Kasztanowy park
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Kasztanowy park
O tej porze roku kasztanowy park tonie w grubych warstwach śnieżnego puchu, który - ku uciesze nie tylko dzieci - zdaje się idealny do tworzenia aniołków, lepienia trwałych śnieżek i budowania przepięknych bałwanów.
Nieco dalej park wypełniony jest licznymi ścieżkami, które okazują się kręte i dość oblodzone. Z gałęzi wysokich drzew zwisają długie sople, a w grudniowym powietrzu wirują drobne płatki śniegu. Spacer po tym spokojnym parku jest świetną alternatywą dla osób, które poszukują chwilowej ucieczki od zgiełku panującego na głównym placu Doliny Godryka.
Nieco dalej park wypełniony jest licznymi ścieżkami, które okazują się kręte i dość oblodzone. Z gałęzi wysokich drzew zwisają długie sople, a w grudniowym powietrzu wirują drobne płatki śniegu. Spacer po tym spokojnym parku jest świetną alternatywą dla osób, które poszukują chwilowej ucieczki od zgiełku panującego na głównym placu Doliny Godryka.
- grupy:
- grupa I
Frank Carter
Charles Lovegood
Garrett Weasley
grupa II
Febe Valhakis
Clementine Baudelaire
Samuel Skamander
grupa III
Teddy Purcell
Benjamin Wright
Harriett Lovegood
grupa IV
Colin Fawley
Frederick Fox
Luna Spencer-Moon
grupa V
Minnie McGonagall
Hereward Bartius
Bleach Plistone
dla niedowiarków wynik losowania: klik
- opisy bałwanków:
- grupa I
Podstawa bałwana będąca dziełem Franka i brzuch przygotowany przez Garretta wyglądały na zbudowane z wielką starannością, ale pod względem jakości odstawała od nich stworzona przez Charlesa głowa. Chłopiec przecenił swoje umiejętności lepienia w śniegu i, próbując ulepić z niego pyszczek smoka, przyczynił się wyłącznie do tego, że bałwankowa głowa rozpadła mu się w dłoniach.
Bałwan tej grupy składał się ze stabilnej podstawy i solidnego brzucha. Gdyby nie brak głowy, prezentowałby się całkiem dostojnie.
grupa II
Bałwanek przygotowany przez grupę drugą nie wyglądał najlepiej. Samuel miał wielkie trudności z ulepieniem wymiarowej kuli; śnieg topił mu się w dłoniach, a jego kula przypominała bardziej spłaszczone jajo. Dzieła dopełniła Clementine, wpadając w podstawę bałwana i przekrzywiając ją już zupełnie. Jej kula również nie należała do najbardziej udanych. Honor drużyny uratowała Febe, jednak nawet najlepsza głowa nie jest w stanie pomóc, gdy podstawa i brzuch bałwana prezentują się dość... nieciekawie.
Bałwan tej grupy składał się z niewymiarowej podstawy, wybrakowanego, nieco bezkształtnego brzucha i stosunkowo udanej głowy. Cały bałwan był przekrzywiony i wyglądał, jakby miał zaraz się przewrócić.
grupa III
Gorąca atmosfera panująca w grupie trzeciej na szczęście nie roztopiła niewinnego bałwanka. W gruncie rzeczy, prezentował się on całkiem nieźle. Co prawda podstawa ulepiona przez Benjamina mogłaby bardziej przypominać kulę niż elipsę, ale towarzyszące mu panie spisały się na medal. Głowa bałwanka będąca dziełem Teddy prezentowała się bowiem idealnie. Brzuch wykonany przez Harriett miejscami też był nieco koślawy, ale cała konstrukcja po złożeniu wydawała się dość stabilna.
Bałwan tej grupy składał się z przepięknej głowy, solidnego, choć nieco przekrzywionego brzucha i spłaszczonej podstawy, która pomimo swojego wyglądu okazała się wystarczająco wytrzymała.
grupa IV
JednorękibandytaColin okazał się zaskakująco dobry w lepieniu bałwanów; jak widać, wcale nie potrzeba do tej zabawy wszystkich kończyn. Luna spisała się trochę gorzej. Jej kula wydawała się dość wytrzymała, ale daleko było jej do idealnego kształtu. Dzieło Freda prezentowało się podobnie - nie grzeszyło nadmierną urodą, ale gwarantowało wystarczającą stabilność, żeby bałwan nie rozpadł im się na oczach.
Bałwan tej grupy wyglądał bardzo solidnie, choć był przy tym nieco koślawy i raczej nieforemny.
grupa V
Bałwanek grupy piątej miałby spore szanse na zostanie faworytem, gdyby nie fakt, że podstawa nieporęcznie lepiona przez Herewarda okazała się wyjątkowo słaba. Rozpadła się całkowicie w momencie, gdy Minnie i Bleach ułożyły na nich swoje kule. Na szczęście ich dzieła były wystarczająco solidne, aby wytrzymać ten upadek. Głowa stworzona przez Minnie przypominała wyjętą prosto z foremki, a brzuch ulepiony przez Bleach wcale nie prezentował się gorzej.
Bałwan tej grupy składał się z przepięknej głowy i solidnego brzucha, przez brak podstawy był jednak niewielki i wyglądał jak bałwankowe dziecko.
- opis zadań:
- wynik losowania
grupa I
Wybrano wam dość niefortunne miejsce na stanowisko do lepienia bałwanka: tuż nad waszymi głowami rozrastały się gałęzie wielkiego, starego kasztanowca o wyjątkowo grubych konarach; jak nietrudno się domyślić, na gałęziach zebrały się olbrzymie warstwy śnieżnego puchu. Prawa fizyki, które obowiązują także w świecie magii, sprawiły, że po silniejszym podmuchu wiatru cały ten kożuszek śniegu w ekspresowym tempie spadł na ziemię. Jedno z was, Garretta, spotkało niezwykłe nieszczęście - większość śniegu spadło właśnie na niego, z impetem przewracając go na ziemię i od stóp do głów zakrywając zaspą. Bałwanek także nie uszedł bez szwanku. Spadający śnieg popchnął najwyżej ułożoną z kul, przez co ta odpadła od śniegowego tułowia i zaczęła turlać się w kierunku grupy drugiej. Wyglądało na to, że była w tamtą stronę zwodzona magią. Czyżby przeciwnicy postanowili sabotować waszego bałwanka?
| Musicie uratować zakopaną osobę i złożyć bałwana w całość.
grupa II
Zrobiliście sobie akurat krótką przerwę na złapanie oddechu i przyjrzenie się swojemu bałwankowemu dziełu, kiedy to nagle... zaczęło się topić. Ni stąd, ni zowąd, kompletnie bez przyczyny - przecież wcale nie było za ciepło, słońce też już dawno skryło się za horyzontem, a wy nawet nie dmuchaliście i nie chuchaliście na swojego śniegowego ludka. Kule, które lepiliście z takim zaangażowaniem, już wkrótce miały zmienić się na waszych oczach w bezkształtną, roztopioną breję, tym samym marnując całą wytężoną pracę.
