Sadzawka
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sadzawka
Sadzawka mieszcząca się w głębi ogrodów latem olśniewa kolorami; zimą pozostaje mroczna, czarna i ponura. Jej taflę skuwa lód, a otaczające ją nagie drzewa uginające się od śniegu dodają scenerii gotyckiego romantyzmu. Przyprószone białym puchem zarośla z całą pewnością są dość wysokie, by znajdujący się tutaj goście pozostawali niezauważeni. W okolicach da się zaobserwować sporo ptactwa - głównie kaczek i łabędzi, ale najbardziej rozpoznawalny pozostaje paw uwielbiający puszyć się przed gośćmi.
To smutne lecz prawdziwe – jedno zgodne drgnięcie serc, choćby miało się z niego zrodzić szczere uczucie, nie wystarczy, by wpłynąć na układy kostniejące już od pokoleń. Napływ świeżej krwi mógł wzburzyć murszejące tkanki, przedziurawić obszary pozarastane blizną, ale z dobrej woli dwojga młodych głupich ludzi nigdy nie będzie jej dość, by wyżywić cały organizm. Taki jest porządek świata i tak już zostanie. Cenę za ten ład płacili jej przodkowie, walutą zaś była między innymi ona sama. Śliczna dwudziestodwuletnia kobieta, pełnokrwista, zupełnie zdolna do wesołości i żywa dziewczyna (czy ktokolwiek o zdrowych zmysłach użył kiedyś tego słowa, by opisać lady Malfoy widząc ją taką, jaką jest na co dzień?), a uwięziona w tym, co robić trzeba. Była to jednak niewola wielce komfortowa, Callisto nigdy nie chciała innego życia. Czy jednak było to szczere i świadome zadowolenie ze swej sytuacji, czy jedynie nieznajomość alternatyw – trudno powiedzieć.
Callisto chowała się za obojętnymi uwagami, celowo nie decydowała się na okazywanie swojej ekscytacji, zachwytów czy lęków. Brakowało w jej życiu bezpośrednich niebezpieczeństw – nie bywała w miejscach, gdzie ktoś mógłby ją napaść, nie rozmawiała z ludźmi, którzy mogliby ją oszukać i wykorzystać. Mężczyźni nader rzadko rozumieją, niestety, że kobieta także i w pieleszach salonowego życia naraża się nieustannie, jak choćby mogłaby zrobić to lady Malfoy dzieląc się ze swym partnerem czymś, co naprawdę mogło wypełniać jej myśli. Spod warstwy makijażu i pięknej sukienki nie było widać niczego, co mogłoby szlachciance spędzać z powiek sen – tymczasem Alexander, być może nawet nieświadomie, zdążył już nawiązać do jednej z największych jej trosk. Smutek odbijający się w oczach lorda Selwyna, jawny i wręcz wzruszający, Callisto niemal zaburzyła swą nienaganną postawę do walca, by zdobyć się na jakiś pocieszający gest, ten smutek wciąż nie mógł równać się z morzem rozpaczy, które chowała w sercu prosząc co rano, by nic nie przyniosło jej niszczącego sztormu.
Lady Malfoy nie znała rozpasania francuskich obyczajów, nie rozdawała wylewnie swoich sekretów razem z pocałunkiem w policzek na „dzień dobry”. Od wczesnego dzieciństwa świat miał przygotowane miejsce dla niej, które zajęła z dumą, poczuciem dobrze wypełnionej powinności. Podziały między ludźmi istniały od samego początku jej świadomości. Taki był jej świat, a równie głęboko zakorzenione poglądy trudno jest zmienić. Nie wystarczy odwaga ni siła, którymi musiał wykazać się Lycus odchodząc od swojej rodziny, wyrzekając się wieków historii, bogactwa i obyczajów. Nie wystarczyła siostrzana miłość, wciąż nakazująca jej teraz w myślach pytać o niego:
Jak mu się wiedzie? Jest zdrowy, szczęśliwy? Czy jeszcze pamięta o mnie, czy wspomina?
Alexander musiał najwyraźniej dobrze poznać jej brata, odkąd ten stracił prawo do pokrewieństwa z nią. I chociaż znał go pod innym nazwiskiem, Callisto była gotowa mu zazdrościć – minął koszmarnie długi czas odkąd rozmawiała z bratem bez obaw, czy ktoś ich zobaczy, zbyt długo odkąd patrzył na nią swoimi własnymi oczyma. Łączyły ich stare więzy krwi, a ona od dawna nie widziała już prawdziwej twarzy brata.
- Niech lord mi pozwoli przyznać się do czegoś. – powiedziała powoli, choć kroku już przyspieszyli oboje, a i jej serce nie zwalniało tempa. – Nie lubię na ogół podejmować ryzyka, trudno jednak jak nigdy jest oprzeć się pokusie.
