Jadalnia/salon
AutorWiadomość
Salon
Jak widać na załączonym obrazku: duży kominek podłączony do sieci fiuu, drewniane podłogi (jak w całym domu), trochę rozgardiasz, trochę magicznych i trochę mugolskich bzdurek dookoła. W samym środku pomieszczenia stoi drewniany stół z białym obrusem. Dwa krzesła przy nim wyglądają jak na zdjęciu - są bujane (znalezione w domu i naprawione) - dwa pozostałe są zwyczajne, dokupione przez właściciela. Właściciel uprzejmie prosi nie obrażać firanek. Firanki są piękne.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Ostatnio zmieniony przez Bertie Bott dnia 13.11.16 12:27, w całości zmieniany 1 raz
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
/nie wiem w sumie jaka data, kiedyś w lutym?
Zielone drobinki magicznego proszku przepływały mu przez palce na nowo lądując w glinianej donicy ustawionej na kominku w posiadłości Ollivanderów. Podróżowanie za pomocą proszku fiuu było proste, ale Titus jakoś nie przepadał za tym sposobem - od wirowania robiło mu się niedobrze, w dodatku krztusił się wszechobecnym pyłem, który osiadał na skórze oraz odzieniu zostawiając szare ślady popiołu. Dreszcz przebiegł mu po plecach na samą myśl, dlatego wahał się kolejną krótką chwilę - niemniej decyzja została podjęta już dawno i nie zamierzał rezygnować z odwiedzin u Bertiego tylko dlatego, że czuł swego rodzaju niepokój przed każdym wejściem do kominka.
- No cóż, Titusie, nie ma co mitrężyć czasu. - mruknął sam do siebie. Poprawił poły ciemnego, długiego płaszcza otaczającego jego smukłą sylwetkę, po czym nabrał w dłoń piasku i nie czekając dłużej cisnął nim w palenisko. Zielone płomienie zatańczyły ognisty taniec, a Ollivander wszedł w nie, głośno i wyraźnie wypowiadając adres - Dolina Godryka 24. Czuł jak szmaragdowe języki liżą mu skórę nie raniąc jej jednak w żaden sposób. Później było tylko gorzej - wszystko wirowało sprawiając, że wnętrzności podeszły mu pod samo gardło, zakrztusił się pyłem i... kaszląc i kichając wypadł z kominka na zakurzoną podłogę w salonie nowego domostwa pana Botta. Godryku! Coś poszło nie tak! - owe stwierdzenie było jego pierwszą myślą. Bertie zapewne wspominał, że to rudera, ale przecież nie mogło być aż tak źle! Ten dom wyglądał jakby od wieków nikt tu nie mieszkał, gorzej! Wcale by się nie zdziwił gdyby w kolejnym pomieszczeniu znalazł gnijące truchła właścicieli. Skrzywił się podnosząc z zabrudzonej podłogi, po czym wytrzepał odzienie, w międzyczasie rozglądając się naokoło. Narobił niezłego rabanu i miał nadzieję, że owy hałas nie sprowadzi kloszardów przysypiających po kątach... Bo oczami wyobraźni już widział tłumy meneli, którzy zagospodarowali ten dom - oni w końcu nie mieli za wielu wymagań... Jak widać Bertie też nie.
Zielone drobinki magicznego proszku przepływały mu przez palce na nowo lądując w glinianej donicy ustawionej na kominku w posiadłości Ollivanderów. Podróżowanie za pomocą proszku fiuu było proste, ale Titus jakoś nie przepadał za tym sposobem - od wirowania robiło mu się niedobrze, w dodatku krztusił się wszechobecnym pyłem, który osiadał na skórze oraz odzieniu zostawiając szare ślady popiołu. Dreszcz przebiegł mu po plecach na samą myśl, dlatego wahał się kolejną krótką chwilę - niemniej decyzja została podjęta już dawno i nie zamierzał rezygnować z odwiedzin u Bertiego tylko dlatego, że czuł swego rodzaju niepokój przed każdym wejściem do kominka.
- No cóż, Titusie, nie ma co mitrężyć czasu. - mruknął sam do siebie. Poprawił poły ciemnego, długiego płaszcza otaczającego jego smukłą sylwetkę, po czym nabrał w dłoń piasku i nie czekając dłużej cisnął nim w palenisko. Zielone płomienie zatańczyły ognisty taniec, a Ollivander wszedł w nie, głośno i wyraźnie wypowiadając adres - Dolina Godryka 24. Czuł jak szmaragdowe języki liżą mu skórę nie raniąc jej jednak w żaden sposób. Później było tylko gorzej - wszystko wirowało sprawiając, że wnętrzności podeszły mu pod samo gardło, zakrztusił się pyłem i... kaszląc i kichając wypadł z kominka na zakurzoną podłogę w salonie nowego domostwa pana Botta. Godryku! Coś poszło nie tak! - owe stwierdzenie było jego pierwszą myślą. Bertie zapewne wspominał, że to rudera, ale przecież nie mogło być aż tak źle! Ten dom wyglądał jakby od wieków nikt tu nie mieszkał, gorzej! Wcale by się nie zdziwił gdyby w kolejnym pomieszczeniu znalazł gnijące truchła właścicieli. Skrzywił się podnosząc z zabrudzonej podłogi, po czym wytrzepał odzienie, w międzyczasie rozglądając się naokoło. Narobił niezłego rabanu i miał nadzieję, że owy hałas nie sprowadzi kloszardów przysypiających po kątach... Bo oczami wyobraźni już widział tłumy meneli, którzy zagospodarowali ten dom - oni w końcu nie mieli za wielu wymagań... Jak widać Bertie też nie.
|11.02.1956r
A wcale nie było już źle! Tak na prawdę było już lepiej, przynajmniej w tym jednym pomieszczeniu. Większość faktycznie wyglądała źle. Ale tu już wróćmy do faktu, że jest to pojęcie bardzo względne i to, co w oczach Titusa było złe, w oczach Bertiego było już przecież całkiem porządne! W salonie rzecz jasna nadal nie było perfekcyjnie. Drzwi nadal nie zostały wymienione, a na meblach nikt bardziej rozsądny, niż właściciel mieszkania by nie siadał, ale gdyby Titus widział stan tego pomieszczenia wcześniej, jego podejście byłoby lepsze.
Na przykład zniknął całkowicie zapach pleśniejącego drewna i całkowicie nic nieżądanego już tego domu nie porastało. To już coś! Poza tym nie było kurzu, którego bardzo gruba warstwa do niedawna pokrywała całe to pomieszczenie, a wiele gratów zostało przesortowanych na dwie kupki o nazwach "chcę zachować" i "do wywalenia", druga rzecz jasna była dużo mniejsza, a pierwsza rozmieściła się we właściwe miejsca. Ściany nadal wyglądały niezbyt zachęcająco, a sufit sprawiał wrażenie, jakby bardzo chciał blisko zaprzyjaźnić się z podłogą, jednak i jedno i drugie nosiło już znamiona pierwszych napraw.
Bertie słysząc hałas wyjrzał z kuchni w której właśnie przygotowywał kawę i na widok Titusa uśmiechnął się szeroko - jak to on.
- Witam w moich skromnych progach. Kawa, herbata? - spytał wyraźnie nie martwiąc się stanem domu. Rozrzucone gdzieniegdzie narzędzia mogły sugerować, że naprawa powoli trwa. I Bott szczerze wierzy, że będzie coraz lepiej i lepiej. No, przecież będzie, już jest! Ponadto chociażby ilość kubków jasno sugerowała, że w domu mieszka już więcej niż jedna osoba.
A wcale nie było już źle! Tak na prawdę było już lepiej, przynajmniej w tym jednym pomieszczeniu. Większość faktycznie wyglądała źle. Ale tu już wróćmy do faktu, że jest to pojęcie bardzo względne i to, co w oczach Titusa było złe, w oczach Bertiego było już przecież całkiem porządne! W salonie rzecz jasna nadal nie było perfekcyjnie. Drzwi nadal nie zostały wymienione, a na meblach nikt bardziej rozsądny, niż właściciel mieszkania by nie siadał, ale gdyby Titus widział stan tego pomieszczenia wcześniej, jego podejście byłoby lepsze.
