Sala balowa
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Sala balowa
Okazała sala balowa w rezydencji Lady Adelaide Nott gościła niejeden sabat. To jedno z ważniejszych miejsc dla młodych szlachciców, bowiem każdy, kto pragnie zaistnieć w świecie arystokracji musi choć raz zatańczyć na marmurach Hampton Court. Sala jest bardzo jasna, z akcentami kolorystycznymi charakterystycznymi dla rodu Nottów; na podwyższeniu w jednym z rogów sali stoją instrumenty gotowe zagrać najpiękniejszą muzykę do tańca, znajdująca się na półpiętrze arkada, na którą prowadzą szerokie i kręte marmurowe schody umożliwia dogodne obserwowanie parkietu, a gdzie nie gdzie pod ścianami stoją sofy o skórzanych obiciach, zapraszające zmęczonych tancerzy do chwili wypoczynku. Jednak zdecydowanie najbardziej kunsztowny element wystroju stanowią bogate żyrandole, mieniące się tysiącami kryształów umieszczonych na ramionach ze szczerego złota.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 12.08.21 21:21, w całości zmieniany 9 razy
- Wampus, naturalnie, młoda damo! - Adelaide przychylnie spojrzała na Unę, w jej głosie pobrzmiewał podziw za błyskawicznie odgadniętą odpowiedź. - Jednak tańcząca kobieta z pewnością nie jest tojadem - dodała, owiewając spojrzeniem salę - oczekując dalszych odpowiedzi.
Una i Drew otrzymują po punkcie, postaci wciąż mogą zgadywać przebranie Persephony.
Una i Drew otrzymują po punkcie, postaci wciąż mogą zgadywać przebranie Persephony.
Trafiła? Nie spodziewała się tego, tak szczerze. Była zbyt wolna, by zgadnąć feniksa, więc i tutaj raczej nie wierzyła, że jej się uda. Jak widać uprzedziła lorda, który dotąd był na prowadzeniu – potwierdził jej przypuszczenia, dodatkowo wspominając o tojadzie. Ale czy to faktycznie był tojad?
Lady Nott zgodziła się ze słowami Uny, ale tańcząca kobieta nie miała motywu tojadu. Bulstrode widziała w tym swoją szansę, tylko... Kim mogła być tajemnicza szlachcianka? Kogo albo co mogła przedstawiać? Brązowowłosa musiała nad tym chwilę pomyśleć.
Na sukni było sporo gałązek i kwiatów. Sama w sobie kreacja przywodziła na myśl jakąś postać, ale żaden z tych atrybutów nie pojawiły się dotąd u żadnej w literaturze... Przynajmniej w żadnej książce, którą ona czytała. Czy to zatem oznaczało, że cały czas chodziło o jakąś magiczną kreaturę? Brzmiało sensownie, więc warto było to dłużej rozważyć.
Strój był bardzo związany z naturą. Prawdopodobnie chodziło o istotę poruszającą się i po łące, i po lesie. Delikatną i pełną wdzięku. Które z magicznych stworzeń są tak piękne i zdolne kochać przyrodę?
Elfy! Na okładkach książek widywała sporo elfów, choć nigdy nie widziała ich z bliska. Były doprawdy urocze, pełne barw i co najważniejsze na ilustracjach zawsze przesiadywały na polanach, a także wśród drzew. Opis dość dobrze współgrał z przedstawioną stylizacją. Arystokratka nie była szczególnie dobra w dopisywaniu alegorii magicznym stworzeniom – w końcu mało się nimi interesowała – ale tutaj była niemal pewna, że motywem tańczącej kobiety był elf.
Zagadki faktycznie okazały się trudniejsze niż Una zakładała. Lady Nott naprawdę postarała się o wysokiej klasy rozrywkę. Nawet jak na kogoś z rodu Bulstrode - czarodziejów, którzy od dziecka rozwiązywali łamigłówki logiczne – młoda szlachcianka miała problem ze zgadnięciem tutejszych zagadek na czas. Naprawdę zadziwiające.
– Czyżby chodziło o elfa? – zapytała wprost, nie chcąc marnować czasu na coraz to dalsze oryginałowi rozważania. Zwykle pierwsza nasuwająca się sugestia jest dobra, więc... Czemu by nie spróbować?
Lady Nott zgodziła się ze słowami Uny, ale tańcząca kobieta nie miała motywu tojadu. Bulstrode widziała w tym swoją szansę, tylko... Kim mogła być tajemnicza szlachcianka? Kogo albo co mogła przedstawiać? Brązowowłosa musiała nad tym chwilę pomyśleć.
Na sukni było sporo gałązek i kwiatów. Sama w sobie kreacja przywodziła na myśl jakąś postać, ale żaden z tych atrybutów nie pojawiły się dotąd u żadnej w literaturze... Przynajmniej w żadnej książce, którą ona czytała. Czy to zatem oznaczało, że cały czas chodziło o jakąś magiczną kreaturę? Brzmiało sensownie, więc warto było to dłużej rozważyć.
Strój był bardzo związany z naturą. Prawdopodobnie chodziło o istotę poruszającą się i po łące, i po lesie. Delikatną i pełną wdzięku. Które z magicznych stworzeń są tak piękne i zdolne kochać przyrodę?
Elfy! Na okładkach książek widywała sporo elfów, choć nigdy nie widziała ich z bliska. Były doprawdy urocze, pełne barw i co najważniejsze na ilustracjach zawsze przesiadywały na polanach, a także wśród drzew. Opis dość dobrze współgrał z przedstawioną stylizacją. Arystokratka nie była szczególnie dobra w dopisywaniu alegorii magicznym stworzeniom – w końcu mało się nimi interesowała – ale tutaj była niemal pewna, że motywem tańczącej kobiety był elf.
Zagadki faktycznie okazały się trudniejsze niż Una zakładała. Lady Nott naprawdę postarała się o wysokiej klasy rozrywkę. Nawet jak na kogoś z rodu Bulstrode - czarodziejów, którzy od dziecka rozwiązywali łamigłówki logiczne – młoda szlachcianka miała problem ze zgadnięciem tutejszych zagadek na czas. Naprawdę zadziwiające.
– Czyżby chodziło o elfa? – zapytała wprost, nie chcąc marnować czasu na coraz to dalsze oryginałowi rozważania. Zwykle pierwsza nasuwająca się sugestia jest dobra, więc... Czemu by nie spróbować?
How long ago did I die?
Where was I buried?
Po raz pierwszy od dawna udział w towarzyskim wydarzeniu nie został poprzedzony licznymi wymówkami i próbami uniknięcia krępującej sytuacji. Możliwość swobodnego zachowania wynikająca z anonimowości, jaką dawała maska i kostium była niemal prezentem od losu. Juno sama zaangażowała się w proces tworzenia swojej kreacji nie pozwalając by ktokolwiek wtrącał się w jej wizję. Nawet matka Traversówny ciesząc się zapału swojego dziecka nie próbowała kwestionować podjętych decyzji. Przede wszystkim miała wyglądać elegancko i czuć się na tyle swobodnie by móc w pełni cieszyć się wieczorem. Gdy w końcu weszła do sali balowej szybko zdała sobie sprawę, że jej strój był znacznie skromniejszy niż kreację większości dam. Mimo braku kolejnych wart materiału, licznych ozdób i fantazyjnej maski Juno nie czuła się skrępowana. Głęboko wierzyła w to, że choćby ze względu na przefarbowanie włosów na jasny blond nikt nie będzie wstanie jej rozpoznać. Chciała się śmiać i tańczyć do białego rana, w końcu ten wieczór miał zostać tylko snem. Nawet, jeśli poprzedni bal okazał się koszmarem dla wszystkich Traversów Juno nie miała najmniejszego zamiaru o tym myśleć. Przyglądając się kolejnym parą nawet nie próbowała odgadnąć ich tożsamości, skoro sama chciała cieszyć się swoją anonimowością nie miała prawa odbierać tego innym.