Gdy muzyka zaczęła grać, a oni po raz pierwszy podali sobie ręce, była przekonana, że czeka ją powolna, niewprawna jazda i niezręczna cisza zwieńczona upadkiem na lód w chwili nieuwagi. Jakże zdziwiła się, gdy po tak krótkim czasie, polegając z niesamowitą pewnością wyłącznie na jego sile, wirowała półleżąca na lodzie partnerując Selwynowi w pokładzinach.
Callisto chowała się za obojętnymi uwagami, celowo nie decydowała się na okazywanie swojej ekscytacji, zachwytów czy lęków. Brakowało w jej życiu bezpośrednich niebezpieczeństw – nie bywała w miejscach, gdzie ktoś mógłby ją napaść, nie rozmawiała z ludźmi, którzy mogliby ją oszukać i wykorzystać. Mężczyźni nader rzadko rozumieją, niestety, że kobieta także i w pieleszach salonowego życia naraża się nieustannie, jak choćby mogłaby zrobić to lady Malfoy dzieląc się ze swym partnerem czymś, co naprawdę mogło wypełniać jej myśli. Spod warstwy makijażu i pięknej sukienki nie było widać niczego, co mogłoby szlachciance spędzać z powiek sen – tymczasem Alexander, być może nawet nieświadomie, zdążył już nawiązać do jednej z największych jej trosk. Smutek odbijający się w oczach lorda Selwyna, jawny i wręcz wzruszający, Callisto niemal zaburzyła swą nienaganną postawę do walca, by zdobyć się na jakiś pocieszający gest, ten smutek wciąż nie mógł równać się z morzem rozpaczy, które chowała w sercu prosząc co rano, by nic nie przyniosło jej niszczącego sztormu.
Lady Malfoy nie znała rozpasania francuskich obyczajów, nie rozdawała wylewnie swoich sekretów razem z pocałunkiem w policzek na „dzień dobry”. Od wczesnego dzieciństwa świat miał przygotowane miejsce dla niej, które zajęła z dumą, poczuciem dobrze wypełnionej powinności. Podziały między ludźmi istniały od samego początku jej świadomości. Taki był jej świat, a równie głęboko zakorzenione poglądy trudno jest zmienić. Nie wystarczy odwaga ni siła, którymi musiał wykazać się Lycus odchodząc od swojej rodziny, wyrzekając się wieków historii, bogactwa i obyczajów. Nie wystarczyła siostrzana miłość, wciąż nakazująca jej teraz w myślach pytać o niego:
Jak mu się wiedzie? Jest zdrowy, szczęśliwy? Czy jeszcze pamięta o mnie, czy wspomina?
Alexander musiał najwyraźniej dobrze poznać jej brata, odkąd ten stracił prawo do pokrewieństwa z nią. I chociaż znał go pod innym nazwiskiem, Callisto była gotowa mu zazdrościć – minął koszmarnie długi czas odkąd rozmawiała z bratem bez obaw, czy ktoś ich zobaczy, zbyt długo odkąd patrzył na nią swoimi własnymi oczyma. Łączyły ich stare więzy krwi, a ona od dawna nie widziała już prawdziwej twarzy brata.
- Niech lord mi pozwoli przyznać się do czegoś. – powiedziała powoli, choć kroku już przyspieszyli oboje, a i jej serce nie zwalniało tempa. – Nie lubię na ogół podejmować ryzyka, trudno jednak jak nigdy jest oprzeć się pokusie.
Gdy muzyka zaczęła grać, a oni po raz pierwszy podali sobie ręce, była przekonana, że czeka ją powolna, niewprawna jazda i niezręczna cisza zwieńczona upadkiem na lód w chwili nieuwagi. Jakże zdziwiła się, gdy po tak krótkim czasie, polegając z niesamowitą pewnością wyłącznie na jego sile, wirowała półleżąca na lodzie partnerując Selwynowi w pokładzinach.
Gość
Gość
The member 'Callisto Malfoy' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 85, 61
'k100' : 85, 61
Chociaż zamiarem wcześniejszej figury był odwrócenie uwagi, ta się na nich niespodziewanie nadmiernie skupiła. Adrien uśmiechnął się, a przy tym delikatnie skinął głową pozwalając by nieme proszę zawisło między nimi. Czas płynął, a oni zdawali się to robić wraz z nim stawiając kroki-ślizgi w rytm wygrywanej melodii.