| Musicie uratować bałwana przed zostaniem kałużą.
grupa III
Wasz bałwanek (wbrew wszystkiemu) wcale nie wyglądał najgorzej i mogliście czuć się dumni ze swojego dzieła. Nie było jednak zbyt wiele czasu na radość; wkrótce ze śniegu zaczęły wyrastać wielkie, ostre sople, które mogłyby zranić kogoś nieuważnego. Na szczęście udało wam się odskoczyć w porę w czas i pozostaliście bez żadnego uszczerbku na zdrowiu. Ale co z tego, skoro straciliście przy tym dostęp do swojego bałwana; wyrastające sople stawały się coraz grubsze, coraz dłuższe, coraz ostrzejsze, aż w końcu zaczęły przypominać lodową klatkę, w której zamknięto śniegowego ludka.
| Musicie znaleźć sposób, żeby dostać się do waszego bałwana.
grupa IV
Udało się! Przebrnęliście przez ciężki etap toczenia śniegowych kul i nawet daliście radę upodobnić swoje dzieło do wytworu bałwankokształtnego. Jednak wam również, tak samo jak pozostałym grupom, nie było dane cieszyć się zbyt długo spokojem. Gdy na chwilę odwróciliście wzrok od waszego bałwana, ten zaczął... lewitować. Najpewniej nie zauważyliście tego, że uniósł się na cal, kolejne dwa też umknęły waszej uwadze, ale w końcu bałwanek wzniósł się na wysokość metra i zaczął lecieć coraz wyżej, coraz szybciej, co już z pewnością rzuciło wam się w oczy. Jak tak dalej pójdzie, zaraz zgubi się wśród chmur i doleci do samego nieba!
| Musicie sprowadzić bałwanka na ziemię.
grupa V
To wszystko stało się nagle - w jednej chwili zaznawaliście chwili odpoczynku, spoglądając na swojego bałwanka, a w drugiej ten dosłownie zniknął na waszych oczach. Rozpłynął się! Rozglądaliście się za nim może z zaskoczeniem, może z niepokojem, ale nigdzie nie mogliście go dostrzec. Wtedy zmaterializował się na nowo w odległości kilkunastu metrów, ale zanim nawet mogliście ruszyć w jego stronę, zniknął z charakterystycznym pyknięciem towarzyszącym zazwyczaj teleportacji. I pojawił się w kompletnie innym miejscu - tym razem też tylko na parę sekund, pyk, i znów go nie było. Gdyby na miejscu znajdował się uzdrowiciel, na pewno zdiagnozowałby u waszego bałwanka czkawkę teleportacyjną.
| Musicie złapać i unieruchomić bałwanka.
- wynik losowania ozdób:
- wynik losowania
grupa I - pielucha, wczorajszy Prorok Codzienny, martwa ryba i worek pełen guzików
grupa II - elegancka, czerwona sukienka, para butów na wysokim obcasie, blond peruka i karminowa szminka
grupa III - dwadzieścia zasuszonych róż, monokl i butelka szampana
grupa IV - dwie miotły, marchewka, słoik pełen guzików, elegancki kapelusz i fajka
grupa V - dwie miotły, marchewka, słoik pełen guzików, elegancki kapelusz i fajka
Zaabsorbowany swoimi smętnymi myślami trudno było mu dostrzec smutek malujący się w oczach Minerwy. Ale w końcu nawet ktoś tak ślepy jak on nie mógł go zignorować. Żałował, że nie był przyjaciółką Minnie, z którą powinna własnie spędzać Sylwestra. Łączyło ich więcej niż zwykłe relacje zawodowe. Zakon Feniksa. Te dwa słowa cały czas odbijały mu się echem w głowie. Nie potrafił odnaleźć się w tej nowej relacji. Dopóki Minnie była jedynie jego asystentką, nie miał z tym problemu. Ale odkąd wspólnie postanowili walczyć ze złem, spędzali razem święta i wkraczali na stopę bardziej koleżeńską niż zawodową, nie potrafił odpowiednio się wobec niej zachować. Zawsze się o nią w pewnym stopniu troszczył. Była jego byłą uczennicą, potem protegowaną. Czuł do niej sympatię zawsze. Odkąd jednak byli sobie znacznie bliżsi, a stara, dobra i znajoma granica między życiem zawodowym a prywatnym zaczęła się zacierać, musiał jakoś odnaleźć się w tym, co mu względem Minerwy wypadało, a co było absolutnie niedopuszczalne. Dlatego też nieco martwiło go losowanie drużyn. Póki co jedyne, co potrafił wymyślić, to traktowanie jej jako dużo młodszej siostry. Problem polegał na tym, że Minnie nigdy nie potraktuje go jak starszego brata. A przynajmniej w tym momencie Hereward sobie tego nie wyobrażał. Dlatego nie miał pojęcia czy powinien próbować w jakikolwiek sposób pocieszyć Minerwę, bo też nie sądził, by w jakikolwiek sposób mogło to jej pomóc. Nie mógł też wiedzieć jak bardzo jego asystentce przykro jest z powodu braku przyjaciółki na Sylwestrze. Sam o Lyrze wiedział ostatnio głównie do Garretta. Absurdalny wydał mu się ślub z Glaucesem. Travers jest przecież w jego wieku, kiedy on jest jeszcze dzieckiem. Dlaczego tak bardzo spieszyło jej się do zamążpójścia? Barty nie rozumiał. Domyślał się, że może to mieć coś w spólnego z chęcią zaistnienia w świecie arystokracji. Tylko czemu aż tak jej na tym zależało - to była kolejna zagadka. Zabawne, gdyby się nad tym zastanowić, ten ślub to trochę tak jakby żenił się z Minerwą. A nie potrafi nawet odnaleźć się w jej towarzystwie, żeby nie sprawić, by nie czuła się niekomfortowo. Jej prośbę przyjął z niepewnym uśmiechem. Czyżby jednak źle ją ocenił i gotowa była się z niego pośmiać odrobinę? Nie, nie miałby tego za złe Minerwie.
- W końcu zobaczy, że arystokracja wcale nie jest tak wspaniała jak się wydaje - skrzywił się lekko, bo sam nie do końca wierzył, że Lyra naprawdę tak uzna. Czuł jednak, że musi coś powiedzieć, Minerwa była tak wspaniałą osobą, że zasłużyła na prawdziwych przyjaciół wokół siebie. I właśnie jeden z nich, a przynajmniej pretendujący do miana takowego, rzucił śnieżką idealnie w szyję pana profesora. Zabawa w lepienie bałwanków robiła się oraz poważniejsza. Hereward rozejrzał się wokół, ale nie widział, kto mógłby być autorem kulki, która nieprzyjemnie rozpływała mu się na plecach. Brr.
- Ktoś mi chyba zazdrości towarzystwa tak pięknych pań - rzucił do drużyny uśmiechając się. - Zajmę się najniższą kulą w takim razie. Żeby zazdrośnik poczuł ukłucie także, gdy zobaczy naszego bałwana.
