Wzgórza rezerwatu
AutorWiadomość
First topic message reminder :
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Wzgórza rezerwatu
Rozległe tereny rezerwatu rozciągają się także na pobliskie wzgórza. Cała przestrzeń trzech najbliższych wzniesień została odpowiednio zabezpieczona zarówno przed mugolami jak i przed nieproszonymi gośćmi, którzy mogliby zabłąkać się na te tereny. Potężne zaklęcia chronią Peak District, nie pozwalając dotrzeć na jego teren nikomu niepowołanemu: dostać się do rezerwatu można jedynie główną bramą, znajdującą się tuż przy głównych zabudowaniach. Stamtąd najszybciej przeteleportować się na wzgórza, choć większość pracowników woli po prostu - dla kondycji i możliwości przyglądania się zachwycającym okazom smoków - wejść na wzgórza, gdzie znajduje się punkt widokowy oraz miejsce żerowania trójogonów edalskich. One także nie mogą uciec poza teren wzgórza. Na swobodne loty wypuszczane są tylko osobniki wychowane w rezerwacie, czyli te, które nie sprawiają zagrożenia... chociaż i tak przebywanie tutaj podczas ich lotów nie należy do najbezpieczniejszych zadań a punkt widokowy, przeznaczony dla gości rezerwatu, chroniony jest silnymi zaklęciami.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 08.12.17 8:06, w całości zmieniany 1 raz
Prudence jak do tej pory nie mogła narzekać, na to, jak wyglądało jej życie. Przyszło jej się urodzić w rodzinie szlacheckiej, aczkolwiek nie czuła się ograniczona. Na jej nieszczęście czas płynął szybko i przekroczyła już pewien wiek.. w ich kręgach uznawana była za starą pannę, a jeśli tak dalej pójdzie już nikt się ją nie zainteresuje. Rodzina chciała dla niej dobrze, ale ona miała w życiu inne priorytety. Może niepotrzebnie? Nie potrafiłaby postępować inaczej, zbyt mocno uwielbiała się uczyć i poszerzać swoją wiedzę. Mogła sobie pozwolić na udział w wyprawach naukowych również dzięki temu, że urodziła się akurat w tym rodzie. Jej rodzina jak do tej pory wcale jej nie ograniczała, dostawała środki na to, by spełniać swoje marzenia. Nie mogła narzekać. Jak na ród szlachecki naprawdę na wiele jej pozwalali. Nawet jeśli chodziło o to głupie małżeństwo, po raz kolejny dostała szansę, aby mogła sama znaleźć sobie wybranka. Może nie miała na to nie wiadomo ile czasu, jednak mogła jeszcze coś wymyśleć. Aktualnie nie miała jeszcze żadnego pomysły, jak powinna rozegrać ten temat, ale czuła, że uda jej się wyjść z tego zwycięsko, oby się nie myliła, bo od tego zależała dalsza część jej życia. Nie zniosłaby egzystencji u boku jakiegoś nudnego szlachcica, zapewne uciekłaby wtedy w siną dal, nie przejmując się opinią innych.
Prudence od samego początku miała na siebie pomysł. Wiedziała, gdzie się chce znaleźć, miała zamiar spełnić swoje marzenia, z pomocą rodziny, czy bez. Nie mogła narzekać na brak wsparcia, wręcz przeciwnie rodzice zachęcali ją do tego, aby poszerzała horyzonty, wiedzieli bowiem, że nie są w stanie jej zatrzymać. Miała wiele szczęścia, że przyszła na świat akurat w rodzinie Macmillan. Nie mieli oni kija w tyłku jak większość rodów arystokratycznych. Była również dumna, że odważyli się postawić aktualnie panującemu reżimowi, nie zważając na konsekwencje. Anthony został przez to ścigany listem gończym, reszta musiała trzymać się na uboczu, jednak to wszystko było w dobrej sprawie. Mogła się trochę przemęczyć w cieniu, może brakowało jej wędrówek i przygody, ale wiedziała, że jest to spowodowane poczciwym celem, co nieco łagodziło jej podejście do sprawy. Były dni, kiedy miała ochotę uciec, udać się daleko w nieznane, jedna umiała się opamiętać. Nie powinna ryzykować życia głupimi zachciankami.
Kiedy mężczyzna się wyprostował dopiero zauważyła, jak wysoki jest. Była przyzwyczajona do tego, że większość osób nad nią górowała, nie miała z tym większego problemu. Musiała się pogodzić z tym, że natura nie obdarowała jej wzrostem jakoś specjalnie. Dlatego też nauczyła się nadrabiać charakterem, aby każdy zawsze mógł ją zauważyć. Nie miała innego wyjścia, jeśli chciała mieć coś do powiedzenia. Miała w sobie wiele odwagi, nie bała się wypowiadać na głos swojego, czasem kontrowersyjnego zdania. Była nieokrzesana, ale uważała to za swój atut. Rodzice często jej powtarzali, że czas najwyższy zacząć panować nad swoim językiem, jednak nie brała tego specjalnie do siebie. Nie przejmowała się tym, że komuś może się nie spodobać to co mówi.
Dopiero po chwili skierowała spojrzenie na jego twarz. Upewniła się tylko, że go nie zna. Wiedziała, że w rezerwacie może czuć się bezpieczna, więc tym razem nie reagowała nerwowo, wyjątkowo nie ścisnęła mocniej różdżki. Czuła się pewnie, w końcu w tym miejscu nikt nie powinien jej zrobić krzywdy. Astronomem?- powtórzyła z entuzjazmem. Tego się nie spodziewała! - Mogę zapytać jak pan wyznacza te miejsca? Nie spotkałam się jeszcze z takimi metodami, a brzmi to bardzo ciekawie. - Zainteresowała ją dziedzina w której się specjalizował, choć sama zupełnie nie miała o tym pojęcia. Może właśnie dzięki tej niewiedz wydawało jej się to takie fascynujące? Wykorzystywała każdą okazję do nauczenia się czegoś nowego. - W czym tkwi problem? Zapewne nie mogę w żaden sposób panu pomóc, wszak jestem laikiem, ale może kiedy zacznie pan opowiadać nasunie się jakieś rozwiązanie? - wiedziała po sobie, że czasem warto głośno myśleć, bo wtedy pojawiały się zupełnie nowe myśli. Na twarzy Prudence pojawił się promienny uśmiech, widać po niej było, że naprawdę zainteresowała się tematem, który rozpoczął mężczyzna. Nie spodziewała się, że spotka tu dzisiaj kogoś takiego. - Ach tak, jestem tu częstym gościem, jednak smoki nie są moją dziedziną. W czasach jak te jednak korzystam z tego, co jest obok. Ostatnio nie mogę sobie pozwalać na dalekie wyprawy. Tak naprawdę nie mam konkretnego celu, także nie ma mi pan w czym przeszkadzać. Muszę jednak przyznać, że bardzo zaciekawił mnie temat pańskich obserwacji, mam nadzieję, że to ja pana nie niepokoję i nie przeszkadzam w pracy. - Nie dało się nie zauważyć jej entuzjazmu. Słowotok wylał się z jej ust. Towarzystwa nigdy zbyt wiele, szczególnie naukowców! Brakowało jej dyskusji z nowopoznanymi osobami, może stąd wynikło to zainteresowanie.
Prudence od samego początku miała na siebie pomysł. Wiedziała, gdzie się chce znaleźć, miała zamiar spełnić swoje marzenia, z pomocą rodziny, czy bez. Nie mogła narzekać na brak wsparcia, wręcz przeciwnie rodzice zachęcali ją do tego, aby poszerzała horyzonty, wiedzieli bowiem, że nie są w stanie jej zatrzymać. Miała wiele szczęścia, że przyszła na świat akurat w rodzinie Macmillan. Nie mieli oni kija w tyłku jak większość rodów arystokratycznych. Była również dumna, że odważyli się postawić aktualnie panującemu reżimowi, nie zważając na konsekwencje. Anthony został przez to ścigany listem gończym, reszta musiała trzymać się na uboczu, jednak to wszystko było w dobrej sprawie. Mogła się trochę przemęczyć w cieniu, może brakowało jej wędrówek i przygody, ale wiedziała, że jest to spowodowane poczciwym celem, co nieco łagodziło jej podejście do sprawy. Były dni, kiedy miała ochotę uciec, udać się daleko w nieznane, jedna umiała się opamiętać. Nie powinna ryzykować życia głupimi zachciankami.
Kiedy mężczyzna się wyprostował dopiero zauważyła, jak wysoki jest. Była przyzwyczajona do tego, że większość osób nad nią górowała, nie miała z tym większego problemu. Musiała się pogodzić z tym, że natura nie obdarowała jej wzrostem jakoś specjalnie. Dlatego też nauczyła się nadrabiać charakterem, aby każdy zawsze mógł ją zauważyć. Nie miała innego wyjścia, jeśli chciała mieć coś do powiedzenia. Miała w sobie wiele odwagi, nie bała się wypowiadać na głos swojego, czasem kontrowersyjnego zdania. Była nieokrzesana, ale uważała to za swój atut. Rodzice często jej powtarzali, że czas najwyższy zacząć panować nad swoim językiem, jednak nie brała tego specjalnie do siebie. Nie przejmowała się tym, że komuś może się nie spodobać to co mówi.
Dopiero po chwili skierowała spojrzenie na jego twarz. Upewniła się tylko, że go nie zna. Wiedziała, że w rezerwacie może czuć się bezpieczna, więc tym razem nie reagowała nerwowo, wyjątkowo nie ścisnęła mocniej różdżki. Czuła się pewnie, w końcu w tym miejscu nikt nie powinien jej zrobić krzywdy. Astronomem?- powtórzyła z entuzjazmem. Tego się nie spodziewała! - Mogę zapytać jak pan wyznacza te miejsca? Nie spotkałam się jeszcze z takimi metodami, a brzmi to bardzo ciekawie. - Zainteresowała ją dziedzina w której się specjalizował, choć sama zupełnie nie miała o tym pojęcia. Może właśnie dzięki tej niewiedz wydawało jej się to takie fascynujące? Wykorzystywała każdą okazję do nauczenia się czegoś nowego. - W czym tkwi problem? Zapewne nie mogę w żaden sposób panu pomóc, wszak jestem laikiem, ale może kiedy zacznie pan opowiadać nasunie się jakieś rozwiązanie? - wiedziała po sobie, że czasem warto głośno myśleć, bo wtedy pojawiały się zupełnie nowe myśli. Na twarzy Prudence pojawił się promienny uśmiech, widać po niej było, że naprawdę zainteresowała się tematem, który rozpoczął mężczyzna. Nie spodziewała się, że spotka tu dzisiaj kogoś takiego. - Ach tak, jestem tu częstym gościem, jednak smoki nie są moją dziedziną. W czasach jak te jednak korzystam z tego, co jest obok. Ostatnio nie mogę sobie pozwalać na dalekie wyprawy. Tak naprawdę nie mam konkretnego celu, także nie ma mi pan w czym przeszkadzać. Muszę jednak przyznać, że bardzo zaciekawił mnie temat pańskich obserwacji, mam nadzieję, że to ja pana nie niepokoję i nie przeszkadzam w pracy. - Nie dało się nie zauważyć jej entuzjazmu. Słowotok wylał się z jej ust. Towarzystwa nigdy zbyt wiele, szczególnie naukowców! Brakowało jej dyskusji z nowopoznanymi osobami, może stąd wynikło to zainteresowanie.
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
W Hogwarcie spotkał się z wieloma charakterami dzieci - tymi bardziej buntowniczymi i tymi bardziej spokojnymi. Tymi wywarzonymi i tymi skrajnymi. Nie wszystkie odnajdywały się w rzeczywistości, w której przyszło im żyć i wcale się nie dziwił. Niezależnie od wieku, płci czy pochodzenia każdy młody człowiek przeżywał kryzys oraz wątpliwości co do zasadności własnego istnienia. Własnego tu i teraz. Rozumiał to. Naprawdę doskonale to rozumiał, bo chociaż dawno już przestał być dzieckiem, mieszane uczucia wciąż tam były i powodowały zamęt w wymęczonym bólem umyśle profesora. Zdewastowany do granic możliwości trzymał się jednak ostatkiem sił, wiedząc, że to nie dla swojego dobra musiał iść dalej. To nie on sam był priorytetem własnych działań, lecz we wszystkim, w tym wszystkim chodziło jedynie o jego synów. O jego dzieci oraz całą resztę młodego pokolenia, które nie było w stanie bronić się przed okrutnym systemem wdzierającym się do ich żyć, umysłów i starającym się kontrolować to, co wciąż było tak delikatne i podatne na sugestie. Widział wszak jak nienawiść sączona przez propagandę oraz błędy rodziców niszczyła przyzwyczajonych do ostrych zasad uczniów oraz uczennice. Jak powtarzali oni slogany bez zrozumienia, co tak naprawdę głosiły. Miał więc bronić nie tylko mugolaków, potomków promugolskich rodzin, ale też te z dzieci, które były narażone na stanie się nienawistnymi. Więc tłumaczył, rozmawiał, chciał objaśnić, przedstawić drugą stronę. Nie było to zbyt łatwe, ale nie było też trudne. Szczególnie gdy patrzył, iż pod swoje skrzydła przyjął tak wiele dzieci z rodów, wydawać by się mogło, mających sprzeczne wartości z jego własnymi. Alix. Marine. Evandra. Nephthys i jej siostry. One chciały wiedzieć więcej, chciały pożądać rozumowania oraz inteligencji. Chciały sięgać dalej i bić się z własnymi, filozoficznymi przemyśleniami. On im na to pozwalał, bo przecież praca nauczyciela nie kończyła się wraz z zakończeniem zajęć. Był opiekunem, wychowawcą. Czasami zdarzało się, że musiał być również ojcem umiejącym wskazać bezlitośnie błędy, ale też doceniającym wysiłki oraz nagradzającym osiągnięcia. Młode umysły były niesamowite.
