Posąg kochanki
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Posąg kochanki
Posąg znajdujący się w samym środku niewielkiego lasu jest tak stary, że nikt nie pamięta już, kogo właściwie przedstawia - za pewnik uznaje się jednak fakt, że upamiętnia pogrążoną w żalu kochankę tęskniącą za swoim lubym. Jak łatwo zgadnąć, miejsce to stało się celem pielgrzymek licznych zakochanych bez pamięci par. Przed laty powstał nawet przesąd: jeżeli ukochani złożą przed posągiem jabłko z jednej strony ugryzione przez kobietę, a z drugiej przez mężczyznę, połączy ich wieczna miłość nierozrywalna nawet przez Śmierć. Ten zwyczaj okazał się sprzyjać osiedlaniu się elfów, które dzięki niemu uzyskały stałe źródło pożywienia. Elfy opanowały całe środowisko, a będąc konkurencją dla lokalnych zwierząt, przyczyniły się do ich migracji bądź nawet wyginięcia. Stąd nieopodal Posągu kochanki nie słychać śpiewu żadnych ptaków; choć przez niektórych cisza jest uważana za przejaw magii i świętości tego miejsca, tak naprawdę ukazuje wyłącznie triumf elfów w walce o terytorium.
| 13 kwietnia 1957 r.
Trzynaście minut po godzinie dwunastej po południu, słońce górowało idealnie nad ziemią. Angelica przemierzała ogrzane promieniami ulice. Galeria sztuki nie była jej miejscem szczególnie bliskim. Zawsze czuła się związana z teatrem i operą, już od najmłodszych lat nie pozostawiając ku temu wątpliwości. Najbardziej lubowała się w śpiewie, co obecnie przełożyło się także na pełniony przez nią zawód. Naturalnie nie oznaczało to, że nie szanowała innych dziedzin sztuki – wszystkie respektowała, różniły się po prostu jej zainteresowaniem.
Pojawiało się więc pytanie, po co tam zmierzała. Dla rozrywki? Dla towarzystwa? Dla odświeżenia wspomnień? We wszystkim wymieniono kryło się ziarno prawdy. Miała spotkać się z dawno niewidzianą znajomą z Beauxbatons – wraz ze skończeniem szkoły ich drogi się rozeszły. Angelique uznała, że miło byłoby porozpamiętywać dawne czasy. Nie była w sentymentalnym wieku, ale jakoś… chyba miała słabość do tego, co minęło i już nigdy nie wróci.
Postanowiła udać się przez boczne uliczki, co by uniknąć tłumów – od dziecka ich nie lubiła. W wyniku zamieszania z rejestracją różdżek sytuacja w centrum się nie zmieniła, więc zdecydowanie starała się je omijać. Poza tym była piękna pogoda, więc czemu by nie przespacerować się wśród cudów natury? O tej porze roku wszystko rozkwitało, dając początek czemuś zupełnie nieznanemu i nowemu.
Pech chciał, żeby już przy wejściu do niewielkiego lasu, napotkała na problem – grupa czarodziejów wykrzykujących antymugolskie hasła zaczaiła się pod pierwszym drzewem, płosząc wszystko dookoła. Popierała tę ideologię, ale czy musieli być tacy głośni? Odmówiła przyjęcia ulotki, uznając, że już lepiej przedmiot przydałby się tutaj jako roślina.
Z każdym krokiem coraz słabiej słyszała protestujących i była za to Merlinowi szczerze wdzięczna. Co prawda nie słyszała w tym obrębie ptaków, których śpiew hołubiła, ale czy to był taki problem? W razie czego zawsze sama mogła zaśpiewać. Liczyło się teraz tylko to, że szła w ciszy i spokoju, nikt jej nie przeszkadzał, nie zawracał głowy… Innymi słowy, i d e a l n i e. Nie miałaby nic przeciwko, gdyby było tak zawsze.
Podążała ścieżką okręcającą posąg, uważając, by nie uszkodzić tutejszej flory. Wszystko zapowiadało się dzisiaj perfekcyjnie, co mogłoby pójść nie tak? Nie wymieniając antymugolskiej ulotki, o której nie wiedziała, że przyczepiła się do jej pleców.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Trzynaście minut po godzinie dwunastej po południu, słońce górowało idealnie nad ziemią. Angelica przemierzała ogrzane promieniami ulice. Galeria sztuki nie była jej miejscem szczególnie bliskim. Zawsze czuła się związana z teatrem i operą, już od najmłodszych lat nie pozostawiając ku temu wątpliwości. Najbardziej lubowała się w śpiewie, co obecnie przełożyło się także na pełniony przez nią zawód. Naturalnie nie oznaczało to, że nie szanowała innych dziedzin sztuki – wszystkie respektowała, różniły się po prostu jej zainteresowaniem.
Pojawiało się więc pytanie, po co tam zmierzała. Dla rozrywki? Dla towarzystwa? Dla odświeżenia wspomnień? We wszystkim wymieniono kryło się ziarno prawdy. Miała spotkać się z dawno niewidzianą znajomą z Beauxbatons – wraz ze skończeniem szkoły ich drogi się rozeszły. Angelique uznała, że miło byłoby porozpamiętywać dawne czasy. Nie była w sentymentalnym wieku, ale jakoś… chyba miała słabość do tego, co minęło i już nigdy nie wróci.
Postanowiła udać się przez boczne uliczki, co by uniknąć tłumów – od dziecka ich nie lubiła. W wyniku zamieszania z rejestracją różdżek sytuacja w centrum się nie zmieniła, więc zdecydowanie starała się je omijać. Poza tym była piękna pogoda, więc czemu by nie przespacerować się wśród cudów natury? O tej porze roku wszystko rozkwitało, dając początek czemuś zupełnie nieznanemu i nowemu.
Pech chciał, żeby już przy wejściu do niewielkiego lasu, napotkała na problem – grupa czarodziejów wykrzykujących antymugolskie hasła zaczaiła się pod pierwszym drzewem, płosząc wszystko dookoła. Popierała tę ideologię, ale czy musieli być tacy głośni? Odmówiła przyjęcia ulotki, uznając, że już lepiej przedmiot przydałby się tutaj jako roślina.
Z każdym krokiem coraz słabiej słyszała protestujących i była za to Merlinowi szczerze wdzięczna. Co prawda nie słyszała w tym obrębie ptaków, których śpiew hołubiła, ale czy to był taki problem? W razie czego zawsze sama mogła zaśpiewać. Liczyło się teraz tylko to, że szła w ciszy i spokoju, nikt jej nie przeszkadzał, nie zawracał głowy… Innymi słowy, i d e a l n i e. Nie miałaby nic przeciwko, gdyby było tak zawsze.
Podążała ścieżką okręcającą posąg, uważając, by nie uszkodzić tutejszej flory. Wszystko zapowiadało się dzisiaj perfekcyjnie, co mogłoby pójść nie tak? Nie wymieniając antymugolskiej ulotki, o której nie wiedziała, że przyczepiła się do jej pleców.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Wiesz, czemu śnieg jest biały? Bo zapomniał już, kim był dawniej.
Angelique Blythe
Zawód : Śpiewaczka operowa
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Kiedy na Ciebie patrzę, czuję to.
Patrzę na Ciebie i jestem w domu.
Patrzę na Ciebie i jestem w domu.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Pierwsze dni kwietnia wydawały mu się istnym szaleństwem. Uparcie unikał czynienia głębszego rozeznania w brytyjskiej polityce, ale jakim cudem mógł przeoczyć wszystkie sygnały ostrzegawcze? Musiało ich być wiele, a przynajmniej tak się łudził bo przecież nikt z dnia na dzień nie podejmuje decyzji o uczynieniu stolicy strefą wolną od mugoli. Przerażały go opustoszałe ulice, przez to jeszcze bardziej rozpaczliwie potrzebował ukoić nerwy pośród niezmąconego piękna. Nogi same poniosły go ku zielonym terenom.
