Sadzawka
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sadzawka
Sadzawka mieszcząca się w głębi ogrodów latem olśniewa kolorami; zimą pozostaje mroczna, czarna i ponura. Jej taflę skuwa lód, a otaczające ją nagie drzewa uginające się od śniegu dodają scenerii gotyckiego romantyzmu. Przyprószone białym puchem zarośla z całą pewnością są dość wysokie, by znajdujący się tutaj goście pozostawali niezauważeni. W okolicach da się zaobserwować sporo ptactwa - głównie kaczek i łabędzi, ale najbardziej rozpoznawalny pozostaje paw uwielbiający puszyć się przed gośćmi.
The member 'Inara Nott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 23
--------------------------------
#2 'k100' : 16
#1 'k100' : 23
--------------------------------
#2 'k100' : 16
Wszystko działo się niezwykle szybko. Konwersacja, założenie łyżew, rozpoczęcie tańca. Zbieżność losu, któremu prawdopodobnie dopomogła sama lady Nott, był nadzwyczajny. Nie przypuszczałbym, że ze wszystkich szlachetnych dam to właśnie Fantine okaże się być towarzyszką mojej, jak sądziłem, niedoli. Nie byłem wyborowym tancerzem, łyżwiarzem jeszcze gorszym, ale lubiłem również ryzyko oraz dobrą zabawę. Szybko okazało się, że to nie dostojne pląsy na lodzie będą moim największym wyzwaniem, a samo przebywanie z uroczą Różą ogrodów Rosierów. Nasza specyficzna, niejasna relacja utrzymywana w tajemnica jedynie przez nas dwoje, bo nie wiedziałem, że troje, nie poprawiała mojego samopoczucia. Ono było całkiem niezłe, przynajmniej dopóki nie poczułem ścisku w żołądku, typowego dla uczucia tremy. Miałem wątpliwości, czy podołam zadaniu zadowolenia akurat tej konkretnej arystokratki. Z jednej strony to dobrze, że nie zadowalała się byle czym, z drugiej wolałbym uczestniczyć w konkursie bez przesadnej presji, mogącej mieć odwrotny skutek do zamierzonego. Bez względu na wszystko, na każdą jedną wątpliwość, zamierzałem dać z siebie wszystko. Z wielu różnych powodów.
Uśmiechnąłem się pozornie neutralnie słysząc wydźwięk komplementu zarówno dla siebie samej jak i dla mnie. Wyborne posunięcie, chyba sam nie wpadłbym na podobną odpowiedź. Tym bardziej mi się ona spodobała.
- Nie ośmielę się zaprzeczyć – odpowiedziałem więc w podobnym tonie, kiedy puściłem już dłoń Fantine. Także i ja nie chciałem odwracać od niej wzroku, wyglądała w każdym calu zjawiskowo. Wspaniale bogata suknia, równie wytworne ozdoby, idealnie upięte, lśniące włosy oraz idealnie podkreślona krągłość ust robiły wrażenie, na pewno nie tylko na mnie. Było coś denerwującego w przerwaniu kontaktu wzrokowego, ale niestety było to konieczne. Nie przyszliśmy tu po to, by rozmawiać na lodzie. I nie było w tym nic przyzwoitego, to wpatrywanie się sobie w oczy przez długie chwile, dłuższe niż wypadało, mogło wzbudzić zgorszenie. Co dziwniejsze, tak myśl spodobała mi się na tyle, że postanowiłem wpatrywać się w Rosierównę kiedy to tylko będzie możliwe.
Spojrzałem jeszcze przelotnie na Evandrę oraz Marine, posyłając obu paniom pokrzepiający uśmiech, co także wystosowałem do zobaczonej po chwili Cressidy. Przyszła, tak jak zapowiadała.
Muzyka faktycznie była ciężka, ale rozbrzmiewała emocjami. Skrajnymi, wzbudzającymi pasję, ale też niezwykle rytmicznymi. Widocznie ten rodzaj melodii musiał przypaść mi do gustu, skoro szło mi tak zadziwiająco dobrze. Nie poplątałem nóg, nie wyłożyłem się na śliskiej nawierzchni ani nie wpadłem na moją partnerkę, co już odznaczyłem na liście sukcesów.
- Tobie także nie potrafię go odmówić lady Rosier. Poruszasz się z niesamowitą gracją – przyznałem, szczerze i prawdziwie, z uznaniem. Razem stanowiliśmy naprawdę udany duet. Przynajmniej w pierwszej rundzie, w której lady Adelaidzie spodobaliśmy się najbardziej. Byłem tym faktem zarówno zaskoczony jak i mile połechtany. Być może to właśnie to skłoniło mnie do użyczenia Fantine swojego opiekuńczego ramienia, oby dostatecznie silnego. Figura sama w sobie nie była zła, ale z tego co zdążyłem zauważyć, to dość kontrowersyjna. To dlatego, że jednym się ona udawała bezbłędnie, a inni się na niej wykładali. Czasem wręcz dość dosłownie. Skrzywiłem się lekko myśląc, że bliskie spotkanie z twardym lodem nie leży w kręgu moich zainteresowań, choć pośrednio nie miałem na to wpływu. Starałem się po prostu wykonać wszystko poprawnie, z lekkością. I stanowczością, kiedy miałem podtrzymać swą partnerkę przed upadkiem.
