Sadzawka
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sadzawka
Sadzawka mieszcząca się w głębi ogrodów latem olśniewa kolorami; zimą pozostaje mroczna, czarna i ponura. Jej taflę skuwa lód, a otaczające ją nagie drzewa uginające się od śniegu dodają scenerii gotyckiego romantyzmu. Przyprószone białym puchem zarośla z całą pewnością są dość wysokie, by znajdujący się tutaj goście pozostawali niezauważeni. W okolicach da się zaobserwować sporo ptactwa - głównie kaczek i łabędzi, ale najbardziej rozpoznawalny pozostaje paw uwielbiający puszyć się przed gośćmi.
Jej dłoń wysunęła się z silnego uścisku Flaviena, aby Różyczka mogła podjąć próbę skoku i piruetu; być może zwiodła ją zbytnia pewność siebie, a może po prostu nieumiejetność jazdy na łyżwach dała o sobie znać, puszczając w niepamięć szczęście początkującego. W powietrzu zawirowałą, spódnica zaszeleściła, a Fantine zakręciło się w głowie, lecz przy lądowaniu... Och, wszystko poszło nie tak! Źle ustawiła stopę i niemal wyrżnęła zjawiskowego orła przed wszystkimi: tańczącymi i widzami, a przede wszystkim lady Nott, której spojrzenie nagle zgasło. Pojawiła się weń surowość, a usta skrzywiły się lekko, w grymasie zawiedzenia. W sercu Fantine poczuła palący wstyd i zażenowanie, jednakże nie odbiło się to na twarzy: na ustach wciąż nosiła promienny uśmiech, emanowała pewnością siebie, zupełnie tak jakby ów błąd, był albo częścią jej spektaklu, bądź wcale jej nie zraził. Nadrabiała miną i dumnie uniesioną brodą; nie szkodzi, naprawdę nic nie szkodzi. Drobne potknięcie nie stanie im na drodze do zwycięstwa, o nie, na to nie pozwoli. Przywołała się w myślach do porządku, próbując skupić się jeszcze bardziej na ostrożnym stawianiu kroków i starannych, lecz wciąż pełnych gracji ruchach, by lady Nott i pozostałe towarzystwo puściło ich potknięcie w niepamięć.
-Urodziłam się, by wygrywać, lordzie Lestrange - rzekła Fantine, gdy znalazła się blisko Flaviena; doskonale czuła zapach jego wody kolońskiej, cień zarostu na silnie zarysowanej szczęce i musiała przyznać, że niezwykle przypadała jej do gustu podobna bliskość -Nie ma czego wybaczać, mój panie - odpowiedziała mu, nie odwracając spojrzenia ani na moment. Patrzyła mu prosto w oczy równie śmiało co on, modląc się, by uszło to uwadze pozostalych.
Nie szkodzi, że zauważyli; lepiej, by zauważyli jego potkniecie, niż jej - tak między Merlinem a prawdą. Mężczyznom błędy w tańcu wybaczano łatwiej i prędzej, byli wszak stworzeni do innych rzeczy, mieli ważniejsze zajęcia - lecz dama, która się potyka? Na Morganę, cóż za wstyd.
Kiedy pojęła jaką figurę ma na myśli lord Lestrange znów poczuła ukłucie niepewności siebie; obawiała się, gdzieś w głębi ducha, że będzie to dla niej, niedoświadczonej w łyżwiarstwie, zbyt trudne i z pewnością zbyt śmiałe. Zerknęła z cieniem obawy w oczach na swego brata, mając nadzieję, że akurat będzie wciąz z zachwytem podziwiał urok i czar swej małżonki, której piękno przyciągało spojrzenia innych zawsze i wszędzie.
Zaufała Flavienowi. Podała mu swe dłonie i pozwoliła, by poprowadził, aby wykonali pokładziny, pomimo braku obrączek na palcach - i miała nadzieję, że nie zostanie to przez lady Nott źle odebrane.
-Urodziłam się, by wygrywać, lordzie Lestrange - rzekła Fantine, gdy znalazła się blisko Flaviena; doskonale czuła zapach jego wody kolońskiej, cień zarostu na silnie zarysowanej szczęce i musiała przyznać, że niezwykle przypadała jej do gustu podobna bliskość -Nie ma czego wybaczać, mój panie - odpowiedziała mu, nie odwracając spojrzenia ani na moment. Patrzyła mu prosto w oczy równie śmiało co on, modląc się, by uszło to uwadze pozostalych.
Nie szkodzi, że zauważyli; lepiej, by zauważyli jego potkniecie, niż jej - tak między Merlinem a prawdą. Mężczyznom błędy w tańcu wybaczano łatwiej i prędzej, byli wszak stworzeni do innych rzeczy, mieli ważniejsze zajęcia - lecz dama, która się potyka? Na Morganę, cóż za wstyd.
Kiedy pojęła jaką figurę ma na myśli lord Lestrange znów poczuła ukłucie niepewności siebie; obawiała się, gdzieś w głębi ducha, że będzie to dla niej, niedoświadczonej w łyżwiarstwie, zbyt trudne i z pewnością zbyt śmiałe. Zerknęła z cieniem obawy w oczach na swego brata, mając nadzieję, że akurat będzie wciąz z zachwytem podziwiał urok i czar swej małżonki, której piękno przyciągało spojrzenia innych zawsze i wszędzie.
Zaufała Flavienowi. Podała mu swe dłonie i pozwoliła, by poprowadził, aby wykonali pokładziny, pomimo braku obrączek na palcach - i miała nadzieję, że nie zostanie to przez lady Nott źle odebrane.
Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Fantine Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 64, 11
'k100' : 64, 11
Rzeczywiście po pierwszych figurach poczuła się nieco pewniej. Nawet początkowy rumieniec zawstydzenia na policzkach zbladł. W ramionach męża czuła się spokojna i szczęśliwa. Była jednak tylko młódką, i to dość nieśmiałą, więc w wielu aspektach potrzebowała opieki sporo starszego, już doświadczonego życiowo i na salonach męża. Przy nim mogła czuć się pewniej, bo dodawał jej śmiałości i pokazywał jak piękne może być robienie różnych rzeczy razem. Jak choćby taniec. Z nikim innym nie tańczyło jej się równie dobrze jak z nim. Ich małżeństwo nie było jednak naznaczone przykrym przymusem i mężowską presją, William pozwalał jej być sobą i wspierał ją w jej pasjach, nie próbując jej stłamsić i nie traktując jej przedmiotowo. Byli przykładem tego, że nawet wypełnianie rodowych obowiązków nie musi być przykre, a może być piękne.
- Tak, Williamie – przytaknęła, mając wrażenie, że spojrzenie jej męża przez moment stało się nieco odległe. I aż zaczęła się zastanawiać o czym myślał, gdzie umknęły jego myśli w czasie kiedy ich ciała przesuwały się w tańcu po powierzchni lodowiska.
Sama nie chciała myśleć o przykrych sprawach, choć nawet sama mogła zauważyć że nie dzieje się najlepiej, czego świadectwem był choćby śnieg w czerwcu.
Słysząc jego pytanie zamyśliła się na moment. Nigdy nie była zbyt buntownicza i nie sprawiała rodzinie kłopotów. Nie przyjaźniła się z nieodpowiednimi osobami, nawet w szkole, będąc z dala od rodziny trzymając się od nich na dystans, nie uciekała z domu, nigdy nie naraziła się nestorowi i nie musiała zostać wysyłana do krewnych za granicę żeby ją naprostowali. Nie marzyła też o wejściu w męską rolę ani o męskiej pracy, nie próbowała być postępowa i przekornie łamać utartych konwenansów.
- Jeśli za bunt można uznać wymykanie się do lasu, by porozmawiać z moimi ptasimi przyjaciółmi w czasie kiedy powinnam uczyć się na pamięć kolejnych historycznych dat i tanecznych kroków... – odpowiedziała cichutko z lekkim rumieńcem; rzeczywiście w dzieciństwie czasem zdarzało jej się wymykać z dworku do okolicznego lasu, ale później zawsze wracała do pilnej nauki, pragnąć zadowolić rodziców. Już wtedy przykładała się do swoich obowiązków bo wiedziała że tak trzeba, choć zaznaczał się też w niej pewien indywidualizm, za sprawą którego zainteresowała się sztuką i w końcu została malarką. – I może w dzieciństwie przymierzałam czasem stroje matki i siostry, gdy nikt nie widział. Ale która dziewczynka tego nie robiła?
Słysząc jego opowieść o młodzieńczym epizodzie buntu mimowolnie zachichotała, bo choć była grzeczną panienką to chętnie wzięłaby udział w czymś takim. Zawsze lubiła jazdę konną i ściganie się z rodzeństwem po lasach Flintów.
- To musiało być bardzo ciekawe doświadczenie – powiedziała więc, pozwalając by ją prowadził. Póki co nie szło im najgorzej, ostatnią figurę wykonała wyjątkowo zgrabnie i czuła się na lodzie nieco pewniej.
- Mój pierwszy sabat był... ekscytujący ale też stresujący. Pamiętam... piękną salę pełną ludzi. Stałam gdzieś z boku, obserwując panny wirujące na parkiecie... kiedy nagle podszedłeś do mnie i w szarmanckim geście wyciągnąłeś do mnie rękę, by poprowadzić mnie do tańca. A ja przez cały czas bałam się, że potknę się o brzeg sukni – szeptała, jednocześnie starając się skupić na swoim tańcu i wykonywaniu kolejnej figury, podczas której umilkła, pozwalając, by William poprowadził ją w wymijance, dość skomplikowanej, choć efektownej figurze na której musiała się w pełni skupić, mając nadzieję, że nie pomyli kroków ani nie straci równowagi.
- Tak, Williamie – przytaknęła, mając wrażenie, że spojrzenie jej męża przez moment stało się nieco odległe. I aż zaczęła się zastanawiać o czym myślał, gdzie umknęły jego myśli w czasie kiedy ich ciała przesuwały się w tańcu po powierzchni lodowiska.
Sama nie chciała myśleć o przykrych sprawach, choć nawet sama mogła zauważyć że nie dzieje się najlepiej, czego świadectwem był choćby śnieg w czerwcu.
Słysząc jego pytanie zamyśliła się na moment. Nigdy nie była zbyt buntownicza i nie sprawiała rodzinie kłopotów. Nie przyjaźniła się z nieodpowiednimi osobami, nawet w szkole, będąc z dala od rodziny trzymając się od nich na dystans, nie uciekała z domu, nigdy nie naraziła się nestorowi i nie musiała zostać wysyłana do krewnych za granicę żeby ją naprostowali. Nie marzyła też o wejściu w męską rolę ani o męskiej pracy, nie próbowała być postępowa i przekornie łamać utartych konwenansów.