Nie tylko on obrał za cel miejsce z historią przyciągającą przede wszystkim zakochane pracy. Wcale nie czuł się zaskoczony czyjąś obecnością, a już tym bardziej nie widokiem panny Blythe, wszak posiadacze artystycznych dusz mają pełne prawo myśleć podobnie. Ruszyli osobno, ale zawsze mogli powrócić do szarej rzeczywistości razem. Valerian szukał oddechu, czy droga kuzynka również zapragnęła na krótką chwilę uciec od wszystkiego do tego leśnego zakątka? A może skuszona legendami zamierzała czekać na wielbiciela przy posagu kochanki z cichym pragnieniem złożenia przed nim nadgryzionego z dwóch stron jabłka? Śmiało zbliżył się do jasnowłosej, będąc jak zwykle pod wrażeniem bijącej od niej aury. Wili urok był czymś, z czym rzeźbiarz mógłby obcować przez resztę swojego życia – oby długiego.
– Angelique – wypowiedział jej imię aksamitnym głosem, czyniąc to delikatnie, z niewymuszoną elegancją. Na końcu języka rozbrzmiał francuski akcent, lecz nie miał szansy rozwinąć swych skrzydeł przy ledwie jednym słowie. – Cóż to za miłe spotkanie. Pozwól, że przyłączę się do Ciebie, jeśli na nikogo nie czekasz – nawet gdyby czekała, nie zamierzał ot tak odejść, przeciwnie, pod pozorem uprzejmości i kuzynowskiej troski zostałby przy niej aż do chwili przybycia oczekiwanego towarzystwa.
Pogoda ducha jednak go opuściła, kiedy dostrzegł na jej plecach coś, czego stanowczo nie powinno tam być. Przyczepiona to materiału lekkiego płaszcza kartka przyciągnęła jego wzrok. Chwycił za ulotkę i bliżej zapoznał się z jej treścią. W jednej chwili wezbrało w nim oburzenie, którego przed krewniaczką nie zamierzał ukrywać. Zbyt świeża w jego pamięci pozostawała dyskusja z Belviną na temat tego, aby nie wychylać się podczas tej całej wojny bez wyraźnej potrzeby. Czy kolejna czarownica wywodząca się z Blythe'ów rozmyślała o zbyt wielu sprawach? Skąd brała się u innych ta paląca potrzeba angażowania się w całe to zamieszanie?
– Od kiedy angażujesz się w politykę? – spytał z należytą powagą, ściągając brwi w wyrazie jawnej dezaprobaty.
Nie tylko on obrał za cel miejsce z historią przyciągającą przede wszystkim zakochane pracy. Wcale nie czuł się zaskoczony czyjąś obecnością, a już tym bardziej nie widokiem panny Blythe, wszak posiadacze artystycznych dusz mają pełne prawo myśleć podobnie. Ruszyli osobno, ale zawsze mogli powrócić do szarej rzeczywistości razem. Valerian szukał oddechu, czy droga kuzynka również zapragnęła na krótką chwilę uciec od wszystkiego do tego leśnego zakątka? A może skuszona legendami zamierzała czekać na wielbiciela przy posagu kochanki z cichym pragnieniem złożenia przed nim nadgryzionego z dwóch stron jabłka? Śmiało zbliżył się do jasnowłosej, będąc jak zwykle pod wrażeniem bijącej od niej aury. Wili urok był czymś, z czym rzeźbiarz mógłby obcować przez resztę swojego życia – oby długiego.
– Angelique – wypowiedział jej imię aksamitnym głosem, czyniąc to delikatnie, z niewymuszoną elegancją. Na końcu języka rozbrzmiał francuski akcent, lecz nie miał szansy rozwinąć swych skrzydeł przy ledwie jednym słowie. – Cóż to za miłe spotkanie. Pozwól, że przyłączę się do Ciebie, jeśli na nikogo nie czekasz – nawet gdyby czekała, nie zamierzał ot tak odejść, przeciwnie, pod pozorem uprzejmości i kuzynowskiej troski zostałby przy niej aż do chwili przybycia oczekiwanego towarzystwa.
Pogoda ducha jednak go opuściła, kiedy dostrzegł na jej plecach coś, czego stanowczo nie powinno tam być. Przyczepiona to materiału lekkiego płaszcza kartka przyciągnęła jego wzrok. Chwycił za ulotkę i bliżej zapoznał się z jej treścią. W jednej chwili wezbrało w nim oburzenie, którego przed krewniaczką nie zamierzał ukrywać. Zbyt świeża w jego pamięci pozostawała dyskusja z Belviną na temat tego, aby nie wychylać się podczas tej całej wojny bez wyraźnej potrzeby. Czy kolejna czarownica wywodząca się z Blythe'ów rozmyślała o zbyt wielu sprawach? Skąd brała się u innych ta paląca potrzeba angażowania się w całe to zamieszanie?
– Od kiedy angażujesz się w politykę? – spytał z należytą powagą, ściągając brwi w wyrazie jawnej dezaprobaty.
Art, like morality, consists in drawing the line somewhere
Nie spodziewała się go tutaj. Właściwie… Był ostatnią osobą, która przeszłaby jej przez myśl, żeby się tu pojawić. Bardziej widziałaby tu jakąś swoją półwilą kuzynkę czy znajomą śpiewaczkę z opery. Chociaż on rzeczywiście miał również prawo się tu pojawić – miał artystyczną duszę, jak większość jej rodziny.
Otworzyła lekko swoje malinowe usta ze zdziwienia, ale po chwili jej usta ułożyły się w delikatny uśmiech. Nawet jeżeli był to niespodziewany widok, to bardzo miły. Długo minęło od ich ostatniego spotkania… Wyjechała do Francji, próbowała oswoić się z nową sytuacją w niepołączonej z nią krwią familii, a potem wróciła do Londynu, zastając go w ruinie. Nigdy nie przypuszczałaby, że będzie musiała rejestrować różdżkę i udowadniać, że w jej żyłach płynie czysta krew jej własnych przodków. Przyzwyczajanie się do Anglii, zwłaszcza w takim stanie, trochę jej zajęło. Dlatego też nieszczególnie z wszystkimi krewnymi się jeszcze kontaktowała. Nie wiedziała dotąd nawet, czy zostanie.
– Witaj, kuzynie. – Spojrzała na niego ciepło. Może i nie łączyła ich zbyt silna więź, zwłaszcza w świetle ostatnich wydarzeń, ale był jej krewnym. A rodzina zawsze, ale to zawsze była dla niej najważniejsza. – Nie, nie czekam tu na nikogo – zaśmiała się dźwięcznie i zupełnie niewinnie w odpowiedzi. Mówiła prawdę. Do tego potajemne schadzki z adoratorami i to w tak otwartych miejscach… nie leżały w jej naturze. Chciała być uczciwa wobec dziadków. Chyba że akurat chodziło mu o spotkanie z przyjaciółką – w tym wypadku miał poniekąd rację. Angelique nie czekała tu jednak na nią.
Przy bliskich była potulna jak owieczka, dobrze zdawała sobie z tego sprawę. Nie chciała jednak, by Valerian coś sobie o niej pomyślał – broń Merlinie, że nawet z nim flirtuje – więc ciepło, które miała w oczach odrobinę osłabło na sile, a uśmiech stał się niemal niewidoczny. Miała do tego oczywiście mocny powód, bo żyjąc na przestrzeni lat z taką liczbą braci, nieco się nauczyła. Nie chciała nikogo prowokować – wiedziała, że jej uroda potrafiła naprawdę skusić, nie wspominając o tym, że sama nie była typem uwodzicielki i najchętniej zostałaby do końca życia szarą myszką.
Pokiwała więc tylko głową na wzmiankę o wspólnym czekaniu. Co prawda, miała w planach pojawienie się w galerii, by spotkać się z dawną znajomą, ale to mogło zaczekać. I tak wychodziła zawsze sporo przed czasem, by dotrzeć na miejsce.
