Wzgórza rezerwatu
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 08.12.17 8:06, w całości zmieniany 1 raz
zt
Tu także w wyniku rozładowania magii zapanował istny chaos - moc magiczna była niestabilna, niebezpieczna. Choć za dnia Ministerstwo nie dopuszczało nikogo w pobliże okolic, w których magia szalała najbardziej, ministerialne próby zaprowadzania porządku kończyły się klęską. Nie minęło parę dni, gdy czarodzieje zaczęli zastanawiać się, czy aby na pewno Ministerstwo chce, aby magia została doprowadzona do porządku - postanowili więc wziąć to w swoje ręce.
Odkąd Ministerstwo Magii oznaczyło to miejsce jako niebezpieczne, pojawienie się w nim mogło grozić aresztowaniem przez Oddział Kontroli Magicznej. Do czasu uspokojenia się magii nie można rozgrywać tu wątków innych niż te polegające na jej naprawie.
Peak District dość mocno ucierpiał po wyładowaniu magii. Zaklęcia strzegące lokalizacji osłabły, nie powstrzymując dłużej niepowołanych czarodziejów i mugoli przed dostaniem się na teren ochronny trójogonów edalskich. Cały obszar pogrążał się w istnym chaosie, a pobliskie wzgórza, które stanowiły idealne miejsce obserwacyjne krążących wokół okazów aż pulsowało silną, niestabilną magią tuż pod powierzchnią skorupy ziemskiej. Jeszcze niedawno piękne zielone pagórki zachwycały. Po ostatnich wydarzeniach przypominały ziejące gorącem pustkowie. Trawy uschły zupełnie, drzewa spróchniały i połamały się. Cała roślinność powoli umierała, jakby coś wysysało z nich wodę. Na szczycie wzgórza znajdował się ziemisty kopiec, z którego buchał czarny jak smoła dym. Był pierwszym pęknięciem ziemi, przez które wydostawała się falami niestabilna magia, wypluwając w powietrze spazmami gęstą, gorącą jak magma ciecz o srebrzystym jak krew jednorożców kolorze.
Wypluwająca przedziwną substancję ziemia parzyła w stopy, paliła okoliczne tereny, pochłaniała wodę niczym gąbka, a srebrna lawa wyrzucana przez kopiec stanowiła zagrożenie dla szukających pożywienia w tym rejonie smoków, a także pozostałych w rezerwacie opiekunów. Dostanie się na szczyt, który stanowił doskonałe miejsce do naprawienia magii wymagało zabezpieczenia i oczyszczenia.
Wymaganie: Poprawnie rzucone zaklęcie Caeruleusio, które zamrozi buchający kopiec.
Niepowodzenie skutkować będzie utratą 40 punktów życia z powodu poparzenia gorącą parą wydostającą się z ziemistego kopca.
Przed rozpoczęciem kolejnego etapu należy odczekać co najmniej 24h. W tym czasie do lokacji może przybyć kolejna (wyłącznie jedna) grupa chcąca ją przejąć, by naprawić magię na sposób inny, niż miała być naprawiona dotychczas.
Walka odbywa się zgodnie z forumową mechaniką oraz z arbitrażem mistrza gry do momentu, w którym któraś z grup zdecyduje się na ucieczkę bądź nie będzie w stanie prowadzić dalszej walki.
Wymaganie: ST ujarzmienia magii jest równe 140, a sposób obliczania otrzymanego wyniku zależny jest od wybranej metody naprawiania magii.
Uwaga - jeżeli postać posiada zerowy poziom biegłości organizacji, mnoży statystykę nie razy 0, a razy ½. W przypadku liczb nieparzystych wynik zaokrągla się do góry.
W metodzie neutralnej każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+Z; wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Rycerzy Walpurgii każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(CM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
W metodzie Zakonu Feniksa każdy gracz uzyskuje wynik o wartości k100+(OPCM * poziom biegłości organizacji); wyniki obu graczy sumuje się i tę sumę należy przyrównać do wymaganego ST.
Zniszczony, spopielony teren parował delikatnie. W oparach znajdował się szkodliwy dla organizmu gaz — niewidoczny, lecz możliwy do wyczucia za pomocą węchu przez każdego czarodzieja. Długotrwałe jego wdychanie wywołuje halucynacje i abstrakcyjne wizje.
