Arena #17
Strona 1 z 14 • 1, 2, 3 ... 7 ... 14
AutorWiadomość
Arena #17
Do tego niepozornego pomieszczenia prowadzą dwie pary drzwi znajdujące się na przeciwległych ścianach; uczestnicy turnieju dopiero po ich przekroczeniu mogą poznać swojego przeciwnika. Na środku sali znajduje się otoczone rzędami siedzeń podwyższenie. To właśnie na nim mają miejsce pojedynki; zawodnicy po zajęciu miejsc na przeciwko siebie i wykonaniu tradycyjnego ukłonu, mogą rozpocząć walkę, z której rzadko kiedy oboje wychodzą bez szwanku.
Nad przebiegiem pojedynków czuwa magomedyk gotów zainterweniować w każdej chwili, a oprócz tego losy potyczki z zafascynowaniem śledzą czarodzieje zgromadzeni na widowni.
Nad przebiegiem pojedynków czuwa magomedyk gotów zainterweniować w każdej chwili, a oprócz tego losy potyczki z zafascynowaniem śledzą czarodzieje zgromadzeni na widowni.
| 7 stycznia?
Szok i gniew zastąpił lodowaty spokój. Tak było lepiej, mógł zebrać myśli, zastanowić się, co dalej bez ostrych podszeptów urażonej dumy, nakazującej Avery'emu wziàć natychmiastowy odwet za bestialsko zamordowanego nestora. Chęć zemsty nie odeszła w zapomnienie, przeciwnie, z biegiem czasu stawała się wyraźniejsza, chłodniejsza, okrutniejsza. Dopracowywana w szczegółach każdego dnia, dopieszczana w najmniejszych detalach. Musieli cierpieć.
Pojedynek z Mulciberem stwarzał doskonałą szansę na odreagowanie. Pozbycie się nadmiaru energii, bo jeśli miał kogoś zniszyć, równie dobrze mógł być to Ramsey. Nawet, jeśli stanie się to podczas towarzyskiego pojedynku. Czekał na tę okazję - niekoniecznie na sponiewieranie Mulcibera, ale desperacko potrzebował adrenaliny, bo zbyt często ręka drżała mu nad Laidan. Obiecał sobie, że więcej jej nie uderzy, ale słodki pierwszy raz pociągnął za sobą brzemienne skutki. Zbyt się ośmielił, zbyt zapędził... rzeź rozegrana w sylwestra paradoksalnie uratowała jego i Lai.
Nie denerwował się w ogóle, wchodząc na podest i czekając na pojawienie się swego przeciwnika. Ostatnio zdaje się Mulciber trafił go Imperiusem - w plecy? Gdy tylko Samael go zobaczył, skinął mu głową na powitanie. Milczał, nie czuł potrzeby konwersacji, choć tuż przed regulaminowym ukłonem - krótkim, zdawkowym, lecz wyraźnie zaznaczonym - uśmiechnął się kpiąco.
-Powodzenia - rzekł cierpko, bo były to raczej życzenia wręcz przeciwne. Zagranie niezwykle konwencjonalne, lecz nie musiał się zastanawiać, za jak taniego uzna go ten cwaniaczek.
-Everte stati - zawołał Avery, celując różdżką w Mulcibera. Życząc sobie, by wyleciał jak najdalej poza pole pojedynku.
Szok i gniew zastąpił lodowaty spokój. Tak było lepiej, mógł zebrać myśli, zastanowić się, co dalej bez ostrych podszeptów urażonej dumy, nakazującej Avery'emu wziàć natychmiastowy odwet za bestialsko zamordowanego nestora. Chęć zemsty nie odeszła w zapomnienie, przeciwnie, z biegiem czasu stawała się wyraźniejsza, chłodniejsza, okrutniejsza. Dopracowywana w szczegółach każdego dnia, dopieszczana w najmniejszych detalach. Musieli cierpieć.
Pojedynek z Mulciberem stwarzał doskonałą szansę na odreagowanie. Pozbycie się nadmiaru energii, bo jeśli miał kogoś zniszyć, równie dobrze mógł być to Ramsey. Nawet, jeśli stanie się to podczas towarzyskiego pojedynku. Czekał na tę okazję - niekoniecznie na sponiewieranie Mulcibera, ale desperacko potrzebował adrenaliny, bo zbyt często ręka drżała mu nad Laidan. Obiecał sobie, że więcej jej nie uderzy, ale słodki pierwszy raz pociągnął za sobą brzemienne skutki. Zbyt się ośmielił, zbyt zapędził... rzeź rozegrana w sylwestra paradoksalnie uratowała jego i Lai.