Pewnie jej dobry nastrój byłby utrzymał się przez cały dzień, gdyby nie wiatr, który zawiał na tyle, by lekko się zachwiała i obróciła, próbując złapać równowagę. Była naprawdę chucherkiem, to nie wiatr jednak okazał się jej największym problemem.
Kiedy zadał pytanie, na chwilę odebrało jej mowę. Miała przeczucie, że dowiedział się, że jego kuzynka nigdy nie puści tak po prostu płazem śmierci przyrodniego brata i że planuje… Nie chciała nawet o tym myśleć, ale jej myśli definitywnie obrały zły tor i tylko widok kartki znienacka wszystko przerwał. Karta ta wyglądała jak jedna z ulotek rozdawanych przez grupę, którą Angelica widziała w pobliżu lasu. Domyśliła się, że wynikło zwykłe nieporozumienie przez to, że ulotka musiała się gdzieś o ćwierćwilę po prostu zaczepić.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz – odparła, marszcząc nosek w odpowiedzi. Była naprawdę zdegustowana, ale nie tym że posądzał ją o zaangażowanie w politykę (bo w tej sprawie akurat była winna), a tym że mógł uznać, iż jakikolwiek Blythe popiera mugolską sprawę. Ba, nie była bez serca, jednak gdyby mogła zapewnić dzięki braku mugolaków bezpieczeństwo swojej rodzinie, zrobiłaby to. Może i nie była wojownikiem, nie odznaczała się wybitnymi stopniami w kwestii pojedynków, mogła przydać się za to w inny sposób. – W dodatku, naprawdę myślisz, że moje poglądy mogłyby być promugolskie? – zachłysnęła się powietrzem z niedowierzania, kładąc na lewej piersi rękę. Była jednocześnie zdziwiona i rozgniewana. Z punktu widzenia postronnego obserwatora to musiało być naprawdę zabawne, jak szybko jej radość przerodziła się w mieszankę negatywnych uczuć. Jej jednak nie było do śmiechu, bo czuła się poniekąd zraniona. Dzieci mugolaków zawsze zdawały się jej obce, groźne, więc starała się trzymać od nich z daleka.
Otworzyła lekko swoje malinowe usta ze zdziwienia, ale po chwili jej usta ułożyły się w delikatny uśmiech. Nawet jeżeli był to niespodziewany widok, to bardzo miły. Długo minęło od ich ostatniego spotkania… Wyjechała do Francji, próbowała oswoić się z nową sytuacją w niepołączonej z nią krwią familii, a potem wróciła do Londynu, zastając go w ruinie. Nigdy nie przypuszczałaby, że będzie musiała rejestrować różdżkę i udowadniać, że w jej żyłach płynie czysta krew jej własnych przodków. Przyzwyczajanie się do Anglii, zwłaszcza w takim stanie, trochę jej zajęło. Dlatego też nieszczególnie z wszystkimi krewnymi się jeszcze kontaktowała. Nie wiedziała dotąd nawet, czy zostanie.
– Witaj, kuzynie. – Spojrzała na niego ciepło. Może i nie łączyła ich zbyt silna więź, zwłaszcza w świetle ostatnich wydarzeń, ale był jej krewnym. A rodzina zawsze, ale to zawsze była dla niej najważniejsza. – Nie, nie czekam tu na nikogo – zaśmiała się dźwięcznie i zupełnie niewinnie w odpowiedzi. Mówiła prawdę. Do tego potajemne schadzki z adoratorami i to w tak otwartych miejscach… nie leżały w jej naturze. Chciała być uczciwa wobec dziadków. Chyba że akurat chodziło mu o spotkanie z przyjaciółką – w tym wypadku miał poniekąd rację. Angelique nie czekała tu jednak na nią.
Przy bliskich była potulna jak owieczka, dobrze zdawała sobie z tego sprawę. Nie chciała jednak, by Valerian coś sobie o niej pomyślał – broń Merlinie, że nawet z nim flirtuje – więc ciepło, które miała w oczach odrobinę osłabło na sile, a uśmiech stał się niemal niewidoczny. Miała do tego oczywiście mocny powód, bo żyjąc na przestrzeni lat z taką liczbą braci, nieco się nauczyła. Nie chciała nikogo prowokować – wiedziała, że jej uroda potrafiła naprawdę skusić, nie wspominając o tym, że sama nie była typem uwodzicielki i najchętniej zostałaby do końca życia szarą myszką.
Pokiwała więc tylko głową na wzmiankę o wspólnym czekaniu. Co prawda, miała w planach pojawienie się w galerii, by spotkać się z dawną znajomą, ale to mogło zaczekać. I tak wychodziła zawsze sporo przed czasem, by dotrzeć na miejsce.
Pewnie jej dobry nastrój byłby utrzymał się przez cały dzień, gdyby nie wiatr, który zawiał na tyle, by lekko się zachwiała i obróciła, próbując złapać równowagę. Była naprawdę chucherkiem, to nie wiatr jednak okazał się jej największym problemem.
Kiedy zadał pytanie, na chwilę odebrało jej mowę. Miała przeczucie, że dowiedział się, że jego kuzynka nigdy nie puści tak po prostu płazem śmierci przyrodniego brata i że planuje… Nie chciała nawet o tym myśleć, ale jej myśli definitywnie obrały zły tor i tylko widok kartki znienacka wszystko przerwał. Karta ta wyglądała jak jedna z ulotek rozdawanych przez grupę, którą Angelica widziała w pobliżu lasu. Domyśliła się, że wynikło zwykłe nieporozumienie przez to, że ulotka musiała się gdzieś o ćwierćwilę po prostu zaczepić.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz – odparła, marszcząc nosek w odpowiedzi. Była naprawdę zdegustowana, ale nie tym że posądzał ją o zaangażowanie w politykę (bo w tej sprawie akurat była winna), a tym że mógł uznać, iż jakikolwiek Blythe popiera mugolską sprawę. Ba, nie była bez serca, jednak gdyby mogła zapewnić dzięki braku mugolaków bezpieczeństwo swojej rodzinie, zrobiłaby to. Może i nie była wojownikiem, nie odznaczała się wybitnymi stopniami w kwestii pojedynków, mogła przydać się za to w inny sposób. – W dodatku, naprawdę myślisz, że moje poglądy mogłyby być promugolskie? – zachłysnęła się powietrzem z niedowierzania, kładąc na lewej piersi rękę. Była jednocześnie zdziwiona i rozgniewana. Z punktu widzenia postronnego obserwatora to musiało być naprawdę zabawne, jak szybko jej radość przerodziła się w mieszankę negatywnych uczuć. Jej jednak nie było do śmiechu, bo czuła się poniekąd zraniona. Dzieci mugolaków zawsze zdawały się jej obce, groźne, więc starała się trzymać od nich z daleka.
Wiesz, czemu śnieg jest biały? Bo zapomniał już, kim był dawniej.
Angelique Blythe
Zawód : Śpiewaczka operowa
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Kiedy na Ciebie patrzę, czuję to.
Patrzę na Ciebie i jestem w domu.
Patrzę na Ciebie i jestem w domu.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Naprawdę na nikogo nie czekała? Cóż, poczuł się tym nieco zawiedziony, choć jej odpowiedź była jak najbardziej poprawna, przede wszystkim godna czarownicy czystej krwi. Jej reputacja była ważna, wszak rzutowała również na dobre imię rodziny. Dlatego to, co dostrzegł chwilę później, mocno go zaalarmowało. Rozbudzona czujność targnęła jego duszą i skłoniła do posłania kobiecie jeszcze bardziej intensywnego spojrzenia. Musiała poczuć na sobie choć ułamek tego, jak mogą patrzeć na nią inni, jeśli tylko zasłuży na pogardę.