Coś jednak w pewnym momencie poszło nie tak. Czy to przez to, że czując na sobie spojrzenia chcieli wypaść ponad oczekiwania innych, czy też swoje własne? Czy to też może jeden nieostrożny krok, chwila w której ząbki łyżwy wgryzły się w lód zbyt mocno, a może zamyślenie Carrowa...? Trudno powiedzieć co się dokładnie stało, lecz figura do której się przymierzali wypadła katastrofalnie. Lucinda upadła sprawiając, ze uzdrowicielowi serce na chwilkę zamarło, a na jego twarzy wymalowała się szczera troska i przestrach.
- Jest lady cała...? - wyciągnął ku niej dłoń ze skruchą wiedząc, że nieodpowiednio ją zaasekurował. Prawdopodobnie z tego właśnie powodu, gdy sunęli po lodzie zdecydował się poprowadzić swoją partnerkę do kolejnej dającej jej więcej swobody indywidualnego ruchu - odwracanki.
Coś jednak w pewnym momencie poszło nie tak. Czy to przez to, że czując na sobie spojrzenia chcieli wypaść ponad oczekiwania innych, czy też swoje własne? Czy to też może jeden nieostrożny krok, chwila w której ząbki łyżwy wgryzły się w lód zbyt mocno, a może zamyślenie Carrowa...? Trudno powiedzieć co się dokładnie stało, lecz figura do której się przymierzali wypadła katastrofalnie. Lucinda upadła sprawiając, ze uzdrowicielowi serce na chwilkę zamarło, a na jego twarzy wymalowała się szczera troska i przestrach.
- Jest lady cała...? - wyciągnął ku niej dłoń ze skruchą wiedząc, że nieodpowiednio ją zaasekurował. Prawdopodobnie z tego właśnie powodu, gdy sunęli po lodzie zdecydował się poprowadzić swoją partnerkę do kolejnej dającej jej więcej swobody indywidualnego ruchu - odwracanki.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 42, 1
'k100' : 42, 1
| Moira Rowle | łyżwiarstwo - 0 | taniec balowy - I | spostrzegawczość - I | kłamstwo - I |
Między miłością a nienawiścią była bardzo cienka granica. Jedno czasem do złudzenia mogło przypominać drugie, zatraciwszy się w ekspresywności i zażyłości każdej z towarzyszących im emocji. Balansowaliśmy na pograniczu tych dwóch, niczym para akrobatów na linie, czasem wychyliwszy się raz w jedną, raz w drugą stronę. W chwili wykonywania piruetu naprawdę się bałam, strach minął dopiero wtedy, gdy znów płozy moich łyżew dotknęły lodowej tafli. Odetchnęłam cicho z ulgą, szczęśliwa, że jak na razie moje zmęczone nogi mnie jeszcze nie zawiodły. Nim wróciłam w objęcia Magnusa przybrałam znów neutralny wyraz twarzy, lekko zadowolony wręcz. Mój mąż wykazywał jednak jakieś skoordynowanie ruchów, na tyle dobre, żeby nie wytykano nas palcami w czasie przerzucania się prześmiewczymi uwagami. Starał się, a ja umiałam to docenić. Może teraz za bardzo rozbuchane hormony też dawały się we znaki, ale zamiast zadrzeć głowę i obrzucić go chłodnym spojrzeniem uśmiechnęłam się lubieżnie, wwiercając się wzrokiem przez oczy prosto w jego duszę.
- Może? - zapytałam, przeciągając lekko samogłoski. Uwielbiałam te podchody, to jak doprowadzaliśmy się wzajemnie na skraj wytrzymałości nerwowej, jak to raz zmienialiśmy się w nieustępliwe skały, to znów w plastyczną glinę, którą drugie mogło kształtować podług woli. Nie muszę chyba zaznaczać, że na rzeźbieniu lepiej znałam się ja. Jednak kiedy Magnus nachylił się ku mnie poczułam przyspieszone bicie serca w piersi; znalazłam właśnie jeszcze jeden powód, dla którego powrót do domu stał się numerem jeden na liście moich priorytetów. Niech ten cały sabat pochłonie pożoga, mi wystarczy teraz tylko uwielbienie mego męża. - Wszystko ma swoją cenę, kochanie, doskonale to wiem - położyłam nacisk na pieszczotliwe słowo, otumaniona zapachem jego wody kolońskiej, gdy tak szeptał milimetry od mych ust. Była to jednak chwila - jak za pstryknięciem palców rozmarzone spojrzenie zastąpione zostało drapieżnym błyskiem. - Pamiętaj, że to działa w obie strony - najpierw reparacje, luby. Jego dłoń sunęła po moim ciele, a kiedy wypuścił mnie z objęć ledwo zamaskowałam na mym obliczu niezadowolenie i złość. Musiałam jednak pamiętać, że znajdujemy się w takim, a nie innym miejscu, oraz że oczekiwane są ode mnie pewne konkretne zachowania. Oddychałam więc pełną piersią mroźnym, oczyszczającym głowę powietrzem, gdy tańczyliśmy razem, a jednak osobno. Raz po raz spoglądałam w kierunku Magnusa, a choć na twarzy miałam uprzejmą maskę szlachcianki, moje oczy zdradzały kryjącą się za nimi diablicę.