Nie czekając zbyt długo zabrał się do lepienia kuli śniegu. Nie pamiętał, kiedy ostatnio to robił, ale zabawa była przednia. Powinien częściej zajmować się wracaniem do lat dzieciństwa i beztrosko tarzać się w śniegu.
- W końcu zobaczy, że arystokracja wcale nie jest tak wspaniała jak się wydaje - skrzywił się lekko, bo sam nie do końca wierzył, że Lyra naprawdę tak uzna. Czuł jednak, że musi coś powiedzieć, Minerwa była tak wspaniałą osobą, że zasłużyła na prawdziwych przyjaciół wokół siebie. I właśnie jeden z nich, a przynajmniej pretendujący do miana takowego, rzucił śnieżką idealnie w szyję pana profesora. Zabawa w lepienie bałwanków robiła się oraz poważniejsza. Hereward rozejrzał się wokół, ale nie widział, kto mógłby być autorem kulki, która nieprzyjemnie rozpływała mu się na plecach. Brr.
- Ktoś mi chyba zazdrości towarzystwa tak pięknych pań - rzucił do drużyny uśmiechając się. - Zajmę się najniższą kulą w takim razie. Żeby zazdrośnik poczuł ukłucie także, gdy zobaczy naszego bałwana.
Nie czekając zbyt długo zabrał się do lepienia kuli śniegu. Nie pamiętał, kiedy ostatnio to robił, ale zabawa była przednia. Powinien częściej zajmować się wracaniem do lat dzieciństwa i beztrosko tarzać się w śniegu.
Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Hereward Bartius' has done the following action : rzut kością
'k6' : 1
'k6' : 1
Zabawa trwa w najlepsze, a ja wciąż żałuję, że los nie złączył mnie z Colinem, popychając przewrotnie w ramiona radosnej parki najwyraźniej bliskich przyjaciół. Znajomych. Ludzi, wyglądających na na tyle ze sobą spoufalonych, żeby swobodnie ze sobą konwersowali o własnych sprawach, nie zwracając na mnie żadnej uwagi. Pasuje mnie takie rozwiązanie, bo czuję w kościach, że lepiej bym się bawiła, sabotując pracę innych, aniżeli taplając się w śnieżnym puchu. Mimo tego zaciskam zęby i czynię szlachetne postanowienie, iż spróbuję. Być miła i czerpać z lepienia bałwana choćby i najbardziej nikłą przyjemność. Jasne.
-Bleach - przedstawiam się krótko, bo nazwisko nic nie znaczy i prawdopodobnie więcej już nie spotkam się z rudowłosym profesorem - czy może to tylko jakaś jego śmieszna ksywka - i drobniutką dziewczyną, pewnie jego uczennicą. Pozwalam im na swobodne pogaduszki, może nie odstraszając, ale na pewno nie zachęcając do wchodzenia ze mną w interakcje. Nawet niezbyt uważnie ich słucham, skupiona raczej na dokładnych oględzinach rękawiczek; na jednym palcu zauważam małą dziurkę, jednak nawet traktowana najbardziej uporczywym wzrokiem nie chce ona zniknąć, ani choćby odrobinę się skurczyć. Wzdycham ciężko, udając, że rejestruję słowa, padająca z ust czarodzieja tak nawalonego, że dziwię się, iż jeszcze utrzymuje się na nogach. Albo doszedł w tym do perfekcji, albo ma niebywałe szczęście, myślę, czekając aż da sygnał do jakiegoś konkretnego działania. Wymienione osoby nie kojarzą mi się w ogóle, a tytuły niewiele mnie obchodzą. Gdy w końcu mogę zabrać się do działania, kiwam głową dziewczyneczce, która przedstawiła się chwilę temu jako Minnie, sygnalizując moją zgodę, a także przytakując Bartiusowi i zaczynam powoli formować kulę, która posłuży za brzuszek bałwanka.
-Bleach - przedstawiam się krótko, bo nazwisko nic nie znaczy i prawdopodobnie więcej już nie spotkam się z rudowłosym profesorem - czy może to tylko jakaś jego śmieszna ksywka - i drobniutką dziewczyną, pewnie jego uczennicą. Pozwalam im na swobodne pogaduszki, może nie odstraszając, ale na pewno nie zachęcając do wchodzenia ze mną w interakcje. Nawet niezbyt uważnie ich słucham, skupiona raczej na dokładnych oględzinach rękawiczek; na jednym palcu zauważam małą dziurkę, jednak nawet traktowana najbardziej uporczywym wzrokiem nie chce ona zniknąć, ani choćby odrobinę się skurczyć. Wzdycham ciężko, udając, że rejestruję słowa, padająca z ust czarodzieja tak nawalonego, że dziwię się, iż jeszcze utrzymuje się na nogach. Albo doszedł w tym do perfekcji, albo ma niebywałe szczęście, myślę, czekając aż da sygnał do jakiegoś konkretnego działania. Wymienione osoby nie kojarzą mi się w ogóle, a tytuły niewiele mnie obchodzą. Gdy w końcu mogę zabrać się do działania, kiwam głową dziewczyneczce, która przedstawiła się chwilę temu jako Minnie, sygnalizując moją zgodę, a także przytakując Bartiusowi i zaczynam powoli formować kulę, która posłuży za brzuszek bałwanka.
Bleach Pistone
Zawód : Wagabunda
Wiek : 27
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
Nic mnie nie dręczy, niczego nie żałuję. Bez przeszłości, bez jutra. Wystarcza mi teraźniejszość. Dzień po dniu. Dzień dzisiejszy! Le bel aujourd'hui!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Charłak
Nieaktywni
The member 'Bleach Pistone' has done the following action : rzut kością
'k6' : 5
'k6' : 5
- Za wiele? - Spojrzałem na Kapitana Haka, którego w swojej głowie również przypisywałem raczej do Esów i Floresów, niźli pirackiego statku. - Czym się w takim razie zajmujesz, jeśli można wiedzieć?
Nawet mi nie przyszło do głowy, że biorę udział w konkurencji dla bardzo dojrzałych osób wspólnie z jakimś wysoko urodzonym księgarzem. W zasadzie zakładałem, że poza mną i Weasleyem w Dolinie Godryka nie zjawił się żaden arystokrata, chociaż naszą dwójkę ciężko było określać tak wyszukanymi epitetami.
- No, to co lepimy? Śnieżnego człowieka? Górskiego trolla? A może coś bardziej przerażającego, jak na przykład nowy dekret Minister? - Uznałem, że może słusznie omówić jakąś wspólna taktykę, nieładnie zresztą tak nie integrować się z grupą. - Musimy zgnieść konkurencję. - Pokiwałem energicznie głową, spoglądając na to na Lunę, to na jednorękiego księgarza, który nie raczył zdradzić swojego imienia. Z ukosa łypnąłem też mimowolnie na Bena, który w zgniataniu nie miał sobie równych. O ile siebie mogłem uznać za szczęśliwca znajdującego się w sferze bezpieczeństwa, Hatsy nie dostąpiła tego uśmiechu losu. Kiedy uświadomiłem sobie, że najwyraźniej przypadek zmusił ich do konfrontacji, aż wstrzymałem oddech, zastanawiając się, czy wieczorna sielanka nie przerodzi się w krwawe widowisko. Ja wiem, że bros before hoes, ale z drugiej strony szkoda by było, żeby Charlie wychowywał się bez mamy.