- Jeśli za bunt można uznać wymykanie się do lasu, by porozmawiać z moimi ptasimi przyjaciółmi w czasie kiedy powinnam uczyć się na pamięć kolejnych historycznych dat i tanecznych kroków... – odpowiedziała cichutko z lekkim rumieńcem; rzeczywiście w dzieciństwie czasem zdarzało jej się wymykać z dworku do okolicznego lasu, ale później zawsze wracała do pilnej nauki, pragnąć zadowolić rodziców. Już wtedy przykładała się do swoich obowiązków bo wiedziała że tak trzeba, choć zaznaczał się też w niej pewien indywidualizm, za sprawą którego zainteresowała się sztuką i w końcu została malarką. – I może w dzieciństwie przymierzałam czasem stroje matki i siostry, gdy nikt nie widział. Ale która dziewczynka tego nie robiła?
Słysząc jego opowieść o młodzieńczym epizodzie buntu mimowolnie zachichotała, bo choć była grzeczną panienką to chętnie wzięłaby udział w czymś takim. Zawsze lubiła jazdę konną i ściganie się z rodzeństwem po lasach Flintów.
- To musiało być bardzo ciekawe doświadczenie – powiedziała więc, pozwalając by ją prowadził. Póki co nie szło im najgorzej, ostatnią figurę wykonała wyjątkowo zgrabnie i czuła się na lodzie nieco pewniej.
- Mój pierwszy sabat był... ekscytujący ale też stresujący. Pamiętam... piękną salę pełną ludzi. Stałam gdzieś z boku, obserwując panny wirujące na parkiecie... kiedy nagle podszedłeś do mnie i w szarmanckim geście wyciągnąłeś do mnie rękę, by poprowadzić mnie do tańca. A ja przez cały czas bałam się, że potknę się o brzeg sukni – szeptała, jednocześnie starając się skupić na swoim tańcu i wykonywaniu kolejnej figury, podczas której umilkła, pozwalając, by William poprowadził ją w wymijance, dość skomplikowanej, choć efektownej figurze na której musiała się w pełni skupić, mając nadzieję, że nie pomyli kroków ani nie straci równowagi.
Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
The member 'Cressida Fawley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 89, 81
'k100' : 89, 81
Cyneric zwykle bawił się w inny sposób, lecz nawet w jego przypadku ciężko mówić o zwykłej zabawie, z potrzeby odprężenia się oraz poprawy humoru. Lubił czasem czytać książki, inne niż te traktujące o czarnej magii, lubił również odpoczynek na łonie natury. Tańce, tym bardziej na lodzie, nigdy nie wpisywały się w listę czynności, które mógłby robić dla relaksu. Wywijanie nieskoordynowanych pląsów wydawało mu się uwłaczające, wręcz żenujące. Nic dziwnego, skoro talentu nie posiadał żadnego, predyspozycji również. Najwięcej problemów sprawiało mu jego niezgrabne ciało, jednakże do tej pory nie czuł się nieszczęśliwy z tego powodu. Nikt nie był dobry we wszystkim, jemu zaś przeznaczone były inne zajęcia. Wymagające siły, szorstkości i brutalności, nie gracji czy finezji.
Robił to dla niej, czerpiąc przyjemność z jej szczęścia. Cieszył się kiedy to Rosie się cieszyła, ponieważ miała najpiękniejszy uśmiech na świecie. Błyszczały jej jasne oczy, a czoło układało się w ledwie widoczne zmarszczki na czole, świadczące o dobrym humorze. Dobrze czuł się będąc blisko niej, mogąc przytrzymać jej drobne ciało przed upadkiem. Momentami wręcz nie słyszał muzyki, całkowicie poświęcając się dla niej oraz jej wygody. Uważał, że tak powinno być. Może to jeszcze endorfiny pozostałe po niedawnym ślubie, a może naprawdę uszczęśliwianie żony uszczęśliwiało także jego. Nigdy nie chciał, żeby czuła się przy nim źle. Mimowolnie powracał myślami do nieszczęśliwej matki z depresją i Yaxealth mu świadkiem, że pragnął tożsamego życia dla Rosalie.
- Ciekawe cóż takiego wprawia cię w ten szampański nastrój - odparł, a kąciki jego ust zadrżały ponownie. Musiał wyglądać idiotycznie. Nie dość, że troll próbował tańczyć, to jeszcze się uśmiechał. I sprawiał wrażenie, jakby ta groteska była celowa, stanowiąc niezbędny element ich przedstawienia.
Tańczyli najlepiej jak potrafili, chociaż piękna półwila dużo bardziej zachwycała tanecznymi krokami. Na wszelki wypadek Cyneric nie spoglądał nawet w stronę lady Nott. Zwłaszcza, że wymijanką się nie popisali. Obojgu poplątały się lekko nogi, które zadrżały, a oni wyjechali poza miejsce przeznaczone im do tańca. Całość wyszła dość niezdarnie, dlatego nie zdecydowano o przyznaniu im punktów za tę figurę. Szkoda.
- Zdziwiłbym się gdyby nie był - stwierdził z niesłabnącą wesołością. Oczywiście, że on poślubił najpiękniejszą z sióstr Yaxley, jednakże Liliana również nie miała się czego wstydzić, wręcz przeciwnie. Wyróżniała się na tle reszty arystokratek, nazwisko dodawało jej jeszcze więcej zalet, lecz i bez tego miała ich mnóstwo. To kwestia czasu, aż i ona stanie na ślubnym kobiercu.
