Ulica
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Ulica
Śmiertelny Nokturn ściśle sąsiaduje z ulicą Pokątną, przecinając się z nią opodal banku Gringotta. Z początku wąska, klaustrofobiczna, kamienna uliczka, z wieloma odnogami i ślepymi zaułkami, z pustostanami i zabitymi deskami oknami; dalej rozszerzająca się, skupiająca więcej czarnomagicznych sklepów, lokali wątpliwej jakości - ciągle jednak tak samo przygnębiająca, przerażająca i zapuszczona. Mało nań latarni czy umocowanych ścian budynków lamp, jeszcze mniej działających. Niewielu również przechodniów.
Śmiertelny Nokturn to nie tylko ulica; to serce nielegalnego półświatka, ostoja życiowych wykolejeńców. To prawdziwe życie.
Śmiertelny Nokturn to nie tylko ulica; to serce nielegalnego półświatka, ostoja życiowych wykolejeńców. To prawdziwe życie.
Po dotarciu na miejsce Morgotha zaskoczyć mogło, jak pusta była karczma. Od czasów spopielenia Wywerny, znaczna część nokturnowych interesów przeniosła się właśnie tu, zapewniając właścicielowi obroty, jakich nie miał od dawna. Dziś jednak, zupełnie wbrew wszelkiej logice, wnętrze świeciło pustkami. Z tego powodu Yaxley szybko wyłowił wśród nielicznych gości trzy osoby, które faktycznie mogłyby mu pomóc z poszukiwaniem mężczyzny, o którym pisał Ignotus. Pierwsza była kobieta siedząca w kącie, z odrobiną ognistej w szklance i o uważnym spojrzeniu, którym obdarzała każdego, kto wchodził. Wyglądała na kogoś, kto w podobnych miejscach bywa głównie w interesach. Oprócz niej dość obiecująco wyglądał młody chłopak, nieco za głośny, nieco zbyt szumnie przechwalający się swoimi umiejętnościami, ale przy odpowiednim podejściu i pokazaniu mu jego miejsca, może lekkim nastraszeniu z pewnością dałoby się wyciągnąć od niego jakieś informacje. Uwagę Morgotha przykuć mógł też niewyglądający na zbyt bogatego mężczyzna, któremu barman już po raz któryś głośno powtórzył, że nie prowadzi akcji charytatywnych polegających na darmowym rozdawaniu alkoholu niewypłacalnym klientom. Nigdzie jednak nie było widać nikogo, kto sprawiałby wrażenie uciekiniera z Azkabanu.
Wchodząc, mógł zauważyć praktycznie każdą z osób, które znajdowały się wewnątrz. Jako całkiem dobry obserwator wyróżnił trzy ciekawe postaci, chociaż na kobiecie łypiącej na niego skupił się najmniej. Nie dlatego, że nie wydawała się być godną uwagi, ale właśnie przez to, że tak każdego uważnie lustrowała. Nie stał więc zbyt długo w przejściu, ale od razu ruszył w kierunku baru, gdzie po drodze usłyszał przechwałki młodego mężczyzny, zdecydowanie za głośnego jak na jego gust. Był drugą osobą, która niewątpliwie zwracała na siebie uwagę, chociaż niekoniecznie intelektem. Interesujące były słowa, choć równocześnie Morgoth zdawał sobie sprawę, że one bywał złudne. Trzecim punktem był klient przy ladzie, który widocznie był spragniony kolejnych porcji alkoholu, a barman usilnie odmawiał. Wiedział, że nie było żadnego sensu od razu kierować się w stronę młodego krzykacza, który zapewne w żaden sposób nie chciałby mu pomóc z własnej woli, a jeśli zaczęłyby się dziać kłopoty, wszyscy mieliby to w nosie. Potrzebował zdobyć chociaż jednego sojusznika, a przynajmniej postarać się, by ktokolwiek z tej zgrai zechciał na niego spojrzeć w bardziej przychylny sposób. Szczególnie gdy atmosfera alkoholowego upojenia była dla niektórych lub większości tutaj cenna. Co do kobiety... Musiał również się jej przyjrzeć i nie zdradzać zbyt dużego zainteresowania. Nie wyglądała na kogoś, kto z chęcią sprzedałby swoje wiadomości.
- Podaj dwa - mruknął do barmana, podchodząc do lady i usiadł obok spłukanego mężczyzny. Nie zamierzał jeszcze wykładać wszystkiego na raz, dlatego też gdy dostał dwie porcje ognistej, jedną postawił naprzeciwko malkontenta, a drugą zagarnął dla siebie. Ostatnio o wiele łatwiej przychodziło mu sięganie po alkohol niż jeszcze kilka miesięcy temu. Zastanawiał się nad przyczyną, ale ta myśl szybko uciekła mu z głowy. - Nie lubię pić sam - wyjaśnił lakonicznie i spojrzał wymownie na mężczyznę obok. - O co mu chodzi? - dodał, wskazując głową młodego czarodzieja, przy okazji nie zwracając się specjalnie ani do barmana, ani do swojego towarzysza. Liczył, że któryś z nich powie mu cokolwiek na ten temat. Nawet w najbardziej okrojony sposób.
- Podaj dwa - mruknął do barmana, podchodząc do lady i usiadł obok spłukanego mężczyzny. Nie zamierzał jeszcze wykładać wszystkiego na raz, dlatego też gdy dostał dwie porcje ognistej, jedną postawił naprzeciwko malkontenta, a drugą zagarnął dla siebie. Ostatnio o wiele łatwiej przychodziło mu sięganie po alkohol niż jeszcze kilka miesięcy temu. Zastanawiał się nad przyczyną, ale ta myśl szybko uciekła mu z głowy. - Nie lubię pić sam - wyjaśnił lakonicznie i spojrzał wymownie na mężczyznę obok. - O co mu chodzi? - dodał, wskazując głową młodego czarodzieja, przy okazji nie zwracając się specjalnie ani do barmana, ani do swojego towarzysza. Liczył, że któryś z nich powie mu cokolwiek na ten temat. Nawet w najbardziej okrojony sposób.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Mężczyzna przy barze podniósł się na dźwięk słów Morgotha.