Na przykład zniknął całkowicie zapach pleśniejącego drewna i całkowicie nic nieżądanego już tego domu nie porastało. To już coś! Poza tym nie było kurzu, którego bardzo gruba warstwa do niedawna pokrywała całe to pomieszczenie, a wiele gratów zostało przesortowanych na dwie kupki o nazwach "chcę zachować" i "do wywalenia", druga rzecz jasna była dużo mniejsza, a pierwsza rozmieściła się we właściwe miejsca. Ściany nadal wyglądały niezbyt zachęcająco, a sufit sprawiał wrażenie, jakby bardzo chciał blisko zaprzyjaźnić się z podłogą, jednak i jedno i drugie nosiło już znamiona pierwszych napraw.
Bertie słysząc hałas wyjrzał z kuchni w której właśnie przygotowywał kawę i na widok Titusa uśmiechnął się szeroko - jak to on.
- Witam w moich skromnych progach. Kawa, herbata? - spytał wyraźnie nie martwiąc się stanem domu. Rozrzucone gdzieniegdzie narzędzia mogły sugerować, że naprawa powoli trwa. I Bott szczerze wierzy, że będzie coraz lepiej i lepiej. No, przecież będzie, już jest! Ponadto chociażby ilość kubków jasno sugerowała, że w domu mieszka już więcej niż jedna osoba.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
W jednym momencie obserwował sufit z nadzieją, że jednak nie zwali mu się na głowę, w drugim wbijał spojrzenie w roześmianą twarz przyjaciela, którego również obdarzył bladym cieniem uśmiechu - nie to, żeby nie cieszył się na jego widok, wręcz przeciwnie! Po prostu... to otoczenie jakoś niespecjalnie mu się podobało. Pewnie dlatego, że sam wychował się w rodowym dworze Ollivanderów, gdzie mieszkał do tej pory. Wakacje z kolei spędzał na włościach Abbottów, które z powodzeniem mógł określić mianem uroczych.
- Bardzo tu... - miał ochotę powiedzieć strasznie albo nieprzyjemnie, ale ostatecznie zdołał wykrztusić coś milszego - przytulnie. - kiwnął głową, z wolna przechodząc do kuchni - Herbata. Wciąż mnie mdli po podróży. - westchnął zrzucając z ramion płaszcz, który zawiesił na oparciu jakiegoś krzesła. Przeszedł się po pomieszczeniu obserwując złuszczone ściany - Jak leci przyjacielu? - zaczął. Widać było, że prawdziwy powód wizyty krążył mu po głowie odkąd wypadł z kominka, ale postanowił podzielić się nim... troszkę później - najpierw przyjemna gadka, później konkrety. Odsunął jedno z krzeseł, przysiadając na nim, ale zaskrzypiało tak potwornie, że czym prędzej zerwał się z mijsca na równe nogi - jakoś nie chciał zaliczyć bliskiego spotkania z podłogą. Ponownie powodził wzrokiem dookoła.
- Dobrze ci się tu mieszka? - zapytał, choć wydawało mu się, że zna odpowiedź i było to trochę... przerażające. Ale nawet pomimo tego kłamstwem byłoby stwierdzenie, że owy budynek nie posiada niezwykle swoistego klimatu, który jednym mroził krew w żyłach (jak Titusowi) a innym wcale nie (jak lokatorom tego przybytku).
- Bardzo tu... - miał ochotę powiedzieć strasznie albo nieprzyjemnie, ale ostatecznie zdołał wykrztusić coś milszego - przytulnie. - kiwnął głową, z wolna przechodząc do kuchni - Herbata. Wciąż mnie mdli po podróży. - westchnął zrzucając z ramion płaszcz, który zawiesił na oparciu jakiegoś krzesła. Przeszedł się po pomieszczeniu obserwując złuszczone ściany - Jak leci przyjacielu? - zaczął. Widać było, że prawdziwy powód wizyty krążył mu po głowie odkąd wypadł z kominka, ale postanowił podzielić się nim... troszkę później - najpierw przyjemna gadka, później konkrety. Odsunął jedno z krzeseł, przysiadając na nim, ale zaskrzypiało tak potwornie, że czym prędzej zerwał się z mijsca na równe nogi - jakoś nie chciał zaliczyć bliskiego spotkania z podłogą. Ponownie powodził wzrokiem dookoła.
- Dobrze ci się tu mieszka? - zapytał, choć wydawało mu się, że zna odpowiedź i było to trochę... przerażające. Ale nawet pomimo tego kłamstwem byłoby stwierdzenie, że owy budynek nie posiada niezwykle swoistego klimatu, który jednym mroził krew w żyłach (jak Titusowi) a innym wcale nie (jak lokatorom tego przybytku).
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
Nie trzeba było mieć zdolności jasnowidzenia, żeby zobaczyć, że Titus nie czuje się w tym domu najlepiej. W sumie, można się było spodziewać. Nie od dziś Bertie i jego kumpel bardzo się od siebie różnili - podobni pod względem temperamentu, za to całkowicie inni, jesli chodzi o standardy do jakich nawykli. Bottowie nie byli ubogą rodziną, właściwie "średniozamożny" to idealne określenie dla ich stanu majątkowego ale sam Bertie uwielbiał wyjazdy przy jak najniższym nakładzie finansowym, namioty, noclegi pod chmurką, zwiedzanie nawiedzonych (zwykle tylko zdaniem jego mugolskich kolegów) domów i tym podobne.
Dodatkowo... cóż, wiedział co kupuje, ale ten dom po prostu go zaczarował. Swoim urokiem. Nie mógł go nie kupić, po prostu nie mógł, szczególnie w tak okazyjnej cenie!
Zalał zaraz kubek, który dał Titusowi.
- Ten dom jest idealny. Już go powoli remontuję. Przy pomocy współlokatorów i znajomych, idzie to do przodu. Jak skończymy, będzie super. - stwierdził z sobie typowym entuzjazmem, bo jak nietrudno się domyśleć, sam remont także traktował jak całkiem niezłą zabawę i naukę majsterkowania.
- Nie zawali się, spokojnie. Sprawdzałem które meble się nadają. - zapewnił, choć nie mógł powstrzymać się od śmiechu, kiedy jedno z krzeseł jawnie zbuntowało się przed siadaniem na nim. Sam oparł się o ścianę w miejscu w którym tapeta jeszcze się trzymała. - Jak widać dobrze. W sumie to świetnie. W sumie to lepiej być nie mogło. Mam już trójkę współlokatorów i okazało się, że nie do końca jestem właścicielem. Lana jest. Znaczy, tutejszy duch. - dodał zadowolony, bo przecież kupienie nawiedzonego domu to najlepsze, co mogło mu się trafić, nie? No jasne, że tak!
- A jak tam? Kurde, nieźle cię kominek rozkłada. - stwierdził, choć to nie pierwszy raz, jak widział Titusa po podobnej podróży. On sam unikał tego jedynie po większej ilości alkoholu.
Dodatkowo... cóż, wiedział co kupuje, ale ten dom po prostu go zaczarował. Swoim urokiem. Nie mógł go nie kupić, po prostu nie mógł, szczególnie w tak okazyjnej cenie!
Zalał zaraz kubek, który dał Titusowi.
- Ten dom jest idealny. Już go powoli remontuję. Przy pomocy współlokatorów i znajomych, idzie to do przodu. Jak skończymy, będzie super. - stwierdził z sobie typowym entuzjazmem, bo jak nietrudno się domyśleć, sam remont także traktował jak całkiem niezłą zabawę i naukę majsterkowania.