Wymaganie: Odnalezienie występującej na tym obszarze rośliny, ślinotrujki, która zablokuje wdychanie szkodliwego gazu. ST rozpoznania jej pomiędzy uschniętą trawą wynosi 45, do rzutu należy doliczyć biegłość zielarstwo.
Niepowodzenie będzie skutkować powstaniem uciążliwych wizji, w których pojawią się najbliższe czarodziejowi osoby pokryte smoczymi łuskami, które będą próbować go zabić — utrata 100 punktów żywotności i zdolności racjonalnego myślenia (gracz nie odzyska swojej świadomości bez interwencji uzdrowiciela). Aby naprawa magii mogła do końca przebiec pomyślnie, przynajmniej jeden z czarodziejów musi pozostać przy zdrowych zmysłach.
Majowe anomalie zatrzęsły całą Anglią - od czarodziei począwszy, przez mugoli, na faunie i florze skończywszy. Nie było dnia by nie słyszało się o kolejnym wybuchu niekontrolowanej magi, czyimś zniknięciu lub śmierci. Niewątpliwie więc, noc z trzydziestego pierwszego kwietnia na pierwszego maja, wywróciła wszystkim dotąd znany świat do góry nogami. Jedyną dobrą zmianą było usunięcie pani Tuft ze stanowiska i zniknięcie Grindelwalda, choć co do pierwszego można było mieć pewność, tak do drugiego już nie bardzo.
Minął ponad tydzień, od kiedy wylądowałam na boisku wraz z panną Yaxley. Rany zdołały się zasklepić, choć do kolekcji dołączyły ze dwie, trzy mniejsze blizny w okolicy przedramienia. Miałam jednak szczęście, o wiele większe niż mogłabym wówczas przepuszczać. Cała zabawa z płomieniami mogła się o wiele gorzej skończyć, o czym świadczyły doniesienia o zebranym przez śmierć żniwie, z całego kraju. Do końca życia więc nie spojrzę już tak samo w kierunku ognia, już zawsze gdzieś tam, z tyłu głowy będzie mi towarzyszyć wspomnienie owej pamiętnej, wiosennej nocy.
Świat - choć sam wybuchł - sam się nie naprawi. Wiele z kluczowych dla czarodziei miejsc zupełnie się rozregulowało - jeśli można tak nazwać kompletny brak stabilności magicznej. Rozkazy Ministerstwa co do tego były jasne i klarowne - nikt nie mógł się zbliżać do miejsc w których szalała magia - jednak tylko głupiec czekałby na cud nie podejmując żadnych działań. Zważywszy na to, że ludzie rządzący sami niezbyt kwapili się do podjęcia ponownych prób jej okiełznania, rzucona przez Samuela propozycja wycieczki w
- To chyba tutaj... - rzuciłam niepewnie, przystając na jednym z kamieni, dłoń zaś kładąc gdzieś w pasie. Miałam na sobie długie, ciemne spodnie, buty z twardą podeszwą, ciemną koszulę i - zgadnijcie - ciemną szatę. U pasa zwisała w zapięciu różdżka a dłonie zdobiły najzwyklejsze rękawice - choć może powinnam zainwestować w te, ze smoczej skóry. Przed nami rozciągał się żałosny obraz tego, co kiedyś stanowiło schronienie dla wspaniałych trójogonów edalskich. Nie było już śladu po zielonych wzgórzach, krzewach czy drzewach. Ziemia zdawała się być wypalona a krzewy i drzewa usychały na naszych oczach. - Widok jak na pustynni. - rzuciłam z przekąsem, zerkając w stronę swego towarzysza. - Powinniśmy uważać. Nie tylko na to - przerwałam by zakreślić w nonszalanckim geście koło nad pustkowiem - ale i na smoki. To ich dom, wciąż możemy się tu na jakiegoś natknąć a wtedy mogłoby się zrobić już całkiem nieprzyjemnie. - dodałam, tym razem brzmiąc całkiem poważnie. Już sama próba naprawienia tej części świata niosła ze sobą ryzyko, nie tylko od strony magicznej ale i samego Ministerstwa Magii - choć chciałbym zobaczyć jak aresztują dwójkę aurorów... lecz nie takie przypadki zna już historia.