- Królu złoty! - Zaczął ze szczerym, choć nieco zapijaczonym uwielbieniem w głosie. - Dziękuję, kierowniku, obiecuję, że się odpłacę, a jak Stary Tom mówi, że się odpłaci, to odpłaci się na pewno!
Prychnięcie barmana, które towarzyszyło postawieniu przed Yaxleyem zamówionego alkoholu mówiło co nieco o wyrównywaniu rachunków Starego Toma.
- Ten? - Barman wskazał na krzykacza z rozbawieniem. - Twierdzi, że to on spalił Wywernę. Dureń - po tych słowach mężczyzna oddalił się do pucowania brudnych kufli brudną szmatką i przyjmowania zamówień od schodzących się coraz tłumniej ludzi.
- To dureń - odezwał się wówczas Stary Tom. - On nie spalił Wywerny. Ale ja wiem, kto to zrobił. Stary Tom wie rzeczy - tu nachylił się w stronę Morgotha tak, że ten mógł poczuć smród alkoholu i braku kąpieli aż nazbyt wyraźnie. - To był On! On!
Mężczyzna wyprostował się i rozejrzał czujnie jakby spodziewał się, że usłyszeć mógłby ktoś niepowołany. Wychylił szybko swoją ognistą i zaczął wpatrywać się w szklankę z takim uwielbieniem, jakby właśnie powiedziała mu, że wygrał milion galeonów u Gringotta.
- Królu złoty! - Zaczął ze szczerym, choć nieco zapijaczonym uwielbieniem w głosie. - Dziękuję, kierowniku, obiecuję, że się odpłacę, a jak Stary Tom mówi, że się odpłaci, to odpłaci się na pewno!
Prychnięcie barmana, które towarzyszyło postawieniu przed Yaxleyem zamówionego alkoholu mówiło co nieco o wyrównywaniu rachunków Starego Toma.
- Ten? - Barman wskazał na krzykacza z rozbawieniem. - Twierdzi, że to on spalił Wywernę. Dureń - po tych słowach mężczyzna oddalił się do pucowania brudnych kufli brudną szmatką i przyjmowania zamówień od schodzących się coraz tłumniej ludzi.
- To dureń - odezwał się wówczas Stary Tom. - On nie spalił Wywerny. Ale ja wiem, kto to zrobił. Stary Tom wie rzeczy - tu nachylił się w stronę Morgotha tak, że ten mógł poczuć smród alkoholu i braku kąpieli aż nazbyt wyraźnie. - To był On! On!
Mężczyzna wyprostował się i rozejrzał czujnie jakby spodziewał się, że usłyszeć mógłby ktoś niepowołany. Wychylił szybko swoją ognistą i zaczął wpatrywać się w szklankę z takim uwielbieniem, jakby właśnie powiedziała mu, że wygrał milion galeonów u Gringotta.
Z trudem udało mu się odwrócić twarz, gdy smród alkoholowego rozkładu buchnął prosto w niego ze strony mężczyzny. Wszystko może nie wyglądało wspaniale, ale chodziło o wiadomości, a nie o wygodę. Smoki zresztą nauczyły go nie tylko cierpliwości, ale również i pracy w cięższych warunkach. Nokturn różnił się od dziki magicznych stworzeń, jednak balansowanie na poziomie ryzyka było częścią obu światów. Jednak rezerwaty stanowiły o wiele przyjemniejsze warunki. Im szybciej jednak miał się dowiedzieć, co się działo i czy ktokolwiek tutaj miał jakieś informacje dotyczące przejścia, tym szybciej stamtąd zniknie. Sprawa była nagląca, a czas uciekał im przez palce. Na pewno gdyby wiedzieli cokolwiek o jakimś uciekinierze... Mogłoby to ocalić im życie, bo tam gdzie się wybierali, potrzebowali każdej deski ratunkowej. Słysząc słowa barmana, Yaxley ponownie zerknął przez ramię na tamtego i uniósł brwi. A więc było już wiadomo o co chodziło młodemu krzykaczowi. Na razie Morgoth nie zamierzał specjalnie się na nim skupiać, woląc wyczerpać temat lub upewnić się, że pijak nic cennego mu nie powie. Odwracając się w stronę baru, przejechał spojrzeniem również po kobiecie, która wciąż siedziała na swoim miejscu, obserwując wszystko i wszystkich.
To był On! On!
Yaxley zmarszczył na chwilę brwi. Mieszkając z daleka od Londynu i pełnego szubrawstwa nie wiedział jak szybko opowieści i wieści wszelkiej maści rozchodziły się po ulicach w zabójczym tempie. Jednak skoro szli w tę stronę, mógł spróbować wykorzystać tę okazję. Udał zainteresowanego przez co nie zważał na brak alkoholu w szklance starego Toma.
- Słyszałem, że podobno uciekł z Azkabanu - zaczął, ściszając głos i pochylając się w stronę swojego towarzysza. Nawet tutaj rozmowy o tym wypadku nie przynosiły nikomu chwały, dlatego lepiej było trzymać głowę nisko, a głos jeszcze niżej. Morgoth liczył jednak na to, że pijak zaprzeczy, ale powie coś o więzieniu. Coś... Cokolwiek co pomogłoby mu w odgadnięciu jego wiedzy na ten temat. - Widziałeś go? - Niech mówi... Im więcej tym lepiej i łatwiej mógłby przeanalizować wiadomości.