- Nie zawali się, spokojnie. Sprawdzałem które meble się nadają. - zapewnił, choć nie mógł powstrzymać się od śmiechu, kiedy jedno z krzeseł jawnie zbuntowało się przed siadaniem na nim. Sam oparł się o ścianę w miejscu w którym tapeta jeszcze się trzymała. - Jak widać dobrze. W sumie to świetnie. W sumie to lepiej być nie mogło. Mam już trójkę współlokatorów i okazało się, że nie do końca jestem właścicielem. Lana jest. Znaczy, tutejszy duch. - dodał zadowolony, bo przecież kupienie nawiedzonego domu to najlepsze, co mogło mu się trafić, nie? No jasne, że tak!
- A jak tam? Kurde, nieźle cię kominek rozkłada. - stwierdził, choć to nie pierwszy raz, jak widział Titusa po podobnej podróży. On sam unikał tego jedynie po większej ilości alkoholu.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Zew przygody zawsze pchał go w najciemniejsze zakamarki, ba! W Hogwarcie przetarł chyba wszystkie możliwe ścieżki, często w towarzystwie pana Botta. Niestraszne mu były również polowe warunki, noclegi w dziwnych miejscach i tajemnicze posiadłości, ale... Od domu wymagał spokoju, przytulnego miejsca gdzie będzie mógł odpocząć i wyciszyć się po powrocie ze szlaku.
- Mhm. Dziękuję. - odebrał herbatę, odstawiając kubek na blat stolika by zdążyła się zaparzyć i odrobinę przestygła. Słuchał słów przyjaciela, a uśmiech, który z początku cieniem odbił się od twarzy Titusa, rósł z każdym kolejnym zdaniem - Wiesz co? Masz rację! Jeśli chcesz to pomogę ci z remontem. - pokiwał głową. Kiedyś, jak tapeta nie będzie odpadać, sufit przestanie straszyć, jak wstawi się nowe meble albo stare doprowadzi do porządku... Tak, wtedy ten dom faktycznie będzie miał urok. Słysząc zapewnienie Bertiego znowu kiwnął łepetyną, po czym zasiadł na krześle - ostrożnie, z niejaką obawą wymalowaną na twarzy, ale faktycznie - nie wylądował na podłodze.
- Trójkę współlokatorów? Kogo? - może jakieś fajne panny? W sumie bardzo chętnie by jakąś poznał... - Macie tu ducha?! Klawo. - stwierdził - Jest mroczna? Zalana krwią? Kryje jakieś tajemnice? - pytania wystrzeliwały z jego ust jak z armaty, oczy błyszczały zainteresowaniem, rozglądał się na boki jakby miał nadzieję, że wspomniana właścicielka za chwilę wyłoni się z jednej ze ścian. Niestety etuzjazm trochę opadł gdy Bott wspomniał o kominku.
- Kompletnie! - przeciągle westchnął, wspierając jedną dłoń na brzuchu - Wiesz, że nie znoszę tak podróżować... I w sumie... - na moment zamilkł, a jego usta wykrzywił delikatny uśmiech - W sumie to trochę dlatego tu jestem. Kominki źle na mnie działają, świstokliki są jeszcze gorsze. Na samą myśl czuję dreszcze. - i jak na zawołanie drgnął jakby właśnie powąchała go śmierć - Teleportacja jest całkiem okej, ale wiesz, grozi rozszczepieniem, a to już jest kompletnie nie okej. Miotły są w porządku, przynajmniej dopóki nie zacznie wiać i padać, a widzisz ja coraz więcej podróżuję. Wszyscy myślą, że różdżkarstwo to tylko siedzenie w warsztacie, a to nieprawda! Żeby dostać dobry rdzeń trzeba czasem przebyć pół świata, a my, Ollivanderowie, tworzymy tylko ze składników najwyższej jakości i tak sobie ostatnio myślałem... - żywo gestykulował, ubarwiając tym swoją opowieść. Powoli wstał z krzesła, zaczął krążyć po kuchni - Naszła mnie taka myśl, że muszę znaleźć jakiś inny sposób na przedostawanie się z jednego miejsca na drugie. - kilkukrotnie uderzył pięścią w rozłożoną dłoń - Tylko jaki? I wiesz co? - w tym momencie na moment zamilkł, zaraz jednak wycelował jednym palcem w Bertiego - Wtedy przypomniałem sobie, że miałem kiedyś mugoloznastwo! Szkoda tylko, że nigdy się za bardzo do tego nie przykładałem - no wiesz, co ci mugole mogą mieć, czego my nie mamy? - wzruszył ramionami, wciąż krążąc po pomieszczeniu. Zbliżył się do przyjaciela - A jednak! Mają samochody! Wyobrażasz sobie Bertie? Przecież gdybym miał samochód to mógłbym się dostać wszędzie! Cały świat stałby przede mną otworem! - rzekł, zarzucając chłopakowi rękę na ramiona. Drugą natomiast przesunął w pomietrzu, tym oto gestem ukazując wielkość świata, który przecież od zawsze chciał zwiedzić. Chwilę milczał, w końcu odsuwając się od Botta - Tylko, że nie mam pojęcia jak to działa, Bertie, i ty musisz mi powiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. - pokiwał głową, z radością wbijając spojrzenie w chłopaka. No przecież nie mógł mu odmówić! Nie po tej całej przemowie... której zresztą wcale nie skończył! - Ale! Jest coś jeszcze... Bo... No, nie wszędzie wjadę takim samochodem, prawda? I tak sobie pomyślałem... Słyszałem kiedyś jak ojciec narzeka na czarodziejów, którzy czarują auta by latały. Latają tymi smochodami! Jakby nie mogli używać mioteł! Przecież to nielegalne! Bla, bla, bla... - o proszę, jak się postarał to nawet brzmiał trochę jak starszy Ollivander. Wywrócił oczami, kwitując kolejne słowa szerokim uśmiechem - Bertie, ja muszę dostać taki samochód i ty mi w tym pomożesz, a później nauczysz mnie go używać. I wiesz dlaczego to zrobisz? Bo jesteś moim przyjacielem.
- Mhm. Dziękuję. - odebrał herbatę, odstawiając kubek na blat stolika by zdążyła się zaparzyć i odrobinę przestygła. Słuchał słów przyjaciela, a uśmiech, który z początku cieniem odbił się od twarzy Titusa, rósł z każdym kolejnym zdaniem - Wiesz co? Masz rację! Jeśli chcesz to pomogę ci z remontem. - pokiwał głową. Kiedyś, jak tapeta nie będzie odpadać, sufit przestanie straszyć, jak wstawi się nowe meble albo stare doprowadzi do porządku... Tak, wtedy ten dom faktycznie będzie miał urok. Słysząc zapewnienie Bertiego znowu kiwnął łepetyną, po czym zasiadł na krześle - ostrożnie, z niejaką obawą wymalowaną na twarzy, ale faktycznie - nie wylądował na podłodze.
- Trójkę współlokatorów? Kogo? - może jakieś fajne panny? W sumie bardzo chętnie by jakąś poznał... - Macie tu ducha?! Klawo. - stwierdził - Jest mroczna? Zalana krwią? Kryje jakieś tajemnice? - pytania wystrzeliwały z jego ust jak z armaty, oczy błyszczały zainteresowaniem, rozglądał się na boki jakby miał nadzieję, że wspomniana właścicielka za chwilę wyłoni się z jednej ze ścian. Niestety etuzjazm trochę opadł gdy Bott wspomniał o kominku.