Uśmiechnąłem się pozornie neutralnie słysząc wydźwięk komplementu zarówno dla siebie samej jak i dla mnie. Wyborne posunięcie, chyba sam nie wpadłbym na podobną odpowiedź. Tym bardziej mi się ona spodobała.
- Nie ośmielę się zaprzeczyć – odpowiedziałem więc w podobnym tonie, kiedy puściłem już dłoń Fantine. Także i ja nie chciałem odwracać od niej wzroku, wyglądała w każdym calu zjawiskowo. Wspaniale bogata suknia, równie wytworne ozdoby, idealnie upięte, lśniące włosy oraz idealnie podkreślona krągłość ust robiły wrażenie, na pewno nie tylko na mnie. Było coś denerwującego w przerwaniu kontaktu wzrokowego, ale niestety było to konieczne. Nie przyszliśmy tu po to, by rozmawiać na lodzie. I nie było w tym nic przyzwoitego, to wpatrywanie się sobie w oczy przez długie chwile, dłuższe niż wypadało, mogło wzbudzić zgorszenie. Co dziwniejsze, tak myśl spodobała mi się na tyle, że postanowiłem wpatrywać się w Rosierównę kiedy to tylko będzie możliwe.
Spojrzałem jeszcze przelotnie na Evandrę oraz Marine, posyłając obu paniom pokrzepiający uśmiech, co także wystosowałem do zobaczonej po chwili Cressidy. Przyszła, tak jak zapowiadała.
Muzyka faktycznie była ciężka, ale rozbrzmiewała emocjami. Skrajnymi, wzbudzającymi pasję, ale też niezwykle rytmicznymi. Widocznie ten rodzaj melodii musiał przypaść mi do gustu, skoro szło mi tak zadziwiająco dobrze. Nie poplątałem nóg, nie wyłożyłem się na śliskiej nawierzchni ani nie wpadłem na moją partnerkę, co już odznaczyłem na liście sukcesów.
- Tobie także nie potrafię go odmówić lady Rosier. Poruszasz się z niesamowitą gracją – przyznałem, szczerze i prawdziwie, z uznaniem. Razem stanowiliśmy naprawdę udany duet. Przynajmniej w pierwszej rundzie, w której lady Adelaidzie spodobaliśmy się najbardziej. Byłem tym faktem zarówno zaskoczony jak i mile połechtany. Być może to właśnie to skłoniło mnie do użyczenia Fantine swojego opiekuńczego ramienia, oby dostatecznie silnego. Figura sama w sobie nie była zła, ale z tego co zdążyłem zauważyć, to dość kontrowersyjna. To dlatego, że jednym się ona udawała bezbłędnie, a inni się na niej wykładali. Czasem wręcz dość dosłownie. Skrzywiłem się lekko myśląc, że bliskie spotkanie z twardym lodem nie leży w kręgu moich zainteresowań, choć pośrednio nie miałem na to wpływu. Starałem się po prostu wykonać wszystko poprawnie, z lekkością. I stanowczością, kiedy miałem podtrzymać swą partnerkę przed upadkiem.
na brzeg
wpływają rozpienione treny
w morzu płaczą syreny,
bo morze jest gorzkie
w morzu płaczą syreny,
bo morze jest gorzkie
Flavien Lestrange
Zawód : pomocnik dyrektora artystycznego rodowej opery
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
De la musique avant toute chose,
Te pour cela préfère l’Impair.
Te pour cela préfère l’Impair.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Flavien Lestrange' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 87, 2
'k100' : 87, 2
Pod osłoną uśmiechu, który miękko osadził się na jej muśniętych czerwienią wargach, kryła się obietnica, że naturalnie ma na uwadze swoje bezpieczeństwo, a wszelkich granic ani myślała naruszać. Lady Rosier odpowiadała nie tylko za siebie, ale także za przyszłego dziedzica, którego nosiła pod sercem.
Wiatr rozwiewał jej włosy, szczypał policzki. Materiał sukni przyjemnie szeleścił, podrywał się tylko przy pewniejszym ruchu, angażującym oderwanie się całego ciała od lodu, ale tak, jak jej obiecano, opadał miękko. Bez złośliwości. I w niczym nie przeszkadzał w swobodnym ślizganiu się.
- Sprawiasz, że się rumienie, Tristanie – wyszukane komplementy mile łechtały jej kobiecą próżność, mimo iż skromna odpowiedź nie sugerowała czegoś podobnego. Natura półwili nie sprawiła, że Evandra z biegiem lat, kiedy rozkwitła oraz nabrała pewności siebie, stała się jednocześnie bardziej śmielsza, mniej bezwstydna.
- Jestem z niej dumna. Prezentuje się przepięknie… – urwała, choć wspomnienie jej ciepłego oddechu mogło jeszcze przez chwilę trzymać się szorstkiego lica mężczyzny. Marine niewątpliwie musiała się przygotowywać na dzisiejszy wieczór od dawna. Dopracowane detale, nienaganne zachowanie. Poważnie podchodziła do pierwszego Sabatu, na który została zaproszona przez gospodynię, rozumiejąc, że jest to dla młodych arystokratek przełomowy moment w życiu.