Przepraszam. Już będzie dobrze :'C
To był On! On!
Yaxley zmarszczył na chwilę brwi. Mieszkając z daleka od Londynu i pełnego szubrawstwa nie wiedział jak szybko opowieści i wieści wszelkiej maści rozchodziły się po ulicach w zabójczym tempie. Jednak skoro szli w tę stronę, mógł spróbować wykorzystać tę okazję. Udał zainteresowanego przez co nie zważał na brak alkoholu w szklance starego Toma.
- Słyszałem, że podobno uciekł z Azkabanu - zaczął, ściszając głos i pochylając się w stronę swojego towarzysza. Nawet tutaj rozmowy o tym wypadku nie przynosiły nikomu chwały, dlatego lepiej było trzymać głowę nisko, a głos jeszcze niżej. Morgoth liczył jednak na to, że pijak zaprzeczy, ale powie coś o więzieniu. Coś... Cokolwiek co pomogłoby mu w odgadnięciu jego wiedzy na ten temat. - Widziałeś go? - Niech mówi... Im więcej tym lepiej i łatwiej mógłby przeanalizować wiadomości.
Przepraszam. Już będzie dobrze :'C
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Mężczyzna zdziwiony spojrzał na Morgotha, a potem zaczął się śmiać.
- Nic nie wiesz, kierowniku. Ale ja ci powiem! - Wychylił pół szklanki zwilżając gardło zadowolony, że ktoś go słucha. - Musiało cię długo nie być, że nic nie wiesz. Wywernę spalił On, Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać - tu nachylił się do Morgotha bliżej. - Lord Voldemort. Ale ćśś, jego słudzy są wszędzie.
Ponownie przepłukał gardło.
- A z Azkabanu to nie on uciekł. To wariat, wszystkim o tym opowiada, ale ja bym nie wierzył. Przychodzi tu codziennie, wyrzucili go chwilę zanim wszedłeś, bo klientów płoszył, pewnie teraz po ulicy się włóczy.
Mężczyzna spojrzał wyczekująco na Yaxleya, a potem znacząco na pustą szklankę.
- Nic nie wiesz, kierowniku. Ale ja ci powiem! - Wychylił pół szklanki zwilżając gardło zadowolony, że ktoś go słucha. - Musiało cię długo nie być, że nic nie wiesz. Wywernę spalił On, Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać - tu nachylił się do Morgotha bliżej. - Lord Voldemort. Ale ćśś, jego słudzy są wszędzie.
Ponownie przepłukał gardło.
- A z Azkabanu to nie on uciekł. To wariat, wszystkim o tym opowiada, ale ja bym nie wierzył. Przychodzi tu codziennie, wyrzucili go chwilę zanim wszedłeś, bo klientów płoszył, pewnie teraz po ulicy się włóczy.
Mężczyzna spojrzał wyczekująco na Yaxleya, a potem znacząco na pustą szklankę.
Okazało się, że jego strategia przyniosła skutki. Wystarczyło postawić szklankę z alkoholem przed spragnionym by rozwiązać mu język. Mężczyzna był zadowolony, że ktoś zwrócił na niego uwagę i wystarczyło odpowiednio poprowadzić rozmowę, aby wyciągnąć z niego wszystko co wiedział nie narażając się przy tym na zbytnie podejrzenia. Morgoth wysłuchał go uważnie, w odpowiednim momencie ukazując swe zainteresowanie. Tego przecież potrzebował jego rozmówca - uwagi i alkoholu, aby bez zbędnych skrupułów podzielić się informacjami, które posiadał. A o to chodziło młodemu Yaxley’owi. Czekał na to co powie, na jego dalsze słowa, a gdy mężczyzna się nachylił, Morgoth nie odsunął się, pozwalając swojemu towarzyszowi na konspiracyjny szept. Postarał się, aby na dźwięk imienia Czarnego Pana zareagować w odpowiedni sposób; zdziwienie na twarzy młodego Yaxley’a na pewno ucieszyłoby jego rozmówcę. Pijaczyna nie zdawał sobie nawet sprawy z tego jak wielką miał rację. W końcu jednego z jego sług miał właśnie na przeciwko siebie.
- Mówił coś jeszcze? - dopytał.
Dopiero wtedy zwrócił uwagę na znaczące spojrzenia, to na niego to na pustą już szklankę. Nie trzeba było być wybitnie spostrzegawczym, aby zorientować się, że mężczyzna powie więcej, podzieli się wszystkim co wie, owszem, ale za kolejną kolejkę. Morgoth mógł mu odmówić, ale wtedy najprawdopodobniej więcej już by się nie dowiedział, a nie o to mu chodziło. Dlatego zwrócił się do barmana, aby ten postawił przed Starym Tomem jeszcze jedną szklankę z alkoholem. A gdy ta pojawiła się na ladzie znacząco spojrzał na swojego rozmówcę, czekając na jego dalsze słowa. Jeśli istniała chociażby najmniejsza szansa, że usłyszy coś jeszcze, zaryzykował.
- Mówił coś jeszcze? - dopytał.
Dopiero wtedy zwrócił uwagę na znaczące spojrzenia, to na niego to na pustą już szklankę. Nie trzeba było być wybitnie spostrzegawczym, aby zorientować się, że mężczyzna powie więcej, podzieli się wszystkim co wie, owszem, ale za kolejną kolejkę. Morgoth mógł mu odmówić, ale wtedy najprawdopodobniej więcej już by się nie dowiedział, a nie o to mu chodziło. Dlatego zwrócił się do barmana, aby ten postawił przed Starym Tomem jeszcze jedną szklankę z alkoholem. A gdy ta pojawiła się na ladzie znacząco spojrzał na swojego rozmówcę, czekając na jego dalsze słowa. Jeśli istniała chociażby najmniejsza szansa, że usłyszy coś jeszcze, zaryzykował.
