Sadzawka
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sadzawka
Sadzawka mieszcząca się w głębi ogrodów latem olśniewa kolorami; zimą pozostaje mroczna, czarna i ponura. Jej taflę skuwa lód, a otaczające ją nagie drzewa uginające się od śniegu dodają scenerii gotyckiego romantyzmu. Przyprószone białym puchem zarośla z całą pewnością są dość wysokie, by znajdujący się tutaj goście pozostawali niezauważeni. W okolicach da się zaobserwować sporo ptactwa - głównie kaczek i łabędzi, ale najbardziej rozpoznawalny pozostaje paw uwielbiający puszyć się przed gośćmi.
The member 'Evandra Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 90, 9
'k100' : 90, 9
Jego ruchom zawsze brakowało elastyczności, szeroko rozumianego wdzięku. Mankamenty te po części brały się z dość krępej sylwetki oraz sztywnej codzienności. Dnie spędzał dybiąc w Mungu albo nad dokumentacjami bądź duszami bardziej to nieposłusznych pacjentów usilnie próbujących umrzeć na jego służbie. Dawno więc nie ćwiczył ani też nie widział powodu do szlifowania swoich tanecznych umiejętności, zwłaszcza, że teraz był już tylko starszy, a więc niedługo nie będzie brylował na parkiecie, a siedząc w towarzystwie Adelajdy zerkał z góry na popisy młodzieży. Do tego czasu zamierzał nadganiać swój brak elegancji ruchów ich pewnością. Obierał kurs nie myśląc czy popełni błąd, czy się zachwieje. Starał się prowadzić swoją młoda partnerkę tak, by zapewnić jej komfort poruszania się. Było to dość wyzywające, zważywszy na to, że wyraźnie przewyższała go w umiejętnościach.
- Jest Lady dla siebie zbyt surowa. Swoje już trochę w życiu wytańczyłem i proszę mi zaufać, lady koordynacja jest w jak najlepszym porządku. Myślę, że nie jedna dama w tym momencie zazdrości - taka była prawda. Adrien trzymając ją w ramionach niemalże nie czuł ciężaru jej ciała, które zdawało się płynąć w powietrzu. Uśmiechnął się słysząc dobre słowo, pozwalając oderwać się od rzeczywistości i spróbować płynąc dalej na tym śliskim parkiecie. Na zakręcie nabrał tempa by wejść wślizg prowadzący do kolejnej figury - opiekuńczego ramienia.
- Jest Lady dla siebie zbyt surowa. Swoje już trochę w życiu wytańczyłem i proszę mi zaufać, lady koordynacja jest w jak najlepszym porządku. Myślę, że nie jedna dama w tym momencie zazdrości - taka była prawda. Adrien trzymając ją w ramionach niemalże nie czuł ciężaru jej ciała, które zdawało się płynąć w powietrzu. Uśmiechnął się słysząc dobre słowo, pozwalając oderwać się od rzeczywistości i spróbować płynąc dalej na tym śliskim parkiecie. Na zakręcie nabrał tempa by wejść wślizg prowadzący do kolejnej figury - opiekuńczego ramienia.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 21, 1
'k100' : 21, 1
Nie musiał się czuć jak pod wpływem upojenia, rzeczywiście przed wyjściem na lodowisko wypił kilka kieliszków doskonałego wina podawanego na balu przez lady Nott, wybiła już wszak północ, a przyjęcie trwało, w trakcie szalonego piruetu poczuł jednak prawdziwe zawroty głowy i zapewne tylko doskonałe wyczucie równowagi jego małżonki uchroniło go przed wyjątkowo nieeleganckim wywróceniem się na plecy. Na plecy, uważał, żeby ciężar jego ciała nie przeważył na Evandrę; wolał przewrócić się na bok i pociągnąć półwilę za sobą niż uczynić to odwrotnie.
- Lady Nott - ta stara prukwa - nie mogła oderwać od ciebie spojrzenia, jesteś gotowa na zostanie jej nową ulubienicą? - Nie, nigdy nie szukał u niej poklasku, nie rozpromieniał się, kiedy poprawiała jego kołnierzyk i nie wzdychał, kiedy poznawała go z kolejnymi pannami, ale nigdy nie zapominał, że dla wielu młodych dam stanowiła prawdziwy autorytet. Oprócz tego, że jej zainteresowania oscylowały w dużej mierze wokół swatania młodszych od siebie, cechowała się niebanalną inteligencją i pozostawała wzorem cnót - za lat swojej młodości ponoć cieszyła się niemałym powodzeniem. - Naprawdę - przytaknął bez zawahania jej słowom, naprawdę rzadko tracił pewność siebie - nawet, jeśli wszystkie znaki na niebie i ziemi jego przekonaniom przeczyły. Śledził spojrzeniem ruchy Evandry, jej sylwetkę, baletowe przegięcie, bez zawahania użyczył jej opiekuńczego ramienia, kładąc lewą dłoń na jej talii, jak w tańcu, prawą wyciągając bardziej w przód - stanowiąc dla niej raczej ramę, asekurację, na tle której doskonale prezentowała grację własnych ruchów. - Zawsze o tym marzyłem - stwierdził, choć bez przekonania. Wizja zamarzniętych zbiorników w okolicy dworu nie napawała go gorączkowym zniecierpliwieniem, ale widok tańczącej nań Evandry - już tak. - Ale wydaje mi się, że Fantine będzie dla ciebie lepszym towarzystwem - Nie umknęło jego uwadze, że najmłodsza z jego sióstr radziła sobie na lodowej tafli doskonale - i z całą pewnością świetnie się bawiła. - Albo ktoś inny - Kącik jego ust wygiął się w niepokojącym uśmiechu, kiedy znacząco spojrzał na jej ciało. Syn lub córka, czas minie szybko. Zbyt szybko.