Stojąc przed nieznajomą czarownicą, nie posądzał ją o nic. Nie oceniał, wiedząc, że jedynie czas mógł pokazać, kim była. Czas i ona sama. Dlatego gdy zdziwiła się na wyjawienie jego profesji, uśmiechnął się niezauważenie, rozumiejąc, że daleka była jej wiedza z zakresu nieba i kosmosu. Nawykł wszak już do bycia osobą publiczną. Do zaczepiania na ulicy przez całkowicie nieznanych mu ludzi. Do zadawania pytań, do rozmów z kimś, kto go znał, lecz kogo on nie znał wcale. Nigdy mu to nie przeszkadzało. A przynajmniej do momentu, gdy twarz jego żony zawisła na listach gończych, bo wiedział, co miało nadejść. Dlatego też miło było przynajmniej dla kogoś być nieznaną sylwetką i zachować prywatność. Nie martwić się o niezręczne pytania, które miały prawo zostać zadane w związku z jego sytuacją. Ona jednak mówiła dalej, gdy on milczał. I pozwalał jej na to. Bo dlaczego by nie. Nie wiedziała tylko, że wpadała we własną pułapkę, gdy pytała go o pracę. - Naprawdę chce pani to usłyszeć? - spytał, unosząc brwi i patrząc na kobietę przed sobą z pewnym zaintrygowaniem. Jeśli miał naprawdę powiedzieć jej, jak się za to zabierał, mogli spędzić wiele czasu na tłumaczeniach, rozjaśnieniach, bo przecież Jayden uwielbiał swoją pracę. I przy okazji był nauczycielem. Rozjaśnianie niewiadomej było wpisane w jego specjalizację. Obawiał się więc, że minie dużo czasu, zanim dotrą do końca, ale równocześnie... Może faktycznie przechodząc każdy krok od postaw, byłby w stanie nakreślić, gdzie został popełniony błąd. - To może trochę potrwać - dodał, ale jego rozmówczyni nie wyglądała wcale na wystraszoną. Skapitulował więc, jednak zamiast wrócić na swoje miejsce, przywołał zaklęciem przyrządy i pomoce, które zostawił na skale i zaprosił gestem czarownicę kawałek dalej, gdzie przy punkcie widokowym znajdowały się drewniany stół i ławki. Jayden ruchem różdżki oczyścił meble z brudu i zaczął rozkładać najistotniejsze pergaminy, biorąc pióro w dłoń i siadając u boku kobiety. Zostawił jej jednak odpowiedni dystans, nie zamierzając łamać zasad oraz nie chcąc, by czuła się niezręcznie. Z łatwością mógł jednak wyczuć słodkawo-orzeźwiający zapach jej perfum, których aromat otaczał damską sylwetkę. Szybko jednak wrócił do zadania - skoro miał jej tłumaczyć wszystko od podstaw, zamierzał również obliczać jeszcze raz słup magiczny dla tego pechowego miejsca, które męczył już kilka godzin. Upewnił się, że jego towarzyszka była gotowa i mógł zaczynać rozrysowywać własne słowa na pergaminie w postaci schematu. A było tego całkiem sporo... - To, czym się teraz zajmuję, to teoria przepuszczalności. Jej podstawą jest przekształcenie Huxleya lub transformacja Huxleya. Obie nazwy są poprawne. Jej podłoże zaczyna się w czasoprzestrzeni. A czasoprzestrzeń to zbiór wydarzeń czasoprzestrzennych, które nie są niczym innym, jak krótkotrwałymi zjawiskami zachodzącymi w niewielkim obszarze przestrzeni. Chociażby fakt, że się pani do mnie zbliżyła. Że przeszliśmy stamtąd tutaj - zrobiła to pani w określonym czasie oraz położeniu. Pani ruch stał się więc wydarzeniem czasoprzestrzennym tworzącym część czasoprzestrzeni. - Zamilkł, chcąc, aby każde z jego słów zostało zrozumianych - nie spieszył się z wyjaśnieniami, bo przecież robił to od lat. - Na teorię przepuszczalności składa się więc przekształcenie liniowe przestrzeni Huxleya, o której mówiłem. Przekształcenie liniowe jest już zaawansowaną numerologią, dlatego nie będę tego tłumaczył, ale chodzi w skrócie o przełożenie założeń w ciąg liczb. Istotne jest, że przestrzeń Huxleya traktuje czas jako jeden z wymiarów czterowymiarowej przestrzeni, w którą włącza także trzy wymiary trójwymiarowej przestrzeni fizycznej - długość, szerokość i głębokość. - Mówił dalej, rozrysowując cztery wymiary, chcąc wspomóc pracującą wyobraźnię siedzącej obok kobiety. - Reasumując - teoria przepuszczalności jest zatem przekształceniem liniowym przestrzeni Huxleya umożliwiającym obliczenie wielkości fizycznych w poruszającym się układzie odniesienia, jeśli wielkości te znane są w danym układzie. To już czysta geometria czasoprzestrzeni. - Odsunął pióro od pergaminu, łapiąc się na tym, że chyba nie do końca ostatni fragment mógł być zrozumiany, podczas gdy on rozkładał na czynniki dalej swoje zadanie powierzone mu przez Elrica. Zerknął na czarownicę, kontrolując jej skupienie i zaraz uśmiechnął się do niej przepraszająco. - Wybacz. Czasami za bardzo motam - wyjaśnił, czując zmieszanie. To chyba było zdecydowanie za wiele, ale przecież był to dopiero sam początek...
Stojąc przed nieznajomą czarownicą, nie posądzał ją o nic. Nie oceniał, wiedząc, że jedynie czas mógł pokazać, kim była. Czas i ona sama. Dlatego gdy zdziwiła się na wyjawienie jego profesji, uśmiechnął się niezauważenie, rozumiejąc, że daleka była jej wiedza z zakresu nieba i kosmosu. Nawykł wszak już do bycia osobą publiczną. Do zaczepiania na ulicy przez całkowicie nieznanych mu ludzi. Do zadawania pytań, do rozmów z kimś, kto go znał, lecz kogo on nie znał wcale. Nigdy mu to nie przeszkadzało. A przynajmniej do momentu, gdy twarz jego żony zawisła na listach gończych, bo wiedział, co miało nadejść. Dlatego też miło było przynajmniej dla kogoś być nieznaną sylwetką i zachować prywatność. Nie martwić się o niezręczne pytania, które miały prawo zostać zadane w związku z jego sytuacją. Ona jednak mówiła dalej, gdy on milczał. I pozwalał jej na to. Bo dlaczego by nie. Nie wiedziała tylko, że wpadała we własną pułapkę, gdy pytała go o pracę. - Naprawdę chce pani to usłyszeć? - spytał, unosząc brwi i patrząc na kobietę przed sobą z pewnym zaintrygowaniem. Jeśli miał naprawdę powiedzieć jej, jak się za to zabierał, mogli spędzić wiele czasu na tłumaczeniach, rozjaśnieniach, bo przecież Jayden uwielbiał swoją pracę. I przy okazji był nauczycielem. Rozjaśnianie niewiadomej było wpisane w jego specjalizację. Obawiał się więc, że minie dużo czasu, zanim dotrą do końca, ale równocześnie... Może faktycznie przechodząc każdy krok od postaw, byłby w stanie nakreślić, gdzie został popełniony błąd. - To może trochę potrwać - dodał, ale jego rozmówczyni nie wyglądała wcale na wystraszoną. Skapitulował więc, jednak zamiast wrócić na swoje miejsce, przywołał zaklęciem przyrządy i pomoce, które zostawił na skale i zaprosił gestem czarownicę kawałek dalej, gdzie przy punkcie widokowym znajdowały się drewniany stół i ławki. Jayden ruchem różdżki oczyścił meble z brudu i zaczął rozkładać najistotniejsze pergaminy, biorąc pióro w dłoń i siadając u boku kobiety. Zostawił jej jednak odpowiedni dystans, nie zamierzając łamać zasad oraz nie chcąc, by czuła się niezręcznie. Z łatwością mógł jednak wyczuć słodkawo-orzeźwiający zapach jej perfum, których aromat otaczał damską sylwetkę. Szybko jednak wrócił do zadania - skoro miał jej tłumaczyć wszystko od podstaw, zamierzał również obliczać jeszcze raz słup magiczny dla tego pechowego miejsca, które męczył już kilka godzin. Upewnił się, że jego towarzyszka była gotowa i mógł zaczynać rozrysowywać własne słowa na pergaminie w postaci schematu. A było tego całkiem sporo... - To, czym się teraz zajmuję, to teoria przepuszczalności. Jej podstawą jest przekształcenie Huxleya lub transformacja Huxleya. Obie nazwy są poprawne. Jej podłoże zaczyna się w czasoprzestrzeni. A czasoprzestrzeń to zbiór wydarzeń czasoprzestrzennych, które nie są niczym innym, jak krótkotrwałymi zjawiskami zachodzącymi w niewielkim obszarze przestrzeni. Chociażby fakt, że się pani do mnie zbliżyła. Że przeszliśmy stamtąd tutaj - zrobiła to pani w określonym czasie oraz położeniu. Pani ruch stał się więc wydarzeniem czasoprzestrzennym tworzącym część czasoprzestrzeni. - Zamilkł, chcąc, aby każde z jego słów zostało zrozumianych - nie spieszył się z wyjaśnieniami, bo przecież robił to od lat. - Na teorię przepuszczalności składa się więc przekształcenie liniowe przestrzeni Huxleya, o której mówiłem. Przekształcenie liniowe jest już zaawansowaną numerologią, dlatego nie będę tego tłumaczył, ale chodzi w skrócie o przełożenie założeń w ciąg liczb. Istotne jest, że przestrzeń Huxleya traktuje czas jako jeden z wymiarów czterowymiarowej przestrzeni, w którą włącza także trzy wymiary trójwymiarowej przestrzeni fizycznej - długość, szerokość i głębokość. - Mówił dalej, rozrysowując cztery wymiary, chcąc wspomóc pracującą wyobraźnię siedzącej obok kobiety. - Reasumując - teoria przepuszczalności jest zatem przekształceniem liniowym przestrzeni Huxleya umożliwiającym obliczenie wielkości fizycznych w poruszającym się układzie odniesienia, jeśli wielkości te znane są w danym układzie. To już czysta geometria czasoprzestrzeni. - Odsunął pióro od pergaminu, łapiąc się na tym, że chyba nie do końca ostatni fragment mógł być zrozumiany, podczas gdy on rozkładał na czynniki dalej swoje zadanie powierzone mu przez Elrica. Zerknął na czarownicę, kontrolując jej skupienie i zaraz uśmiechnął się do niej przepraszająco. - Wybacz. Czasami za bardzo motam - wyjaśnił, czując zmieszanie. To chyba było zdecydowanie za wiele, ale przecież był to dopiero sam początek...
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Prudence uważała warto korzystać z sytuacji, które los stawiał jej na drodze. Zawsze chętnie dowiadywała się czegoś nowego, gdy tyko miała sposobność. Nie zamierzała więc tym razem postępować inaczej, szczególnie, że ostatnio nie spotykała zbyt wielu osobowości, które mogły jej przekazać coś zupełnie nowego. Także dzień rozpoczął jej się dzisiaj wyjątkowo dobrze, była zadowolona, że pojawia się w rezerwacie akurat w tym czasie. Miała jedynie nadzieję, że nie przeszkadza mężczyźnie w pracy, nie lubiła bowiem się narzucać. Dobrze się również złożyło, że nie wiedział kim jest, wydawało jej się, że dzięki temu nie była traktowana z przymrużeniem oka. Miała wrażenie, że przez swoje pochodzenie często była uważana za głupią panienkę z dobrego domu, a chciała tego uniknąć, gdy tylko mogła. Ceniła sobie uczonych, bo wiedziała, że dzięki nim świat mknie do przodu.
Pomimo swojego wieku, nie należała w końcu do najmłodszych nigdy nie zamykała się na wiedzę. Uważała, że człowiek uczy się całe życie. Niby znalazła swoją priorytetową dziedzinę, ale nie mogła się jedynie do niej ograniczać, powinna posiadać wiedzę z każdej dziedziny, nie można się zamykać na informacje, które były na wyciągnięcie ręki. W końcu skąd wiadomo, że ścieżka którą wybrała jest jedyną słuszną, może jeszcze w przyszłości będzie chciała wyspecjalizować się w innej dziedzinie. Nawet jeśli teraz wydawało jej się, że już wie co chce robić, może kiedyś mieć ochotę zmienić zdanie. Także gdy tylko mogła korzystała z możliwości poszerzania horyzontów.
Dzień się dopiero zaczął, także mięli dużo czasu, aby wyjaśnił jej, czym się zajmuje. Oczywiście o ile będzie miał chęć. - Naprawdę, zawsze chętnie posłucham kogoś z pasją! - rzekła z uśmiechem na twarzy. Wydawało jej się to oczywiste. Chyba każdy zareagowałby podobnie? Nie miała pojęcia, że jest nauczycielem i że czeka ją prawdziwy wykład. Gdyby tylko to wiedziała zapewne jeszcze bardziej z entuzjazmem podeszłaby do tej sytuacji. Wiedziała bowiem, że znalezienie dobrego profesora to trudne wyzwanie. Nie każdy mia cierpliwość i potrafił tłumaczyć.
- Oczywiście o ile ma pan czas i chęci, zaskoczyłam pana tutaj w pracy, nie chciałabym przeszkadzać i zrozumiem jeśli nie miałby pan ochoty opowiedzieć mi o tym w tym momencie. - Rzekła z uśmiechem na twarzy. Nie miałaby mu za złe, gdyby nie chciał w tym momencie wytłumaczyć jej czym się zajmuje. W końcu pojawia się tutaj znikąd, zaskoczyła go, a miał pewnie zaplanowany dzień. - Dzień się dopiero zaczął, mam dużo czasu, nie wiem jak pan, zapewne obowiązki naglą, nie chciałabym się narzucać. - po raz kolejny podkreśliła, że nie chce mu przeszkadzać. Naprawdę nie chciała zostać odebrana jako osoba, która niepokoi go podczas pracy. Z drugiej jednak strony, kiedy tak rozmawiali wydawało jej się, że ma ochotę się tym podzielić. Czyżby dobrze się złożyło?