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Szczerbaty uśmiech rozświetlił zapijaczoną twarz mężczyzny, gdy pojawiła się przed nim kolejna szklanka.
- On niewiele składnie mówi, nie to co ja - przyznał tym razem delektując się nieco alkoholem najwyraźniej uświadomiwszy sobie, że Morgoth nie zamierza nagle zniknąć i zażądać zwrotu galeonów. - Bum! - Tak mówi, o cokolwiek by się go nie zapytać to tylko krzyczy BUM. Na pytanie jak uciekł z Azkabanu mówi, dobrze pamiętam, powtarza to codziennie "wielkie bum i jestem w Londynie".
Wziął łyka alkoholu smakując go ponownie na języku, zdecydowanie dłużej niż poprzednio.
- Mówi, że trafił tu pierwszego maja. Kto wie, co mu odbiło, to pewnie te cholerne anomalie, zwariował przez nie. Chodzi tylko i krzyczy BUM.
Tym razem zamyślił się i nie wziął łyka. Po raz pierwszy odkąd zaczął opowiadać o wariacie jego twarz spoważniała.
- Ale trzeba przyznać, że jak mówi o Azkabanie... - urwał i wzdrygnął się nad szklanką. - Straszne to historie. Dementorzy są ponoć wszędzie, mówi jakby tam był, na gacie Helgi przysięgam, jakby na własne oczy widział. Ale potem BUM i zawsze BUM.
Westchnął i opróżnił szklankę najwyraźniej zmęczony mówieniem.
- Jak mówi o Azkabanie, to każdy gotów uwierzyć, że tam był. Ale nikt stamtąd nie uciekł nigdy, prawda? Co za bum? Powinno być o nim głośno. Tak w samym Azkabanie? Chyba że przez te anomalie nikt nie zauważył. Ale myśli pan, że by tak nic nie sprawdzili, hę? Ale pewnie łazi gdzieś po ulicy obok,
można się go osobiście zapytać. Zobaczysz.
Każde słowo stawało się coraz bardziej bełkotliwe aż wreszcie mężczyzna osunął się na stół i zachrapał głośno. Obudzenie go z pijackiego snu z pewnością nie będzie łatwe, pytanie czy konieczne - mógł wszak nie wiedzieć już nic więcej.
- On niewiele składnie mówi, nie to co ja - przyznał tym razem delektując się nieco alkoholem najwyraźniej uświadomiwszy sobie, że Morgoth nie zamierza nagle zniknąć i zażądać zwrotu galeonów. - Bum! - Tak mówi, o cokolwiek by się go nie zapytać to tylko krzyczy BUM. Na pytanie jak uciekł z Azkabanu mówi, dobrze pamiętam, powtarza to codziennie "wielkie bum i jestem w Londynie".
Wziął łyka alkoholu smakując go ponownie na języku, zdecydowanie dłużej niż poprzednio.
- Mówi, że trafił tu pierwszego maja. Kto wie, co mu odbiło, to pewnie te cholerne anomalie, zwariował przez nie. Chodzi tylko i krzyczy BUM.
Tym razem zamyślił się i nie wziął łyka. Po raz pierwszy odkąd zaczął opowiadać o wariacie jego twarz spoważniała.
- Ale trzeba przyznać, że jak mówi o Azkabanie... - urwał i wzdrygnął się nad szklanką. - Straszne to historie. Dementorzy są ponoć wszędzie, mówi jakby tam był, na gacie Helgi przysięgam, jakby na własne oczy widział. Ale potem BUM i zawsze BUM.
Westchnął i opróżnił szklankę najwyraźniej zmęczony mówieniem.
- Jak mówi o Azkabanie, to każdy gotów uwierzyć, że tam był. Ale nikt stamtąd nie uciekł nigdy, prawda? Co za bum? Powinno być o nim głośno. Tak w samym Azkabanie? Chyba że przez te anomalie nikt nie zauważył. Ale myśli pan, że by tak nic nie sprawdzili, hę? Ale pewnie łazi gdzieś po ulicy obok,
można się go osobiście zapytać. Zobaczysz.
Każde słowo stawało się coraz bardziej bełkotliwe aż wreszcie mężczyzna osunął się na stół i zachrapał głośno. Obudzenie go z pijackiego snu z pewnością nie będzie łatwe, pytanie czy konieczne - mógł wszak nie wiedzieć już nic więcej.
Powtarza to codziennie "wielkie bum i jestem w Londynie". Czy aby naprawdę było to takie proste? Tak naiwne? Czy oni byli naiwni skoro sądzili, że jakiekolwiek wyjście z Azkabanu jest możliwe. Nikt przecież nie uciekł, a jeśli jakiś szaleniec twierdził co innego czy nie zakrawało to o absurd? Jakiś pijak miałby przechytrzyć dementorów? Yaxley zmarszczył brwi, rozumiejąc o co chodziło mężczyźnie. Opis, który podał mu Stary Tom oznaczał najprawdopodobniej, że wcale nie było żadnego wyjścia z najgroźniejszego więzienia na świecie. Jeśli była to prawda, za cudowną ucieczkę sławnego w okolicach łachmyty odpowiadała anomalia. Zamyślił się, wbijając spojrzenie przed siebie i analizując informacje, które zostały mu dostarczone w alkoholowym bełkocie. Zaraz jednak skupił się ponownie na słowach Starego Toma, który jakby otrzeźwiał. Jego głos spoważniał i jakby zadrżał, gdy w pamięci odszukiwał wspomnień z rozmów z uciekinierem, którego szukał Morgoth. Najwidoczniej nawet najbardziej przerażający ludzie w Londynie, mieszkańcy Śmiertelnego Nokturnu dostawali gęsiej skórki jakby na żywe i prawdziwe opisy więzienia. Czyżby naprawdę za tym wszystkim stały anomalie? I to wszystko? Nic więcej? Nic ponad to? Ale nikt stamtąd nie uciekł nigdy, prawda?Yaxley pokiwał jedynie głową na pytania Starego Toma, by go uspokoić i dać iść się ponieść alkoholowej fali zmętnienia. Wciąż głowiąc się nad jego słowami, rozejrzał się po wnętrzu lokalu, zastanawiając się czy ktoś jeszcze mógł potwierdzić te spekulacje ów pijaka. A może zobaczyłby go przechodzącego na zewnątrz i dopytał dokładnie o dementorów? Cokolwiek zanim wyniesie się z tej nory.