- Kompletnie! - przeciągle westchnął, wspierając jedną dłoń na brzuchu - Wiesz, że nie znoszę tak podróżować... I w sumie... - na moment zamilkł, a jego usta wykrzywił delikatny uśmiech - W sumie to trochę dlatego tu jestem. Kominki źle na mnie działają, świstokliki są jeszcze gorsze. Na samą myśl czuję dreszcze. - i jak na zawołanie drgnął jakby właśnie powąchała go śmierć - Teleportacja jest całkiem okej, ale wiesz, grozi rozszczepieniem, a to już jest kompletnie nie okej. Miotły są w porządku, przynajmniej dopóki nie zacznie wiać i padać, a widzisz ja coraz więcej podróżuję. Wszyscy myślą, że różdżkarstwo to tylko siedzenie w warsztacie, a to nieprawda! Żeby dostać dobry rdzeń trzeba czasem przebyć pół świata, a my, Ollivanderowie, tworzymy tylko ze składników najwyższej jakości i tak sobie ostatnio myślałem... - żywo gestykulował, ubarwiając tym swoją opowieść. Powoli wstał z krzesła, zaczął krążyć po kuchni - Naszła mnie taka myśl, że muszę znaleźć jakiś inny sposób na przedostawanie się z jednego miejsca na drugie. - kilkukrotnie uderzył pięścią w rozłożoną dłoń - Tylko jaki? I wiesz co? - w tym momencie na moment zamilkł, zaraz jednak wycelował jednym palcem w Bertiego - Wtedy przypomniałem sobie, że miałem kiedyś mugoloznastwo! Szkoda tylko, że nigdy się za bardzo do tego nie przykładałem - no wiesz, co ci mugole mogą mieć, czego my nie mamy? - wzruszył ramionami, wciąż krążąc po pomieszczeniu. Zbliżył się do przyjaciela - A jednak! Mają samochody! Wyobrażasz sobie Bertie? Przecież gdybym miał samochód to mógłbym się dostać wszędzie! Cały świat stałby przede mną otworem! - rzekł, zarzucając chłopakowi rękę na ramiona. Drugą natomiast przesunął w pomietrzu, tym oto gestem ukazując wielkość świata, który przecież od zawsze chciał zwiedzić. Chwilę milczał, w końcu odsuwając się od Botta - Tylko, że nie mam pojęcia jak to działa, Bertie, i ty musisz mi powiedzieć o co w tym wszystkim chodzi. - pokiwał głową, z radością wbijając spojrzenie w chłopaka. No przecież nie mógł mu odmówić! Nie po tej całej przemowie... której zresztą wcale nie skończył! - Ale! Jest coś jeszcze... Bo... No, nie wszędzie wjadę takim samochodem, prawda? I tak sobie pomyślałem... Słyszałem kiedyś jak ojciec narzeka na czarodziejów, którzy czarują auta by latały. Latają tymi smochodami! Jakby nie mogli używać mioteł! Przecież to nielegalne! Bla, bla, bla... - o proszę, jak się postarał to nawet brzmiał trochę jak starszy Ollivander. Wywrócił oczami, kwitując kolejne słowa szerokim uśmiechem - Bertie, ja muszę dostać taki samochód i ty mi w tym pomożesz, a później nauczysz mnie go używać. I wiesz dlaczego to zrobisz? Bo jesteś moim przyjacielem.
Noo... i powoli Titus zaczynał brzmieć jak prawdziwy Titus, a nie jakaś zastraszona ofiara, co w Bertiem jeszcze mocniej podniosło poziom entuzjazmu. No, z kim najlepiej rozwalało się Hogwart, z kim?! Wpatrywał się w chłopaka zadowolony.
- Zawsze zapraszam. Jest Holly... chyba nie znasz, jest dosyć starsza od nas. Poza tym psorka z zielarstwa weekendowo zajmuje pokój na górze. No i Matt, jego na pewno kojarzysz, kuzyn mój. - raczej się ze sobą nie zadawali i możliwe, że nawet nigdy się nie widzieli ale Bott ubzdurał sobie, że się znali bo przecież na pewno o nim wspominał. Pewnie widzieli się na jakiejś imprezie Bertiego, choćby marcówce vel jego urodzinach, które alkohucznie obchodzi rok w rok. Albo wielu innych, blondyn zawsze lubił imprezy.
- Ale też raczej wpada, marudzi, wypada. Więc dość spokojnie jest. A duch... niee. Ładna jest całkiem. Całkiem śmieszna, choć marudna i bywa wredna jak jej coś nie podpasuje. Bywało, że myślałem, że jest poltergeistem, ale jednak nie.
Tak czy inaczej Bertiemu ani przez sekundę nie przyszło do głowy, żeby wzywać specjalistę i pozbywać się Lany. Przecież to jest SUPER. Ma nawiedzony dom, zna jego właścicielkę! I nawet lubił to, że bywała wredna. I była taką śmieszną lokatorką. Noo... fakt, że może przechodzić przez ściany i obserwować ich zewsząd jest trochę dziwny i troch przerażający, ale no TRUDNO.
Na prawdę pokochał tę ruderę i swojego ducha!
Nie rozciągał jednak tematu, bo widział, że uwagą o kominku trochę wybił kumpla z rytmu - ten jednak zaraz wrócił na właściwe tory i zaczął gadać. Bott uśmiechnął się tylko i słuchał uważnie, co on mówi choć rozwiązanie chodziło mu po głowie właściwie od początku i jakoś tak myślał, że wie czego będzie chciał jego rozmówca. Czekał jednak aż skończy, wyjątkowo nie wchodząc mu w słowo.
W szkole kiedy obaj się nakręcili rozmawiając czy to o quiddichu czy czymkolwiek innym, co obu pochłaniało, musieli wyglądać doskonale, wyrzucając z siebie długie, pełne entuzjazmu i emocji wypowiedzi i machając rękami jakby ich dłonie głuche rozmawiały między sobą, a oni osobno między sobą, często kompletnie tego faktu nieświadomi.
- Pięknie powiedziane, staruszku. - stwierdził wesoło, nie mogąc ukryć satysfakcji jaką czuł w związku z tym, że przejrzał swojego rozmówcę. Napił się herbaty celowo wydłużając chwilę milczenia tylko dlatego, że tak się dobrze w tej sytuacji bawił.
- Jasne. Znaczy auto się kupi normalnie, legalnie. Mogę ci wybrać jakieś świetne, bo ty się kompletnie nie znasz, a auta są super. No, nie tak super jak motory ale też mogą być, ogólnie te mugolskie wynalazki są GE-NIA-LNE. A potem podrasujemy je jak Sally. Znaczy skołuję kogoś, kto to zrobi.
Już to robił kiedyś, przy swoim motorze to zrobi to i znowu, w czym problem? No... tak, celowo się właśnie wygadał, że jego motor jest przerobiony. I Titus nie wiedział o tym... no, Bertie mu ufał, jak najbardziej mu ufał! Ale z drugiej strony ufał tylu ludziom, że nie mogli o tym wiedzieć wszyscy. Takie rzeczy są fajniejsze jako sekret, nie? Poza tym zdradzanie takiego sekretu jest super!
- A jazda... no, sam się najpierw będę musiał pouczyć. Ale w sumie chętnie to zrobię. Na bank to zrobię. - jeździł na motorze to auto tym bardziej ogarnie, no hej! - Auto będzie u mnie w trakcie, będziemy to ogarniać, ja i tak zamierzam tu jakiś garaż-dobudówkę urządzić. Matt też ma motor i jakoś tak trochę bieda z nimi. Więc no, będzie spokój, a ty w tym czasie zrób mugolskie prawo jazdy. Bo czasami będziesz robił to pewnie po mugolsku. Wiesz, nie możesz latać za dnia, bo jest zwykle za duża widoczność i jesteś na oczach mugoli, a na pewno będziesz musiał za dnia i słabo gdybyś wpadł przez taką głupotę. Ale to nic trudnego. Znaczy no, musisz się zachowywać między mugolami, nauczyć o autach i będą cię uczyć jak się je prowadzi a potem cię sprawdzą.
Wzruszył ramionami, już układając w głowie plan. Tak, tak, sam się cieszył jak dzieciak. Uwielbiał motoryzację!
- Zawsze zapraszam. Jest Holly... chyba nie znasz, jest dosyć starsza od nas. Poza tym psorka z zielarstwa weekendowo zajmuje pokój na górze. No i Matt, jego na pewno kojarzysz, kuzyn mój. - raczej się ze sobą nie zadawali i możliwe, że nawet nigdy się nie widzieli ale Bott ubzdurał sobie, że się znali bo przecież na pewno o nim wspominał. Pewnie widzieli się na jakiejś imprezie Bertiego, choćby marcówce vel jego urodzinach, które alkohucznie obchodzi rok w rok. Albo wielu innych, blondyn zawsze lubił imprezy.