Obserwowała mężczyznę, kiedy przywołał do nich swoje pomocnicze przedmioty. Nie do końca wiedziała czego się spodziewać, umysł miała jednak czysty i gotowy na przyswajanie informacji. Na świeżym powietrzu jakoś łatwiej jej to przychodziło. - Prawie jak w szkole, szkoda, że tak mało lekcji mięliśmy na świeżym powietrzu, mam wrażenie, że wtedy nauka byłaby przyjemniejsza. - Odparła po czym usiadła przy biurku. Zupełnie nie przeszkadzała jej bliskość obcego mężczyzny, dystans został zachowany, jednak ona pewnie nie czułaby się nieswojo, gdyby było inaczej. Szczególnie jeśli chodziło o naukę. Nie przejmowała się konwenansami, nie uważała aby były istotne kiedy w grę wchodziła możliwość poszerzenia swojej wiedzy. Uważnie go obserwowała, kiedy zaczął coś rysować na pergaminie. Ciekawe, czy uda się jej cokolwiek z tego zrozumieć. Nie ma co ukrywać, że panna Macmillan nie była specjalnie dobra z numerologii, czy astronomii, zdecydowanie inne przedmioty były jej bliskie. - Czyli wszystko, co się dzieje w danej chwili tworzy czasoprzestrzeń? - Spojrzała na niego pytająco. Brzmiało to, jak na razie całkiem logicznie. - Przekształcenie liniowe.. - powtórzyła niepewnie. No to się chyba zaczęły schody. - Właściwie do czego się używa tej teorii, czy można coś zmieniać w tym co się już wydarzyło? Czy raczej chodzi o to, co dopiero będzie? - zastanawiało ją po co właściwie się to liczy. Musiał być jakiś powód. No i co ma to wspólnego ze smoczym rezerwatem? W końcu nie bez powodu Vane znalazł się właśnie tutaj.
Prudence była skupiona miała zmrużone oczy, widać było, że przetrawia to wszystko i próbuje sobie ułożyć w głowie uzyskane informacje. Nie do końca jeszcze wiedziała, o co chodzi, będzie musiała to na spokojnie przetrawić. - Nie, nie mota Pan. Tylko zastanawia się mnie, co ma to wspólnego z rezerwatem. Jak można to stosować praktycznie. Nie ukrywam, że liczby nigdy nie były moją mocną stroną. - uśmiechnęła się nieśmiało.
Pomimo swojego wieku, nie należała w końcu do najmłodszych nigdy nie zamykała się na wiedzę. Uważała, że człowiek uczy się całe życie. Niby znalazła swoją priorytetową dziedzinę, ale nie mogła się jedynie do niej ograniczać, powinna posiadać wiedzę z każdej dziedziny, nie można się zamykać na informacje, które były na wyciągnięcie ręki. W końcu skąd wiadomo, że ścieżka którą wybrała jest jedyną słuszną, może jeszcze w przyszłości będzie chciała wyspecjalizować się w innej dziedzinie. Nawet jeśli teraz wydawało jej się, że już wie co chce robić, może kiedyś mieć ochotę zmienić zdanie. Także gdy tylko mogła korzystała z możliwości poszerzania horyzontów.
Dzień się dopiero zaczął, także mięli dużo czasu, aby wyjaśnił jej, czym się zajmuje. Oczywiście o ile będzie miał chęć. - Naprawdę, zawsze chętnie posłucham kogoś z pasją! - rzekła z uśmiechem na twarzy. Wydawało jej się to oczywiste. Chyba każdy zareagowałby podobnie? Nie miała pojęcia, że jest nauczycielem i że czeka ją prawdziwy wykład. Gdyby tylko to wiedziała zapewne jeszcze bardziej z entuzjazmem podeszłaby do tej sytuacji. Wiedziała bowiem, że znalezienie dobrego profesora to trudne wyzwanie. Nie każdy mia cierpliwość i potrafił tłumaczyć.
- Oczywiście o ile ma pan czas i chęci, zaskoczyłam pana tutaj w pracy, nie chciałabym przeszkadzać i zrozumiem jeśli nie miałby pan ochoty opowiedzieć mi o tym w tym momencie. - Rzekła z uśmiechem na twarzy. Nie miałaby mu za złe, gdyby nie chciał w tym momencie wytłumaczyć jej czym się zajmuje. W końcu pojawia się tutaj znikąd, zaskoczyła go, a miał pewnie zaplanowany dzień. - Dzień się dopiero zaczął, mam dużo czasu, nie wiem jak pan, zapewne obowiązki naglą, nie chciałabym się narzucać. - po raz kolejny podkreśliła, że nie chce mu przeszkadzać. Naprawdę nie chciała zostać odebrana jako osoba, która niepokoi go podczas pracy. Z drugiej jednak strony, kiedy tak rozmawiali wydawało jej się, że ma ochotę się tym podzielić. Czyżby dobrze się złożyło?
Obserwowała mężczyznę, kiedy przywołał do nich swoje pomocnicze przedmioty. Nie do końca wiedziała czego się spodziewać, umysł miała jednak czysty i gotowy na przyswajanie informacji. Na świeżym powietrzu jakoś łatwiej jej to przychodziło. - Prawie jak w szkole, szkoda, że tak mało lekcji mięliśmy na świeżym powietrzu, mam wrażenie, że wtedy nauka byłaby przyjemniejsza. - Odparła po czym usiadła przy biurku. Zupełnie nie przeszkadzała jej bliskość obcego mężczyzny, dystans został zachowany, jednak ona pewnie nie czułaby się nieswojo, gdyby było inaczej. Szczególnie jeśli chodziło o naukę. Nie przejmowała się konwenansami, nie uważała aby były istotne kiedy w grę wchodziła możliwość poszerzenia swojej wiedzy. Uważnie go obserwowała, kiedy zaczął coś rysować na pergaminie. Ciekawe, czy uda się jej cokolwiek z tego zrozumieć. Nie ma co ukrywać, że panna Macmillan nie była specjalnie dobra z numerologii, czy astronomii, zdecydowanie inne przedmioty były jej bliskie. - Czyli wszystko, co się dzieje w danej chwili tworzy czasoprzestrzeń? - Spojrzała na niego pytająco. Brzmiało to, jak na razie całkiem logicznie. - Przekształcenie liniowe.. - powtórzyła niepewnie. No to się chyba zaczęły schody. - Właściwie do czego się używa tej teorii, czy można coś zmieniać w tym co się już wydarzyło? Czy raczej chodzi o to, co dopiero będzie? - zastanawiało ją po co właściwie się to liczy. Musiał być jakiś powód. No i co ma to wspólnego ze smoczym rezerwatem? W końcu nie bez powodu Vane znalazł się właśnie tutaj.
Prudence była skupiona miała zmrużone oczy, widać było, że przetrawia to wszystko i próbuje sobie ułożyć w głowie uzyskane informacje. Nie do końca jeszcze wiedziała, o co chodzi, będzie musiała to na spokojnie przetrawić. - Nie, nie mota Pan. Tylko zastanawia się mnie, co ma to wspólnego z rezerwatem. Jak można to stosować praktycznie. Nie ukrywam, że liczby nigdy nie były moją mocną stroną. - uśmiechnęła się nieśmiało.
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Vane właśnie to zarzucał współczesnemu światu - brak przywiązania do wiedzy, a opieranie się jedynie na własnych emocjach oraz przekonaniach. Wiele cudzych prawd, które nijak nie miały odniesienia w rzeczywistości. Ludzkość żyła w kłamstwach uplecionych skrupulatnie przez tych, którzy krzyczeli najgłośniej, a nie tych, którzy w spokoju i trosce chcieli ujawnić sekrety w podzięce za stworzenie Wszechrzeczy. Stawiano nie na dialog, ale wrzawę i harmider. Nie liczyła się racja, z której można było budować mosty, a agresja mająca sprzedać prywatne intencje. Patrząc na aktualną sytuację, widać było to lepiej niż wcześniej. Oszustwa oraz promowanie badań, teorii, które zgadzały się ze stroną finansującą. Jak to możliwe, że istniały dwie prawdziwe dewizy naukowe przeczące sobie nawzajem? Nie. Jeśli miał być sam w swoim przekonaniu i walce, trudno, ale nie zamierzał się uginać. Daleko było mu do zwolennika Ministerstwa, tak samo jak nie wspierał Zakonu Feniksa - tak jak robił to dyrektor Dippet - odrzucając ideologię oraz działania obu frakcji. Nie stawał po żadnej ze stron, wyznając tylko jedną zasadę rządzącą światem i była nią prawda mająca swoje oblicze w nauce.
- Nie, skądże. I tak muszę obliczyć to raz jeszcze - skwitował krótko, delikatnie wzruszając ramionami, gdy czarownica poruszyła temat jego chęci oraz czasu, jaki mógł jej poświęcić. Nie kłamał. Przecież musiał ustalić odpowiednio tę trzecią lokację tak czy inaczej, a powtarzając materiał, mógł odkryć anomalię, jaka nie pozwalała zamknąć swojego zadania. Słysząc komentarz o lekcjach na świeżym powietrzu, nie potrafił nie zareagować. - Nie miała pani zajęć z astronomii prowadzonych w ten sposób? - O opiekę nad magicznymi stworzeniami czy latanie nie pytał - w końcu były one oczywistymi przedmiotami przypisanymi z samego istnienia otwartej przestrzeni. Zaraz jednak wskoczył w tryb wyjaśnień oraz wysłuchiwania pytań, które na pewno paść miały. Skinął głowy, słysząc pierwszą wątpliwość. - Wszystko. I nie tylko to, co znajduje się na Ziemi. To, co mija Solaris. To, co oddycha gorącym powietrzem kosmicznych wulkanów. To, co unosi się w Wielkiej Pustce w Wolarzu. Nawet względny bezruch jest ruchem. - W końcu to, że oni siedzieli na ławce, nie oznaczało, że nie byli układem odniesienia dla przelatującego smoka lub krążącej bez ustanku wokół swej osi kuli ziemskiej. Kuli, która krążyła wokół gorejącego Słońca unoszącego się w niebycie galaktycznym. - I nie. Nie możemy zmienić przeszłości, chociaż to też paradoks iluzji czasu. Jednak wszystko niejako jest paradoksem. - A na to nie starczyłby nawet i tydzień wyjaśnień.
Tylko zastanawia się mnie, co ma to wspólnego z rezerwatem. Jak można to stosować praktycznie. Nie ukrywam, że liczby nigdy nie były moją mocną stroną.
- Proszę się nie martwić. Nie bez przyczyny mówi się, iż numerologia to najtrudniejsza z nauk i ich matka - najsurowsza, ale też najobfitsza. Znajdujemy ją wszak wszędzie - odparł, patrząc pocieszająco na młodszą czarownicę i chcą jej dodać otuchy. On wciąż uczył się i nigdy nie miał poprzestawać. Nie wyobrażał sobie wszak zatrzymać się w poznawaniu rzeczywistości. Zaraz jednak zaczął pokazywać jej na przykładzie aktualnego wyznaczania ostatniego z miejsc dla rezerwatu. - Tak jak mówiłem - potrzebujemy do teorii przepuszczalności transformacji Huxleya, czyli odpowiedniego zapisu liczb. Liczb, które odwzorują długość. - Stworzył więc jedną linię na pergaminie. - Szerokość. - Drugą. - Głębokość - Kolejną, wieńczącą rysunek prostopadłościanu. - Aby to wszystko umieścić w czasie - Ogarnął prostopadłościan kulą, zamykając wszystko w jednym cyklu. Jakie to miało przełożenie na rzeczywistość? Nachylił się lekko do przodu, przenosząc uwagę na zwoje leżące na polowym stole przed nimi. - Długość geograficzna - kontynuował, przenosząc koniec pióra na mapę nieba, by wskazać współrzędne odpowiadające za daną miarę. Następnie zrobił to samo z szerokością geograficzną, a później przeszedł do następnej jednostki. - Głębokość. - Tu wziął kolejną mapę nieboskłonu, tym razem umieszczając ją nad mapą terenów rezerwatu trójogonów edalskich. - Głębokość odpowiada odległości odpowiedniego punktu na Ziemi odpowiadającemu mu punktowi na niebie. Mówiąc bardzo ogólnikowo. - Zerknął na blondynkę i sprawdzając, czy rozumiała. - A to wszystko zamknięte w czasie - zakończył, wskazując na wschodzące słońce. - To wszystko pozwala mi na wybranie najlepszego miejsca w okolicy, gdzie, po określeniu tranzytu Wenus w aktualnym momencie, liczby będą najsolidniejsze. Oznacza to ni mniej, ni więcej, iż w tamtym obszarze magia nie jest blokowana przez ciśnienie atmosferyczne i dzięki temu jest silniejsza. Jak się okazało, smoki będą w stanie założyć tam gniazda. To niesamowite, że one robią to instynktownie, a ja... Cóż. Męczę się z tym na papierze - zaśmiał się krótko, dając sobie chwilę na zapisanie wszystkiego, czego chciał w odpowiednim równaniu. Miał nadzieję, że tym razem wszystko miało wyjść tak, jak powinno.