- Lady Nott - ta stara prukwa - nie mogła oderwać od ciebie spojrzenia, jesteś gotowa na zostanie jej nową ulubienicą? - Nie, nigdy nie szukał u niej poklasku, nie rozpromieniał się, kiedy poprawiała jego kołnierzyk i nie wzdychał, kiedy poznawała go z kolejnymi pannami, ale nigdy nie zapominał, że dla wielu młodych dam stanowiła prawdziwy autorytet. Oprócz tego, że jej zainteresowania oscylowały w dużej mierze wokół swatania młodszych od siebie, cechowała się niebanalną inteligencją i pozostawała wzorem cnót - za lat swojej młodości ponoć cieszyła się niemałym powodzeniem. - Naprawdę - przytaknął bez zawahania jej słowom, naprawdę rzadko tracił pewność siebie - nawet, jeśli wszystkie znaki na niebie i ziemi jego przekonaniom przeczyły. Śledził spojrzeniem ruchy Evandry, jej sylwetkę, baletowe przegięcie, bez zawahania użyczył jej opiekuńczego ramienia, kładąc lewą dłoń na jej talii, jak w tańcu, prawą wyciągając bardziej w przód - stanowiąc dla niej raczej ramę, asekurację, na tle której doskonale prezentowała grację własnych ruchów. - Zawsze o tym marzyłem - stwierdził, choć bez przekonania. Wizja zamarzniętych zbiorników w okolicy dworu nie napawała go gorączkowym zniecierpliwieniem, ale widok tańczącej nań Evandry - już tak. - Ale wydaje mi się, że Fantine będzie dla ciebie lepszym towarzystwem - Nie umknęło jego uwadze, że najmłodsza z jego sióstr radziła sobie na lodowej tafli doskonale - i z całą pewnością świetnie się bawiła. - Albo ktoś inny - Kącik jego ust wygiął się w niepokojącym uśmiechu, kiedy znacząco spojrzał na jej ciało. Syn lub córka, czas minie szybko. Zbyt szybko.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 80, 62
'k100' : 80, 62
Byliśmy z Cynericiem idealną parą. Ogień i woda. Yin i Yang. Równoważyliśmy się w każdym calu i nie można było temu zaprzeczyć. Nie wiem czy oboje zdawaliśmy sobie z tego sprawę i nie wiem czy było to widoczne dla innych. Ale tak właśnie było. I to właśnie to wprawiało mnie w tak radosny nastrój. Jednak nie odpowiedziałam nic na jego pytanie, jedynie lekko, z niewinnym rumieńcem spuściłam wzrok nie pozwalając, aby uśmiech zniknął z mojej twarzy. Cokolwiek Cyneric pomyśli to będzie miał rację. Jego obecność, nasz ślub, nasza noc poślubna - to wszystko miało wpływ na mój nastrój, który mimo mijanych dni absolutnie nie mijał. I może dlatego w pełni nie mogłam skupić się na tańcu i może dlatego moje nogi poplątały się w troszeczkę trudniejszej figurze. Ale to nie ważne, nic nie było ważne. Tylko to, że byliśmy razem i moglibyśmy zostać tu sami, wszyscy mogli nagle zniknąć, a nawet nie zwróciłabym na to uwagi wpatrzona w męża jak w obrazek.
Liczyłam na to, że już niedługo będziemy bawili się na kolejnym weselu, tym razem Liliany i to jej suknie będziemy dobierać. Tak bardzo pragnęłam, aby znalazła szczęście i swoje miejsce na ziemi. A gdzie kobieta może czuć się lepiej jak nie u boku wspaniałego mężczyzny? A lord Burke wyglądał zachęcająco.
- Podobają mi się razem - stwierdziłam bez zbędnego ukrywania swoich myśli.
Mogło nie zabrzmieć to zbyt dobrze, ale Liliana była daleko i na pewno tego nie usłyszała. A o jej tanecznym partnerze na pewno z nią porozmawiam, wyciągnę za język i dowiem się jak się sprawował, jak się im rozmawiało i co na jego temat sądzi. Bo wstyd się przyznać, ale nawet nie miałam pojęcia czy moja siostra ma jakiegoś mężczyznę na oku. Jeśli nie ma, to może powinna zarzucić swoje wile sidła? A ja zawsze mogę jej w tym pomóc wstawiając się za nią u ojca i nestora. Teraz, będąc prawdziwą kobietą, miałam wrażenie, że zajmuje wyższą pozycję niż panna na wydaniu. Nawet, jeśli jest niebywale piękna, tak jak my z Lilianą.
Pofrunęłam jednak za bardzo myślami w stronę siostry, w momencie gdy mój mąż decydował już jaką kolejną figurę wykonamy. Łabądek był figurą, w której musiałam się skupić i nie mogłam pozwolić sobie na nieodpowiedni ruch. Popsułoby to cały efekt. Pozwoliłam się więc prowadzić dając z siebie wszystko.
Liczyłam na to, że już niedługo będziemy bawili się na kolejnym weselu, tym razem Liliany i to jej suknie będziemy dobierać. Tak bardzo pragnęłam, aby znalazła szczęście i swoje miejsce na ziemi. A gdzie kobieta może czuć się lepiej jak nie u boku wspaniałego mężczyzny? A lord Burke wyglądał zachęcająco.
- Podobają mi się razem - stwierdziłam bez zbędnego ukrywania swoich myśli.