- Wciąż doskonale pamiętam swój debiut. Przetańczyłam wtedy całą noc z takim jednym zapatrzonym we mnie lordem z Chateau Rose – nieustannie szepcząc, pociągnęła tę subtelną grę, która pojawiła się pomiędzy ich dwójką w sposób niewymuszony, pod wpływem chwili, nastroju. Wiedział, kogo miała na myśli. Za zbędne więc uznała dodanie, że dziś, czarodziej ten jest jej mężem. Ojcem dziecka.
Lekkie potknięcie i zarycie ostrzem łyżwy o tafle nie zraziło jej. Nie pozwoliła, aby te drobne powinięcie nóżki odbiło się na samym tańcu, ani tym bardziej na radości, której jej sprawiał. Musnęła dłonią palce Rosiera, przez krótki moment sunęli po lodzie obok siebie, aby płynnie przejść do wymagającego wzajemnego zaufania zakręconego podrzutu.
Ufała Tristanowi. W końcu nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości.
Wiatr rozwiewał jej włosy, szczypał policzki. Materiał sukni przyjemnie szeleścił, podrywał się tylko przy pewniejszym ruchu, angażującym oderwanie się całego ciała od lodu, ale tak, jak jej obiecano, opadał miękko. Bez złośliwości. I w niczym nie przeszkadzał w swobodnym ślizganiu się.
- Sprawiasz, że się rumienie, Tristanie – wyszukane komplementy mile łechtały jej kobiecą próżność, mimo iż skromna odpowiedź nie sugerowała czegoś podobnego. Natura półwili nie sprawiła, że Evandra z biegiem lat, kiedy rozkwitła oraz nabrała pewności siebie, stała się jednocześnie bardziej śmielsza, mniej bezwstydna.
- Jestem z niej dumna. Prezentuje się przepięknie… – urwała, choć wspomnienie jej ciepłego oddechu mogło jeszcze przez chwilę trzymać się szorstkiego lica mężczyzny. Marine niewątpliwie musiała się przygotowywać na dzisiejszy wieczór od dawna. Dopracowane detale, nienaganne zachowanie. Poważnie podchodziła do pierwszego Sabatu, na który została zaproszona przez gospodynię, rozumiejąc, że jest to dla młodych arystokratek przełomowy moment w życiu.
- Wciąż doskonale pamiętam swój debiut. Przetańczyłam wtedy całą noc z takim jednym zapatrzonym we mnie lordem z Chateau Rose – nieustannie szepcząc, pociągnęła tę subtelną grę, która pojawiła się pomiędzy ich dwójką w sposób niewymuszony, pod wpływem chwili, nastroju. Wiedział, kogo miała na myśli. Za zbędne więc uznała dodanie, że dziś, czarodziej ten jest jej mężem. Ojcem dziecka.
Lekkie potknięcie i zarycie ostrzem łyżwy o tafle nie zraziło jej. Nie pozwoliła, aby te drobne powinięcie nóżki odbiło się na samym tańcu, ani tym bardziej na radości, której jej sprawiał. Musnęła dłonią palce Rosiera, przez krótki moment sunęli po lodzie obok siebie, aby płynnie przejść do wymagającego wzajemnego zaufania zakręconego podrzutu.
Ufała Tristanowi. W końcu nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości.
Gość
Gość
The member 'Evandra Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 3, 72
'k100' : 3, 72
Tereny wokół sadzawki wypełniają się kolejnymi gośćmi lady Nott, a mnie zżera trema jednak. Może nie aż taka, że zaraz zacznę mdleć, ale jestem spięty. Myślę, że Liliana wyczuwa to napięcie, które mną targa od momentu pojawienia się w tym miejscu. Zadania nie ułatwia fakt, że jest piękną oraz olśniewającą półwilą, która tylko jeszcze skupia na nas cudze spojrzenia. Bardzo chcę jej nie zawieść, pokazując się z jak najlepszej strony, jednak nie jest to w ogóle łatwym zadaniem. Tancerz ze mnie mocno przeciętny, żeby nie powiedzieć gorzej, dusza towarzystwa jeszcze gorsza. Naprawdę staram się nie nastawić pesymistycznie, wręcz przeciwnie. Podejść do tego jak do wyzwania, zagadki, którą należy rozwiązać. Złapać byka za rogi, nabrać pewności siebie. Może wręcz animuszu, skoro w innych przypadkach się to sprawdza. Nadęci arystokraci uśmiechający się jak myśliwi na polowaniu zwierzyny, to robi na kobietach wrażenie. Dlatego nabieram kilka głębszych wdechów, pamiętając o alkoholu krążącym w żyłach, również dodającym nieco więcej odwagi niż miałbym w zwyczajnych warunkach.
Kiedy rozbrzmiewa muzyka, a my suniemy po lodzie, w niektórych kluczowych momentach wręcz wstrzymuję oddech nie będąc pewnym, co za chwilę się wydarzy. Co chwilę spoglądam na Lilianę, nie chcąc, żeby upadła. Muszę być przecież gotowy do ewentualnego pochwycenia jej, chociaż tak naprawdę sądzę, że to ze mną będzie raczej problem. Nie mylę się.