- Nie, skądże. I tak muszę obliczyć to raz jeszcze - skwitował krótko, delikatnie wzruszając ramionami, gdy czarownica poruszyła temat jego chęci oraz czasu, jaki mógł jej poświęcić. Nie kłamał. Przecież musiał ustalić odpowiednio tę trzecią lokację tak czy inaczej, a powtarzając materiał, mógł odkryć anomalię, jaka nie pozwalała zamknąć swojego zadania. Słysząc komentarz o lekcjach na świeżym powietrzu, nie potrafił nie zareagować. - Nie miała pani zajęć z astronomii prowadzonych w ten sposób? - O opiekę nad magicznymi stworzeniami czy latanie nie pytał - w końcu były one oczywistymi przedmiotami przypisanymi z samego istnienia otwartej przestrzeni. Zaraz jednak wskoczył w tryb wyjaśnień oraz wysłuchiwania pytań, które na pewno paść miały. Skinął głowy, słysząc pierwszą wątpliwość. - Wszystko. I nie tylko to, co znajduje się na Ziemi. To, co mija Solaris. To, co oddycha gorącym powietrzem kosmicznych wulkanów. To, co unosi się w Wielkiej Pustce w Wolarzu. Nawet względny bezruch jest ruchem. - W końcu to, że oni siedzieli na ławce, nie oznaczało, że nie byli układem odniesienia dla przelatującego smoka lub krążącej bez ustanku wokół swej osi kuli ziemskiej. Kuli, która krążyła wokół gorejącego Słońca unoszącego się w niebycie galaktycznym. - I nie. Nie możemy zmienić przeszłości, chociaż to też paradoks iluzji czasu. Jednak wszystko niejako jest paradoksem. - A na to nie starczyłby nawet i tydzień wyjaśnień.
Tylko zastanawia się mnie, co ma to wspólnego z rezerwatem. Jak można to stosować praktycznie. Nie ukrywam, że liczby nigdy nie były moją mocną stroną.
- Proszę się nie martwić. Nie bez przyczyny mówi się, iż numerologia to najtrudniejsza z nauk i ich matka - najsurowsza, ale też najobfitsza. Znajdujemy ją wszak wszędzie - odparł, patrząc pocieszająco na młodszą czarownicę i chcą jej dodać otuchy. On wciąż uczył się i nigdy nie miał poprzestawać. Nie wyobrażał sobie wszak zatrzymać się w poznawaniu rzeczywistości. Zaraz jednak zaczął pokazywać jej na przykładzie aktualnego wyznaczania ostatniego z miejsc dla rezerwatu. - Tak jak mówiłem - potrzebujemy do teorii przepuszczalności transformacji Huxleya, czyli odpowiedniego zapisu liczb. Liczb, które odwzorują długość. - Stworzył więc jedną linię na pergaminie. - Szerokość. - Drugą. - Głębokość - Kolejną, wieńczącą rysunek prostopadłościanu. - Aby to wszystko umieścić w czasie - Ogarnął prostopadłościan kulą, zamykając wszystko w jednym cyklu. Jakie to miało przełożenie na rzeczywistość? Nachylił się lekko do przodu, przenosząc uwagę na zwoje leżące na polowym stole przed nimi. - Długość geograficzna - kontynuował, przenosząc koniec pióra na mapę nieba, by wskazać współrzędne odpowiadające za daną miarę. Następnie zrobił to samo z szerokością geograficzną, a później przeszedł do następnej jednostki. - Głębokość. - Tu wziął kolejną mapę nieboskłonu, tym razem umieszczając ją nad mapą terenów rezerwatu trójogonów edalskich. - Głębokość odpowiada odległości odpowiedniego punktu na Ziemi odpowiadającemu mu punktowi na niebie. Mówiąc bardzo ogólnikowo. - Zerknął na blondynkę i sprawdzając, czy rozumiała. - A to wszystko zamknięte w czasie - zakończył, wskazując na wschodzące słońce. - To wszystko pozwala mi na wybranie najlepszego miejsca w okolicy, gdzie, po określeniu tranzytu Wenus w aktualnym momencie, liczby będą najsolidniejsze. Oznacza to ni mniej, ni więcej, iż w tamtym obszarze magia nie jest blokowana przez ciśnienie atmosferyczne i dzięki temu jest silniejsza. Jak się okazało, smoki będą w stanie założyć tam gniazda. To niesamowite, że one robią to instynktownie, a ja... Cóż. Męczę się z tym na papierze - zaśmiał się krótko, dając sobie chwilę na zapisanie wszystkiego, czego chciał w odpowiednim równaniu. Miał nadzieję, że tym razem wszystko miało wyjść tak, jak powinno.
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Prue miała swoje zdanie na temat nauki. Uważała, że warto zawsze poszerzać swoje horyzonty. Od małego kierowała się właśnie tym przekonaniem, nie bała się zadawać wielu pytań, oczekiwała odpowiedzi. Rodzice nie mięli z nią lekko, wręcz przeciwnie. Kiedy nauczyła się czytać zaczęła szukać informacji sama w książkach, z czasem jednak i to przestało wystarczać. Niemalże każda dziedzina potrafiła wzbudzić jej zainteresowanie. W Hogwarcie wykazywała się ciekawością i bystrością umysłu, dzięki czemu znalazła się wśród najlepszych uczniów na roku, no może tylko trochę wynikło to również z jej chęci do rywalizacji. Uwielbiała udowadniać, że dziewczęta są równie bystre, co chłopcy. Zostało jej to do dzisiaj, chętnie wdawała się w polemiki z mężczyznami, bowiem miała świadomość, że traktują kobiety z góry. Ogromną przyjemność sprawiało jej udowadnianie, że ogromnie się mylą. Może kobiet naukowców nie było zbyt wiele- jednak te, które poznała mogły pochwalić się równie bogatą wiedzą, co mężczyźni. Prue od małego uczyła się tolerancji. Nie zwracała zupełnie uwagi na czystość krwi towarzyszy swoich dyskusji, jakby od tego miała zależeć ich wiedza. Dużo bardziej imponował jej ich umysł, bez względu na to, czy byli mugolakami, czy czystokrwistymi, miała nieco inne standardy jeśli chodzi o ocenianie ludzi.
- Mam nadzieję, że uda się panu to obliczyć. - odparła z entuzjazmem. Życzyła mu samych sukcesów, jeszcze będzie mogła się pochwalić w przyszłości, że udzielał jej prywatnej lekcji! - Miałam, jednak nie było tego zbyt wiele z tego, co pamiętam. - próbowała wrócić do czasów Hogwartu, wspomnienia już się nieco rozmywały, wszak skończyła szkołę już jakiś czas temu. Faktycznie z tego, co jej się wydawało mięli kilka lekcji na świeżym powietrzu. - Jednak mogliby choć trochę więcej przedmiotów nauczać w ten sposób. Zresztą jestem zdania, że nauka najłatwiej przychodzi w praktyce. - w szkole uczono ich głównie teorii, co nie do końca jej się podobało, zdecydowanie przyjemniej było się uczyć wszystkiego w życiu. Z doświadczenia wiedziała, że zdecydowanie szybciej wtedy opanowywała umiejętności.
- To niesamowite.- Odparła z nieukrywanym entuzjazmem. Naprawdę zainteresował ją tym, co mówił. Brzmiało to niewiarygodnie. - Podziwiam, że udaje się panu cokolwiek odnaleźć w tej czasoprzestrzeni, nie brzmi to, jak coś łatwego. Skoro wszystko się tam znajduje.. - nie do końca rozumiała wzory i twierdzenia, jednak jej wyobraźnia nie miała granic, także w głowie widziała już obrazy tego, o czym opowiadał, brzmiało bardzo przytłaczająco.
Pokiwała głową, kiedy wypowiedział kolejne słowa. Wszystko niejako jest paradoksem. Może faktycznie wiele prawdy w tym było. - Tak, możemy znaleźć ją wszędzie, szkoda, że nie potrafię zbytnio z niej korzystać, może mogłaby i pomóc w mojej pracy. - Zastanowiła się przez moment. Skoro numerologia była wszędzie, na pewno miała również wpływ na morskie stworzenia, nie mogło być inaczej. Była jednak niedoświadczona w tej dziedzinie, nie wiedziałaby nawet, czego chce szukać i się dowiedzieć, ale brzmiało to dość ciekawie.
Nie odrywała wzroku od jego ręki, która rysowała linie na pergaminie. Próbował jej to wytłumaczyć całkiem prosto, być może jest nawet szansa, że coś z tej prywatnej lekcji zostanie w jej głowie! Wraz z kolejnymi informacjami, które rozrysowywał powoli zaczynała się gubić, było tego sporo, jednak próbowała zrozumieć ten cały system. - Potrafi Pan odkrywać takie rzeczy przy pomocy cyfr! To brzmi fascynująco. Ciekawe, jak to jest, że smoczy instynkt im podpowiada, gdzie powinny zakładać gniazda. Natura jest niezbadana i ogromnie interesująca. Podziwiam Pana, że ma chęć to wszystko liczyć i dochodzić do takich wniosków. - widać było, że temat spodobał się Prue, choć nie do końca go rozumiała.
- Mam nadzieję, że uda się panu to obliczyć. - odparła z entuzjazmem. Życzyła mu samych sukcesów, jeszcze będzie mogła się pochwalić w przyszłości, że udzielał jej prywatnej lekcji! - Miałam, jednak nie było tego zbyt wiele z tego, co pamiętam. - próbowała wrócić do czasów Hogwartu, wspomnienia już się nieco rozmywały, wszak skończyła szkołę już jakiś czas temu. Faktycznie z tego, co jej się wydawało mięli kilka lekcji na świeżym powietrzu. - Jednak mogliby choć trochę więcej przedmiotów nauczać w ten sposób. Zresztą jestem zdania, że nauka najłatwiej przychodzi w praktyce. - w szkole uczono ich głównie teorii, co nie do końca jej się podobało, zdecydowanie przyjemniej było się uczyć wszystkiego w życiu. Z doświadczenia wiedziała, że zdecydowanie szybciej wtedy opanowywała umiejętności.
- To niesamowite.- Odparła z nieukrywanym entuzjazmem. Naprawdę zainteresował ją tym, co mówił. Brzmiało to niewiarygodnie. - Podziwiam, że udaje się panu cokolwiek odnaleźć w tej czasoprzestrzeni, nie brzmi to, jak coś łatwego. Skoro wszystko się tam znajduje.. - nie do końca rozumiała wzory i twierdzenia, jednak jej wyobraźnia nie miała granic, także w głowie widziała już obrazy tego, o czym opowiadał, brzmiało bardzo przytłaczająco.
Pokiwała głową, kiedy wypowiedział kolejne słowa. Wszystko niejako jest paradoksem. Może faktycznie wiele prawdy w tym było. - Tak, możemy znaleźć ją wszędzie, szkoda, że nie potrafię zbytnio z niej korzystać, może mogłaby i pomóc w mojej pracy. - Zastanowiła się przez moment. Skoro numerologia była wszędzie, na pewno miała również wpływ na morskie stworzenia, nie mogło być inaczej. Była jednak niedoświadczona w tej dziedzinie, nie wiedziałaby nawet, czego chce szukać i się dowiedzieć, ale brzmiało to dość ciekawie.
Nie odrywała wzroku od jego ręki, która rysowała linie na pergaminie. Próbował jej to wytłumaczyć całkiem prosto, być może jest nawet szansa, że coś z tej prywatnej lekcji zostanie w jej głowie! Wraz z kolejnymi informacjami, które rozrysowywał powoli zaczynała się gubić, było tego sporo, jednak próbowała zrozumieć ten cały system. - Potrafi Pan odkrywać takie rzeczy przy pomocy cyfr! To brzmi fascynująco. Ciekawe, jak to jest, że smoczy instynkt im podpowiada, gdzie powinny zakładać gniazda. Natura jest niezbadana i ogromnie interesująca. Podziwiam Pana, że ma chęć to wszystko liczyć i dochodzić do takich wniosków. - widać było, że temat spodobał się Prue, choć nie do końca go rozumiała.
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Patrząc po własnych studentach, Jayden żałował jedynie, że aktualna rzeczywistość nie sprzyjała podjęciu próby zostania przy nauce w celach zarobkowych. Zwyczajnie nie opłacało się powiększać predyspozycje naukowe, a to wszystko ze względu na ludzi, których nie obchodziła wiedza. Inteligencja i śledzenie postępu. Nie to było cenione we współczesnym świecie, bo górowały na tym władza i pieniądze. Prawda nie była zwyczajnie opłacalna. A było w Hogwarcie pod jego opieką tylu światłych, młodych ludzi... Jak jednak mieli widzieć się wśród znamienitych profesorów, skoro nikt nie chciał początkujących naukowców? Stara kadra kisiła się najwyższych piętrach łańcucha pokarmowego, nie łaknąc protegowanych czy nie dzieląc się wiedzą dalej. Zatrzymywali wszystko dla siebie jakby owe informacje, które posiadali, były tajemne, a przecież nic z tych rzeczy. Co miało zresztą przyjść im po zamkniętych umysłach po ich śmierci? Nikt i tak nie miał ich pamiętać, nikogo nie było, aby ową wiedzę poszerzać. Nikogo, aby wspominać i prowadzić ekspansję. Nie. To nie miało żadnego sensu, a przecież nauka była o wiele potrzebniejsza, niż kiedykolwiek. Gdy zajmowano się wojną, krzykami, człowiek współczesny, człowiek inteligentny winien był stawiać na dyplomację. Dostrzegać inne rozwiązania aniżeli całkowicie pierwotna, niepotrzebna przemoc. Jak jednak mieli tego dokonać, mając dzicz, zamiast społeczeństwa? Popyt na naukę tym bardziej był. Nie wszyscy jednak widzieli w rozumie rozwój oraz możliwość zmiany. Nie wszyscy dostrzegali odpowiedzi, rozwiązania, które widział tam Jayden. Ciężko było patrzeć mu na zmarnowane talenta osób, które nie były w stanie podążać ową ścieżką. Najczęściej dotyczyło się to dzieci z rodzin szlacheckich - od urodzenia wszak miały przykazane obowiązki oraz role i nic nie było w stanie tego powstrzymać. Vane nie interweniował jednak, szanując tradycje innych ludzi - szczególnie że znał konsekwencje sprzeciwienia się młodych arystokratów i arystokratek swoim rodzinom. Rozumiał, z czym wiązała się w ich przypadku odmowa. Rozumiał, że każde z nich miało obowiązki wobec rodu. Tak jak i on miał obowiązki wobec swojej rodziny. Wobec uczniów. Wobec społeczeństwa. Wobec nauki. A mimo to nie mógł się z tym zgadzać. Akceptował, szanował, lecz nie wspierał. Dlaczego nie pokazywano młodym umysłom wielości dróg, które mogli obrać? Nie dawano im wyboru? Wciąż pamiętał jedną z dziewcząt, która wyróżniała się dosłownie wszystkim. Mimo że miała dopiero siedemnaście lat była w pełni kobieca, inteligencją i bystrością umysłu przewyższała wielu dorosłych, a spokojem i rozwagą dorównywała najstarszym z czarodziejów. Zupełnie jakby pojęła to doświadczenie, którego inni nie byli w stanie przez całe dekady. Całą edukację Jayden prowadził ją ku temu, by korzystała ze swojego rozumu. By poszerzała swoją wiedzę. By szła naprzód, mogąc przydać się światu czarodziejów w niewyobrażalnej skali. Na sam koniec przyszła jednak i powiedziała o wyznaczonym jej przez rodzinę narzeczonym i o tym, że musi porzucić swoje plany zawodowe. Oczywiście, że spytał dlaczego. Nie zrozumie pan, jak to jest być myślącą kobietą w męskim świecie. Miała rację. Nie miał zrozumieć. Nie mógł zrozumieć, ale czy to oznaczało, że wszyscy powinni się poddawać? Czy właśnie tak to miało wyglądać? A może był ślepy na coś, co umykało jego postrzeganiu?