Mogło nie zabrzmieć to zbyt dobrze, ale Liliana była daleko i na pewno tego nie usłyszała. A o jej tanecznym partnerze na pewno z nią porozmawiam, wyciągnę za język i dowiem się jak się sprawował, jak się im rozmawiało i co na jego temat sądzi. Bo wstyd się przyznać, ale nawet nie miałam pojęcia czy moja siostra ma jakiegoś mężczyznę na oku. Jeśli nie ma, to może powinna zarzucić swoje wile sidła? A ja zawsze mogę jej w tym pomóc wstawiając się za nią u ojca i nestora. Teraz, będąc prawdziwą kobietą, miałam wrażenie, że zajmuje wyższą pozycję niż panna na wydaniu. Nawet, jeśli jest niebywale piękna, tak jak my z Lilianą.
Pofrunęłam jednak za bardzo myślami w stronę siostry, w momencie gdy mój mąż decydował już jaką kolejną figurę wykonamy. Łabądek był figurą, w której musiałam się skupić i nie mogłam pozwolić sobie na nieodpowiedni ruch. Popsułoby to cały efekt. Pozwoliłam się więc prowadzić dając z siebie wszystko.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Rosalie Yaxley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 50
--------------------------------
#2 'k100' : 81
#1 'k100' : 50
--------------------------------
#2 'k100' : 81
William Fawley
- W łagodnej formie, z pewnością tak. - Lewy kącik wargi Williama nieznacznie powędrował ku górze, jakby w geście triumfu, że znów udało mu się wydobyć z Cressidy jej skrywane oblicze. - Wszystkich nas kuszą rzeczy niedostępne. I nie ma w tym nieczego nieodpowiedniego, dopóki potrafimy ocenić, gdzie leży granica. - Bo tak samo, jak zawsze żądał obrazów, których kolekcjonerzy nie chcieli sprzedawać, tak samo z dnia na dzień coraz mocniej pragnął Cressidy – ulotnej jak mgiełka, zdystansowanej, oddającej mu samą siebie okruszek po okruszku, bez pośpiechu. A on z rozkoszą odkrywał coraz to śmielsze jej oblicza.
Oczywiście, zachowanie Ollivandera pozostawiało znacznie więcej do życzenia, niż tylko niegroźny, młodzieńczy bunt przeciwko rodzinie, William ufał jednak, że jego nienaganna postawa na Sabacie była zwiastunem zmian i nawrócenia. W końcu nikt w całej Anglii nie wydawał takich przyjęć jak Nottowie.
- Jeśli tylko zechcesz, moja lady, porwę cię na przejażdżkę przez krainę jezior choćby i dzisiaj. - Odparł, wyławiając spojrzenie małżonki, by spróbować odczytać jej emocje. Zimowa sceneria nadawała jego propozycji odpowiednio romantyczną otoczkę, sam zaś w siodle radził sobie o wiele lepiej niż w tańcu – zwłaszcza na lodzie, choć ten zdawał się iść im coraz lepiej. Ich ciała synchronizowały się, płynnie przechodząc w kolejne figury, coraz bardziej precyzyjne, coraz odważniejsze.
- Nawet, gdybyś wówczas potknęła się o własna suknię, byłem tak mocno zaklęty naszym tańcem, że nie zapamiętałbym twojego potknięcia. - I, zapewne, nie pozwolił jej upaść – tak jak dzisiaj.
Ponownie pozwolił Cressidzie przeciąć zamarzniętą taflę samodzielnie. Magiczne łyżwy były wystarczającą asekuracją, a ona sama zdawała się poczuć już na tyle pewnie, że zdążyła zapomnieć, iż pod jej stopami nie znajduje się znajoma faktura marmuru. W trakcie wymijanki ujął jej dłoń, po czym delikatnym ruchem, na zakończenie, ponownie przyciągnął Cressidę do siebie.
- W łagodnej formie, z pewnością tak. - Lewy kącik wargi Williama nieznacznie powędrował ku górze, jakby w geście triumfu, że znów udało mu się wydobyć z Cressidy jej skrywane oblicze. - Wszystkich nas kuszą rzeczy niedostępne. I nie ma w tym nieczego nieodpowiedniego, dopóki potrafimy ocenić, gdzie leży granica. - Bo tak samo, jak zawsze żądał obrazów, których kolekcjonerzy nie chcieli sprzedawać, tak samo z dnia na dzień coraz mocniej pragnął Cressidy – ulotnej jak mgiełka, zdystansowanej, oddającej mu samą siebie okruszek po okruszku, bez pośpiechu. A on z rozkoszą odkrywał coraz to śmielsze jej oblicza.
Oczywiście, zachowanie Ollivandera pozostawiało znacznie więcej do życzenia, niż tylko niegroźny, młodzieńczy bunt przeciwko rodzinie, William ufał jednak, że jego nienaganna postawa na Sabacie była zwiastunem zmian i nawrócenia. W końcu nikt w całej Anglii nie wydawał takich przyjęć jak Nottowie.
- Jeśli tylko zechcesz, moja lady, porwę cię na przejażdżkę przez krainę jezior choćby i dzisiaj. - Odparł, wyławiając spojrzenie małżonki, by spróbować odczytać jej emocje. Zimowa sceneria nadawała jego propozycji odpowiednio romantyczną otoczkę, sam zaś w siodle radził sobie o wiele lepiej niż w tańcu – zwłaszcza na lodzie, choć ten zdawał się iść im coraz lepiej. Ich ciała synchronizowały się, płynnie przechodząc w kolejne figury, coraz bardziej precyzyjne, coraz odważniejsze.
- Nawet, gdybyś wówczas potknęła się o własna suknię, byłem tak mocno zaklęty naszym tańcem, że nie zapamiętałbym twojego potknięcia. - I, zapewne, nie pozwolił jej upaść – tak jak dzisiaj.