- Masz jakiś plan? - spytałam po chwili, prześlizgując ponownie wzrokiem po krajobrazie. Nie wyglądało to zbyt dobrze, bez wątpienia musieliśmy działać szybko i sprawnie, najmniejszy błąd mógł przynieść opłakane skutki.
Zniszczenia i paskudna pustka, która szalała z magiczna anomalią - musiała zostać zatrzymana. Samuel wiedział, że odpowiedzią jest instrukcja i wskazówki Bathildy. I to Zakon powinien się zająć chaosem, który...rozpętali. Ale o tym przysiągł nigdy nie mówić, zaciskając winę we własnym sercu. Wszystko, co uczynili miało swój cel, konieczność, a cenę musieli zapłacić oni - świadomie.
Ich świat rzeczywiście wybuchł, zwariował, mieszając magią tak potężną, że musieli jej skutki zwalczać ..bez końca? Nawet auror nie potrafiłby jasno powiedzieć, co właściwie stało się, gdy serce Grindewalda zostało zniszczone. Czy zostało?
Przetarł oczy dłonią, uzbrojoną w skórzaną rękawice. Całość wizyty wymagał wcześniejszego przygotowania, a buchający żar mówił, że musieli uważać. Buty z grubą podeszwą, wzmocnione spodnie i kurtka. Nawet na szyję zakładał chustę, którą mógł przysłonić usta. Włosy ciasno związał. I tak nie było wystarczające, a unoszący się gorący pył i spalony krajobraz zmuszał do szybkiej reakcji. Zerknął na swoją towarzyszkę, przez moment przyglądając się żwawej sylwetce. Była młodą aurorką i od niedawna w szeregach Zakonu, ale widział w niej potencjał, którego nie marnowała - Tak - potwierdził, chociaż widok mówił sam za siebie. Nic co pamiętał nie przypominało rezerwatu, a ziemia, pokryta srebrzystą lawą dymiła, czerniła się, tworząc gorejącą scenę z mugolskiego piekła - Jeśli nie zadziałamy, niedługo to może zostać pustynia - przy szalejącym ogniu i mocy, która go wspomagała, niedługo miały pozostać tu zgliszcze. Co wtedy stanie się z siła, którą niosą ze sobą smoki?
- To rezerwat smoków Madeline. Kogo innego mielibyśmy się z pewnością spodziewać, jeśli nie ich? - nie musiał zmieniać tonu, na żarty nie było miejsca, ale kiwnął kobiecie głową. Sytuacja była paskudnie poważna i oboje zgodzili się na jego konsekwencje. Nie mieli wiele czasu, bo i zdarzali się śmiałkowie, którzy chcieli wziąć sprawy w swoje ręce. Miał nadzieję, że nie spotkają żadnych bohaterów. Martwić musieli się bardziej o przeklętą policję, która nawet po zmianie nazwy wywoływała ciężki do opanowania zgrzyt gniewu.
- Mamy odpowiednia notkę i wskazówki, którymi musimy się kierować... - podniósł wzrok, kierując go na oddalone od nich wzgórze - Musimy się tam dostać i najpierw uspokoić ten kreci kopiec - wpatrywał się dłużej w buchający obiekt. To nie miało być ani proste, ani szybkie. I zdecydowanie niebezpieczne - Bądź czujna, uważaj gdzie stąpasz i...ruszamy - musieli dotrzeć w pobliże szalejącego źródła jak najszybciej.
Naprawa metodą Zakonu
Ostatnio zmieniony przez Samuel Skamander dnia 16.08.17 19:09, w całości zmieniany 1 raz
- Myśle, że znalazłoby się paru chętnych, niekoniecznie pokrytych łuskami.- odpadłam w podobnym tonie, jednak kąciki moich ust uniosły się delikatnie ku górze. Nie musieliśmy karmić się zbędnymi, wymuszonymi uprzejmościami. Wiedziałam, że poczucie humoru Samuela nieco ostatnio podupadło, jednak nikt nie mógł mieć o to do niego pretensji - nie teraz. Świat stanął na głowie, ale nie, nie teraz, już od dawna był w tej pozycji. Po prostu wszyscy zbyt długo odwracaliśmy wzrok, wmawiając sobie, że ta sytuacja nas nie dotyczy. Potrzeba było tragedii byśmy w końcu spojrzeli w odpowiednim kierunku. Stwierdzenie historia lubi zataczać koło jest więc bardzo odpowiednie.
