Sala balowa
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Sala balowa
Okazała sala balowa w rezydencji Lady Adelaide Nott gościła niejeden sabat. To jedno z ważniejszych miejsc dla młodych szlachciców, bowiem każdy, kto pragnie zaistnieć w świecie arystokracji musi choć raz zatańczyć na marmurach Hampton Court. Sala jest bardzo jasna, z akcentami kolorystycznymi charakterystycznymi dla rodu Nottów; na podwyższeniu w jednym z rogów sali stoją instrumenty gotowe zagrać najpiękniejszą muzykę do tańca, znajdująca się na półpiętrze arkada, na którą prowadzą szerokie i kręte marmurowe schody umożliwia dogodne obserwowanie parkietu, a gdzie nie gdzie pod ścianami stoją sofy o skórzanych obiciach, zapraszające zmęczonych tancerzy do chwili wypoczynku. Jednak zdecydowanie najbardziej kunsztowny element wystroju stanowią bogate żyrandole, mieniące się tysiącami kryształów umieszczonych na ramionach ze szczerego złota.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 12.08.21 21:21, w całości zmieniany 9 razy
Miałem stąd wyjść. Zrobiło się duszno i nieznośnie, musiałem zaczerpnąć powietrza. To z tą myślą kierowałem się ku wyjściu, duchem będąc już właściwie gdzie indziej. Wszędzie, byleby nie w ogromnej, zatłoczonej sali. Nie wiedziałem czym to było spowodowane, ale pierwszy raz odczułem tak wyraźny dyskomfort w podobnej sytuacji. Zwrócona na mnie uwaga przez lady Nott nie pomogła, powodując wręcz jakieś dziwne, niespotykane otępienie. Będąc już w domu muszę przeanalizować te symptomy; jako uzdrowiciel powinienem mieć pojęcie o chorobach i przypadłościach, bez względu na to czy leżały w zakresie mojej specjalizacji. Nim doprowadziłem zdradliwe ciało do ładu, było już za późno. Kolejne pary tańczyły, zebrani goście kontynuowali zgadywanie przebrań innych osób. Stanąłem gdzieś z boku, chwilowo nie chcąc rzucać się w oczy. Musiałem mieć pewność, że podobna sytuacja już się dziś nie powtórzy, dlatego postawiłem na odpoczynek.
Dopiero później zebrałem się w sobie i ruszyłem bliżej parkietu. To właśnie wtedy ponownie dostrzegłem gospodynię, tym razem z ręką na ramieniu lady Carrow. Poznałbym ją wszędzie, choć niestety dziś głównie wyróżniała ją zaawansowana ciąża. Zobaczywszy w arystokratce zmieszanie oraz dezorientację, podszedłem do niej pewnym krokiem i wyciągnąłem ku niej dłoń.
- Zechcesz ze mną zatańczyć, lady? – spytałem, uśmiechając się nieco, czego jednak nie można było dostrzec na skrytej twarzy. Nie spodziewałem się rozpoznania, ale zamierzałem sam się ujawnić; prawdopodobnie po tańcu, bo teraz byłoby to jednak nietaktem. Wystarczająco dużo ich dziś popełniłem, wolałem nie brnąć w tę stronę jeszcze bardziej.
Skłoniłem się, nim poprowadziłem Isabelle na środek oraz rozpocząłem prowadzenie w tańcu. Czułem się idiotycznie z tak wieloelementowym przebraniem, ale przełknąłem swój dyskomfort w celu uratowania damy z opresji, jak szybko zacząłem o tym myśleć. Zastanawiałem się też, czy czuła obawę patrząc na groźnie wyglądającą maskę oblekającą niemalże całą twarz. W barwie jasnobrązowej, z wypustkami na oczy w kształcie migdałów; nos był wyraźnie zaznaczony, szeroki, płaski oraz dość długi, kończący się czarnym trójkątem z wierzchołkiem skierowanym ku dołowi. Pod nim domalowane były jasne wibrysy, niżej wąskie usta z wystawionymi paroma kłami. Górę tułowia zdobiła elegancka szata z drogiego materiału, ciemnobrązowego, mającego być imitacją krótkiej sierści. Dłonie obleczone w czarne, skórzane rękawice o jedynie dwóch palcach miały wyjątkowo ciężko podczas manewrów, ale powtarzałem sobie, że to tylko chwilowe. Spodnie przypominały górę stroju, ale wyróżniały się na jej tle zielonymi, zawijanymi wzorami, ciągnącymi się przez całą długość materiału. Wyglądały jak matowe, gadzie łuski.
Dopiero później zebrałem się w sobie i ruszyłem bliżej parkietu. To właśnie wtedy ponownie dostrzegłem gospodynię, tym razem z ręką na ramieniu lady Carrow. Poznałbym ją wszędzie, choć niestety dziś głównie wyróżniała ją zaawansowana ciąża. Zobaczywszy w arystokratce zmieszanie oraz dezorientację, podszedłem do niej pewnym krokiem i wyciągnąłem ku niej dłoń.
- Zechcesz ze mną zatańczyć, lady? – spytałem, uśmiechając się nieco, czego jednak nie można było dostrzec na skrytej twarzy. Nie spodziewałem się rozpoznania, ale zamierzałem sam się ujawnić; prawdopodobnie po tańcu, bo teraz byłoby to jednak nietaktem. Wystarczająco dużo ich dziś popełniłem, wolałem nie brnąć w tę stronę jeszcze bardziej.
Skłoniłem się, nim poprowadziłem Isabelle na środek oraz rozpocząłem prowadzenie w tańcu. Czułem się idiotycznie z tak wieloelementowym przebraniem, ale przełknąłem swój dyskomfort w celu uratowania damy z opresji, jak szybko zacząłem o tym myśleć. Zastanawiałem się też, czy czuła obawę patrząc na groźnie wyglądającą maskę oblekającą niemalże całą twarz. W barwie jasnobrązowej, z wypustkami na oczy w kształcie migdałów; nos był wyraźnie zaznaczony, szeroki, płaski oraz dość długi, kończący się czarnym trójkątem z wierzchołkiem skierowanym ku dołowi. Pod nim domalowane były jasne wibrysy, niżej wąskie usta z wystawionymi paroma kłami. Górę tułowia zdobiła elegancka szata z drogiego materiału, ciemnobrązowego, mającego być imitacją krótkiej sierści. Dłonie obleczone w czarne, skórzane rękawice o jedynie dwóch palcach miały wyjątkowo ciężko podczas manewrów, ale powtarzałem sobie, że to tylko chwilowe. Spodnie przypominały górę stroju, ale wyróżniały się na jej tle zielonymi, zawijanymi wzorami, ciągnącymi się przez całą długość materiału. Wyglądały jak matowe, gadzie łuski.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Rozmowa o literaturze ze znajomymi ojca okazała się nudna, więc Belle z rosnącym zaciekawieniem obserwowała grę w kalambury. Sama nie czuła się na siłach, by odgadnąć przebranie - jak się okazało - Ondyny, ale słuchała odpowiedzi innych... aż na moment straciła czujność i nie zauważyła zmierzającej w swoją stronę lady Nott. Wywołana do tańca, spojrzała z paniką najpierw na Adelaide, a następnie w stronę swojego taty. Wiedziała, że musi tu być, ale nie spodziewała się, że będzie musiała brać udział w zabawie. Ciężarna, osłabiona, wystawiona na publiczny widok i osąd, no i bez partnera.
Czy Adelaide właśnie się z niej naigrywała, mszcząc się za to, że nie była dla Percivala dostatecznie dobrą żoną? Być może prawdziwa i silniejsza szlachcianka zatrzymałaby go przy sobie...
Czy powinna upokorzyć się i zatańczyć z własnym ojcem, licząc, że nikt nie pozna go pod maską? Przytłoczona, stała przez moment bezradnie, aż pojawił się przed nią tajemniczy wybawca. Wciąż oszołomiona, skinęła głową, zmuszając usta do uśmiechu. Spoglądała na mężczyznę z wyraźną ulgą, usiłując odgadnąć z kim ma do czynienia - ale maska skrywała przecież twarz, tłumiła głos. Czyżby to był któryś z Blacków, albo Eddard? A może zlitował się nad nią ktoś prawie nieznajomy?
-Dziękuję, sir. - szepnęła, ujmując jego dłoń. Przeszła za lordem na parkiet, falując swoją wielką krynoliną - w założeniu suknia miała ukrywać ciążę, w praktyce tak zaawansowaną ciążę ledwo dało się ukryć. Ciemnozielony materiał układał się luźno na krynolinie, pozorując niechlujność przemyślanego stroju. Dekolt i rękawy zakrywała dopasowana, jasnoszara opończa. Włosy Isabelle były rozpuszczone i spływały swobodnie prawie do pasa - czuła się nieco nieswojo, albowiem nigdy nie pokazywała się publicznie w takiej fryzurze, ale służlka zapewniła ją, że to lepsze niż doczepianie sztucznych loków. Trzy-czwarte twarzy zakrywała maska w kolorze zgniłej zieleni. Otwory na oczy były obwiedzione czerwoną obwódką, a pod nimi, na policzkach, były wymalowane łzy. Isabelle nie czuła się w swoim stroju ani pięknie ani komfortowo, ale pewną pociechę przyniosło jej to, że jej partner - podobnie jak wielu innych gości - również prezentował się... osobliwie.
Czy Adelaide właśnie się z niej naigrywała, mszcząc się za to, że nie była dla Percivala dostatecznie dobrą żoną? Być może prawdziwa i silniejsza szlachcianka zatrzymałaby go przy sobie...
Czy powinna upokorzyć się i zatańczyć z własnym ojcem, licząc, że nikt nie pozna go pod maską? Przytłoczona, stała przez moment bezradnie, aż pojawił się przed nią tajemniczy wybawca. Wciąż oszołomiona, skinęła głową, zmuszając usta do uśmiechu. Spoglądała na mężczyznę z wyraźną ulgą, usiłując odgadnąć z kim ma do czynienia - ale maska skrywała przecież twarz, tłumiła głos. Czyżby to był któryś z Blacków, albo Eddard? A może zlitował się nad nią ktoś prawie nieznajomy?
-Dziękuję, sir. - szepnęła, ujmując jego dłoń. Przeszła za lordem na parkiet, falując swoją wielką krynoliną - w założeniu suknia miała ukrywać ciążę, w praktyce tak zaawansowaną ciążę ledwo dało się ukryć. Ciemnozielony materiał układał się luźno na krynolinie, pozorując niechlujność przemyślanego stroju. Dekolt i rękawy zakrywała dopasowana, jasnoszara opończa. Włosy Isabelle były rozpuszczone i spływały swobodnie prawie do pasa - czuła się nieco nieswojo, albowiem nigdy nie pokazywała się publicznie w takiej fryzurze, ale służlka zapewniła ją, że to lepsze niż doczepianie sztucznych loków. Trzy-czwarte twarzy zakrywała maska w kolorze zgniłej zieleni. Otwory na oczy były obwiedzione czerwoną obwódką, a pod nimi, na policzkach, były wymalowane łzy. Isabelle nie czuła się w swoim stroju ani pięknie ani komfortowo, ale pewną pociechę przyniosło jej to, że jej partner - podobnie jak wielu innych gości - również prezentował się... osobliwie.
Stal hartuje się w ogniu
♪
♪
Podczas mojej rozmowy z Ofelią padały kolejne propozycje dalszych strojów, kalambury trwały, choć na chwilę się z nich wyłączyłem. Nie przywykłem do prowadzenia rozmów, jakie toczyły się w całej sali - bardzo wyważonych, na siłę nieraz kulturalnych, pełnych miłych słówek, z których większość niewiele miała wspólnego z prawdą. Na przykład ta o moim tańcu. Wcale nie udawałem mówiąc, że nie radzę sobie z krokami. Choć doceniałem uprzejmość mojej partnerki. Skłoniłem się przed nią pamiętając, że na twarzy mam maskę, pod którą nie mogła dostrzec mojego uśmiechu.
- To bardzo uprzejme, pani - mój głos był nieco przytłumiony, by dotrzeć do czyichkolwiek uszu, najpierw musiał pokonać barierę stworzoną przez moją bazyliszkowatą twarz. Nie miałem pojęcia, kim była naprawdę Ofelia, z którą uroczo konwersowałem, wątpiłem jednak, bym ją znał. Niewiele znałem kobiet, które mógłbym spotkać w miejscu takim jak to - pełnym przepychu, elegancji i snobizmu. Odkąd opuściłem więzienie niespecjalnie obracałem się w towarzystwie arystokratek. Tym lepiej. Ani ja nie musiałem się martwić całą rozmową, ani moja towarzyszka, żadne z nas nie znało drugiego i cokolwiek miałoby w niej nie paść, nie miało specjalnego wpływu ani na naszą relację, ani na przyszłą bytność w towarzystwie. Która w moim przypadku była akurat znacznie bardziej wątpliwa niż w przypadku Ofelii.
- Z tonikiem? - Doceniłem grę słów, a niewidoczny pod maską uśmiech, tym razem wybrzmiał w moim stłumionym głosie. - Przed chwilą widziałem tacę z napojami, zaraz wrócę - skłoniłem się płytko i poszedłem na poszukiwania napojów. W tym czasie tańczyła kolejna para.
- Lady to zapewne szyszymora? - Odwróciłem się stojąc już przy tacy, sięgając po dwa drinki. Postanowiłem zaufać Ofelii, dwie szklanki z ginem rozcieńczone tonikiem i dodatkowo przystrojone arbuzem znalazły się w moich dłoniach, gdy wracałem na zajmowane wcześniej miejsce. Musiałem przejść dookoła, by nie wpaść na żadną z tańczących par. Wreszcie jednak znalazłem się na miejscu, oferując kobiecie szklankę wypełnioną przejrzystym płynem.
- Za miłe spotkania w nowym roku - wzniosłem toast i odchylając maskę upiłem łyk. Na szczęście opanowałem już tę sztukę wystarczająco, bym nie musiał odsłaniać przy tym twarzy. Dobrze czułem się ze swoją anonimowością.
- To bardzo uprzejme, pani - mój głos był nieco przytłumiony, by dotrzeć do czyichkolwiek uszu, najpierw musiał pokonać barierę stworzoną przez moją bazyliszkowatą twarz. Nie miałem pojęcia, kim była naprawdę Ofelia, z którą uroczo konwersowałem, wątpiłem jednak, bym ją znał. Niewiele znałem kobiet, które mógłbym spotkać w miejscu takim jak to - pełnym przepychu, elegancji i snobizmu. Odkąd opuściłem więzienie niespecjalnie obracałem się w towarzystwie arystokratek. Tym lepiej. Ani ja nie musiałem się martwić całą rozmową, ani moja towarzyszka, żadne z nas nie znało drugiego i cokolwiek miałoby w niej nie paść, nie miało specjalnego wpływu ani na naszą relację, ani na przyszłą bytność w towarzystwie. Która w moim przypadku była akurat znacznie bardziej wątpliwa niż w przypadku Ofelii.
- Z tonikiem? - Doceniłem grę słów, a niewidoczny pod maską uśmiech, tym razem wybrzmiał w moim stłumionym głosie. - Przed chwilą widziałem tacę z napojami, zaraz wrócę - skłoniłem się płytko i poszedłem na poszukiwania napojów. W tym czasie tańczyła kolejna para.
- Lady to zapewne szyszymora? - Odwróciłem się stojąc już przy tacy, sięgając po dwa drinki. Postanowiłem zaufać Ofelii, dwie szklanki z ginem rozcieńczone tonikiem i dodatkowo przystrojone arbuzem znalazły się w moich dłoniach, gdy wracałem na zajmowane wcześniej miejsce. Musiałem przejść dookoła, by nie wpaść na żadną z tańczących par. Wreszcie jednak znalazłem się na miejscu, oferując kobiecie szklankę wypełnioną przejrzystym płynem.
- Za miłe spotkania w nowym roku - wzniosłem toast i odchylając maskę upiłem łyk. Na szczęście opanowałem już tę sztukę wystarczająco, bym nie musiał odsłaniać przy tym twarzy. Dobrze czułem się ze swoją anonimowością.
Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss. The abyss gazes also into you.
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
And my name on the lips of the dead
OPCM : 15 +1
UROKI : 15 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +3
ZWINNOŚĆ : 3
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Pomyliła się kolejny raz? No cóż, spora część kalamburów jeszcze przed nią. Nie zamierzała się poddawać tak łatwo, choć poprzednie dawanie jej szansy przez zagorzałego uczestnika zabawy odrobinę godziło w jej szlachecką dumę. Zdecydowanie wolała przegrać, trafiając na przeciwnika równego sobie niż wygrać nie ze względu na własne przymioty. Była zdecydowanie zbyt ambitna, by cieszyć się z niezasłużonego zwycięstwa.
Kiedy na parkiet wkroczyła kolejna para, Una rozwiała wszelkie myśli, chcąc skupić się na obecnych przebraniach. Mężczyznę już poniekąd kojarzyła – rozmawiali ze sobą jeszcze przed tańcem. Miała wrażenie, że znam skądś jego głos, ale tym akurat nieszczególnie się zdziwiła. Większość tutejszych gości pochodziła przecież z jej otoczenia, tylko z niektórymi nie mogła się widywać.
Co do motywu... Męskiego była niemal pewna. Chodziło o chimerę. Mitologicznego stwora z głową lwa, tułowiem kozy i ogonem smoka. Nie mogło być inaczej. Za wiele razy widziała to stworzenia na kartach książek, by się pomylić.
Kolory, jak i materiały, z jakich został wykonany strój, w zupełności się zgadzały. Nie wspominając o rękawiczkach przypominających kopyta czy wibrysach na masce.
Uroczy strój, choć wydawało jej się, że jest dość ciężki do noszenia. Projektant Uny przynajmniej zapewnił jej swobodę pomimo zbyt oszałamiającego efektu dodanego do sukni, za co była mu dozgonnie wdzięczna. Fakt, kreacja miała dosyć dużo warstw tiulu, by nadać jej nieco więcej objętości, ale była w miarę wygodna. Co ważniejsze to że nie miała niesamowicie długiego trenu, który mógł być utrudnieniem nie tylko przy tańczeniu ale i chodzeniu.
– Chimera – rzuciła w końcu prosto. Tego była obecnie więcej niż pewna. Ale co z partnerką nieznajomego? Zastanawiała się, co za motyw dostała. Zwierzę, postać, uosobienie? Skłamałaby, mówiąc, że zna odpowiedź na to pytanie. Musiała trochę pomyśleć i przeanalizować każdy szczegół, zanim mogłaby orzec, co według niej przedstawia strój nieznajomej.
Kiedy na parkiet wkroczyła kolejna para, Una rozwiała wszelkie myśli, chcąc skupić się na obecnych przebraniach. Mężczyznę już poniekąd kojarzyła – rozmawiali ze sobą jeszcze przed tańcem. Miała wrażenie, że znam skądś jego głos, ale tym akurat nieszczególnie się zdziwiła. Większość tutejszych gości pochodziła przecież z jej otoczenia, tylko z niektórymi nie mogła się widywać.
Co do motywu... Męskiego była niemal pewna. Chodziło o chimerę. Mitologicznego stwora z głową lwa, tułowiem kozy i ogonem smoka. Nie mogło być inaczej. Za wiele razy widziała to stworzenia na kartach książek, by się pomylić.
Kolory, jak i materiały, z jakich został wykonany strój, w zupełności się zgadzały. Nie wspominając o rękawiczkach przypominających kopyta czy wibrysach na masce.
Uroczy strój, choć wydawało jej się, że jest dość ciężki do noszenia. Projektant Uny przynajmniej zapewnił jej swobodę pomimo zbyt oszałamiającego efektu dodanego do sukni, za co była mu dozgonnie wdzięczna. Fakt, kreacja miała dosyć dużo warstw tiulu, by nadać jej nieco więcej objętości, ale była w miarę wygodna. Co ważniejsze to że nie miała niesamowicie długiego trenu, który mógł być utrudnieniem nie tylko przy tańczeniu ale i chodzeniu.
– Chimera – rzuciła w końcu prosto. Tego była obecnie więcej niż pewna. Ale co z partnerką nieznajomego? Zastanawiała się, co za motyw dostała. Zwierzę, postać, uosobienie? Skłamałaby, mówiąc, że zna odpowiedź na to pytanie. Musiała trochę pomyśleć i przeanalizować każdy szczegół, zanim mogłaby orzec, co według niej przedstawia strój nieznajomej.
How long ago did I die?
Where was I buried?
Lady Nott z wyraźnym zadowoleniem spostrzegła Lupusa proszącego o taniec Isabellę, a gdy tylko skończyli, z równie dużym zadowoleniem przyjęła prawidłowe odpowiedzi:
- Szyszymora oraz chimera, doskonale! - Jej dłoń spoczęła na ramieniu Eddarda, zapraszając go do kolejnego tańca.
Isabella, Lupus, Ignotus i Una otrzymują po punkcie. Lupus poprawił swoje faux pas. Do tańca jako kolejna postać wybrany został Eddard, wraz z partnerką ma na odpis 48 godzin, a pozostałe postaci od odpisu drugiej postaci z pary lub od upływu terminu na odgadnięcie strojów otrzymają 72 godziny.
- Szyszymora oraz chimera, doskonale! - Jej dłoń spoczęła na ramieniu Eddarda, zapraszając go do kolejnego tańca.
Isabella, Lupus, Ignotus i Una otrzymują po punkcie. Lupus poprawił swoje faux pas. Do tańca jako kolejna postać wybrany został Eddard, wraz z partnerką ma na odpis 48 godzin, a pozostałe postaci od odpisu drugiej postaci z pary lub od upływu terminu na odgadnięcie strojów otrzymają 72 godziny.
Gdy taniec otwierający bal dobiegł końca, stanął w tłumie szlachetnych gości. Przypatrywał się zabawie, chociaż sam jeszcze nie dał się porwać sylwestrowemu szaleństwu, raczej unikając aktywnego zgadywania wymyślnych i kreatywnych przebrań gości. Wdał się w jakąś krótką rozmowę z paniczem, który stał obok niego. Zamienił kilka słów także z partnerką, którą prowadził w korowodzie tanecznym przed chwilą. I naprawdę nie spodziewał się, że dłoń cioteczki Adelaide spocznie na jego ramieniu tak zaskakująco szybko. Niemniej jednak skinął jej głową, po czym skłonił się przed urodziwą damą, której urody nie skryło nawet wymyślne przebranie, jeszcze raz prosząc ją do tańca. Poprowadził lady na środek parkietu i niemalże od razu ruszył w takt muzyki, prezentując swój strój. Cały jego kostium utrzymywał się w dosyć monotonnej kolorystyce; od szarości do bieli. Jeden z nich znajdował się na masce, która zasłaniała większość jego twarzy. Złożona była z szarych, drobnych piór, które wplatały się w czarne włosy. Wokół oczu znajdowała się czarna obwódka, a same tęczówki były koloru żółtego, jedynie w miejscu gdzie powinny być źrenice, znajdowały się dwa otwory przez które mógł dojrzeć to, co działo się wokół niego i przy okazji nie podeptać stóp biednej partnerki. Zamiast nosa znajdował się jednak zakrzywiony, szary dziób. Górna część jego szaty była w kolorze białym natomiast peleryna była jakby wykonana z dużych, szaro-białych piór, formujące się w złożone skrzydła. Gdy wirował w tańcu wraz ze swoją partnerką wydawać by się mogło, że nieco rozpościerają się, ukazując wewnętrzną część materiału, gdzie ubarwienie było nieco inne, chociaż nadal utrzymane w tej samej, dosyć wąskiej magie kolorów. Wysokie obuwie również odznaczało się nieco ciemniejszym odcieniem od reszty kostiumu. Czy spisał się z doborem kostiumu? Miał nadzieję, że tak i spostrzegawczy goście dzisiejszego balu prędko odgadną kim był dzisiaj Eddard Nott. Nie lubił bywać w centrum uwagi, ale czuł, że teraz powinien się do tego przyzwyczaić.
Eddard Nott
Zawód : quia nominor leo
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
So crawl on my belly 'til the sun goes down
I'll never wear your broken crown
I'll never wear your broken crown
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zaczęła analizować elementy kolejnego przebrania. Dużo piór, to było pewne. Do tego dziób. Musiało się więc jakoś łączyć z ptakiem. Pytanie tylko, czy chodziło definitywnie o ptaka czy coś o jego cechach. Jak dobrze jeszcze pamiętała ze szkoły, którą niedawno ukończyła, było sporo zwierząt o mieszanych cechach gatunkowych. Hipogryfy, chimery i tak dalej, i tak dalej...
Spojrzała na inne części stroju mężczyzny. Przy butach i skrywającą się pod skrzydłami partią dominował ciemniejszy kolor. Na pewno nie bez powodu. A zatem chodziło o hybrydę?
Una gorączkowo otwierała każdą szufladkę pamięci pełną wspomnień, które tak pieczołowicie przez laty segregowała. Czyżby to był... gryf? Nie, kolorystyka nie pasowała. Chodziło o coś biało-szarego z żółtymi oczami i ciemnymi nogami.
Żałowała, że nie była zainteresowana kiedyś opieką nad magicznymi stworzeniami. W takiej chwili wiedza z tego zakresu z pewnością by się jej przydała. Wówczas migiem odgadłaby potrzebną odpowiedź.
Więc może... bystroduch? Zdaje się, że też miał dziób, podobne oczy i upierzenie. I miał mieszane cechy, nie tylko ptasie!
Powinna się teraz odezwać czy nie? Poprzednia odpowiedź była trafna, a jak z tą? Okaże się celna czy sprowadzi na nią hańbę?
– Czy to może... bystroduch? – spytała z lekkim zawahaniem. Nie była pewna odpowiedzi. W końcu każda kolejna runda okazywała się trudniejsza. Nie wiedziała, czy lady Nott może to wszystko zaplanowała, czy może to młodej Bulstrode nie służyło zbyt długie i intensywne myślenie, ale Una zaczynała się czuć trochę słabo. Kręciło jej się lekko w głowie, jednak nadal trzymała się jeszcze na nogach.
A może to kwestia zaduchu? Już sama nie wiedziała. Może po prostu za dużo emocji naraz, podobno to typowe zjawisko u dam. Powinna teraz zemdleć, ale postanowiła dzielnie walczyć o stan trzeźwości umysłu.
Możliwość wypicia za dużo od razu wykluczyła – tej nocy pociągnęła jak na razie tylko jeden łyk z kieliszka, nie wychyliła nawet napoju do końca. Zresztą, nie miała słabej głowy i nigdy nie przesadzała z alkoholem. Więc o czym tu mówić?
Spojrzała na inne części stroju mężczyzny. Przy butach i skrywającą się pod skrzydłami partią dominował ciemniejszy kolor. Na pewno nie bez powodu. A zatem chodziło o hybrydę?
Una gorączkowo otwierała każdą szufladkę pamięci pełną wspomnień, które tak pieczołowicie przez laty segregowała. Czyżby to był... gryf? Nie, kolorystyka nie pasowała. Chodziło o coś biało-szarego z żółtymi oczami i ciemnymi nogami.
Żałowała, że nie była zainteresowana kiedyś opieką nad magicznymi stworzeniami. W takiej chwili wiedza z tego zakresu z pewnością by się jej przydała. Wówczas migiem odgadłaby potrzebną odpowiedź.
Więc może... bystroduch? Zdaje się, że też miał dziób, podobne oczy i upierzenie. I miał mieszane cechy, nie tylko ptasie!
Powinna się teraz odezwać czy nie? Poprzednia odpowiedź była trafna, a jak z tą? Okaże się celna czy sprowadzi na nią hańbę?
– Czy to może... bystroduch? – spytała z lekkim zawahaniem. Nie była pewna odpowiedzi. W końcu każda kolejna runda okazywała się trudniejsza. Nie wiedziała, czy lady Nott może to wszystko zaplanowała, czy może to młodej Bulstrode nie służyło zbyt długie i intensywne myślenie, ale Una zaczynała się czuć trochę słabo. Kręciło jej się lekko w głowie, jednak nadal trzymała się jeszcze na nogach.
A może to kwestia zaduchu? Już sama nie wiedziała. Może po prostu za dużo emocji naraz, podobno to typowe zjawisko u dam. Powinna teraz zemdleć, ale postanowiła dzielnie walczyć o stan trzeźwości umysłu.
Możliwość wypicia za dużo od razu wykluczyła – tej nocy pociągnęła jak na razie tylko jeden łyk z kieliszka, nie wychyliła nawet napoju do końca. Zresztą, nie miała słabej głowy i nigdy nie przesadzała z alkoholem. Więc o czym tu mówić?
How long ago did I die?
Where was I buried?
Z uwagą obserwował drogę, jaką ruszyła lady Nott, od samego początku obierając sobie konkretny cel. Póki jej spojrzenie w trakcie wyboru przymusowego ochotnika zabawy nie spoczywało na nim, czuł się w miarę bezpieczny. Lecz wybrana dama nie mogła już odczuwać podobnego spokoju. Black wręcz natychmiast odczuł niemałe współczucie wobec kolejnej ofiary tych kalamburów, gdy tylko zauważył jej brzemienny stan. Od razu zaczął domyślać się prawdziwej tożsamości damy, bardziej skupiając się na niej niż na tym, jaką to postać może oddawać jej strój. Podejrzewał, że ciężarna lady o wspólny taniec poprosi jednego z bliskich krewnych, być może ojca, jednak z opresji uratował ją inny lord. To było odrobinę zaskakujące, ujrzeć w takiej sytuacji Lupusa, wykazującego się podobną galanterią. Wierzył w to, że jego brat w końcu zatrze złe wrażenie, jakie po sobie pozostawił, gdy zbyt przedwcześnie zapragnął opuścić salę. Idealnie wybrał ku temu sposobność, najwidoczniej również odczuwając niewielkie współczucie. A może miał w tym inny cel?
Zdecydował się odpuścić sobie tę turę gry, kiedy to jego brat tańczył na parkiecie. Nie było zresztą słuszne, aby zgadywał jego przebranie, gdy był z nim zapoznany o wiele dłużej od pozostałych osób bawiących się podczas tego sabatu. Nie chciał też dać lady Carrow odczuć, że stanowi element widowiska, sądząc, że już i tak jest jej ciężko.
Przyszedł czas na kolejną parę. Lordowska kreacja przyciągnęła jego wzrok w pierwszej kolejności. To pióra stanowiły element, który dominował w całym stroju. Gama odcieni szarości po biel. Maska prezentowała im też żółte oczy podkreślone przez czarną obwódkę. Jedna z dam wyrzuciła odpowiedź pierwsza, ale w przypadku bystroducha chyba mieliby jeszcze zaprezentowane łuski. Sam wpadł na inny trop, lecz brakowało mu odpowiedniej wiedzy o magicznych stworzeniach, aby mógł mieć pewność, że rozumował dobrze.
– Hipogryf? – wyrzucił z siebie z nutą zawahania, przez co zabrzmiał tak, jakby pytał, a nie udzielał odpowiedzi. Nie był do końca pewien, czy wyciągnął poprawny wniosek po analizie elementów stroju.
Zdecydował się odpuścić sobie tę turę gry, kiedy to jego brat tańczył na parkiecie. Nie było zresztą słuszne, aby zgadywał jego przebranie, gdy był z nim zapoznany o wiele dłużej od pozostałych osób bawiących się podczas tego sabatu. Nie chciał też dać lady Carrow odczuć, że stanowi element widowiska, sądząc, że już i tak jest jej ciężko.
Przyszedł czas na kolejną parę. Lordowska kreacja przyciągnęła jego wzrok w pierwszej kolejności. To pióra stanowiły element, który dominował w całym stroju. Gama odcieni szarości po biel. Maska prezentowała im też żółte oczy podkreślone przez czarną obwódkę. Jedna z dam wyrzuciła odpowiedź pierwsza, ale w przypadku bystroducha chyba mieliby jeszcze zaprezentowane łuski. Sam wpadł na inny trop, lecz brakowało mu odpowiedniej wiedzy o magicznych stworzeniach, aby mógł mieć pewność, że rozumował dobrze.
– Hipogryf? – wyrzucił z siebie z nutą zawahania, przez co zabrzmiał tak, jakby pytał, a nie udzielał odpowiedzi. Nie był do końca pewien, czy wyciągnął poprawny wniosek po analizie elementów stroju.
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Treść listu nakreślona ręką szlachetnej lady Nott wzbudziła ciepło w sercu i przywołała na pełne usta Fantine uśmiech, lecz sam tajemniczy bilecik z sugestią kostiumu wycisnął z jej oczu łzy. Naprawdę nie wiedziała, którym uczynkiem i w jakim momencie tak bardzo podpadła najważniejszej damie wszystkich sabatów - na linie salonowych rozgrywek kroki zawsze stawiała bardzo ostrożnie, z dużą dbałością o swoją reputację; nie rozumiała dlaczego lady Adelaide wybrała dla niej właśnie takie przebranie, wypłakiwała w poduszkę oczy jednak na tyle długo, że matka po raz pierwszy od dawna udzieliła jej reprymendy, sycząc, że przez zapuchnięte i czerwone oczy zbrzydnie. Nie musiała mówić więcej, by wzięła się w garść i ukryła swój smutek głęboko w sercu; niezależnie od tego, czy utożsamiała się ze swą postacią, musiała prezentować się doskonale, dlatego natychmiast wezwała swe projektantki i krawcowe, żądając od nich projektu, który mimo wszystko doda jej urody i zachwyci innych gości. Biedne kobiety musiały zmierzyć się z fochami, niezadowoleniem i kręceniem nosa młodej damy, pełnym złości syczeniem Fanny, gdy nieopatrznie wbiły szpilkę podczas przymiarek.
Tak długo czekała na ten dzień, na tak ważną noc w roku, a gdy wreszcie nadeszła nie czuła tak dużego entuzjazmu jak inne dziewczęta; pojawiła się w Hamton Court w nienajlepszym nastroju, którego nie osłodził ani list od lorda Notta, ani skierowane na nią spojrzenia. Wciąż zastanawiała się cóż kierowało jego ciotką przy wyborze przebrania dla niej. Prawdziwych uczuć Fantine nie można było jednak dostrzec - pod materialną maską nosiła drugą, pełen entuzjazmu, promienny uśmiech, radość i zadowolenie rozbrzmiewały w tonie jej głosu, gdy ujmowała rękę lorda i zapewniała, że uczyni mu ten zaszczyt i zgodzi się towarzyszyć. Milczała jedynie więcej, niż zwykle, gdy lady Adelaide wraz z Ministrem Magii swym tańcem dali początek zabawie; przypatrywała się innym damom i lordom, zauważając, że w tym szlachetnym towarzystwie znaleźli się czarodzieje i czarownice, którzy tańczyć kontredansa zupełnie nie potrafili - i zastanawiała się co tu w ogóle robią. Okazja, by pokazać im jak należy to zrobić natrafiła się niedługo później; Królowa Kier położyła dłoń na ramieniu jej towarzysza, a Fantine podała mu swoją, pozwalając, by porwał ją do tańca, na środek parkietu, gdzie wszyscy mogli ujrzeć jak prezentuje się w uszytej specjalnie na tej jeden wieczór kreacji - góra sukni, w cielistym kolorze, przylegała do ciała, obszyta była złotymi nićmi; wokół rękawów wiły się czarne, błyszczące sploty; od pasa w dół wąska spódnica pojawiały się lśniące, cętkowane łuski, miała również zwężający się tren, zaczarowany tak, by nie zaplątał się między kostki. Oko bardziej przykuwała jednak maska - obcej kobiety o czarnych jak nocna otchłań oczach, ustach tak czerwonych, że przywodziły na myśl kolor krwi i ściągniętym brwiach we wzbudzającym niepokój wyrazie; a jednocześnie była uśmiechnięta, jakby właśnie dokonała satysfakcjonującej zemsty. Ciemne włosy kazała służkom starannie wyczesać, na końcach zakręcić, by opadały na plecy; dopełnieniem kreacji była złota biżuteria z onyksami.
Rozbrzmiały takty muzyki i Fantine się jej poddała, tak jak zawsze, odnajdując ogromną przyjemność w tańcu, w którym płynęła z lekkością i wdziękiem, prowadzona przez lorda Eddarda.
Tak długo czekała na ten dzień, na tak ważną noc w roku, a gdy wreszcie nadeszła nie czuła tak dużego entuzjazmu jak inne dziewczęta; pojawiła się w Hamton Court w nienajlepszym nastroju, którego nie osłodził ani list od lorda Notta, ani skierowane na nią spojrzenia. Wciąż zastanawiała się cóż kierowało jego ciotką przy wyborze przebrania dla niej. Prawdziwych uczuć Fantine nie można było jednak dostrzec - pod materialną maską nosiła drugą, pełen entuzjazmu, promienny uśmiech, radość i zadowolenie rozbrzmiewały w tonie jej głosu, gdy ujmowała rękę lorda i zapewniała, że uczyni mu ten zaszczyt i zgodzi się towarzyszyć. Milczała jedynie więcej, niż zwykle, gdy lady Adelaide wraz z Ministrem Magii swym tańcem dali początek zabawie; przypatrywała się innym damom i lordom, zauważając, że w tym szlachetnym towarzystwie znaleźli się czarodzieje i czarownice, którzy tańczyć kontredansa zupełnie nie potrafili - i zastanawiała się co tu w ogóle robią. Okazja, by pokazać im jak należy to zrobić natrafiła się niedługo później; Królowa Kier położyła dłoń na ramieniu jej towarzysza, a Fantine podała mu swoją, pozwalając, by porwał ją do tańca, na środek parkietu, gdzie wszyscy mogli ujrzeć jak prezentuje się w uszytej specjalnie na tej jeden wieczór kreacji - góra sukni, w cielistym kolorze, przylegała do ciała, obszyta była złotymi nićmi; wokół rękawów wiły się czarne, błyszczące sploty; od pasa w dół wąska spódnica pojawiały się lśniące, cętkowane łuski, miała również zwężający się tren, zaczarowany tak, by nie zaplątał się między kostki. Oko bardziej przykuwała jednak maska - obcej kobiety o czarnych jak nocna otchłań oczach, ustach tak czerwonych, że przywodziły na myśl kolor krwi i ściągniętym brwiach we wzbudzającym niepokój wyrazie; a jednocześnie była uśmiechnięta, jakby właśnie dokonała satysfakcjonującej zemsty. Ciemne włosy kazała służkom starannie wyczesać, na końcach zakręcić, by opadały na plecy; dopełnieniem kreacji była złota biżuteria z onyksami.
Rozbrzmiały takty muzyki i Fantine się jej poddała, tak jak zawsze, odnajdując ogromną przyjemność w tańcu, w którym płynęła z lekkością i wdziękiem, prowadzona przez lorda Eddarda.
Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
W czasie sabatu starał się nie roztrząsać spraw ważkich i tym razem udawało mu się uciec przed trudnymi dylematami, gdy muzyka co chwila porywała do tańca jakąś parę. Odrobina rozrywki nikomu przecież nie zaszkodzi. Zamknięcie ostatniego roku w wesołej atmosferze miało na niego wręcz zbawienny wpływ. Schowane za maskami twarze wydawały się mniej natarczywe, bardziej ludzkie niż kiedykolwiek. Pozorne poczucie anonimowości odprężało go, więc jednak pamiętał o tym, aby prezentować się godnie. Lady Nott dumnie pilnowała porządku podczas zabawy i naprawdę cieszyło go to, że nie obrała go sobie za kolejny cel. Chyba każdy wolał zaznawać życzliwości z jej strony, aby jej ust nie opuściły różne plotki.
Wychodzi na to, że naprawdę dobrze sprawdza się w roli obserwatora. Im dłużej przyglądał się tańczącej parze, tym bardziej skupiał się na damskim stroju. Skoro podał już odpowiedź odnośnie motywu dla męskiej kreacji, mógł całkowicie skupić się na sylwetce damy, aby spróbować odgadnąć znaczenie dla elementów prezentowanych w jej stroju. Cętkowane łuski i zwężający się tren przywodziły na myśl gadzi ogon. Góra sukni swym odcieniem pozwalała mu również przypuszczać, że strój miał przedstawiać połączenie kobiecej sylwetki z wężowym ciałem. Bardzo ważną wskazówką wydawała się również maska, której nie dało się przeoczyć. Wymalowane były na niej czarne oczy i usta tak czerwone, że aż można byłoby uznać je za pokryte krwią. Podobna istota prawdopodobnie nigdy nie istniała – o ile nie była wynikiem bardzo nieudanej i nieodwracalnej transmutacji. Spróbował więc odszukać nawiązań w mitologii, w pierwszej kolejności analizując tę grecką. I był już prawie pewien, że zna prawidłową odpowiedź.
– Prawdopodobnie to Echidna – podzielił się swoim pomysłem ze wszystkimi, ciekaw tego, czy ponownie udało mu się podać prawidłową odpowiedź. Przesunął spojrzeniem po innych bawiących, nie odnajdując u nikogo braku zrozumienia, ani również potwierdzenia. Oczekiwanie było większe, ponieważ wciąż nie było wiadomym, za jaką istotę przebrany jest mężczyzna. Zapewne za jakieś pierzaste zwierzę, tylko tego był pewien całkowicie.
Wychodzi na to, że naprawdę dobrze sprawdza się w roli obserwatora. Im dłużej przyglądał się tańczącej parze, tym bardziej skupiał się na damskim stroju. Skoro podał już odpowiedź odnośnie motywu dla męskiej kreacji, mógł całkowicie skupić się na sylwetce damy, aby spróbować odgadnąć znaczenie dla elementów prezentowanych w jej stroju. Cętkowane łuski i zwężający się tren przywodziły na myśl gadzi ogon. Góra sukni swym odcieniem pozwalała mu również przypuszczać, że strój miał przedstawiać połączenie kobiecej sylwetki z wężowym ciałem. Bardzo ważną wskazówką wydawała się również maska, której nie dało się przeoczyć. Wymalowane były na niej czarne oczy i usta tak czerwone, że aż można byłoby uznać je za pokryte krwią. Podobna istota prawdopodobnie nigdy nie istniała – o ile nie była wynikiem bardzo nieudanej i nieodwracalnej transmutacji. Spróbował więc odszukać nawiązań w mitologii, w pierwszej kolejności analizując tę grecką. I był już prawie pewien, że zna prawidłową odpowiedź.
– Prawdopodobnie to Echidna – podzielił się swoim pomysłem ze wszystkimi, ciekaw tego, czy ponownie udało mu się podać prawidłową odpowiedź. Przesunął spojrzeniem po innych bawiących, nie odnajdując u nikogo braku zrozumienia, ani również potwierdzenia. Oczekiwanie było większe, ponieważ wciąż nie było wiadomym, za jaką istotę przebrany jest mężczyzna. Zapewne za jakieś pierzaste zwierzę, tylko tego był pewien całkowicie.
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Dwa punkty dla tego dżentelmena! - obwieściła z dumą lady Nott, przytakując odpowiedziom hipogryfa i echnidny, następnie złożyła dłoń na ramieniu Elise, zapraszając dziewczynę na parkiet.
Alphard otrzymuje dwa punkty, Fantine i Eddard po jednym. Elise oraz wybrany przez nią partner mają na odpis 48 godzin, pozostali 72 godziny na odgadnięcie prawidłowych odpowiedzi od upływu terminu lub od daty odpisu drugiej postaci z pary.
Alphard otrzymuje dwa punkty, Fantine i Eddard po jednym. Elise oraz wybrany przez nią partner mają na odpis 48 godzin, pozostali 72 godziny na odgadnięcie prawidłowych odpowiedzi od upływu terminu lub od daty odpisu drugiej postaci z pary.
Niektóre przebrania były naprawdę trudne do zgadnięcia. Bywało tak, że nie miała żadnego pomysłu lub miała ich kilka. Wiedziała, że w przebraniu hipogryfa kryje się Eddard, w końcu mieszkali w tej samej posiadłości, nie mogła więc odgadywać jego stroju, bo lady Adelaide domyśliłaby się, że oszukiwała. Zacisnęła więc usta i umilkła, obserwując taniec kuzyna z nieznaną niewiastą, nie wiedząc, że była nią osoba, którą darzyła niechęcią. Ich przebrania zgadł ten sam mężczyzna, który odgadnął już najwięcej strojów i coraz bardziej zostawiał konkurencję daleko w tyle, ją także. Ciekawe, kim był? Z pewnością musiał być bardzo inteligentnym i spostrzegawczym czarodziejem o rozległej wiedzy. Musiała postarać się bardziej, lady Adelaide zapewne skrycie liczyła na to, że to ktoś z Nottów skutecznie zabryluje w towarzystwie i wygra konkurencję.
Następnie, gdy Eddard i jego partnerka już zeszli ze środka parkietu, ciotka podeszła do niej i położyła dłoń na jej ramieniu. Najwyraźniej nadeszła wreszcie kolej, by to najmłodszy klejnot Nottów zaprezentował swój strój i umiejętności taneczne. Nie musiała długo czekać, by jeden z lordów zaproponował partnerowanie jej w tańcu. Z gracją podała mężczyźnie dłoń przyobleczoną w czarną, lekko połyskującą rękawiczkę i pozwoliła, by poprowadził ją na parkiet. Lubiła być w centrum uwagi, błyszczeć w towarzystwie, więc spojrzenia innych jej nie peszyły. Czekała na ten moment, kiedy wzrok wszystkich zwróci się właśnie na nią i jej kreację.
Dzisiejszego dnia Elise nie występowała w rodowych zieleniach Nottów, więc poza członkami rodziny prawdopodobnie nikt nie mógł poznać w niej Nottówny. Jej kreacja była utrzymana w czerniach. Suknia była długa i elegancka, wykonana z lejącego się materiału, który w miejscach, gdzie najmocniej padało światło wydawał się mieć lekki, nieco srebrzysty połysk przywodzący na myśl błyszczącą sierść. Za sprawą solidnie wykonanej pracy krawcowej układała się na jej ciele naprawdę dobrze, dając wrażenie pewnej gibkości i zmysłowości, zwłaszcza gdy płynnie poruszała się w tańcu. Na jej dłoniach znajdowały się sięgające łokci rękawiczki z podobnego czarnego, lekko połyskliwego materiału. Wąski tren spływający ku ziemi nieco przypominał ogon. Istotnym elementem przebrania była porcelanowa maska w kolorze czarnym. Na policzkach delikatnymi pociągnięciami jaśniejszej farby wymalowano cieniutkie wąsy. Wokół mających kształt migdałów otworów na jej oczy namalowano srebrną, mocno błyszczącą obwódkę mającą imitować oczy istoty, w którą dziś się zmieniła. W dolnej części maski wymalowano również pyszczek; to od niego odchodziły cienkie wąsy. Dolna część jej twarzy pozostawała odsłonięta, ale usta nie zostały podkreślone żadnym mocnym, wyrazistym kolorem. W starannie upięte włosy była wsunięta opaska z przyczepionymi do niej uszami wykonanymi z tego samego materiału co suknia.
Następnie, gdy Eddard i jego partnerka już zeszli ze środka parkietu, ciotka podeszła do niej i położyła dłoń na jej ramieniu. Najwyraźniej nadeszła wreszcie kolej, by to najmłodszy klejnot Nottów zaprezentował swój strój i umiejętności taneczne. Nie musiała długo czekać, by jeden z lordów zaproponował partnerowanie jej w tańcu. Z gracją podała mężczyźnie dłoń przyobleczoną w czarną, lekko połyskującą rękawiczkę i pozwoliła, by poprowadził ją na parkiet. Lubiła być w centrum uwagi, błyszczeć w towarzystwie, więc spojrzenia innych jej nie peszyły. Czekała na ten moment, kiedy wzrok wszystkich zwróci się właśnie na nią i jej kreację.
Dzisiejszego dnia Elise nie występowała w rodowych zieleniach Nottów, więc poza członkami rodziny prawdopodobnie nikt nie mógł poznać w niej Nottówny. Jej kreacja była utrzymana w czerniach. Suknia była długa i elegancka, wykonana z lejącego się materiału, który w miejscach, gdzie najmocniej padało światło wydawał się mieć lekki, nieco srebrzysty połysk przywodzący na myśl błyszczącą sierść. Za sprawą solidnie wykonanej pracy krawcowej układała się na jej ciele naprawdę dobrze, dając wrażenie pewnej gibkości i zmysłowości, zwłaszcza gdy płynnie poruszała się w tańcu. Na jej dłoniach znajdowały się sięgające łokci rękawiczki z podobnego czarnego, lekko połyskliwego materiału. Wąski tren spływający ku ziemi nieco przypominał ogon. Istotnym elementem przebrania była porcelanowa maska w kolorze czarnym. Na policzkach delikatnymi pociągnięciami jaśniejszej farby wymalowano cieniutkie wąsy. Wokół mających kształt migdałów otworów na jej oczy namalowano srebrną, mocno błyszczącą obwódkę mającą imitować oczy istoty, w którą dziś się zmieniła. W dolnej części maski wymalowano również pyszczek; to od niego odchodziły cienkie wąsy. Dolna część jej twarzy pozostawała odsłonięta, ale usta nie zostały podkreślone żadnym mocnym, wyrazistym kolorem. W starannie upięte włosy była wsunięta opaska z przyczepionymi do niej uszami wykonanymi z tego samego materiału co suknia.
Powrót na salony nie był dla niego trudny. Podróże, chociaż pociągały młodzieńczą duszę, nie rozmyły obowiązku i tradycji, w której się wychował. Surowej, bardziej chłodnej niż u większości rodów, ale wpisywał się w jej ramy bez sprzeciwu. Pasowała mu natura, która ostrzyła jego charakter, z każdym rokiem coraz silniej upodobniając go do zimnych murów Ludlow, w których tyle lat spędził.
Arystokratyczne powinności, chociaż ociosane rodową dumą i przenikane łowczą naturą, wydawały się - od czasu do czasu - przyjemna odmianą. Oczywiście, nie należał do grona najbardziej popularnych, pływających w światku plotek i manipulacyjnych gierek - szlachciców, ale - miał swój udział. Obserwował barwne sylwetki i przebrania, których korowód przesunął się przez balową salę, niby smukły wąż. Skojarzeń stworzeniowych miał więcej, ale pozostawił je dla własnych myśli, by w rytm płynącej melodii podążyć dalej, delikatnie ujmując dłoń jednej z lady.
Musiał przyznać, że pomysł, jaki stał się źródłem rozgrywające zabawy - podobał mu się. Nie miał w zwyczaju udzielać się bardziej, niż było to konieczne, ale najpierw, bez namysłu, wzniósł toast, potem, przysłuchując się kolejnym odpowiedziom, podziwiając też kunszt strojów. Na środku, zawsze pozostawała para, których tożsamość kryły finezyjne maski i materiały, malujące nowe skojarzenia. Pozostawał też blisko, gdy kolejne sylwetki występowały na parkiet, prezentując taniec.
Nie potrafiła określić impulsu, który kazał mu wysunąć dłoń do lady, którą, jako kolejną wyznaczyła gospodyni balu, na prezentację. Być może była to specyficzna zmysłowość gestów, a możne czerń lejącej się sukni, czy też migniecie jasnego, migotliwego w delikatnej poświacie spojrzenia - nieważne. Podjął kobiecą dłoń, skłaniając się z gracją i nachylając nad drobną dłonią, by zaraz unieść spojrzenie - Pozwól, Pani - odezwał się cicho, by tylko arystokratka usłyszała jego głos. Nie oglądał się więcej, nie zastanawiał się nad krokami, które przyszły z łatwością, gdy jedną ręką objął smukłą talię dziewczyny, w drugiej dłoni, zamykając tę kobieca, obleczoną w czerń rękawiczek. Gdzieś, mimowolnie, mignęła mu sylwetka Elaine i to ona, jako jedna z niewielu, wiedziała, kim dzisiaj był.
Pamiętał zbyt dobrze treść listu i zaproszenia, które otrzymał. Pamiętał też prośbę, jaką otrzymał i chociaż ta, wysyłała lekkie skrzywienie, pozwolił, by kombinacja stroju zajęli się specjaliści. Nie dał się namówić na żadną wirtuozerię, pozostawiając swoisty, surowy wyraz, naciskając na wydźwięk drapieżności. Całość, utrzymywana była w dwóch barwach, przeważającej czerni, odrobiny srebra i motywów czerwieni, które miały podkreślać ten pierwszy. Szata była idealnie dopasowana począwszy od wysokich butów, których boki, zdobiły grawerowane wyraźnie kształt, przypominające łuski. Podobnie rzecz się miała na ciemnych, przypominających skórzane, spodniach, aż po czarną, połyskliwą w barwie koszulę, tylko fular w barwie krwi, wydawał się bardziej gładki. Przez barki, opadając na ramiona faktura materii, przypominała lekko dawne, rycerskie naramienniki, ale i tu, maleńkie elementy, przypominające, nakładające na siebie płytki mogły sugerować grubą skórę lub łuski. Obie dłonie kryły się w rękawicach, przy czym na palcu wskazującym lewej reki znajdował się srebrny pierścień, o ostro zakończonej końcówce, ruchomy, poruszając się niby szpon przy każdym geście właściciela.
Płaszcz, bardziej peleryna zdawała się być równie połyskliwa czernią, przetykana srebrna nicią tylko w niektórych momentach, niby sieć skrzydlatych żyłek, spięta tylko na jedno ramię, chociaż z wyraźnym rozcięciem na środku.
Twarz - jak u większości - zdobiła maska, kryjąca tylko góra połowę twarzy. Równie czarna, ale bardziej surowa, z wyraźnie zaznaczonymi wokół oczu łuskami. Gładko przechodziła do góry, zakrywając nos i czoło i wydłużając się w górę i do tyłu w postaci dwóch rogów. Włosy miał na tę okazję zaczesane do tyłu z góra częścią ciasno zaplecioną, stanowiącą przedłużenie rogów z maski, pozostałe pozostawiając rozpuszczone. To, co dodatkowo mogło przyciągnąć wzrok - jeśli tylko ktoś spojrzał dostatecznie długo, były ślepia - żółte, z pionową kreską, które niosły wrażenie czujności, ale ze złowrogą dumą, obserwując otoczenie.
Arystokratyczne powinności, chociaż ociosane rodową dumą i przenikane łowczą naturą, wydawały się - od czasu do czasu - przyjemna odmianą. Oczywiście, nie należał do grona najbardziej popularnych, pływających w światku plotek i manipulacyjnych gierek - szlachciców, ale - miał swój udział. Obserwował barwne sylwetki i przebrania, których korowód przesunął się przez balową salę, niby smukły wąż. Skojarzeń stworzeniowych miał więcej, ale pozostawił je dla własnych myśli, by w rytm płynącej melodii podążyć dalej, delikatnie ujmując dłoń jednej z lady.
Musiał przyznać, że pomysł, jaki stał się źródłem rozgrywające zabawy - podobał mu się. Nie miał w zwyczaju udzielać się bardziej, niż było to konieczne, ale najpierw, bez namysłu, wzniósł toast, potem, przysłuchując się kolejnym odpowiedziom, podziwiając też kunszt strojów. Na środku, zawsze pozostawała para, których tożsamość kryły finezyjne maski i materiały, malujące nowe skojarzenia. Pozostawał też blisko, gdy kolejne sylwetki występowały na parkiet, prezentując taniec.
Nie potrafiła określić impulsu, który kazał mu wysunąć dłoń do lady, którą, jako kolejną wyznaczyła gospodyni balu, na prezentację. Być może była to specyficzna zmysłowość gestów, a możne czerń lejącej się sukni, czy też migniecie jasnego, migotliwego w delikatnej poświacie spojrzenia - nieważne. Podjął kobiecą dłoń, skłaniając się z gracją i nachylając nad drobną dłonią, by zaraz unieść spojrzenie - Pozwól, Pani - odezwał się cicho, by tylko arystokratka usłyszała jego głos. Nie oglądał się więcej, nie zastanawiał się nad krokami, które przyszły z łatwością, gdy jedną ręką objął smukłą talię dziewczyny, w drugiej dłoni, zamykając tę kobieca, obleczoną w czerń rękawiczek. Gdzieś, mimowolnie, mignęła mu sylwetka Elaine i to ona, jako jedna z niewielu, wiedziała, kim dzisiaj był.
Pamiętał zbyt dobrze treść listu i zaproszenia, które otrzymał. Pamiętał też prośbę, jaką otrzymał i chociaż ta, wysyłała lekkie skrzywienie, pozwolił, by kombinacja stroju zajęli się specjaliści. Nie dał się namówić na żadną wirtuozerię, pozostawiając swoisty, surowy wyraz, naciskając na wydźwięk drapieżności. Całość, utrzymywana była w dwóch barwach, przeważającej czerni, odrobiny srebra i motywów czerwieni, które miały podkreślać ten pierwszy. Szata była idealnie dopasowana począwszy od wysokich butów, których boki, zdobiły grawerowane wyraźnie kształt, przypominające łuski. Podobnie rzecz się miała na ciemnych, przypominających skórzane, spodniach, aż po czarną, połyskliwą w barwie koszulę, tylko fular w barwie krwi, wydawał się bardziej gładki. Przez barki, opadając na ramiona faktura materii, przypominała lekko dawne, rycerskie naramienniki, ale i tu, maleńkie elementy, przypominające, nakładające na siebie płytki mogły sugerować grubą skórę lub łuski. Obie dłonie kryły się w rękawicach, przy czym na palcu wskazującym lewej reki znajdował się srebrny pierścień, o ostro zakończonej końcówce, ruchomy, poruszając się niby szpon przy każdym geście właściciela.
Płaszcz, bardziej peleryna zdawała się być równie połyskliwa czernią, przetykana srebrna nicią tylko w niektórych momentach, niby sieć skrzydlatych żyłek, spięta tylko na jedno ramię, chociaż z wyraźnym rozcięciem na środku.
Twarz - jak u większości - zdobiła maska, kryjąca tylko góra połowę twarzy. Równie czarna, ale bardziej surowa, z wyraźnie zaznaczonymi wokół oczu łuskami. Gładko przechodziła do góry, zakrywając nos i czoło i wydłużając się w górę i do tyłu w postaci dwóch rogów. Włosy miał na tę okazję zaczesane do tyłu z góra częścią ciasno zaplecioną, stanowiącą przedłużenie rogów z maski, pozostałe pozostawiając rozpuszczone. To, co dodatkowo mogło przyciągnąć wzrok - jeśli tylko ktoś spojrzał dostatecznie długo, były ślepia - żółte, z pionową kreską, które niosły wrażenie czujności, ale ze złowrogą dumą, obserwując otoczenie.
Dorian Avery
Zawód : Łowca magicznych stworzeń
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
And he'll brace for battle in the night
He'll fight because he knows he cannot hide
He'll fight because he knows he cannot hide
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Z każdą wspólnie spędzoną chwilą jej Bazyliszek wydawał się Elaine bardziej, zamiast mniej, zagadkowy. Tak, wychodziło mu niezgorzej wymienianie się uprzejmościami. Tak, z łatwością zrozumiał grę słów, która nie była może szczególnie subtelna, ale! Bez sekundy zawahania zaoferował przyniesienie jej napoju, o którym wspomniała. Bez wzmianki o jego pospolitości, bez widocznej kpiny. Był aż tak dobrze wychowany, czy aż tak źle? Dotąd nie bała się wcale prędkiego zrażenia go. To prawda, wydawał się interesujący od momentu, kiedy poprosił ją do tańca, ale jeszcze nie dość, by uznała go za niezbędne towarzystwo. Po tych kilku minutach spędzonych na nic nie znaczącej rozmowie miała jednak szczerą nadzieję, że do niej wróci. Skinęła głowę, potwierdzając jego domysł dotyczący rozcieńczenia ginu czymś lżejszym i kiedy odszedł, trochę więcej uwagi poświęciła kolejnej tańczącej parze. Przebraniu wybranej przez jej ciotunię czarownicy niczego nie brakowało, ale od pierwszej chwili sama niemal promieniowała dyskomfortem.
- Za miłe spotkania w nowym roku - powtórzyła za nim, upijając odrobinę ze swojej szklanki. Jej partner dobrze odgadł przebranie następnej osoby, a na parkiet akurat wszedł wreszcie ktoś, kogo z łatwością rozpoznała pod maską; po prostu dlatego, że znała jego przebranie jeszcze przed rozpoczęciem balu. Z zadowoleniem i odrobiną dumy przyglądała się tańczącemu bratu, kątem oka próbując też wyłapać stopień zadowolenia ciotki. Nie miała na to jednak zbyt wiele czasu, przebrania zostały odgadnięte, przyszedł czas na kolejną parę. Dorian nie był jej krewnym, czuła jednak dumę patrząc również na niego, gdy zaprezentował się wraz ze swoją partnerką. Był przedstawicielem jej rodu, nawet jeśli przynależność do niego zdobyła nie przez przodków, lecz przez życie, które dała ich dziedzicowi. - Pierwsze i ostatnie. - Kolejne słowa wypowiedziała po chwili, nieco ciszej. Przekonana, że jak dotąd nie została rozpoznana postanowiła na głos zadeklarować, że nie zamierza odsłaniać siebie ani trochę bardziej, niż za sprawą ubrań. Odgadywanie przebrań i próba domyślenia się, na ile zgodne były z osobami, które miały je na sobie uważała za dość interesujące, wzajemne poznawanie siebie przez pryzmat zachowań, które zwykle ustępują wagą imieniu i tytułowi prawdziwie ją zajmowało, dociekania dotyczące tych ostatnich jednak były tą częścią jej codzienności, od której chciała choć na chwilę się uwolnić, choć na chwilę uciec. A okazja ku temu była doskonała.
- Za miłe spotkania w nowym roku - powtórzyła za nim, upijając odrobinę ze swojej szklanki. Jej partner dobrze odgadł przebranie następnej osoby, a na parkiet akurat wszedł wreszcie ktoś, kogo z łatwością rozpoznała pod maską; po prostu dlatego, że znała jego przebranie jeszcze przed rozpoczęciem balu. Z zadowoleniem i odrobiną dumy przyglądała się tańczącemu bratu, kątem oka próbując też wyłapać stopień zadowolenia ciotki. Nie miała na to jednak zbyt wiele czasu, przebrania zostały odgadnięte, przyszedł czas na kolejną parę. Dorian nie był jej krewnym, czuła jednak dumę patrząc również na niego, gdy zaprezentował się wraz ze swoją partnerką. Był przedstawicielem jej rodu, nawet jeśli przynależność do niego zdobyła nie przez przodków, lecz przez życie, które dała ich dziedzicowi. - Pierwsze i ostatnie. - Kolejne słowa wypowiedziała po chwili, nieco ciszej. Przekonana, że jak dotąd nie została rozpoznana postanowiła na głos zadeklarować, że nie zamierza odsłaniać siebie ani trochę bardziej, niż za sprawą ubrań. Odgadywanie przebrań i próba domyślenia się, na ile zgodne były z osobami, które miały je na sobie uważała za dość interesujące, wzajemne poznawanie siebie przez pryzmat zachowań, które zwykle ustępują wagą imieniu i tytułowi prawdziwie ją zajmowało, dociekania dotyczące tych ostatnich jednak były tą częścią jej codzienności, od której chciała choć na chwilę się uwolnić, choć na chwilę uciec. A okazja ku temu była doskonała.
It goes on, this world
Stupid and brutal
But I do not
I do not
Stupid and brutal
But I do not
I do not
Nie bystroduch? Sądząc po oczach, myślała, że to właśnie on... Złote oczy były dla niego po prostu charakterystyczne.
Następnego przebrania była jednak pewna. A przynajmniej kobiecego. Chodziło o kota, bardzo specyficznego.
– Damski motyw to matagot. – wyrzuciła z siebie na jednym wydechu. Po kolejnej przegranej walce zaczynała tracić motywację. Miała nadzieję, że nie potrwa to długo. Im bardziej wiedziała, że nie ma szansy wygrać, tym bardziej się frustrowała. Czy naprawdę ktoś z rodu Bulstrode mógł sobą reprezentować tylko tyle?
Matagota była niemalże pewna, ale... Bystroducha i innych odpowiedzi też była. A okazały się zupełnie błędne.
Tutaj również wszystko analizowała. Zaczęła od wąsów i czarnej maski, one wyglądem przypominały jej jedynie kota. Nic innego nie przychodziło jej do głowy. Musiał to być kot albo jakieś kotowate zwierzę.
Cały strój opierał się praktycznie na czerni, więc stworzenie to musiało mieć wszędzie czarną sierść. To również wskazywało na matagota.
No i makijaż na ustach... A raczej jego ograniczona ilość. Nie mogło chodzić o jakąś postać. Inaczej zostałyby pewnie podkreślone.
Poza tym jak dobrze pamiętała, matagoty były popularne we Francji. Wielu arystokratów na dzisiejszym balu miało francuskie korzenie. Osobiście nigdy nie rozumiała fascynacji tym krajem, ale cóż. Gdyby to Francja była jej ojczyzną, pałałaby do niej pewnie tak samo gorącą miłością co teraz do Anglii. Taki urok kraju, w którym się rodzi.
Jeżeli jednak tańcząca kobieta była niejako powiązana z Francją, to musiało chodzić o matagota. Inny kot Unie niestety nie przychodził do głowy. Chociaż... Może ta obwódka wokół oczu świadczy o kreaturze innej niż wymieniona? Matagoty miały oczy jasnoniebieskie, a obwódka wokół oczu przy masce była srebrna.
Czy to tylko kwestia interpretacji czy celowy zabieg? – zmartwiła się Una. Żałowała, że nie ma komu wyznać wszystkich swoich obaw. Co prawda wielu by ją wyśmiało, w końcu to mało istotne lęki, ale zawsze miała wrażenie, że czuła się lepiej, gdy mogła wszystko z siebie wyrzucić. Niestety, ostatnimi czasy najbardziej zaufanej osoby w jej życiu wyraźnie brakowało.
A co z męskim przebraniem? Czyżby–
– Męski motyw to smok? Przypomina mi trochę rogogona węgierskiego. – dopowiedziała szybko, orientując się, że widziała coś podobnego w jednej z książek.
Następnego przebrania była jednak pewna. A przynajmniej kobiecego. Chodziło o kota, bardzo specyficznego.
– Damski motyw to matagot. – wyrzuciła z siebie na jednym wydechu. Po kolejnej przegranej walce zaczynała tracić motywację. Miała nadzieję, że nie potrwa to długo. Im bardziej wiedziała, że nie ma szansy wygrać, tym bardziej się frustrowała. Czy naprawdę ktoś z rodu Bulstrode mógł sobą reprezentować tylko tyle?
Matagota była niemalże pewna, ale... Bystroducha i innych odpowiedzi też była. A okazały się zupełnie błędne.
Tutaj również wszystko analizowała. Zaczęła od wąsów i czarnej maski, one wyglądem przypominały jej jedynie kota. Nic innego nie przychodziło jej do głowy. Musiał to być kot albo jakieś kotowate zwierzę.
Cały strój opierał się praktycznie na czerni, więc stworzenie to musiało mieć wszędzie czarną sierść. To również wskazywało na matagota.
No i makijaż na ustach... A raczej jego ograniczona ilość. Nie mogło chodzić o jakąś postać. Inaczej zostałyby pewnie podkreślone.
Poza tym jak dobrze pamiętała, matagoty były popularne we Francji. Wielu arystokratów na dzisiejszym balu miało francuskie korzenie. Osobiście nigdy nie rozumiała fascynacji tym krajem, ale cóż. Gdyby to Francja była jej ojczyzną, pałałaby do niej pewnie tak samo gorącą miłością co teraz do Anglii. Taki urok kraju, w którym się rodzi.
Jeżeli jednak tańcząca kobieta była niejako powiązana z Francją, to musiało chodzić o matagota. Inny kot Unie niestety nie przychodził do głowy. Chociaż... Może ta obwódka wokół oczu świadczy o kreaturze innej niż wymieniona? Matagoty miały oczy jasnoniebieskie, a obwódka wokół oczu przy masce była srebrna.
Czy to tylko kwestia interpretacji czy celowy zabieg? – zmartwiła się Una. Żałowała, że nie ma komu wyznać wszystkich swoich obaw. Co prawda wielu by ją wyśmiało, w końcu to mało istotne lęki, ale zawsze miała wrażenie, że czuła się lepiej, gdy mogła wszystko z siebie wyrzucić. Niestety, ostatnimi czasy najbardziej zaufanej osoby w jej życiu wyraźnie brakowało.
A co z męskim przebraniem? Czyżby–
– Męski motyw to smok? Przypomina mi trochę rogogona węgierskiego. – dopowiedziała szybko, orientując się, że widziała coś podobnego w jednej z książek.
How long ago did I die?
Where was I buried?
Sala balowa
Szybka odpowiedź