Między miłością a nienawiścią była bardzo cienka granica. Jedno czasem do złudzenia mogło przypominać drugie, zatraciwszy się w ekspresywności i zażyłości każdej z towarzyszących im emocji. Balansowaliśmy na pograniczu tych dwóch, niczym para akrobatów na linie, czasem wychyliwszy się raz w jedną, raz w drugą stronę. W chwili wykonywania piruetu naprawdę się bałam, strach minął dopiero wtedy, gdy znów płozy moich łyżew dotknęły lodowej tafli. Odetchnęłam cicho z ulgą, szczęśliwa, że jak na razie moje zmęczone nogi mnie jeszcze nie zawiodły. Nim wróciłam w objęcia Magnusa przybrałam znów neutralny wyraz twarzy, lekko zadowolony wręcz. Mój mąż wykazywał jednak jakieś skoordynowanie ruchów, na tyle dobre, żeby nie wytykano nas palcami w czasie przerzucania się prześmiewczymi uwagami. Starał się, a ja umiałam to docenić. Może teraz za bardzo rozbuchane hormony też dawały się we znaki, ale zamiast zadrzeć głowę i obrzucić go chłodnym spojrzeniem uśmiechnęłam się lubieżnie, wwiercając się wzrokiem przez oczy prosto w jego duszę.
- Może? - zapytałam, przeciągając lekko samogłoski. Uwielbiałam te podchody, to jak doprowadzaliśmy się wzajemnie na skraj wytrzymałości nerwowej, jak to raz zmienialiśmy się w nieustępliwe skały, to znów w plastyczną glinę, którą drugie mogło kształtować podług woli. Nie muszę chyba zaznaczać, że na rzeźbieniu lepiej znałam się ja. Jednak kiedy Magnus nachylił się ku mnie poczułam przyspieszone bicie serca w piersi; znalazłam właśnie jeszcze jeden powód, dla którego powrót do domu stał się numerem jeden na liście moich priorytetów. Niech ten cały sabat pochłonie pożoga, mi wystarczy teraz tylko uwielbienie mego męża. - Wszystko ma swoją cenę, kochanie, doskonale to wiem - położyłam nacisk na pieszczotliwe słowo, otumaniona zapachem jego wody kolońskiej, gdy tak szeptał milimetry od mych ust. Była to jednak chwila - jak za pstryknięciem palców rozmarzone spojrzenie zastąpione zostało drapieżnym błyskiem. - Pamiętaj, że to działa w obie strony - najpierw reparacje, luby. Jego dłoń sunęła po moim ciele, a kiedy wypuścił mnie z objęć ledwo zamaskowałam na mym obliczu niezadowolenie i złość. Musiałam jednak pamiętać, że znajdujemy się w takim, a nie innym miejscu, oraz że oczekiwane są ode mnie pewne konkretne zachowania. Oddychałam więc pełną piersią mroźnym, oczyszczającym głowę powietrzem, gdy tańczyliśmy razem, a jednak osobno. Raz po raz spoglądałam w kierunku Magnusa, a choć na twarzy miałam uprzejmą maskę szlachcianki, moje oczy zdradzały kryjącą się za nimi diablicę.
I show not your face but your heart's desire
The member 'Ain Eingarp' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 87
--------------------------------
#2 'k100' : 37
#1 'k100' : 87
--------------------------------
#2 'k100' : 37
Na początku szło im całkiem dobrze. Powiedziałaby nawet, że aż za dobrze i w końcu musiało się stać coś co przypomniałoby jej iż jeżdżenie na łyżwach, tańczenie na nich jest jednak trudną sztuką, a nie zwykłym tańcem. Lecąc w dół zdążyła tylko przymknąć oczy. Uderzenie o lód bolało i wiedziała to bez jeżdżenia na łyżwach. Choć zima w Londynie nie była zbytnio sroga i było w niej więcej deszczu niżeli śniegu to Lucinda wystarczając dużo podróżowała by znać na wylot ból zetknięcia się ze śliskim podłożem. Otworzyła oczy i szybko rozejrzała się po wszystkich zaraz spoglądając już tylko na swojego partnera. - Tak, tak – odparła, a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech. Prawdopodobnie nie mogła uniknąć czerwonego rumieńca na twarzy bo choć takie rzeczy już jej się wcześniej zdarzały to jednak tutaj to była całkowicie inna sprawa. - To tylko lód, wszystko w porządku. – dodała poprawiając sukienkę, która prawdopodobnie już i tak nie prezentowała się zbytnio idealnie. Nie zależało jej przecież na tym aż tak bardzo. Nawet z zaliczonym upadkiem… bawiła się całkiem dobrze chociaż nie chciałaby już tego ponownie powtórzyć. Trochę niepewnie zrobiła kolejny krok, ale ten kto nie upada też nigdy się nie podnosi, prawda?