Moja figura nie wygląda tak imponująco jak powinna. Z drugiej strony muszę przyznać, że nie spodziewałem się i tak takiego spektakularnego sukcesu. Nie dość, że nie wybijam sobie zębów o twardą ziemię, to jeszcze całkiem zgrabnie wywijam swoim ciałem. Jednak to moja partnerka wzbudza największy zachwyt wymagającej pani sędzi, a także chyba obserwatorów. Nie dziwię się, porusza się naprawdę fenomenalnie i jeśli patrząc na to w ten sposób, to mam wiele szczęścia, że mogę brać udział w konkursie akurat z nią.
Wszystkie moje mankamenty zostają szybko przysłonięte przez roztańczoną arystokratkę, muzyka nabiera tempa, a my musimy wykonać kolejną figurę z listy.
- Wspaniale tańczysz, lady Yaxley - rzucam komplementem, kiedy znajdujemy się dostatecznie blisko siebie, żeby mogła usłyszeć moje słowa. Ostatni raz trzymam ją za rękę, po czym próbujemy sprostać wymaganiom wymijanki. Niestety ta poza ma swoje wady, gdyż w głównej mierze każde z nas pracuje na swój własny rachunek, będąc obok siebie, ale głównie pracując osobno. Najważniejsze jest odpowiednie stawianie nóg w łyżwach, nie plącząc się ani nie tracąc równowagi, ale i tak wydaje mi się to prostsze od piruetów. Dlatego jest niewielka szansa, że podołamy.
Kiedy rozbrzmiewa muzyka, a my suniemy po lodzie, w niektórych kluczowych momentach wręcz wstrzymuję oddech nie będąc pewnym, co za chwilę się wydarzy. Co chwilę spoglądam na Lilianę, nie chcąc, żeby upadła. Muszę być przecież gotowy do ewentualnego pochwycenia jej, chociaż tak naprawdę sądzę, że to ze mną będzie raczej problem. Nie mylę się.
Moja figura nie wygląda tak imponująco jak powinna. Z drugiej strony muszę przyznać, że nie spodziewałem się i tak takiego spektakularnego sukcesu. Nie dość, że nie wybijam sobie zębów o twardą ziemię, to jeszcze całkiem zgrabnie wywijam swoim ciałem. Jednak to moja partnerka wzbudza największy zachwyt wymagającej pani sędzi, a także chyba obserwatorów. Nie dziwię się, porusza się naprawdę fenomenalnie i jeśli patrząc na to w ten sposób, to mam wiele szczęścia, że mogę brać udział w konkursie akurat z nią.
Wszystkie moje mankamenty zostają szybko przysłonięte przez roztańczoną arystokratkę, muzyka nabiera tempa, a my musimy wykonać kolejną figurę z listy.
- Wspaniale tańczysz, lady Yaxley - rzucam komplementem, kiedy znajdujemy się dostatecznie blisko siebie, żeby mogła usłyszeć moje słowa. Ostatni raz trzymam ją za rękę, po czym próbujemy sprostać wymaganiom wymijanki. Niestety ta poza ma swoje wady, gdyż w głównej mierze każde z nas pracuje na swój własny rachunek, będąc obok siebie, ale głównie pracując osobno. Najważniejsze jest odpowiednie stawianie nóg w łyżwach, nie plącząc się ani nie tracąc równowagi, ale i tak wydaje mi się to prostsze od piruetów. Dlatego jest niewielka szansa, że podołamy.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 76, 12
'k100' : 76, 12
Cressidy nie było na tamtym pamiętnym sabacie. Z powodu zaawansowanej już ciąży pozostała w Ambleside, ale usłyszała o wszystkim później i była naprawdę przerażona, nawet jeśli nie zobaczyła tego na własne oczy. William musiał ją długo uspokajać, ale dziewczę i tak trwało w strachu, tym bardziej że tragedia dotknęła także jej panieński ród. Tamto wydarzenie stanowiło groźbę, niechcianą zapowiedź tego, że sielanka i beztroska dobiegały końca. Obecny sabat upływał z kolei pod znakiem anomalii i pogody zupełnie nieadekwatnej do pory roku, ale Cressida liczyła po prostu na dobre i przyjemne chwile z mężem. Nie chciała się bać, a po prostu dobrze bawić – nawet w takich okolicznościach. Była tylko młodym, naiwnym dziewczęciem które wielu rzeczy nie rozumiało, ale mimo tego niezrozumienia ostatnio często towarzyszył jej niepokój.
Teraz jednak przygotowywali się do jazdy na łyżwach. Dziewczątko stresowało się – w końcu sama jeździła na łyżwach może raz, jako dziecko. Nie potrafiła tego robić i obawiała się, że bardzo szybko skompromituje się widowiskowym upadkiem na oczach lady Nott i tych wszystkich znakomitych gości. Ale William niewątpliwie miał na nią dobry wpływ i potrafił ją nieco ośmielić; mając go u boku była skłonna zaryzykować i skusić się na tę zabawę, nawet jeśli obawiała się że nie pójdzie jej najlepiej. Skoro mąż tak ją namawiał, zgodziła się.