Ścisnął w dłoni ulotkę, ze złości gniotąc papier, na którym mógł ujrzeć kontrowersyjne treści. Podejrzenie, że kolejna spokrewniona z nim osoba mogła chcieć zaangażować się w politykę, było dla niego trudne, tym samym rozbudzało w nim irytację. Był świadkiem tego, co działo się w Londynie podczas Nocy Bezksiężycowej, dlatego tym bardziej nie chciał, aby ktokolwiek z jego rodziny brał udział w toczącym się obecnie chaosie. Każdy mógł mieć swoje poglądy, ale nie powinien się z nimi obnosić. Angelique była zaś jego kuzynką, lecz nie potrafił w żaden sposób przewidzieć, co też roi się w jej głowie i co tai w swym sercu. Tym razem wyjątkowo niewiele w nim było współczucia i pobłażliwości, bo wciąż pamiętał o tym, co swego czasu powiedziała mu Belvina, tak bardzo skora pomagać innym jako uzdrowicielka.
– Swoje poglądy zachowaj dla siebie – odparł krótko, kąśliwie, nie kryjąc swej niechęci do całej tej cholernej polityki. Miał dość tego wojennego cyrku, w którym nie uczestniczył od początku, a już i tak marzył o tym, aby wojna skończyła się z dnia na dzień, tak po prostu. Był artystą, nie cholernym bojownikiem o wyższe wartości czy wielkie ideały. – Niebezpiecznie jest się obnosić z jakimikolwiek treściami. Powiesz jedno, to narazisz się władzy, a jak powiesz drugie, to mogą cię dopaść fanatycy. Czarownicom jest w tym zamieszaniu jeszcze trudniej – to nie tak, że nie doceniał kobiet z racji ich płci, on zwyczajnie nie chciał widzieć krwi na ich rękach, ani tym bardziej widzieć ran na delikatniejszych ciałach. Jego kuzynka o wilim uroku nie mogła po prostu skończyć jako kilka porcji śnieżki.
Ścisnął w dłoni ulotkę, ze złości gniotąc papier, na którym mógł ujrzeć kontrowersyjne treści. Podejrzenie, że kolejna spokrewniona z nim osoba mogła chcieć zaangażować się w politykę, było dla niego trudne, tym samym rozbudzało w nim irytację. Był świadkiem tego, co działo się w Londynie podczas Nocy Bezksiężycowej, dlatego tym bardziej nie chciał, aby ktokolwiek z jego rodziny brał udział w toczącym się obecnie chaosie. Każdy mógł mieć swoje poglądy, ale nie powinien się z nimi obnosić. Angelique była zaś jego kuzynką, lecz nie potrafił w żaden sposób przewidzieć, co też roi się w jej głowie i co tai w swym sercu. Tym razem wyjątkowo niewiele w nim było współczucia i pobłażliwości, bo wciąż pamiętał o tym, co swego czasu powiedziała mu Belvina, tak bardzo skora pomagać innym jako uzdrowicielka.
– Swoje poglądy zachowaj dla siebie – odparł krótko, kąśliwie, nie kryjąc swej niechęci do całej tej cholernej polityki. Miał dość tego wojennego cyrku, w którym nie uczestniczył od początku, a już i tak marzył o tym, aby wojna skończyła się z dnia na dzień, tak po prostu. Był artystą, nie cholernym bojownikiem o wyższe wartości czy wielkie ideały. – Niebezpiecznie jest się obnosić z jakimikolwiek treściami. Powiesz jedno, to narazisz się władzy, a jak powiesz drugie, to mogą cię dopaść fanatycy. Czarownicom jest w tym zamieszaniu jeszcze trudniej – to nie tak, że nie doceniał kobiet z racji ich płci, on zwyczajnie nie chciał widzieć krwi na ich rękach, ani tym bardziej widzieć ran na delikatniejszych ciałach. Jego kuzynka o wilim uroku nie mogła po prostu skończyć jako kilka porcji śnieżki.
Art, like morality, consists in drawing the line somewhere
Naprawdę nie rozumiała, czemu to co powiedziała, go tak uraziło. Próbowała przypomnieć sobie ostatni raz, gdy rozmawiali… I chyba niczym wtedy nie zawiniła. Nie poruszała delikatnych tematów, zachowywała się jak na damę przystało. A teraz odparła tylko, że w życiu nie poparłaby promugolskiej sprawy, co wśród konserwatywnych rodzin czarodziejów pielęgnujących tradycję, było raczej normalne. Fakt, zrobiła to dość sarkastycznie, ale czy to był powód, by tak na nią naskakiwać, tak mierzyć ją wzrokiem? Nie potrafiła znaleźć powodu, dla którego mógłby tak zareagować. Dlatego zalała ją nagła fala żalu, że już wcale nie jest jak przedtem. Że oddaliła się od niego. Że może byli rodziną – ale niestety tylko na papierze. Nawet jeśli nie byli kiedyś szczególnie blisko to czy przez wyjazd Angelici ich relacja mogła się aż tak bardzo pogorszyć? Sama nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie, choć bardziej możliwą – przynajmniej według niej – odpowiedź podsuwał jej niejako nagły ucisk w gardle.
Ściągnęła brwi w niezadowoleniu, usta zaciskając w wąską linię. Robiła się powoli nerwowa, ale potrafiła to okiełznać – musiała się po prostu mocno postarać. Dobrze wiedziała, że pod wpływem silnych emocji takich jak gniew, półwile – w tym ona – miały tendencję do ciskania kulami ognia. Nie chciała zrobić mu przypadkowo krzywdy. Wbiła więc paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni, choć dzięki cienkim rękawiczkom na jej rękach ciężko było zauważyć coś więcej niż lekkie zaciśnięcie dłoni.
– Tak właśnie zamierzam – odparła, siląc się na spokój. – Nie odpowiedziałabym, gdybyś mnie o to nie zapytał. – Byli rodziną, czyż nie? A z rodziną zawsze dzieli się wszystkie sekrety, tragedie i poglądy. Przynajmniej w teorii.
Skrzyżowała ręce zniecierpliwiona. Jego następne słowa naprawdę ją zirytowały. Przecież wiedziała, o co toczy się gra – buntownicy odebrali jej brata, gdyby nie to pewnie nigdy nie zainteresowałaby się polityką. Doskonale zdawała sobie sprawę, że wojna to nie przelewki. Sama wolałaby, żeby już to wszystko się skończyło. Ale na to wcale się nie zanosiło – więc jeżeli miała szansę przyspieszyć to, co nieuniknione, czyli upadek walk o mugolską krew, oczywiście że zamierzała tę szansę wykorzystać. Chodziło w tym nie tylko o ideę, ale zemstę i to, by oprawców jej brata spotkała należyta kara. O ujawnieniu prawdy nie wspominając.
– Wiem o tym. – Spojrzała w bok sceptycznie. Nie była już dzieckiem, wiedziała to i owo. Z jednej strony była zła na to, że nie domyślał się, czemu w ogóle dziewczyna miesza się w politykę, z drugiej zaś była zła na samą siebie. To przecież ona postanowiła mu o tym nie mówić. Ale dalej nie zmieniła co do tego zdania. Nie chciała go do tego mieszać. – Ale jako przyszła żona muszę spełniać rolę i być na bieżąco ze wszystkim. Czy to z modą, muzyką, wiadomościami z kraju… W to również wlicza się polityka, choć nie do takiego stopnia, jak myślisz.
Przeniosła wzrok z powrotem na niego, już bardziej zmartwiona niż zła. Nie cierpiała tego, że się mieszał w sprawy, w które nie powinien. Pewnie jednak martwił się o nią równie co ona o niego.
– Mam pomagać swojemu mężowi i być mu wsparciem – dodała po chwili, rozluźniając zaciśnięte dłonie. Inna sprawa, że wątpiła, czy za kogokolwiek wyjdzie – choć kandydatów nie ubywało, żaden jak dotąd nie zwrócił jej uwagi. Ale w ten właśnie sposób próbowała uspokoić kuzyna, choć wiedziała, że to co mówiła, nie było do końca prawdą. – Nie robię nic zakazanego czy niebezpiecznego, zachowuję zdrowy rozsądek. Więc proszę, przestań.
Naprawdę nie chciała między nimi zwady. Byli rodziną – nawet jeśli daleką. W tych czasach była to jedyna pewna ostoja, przynajmniej dla niej.