Niestety nie było im dane dłużej porozmawiać, ponieważ musieli przejść do następnego punktu programu. Łabądek był ich szansą na sukces, chociaż większą część roli w tej pozie odgrywała partnerka. On miał jedynie ją asekurować, jednakże nawet to mogłoby być trudnym zadaniem w ich sytuacji. I z jego zdolnościami. Oby tylko zdołał przytrzymać swoją żonę.
Robił to dla niej, czerpiąc przyjemność z jej szczęścia. Cieszył się kiedy to Rosie się cieszyła, ponieważ miała najpiękniejszy uśmiech na świecie. Błyszczały jej jasne oczy, a czoło układało się w ledwie widoczne zmarszczki na czole, świadczące o dobrym humorze. Dobrze czuł się będąc blisko niej, mogąc przytrzymać jej drobne ciało przed upadkiem. Momentami wręcz nie słyszał muzyki, całkowicie poświęcając się dla niej oraz jej wygody. Uważał, że tak powinno być. Może to jeszcze endorfiny pozostałe po niedawnym ślubie, a może naprawdę uszczęśliwianie żony uszczęśliwiało także jego. Nigdy nie chciał, żeby czuła się przy nim źle. Mimowolnie powracał myślami do nieszczęśliwej matki z depresją i Yaxealth mu świadkiem, że pragnął tożsamego życia dla Rosalie.
- Ciekawe cóż takiego wprawia cię w ten szampański nastrój - odparł, a kąciki jego ust zadrżały ponownie. Musiał wyglądać idiotycznie. Nie dość, że troll próbował tańczyć, to jeszcze się uśmiechał. I sprawiał wrażenie, jakby ta groteska była celowa, stanowiąc niezbędny element ich przedstawienia.
Tańczyli najlepiej jak potrafili, chociaż piękna półwila dużo bardziej zachwycała tanecznymi krokami. Na wszelki wypadek Cyneric nie spoglądał nawet w stronę lady Nott. Zwłaszcza, że wymijanką się nie popisali. Obojgu poplątały się lekko nogi, które zadrżały, a oni wyjechali poza miejsce przeznaczone im do tańca. Całość wyszła dość niezdarnie, dlatego nie zdecydowano o przyznaniu im punktów za tę figurę. Szkoda.
- Zdziwiłbym się gdyby nie był - stwierdził z niesłabnącą wesołością. Oczywiście, że on poślubił najpiękniejszą z sióstr Yaxley, jednakże Liliana również nie miała się czego wstydzić, wręcz przeciwnie. Wyróżniała się na tle reszty arystokratek, nazwisko dodawało jej jeszcze więcej zalet, lecz i bez tego miała ich mnóstwo. To kwestia czasu, aż i ona stanie na ślubnym kobiercu.
Niestety nie było im dane dłużej porozmawiać, ponieważ musieli przejść do następnego punktu programu. Łabądek był ich szansą na sukces, chociaż większą część roli w tej pozie odgrywała partnerka. On miał jedynie ją asekurować, jednakże nawet to mogłoby być trudnym zadaniem w ich sytuacji. I z jego zdolnościami. Oby tylko zdołał przytrzymać swoją żonę.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
The member 'Cyneric Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 68, 56
'k100' : 68, 56
Dobra passa trwa dobre dwie figury, wprowadzając zapewne zdumienie nie tylko w nas, ale również we wszystkich wokół. Burke wywijający tańce na lodzie, wymijanki, piruety i inne wygibasy, tego jeszcze nie grali. Komukolwiek bym o tym opowiedział, na pewno by mi nie uwierzył bez dowodów. Sam sobie się dziwię, nie do końca dowierzając, że postanowiłem wziąć udział w konkursie lady Nott. To wszystko zasługa, lub wina, zależy jak na to spojrzeć, niezwykle charyzmatycznej Liliany. Pomijając istotny fakt, że odmówić prośbie damy nie wypadało, to jeszcze nawet nie byłbym w stanie. I dobrze, z perspektywy czasu nie żałuję tej decyzji. Bawię się bardzo dobrze, mimo, że na pewno tego po mnie nie widać. Jestem już całkiem odprężony w porównaniu do mojego stanu z początku konkursu. Zaczynam doceniać dodatkową porcję ruchu, którą mogę zażyć w tych warunkach, dodatkowo we wspaniałym towarzystwie. Lady Yaxley nie bez powodu przyciąga męskie spojrzenia, na pewno przy okazji odwracając moją uwagę od ewentualnych potknięć.
Jak dotąd nasze starania opłacają się. Po piruecie oraz wymijance, wydaje się, że opiekuńcze ramię to pestka. Muszę praktycznie jedynie utrzymać tańczącą partnerkę, co wydaje się przecież banalne na tle coraz dziwaczniejszych póz, jaki mieliśmy wykonywać ku uciesze gospodyni oraz widowni. Jedni radzą sobie lepiej, inni gorzej, ale wszyscy jeszcze mają szanse sięgnąć po podium. W tym my, chociaż popełniam karygodny błąd. Moje ramię nie okazuje się wystarczająco silne, przez co Liliana chwieje się i w rezultacie czego upada na ziemię. Nim zdołałem ją chwycić, jest już za późno. Czuję gniew w stosunku do samego do siebie, że mam tak beznadziejny refleks. Za to od razu wstaję i zapierając się w sobie pomagam kobiecie ponownie unieść się na swoich łyżwach.
