Wydarzenia


Ekipa forum
Opuszczony amfiteatr
AutorWiadomość
Opuszczony amfiteatr [odnośnik]08.05.16 0:55
First topic message reminder :

Opuszczony amfiteatr

Ostatnie przedstawienie w tym amfiteatrze odbyło się tak dawno, że nie pozostali już żadni żywi, którzy byliby w stanie je pamiętać. Niektórzy szczęśliwcy mogą jednak na którejś z licznych ławek dostrzec jasną poświatę, która po przyjrzeniu okazuje się duchem młodego, przystojnego mężczyzny. Z chęcią opowiada on historię teatru, który spłonął w trakcie jednego z przedstawień, a ogień zabił całą obsadę i połowę widowni. Wkrótce to miejsce zostało zapomniane i przypomina teraz cmentarzysko Melpomene; widownia porosła kępami wysokich traw, po ścianach garderoby pną się winorośla, a pojedyncze i przepiękne, nieprzeżarte zębem czasu rekwizyty ukryte wśród chwastów przypominają o chwilach świetności opuszczonego amfiteatru.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Opuszczony amfiteatr - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Opuszczony amfiteatr [odnośnik]05.10.20 21:06
Starł pot z czoła, wczesał go palcami we włosy. Wodził spojrzeniem za kreślonymi po ziemi myślowymi skrótami porządkującymi jego własną wiedzę, pomysły, wspomnienia.
- Gdyby to była klątwa na miejsce to chyba objęłaby swoim działaniem i mnie. Czy jednak niekoniecznie...? Wszedł na pokład jako pierwszy, lecz ja podążyłem zaraz za nim - dzielił się wiedzą, jak i wyciągał ręce po odpowiedzi - Do tego należy wziąć pod uwagę, że ministerstwo planowało przeprowadzać w porcie jeszcze jakieś działania. Wątpię by ryzykowali szaleństwem, przekleństwem na takiej ilości swoich - zauważył przywodząc na myśl tą dwójkę czarodziei których oszukali, a którzy mieli tam sprzątać, zabezpieczać. Dopuszczał do myśli, że MM przekładało co prawda cele ponad ludzi, lecz nie byli raczej aż tak lekkomyślni by ryzykować aż takim chaosem.
- Myślę, że zaszedł im wystarczającą ilość razy za skórę by zachęcić ich do tego by nie odkładali w czasie szansy na rewanż, lecz to jedynie moja subiektywna opinia. Bezpieczniej założyć, że w jakiś sposób mieli do niej dostęp - pomyślał trzeźwiej przypominając sobie ostatnie artykuły gazet w których wyjątkowo często wspominana jest przewodniczka rodziny Sewelynów. Archibald, Farley...to by miało nawet sens. Westchnął kiwając potakująco głowa na informację o tym, że w runoznastwie wszystko było możliwe. Potem kiwnął ponownie w chwili w której Hagrid postanowiła dociec prawdy. Zaklęcie hexy zawisło w powietrzu.
Skamander podniósł się na równe nogi i podszedł do nieprzytomnego. Trudno było tu mówić o tym by Anthony był w stanie go ze swobodą podnieść, kiedy jedno ramie odmawiało mu posłuszeństwa. Wyraźnie zaciskał w płucach boleśnie powietrze za każdym razem kiedy nadwyrężał ramię. Bardziej ostrożnie przekładał jego ciało z boku, na bok, tak by móc wysunąć z pod niego szatę, ściągnąć ją z ramion. Był blady, osłabiony, wyciskający się na jego czoło pot mógł świadczyć o wysokiej gorączce. Napuchnięta szyja również budziła niepokój.
- Długo to potrwa...? - nie wiedział jak konkretnie nazwać to co robili w tym momencie, a właściwie to co robiła Tangie. Weryfikowała ciągle z czym mają do czynienia? Przymierzała się do próby ściągnięcia klątwy? - Znasz jakiegoś godnego zaufania  uzdrowiciela w Londynie? - Podniósł na nią spojrzenie. Przez zaufanego miał na myśli naprawdę zaufanego. Takiego, którego nie skusi potencjalna nagroda kilkunastu tysięcy galeonów - Jak nie to będziemy musieli się w miarę możliwości pośpieszyć - najbliższy uzdrowiciel przed którym mógł się pojawić bez obaw o siebie i Alexandra rezydował w Dolinie Godryka. Tyle szczęścia w nieszczęściu, że do samego Londynu przybył wierzchem, a jego kopytny towarzysz czekał w skryciu na obrzeżach miasta. Nie było to najszybsze rozwiązanie, lecz jedyne jakie miał. Myśląc o tym przyglądał się zdejmowanej z ostrożnością z Alexandra biżuterii, drobiazgów wypadających z kieszeni odnotowując, że będzie musiał się upewnić, że niczego po sobie tu nie zostawią.
Będąc przykucniętym przy spętanym czarodzieju podniósł spojrzenie na czarownicę. Pokiwał przecząco głową.
- Nie, to na pewno nie była Achlys. To nie był smutek czy depresja tylko wściekłość popędzająca do zemsty, a i to samookaleczanie podejrzanie rozciągnęło swoją definicję na okaleczanie mnie więc, nie - zdecydowanie to nie to - zmarszczył czoło w zamyśleniu wyobrażając sobie, jak łatwiej by było, gdyby Alexander sam się obezwładnił. Zdecydowanie bardziej był przychylniejszy dwóm pozostałym, wskazanych przez czarownicę klątw.
- Z tym szaleńcem to częściowo się pokrywa. Nie rzucił się na mnie od razu. Najpierw mnie oskarżył, potem zaczął atakować, lecz nie nastąpił ten trzeci etap. Trudno mi powiedzieć, czy do niego jeszcze nie dotarł, czy nigdy go miało nie być. Od kiedy mu się to zaczęło do chwili w której udało mi się pozbawić go przytomności minęło może...piętnaście, dwadzieścia minut...? Nie zauważyłem by w tym czasie się rozkleił, a tym bardziej bał. Do samego końca towarzyszyła mu wściekłość tak silna, że sięgał po irracjonalne wręcz zaklęcia. Próbował przykładowo rzucić bombardę wiedząc, że też znajdzie się w jej zasięgu lub circo igni, kiedy znajdował się razem ze mną w pomieszczeniu. Pomimo iż jest uzdrowicielem i mógłby spróbować w trakcie walki poprawić swoją sytuację tak jednak wolał zamiast zaklęć uzdrawiających miotać we mnie ofensywnymi chcąc sfinalizować swoją urojoną zemstę za wszelką cenę - samemu mógł się zaczadzić, spalić. Nie był w stanie myśleć o konsekwencjach tego co robił. Zachowywał się jak szaleniec, opętany. Skamanderowi trudno było powiedzieć jak bardziej.
- Magicus Extremos - wypowiedział po tym jak sięgnął po swoją różdżkę z zamiarem próby wzmocnienia czarownicy. Nie wiedział ile jeszcze będzie razy sięgała po magię, lecz chciał spróbować usprawnić jej pracę. Nie mieli całej nocy, dnia... Cóż, przynajmniej Farley na pewno nie miał.