Kiwnęłam potakująco głową w odpowiedzi na jego słowa. Czas nas gonił i tym razem nie był naszym sprzymierzeńcem - ale czy kiwdolwiek mogliśmy postawić go w tej roli? Oplotłam smukłe palce wokół jasnego drewna różdżki i powoli wyciągnęłam ją spod materiału szaty, by następnie ruszyć przed siebie, zważając na to gdzie stawiam kroki. Musieliśmy dotrzeć do kopca i powstrzymać wybuchy srebrnej lawy. Samo to wydawało się już dość trudnym zadaniem, a był to dopiero wierzchołek góry lodowej, z którą przyjdzie nam się zmierzyć. Kilka kroków dalej, znajdowaliśmy się już w odpowiedniej pozycji, z której ujarzmienie części szalejącego żywiołu zdawało się być możliwe. Przełknęłam ślinę, odwracając wzrok w kierunku Samuela. Te parę pierwszych dni maja wyjaśniło pewne kwestie - takie jak rzucanie zaklęć na przykład. Magia oszalała a skutki tego odczuwała cała Anglia; skoro więc podstawowe inkantacje nie zawsze wychodziły zgodnie z założeniem, skąd mogłam mieć pewność, że tym razem wyjdzie?
- To teraz trzymaj kciuki, żeby z końca mojej różdżki nie wyskoczył żaden przedstawiciel uszatych. - rzuciłam, niby na rozluźnienie sytuacji, jednak wcale nie było mi do śmiechu. Wzięłam głęboki oddech, choć zamiast ulgi, poczułam jak ciepłe powietrze wypełnia moje płuca. Zegar tyka Madeline.
- Caeruleusio. - wypowiedziałam stanowczo, celując w dymiący kopiec.
#1 'k100' : 48
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Gorąc przyprawiał chwilami o mdłości, a ciężki oddech krył się za chustą, za każdym razem, gdy przestawał mówić. A starała się nie mówić dużo. Wędrowali po wypalonej ziemi, mając przed sobą pagórek, który nieustannie zioną smolistą czernią dymu. Jeszcze trochę, a wszystko będzie przypominało ruchomą ilustrację, w której pozostawiono jedynie odcienie czerni i bieli. Taką przyszłość wieściła im magiczna anomalia? Wywrócony świat do góry nogami, z chaosem, który - jak zachłanny wąż - powoli trawił wszystko na swojej drodze? Skąd Grindewald posiadł moc, zdolną...do tak potężnego wybuchu...wszystkiego? Całkiem niedawno przypomniał sobie fragment jednej z gazet, w której cytowano przepowiednię starej wieszczki. Wielka jasność rzeczywiście pochłonęła świat. Zniszczyła wszystko co znane, tworząc zupełnie inną, szalenie niestabilną strukturę. Magia tętniła wszędzie, odzywając w najmniej odpowiednich rzeczach - Uważaj - zdołał kiwnąć głową w stronę kobiety i samemu wyciągnął różdżkę. Nową, tak niedawno zakupioną. Stara, która trwała przy nim tyle lat - zniknęła gdzieś w Hogwarckich lochach. Może to i dobrze. Odsunął chustę z ust i wysunął przed siebie nagrzaną (od mocy?) różdżkę z nadzieją, że strumień mrozu dotrze do buchającego kopca - Caeruleusio - i niech się dzieje (chaotyczna) wola magii. Jeśli nie, ich obecność mogła zostać bardzo szybko odkryta. Nie tylko przez służby ministerstwa, a przez same, zapewne bardzo niespokojne smoki. Benjamin na pewno większość znał po imieniu. Szkoda, że nie było go razem z nimi, a jego wskazówki, mogły potem bardzo się przydać.
#1 'k100' : 100
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
- To nic. - syknęłam, kiedy już zdołałam wyrwać się z zesztywniałych objęć bólu. Nie chciałam, by moja nieporadność przysłoniła nam cel naszej dzisiejszej wyprawy. Zacisnęłam zęby i po kilku większych oddechach, ponownie byłam gotowa do dalszego działania.