|spostrzegawczość II
|spostrzegawczość II
They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Morgoth Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 65
'k100' : 65
Hjalmar cały dzień czekał niecierpliwie na ten moment, aż będzie mógł po raz pierwszy zobaczyć Ulicę Śmiertelnego Nokturnu. Odkąd Caley pokazała mu podczas przejażdżki bryczkami wejście na Nokturn nie mógł się odczepić od pomysłu, żeby odwiedzić tę ulicę. Nie chciał czekać aż do jedenastych urodzin. Na szczęście dla chłopca ojciec zgodził się go wziąć ze sobą gdy będzie musiał coś załatwić na tej bądź co bądź podejrzanej ulicy. Ktoś mógłby się przyczepić, że Nokturn to nie najlepsze miejsce na spacer z sześciolatkiem, ale z drugiej strony Hjall taki zwyczajny też nie był. Poza tym Cadan musiał chyba wyczuć co się święci i uznać, że lepiej by młody poszedł razem z nim, niż żeby kiedyś spróbował sam się tutaj dostać. Co w sumie wcale nie było takie nierealne biorąc pod uwagę spryt chłopca. A może po prostu uznał, że to dobry moment, żeby pokazać młodemu Nokturn i wcale nie musi być starszy tak jak to sugerowała Caley?
Chłopak przed wyjściem nie mógł sobie w ogóle znaleźć miejsca w domu. Łaził z kąta w kąt czekając, aż ojciec da mu znać, że wychodzą. Wreszcie nadszedł ten moment, chłopiec musiał jeszcze wysłuchać wszystkich przestróg i zakazów, obiecać że nie zrobi nic dziwnego i będzie szedł tuż obok Cadana, i ruszyli w drogę. Szczerze, to Hjalmar zgodziłby się na wszystko byleby móc tam iść.
Najpierw dotarli na Pokątną by w pobliżu Gringotta skręcić w niepozorny zaułek, który wydawał się jedynie ciasną krótką uliczką, jednak w rzeczywistości już po paru krokach rozszerzał się i można było podziwiać główną arterię półświatka w całej okazałości. Nokturn był dla Hjalla zagadką. Tak blisko tętniącej życiem Pokątnej, a tak różny od tej najpopularniejszej czarodziejskiej ulicy w Londynie.
Hjalmar szedł równo ze swoim tatą i chłonął to co widział. W końcu jednak obrócił się w stronę Cadana, żeby zadać pytanie.
-Czy to prawda, że na Nokturnie można znaleźć wszystko? – gdzieś taką plotkę słyszał pewnie w jakiejś podsłuchanej rozmowie.
Ostatnio zmieniony przez Hjalmar Goyle dnia 03.08.18 14:55, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Hjalmar Goyle' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Azkaban wciąż nie wypuszczał Cadana ze swoich szczelnych macek, chociaż niepokój towarzyszący mężczyźnie każdej nocy powoli rozmywał się na wietrze nadchodzącego jutra. Pierwsze tygodnie po powrocie były najgorsze - nieustannie odczuwał mrożący chłód, jak gdyby całe chmary dementorów zamierzały wyssać zeń duszę do cna; prawie w ogóle nie spał oraz niewiele jadł czując jak jedzenie stawało mu w gardle. Nie mówiąc już o tym, że Eir w kółko kazała bandażować mu brak nosa i Goyle został zmuszony do chodzenia z otwartą gębą jak ryba - inaczej nie byłby w stanie oddychać. Ten koszmar zakończył się ledwie kilka dni temu; żona pod koniec czerwca przygotowała dlań eliksir odtworzenia, żeby później kwalifikowany uzdrowiciel dopełnił dzieła. Dzisiaj blondyn cieszył się już pełnią utraconego w więzieniu organu, odczuwając niemałą ulgę na świadomość, że mógł dosłownie oddychać pełną piersią. I robić wszystko inne, co wymagało sprawnego nosa. I przede wszystkim nie musieć chodzić z rozdziawioną gębą. Wyglądało to wyjątkowo idiotycznie - czego nie robi się dla kochanej małżonki?
Nareszcie mógł pozałatwiać pilne sprawy. Wśród nich były odwiedziny na Nokturnie, parszywym miejscu. Nie przepadał za łażeniem w tamtych okolicach, lecz niekiedy inne wyjście zwyczajnie nie istniało. Dość długo wahał się czy zabierać ze sobą Hjalla - był już duży, powinien nauczyć się pewnych rzeczy. Eir nie była zachwycona pomysłem pokazania kilkulatkowi ulicę zbrukaną przestępstwem oraz ekskrementami, jednakże Cadan był zdania, że ich syn powinien hartować się zawczasu. Życie nie było kolorowe, wystarczyło przeczytać pierwszą lepszą gazetę. Wojny, Rycerze Walupurgii, czarna magia oraz półświatek, to była ich codzienność, w której najmłodszy - jeszcze - Goyle musiał odnaleźć się jak najprędzej. Jego ojciec nie mógł dopuścić do tego, że pierworodny zmięknie zamieniając się w bojaźliwą panienkę - chyba po prostu żeglarz przejął taktykę po Cadmonie, który wrzucał swoje dzieci od razu na głęboką wodę. Zarówno w znaczeniu przenośnym jak i dosłownym.