- Ale też raczej wpada, marudzi, wypada. Więc dość spokojnie jest. A duch... niee. Ładna jest całkiem. Całkiem śmieszna, choć marudna i bywa wredna jak jej coś nie podpasuje. Bywało, że myślałem, że jest poltergeistem, ale jednak nie.
Tak czy inaczej Bertiemu ani przez sekundę nie przyszło do głowy, żeby wzywać specjalistę i pozbywać się Lany. Przecież to jest SUPER. Ma nawiedzony dom, zna jego właścicielkę! I nawet lubił to, że bywała wredna. I była taką śmieszną lokatorką. Noo... fakt, że może przechodzić przez ściany i obserwować ich zewsząd jest trochę dziwny i troch przerażający, ale no TRUDNO.
Na prawdę pokochał tę ruderę i swojego ducha!
Nie rozciągał jednak tematu, bo widział, że uwagą o kominku trochę wybił kumpla z rytmu - ten jednak zaraz wrócił na właściwe tory i zaczął gadać. Bott uśmiechnął się tylko i słuchał uważnie, co on mówi choć rozwiązanie chodziło mu po głowie właściwie od początku i jakoś tak myślał, że wie czego będzie chciał jego rozmówca. Czekał jednak aż skończy, wyjątkowo nie wchodząc mu w słowo.
W szkole kiedy obaj się nakręcili rozmawiając czy to o quiddichu czy czymkolwiek innym, co obu pochłaniało, musieli wyglądać doskonale, wyrzucając z siebie długie, pełne entuzjazmu i emocji wypowiedzi i machając rękami jakby ich dłonie głuche rozmawiały między sobą, a oni osobno między sobą, często kompletnie tego faktu nieświadomi.
- Pięknie powiedziane, staruszku. - stwierdził wesoło, nie mogąc ukryć satysfakcji jaką czuł w związku z tym, że przejrzał swojego rozmówcę. Napił się herbaty celowo wydłużając chwilę milczenia tylko dlatego, że tak się dobrze w tej sytuacji bawił.
- Jasne. Znaczy auto się kupi normalnie, legalnie. Mogę ci wybrać jakieś świetne, bo ty się kompletnie nie znasz, a auta są super. No, nie tak super jak motory ale też mogą być, ogólnie te mugolskie wynalazki są GE-NIA-LNE. A potem podrasujemy je jak Sally. Znaczy skołuję kogoś, kto to zrobi.
Już to robił kiedyś, przy swoim motorze to zrobi to i znowu, w czym problem? No... tak, celowo się właśnie wygadał, że jego motor jest przerobiony. I Titus nie wiedział o tym... no, Bertie mu ufał, jak najbardziej mu ufał! Ale z drugiej strony ufał tylu ludziom, że nie mogli o tym wiedzieć wszyscy. Takie rzeczy są fajniejsze jako sekret, nie? Poza tym zdradzanie takiego sekretu jest super!
- A jazda... no, sam się najpierw będę musiał pouczyć. Ale w sumie chętnie to zrobię. Na bank to zrobię. - jeździł na motorze to auto tym bardziej ogarnie, no hej! - Auto będzie u mnie w trakcie, będziemy to ogarniać, ja i tak zamierzam tu jakiś garaż-dobudówkę urządzić. Matt też ma motor i jakoś tak trochę bieda z nimi. Więc no, będzie spokój, a ty w tym czasie zrób mugolskie prawo jazdy. Bo czasami będziesz robił to pewnie po mugolsku. Wiesz, nie możesz latać za dnia, bo jest zwykle za duża widoczność i jesteś na oczach mugoli, a na pewno będziesz musiał za dnia i słabo gdybyś wpadł przez taką głupotę. Ale to nic trudnego. Znaczy no, musisz się zachowywać między mugolami, nauczyć o autach i będą cię uczyć jak się je prowadzi a potem cię sprawdzą.
Wzruszył ramionami, już układając w głowie plan. Tak, tak, sam się cieszył jak dzieciak. Uwielbiał motoryzację!
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Kiwał głową słuchając o współlokatorach Bertiego. Holly - ją koniecznie musi poznać, nawet jeśli była znacznie (a może nieznacznie?) starsza od niego samego. Chciał nawet dowiedzieć się o dziewczynie czegoś więcej, ale postanowił nie przerywać monologu Botta.
- Psorka z zielarstwa?! Chłopie, szkoda, że nie jesteśmy już w Hogwarcie, pewnie miałbyś fory. - roześmiał się. Ciężko mu było wyobrazić sobie nauczycielkę zamieszkującą w tej ruderze... Chociaż z drugiej strony wydawało mu się to nie tyle niemożliwe, co zwyczajnie całkiem zabawne. Pokiwał głową na wzmiankę o kuzynie - raczej nie kojarzył, ale nie chciał wyprowadzać przyjaciela z błędu. W końcu przecież i tak się poznają, prawda? A wcześniej czy później - bez różnicy! Skoro był kuzynem tego tutaj cukiernika to Tytus nie miał wątpliwości - z pewnością się polubią.
- Chciałbym ją poznać. - stwierdził słuchając o Lanie. Znajomości z duchami były takie fascynujące! Mieli przecież tyle historii do opowiedzenia! O, dajmy na to duch rezydent Gryffindoru, Prawie Bezgłowy Nick, był wspaniałym gawędziarzem i Ollivander zaczepiał go przy każdym spotkaniu w wieży czy krętych korytarzach zamku. Zawsze miał dla niego miłe słowo, na które sir Nicholas de Mimsy−Porpington odpowiadał równie serdecznie. Duchy wiedziały o rzeczach, o których innym nawet się nie śniło, znały Hogwart jak własną kieszeń, a dla kogoś, dla kogo priorytetem było spędzanie nauczycielom snu z powiek, każda informacja o tajemnych przejściach czy dziwacznych zakamarkach była przydatna.
Po skończonym wywodzie upił łyk herbaty, bo od tego gadania całkowicie zaschło mu w ustach. Mmmm, przepyszny, gorący napar rozgrzał wszystkie trzewia, a słowa Bertiego, nie pozbawione entuzjazmu, były miodem na jego uszy.
- Sally? - przekrzywił głowę na jedną stronę. Pewnie wiedział, że Bertie ma jakiś motor i może nawet trochę mu zazdrościł, ale nawet nie podejrzewał, że jego kumpel jest jednym z tych, na których wiecznie narzekał ojciec. Kiedy chłopak wspomniał o swoim garażu Titus odetchnął - tak, to była kolejna kwestia, którą chciał poruszyć, bo oczywiście autko nie mogło zajmować podjazdu Ollivanderów - stary chyba by go zabił, gdyby Titus nagle oświadczył, że zamierza zakupić mugolski samochód, a później jeszcze odpowiednio go przerobić. Nie, to będzie tajemnica.
- Bertie! To wszystki brzmi tak wspaniale! Zrobię prawo jazdy i w ogóle wszystko, a ty mi musisz opowiedzieć o autach i o tych wszystkich rodzajach i o ruchu i o zasadach i w ogóle o wszystkim! Wybierzemy najpiękniejszy samochód na świecie, a później polecimy nim do Afryki. I do Azji i w ogóle wszędzie. - był bardziej podjarany niż wtedy, kiedy dostał swój list z Hogwartu. Z tego wszystkiego aż odetchnął, dając upust wypełniającym go emocjom - Napijmy się. - kiwnął łbem dopadając do swojego płaszcza, z którego kieszeni wyciągnął metalową, mugolską piersiówkę. Łyknął z niej zdrowo, po czym podał przyjacielowi - Kiedy pójdziemy oglądać samochody? - oczywiście, że chciał odwiedzić jakiś sklep czy jak to się tam nazywało w mugolskim świecie. Oj tak, będzie musiał na nowo zajrzeć do książek, bo jego wiedza w tym temacie było zdecydowanie za mała.
