego Gryfona. Nie z sympatii, po prostu ma najmniejszy nochal, można go więc łatwo zrobić i zmieści się pomiędzy oczami, a ustami. Czy raczej zębiskami. Piękny kotek, szkoda, że nie miauczy, dopełniałby grozy tej dyni.
Nadal nie mam ani rzeźby, ani zręcznych rąk, mam dłuto i nie zawaham się go użyć, próbuję stworzyć nos na mordce Zadowolonego Kotka Starszej Pani, ale nos biorę od Walecznego Gryfona
Och, robimy to całe życie.
- Czasem się zapominam i wierzę w twoją użyteczność - mówię niby z westchnieniem, ciężko, wręcz depresyjnie, ale wredny uśmiech wciąż zdobi me męskie lico, więc słowa mają niemalże żartobliwy wydźwięk. Tak naprawdę to serio żartuję. - Ale już nie będę - ciągnę ten mało śmieszny temat, mocno koncentrując się na wyborze wzoru, a potem rzeźbieniu oczu. Przerywam na chwilę słysząc wypowiedź blondynki, dlatego przez krótki moment zalega między nami cisza konsternacji. - Wierzę - zapewniam wciąż skonfundowany. Naprawdę wierzę, że ci kujoni zdawali wszystko zawsze. Wystarczy spojrzeć na takiego Antka, który chyba ładował sobie książki nawet w tyłek, dlatego jest tak sztywny. Zwolnił swoją blokadę tylko na czas Stonehenge i jak widać jest to przykładem na to, że nadmierne ciśnienie wyzwala agresję. Dobra, to było wredne Randy, nawet jak na ciebie. Jesteś przecież miłym człowiekiem. - No, jakoś ujdą te oczy. Usta ma zdecydowanie ładniejsze, widać, że zrobiła je kobieca dłoń - rzucam komplementem i uśmiecham się całkiem miło. Jak nie ja. - Spróbuję dorobić mu nos. O, ten jest niezły - komentuję, po czym wskazuję na organ Walecznego Gryfona. Nie z sympatii, po prostu ma najmniejszy nochal, można go więc łatwo zrobić i zmieści się pomiędzy oczami, a ustami. Czy raczej zębiskami. Piękny kotek, szkoda, że nie miauczy, dopełniałby grozy tej dyni.
Nadal nie mam ani rzeźby, ani zręcznych rąk, mam dłuto i nie zawaham się go użyć, próbuję stworzyć nos na mordce Zadowolonego Kotka Starszej Pani, ale nos biorę od Walecznego Gryfona
I don't know
how to deal with serious emotions
without turning them
into a fucking joke
how to deal with serious emotions
without turning them
into a fucking joke
Randall Lupin
Zawód : były policjant, kurs aurorski zawieszony
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Don't get attached.
Don't get attached.
Don't get attached.
Don't get attached.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
The member 'Randall Lupin' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 89
'k100' : 89
- Głaskać co? - uniosłem wyżej brwi nie do końca wiedząc, czy się nie przesłyszałem. Nie powiem trochę mnie to zaniepokoiło bo w sumie byliśmy otoczeni dyniami oraz ludźmi. nagła chęć głaskania jednego lub drugiego od tak z pupy była dziwna. Chyba, że coś mi się przesłyszało - Co ty gadasz Lil - podpytałem stawiając dorodny owoc czy tam warzywo swojej pracy na stolik by zaraz patrzeć jak moja kobieta zacznie robić z niego miazgę. Naturalnie tego jeszcze nie przewidywałem kiedy to widziałem z jaką skrupulatnością szkicuje w miąższu. Zaraz jednak pierwsze obłupane cząstki które odpadły od dyni pociągnęły za sobą rzadki miąższ. Uniosłem jedną brew wyżej.
- Zemsta barona wygląda obiecująco ale nie wiem czy coś z tego będzie, jeżeli nasza dynia się jeszcze trochę odwodni - zauważyłem wesoło patrząc jak znęca się nad tymi oczyma i jak jej ubranie wesoło nasiąka niewinną krwią. Było to całkiem zabawne.