- Przepraszam lady Yaxley, nie wiem jak to się stało - tłumaczę się lekko spanikowany. Znów jestem spięty, rzucam czarownicy przepraszające spojrzenia i w ogóle odnoszę wrażenie, że rozpoczyna się pewna równia pochyła w dół. Może to fatum, a może pojedynczy niefart, tego nie wiem. Niestety obawiam się, że nie zdołam już zadowolić półwili swoimi staraniami w sztuce tańca.
Upewniwszy się, że Liliana nadal chce wykonywać uprzednio ustalony plan, nie sięgając po łatwiejsze figury, rozpoczynam przygotowania do następnej, odwracanki, która jest jeszcze trudniejsza niż poprzednie sekwencje, których próbowaliśmy. Trochę się boję, że teraz to już nie będzie to samo, co spojrzenie pełne dezaprobaty lady Nott zdaje się potwierdzać, ale zamierzam zignorować złe przeczucia. Może się jeszcze uda nie spaść na ostatnie miejsce.
Z początku trzymamy się razem, ale zaraz rozdzielamy się, sunąc po lodowisku, podskakując oraz cofając się, wszystko w zgodzie z rytmem muzyki. Zupełnie nieświadom obgadywania nas przez krewnych arystokratki. W przeciwnym razie chyba zapadłbym się pod ziemię.
Jak dotąd nasze starania opłacają się. Po piruecie oraz wymijance, wydaje się, że opiekuńcze ramię to pestka. Muszę praktycznie jedynie utrzymać tańczącą partnerkę, co wydaje się przecież banalne na tle coraz dziwaczniejszych póz, jaki mieliśmy wykonywać ku uciesze gospodyni oraz widowni. Jedni radzą sobie lepiej, inni gorzej, ale wszyscy jeszcze mają szanse sięgnąć po podium. W tym my, chociaż popełniam karygodny błąd. Moje ramię nie okazuje się wystarczająco silne, przez co Liliana chwieje się i w rezultacie czego upada na ziemię. Nim zdołałem ją chwycić, jest już za późno. Czuję gniew w stosunku do samego do siebie, że mam tak beznadziejny refleks. Za to od razu wstaję i zapierając się w sobie pomagam kobiecie ponownie unieść się na swoich łyżwach.
- Przepraszam lady Yaxley, nie wiem jak to się stało - tłumaczę się lekko spanikowany. Znów jestem spięty, rzucam czarownicy przepraszające spojrzenia i w ogóle odnoszę wrażenie, że rozpoczyna się pewna równia pochyła w dół. Może to fatum, a może pojedynczy niefart, tego nie wiem. Niestety obawiam się, że nie zdołam już zadowolić półwili swoimi staraniami w sztuce tańca.
Upewniwszy się, że Liliana nadal chce wykonywać uprzednio ustalony plan, nie sięgając po łatwiejsze figury, rozpoczynam przygotowania do następnej, odwracanki, która jest jeszcze trudniejsza niż poprzednie sekwencje, których próbowaliśmy. Trochę się boję, że teraz to już nie będzie to samo, co spojrzenie pełne dezaprobaty lady Nott zdaje się potwierdzać, ale zamierzam zignorować złe przeczucia. Może się jeszcze uda nie spaść na ostatnie miejsce.
Z początku trzymamy się razem, ale zaraz rozdzielamy się, sunąc po lodowisku, podskakując oraz cofając się, wszystko w zgodzie z rytmem muzyki. Zupełnie nieświadom obgadywania nas przez krewnych arystokratki. W przeciwnym razie chyba zapadłbym się pod ziemię.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 4, 89
'k100' : 4, 89
To ona miała zasłonić swoimi umiejętnościami jego ewentualne niedoskonałości w tej figurze, a koniec końców okazało się, że to on wypadł o wiele lepiej. Marine oderwała się obiema nogami od lodowiska, piruet udało jej się wykonać zgodnie z planem, jednak po lądowaniu prawa łyżwa odjechała jej w bok, a dziewczyna na moment straciła równowagę. Nie upadła, obyło się bez obitych kończyn, lecz obojętność Adelaidy Nott zabolała. Suknia była cała, ale duma młodej panienki została lekko nadszarpnięta.
Nieco skruszona spojrzała w oczy lordowi Ollivanderowi, gdy ponownie złączyli się w parę na tafli. Nie umiała przyznać, że zgubiła ją własna ambicja, że wyobraziła sobie sukces zanim jeszcze zdążyła na niego zapracować wszystkimi siłami. Przeprosiny także nie chciały przejść jej przez gardło, lecz mina mówiła wiele.
- Ten piruet to chyba zmora rodu Lestrange – skomentowała tylko, zauważając, że Flavien również nie poradził sobie do końca z tą figurą i pamięcią sięgając do momentu, gdy zawiodła także Evandra.
Muzyka przybierała na sile, a Marine usiłowała na nowo się w niej odnaleźć; lekko ścisnęła dłoń swojego partnera dając mu znać, że jest gotowa na nowe wyzwanie. Chociaż nie zapominała wcale o porażce, postanowiła spróbować przekuć ją w siłę napędową do następnego starcia.
- Spróbujmy łagodniejszej wersji – zasugerowała, mając na myśli oczywiście odwracankę.
Kawałek przejechany w parze, następne osobno, podskok i obrót… to nie mogło być nic trudnego, lecz tym razem zamierzała przyłożyć się pięć razy bardziej. Na lodowisku czuła się pewnie, wystarczyło więc wyprzeć z umysłu widmo kolejnej porażki. Nie zerkała na widownie, a inne pary zauważała tylko po to, by przypadkiem nie zderzyć się z nimi w trakcie jazdy.