Ściągnęła brwi w niezadowoleniu, usta zaciskając w wąską linię. Robiła się powoli nerwowa, ale potrafiła to okiełznać – musiała się po prostu mocno postarać. Dobrze wiedziała, że pod wpływem silnych emocji takich jak gniew, półwile – w tym ona – miały tendencję do ciskania kulami ognia. Nie chciała zrobić mu przypadkowo krzywdy. Wbiła więc paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni, choć dzięki cienkim rękawiczkom na jej rękach ciężko było zauważyć coś więcej niż lekkie zaciśnięcie dłoni.
– Tak właśnie zamierzam – odparła, siląc się na spokój. – Nie odpowiedziałabym, gdybyś mnie o to nie zapytał. – Byli rodziną, czyż nie? A z rodziną zawsze dzieli się wszystkie sekrety, tragedie i poglądy. Przynajmniej w teorii.
Skrzyżowała ręce zniecierpliwiona. Jego następne słowa naprawdę ją zirytowały. Przecież wiedziała, o co toczy się gra – buntownicy odebrali jej brata, gdyby nie to pewnie nigdy nie zainteresowałaby się polityką. Doskonale zdawała sobie sprawę, że wojna to nie przelewki. Sama wolałaby, żeby już to wszystko się skończyło. Ale na to wcale się nie zanosiło – więc jeżeli miała szansę przyspieszyć to, co nieuniknione, czyli upadek walk o mugolską krew, oczywiście że zamierzała tę szansę wykorzystać. Chodziło w tym nie tylko o ideę, ale zemstę i to, by oprawców jej brata spotkała należyta kara. O ujawnieniu prawdy nie wspominając.
– Wiem o tym. – Spojrzała w bok sceptycznie. Nie była już dzieckiem, wiedziała to i owo. Z jednej strony była zła na to, że nie domyślał się, czemu w ogóle dziewczyna miesza się w politykę, z drugiej zaś była zła na samą siebie. To przecież ona postanowiła mu o tym nie mówić. Ale dalej nie zmieniła co do tego zdania. Nie chciała go do tego mieszać. – Ale jako przyszła żona muszę spełniać rolę i być na bieżąco ze wszystkim. Czy to z modą, muzyką, wiadomościami z kraju… W to również wlicza się polityka, choć nie do takiego stopnia, jak myślisz.
Przeniosła wzrok z powrotem na niego, już bardziej zmartwiona niż zła. Nie cierpiała tego, że się mieszał w sprawy, w które nie powinien. Pewnie jednak martwił się o nią równie co ona o niego.
– Mam pomagać swojemu mężowi i być mu wsparciem – dodała po chwili, rozluźniając zaciśnięte dłonie. Inna sprawa, że wątpiła, czy za kogokolwiek wyjdzie – choć kandydatów nie ubywało, żaden jak dotąd nie zwrócił jej uwagi. Ale w ten właśnie sposób próbowała uspokoić kuzyna, choć wiedziała, że to co mówiła, nie było do końca prawdą. – Nie robię nic zakazanego czy niebezpiecznego, zachowuję zdrowy rozsądek. Więc proszę, przestań.
Naprawdę nie chciała między nimi zwady. Byli rodziną – nawet jeśli daleką. W tych czasach była to jedyna pewna ostoja, przynajmniej dla niej.
Wiesz, czemu śnieg jest biały? Bo zapomniał już, kim był dawniej.
Angelique Blythe
Zawód : Śpiewaczka operowa
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Kiedy na Ciebie patrzę, czuję to.
Patrzę na Ciebie i jestem w domu.
Patrzę na Ciebie i jestem w domu.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
W jej spojrzeniu było tyle uporu, że wcale nie wierzył w jej zapewnienie. Przeciwnie, podejrzewał, że w głębi duszy chce zaangażować się w cały ten polityczny spór, a jego próbuje mamić pustymi obietnicami. Brak zaufania z jego strony był może krzywdzący, bo jak krewniak – niezależnie jak bliski – powinien móc uwierzyć jej zapewnieniom, ale ostatnio na nowo poznawał oblicza czarownic noszących to samo nazwisko Blythe. Postawa siostry martwiła go najbardziej, wszak Belvina zawsze była dumna i kroczyła swoimi drogami, ale łudził się, że na nią wciąż ma jakiś wpływ, choćby i minimalny. Angelique z kolei, jako kuzynka, wcale nie musiała tak bardzo liczyć z jego zdaniem. Dlatego z jeszcze większym zapamiętaniem spoglądał jej prosto w oczy, chcąc odnaleźć w nich dowód fałszu. Świadom był jej straty, cała rodzina pogrzebała jej brata, ale życie toczyło się dalej.
– Jako przyszła żona nie powinnaś dostarczać mężowi trosk i narażać przyszłego potomstwa na jakiekolwiek niebezpieczeństwo – był o tym mocno przekonany, bo właśnie w taki sposób żyła jego matka. Niegdyś panna Prince miała chociaż tyle szczęścia w małżeństwie, że mogła w pełni rozwijać się zawodowo, co nie budziło wielkiego oburzenia, gdyż obracała się w świecie sztuki. A on po śmierci swej rodzicielki odziedziczył jej posadę. Kobiety otaczał należytym szacunkiem, naprawdę, jednak zawsze towarzyszyło mu wrażenie, że wszyscy mają w życiu przypisane sobie role. On w swoją nie wpasował się do końca, choć zdobył już uznanie jako rzeźbiarz. Ale nie tego oczekiwał po nim ojciec, za to właśnie tego życzyła mu matka.
Odwrócił pochmurny wzrok od półwili i spojrzał na znajdujący się nie tak daleko od nich posąg kochanki. Westchnął ciężko i przesunął dłonią po nagle umęczonej twarzy. Być może przesadził ze swoją reakcją, ale nie potrafił inaczej. Te ostatnie miesiące były trudne dla wszystkich, a Angelique musiała się we wszystkim odnaleźć po powrocie do kraju. Raz jeszcze na nią spojrzał, tym razem znacznie łagodniej, nie chcąc wszczynać kłótni. Jednak na jej oczach z premedytacją podarł ulotkę, chcąc symbolicznie przekreślić wszelkie jej dążenia, które mogłyby jakkolwiek nawiązywać do polityki.
– Rozmawiałaś już może z Belviną? – spytał cicho, ostrożnie, podejrzewając, że może właśnie do niej pierwszej się odezwała po swoim przyjeździe.
– Jako przyszła żona nie powinnaś dostarczać mężowi trosk i narażać przyszłego potomstwa na jakiekolwiek niebezpieczeństwo – był o tym mocno przekonany, bo właśnie w taki sposób żyła jego matka. Niegdyś panna Prince miała chociaż tyle szczęścia w małżeństwie, że mogła w pełni rozwijać się zawodowo, co nie budziło wielkiego oburzenia, gdyż obracała się w świecie sztuki. A on po śmierci swej rodzicielki odziedziczył jej posadę. Kobiety otaczał należytym szacunkiem, naprawdę, jednak zawsze towarzyszyło mu wrażenie, że wszyscy mają w życiu przypisane sobie role. On w swoją nie wpasował się do końca, choć zdobył już uznanie jako rzeźbiarz. Ale nie tego oczekiwał po nim ojciec, za to właśnie tego życzyła mu matka.
Odwrócił pochmurny wzrok od półwili i spojrzał na znajdujący się nie tak daleko od nich posąg kochanki. Westchnął ciężko i przesunął dłonią po nagle umęczonej twarzy. Być może przesadził ze swoją reakcją, ale nie potrafił inaczej. Te ostatnie miesiące były trudne dla wszystkich, a Angelique musiała się we wszystkim odnaleźć po powrocie do kraju. Raz jeszcze na nią spojrzał, tym razem znacznie łagodniej, nie chcąc wszczynać kłótni. Jednak na jej oczach z premedytacją podarł ulotkę, chcąc symbolicznie przekreślić wszelkie jej dążenia, które mogłyby jakkolwiek nawiązywać do polityki.