Ponownie pozwolił Cressidzie przeciąć zamarzniętą taflę samodzielnie. Magiczne łyżwy były wystarczającą asekuracją, a ona sama zdawała się poczuć już na tyle pewnie, że zdążyła zapomnieć, iż pod jej stopami nie znajduje się znajoma faktura marmuru. W trakcie wymijanki ujął jej dłoń, po czym delikatnym ruchem, na zakończenie, ponownie przyciągnął Cressidę do siebie.
I show not your face but your heart's desire
The member 'Ain Eingarp' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 56, 44
'k100' : 56, 44
Uśmiechnąłem się w odpowiedzi na śmiech lady Malfoy, czując jak napięcie w moich mięśniach spada znacząco. Udało nam się osiągnąć jakiś konsensus pomimo dzielącej nas przepaści; było dobrze, naprawdę dobrze, fenomenalnie wręcz. Różniliśmy się bowiem diametralnie - w czasach, gdy ona jak na grzeczną młodą szlachciankę przystało uczęszczała pilnie na zajęcia w Hogwarcie będąc na ostatnim roku, ja między nauką znajdowałem czas na towarzystwo pewnej mugolaczki. Kiedy ona wieczorami przesiadywała w komnacie, zapewne czytając, albo też spotykała się na rozmowach z przyjaciółkami, ja zakładałem mugolskie ubrania i znikałem w niemagicznych dzielnicach Londynu. To nie chodziło już nawet o nazwisko - połączenie było niczym wody i ognia. Mogło wygrać albo jedno, albo drugie: zdominowany ognień mógł zagasnąć i zamienić się we wspomnienie ukryte w popiołach; woda zaś, gdy zbyt słaba, szybko odparowywała w nicość, na zawsze zatracając siebie. Różnice były diametralne, jednakże na jakiejś zasadzie Adelaide Nott musiała zadecydować, iż właśnie to połączenie będzie adekwatne. Była to tajemnica skrywana głęboko w umyśle starej swatki - jedna z tych, które nigdy nie miały szansy ujrzeć dziennego światła, na zawsze mając pozostać zagrzebaną wśród teset milionów innych myśli.
- Zaprawdę, jest to szansa jedna na milion - przytaknąłem zamyślając się, spojrzeniem ulatując na chwilę gdzieś w przestrzeń, bardzo daleko poza rozjaśnioną blaskiem lampionów taflę lodowiska - prosto w ciemność. - Czasem jednak zagadka okazuje się być bardzo prosta, co więcej odpowiedź na nią można znaleźć u swych stóp - powiedziałem, pozostając w zamyśleni. Co, jeżeli tak naprawdę się nie różniliśmy? A co, jeśli pod warstwą makijażu, satyny, tiulu i srebra, gdzieś między żebrami a kręgosłupem, lady Malfoy była dokładnie taka sama jak ja?
Obdarzyłem ją kolejnym, krótkim tym razem spojrzeniem, uśmiechając się uprzejmie i powściągliwie. Nie przywykłem do słuchania komplementów, było widać to jak na dłoni.
- Dziękuję, lady słowa są dla mnie niezwykle miłe - skinąłem głową, czując, jakbym zaraz miał się za rumienić. Zorientowałem się za późno, co się dzieje, moje włosy zaczęły niebezpiecznie jaśnieć do blondu podobnego temu, który zdobił skroń mojej partnerki - kiedy ja mówiłem dalej w najlepsze. - Umysł ludzki jest naprawdę niesamowity. Najbardziej zachwycające jest w nim chyba jednak to, jak na bazie tych samych schematów działania można osiągnąć diametralnie różne efekty końcowe. Istnieją ludzie zarówno o umysłach niezwykle pięknych, jak i przerażających, a żadna zasada to regulująca nie istnieje - odparłem z żywym zainteresowaniem, raz po raz zerkając to pod nogi, to na moją rozmówczynię. - Lady zaś podjęła się zadaniu wcale nie łatwiejszemu. Komisja Handlu Magicznego, jeśli dobrze pamiętam? - zapytałem, choć wiedziałem doskonale, że właśnie tam pracuje. Musiałem stwarzać przynajmniej pozory, że moje zainteresowanie członkami rodu Malfoy w ostatnim czasie znacząco wzrosło. - Słyszałem, że niektóre przypadki łamania prawa w tej materii są co najmniej spektakularnym pokazem ludzkiej ignorancji, tudzież chytrości - zagaiłem, chcąc podtrzymać tę całkiem przyjemną rozmowę.
Nie mogliśmy jednakże tak zatracić się w konwersacji, aby zapomnieć o tańcu - tym, co przecież nas połączyło dzisiejszego wieczora. Rozłączając się z Callisto po raz kolejny uśmiechnąłem się dość figlarnie w odpowiedzi na jej słowa o ambicji. Pędziliśmy w koło, znajdując się wzajemnie spojrzeniem. Jej oczy miały niezwykle intensywny wyraz, zadając mi pytania całą gamą mieszkających w nich emocji.
Ambicja, tak, tego nie można mi było w życiu odmówić.
Choć rozpoczęliśmy nasz mały pokaz ekstrawagancji z odpowiednim impetem to szybko okazało się, że ambicja to nie wszystko. Obrót był mocno niestabilny, zaczęliśmy z Callisto zbliżać się niebezpiecznie blisko, toteż pospiesznie pochwyciłem ją w talii i hamując wyprostowałem się, podrywając lady Malfoy wraz ze sobą ku górze. Wstrzymałem oddech, przelęknięty nagłą zmianą punktu widzenia, wciąż trzymając Lady Malfoy. Zaraz jednak upewniwszy się już naszej stabilności odsunąłem się na odpowiednią odległość, odchrząkując.