Oczywiście upomniał Hjalmara o roztropnym zachowaniu, chociaż czarodziej nie spodziewał się po nim zaczepiania zakapiorów lub ostentacyjnego zwracania na siebie uwagi, to Cadan wolał dmuchać na zimne. Zawsze mógłby wtedy odpowiedzieć kwintesencją rodzicielskich słów a nie mówiłem?
Kazał młodemu trzymać się blisko, żeby przypadkiem nie zabłąkał się gdzieś w ślepą uliczkę i nie był pożywką dla zmutowanych szczurów. Lub co gorsza nie ubrudził sobie świeżo wypranych spodni, Eir nie byłaby zadowolona. - Można - przytaknął synowi kiedy skręcili w główną drogę, a później odbili w jedną z bocznych. - Patrz, to sklep Paliczki. Sprzedają tu zwierzęce oraz mugolskie kości, jak również meble z nich wykonane - powiedział, wskazując na gablotę obłożoną towarami. Dopiero wtedy zauważył dziwne zjawisko kłębiące się przy nogach Hjalla. - Co to za czarna plama? Popuściłeś w portki? - spytał z irytacją i zażenowaniem, chociaż za tymi słowami krył się typowy, ciężki humor Goyle'a.
Nareszcie mógł pozałatwiać pilne sprawy. Wśród nich były odwiedziny na Nokturnie, parszywym miejscu. Nie przepadał za łażeniem w tamtych okolicach, lecz niekiedy inne wyjście zwyczajnie nie istniało. Dość długo wahał się czy zabierać ze sobą Hjalla - był już duży, powinien nauczyć się pewnych rzeczy. Eir nie była zachwycona pomysłem pokazania kilkulatkowi ulicę zbrukaną przestępstwem oraz ekskrementami, jednakże Cadan był zdania, że ich syn powinien hartować się zawczasu. Życie nie było kolorowe, wystarczyło przeczytać pierwszą lepszą gazetę. Wojny, Rycerze Walupurgii, czarna magia oraz półświatek, to była ich codzienność, w której najmłodszy - jeszcze - Goyle musiał odnaleźć się jak najprędzej. Jego ojciec nie mógł dopuścić do tego, że pierworodny zmięknie zamieniając się w bojaźliwą panienkę - chyba po prostu żeglarz przejął taktykę po Cadmonie, który wrzucał swoje dzieci od razu na głęboką wodę. Zarówno w znaczeniu przenośnym jak i dosłownym.
Oczywiście upomniał Hjalmara o roztropnym zachowaniu, chociaż czarodziej nie spodziewał się po nim zaczepiania zakapiorów lub ostentacyjnego zwracania na siebie uwagi, to Cadan wolał dmuchać na zimne. Zawsze mógłby wtedy odpowiedzieć kwintesencją rodzicielskich słów a nie mówiłem?
Kazał młodemu trzymać się blisko, żeby przypadkiem nie zabłąkał się gdzieś w ślepą uliczkę i nie był pożywką dla zmutowanych szczurów. Lub co gorsza nie ubrudził sobie świeżo wypranych spodni, Eir nie byłaby zadowolona. - Można - przytaknął synowi kiedy skręcili w główną drogę, a później odbili w jedną z bocznych. - Patrz, to sklep Paliczki. Sprzedają tu zwierzęce oraz mugolskie kości, jak również meble z nich wykonane - powiedział, wskazując na gablotę obłożoną towarami. Dopiero wtedy zauważył dziwne zjawisko kłębiące się przy nogach Hjalla. - Co to za czarna plama? Popuściłeś w portki? - spytał z irytacją i zażenowaniem, chociaż za tymi słowami krył się typowy, ciężki humor Goyle'a.
make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Hjalmar wcale nie sprawiał wrażenia jakby ta wycieczka w jakiś sposób była dla niego zbyt... przerażająca czy nieodpowiednia. Co prawda nie był świadomy wszystkiego co działo się w świecie czarodziejów, nie wiedział z jakiego powodu tak się działo ale zauważył, że rodzice ostatnio pokazują mu coraz więcej rzeczy, o których Hjall wcześniej nie miał pojęcia. Tak jak teraz Nokturn.
Strzelał ciekawie oczami we wszystkie strony chyba tylko żałując, że nie ma ich dookoła głowy. Mimo swojej ciekawości starał się nie zagapiać i nie spowalniać kroku, tak żeby ojciec nie musiał narzekać, że się wlecze czy coś.
No ale potem Cadan wskazał mu dość specyficzny sklep. Gdyby nie był dzieckiem Eir pewnie taki widok kości na wystawie trochę by go ruszył, a tak jakoś nie było to dla niego sensacją. W końcu te zwierzęce wykorzystywano do tworzenia eliksirów i innych takich, a skoro zwierzęce to pewie i mugolskie też. Hjall jednakże podejrzewał, że nie należy kłapać dziobem na temat użyteczności mugolskiego szkieletu i jego części w eliksirach.
-Meble? - to go trochę zdziwiło. - Ozdoby jeszcze mają sens, ale meble? - no bo taki ładny akcent z białej kości czy zwykłe poroże to jeszcze może całkiem zgrabnie wyglądać, ale taka meblościanka...- Nie zalęgają się w nich robale? - nie mógł się powstrzymać przed kolejnym pytaniem.