– Rozmawiałaś już może z Belviną? – spytał cicho, ostrożnie, podejrzewając, że może właśnie do niej pierwszej się odezwała po swoim przyjeździe.
Art, like morality, consists in drawing the line somewhere
Nie chciała zdradzać, że wszystko, przez co dotąd przeszła w życiu, było zaledwie nędzną farsą – przez cały ten czas odgrywała wyznaczoną rolę. Siedziała, ładnie pachniała, nic poza tym. Tym razem miała jednak okazję coś zdziałać, mieć realny wpływ na to, jak potoczy się jej życie. Na to, że nikogo już więcej nie straci. I w porządku – wiedziała, że śmierć to naturalna kolej rzeczy. Jej ojciec umarł, jej dalecy przodkowie… Ale jej brat? Nie zasłużył na to. Nawet jeśli spiskował. Musiał zostać jakoś przekonany siłą. Nigdy w życiu nie zrobiłby czegoś takiego.
Zmarszczyła brwi na słowa Valeriana. Te zaczynały się jej coraz mniej podobać. Tylko szacunek do rodziny i obyczajów powodował, że się jeszcze za bardzo nie uniosła. W przeciwnym wypadku jej kuzyn skończyłby najpewniej z wypaloną dziurą w ubraniu.
– A co niby robię? – powiedziała, wywracając oczami. Skrzyżowała pod biustem ręce. Czy on naprawdę myślał, że będzie walczyła z jakimiś przestępcami jak auror? Była ćwierćwilą, nie nadawała się do tego. Poza tym, nawet jeśli użyłaby na którymkolwiek z nich przez przypadek swoich umiejętności i dzięki temu rzezimieszka by ujęto, to pewnie nigdy nie mogłaby wrócić na łono rodziny. To zdecydowanie za wysoka kara. W życiu nie chciałaby jej ponieść.
Potarła ramię niezręcznie. Nie chciała tak na niego naskakiwać. Wiedziała, że odzywanie się tak do kuzyna było trochę nie w porządku. Poniosło ją. Jak to typową wil potomkinię.
– Przepraszam.
Nie przeszkadzało jej to, że podarł na jej oczach plakat. Bo pewnie chodziło mu o to, jak na Blythe’a przystało, że mieszanie krwi jest okropne, prawda? Popieranie czegoś takiego powinno być wręcz nielegalne.
Zamrugała lekko na pytanie o kuzynkę. Czyżby… coś się stało? Może przeżyła jakąś kontuzję? Albo została porwana?! Nie, to bez sensu. Chociaż przez chwilę rzeczywiście jej troska o rodzinę przybrała postać paniki. Powinna najpierw spytać samej siebie, po co mieliby porywać Belvinę. Mimo że ta była niezaprzeczalnie ładna i utalentowana, nikt nie miałby w tym szczególnego celu. Poza tym, złotowłosa śmiała sądzić, że Belvina bardzo dobrze umiała o siebie zadbać. W przeciwieństwie do niej – półwili o miękkim sercu. Angelica czasem nawet trochę jej zazdrościła. Zdawała się wolna – jak majestatyczny koń w pięknym galopie, którego ćwierćwila widziała jeszcze jako kruszyna. Czasem… naprawdę chciała być jak ona.
– Nie, chociaż do niej pisałam – odparła niepewnie. Nie chciała za bardzo nalegać na spotkanie, kiedy jej kuzynka mogła być zajęta. To po prostu byłoby niestosowne. Zresztą, teraz kiedy Angelique była w Anglii, i tak na dobrą sprawę mogły się spotkać, kiedy chciały. – A... coś się stało? – Nie mogła powstrzymać się od przybrania zaniepokojonego wyrazu twarzy. Nawet jeżeli długo się nie widziały, wciąż były przecież rodziną. A krzywda jednego członka familii to jak krzywda reszty.
Zmarszczyła brwi na słowa Valeriana. Te zaczynały się jej coraz mniej podobać. Tylko szacunek do rodziny i obyczajów powodował, że się jeszcze za bardzo nie uniosła. W przeciwnym wypadku jej kuzyn skończyłby najpewniej z wypaloną dziurą w ubraniu.
– A co niby robię? – powiedziała, wywracając oczami. Skrzyżowała pod biustem ręce. Czy on naprawdę myślał, że będzie walczyła z jakimiś przestępcami jak auror? Była ćwierćwilą, nie nadawała się do tego. Poza tym, nawet jeśli użyłaby na którymkolwiek z nich przez przypadek swoich umiejętności i dzięki temu rzezimieszka by ujęto, to pewnie nigdy nie mogłaby wrócić na łono rodziny. To zdecydowanie za wysoka kara. W życiu nie chciałaby jej ponieść.
Potarła ramię niezręcznie. Nie chciała tak na niego naskakiwać. Wiedziała, że odzywanie się tak do kuzyna było trochę nie w porządku. Poniosło ją. Jak to typową wil potomkinię.
– Przepraszam.
Nie przeszkadzało jej to, że podarł na jej oczach plakat. Bo pewnie chodziło mu o to, jak na Blythe’a przystało, że mieszanie krwi jest okropne, prawda? Popieranie czegoś takiego powinno być wręcz nielegalne.
Zamrugała lekko na pytanie o kuzynkę. Czyżby… coś się stało? Może przeżyła jakąś kontuzję? Albo została porwana?! Nie, to bez sensu. Chociaż przez chwilę rzeczywiście jej troska o rodzinę przybrała postać paniki. Powinna najpierw spytać samej siebie, po co mieliby porywać Belvinę. Mimo że ta była niezaprzeczalnie ładna i utalentowana, nikt nie miałby w tym szczególnego celu. Poza tym, złotowłosa śmiała sądzić, że Belvina bardzo dobrze umiała o siebie zadbać. W przeciwieństwie do niej – półwili o miękkim sercu. Angelica czasem nawet trochę jej zazdrościła. Zdawała się wolna – jak majestatyczny koń w pięknym galopie, którego ćwierćwila widziała jeszcze jako kruszyna. Czasem… naprawdę chciała być jak ona.
– Nie, chociaż do niej pisałam – odparła niepewnie. Nie chciała za bardzo nalegać na spotkanie, kiedy jej kuzynka mogła być zajęta. To po prostu byłoby niestosowne. Zresztą, teraz kiedy Angelique była w Anglii, i tak na dobrą sprawę mogły się spotkać, kiedy chciały. – A... coś się stało? – Nie mogła powstrzymać się od przybrania zaniepokojonego wyrazu twarzy. Nawet jeżeli długo się nie widziały, wciąż były przecież rodziną. A krzywda jednego członka familii to jak krzywda reszty.
Wiesz, czemu śnieg jest biały? Bo zapomniał już, kim był dawniej.
Angelique Blythe
Zawód : Śpiewaczka operowa
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Kiedy na Ciebie patrzę, czuję to.
Patrzę na Ciebie i jestem w domu.
Patrzę na Ciebie i jestem w domu.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Zmarszczył brwi, kiedy Angelique rzuciła mu w twarz butnym pytaniem, choć w dużej mierze miała rację. Cóż niby robiła w tej chwili? O co właściwie ją posądzał? Był bliski otworzyć usta i toczyć ich dziwaczny spór dalej, trzymając się rozmytych zarzutów i ciężkich argumentów, jednak przeprosiny czarownicy nakazały mu przerwać dyskusję. Mimo to przyglądał się jej jeszcze chwilę, próbując ocenić, czy zmiana w jej postawie jest w ogóle szczera. A jednak zaraz spuścił wzrok i potarł policzek wierzchem dłoni, czując zakłopotanie. Gdy skończył z podejrzliwością, a irytacja tym samym opadła, poczuł się idiotycznie, mocno zażenowany swoim wybuchem. – To ja się nieco zapędziłem – odparł cicho, lecz nie powiedział słowa przepraszam. W głębi duszy dalej trzymał się przekonania, że nie zrobił nic złego, a cień podejrzenia wynikał jedynie z niepokoju o los krewniaczki.