- Daj, ja ogarnę - zapowiedziałem sięgając po swój prawie-niezawodny nóż którym bezceremonialnie wykrajałem oczy Niezdanego Egzaminu Krukona bo właściwie tylko tyle dało się zrobić z tego co naciupała w dyni Lil.
|rzeźba: -50; zręczne ręce: II (+10); dynia: -10 -> próbuję prosty wzór: oczy Niezdanego Egzaminu Krukona
- Zemsta barona wygląda obiecująco ale nie wiem czy coś z tego będzie, jeżeli nasza dynia się jeszcze trochę odwodni - zauważyłem wesoło patrząc jak znęca się nad tymi oczyma i jak jej ubranie wesoło nasiąka niewinną krwią. Było to całkiem zabawne.
- Daj, ja ogarnę - zapowiedziałem sięgając po swój prawie-niezawodny nóż którym bezceremonialnie wykrajałem oczy Niezdanego Egzaminu Krukona bo właściwie tylko tyle dało się zrobić z tego co naciupała w dyni Lil.
|rzeźba: -50; zręczne ręce: II (+10); dynia: -10 -> próbuję prosty wzór: oczy Niezdanego Egzaminu Krukona
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
The member 'Matthew Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 19
'k100' : 19
Zamaszyste ruchy nożem zamiast zgodnie z założeniem jakoś wyciąć pomyłkę popełniona przez Lil stały się niefortunnie jej częścią. To był chyba zły pomysł. Trzeba było po prostu wyżłobić dwa wielkie kola jak u tej pomyłki-zmyłki ale chuj, już pokrojone, co zrobić. Wszystko było rozorane, a stopień niepełnosprawności dyni wzrósł o kilka poziomów.
- Kij, może być ślepa - uznałem wycierając resztki dyniowego soku o koszulę bo już jakoś w dłoni moje narzędzie pracy zaczynało się niebezpiecznie ślizgać. Pochyliłem się zaraz nad dynią planując dorobić jej chociaż jakieś uzębienie. Ten uśmiech ponuraka wydawał się być tym, co jakoś leży w moim zasięgu bo to wystarczyło chyba tylko wciskać w dynię nóż tak kilkadziesiąt razy i wiola. Przynajmniej tak to wyglądało w teorii, a w praktyce...? To dopiero miało się okazać. Będąc w skupieniu wystawiłem język podpierając go górną wargę i powoli realizując swoją wizję na dyni.
|rzeźba: -50; zręczne ręce: II (+10); dynia: -10 -> próbuję średni wzór: uśmiech Ponuraka
- Kij, może być ślepa - uznałem wycierając resztki dyniowego soku o koszulę bo już jakoś w dłoni moje narzędzie pracy zaczynało się niebezpiecznie ślizgać. Pochyliłem się zaraz nad dynią planując dorobić jej chociaż jakieś uzębienie. Ten uśmiech ponuraka wydawał się być tym, co jakoś leży w moim zasięgu bo to wystarczyło chyba tylko wciskać w dynię nóż tak kilkadziesiąt razy i wiola. Przynajmniej tak to wyglądało w teorii, a w praktyce...? To dopiero miało się okazać. Będąc w skupieniu wystawiłem język podpierając go górną wargę i powoli realizując swoją wizję na dyni.
|rzeźba: -50; zręczne ręce: II (+10); dynia: -10 -> próbuję średni wzór: uśmiech Ponuraka
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
The member 'Matthew Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 3
'k100' : 3
Dynia wyszła lepiej, niż mozna było się spodziewać! Naprawdę była dumna z Shelki w tej chwili. Gdy ta zajmowała się wykańczaniem misternie ich dyni, rozejrzała się po innych stolikach, gdzie tworzono dynie i mówiąc szczerze niektóre wzory były naprawdę imponujące. Westchnęła cicho, gdy widziała te twórcze uniesienia i patrzyła na ich dyńkę z pewną dozą dystansu.