Szkoda, że nie potrafię zbytnio z niej korzystać, może mogłaby i pomóc w mojej pracy.
- Zawsze można zacząć się jej uczyć - stwierdził, nie mając żadnych pretensji czy nie dodając do swojej wypowiedzi kpiny. Mówił szczerze. Nigdy nie było za późno, by sięgnąć po wiedzę. Szczególnie że jeśli sama dostrzegała możliwe wykorzystanie we własnych działaniach - tym bardziej warto było pochylić się nad podstawami numerologicznymi. Gdy ona mówiła, Jayden obliczał i nakładał na mapę po raz kolejny wszystko to, co tyczyło się trzeciej lokacji. Wiedział, że dobrym sposobem było odtworzenie wszystkiego od początku, jednak tym razem chciał zachować otwartą głowę - nie mógł pozwolić sobie na błąd. Dlatego też przez dłuższą chwilę się nie odzywał, skupiając na pracy, gdy kolejne słowa kobiety nieco wytrąciły go z rozmyślań. - Nie jestem... - Wzorem do naśladowania... Nie dokończył, jedynie uśmiechnął się krótko, po czym wstał, biorąc swoje notatki oraz przywołując do siebie mapy, na których pozaznaczane były odpowiednie punkty. Dopiero wówczas spojrzał na swoją towarzyszkę. - Jeśli pani chce, możemy skończyć wydzielanie terenu w rzeczywistości wspólnie. - Miał nowe dane, wystarczyło znaleźć kawałek ziemi po zapiskach i sprawdzić, czy nakładały się na oczekiwania. Sądził, że problemem był nowy tranzyt Wenus, jednak na to miała przyjść pora po korekcie polowej. Gdy poszła jego śladem, dokończył ostatni etap, wiedząc, że bez wyrzutów sumienia i stresu mógł wysłać rezultaty Elricowi. Bo tylko to się liczyło, a on mógł już wrócić do domu.
Szkoda, że nie potrafię zbytnio z niej korzystać, może mogłaby i pomóc w mojej pracy.
- Zawsze można zacząć się jej uczyć - stwierdził, nie mając żadnych pretensji czy nie dodając do swojej wypowiedzi kpiny. Mówił szczerze. Nigdy nie było za późno, by sięgnąć po wiedzę. Szczególnie że jeśli sama dostrzegała możliwe wykorzystanie we własnych działaniach - tym bardziej warto było pochylić się nad podstawami numerologicznymi. Gdy ona mówiła, Jayden obliczał i nakładał na mapę po raz kolejny wszystko to, co tyczyło się trzeciej lokacji. Wiedział, że dobrym sposobem było odtworzenie wszystkiego od początku, jednak tym razem chciał zachować otwartą głowę - nie mógł pozwolić sobie na błąd. Dlatego też przez dłuższą chwilę się nie odzywał, skupiając na pracy, gdy kolejne słowa kobiety nieco wytrąciły go z rozmyślań. - Nie jestem... - Wzorem do naśladowania... Nie dokończył, jedynie uśmiechnął się krótko, po czym wstał, biorąc swoje notatki oraz przywołując do siebie mapy, na których pozaznaczane były odpowiednie punkty. Dopiero wówczas spojrzał na swoją towarzyszkę. - Jeśli pani chce, możemy skończyć wydzielanie terenu w rzeczywistości wspólnie. - Miał nowe dane, wystarczyło znaleźć kawałek ziemi po zapiskach i sprawdzić, czy nakładały się na oczekiwania. Sądził, że problemem był nowy tranzyt Wenus, jednak na to miała przyjść pora po korekcie polowej. Gdy poszła jego śladem, dokończył ostatni etap, wiedząc, że bez wyrzutów sumienia i stresu mógł wysłać rezultaty Elricowi. Bo tylko to się liczyło, a on mógł już wrócić do domu.
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Ostatnio zmieniony przez Jayden Vane dnia 12.06.21 12:13, w całości zmieniany 1 raz
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Mało kto doceniał pracę naukowców. Liczyła się tylko władza i pieniądze. Każdy o tym wiedział. Niewiele było osób, które wybierały karierę naukową, często bowiem do takiej trzeba było jeszcze dopłacać. Ona miała to szczęście, że mogła poszerzać swoją wiedzę bez głupich pytań. Jej rodzina nie miała nic przeciwko. Na całe szczęście, gdyby przyszła na świat w innym rodzie, mogliby mieć z tym problem. Wolała nawet nie myśleć o tym, że ktoś zabraniałby jej robić to, co najbardziej kochała. Spotkała na swojej drodze wielu naukowców, bardzo ceniła rozmowy z nimi i pasję, którą się kierowali. Imponowali jej, dlatego również wybrała taką ścieżkę. Ostatnio ogromnie brakowało jej spotkań z uczonymi, zawsze chętnie słuchała tego, co mięli do powiedzenia bez względu na to, w jakiej dziedzinie się specjalizowali. Zawsze chętnie zadawała pytania i dowiadywała się nowych rzeczy, była zdania, że człowiek uczy się przez całe życie i nie można się ograniczać.
Ogromnie chciała być częścią historii. Chciała zapisać się w księgach, jako osoba, która odkryła nowe rozwiązania, czy dowiedziała się czegoś o czym nikt wcześniej nie miał pojęcia. Wydawało jej się to dużo bardziej wartościowe, niż to, kto stał na czele, której strony na wojnie, kto zabił ile osób. Miała wrażenie, że to właśnie naukowcy byli jedną z grup, która cierpiała w tej sytuacji najbardziej. Nie mięli zbyt wielkich możliwości, aby pogłębiać swoją wiedzę. Zasoby zostały ograniczone. Musieli ratować się tym, co było pod ręką. Jak ona sama. Zaprzestała wypraw w nieznane i badała głównie to, co było w okolicy, gdy świat był taki ogromny i pełen tajemnic, miała wrażenie, że marnuje najlepsze lata swojego życia. Kto wie, co będzie potem, kiedy rodzina wreszcie zdoła ją usidlić. Czy jako żona, jakiegoś lorda, będzie miała możliwość podążać za swoimi marzeniami? Czy wtedy zupełnie straci wszystko, na czym jej najbardziej zależało. Wolała o tym nie myśleć. Przez tyle lat udało jej się unikać tego obowiązku, jednak wiedziała, że ten moment się zbliżał. Coraz częściej poruszali temat jej staropanieństwa i tego, że damie tak nie wypada.. żeby jeszcze ją to jakoś specjalnie obchodziło. Miała nieco inne priorytety w życiu, nie zależało jej na tym, żeby skończyć jako żona bogatego męża, nie nadawała się do tego. Zwiędłaby z nudy.
- Ma Pan rację, zainteresował mnie pan nieco tym tematem, zamierzam poczytać więcej w najbliższych dniach, może uda mi się dojść do jakichś wniosków. - Może i numerki nie były jej specjalnością, jednak warto było spróbować. Szczególnie, jeśli mogłaby dzięki temu dowiedzieć się czegoś nowego o magicznych stworzeniach. Napotkany mężczyzna ją zainspirował, wiedziała już, czym będzie się zajmować w najbliższym czasie. Przyjemnie było czasem spotkać osoby, które posiadały specjalistyczną wiedzę w zupełnie innej dziedzinie. Dzięki temu mogła znaleźć nowe rozwiązania.
- Jest Pan! i nawet Pan o tym nie wie. Nie można być tak skromnym, trzeba się cenić. - rzekła jeszcze do mężczyzny. Widać było, że zna się na rzeczy, do tego potrafił zainteresować tematem zupełnie obcą osobę. - Och, naprawdę? Nie będę Panu przeszkadzać? Byłabym bardzo chętna, żeby zobaczyć, jak wyglądają takie prace w praktyce! - powiedziała z ogromnym entuzjazmem, którego trudno było nie zauważyć. Nie sądziła, że będzie dzisiaj robić takie ciekawe rzeczy.
// zt x2
Ogromnie chciała być częścią historii. Chciała zapisać się w księgach, jako osoba, która odkryła nowe rozwiązania, czy dowiedziała się czegoś o czym nikt wcześniej nie miał pojęcia. Wydawało jej się to dużo bardziej wartościowe, niż to, kto stał na czele, której strony na wojnie, kto zabił ile osób. Miała wrażenie, że to właśnie naukowcy byli jedną z grup, która cierpiała w tej sytuacji najbardziej. Nie mięli zbyt wielkich możliwości, aby pogłębiać swoją wiedzę. Zasoby zostały ograniczone. Musieli ratować się tym, co było pod ręką. Jak ona sama. Zaprzestała wypraw w nieznane i badała głównie to, co było w okolicy, gdy świat był taki ogromny i pełen tajemnic, miała wrażenie, że marnuje najlepsze lata swojego życia. Kto wie, co będzie potem, kiedy rodzina wreszcie zdoła ją usidlić. Czy jako żona, jakiegoś lorda, będzie miała możliwość podążać za swoimi marzeniami? Czy wtedy zupełnie straci wszystko, na czym jej najbardziej zależało. Wolała o tym nie myśleć. Przez tyle lat udało jej się unikać tego obowiązku, jednak wiedziała, że ten moment się zbliżał. Coraz częściej poruszali temat jej staropanieństwa i tego, że damie tak nie wypada.. żeby jeszcze ją to jakoś specjalnie obchodziło. Miała nieco inne priorytety w życiu, nie zależało jej na tym, żeby skończyć jako żona bogatego męża, nie nadawała się do tego. Zwiędłaby z nudy.
- Ma Pan rację, zainteresował mnie pan nieco tym tematem, zamierzam poczytać więcej w najbliższych dniach, może uda mi się dojść do jakichś wniosków. - Może i numerki nie były jej specjalnością, jednak warto było spróbować. Szczególnie, jeśli mogłaby dzięki temu dowiedzieć się czegoś nowego o magicznych stworzeniach. Napotkany mężczyzna ją zainspirował, wiedziała już, czym będzie się zajmować w najbliższym czasie. Przyjemnie było czasem spotkać osoby, które posiadały specjalistyczną wiedzę w zupełnie innej dziedzinie. Dzięki temu mogła znaleźć nowe rozwiązania.
- Jest Pan! i nawet Pan o tym nie wie. Nie można być tak skromnym, trzeba się cenić. - rzekła jeszcze do mężczyzny. Widać było, że zna się na rzeczy, do tego potrafił zainteresować tematem zupełnie obcą osobę. - Och, naprawdę? Nie będę Panu przeszkadzać? Byłabym bardzo chętna, żeby zobaczyć, jak wyglądają takie prace w praktyce! - powiedziała z ogromnym entuzjazmem, którego trudno było nie zauważyć. Nie sądziła, że będzie dzisiaj robić takie ciekawe rzeczy.
// zt x2
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
| 6 stycznia '58
Trudno było stwierdzić, czy Huxley dobrze zrobiła znikając z Londynu. Nie raz i nie dwa powtarzali jej, że to nie jest głupi pomysł. Że zniknięcie, na jakiś czas, ukrycie się gdzieś i zmiana swojej tożsamości wyjdzie jej na dobre. A gdy zniknęła, gdy zostawiła swoje mieszkanie z myślodsiewnią, gdy zostawiła Parszywego – nie czuła się dobrze. Nie wszystko poszło tak jakby tego chciała, ostatnie wydarzenia z Portu wszystko zamieszały a ona wręcz nie potrafiła się w tym odnaleźć. Po której stronie stanąć? Nadal miała w pamięci słowa Keatona, że nie może być pomiędzy. Nie da się. I Rain nigdy nie powiedziała by tego na głos, ale chyba miał rację. I za każdym razem gdy o tym myślała, soczyste przekleństwa cisnęły jej się na usta. Nie cierpiała nie mieć racji.
Obserwowała to miejsce już od jakiegoś czasu. Krążyła po okolicy od wczoraj i obserwowała Rezerwat Trójnogów Edalskich. Czy to był ten rezerwat w którym pracował Percival oraz Keaton? Stała przed wejściem do rezerwatu zaciskając mocno usta. Nigdy chyba nie widziała smoków na żywo. Usilnie starała się dostrzec jakieś osobniki zwinnie poruszające się po niebie, ale nie mogła nic zobaczyć. Oczywiście domyślała się, że smoki nie mogą być widoczne „ot tak”, w końcu w okolicy mieszkali również mugole. Nie zmieniało to jednak faktu, że i tak usilnie starała się je wypatrzeć. Była pewna, że gdy tylko przekroczy próg rezerwatu, to i smoki staną się dla niej dostępne. Przeznaczyła część pieniędzy, które miała, chociaż nie było ich zbyt dużo, by dostać się do środka. Chciała znaleźć się na wzgórzach, które widziała z daleka. Były piękne, nigdy takich nie widziała. Osoba, która ją wpuszczała, pokazała jej drogę. Huxley wspięła się na wyższe rejony.