Troska malująca się na jej twarzy zdawała się nader prawdziwa, mógł dostrzec jej odbicie również w jasnych oczach. W jednej chwili poczuł wdzięczność za to widoczne gołym okiem przywiązanie do Belviny. Ani trochę nie poczuł się zawiedziony tym, że kuzynka nie żywiła wobec niego podobnych uczuć, przez znaczącą różnicę wieku nie miał kiedy spędzić z nią wiele wspólnych chwil. Nawet gdyby chciał więcej się bawić z siostrą czy kuzynką, nie byłoby to dobrze widziane, bo w ich rodzinie utarło się przekonanie, że chłopcy powinni rozwijać się w swoim gronie, a dziewczęta w swoim. Jego zdaniem ten zwyczaj zbyt mocno nawiązuje do szlacheckiego modelu wychowania, lecz nigdy z tym nie dyskutował. Od zawsze walczył tylko o siebie, zwłaszcza wtedy, gdy uparcie przekonywał ojca, aby pozwolił mu dołączyć do świata sztuki. Nic dziwnego, że Belvina miała do niego żal, choć jeszcze bardziej winny czuł się wobec młodszego brata, na którym wywarta została jeszcze większa presja.
– Nie, nic się nie stało – zapewnił spokojnie, bez zająknięcia, aby sposobem wypowiedzi udowodnić, że mówi samą prawdę. – Po prostu byłem ciekaw – dodał z lekkim uśmiechem, wreszcie zrywając z tą powagą, którą chciał ją nastraszyć. – Wróciłem przed kilkoma miesiącami do kraju, a mimo to nie miałem zbyt wielu okazji pomówić z siostrą. Myślałem, że może kobieca solidarność bardziej pomaga przy nawiązywaniu kontaktów.
Westchnął cicho, znów przypominając sobie o sporze prowadzonym z Belviną. Miał tylko nadzieję, że siostra nie będzie poruszać podobnie poważnych tematów z kuzynką, bo pewne pomysły zbyt łatwo zasiać w cudzych umysłach, zwłaszcza w młodych, podatnych.
Troska malująca się na jej twarzy zdawała się nader prawdziwa, mógł dostrzec jej odbicie również w jasnych oczach. W jednej chwili poczuł wdzięczność za to widoczne gołym okiem przywiązanie do Belviny. Ani trochę nie poczuł się zawiedziony tym, że kuzynka nie żywiła wobec niego podobnych uczuć, przez znaczącą różnicę wieku nie miał kiedy spędzić z nią wiele wspólnych chwil. Nawet gdyby chciał więcej się bawić z siostrą czy kuzynką, nie byłoby to dobrze widziane, bo w ich rodzinie utarło się przekonanie, że chłopcy powinni rozwijać się w swoim gronie, a dziewczęta w swoim. Jego zdaniem ten zwyczaj zbyt mocno nawiązuje do szlacheckiego modelu wychowania, lecz nigdy z tym nie dyskutował. Od zawsze walczył tylko o siebie, zwłaszcza wtedy, gdy uparcie przekonywał ojca, aby pozwolił mu dołączyć do świata sztuki. Nic dziwnego, że Belvina miała do niego żal, choć jeszcze bardziej winny czuł się wobec młodszego brata, na którym wywarta została jeszcze większa presja.
– Nie, nic się nie stało – zapewnił spokojnie, bez zająknięcia, aby sposobem wypowiedzi udowodnić, że mówi samą prawdę. – Po prostu byłem ciekaw – dodał z lekkim uśmiechem, wreszcie zrywając z tą powagą, którą chciał ją nastraszyć. – Wróciłem przed kilkoma miesiącami do kraju, a mimo to nie miałem zbyt wielu okazji pomówić z siostrą. Myślałem, że może kobieca solidarność bardziej pomaga przy nawiązywaniu kontaktów.
Westchnął cicho, znów przypominając sobie o sporze prowadzonym z Belviną. Miał tylko nadzieję, że siostra nie będzie poruszać podobnie poważnych tematów z kuzynką, bo pewne pomysły zbyt łatwo zasiać w cudzych umysłach, zwłaszcza w młodych, podatnych.
Art, like morality, consists in drawing the line somewhere
Nie mogła nic poradzić na to, że jej pierwszym odruchem na wszystkie te oskarżenia był gniew i smutek. Żałowała, ale nie mogła zrozumieć, czemu Valerian od razu ją zaatakował. Nie wiedząc, o czym jej kuzyn myśli, wyglądało jej to po prostu na nieuzasadnione wyładowanie złości. Tak czy siak, jej szybka reakcja pociągnęła ze sobą również kolejną reakcję – wiedziała bowiem, że jeżeli będą się tak kłócić, to za wiele nie zdziałają. Brak taktu, który w tym wypadku objawiał się zlekceważeniem krewnego, również nie był powodem do dumy.
Spuściła wzrok nieco speszona. Przez chwilę zdecydowała się milczeć. Słyszała przyznanie się do błędu przez Valeriana, ale nie za bardzo wiedziała, co odpowiedzieć. To ona przecież zwykle przepraszała najwięcej razy w każdej możliwej relacji.
Właściwie, gdyby chodziło o niego, również byłaby odrobinę zaniepokojona. Nawet jeśli nie łączyło ich wiele, a na przestrzeni lat nie spędzili ze sobą dużo czasu, pozostawali nadal rodziną. A o rodzinę wręcz wypadało się martwić – nawet tę nie biologiczną.
Odetchnęła z ulgą i pokiwała głową w zrozumieniu. Rzeczywiście – to miało sens. Po prostu przez całą tę sytuację jej myśli pogalopowały w zupełnie innym kierunku. Dlatego pomyślała, że Belvinie coś się stało, a może nawet – co gorsza – ktoś ją skrzywdził. Szczęśliwie jednak nic z wymienionych nie miało miejsca.
– Hm, rozumiem. – Uśmiechnęła się delikatnie. – Nie sądzę, żeby płeć miała tu jakiekolwiek znaczenie… ale jeśli ją spotkasz, przekaż jej proszę moje pozdrowienia – dopowiedziała lekko się śmiejąc. Szczerze wątpiła, czy uda jej się wpaść na kuzynkę szybciej niż własnemu bratu Belviny. Resztę rzeczy wolała natomiast zostawić na listy – nikt nie musiał wiedzieć o niektórych z nich, a już zwłaszcza w miejscu, gdzie każdy mógł je usłyszeć.
Stała przez chwilę w miejscu, patrząc na Valeriana z ciepłem w oczach, aż przypomniała sobie, że nie po to tu przyszła. Powinna zjawić się na miejscu spotkania… pewnie już długi czas temu. Zamiast tego kiedy spotkała kuzyna, zaczęła z nim w najlepsze gawędzić, wdała się nawet w zbędną dyskusję na temat polityki. Czasami naprawdę miewała wrażenie, że powinna popracować nad asertywnością.
– Wielkie nieba, zupełnie straciłam rachubę czasu – westchnęła z przejęciem. – Dziękuję za rozmowę, ale chyba już na mnie pora. Wybacz, że zajęłam ci czas. Mam nadzieję, że wkrótce się zobaczymy, kuzynie.
Unikała stosowania słowa „żegnaj”, bo zawsze chowała w sercu nadzieję, że spotkanie z bliską osobą nie będzie tym ostatnim. Wierzyła, że tym razem również tak nie będzie. Dlatego posłała mu miłe spojrzenie na odchodne i odeszła w swoją stronę.
[z/t]
Spuściła wzrok nieco speszona. Przez chwilę zdecydowała się milczeć. Słyszała przyznanie się do błędu przez Valeriana, ale nie za bardzo wiedziała, co odpowiedzieć. To ona przecież zwykle przepraszała najwięcej razy w każdej możliwej relacji.
Właściwie, gdyby chodziło o niego, również byłaby odrobinę zaniepokojona. Nawet jeśli nie łączyło ich wiele, a na przestrzeni lat nie spędzili ze sobą dużo czasu, pozostawali nadal rodziną. A o rodzinę wręcz wypadało się martwić – nawet tę nie biologiczną.