Czuła, że występ miał się ku końcowi, lecz jednocześnie odkryła, że bawiła się całkiem nieźle, niezależnie od wyniku. Nie spodziewała się u siebie takiego stanu; zadowolona nie traciła z twarzy lekkiego, czarującego uśmiechu, który podczas subtelnej wymiany spojrzeń z Titusem mogła wykorzystać na ich korzyść.
Nieco skruszona spojrzała w oczy lordowi Ollivanderowi, gdy ponownie złączyli się w parę na tafli. Nie umiała przyznać, że zgubiła ją własna ambicja, że wyobraziła sobie sukces zanim jeszcze zdążyła na niego zapracować wszystkimi siłami. Przeprosiny także nie chciały przejść jej przez gardło, lecz mina mówiła wiele.
- Ten piruet to chyba zmora rodu Lestrange – skomentowała tylko, zauważając, że Flavien również nie poradził sobie do końca z tą figurą i pamięcią sięgając do momentu, gdy zawiodła także Evandra.
Muzyka przybierała na sile, a Marine usiłowała na nowo się w niej odnaleźć; lekko ścisnęła dłoń swojego partnera dając mu znać, że jest gotowa na nowe wyzwanie. Chociaż nie zapominała wcale o porażce, postanowiła spróbować przekuć ją w siłę napędową do następnego starcia.
- Spróbujmy łagodniejszej wersji – zasugerowała, mając na myśli oczywiście odwracankę.
Kawałek przejechany w parze, następne osobno, podskok i obrót… to nie mogło być nic trudnego, lecz tym razem zamierzała przyłożyć się pięć razy bardziej. Na lodowisku czuła się pewnie, wystarczyło więc wyprzeć z umysłu widmo kolejnej porażki. Nie zerkała na widownie, a inne pary zauważała tylko po to, by przypadkiem nie zderzyć się z nimi w trakcie jazdy.
Czuła, że występ miał się ku końcowi, lecz jednocześnie odkryła, że bawiła się całkiem nieźle, niezależnie od wyniku. Nie spodziewała się u siebie takiego stanu; zadowolona nie traciła z twarzy lekkiego, czarującego uśmiechu, który podczas subtelnej wymiany spojrzeń z Titusem mogła wykorzystać na ich korzyść.
The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?
dream on
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone
"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Marine Lestrange' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 88
--------------------------------
#2 'k100' : 38
#1 'k100' : 88
--------------------------------
#2 'k100' : 38
Sunąc po wypolerowanej tafli lodu czuł się dość niekomfortowo, zaś konieczność tańczenia napawała Magnusa zdradliwą paniką. Na parkiecie nie miał czym się popisać, zaś widowiskowe figury tworzone na niestabilnej powierzchni stwarzały poważne ryzyko upadku. On mógł obić sobie jakąś kość, lecz Moira - za żadne skarby. I mimo rzekomej niedyspozycji, tysiąca wymówek, to ona była sterem i kierowała nim zdecydowanie, jak na każdej szlacheckiej uroczystości, cicho podpowiadając, gdzie ma stawiać stopy i czemu absolutnie nie powinien wznosić toastu z lordem Traversem. Brylujący wśród politycznych intryg Magnus kompletnie nie odnajdywał się w tych salonowych, unikając plotek, a doceniając jedynie fakty. Arystokratyczne bale nie zapewniały ich wiele, toteż z cielęcą gracją dostosowywał się do wskazówek żony, przynajmniej dopóki nie znalazł się wśród swoich. Na nieprzychylnym gruncie również był zdany na nią, a głupio - samobójczo - odkopywał wojenny topór, mażąc twarz bitewnymi barwami. Minęła ponad dekada ich małżeństwa, a Rowle nadal nie wiedział, kiedy należało się po prostu zamknąć. Oboje chcieli mieć ostatnie słowo i standardowe zakończenie przewidywało celnie rzucone silencio. Nie szczędził Moirze upokorzenia, ale sam też przyjmował swoją porcję gorzkiego antybiotyku, który po wszystkim czynił go znacznie odporniejszym. Bezpośrednio nigdy nie podniósł na nią ręki i przestał też fantazjować o spoliczkowaniu tej megiery, o czym myślał nieustannie, będąc szczeniakiem; regularne poddawanie się drobnym ukąszeniom znieczuliły mężczyznę na konkretniejsze ciosy dla godności. Roztaczając również parasol ochronny nad Moirą, o którą nawet w chwilach burzy troszczył się bardziej niż o siebie, kalkulując jej prowokacje w postaci zdrowotnego bilansu ich dwójki. Objął ją mocniej, chwiejąc się na lodzie, lecz utrzymując równowagę dzięki silnemu prowadzeniu kobiety: nie podobało mu się, że milczała, nie akceptował sposobu, w jaki unosiła głowę. Za wysoko, za bardzo przechylała się w bok, za mocno uciekała tym swoim pogardliwym, zimnym wzrokiem. Milczał jak ona, równie zacięcie, lecz tylko do pewnego momentu, gdy zgrzyt lodu stał się już nie do zniesienia.
-Wrócimy do Cheshire, zjemy razem kolację. Bez dzieci. Weźmiemy kąpiel - wymruczał jej do ucha - przepraszająco, czy obiecująco? - zaciskając na sekundę szorstkie palce na jej dłoni obleczoną w rękawiczkę. Może zdążą pokłócić się raz jeszcze albo i kolejne pięć, bez różnicy, bo przysięgając jej miłość, robił to szczerze. Puścił jej dłoń, zdając się na łut szczęścia i na zachwycające umiejętności Moiry, zamierzając wykonać podwójny piruet z odwróceniem uwagi, odciągając od siebie tak atencję nobliwej lady Nott, jak i zachmurzonej żony. Wzbijając się w górę posłał jej jeszcze jedno spojrzenie - mieszankę zagubienia i pewności, absolutnie nie wiedział co robi, ale miał ją u swego boku i tyle mu wystarczyło.