- Piękna jest, ale trochę jej brakuje! - powiedziała Marcy. Chciała się w pełni skupić na zadaniu. - W ogóle, Shelly, robisz coś w Noc Duchów? - spytała w końcu. Chciała nadrobić ten czas, kiedy nie miały okazji wybrać się i poświęcić wybrane drzewko. Oczywiście w okolicy jej domu, bo ostatnio wybierały się do Shelki!
Brakowało jej spokojnych dni, starych czasów. Trochę beztroski, trochę spokoju. Tutaj bawiła się na razie świetnie i w sumie można to podpiąć pod odpoczynek od tego wszystkiego. Nawet jesli nie wszystko szło idealnie po ich myśli, dyńka na pewno przyciagnie uwagę choćby swoją wielkością!
W oczekiwaniu na odpowiedź złapała za pestki dyni i powoli, misternie zaczęła umieszczać je w pewnych strategicznych miejscach dyni. Musiała w końcu być śliczna, tak, by mogła pokazać Connie!
| ozdabiam dynię pestkami
- Piękna jest, ale trochę jej brakuje! - powiedziała Marcy. Chciała się w pełni skupić na zadaniu. - W ogóle, Shelly, robisz coś w Noc Duchów? - spytała w końcu. Chciała nadrobić ten czas, kiedy nie miały okazji wybrać się i poświęcić wybrane drzewko. Oczywiście w okolicy jej domu, bo ostatnio wybierały się do Shelki!
Brakowało jej spokojnych dni, starych czasów. Trochę beztroski, trochę spokoju. Tutaj bawiła się na razie świetnie i w sumie można to podpiąć pod odpoczynek od tego wszystkiego. Nawet jesli nie wszystko szło idealnie po ich myśli, dyńka na pewno przyciagnie uwagę choćby swoją wielkością!
W oczekiwaniu na odpowiedź złapała za pestki dyni i powoli, misternie zaczęła umieszczać je w pewnych strategicznych miejscach dyni. Musiała w końcu być śliczna, tak, by mogła pokazać Connie!
| ozdabiam dynię pestkami
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
The member 'Marcella Figg' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 68
'k100' : 68
Chyba używałem za dużej siły, lub coś. W dynię wchodziłem co prawda jak w masło ale potem to jak przychodziło coś obracać nożem by wyciąć coś więcej niż szparę wszystko się jakoś srało. Sok, miąższ i polewa z pestek były wszędzie. Powoli łapała mnie frustracja bo nie należałem do typów którzy z pokora przyjmowali niepowodzenie do wiadomości - Ja pierdzielę... - mruknąłem jak na razie bardziej marudnie nie przestając bawić się w psychopatycznego dentystę Dyńka, który w wyrazie wdzięczności wypluł z siebie kolejna porcję miąższowych wymiocin z czegoś co można było ledwo nazwać otworem na usta.
- To teraz już tylko nos - zapowiedziałem tak jakby usta właśnie zostały wystrugane tak jak miały, zgodnie z planem i w ogóle. Tak miało być i w ogóle ogr to trzepał, koniec tematu. Zmrużyłem powieki i dźgnąłem dynię, a właściwie resztkę tego co z niej zostało w sam środek wykrawając nos dyniozmyłki pomyłki.
|rzeźba: -50; zręczne ręce: II (+10); dynia: -10 -> próbuję średni wzór: nos dyniozmyłki pomyłki, plz udaj się |:
- To teraz już tylko nos - zapowiedziałem tak jakby usta właśnie zostały wystrugane tak jak miały, zgodnie z planem i w ogóle. Tak miało być i w ogóle ogr to trzepał, koniec tematu. Zmrużyłem powieki i dźgnąłem dynię, a właściwie resztkę tego co z niej zostało w sam środek wykrawając nos dyniozmyłki pomyłki.
|rzeźba: -50; zręczne ręce: II (+10); dynia: -10 -> próbuję średni wzór: nos dyniozmyłki pomyłki, plz udaj się |:
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
The member 'Matthew Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 79
'k100' : 79
Dynia na parę
Szybka odpowiedź