Sama była zaskoczona, z jaką przyjemnością dołączyła do korowodu barwnych strojów powtarzając dobrze znane jej kroki. Gdy później słuchała powitalnego przemówienia lady Nott nie mogła nie przyznać jej racji. „Co minęło to nie wróci, a świat musi iść do przodu”, Juno kiwała głową w geście zgody. Te słowa były zgodne życiową filozofią, jaką wyznawała. Jeśli natomiast chodzi o pozostałe części przemówienia Juno nie poświęciła im większej uwagi, polityka nigdy nie była dla niej kluczową kwestią. Dużo ciekawsze były kalambury, z lekkim rozbawieniem przyglądała się kolejnym czarodziejom i czarownicą wyławianym z tłumu gości. Nie miała zamiaru brać czynnego udziału w zabawie, ale obserwowanie tak spontanicznie zachowującej się arystokracji było dla niej nie lada rozrywką. Kolejna para i kolejne stroje do odgadnięcia. Tym razem jednak Juno była zbyt zajęta kieliszkiem szampana, który zabrała z jednej z tac. Upiła ostrożny łyk pamiętając, że ma raczej znikome doświadczenie z alkoholem. Strój lorda został rozpoznany, pora jeszcze na lady.
- Może to uosobienie wiosny- sama była zaskoczona, że się odezwała. Spojrzała na swój kieliszek i natychmiast go odstawiła. Najwyraźniej nawet tak niewielka ilość alkoholu miała na nią zły wpływ.
Sama była zaskoczona, z jaką przyjemnością dołączyła do korowodu barwnych strojów powtarzając dobrze znane jej kroki. Gdy później słuchała powitalnego przemówienia lady Nott nie mogła nie przyznać jej racji. „Co minęło to nie wróci, a świat musi iść do przodu”, Juno kiwała głową w geście zgody. Te słowa były zgodne życiową filozofią, jaką wyznawała. Jeśli natomiast chodzi o pozostałe części przemówienia Juno nie poświęciła im większej uwagi, polityka nigdy nie była dla niej kluczową kwestią. Dużo ciekawsze były kalambury, z lekkim rozbawieniem przyglądała się kolejnym czarodziejom i czarownicą wyławianym z tłumu gości. Nie miała zamiaru brać czynnego udziału w zabawie, ale obserwowanie tak spontanicznie zachowującej się arystokracji było dla niej nie lada rozrywką. Kolejna para i kolejne stroje do odgadnięcia. Tym razem jednak Juno była zbyt zajęta kieliszkiem szampana, który zabrała z jednej z tac. Upiła ostrożny łyk pamiętając, że ma raczej znikome doświadczenie z alkoholem. Strój lorda został rozpoznany, pora jeszcze na lady.
- Może to uosobienie wiosny- sama była zaskoczona, że się odezwała. Spojrzała na swój kieliszek i natychmiast go odstawiła. Najwyraźniej nawet tak niewielka ilość alkoholu miała na nią zły wpływ.
Junona Travers
Zawód : geograf, podróżnik teoretyczny, naukowiec
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Samotność ma swoje przywileje; w samotności można robić to, na co ma się ochotę.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Nie jest to elf, a... Wiosna! - powtórzyła za jedną z młodych panien. - Doskonała odpowiedź, dziękujemy wam za taniec - i zapraszamy kolejną parę - Tym razem jej dłoń spoczęła na ramieniu Tristana.
Junona otrzymuje punkt za odgadnięcie stroju, Persephone za to, ze jej strój został odgadnięty. Kolejna para ma na odpis 48 godzin, od odpisu drugiej postaci z pary pozostałe mają na odpis 72 godziny.
Postaci gotowe zaprezentować swój strój winny zgłosić się drogą prywatnej wiadomości do mistrza gry prowadzącego (Tristan).
Junona otrzymuje punkt za odgadnięcie stroju, Persephone za to, ze jej strój został odgadnięty. Kolejna para ma na odpis 48 godzin, od odpisu drugiej postaci z pary pozostałe mają na odpis 72 godziny.
Postaci gotowe zaprezentować swój strój winny zgłosić się drogą prywatnej wiadomości do mistrza gry prowadzącego (Tristan).
Dłoń lady Nott zwróciła jego uwagę, wytrącając go z konwersacji, w trakcie zabawy będąc bardziej pochłonięty swoją towarzyszką, Evandrą, niż samym wydarzeniem, od pierwszego tańca, przez przemowę i początek kalamburów nie odstępując jej o krok. Przyglądał się imponującym strojom, niekiedy dołączając do głosów podziwu lub gratulacji dla tych, którzy zwrócili uwagę wyjątkowymi maskami, zgrabnym tańce, jak i tymi, którzy bystrze rozpoznawali kolejne postaci i stworzenia, będąc niemal pewnym, że mężczyzną, który głos zabierał najczęściej, był nie kto inny, jak Alphard Black. Delektował się kieliszkiem orzeźwiającego szampana i równie szampańską atmosferą zimowego balu - przyjęcia Adelaidy cieszyły się niezwykłą renomą wcale nie bez powodu. Przerwał zatem dyskusję z partnerką o grudniowym Dziadku do orzechów, odkładając pusty kielich na jedną z lewitujących tac i skłonił się przed nią z szacunkiem, wysuwając ku niej dłoń, odnajdując wzrokiem naznaczone błękitem oczy.
- Mogę prosić do tańca, pani? - Uchwyciwszy jej dłoń we własną, owleczoną czarną skórzaną rękawicą, poprowadził ją na parkiet, gdzie delikatnie złożył dłoń na jej plecach i porwał w rytm granej przez orkiestrę melodii, na oczach zgromadzonych, wpatrzonych w tym krótkim ułamku sekundy tylko na nich. Uwaga go nie peszyła, nagłe znalezienie się w centrum było jego żywiołem - choć niewątpliwie jedynie kąpał się w blasku gracji półwilej piękności. Wciąż nie nacieszył oczu jej urodą, wciąż nie przestał podziwiać jej piękna a ślub nie sprawił, by przestał adorować ją jako kobietę.
Nie kompletował stroju samodzielnie, nakazując go uszyć krawcom, jedynie przebierając w ich projektach, w dbałości jednak o najlichszy detal - sztuczność kłamstw przestała go męczyć, otwierając oczy na możliwości, jakie podobne uroczystości za sobą niosły. Taniec, alkohol, odsunięcie na bok obowiązków istotniejszych niż rozmowy z innymi oficjelami, od których i tutaj uciec nie mógł - to wszystko pozwalało choć na moment odetchnąć, ale i pomówić z ważnymi osobistościami na tematy, których dotąd nie miał okazji poruszyć, wzmocnić własną polityczną pozycję, która przed paroma ledwie tygodniami spadła na niego jak grom z jasnego nieba. Zwycięstwo, które dziś świętowali, było w istocie porażką - zawiedli, a Zakon Feniksa wtrącił się w kwestię anomalii. Nie zmieniało to faktu, że świat znów stał się bezpieczny, a jego syn nie dowie się nigdy, czy była groza anomalii, że u władzy stał człowiek wystawiony przez Voldemorta, a arystokracja zebrała się dziś również po to, by oddać hołd Czarnemu Panu. Toast za jego zdrowie i długie panowanie był całkiem przyjemnym zaskoczeniem.