Choć ból ustał, nadal odczuwałam nieprzyjemne pulsowanie w skroniach; oparzone przedramię również dawało się we znaki. Ruszylismy przed siebie - snop zaklęcia jaki wystrzelił z różdżki Samuela, celnie trafił w kopiec, powstrzymując buchającą srebrzystą lawe.
- Może będzie lepiej, jeśli pójdziesz przodem. - rzucilam w kierunku mężczyzny. Nie chciałam kryć się za jego plecami, jednak zdawał się mieć o wiele większe pojęcie o całej sprawie, niż ja. Nie brakowało mi determinacji ani odwagi, jednak czasem lepiej było pozwolić przejąć stery komuś innemu. Zaciskałam więc poparzone palce na jasnym drewnie, ostrożnie stawiając kolejne kroki za autorem. Wolałam nie popełniać już żadnych błędów - mogły kosztować więcej, niż poparzenia i ból głowy.
(Sam rzuca pierwszy! )
Kiwną głową, milczeniem zgadzając się na jej słowa. Kątem oka obserwował, jak mimo bólu prostuje się, wracając do wcześniejszej pozycji - Pójdę - potwierdził, wyprzedzać aurorkę, by kolejne kroki stawiać już po chrzęszczącej mieszance zmarzniętej lawy i kawałków łamanych drzew. Na tle ciemnego (czarnego) nieba, magiczny pagórek zdawał się iskrzyć złowieszczo. Mimo, że udało im się uspokoić buchającą z kopca, żrąca chmurę, to był początek ich przeprawy. Bez ustanku czuł drżenie powietrza, które wiło się, jak wąż w konwulsjach - to rażąc napływającym gdzieś z boku gorącem, to uderzając chłodem, które utorowało im drogę to źródła.
- Z bliska wygląda jeszcze gorzej - zsunął z ust chustę, by swobodniej komunikować się z idącą za nim kobietą. Zatrzymał się przed kopcem, przyglądając się sczerniałej ziemi, która bardziej przypominała złowieszcza odmianę, czarnomagicznego popiołu. Pod stopami chrzęściło coś, czego wolał nie odkopywać. Czy wszystkie smoki zdołały uniknąć szalejącego wybuchu? Jak na nie działały? Spotkanie potężnego gada w takich warunkach było piekielnie niebezpieczne...tylko w jakich było bezpieczne? Pradawne, szalenie inteligentne bestie nie każdemu dawały się okiełznać.
- No to, do dzieła - ostrożnie wysunął z zawiniętego w skórę pergaminu, który w kilku notatkach podpowiadał, jak działać, gdy w końcu trafią na źródło anomalii. Treść zdążył przejrzeć już kilkukrotnie, ale wyczuwalne pulsowanie, bijące od zastygłego (chwilowo?) kopca przypominało dosadnie, że mają trudne zadanie. Nie próbował zastanawiać się skąd czerpała wiedzę Bathilda, ale jej mądrość czasem przerażała. kto by pomyślał, że drobna staruszka nosiła w sobie tak ogromną moc?
240/240 PŻ
0/140 Naprawianie magii
'k100' : 100
Zastygła, mieniąca się odcieniami srebra lawa, chrzęszczała pod stopami. Wystający ponad inne wzniesienia pagórek faktycznie wyglądał groźnie, jakby zaklęcie którym został ugodzony było jedynie chwilowym rozwiązaniem. Uschnięte drzewa i krzewy były niczym obraz, wyciągnięty z horroru. Samuel miał rację, z bliska faktycznie wszystko wyglądało gorzej - nic nie przypominało już rezerwatu sprzed zaledwie kilku tygodni.