-Wrócimy do Cheshire, zjemy razem kolację. Bez dzieci. Weźmiemy kąpiel - wymruczał jej do ucha - przepraszająco, czy obiecująco? - zaciskając na sekundę szorstkie palce na jej dłoni obleczoną w rękawiczkę. Może zdążą pokłócić się raz jeszcze albo i kolejne pięć, bez różnicy, bo przysięgając jej miłość, robił to szczerze. Puścił jej dłoń, zdając się na łut szczęścia i na zachwycające umiejętności Moiry, zamierzając wykonać podwójny piruet z odwróceniem uwagi, odciągając od siebie tak atencję nobliwej lady Nott, jak i zachmurzonej żony. Wzbijając się w górę posłał jej jeszcze jedno spojrzenie - mieszankę zagubienia i pewności, absolutnie nie wiedział co robi, ale miał ją u swego boku i tyle mu wystarczyło.
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Magnus Rowle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 75
--------------------------------
#2 'k100' : 86
#1 'k100' : 75
--------------------------------
#2 'k100' : 86
Nie powinnam była tak bardzo wierzyć, że wszystko mi się uda, ale to właśnie robiłam. Sukcesy jeden po drugim sprawiły, że poczułam się pewnie, a co za tym idzie, nie pilnowałam tak bardzo każdego ruchu. Wydawało mi się, że magiczne łyżwy same mnie poprowadzą - jak to było przed chwilą. Co było ciężkiego w zgrabnym, wcale nie tak znowu wysokim, uniesieniu nogi? Szczególnie, kiedy z drugiej strony podtrzymywał mnie Quentin. Z jakiegoś powodu równowagi i tak nie udało mi się utrzymać. Gdybym bardziej przeanalizowała całą sytuację, pewnie stwierdziłabym, że nie była to wina mojego partnera, nawet jeśli on tak myślał. Ot, noga sama jakby skręciła nie w tę stronę co powinna i wszystko zadziało dalej. W jednej chwili z gracją jechałam po lodzie, a zaraz już na nim leżałam. Nie tak całkowicie, całe szczęście, ale i tak czułam się z tym bardzo źle. Nie zauważyłam lekko podartej sukienki, chociaż udo nie dawało o sobie zapomnieć. Było to jednak zbyt mało, bym miała zrezygnować z dalszego przedstawienia - nawet wręcz przeciwnie, chciałam dać z siebie jeszcze więcej, pokazać, że to było tylko chwilowe, nic nieznaczące zagapienie. Policzki zaróżowiły mi się z emocji (w tym trochę ze złości, ale to raczej na samą siebie). Z wdzięcznością przyjęłam rękę lorda Burke'a, byłam pewna, że gdybym sama miała się podnosić, zrobiłabym to strasznie pokracznie i może przewróciła się raz jeszcze.
- Proszę się nie przejmować - powiedziałam trochę wbrew sobie, bo sama się przecież przejmowałam. - Tak dobrze nam szło, jeszcze zapomną o tej pomyłce - stwierdziłam całkiem pewnie, uśmiechając się czarująco, kiedy jeszcze byliśmy na tyle blisko siebie, że mogłam szeptać. Tak musiało być. Dobrze, że nie wiedziałam jakie rzeczy myślał lord Burke, bo wtedy na pewno oskarżyłabym go o przynoszenie nam pecha takimi chociażby przypuszczeniami. Ciężko było, żeby figury nam wychodziły, kiedy myślał, że się nie uda. W prawdzie to samo można było powiedzieć o moim nazbyt pozytywnym nastawieniu - ostatecznie wcale (aż tak bardzo) nie zależało mi na wygranej. Przez chwilę tylko uwierzyłam, że może być całkiem prawdopodobna.
Szybko przyszedł czas na odwracankę, wydawała mi się całkiem podobna do wymijanki. Powinniśmy więc sobie z nią chyba poradzić? Pojechałam więc, kręcąc się na jednej nodze i robiąc te wszystkie piruety. Musiałam być akurat tyłem do lorda Burke'a i w pierwszej chwili nawet nie zauważyłam, że tym razem to on traci równowagę.
- Proszę się nie przejmować - powiedziałam trochę wbrew sobie, bo sama się przecież przejmowałam. - Tak dobrze nam szło, jeszcze zapomną o tej pomyłce - stwierdziłam całkiem pewnie, uśmiechając się czarująco, kiedy jeszcze byliśmy na tyle blisko siebie, że mogłam szeptać. Tak musiało być. Dobrze, że nie wiedziałam jakie rzeczy myślał lord Burke, bo wtedy na pewno oskarżyłabym go o przynoszenie nam pecha takimi chociażby przypuszczeniami. Ciężko było, żeby figury nam wychodziły, kiedy myślał, że się nie uda. W prawdzie to samo można było powiedzieć o moim nazbyt pozytywnym nastawieniu - ostatecznie wcale (aż tak bardzo) nie zależało mi na wygranej. Przez chwilę tylko uwierzyłam, że może być całkiem prawdopodobna.