Ciężkie czarne rękawice były częścią jego stroju - ubrany był w równie czarną czarodziejską szatę, wykonaną z najwyższej jakości materiałów i doskonale skrojoną, przeszytą haftem, który wzorem imitował zbroję - baśniowy, mało realistyczny napierśnik o wyhaftowanych kolcach, być może odnoszących się do kolców róż, być może bardziej do postaci, którą sobą przedstawiał. Nogawki spodni wpuszczone były w wysokie po kolana sznurowane jeździeckie buty - również wykonane z czarnej skóry, na piętach błyszczące srebrnymi ostrogami. Szatę przepasano szarfą, czarną, z wyjątkowo wyrazistym haftem kontrastującym z całością stroju lekko pożółkłą bielą; haft układał się w kształt ludzkich kręgów imitując sznur kręgosłupa, oplatający go w pasie i zwisający wzdłuż szaty niby broń gotowa, by ją pochwycić. Porcelanowa maska przysłaniająca twarz miała tę samą kościstą barwę, czarne oczodoły zionęły otchłanią pod wysuniętą brwią, rzucając cień na jego własne oczy, podczas gdy usta przysłaniały dwa rzędy ponurych zębów. Wymalowana farbą przegroda nosowa zdobiła wybrzuszenie faktycznego nosa. Ta naga czaszka straciła jednak na znaczeniu, gdy przysłonił twarz głębokim kapturem - został podszyty subtelnym materiałem peleryny niewidki, która sprawiła, że jego głowa całkiem zniknęła, odcinając się od reszty stroju. Wówczas zdjął maskę, nie ukazując niewidzialnej twarzy, by w dalszym tańcu trzymać ją pod lewym ramieniem.
I choć nikt nie mógł dostrzec jego oczu, wpatrywały się wyłącznie w kobietę, którą trzymał dziś w ramionach.
- Mogę prosić do tańca, pani? - Uchwyciwszy jej dłoń we własną, owleczoną czarną skórzaną rękawicą, poprowadził ją na parkiet, gdzie delikatnie złożył dłoń na jej plecach i porwał w rytm granej przez orkiestrę melodii, na oczach zgromadzonych, wpatrzonych w tym krótkim ułamku sekundy tylko na nich. Uwaga go nie peszyła, nagłe znalezienie się w centrum było jego żywiołem - choć niewątpliwie jedynie kąpał się w blasku gracji półwilej piękności. Wciąż nie nacieszył oczu jej urodą, wciąż nie przestał podziwiać jej piękna a ślub nie sprawił, by przestał adorować ją jako kobietę.
Nie kompletował stroju samodzielnie, nakazując go uszyć krawcom, jedynie przebierając w ich projektach, w dbałości jednak o najlichszy detal - sztuczność kłamstw przestała go męczyć, otwierając oczy na możliwości, jakie podobne uroczystości za sobą niosły. Taniec, alkohol, odsunięcie na bok obowiązków istotniejszych niż rozmowy z innymi oficjelami, od których i tutaj uciec nie mógł - to wszystko pozwalało choć na moment odetchnąć, ale i pomówić z ważnymi osobistościami na tematy, których dotąd nie miał okazji poruszyć, wzmocnić własną polityczną pozycję, która przed paroma ledwie tygodniami spadła na niego jak grom z jasnego nieba. Zwycięstwo, które dziś świętowali, było w istocie porażką - zawiedli, a Zakon Feniksa wtrącił się w kwestię anomalii. Nie zmieniało to faktu, że świat znów stał się bezpieczny, a jego syn nie dowie się nigdy, czy była groza anomalii, że u władzy stał człowiek wystawiony przez Voldemorta, a arystokracja zebrała się dziś również po to, by oddać hołd Czarnemu Panu. Toast za jego zdrowie i długie panowanie był całkiem przyjemnym zaskoczeniem.
Ciężkie czarne rękawice były częścią jego stroju - ubrany był w równie czarną czarodziejską szatę, wykonaną z najwyższej jakości materiałów i doskonale skrojoną, przeszytą haftem, który wzorem imitował zbroję - baśniowy, mało realistyczny napierśnik o wyhaftowanych kolcach, być może odnoszących się do kolców róż, być może bardziej do postaci, którą sobą przedstawiał. Nogawki spodni wpuszczone były w wysokie po kolana sznurowane jeździeckie buty - również wykonane z czarnej skóry, na piętach błyszczące srebrnymi ostrogami. Szatę przepasano szarfą, czarną, z wyjątkowo wyrazistym haftem kontrastującym z całością stroju lekko pożółkłą bielą; haft układał się w kształt ludzkich kręgów imitując sznur kręgosłupa, oplatający go w pasie i zwisający wzdłuż szaty niby broń gotowa, by ją pochwycić. Porcelanowa maska przysłaniająca twarz miała tę samą kościstą barwę, czarne oczodoły zionęły otchłanią pod wysuniętą brwią, rzucając cień na jego własne oczy, podczas gdy usta przysłaniały dwa rzędy ponurych zębów. Wymalowana farbą przegroda nosowa zdobiła wybrzuszenie faktycznego nosa. Ta naga czaszka straciła jednak na znaczeniu, gdy przysłonił twarz głębokim kapturem - został podszyty subtelnym materiałem peleryny niewidki, która sprawiła, że jego głowa całkiem zniknęła, odcinając się od reszty stroju. Wówczas zdjął maskę, nie ukazując niewidzialnej twarzy, by w dalszym tańcu trzymać ją pod lewym ramieniem.
I choć nikt nie mógł dostrzec jego oczu, wpatrywały się wyłącznie w kobietę, którą trzymał dziś w ramionach.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Dostrzegła zbliżającą się sylwetkę lady Nott kątem oka, wiedząc, że nadeszła ich kolej, nim jeszcze powleczona rękawiczką dłoń spoczęła na ramieniu Tristana; uśmiechnęła się – lekko, promiennie – w jakimś naturalnym odruchu wychwytując spojrzenie ciemnych oczu. Nie musiała udawać, że czuła się w Hampton Court dobrze; sabaty i wszelkiej maści arystokratyczne uroczystości nigdy jej nie męczyły, nie traktowała ich też jako przykrego obowiązku – a tym razem cieszyła się na noworoczny bal wyjątkowo, mając wrażenie, jakby zbudziła się do życia po bardzo długiej zimie. Cień zagrażających jej anomalii już się rozproszył, podobnie jak ponure wspomnienie poprzedniego Sylwestra, wspomnianego w akompaniamencie minuty przesyconej ciszą; Evandra, podobnie jak pozostali, oddała umarłym należny im szacunek, schylając lekko głowę – nie chciała jednak zatrzymywać się w przeszłości zbyt długo. Nie tutaj, nie teraz – i nie pośród żywych, barwną mozaiką i pięknem strojów wypełniających zachwycającą salę balową. Chociaż jej organizm, osłabiony chorobą, wciąż dochodził do siebie po wydaniu na świat syna, to tego wieczoru udawało jej się ostrożnie skrywać wszystkie słabości, przyćmione dodatkowo panującą na sali balowej atmosferą, przykryte muzyką, zagłuszone niemożliwą do podrobienia energią. I odpędzone towarzystwem Tristana; mimo że pojawiła się tutaj jako jego żona, nie trwała wcale u jego boku z przymusu – choć nabrane doświadczenie coraz wyraźniej odbijało się za schowaną pod maską twarzą, a na stabilnych barkach spoczywał znacznie większy ciężar odpowiedzialności, wciąż był tym samym mężczyzną, za którym przez lata wodziła spojrzeniem, odwracając je dyskretnie, gdy kierował w jej stronę swoje.
Nie tym razem, tym razem nie uciekała. – Lordzie – dygnęła z gracją, wcześniej w ślad za Tristanem odkładając na lewitującą tacę kryształowy kieliszek. Podała mężowi dłoń, pozwalając prowadzić się w tańcu, w którym już po chwili płynęli oboje, podążając za nutami wygrywanej przez magiczne instrumenty muzyki, śledzeni wzrokiem dziesiątek par wyglądających zza masek oczu.