To było po części oczyszczające. Idąc, wspinając się, męcząc przy tym nawet, gdzieś jej myśli odleciały. Przestała myśleć, jakby świat cały przestał istnieć. A raczej to co po za tu i teraz. Nie pamiętała kiedy ostatni raz doświadczyła tego uczucia. Czasami się zdarzało, najczęściej po zażyciu odpowiedniego narkotyku. I niestety, a może stety, ale tylko na chwilę. A tu mogła skupić się na swoim kroku, oddechu, wypatrywaniu smoków. Nie wiedziała czy może sobie po prostu tak wejść. Może miała zaczekać na jakiegoś przewodnika? Przystając na chwilę na zboczu wzruszyła ramionami. Zwisało jej to i powiewało, jak wiele innych kwestii w tej chwili.
Usiadła na trawie. Nie było zbyt ciepło, styczeń dawał się we znaki, a ona była dość wysoko. Czuła zmarznięte policzki, zmarznięte palce. Klimat po za Londynem i po za portem był zdecydowanie inny. Bardziej surowy, ostry. Pochuchała w zimne dłonie naciągając kaptur na głowę. Nie wiedziała ile tak siedziała, straciła poczucie czasu. Śnieg na szczęście nie padał, bo być może znajdowała by się pod jego grubą warstwą. Sięgnęła do swojej torby, miała w niej trochę jedzenia. Wyciągnęła chleb, który udało jej się zwędzić w poprzedniej wiosce, w której była niedawno. Urwała od chleba piętkę i wsunęła ją do ust. Była trochę zimna, ale to dobrze. Świeży chleb będzie dłużej zdatny do jedzenia.
W połowie przeżuwania usłyszała chichy szelest. Zwróciła swoją głowę w tamtą stronę.
Trudno było stwierdzić, czy Huxley dobrze zrobiła znikając z Londynu. Nie raz i nie dwa powtarzali jej, że to nie jest głupi pomysł. Że zniknięcie, na jakiś czas, ukrycie się gdzieś i zmiana swojej tożsamości wyjdzie jej na dobre. A gdy zniknęła, gdy zostawiła swoje mieszkanie z myślodsiewnią, gdy zostawiła Parszywego – nie czuła się dobrze. Nie wszystko poszło tak jakby tego chciała, ostatnie wydarzenia z Portu wszystko zamieszały a ona wręcz nie potrafiła się w tym odnaleźć. Po której stronie stanąć? Nadal miała w pamięci słowa Keatona, że nie może być pomiędzy. Nie da się. I Rain nigdy nie powiedziała by tego na głos, ale chyba miał rację. I za każdym razem gdy o tym myślała, soczyste przekleństwa cisnęły jej się na usta. Nie cierpiała nie mieć racji.
Obserwowała to miejsce już od jakiegoś czasu. Krążyła po okolicy od wczoraj i obserwowała Rezerwat Trójnogów Edalskich. Czy to był ten rezerwat w którym pracował Percival oraz Keaton? Stała przed wejściem do rezerwatu zaciskając mocno usta. Nigdy chyba nie widziała smoków na żywo. Usilnie starała się dostrzec jakieś osobniki zwinnie poruszające się po niebie, ale nie mogła nic zobaczyć. Oczywiście domyślała się, że smoki nie mogą być widoczne „ot tak”, w końcu w okolicy mieszkali również mugole. Nie zmieniało to jednak faktu, że i tak usilnie starała się je wypatrzeć. Była pewna, że gdy tylko przekroczy próg rezerwatu, to i smoki staną się dla niej dostępne. Przeznaczyła część pieniędzy, które miała, chociaż nie było ich zbyt dużo, by dostać się do środka. Chciała znaleźć się na wzgórzach, które widziała z daleka. Były piękne, nigdy takich nie widziała. Osoba, która ją wpuszczała, pokazała jej drogę. Huxley wspięła się na wyższe rejony.
To było po części oczyszczające. Idąc, wspinając się, męcząc przy tym nawet, gdzieś jej myśli odleciały. Przestała myśleć, jakby świat cały przestał istnieć. A raczej to co po za tu i teraz. Nie pamiętała kiedy ostatni raz doświadczyła tego uczucia. Czasami się zdarzało, najczęściej po zażyciu odpowiedniego narkotyku. I niestety, a może stety, ale tylko na chwilę. A tu mogła skupić się na swoim kroku, oddechu, wypatrywaniu smoków. Nie wiedziała czy może sobie po prostu tak wejść. Może miała zaczekać na jakiegoś przewodnika? Przystając na chwilę na zboczu wzruszyła ramionami. Zwisało jej to i powiewało, jak wiele innych kwestii w tej chwili.
Usiadła na trawie. Nie było zbyt ciepło, styczeń dawał się we znaki, a ona była dość wysoko. Czuła zmarznięte policzki, zmarznięte palce. Klimat po za Londynem i po za portem był zdecydowanie inny. Bardziej surowy, ostry. Pochuchała w zimne dłonie naciągając kaptur na głowę. Nie wiedziała ile tak siedziała, straciła poczucie czasu. Śnieg na szczęście nie padał, bo być może znajdowała by się pod jego grubą warstwą. Sięgnęła do swojej torby, miała w niej trochę jedzenia. Wyciągnęła chleb, który udało jej się zwędzić w poprzedniej wiosce, w której była niedawno. Urwała od chleba piętkę i wsunęła ją do ust. Była trochę zimna, ale to dobrze. Świeży chleb będzie dłużej zdatny do jedzenia.
W połowie przeżuwania usłyszała chichy szelest. Zwróciła swoją głowę w tamtą stronę.
Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Rezerwat Smoków w Derbyshire był chroniony silnymi zaklęciami, a wstęp na jego teren był możliwy wyłącznie pod opieką pracowników rezerwatu. Przekupiony czarodziej, który pozwolił Huxley wejść na teren był młodym, niedoświadczonym stażystą. Oczarowany wdziękami i urodą Rain zupełnie nie pomyślał o niebezpieczeństwach, które mogą na nieobeznaną ze smoczym światem kobietę czyhać za bramą. Mężczyzna włożył pieniądze do kieszeni i przepuścił ją, wskazując kierunek na wzgórza. Droga była długa, ale już z daleka Rain potrafiła dostrzec ciemne punkty poruszające się na niebie — Trójogony Edalskie, które wymijały się niczym w podniebnym tańcu, co rusz znikając w gęstych, nisko zawieszonych nad jej głową śniegowych chmurach. Powietrze było rześkie i zimne, a wzgórza pokryte były grupą warstwą zmrożonego śniegu. Poruszająca się po tym terenie, nieobeznana z zachowaniami istot kobieta była łatwym celem do wypatrzenia. Niczym ciemny punkt wyraźnie widoczny na śnieżnobiałych kopcach przemieszczała się coraz wyżej i wyżej.
Kiedy usiadła i wyciągnęła zimny chleb, usłyszała coś za sobą. Poruszona i zaniepokojona odwróciła się by ujrzeć samotną owcę. Jej obecność nie mogła jednak zaniepokoić kobiety — nie miała pojęcia, że została wraz z paroma innymi sztukami wpuszczona przez pracowników, jako żywy pokarm.
Podmuch wiatru był tak nagły i potężny, że rozwiał włosy Rain, a jej twarz obsypały drobniutkie lodowe igły. Gdy uniosła głowę wyżej ujrzała potężną istotę, która wyciągała w jej stronę szpony. Rozległe skrzydła zdawały się przysłonić całe światło i spowić kobietę w przerażającym cieniu. Jedna z łap pochwyciła znajdująca się kilka jardów dalej owce i zacisnęła się na niej. Smutne beczenie zginęło w echu smoczego ryku, kiedy ten unosił się w górę, by otworzyć szpony i wypuścić małe zwierze z dużej wysokości, a następnie zatoczyć w powietrzu koło i ruszyć na nie, by pożreć je jeszcze w locie, nim zderzyło się z ziemią, niewiele ponad nią i wystraszoną, sparaliżowaną Rain. Podmuch wywołany lotem zaburzył równowagę Rain, wyrzucił bochenek z jej dłoni i powalił płasko na śnieg. Smok wzleciał w stronę nieba, ale wyglądał tak, jakby zaraz miał zawrócić. Obecność czarownicy została zauważona już wcześniej i z pewnością nie miała być zignorowana.
Sytuacja wymaga szybkiej ewakuacji. Pozostanie na tym obszarze bezwzględnie grozi niebezpieczeństwem. Mistrz Gry nie kontynuuje rozgrywki, chyba, że postaci obecne w wątku zamierzają tutaj zostać.
Kiedy usiadła i wyciągnęła zimny chleb, usłyszała coś za sobą. Poruszona i zaniepokojona odwróciła się by ujrzeć samotną owcę. Jej obecność nie mogła jednak zaniepokoić kobiety — nie miała pojęcia, że została wraz z paroma innymi sztukami wpuszczona przez pracowników, jako żywy pokarm.
Podmuch wiatru był tak nagły i potężny, że rozwiał włosy Rain, a jej twarz obsypały drobniutkie lodowe igły. Gdy uniosła głowę wyżej ujrzała potężną istotę, która wyciągała w jej stronę szpony. Rozległe skrzydła zdawały się przysłonić całe światło i spowić kobietę w przerażającym cieniu. Jedna z łap pochwyciła znajdująca się kilka jardów dalej owce i zacisnęła się na niej. Smutne beczenie zginęło w echu smoczego ryku, kiedy ten unosił się w górę, by otworzyć szpony i wypuścić małe zwierze z dużej wysokości, a następnie zatoczyć w powietrzu koło i ruszyć na nie, by pożreć je jeszcze w locie, nim zderzyło się z ziemią, niewiele ponad nią i wystraszoną, sparaliżowaną Rain. Podmuch wywołany lotem zaburzył równowagę Rain, wyrzucił bochenek z jej dłoni i powalił płasko na śnieg. Smok wzleciał w stronę nieba, ale wyglądał tak, jakby zaraz miał zawrócić. Obecność czarownicy została zauważona już wcześniej i z pewnością nie miała być zignorowana.
Do obowiązków każdego smokologa należało karmienie swoich podopiecznych i tym razem to właśnie Volans miał się tym zająć. Choć nie sam, a razem z kilkoma smokologami. Smoki miały tutaj jak w raju, zwłaszcza biorąc uwagę fakt, że ich posiłki stanowiły dorodne i zadbane owce. Paradoksalnie gady te jadały lepiej, niż niejeden pracownik tego rezerwatu.
Zmierzał właśnie ku terenom rozciągającym się w pobliżu punktu widokowego, by potem tamtędy wrócić do części administracyjnej. Spacer po smoczym wybiegu nie był szczególnie bezpieczny nawet dla pracowników, jednak on dobrze znał zachowania swoich podopiecznych i zwracał uwagę na to, czy któryś smok nie zaczyna zamierzać się na niego. Byłoby to wspaniałe... tak leżeć na zielonej trawie, patrzeć w jasne, bezchmurne niebo i obserwować szybujące beztrosko pod nieboskłonem smoki. Już sama ta myśl zdawała się to uspokajać. nawet pomimo nie tak odległej perspektywy ataku ze strony smoków.
Gdy przystanął na chwilę, aby rozejrzeć się po rozciągających się przed jego oczyma terenie, dostrzegł na wzgórz ruch. Początkowo myślał, że to jedna z pracownic rezerwatu. Pracownik rezerwatu nie przebywałby na terenie wybiegu dla smoków w porze karmienia, siedząc sobie beztrosko praktycznie obok zbłąkanej owcy.
I nie byłoby to żadnym problemem, gdyby nie to, że jeden ze smoków zainteresował się przebywającą na wzgórzach kobietą oraz znajdującą się te kilka jardów od niej smakowitą owcą. O ile los owcy był z góry przesądzony, tak kobieta miała jeszcze szansę stąd uciec. Jednak ona zdawała się nie ruszać, leżeć bez ruchu na śniegu. Strach potrafił sparaliżować. Co też ta kobieta sobie myślała, wchodząc na wybieg dla smoków. Jak w ogóle się tutaj dostała? Niemożliwe, że ktoś ją wpuścił na ten teren.
Widział jak smok wznosił się wyżej i wyżej, wzlatując ku niebu. W każdej chwili mógł zawrócić po dodatkowy posiłek w postaci leżącej na śniegu kobiety. Wyciągnął różdżkę i zaczął biec truchtem w jej stronę po pokrytej śniegiem i najpewniej lodem ziemi. Ostatnie czego chciał to poślizgnąć się i paść jak długi na ziemię, ale przecież nie mógł zostawić tej kobiety na pastwę smoka. Był to poważny incydent, naruszenie obowiązujących w tym miejscu bezpieczeństwa.
Na moment jednak się zatrzymał, nie po to by złapać oddech tylko po to by unieść różdżkę w górę i wystrzelić snop czerwonych świateł jako sygnał ostrzegawczy. Istniała szansa, że kobieta to dostrzeże i ruszy w jego stronę zamiast biec gdzieś na oślep. Może któryś ze smokologów jeszcze przebywał na wzgórzach, by w razie czego pomóc mu oszołomić smoka, jeśli zaistnieje taka konieczność. Oby jednak biegała szybciej niż smok zieje ogniem.