Szybko przyszedł czas na odwracankę, wydawała mi się całkiem podobna do wymijanki. Powinniśmy więc sobie z nią chyba poradzić? Pojechałam więc, kręcąc się na jednej nodze i robiąc te wszystkie piruety. Musiałam być akurat tyłem do lorda Burke'a i w pierwszej chwili nawet nie zauważyłam, że tym razem to on traci równowagę.
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Liliana Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 94, 76
'k100' : 94, 76
Świat zawirował jej przed oczyma. Feeria barw zlała się w jedność. Przez ułamki sekund czuła się jak pod wpływem alkoholowego upojenia. Nie walczyła z uśmiechem. Pozwoliła mu zabrzmieć czysto i perliście. Wiele ryzykowała, ale szczęście musiało się do niej uśmiechnąć, ponieważ figura wyszła im perfekcyjnie. Niemalże książkowo.
Czuła na sobie uważne spojrzenie lady Nott. Była wręcz pewna, że słyszy, jak ta wzdycha wzruszona. Niechybnie obrosłaby w piórka, gdyby nie fakt, że miała tę swobodę i nie musiała kraść uwagi gospodyni oraz jej zaimponować, by zostać przez nią zapamiętaną. Jako lady Rosier, szczęśliwa mężatka, nie zjawiała się już więcej na Sabatach z cichą nadzieją, że lady Nott zadbała o miejsce dla niej w towarzystwie samych godnych starania się o względy półwilej córki z rodziny Lestrange kawalerów. Nie drżała na samą myśl, że mogłaby przez pozornie prozaiczny nietakt, bądź potknięcie, skazać samą siebie na konieczność zatańczenia z depczącym po palcach, niezgrabnym lordem. Czy podobne myśli nie dawały spokoju Marine, która z uporem walczyła o znalezieniu się na piedestale, chcąc być zauważoną przez każdego, kto przyglądał się tańcom na lodzie?
- Naprawdę? - zabrakło jej pewności Tristana co do tego, czy łyżwiarstwo miałoby szansę stać się jej ulubionym sposobem spędzania wolnego czasu w zimowe, długie dni.
A co do tego, że prezentowali się pięknie, tańcząc z gracją oraz godnością dobrze wykształconego przez guwernantów i guwernantki arystokraty, nie miała najmniejszych wątpliwości.
- Uważaj, czego sobie życzysz, Tristani - szepnęła. Oboje sunęli po lodzie łyżwa w łyżwę, dlatego też mogła odchylić jedną rękę w baletowym ustawieniu, a następnie odgiąć całe ciało ku niemu.
- Jeżeli spadek temperatury utrzyma się, lada dzień przywita nas mróz, a sadzawki w różanym ogrodzie zamarzną i nie znajdziesz już żadnego wytłumaczenia, aby nie poślizgać się na nich ze mną na prawdziwych łyżwach - chwyciła jego dłoń, splatając ich palce. Wystarczyło lekkie przyciągnięcie, aby znalazła się w ramionach małżonka.
Podczas kiedy inne pary decydowały się na popisowe skoki oraz piruety, lady Rosier skorzystała z opiekuńczego ramienia Tristana, prezentując swój półwili czar na iskrzącej się tafli.
Czuła na sobie uważne spojrzenie lady Nott. Była wręcz pewna, że słyszy, jak ta wzdycha wzruszona. Niechybnie obrosłaby w piórka, gdyby nie fakt, że miała tę swobodę i nie musiała kraść uwagi gospodyni oraz jej zaimponować, by zostać przez nią zapamiętaną. Jako lady Rosier, szczęśliwa mężatka, nie zjawiała się już więcej na Sabatach z cichą nadzieją, że lady Nott zadbała o miejsce dla niej w towarzystwie samych godnych starania się o względy półwilej córki z rodziny Lestrange kawalerów. Nie drżała na samą myśl, że mogłaby przez pozornie prozaiczny nietakt, bądź potknięcie, skazać samą siebie na konieczność zatańczenia z depczącym po palcach, niezgrabnym lordem. Czy podobne myśli nie dawały spokoju Marine, która z uporem walczyła o znalezieniu się na piedestale, chcąc być zauważoną przez każdego, kto przyglądał się tańcom na lodzie?
- Naprawdę? - zabrakło jej pewności Tristana co do tego, czy łyżwiarstwo miałoby szansę stać się jej ulubionym sposobem spędzania wolnego czasu w zimowe, długie dni.
A co do tego, że prezentowali się pięknie, tańcząc z gracją oraz godnością dobrze wykształconego przez guwernantów i guwernantki arystokraty, nie miała najmniejszych wątpliwości.
- Uważaj, czego sobie życzysz, Tristani - szepnęła. Oboje sunęli po lodzie łyżwa w łyżwę, dlatego też mogła odchylić jedną rękę w baletowym ustawieniu, a następnie odgiąć całe ciało ku niemu.
- Jeżeli spadek temperatury utrzyma się, lada dzień przywita nas mróz, a sadzawki w różanym ogrodzie zamarzną i nie znajdziesz już żadnego wytłumaczenia, aby nie poślizgać się na nich ze mną na prawdziwych łyżwach - chwyciła jego dłoń, splatając ich palce. Wystarczyło lekkie przyciągnięcie, aby znalazła się w ramionach małżonka.
Podczas kiedy inne pary decydowały się na popisowe skoki oraz piruety, lady Rosier skorzystała z opiekuńczego ramienia Tristana, prezentując swój półwili czar na iskrzącej się tafli.
Gość
Gość
Sadzawka
Szybka odpowiedź