Chociaż początek i druga połowa grudnia nie należały dla niej do najłatwiejszych, nie pozwoliła, by odbiło się to w niedociągnięciach jej dzisiejszego przebrania, w ostatnich dniach osobiście nadzorując powstawanie sukni i zdobiących ją detali. Nie miała zamiaru zawieść lady Nott – zwłaszcza, że odkąd odczytała dołączony do zaproszenia bilecik, była niemal pewna, iż gospodyni noworocznego sabatu starannie wybrała dla niej motyw, oddając lekki ukłon jej zamiłowaniu do literatury. Strój, który założyła tego wieczoru, uszyto ze zwiewnej tkaniny w kolorze głębokiej zieleni, zebranej w talii i na ramionach – w tańcu zdającej się mienić lekko, jak gdyby dół sukni obsypał srebrny i złoty pył. Sam materiał zdobił misterny haft, układający się w finezyjny wzór z kwiatów i liści, pojawiający się głównie na górze kreacji i gładkich rękawiczkach; największe wrażenie robił jednak tył sukni, skrojony i wyszyty tak, by przypominał przylegające gładko do pleców skrzydła, które zdawały się wyłapywać światło odbijające się od tysięcy zawieszonych u żyrandoli kryształów. Jasnej szyi Evandry nie przysłaniały dzisiaj srebrzyste włosy – upięte wysoko, oplatały jej głowę tworząc koronę i pomagając utrzymać się na skroniach tej prawdziwej, wykonanej z białego złota i delikatnej, kształtem i formą przypominającej wianek z kwiatów i liści, podobnych tym, które zdobiły jej suknię. Porcelanowa maska była skromna, malowana w ten sam motyw i wydłużająca się lekko na wysokości uszu. Jasne oczy wyglądające zza wykrojonych starannie otworów, spoglądały w górę, w miejsce, w którym – jak zgadywała – musiała znajdować się niewidzialna para brązowych tęczówek.
Nie tym razem, tym razem nie uciekała. – Lordzie – dygnęła z gracją, wcześniej w ślad za Tristanem odkładając na lewitującą tacę kryształowy kieliszek. Podała mężowi dłoń, pozwalając prowadzić się w tańcu, w którym już po chwili płynęli oboje, podążając za nutami wygrywanej przez magiczne instrumenty muzyki, śledzeni wzrokiem dziesiątek par wyglądających zza masek oczu.
Chociaż początek i druga połowa grudnia nie należały dla niej do najłatwiejszych, nie pozwoliła, by odbiło się to w niedociągnięciach jej dzisiejszego przebrania, w ostatnich dniach osobiście nadzorując powstawanie sukni i zdobiących ją detali. Nie miała zamiaru zawieść lady Nott – zwłaszcza, że odkąd odczytała dołączony do zaproszenia bilecik, była niemal pewna, iż gospodyni noworocznego sabatu starannie wybrała dla niej motyw, oddając lekki ukłon jej zamiłowaniu do literatury. Strój, który założyła tego wieczoru, uszyto ze zwiewnej tkaniny w kolorze głębokiej zieleni, zebranej w talii i na ramionach – w tańcu zdającej się mienić lekko, jak gdyby dół sukni obsypał srebrny i złoty pył. Sam materiał zdobił misterny haft, układający się w finezyjny wzór z kwiatów i liści, pojawiający się głównie na górze kreacji i gładkich rękawiczkach; największe wrażenie robił jednak tył sukni, skrojony i wyszyty tak, by przypominał przylegające gładko do pleców skrzydła, które zdawały się wyłapywać światło odbijające się od tysięcy zawieszonych u żyrandoli kryształów. Jasnej szyi Evandry nie przysłaniały dzisiaj srebrzyste włosy – upięte wysoko, oplatały jej głowę tworząc koronę i pomagając utrzymać się na skroniach tej prawdziwej, wykonanej z białego złota i delikatnej, kształtem i formą przypominającej wianek z kwiatów i liści, podobnych tym, które zdobiły jej suknię. Porcelanowa maska była skromna, malowana w ten sam motyw i wydłużająca się lekko na wysokości uszu. Jasne oczy wyglądające zza wykrojonych starannie otworów, spoglądały w górę, w miejsce, w którym – jak zgadywała – musiała znajdować się niewidzialna para brązowych tęczówek.
różo, tyś chora:
czerw niewidoczny,
niesiony nocą
przez wicher mroczny,
znalazł łoże w szczęśliwym
szkarłacie twego serca
i ciemną, potajemną
miłością cię uśmierca
czerw niewidoczny,
niesiony nocą
przez wicher mroczny,
znalazł łoże w szczęśliwym
szkarłacie twego serca
i ciemną, potajemną
miłością cię uśmierca
Evandra G. Rosier
Zawód : alchemiczka w smoczym rezerwacie w Kent, harfistka
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
beauty is terror.
whatever we call beautiful,
we quiver before it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Chyba rzeczywiście poniosła go nieco wyobraźnia, skoro doszukiwał się już roślinnych motywów w cudzych strojach, jednak naprawdę nie wiedział, co swym przebraniem mogła prezentować dama, kiedy zwinnie poruszała się w eleganckim tańcu. Najwidoczniej brakowało mu nieco romantyczności, ponieważ to jeden z kobiecych głosów poprawnie ogłosił wszystkim, że do czynienia mają z uosobieniem wiosny. Podejrzewał, że płeć odgrywała tutaj pewną rolę, ponieważ kobiece wejrzenie często bywa odmienne od męskiego punktu widzenia. Kiedy on skupił się na kolorze kwiatów, barwę uznając za najważniejszą wskazówkę, jedna z panien w pełni adekwatnie na strój spojrzała jak na całość. I to rzeczywiście miało więcej sensu niż jego uparte doszukiwanie się konkretnego rodzaju rośliny, których wcale wiele nie znał.
Gospodyni wytypowała kolejną parę do tańca. Udowadniając swoje taneczne umiejętności dumnie wyprostowany lord nienagannie prowadził nadobną lady. Hafty na szacie emitowały zbroję, zasznurowane solidnie jeździeckie buty również musiały być ważnym elementem stroju. Ale najważniejszy był kaptur. Po jego nasunięciu na głowę maska została zdjęta. Materiał skrył twarz bawiącego się mężczyzny w sposób niezwykle specyficzny – istota część ciała wręcz rozmyła się w powietrzu. Bardzo zaskakujący strój, efektowny. Szybko przyniósł Aalphardowi oczywiste skojarzenie. Postać literacka czy istota z mitologii irlandzkiej?
Nawet podczas sabatu najwidoczniej nie potrafił docenić ogromnego piękna eleganckich sukien, które tym razem projektowane były pod charakter balu maskowego a nie rodowe barwy i symbole. Właściwie nikt nie próbował otwarcie zdradzać swojej tożsamości, choć czasem przywiązanie do konkretnego rodu zdradzały niewielkie ozdoby, u mężczyzn przeważnie były to brosze. A więc wszyscy chętnie poddawali się unoszącej się nad ich głowami atmosferze tajemniczości. Lady Nott musiała być tym zachwycona. Mimo wszystko nie należało jej drażnić, jeśli jeszcze nie było się w związku małżeńskim. Samymi plotkami zdziałać mogła naprawdę wiele, wszak wiedziała co i komu może szepnąć do ucha.
– Jeździec bez głowy – stwierdził całkiem pewnie. Tym razem nie zabrał głosu w sprawie kobiecego stroju, nie potrafiąc zidentyfikować odpowiednio wyszytych z tyłu sukni skrzydeł. Niewątpliwie piękna dama wcieliła się w jedną z mistycznych postaci. W którą jednak, stwierdzić już nie potrafił.
Gospodyni wytypowała kolejną parę do tańca. Udowadniając swoje taneczne umiejętności dumnie wyprostowany lord nienagannie prowadził nadobną lady. Hafty na szacie emitowały zbroję, zasznurowane solidnie jeździeckie buty również musiały być ważnym elementem stroju. Ale najważniejszy był kaptur. Po jego nasunięciu na głowę maska została zdjęta. Materiał skrył twarz bawiącego się mężczyzny w sposób niezwykle specyficzny – istota część ciała wręcz rozmyła się w powietrzu. Bardzo zaskakujący strój, efektowny. Szybko przyniósł Aalphardowi oczywiste skojarzenie. Postać literacka czy istota z mitologii irlandzkiej?
Nawet podczas sabatu najwidoczniej nie potrafił docenić ogromnego piękna eleganckich sukien, które tym razem projektowane były pod charakter balu maskowego a nie rodowe barwy i symbole. Właściwie nikt nie próbował otwarcie zdradzać swojej tożsamości, choć czasem przywiązanie do konkretnego rodu zdradzały niewielkie ozdoby, u mężczyzn przeważnie były to brosze. A więc wszyscy chętnie poddawali się unoszącej się nad ich głowami atmosferze tajemniczości. Lady Nott musiała być tym zachwycona. Mimo wszystko nie należało jej drażnić, jeśli jeszcze nie było się w związku małżeńskim. Samymi plotkami zdziałać mogła naprawdę wiele, wszak wiedziała co i komu może szepnąć do ucha.
– Jeździec bez głowy – stwierdził całkiem pewnie. Tym razem nie zabrał głosu w sprawie kobiecego stroju, nie potrafiąc zidentyfikować odpowiednio wyszytych z tyłu sukni skrzydeł. Niewątpliwie piękna dama wcieliła się w jedną z mistycznych postaci. W którą jednak, stwierdzić już nie potrafił.
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Spudłowała, ale to nic. Zabolało ją to, ale nieszczególnie. O wiele gorszym błędem byłoby zostać uprzedzonym – wówczas jej szlachecka duma ucierpiałaby aż zanadto. Zawsze słynęła ze stoickiego spokoju, lata próbując nieco wyrobić sobie refleks i myślała, że poniekąd jej się to udało. Nic dziwnego, że taki błąd byłby dla niej odrobinę załamujący.
W centrum uwagi znalazła się tym razem inna para. Zarówno mężczyzna, jak i kobieta mieli bardzo charakterystyczne stroje. Trzeba przyznać – oba stroje robiły wrażenie. Stanowiły swoje przeciwieństwa, ale mimo wszystko może dlatego tak dobrze przy sobie wyglądały.
Jeden strój został bardzo szybko odgadnięty przez nadzwyczaj aktywnego już wcześniej jegomościa. Z własnych spostrzeżeń mogła potwierdzić, że chodziła o wspomnianą postać – ostrogi i maska zdejmowana jak głowa mówiły same za siebie. Nie mogła zaprzeczyć, że odpowiedź – przynajmniej według niej – była cenna.
Pozostawała jeszcze kwestia motywu kobiety. Kwiaty, liście, skrzydła i element przypominający wydłużone uszy ewidentnie wskazywały na poprzednią odpowiedź Uny. Czyżby właśnie o to chodziło?
Miała ochotę się żachnąć: nieznajomy chyba najwyraźniej dał jej tym razem odpowiedzieć dobrze. Wskazówki były zbyt proste, żeby nie odgadnąć istoty, którą dama sobą reprezentowała. Poczuła się urażona, ale i tak odpowiedziała:
- Moja wina, to ta kreacja ukazuje elfa.
Wzruszyła ramionami, wzdychając. Była dość zirytowana, ale cóż… Humor popsuty miała już od samego ranka – nie chciała przychodzić tu, choćby przez wzgląd na Isabellę. Głupota, ale mimo wszystko Bulstrode czuła się winna, że jej to robi. Dalej poczuwała się do obowiązku bycia miłą wobec niej, nawet jeśli ta uznawała ją za najgorsze zło tego świata.
I tak gniew, urażona duma i żal mieszały się równocześnie z sympatią dla lady Selwyn. Nigdy dotąd nie czuła aż tak intensywnej mieszaniny emocji – nawet po stracie Mari. Nie chciała się przyzwyczajać, nie chciała się przywiązywać, a jednak się przywiązała z tragicznym dla niej skutkiem. Wiedziała, jak okropnym losem jest zostanie samemu w takich okolicznościach i to aż za bardzo.
W centrum uwagi znalazła się tym razem inna para. Zarówno mężczyzna, jak i kobieta mieli bardzo charakterystyczne stroje. Trzeba przyznać – oba stroje robiły wrażenie. Stanowiły swoje przeciwieństwa, ale mimo wszystko może dlatego tak dobrze przy sobie wyglądały.
Jeden strój został bardzo szybko odgadnięty przez nadzwyczaj aktywnego już wcześniej jegomościa. Z własnych spostrzeżeń mogła potwierdzić, że chodziła o wspomnianą postać – ostrogi i maska zdejmowana jak głowa mówiły same za siebie. Nie mogła zaprzeczyć, że odpowiedź – przynajmniej według niej – była cenna.
Pozostawała jeszcze kwestia motywu kobiety. Kwiaty, liście, skrzydła i element przypominający wydłużone uszy ewidentnie wskazywały na poprzednią odpowiedź Uny. Czyżby właśnie o to chodziło?
Miała ochotę się żachnąć: nieznajomy chyba najwyraźniej dał jej tym razem odpowiedzieć dobrze. Wskazówki były zbyt proste, żeby nie odgadnąć istoty, którą dama sobą reprezentowała. Poczuła się urażona, ale i tak odpowiedziała:
- Moja wina, to ta kreacja ukazuje elfa.
Wzruszyła ramionami, wzdychając. Była dość zirytowana, ale cóż… Humor popsuty miała już od samego ranka – nie chciała przychodzić tu, choćby przez wzgląd na Isabellę. Głupota, ale mimo wszystko Bulstrode czuła się winna, że jej to robi. Dalej poczuwała się do obowiązku bycia miłą wobec niej, nawet jeśli ta uznawała ją za najgorsze zło tego świata.
I tak gniew, urażona duma i żal mieszały się równocześnie z sympatią dla lady Selwyn. Nigdy dotąd nie czuła aż tak intensywnej mieszaniny emocji – nawet po stracie Mari. Nie chciała się przyzwyczajać, nie chciała się przywiązywać, a jednak się przywiązała z tragicznym dla niej skutkiem. Wiedziała, jak okropnym losem jest zostanie samemu w takich okolicznościach i to aż za bardzo.
How long ago did I die?
Where was I buried?
Nie miałem pewności, czy powinienem stawiać się na sabacie. To nie była rozrywka dla takich ludzi, jak ja. Stąd zdziwiło mnie otrzymanie zaproszenia od Eddarda, ale nie wypadało odmówić. Wiedział to nawet ktoś pozbawiony arystokratycznego wychowania i salonowych manier. Mogłem się tu znaleźć, w towarzystwie Ministra i całej najważniejszej śmietanki towarzyskiej w Anglii. Czułem się w pewien sposób zaszczycony, dużo jednak bardziej miałem wrażenie, że byłem nie na miejscu. Jak wazon, który dostaje się na urodziny i nie wypada go wyrzucić, więc stawia się go w przedpokoju, chociaż zupełnie i do niczego nie pasuje. Za późno było jednak, by to rozpamiętywać. Mogłem czuć się niepewny widząc tańczące pary w układach, o których nie miałem pojęcia, ale jeśli nie chciałem całkowicie zmarnować swojego czasu, powinienem się przynajmniej dobrze bawić. Nie nadążałem za toczącymi się zgadywankami. Nazwy przeróżnych stworzeń i postaci padały zanim zdążyłem w ogóle dojrzeć szczegóły wspaniałych strojów. Może to dlatego, że stałem z tyłu, wciąż niedostatecznie pewny siebie, by wyjść na przód. Tańczyła właśnie kolejna para, której mogłem przyglądać się w milczeniu. Upomniałem się w myślach, że przybyłem się przecież bawić i nie wypadało ostentacyjnie okazywać swojego zadowolenia. I tak miałem maskę, nie mogłem się ośmieszyć. Nie za bardzo przynajmniej. Dlatego kiedy zobaczyłem kolejną parę, nabrałem powietrza w płuca. Zanim jednak zdążyłem cokolwiek powiedzieć, padły nazwy, które jednak nie mogły mnie już uciszyć. Postanowiłem wziąć udział w zabawie, więc to zrobię.
- Kot w butach - było naprawdę pierwszym, co przyszło mi na myśl, gdy spojrzałem na buty w stroju człowieka bez głowy. Tak, jeździec pasował znacznie bardziej, to bez wątpienia, ale nie będę przecież bawił się w echo i powtarzał cudzych słów. Nie miałem wcale tak wiele czasu, by zdecydować się, na co zmienię mój głos, gdy już nabrałem powietrza w płuca. - I wróżka - i tu naprawdę mogłem się bardziej popisać - są wróżki chrzestne, leśne, nawet jakbym wymyślił wróżkę kwiatów, zabrzmiałoby to mniej idiotycznie, ale nie, żadna z tych nie była pierwszą, która przyszła mi na myśl - zębuszka!
Potrzebowałem całej sekundy, by zdać sobie sprawę, że to była jednak fatalna pomyłka. Nie nadawałem się do arystokratycznych zabaw. Próbowałem przynajmniej. I oby nikt nie wiedział, że ja to ja. Choć musiałem przyznać, że mimo wszystko, bawiłem się już całkiem nieźle.
- Kot w butach - było naprawdę pierwszym, co przyszło mi na myśl, gdy spojrzałem na buty w stroju człowieka bez głowy. Tak, jeździec pasował znacznie bardziej, to bez wątpienia, ale nie będę przecież bawił się w echo i powtarzał cudzych słów. Nie miałem wcale tak wiele czasu, by zdecydować się, na co zmienię mój głos, gdy już nabrałem powietrza w płuca. - I wróżka - i tu naprawdę mogłem się bardziej popisać - są wróżki chrzestne, leśne, nawet jakbym wymyślił wróżkę kwiatów, zabrzmiałoby to mniej idiotycznie, ale nie, żadna z tych nie była pierwszą, która przyszła mi na myśl - zębuszka!
Potrzebowałem całej sekundy, by zdać sobie sprawę, że to była jednak fatalna pomyłka. Nie nadawałem się do arystokratycznych zabaw. Próbowałem przynajmniej. I oby nikt nie wiedział, że ja to ja. Choć musiałem przyznać, że mimo wszystko, bawiłem się już całkiem nieźle.
Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss. The abyss gazes also into you.
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Ani trochę nie spodziewała się odpowiedzi, która miała lada moment paść. Była niemal pewna, że kolejna runda walki na zgadywanie zakończy się pomiędzy nią a nieznajomym, który dał jej zremisować wedle swojego uznania. W końcu motywy były w przypadku tej pary niemal oczywiste.
Znikąd padła jeszcze jedna odpowiedź. Obróciła się w bok w kierunku, z którego pochodziła. Nie zauważyła tego mężczyzny, choć stał jakiś jeden czy dwa kroki od niej. Również na tyłach.
Co jednak zdziwiło ją bardziej to treść odpowiedzi. Owszem, nie mogła przecież nikomu zabronić zgadywać - każdy mógł mieć własny pomysł, który chciał zasygnalizować. Co osoba to koncepcja, zawsze tak było w przypadku kalamburów.
Chodziło o to... Że o ile dobór pierwszej odpowiedzi tak nie raził, to drugiej aż zanadto. Dziwne myślenie. Zastanawiała się, czy odpowiadający ma po prostu kiepskie poczucie humoru i najzwyczajniej w świecie żartuje, czy mówi zupełnie poważnie. Tak czy owak jeśli kontynuuje to cóż, prędzej czy później wyrzucą go z balu, a nestor się z nim rozprawi. Nie wspominając o lady Nott chyba zdolnej zniszczyć każdego, kto zepsuje jej pieczołowicie przygotowane przyjęcie.
Nie przypominała sobie, żeby ktokolwiek żartujący w ten sposób na arystokratycznych przyjęciach kiedykolwiek istniał i dalej bytował na salonach. Najwyraźniej się pomyliła. Chyba że pod maską krył się żebrak zamiast księcia?
Zauważając zwracające się w ich kierunku oczy, postanowiła jednak zareagować na korzyść nieznajomego:
- Och, mój lordzie! Nie spodziewałam się, że ten żart będzie tak zabawny. Ale mówmy może trochę ciszej, nie chcemy przeszkadzać reszcie gości. Przepraszam was, moje miłe lady i lordowie, to się już więcej nie powtórzy. Kontynuujmy, proszę.
Nikt nie widział jej przecież z tyłu - mogła z nim przedtem rozmawiać, a on rzucić odrobinę zbyt bezpośrednim dowcipem. Szybko zmieniła nastawienie z pesymistycznego na realistyczne. Od dziecka uczono ją, że trzeba zdobywać jak najwięcej sprzymierzeńców dzięki miłym słowom. Większość z nich potem się wykrusza, część z nich zdradza, ale kilku z nich zwykle zostaje. Im również nie można w pełni ufać, aczkolwiek bez silnych pionków, wiadomo że gracz również nie może być silny. Dlatego ten jeden raz postanowiła wyratować nieznajomego bywalca balu z opresji. Nie wiadomo, kiedy pomoc i jej może się przydać.
Zaczekała chwilę, aż centrum uwagi przeniesie się z powrotem na gospodynię, po czym dygnęła lekko w stronę nieznajomego w ramach pożegnania. Oddaliła się, by pójść na drugi koniec sali. Poruszała się cały czas tyłami, żeby czasem nie przykuć niepotrzebnej atencji.
Los jednak najwyraźniej postanowił z niej zadrwić i zaczepił o czyjś element stroju materiał jej sukienki. Szczęśliwie w porę to zauważyła, inaczej gdyby pociągnęła kreację za sobą dalej, ewidentnie by się rozdarła.
- Przepraszam - zaczęła cicho. Jak miała o to zapytać? - Czy mógłby lord...?
Poddała się i finalnie wskazała głową na zahaczony o strój mężczyzny materiał sukienki. Nie miała pojęcia, że pod maską kryje się nie kto inny jak Bastian, brat Isabelli.
Znikąd padła jeszcze jedna odpowiedź. Obróciła się w bok w kierunku, z którego pochodziła. Nie zauważyła tego mężczyzny, choć stał jakiś jeden czy dwa kroki od niej. Również na tyłach.
Co jednak zdziwiło ją bardziej to treść odpowiedzi. Owszem, nie mogła przecież nikomu zabronić zgadywać - każdy mógł mieć własny pomysł, który chciał zasygnalizować. Co osoba to koncepcja, zawsze tak było w przypadku kalamburów.
Chodziło o to... Że o ile dobór pierwszej odpowiedzi tak nie raził, to drugiej aż zanadto. Dziwne myślenie. Zastanawiała się, czy odpowiadający ma po prostu kiepskie poczucie humoru i najzwyczajniej w świecie żartuje, czy mówi zupełnie poważnie. Tak czy owak jeśli kontynuuje to cóż, prędzej czy później wyrzucą go z balu, a nestor się z nim rozprawi. Nie wspominając o lady Nott chyba zdolnej zniszczyć każdego, kto zepsuje jej pieczołowicie przygotowane przyjęcie.
Nie przypominała sobie, żeby ktokolwiek żartujący w ten sposób na arystokratycznych przyjęciach kiedykolwiek istniał i dalej bytował na salonach. Najwyraźniej się pomyliła. Chyba że pod maską krył się żebrak zamiast księcia?
Zauważając zwracające się w ich kierunku oczy, postanowiła jednak zareagować na korzyść nieznajomego:
- Och, mój lordzie! Nie spodziewałam się, że ten żart będzie tak zabawny. Ale mówmy może trochę ciszej, nie chcemy przeszkadzać reszcie gości. Przepraszam was, moje miłe lady i lordowie, to się już więcej nie powtórzy. Kontynuujmy, proszę.
Nikt nie widział jej przecież z tyłu - mogła z nim przedtem rozmawiać, a on rzucić odrobinę zbyt bezpośrednim dowcipem. Szybko zmieniła nastawienie z pesymistycznego na realistyczne. Od dziecka uczono ją, że trzeba zdobywać jak najwięcej sprzymierzeńców dzięki miłym słowom. Większość z nich potem się wykrusza, część z nich zdradza, ale kilku z nich zwykle zostaje. Im również nie można w pełni ufać, aczkolwiek bez silnych pionków, wiadomo że gracz również nie może być silny. Dlatego ten jeden raz postanowiła wyratować nieznajomego bywalca balu z opresji. Nie wiadomo, kiedy pomoc i jej może się przydać.
Zaczekała chwilę, aż centrum uwagi przeniesie się z powrotem na gospodynię, po czym dygnęła lekko w stronę nieznajomego w ramach pożegnania. Oddaliła się, by pójść na drugi koniec sali. Poruszała się cały czas tyłami, żeby czasem nie przykuć niepotrzebnej atencji.
Los jednak najwyraźniej postanowił z niej zadrwić i zaczepił o czyjś element stroju materiał jej sukienki. Szczęśliwie w porę to zauważyła, inaczej gdyby pociągnęła kreację za sobą dalej, ewidentnie by się rozdarła.
- Przepraszam - zaczęła cicho. Jak miała o to zapytać? - Czy mógłby lord...?
Poddała się i finalnie wskazała głową na zahaczony o strój mężczyzny materiał sukienki. Nie miała pojęcia, że pod maską kryje się nie kto inny jak Bastian, brat Isabelli.
How long ago did I die?
Where was I buried?
- Och, nie, to nie kot w butach... jeździec bez głowy, inaczej nazywany dullahanem, punkt znów dla tajemniczego pana! - Adelaide przyklasnęła dłońmi odpowiedzi Alpharda, przenosząc wzrok na Unę. - Niewątpliwie nie jest to wróżka zębuszka, jednak druga z odpowiedzi naprowadza na właściwy trop - oznajmiła z rozbawieniem, przyglądając się młodej damie.
Punkt dla Alpharda i Tristana, przebranie Evandry wciąż może być zgadywane, również przez postaci, które wypowiedziały się już w poprzedniej turze.
Punkt dla Alpharda i Tristana, przebranie Evandry wciąż może być zgadywane, również przez postaci, które wypowiedziały się już w poprzedniej turze.
Nie zaskoczyła go szybko odgadnięta odpowiedź. Jego towarzyszka również doskonale sprawdziła się w tańcu, nie zawiodła go intuicja, kiedy podejmował ryzykowną decyzję, aby zaprosić ją ze sobą na parkiet. Jej suknia miała szanse ukryć niepewnie stawiane kroki. Miał krótką okazję podziwiać jej strój, jej maskę, podczas tańca chwilami patrząc jej w oczy, głęboko i czujnie. Był pewien, że nigdy wcześniej ich nie widział, nie były też tak intensywnie zielone jak oczy Cassandry, ich kształt nie przywodził mu na myśl nikogo konkretnego, była więc dla niego całkiem obcą, choć niezwykle czarującą partnerką wieczoru, towarzyszką w debiucie, który odbywał na parkiecie Hampton Court.
— Większość tych sekretów ludzie zabierają ze sobą do grobu, lady. Sporym nietaktem z mojej strony byłoby je dziś publicznie zdradzić — odparł czarującym tonem czarownicy, która odgadła poprawnie jego przebranie, schodząc z parkietu w towarzystwie swojej partnerki. Nie pozwolił jej jednak oddalić się od siebie. Od razu pochwycił kielich z lewitującej tacy i wręczył go stymfalidzie, kiedy stanęła obok.. Wolałby usunąć się z widoku, ale było na to zdecydowanie za wcześnie. Gdyby nie lord, który przed nim popełnił faux pas, sam wymknąłby się z głównej sali, aby rozgościć po innych zakamarkach Hampton Court, ale to właśnie dzięki niemu uznał, że było to wciąż nie na miejscu. Powinni poczekać do końca zabawy, aż towarzystwo się rozluźni, a wszystkie pary zostaną zademonstrowane. Taki był jego obowiązek jako gościa, dlatego poniekąd był wdzięczny arystokracie za ukazanie nietaktu, który z pewnością sam by popełnił, chcąc jak najszybciej stracić się w tłumie.
Spojrzał na wchodzącą na środek parę. Strój mężczyzny został szybko odgadnięty przez weterana dzisiejszej zabawy.
— Może więc driada lub inna leśna nimfa — słysząc, że poprzednie typy okazały się nietrafione. Mógłby przysiąc, że mężczyzną o wyjątkowym poczuciu humoru był jego ojciec. Choć przebranie ani trochę go nie zdradzało, ten głos poznałby wszędzie. Spojrzał więc w jego stronę, kiedy dama zaśmiała się z jego pomysłów.
— Większość tych sekretów ludzie zabierają ze sobą do grobu, lady. Sporym nietaktem z mojej strony byłoby je dziś publicznie zdradzić — odparł czarującym tonem czarownicy, która odgadła poprawnie jego przebranie, schodząc z parkietu w towarzystwie swojej partnerki. Nie pozwolił jej jednak oddalić się od siebie. Od razu pochwycił kielich z lewitującej tacy i wręczył go stymfalidzie, kiedy stanęła obok.. Wolałby usunąć się z widoku, ale było na to zdecydowanie za wcześnie. Gdyby nie lord, który przed nim popełnił faux pas, sam wymknąłby się z głównej sali, aby rozgościć po innych zakamarkach Hampton Court, ale to właśnie dzięki niemu uznał, że było to wciąż nie na miejscu. Powinni poczekać do końca zabawy, aż towarzystwo się rozluźni, a wszystkie pary zostaną zademonstrowane. Taki był jego obowiązek jako gościa, dlatego poniekąd był wdzięczny arystokracie za ukazanie nietaktu, który z pewnością sam by popełnił, chcąc jak najszybciej stracić się w tłumie.
Spojrzał na wchodzącą na środek parę. Strój mężczyzny został szybko odgadnięty przez weterana dzisiejszej zabawy.
— Może więc driada lub inna leśna nimfa — słysząc, że poprzednie typy okazały się nietrafione. Mógłby przysiąc, że mężczyzną o wyjątkowym poczuciu humoru był jego ojciec. Choć przebranie ani trochę go nie zdradzało, ten głos poznałby wszędzie. Spojrzał więc w jego stronę, kiedy dama zaśmiała się z jego pomysłów.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
A więc nie elf? Huh, dziwne. Była niemal pewna swojej odpowiedzi. Ciężko znaleźć równie piękne stworzenie o tego typu skrzydłach na kartach książek.
Co innego mogło wyglądać jeszcze podobnie? Odpłynęła, żeby znaleźć odpowiedź.
Jedna istota zdaje się miała podobną urodę, często była przedstawiana jako piękna kobieta z jasnymi włosami. Una zawsze widywała ją na ilustracjach z lasami. Czy to o to może chodzić?
Te skrzydła... Zdaje się, że czasami oea postać była
Zastanawiała się, czy nader aktywny nieznajomy wiedział już wcześniej o jej błędzie. Czyżby specjalnie pozwolił jej czuć się swobodnie, by się ośmieszyła? Nie miała pojęcia, ale miała szczerą nadzieję, że również na początku nie myślał, że elf jest niepoprawny.
Potem padła jeszcze inna odpowiedź. "Nimfa". Hm, nawet pasowała, tylko czy faktycznie powinna mieć skrzydła? Nigdy nie widziała żadnej ryciny z latającą nimfą, ale może nieuważnie patrzała.
Była po tych wszystkich odpowiedziach w rozterce. Niemniej postanowiła udzielić kolejnej odpowiedzi.
- A może wila? - zapytała niepewnie. Nie miała ostatecznie nic do stracenia.
Wile ukazywano na różne sposoby. Nie zdziwiłaby się, gdyby ten strój był jedną z ich wariacji. Pewnie kobieta inspirowała się tą bardziej mistyczną formą, a nie harpiowatą z dziobem i strasznymi skrzydłami. Miała być eteryczna i lekka tak, żeby subtelnie uwodzić.
Srebrzyste światło księżyca chyba też poniekąd zadecydowało o wyborze Uny. Wszystko zdawało się błyszczeć, jakby zostało posypane gwiezdnym pyłem. O ile dobrze pamiętała Bulstrode to w takich sytuacjach nieraz opisywano wile.
Miała szczerą nadzieję, że tym razem trafiła. Co innego mogłaby jeszcze wymyśleć? Większość szczegółów pasowało do wil obecnych w utworach w każdym folklorze w takiej czy innej postaci. Zawsze jednak przypominały wróżki, miały zwracać uwagę i emanować delikatnością.
Westchnęła w myślach. Chyba za bardzo pospieszyła się z odpowiedzią. Ostatnim razem, gdy to zrobiła, jej próba się nie powiodła. Wątpiła, czy tym razem bycie szybką jej się przydało. Ale cóż, zaryzykowała, musiała zatem ponieść tego konsekwencje.
Co innego mogło wyglądać jeszcze podobnie? Odpłynęła, żeby znaleźć odpowiedź.
Jedna istota zdaje się miała podobną urodę, często była przedstawiana jako piękna kobieta z jasnymi włosami. Una zawsze widywała ją na ilustracjach z lasami. Czy to o to może chodzić?
Te skrzydła... Zdaje się, że czasami oea postać była
Zastanawiała się, czy nader aktywny nieznajomy wiedział już wcześniej o jej błędzie. Czyżby specjalnie pozwolił jej czuć się swobodnie, by się ośmieszyła? Nie miała pojęcia, ale miała szczerą nadzieję, że również na początku nie myślał, że elf jest niepoprawny.
Potem padła jeszcze inna odpowiedź. "Nimfa". Hm, nawet pasowała, tylko czy faktycznie powinna mieć skrzydła? Nigdy nie widziała żadnej ryciny z latającą nimfą, ale może nieuważnie patrzała.
Była po tych wszystkich odpowiedziach w rozterce. Niemniej postanowiła udzielić kolejnej odpowiedzi.
- A może wila? - zapytała niepewnie. Nie miała ostatecznie nic do stracenia.
Wile ukazywano na różne sposoby. Nie zdziwiłaby się, gdyby ten strój był jedną z ich wariacji. Pewnie kobieta inspirowała się tą bardziej mistyczną formą, a nie harpiowatą z dziobem i strasznymi skrzydłami. Miała być eteryczna i lekka tak, żeby subtelnie uwodzić.
Srebrzyste światło księżyca chyba też poniekąd zadecydowało o wyborze Uny. Wszystko zdawało się błyszczeć, jakby zostało posypane gwiezdnym pyłem. O ile dobrze pamiętała Bulstrode to w takich sytuacjach nieraz opisywano wile.
Miała szczerą nadzieję, że tym razem trafiła. Co innego mogłaby jeszcze wymyśleć? Większość szczegółów pasowało do wil obecnych w utworach w każdym folklorze w takiej czy innej postaci. Zawsze jednak przypominały wróżki, miały zwracać uwagę i emanować delikatnością.
Westchnęła w myślach. Chyba za bardzo pospieszyła się z odpowiedzią. Ostatnim razem, gdy to zrobiła, jej próba się nie powiodła. Wątpiła, czy tym razem bycie szybką jej się przydało. Ale cóż, zaryzykowała, musiała zatem ponieść tego konsekwencje.
How long ago did I die?
Where was I buried?
Słysząc kolejne odpowiedzi, lady Nott jedynie pokręciła głową; wyraz jej twarzy pozostał skryty za porcelanową maską - tym razem nie podała podpowiedzi, musiały znajdować się dalej od poprawnej.
Przebranie Evandry wciąż może być zgadywane, również przez postaci, które wypowiedziały się już w poprzedniej turze.
Przebranie Evandry wciąż może być zgadywane, również przez postaci, które wypowiedziały się już w poprzedniej turze.
Mówiąc, że byłem zdziwiony faktem uznania mojej odpowiedzi za błędną, musiałbym skłamać. Adelaida Nott zdawała się być jednak bardziej rozbawiona niż zła. Mogłem przypuszczać, że gdyby większość sali widziała, kim jestem, w powietrzu wyczuwalne byłoby bezgraniczne zażenowanie i niechęć. Ale schowany za maską mogłem rozkoszować się urokami anonimowości. Wyłapałem jednak kilka spojrzeń - zapewne część rozbawiona, część zniesmaczona i większość nieco zaskoczona - ale tego nie sposób było stwierdzić, gdy wszystkie twarze skryły się za pozbawionymi mimiki maskami. Jedna jednak kobieta nie ograniczyła się do spojrzeń.
- Bardzo dziękuję, lady, za ratunek - zwróciłem się do niej pógłosem, rad, że maska tak doskonale ukrywała moje rozbawienie całą sytuacją. Nie byłem arystokratą, nie wiedziałem, na jakie żarty zwykli pozwalać sobie mężczyźni na salonach. O ile nie zamierzałem też urazić naszej gospodyni swoim zachowaniem, o tyle nie planowałem także całkowicie zarzucać swojej dobrej zabawy. Szczególnie, że sama ona zdawała się nie mieć mi mojej próby za złe. Skłoniłem się jej więc w milczeniu, przyjmując niepomyślny dla siebie werdykt z godnością.
- To może chociaż leśna wróżka - spróbowałem raz jeszcze, gdy kobieta, która pospieszyła mi z pomocą i mężczyzna ubrany na czarno wyglosili swoje typy. Jeśli chodziło o głos, który proponował nimfę bądź driadę brzmiał znajomo. Jeśli faktycznie był to Ramsey, także i jego strój zdawał się pasować do charakteru mojego syna. Nie przyglądałem mu się jednak zbyt długo. Bal trwał, pary tańczyły, a kalmbury wcale nie zdawały się jeszcze kończyć. Rozrywka, choć zupełnie nie w moim stylu, sprawiała mi coraz większą przyjemność. I wyglądało na to, że kolejne próby odgadnięcia kreacji tajemniczej damy wciąż nie zadowoliły naszej gospodyni. Dlatego po wypowiedzeniu swoich słów wpatrywałem się w nią uwaznie, licząc na choćby drobny gest, który wskazałby, czy zmierzam we właściwym kierunku z kolejnymi próbami. Naprawdę, robiło się coraz ciekawiej.
- Bardzo dziękuję, lady, za ratunek - zwróciłem się do niej pógłosem, rad, że maska tak doskonale ukrywała moje rozbawienie całą sytuacją. Nie byłem arystokratą, nie wiedziałem, na jakie żarty zwykli pozwalać sobie mężczyźni na salonach. O ile nie zamierzałem też urazić naszej gospodyni swoim zachowaniem, o tyle nie planowałem także całkowicie zarzucać swojej dobrej zabawy. Szczególnie, że sama ona zdawała się nie mieć mi mojej próby za złe. Skłoniłem się jej więc w milczeniu, przyjmując niepomyślny dla siebie werdykt z godnością.
- To może chociaż leśna wróżka - spróbowałem raz jeszcze, gdy kobieta, która pospieszyła mi z pomocą i mężczyzna ubrany na czarno wyglosili swoje typy. Jeśli chodziło o głos, który proponował nimfę bądź driadę brzmiał znajomo. Jeśli faktycznie był to Ramsey, także i jego strój zdawał się pasować do charakteru mojego syna. Nie przyglądałem mu się jednak zbyt długo. Bal trwał, pary tańczyły, a kalmbury wcale nie zdawały się jeszcze kończyć. Rozrywka, choć zupełnie nie w moim stylu, sprawiała mi coraz większą przyjemność. I wyglądało na to, że kolejne próby odgadnięcia kreacji tajemniczej damy wciąż nie zadowoliły naszej gospodyni. Dlatego po wypowiedzeniu swoich słów wpatrywałem się w nią uwaznie, licząc na choćby drobny gest, który wskazałby, czy zmierzam we właściwym kierunku z kolejnymi próbami. Naprawdę, robiło się coraz ciekawiej.
Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss. The abyss gazes also into you.
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sala balowa
Szybka odpowiedź