Rzut k100 na Periculum (ST 20) + 18 OPCM - klik
Zmierzał właśnie ku terenom rozciągającym się w pobliżu punktu widokowego, by potem tamtędy wrócić do części administracyjnej. Spacer po smoczym wybiegu nie był szczególnie bezpieczny nawet dla pracowników, jednak on dobrze znał zachowania swoich podopiecznych i zwracał uwagę na to, czy któryś smok nie zaczyna zamierzać się na niego. Byłoby to wspaniałe... tak leżeć na zielonej trawie, patrzeć w jasne, bezchmurne niebo i obserwować szybujące beztrosko pod nieboskłonem smoki. Już sama ta myśl zdawała się to uspokajać. nawet pomimo nie tak odległej perspektywy ataku ze strony smoków.
Gdy przystanął na chwilę, aby rozejrzeć się po rozciągających się przed jego oczyma terenie, dostrzegł na wzgórz ruch. Początkowo myślał, że to jedna z pracownic rezerwatu. Pracownik rezerwatu nie przebywałby na terenie wybiegu dla smoków w porze karmienia, siedząc sobie beztrosko praktycznie obok zbłąkanej owcy.
I nie byłoby to żadnym problemem, gdyby nie to, że jeden ze smoków zainteresował się przebywającą na wzgórzach kobietą oraz znajdującą się te kilka jardów od niej smakowitą owcą. O ile los owcy był z góry przesądzony, tak kobieta miała jeszcze szansę stąd uciec. Jednak ona zdawała się nie ruszać, leżeć bez ruchu na śniegu. Strach potrafił sparaliżować. Co też ta kobieta sobie myślała, wchodząc na wybieg dla smoków. Jak w ogóle się tutaj dostała? Niemożliwe, że ktoś ją wpuścił na ten teren.
Widział jak smok wznosił się wyżej i wyżej, wzlatując ku niebu. W każdej chwili mógł zawrócić po dodatkowy posiłek w postaci leżącej na śniegu kobiety. Wyciągnął różdżkę i zaczął biec truchtem w jej stronę po pokrytej śniegiem i najpewniej lodem ziemi. Ostatnie czego chciał to poślizgnąć się i paść jak długi na ziemię, ale przecież nie mógł zostawić tej kobiety na pastwę smoka. Był to poważny incydent, naruszenie obowiązujących w tym miejscu bezpieczeństwa.
Na moment jednak się zatrzymał, nie po to by złapać oddech tylko po to by unieść różdżkę w górę i wystrzelić snop czerwonych świateł jako sygnał ostrzegawczy. Istniała szansa, że kobieta to dostrzeże i ruszy w jego stronę zamiast biec gdzieś na oślep. Może któryś ze smokologów jeszcze przebywał na wzgórzach, by w razie czego pomóc mu oszołomić smoka, jeśli zaistnieje taka konieczność. Oby jednak biegała szybciej niż smok zieje ogniem.
Rzut k100 na Periculum (ST 20) + 18 OPCM - klik
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wpuszczając ją na teren rezerwatu, mógł ją chociaż ostrzec, że wchodzi tam w porze ich lunchu. Ale mężczyznom wystarczyło, że zobaczą krągłe piersi i już o wszystkim zapominali. Nawet o tym, żeby ostrzec o niebezpieczeństwie. Prawdopodobnie gdyby smoki były syte, to nie zwróciły by na Huxley uwagi. No ale cóż, nie może być zbyt pięknie.
I stała tak, trochę skamieniała, patrząc na unoszącego się nad nią smoka. I nie wiedziała czy jest bardziej pod rażeniem czy przerażona? Nie była jednak wcale taka głupia, uważając, że to nie jej wina, że wpakowała się tu w trakcie karmienia smoków, natomiast to co wiedziała na pewno to to, że nie powinna zostawać tu ani minuty dłużej. Jeden krok do tyłu, drugi krok do tyłu i już biegła w nieznanym sobie kierunku mając nadzieję, że smok straci nią zainteresowanie. Nie była tłuściutką białą owieczką. Chyba, że karmili je też tymi o ciemnych futrach – jeśli tak, to miała przekichane.
Gdzieś kątem oka zobaczyła błysk na niebie, odwróciła głowę w tamtą stronę i zobaczyła postać mężczyzny. Nawet nie myślała nad tym co robi, po prostu zaczęła biec w jego stronę. Już nie było jej zimno. Wręcz była cała rozgrzana, zdyszana, ale sił jej nie było brak. Może kondycja nie taka jak kiedyś, natomiast adrenalina swoje robi. Nie czuła zmęczenia. Mogła albo upaść zmęczona i zostać pożarta przez smoka, albo dobiec do mężczyzny licząc na to, że będzie jej wybawieniem. Wolała to drugie. Ile by dała, by spełniły się te wszystkie mugolskie bajeczki, że smoki nie tykają kobiet, które nie są dziewicami i zostawi ją w spokoju.
Bieg jej się wyjątkowo dłużył. Nie miała pojęcia, że zaszła aż tak daleko. A może to kwestia tego jak bardzo musiała uważać, by się nie poślizgnąć? By nie upaść potykając się o korzeń przykryty warstwą śniegu? Gdyby tak się stało, to równie dobrze mogłaby się już nie podnosić. A tak miała jeszcze szansę. Jeszcze parę kroków, chwila wysiłku i dotrze do celu. Oby ten mężczyzna znał się na smokach.
I stała tak, trochę skamieniała, patrząc na unoszącego się nad nią smoka. I nie wiedziała czy jest bardziej pod rażeniem czy przerażona? Nie była jednak wcale taka głupia, uważając, że to nie jej wina, że wpakowała się tu w trakcie karmienia smoków, natomiast to co wiedziała na pewno to to, że nie powinna zostawać tu ani minuty dłużej. Jeden krok do tyłu, drugi krok do tyłu i już biegła w nieznanym sobie kierunku mając nadzieję, że smok straci nią zainteresowanie. Nie była tłuściutką białą owieczką. Chyba, że karmili je też tymi o ciemnych futrach – jeśli tak, to miała przekichane.
Gdzieś kątem oka zobaczyła błysk na niebie, odwróciła głowę w tamtą stronę i zobaczyła postać mężczyzny. Nawet nie myślała nad tym co robi, po prostu zaczęła biec w jego stronę. Już nie było jej zimno. Wręcz była cała rozgrzana, zdyszana, ale sił jej nie było brak. Może kondycja nie taka jak kiedyś, natomiast adrenalina swoje robi. Nie czuła zmęczenia. Mogła albo upaść zmęczona i zostać pożarta przez smoka, albo dobiec do mężczyzny licząc na to, że będzie jej wybawieniem. Wolała to drugie. Ile by dała, by spełniły się te wszystkie mugolskie bajeczki, że smoki nie tykają kobiet, które nie są dziewicami i zostawi ją w spokoju.
Bieg jej się wyjątkowo dłużył. Nie miała pojęcia, że zaszła aż tak daleko. A może to kwestia tego jak bardzo musiała uważać, by się nie poślizgnąć? By nie upaść potykając się o korzeń przykryty warstwą śniegu? Gdyby tak się stało, to równie dobrze mogłaby się już nie podnosić. A tak miała jeszcze szansę. Jeszcze parę kroków, chwila wysiłku i dotrze do celu. Oby ten mężczyzna znał się na smokach.
Why you think that 'bout nude?
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
'Cause your view's so rude
Think outside the boxThen you'll like it
Rain Huxley
Zawód : Portowa dziwka, informatorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Królowa nigdy nie opuszcza swojego królestwa i płonie razem z nim.
OPCM : 9 +1
UROKI : 21 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Widział jak z każdą chwilą gnająca ile sił w nogach kobieta zbliża się do niego. W końcu spotkali się w połowie drogi, o ile tak to można nazwać w obecnej sytuacji. Ryzyko uszczerbku na zdrowiu i utraty życia nadal pozostawało nad wyraz duże i to nie dotyczyło tylko tej kobiety, ale również
jego. Dorosły smok stanowił poważne wyzwanie dla grupy czarodziejów, a co dopiero dla jednego smokologa. Nic więc dziwnego, że sam bardziej skłaniał się ku opuszczeniu tego terenu. Przynajmniej teraz, kiedy smoczydło za bardzo interesowało się nimi i zdecydowanie nie było to grzeczne zainteresowanie. To już nie było beztroskie obserwowanie szybujących w przestworzach gadów.
— Proszę... proszę biec... do punktu... punktu widokowego. Tam będzie... pani bezpieczna — Wydyszał teraz już z pewnym trudem łapiąc oddech. Wskazał kobiecie odpowiedni kierunek, nawet lekko ją popchnął do przodu i sam puścił się biegiem ku wspomnianemu tarasowi. Było to bezpieczne miejsce. Jeśli kobieta go posłuchała to w końcu dotarli do punktu widokowego.
— Jak to się stało, że znalazła się pani na wybiegu dla smoków i to jeszcze w porze karmienia? Kto panią wpuścił? To nie jest miejsce dla osób odwiedzających rezerwat. Goście mogą obserwować smoki wyłącznie z tego oto punktu widokowego, nie mają wstępu na wzgórza. Pani godność? Będę musiał zgłosić ten incydent administracji. Pani wycieczka dobiegła końca. Proszę za mną — Po tym jak znów złapał oddech i dał na to chwilę czasu kobiecie poruszył tę jakże ważną kwestię poważnego naruszenia zasad obowiązujących na terenie tego rezerwatu oraz tego, że kobieta znalazła się w bezpośrednim niebezpieczeństwie. Chciał usłyszeć wyczerpującą odpowiedź na swoje pytania i otrzymać wyraźne zapewnienie, że ta kobieta przyjęła do wiadomości dalszą część jego wypowiedzi. Raczej brak tego potwierdzenia wiele nie zmieni, gdyż prawdopodobnie nie będzie już tak mile widziana na terenie rezerwatu. Nie ona pierwsza i nie ona ostatnia. Któryś z pracowników lub stażystów musiał ją wpuścić na wzgórza rezerwatu i musiał ponieść tego konsekwencje.
jego. Dorosły smok stanowił poważne wyzwanie dla grupy czarodziejów, a co dopiero dla jednego smokologa. Nic więc dziwnego, że sam bardziej skłaniał się ku opuszczeniu tego terenu. Przynajmniej teraz, kiedy smoczydło za bardzo interesowało się nimi i zdecydowanie nie było to grzeczne zainteresowanie. To już nie było beztroskie obserwowanie szybujących w przestworzach gadów.
— Proszę... proszę biec... do punktu... punktu widokowego. Tam będzie... pani bezpieczna — Wydyszał teraz już z pewnym trudem łapiąc oddech. Wskazał kobiecie odpowiedni kierunek, nawet lekko ją popchnął do przodu i sam puścił się biegiem ku wspomnianemu tarasowi. Było to bezpieczne miejsce. Jeśli kobieta go posłuchała to w końcu dotarli do punktu widokowego.
— Jak to się stało, że znalazła się pani na wybiegu dla smoków i to jeszcze w porze karmienia? Kto panią wpuścił? To nie jest miejsce dla osób odwiedzających rezerwat. Goście mogą obserwować smoki wyłącznie z tego oto punktu widokowego, nie mają wstępu na wzgórza. Pani godność? Będę musiał zgłosić ten incydent administracji. Pani wycieczka dobiegła końca. Proszę za mną — Po tym jak znów złapał oddech i dał na to chwilę czasu kobiecie poruszył tę jakże ważną kwestię poważnego naruszenia zasad obowiązujących na terenie tego rezerwatu oraz tego, że kobieta znalazła się w bezpośrednim niebezpieczeństwie. Chciał usłyszeć wyczerpującą odpowiedź na swoje pytania i otrzymać wyraźne zapewnienie, że ta kobieta przyjęła do wiadomości dalszą część jego wypowiedzi. Raczej brak tego potwierdzenia wiele nie zmieni, gdyż prawdopodobnie nie będzie już tak mile widziana na terenie rezerwatu. Nie ona pierwsza i nie ona ostatnia. Któryś z pracowników lub stażystów musiał ją wpuścić na wzgórza rezerwatu i musiał ponieść tego konsekwencje.
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zbliżali się do siebie coraz szybciej, aż wreszcie Rain zatrzymała się - może na sekundę przed tym, jak mężczyzna dobiegł w to samo miejsce. Z ulgą nabrała powietrza w płuca. Tak szybko nie biegła chyba jeszcze nigdy w swoim życiu! Ale ulga trwała ledwie przez moment, bo teraz mężczyzna popychał ją dalej od smoka, wyrzucając z siebie krótkie instrukcje. Biegli więc razem, a po chwili nieznajomy wysunął się nieco na przód, ewidentnie miał lepszą kondycję niż ona. Może nawet nie biegł aż tak szybko, jakby mógł? Co chwila zerkał przez ramię, upewniając się, że Rain jest tuż obok, że dalej biegną we dwoje. I wreszcie, wreszcie dotarli...
O tak, facet miał wręcz wyśmienitą kondycję, bo zaraz zasypał ją gradem pytań! Musiała zgiąć się wpół i z dłońmi opartymi ciężko na kolanach powoli przypominała sobie, jak działają jej własne płuca. Piekła ją cała klatka piersiowa, gardło paliło. I nawet jeśli w rzeczywistości mężczyzna nie był aż tak niecierpliwy, jak jej się zdawało - bo faktycznie to odczekał chwilę, nim zaczął przesłuchanie - to Rain nie do końca przytomnie rejestrowała sytuację. Kiedy więc nastąpił cudowny moment, gdy kolejny nabrany oddech nie palił już żywym ogniem, podniosła głowę i zaczęła robić wyrzuty swojemu wybawcy:
- Dałbyś kobiecie odsapnąć! - niemal warknęła.
I co z tego, że wyładowywała na nim złość?
O tak, była zła na samą siebie - to przede wszystkim. No i na tamtego idiotę, co nie raczył jej poinformować, że Trwa. Pora. Karmienia.
Tymczasem nieznajomy smkolog zadawał kolejne pytania, by w końcu kiwnąć na Rain, by ta ruszyła za nim. Ale kobieta ani myślała pokornie truchtać tuż za nim. Zamiast tego stała uparcie w miejscu, poświęcając teraz całą uwagę na zanalizowanie rozmówcy. Był wysoki i przystojny. Szczupły, ale ewidentnie w dobrej formie. Hmm, całkiem uroczo marszczył czoło. Na jego jasnobrązowych włosach błyszczały pojedyncze płatki śniegu. Zaczerwieniony od zimna koniuszek nosa w dziwny sposób współgrał kolorystycznie z niebieskością oczu...