- Psorka z zielarstwa?! Chłopie, szkoda, że nie jesteśmy już w Hogwarcie, pewnie miałbyś fory. - roześmiał się. Ciężko mu było wyobrazić sobie nauczycielkę zamieszkującą w tej ruderze... Chociaż z drugiej strony wydawało mu się to nie tyle niemożliwe, co zwyczajnie całkiem zabawne. Pokiwał głową na wzmiankę o kuzynie - raczej nie kojarzył, ale nie chciał wyprowadzać przyjaciela z błędu. W końcu przecież i tak się poznają, prawda? A wcześniej czy później - bez różnicy! Skoro był kuzynem tego tutaj cukiernika to Tytus nie miał wątpliwości - z pewnością się polubią.
- Chciałbym ją poznać. - stwierdził słuchając o Lanie. Znajomości z duchami były takie fascynujące! Mieli przecież tyle historii do opowiedzenia! O, dajmy na to duch rezydent Gryffindoru, Prawie Bezgłowy Nick, był wspaniałym gawędziarzem i Ollivander zaczepiał go przy każdym spotkaniu w wieży czy krętych korytarzach zamku. Zawsze miał dla niego miłe słowo, na które sir Nicholas de Mimsy−Porpington odpowiadał równie serdecznie. Duchy wiedziały o rzeczach, o których innym nawet się nie śniło, znały Hogwart jak własną kieszeń, a dla kogoś, dla kogo priorytetem było spędzanie nauczycielom snu z powiek, każda informacja o tajemnych przejściach czy dziwacznych zakamarkach była przydatna.
Po skończonym wywodzie upił łyk herbaty, bo od tego gadania całkowicie zaschło mu w ustach. Mmmm, przepyszny, gorący napar rozgrzał wszystkie trzewia, a słowa Bertiego, nie pozbawione entuzjazmu, były miodem na jego uszy.
- Sally? - przekrzywił głowę na jedną stronę. Pewnie wiedział, że Bertie ma jakiś motor i może nawet trochę mu zazdrościł, ale nawet nie podejrzewał, że jego kumpel jest jednym z tych, na których wiecznie narzekał ojciec. Kiedy chłopak wspomniał o swoim garażu Titus odetchnął - tak, to była kolejna kwestia, którą chciał poruszyć, bo oczywiście autko nie mogło zajmować podjazdu Ollivanderów - stary chyba by go zabił, gdyby Titus nagle oświadczył, że zamierza zakupić mugolski samochód, a później jeszcze odpowiednio go przerobić. Nie, to będzie tajemnica.
- Bertie! To wszystki brzmi tak wspaniale! Zrobię prawo jazdy i w ogóle wszystko, a ty mi musisz opowiedzieć o autach i o tych wszystkich rodzajach i o ruchu i o zasadach i w ogóle o wszystkim! Wybierzemy najpiękniejszy samochód na świecie, a później polecimy nim do Afryki. I do Azji i w ogóle wszędzie. - był bardziej podjarany niż wtedy, kiedy dostał swój list z Hogwartu. Z tego wszystkiego aż odetchnął, dając upust wypełniającym go emocjom - Napijmy się. - kiwnął łbem dopadając do swojego płaszcza, z którego kieszeni wyciągnął metalową, mugolską piersiówkę. Łyknął z niej zdrowo, po czym podał przyjacielowi - Kiedy pójdziemy oglądać samochody? - oczywiście, że chciał odwiedzić jakiś sklep czy jak to się tam nazywało w mugolskim świecie. Oj tak, będzie musiał na nowo zajrzeć do książek, bo jego wiedza w tym temacie było zdecydowanie za mała.
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
- Jasne, albo dawałaby mi szlabany za niezmycie naczyń. - stwierdził. No, jakby szlabanów w jego karierze szkolnej było mało, doprawdy! Choć Eileen jako współlokatorkę nawet już polubił. Ale no. Nie, nawet czysto teoretycznie opcja mieszkania z wciąż uczącą psorką była bardzo słaba!
- Na bank poznasz. Teraz jest troszkę cichsza, nie wiem czy się nie obraziła o wyrzucenie kilku rzeczy. Ale tu było tyle zniszczonych przedmiotów, że się nie dało, i tak większość wyratowałem lub mam plan ratować, bo to wszystko jest super. Ale no, bez przesady. W każdym razie za którymś razem jak wpadniesz, na bank się zjawi. Choćby przy zabawie autem. Albo na marcówce.
Marcówka, doroczna impreza w marcu organizowana przez BB, rzecz jasna związana z jego urodzinami. No, oczywiście rok temu się nie odbyła, bo tamten czas był dla Botta trochę cięższy i trudno mu było myśleć o beztroskim alkoholizowaniu się, kiedy zaginęła Anna, ale chłopina dawno już wrócił do świata żywych i tym razem nie zamierzał odpuścić. I to jeden z powodów dla których w miarę zaczął spieszyć się z remontem - fajnie, żeby bawiący się tłumek z piętra nie zleciał nagle kilka metrów niżej, bo podłoga nie ta. A roboty trochę jeszcze jest...
No, ale! Prawie cały miesiąc!
- Myślę, że już samym autem się zainteresuje. Tylko to może potrwać, zanim go zorganizuję, znaczy zanim się zdecydujesz na konkretny model, możemy w sumie naweet... w poniedziałek? Iść oglądać auta. Mam wtedy wolne w sumie. Jak się zdecydujesz to się go tu sprowadzi. Choć lepiej trochę później, jak garaż już na bank będzie. Jesteśmy w trakcie roboty, ale wiesz jak jest. Chyba, że kupisz auto i wynajmiesz mu tymczasowo jakiś garaż, a tu się je sprowadzi, kiedy będziemy gotowi.
Titusowi zostawił decyzję, choć domyślał się, że ten jako rasowy w gorącej wodzie kąpany człowiek, tak podobny do niego temperamentem będzie chciał kupować i robić wszystko teraz. On sam z resztą chciał już oglądać te wszystkie auta.
- Tylko jak kupisz, musisz wynająć kogoś, kto go tu przywiezie. Możemy ćwiczyć przed domem, ale nie ryzykowałbym jechania tutaj autem bez prawa jazdy. - dodał zaraz, bo przecież jakoś auto trzeba będzie tu sprowadzić. A on przy okazji się kierowcy poprzygląda, co on robi i jak to robi, może człowiek będzie spoko to coś o tym powie? A potem będą próbować, a Titus pójdzie robić prawko. A on pracować nad jego samochodem.
- Powiem ci ile sam wiem, choć pewnie najwięcej nauczysz się z kursu. I jasne, ja jestem za kadą wycieczką. - zaśmiał się wesoło i napił, bo alkoholu raczej nie odmawia, szczególnie toastów. - Człowieku, mugolski środek transportu, mugolska piersiówka, brakuje jeszcze żebyś się w mugolce zakochał. - stwierdził rozbawiony.
- To wstępnie poniedziałek?
Dopiero teraz sobie uświadomił, że chłopak pytał o Sally. Wzruszył więc lekko ramionami, choć nawet nie próbował ukrywać dumy ze swojej najukochańszej.
- Sally to mój motor. Też lata, będziemy się ścigać jak nauczysz się prowadzić.
- Na bank poznasz. Teraz jest troszkę cichsza, nie wiem czy się nie obraziła o wyrzucenie kilku rzeczy. Ale tu było tyle zniszczonych przedmiotów, że się nie dało, i tak większość wyratowałem lub mam plan ratować, bo to wszystko jest super. Ale no, bez przesady. W każdym razie za którymś razem jak wpadniesz, na bank się zjawi. Choćby przy zabawie autem. Albo na marcówce.
Marcówka, doroczna impreza w marcu organizowana przez BB, rzecz jasna związana z jego urodzinami. No, oczywiście rok temu się nie odbyła, bo tamten czas był dla Botta trochę cięższy i trudno mu było myśleć o beztroskim alkoholizowaniu się, kiedy zaginęła Anna, ale chłopina dawno już wrócił do świata żywych i tym razem nie zamierzał odpuścić. I to jeden z powodów dla których w miarę zaczął spieszyć się z remontem - fajnie, żeby bawiący się tłumek z piętra nie zleciał nagle kilka metrów niżej, bo podłoga nie ta. A roboty trochę jeszcze jest...