- Chyba to nie była nasza figura - powiedziałem, wyciągając ponownie rękę do czarownicy i oferując po raz kolejny poprowadzenie w tańcu. Oczy skrzyły mi się jednak z podekscytowania - pęd powietrza i niesamowite uczucie w czasie obrotu sprawiły, że miałem wrażenie jakbym żył odrobinę bardziej niż jeszcze dwie minuty temu. Gdzieś z tyłu głowy miałem jednak jeden fakt, niezaprzeczalny i przerażający mnie swoją prawdziwością właśnie: Fox chyba by mnie dotkliwie skrzywdził, gdybym pozwolił jego siostrze upaść na lód.
- Przepraszam za przerwanie, ale obawiałem się lady upadku. Nie chciałbym narazić się tym... - urwałem, rozumiejąc nagle, co mówię. - ...bratu milady - dopowiedziałem końcówkę zdania, a włosy samoistnie pociemniały mi do ich naturalnego koloru.
- Co by lady powiedziała na to, aby teraz na moment zwolnić, a przy ostatnich dwóch figurach spróbować zachwycić lady Nott? Wszystko albo nic - zapytałem, nim nie objąłem jej znów delikatnie w talii, otaczając lady Callisto opiekuńczym ramieniem.
- Zaprawdę, jest to szansa jedna na milion - przytaknąłem zamyślając się, spojrzeniem ulatując na chwilę gdzieś w przestrzeń, bardzo daleko poza rozjaśnioną blaskiem lampionów taflę lodowiska - prosto w ciemność. - Czasem jednak zagadka okazuje się być bardzo prosta, co więcej odpowiedź na nią można znaleźć u swych stóp - powiedziałem, pozostając w zamyśleni. Co, jeżeli tak naprawdę się nie różniliśmy? A co, jeśli pod warstwą makijażu, satyny, tiulu i srebra, gdzieś między żebrami a kręgosłupem, lady Malfoy była dokładnie taka sama jak ja?
Obdarzyłem ją kolejnym, krótkim tym razem spojrzeniem, uśmiechając się uprzejmie i powściągliwie. Nie przywykłem do słuchania komplementów, było widać to jak na dłoni.
- Dziękuję, lady słowa są dla mnie niezwykle miłe - skinąłem głową, czując, jakbym zaraz miał się za rumienić. Zorientowałem się za późno, co się dzieje, moje włosy zaczęły niebezpiecznie jaśnieć do blondu podobnego temu, który zdobił skroń mojej partnerki - kiedy ja mówiłem dalej w najlepsze. - Umysł ludzki jest naprawdę niesamowity. Najbardziej zachwycające jest w nim chyba jednak to, jak na bazie tych samych schematów działania można osiągnąć diametralnie różne efekty końcowe. Istnieją ludzie zarówno o umysłach niezwykle pięknych, jak i przerażających, a żadna zasada to regulująca nie istnieje - odparłem z żywym zainteresowaniem, raz po raz zerkając to pod nogi, to na moją rozmówczynię. - Lady zaś podjęła się zadaniu wcale nie łatwiejszemu. Komisja Handlu Magicznego, jeśli dobrze pamiętam? - zapytałem, choć wiedziałem doskonale, że właśnie tam pracuje. Musiałem stwarzać przynajmniej pozory, że moje zainteresowanie członkami rodu Malfoy w ostatnim czasie znacząco wzrosło. - Słyszałem, że niektóre przypadki łamania prawa w tej materii są co najmniej spektakularnym pokazem ludzkiej ignorancji, tudzież chytrości - zagaiłem, chcąc podtrzymać tę całkiem przyjemną rozmowę.
Nie mogliśmy jednakże tak zatracić się w konwersacji, aby zapomnieć o tańcu - tym, co przecież nas połączyło dzisiejszego wieczora. Rozłączając się z Callisto po raz kolejny uśmiechnąłem się dość figlarnie w odpowiedzi na jej słowa o ambicji. Pędziliśmy w koło, znajdując się wzajemnie spojrzeniem. Jej oczy miały niezwykle intensywny wyraz, zadając mi pytania całą gamą mieszkających w nich emocji.
Ambicja, tak, tego nie można mi było w życiu odmówić.
Choć rozpoczęliśmy nasz mały pokaz ekstrawagancji z odpowiednim impetem to szybko okazało się, że ambicja to nie wszystko. Obrót był mocno niestabilny, zaczęliśmy z Callisto zbliżać się niebezpiecznie blisko, toteż pospiesznie pochwyciłem ją w talii i hamując wyprostowałem się, podrywając lady Malfoy wraz ze sobą ku górze. Wstrzymałem oddech, przelęknięty nagłą zmianą punktu widzenia, wciąż trzymając Lady Malfoy. Zaraz jednak upewniwszy się już naszej stabilności odsunąłem się na odpowiednią odległość, odchrząkując.
- Chyba to nie była nasza figura - powiedziałem, wyciągając ponownie rękę do czarownicy i oferując po raz kolejny poprowadzenie w tańcu. Oczy skrzyły mi się jednak z podekscytowania - pęd powietrza i niesamowite uczucie w czasie obrotu sprawiły, że miałem wrażenie jakbym żył odrobinę bardziej niż jeszcze dwie minuty temu. Gdzieś z tyłu głowy miałem jednak jeden fakt, niezaprzeczalny i przerażający mnie swoją prawdziwością właśnie: Fox chyba by mnie dotkliwie skrzywdził, gdybym pozwolił jego siostrze upaść na lód.