Find your wings


Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933
Re: Opuszczony amfiteatr [odnośnik]05.10.20 21:06
The member 'Anthony Skamander' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 23

--------------------------------

#2 'k8' : 2, 6, 6, 1, 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Opuszczony amfiteatr - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Opuszczony amfiteatr [odnośnik]08.10.20 3:24
Uniosła tęczówki na Anthony’ego, żeby pokiwać głową, kiedy jego usta, opuściły słowa. Pokiwała głową.
- Też. Tak. Dlatego ta opcja nie ma racjonalności w sobie. - zmarszczyła brwi, wydymając usta milcząco trochę. - Też racja, ci goście. - zgodziła się raz jeszcze. Uniosła dłoń, żeby potrzeć nią czubek nosa. Widocznie zastanawiała się nad czymś, brwi pozostały zmarszczone, wpatrywały się w ślady, które zrobiła przed sobą. By podnieść się słuchając kolejnych słów, które padały, unosząc różdżkę, żeby wykonać nią odpowiedni gest. Wypowiedzieć inkantację, której używała już trochę. Magia jej posłuchała, przez co odetchnęła z ulgą. Zdawała sobie sprawę, ze nie bardzo mieli czas, żeby zostać tu długo. Ale jeden błąd mógł sprawić, że padnie tu obok i tyle będzie jeśli idzie o to, jaką to pomocą jest. - Przepraszam, przepraszam. - szepnęła, widząc, że Anthony męczy się, przybierając na twarz skruszony wyraz. Odebrała płaszcz, wywracając go bezceremonialne do góry nogami, potrząsając nim trochę. Przechodziła od przedmiotu, do przedmiotu.
- Postaram się ja mogę, żeby nie. - zapewniła go, nie podnosząc wzroku na aurora, zmusiła do lewitacji kolejny z przedmiotów oglądając go z każdej strony. A kiedy kolejne z pytań padło z jego ust spojrzała na niego kręcąc głową. - Tylko tych z Munga. - przyznała spokojnie. Nie poznała innych, nie potrzebowała ich też. Bo mniejsze rany, mogła wyleczyć sobie sama, a większych nie łapała za bardzo. Tatą zajmował się personel szpitala.
Kiwnęła krótko głową na pierwsze wyjaśnienia dotyczące Achlys. Tak, ona jej też nie całkiem pasowała, bo to nie brzmiało dokładnie, ale chciała przedstawić mu wszystkie nawet lekko zahaczające opcje, bo w tej chwili mogli tylko wnioskować. Zaprzestała unoszenia przedmiotów jakby coś ją nagle tchnęła.
- Ale mówiłeś, że nie był agresywny od początku. Najpierw były oskarżenia, statyczne który rosły. - powtórzyła słowa, które wcześniej wypowiadał. - Dopiero potem, agresja. - upewniła się unosząc rękę, żeby znów potrzeć nos. Podniosła się do pionu. Znów zaczęła wędrówkę, unosząc rękę tym razem palec, którym pocierała bok nosa. Mamrotała cicho do siebie, jakby coś obliczała. Pokręciła głową zakręcając. - To za długo. - wyjaśniła w końcu sobie, ale przeszła jeszcze kilka kroków skręcając gwałtownie. - Szaleniec wtedy jest skuteczny i prawdziwy, kiedy do tego szaleństwa cię doprowadza etapami, one następują szybko i gwałtownie, wykańczając cię tutaj. - postukała się po głowie. Wzięła wdech w płuca. - Poza tym, to dziwny zbieg przypadków trochę. Że mogli mieć krew jego i czekali tak długo. Jakby akurat na moment aż nie pójdziecie po to ciało. - pokręciła głową do siebie samej. - Opętanie. Na weselu, to za dawno. Ono rozwija się trochę, dłużej niż szaleniec, ale nie dniami. To by wskazywało na… ten statek. A jak statek, to nie krew. Jak statek, to przedmiot. - zawiesiła podsumowanie, spoglądając na Alexa, przygryzając dolną wargę. Poprawiła uścisk na różdżce. - Odsuń się Tony. Jeśli się pomyliłam, może być nieciekawie. Posłuchaj, gdyby coś. Jeśli to z przedmiotu, to bez niego, to dalej nie pójdzie na kogoś. Gdyby coś.. ten... jemu potrzebny jest uzdrowiciel. - trochę się obawiała. Że zrobiła coś źle z dedukcją, że poszła złym torem, że mogła zaszkodzić nie tylko sobie. Poczekała, aż Skamander nie odsunął się na odpowiednią odległość i uniosła różdżkę. To przekleństwo było okrutne, to raz, a dwa, bardzo skomplikowane. Rzadko stawała na przeciw klątwy tak silnej. Wzięła wdech w płuca. - Finite Incantatem. - pomyślała, wykonując gest różdżką, skupiając się na zdjęciu klątwy Opętania, bo według dedukcji, której dokonali, to właśnie ją nałożono na mężczyznę.