Odetchnąłem z ulgą, widząc Teddy rozładowującą napiętą atmosferę, jednak czułem, że powinienem mieć się na baczności, a po zakończeniu konkurencji najlepiej jak najszybciej odciągnąć Bena od Hattie. Przecież nie mógł mi odmówić ognistej!
Widząc, jak reszta już dawno zabrała się do pracy, zakasałem rękawy i zacząłem wybierać ze śniegu jak najbardziej trwałe płaty, łącząc je ze sobą w niewielkich rozmiarów, niezbyt foremną kulę, by następnie zacząć turlać ją po podłożu.
Mam trzydzieści jeden lat i bawię się świetnie.
Nawet mi nie przyszło do głowy, że biorę udział w konkurencji dla bardzo dojrzałych osób wspólnie z jakimś wysoko urodzonym księgarzem. W zasadzie zakładałem, że poza mną i Weasleyem w Dolinie Godryka nie zjawił się żaden arystokrata, chociaż naszą dwójkę ciężko było określać tak wyszukanymi epitetami.
- No, to co lepimy? Śnieżnego człowieka? Górskiego trolla? A może coś bardziej przerażającego, jak na przykład nowy dekret Minister? - Uznałem, że może słusznie omówić jakąś wspólna taktykę, nieładnie zresztą tak nie integrować się z grupą. - Musimy zgnieść konkurencję. - Pokiwałem energicznie głową, spoglądając na to na Lunę, to na jednorękiego księgarza, który nie raczył zdradzić swojego imienia. Z ukosa łypnąłem też mimowolnie na Bena, który w zgniataniu nie miał sobie równych. O ile siebie mogłem uznać za szczęśliwca znajdującego się w sferze bezpieczeństwa, Hatsy nie dostąpiła tego uśmiechu losu. Kiedy uświadomiłem sobie, że najwyraźniej przypadek zmusił ich do konfrontacji, aż wstrzymałem oddech, zastanawiając się, czy wieczorna sielanka nie przerodzi się w krwawe widowisko. Ja wiem, że bros before hoes, ale z drugiej strony szkoda by było, żeby Charlie wychowywał się bez mamy.
Odetchnąłem z ulgą, widząc Teddy rozładowującą napiętą atmosferę, jednak czułem, że powinienem mieć się na baczności, a po zakończeniu konkurencji najlepiej jak najszybciej odciągnąć Bena od Hattie. Przecież nie mógł mi odmówić ognistej!
Widząc, jak reszta już dawno zabrała się do pracy, zakasałem rękawy i zacząłem wybierać ze śniegu jak najbardziej trwałe płaty, łącząc je ze sobą w niewielkich rozmiarów, niezbyt foremną kulę, by następnie zacząć turlać ją po podłożu.
Mam trzydzieści jeden lat i bawię się świetnie.
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : rzut kością
'k6' : 3
'k6' : 3
Pani Odette Bones, zadbana i dostojna kobieta w średnim wieku, wkrótce ogłosiła, że minął czas na pierwszy etap konkursu. Bazy bałwanów zostały już zbudowane; modyfikowanie ich bądź dobudowywanie jakichkolwiek części grozi dyskwalifikacją.
Kolejnym etapem konkursu jest zmierzenie się z niespodziewanym utrudnieniem.
| W tej części zabawy wszystkie chwyty są dozwolone - pamiętajcie jednak, żeby przy rzucaniu zaklęć bądź używaniu argumentu pięści wykonać rzut kością. Możecie pisać dowolną liczbę postów, byle tylko w kreatywny i racjonalny sposób rozprawić się z problemem. Arbitraż Mistrza Gry będzie miał miejsce dopiero po zakończeniu etapu.
Na odpis macie 72 godziny.
- opisy bałwanków:
- grupa I
Podstawa bałwana będąca dziełem Franka i brzuch przygotowany przez Garretta wyglądały na zbudowane z wielką starannością, ale pod względem jakości odstawała od nich stworzona przez Charlesa głowa. Chłopiec przecenił swoje umiejętności lepienia w śniegu i, próbując ulepić z niego pyszczek smoka, przyczynił się wyłącznie do tego, że bałwankowa głowa rozpadła mu się w dłoniach.
Bałwan tej grupy składał się ze stabilnej podstawy i solidnego brzucha. Gdyby nie brak głowy, prezentowałby się całkiem dostojnie.
grupa II
Bałwanek przygotowany przez grupę drugą nie wyglądał najlepiej. Samuel miał wielkie trudności z ulepieniem wymiarowej kuli; śnieg topił mu się w dłoniach, a jego kula przypominała bardziej spłaszczone jajo. Dzieła dopełniła Clementine, wpadając w podstawę bałwana i przekrzywiając ją już zupełnie. Jej kula również nie należała do najbardziej udanych. Honor drużyny uratowała Febe, jednak nawet najlepsza głowa nie jest w stanie pomóc, gdy podstawa i brzuch bałwana prezentują się dość... nieciekawie.
Bałwan tej grupy składał się z niewymiarowej podstawy, wybrakowanego, nieco bezkształtnego brzucha i stosunkowo udanej głowy. Cały bałwan był przekrzywiony i wyglądał, jakby miał zaraz się przewrócić.
grupa III
Gorąca atmosfera panująca w grupie trzeciej na szczęście nie roztopiła niewinnego bałwanka. W gruncie rzeczy, prezentował się on całkiem nieźle. Co prawda podstawa ulepiona przez Benjamina mogłaby bardziej przypominać kulę niż elipsę, ale towarzyszące mu panie spisały się na medal. Głowa bałwanka będąca dziełem Teddy prezentowała się bowiem idealnie. Brzuch wykonany przez Harriett miejscami też był nieco koślawy, ale cała konstrukcja po złożeniu wydawała się dość stabilna.
Bałwan tej grupy składał się z przepięknej głowy, solidnego, choć nieco przekrzywionego brzucha i spłaszczonej podstawy, która pomimo swojego wyglądu okazała się wystarczająco wytrzymała.
grupa IV
JednorękibandytaColin okazał się zaskakująco dobry w lepieniu bałwanów; jak widać, wcale nie potrzeba do tej zabawy wszystkich kończyn. Luna spisała się trochę gorzej. Jej kula wydawała się dość wytrzymała, ale daleko było jej do idealnego kształtu. Dzieło Freda prezentowało się podobnie - nie grzeszyło nadmierną urodą, ale gwarantowało wystarczającą stabilność, żeby bałwan nie rozpadł im się na oczach.