- Przepraszam za przerwanie, ale obawiałem się lady upadku. Nie chciałbym narazić się tym... - urwałem, rozumiejąc nagle, co mówię. - ...bratu milady - dopowiedziałem końcówkę zdania, a włosy samoistnie pociemniały mi do ich naturalnego koloru.
- Co by lady powiedziała na to, aby teraz na moment zwolnić, a przy ostatnich dwóch figurach spróbować zachwycić lady Nott? Wszystko albo nic - zapytałem, nim nie objąłem jej znów delikatnie w talii, otaczając lady Callisto opiekuńczym ramieniem.
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 74
--------------------------------
#2 'k100' : 10
#1 'k100' : 74
--------------------------------
#2 'k100' : 10
Wirowanie w swoich objęciach poszło im zdecydowanie lepiej, czy to ze względu na obecność stabilnego gruntu pod łyżwami, czy coraz lepsze oswojenie ze śliskim podłożem i wygrywaną muzyką; chociaż w ostatnich tygodniach z całą pewnością zdarzało mu się to rzadziej, teraz uśmiechnął się szczerze, a prosty gest nie zatrzymał się na ustach, sięgając również i zmrużonych od pędu oczu. Słyszał świst powietrza w uszach, widział wirujące przed sobą kosmyki i jedyny stabilny punkt rzeczywistości, materializujący się w postaci Inary; zabawne, myślał, jak bardzo trafna była ta mimowolna metafora, krystalizująca się jednocześnie w jego umyśle i w zasięgu wzroku: rozmazane, wirujące sylwetki, zbyt szybko poruszający się krajobraz, a w samym jego środku ona, stała, namacalna, łagodne uosobienie bezpieczeństwa.
Czując, jak zwalniają, wyprostował powoli kolana, pilnując, by podniosła się razem z nim i ani na moment nie wypuszczając jej z ramion; nie spoglądał w stronę innych par, nie szukał spojrzeniem Adelaide, nie miał więc pojęcia, czy ich popisy wzbudzały rozbawienie czy zachwyt, ani jak radziły sobie pozostałe pary. Nie zależało mu na wygranej – gdzieś daleko za sobą pozostawił czasy, w których na oślep pędził do przodu, uważając za punkt honoru zdobycie pierwszego miejsca w każdej konkurencji i rozczarowując się gorzko za każdym razem (a zdarzało się to boleśnie często) kiedy mu się nie udało.
Pociągnął ją delikatnie za rękę, powracając do spokojnego sunięcia po lodzie, gdy wyczuł subtelną zmianę w melodii. – Co powiesz na powrót w powietrze? – zapytał cicho, nachylając się ku niej, żeby jego głos miał szansę przebić się przez instrumenty. Zaczekał na jej reakcję, szukając w rysach twarzy jakiegokolwiek śladu zawahania i nie dziwiąc się wcale, kiedy go nie znalazł. – Ostrożnie – przypomniał, właściwie odruchowo, upewniając się, że dookoła było wystarczająco dużo miejsca i zmieniając kierunek ruchu. Przez moment jechał na łyżwach tyłem, nabierając rozpędu, a gdy był pewny, że oboje byli gotowi do wykonania figury, po raz kolejny chwycił Inarę w talii, żeby następnie unieść ją wysoko w górę, jednocześnie się obracając.
| sztandar, a co nam tam!
Czując, jak zwalniają, wyprostował powoli kolana, pilnując, by podniosła się razem z nim i ani na moment nie wypuszczając jej z ramion; nie spoglądał w stronę innych par, nie szukał spojrzeniem Adelaide, nie miał więc pojęcia, czy ich popisy wzbudzały rozbawienie czy zachwyt, ani jak radziły sobie pozostałe pary. Nie zależało mu na wygranej – gdzieś daleko za sobą pozostawił czasy, w których na oślep pędził do przodu, uważając za punkt honoru zdobycie pierwszego miejsca w każdej konkurencji i rozczarowując się gorzko za każdym razem (a zdarzało się to boleśnie często) kiedy mu się nie udało.
Pociągnął ją delikatnie za rękę, powracając do spokojnego sunięcia po lodzie, gdy wyczuł subtelną zmianę w melodii. – Co powiesz na powrót w powietrze? – zapytał cicho, nachylając się ku niej, żeby jego głos miał szansę przebić się przez instrumenty. Zaczekał na jej reakcję, szukając w rysach twarzy jakiegokolwiek śladu zawahania i nie dziwiąc się wcale, kiedy go nie znalazł. – Ostrożnie – przypomniał, właściwie odruchowo, upewniając się, że dookoła było wystarczająco dużo miejsca i zmieniając kierunek ruchu. Przez moment jechał na łyżwach tyłem, nabierając rozpędu, a gdy był pewny, że oboje byli gotowi do wykonania figury, po raz kolejny chwycił Inarę w talii, żeby następnie unieść ją wysoko w górę, jednocześnie się obracając.
| sztandar, a co nam tam!
do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep
I am not there
I do not sleep
The member 'Percival Nott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 93, 34
'k100' : 93, 34
Słabo pamiętała go z lat, które dzielili ze sobą w Hogwarcie. Mogłaby nawet przyrzec, że nie widziała go chyba nigdy przed pierwszym Sabatem, na jaki ją zaproszono, zostały jej więc pogłoski i przypuszczenia, zadawanie pytań po omacku. Mogła domyślać się najdziwniejszych rzeczy i najżarliwiej skrywanych sekretów nie będąc ani na chwilę blisko prawdy. Takim jak ona, bogatym, wykształconym, obarczonym ogromnym ciężarem oczekiwań nie dopisywało na ogół szczęście zwykłych ludzi. Nigdy zresztą nie byłaby skłonna porzucić życie dotąd znane, by spróbować tej zwykłości, wmieszać się w tłum, zostać jedną z anonimowych nich. Będąc na świeczniku lśniła coraz to silniejszym światłem podczas gdy on rdzewiał żałośnie.