- Nie, Williamie. Zazwyczaj okazywało się, że miałeś rację – przytaknęła, kiedy pomagał jej założyć łyżwy i wprowadził ją na lodową taflę. – Ale i tak trochę się stresuje, jazda na łyżwach jest trudniejsza niż normalny taniec...
Utrzymanie się w pionie rzeczywiście okazało się trudne nawet mimo magicznych łyżew, przynajmniej na początku. Gdyby nie asekuracja Williama, jego silne i ciepłe ramię które ją podtrzymało, niewątpliwie już teraz leżałaby na lodzie. Na jej bladych policzkach pojawił się lekki rumieniec zawstydzenia. Tylko dzięki mężowi utrzymała równowagę i nie upadła, ale wiedziała, że może mu ufać. Był w końcu jej mężem, jej przyjazną duszą, może nawet kimś więcej; patrząc na niego coraz częściej uświadamiała sobie, że darzy go czymś głębszym niż tylko przyjaźń i zrozumienie. Był absolutnie wyjątkowy i pozostawało jej cieszyć się, że jej rodzina dokonała tak dobrego i wspaniałomyślnego wyboru podczas aranżowania dla niej związku.
Kątem oka widziała Flaviena, który w tańcu z lady Rosier radził sobie nadzwyczaj dobrze, a także Titusa tańczącego z Marine. Nieco niecodziennym dla niej widokiem było dla niej obserwowanie go w takich okolicznościach, ale była bardzo zadowolona, w końcu chciała, by udało mu się odnaleźć na salonach i w zawiłościach rodowych powinności.
- Cieszę się, że widzę Titusa. Martwiłam się o niego podczas tego jego... zesłania do Francji – wyznała półszeptem swojemu mężowi, patrząc mu przez chwilę w oczy. – Ale... czy pamiętasz jeszcze nasz pierwszy taniec? – zapytała go, zastanawiając się, czy i on przypominał sobie teraz ich pierwsze spotkania. Tamto w ogrodach Fawleyów w letnie wakacje przed jej pójściem na ostatni rok nauki, na ślubie jej dalekiej kuzynki, i w końcu na debiucie po ukończeniu szkoły, kiedy to na jej pierwszym sabacie właśnie on podszedł do niej, by poprowadzić ją na parkiet. Przystojny, dekadę starszy William Fawley, za którym wzdychało wiele innych panien, a który wybrał ją – drobną, piegowatą Cressidę wtedy jeszcze Flint.
Pozwoliła, by małżonek znów poprowadził ją przez lodowisko w kolejnej figurze – i poruszali się po śliskiej tafli razem, a jednak osobno.
Teraz jednak przygotowywali się do jazdy na łyżwach. Dziewczątko stresowało się – w końcu sama jeździła na łyżwach może raz, jako dziecko. Nie potrafiła tego robić i obawiała się, że bardzo szybko skompromituje się widowiskowym upadkiem na oczach lady Nott i tych wszystkich znakomitych gości. Ale William niewątpliwie miał na nią dobry wpływ i potrafił ją nieco ośmielić; mając go u boku była skłonna zaryzykować i skusić się na tę zabawę, nawet jeśli obawiała się że nie pójdzie jej najlepiej. Skoro mąż tak ją namawiał, zgodziła się.
- Nie, Williamie. Zazwyczaj okazywało się, że miałeś rację – przytaknęła, kiedy pomagał jej założyć łyżwy i wprowadził ją na lodową taflę. – Ale i tak trochę się stresuje, jazda na łyżwach jest trudniejsza niż normalny taniec...
Utrzymanie się w pionie rzeczywiście okazało się trudne nawet mimo magicznych łyżew, przynajmniej na początku. Gdyby nie asekuracja Williama, jego silne i ciepłe ramię które ją podtrzymało, niewątpliwie już teraz leżałaby na lodzie. Na jej bladych policzkach pojawił się lekki rumieniec zawstydzenia. Tylko dzięki mężowi utrzymała równowagę i nie upadła, ale wiedziała, że może mu ufać. Był w końcu jej mężem, jej przyjazną duszą, może nawet kimś więcej; patrząc na niego coraz częściej uświadamiała sobie, że darzy go czymś głębszym niż tylko przyjaźń i zrozumienie. Był absolutnie wyjątkowy i pozostawało jej cieszyć się, że jej rodzina dokonała tak dobrego i wspaniałomyślnego wyboru podczas aranżowania dla niej związku.
Kątem oka widziała Flaviena, który w tańcu z lady Rosier radził sobie nadzwyczaj dobrze, a także Titusa tańczącego z Marine. Nieco niecodziennym dla niej widokiem było dla niej obserwowanie go w takich okolicznościach, ale była bardzo zadowolona, w końcu chciała, by udało mu się odnaleźć na salonach i w zawiłościach rodowych powinności.