No, ale! Prawie cały miesiąc!
- Myślę, że już samym autem się zainteresuje. Tylko to może potrwać, zanim go zorganizuję, znaczy zanim się zdecydujesz na konkretny model, możemy w sumie naweet... w poniedziałek? Iść oglądać auta. Mam wtedy wolne w sumie. Jak się zdecydujesz to się go tu sprowadzi. Choć lepiej trochę później, jak garaż już na bank będzie. Jesteśmy w trakcie roboty, ale wiesz jak jest. Chyba, że kupisz auto i wynajmiesz mu tymczasowo jakiś garaż, a tu się je sprowadzi, kiedy będziemy gotowi.
Titusowi zostawił decyzję, choć domyślał się, że ten jako rasowy w gorącej wodzie kąpany człowiek, tak podobny do niego temperamentem będzie chciał kupować i robić wszystko teraz. On sam z resztą chciał już oglądać te wszystkie auta.
- Tylko jak kupisz, musisz wynająć kogoś, kto go tu przywiezie. Możemy ćwiczyć przed domem, ale nie ryzykowałbym jechania tutaj autem bez prawa jazdy. - dodał zaraz, bo przecież jakoś auto trzeba będzie tu sprowadzić. A on przy okazji się kierowcy poprzygląda, co on robi i jak to robi, może człowiek będzie spoko to coś o tym powie? A potem będą próbować, a Titus pójdzie robić prawko. A on pracować nad jego samochodem.
- Powiem ci ile sam wiem, choć pewnie najwięcej nauczysz się z kursu. I jasne, ja jestem za kadą wycieczką. - zaśmiał się wesoło i napił, bo alkoholu raczej nie odmawia, szczególnie toastów. - Człowieku, mugolski środek transportu, mugolska piersiówka, brakuje jeszcze żebyś się w mugolce zakochał. - stwierdził rozbawiony.
- To wstępnie poniedziałek?
Dopiero teraz sobie uświadomił, że chłopak pytał o Sally. Wzruszył więc lekko ramionami, choć nawet nie próbował ukrywać dumy ze swojej najukochańszej.
- Sally to mój motor. Też lata, będziemy się ścigać jak nauczysz się prowadzić.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Parsknął śmiechem - już sobie wyobraził jak Bertie czyści szkole kible bo nie posprzątał w swoim pokoju. Zaiste niezwykle zabawna imaginacja!
- Marcówka! Już nie mogę się doczekać. - Bott był jedną z tych osób, na których imprezę pojechałbyś na koniec świata bo wiesz, że będzie to najlepsza zabawa po tej stronie globu. Już teraz zastanawiał się co sprawi mu w prezencie urodzinowym.
- Poczekam, nie ma co się spieszyć! Jak się człowiek spieszy to wiesz co, a ja nie chcę kupić jakiegoś złomu, tylko porządne auteczko, które będzie mi służyć dłuuuugie lata. - kiwnął czerepem. Wiadomo, że już chciałby siąść za kółkiem i wyruszyć w podniebną podróż dookoła świata, ale jednocześnie chciał być na wszystko przygotowany. Jego entuzjazm i tak nie zdąży ostygnąć, bo zajarał się tym pomysłem jak pochodnia. Zresztą... gdzie miałby przechowywać auto? Zero pomysłów!
- Mhm, ty tu rządzisz Bertie, poprosi się kogoś o pomoc. Może twojego kuzyna? Albo, no nie wiem, coś się wymyśli. - tego był pewien na sto procent. Z każdej sytuacji było jakieś wyjście, prawda?
- Nie mogę się już doczekać tego całego kursu, to będzie niesamowita przygoda. - jak zresztą każdy kolejny dzień i każda nowość, której smakował z zapartym tchem. Wywrócił oczami na kolejne słowa przyjaciela.
- Daj spokój... - machnął ręką. Ale prawda była taka, że to wcale nie byłoby dziwne. Ostatecznie miłość nie wybiera, a Titus zawsze kierował się trochę bardziej sercem niż rozumem. Oczywiście dla Ollivanderów byłby to niezwykły cios, jednak... No cóż, nigdy nie wiesz kiedy trafi cię strzała amora - Kupiłem w lombardzie, wiesz jakie czadowe rzeczy można tam znaleźć? Z tej podobno pił sam Elvis! - jasne, że były to tylko plotki wymyślone przez sprytnego sprzedawcę, ale Titus uparcie twierdził, że każdej plotce kryje się ziarnko prawdy.
- Poniedziałek, świetnie. Będę musiał uprzedzić wuja. I dziadka, ale myślę, że nie będzie problemu. Powiem im, że mam coś super ważnego do załatwienia. - wzruszył ramionami, zaś na wieść o motorze głośno wciągnął w płuca powietrze - Fantastycznie! To będzie coś! Podniebne wyścigi... - aż mu oczy zabłyszczały! Świetnie, w tej sprawie byli już dogadani, a Titus cieszył się jak dziecko, które dostaje wielką kulę waty cukrowej.
- Hej, pokażesz mi resztę domu? - zapytał, na nowo sięgając po kubek z herbatą by upić kolejnych kilka łyków.
- Marcówka! Już nie mogę się doczekać. - Bott był jedną z tych osób, na których imprezę pojechałbyś na koniec świata bo wiesz, że będzie to najlepsza zabawa po tej stronie globu. Już teraz zastanawiał się co sprawi mu w prezencie urodzinowym.
- Poczekam, nie ma co się spieszyć! Jak się człowiek spieszy to wiesz co, a ja nie chcę kupić jakiegoś złomu, tylko porządne auteczko, które będzie mi służyć dłuuuugie lata. - kiwnął czerepem. Wiadomo, że już chciałby siąść za kółkiem i wyruszyć w podniebną podróż dookoła świata, ale jednocześnie chciał być na wszystko przygotowany. Jego entuzjazm i tak nie zdąży ostygnąć, bo zajarał się tym pomysłem jak pochodnia. Zresztą... gdzie miałby przechowywać auto? Zero pomysłów!
- Mhm, ty tu rządzisz Bertie, poprosi się kogoś o pomoc. Może twojego kuzyna? Albo, no nie wiem, coś się wymyśli. - tego był pewien na sto procent. Z każdej sytuacji było jakieś wyjście, prawda?
- Nie mogę się już doczekać tego całego kursu, to będzie niesamowita przygoda. - jak zresztą każdy kolejny dzień i każda nowość, której smakował z zapartym tchem. Wywrócił oczami na kolejne słowa przyjaciela.
- Daj spokój... - machnął ręką. Ale prawda była taka, że to wcale nie byłoby dziwne. Ostatecznie miłość nie wybiera, a Titus zawsze kierował się trochę bardziej sercem niż rozumem. Oczywiście dla Ollivanderów byłby to niezwykły cios, jednak... No cóż, nigdy nie wiesz kiedy trafi cię strzała amora - Kupiłem w lombardzie, wiesz jakie czadowe rzeczy można tam znaleźć? Z tej podobno pił sam Elvis! - jasne, że były to tylko plotki wymyślone przez sprytnego sprzedawcę, ale Titus uparcie twierdził, że każdej plotce kryje się ziarnko prawdy.
- Poniedziałek, świetnie. Będę musiał uprzedzić wuja. I dziadka, ale myślę, że nie będzie problemu. Powiem im, że mam coś super ważnego do załatwienia. - wzruszył ramionami, zaś na wieść o motorze głośno wciągnął w płuca powietrze - Fantastycznie! To będzie coś! Podniebne wyścigi... - aż mu oczy zabłyszczały! Świetnie, w tej sprawie byli już dogadani, a Titus cieszył się jak dziecko, które dostaje wielką kulę waty cukrowej.
- Hej, pokażesz mi resztę domu? - zapytał, na nowo sięgając po kubek z herbatą by upić kolejnych kilka łyków.
Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,
why not us?
If they can do it,
why not us?