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Lucinda Selwyn' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 49
--------------------------------
#2 'k100' : 84
#1 'k100' : 49
--------------------------------
#2 'k100' : 84
Jak się okazało, sytuacja na lodowisku bywała bardzo przewrotna i zmienna. Pary, które jeszcze kilka chwil temu cieszyły się uznaniem popełniały błędy, a spojrzenie lady Nott przykuwały popisy innych uczestników. Odwracanka okazała się pechowa dla aż trzech par, którym nie udało się wykonać tej figury poprawnie. Wielkim zaskoczeniem było dla wszystkich nagłe potknięcie i upadek Flaviena, który wraz z Fantine od samego początku zdawał się być faworytem lady Nott. Upadku nie uniknął też William Fawley, również próbujący z małżonką Cressidą podołać trudnej figurze odwracanki. Obaj mężczyźni podczas nieudanego obrotu wylądowali na lodzie.
W tej turze wyjątkowym zaskoczeniem był też wyjątkowo udany taniec na lodzie dwójki najmłodszych uczestników, Marine i Titusa, którzy najbardziej wyróżnili się na tle wszystkich par i przyciągnęli najwięcej spojrzeń. Ale Fantine i Flavien jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa, lady Nott i reszta widowni wciąż z niecierpliwością czekali na ich popis w ostatniej, decydującej części zabawy. Kolejne trzy pary, które również pokazały bardzo udany występ - Evandra i Tristan, Inara i Percival oraz Callisto i Alexander, także mieli duże szanse na zwycięstwo.
Niestety zarówno Ulla, jak i jej partner Cedric w tej kolejce wywrócili się na lodzie i nie udało im się wykonać tanecznej figury.
Wyniki:
Wynik 0 w rubryczce "Wynik" oznacza że para nie osiągnęła wymaganego ST na wykonanie wybranej figury.
| Na odpis macie 48 godzin, zasady i figury znajdują się tutaj.
W tej turze wyjątkowym zaskoczeniem był też wyjątkowo udany taniec na lodzie dwójki najmłodszych uczestników, Marine i Titusa, którzy najbardziej wyróżnili się na tle wszystkich par i przyciągnęli najwięcej spojrzeń. Ale Fantine i Flavien jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa, lady Nott i reszta widowni wciąż z niecierpliwością czekali na ich popis w ostatniej, decydującej części zabawy. Kolejne trzy pary, które również pokazały bardzo udany występ - Evandra i Tristan, Inara i Percival oraz Callisto i Alexander, także mieli duże szanse na zwycięstwo.
Niestety zarówno Ulla, jak i jej partner Cedric w tej kolejce wywrócili się na lodzie i nie udało im się wykonać tanecznej figury.
Wyniki:
L.p. | Para | Figura | Wynik | Wynik ogólny |
1. | Marine Lestrange i Titus Ollivander | Opiekuńcze ramię (ST 35) | 19,2 | 55 |
2. | Fantine Rosier i Flavien Lestrange | Odwracanka (ST 40) | -5 | 51,6 |
3. | Evandra Rosier i Tristan Rosier | Wymijanka (ST 35) | 24 | 51,4 |
4. | Inara Nott i Percival Nott | Koszmar przyzwoitki (ST 50) | 14,4 | 49,1 |
5. | Callisto Malfoy i Alexander Selwyn | Pokładziny (ST 40) | 19 | 48,9 |
6. | Cressida Fawley i William Fawley | Odwracanka (ST 40) | -5 | 33,2 |
7. | Liliana Yaxley i Quentin Burke | Razem, a jednak osobno (ST 20) | 9,3 | 29,3 |
8. | Moira Rowle i Magnus Rowle | Razem, a jednak osobno (ST 20) | 1,6 | 24,95 |
9. | Rosalie Yaxley i Cyneric Yaxley | Razem, a jednak osobno (ST 20) | 9,3 | 22,1 |
10. | Lucinda Selwyn i Adrien Carrow | Odwracanka (ST 40) | 0 | 20,5 |
11. | Ulla Nott i Cedric Bulstrode | - | -5 | -2,6 |
Wynik 0 w rubryczce "Wynik" oznacza że para nie osiągnęła wymaganego ST na wykonanie wybranej figury.
| Na odpis macie 48 godzin, zasady i figury znajdują się tutaj.