Niemal rozbawiła ją nieporadność, z jaką przyjął jej niezobowiązujący komplement. Byłaby zaśmiała się, uśmiechnęła bardziej figlarnie, mrugnęła zimnym błękitnym oczkiem, gdyby nie nagła zadziwiająca zmiana zachodząca w kolorze jego włosów. Callisto być może zbyt nachalnie przypatrywała się im, rozumiejąc – jak się zdawało – że jest to przejaw jego niecodziennych umiejętności, czyżby to jedna z jego tajemnic, podana jej jak na tacy? Przemilczała tę zmianę taktownie, zachowując jednak w myślach starannie.
- Zaskakujesz na każdym kroku, lordzie Selwyn. Czasem jednak nie da się rozwikłać zagadki nawet po wielogodzinnych rozmyślaniach. – taniec mógł zakończyć się oklaskami, nie istniało w tym niebezpieczeństwo żadnej krzywdy. Ich partnerstwo jednak nosiło znamiona zbyt wielkiej sprzeczności, by wyjść z niego bez szwanku – w miarę jak ona miałaby topnieć, on gasłby w tym samym tempie. Zlaliby się w nudną, nieprawdziwą jedność nie będąc już wcale sobą. Mogło zwyciężyć jedno, albo oboje przegrają.
- Ma lord zupełną rację. Geniusz i szaleństwo nader często dzieli zatrważająco cienka granica. – będąc pilną studentką historii, Callisto znała przypadki, w których te dwie unikalne cechy przeplatały się ze sobą, nierzadko tworząc najbardziej wyraziste osobowości dekad, jeśli nie całych stuleci. – Jeśli jednak umysł jest tak wielką niewiadomą, jak tu być pewnym jego leczenia, gdy osłabnie? I tak, nie pomylił się lord. Dopiero zaczynam jednak pracę w Ministerstwie, nie mam jeszcze tak wielkiej styczności ze wspomnianymi przez lorda największymi przywarami ludzkiego rodzaju.
Jakkolwiek dobrze by się jej nie tańczyło i, ku jej własnemu zdziwieniu, także rozmawiało z Alexandrem, wciąż istniała ewentualność, że lady Adelaide wymierzała jej w ten sposób jakąś karę. Wraz z wypowiedzeniem przez niego kolejnych, pozornie nieznaczących słów, Callisto zaczęła wierzyć w niecne zamiary swatki ze zdwojoną siłą.
Piorun zdumienia przeszył twarz szlachcianki, zniekształcił jej neutralną minę. Wiedziała o Selwynie i jego upodobaniach to i owo, w myśl zasady, by znać swego wroga nieraz słyszała krytyki pod adresem jego skłonności do przebywania z mugolami, próbowania ich rozrywek, bratanie się z nimi w jeszcze inne niedorzeczne sposoby… jeśli mogło mu zależeć na opinii któregoś z jej braci, nie było wątpliwości, że to o Lycusa chodzi. Callisto odchrząknęła znacząco i z wielkim wysiłkiem przywołała na twarz z powrotem ugrzecznioną minkę.
- Nie wiedziałam, że lord zna się z Abraxasem. Nie ma jednak powodu do obaw, potrafi, częściej niż się wydaje, być wyrozumiały.
Dla świata Abraxas był wszak jedynym bratem lady Malfoy, poza nim miała tylko dwie siostry. I ziejącą wyrwę w sercu, ale o niej mówić nie wolno. Zaśmiała się więc perliście, jak przystało na radosną młodą damę, która nie wyniosła z domu żadnych trosk i dała się prowadzić w gładko płynącym z muzyką walcu. Zupełnie jak gdyby nie popełniła pomyłki. Zapatrzyła się, zamyśliła, zgubiła – zaledwie na krótką chwilę – w nieistniejącym świecie, gdzie mogłaby może rozważyć brak różnic między nimi. To nieuchwytne miejsce szybko znikło jej z oczu, gdy poczuła, jak Alexander traci równowagę. Zdana w zupełności na jego siłę, dotkliwie odczuwając, jak blisko siebie ją trzyma, by nie upadła, zacisnęła powieki czekając, aż nieco zwolnią. Dopiero wtedy wzięła głęboki oddech i możliwie dyskretnie rozejrzała się, by sprawdzić, ilu z widzów przypatrywało się tej pomyłce.
Być może zmniejszanie dystansu między nimi nie miało się opłacić, powinni pozostać osobno, a nie złączać się i pleść wokół siebie objęcia przeczące starym rodowym animozjom. Niektórym rzeczom, nawet gdyby chciała, nie warto się sprzeciwiać, a mimo to Callisto z wdzięcznością wsparła się na opiekuńczym ramieniu lorda Selwyna, zwalniając nieco, z gracją płynąc między innymi parami.
Jedynym, co – jak dotąd – mogłoby ich połączyć, była ambicja i zapał do rywalizacji. Także lady Malfoy, poczuwszy raz dreszcz emocji, wiedząc jednocześnie, że trudniejsze figury bardziej spodobają się oceniającej ich lady Nott, jakby wyzbyła się strachu. Jeśli udało im się, mimo tego, że tańczyli ze sobą po raz pierwszy, nie upaść, może warto spróbować jeszcze raz?
- Ryzykant? – Callisto, gdy to jej pozostawiano decyzje, postępowała zwykle zachowawczo. Nie podejmowała niepotrzebnego ryzyka, nie narażała nawet w najmniejszym odłamku swojej reputacji czy wcześniejszych starań. – Jak intrygująco.