Bałwan tej grupy wyglądał bardzo solidnie, choć był przy tym nieco koślawy i raczej nieforemny.
grupa V
Bałwanek grupy piątej miałby spore szanse na zostanie faworytem, gdyby nie fakt, że podstawa nieporęcznie lepiona przez Herewarda okazała się wyjątkowo słaba. Rozpadła się całkowicie w momencie, gdy Minnie i Bleach ułożyły na nich swoje kule. Na szczęście ich dzieła były wystarczająco solidne, aby wytrzymać ten upadek. Głowa stworzona przez Minnie przypominała wyjętą prosto z foremki, a brzuch ulepiony przez Bleach wcale nie prezentował się gorzej.
Bałwan tej grupy składał się z przepięknej głowy i solidnego brzucha, przez brak podstawy był jednak niewielki i wyglądał jak bałwankowe dziecko.
Kolejnym etapem konkursu jest zmierzenie się z niespodziewanym utrudnieniem.
- opis zadań:
- wynik losowania
grupa I
Wybrano wam dość niefortunne miejsce na stanowisko do lepienia bałwanka: tuż nad waszymi głowami rozrastały się gałęzie wielkiego, starego kasztanowca o wyjątkowo grubych konarach; jak nietrudno się domyślić, na gałęziach zebrały się olbrzymie warstwy śnieżnego puchu. Prawa fizyki, które obowiązują także w świecie magii, sprawiły, że po silniejszym podmuchu wiatru cały ten kożuszek śniegu w ekspresowym tempie spadł na ziemię. Jedno z was, Garretta, spotkało niezwykłe nieszczęście - większość śniegu spadło właśnie na niego, z impetem przewracając go na ziemię i od stóp do głów zakrywając zaspą. Bałwanek także nie uszedł bez szwanku. Spadający śnieg popchnął najwyżej ułożoną z kul, przez co ta odpadła od śniegowego tułowia i zaczęła turlać się w kierunku grupy drugiej. Wyglądało na to, że była w tamtą stronę zwodzona magią. Czyżby przeciwnicy postanowili sabotować waszego bałwanka?
| Musicie uratować zakopaną osobę i złożyć bałwana w całość.
grupa II
Zrobiliście sobie akurat krótką przerwę na złapanie oddechu i przyjrzenie się swojemu bałwankowemu dziełu, kiedy to nagle... zaczęło się topić. Ni stąd, ni zowąd, kompletnie bez przyczyny - przecież wcale nie było za ciepło, słońce też już dawno skryło się za horyzontem, a wy nawet nie dmuchaliście i nie chuchaliście na swojego śniegowego ludka. Kule, które lepiliście z takim zaangażowaniem, już wkrótce miały zmienić się na waszych oczach w bezkształtną, roztopioną breję, tym samym marnując całą wytężoną pracę.
| Musicie uratować bałwana przed zostaniem kałużą.
grupa III
Wasz bałwanek (wbrew wszystkiemu) wcale nie wyglądał najgorzej i mogliście czuć się dumni ze swojego dzieła. Nie było jednak zbyt wiele czasu na radość; wkrótce ze śniegu zaczęły wyrastać wielkie, ostre sople, które mogłyby zranić kogoś nieuważnego. Na szczęście udało wam się odskoczyć w porę w czas i pozostaliście bez żadnego uszczerbku na zdrowiu. Ale co z tego, skoro straciliście przy tym dostęp do swojego bałwana; wyrastające sople stawały się coraz grubsze, coraz dłuższe, coraz ostrzejsze, aż w końcu zaczęły przypominać lodową klatkę, w której zamknięto śniegowego ludka.
| Musicie znaleźć sposób, żeby dostać się do waszego bałwana.
grupa IV
Udało się! Przebrnęliście przez ciężki etap toczenia śniegowych kul i nawet daliście radę upodobnić swoje dzieło do wytworu bałwankokształtnego. Jednak wam również, tak samo jak pozostałym grupom, nie było dane cieszyć się zbyt długo spokojem. Gdy na chwilę odwróciliście wzrok od waszego bałwana, ten zaczął... lewitować. Najpewniej nie zauważyliście tego, że uniósł się na cal, kolejne dwa też umknęły waszej uwadze, ale w końcu bałwanek wzniósł się na wysokość metra i zaczął lecieć coraz wyżej, coraz szybciej, co już z pewnością rzuciło wam się w oczy. Jak tak dalej pójdzie, zaraz zgubi się wśród chmur i doleci do samego nieba!
| Musicie sprowadzić bałwanka na ziemię.
grupa V
To wszystko stało się nagle - w jednej chwili zaznawaliście chwili odpoczynku, spoglądając na swojego bałwanka, a w drugiej ten dosłownie zniknął na waszych oczach. Rozpłynął się! Rozglądaliście się za nim może z zaskoczeniem, może z niepokojem, ale nigdzie nie mogliście go dostrzec. Wtedy zmaterializował się na nowo w odległości kilkunastu metrów, ale zanim nawet mogliście ruszyć w jego stronę, zniknął z charakterystycznym pyknięciem towarzyszącym zazwyczaj teleportacji. I pojawił się w kompletnie innym miejscu - tym razem też tylko na parę sekund, pyk, i znów go nie było. Gdyby na miejscu znajdował się uzdrowiciel, na pewno zdiagnozowałby u waszego bałwanka czkawkę teleportacyjną.
| Musicie złapać i unieruchomić bałwanka.
| W tej części zabawy wszystkie chwyty są dozwolone - pamiętajcie jednak, żeby przy rzucaniu zaklęć bądź używaniu argumentu pięści wykonać rzut kością. Możecie pisać dowolną liczbę postów, byle tylko w kreatywny i racjonalny sposób rozprawić się z problemem. Arbitraż Mistrza Gry będzie miał miejsce dopiero po zakończeniu etapu.
Na odpis macie 72 godziny.
- Nie mamy głowy. - powiedziałem ze smutkiem na puste dłonie do Garretta i Franka. I nasz bałwan został bałwanem bez głowy. Ze smutkiem obserwowałem, jak głowa, którą chciałem ulepić tak pięknie i artystycznie, rozpadła się na moich dłoniach. Smutek nie schodził mi z twarzy, mimo iż moi towarzysze broni ulepili za to dwie kulki. Chciałem szybko naprawić głowę, ulepić nawet jakąkolwiek kulkę, lecz wtedy zabrzmiał kobiecy głos, która ogłosiła koniec lepienia. Zerkałem ze smutkiem na naszego bałwana i spojrzałem na bałwana mamy, który nie dość, że miał trzy kulki, to wyglądał też bardzo ładnie. Na inne bałwany zerknąłem pobieżnie, lecz i tak ostatecznie mój wzrok znów wrócił na naszego bałwanka. Mocno się na mnie gniewają za brak głowy? Bo spodziewałem się teraz zakończenia konkursu, a bez głowy nie dostaniemy pierwszego miejsca, czy nawet któreś miejsce na podium.