| próbuję ściągnąć klątwę Opętania z Alexa - jak wskazuje na to nasza dedukcja
Tangwystl Hagrid
Tangwystl Hagrid
Zawód : Łamacz Klątw, tester nowych zaklęć
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
And it's to cold outside
for angels to fly
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6463-tangwystl-hagrid https://www.morsmordre.net/t6471-ansuz#165284 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f211-harley-street-1-2 https://www.morsmordre.net/t6472-skrytka-bankowa-nr-1634#165285 https://www.morsmordre.net/t6837-tangie-hagrid
Re: Opuszczony amfiteatr [odnośnik]08.10.20 3:24
The member 'Tangwystl Hagrid' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 66
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Opuszczony amfiteatr - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Opuszczony amfiteatr [odnośnik]09.10.20 21:56
Kolejne minuty mijały, Anthony i Tangwystl ich jednak nie marnowali, starając się wspólnymi siłami ustalić charakter ciążącej na Alexandrze klątwy. Osobiste przedmioty, które wysypały się z kieszeni płaszcza Gwardzisty, nie nosiły na sobie runicznych symboli – nie było ich również na żadnym z elementów posiadanej przez mężczyznę biżuterii. Wspomagające zaklęcie, po które sięgnął Anthony, nie było wystarczająco silne, by wzmocnić jego towarzyszkę – magia zgęstniała jedynie na moment, by po chwili rozproszyć się w nocnym powietrzu – ale Tangwystl i tak zdecydowała się zaryzykować. Kiedy spróbowała przełamać sploty otaczającego Alexandra przekleństwa, początkowo odczuła wyraźny opór – czarna magia była silna, uparta, sprzeciwiła się rzuconemu zaklęciu od razu, najpierw starając się je odepchnąć, a następnie sięgnąć ku samej czarownicy, opleść ją, zniewolić – tak samo, jak zrobiła to wcześniej z uzdrowicielem. Hagrid wiedziała jednak, co robi – i po krótkiej walce poczuła, jak kolejne warstwy klątwy ustępują, odpuszczają – by wreszcie całkowicie zniknąć.
Niemal w tym samym momencie z ust Alexandra wydobyło się świszczące westchnienie, jakby wypuścił z płuc długo wstrzymywane powietrze; zasłonięte powiekami oczy przestały się niekontrolowanie poruszać, sam mężczyzna nie wyglądał jednak wcale lepiej – jego ciało zdawało się zwiotczeć, a skóra na twarzy wraz z upływającym czasem nabrała szarawego odcienia, z przebijającymi się spod spodu, fioletowymi i purpurowymi żyłkami. Jego oddech był słaby, ledwie wyczuwalny – potrzebował wzmocnienia, pomocy – i uleczenia obrażeń, zarówno tych na ciele, jak i na umyśle.

Tangwystl udało się ściągnąć nałożoną na Alexandra klątwę. Gwardzista potrzebuje pilnej pomocy uzdrowiciela, jeśli jednak otrzyma ją w ciągu kilku godzin, otrzymane w walce obrażenia nie pozostawią po sobie trwałych śladów. Jednakże:
- Przez fabularny tydzień będzie towarzyszyło mu silne osłabienie i zawroty głowy, pojawiające się zwłaszcza przy próbie sięgnięcia po magię – mogą wystąpić krwawienia z nosa i omdlenia, w tym czasie Alexandra obowiązuje też kara -30 do każdego wykonanego rzutu kością.
- Ugryzienia pająków nie były jadowite, jednak gojeniu (do dwóch tygodni fabularnych) będzie towarzyszyło uporczywe swędzenie, głównie skóry na szyi, przedramionach i łydkach. Drapanie pogorszy sprawę, ulgę przynieść mogą za to odpowiednie maści.
- Chociaż klątwa została zdjęta, to pozostawanie pod jej działaniem w stanie nieprzytomności i silnego osłabienia nie pozostanie bez echa. Do końca obecnego okresu fabularnego Alexandrowi towarzyszyć będą halucynacje, pojawiające się nagle i bez zapowiedzi, zwłaszcza w sytuacjach stresujących. Jego własna twarz, oglądana w lustrze, przybierać będzie rysy Ramseya Mulcibera, pod którego postacią Gwardzista przybył tego dnia do portu; złudnym przeobrażeniom ulegać będą również twarze innych osób, zarówno tych mu znanych, jak i spotkanych przypadkowo – te przybierać będą rysy jego wrogów, znanych mu Śmierciożerców i Rycerzy Walpurgii. W związku z tym, przez cały okres fabularny, Alexander jest zobowiązany do wykonania rzutu kością k6 na początku każdego rozgrywanego wątku oraz interpretacji wyrzuconego wyniku zgodnie z poniższą rozpiską:
1, 2 – Halucynacje nie występują.
3 – Jedna z postaci obecnych w wątku (dowolna – można wykonać dodatkowy rzut kością) zaczyna w oczach Alexandra wyglądać jak jeden z jego wrogów. Efekt jest delikatny i pojawia się jedynie chwilowo, na kilka sekund, rozmywając się po kilkakrotnym mrugnięciu powiekami. Halucynacje ustąpią po upływie pięciu kolejek.
4 – Jedna z postaci obecnych w wątku (dowolna – można wykonać dodatkowy rzut kością) zaczyna w oczach Alexandra wyglądać i brzmieć jak jeden z jego wrogów. Efekt jest stały i nie ustąpi samoistnie – żeby go zniwelować, Alexander musi w jakiś sposób upewnić się co do tożsamości towarzyszącej mu osoby (nawet jeśli wie, że jest to ktoś mu przyjazny, jego umysł będzie podpowiadał coś innego). Jeśli tego nie zrobi, konsekwentnie do końca wątku będzie otrzymywał po 5 PŻ obrażeń psychicznych co kolejkę. Po potwierdzeniu tożsamości, obrażenia zaczną się niwelować – również po 5 PŻ co kolejkę.
5 – Wszystkie postacie obecne w wątku zaczynają w oczach Alexandra wyglądać jak jego wrogowie, co powoduje silną dekoncentrację, skutkującą otrzymaniem kary -10 do wszystkich wykonywanych akcji. Halucynacje (oraz kara) znikną samoistnie po upływie trzech kolejek, chyba że Alexandrowi uda się w inny sposób zniwelować poziom stresu (za pomocą eliksiru, zaklęcia, itp.).
6 – Własna twarz Alexandra przybiera w jego oczach wygląd Ramseya Mulcibera i pozostaje już taka do końca trwającego wątku. Jedynym sposobem na uniknięcie dekoncentracji, jest unikanie spoglądania w kierunku lustrzanych powierzchni.
W wątkach prowadzonych przez Mistrza Gry, interpretacja rzutu (oraz poniesionych konsekwencji) należy do Mistrza Gry i może różnić się od podanej rozpiski.