Evandra stanowiła pewien kontrast na tle większości młodych panien ze szlacheckich rodzin. Miała w sobie wrażliwość i żar, który tlił się w jej smukłym ciele, topiąc beznamiętność oraz powagę, gdyż w tych nie zawsze było jej do twarzy. Była zdecydowanie zbyt młoda, aby ulec zgorzknieniu.
Jedna z wielu chciała dodać, ale tak naprawdę było to zbędne. Wiedział o tym. Musiał, skoro tak uparcie starał się o jej rękę. Nie wierzyła w przypadki, zbiegi okoliczności. Nie było na świecie przeznaczenia, ono istniało wyłącznie w starych tomiszczach zapisanych historiami wyssanymi z palca. Wybrał ją z jakiegoś konkretnego powodu. Nie zrezygnował pomimo odtrącenia również mając w tym swój cel. Jaki? Nie chciała wnikać. Teraz, kiedy złożyli sobie nawzajem małżeńskie śluby, kiedy miało przyjść na świat ich dziecko, nie miało to najmniejszego znaczenia.
Ku zaskoczeniu samej siebie musiała w końcu otwarcie przyznać, że im dłużej miała łyżwy na nogach, tym pewniej czuła się w tańcu na lodzie. Zaczęła się zacierać granica pomiędzy parkietem, a taflą zamarzniętej wody.
- Lordzie - odparła, dopełniając figurę, która wzbudziła zachwyt w widzach. Nie umknęło jej uwadze to, że podczas kiedy im wychodziło wszystko bez trudu, Flavian wywinął orła. Żywiła nadzieję, iż Różyczka swoją śliczną aparycją oraz lekkością ruchów zdoła jeszcze przykuć uwagę lady Nott na tyle długo, aż ta zapomni o ich - jako pary - potknięciu.
- Zaszalejmy - szepnęła. Delikatne usta Evandry dotknęły zimnego polika Rosiera. Nie tak się umawiali. Ich taniec na lodzie zakończyć miało eleganckie, stateczne sunięcie bądź pełen gracji spacer w niebiosach, jednakże lady Rosier zapragnęła pójść za ciosem. Wykorzystać dobrą passę, zatrzymać przy sobie uśmiech losu jeszcze na te ułamki sekund. Uciekła objęciom męża, ale jednocześnie nie pozwoliła, aby ich splecione dłonie zostały rozerwane. W spojrzeniu kryła się sugestia, dlatego kiedy Tristan odepchnął się łyżwą gotowy obrócić się w miejscu, wygięła swoje ciało w lekki, ale wciąż wyraźnie zarysowany łuk odpowiedni pokładzinom i z wilą gracją niemalże dotknęła tafli wirując w tej bliższej prawdzie niż samej poezji metaforycznej figurze.
Ten wieczór nie mógł skończyć się lepiej.
Jedna z wielu chciała dodać, ale tak naprawdę było to zbędne. Wiedział o tym. Musiał, skoro tak uparcie starał się o jej rękę. Nie wierzyła w przypadki, zbiegi okoliczności. Nie było na świecie przeznaczenia, ono istniało wyłącznie w starych tomiszczach zapisanych historiami wyssanymi z palca. Wybrał ją z jakiegoś konkretnego powodu. Nie zrezygnował pomimo odtrącenia również mając w tym swój cel. Jaki? Nie chciała wnikać. Teraz, kiedy złożyli sobie nawzajem małżeńskie śluby, kiedy miało przyjść na świat ich dziecko, nie miało to najmniejszego znaczenia.
Ku zaskoczeniu samej siebie musiała w końcu otwarcie przyznać, że im dłużej miała łyżwy na nogach, tym pewniej czuła się w tańcu na lodzie. Zaczęła się zacierać granica pomiędzy parkietem, a taflą zamarzniętej wody.
- Lordzie - odparła, dopełniając figurę, która wzbudziła zachwyt w widzach. Nie umknęło jej uwadze to, że podczas kiedy im wychodziło wszystko bez trudu, Flavian wywinął orła. Żywiła nadzieję, iż Różyczka swoją śliczną aparycją oraz lekkością ruchów zdoła jeszcze przykuć uwagę lady Nott na tyle długo, aż ta zapomni o ich - jako pary - potknięciu.
- Zaszalejmy - szepnęła. Delikatne usta Evandry dotknęły zimnego polika Rosiera. Nie tak się umawiali. Ich taniec na lodzie zakończyć miało eleganckie, stateczne sunięcie bądź pełen gracji spacer w niebiosach, jednakże lady Rosier zapragnęła pójść za ciosem. Wykorzystać dobrą passę, zatrzymać przy sobie uśmiech losu jeszcze na te ułamki sekund. Uciekła objęciom męża, ale jednocześnie nie pozwoliła, aby ich splecione dłonie zostały rozerwane. W spojrzeniu kryła się sugestia, dlatego kiedy Tristan odepchnął się łyżwą gotowy obrócić się w miejscu, wygięła swoje ciało w lekki, ale wciąż wyraźnie zarysowany łuk odpowiedni pokładzinom i z wilą gracją niemalże dotknęła tafli wirując w tej bliższej prawdzie niż samej poezji metaforycznej figurze.