- Cieszę się, że widzę Titusa. Martwiłam się o niego podczas tego jego... zesłania do Francji – wyznała półszeptem swojemu mężowi, patrząc mu przez chwilę w oczy. – Ale... czy pamiętasz jeszcze nasz pierwszy taniec? – zapytała go, zastanawiając się, czy i on przypominał sobie teraz ich pierwsze spotkania. Tamto w ogrodach Fawleyów w letnie wakacje przed jej pójściem na ostatni rok nauki, na ślubie jej dalekiej kuzynki, i w końcu na debiucie po ukończeniu szkoły, kiedy to na jej pierwszym sabacie właśnie on podszedł do niej, by poprowadzić ją na parkiet. Przystojny, dekadę starszy William Fawley, za którym wzdychało wiele innych panien, a który wybrał ją – drobną, piegowatą Cressidę wtedy jeszcze Flint.
Pozwoliła, by małżonek znów poprowadził ją przez lodowisko w kolejnej figurze – i poruszali się po śliskiej tafli razem, a jednak osobno.
Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
The member 'Cressida Fawley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 67, 75
'k100' : 67, 75
Małżeńskie szczęście musiało uderzyć mu do głowy zbyt mocno. Przysłoniło zdrowy rozsądek mówiący mu, że nie powinien się pchać na lód. Lód był zdradziecki, niesamowicie śliski oraz twardy, o czym miał się chwilę później przekonać. Na początku nie grzeszył pewnością siebie, lecz trudno było mu się dziwić. Był chyba najbardziej niezgrabnym mężczyzną w Hampton Court, a przynajmniej na lodowisku. Przełknął jednakże swoją nadwyrężoną dumę, starając się jedynie nie sprawić przykrości Rosalie. Niestety mu się to nie udało, bowiem coś poszło nie tak. Opiekuńcze ramię nie okazało się być w ogóle opiekuńczym. Nie pozwoliłby mu na nim oprzeć nawet trolla, co dopiero najdroższą małżonkę. Nogi podczas ślizgu rozjechały się, urzeczywistniając najgorszy koszmar Cynerica, przynajmniej na tę chwilę. Zdążył jedynie rozszerzyć ze zdziwienia oczy nim gruchnął tyłkiem o zamarzniętą powierzchnię. Z niepokojem tylko patrzył przed siebie, na swoją partnerkę, czy przypadkiem nie musi prędko jej chwycić amortyzując upadek, lecz szczęśliwie nie było to koniecznym. Odetchnął z ulgą przysięgając sobie, że spróbuje szybko zapomnieć o tym incydencie. Wiedział tylko, że musiał rozmówić się z choreografem będącym oszustem, czyli Morgothem.
Właśnie podnosił się z ziemi i w tym momencie dostrzegł pełne dezaprobaty spojrzenie gospodyni, lady Nott. Skłonił się jej krótko, szybko, nie chcąc tracić czasu. Tak czy inaczej żywił nadzieję, że kobieta wybaczy mu ten haniebny czyn, którego zresztą nie dopuścił się specjalnie, tylko zupełnie niechcący. Widocznie lady Adelaide wysoko stawiała poprzeczkę innym, nie chciał natomiast domyślać się, czy sobie równie wysoko. Musiał jak najszybciej przywołać się do porządku oraz doprowadzić Rosalie na kolejny etap tańca na lodzie.
- Przepraszam - bąknął w jej kierunku, czując pieczenie czerwonych ze wstydu uszu. Policzył w myślach do dziesięciu nabierając w ten sposób opanowania. Zależało mu na tym, żeby Rosie wyszła z posiadłości gospodyni zadowolona, nie zaś zażenowana jego brakiem gracji czy zgrabności. Starał się zatem jeszcze ciężej, przechodząc do, miał szczerą nadzieję, prostszej figury. Spacer w niebiosach prezentował się dostojnie, jednocześnie nie będąc wariacją żadnych piruetów, ślizgów, podnoszeni bądź innych, równie skomplikowanych figur. Sunięcie, chociaż wymagało odeń utrzymania równowagi, nie tylko siebie samego jak i swej żony. Ta myśl napawała go przestrachem, jednakże z każdym oddechem, mijaną sekundą czy zmianą pozycji starał się coraz mocniej, wierząc, że tym razem jego kończyny okażą mu wreszcie posłuszeństwo zamiast żyć swoim życiem.
Właśnie podnosił się z ziemi i w tym momencie dostrzegł pełne dezaprobaty spojrzenie gospodyni, lady Nott. Skłonił się jej krótko, szybko, nie chcąc tracić czasu. Tak czy inaczej żywił nadzieję, że kobieta wybaczy mu ten haniebny czyn, którego zresztą nie dopuścił się specjalnie, tylko zupełnie niechcący. Widocznie lady Adelaide wysoko stawiała poprzeczkę innym, nie chciał natomiast domyślać się, czy sobie równie wysoko. Musiał jak najszybciej przywołać się do porządku oraz doprowadzić Rosalie na kolejny etap tańca na lodzie.