Mistrz Gry dziękuję Wam za rozgrywkę i na ten moment jej nie kontynuuje, chyba, że będzie potrzebny. Możecie pisać swobodnie dalej w tym lub innym wątku, posty kończące powinny zawierać informację o tym, czy (i w jaki sposób) Alexandrowi została zapewniona pomoc uzdrowiciela. Rozegranie samego leczenia nie jest obowiązkowe, obowiązkowe jest jednak uwzględnianie konsekwencji otrzymanych obrażeń w kolejnych wątkach.

W razie pytań – zapraszam. <3
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Opuszczony amfiteatr - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Opuszczony amfiteatr [odnośnik]08.11.20 13:20
| 31 lipca

Ten, kto myślał, że lady Selwyn podoba się pomysł, aby w środku nocy śledzić jakiegoś szalonego, wilkołaczego szlachcica musiał być chyba szalony. Na swoje nieszczęście, Wendelina obiecała otwarcie wsparcie sprawie Czarnego Pana, co zrobić musiała, jeśli chciała, by jej rodzina była jakkolwiek postrzegana po zmianie nestora. Zwłaszcza, ze od października ich sytuacja jedynie się pogorszyła, biorąc pod uwagę poczynania jej siostry i kuzynki… Ugh, kto w ogóle pomyślał, że ona, jako szlachetnie urodzona dama, powinna pałętać się w nocy po opuszczonym amfiteatrze, bez służki, czekając na pojawienie się żonatego mężczyzny? Być może szlachetnie urodzonego, ale na Merlina, to przecież nawet brzmiało jak schadzka! Czy lord Rosier nie miał jakiś ludzi od wykonywania takich prac? Na pewno miał. Tylko pewnie chciał ją sprawdzić. I jeszcze, co gorsza, ukarać. Tylko przecież ona niczego takiego nie zrobiła. Nie miała wpływu na zachowanie swoich dorosłych już krewnych.
Niemniej, nie miała prawa się sprzeczać. Pojawiła się w umówionym miejscu w ostatniej kwardzie cyklu księżycowego, odziana w strój nieco zbyt wyjściowy do poszukiwań wilkołaków, ale przecież nie mogła wyglądać jak siedem nieszczęść, prawda? Za pasem trzymała różdżkę oraz dwie niewielkie fiolki z eliksirami. Tak na wszelki wypadek. Aportowała się w okolicy, jedynie swojej cioteczce zostawiając liścik z informacją, że tej nocy musiała wypełnić rozkaz lorda Rosiera, nie precyzując dokładnie, co to oznaczało. Nie musiała się tłumaczyć z działań dla kogoś takiego jak on.
Samotnie nie miała zamiaru jednak niczego czynić. Czekała wiec posłusznie w cieniu, czując się co najmniej niepewnie. Była damą i naukowcem. Jej miejsce było na salonach lub laboratorium, nie w jakiś starych, brzydkich ruinach. Po chwili do jej uszu zaczęły docierać niepokojące dźwięki. Kruki… czy to były kruki? A może jakieś inne potwory? Och! CZY TO JEST WARCZENIE?! Rozejrzała się niespokojnie, nie wyczuwając żadnego ruchu wokół, ale, na Merlina, tu na pewno cos było. Wzięła głęboki oddech, próbując opanować zbliżająca się panikę. Spokojnie, spokojnie, lord Tristan Rosier na pewno nie zaprosiłby jej gdziekolwiek, gdyby cos miało jej grozić! Chyba rozumiał, ze ona, jako panna na wydaniu, nie mogła pozwolić sobie na jakiekolwiek blizny czy nawet złamane paznokcie.
Dla spokoju ducha, cofnęła się pod znajdujące się nieopodal, stare drzewo, które ledwo widziała w ciemności. Z osłoniętymi plecami czuła się ciut bezpieczniej.
Po dłuższej chwili dostrzegli znajomą sylwetkę. W ciemności nocy nie była w stanie rozpoznać jego rysów, ale przecież nikogo innego tu się nie spodziewała. Przez chwilę przyglądała się uważnie, po czym uznała, że chyba się nie pomyliła.
Lordzie Rosier? – spytała głosem cichym stosunkowo opanowanym, choć czujne ucho mogło usłyszeć odrobinę ulgi. Ruszyła w jego stronę, nie próbując zapalać różdżki. Nie wiedziała, czy może. Nigdy nie robił takich rzeczy: – Markiz na pewno jest powiązany z tym miejscem? Nie wydaje się szczególnie… bogate – zauważyła, a w jej tonie pojawiła się nutka pogardy. Ona na pewno nie chciałaby prowadzić interesów w takich miejscach.

| mam przy sobie dwie porcje mikstury buchorożca orz jedną fiolkę smoczego eliksiru.


Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Czy to płomyk, czy prawdziwy pożar?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8170-wendelina-selwyn-budowa#234905 https://www.morsmordre.net/t8254-shaula#238605 https://www.morsmordre.net/t12169-wendelina-selwyn#374871 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t8256-skrytka-bankowa-nr-1956#238609 https://www.morsmordre.net/t8255-wendelina-selwyn#374079
Re: Opuszczony amfiteatr [odnośnik]17.11.20 1:18
Pojawiwszy się na miejscu, wpierw spojrzał w księżyc na niebie - kwadra miała uczynić ich bezpiecznymi, poza pełnią markiz nie mógł przemienić się w wilkołaka; zostało z nim pomówić, przekonać do swoich racji, argumentem, a w ostateczności siłą. Wendelina była mu potrzebna - jako wysłanniczka Morgany, z dokumentów, jakie od niej otrzymał, wynikało kilka całkiem interesujących spraw.
- Tutaj - odpowiedział krótko, słysząc w ciemnościach jej ciche powitanie; okolica nie była bezpieczna, a lady Selwyn nie powinna obracać się w tych stronach samotnie, nim ją tu sprowadził, upewnił się, że odpowiedni patrol magicznej policji będzie nieopodal. Miał sporo wątpliwości, czy salamandra poradzi sobie w podobnych okolicznościach - ale ostatecznie nie zamierzał zostawić jej tutaj samej. Tymczasem wszystkie tropy prowadzące do Balzaka w rozsądnych okolicznościach ucinały się zbyt nagle, nie pozwalając złapać go nigdzie indziej. - Nie jestem pewien, czy nasz markiz nie jest markizem tylko z nazwy - odparł spokojnie, w istocie, nie było to miejsce dla wysoko urodzonego czarodzieja. - Nie ma to dzisiaj większego znaczenia. Ufam, że obszerne wpływy tego człowieka pozwolą mu wpłynąć... na innych takich jak on - Czy tak będzie na pewno, nie miał pojęcia. Żadne z dokumentów nie wskazywały na takie powiązania, ale z jakiegoś powodu Czarny Pan obrał sobie na cel właśnie jego. A Czarny Pan nie zwykł się mylić. - To doskonałe miejsce na szemrane interesy, a wszystko wskazuje na to, że w takich uczestniczy. Wasza rodzina, lady, jest w posiadaniu dość ciekawych informacji na jego temat - i jego transakcji. Porozmawiamy z nim. Usłyszy od ciebie groźbę ujawnienia tych dokumentów w razie odmowy współpracy. To powinno ugodzić w jego interes wystarczająco mocno, by nie myślał o innej drodze. - Balzac nie powinen mieć powodów, by nie wierzyć Wendelinie, nie tylko dlatego, że znali zawartość dokumentów  - wiedział przecież, że jako córa Selwynów mogła mieć do nich dostęp. - Odore mutatio - wypowiedział spokojnie, kierując kraniec różdżki w pień pobliskiego drzewa; w oddali było słychać wycie wilków, wywołanie zapachu, który mógł je odstraszyć, trzymać z dala, wydawało się konieczne. Nie wiedział, czego się spodziewać po Balzacu, ale podejrzewał, że drapieżniki nie znalazły się tutaj bez powodu. Czy mógł mieć nad nimi świadomą kontrolę, wątpliwe, ale jako wilkołak mógł je rozumieć wystarczająco dobrze, by móc przewidzieć, kiedy i za jakim celem się rzuci. Zapach, który zamierzał przywołać, był silnym zapachem psiego moczu. - Jeszcze nic nie słychać - dodał po chwili, odchylając głowę w kierunku muru amifteatru. Czy mogli się już zjawić? Nachylił się nad ściółką, unosząc dwa suche kije, jeden z nich wręczył Wendelinie. - Ogień odstrasza wilki, potrzebujemy pochodni - stwierdził, to w rzeczy samej zdradzi ich obecność czarodziejom, których przyszli tutaj spotkać, ale Tristan nie miał zwyczaju się chować - doskonale wiedząc, że nic gorszego od niego nie mogło ich już tutaj spotkać.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Opuszczony amfiteatr - Page 7 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Opuszczony amfiteatr [odnośnik]17.11.20 1:18
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 47
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Opuszczony amfiteatr - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Opuszczony amfiteatr [odnośnik]04.12.20 22:50
Ona sobie nie poradzi sama? Jako szlachetnie urodzona kobieta była przecież obdarowana nadzwyczajnymi talentami i wypływami, które winny uratować ją nawet z największych tarapatów. Przynajmniej to podpowiadała jej ta nierozsądna i rozpieszczona część umysłu, bo chłodna dusza naukowca argumentowała, że przecież w razie czego na niewiele zdadzą się jej umiejętności. Wprawdzie znała zupełne podstawy magii obronnej, a przy sobie miała eliksiry, które również mogłyby wspomóc ją w ewentualnej ucieczce, ale nie mogła marzyć o tym, by w starciu z kimś, kto chciałby ją skrzywdzić, miała jakiekolwiek szanse. Jej bronią było słowo, kłamstwo, trucizna i wpływy. Nie różdżka i magia. Lord Rosier chyba powinien zdawać sobie z tego sprawę. Zbyt wiele czasu spędzała w alchemicznej pracowni, aby rozwijać swoje talenty z innych dziedzin. Zwykle z resztą wcale nie było jej to potrzebne. Od rzucania uroków byli mężczyźni; ona, w razie czego, musiała być co najwyżej gotowa, aby któregoś z nich otruć, gdyby zasłużył. W ramach kary.
Masz rację, lordzie Rosier – przyznała ze spokojem, kiwając głową. – Oby tak było.
Wysłuchała kolejnych słów lorda Rosiera ze skupieniem, powoli wracając do swojego stabilnego psychicznego stanu. W tak wybornym towarzystwie nic nie mogło jej przecież grozić. Razem z nestorem szanowanego rodu, który bez wątpienia był nie mniej zdolny niż ona sama, byli gotowi wywinąć się z każdego niebezpieczeństwa. Jego różdżka i jej bystry umysł nie mogły zawieść.
Nie sądzi lord, że ten plan jest zbyt… skomplikowany i ryzykowny? – spytała łagodnym tonem: – Zwykły czar wystarczyłby, aby współpracował dobrowolnie i nie myślał o niczym innym – zaproponowała miękko. Nie po to mieli swoje talenty aby nie używać różdżek, a nie wątpiła, że lord Rosier doskonale wie, jakie zaklęcie ma na myśli. Wendelina nigdy nie zgłębiała tajników czarnej magii, ale nie można było nie słyszeć o niewybaczalnym zaklęciu! Też mi coś! – pomyślała. Niewybaczalne! Dla mugolaków owszem, ale przecież prawo było stworzone dla takich jak oni, nie przeciwko nim. Poza tym czymże jest jeden Imperius przy obliczu cierpienia, z jakim musieli teraz się zmagać? Niczym, ot co.
Gdy Tristan rzucił zaklęcie, Wendelina zmarszczyła swój kształtny nosek. To nie był przyjemny zapach. Na szczęście, wbrew pozorom, dzięki warzeniu eliksirów przywykła do różnorakich woni, będąc na nie po równi wyczulona i uodporniona.
Nie jestem pewna, czy to wystarczy, aby je odstraszyć, lordzie Rosier – dodała spokojnie, wyciągając różdżkę: – Odore mutatio! – rzekła ze spokojem i pewnością, choć samo zaklęcie ledwo pamiętała ze szkolnych zajęć.
Rosier ruszył, a szlachcianka podążyła za nim. Zawahała się, gdy wyciągnął kij. Rękawiczki, w które były odziane jej dłonie mogły się od niego niepotrzebnie ubrudzić. Sięgnęła więc ponownie po różdżkę:
Wybaczy lord, ale chyba wolę oświetlać drogę własną różdżką, niż… tym kijem. Kto wie, czy któryś z tych… kundli… już się na nią nie załatwił? – Przeszedł ją dreszcz. Naprawdę nie lubiła psów. – Lumos – powiedziała.


Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy


Ostatnio zmieniony przez Wendelina Selwyn dnia 04.12.20 22:55, w całości zmieniany 1 raz
Wendelina Selwyn
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Czy to płomyk, czy prawdziwy pożar?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8170-wendelina-selwyn-budowa#234905 https://www.morsmordre.net/t8254-shaula#238605 https://www.morsmordre.net/t12169-wendelina-selwyn#374871 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t8256-skrytka-bankowa-nr-1956#238609 https://www.morsmordre.net/t8255-wendelina-selwyn#374079
Re: Opuszczony amfiteatr [odnośnik]04.12.20 22:50
The member 'Wendelina Selwyn' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 92
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Opuszczony amfiteatr - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Opuszczony amfiteatr [odnośnik]08.12.20 18:52
- Nie, nie sądzę - odpowiedział krótko, oddelegowana do tego Wendelina miała przecież swoją rolę do spełnienia, nie przyszła tu z nim po to, żeby patrzeć na niego: musiała odnaleźć swoją rolę, swoje miejsce i wreszcie dać wyraz znaczeniu własnej osobie. Czarny Pan nakierował go ku niej, ku jej osobie, miał w tym zatem plan, którego nie musiał rozumieć. Nie widział jedna jej roli innej, niż takiej, a sama nie wyszła z inną inicjatywą. I był w tym jakiś sens, imperiusa dało się ściągnąć, był znacznie mniej pewny niż sieć szantażu, od którego ucieczki już nie było - Wendelina miała doskonałą okazję dać wyraz sprytowi, z którego była ponoć tak dumna. On sam - pozostawał wobec panny sceptyczny, niezależnie od tego, jak doceniał krew Selwynów i przebiegłość samej Morgany, to towarzysząca mu dama tak naprawdę nie wsławiła się jeszcze niczym szczególnym - zastanawiał się, czy dziś zamierzała dać tego popis.
- Zaklęcie imperiusa jest niezwykle potężne, nie sądzę, by nasz markiz był je w stanie przełamać, a przynajmniej nie sam - jego rozległe kontakty z pewnością uwzględniają ludzi o zdolnościach przełamywania zabezpieczeń. Można się domyślać, że jego handel nie oscyluje wyłącznie wobec tego, co legalne i dostępne. A to oznacza, że mógłby się spod jego władzy... wywinąć. Groźba zamrożenia jego interesów będzie w tym przypadku skuteczniejsza, przeczytałem przesłaną dokumentację. Zarabia krocie - stwierdził lekko, bardziej tonem pogawędki niżeli tłumaczenia, obserwując, jak Wendelina poprawia rzucone przez niego zaklęcie; nie miała co prawda rozległej wiedzy na temat tych stworzeń, ale była przecież w stanie wyczuć zapach, który przywołał. Transmutacja nie była jego mocną stroną, Selwyn wyszło to znacznie lepiej.
- Świetne rozwiązanie - pochwalił ją za przezorność, choć bystry umysł dopatrzyłby się w tym pewnej ironii. - Kiedy wilki jednak się pojawią i będzie je trzeba przegonić, reakcja po ciemku da lady przewagę. Zapewne lady do tego przywykła, podobnie zresztą jak same wilki. - Wszak jeśli podejmie inne działanie - jej lumos zniknie. Odrzucił jednak kij w bok, nie zamierzając jej przekonywać - była dorosłą czarownicą i nie zamierzał opiekować się nią dzisiaj jak dzieckiem. Zajął się w tym czasie własną pochodnią  - rozpalając ją prostym zaklęciem incendio i przerzucając do lewej ręki, mając swobodną różdżkę. Jeśli wilki zasadziły się na niepowołanych gości, stanawiac zasadzkę, pułapkę, o jakich dało się wynioskować, najpewniej nie będą im już zagraząć. Zapach moczu powinien instynktownie trzymać je z dala, ogień - lepiej by to zadziałało co prawda na dwóch pochodniach, ale ostatecznie jego mogła interesować tylko jedna. - Chodźmy, teraz coś słyszę. Są na miejscu. - Skinął głową na bramę, ruszając w tamtą stronę. - Speculio - wywołał za wczas, posyłając iluzję jako pierwszą - by mieć czas przygotować się na ewentualną reakcję; jeszcze nim przeszedł przez bramę, wysunął z kieszeni śmierciożerczą maską, którą zakrył własną twarz - insygnia władzy dzisiaj, potężniejsze jeszcze niż pierścień na jego palcu, oznaka jego przynależności do piekielnego zastępu Lorda Voldemorta.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Opuszczony amfiteatr - Page 7 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Opuszczony amfiteatr [odnośnik]08.12.20 18:52
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 87
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Opuszczony amfiteatr - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Opuszczony amfiteatr [odnośnik]08.12.20 22:29
Lady Selwyn tłumaczenia towarzysza wydały się nieco… wątpliwe. Wszak czy Imperius nie był trudny do wykrycia dla osoby postronnej? Czy rzucający czar nie sprawiał, że osoba pod jego wpływem nie mogła mówić lub robić rzeczy wbrew swojemu nowemu właścicielowi? W końcu wilkołaki były jak psy i jako takie – winny być czyjeś, jeśli już musiały istnieć. Ponadto połączenie tegoż zaklęcia z wieczystą przysięgą mogłoby dać wyjątkowo dobre skutki, a przynajmniej tak Wendelinie się wydawało. Jej wiedza o czarnej magii polegała jednak głównie na domysłach i przeczuciach, więc nie miała żadnych argumentów, aby z Tristanem dyskutować. Z resztą, to nie był czas na takie dywagacje. Zaproponowała sposób, swoim zdaniem, bardziej przystępny. Jeśli lordowi Rosierowi nie odpowiadał jej, jako pokornej służebnicy sprawy, pozostawało jedynie podążanie za jego wyborami. W końcu do tego, jako kobieta została stworzona, prawda? – przez jej głowę przeszła ironiczna myśl.
Jeśli lord tak rzecze – powiedziała więc jedynie grzecznie.
Musiała tu być. Doskonale wiedziała, że tak. Ponosiła karę za grzechy swoich krewnych. Za to, że odeszli od jedynego, słusznego dobra. Kojarzyło jej się to z jakąś szlamowatą opowiastką, którą kiedyś słyszała na szkolnych korytarzach, choć w tej chwili nie potrafiła wygrzebać z odmętów pamięci szczegółów. Odepchnęła od siebie tę myśl prędko, nie chcąc, aby myśli o tych przeklętych niemagicznych choćby odrobinę naruszyły jej spokój ducha.
Dostrzegła ironię, jednak nie miała zamiaru z lordem Tristanem się kłócić. Przeciwnie wręcz:
Mając u swojego boku tak utalentowanego czarodzieja, lordzie Rosier – rzekła miękko – nie straszne mi ni wilki, ni ciemność. A jeśli przypadkiem lord postanowiłby zawieść… cóż, mam swoje sposoby. – Dłoń alchemiczki sięgnęła w stronę kieszeni, na chwilę wyciągając fiolki z wybuchowym eliksirem. Kobieta uniosła brew: – Buchorożec to niezwykłe stworzenie, nie sądzi lord?
Mimo wszystko dreszcz przeszedł po plecach lady Selwyn, gdy jasnowłosy nestor oznajmił, że ktoś tu jest. Ułamek sekundy sama się zorientowała, podążając kawałek za nim. Być może zwykle to damy powinny przechodzić przez próg pierwsze, ale przecież nie dotyczyło to paszczy lwa! Lepiej, aby to mężczyzna, przez którego tu z resztą przecież była, prowadził.
Rosiere skutecznie wyczarował swoją kopię, używając zaklęcia na tyle skomplikowanego, że lady Selwyn jedynie znała je z nazwy. Od dawna nie miała potrzeby, aby choćby próbować sięgać po trudniejsze czary obronne, spędzając czas głównie w bezpiecznych murach pałacu i była przekonana, że chociaż z czarem transmutacyjnym jej się udało to że po to zaklęcie nawet nie ma powodu, aby próbować sięgać.
Wtem lady Selwyn poczuła silną woń piżma i czegoś… czegoś innego. Czyżby gdzieś tu rosły nagietki? Nie miała jednak czasu, aby się nad tym skupić, bowiem dotarły do nich męskie głosy:
Kto to? – powiedział ktoś zaniepokojony.
EJ TY! Kim jesteś?!
Gadaj, bo zaatakuje!
LAMI…
PRZESTAŃ! Nie widzisz kto t…
Jest sam!
Zamknij się, Fudge! A ty gadaj, czego od nas chcesz!
Zbliżyli się na tyle, aby móc zobaczyć mężczyznę celującego w stronę widma Tristana.
Tam są kolejni! – krzyknął inny, stojący z tyłu i nieco przysadzisty mężczyzna.
Lady Selwyn spojrzała na lorda Rosiera, czekając na jego decyzje. Jaki był jego plan? Jak chciał ich podejść? Nie była przyzwyczajona do działania w terenie. Wtem do jej niewielkiego, kształtnego nosa dobiegł zapach ognia palącego się nad kociołkiem i bulgoczących, przyjemnych woni, które…
Oczy Wendeliny rozmarzyły się nieco mimowolnie, a mina złagodniała. Nieprzytomnie zaczęła rozglądać się tak, jakby czegoś szukała:
Gdzież on jest? – spytała szeptem, mówiąc bardziej do siebie, niż do kogokolwiek innego, ignorując znajdujących się kawałek przed nimi mężczyzn: – Ten alchemik niebywały… gdzieś tu musi być, moja dusza go czuje – mruczała dalej nieprzytomnym, jakby zaczarowanym głosem.


Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Czy to płomyk, czy prawdziwy pożar?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8170-wendelina-selwyn-budowa#234905 https://www.morsmordre.net/t8254-shaula#238605 https://www.morsmordre.net/t12169-wendelina-selwyn#374871 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t8256-skrytka-bankowa-nr-1956#238609 https://www.morsmordre.net/t8255-wendelina-selwyn#374079
Re: Opuszczony amfiteatr [odnośnik]09.12.20 20:04
Wendelina w zdecydowanym przeciwieństwie do Tristana nie wiedziała wiele o czarnej magii, jako młoda kobieta też nie bardzo zdawała sobie sprawę z wagi ekonomicznych zależności, ale właściwie nie oczekiwał od niej tej wiedzy. Ucieszyło ją pewnie, że jej zadanie nie polegało tylko na obserwacji czarnoksiężnika - wszak Czarny Pan wymagał od niej działania i nie bez powodu powiązał ją z tym zadaniem. Lady Selwyn nie sądziła chyba, że samodzielnie rzuci zaklęcie imperiusa - choć byłby takim talentem wielce zdumiony. Podobnie jak już był zdumiony tym, że najwyraźniej wydawało jej się, że wie na temat wilczych zachowań więcej niż on; podobną butę zwykle weryfikował czas, zapewne i w jej przypadku taki nadejdzie.
- Doskonały środek w bezpośrednim zwarciu - pochwalił jej wybór, zdając sobie sprawę z tego, że jeśli rzeczywiście Wendelina wykorzysta swój eliksir w trakcie szarpaniny z drapieżnikiem, wysadzi w powietrze nie tylko rzucającego się ku niej wilka, ale też siebie, jego, a może nawet cały amfiteatr. - Lady, proszę z tym ostrożnie - poprosił ją, kiedy zasugerowała nazwę eliksiru - nie poznałby go przecież po fiolce - ale znał jego działanie, miał z nim już do czynienia. I z pustką, jaki był w stanie poczynić w odpowiednim otoczeniu. Rzecz jasna mógł też zaufać jej pewnej ręce, ale ku temu nie miał wielu powodów. Nieco ją lekceważył, ze względu na wiek, na płeć, na nikłe doświadczenie, brak politycznych dokonań, ale mimo wszystko wierzył, że zdoła wykorzystać swoją szansę - miała ku temu doskonałą okazję, być może nawet swoją pierwszą w życiu.
Oczywistym było jednak, że Wendelina w rzeczywistej walce sobie nie poradzi i nie zamierzał tego od niej oczekiwać, nie oczekiwał jednak też walki jako takiej - nawet, jeśli markiz zechce ją rozpocząć. Mimo to ruszył przodem, za iluzją, pewnie chwytając w dłoni różdżkę.  
- Nie robiłbym tego na twoim miejscu - zwrócił się w odpowiedzi na głosy, w zasadzie gotów do ataku, ale sądził, że maska na jego twarzy - jak i na twarzy iluzji, która szła przodem  - skutecznie ostudzi ich mordercze zapały. - I zmieniłbym też ton na grzeczniejszy, panowie, nikt nie musi wyjść stąd dzisiaj ranny. Przybywamy w imię Czarnego Pana, a jedyne, czego chcemy, to porozmawiać. Zrobimy to, a potem każdy rozejdzie się w swoją stronę, żywy. Problemy z władzą byłyby dzisiaj bardzo niefortunne, prawda? Szczęśliwie Cronos Malfoy docenia nawet odmieńców, którzy potrafią opowiedzieć się po właściwej stronie. - Odkąd minister magii pełnił wolę Lorda Voldemorta wszystko wydawało się prostsze. Czy ci czarodzieje - towarzysze markiza, może współpracownicy - mogli być wilkołakami? Obejrzał się przez ramię na Wendelinę, dostrzegając jej zmieszanie; nie dosłyszał chyba słów, które wypowiadała, nie był też w stanie wyczuć niczego charakterystycznego w zapachu unoszącym się zapewne z wnętrza amfiteatru; kiedy znalazł się bliżej, przy wejściu, dostrzegł wewnątrz kilka większych skrzyni - zapewne z towarami - i palenisko, od którego unosił się specyficzny barwny dym, musiało byc stanowiskiem alchemika. Zrównał się krokiem z iluzją, stając naprzeciw nich i nie opuszczając różdżki. - Wiele było nam dane usłyszeć o tajemniczym markizie, to któryś z was? Jeszcze się nie pojawił? Poczekamy na niego wspólnie? - Uniósł lekko brew, taksując twarze zebranych czarodziejów. Nieszczególnie obawiał się ich reakcji, mogli być najwyżej ochroniarzami markiza. Nikim, kto mógłby zagrozić jemu - unieszkodliwiłoby ich najdalej kilka zaklęć. Maska na jego twarzy winna być podpowiedzią, że nie chcieli z nim zadzierać. - Zamierzamy złożyć mu propozycję nie do odrzucenia - Oznajmił, ignorując konsternację, jaka wypłynęła na ich twarze i obejrzał się na samą Wendelinę, która niosła głos swojego rodu.
- Co jest? Co się dzieje? - zawołał czarodziej, który wyszedł z cienia, z głębi amfiteatru, zbyt duże, by wyglądały naturalnie, pierścienie na jego dłoniach, dla Tristana i Wendeliny musiały dawać pewną podpowiedź; człowiek ten nie urodził się wśród przepychu, ale przepych mógł być rzeczywiście uzasadnieniem jego... pseudonimu?
- Markiz, jak mniemam - powitał go nieco nonszalanckim, lekceważącym tonem głosu. - Jesteśmy bardzo zainteresowani współpracą nie tylko z samym markizem, ale i pana przyjaciółmi. Tymi, którzy najlepiej czują się w trakcie pełni.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Opuszczony amfiteatr - Page 7 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Opuszczony amfiteatr [odnośnik]22.12.20 21:54
|ekhm, nie przeszkadzajcie sobie, ja tu tylko się zmywam