Ten wieczór nie mógł skończyć się lepiej.
Gość
Gość
The member 'Evandra Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 76, 75
'k100' : 76, 75
- Lady - odpowiedział skinięciem głowy, kiedy kącik jego ust uniósł się nieco wyżej, kiedy poczuł muśnięcie jej delikatnych ust; zacisnął dłoń mocniej na jej palcach, być może nieco zbyt mocno, ale wszystko to czynił wyłącznie dla jej bezpieczeństwa; dostrzegał jej gesty i rozumiał jej ruchy, mając zamiar wprowadzić ją w wir pokładzin. Alkohol szumiący w tętnicy zapewniał, że to doskonały pomysł, bo choć w istocie zdawało mu się, że nie potrafił przypomnieć sobie, jak poprawnie wykonywać ruchy pozwalające na bezpieczne ślizganie się na tafli lodu, to im dłużej trwała zabawa, tym lepiej im ona wychodziła. Gracja, powab i naturalny nieludzki wszak czar Evandry odgrywały pierwsze skrzypce, on musiał za nią tylko nadążyć, poprowadzić w taniec męskim ramieniem, dać oparcie - to ona zbierała uwagę i wzbudzała zachwyt. Nie pouczał jej, że powinna trzymać się mocno, bo wiedział, że sam nie pozwoli jej się puścić; jeszcze nim wygięła ciało w łuk puścił ją na moment, przesuwając dłoń na jej nadgarstek, gdzie mógł uchwycić ją silniejszym, bardziej stanowczym uściskiem. Podtrzymał jeszcze jej spojrzenie, porozumiewawczo, wsłuchując się w rytm muzyki - z zamiarem zschynronizowania się z melodią i ruchami jej ciała, jej gotowością; wydawało się, że figura była jednak bardziej wymagająca dla niej, a jednak, Evandra zdawała się radzić sobie z niebywałą łatwością. Obniżył swoją pozycję, oddalając się od małżonki i pociągnął ją w wir, uważnie obserwując kształt jej ciała, gibkość ruchów, pod wpływem alkoholu nieco zapominając o tym, jak niebezpieczna może być ta pozycja ze względu na nisko trzymaną głowę. Po kilku obrotach uniósł silne ramię w górę - z ostrożnością pomagając jej przybrać pozycję pionową i ciągnąc wprost w swoje ramiona, to miał być już koniec - wielki finał wykonany w wielkim stylu.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 4, 12
'k100' : 4, 12
Kaleczenie rytmu i nieskoordynowane ruchy musiała mu wybaczyć - podobnie jak czułą kpinę, jaką otulał ją hojnie, zamglonym wzrokiem wodząc po jej twarzy. Błyszczała najpiękniej, znakomicie odwracała uwagę od jego pokracznych ślizgów i wśród tego całego, nieznośnego blichtru pozostawała niezaprzeczalnie sobą. Magnus oblizał spierzchnięte od mrozu wargi, choć w odruchowy gest włożył nieco lubieżności, nie mogąc powstrzymać się przed najprostszą z prowokacji, skoro Moira znajdowała się tuż obok. Mógł powtarzać z nią ten taniec w nieskończoność, aczkolwiek jeszcze nigdy nie mieli przed sobą tak dużej i uważnej publiczności. Osiągnęli już wprawę, dokazywanie przy rodzinnych obiadach wymagało precyzji i skupienia, lecz debiut na świeczniku mimo przygotowań okazał się przytłaczający. Figurowa jazda nie okazała się całkowitą klapą - zapewne przez szeptane sugestie słodkiej żony - i Magnus z zapałem kontynuował taniec, ostrożnie stawiając łyżwę za łyżwą, czując się nieco pewniej, odkąd prowadzenie żony przychodziło mu względnie łatwo. Nigdy nie brał jej na żaden wybieg z obróżką na szyi, ale kontrola ciała nie była mu zupełnie obca.