Niemal rozbawiła ją nieporadność, z jaką przyjął jej niezobowiązujący komplement. Byłaby zaśmiała się, uśmiechnęła bardziej figlarnie, mrugnęła zimnym błękitnym oczkiem, gdyby nie nagła zadziwiająca zmiana zachodząca w kolorze jego włosów. Callisto być może zbyt nachalnie przypatrywała się im, rozumiejąc – jak się zdawało – że jest to przejaw jego niecodziennych umiejętności, czyżby to jedna z jego tajemnic, podana jej jak na tacy? Przemilczała tę zmianę taktownie, zachowując jednak w myślach starannie.
- Zaskakujesz na każdym kroku, lordzie Selwyn. Czasem jednak nie da się rozwikłać zagadki nawet po wielogodzinnych rozmyślaniach. – taniec mógł zakończyć się oklaskami, nie istniało w tym niebezpieczeństwo żadnej krzywdy. Ich partnerstwo jednak nosiło znamiona zbyt wielkiej sprzeczności, by wyjść z niego bez szwanku – w miarę jak ona miałaby topnieć, on gasłby w tym samym tempie. Zlaliby się w nudną, nieprawdziwą jedność nie będąc już wcale sobą. Mogło zwyciężyć jedno, albo oboje przegrają.
- Ma lord zupełną rację. Geniusz i szaleństwo nader często dzieli zatrważająco cienka granica. – będąc pilną studentką historii, Callisto znała przypadki, w których te dwie unikalne cechy przeplatały się ze sobą, nierzadko tworząc najbardziej wyraziste osobowości dekad, jeśli nie całych stuleci. – Jeśli jednak umysł jest tak wielką niewiadomą, jak tu być pewnym jego leczenia, gdy osłabnie? I tak, nie pomylił się lord. Dopiero zaczynam jednak pracę w Ministerstwie, nie mam jeszcze tak wielkiej styczności ze wspomnianymi przez lorda największymi przywarami ludzkiego rodzaju.
Jakkolwiek dobrze by się jej nie tańczyło i, ku jej własnemu zdziwieniu, także rozmawiało z Alexandrem, wciąż istniała ewentualność, że lady Adelaide wymierzała jej w ten sposób jakąś karę. Wraz z wypowiedzeniem przez niego kolejnych, pozornie nieznaczących słów, Callisto zaczęła wierzyć w niecne zamiary swatki ze zdwojoną siłą.
Piorun zdumienia przeszył twarz szlachcianki, zniekształcił jej neutralną minę. Wiedziała o Selwynie i jego upodobaniach to i owo, w myśl zasady, by znać swego wroga nieraz słyszała krytyki pod adresem jego skłonności do przebywania z mugolami, próbowania ich rozrywek, bratanie się z nimi w jeszcze inne niedorzeczne sposoby… jeśli mogło mu zależeć na opinii któregoś z jej braci, nie było wątpliwości, że to o Lycusa chodzi. Callisto odchrząknęła znacząco i z wielkim wysiłkiem przywołała na twarz z powrotem ugrzecznioną minkę.
- Nie wiedziałam, że lord zna się z Abraxasem. Nie ma jednak powodu do obaw, potrafi, częściej niż się wydaje, być wyrozumiały.
Dla świata Abraxas był wszak jedynym bratem lady Malfoy, poza nim miała tylko dwie siostry. I ziejącą wyrwę w sercu, ale o niej mówić nie wolno. Zaśmiała się więc perliście, jak przystało na radosną młodą damę, która nie wyniosła z domu żadnych trosk i dała się prowadzić w gładko płynącym z muzyką walcu. Zupełnie jak gdyby nie popełniła pomyłki. Zapatrzyła się, zamyśliła, zgubiła – zaledwie na krótką chwilę – w nieistniejącym świecie, gdzie mogłaby może rozważyć brak różnic między nimi. To nieuchwytne miejsce szybko znikło jej z oczu, gdy poczuła, jak Alexander traci równowagę. Zdana w zupełności na jego siłę, dotkliwie odczuwając, jak blisko siebie ją trzyma, by nie upadła, zacisnęła powieki czekając, aż nieco zwolnią. Dopiero wtedy wzięła głęboki oddech i możliwie dyskretnie rozejrzała się, by sprawdzić, ilu z widzów przypatrywało się tej pomyłce.
Być może zmniejszanie dystansu między nimi nie miało się opłacić, powinni pozostać osobno, a nie złączać się i pleść wokół siebie objęcia przeczące starym rodowym animozjom. Niektórym rzeczom, nawet gdyby chciała, nie warto się sprzeciwiać, a mimo to Callisto z wdzięcznością wsparła się na opiekuńczym ramieniu lorda Selwyna, zwalniając nieco, z gracją płynąc między innymi parami.
Jedynym, co – jak dotąd – mogłoby ich połączyć, była ambicja i zapał do rywalizacji. Także lady Malfoy, poczuwszy raz dreszcz emocji, wiedząc jednocześnie, że trudniejsze figury bardziej spodobają się oceniającej ich lady Nott, jakby wyzbyła się strachu. Jeśli udało im się, mimo tego, że tańczyli ze sobą po raz pierwszy, nie upaść, może warto spróbować jeszcze raz?
- Ryzykant? – Callisto, gdy to jej pozostawiano decyzje, postępowała zwykle zachowawczo. Nie podejmowała niepotrzebnego ryzyka, nie narażała nawet w najmniejszym odłamku swojej reputacji czy wcześniejszych starań. – Jak intrygująco.
Gość
Gość
The member 'Callisto Malfoy' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 91, 30
'k100' : 91, 30
Sadzawka
Szybka odpowiedź