Poczułem, jak wiatr zawiał nieco mocniej i chwilę później przyglądałem się, jak śnieg spada z góry na Garretta. Ze strachem wpierw spojrzałem w górę - nad sobą. Były jakieś liście, lecz nie wyglądało na to, by z nich też miał spaść śnieg. Odwróciłem się w stronę Franka, który był cały. Lecz za to druga kulka, brzuszek nam uciekał. Postanowiłem nie czekać ani nie myśleć za bardzo i oddałem się wręcz banalnej czynności - kopaniu. Podbiegłem do górki śniegu, która się utworzyła w miejscu mojego kompana, z którym mam potem rzucać śnieżkami w Bena. Uklęknąłem na śniegu nie przejmując się tym, że właśnie mogę zamoczyć moje spodnie w śniegu, jak i rękawy, których nie podwijałem. Nie chciałem psuć kolejnej kuli, która pewnie by zniszczyła przez mój dotyk, więc postanowiłem przybierać rękoma śnieg i odgarniać go na bok tak, by zrobić dziurę w zaspie i znaleźć głowę rudzielca.
- Proszę, nie zmień się w Yeti, proszę, nie zmień się w Yeti.- prosiłem ściszonym głosem kopiąc i kopiąc swoimi łapkami. Do rękawiczek doczepiał się śnieg, lecz nie przejmowałem się tym tak mocno, jak moim kompanem. W końcu udało mi się dokopać do jego głowy.
Jesteś Yeti? Powiedz, że nie.
Poczułem, jak wiatr zawiał nieco mocniej i chwilę później przyglądałem się, jak śnieg spada z góry na Garretta. Ze strachem wpierw spojrzałem w górę - nad sobą. Były jakieś liście, lecz nie wyglądało na to, by z nich też miał spaść śnieg. Odwróciłem się w stronę Franka, który był cały. Lecz za to druga kulka, brzuszek nam uciekał. Postanowiłem nie czekać ani nie myśleć za bardzo i oddałem się wręcz banalnej czynności - kopaniu. Podbiegłem do górki śniegu, która się utworzyła w miejscu mojego kompana, z którym mam potem rzucać śnieżkami w Bena. Uklęknąłem na śniegu nie przejmując się tym, że właśnie mogę zamoczyć moje spodnie w śniegu, jak i rękawy, których nie podwijałem. Nie chciałem psuć kolejnej kuli, która pewnie by zniszczyła przez mój dotyk, więc postanowiłem przybierać rękoma śnieg i odgarniać go na bok tak, by zrobić dziurę w zaspie i znaleźć głowę rudzielca.
- Proszę, nie zmień się w Yeti, proszę, nie zmień się w Yeti.- prosiłem ściszonym głosem kopiąc i kopiąc swoimi łapkami. Do rękawiczek doczepiał się śnieg, lecz nie przejmowałem się tym tak mocno, jak moim kompanem. W końcu udało mi się dokopać do jego głowy.
Jesteś Yeti? Powiedz, że nie.
being human is complicated, time to be a dragon
- Cóż, zarządzam nią jako właściciel - wzruszył ramionami, tachając przed sobą wielką śniegową kulę, która stanowiła idealną część podstawy bałwana. Rozglądał się dookoła i z zadowoleniem stwierdził, że tylko nielicznym osobom udało się mu dorównać. Jeśli w ostatnich dniach Colin był z czegoś dumny, to właśnie z tego śniegowego bałwana. Oto utarł nos wszystkim tym, którzy rzucali w jego stronę kpiące spojrzenia i dobitnie pokazał im, że jednoręki człowiek i może. Zresztą nie tylko lepić bałwana, bo hak nie przeszkadzał mu również w szeregu innych czynności (halo, Keira, czy ty to widzisz?!), niemniej jednak ta mała ułomność zdawała się wręcz dodawać mu wigoru i siły; być może dlatego, że do niektórych zadań musiał się bardziej przyłożyć, a przez to robił je dokładnie i, no właśnie, lepiej.
Nie zdążył jednak zbyt długo napawać się swoim fantastycznym dziełem (i nieco mniej fantastycznymi kulami swojego zespołu, ale na szczęście i tak mieli jednego z najlepszych bałwanków), bo wspomniane dzieło zaczęło... lewitować? Colin wpatrywał się w nie dłuższą chwilę, nie do końca wiedząc czy nie ma przywidzeń i dopiero po minucie rozejrzał się dookoła, szukając w tłumie dowcipnisia. Wyglądało jednak na to, że nie tylko ich bałwanek miał problem i reszta drużyn również musiała się mierzyć z podobnymi problemami. Spojrzał na swojego haka, rozważając opcję zahaczenia bałwana i ściągnięcia go na dół, ale błyskawicznie odrzucił ten pomysł; stal tylko rozorałaby delikatny śnieg. Tutaj powinna zadziałać magia.
Wyciągnął różdżkę, zastanawiając się, jakim sposobem ściągnąć bałwana na ziemię, po czym wymówił zaklęcie, które pierwsze wpadło mu ma myśl.
- Arresto Momentum! - wykrzyknął, celując różdżką w uciekającego zbiega. Krok pierwszy, zatrzymać zwiewającego bałwana, zanim zniknie im z oczu jak jakiś durny balonik. Cel drugi, ściągnąć go na ziemię. Jak najszybciej.
Nie zdążył jednak zbyt długo napawać się swoim fantastycznym dziełem (i nieco mniej fantastycznymi kulami swojego zespołu, ale na szczęście i tak mieli jednego z najlepszych bałwanków), bo wspomniane dzieło zaczęło... lewitować? Colin wpatrywał się w nie dłuższą chwilę, nie do końca wiedząc czy nie ma przywidzeń i dopiero po minucie rozejrzał się dookoła, szukając w tłumie dowcipnisia. Wyglądało jednak na to, że nie tylko ich bałwanek miał problem i reszta drużyn również musiała się mierzyć z podobnymi problemami. Spojrzał na swojego haka, rozważając opcję zahaczenia bałwana i ściągnięcia go na dół, ale błyskawicznie odrzucił ten pomysł; stal tylko rozorałaby delikatny śnieg. Tutaj powinna zadziałać magia.
Wyciągnął różdżkę, zastanawiając się, jakim sposobem ściągnąć bałwana na ziemię, po czym wymówił zaklęcie, które pierwsze wpadło mu ma myśl.
- Arresto Momentum! - wykrzyknął, celując różdżką w uciekającego zbiega. Krok pierwszy, zatrzymać zwiewającego bałwana, zanim zniknie im z oczu jak jakiś durny balonik. Cel drugi, ściągnąć go na ziemię. Jak najszybciej.
The member 'Colin Fawley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 28
'k100' : 28
Tak więc gdy konkurs się rozpoczął, wszyscy zaczęli lepić śniegowe kule. Luna skupiła się na swoim zadaniu, przez dłuższy czas starając się nadać swojemu odcinkowi bałwana jak najbardziej foremny kształt. Nie wyszło idealnie, nawet jednoręki Fawley zgrabniej poradził sobie z zadaniem, ale kula przynajmniej była na tyle stabilna, że nie rozleciała się po osadzeniu na niższych członach. Jak na tak długi czas nierobienia bałwanów, chyba nie było źle.