Nie denerwował się w ogóle, wchodząc na podest i czekając na pojawienie się swego przeciwnika. Ostatnio zdaje się Mulciber trafił go Imperiusem - w plecy? Gdy tylko Samael go zobaczył, skinął mu głową na powitanie. Milczał, nie czuł potrzeby konwersacji, choć tuż przed regulaminowym ukłonem - krótkim, zdawkowym, lecz wyraźnie zaznaczonym - uśmiechnął się kpiąco.
-Powodzenia - rzekł cierpko, bo były to raczej życzenia wręcz przeciwne. Zagranie niezwykle konwencjonalne, lecz nie musiał się zastanawiać, za jak taniego uzna go ten cwaniaczek.
-Everte stati - zawołał Avery, celując różdżką w Mulcibera. Życząc sobie, by wyleciał jak najdalej poza pole pojedynku.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Samael Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 26
'k100' : 26
Nie widział Samaela od końca listopada, ale wcale z tego powodu nie cierpiał. Nie rozmyślał też nad tym, czy jego męska duma wciąż cierpi i krwawi z powodu tamtej sytuacji. Nie żałował tego, nie mógł — jak wszystkiego poza jednym, co do tej pory uczynił. Avery'ego nie był wyjątkiem. Słyszał o sabacie i tym, co się wtedy wydarzyło. Gniew Averyego, nawet jeśli niewidoczny i skrywany pod maską obojętności był dla niego wyczuwalny. Westchnął niecierpliwie, kiedy ten stanął na podejście powodził za nim wzrokiem. Nie ociągał się zbyt długo, aby stanąć z nim twarzą w twarz. Nie było powodu, aby musiał zwlekać.
Skłonił się leniwie, lecz w żaden sposób nie lekceważąco wobec niego. Traktował to jak wyzwanie, zabawę, obowiązek wobec samego siebie nawet jeśli musiał zapomnieć o zaklęciach, które chodziły mu po głowie. Stanął twardo na stopach i obrócił różdżkę w dłoni, tak aby jej trzon ułożył mu się wygodnie w jej wewnętrznej części. Na słodkie powodzenia odpowiedział mu uśmiechem. Czystym, niewymuszonym, wręcz sympatycznym. Życzliwym.
Zaklęcie rzucone przez Avery'ego wystrzeliło z różdżki i przeleciało tuz obok Mulcibera. Bez trudu zdążył się uchylić i jeszcze w chwili, gdy na powrót prostował sylwetkę zamachnął się różdżką w jego kierunku:
— Aeris!
Skłonił się leniwie, lecz w żaden sposób nie lekceważąco wobec niego. Traktował to jak wyzwanie, zabawę, obowiązek wobec samego siebie nawet jeśli musiał zapomnieć o zaklęciach, które chodziły mu po głowie. Stanął twardo na stopach i obrócił różdżkę w dłoni, tak aby jej trzon ułożył mu się wygodnie w jej wewnętrznej części. Na słodkie powodzenia odpowiedział mu uśmiechem. Czystym, niewymuszonym, wręcz sympatycznym. Życzliwym.
Zaklęcie rzucone przez Avery'ego wystrzeliło z różdżki i przeleciało tuz obok Mulcibera. Bez trudu zdążył się uchylić i jeszcze w chwili, gdy na powrót prostował sylwetkę zamachnął się różdżką w jego kierunku:
— Aeris!
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 76
'k100' : 76
Wiedział, że chybi.
Jeszcze zanim zaklęcie świsnęło obok Mulcibera, Avery zrozumiał, że nie trafi. Nie rozumiał jednak, co tak go zdekoncentrowało, co wyrwało z równowagi, co spowodowało, że promień przecinający powietrze przeleciał z dala od jego przeciwnika, nie czyniąc mu najmniejszej krzywdy. Przypadek, czy ślepy Los, nie jemu przeznaczający zwycięstwo?
Może to wina tego przyjacielskiego grymasu, rozpościerającego się na obliczu Mulcibera albo po prostu zawinił on sam? Oczywiście nie niekompetencja, ale zwykłe rozdrażnienie, mącące spokój i opanowanie, konieczne przecież do ustawionych pojedynków. Nie przeklinał, nie złorzeczył w myślach, narzucając sobie bezwzględną dyscyplinę do końca trwania tej bitwy.
-Proteg - spróbował zablokować zaklęcie, rzucone przez Ramseya. Z jakim skutkiem?
Jeszcze zanim zaklęcie świsnęło obok Mulcibera, Avery zrozumiał, że nie trafi. Nie rozumiał jednak, co tak go zdekoncentrowało, co wyrwało z równowagi, co spowodowało, że promień przecinający powietrze przeleciał z dala od jego przeciwnika, nie czyniąc mu najmniejszej krzywdy. Przypadek, czy ślepy Los, nie jemu przeznaczający zwycięstwo?