Pewnie zadałby następne gdyby nie pytanie ojca odnośnie czarnej plamy.
-Nie!- burknął tylko. Ubodło go podejrzenie, że mógłby nie panować nad własną fizjologią. W końcu nie miał dwóch lat tylko sześć. W każdym razie spojrzał pod nogi zastanawiając się cóż to może być. Miał coś jeszcze powiedzieć, ale trochę pobladł, bo zaczął czuć narastający ból w stopach, tam gdzie oblepiała je czarna mgła.
-To boli!- jęknął i machnął to jedną to drugą nogą w próbie pozbycia się tego dziwnego zjawiska. Niestety bezskutecznie.
-Tato...- kto inny miał mu pomóc jak nie ojciec?
W końcu chłopiec nie był w stanie za bardzo ustać i przewrócił się do tyłu, tak że teraz siedział na tyłku. Zaciskał tylko mocno wargi, żeby przypadkiem się nie rozbeczeć na środku ulicy. Był trochę wystraszony, nie wiedział co ma robić. Bał się dotykać rękami tej dymiącej plamy, więc tylko od czasu do czasu wierzgał to jedną to drugą nogą tak jakby to miało coś pomóc. To by było na tyle w kwestii nieubrudzenia spodnii.
Na szczeście tak samo jak nagle przyszła tak czarnomagiczna anomalia zniknęła, a Hjall zaczął się trochę uspokajać.
-Co to było? -zapytał dalej z poziomu ziemi, gdy już nieco ochłonął.
Strzelał ciekawie oczami we wszystkie strony chyba tylko żałując, że nie ma ich dookoła głowy. Mimo swojej ciekawości starał się nie zagapiać i nie spowalniać kroku, tak żeby ojciec nie musiał narzekać, że się wlecze czy coś.
No ale potem Cadan wskazał mu dość specyficzny sklep. Gdyby nie był dzieckiem Eir pewnie taki widok kości na wystawie trochę by go ruszył, a tak jakoś nie było to dla niego sensacją. W końcu te zwierzęce wykorzystywano do tworzenia eliksirów i innych takich, a skoro zwierzęce to pewie i mugolskie też. Hjall jednakże podejrzewał, że nie należy kłapać dziobem na temat użyteczności mugolskiego szkieletu i jego części w eliksirach.
-Meble? - to go trochę zdziwiło. - Ozdoby jeszcze mają sens, ale meble? - no bo taki ładny akcent z białej kości czy zwykłe poroże to jeszcze może całkiem zgrabnie wyglądać, ale taka meblościanka...- Nie zalęgają się w nich robale? - nie mógł się powstrzymać przed kolejnym pytaniem.
Pewnie zadałby następne gdyby nie pytanie ojca odnośnie czarnej plamy.
-Nie!- burknął tylko. Ubodło go podejrzenie, że mógłby nie panować nad własną fizjologią. W końcu nie miał dwóch lat tylko sześć. W każdym razie spojrzał pod nogi zastanawiając się cóż to może być. Miał coś jeszcze powiedzieć, ale trochę pobladł, bo zaczął czuć narastający ból w stopach, tam gdzie oblepiała je czarna mgła.
-To boli!- jęknął i machnął to jedną to drugą nogą w próbie pozbycia się tego dziwnego zjawiska. Niestety bezskutecznie.
-Tato...- kto inny miał mu pomóc jak nie ojciec?
W końcu chłopiec nie był w stanie za bardzo ustać i przewrócił się do tyłu, tak że teraz siedział na tyłku. Zaciskał tylko mocno wargi, żeby przypadkiem się nie rozbeczeć na środku ulicy. Był trochę wystraszony, nie wiedział co ma robić. Bał się dotykać rękami tej dymiącej plamy, więc tylko od czasu do czasu wierzgał to jedną to drugą nogą tak jakby to miało coś pomóc. To by było na tyle w kwestii nieubrudzenia spodnii.
Na szczeście tak samo jak nagle przyszła tak czarnomagiczna anomalia zniknęła, a Hjall zaczął się trochę uspokajać.
-Co to było? -zapytał dalej z poziomu ziemi, gdy już nieco ochłonął.
Ostatnio zmieniony przez Hjalmar Goyle dnia 04.08.18 18:43, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Hjalmar Goyle' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - DN' :
'Anomalie - DN' :
Musiał przekazać synowi wiedzę, jaką posiadał - wychować na mężnego czarodzieja bez obaw spoglądającego w przyszłość. Ta natomiast malowała się w czerni barw, pełna plugawej magii, dyscypliny oraz słonego wiatru wiejącego zza wody. Najgorsza była świadomość, że obecnie nie mógł pokazać Hjalowi łajby, na którą przecież nie wchodził - zdruzgotany wydarzeniami sprzed maja. Co prawda Cadan powoli uspokajał swoje nerwy, lecz nie do końca przekonany co do niewinności swoich braci wolał nie mieszać się w ich interesy. Rodzina rozsypywała się skrupulatnie, znacząc pyłem gruzowiska ślady nie tylko na wodzie, lecz również szczurzym lądzie. Po którym stąpali wraz z kilkuletnim chłopcem. Wśród brudu, syfu oraz nieprzyjaznych typów łypiących złowrogo na wszystko i wszystkich. Na szczęście wszyscy kojarzyli Goyle'ów, włącznie z nim, nakładaczem klątw, zatem nieprzyjemności jakich doświadczała ta dwójka wynikały jedynie z niesprzyjającego środowiska - krajobrazu natury martwej. Równie nieżywej co większość śmiałków zapuszczających się w tę parszywą dzielnicę bez odpowiedniego przewodnika. Nie było mu ich żal.