- To prawda - odparłam, stając tuż koło mężczyzny. Wzrokiem jednak znów przemierzałam tereny wokół nas, szukając jakichkolwiek oznak nadziei na przywrócenie tutejszej roślinności do życia. - Mam nadzieję, że większość smoków znalazła schronienie na czas lub chociażby nie była w pobliżu, kiedy to się stało - dodałam, a w moim głosie pobrzmiewała troska wymieszana z nutą przejęcia. Nigdy nie interesowałam się smokami bardziej niż powinnam, moja wiedza o tych stworzeniach nie wykraczała więc poza granice w których poruszał się każdy inny czarodziej, nie wykazujący się zbytnią ignorancją wobec tematów, które go nie interesowały. Nie musiałam jednak być ich zagorzałą fanką, żeby wiedzieć jaką ważne były dla całego czarodziejskiego świata. Smoki od zawsze budziły respekt i szacunek, te dumne, mistyczne zwierzęta jedynie w słabych ludziach budziły strach. Teraz jednak, kiedy ich populacja spadała a każdy osobnik był na wagę złota, każde podobne anomalie zagrażające ich życiu były dalekie od pożądanych. - Szkoda tylko, że to my zbieramy plony tego, kto zasiał to szaleństwo - rzuciłam nagle, a moja twarzy wykrzywiła się w lekkim grymasie. Magia nigdy sama z siebie nie poczyniłaby takich zniszczeń, jednak pod komendą jakiegoś szaleńca, jeszcze w swojej najgorszej odmianie, kto wie, być może zdolna była do jeszcze straszliwszych czynów. Pokręciłam ze zrezygnowaniem głową, przystępując parę kroków w kierunku bruneta. Chwilę wpatrywałam się w kawałek pergaminu, na którym zostały wyraźnie zapisane wskazówki, co do naszych dalszych poczynań, po czym oderwawszy wzrok od ciemnego atramentu, ponownie przeniosłam go na krajobraz. - No nic, spróbujmy przywrócić tu porządek.
160/220 PŻ
100/140 Naprawianie magii
'k100' : 14
Wskazówki, które otrzymali od Bathildy - musiały działać. Uśpione mrozem kopisko zdawało się mniej drżące, jak gasnący wulkan po wybuchu. Coś wciąż kotłowało się pod ich stopami, głęboko ukryte, ale nawet piekielne gorąco nie uderzało tak mocno.
Krajobraz się jednak nie zmienił, dawne, dzikie piękno nadal tonęło pod zwaliskiem popiołów i poczerniałych i zwalonych fragmentów drzew. Ziemia pod stopami była wysuszona na wiór, zlepiona zastygłą lawą i brzydkimi wybrzuszeniami, jak chorobowych wyprysków. Tak właściwie było. Rezerwat był chory, a oni podjęli się przywrócenia mu pierwotnego stanu - Większość na pewno... - odwrócił twarz w stronę aurorki, badawczo się jej przyglądając - Wright musiał zadbać, by te jego dzieci odsunąć od całego szaleństwa - i zapewne cierpieć, że sam się przyczynił do tej katastrofy. Zanim na powrót nasunął chustę na usta, kobieta odezwała się ponownie. Samuel przez moment milczał, starając się skupić na działaniu opisanym w notatkach - Szaleństwo zaczęło się dużo wcześniej - nasunął materiał na usta, ale wiedział, że była to marna ochrona przeciw unoszącym się coraz mocniej oparom. Ale sposób Profesor działał. Miała rację. Jak zawsze. I dlatego nie mógł się teraz zatrzymać. Nie mogli. Anomalia, chociaż chwilowo uśpiona wciąż nie dawała się całkiem zatrzymać. Kopiec jakby się zapadał, czarny dym przestał wypełniać powietrze nad nim, ale ziemia parowała, jakby dopiero zaczęła oddychać. Pozbyli się najbardziej widocznych objawów, ale magiczna trucizna musiała zalegać głębiej - Musimy znaleźć to zioło - znowu pozwolił ustom na swobodę, odsuwając materiał - ślinotrujka? - zostawił na końcu pytajnik, bo chociaż z aurorskie szkolenie obejmowało znajomość zielarstwa, nie był fachowcem - Powinna być wśród tych spalonych traw - Samuel zakręcił w bok, szukając małej roślinki. Musiała gdzieś tutaj być. Nachylił się, starając się wypatrzeć cel. Rezerwat musiał kiedyś być jej naturalnym siedliskiem. Tylko czy wśród wypalonej ziemi i zalegającej wciąż w niektórych miejscach lawy i unoszącego się coraz intensywniej oparu, była szansa na znalezienie konkretnego zioła? Musieli spróbować. Innego wyjścia nie było.
240/240 PŻ
I poziom zielarstwa (+5 do rzutu)
Naprawa magii:
(100+23*2) + (14+20*1/2)=146+24= 170/140
'k100' : 85