Odetchnęła z ulgą i pokiwała głową w zrozumieniu. Rzeczywiście – to miało sens. Po prostu przez całą tę sytuację jej myśli pogalopowały w zupełnie innym kierunku. Dlatego pomyślała, że Belvinie coś się stało, a może nawet – co gorsza – ktoś ją skrzywdził. Szczęśliwie jednak nic z wymienionych nie miało miejsca.
– Hm, rozumiem. – Uśmiechnęła się delikatnie. – Nie sądzę, żeby płeć miała tu jakiekolwiek znaczenie… ale jeśli ją spotkasz, przekaż jej proszę moje pozdrowienia – dopowiedziała lekko się śmiejąc. Szczerze wątpiła, czy uda jej się wpaść na kuzynkę szybciej niż własnemu bratu Belviny. Resztę rzeczy wolała natomiast zostawić na listy – nikt nie musiał wiedzieć o niektórych z nich, a już zwłaszcza w miejscu, gdzie każdy mógł je usłyszeć.
Stała przez chwilę w miejscu, patrząc na Valeriana z ciepłem w oczach, aż przypomniała sobie, że nie po to tu przyszła. Powinna zjawić się na miejscu spotkania… pewnie już długi czas temu. Zamiast tego kiedy spotkała kuzyna, zaczęła z nim w najlepsze gawędzić, wdała się nawet w zbędną dyskusję na temat polityki. Czasami naprawdę miewała wrażenie, że powinna popracować nad asertywnością.
– Wielkie nieba, zupełnie straciłam rachubę czasu – westchnęła z przejęciem. – Dziękuję za rozmowę, ale chyba już na mnie pora. Wybacz, że zajęłam ci czas. Mam nadzieję, że wkrótce się zobaczymy, kuzynie.
Unikała stosowania słowa „żegnaj”, bo zawsze chowała w sercu nadzieję, że spotkanie z bliską osobą nie będzie tym ostatnim. Wierzyła, że tym razem również tak nie będzie. Dlatego posłała mu miłe spojrzenie na odchodne i odeszła w swoją stronę.
[z/t]
Wiesz, czemu śnieg jest biały? Bo zapomniał już, kim był dawniej.
Angelique Blythe
Zawód : Śpiewaczka operowa
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Kiedy na Ciebie patrzę, czuję to.
Patrzę na Ciebie i jestem w domu.
Patrzę na Ciebie i jestem w domu.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Uciekła przed nim wzrokiem, ale rozumiał to, mimo pokrewieństwa przekroczył między nimi pewną granicę, zbyt mocno atakując jej osobę tak naprawdę za nic. Lecz jego z lekka apodyktyczną postawę uzasadnić mógł tym, że łączy ich wspólne nazwisko. Wywodzili się od tych samych przodków, nawet jeśli ich krew zdołała przerzedzić się przez całe wieki.
– Przekażę przy najbliższej okazji – zobowiązał się spełnić prośbę kuzynki, choć w jego głowie dość szybko zagościła wątpliwość w to, kiedy wspomniana okazja mu się przydarzy. Jego najbliższa rodzina pozostawała w strzępach. Ścieżki rodzeństwa rozeszły się zbyt mocno, każde podążało swoją drogą, a śmierć rodziców wcale nie spoiła ich z powrotem. Naprawienie ich wzajemnych relacji wymagało od nich wiele cierpliwości i zrozumienia, a właśnie tych cnót ludziom brakuje najczęściej. Gdyby wszyscy potrafili rozwijać w sobie empatię i tym samym odrzucili egoizm, to prawdopodobnie obecna wojna nigdy nie miałaby miejsca. Jedni chcieli równości za wszelką cenną, ale człowiecza natura dąży do szukania w pierwszej kolejności własnego spełnienia. Nawet za bezinteresowną pomocą kryje się jakieś osobiste pragnienie.
Angelique przemówiła pierwsza, aby zakończyć ich spotkanie. Próbowała być dyplomatyczna, za co Valerian był jej zresztą wdzięczny, gdy wraz ze spokojem przyszło mu pomyśleć nad tym, jak na wiele różnych sposobów jego kuzynka mogła zareagować na jego oburzenie. Może nawet uniknął tragedii, tego jednak się nie dowie, na swoje szczęście. Nie tłumaczyła się przed nim długo i wylewnie, ale może to dobrze, że nie tworzyła dla niego rozciągniętej do granic możliwości listy wymówek. Sam zresztą był tutaj o kilka chwil dłużej niż planował, choć w gruncie rzeczy jego pojawienie się tutaj było podyktowane kaprysem. – Zatem nie będę cię już dłużej zatrzymywał.
Pożegnał ją bladym uśmiechem, nie mówiąc nic więcej. Prędzej czy później przyjdzie im się spotkać raz jeszcze, ale w tej chwili wcale nie chciał o tym myśleć. Czy kobiety w jego rodzinie zawsze wykazywały tendencję do śmiałego parcia do przodu? To go martwiło, nawet jeśli nigdy nie odmawiał czarownicom jakichkolwiek praw.
Ostatni raz spojrzał na posąg kochanki, a po krótkim westchnięciu skierował się drogą powrotną w stronę swojego mieszkania. Pewnie zaraz boleśnie zatęskni za zielenią, gdy dane mu będzie przejść obok mniej lub bardziej zniszczonych budynków.
| z tematu
– Przekażę przy najbliższej okazji – zobowiązał się spełnić prośbę kuzynki, choć w jego głowie dość szybko zagościła wątpliwość w to, kiedy wspomniana okazja mu się przydarzy. Jego najbliższa rodzina pozostawała w strzępach. Ścieżki rodzeństwa rozeszły się zbyt mocno, każde podążało swoją drogą, a śmierć rodziców wcale nie spoiła ich z powrotem. Naprawienie ich wzajemnych relacji wymagało od nich wiele cierpliwości i zrozumienia, a właśnie tych cnót ludziom brakuje najczęściej. Gdyby wszyscy potrafili rozwijać w sobie empatię i tym samym odrzucili egoizm, to prawdopodobnie obecna wojna nigdy nie miałaby miejsca. Jedni chcieli równości za wszelką cenną, ale człowiecza natura dąży do szukania w pierwszej kolejności własnego spełnienia. Nawet za bezinteresowną pomocą kryje się jakieś osobiste pragnienie.
Angelique przemówiła pierwsza, aby zakończyć ich spotkanie. Próbowała być dyplomatyczna, za co Valerian był jej zresztą wdzięczny, gdy wraz ze spokojem przyszło mu pomyśleć nad tym, jak na wiele różnych sposobów jego kuzynka mogła zareagować na jego oburzenie. Może nawet uniknął tragedii, tego jednak się nie dowie, na swoje szczęście. Nie tłumaczyła się przed nim długo i wylewnie, ale może to dobrze, że nie tworzyła dla niego rozciągniętej do granic możliwości listy wymówek. Sam zresztą był tutaj o kilka chwil dłużej niż planował, choć w gruncie rzeczy jego pojawienie się tutaj było podyktowane kaprysem. – Zatem nie będę cię już dłużej zatrzymywał.
Pożegnał ją bladym uśmiechem, nie mówiąc nic więcej. Prędzej czy później przyjdzie im się spotkać raz jeszcze, ale w tej chwili wcale nie chciał o tym myśleć. Czy kobiety w jego rodzinie zawsze wykazywały tendencję do śmiałego parcia do przodu? To go martwiło, nawet jeśli nigdy nie odmawiał czarownicom jakichkolwiek praw.
Ostatni raz spojrzał na posąg kochanki, a po krótkim westchnięciu skierował się drogą powrotną w stronę swojego mieszkania. Pewnie zaraz boleśnie zatęskni za zielenią, gdy dane mu będzie przejść obok mniej lub bardziej zniszczonych budynków.
| z tematu
Art, like morality, consists in drawing the line somewhere
Posąg kochanki
Szybka odpowiedź