- Cóż, najważniejsze, że jakoś się trzyma. Może potem będzie można nieco go dopracować - podsumowała, patrząc na efekt i porównując z innymi bałwanami robionymi przez pozostałe grupy. Ich nie był może najpiękniejszy, ale żaden z jego elementów się nie rozpadł. - Teraz zostaje tylko...
Nie zdążyła dokończyć, bo zaledwie chwilę później ich dopiero co ukończony bałwan uniósł się w powietrze na parę cali. Luna uniosła brwi; czyżby to był jakiś dowcip organizatorów, lub ktoś z gapiów chciał skomplikować im zadanie i rzucił zaklęcie lewitacji?
Tak czy inaczej, bałwan zaczął coraz szybciej unosić się w górę, już po chwili znajdując się nad ich głowami. To mogłoby grozić jego rozpadnięciem się lub nawet całkowitą utratą, dlatego musieli szybko ściągnąć go na ziemię. Niestety zaklęcie Fawleya nie udało się.
- Może ja spróbuję - Luna sama wyciągnęła różdżkę i skierowała na wznoszącego się coraz wyżej bałwana. - Arresto momentum! - krzyknęła, próbując przerwać jego dalsze wznoszenie się do góry. Potem mogli pomyśleć o ściągnięciu go na ziemię.
- Cóż, najważniejsze, że jakoś się trzyma. Może potem będzie można nieco go dopracować - podsumowała, patrząc na efekt i porównując z innymi bałwanami robionymi przez pozostałe grupy. Ich nie był może najpiękniejszy, ale żaden z jego elementów się nie rozpadł. - Teraz zostaje tylko...
Nie zdążyła dokończyć, bo zaledwie chwilę później ich dopiero co ukończony bałwan uniósł się w powietrze na parę cali. Luna uniosła brwi; czyżby to był jakiś dowcip organizatorów, lub ktoś z gapiów chciał skomplikować im zadanie i rzucił zaklęcie lewitacji?
Tak czy inaczej, bałwan zaczął coraz szybciej unosić się w górę, już po chwili znajdując się nad ich głowami. To mogłoby grozić jego rozpadnięciem się lub nawet całkowitą utratą, dlatego musieli szybko ściągnąć go na ziemię. Niestety zaklęcie Fawleya nie udało się.
- Może ja spróbuję - Luna sama wyciągnęła różdżkę i skierowała na wznoszącego się coraz wyżej bałwana. - Arresto momentum! - krzyknęła, próbując przerwać jego dalsze wznoszenie się do góry. Potem mogli pomyśleć o ściągnięciu go na ziemię.
The member 'Luna Spencer-Moon' has done the following action : rzut kością
'k100' : 68
'k100' : 68
- Kiedyś wydawała się inna - rzuciła cicho, nie bardzo wiedząc, czy do profesora, czy do siebie, a markotność przebijała się przez ton jej głosu aż nadto wyraźnie. Kiedyś była inna, ona, nie arystokracja, Lyra. Minnie nie powinna mieć much w nosie, właściwie - mieli na głowie ratowanie świata, chcieli zamordować Grindelwalda, oswobodzić Hogwart, a na końcu uratować świat, a Hereward miał to wszystko na głowie zdawałoby się bardziej niż ona, ale Minnie wciąż była jeszcze dzieckiem; dzieckiem, które zostało mocno zranione przez jedną z najbliższych osób. Dzieckiem, które nie było na to przygotowane i które prawdopodobnie odczuło pierwszy taki zawód w całym swoim życiu. Nie zdążyła się uodpornić. Nie zdążyła się przyzwyczaić - że świat jest brutalny, a ludzie często nie liczą się z uczuciami innych. Wszystkie troski o rzeczy ważniejsze zeszły na dalszy plan, dziś była Minerwą zranioną przez najdroższą przyjaciółkę.
A mimo to jej usta rozszerzyły się w uśmiechu, kiedy Hereward nazwał je pięknymi - mróz odbity czerwienią na policzkach skutecznie zamaskowały dziewczęcy rumieniec, a Minnie skupiła się na swojej części: i ta część właśnie wyszła wyśmienicie!
- Wygląda świetnie! - oznajmiła z zapałem dostrzegłszy kulę Bleach, lecz ledwie chwile moment dostrzegła również kulę Herewarda. Chciał dobrze, powtarzała sobie w myślach, na pewno chciał, ale - cóż - nie był Lyrą. Nie potrafił ulepić wielkiego pięknego bałwana, którego nazwą imieniem Malfoya albo innego Traversa. Uśmiechnęła się do niego - niepewnie i nie do końca szczerze - jakby chcąc dodać mu otuchy, przecież ta kula nie mogła być aż tak tragiczna, na jaką wyglądała. A jednak była - pękła pod ich kulami, przeobrażając ich bałwanka na kształt dziecka lub skrzata. Nie potrafiła powstrzymać niezadowolonej minki, krytycznie krzyżując ramiona na piersi; a może jeśli dobiorą dla niego odpowiednio ładnie wykrojona marchewkę, założą mu piękny kapelusz i wsadzą hogwardzkie oliwki zamiast oczu - oliwki zawsze przynosiły szczęście - nie będzie wyglądać tak bardzo źle?
Jakby nieszczęść było mało, wtem bałwanek jął wyprawiać rzeczy dziwne: znikać i pojawiać się tu i tam. Pyknięcie, teleportacja, bałwanek z tyłu, bałwanek z przodu, bałwanku stój! Czy to czkawka teleportacyjna?
Minnie tupnęła nogą i założyła ręce na piersi.
- Jak zaraz nie przystaniesz, przyniosę suszarkę do włosów - oznajmiła tonem tak groźnym, jakim zwracała się jedynie do młodszych braci, kiedy nie słuchali mamy. - Suszarka do włosów to taki mugolski artefakt, który głośno warczy i chucha powietrzem tak ciepłym, jakim chucha tylko smok. I w kilka minut zamieni cię w z bałwanka w kałużę. - Babcia zawsze powtarzała, że najlepszą metodą na czkawkę jest strach.
A mimo to jej usta rozszerzyły się w uśmiechu, kiedy Hereward nazwał je pięknymi - mróz odbity czerwienią na policzkach skutecznie zamaskowały dziewczęcy rumieniec, a Minnie skupiła się na swojej części: i ta część właśnie wyszła wyśmienicie!
- Wygląda świetnie! - oznajmiła z zapałem dostrzegłszy kulę Bleach, lecz ledwie chwile moment dostrzegła również kulę Herewarda. Chciał dobrze, powtarzała sobie w myślach, na pewno chciał, ale - cóż - nie był Lyrą. Nie potrafił ulepić wielkiego pięknego bałwana, którego nazwą imieniem Malfoya albo innego Traversa. Uśmiechnęła się do niego - niepewnie i nie do końca szczerze - jakby chcąc dodać mu otuchy, przecież ta kula nie mogła być aż tak tragiczna, na jaką wyglądała. A jednak była - pękła pod ich kulami, przeobrażając ich bałwanka na kształt dziecka lub skrzata. Nie potrafiła powstrzymać niezadowolonej minki, krytycznie krzyżując ramiona na piersi; a może jeśli dobiorą dla niego odpowiednio ładnie wykrojona marchewkę, założą mu piękny kapelusz i wsadzą hogwardzkie oliwki zamiast oczu - oliwki zawsze przynosiły szczęście - nie będzie wyglądać tak bardzo źle?
Jakby nieszczęść było mało, wtem bałwanek jął wyprawiać rzeczy dziwne: znikać i pojawiać się tu i tam. Pyknięcie, teleportacja, bałwanek z tyłu, bałwanek z przodu, bałwanku stój! Czy to czkawka teleportacyjna?
Minnie tupnęła nogą i założyła ręce na piersi.
- Jak zaraz nie przystaniesz, przyniosę suszarkę do włosów - oznajmiła tonem tak groźnym, jakim zwracała się jedynie do młodszych braci, kiedy nie słuchali mamy. - Suszarka do włosów to taki mugolski artefakt, który głośno warczy i chucha powietrzem tak ciepłym, jakim chucha tylko smok. I w kilka minut zamieni cię w z bałwanka w kałużę. - Babcia zawsze powtarzała, że najlepszą metodą na czkawkę jest strach.
Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?
ostatni?
Miał ochotę jakoś ją pocieszyć. Był zły na Lyrę, chociaż nawet przed sobą udawał, że to nie prawda. Dziewczyna chyba jednak odrobinę się w życiu pogubiła, straciła rozeznanie w tym, co naprawdę ma wartość. Aż tak zależało jej na wchodzeniu do arystokracji? gotowa była poświęcić przyjaźń, ludzi, którym na niej naprawdę zależało dla zapatrzonego w siebie i swoją krew towarzystwa, które nigdy nie potraktuje jej jak jedną z nich? To było oczywiste nawet dla Herewarda, który z całą szlachtą utrzymywał stosunki dość pobieżne. W prawdzie przyjaźnił się z mężczyzną, którego nazwisko znalazło się w spisie 28 czystokrwistych rodów, ale wątpił, by Garrett był idealnym przedstawicielem swojego stanu. W końcu był tutaj, Barty widział jego rudą czuprynę, a nie na zabawie dla elit. Lyra też tu powinna być, z bratem, z przyjaciółką. Minerwie było przykro, a Hereward niewiele mógł na to poradzić poza jakąkolwiek próbą zajęcia jej myśli. Oczywiście wyszło mu to tragicznie. Kiedy podjął próbę lepienia kuli szło mu dość mozolnie. Śnieg tylko jemu nie chciał się kleić. Wiedział, ze bałwan rozpadnie się jeszcze zanim połączyli jego części składowe. Tak, było mu bardzo, bardzo wstyd. A przede wszystkim było mu głupio przed Minerwą. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że w myślach porównuje go do Lyry i ocenia, któremu z nich lepiej poszłoby z ulepieniem pełnoprawnego bałwanka. I cóż, chyba wypadał w tym zestawieniu dużo gorzej. Naprawdę, Hereward miał teraz bardzo zły okres. Nie wychodziło mu nic, nawet bałwanek. I cierpieli na tym postronni.
- Może zmienimy mi nos w marchewkę - mruknął. - Nikt nie zauważy różnicy - a nie będziemy musieli uganiać się za żadnym śnieżnym stworkiem, który postanowił się przeziębić. Widział niezadowoloną minę Minnie, od której poczuł jak robi mu się jeszcze bardziej głupio. Na szczęście nie robił się czerwony, był raczej dość blady od nieprzespanych nocy i ogólnego zmęczenia organizmu. Naprawdę nadawał się na bałwanka.
Minerwa jak zwykle zaczęła działać. Musiał przyznać, że na miejscu bałwana, bałby się. Miejmy nadzieję, że Minnie nigdy nie zostanie nauczycielką, bo uczniowie będą przed nią drżeć ze strachu, jeśli zrobią coś nie tak. Kto by posądzał tę miłą dziewczynę o takie umiejętności do wzbudzania trwogi w duszach niewinnych. A może i trochę winnych. A Hereward zniszczył jej bałwanka, to chyba odpowiedni moment, żeby zacząć się bać. Ta cała Susz Arka brzmiała groźnie. Na tyle, że pan profesor stanął w miejscu. Zreflektował się jednak i wyjął swoją różdżkę. Należało wymyślić coś, żeby zatrzymać bałwanka, tylko co.
- Panno - powiedział próbując stworzyć tego całego Susz Arka. Wyobrażał go sobie jako smoka z gwizdkiem zamiast głowy (bo w końcu co może głośno warczeć i dmuchać powietrzem, jeśli nie coś, w co się dmucha?) i olbrzymimi rękami oraz chwytnym ogonem. W końcu czymś trzeba będzie bałwanka złapać, jeśli nie uda się go nastraszyć.
- Może zmienimy mi nos w marchewkę - mruknął. - Nikt nie zauważy różnicy - a nie będziemy musieli uganiać się za żadnym śnieżnym stworkiem, który postanowił się przeziębić. Widział niezadowoloną minę Minnie, od której poczuł jak robi mu się jeszcze bardziej głupio. Na szczęście nie robił się czerwony, był raczej dość blady od nieprzespanych nocy i ogólnego zmęczenia organizmu. Naprawdę nadawał się na bałwanka.
Minerwa jak zwykle zaczęła działać. Musiał przyznać, że na miejscu bałwana, bałby się. Miejmy nadzieję, że Minnie nigdy nie zostanie nauczycielką, bo uczniowie będą przed nią drżeć ze strachu, jeśli zrobią coś nie tak. Kto by posądzał tę miłą dziewczynę o takie umiejętności do wzbudzania trwogi w duszach niewinnych. A może i trochę winnych. A Hereward zniszczył jej bałwanka, to chyba odpowiedni moment, żeby zacząć się bać. Ta cała Susz Arka brzmiała groźnie. Na tyle, że pan profesor stanął w miejscu. Zreflektował się jednak i wyjął swoją różdżkę. Należało wymyślić coś, żeby zatrzymać bałwanka, tylko co.
- Panno - powiedział próbując stworzyć tego całego Susz Arka. Wyobrażał go sobie jako smoka z gwizdkiem zamiast głowy (bo w końcu co może głośno warczeć i dmuchać powietrzem, jeśli nie coś, w co się dmucha?) i olbrzymimi rękami oraz chwytnym ogonem. W końcu czymś trzeba będzie bałwanka złapać, jeśli nie uda się go nastraszyć.
Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Hereward Bartius' has done the following action : rzut kością
'k100' : 84
'k100' : 84
Kasztanowy park
Szybka odpowiedź