Zgodnie z nakazem czarownicy odsunął się od Alexandra, jak również jej samej na odległość, która uznała za stosowną. Nie wiedział czy powinien trzymać różdżkę w pogotowiu, jakby coś poszło nie tak i zmuszony byłby tym razem bronić się przed Hagrid, czy jednak odrzucić ją by nie stanowić dla niej niebezpieczeństwa. Ostatecznie miał wplecioną ją w palce, lecz ręka zwisała bezwiednie wzdłuż tułowia tak by mógł zareagować odpowiednio szybko. Omówili klątwę na tyle szczegółowo, że znał już konsekwencje. Jeśli coś będzie z nim nie tak to będzie to wiedział. W chwili obecnej pozwolił czarownicy działać.
Każda chwila zdawała się nieprzyjemnie przeciągać w czasie. Zdecydowanie ostatnią rzecz, jaką chciał tego wieczoru robić było powiadamianie pozostałych gwardzistów o śmierci Farleya. Co dopiero tłumaczenia o tym, jak do tej doszło. Dlatego z zapartym tchem oczekiwał rezultatów podjętej próby ściągnięcia klątwy, a gdy ta zakończyła się sukcesem - westchnął z ulgą.
- Teraz do uzdrowiciela. Pozbieraj jego rzeczy - nakazał samemu podchodząc do Alexandra, który był już niemalże trupio blady - Względnie niedaleko stąd ukrytego mam wierzchowca. Pójdziesz za mną - pomożesz mi wciągnąć na niego Alexandra. Potem poślę cię dalej, do uzdrowiciela. Uprzedzisz ją, że się zbliżymy, wspomnisz o jego stanie tak by była przygotowana udzielić pomocy - naprawdę intensywnie myślał nad tym, jak zorganizować to wszystko sprawnie, płynnie. Najlepsze co mu przyszło do głowy to posłanie czarownicy przodem. Jak tylko znajdą się poza Londynem, będzie w stanie swobodnie się przeteleportować dalej, dojść do Kurnika, przygotować Lydię do tego by mogła sprawnie udzielić pomocy Alexandrowi. On w tym czasie dojedzie - Zbierz jego rzeczy. Mobilicorpus - on zaś zabierze już Alexandra. Nie musiał się już teraz obawiać, że błysk zaklęcia w jakikolwiek sposób go zdradzi. Zamierzał więc odciążyć bark - Pójdę przodem, dogonisz mnie - zapewnił ją by się nie przejmowała, ze go zgubi. Będąc odciążonym mógł przemieszczać się szybciej, lecz wciąż musiał ostrożnie manipulować rzuconym zaklęciem i podtrzymywać je w mocy. Czarownica miała sprawne nogi więc bez wysiłku mogła po chwili zrównać z nim krok. Jak tylko znaleźli się przy latającym wierzchowcu, przy wsparciu Tangie wciągnął Farleya w siodło samemu siedząc za nim. Zdrowym ramieniem przytrzymywał go, pilnując by ciężar ciała nieprzytomnego opierał się na nim i nie przechylał się bezwładnie w przód. Wyjaśnił czarownicy jak trafić do Kurnika, a następnie zaczął przemieszczać się lekkim kłusem, by po tym jak znalazł się za miastem pognać skrzydlatego ogiera do płynniejszego galopu w którym zdecydowanie łatwiej było utrzymać równowagę. Nie mógł tracić czasu.

|3x zt


Find your wings


Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933

Strona 7 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Opuszczony amfiteatr
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach