Sala balowa
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Sala balowa
Okazała sala balowa w rezydencji Lady Adelaide Nott gościła niejeden sabat. To jedno z ważniejszych miejsc dla młodych szlachciców, bowiem każdy, kto pragnie zaistnieć w świecie arystokracji musi choć raz zatańczyć na marmurach Hampton Court. Sala jest bardzo jasna, z akcentami kolorystycznymi charakterystycznymi dla rodu Nottów; na podwyższeniu w jednym z rogów sali stoją instrumenty gotowe zagrać najpiękniejszą muzykę do tańca, znajdująca się na półpiętrze arkada, na którą prowadzą szerokie i kręte marmurowe schody umożliwia dogodne obserwowanie parkietu, a gdzie nie gdzie pod ścianami stoją sofy o skórzanych obiciach, zapraszające zmęczonych tancerzy do chwili wypoczynku. Jednak zdecydowanie najbardziej kunsztowny element wystroju stanowią bogate żyrandole, mieniące się tysiącami kryształów umieszczonych na ramionach ze szczerego złota.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 12.08.21 21:21, w całości zmieniany 9 razy
Zdobył kolejny punkt i nie krył zadowolenia z tego powodu, które wypłynęło na jego usta w postaci nikłego uśmiechu. Rywalizacja podczas salonowej zabawy w większej mierze go bawiła, dlatego nie dawał po sobie poznać wielkich emocji. To byłoby doprawdy niepoprawne, gdyby do kalamburów podchodził w sposób ambicjonalny. Jednak potyczka z innymi bystrymi obserwatorami zajmowała go na tyle, aby nie musiał rozmyślać zbyt wiele i również umilała nieco czas do rozpoczęcia uczty. I tak nie miał żadnych alternatywnych zajęć, ponieważ gospodyni proponowała obecnie tylko tę jedną grę, dobrze wiedząc, że goście z grzeczności udawać będą w mniejszym lub większym stopniu aktywne uczestnictwo. Nawet jeśli nie odpowiadali, to i tak skazani byli na przyglądanie się widowisku, jakie wystawiały wszem i wobec tańczące pary. Dla niektórych ten taniec wydawał się karą, od innych zaś biła odrobinę cięższa aura, jakby ruch do rytmu wygrywanej przez orkiestrę muzyki był straszną karą. I może rzeczywiście lady Nott niektóre osoby wybierała złośliwie, tego wykluczyć całkowicie nie mógł.
Odgadnięcie kobiecego przebrania było bardziej wymagające, jednak pewnej lady udała się ta sztuka. Zauważył, że czarny łabędź równie często udzielał swoich odpowiedzi. Może zwycięstwo miało być w szczególny sposób nagrodzone? Właściwie nie robił sobie wielkich nadziei, ale w pewnym momencie wkradło się do jego myśli podobne przypuszczenie. Nie zdziwi się jednak, jeśli jedyną nagrodą dla zwycięzcy będzie sam fakt tryumfu, który wywoła łaskawe uznanie u zacnej gospodyni zimowego balu. A może zaangażowanie zostanie opłacone kilkoma wartymi uwagi plotkami? Byleby tylko nie stać się tematem kolejnych, choć w świecie szlachty wydawało się to nieuniknione.
Popis swoich tanecznych umiejętności miała dać kolejna para. W pierwszej kolejności w oczy rzuciło mu się połączenie białych piór i łusek. Od razu w jego głowie pojawiła się odpowiedź, która już zdążyła paść przy innych kreacjach, jednak okazywała się nieadekwatna. Tym razem mogło być inaczej.
– Bystroduch – rzekł śmiało, choć nie mógł mieć całkowitej pewności, że rozumuje poprawnie. Za omyłkę jednak nikt go przecież surowo nie osądzi. – I może… Klara z Dziadka do orzechów? - druga odpowiedź była strzałem, zapewne ślepym, ale wolał zaryzykować. Na pewno przebranie dotyczyło baletu, tego był pewien.
Odgadnięcie kobiecego przebrania było bardziej wymagające, jednak pewnej lady udała się ta sztuka. Zauważył, że czarny łabędź równie często udzielał swoich odpowiedzi. Może zwycięstwo miało być w szczególny sposób nagrodzone? Właściwie nie robił sobie wielkich nadziei, ale w pewnym momencie wkradło się do jego myśli podobne przypuszczenie. Nie zdziwi się jednak, jeśli jedyną nagrodą dla zwycięzcy będzie sam fakt tryumfu, który wywoła łaskawe uznanie u zacnej gospodyni zimowego balu. A może zaangażowanie zostanie opłacone kilkoma wartymi uwagi plotkami? Byleby tylko nie stać się tematem kolejnych, choć w świecie szlachty wydawało się to nieuniknione.
Popis swoich tanecznych umiejętności miała dać kolejna para. W pierwszej kolejności w oczy rzuciło mu się połączenie białych piór i łusek. Od razu w jego głowie pojawiła się odpowiedź, która już zdążyła paść przy innych kreacjach, jednak okazywała się nieadekwatna. Tym razem mogło być inaczej.
– Bystroduch – rzekł śmiało, choć nie mógł mieć całkowitej pewności, że rozumuje poprawnie. Za omyłkę jednak nikt go przecież surowo nie osądzi. – I może… Klara z Dziadka do orzechów? - druga odpowiedź była strzałem, zapewne ślepym, ale wolał zaryzykować. Na pewno przebranie dotyczyło baletu, tego był pewien.
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Ależ tak! Znów dwie poprawne odpowiedzi, brawa dla tego dżentelmena. - Lady Nott skinęła głową mężczyźnie, który wyraźnie brylował w konkurencji. Przeszła kilka kroków w jego stronę, gestem zapraszając tym razem samego Alpharda na parkiet.
Alphard otrzymuje dwa punkty, Mathieu i Lyanna po punkcie; Alphard oraz jego partnerka mają na odpis 48 godzin, pozostali - 72 godziny na odgadnięcie ich strojów.
Alphard otrzymuje dwa punkty, Mathieu i Lyanna po punkcie; Alphard oraz jego partnerka mają na odpis 48 godzin, pozostali - 72 godziny na odgadnięcie ich strojów.
Kolejny raz udało mu się odgadnąć oba przebrania prezentowane przez tańczącą parę. O ile jeszcze wobec bystroducha miał uzasadnione podejrzenia – połączenie białych piór i jasnych łusek wydawało mu się bardzo oczywiste – to jednak w drugim przypadku opierał się jedynie na przeczuciu. Pantofle przypominające baletki i tiulowy dół sukni jasno sugerowały, że chodzi o postać z baletu. Ale na trop sztuki i postaci wpadł dzięki masce z rumianym obliczem młodej panny, dziewczęcia niewinnego. W jakim to balecie występowały dziecięce postacie? Z odmętów pamięci wyciągnął tylko jeden tytuł, a potem już tylko jedną postać z konkretnego dzieła, która wydawała mu się adekwatna do stroju. Z jednej strony zaangażował się w zabawę, ale z drugiej zaczynał podejrzewać, że przez własną nadgorliwość może psuć ją innym. Zostawiając konkurencję za sobą mógł w pewien sposób zniweczyć plany lady Nott odnośnie zachęcania do aktywnego uczestnictwa wszystkich.
Wiedział, że częstym zgłaszaniem się w trakcie zabawy ściągał na siebie uwagę otoczenia oraz czujny wzrok gospodyni. Prędzej czy później musiał otrzymać od niej zaproszenie na parkiet. Jej dłoń nie ciążyła mu wielce na ramieniu i potrafił w podzięce ułożyć usta w uprzejmy uśmiech. Teraz to jemu przypadł zaszczyt zaprezentowania nie tylko stroju, ale i tanecznych umiejętności. Którą jednak z dam miał wybrać? Maski ułatwiały wybór, bo tak naprawdę musiał wybrać jedynie taką lady, która jeszcze nie miała okazji zabłysnąć w pełni. Eleganckim krokiem zbliżył się do jednej z niewątpliwie pięknych szlachcianek i wyciągnął ku niej dłoń w proszącym geście.
– Zechcesz ze mną zatańczyć, pani? – spytał i w ten sposób poprosił o ten akt dobroci szczerze, bez zadęcia, choć przecież wiedział, że zgodnie z tradycją nie mogła odmówić, nawet jeśliby tylko tego w tej chwili pragnęła z całego serca i najbardziej na świecie. Ujął kobiecą dłoń i poprowadził swą towarzyszkę na parkiet, aby w centrum sali przybrać odpowiednią postawę i ruszyć w rytm wygrywanej przez orkiestrę muzyki. Taniec był inny, ale pozostające blisko niego ciało wydawało mu się znajome. Nie miał jednak szansy upewnić się co do tego i zwalczył pokusę spojrzenia damie prosto w oczy, nie chcąc nieopacznie pomylić kroków.
Nie przeszkadzało mu to, że założyć dziś musiał złotą szatę. Jej krój pozostawał prosty, ale nie rzutowało to na elegancji. Z przodu na wysokości kolan rozpoczynało się rozcięcie, stopniowo rozchylające się na boki, które pozwalało dojrzeć, że spodnie pokryte były włosiem o nieco ciemniejszym odcieniu złota, jakby nieco zabrudzonym. Na jego twarzy gościła biała maska, co pokryta była złotą koronką i skrywała jedynie górną część twarzy. Z boków maski wystawały rogi, choć nie aż tak okazałych rozmiarów, aby nie sprawiały kłopotu podczas poruszania – białe, rowkowane, na przekroju trójkątne. Pod rogami wystawały też uszy pokryte jasnym, złotym włosiem. Sądził, że jego przebranie odpowiednio oddawało dany mu motyw i szybko zostanie odgadnięte.
Wiedział, że częstym zgłaszaniem się w trakcie zabawy ściągał na siebie uwagę otoczenia oraz czujny wzrok gospodyni. Prędzej czy później musiał otrzymać od niej zaproszenie na parkiet. Jej dłoń nie ciążyła mu wielce na ramieniu i potrafił w podzięce ułożyć usta w uprzejmy uśmiech. Teraz to jemu przypadł zaszczyt zaprezentowania nie tylko stroju, ale i tanecznych umiejętności. Którą jednak z dam miał wybrać? Maski ułatwiały wybór, bo tak naprawdę musiał wybrać jedynie taką lady, która jeszcze nie miała okazji zabłysnąć w pełni. Eleganckim krokiem zbliżył się do jednej z niewątpliwie pięknych szlachcianek i wyciągnął ku niej dłoń w proszącym geście.
– Zechcesz ze mną zatańczyć, pani? – spytał i w ten sposób poprosił o ten akt dobroci szczerze, bez zadęcia, choć przecież wiedział, że zgodnie z tradycją nie mogła odmówić, nawet jeśliby tylko tego w tej chwili pragnęła z całego serca i najbardziej na świecie. Ujął kobiecą dłoń i poprowadził swą towarzyszkę na parkiet, aby w centrum sali przybrać odpowiednią postawę i ruszyć w rytm wygrywanej przez orkiestrę muzyki. Taniec był inny, ale pozostające blisko niego ciało wydawało mu się znajome. Nie miał jednak szansy upewnić się co do tego i zwalczył pokusę spojrzenia damie prosto w oczy, nie chcąc nieopacznie pomylić kroków.
Nie przeszkadzało mu to, że założyć dziś musiał złotą szatę. Jej krój pozostawał prosty, ale nie rzutowało to na elegancji. Z przodu na wysokości kolan rozpoczynało się rozcięcie, stopniowo rozchylające się na boki, które pozwalało dojrzeć, że spodnie pokryte były włosiem o nieco ciemniejszym odcieniu złota, jakby nieco zabrudzonym. Na jego twarzy gościła biała maska, co pokryta była złotą koronką i skrywała jedynie górną część twarzy. Z boków maski wystawały rogi, choć nie aż tak okazałych rozmiarów, aby nie sprawiały kłopotu podczas poruszania – białe, rowkowane, na przekroju trójkątne. Pod rogami wystawały też uszy pokryte jasnym, złotym włosiem. Sądził, że jego przebranie odpowiednio oddawało dany mu motyw i szybko zostanie odgadnięte.
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Bal u lady Nott owiane były już swoją własną sławą. I nikt nie odmawiał, kiedy sowa przynosiła zaproszenie. Zaproszenie było jednoznaczne z wyróżnieniem i dobrym mniemaniem, które należało pielęgnować. A ona, jako przedstawicielka swojego rodu i siostra nestora nie zamierzała pominąć okazji, by swoją obecnością potwierdzić świetność ich działalności. Rezerwat miał się dobrze, dzięki sprawnemu prowadzeniu przez Tristana i nabytkom w postaci nowych rezydentów, które przyciągały zainteresowanie innych rezerwatów i pozwalały na bardziej zaawansowane wymiany. Wszak posiedli smoki, którymi nie każdy mógł się pochwalić - a nawet jednego, którego posiedli jedynie oni. Były też idealną okazją, żeby zebrać informacje które mogły okazać się przydatne w przyszłości. Dlatego nie kręciłą nosem, wkładając piękne suknie i pozwalając na misterne ułożenie włosów czy skrycie piegów pod makijażem. Nie wyrywała się, gdy kolejni lordowie i lady wskazywali na postaci które prezentowano na parkiecie, samej zachowując jedynie swoje wybory dla siebie. Nie pozwalała by kącik ust drgał w satysfakcji, gdy poprawnie zgadywała przebranie, czy usta lekko wyginały się, gdy minęła się z poprawną odpowiedzią.
Bilecik, który znajdował się przy zaproszeniu od Lady Nott sprawił, że na ustach Melisande pojawił się łagodny uśmiech. Od zawsze lubiła zaskakiwać i zmuszać ludzi, do większego wysiłku. O ile prościej byłoby odziać się w strój królowej? Nie miała się dowiedzieć. Jednak to moment w którym dłoń mężczyzny znalazła się przed nią sprawił, że mimowolnie zmarszczył brwi pod maską. Jasne tęczówki zawisły na dłoni, a później powędrowała w górę do twarzy. Zbyt wiele razy zbierał dziś głos, by mogła go nie poznać. Jednak, czy on wiedział? Wątpiła. Nie wahała się jednak, ufnie podając dłoń, nie pozwalając, by ktokolwiek mógł ujrzeć w nich choć cień zawahania. Miała też na uwadze fakt słowa, które lady Nott skierowała do niej w liście i wiedziała, że ta doskonale wie, kto znajduje się pod jaką maską. Wkroczyła na parkiet obok mężczyzny. Jej twarz skrywała się pod jasno- zieloną, pokrytą łuskami maską której nos rozciągał się i poszerzał, na czole wysuwały się z niej dwa, wąskie, lekko faliste rogi. Suknie, która miała na sobie była jednakowego koloru co maska. Utkana jednak w misterny sposób z niewielkich kawałków, mieniąca się odcieniami zieleni zależnie od padającego nań światła. W okolicy serca kolory zdawały się przeplatać jeszcze z czerwienią, która pojawiała się w odpowiednim ułożeniu światła. Z pleców spływała misterna peleryna, imitująca skrzydła, które zdawały się przynosić na myśl owadzie, lekkie tkanki dzięki których niewielkie istnienia unosiły się w powietrzu.
Weszła w ramę pewnie, ruszając w nadany rytm, pozwalając się prowadzić z nienaganną postawą i przyjemnością, którą zawsze odnajdywała w tańcu.
Bilecik, który znajdował się przy zaproszeniu od Lady Nott sprawił, że na ustach Melisande pojawił się łagodny uśmiech. Od zawsze lubiła zaskakiwać i zmuszać ludzi, do większego wysiłku. O ile prościej byłoby odziać się w strój królowej? Nie miała się dowiedzieć. Jednak to moment w którym dłoń mężczyzny znalazła się przed nią sprawił, że mimowolnie zmarszczył brwi pod maską. Jasne tęczówki zawisły na dłoni, a później powędrowała w górę do twarzy. Zbyt wiele razy zbierał dziś głos, by mogła go nie poznać. Jednak, czy on wiedział? Wątpiła. Nie wahała się jednak, ufnie podając dłoń, nie pozwalając, by ktokolwiek mógł ujrzeć w nich choć cień zawahania. Miała też na uwadze fakt słowa, które lady Nott skierowała do niej w liście i wiedziała, że ta doskonale wie, kto znajduje się pod jaką maską. Wkroczyła na parkiet obok mężczyzny. Jej twarz skrywała się pod jasno- zieloną, pokrytą łuskami maską której nos rozciągał się i poszerzał, na czole wysuwały się z niej dwa, wąskie, lekko faliste rogi. Suknie, która miała na sobie była jednakowego koloru co maska. Utkana jednak w misterny sposób z niewielkich kawałków, mieniąca się odcieniami zieleni zależnie od padającego nań światła. W okolicy serca kolory zdawały się przeplatać jeszcze z czerwienią, która pojawiała się w odpowiednim ułożeniu światła. Z pleców spływała misterna peleryna, imitująca skrzydła, które zdawały się przynosić na myśl owadzie, lekkie tkanki dzięki których niewielkie istnienia unosiły się w powietrzu.
Weszła w ramę pewnie, ruszając w nadany rytm, pozwalając się prowadzić z nienaganną postawą i przyjemnością, którą zawsze odnajdywała w tańcu.
I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Dosłownie kilka odpowiedzi temu wymieniła bystroducha. Czy to naprawdę był teraz on? Zbiegom okoliczności nie było dzisiejszego wieczoru końca.
Nic jednak innego nie pasowało do przebrania nieznajomego. Łuski, dziób, kły, pióra... Wszystko przypominało krzyżówkę gada z ptakiem. Nie mogła wyciągnąć z odmętów swojej pamięci czegokolwiek, co wyglądałoby w podobny sposób. To musiał być bystroduch. Nie było innego wyjścia.
Odpowiedź jednego z nieznajomych puściła mimo uszu. Domyślała się, że się z niej naśmiewa, ale nie zamierzała reagować na takie zaczepki. Za wiele lat poświęciła samoopanowaniu. Co naturalnie nie oznaczało, że będzie potem z nim z chęcią rozmawiała. Takie poczucie humoru świadczyło wszak o dość paskudnym charakterze.
Zdaje się, że dalej nikt nie spieszył się z odpowiedzią. Było tak jakby na sali zostali tylko dwaj dżentelmeni – jeden do niedawna z niej szydzący, drugi nie dający za wygraną. Nie zamierzała tym razem odpowiadać, wolała patrzeć, jak to oni podejmują wyzwanie. Byli w końcu mężczyznami. To ich zadaniem było zabawiać damy i troszczyć się o to, by się nie nudziły. A taki pojedynek między dwoma jegomościami może być i dla nich między sobą całkiem przyjemny. Niczym w prawdziwym turnieju rycerskim organizowanym w dawnych czasach.
Co jednak było nagrodą? Szacunek, przedmiot czy może co innego? O tym wiedzę posiadała jedynie gospodyni.
Zresztą, co mogła młoda Bulstrode w tej sytuacji zrobić? Była młoda i niedoświadczona. Nie miała szans ze starszymi bywalcami salonów. To był tak naprawdę jej pierwszy sabat. Nie wiedziała, czy powinna milczeć, czy może błyszczeć w towarzystwie. Wiele lat poświęciła na naukę etykiety i imponującego słownictwa, ale czy przy kalamburach byłoby to wielce przydatne? Szczerze w to wątpiła.
A poza tym plotka, którą usłyszała o jednym z narzeczonych, na razie całkowicie jej wystarczała. Nie oczekiwała po dzisiejszym balu zbyt wiele, tyle by przyjść i go zaliczyć. Był dla niej kolejnym z testów. Ona zaś nie czerpała przyjemności ze zdawania egzaminów, tylko z nauki i dobrych ocen.
I byłaby milczała jak wcześniej, jednak na parkiet w końcu zaproszono weterana dzisiejszego wieczoru wraz z partnerką. Role się odwróciły. Teraz to on w tańcu przedstawiał motyw, tak samo i kobieta. Nie mogli zgadywać swoich przebrań, więc Una doszła do wniosku, że to dość niefortunne. Bo kto inny miałby to zrobić? Wszyscy odeszli od tej myśli, na młodej Bulstrode kończąc.
Westchnęła w myślach. Domyślała się, że tego pożałuje, ale niech będzie...
– Męski motyw to Reem – powiedziała spokojnie. Chciała przynajmniej jakąś szansę nieznajomemu na dalszą grę. Jeżeli reszta sali dalej zamierzałaby obserwować wszystko w ciszy, prawdopodobnie tajemniczy jegomość nigdy nie zaznałby spokoju od świdrującego spojrzenia gospodyni. Ktoś musiał odpowiedzieć.
Zaś co do kobiecego przebrania...
– A kobiecy to zapewne druzgotek.
Obu nie była pewna, ale to inna bajka. Po co w końcu druzgotkowi maska? Zamierzała jednak przynajmniej spróbować pomóc na tyle, ile umiała.
Nic jednak innego nie pasowało do przebrania nieznajomego. Łuski, dziób, kły, pióra... Wszystko przypominało krzyżówkę gada z ptakiem. Nie mogła wyciągnąć z odmętów swojej pamięci czegokolwiek, co wyglądałoby w podobny sposób. To musiał być bystroduch. Nie było innego wyjścia.
Odpowiedź jednego z nieznajomych puściła mimo uszu. Domyślała się, że się z niej naśmiewa, ale nie zamierzała reagować na takie zaczepki. Za wiele lat poświęciła samoopanowaniu. Co naturalnie nie oznaczało, że będzie potem z nim z chęcią rozmawiała. Takie poczucie humoru świadczyło wszak o dość paskudnym charakterze.
Zdaje się, że dalej nikt nie spieszył się z odpowiedzią. Było tak jakby na sali zostali tylko dwaj dżentelmeni – jeden do niedawna z niej szydzący, drugi nie dający za wygraną. Nie zamierzała tym razem odpowiadać, wolała patrzeć, jak to oni podejmują wyzwanie. Byli w końcu mężczyznami. To ich zadaniem było zabawiać damy i troszczyć się o to, by się nie nudziły. A taki pojedynek między dwoma jegomościami może być i dla nich między sobą całkiem przyjemny. Niczym w prawdziwym turnieju rycerskim organizowanym w dawnych czasach.
Co jednak było nagrodą? Szacunek, przedmiot czy może co innego? O tym wiedzę posiadała jedynie gospodyni.
Zresztą, co mogła młoda Bulstrode w tej sytuacji zrobić? Była młoda i niedoświadczona. Nie miała szans ze starszymi bywalcami salonów. To był tak naprawdę jej pierwszy sabat. Nie wiedziała, czy powinna milczeć, czy może błyszczeć w towarzystwie. Wiele lat poświęciła na naukę etykiety i imponującego słownictwa, ale czy przy kalamburach byłoby to wielce przydatne? Szczerze w to wątpiła.
A poza tym plotka, którą usłyszała o jednym z narzeczonych, na razie całkowicie jej wystarczała. Nie oczekiwała po dzisiejszym balu zbyt wiele, tyle by przyjść i go zaliczyć. Był dla niej kolejnym z testów. Ona zaś nie czerpała przyjemności ze zdawania egzaminów, tylko z nauki i dobrych ocen.
I byłaby milczała jak wcześniej, jednak na parkiet w końcu zaproszono weterana dzisiejszego wieczoru wraz z partnerką. Role się odwróciły. Teraz to on w tańcu przedstawiał motyw, tak samo i kobieta. Nie mogli zgadywać swoich przebrań, więc Una doszła do wniosku, że to dość niefortunne. Bo kto inny miałby to zrobić? Wszyscy odeszli od tej myśli, na młodej Bulstrode kończąc.
Westchnęła w myślach. Domyślała się, że tego pożałuje, ale niech będzie...
– Męski motyw to Reem – powiedziała spokojnie. Chciała przynajmniej jakąś szansę nieznajomemu na dalszą grę. Jeżeli reszta sali dalej zamierzałaby obserwować wszystko w ciszy, prawdopodobnie tajemniczy jegomość nigdy nie zaznałby spokoju od świdrującego spojrzenia gospodyni. Ktoś musiał odpowiedzieć.
Zaś co do kobiecego przebrania...
– A kobiecy to zapewne druzgotek.
Obu nie była pewna, ale to inna bajka. Po co w końcu druzgotkowi maska? Zamierzała jednak przynajmniej spróbować pomóc na tyle, ile umiała.
How long ago did I die?
Where was I buried?
- Reem! Ależ tak - przytaknęła lady Nott - dama nie jest jednak druzgotkiem.
Una i Alphard otrzymują po punkcie; przebranie Melisande wciąż można zgadywać.
Una i Alphard otrzymują po punkcie; przebranie Melisande wciąż można zgadywać.
Belle złapała oddech po własnym tańcu i stała spokojnie, podtrzymując brzuch dłonią (uspokój się, maleństwo, to tylko muzyka...) i zerkając na swojego niedawnego partnera tanecznego.
-Dziękuję, sir. - szepnęła, ciekawa kto na sto procent kryje się pod maską i zamierzając podziękować mu prosto w twarz, gdy tylko wybije północ.
Świadoma, że spoczywa na niej wiele par oczu, postanowiła nie szeptać dłużej ze swoim wybawicielem ani z nikim innym. Podsłuchiwanie rozmów nie dało jej w końcu żadnych cennych informacji, a sama znajdowała się na świeczniku. Była tutaj nie dla przyjemności, ale po to aby służyć swojemu rodowi - a w tym momencie najlepiej mogła się zaprezentować trafnie odgadując kalambury, albo przynajmniej uprzejmie je oglądając. Pamiętała o radzie Tristana i obietnicy złożonej lordowi Rosierowi - maski niedługo opadną, a ona powinna stać na Sabacie z podniesioną głową, nie opłakując własnej hańby, lecz celebrując chwałę swojego rodu. Dla Carrowów, dla siebie, dla dziecka.
Gra nie była najprostsza - albo zagadki były trudne, albo samej Isabelle brakowało refleksu. Tańczący obecnie na parkiecie gentlemen, oraz dama, która zgadła jego przebranie, wykazywali się niezwykłą bystrością umysłu. Belle byłaby dumna, wiedząc, że to jej przyjaciel Alphard oraz młodziutka Una, której nie tak dawno sama udzielała rad odnośnie Sabatu. Ale na razie widziała tylko maski, maski, maski... enigmatyczne i wielokolorowe, a kolor maski tańczącej damy zaczął się jej z czymś kojarzyć...
-Czy to smok? - szepnęła do siebie, usiłując w myślach przypomnieć sobie konkretny gatunek. Znała się na aetonanach, nie smokach. Ale przecież lekcje opieki nad magicznymi stworzeniami były jednymi z jej ulubionych, a w Beauxbatons potrafiła długo słuchać, z jaką pasją opowiada o smokach lord Rosier.
-Długoróg rumuński? - spróbowała zgadnąć, podnosząc nieco głos, tak aby lady Adelaide mogła ją usłyszeć. Ten gatunek na pewno miał rogi i Belle mgliście kojarzyła, że złote. Poza tym rumuńskie smoki były zazwyczaj zielone. Z uznaniem omiotła spojrzeniem strój damy - jeśli faktycznie musiała przebrać się ze smoka, to sprostała ambitnemu zadaniu.
Widać niektórzy mieli w sobie serce smoka, a inni byli skazani na egzystencję szyszymor - pomyślała smutno o własnym, odgadniętym już stroju.
-Dziękuję, sir. - szepnęła, ciekawa kto na sto procent kryje się pod maską i zamierzając podziękować mu prosto w twarz, gdy tylko wybije północ.
Świadoma, że spoczywa na niej wiele par oczu, postanowiła nie szeptać dłużej ze swoim wybawicielem ani z nikim innym. Podsłuchiwanie rozmów nie dało jej w końcu żadnych cennych informacji, a sama znajdowała się na świeczniku. Była tutaj nie dla przyjemności, ale po to aby służyć swojemu rodowi - a w tym momencie najlepiej mogła się zaprezentować trafnie odgadując kalambury, albo przynajmniej uprzejmie je oglądając. Pamiętała o radzie Tristana i obietnicy złożonej lordowi Rosierowi - maski niedługo opadną, a ona powinna stać na Sabacie z podniesioną głową, nie opłakując własnej hańby, lecz celebrując chwałę swojego rodu. Dla Carrowów, dla siebie, dla dziecka.
Gra nie była najprostsza - albo zagadki były trudne, albo samej Isabelle brakowało refleksu. Tańczący obecnie na parkiecie gentlemen, oraz dama, która zgadła jego przebranie, wykazywali się niezwykłą bystrością umysłu. Belle byłaby dumna, wiedząc, że to jej przyjaciel Alphard oraz młodziutka Una, której nie tak dawno sama udzielała rad odnośnie Sabatu. Ale na razie widziała tylko maski, maski, maski... enigmatyczne i wielokolorowe, a kolor maski tańczącej damy zaczął się jej z czymś kojarzyć...
-Czy to smok? - szepnęła do siebie, usiłując w myślach przypomnieć sobie konkretny gatunek. Znała się na aetonanach, nie smokach. Ale przecież lekcje opieki nad magicznymi stworzeniami były jednymi z jej ulubionych, a w Beauxbatons potrafiła długo słuchać, z jaką pasją opowiada o smokach lord Rosier.
-Długoróg rumuński? - spróbowała zgadnąć, podnosząc nieco głos, tak aby lady Adelaide mogła ją usłyszeć. Ten gatunek na pewno miał rogi i Belle mgliście kojarzyła, że złote. Poza tym rumuńskie smoki były zazwyczaj zielone. Z uznaniem omiotła spojrzeniem strój damy - jeśli faktycznie musiała przebrać się ze smoka, to sprostała ambitnemu zadaniu.
Widać niektórzy mieli w sobie serce smoka, a inni byli skazani na egzystencję szyszymor - pomyślała smutno o własnym, odgadniętym już stroju.
Stal hartuje się w ogniu
♪
♪
Faworyt zabawy wkroczył na parkiet, pociągając za sobą damę w pięknej zieleni. To te intensywne, dość charakterystyczne kolory zainteresowały Isabellę. Tym razem dama przedstawiała postać zwierzęcą, a nie, jak wiele pozostałych w kilku ostatnich kolejkach, trudną do odgadnięcia bohaterkę z baletu lub mitu. Cieszyła się, że wreszcie kobieta nie przedstawiała delikatnej, zwiewnej i kruchej istoty. Choć teatralne zagadki stanowiły duże wyzwanie, to jednak nie dało się nie zauważyć, że zniechęciły część zgadujących do tej pory śmiałków. Teraz słyszała już tylko dwa głosy walczące o zwycięstwo w tej konkurencji. Sama nosiła również strój umoczony w ostrych barwach, dalekich od tej niewinnej, bardzo neutralnej i zagadkowej bieli. Ten strój był wyzwaniem. Czarny łabędź szybko rozpoznał kostium męski, ale propozycja damskiego okazała się błędna. Bella zmrużyła lekko oczy, łapiąc szczegóły sukni. Więc zieleń, wyraźne łuski, paszcza z szerokim nosem i dwoma zwiniętymi rogami. Do tego te skrzydła, które zdawały się nieco burzyć pierwsze odpowiedzi, jakie wpadły jej do głowy. Owadzie? Smocze? Czy nie smocze? Pomarszczyła nosek, głowiąc się wyraźnie nad tym strojem. Powinna podążyć tropem rogów i tak wyraźnego motywu łuski, czy jednak pójść w stronę skojarzenia ze skrzydlatymi, maleńkimi stworzonkami? Och, nie miała pojęcia, kim mogła być ta malownicza postać. Oderwała spojrzenie od przebrania, by na moment spojrzeć między maski lorda i damy. Skryte w kolorach twarze nie pozwalały na uchwycenie emocji. Pomyślała przez chwilę, że byli sobie tak samo obojętni, jak ona i jej partner, obcy, tajemniczy nieznajomi. Bez historii i bez tańca, który zaraz znów mógłby się powtórzyć. Gdyby zatańczyła z Matem, zapewne również trwałaby jak ta marmurowa, nieporuszana sylwetka. Mimowolnie rozmarzyła się. A co gdyby wszyscy porzucili maski? Kim był mężczyzna, z którym zatańczyła?
Smok.
– A może to walijski zielony? –zapytała, zdradzając lady Nott swoje jedyne skojarzenie. Nie pasowały niestety te owadzie skrzydła, ale nic innego nie przychodziło jej do głowy. Chciała chociaż spróbować. Cisza była dużo gorsza od błędnych odpowiedzi.
Smok.
– A może to walijski zielony? –zapytała, zdradzając lady Nott swoje jedyne skojarzenie. Nie pasowały niestety te owadzie skrzydła, ale nic innego nie przychodziło jej do głowy. Chciała chociaż spróbować. Cisza była dużo gorsza od błędnych odpowiedzi.
Odpowiedzi padały jedna po drugiej i Lucinda była prawdziwie zaskoczona tak wielkiej wyobraźni uczestników balu. Niektóre z przebrań naprawdę były trudne do odgadnięcia i blondynka czasami sama miała problem z dopasowaniem odpowiedniego. Oczywiście gdy padała prawidłowa odpowiedź wszystko jej się rozjaśniało i wtedy każdy element pasował idealnie, ale kiedy przychodziło zgadywać po raz kolejny w jej myślach była pustka. Może to przez to, że tak wiele postaci pojawiło się już na parkiecie, a niektóre były do siebie bardzo podobne, a może zwyczajnie potrzebowała trochę więcej czasu by znaleźć te wszystkie szczegóły i dopasować je do odpowiedniego przebrania. Jedno było pewne – czarodziejom naprawdę gładko przychodziło dołączenie do stworzonej przez jej ciotkę zabawy. Co roku każdy przybiera maskę, która nie tyle ma chronić tożsamość co pomóc odnaleźć w sobie chęć zabawy. Sama czuła się o wiele luźniej wiedząc, że maska skrywa jej imię i tylko gospodyni wie kto tak naprawdę jest kim. To oznaczało, że ludzie nie martwili się już hamulcami. Te przestawały mieć znaczenie. Gdyby nie było masek i przebrań prawdopodobnie nikt tak otwarcie nie dołączyłby do żadnej z zabaw. Bojąc się, że ktoś może ich oceniać, komentować zachowanie innych. W końcu opinii ludzie bali się najbardziej. Dla Lucindy maska miała inne znaczenie.
Blondynka sięgnęła do lewitującej tacy by uzupełnić trzymamy w dłoni pusty kieliszek. Patrzyła jak na parkiet wchodzi nowa para i zanim Lucinda zdążyła dobrze się przyjrzeć przedstawionym strojom już padły pierwsze odpowiedzi. Jak ci ludzie to robili? Czy nie stał za tym jakiś eliksir? A może ktoś specjalnie przygotował się przed sabatem mając na względzie pochodzenie własnego przebrania. Postać męska nie stanowiła dla uczestniczki balu żadnego problemu. Dopiero nad strojem kobiety przyszło się zastanowić większej ilości osób. Lucinda zaczęła wypatrywać szczegółów i tak kobieta przypominała smoka, ale jednak to skrzydła nie dawały jej tutaj spokoju. Czy aby na pewno wyglądały jak te smocze? A może nie był to smok tylko coś bardzo do niego podobnego? Nie zastanawiając się dłużej rzuciła nasuwającą się jej odpowiedź. – Może to wiwerna? – zapytała.
Blondynka sięgnęła do lewitującej tacy by uzupełnić trzymamy w dłoni pusty kieliszek. Patrzyła jak na parkiet wchodzi nowa para i zanim Lucinda zdążyła dobrze się przyjrzeć przedstawionym strojom już padły pierwsze odpowiedzi. Jak ci ludzie to robili? Czy nie stał za tym jakiś eliksir? A może ktoś specjalnie przygotował się przed sabatem mając na względzie pochodzenie własnego przebrania. Postać męska nie stanowiła dla uczestniczki balu żadnego problemu. Dopiero nad strojem kobiety przyszło się zastanowić większej ilości osób. Lucinda zaczęła wypatrywać szczegółów i tak kobieta przypominała smoka, ale jednak to skrzydła nie dawały jej tutaj spokoju. Czy aby na pewno wyglądały jak te smocze? A może nie był to smok tylko coś bardzo do niego podobnego? Nie zastanawiając się dłużej rzuciła nasuwającą się jej odpowiedź. – Może to wiwerna? – zapytała.
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Lico lady Nott pozostało skryte za maską, jednak na kolejne odpowiedzi, jedynie pokręciła głową przecząco.
- Smok, niewątpliwie - skierowała się w stronę, z której padły gatunki. - I równie niewątpliwie żaden ze wskazanych... - oznajmiła lekko rozbawionym tonem, przecząco kręcąc głową również na odpowiedź Lucindy.
- Smok, niewątpliwie - skierowała się w stronę, z której padły gatunki. - I równie niewątpliwie żaden ze wskazanych... - oznajmiła lekko rozbawionym tonem, przecząco kręcąc głową również na odpowiedź Lucindy.
Odpowiedzi padały jedna po drugiej - niestety z miernym skutkiem. Każda z odpowiedzi była blisko, ale wciąż za daleko. Una zdziwiła się, widząc bezskuteczne próby odgadnięcia drugiego z przebrań. Sama nie kwapiła się do wymyślenia prawidłowej odpowiedzi, nawet mówiąc o, druzgotku niespecjalnie się tym interesowała. Liczyła po prostu, że kobiecy motyw odgadnie ktoś inny. Najważniejsze że strój dżentelmena został odgadnięty, w przeciwnym wypadku na pewno legendarnej by się ośmieszyła, a jego trzymanoby dłużej niż to konieczne w niepewności.
Minuty jednak mijały, a prawidłowa odpowiedź się nie pojawiała. Po którejś błędnej lady Nott po prostu podsunęła im wskazówkę, że to smok. Una jednak mogła odrobinę ponarzekać na to w myślach - nie wszyscy tu znali się na smokach, przydałaby się więc bardziej kluczowa podpowiedź.
Zmrużyła oczy. Jasnozielone łuski wyglądały odrobinę na walijskiego, ale nie o niego chodziło. Musiał więc to być smok bardzo rzadki, inaczej odpowiedź już dawno by padła. Do tego musiał być uzbrojony w pofalowane rogi. Musiał być też dość mały, skoro miał niemal owadzie skrzydła... Musiał mieć też częściowo czerwone ubarwienie, jeśli wierzyć, że suknia była wierna pierwowzorowi.
Kojarzyła tylko jednego smoka w tym temacie. Katalońskiego. I pewnie gdyby nie zajrzała do tej nieszczęsnej książki z biblioteki lata temu, nigdy by o nim się nie dowiedziała.
Nie wiedziała, czy jej odpowiedź będzie prawidłowa, ale co miała do stracenia? Nie chciała przeciągać kalamburów w nieskończoność. Ktoś musiał podać poprawną odpowiedź.
- Czy to... Ogniomiot kataloński? - zapytała bardziej niż zaproponowała. Nie była pewna, czy poszła w dobrą stronę, ale tylko ten jeden smok miał tak dziwnie pofalowane rogi. Tak jej się przynajmniej zdawało. Do tego kataloński był chyba jednym z najmniejszych smoków, miał jedenaście stóp, jeśli się nie myliła.
[i]Błagam, skończmy to już...[/b] - pomyślała błagalnie. Czekanie tylko marnowało jej siły. Na co dzień nie miała nic przeciwko czekaniu, ale ileż można było? Ten bal miał trwać dzień, a nie tydzień.
Minuty jednak mijały, a prawidłowa odpowiedź się nie pojawiała. Po którejś błędnej lady Nott po prostu podsunęła im wskazówkę, że to smok. Una jednak mogła odrobinę ponarzekać na to w myślach - nie wszyscy tu znali się na smokach, przydałaby się więc bardziej kluczowa podpowiedź.
Zmrużyła oczy. Jasnozielone łuski wyglądały odrobinę na walijskiego, ale nie o niego chodziło. Musiał więc to być smok bardzo rzadki, inaczej odpowiedź już dawno by padła. Do tego musiał być uzbrojony w pofalowane rogi. Musiał być też dość mały, skoro miał niemal owadzie skrzydła... Musiał mieć też częściowo czerwone ubarwienie, jeśli wierzyć, że suknia była wierna pierwowzorowi.
Kojarzyła tylko jednego smoka w tym temacie. Katalońskiego. I pewnie gdyby nie zajrzała do tej nieszczęsnej książki z biblioteki lata temu, nigdy by o nim się nie dowiedziała.
Nie wiedziała, czy jej odpowiedź będzie prawidłowa, ale co miała do stracenia? Nie chciała przeciągać kalamburów w nieskończoność. Ktoś musiał podać poprawną odpowiedź.
- Czy to... Ogniomiot kataloński? - zapytała bardziej niż zaproponowała. Nie była pewna, czy poszła w dobrą stronę, ale tylko ten jeden smok miał tak dziwnie pofalowane rogi. Tak jej się przynajmniej zdawało. Do tego kataloński był chyba jednym z najmniejszych smoków, miał jedenaście stóp, jeśli się nie myliła.
[i]Błagam, skończmy to już...[/b] - pomyślała błagalnie. Czekanie tylko marnowało jej siły. Na co dzień nie miała nic przeciwko czekaniu, ale ileż można było? Ten bal miał trwać dzień, a nie tydzień.
How long ago did I die?
Where was I buried?
Zmarszczyła lekko brwi, słuchając odpowiedzi i czując się jakby znowu była w Beauxbatons, słuchając nudnego wykładu o smokach.
A potem słuchając rozemocjonowanego Tristana o gorejących oczach, Tristana, który nauczył ją więcej o smokach (i życiu?) niż jakikolwiek nauczyciel. Szkoda tylko, że była wtedy podlotkiem, że było to tak dawno.
Otrząsnęła się szybko z nostalgii, gdy lady Nott potwierdziła jej przypuszczenia. Ledwo powstrzymała triumfalny uśmiech, który zaczął malować się na jej ustach. A więc miała rację! To był smok... ale pytanie jaki?
-Norweski kolczasty? - zaryzykowała, nie znała rzadkich nazw smoków, dawno o nich nie czytała. Kojarzyła tylko, że ten gatunek może być szmaragdowy i ma szeroki pysk. Nieco lękała się rozbawienia Adelaide, ale kątem oka pochwyciła lekki uśmiech swojego ojca. Skinęła mu głową, po raz pierwszy tego wieczoru pozwalając sobie na odprężenie. Aprobata taty i rodu powinna być teraz dla niej ważna, najważniejsza. To oni byli nadal jej rodziną, nie lady Nott.
Utkwiła z powrotem wzrok w wirującej w tańcu kobiecie, czekając na wyrok Adelaide lub odpowiedzi innych. Rytm muzyki i tańca poniósł jednak myśli Isabelle ku innej imprezie, trwającej równolegle gdzieś daleko.
Czy Percival bawi się teraz z mugolakami, w Dolinie Godryka? - słyszała od służby, że to właśnie tam odbywają się zabawy dla plebsu, zabawy, na które Belle nie miała wstępu. Potańcówki z prawdziwymi, wesołymi tańcami, a nie dziwnym teatrem wśród masek.
Czy jest tam ze swoją ladacznicą? - chociaż usiłowała zradykalizować własne poglądy i przejąć retorykę rodu Carrow, to wciąż ciężko przychodziło jej nazywanie mugolaków szlamami; czasem mówiła tak na głos, ale nigdy w myślach. Nie miała jednak podobnych oporów przed nazywaniem nowej miłości Percivala, tym bardziej, że nie zdradził jej imienia kochanki. Zacisnąwszy lekko piąstki, na moment odwróciła wzrok od tańczącej pary. Zazdrościła im, zazdrościła im nadziei i ekscytacji wywołanej tym, że mogą wyobrażać sobie pod maską własnego narzeczonego, sympatię, zauroczenie, małżonka. Jej męża na pewno tu nie ma, choć jego twarz skryłaby każda maska.
A potem słuchając rozemocjonowanego Tristana o gorejących oczach, Tristana, który nauczył ją więcej o smokach (i życiu?) niż jakikolwiek nauczyciel. Szkoda tylko, że była wtedy podlotkiem, że było to tak dawno.
Otrząsnęła się szybko z nostalgii, gdy lady Nott potwierdziła jej przypuszczenia. Ledwo powstrzymała triumfalny uśmiech, który zaczął malować się na jej ustach. A więc miała rację! To był smok... ale pytanie jaki?
-Norweski kolczasty? - zaryzykowała, nie znała rzadkich nazw smoków, dawno o nich nie czytała. Kojarzyła tylko, że ten gatunek może być szmaragdowy i ma szeroki pysk. Nieco lękała się rozbawienia Adelaide, ale kątem oka pochwyciła lekki uśmiech swojego ojca. Skinęła mu głową, po raz pierwszy tego wieczoru pozwalając sobie na odprężenie. Aprobata taty i rodu powinna być teraz dla niej ważna, najważniejsza. To oni byli nadal jej rodziną, nie lady Nott.
Utkwiła z powrotem wzrok w wirującej w tańcu kobiecie, czekając na wyrok Adelaide lub odpowiedzi innych. Rytm muzyki i tańca poniósł jednak myśli Isabelle ku innej imprezie, trwającej równolegle gdzieś daleko.
Czy Percival bawi się teraz z mugolakami, w Dolinie Godryka? - słyszała od służby, że to właśnie tam odbywają się zabawy dla plebsu, zabawy, na które Belle nie miała wstępu. Potańcówki z prawdziwymi, wesołymi tańcami, a nie dziwnym teatrem wśród masek.
Czy jest tam ze swoją ladacznicą? - chociaż usiłowała zradykalizować własne poglądy i przejąć retorykę rodu Carrow, to wciąż ciężko przychodziło jej nazywanie mugolaków szlamami; czasem mówiła tak na głos, ale nigdy w myślach. Nie miała jednak podobnych oporów przed nazywaniem nowej miłości Percivala, tym bardziej, że nie zdradził jej imienia kochanki. Zacisnąwszy lekko piąstki, na moment odwróciła wzrok od tańczącej pary. Zazdrościła im, zazdrościła im nadziei i ekscytacji wywołanej tym, że mogą wyobrażać sobie pod maską własnego narzeczonego, sympatię, zauroczenie, małżonka. Jej męża na pewno tu nie ma, choć jego twarz skryłaby każda maska.
Stal hartuje się w ogniu
♪
♪
Lady Nott ponownie pokręciła głową - przecząco.
- Zwróćcie większą uwagę na detale tego pięknego stroju, drogie panie! - zawołała, powracając spojrzeniem ku wirującej na parkiecie parze, czas mijał.
- Zwróćcie większą uwagę na detale tego pięknego stroju, drogie panie! - zawołała, powracając spojrzeniem ku wirującej na parkiecie parze, czas mijał.
Dalej nic? To zaczynało być naprawdę problematyczne... Co to mógł być za smok? Una żadnego zielonoczerwonego sobie nie przypominała.
Pamiętała jednak zielonego pod względem łusek, pochodzącego z Portugalii. Jeżeli nie był to kataloński to może rumuński? Rumuński był dość podobny do walijskiego, miał dwa rogi... No i nie należał do największych stworzeń, choć zapewne do najmniejszego wśród smoków trochę mu brakowało. Do tego był zagrożonym gatunkiem, jeżeli już nie dawno wymarłym. Był szczególny.
Bulstrode postanowiła więc zaryzykować. Kolejna zła odpowiedź nie będzie przecież niczym nowym, jak dotąd przecież sporo ich padło. Jej zaś zależało na jak najszybszym skończeniu tej rundy i najlepiej na końcu całych kalamburów. Nieszczególnie chciała tutaj stać kilka godzin.
Wzięła po kryjomu oddech i niemal ledwo poruszyła ustami.
- Może to długoróg rumuński? - podsunęła lekko. Nie znała się na smokach, ale zgromadzeni najwyraźniej w takim samym stopniu, przynajmniej w większości, skoro ciągle padały niepoprawne odpowiedzi.
Miała nadzieję, że jej strzał się uda i zakończą rundę, przez co taniec zaliczy kolejna para, aż w końcu dojdą na koniec kolejki i będą się mogli rozejść, czy to na ucztę, czy gdzie indziej. Stanie tutaj i wytrwałe zgadywanie wydawało się dobrym zabiegiem, by pozyskać względy gospodyni, ale nawet lady Nott musiała widzieć, że część osób już zwyczajnie się tym męczy.
Bulstrode teraz szczerze żałowała, że weteran wieczoru tańczył przed chwilą na parkiecie, przez co nie mógł udzielić odpowiedzi i sprawić, żeby wszystko się ruszyło. Naprawdę się tego nie spodziewała, ale chętnie by się z nim obecnie zamieniła. Przynajmniej odpowiedź zostałaby wreszcie zgadnięta, bo - jak myślała - jegomość wiedzy miał aż za dużo. Zgadywał postacie z baletów, magiczne stworzenia, mitologiczne stwory... Nie było niczego, czego by nie zgadł, chyba że specjalnie. Na pewno musiał zatem znać odpowiedź na zadane pytanie.
Nie mógł jednak odpowiedzieć, więc pozostało mieć jednak nadzieję, że ktoś inny wpadnie na równie dobry pomysł. Może jakaś debiutantka, może już wieloletni bywalec salonów. K t o k o l w i e k.
Pamiętała jednak zielonego pod względem łusek, pochodzącego z Portugalii. Jeżeli nie był to kataloński to może rumuński? Rumuński był dość podobny do walijskiego, miał dwa rogi... No i nie należał do największych stworzeń, choć zapewne do najmniejszego wśród smoków trochę mu brakowało. Do tego był zagrożonym gatunkiem, jeżeli już nie dawno wymarłym. Był szczególny.
Bulstrode postanowiła więc zaryzykować. Kolejna zła odpowiedź nie będzie przecież niczym nowym, jak dotąd przecież sporo ich padło. Jej zaś zależało na jak najszybszym skończeniu tej rundy i najlepiej na końcu całych kalamburów. Nieszczególnie chciała tutaj stać kilka godzin.
Wzięła po kryjomu oddech i niemal ledwo poruszyła ustami.
- Może to długoróg rumuński? - podsunęła lekko. Nie znała się na smokach, ale zgromadzeni najwyraźniej w takim samym stopniu, przynajmniej w większości, skoro ciągle padały niepoprawne odpowiedzi.
Miała nadzieję, że jej strzał się uda i zakończą rundę, przez co taniec zaliczy kolejna para, aż w końcu dojdą na koniec kolejki i będą się mogli rozejść, czy to na ucztę, czy gdzie indziej. Stanie tutaj i wytrwałe zgadywanie wydawało się dobrym zabiegiem, by pozyskać względy gospodyni, ale nawet lady Nott musiała widzieć, że część osób już zwyczajnie się tym męczy.
Bulstrode teraz szczerze żałowała, że weteran wieczoru tańczył przed chwilą na parkiecie, przez co nie mógł udzielić odpowiedzi i sprawić, żeby wszystko się ruszyło. Naprawdę się tego nie spodziewała, ale chętnie by się z nim obecnie zamieniła. Przynajmniej odpowiedź zostałaby wreszcie zgadnięta, bo - jak myślała - jegomość wiedzy miał aż za dużo. Zgadywał postacie z baletów, magiczne stworzenia, mitologiczne stwory... Nie było niczego, czego by nie zgadł, chyba że specjalnie. Na pewno musiał zatem znać odpowiedź na zadane pytanie.
Nie mógł jednak odpowiedzieć, więc pozostało mieć jednak nadzieję, że ktoś inny wpadnie na równie dobry pomysł. Może jakaś debiutantka, może już wieloletni bywalec salonów. K t o k o l w i e k.
How long ago did I die?
Where was I buried?
- Moja droga, strój tej damy nie zmienił się odkąd ta odpowiedź padła za pierwszym razem - westchnęła lady Nott, choć w jej głos nie wkradła się irytacja. - Zastanów się nad wskazówkami, które prezentuje przebranie! To przecież nie konkurs tego, jak szybko potrafimy mówić - gospodyni wydawała się być w wyśmienitym nastroju, zwłaszcza gdy obserwowała parę na parkiecie.
Sala balowa
Szybka odpowiedź