- Przepraszam - bąknął w jej kierunku, czując pieczenie czerwonych ze wstydu uszu. Policzył w myślach do dziesięciu nabierając w ten sposób opanowania. Zależało mu na tym, żeby Rosie wyszła z posiadłości gospodyni zadowolona, nie zaś zażenowana jego brakiem gracji czy zgrabności. Starał się zatem jeszcze ciężej, przechodząc do, miał szczerą nadzieję, prostszej figury. Spacer w niebiosach prezentował się dostojnie, jednocześnie nie będąc wariacją żadnych piruetów, ślizgów, podnoszeni bądź innych, równie skomplikowanych figur. Sunięcie, chociaż wymagało odeń utrzymania równowagi, nie tylko siebie samego jak i swej żony. Ta myśl napawała go przestrachem, jednakże z każdym oddechem, mijaną sekundą czy zmianą pozycji starał się coraz mocniej, wierząc, że tym razem jego kończyny okażą mu wreszcie posłuszeństwo zamiast żyć swoim życiem.
Sanguinem et ferrum potentia immitis.
The member 'Cyneric Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 56, 54
'k100' : 56, 54
Nie do końca wierzyłam, że uda mi się nie przewrócić. Chociaż umiałam tańczyć, to piruetowi który wykonywałam chyba bliżej było do baletu. Nigdy nie musiałam uczyć się kręcenia na jednej nodze, w dodatku z jednoczesnym podskokiem. Przymknęłam oczy, bo wydawało mi się, że tak prędzej się uda, albo przynajmniej upadek nie będzie tak straszny. Płozy znowu zetknęły się z lodem i zdołałam utrzymać równowagę. Wiodąc wzrokiem po publiczności stwierdziłam, że figura była nawet wyjątkowo udana. Co prawda to Fantine z Flavienem bardziej przyciągali wzrok, ale na nas też patrzono z uznaniem. W tym przekonaniu utwierdził mnie Quentin - rozpromieniłam się, spoglądając na niego przez chwilę. Podobało mi się, że ludzie patrzą na mnie nie tylko dlatego, że jestem sobą, ale również, bo pięknie tańczę.
- Lord również sobie nieźle radzi - odparłam, chyba wcale tak bardzo nie mijając się z prawdą. Co prawda figura, którą przed chwilą wykonaliśmy skupiała uwagę widzów głównie na mnie, ale nie wyszłaby najlepiej, gdyby on popełnił jakiś znaczący błąd.
Miałam nadzieję, że poruszanie się po tafli lodu ciągle będzie szło mi perfekcyjnie. Zapewne umiejętność zwinnych podskoków odziedziczyłam po swoich przodkiniach, które wspaniale tańcowały w dzikich lasach, chociaż wątpiłam, żeby kiedykolwiek miały na nogach łyżwy. Z każdą chwilą czułam się bardziej swobodnie - być może nawet aż za bardzo. Wymijanka była dosyć skomplikowana, nogi mogły się łatwo poplątać, a nawet magiczne płozy odmówić wtedy posłuszeństwa. Starałam się do tego nie doprowadzić, szybkie ślizgi i ciągłe odwracanie się sprawiły, że trochę zakręciło mi się w głowie. Raczej nie przyczynił się do tego szampan, którego przed rozpoczęciem zabawy zdążyłam wypić ledwo pół kieliszka. Powtarzałam te same ruchy, dostrzegając tylko falującą suknię i Quentina tuż obok, a zapominając z jaką łatwością mogę się przewrócić. Gdybym włosów nie miała upiętych, pewnie rozwiewałyby się na wietrze, który tworzył się przez pęd powietrza. Jechaliśmy naprawdę szybko, zdecydowanie szybciej niż mogłabym się tego spodziewać po swoich pierwszych krokach na lodzie. Podobało mi się - niby taniec, ale jakby bardziej ryzykowny, gdzie niefortunny upadek mógł zaboleć. Tym razem nie zamykałam oczu, wydawało się to zbyt ryzykowne. Dostrzegałam, że lord Burke dotrzymuje mi kroku, co z każdą chwilą i większym kręceniem w głowie wydawało się bardziej niemożliwe.
- Lord również sobie nieźle radzi - odparłam, chyba wcale tak bardzo nie mijając się z prawdą. Co prawda figura, którą przed chwilą wykonaliśmy skupiała uwagę widzów głównie na mnie, ale nie wyszłaby najlepiej, gdyby on popełnił jakiś znaczący błąd.
Miałam nadzieję, że poruszanie się po tafli lodu ciągle będzie szło mi perfekcyjnie. Zapewne umiejętność zwinnych podskoków odziedziczyłam po swoich przodkiniach, które wspaniale tańcowały w dzikich lasach, chociaż wątpiłam, żeby kiedykolwiek miały na nogach łyżwy. Z każdą chwilą czułam się bardziej swobodnie - być może nawet aż za bardzo. Wymijanka była dosyć skomplikowana, nogi mogły się łatwo poplątać, a nawet magiczne płozy odmówić wtedy posłuszeństwa. Starałam się do tego nie doprowadzić, szybkie ślizgi i ciągłe odwracanie się sprawiły, że trochę zakręciło mi się w głowie. Raczej nie przyczynił się do tego szampan, którego przed rozpoczęciem zabawy zdążyłam wypić ledwo pół kieliszka. Powtarzałam te same ruchy, dostrzegając tylko falującą suknię i Quentina tuż obok, a zapominając z jaką łatwością mogę się przewrócić. Gdybym włosów nie miała upiętych, pewnie rozwiewałyby się na wietrze, który tworzył się przez pęd powietrza. Jechaliśmy naprawdę szybko, zdecydowanie szybciej niż mogłabym się tego spodziewać po swoich pierwszych krokach na lodzie. Podobało mi się - niby taniec, ale jakby bardziej ryzykowny, gdzie niefortunny upadek mógł zaboleć. Tym razem nie zamykałam oczu, wydawało się to zbyt ryzykowne. Dostrzegałam, że lord Burke dotrzymuje mi kroku, co z każdą chwilą i większym kręceniem w głowie wydawało się bardziej niemożliwe.
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Liliana Yaxley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 29, 43
'k100' : 29, 43
Nie potrafił jeździć na łyżwach. Zaczarowane ostrza pozwalały mu ślizgać się po lodzie w pozycji pionowej, ale nie czuł się w żaden sposób sprawcą owych ślizgów; nie wyglądało jednak, jakby go to zrażało - bal lady Nott był zabawą, karnawałem, nie zaciętą sportową rywalizacją, w której miałby walczyć o pierwsze miejsce - jeśli zresztą miałby być szczery sam ze sobą, wolałby uwagi drogiej ciotki Nott uniknąć, po łyżwach ze znacznie większą chęcią spędzi z Evandrą czas sam na sam, nie na oczach wszystkich gości. Powodzenie Fantine, której towarzyszył brat jego pięknej małżonki jedynie go cieszyło - podziwiana, w centrum wszystkiego, najmłodsza z róż Dover prezentowała się najlepiej. Miał nadzieję, że jego brak gracji zastąpi piękno Evandry - która być może nie trzymała się na łyżwach znacznie lepiej od niego, ale przynajmniej posiadała wili blask, który pewne niedociągnięcia krył za niewidoczną zasłoną.
- Wybacz, moja lady, pewien byłem, że to rumieniec wywołany mrozem - Nie odejmował spojrzenia od jej jasnobłękitnych tęczówek, które zdawały się interesować go znacznie bardziej niż lodowisko i tańczące obok nich pary. Pewność siebie Evandry kusiła jeszcze bardziej niż dawna dziewczęca niewinność, poznał wiele barw jej osobowości. - To rodzinne - zapewnił ją bez zająknięcia, Marine prezentowała się zjawiskowo, ale półwili czar jego żony kradł znacznie więcej blasku, zawsze będzie kradł - w jej żyłach krążyła nie tylko ludzka krew. - Byłem nieco zaborczy - przyznał, wciąż nie przerywając kontaktu wzrokowego; był, nie pozwolił do niej podejść nikomu innemu. Ta historia nie miała szczęśliwego zakończenia, ostatecznie Evandra odrzuciła jego zaloty. Na pewien czas, był zdeterminowany. - Czy to niewłaściwe, że nie odczuwam wyrzutów sumienia? - Bynajmniej, czując jej muśnięcie, przesunął dłonie na jej talię, wpierw delikatnie, potem mocniej, podrywając jej wiotkie ciało w górę w zakręconym podrzucie, z ostrożnością, ale i gwałtownością niezbędną do płynnego wykonania ruchów; trzymał ją mocno, nie chcąc dać jej upaść, a jeśli upaść miała, to upadnie razem z nią. Spojrzeniem, zachłannym i głodnym, obserwował kształt jej sylwetki, być może za mocno koncentrując się na jej urodzie, zbyt mało - na zachowaniu równowagi.
- Wybacz, moja lady, pewien byłem, że to rumieniec wywołany mrozem - Nie odejmował spojrzenia od jej jasnobłękitnych tęczówek, które zdawały się interesować go znacznie bardziej niż lodowisko i tańczące obok nich pary. Pewność siebie Evandry kusiła jeszcze bardziej niż dawna dziewczęca niewinność, poznał wiele barw jej osobowości. - To rodzinne - zapewnił ją bez zająknięcia, Marine prezentowała się zjawiskowo, ale półwili czar jego żony kradł znacznie więcej blasku, zawsze będzie kradł - w jej żyłach krążyła nie tylko ludzka krew. - Byłem nieco zaborczy - przyznał, wciąż nie przerywając kontaktu wzrokowego; był, nie pozwolił do niej podejść nikomu innemu. Ta historia nie miała szczęśliwego zakończenia, ostatecznie Evandra odrzuciła jego zaloty. Na pewien czas, był zdeterminowany. - Czy to niewłaściwe, że nie odczuwam wyrzutów sumienia? - Bynajmniej, czując jej muśnięcie, przesunął dłonie na jej talię, wpierw delikatnie, potem mocniej, podrywając jej wiotkie ciało w górę w zakręconym podrzucie, z ostrożnością, ale i gwałtownością niezbędną do płynnego wykonania ruchów; trzymał ją mocno, nie chcąc dać jej upaść, a jeśli upaść miała, to upadnie razem z nią. Spojrzeniem, zachłannym i głodnym, obserwował kształt jej sylwetki, być może za mocno koncentrując się na jej urodzie, zbyt mało - na zachowaniu równowagi.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 35, 93
'k100' : 35, 93
Sadzawka
Szybka odpowiedź