Wskazał synowi Paliczki, samemu podchodząc bliżej do sklepowej wystawy. Lubił to miejsce, tak jak zmyślnie wykonane wyroby - wtórne wyrzystywanie materiałów, bardzo zmyślne oraz pożyteczne. Jakkolwiek blondyn uważał mugoli za obrzydliwą zarazę wartą wytępienia, to ich kości nie wzbudzały weń wstrętu - oceniał je pod kątem biznesowym. Szkoda marnować coś, co można wykorzystać w praktyce. Lepiej kości szlamu niż czystokrwistych czarodziejów.
Oglądał właśnie misternie złożone siedzisko kiedy Hjalmar zadał pytanie. - Wyglądają całkiem dobrze przecież - stwierdził spokojnie. - Na krzesło wystarczy położyć poduszkę i będzie wystarczająco wygodne - dodał w lekkim zamyśleniu. Wtedy to oderwał wzrok od eksponatów, zaś zerknąwszy krytycznym spojrzeniem na stojącą obok latorośl zauważył ciemną plamę unoszącą się dookoła jego nóg. To dobrze, że czarna mgła nie była wynikiem nieutrzymania w ryzach układu pokarmowego, lecz w takim razie Cadan poczuł się zaalarmowany tymże stanem rzeczy. - Kurwa - mruknął pod nosem widząc, jak sześciolatek upada na tyłek twierdząc, że go boli. Jego ojciec dobywał już różdżki, zastanawiając się jakie zaklęcie odgoniłoby nieznaną siłę nieczystą, lecz wtedy ta zniknęła całkowicie rozpływając się na powietrzu przesyconym stęchlizną. Odetchnął głęboko. - Nic ci nie jest? Może chcesz do domu? - spytał z nutą troski w głosie. Pomógł Hjalowi wstać. Przykucnął przy nim i obejrzał go dokładnie doszukując się jakichkolwiek obrażeń – na szczęście niczego nie dostrzegł. Eir zabiłaby go na miejscu, nie patrząc nawet na to, że przecież ich syn żył. - Nie wiem, może to te pieprzone anomalie - westchnął z zamiarem udania się do sklepu, w którym czekała nań paczka, jednakże w tym samym momencie chłopca zaatakowało stado ciem. - Ja pierdolę - wyrwało się elegancko Goyle'owi, który zaczął odganiać wstrętne robale od swojego dziecka. Wolał nie ryzykować kolejnym zaklęciem oraz związaną z tym anomalią i całe szczęście, ponieważ owady nagle padły nieżywe na zbrukaną podejrzanymi wydzielinami uliczkę. Blondyn cierpliwie wydłubywał resztki trupów z włosów oraz ubrania syna, lecz miał już dość tej całej wycieczki. Może faktycznie powinien odstawić go do domu i załatwić sprawunki samemu?
Wskazał synowi Paliczki, samemu podchodząc bliżej do sklepowej wystawy. Lubił to miejsce, tak jak zmyślnie wykonane wyroby - wtórne wyrzystywanie materiałów, bardzo zmyślne oraz pożyteczne. Jakkolwiek blondyn uważał mugoli za obrzydliwą zarazę wartą wytępienia, to ich kości nie wzbudzały weń wstrętu - oceniał je pod kątem biznesowym. Szkoda marnować coś, co można wykorzystać w praktyce. Lepiej kości szlamu niż czystokrwistych czarodziejów.
Oglądał właśnie misternie złożone siedzisko kiedy Hjalmar zadał pytanie. - Wyglądają całkiem dobrze przecież - stwierdził spokojnie. - Na krzesło wystarczy położyć poduszkę i będzie wystarczająco wygodne - dodał w lekkim zamyśleniu. Wtedy to oderwał wzrok od eksponatów, zaś zerknąwszy krytycznym spojrzeniem na stojącą obok latorośl zauważył ciemną plamę unoszącą się dookoła jego nóg. To dobrze, że czarna mgła nie była wynikiem nieutrzymania w ryzach układu pokarmowego, lecz w takim razie Cadan poczuł się zaalarmowany tymże stanem rzeczy. - Kurwa - mruknął pod nosem widząc, jak sześciolatek upada na tyłek twierdząc, że go boli. Jego ojciec dobywał już różdżki, zastanawiając się jakie zaklęcie odgoniłoby nieznaną siłę nieczystą, lecz wtedy ta zniknęła całkowicie rozpływając się na powietrzu przesyconym stęchlizną. Odetchnął głęboko. - Nic ci nie jest? Może chcesz do domu? - spytał z nutą troski w głosie. Pomógł Hjalowi wstać. Przykucnął przy nim i obejrzał go dokładnie doszukując się jakichkolwiek obrażeń – na szczęście niczego nie dostrzegł. Eir zabiłaby go na miejscu, nie patrząc nawet na to, że przecież ich syn żył. - Nie wiem, może to te pieprzone anomalie - westchnął z zamiarem udania się do sklepu, w którym czekała nań paczka, jednakże w tym samym momencie chłopca zaatakowało stado ciem. - Ja pierdolę - wyrwało się elegancko Goyle'owi, który zaczął odganiać wstrętne robale od swojego dziecka. Wolał nie ryzykować kolejnym zaklęciem oraz związaną z tym anomalią i całe szczęście, ponieważ owady nagle padły nieżywe na zbrukaną podejrzanymi wydzielinami uliczkę. Blondyn cierpliwie wydłubywał resztki trupów z włosów oraz ubrania syna, lecz miał już dość tej całej wycieczki. Może faktycznie powinien odstawić go do domu i załatwić sprawunki samemu?
make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ulica
Szybka odpowiedź