Może to wina tego przyjacielskiego grymasu, rozpościerającego się na obliczu Mulcibera albo po prostu zawinił on sam? Oczywiście nie niekompetencja, ale zwykłe rozdrażnienie, mącące spokój i opanowanie, konieczne przecież do ustawionych pojedynków. Nie przeklinał, nie złorzeczył w myślach, narzucając sobie bezwzględną dyscyplinę do końca trwania tej bitwy.
-Proteg - spróbował zablokować zaklęcie, rzucone przez Ramseya. Z jakim skutkiem?
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Samael Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 58
'k100' : 58
Avery znowu nie okazał się dostatecznie szybki. Silny podmuch wiatru zwalił go z nóg, lecz Samael podniósł się błyskawicznie, nie tracąc ani odrobiny werwy. Spojrzał ponuro na Mulcibera, ponownie mierząc w niego różdżką. Ten pojedynek nie mógł się tak skończyć. Chciał przynajmniej wyrównanej walki, by oddać mu ewentualne zwycięstwo z honorem. Nie pokonany jak dzieciak, któremu z łatwością można wyrwać z dłoni cukierki. Spiął mięśnie, oddychając miarowo i spokojnie, przed atakiem najpierw się wyciszając, uspokajając. Wyczekiwał okazji, aby znowu zaatakować, tym razem, miał nadzieję, ze znacznie lepszym skutkiem.
-Confundus! - zawołał.
-Confundus! - zawołał.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Samael Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 1
'k100' : 1
Emanował spokojem. Niepotrzebne myśli nie plątały mu się po głowie. O d r z u c i ł od siebie dziś rozważania na temat wczorajszego wieczora, nie dręczyły go rozterki dotyczące panny Ollivander, a nawet w głowie nie huczały mu słowa Lestrange'a. Wyłączył się, tak po prostu, jakby za pomocą jednego guzika mógł odłączyć zasilanie do pewnej strefy w jego głowie, która była tak pełna, tak bogata, niejednoznaczna... a w tej chwili niezwykle niebezpieczna i rozpraszająca. I wobec Avery'ego nie czuł żadnej złości. Był tarczą, a on celował w sam jej środek i nie cieszył się z małego sukcesu, bo nie było na to czasu, tym bardziej, że to był ledwie jeden mały kroczek ku zwycięstwu. Był pewny siebie, ale nie naiwny.
Jego przeciwnik nie zdążył się uchronić i go zablokować, a silny podmuch wiatru przewrócił go na deski. I być może to spowodowało, że szybko rzucone zaklęcie poleciało na tyle daleko, że Mulciber ledwie drgnął w odruchu.
— Dobra — mruknął pod nosem do siebie, po czym szybko zatoczył lekki łuk różdżką, rzucając zaklęciem w Samaela: — Confundus!
Jego przeciwnik nie zdążył się uchronić i go zablokować, a silny podmuch wiatru przewrócił go na deski. I być może to spowodowało, że szybko rzucone zaklęcie poleciało na tyle daleko, że Mulciber ledwie drgnął w odruchu.
— Dobra — mruknął pod nosem do siebie, po czym szybko zatoczył lekki łuk różdżką, rzucając zaklęciem w Samaela: — Confundus!
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : rzut kością
'k100' : 35
'k100' : 35
Użył tego samego zaklęcia przeciw niemu? Mógł się tego spodziewać, ale nie myślał już zupełnie, nie rozważał, nie analizował, poddając się jedynie instynktom. Unieść różdżkę, wypowiedzieć inkantację, zatoczyć koło nadgarstkiem, poderwać rękę w górę, cisnąć kolejnym zaklęciem... Nie było w tym przecież nic trudnego, żadnej finezji, czysta poetyka dwóch potężnych czarodziejów. Z tym, że najwyraźniej Avery mimo tego pozornego spokoju nadal się rozpraszał, nadal nie mógł skupić uwagi na swym celu. Na Mulciberze. Spróbował uniknąć jego zaklęcia, licząc, iż może tym razem uda mu się nie zbłaźnić.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Samael Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 2
'k100' : 2
Poczuł chwilową dezorientację, nie wiedział, co się stało, gdzie jest, co się dookoła niego dzieje. Dopiero widok sylwetki Mulcibera przed nim uświadomił Avery'emu, że toczą pojedynek. Nie pamiętał, jak przebiegało spotkanie, czy padły już jakieś zaklęcia, ale jeśli on miał to rozpocząć, niech tak będzie. W dobrym stylu.
-Fontesio - zawołał, celując w niego różdżką.
-Fontesio - zawołał, celując w niego różdżką.
And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Samael Avery' has done the following action : rzut kością
'k100' : 51
'k100' : 51
Strona 1 z 14 • 1, 2, 3 ... 7 ... 14
Arena #17
Szybka odpowiedź