-Może - powtórzył za nią, głośniej, dosadniej, stanowczo. Ostatnie słowo zawsze należało do niego, chyba że łaskawie zdecydował się jej je podarować. Nie tym razem, rozsierdziła go i sprowokowała, więc nie zamierzał udawać dobrego mężusia. Takiego mogła szukać wśród Fawleyów tudzież innych rozpieszczonych paniczyków, od których Magnus różnił się jak ogień od wody. Pozwalanie jej na wszystko musiało skończyć się źle i Rowle prędko wyczuł pismo nosem. Odkąd Moira stała się brzemienna i powiadomiła go, że narodzi mu się syn, zaczęła myśleć, że może więcej, niż leżało w jej kompetencjach, zatem za ukrócanie jej niedorzecznych fantazji, mężczyzna powinien brać się jak najprędzej. Zwlekał jednak, z czystej przekory, z ciekawości, jak długo zdoła przeciągnąć jego cierpliwość, czerpiąc sporą satysfakcję z ich domowych potyczek. Na lodzie nie umiał odstawić ich na bok, podtrzymywał gardę i wymierzał ciosy, choć nieco łagodniej: odnalazł w kompromisie złoty środek, zadowalający go wcale nie tylko połowicznie. Szczęście Moiry w gruncie rzeczy przekładało się na jego samopoczucie, ale wolał udawać obojętnego, sunąc tuż przy ramieniu swej żony i racząc ją drwiącym uśmiechem.
-A cóż takiego się stanie, jeśli jej nie zapłacę? - uniósł lekko brwi, jakby zachęcając do rzucenia uroczą obelgą, za którą zdążył już zatęsknić. Język jego żony z pewnością nie należał do damy, ale przynajmniej prezentowała się nieskazitelnie. Także w ciąży. Wielki brzuch nie stanowił wielkiego problemu, wciąż spał razem z nią, a wiedział, iż lordowie mają w nawyku oddalanie swoich ciężarnych małżonek do czasu rozwiązania.
-I tak dostanę od ciebie to, czego zapragnę, a jeśli nie, to po prostu to sobie wezmę - zniżył głos, chwytając ją za lewą rękę i dając jej pierwszeństwo przy wykonywaniu łabądka, gdzie akurat to on stanowił dodatek i ewentualne oparcie dla lady. Moira wiedziała, że Magnus nie żartuje, zaś Rowle wiedział, że nawet w tym ostrym tonie nie pobrzmiewała groźba, a zachęta.
-Może - powtórzył za nią, głośniej, dosadniej, stanowczo. Ostatnie słowo zawsze należało do niego, chyba że łaskawie zdecydował się jej je podarować. Nie tym razem, rozsierdziła go i sprowokowała, więc nie zamierzał udawać dobrego mężusia. Takiego mogła szukać wśród Fawleyów tudzież innych rozpieszczonych paniczyków, od których Magnus różnił się jak ogień od wody. Pozwalanie jej na wszystko musiało skończyć się źle i Rowle prędko wyczuł pismo nosem. Odkąd Moira stała się brzemienna i powiadomiła go, że narodzi mu się syn, zaczęła myśleć, że może więcej, niż leżało w jej kompetencjach, zatem za ukrócanie jej niedorzecznych fantazji, mężczyzna powinien brać się jak najprędzej. Zwlekał jednak, z czystej przekory, z ciekawości, jak długo zdoła przeciągnąć jego cierpliwość, czerpiąc sporą satysfakcję z ich domowych potyczek. Na lodzie nie umiał odstawić ich na bok, podtrzymywał gardę i wymierzał ciosy, choć nieco łagodniej: odnalazł w kompromisie złoty środek, zadowalający go wcale nie tylko połowicznie. Szczęście Moiry w gruncie rzeczy przekładało się na jego samopoczucie, ale wolał udawać obojętnego, sunąc tuż przy ramieniu swej żony i racząc ją drwiącym uśmiechem.
-A cóż takiego się stanie, jeśli jej nie zapłacę? - uniósł lekko brwi, jakby zachęcając do rzucenia uroczą obelgą, za którą zdążył już zatęsknić. Język jego żony z pewnością nie należał do damy, ale przynajmniej prezentowała się nieskazitelnie. Także w ciąży. Wielki brzuch nie stanowił wielkiego problemu, wciąż spał razem z nią, a wiedział, iż lordowie mają w nawyku oddalanie swoich ciężarnych małżonek do czasu rozwiązania.
-I tak dostanę od ciebie to, czego zapragnę, a jeśli nie, to po prostu to sobie wezmę - zniżył głos, chwytając ją za lewą rękę i dając jej pierwszeństwo przy wykonywaniu łabądka, gdzie akurat to on stanowił dodatek i ewentualne oparcie dla lady. Moira wiedziała, że Magnus nie żartuje, zaś Rowle wiedział, że nawet w tym ostrym tonie nie pobrzmiewała groźba, a zachęta.
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Magnus Rowle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 79
--------------------------------
#2 'k100' : 28
#1 'k100' : 79
--------------------------------
#2 'k100' : 28
Sadzawka
Szybka odpowiedź