W ogólnym rozrachunku Rain uznała, że twarz nieznajomego stanowiła całkiem miły widok. Wraz z tą myślą przyszło zmęczenie: to adrenalina musiała opadać. Ku przerażeniu Rain, bo takie coś nie zdarzyło jej się od… od lat!, w kącikach jej oczu pojawiły się łzy. Kropla za kroplą - zaczęły spływać po zziębniętych policzkach, a ich obecność tak zaskoczyła Rain, że stała teraz jak sparaliżowana, nie znajdując siły, by spróbować chociaż otrzeć je wierzchem dłoni.
O tak, facet miał wręcz wyśmienitą kondycję, bo zaraz zasypał ją gradem pytań! Musiała zgiąć się wpół i z dłońmi opartymi ciężko na kolanach powoli przypominała sobie, jak działają jej własne płuca. Piekła ją cała klatka piersiowa, gardło paliło. I nawet jeśli w rzeczywistości mężczyzna nie był aż tak niecierpliwy, jak jej się zdawało - bo faktycznie to odczekał chwilę, nim zaczął przesłuchanie - to Rain nie do końca przytomnie rejestrowała sytuację. Kiedy więc nastąpił cudowny moment, gdy kolejny nabrany oddech nie palił już żywym ogniem, podniosła głowę i zaczęła robić wyrzuty swojemu wybawcy:
- Dałbyś kobiecie odsapnąć! - niemal warknęła.
I co z tego, że wyładowywała na nim złość?
O tak, była zła na samą siebie - to przede wszystkim. No i na tamtego idiotę, co nie raczył jej poinformować, że Trwa. Pora. Karmienia.
Tymczasem nieznajomy smkolog zadawał kolejne pytania, by w końcu kiwnąć na Rain, by ta ruszyła za nim. Ale kobieta ani myślała pokornie truchtać tuż za nim. Zamiast tego stała uparcie w miejscu, poświęcając teraz całą uwagę na zanalizowanie rozmówcy. Był wysoki i przystojny. Szczupły, ale ewidentnie w dobrej formie. Hmm, całkiem uroczo marszczył czoło. Na jego jasnobrązowych włosach błyszczały pojedyncze płatki śniegu. Zaczerwieniony od zimna koniuszek nosa w dziwny sposób współgrał kolorystycznie z niebieskością oczu...
W ogólnym rozrachunku Rain uznała, że twarz nieznajomego stanowiła całkiem miły widok. Wraz z tą myślą przyszło zmęczenie: to adrenalina musiała opadać. Ku przerażeniu Rain, bo takie coś nie zdarzyło jej się od… od lat!, w kącikach jej oczu pojawiły się łzy. Kropla za kroplą - zaczęły spływać po zziębniętych policzkach, a ich obecność tak zaskoczyła Rain, że stała teraz jak sparaliżowana, nie znajdując siły, by spróbować chociaż otrzeć je wierzchem dłoni.
I show not your face but your heart's desire
Nierozważna kobieta miała wybór. Mogła biec ile sił w nogach albo pozostać na tym wybiegu, zdana na łaskę smoka. To skończyłoby się jej śmiercią. W końcu nie miałaby ze smokiem żadnych szans. Sama jej obecność na padoku była dla niego poważnym problemem i poważnym naruszeniem zasad rezerwatu. Jakikolwiek uszczerbek na zdrowiu tej kobiety albo to, że została pożarta przez smoka przysporzyłoby mu wiele kłopotów, włącznie z utratą względnej stabilności życiowej.
Nie w smak była mu udzielona nagana lub przyznane dyscyplinarne zwolnienie za bycie po prostu w złym miejscu i czasie. Choć z tym można było polemizować, bo właśnie starał się uratować jej skórę. Nie byłoby co zbierać, gdyby dopadł ją ten trójogon edalski. Mógłby podzielić jej los. Jednego i drugiego chciałby uniknąć. Przez cały ten szaleńczy bieg, przerywany jedynie chaotycznym zaglądaniem przez ramię i gorączkowym pośpieszaniem kobiety, usilnie starał się ignorować swoje postępujące zmęczenie i brak tchu, gdy tak biegł ile sił w nogach. Lepsza kondycja nie czyniła go prawdziwym tytanem. Potrzebował chwili by uspokoić przyśpieszony oddech.
I już wiedział, że po wszystkim, po pomyślnym zakończeniu tej całej sprawy, będzie potrzebował co najmniej piętnastominutowej przerwy. Chętnie spędziłby ten czas na zasłużonym odpoczynku. Z nieopisaną ulgą opadłby na krzesło w części administracyjnej i pozostałby na nim przez całą wspomnianą przerwę. Należało mu się to. Zapewne będzie to tylko pobożne życzenie.
W pierwszej chwili wybuch kobiety go zaskoczył. Starał się postawić w jej sytuacji, niemniej odrobina wdzięczności zdecydowanie nie zaszkodziłaby. Zmarszczył znów brwi, spoglądając na kobietę z przebłyskiem dezaprobaty. Z pewnym trudem przełknął to, co niechybnie powiedziałby w przypływie złości przebijającej się przez jego zwyczajowe opanowanie. To, które sobie nakazał wraz z chłodnym profesjonalizmem. Kobieto, gdyby nie ja to by cię pożarł smok niczym kolejną owcę.
— Nie mam na to czasu — Odrzekł poważnie, w jakimś stopniu oschle. Nie zasłużył na takie traktowanie. Ten incydent zrzucił na jego barki dodatkowe obowiązki i być może kłopoty. Przecież dał kobiecie trochę czasu na odpoczynek, zaczerpnięcie tchu. Bo sam tego potrzebował.
— Proszę przestać płakać. Ze strony smoka nic już pani nie grozi — Zwrócił się do kobiety, trochę łagodniejąc i wyciągając ku niej dłoń z czystą, białą chusteczką do nosa. Nie zdążył jej użyć.
— Proszę iść za mną, gdyż jak już wspominałem, jestem zmuszony prosić panią o udanie się do części administracyjnej. Tam odpowie pani na wszystkie zadane przeze mnie pytania, po czym zostanie odprowadzona do bram rezerwatu — Powtórzył, licząc że kobieta uspokoiła się na tyle, by bez trudu zrozumieć to polecenie i je wypełnić, by on mógł zająć tym, co należało do jego obowiązków.
Nie w smak była mu udzielona nagana lub przyznane dyscyplinarne zwolnienie za bycie po prostu w złym miejscu i czasie. Choć z tym można było polemizować, bo właśnie starał się uratować jej skórę. Nie byłoby co zbierać, gdyby dopadł ją ten trójogon edalski. Mógłby podzielić jej los. Jednego i drugiego chciałby uniknąć. Przez cały ten szaleńczy bieg, przerywany jedynie chaotycznym zaglądaniem przez ramię i gorączkowym pośpieszaniem kobiety, usilnie starał się ignorować swoje postępujące zmęczenie i brak tchu, gdy tak biegł ile sił w nogach. Lepsza kondycja nie czyniła go prawdziwym tytanem. Potrzebował chwili by uspokoić przyśpieszony oddech.
I już wiedział, że po wszystkim, po pomyślnym zakończeniu tej całej sprawy, będzie potrzebował co najmniej piętnastominutowej przerwy. Chętnie spędziłby ten czas na zasłużonym odpoczynku. Z nieopisaną ulgą opadłby na krzesło w części administracyjnej i pozostałby na nim przez całą wspomnianą przerwę. Należało mu się to. Zapewne będzie to tylko pobożne życzenie.
W pierwszej chwili wybuch kobiety go zaskoczył. Starał się postawić w jej sytuacji, niemniej odrobina wdzięczności zdecydowanie nie zaszkodziłaby. Zmarszczył znów brwi, spoglądając na kobietę z przebłyskiem dezaprobaty. Z pewnym trudem przełknął to, co niechybnie powiedziałby w przypływie złości przebijającej się przez jego zwyczajowe opanowanie. To, które sobie nakazał wraz z chłodnym profesjonalizmem. Kobieto, gdyby nie ja to by cię pożarł smok niczym kolejną owcę.
— Nie mam na to czasu — Odrzekł poważnie, w jakimś stopniu oschle. Nie zasłużył na takie traktowanie. Ten incydent zrzucił na jego barki dodatkowe obowiązki i być może kłopoty. Przecież dał kobiecie trochę czasu na odpoczynek, zaczerpnięcie tchu. Bo sam tego potrzebował.
— Proszę przestać płakać. Ze strony smoka nic już pani nie grozi — Zwrócił się do kobiety, trochę łagodniejąc i wyciągając ku niej dłoń z czystą, białą chusteczką do nosa. Nie zdążył jej użyć.
— Proszę iść za mną, gdyż jak już wspominałem, jestem zmuszony prosić panią o udanie się do części administracyjnej. Tam odpowie pani na wszystkie zadane przeze mnie pytania, po czym zostanie odprowadzona do bram rezerwatu — Powtórzył, licząc że kobieta uspokoiła się na tyle, by bez trudu zrozumieć to polecenie i je wypełnić, by on mógł zająć tym, co należało do jego obowiązków.
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Klęła w myślach własną głupotę, naiwność i szereg innych drobnych zachowań, na które pozwoliła sobie w ciągu ostatnich godzin. Pozwoliła sobie pod wpływem... No właśnie, czego? Czy cokolwiek usprawiedliwiało takie opuszczenie gardy, wplątanie się w podobnie niebezpieczną, absurdalną, frustrującą - koniec końców - sytuację?
— Proszę wybaczyć — szepnęła, gdy tylko emocje nieco opadły. Policzyła w myślach do dziesięciu i wspak. — Ja... Tak, pójdę za panem.— Ruszyła pomału we wskazanym kierunku. Niesłusznie wyżywała się na mężczyźnie, ale jej nagła potulność nie była powodowana wstydem za tamto zachowanie. Jeśli już czegoś miałaby się wstydzić - to łez. Tak czy siak - stało się. Smoki zwęszyły Rain, Rain warczała na niczemu winnego faceta, rozpłakała się na jego oczach, a teraz szła u jego boku w kierunku tej tak zwanej części administracyjnej. Kiedy tylko będzie panowała nad sobą w zadowalającym stopniu, deportuje się z tego przeklętego miejsca. Była wprawiona w sztuce znikania, nie omieszkała używać sprawności teleportacji do wymykania się z poważnych kłopotów czy ledwie niezręcznych sytuacji. Tymczasem jednak zmuszona była grać swoją rolę, uznając zresztą, że samo pójście za facetem nie stanowi dla niej żadnego zagrożenia.
— Czy... — Postanowiła położyć grunt pod temat jeszcze zanim dotrą na miejsce. — Dlaczego wpuszczacie państwo gości na tereny rezerwatu w porze karmienia waszych smoczych podopiecznych?
Może i Rain była winna przekupstwa, ale pracownik, którego urobiła, winny był narażenia jej życia i zdrowia! Nie wymknie się z tego tak łatwo, Rain dopilnuje, by tamtego idiotę spotkała jakaś kara.
Zdecydowała też przedstawić siebie wyraźniej w świetle niewinnej ofiary, którą we własnym od czucie, w dużej mierze była.
— Ponadto będę panu niezwykle wdzięczna, gdyby na miejscu mógłby pan zaoferować mi coś do picia. Może szklankę wody? Wciąż mi słabo. — Było w tym sporo prawdy i mało przesady. Nogi dalej miała jak z waty, a w uszach szumiało, jakby wokół dalej wirował wiatr wzbity uderzeniami smoczych skrzydeł...
— Proszę wybaczyć — szepnęła, gdy tylko emocje nieco opadły. Policzyła w myślach do dziesięciu i wspak. — Ja... Tak, pójdę za panem.— Ruszyła pomału we wskazanym kierunku. Niesłusznie wyżywała się na mężczyźnie, ale jej nagła potulność nie była powodowana wstydem za tamto zachowanie. Jeśli już czegoś miałaby się wstydzić - to łez. Tak czy siak - stało się. Smoki zwęszyły Rain, Rain warczała na niczemu winnego faceta, rozpłakała się na jego oczach, a teraz szła u jego boku w kierunku tej tak zwanej części administracyjnej. Kiedy tylko będzie panowała nad sobą w zadowalającym stopniu, deportuje się z tego przeklętego miejsca. Była wprawiona w sztuce znikania, nie omieszkała używać sprawności teleportacji do wymykania się z poważnych kłopotów czy ledwie niezręcznych sytuacji. Tymczasem jednak zmuszona była grać swoją rolę, uznając zresztą, że samo pójście za facetem nie stanowi dla niej żadnego zagrożenia.
— Czy... — Postanowiła położyć grunt pod temat jeszcze zanim dotrą na miejsce. — Dlaczego wpuszczacie państwo gości na tereny rezerwatu w porze karmienia waszych smoczych podopiecznych?
Może i Rain była winna przekupstwa, ale pracownik, którego urobiła, winny był narażenia jej życia i zdrowia! Nie wymknie się z tego tak łatwo, Rain dopilnuje, by tamtego idiotę spotkała jakaś kara.
Zdecydowała też przedstawić siebie wyraźniej w świetle niewinnej ofiary, którą we własnym od czucie, w dużej mierze była.
— Ponadto będę panu niezwykle wdzięczna, gdyby na miejscu mógłby pan zaoferować mi coś do picia. Może szklankę wody? Wciąż mi słabo. — Było w tym sporo prawdy i mało przesady. Nogi dalej miała jak z waty, a w uszach szumiało, jakby wokół dalej wirował wiatr wzbity uderzeniami smoczych skrzydeł...
I show not your face but your heart's desire
Wzgórza rezerwatu
Szybka odpowiedź