- Już kolekcjonuję alkohol. Robię razem z Holly w tym roku. Ona ma osiemnastego, ale łączona lepiej. Sam wiesz, więcej ludzi. A dom jest spory, jak się uprzemy to da radę nawet wszystkich zanocować w razie potrzeby. Wybierze się jakąś datę pomiędzy.
Każda okazja na imprezę jest dobra. A każda okazja na powiększenie imprezy jest jeszcze lepsza i Bertiego wyraźnie ucieszyło to z jakim entuzjazmem Titus podszedł do powrotu marcówek. Eh, no przecież one będą rok rocznie do śmierci Botta, to pewne. Żadna więcej nie przepadnie!
Przez chwilę Bertie wyobraził ich sobie jako bandę starców - siebie i wszystkich swoich znajomych - świętujących czwarty marca jakimś rozwodnionym drinkiem, żeby im serca nie postawały przez te wszystkie leki. Noo! Bertie na pewno będzie bardzo szalonym dziadkiem. Titus pewnie też i jeszcze kilka osób, więc tak czy inaczej nudzić się nie będą.
- W sumie to rozsądnie. Choć sam chciałbym już się pobawić tym, co wybierzesz. - przyznał. Noo! Chciał, chciał wsiąść do auta, nauczyć się je prowadzić. Popróbować, będzie śmiesznie. Niech tylko Sally jego piękna nie będzie zazdrosna!
- Ja to zorganizuję.
Noo... Holly i Matt na pewno się przydadzą, ale trzeba kogoś, kto już to wcześniej robił i pokaże. Ale to już zorganizują. Sam Bertie chciałby się tego nauczyć, tak po prostu, dla siebie. Ogólnie chciałby trochę więcej wiedzieć o motoryzacji. Trochę o tym ostatnio czytał, ale to nie to samo, co szperanie przy sprzęcie.
- Noo... na pewno jakiś fan Elvisa w każdym razie. - stwierdził szczerze rozbawiony. Choć może? Dlaczego niby Elvis nie miałby sprzedać swojej piersiówki w lombardzie? Może zrobił to jeszcze zanim stał się sławny i dopiero potem sprzedawca zobaczył go w telewizji? - W każdym razie wiem, są super. Sporo gratów z domu w nich opchnąłem. - przyznał, bo i bywały rzeczy, które nie nadawały się do wywalenia, ale po prostu nie chciał ich trzymać. A był w sytuacji w której każda kasa się przyda.
- Właśnie. - dodał, bo nie chciał zapominać o pieniądzach. Przyjaźnie przyjaźniami, biznes is biznes, hajs się musi zgadzać i inne takie. Odliczył z portfela ustaloną kwotę. Nie ma opcji, żeby Bertie oddał Titusowi całą kasę na raz, ale skoro ten zgodził się rozdzielić oddawanie i poczekać z nim chwilę, Bott chętnie skorzystał. Zdołał wykopać się z całkowitego dna finansowego i odłożyć pierwszą porcję gotówki, jaką zamierzał teraz co miesiąc mu podrzucać.Pewnie do usranej śmierci Przez jakiś rok... chyba? No dobra, pewnie dłużej. Dużo dłużej.
- Pierwsza rata. Powoli przestaję być bankrutem. Ej, swoją drogą musisz kiedyś spróbować. Bycie bankrutem jest całkiem śmieszne, kiedy chcesz zabrać dziewczynę na randkę, a nie masz kasy na głupią kawę i kombinuj jak zorganizować się na tyle, żeby mieć, bo przecież jak będzie też głodna to musisz mieć na wszelki, nie? W sensie serio, to śmieszne. - wcale nie smutno-śmieszne, a śmieszne. Bertie nie miał realnych problemów finansowych. W końcu wisiał kasę przyjacielowi z którym zawsze się dogada (odda, to pewne, ale ten na pewno nie utnie mu palca w razie tygodniowej obsuwy), a jeśli jego wielki plan się nie uda, cóż... wróci do domu, nie? Dodatkowo miał gdzie mieszkać i miał całkiem fajną pracę. Wiedział, że jego problemy finansowe są chwilowe i spowodowane nagłym bum po tym jak w jego portfelu wybuchł wulkan zwany Tym Wspaniałym Domem. Więc była to kwestia przetrwania jakichś trzech miesięcy i zabawa w coś tak no, całkiem innego niż jego normalne życie była całkiem spoko. Chociażby ganianie od jednego lombardu do drugiego, bo na gwałt musi sprzedać jakąś pierdołę.
- Jasne. Tylko uważaj, jak usłyszysz skrzypienie czy coś, raczej omijaj deski. Wiesz, jesteśmy w trakcie prac i tak dalej. - stwierdził wesoło i wyszedł z pomieszczenia, prowadząc Titusa za sobą, by pokazać mu swój wspaniały dom.
zt x 2
Każda okazja na imprezę jest dobra. A każda okazja na powiększenie imprezy jest jeszcze lepsza i Bertiego wyraźnie ucieszyło to z jakim entuzjazmem Titus podszedł do powrotu marcówek. Eh, no przecież one będą rok rocznie do śmierci Botta, to pewne. Żadna więcej nie przepadnie!
Przez chwilę Bertie wyobraził ich sobie jako bandę starców - siebie i wszystkich swoich znajomych - świętujących czwarty marca jakimś rozwodnionym drinkiem, żeby im serca nie postawały przez te wszystkie leki. Noo! Bertie na pewno będzie bardzo szalonym dziadkiem. Titus pewnie też i jeszcze kilka osób, więc tak czy inaczej nudzić się nie będą.
- W sumie to rozsądnie. Choć sam chciałbym już się pobawić tym, co wybierzesz. - przyznał. Noo! Chciał, chciał wsiąść do auta, nauczyć się je prowadzić. Popróbować, będzie śmiesznie. Niech tylko Sally jego piękna nie będzie zazdrosna!
- Ja to zorganizuję.
Noo... Holly i Matt na pewno się przydadzą, ale trzeba kogoś, kto już to wcześniej robił i pokaże. Ale to już zorganizują. Sam Bertie chciałby się tego nauczyć, tak po prostu, dla siebie. Ogólnie chciałby trochę więcej wiedzieć o motoryzacji. Trochę o tym ostatnio czytał, ale to nie to samo, co szperanie przy sprzęcie.
- Noo... na pewno jakiś fan Elvisa w każdym razie. - stwierdził szczerze rozbawiony. Choć może? Dlaczego niby Elvis nie miałby sprzedać swojej piersiówki w lombardzie? Może zrobił to jeszcze zanim stał się sławny i dopiero potem sprzedawca zobaczył go w telewizji? - W każdym razie wiem, są super. Sporo gratów z domu w nich opchnąłem. - przyznał, bo i bywały rzeczy, które nie nadawały się do wywalenia, ale po prostu nie chciał ich trzymać. A był w sytuacji w której każda kasa się przyda.
- Właśnie. - dodał, bo nie chciał zapominać o pieniądzach. Przyjaźnie przyjaźniami, biznes is biznes, hajs się musi zgadzać i inne takie. Odliczył z portfela ustaloną kwotę. Nie ma opcji, żeby Bertie oddał Titusowi całą kasę na raz, ale skoro ten zgodził się rozdzielić oddawanie i poczekać z nim chwilę, Bott chętnie skorzystał. Zdołał wykopać się z całkowitego dna finansowego i odłożyć pierwszą porcję gotówki, jaką zamierzał teraz co miesiąc mu podrzucać.
- Pierwsza rata. Powoli przestaję być bankrutem. Ej, swoją drogą musisz kiedyś spróbować. Bycie bankrutem jest całkiem śmieszne, kiedy chcesz zabrać dziewczynę na randkę, a nie masz kasy na głupią kawę i kombinuj jak zorganizować się na tyle, żeby mieć, bo przecież jak będzie też głodna to musisz mieć na wszelki, nie? W sensie serio, to śmieszne. - wcale nie smutno-śmieszne, a śmieszne. Bertie nie miał realnych problemów finansowych. W końcu wisiał kasę przyjacielowi z którym zawsze się dogada (odda, to pewne, ale ten na pewno nie utnie mu palca w razie tygodniowej obsuwy), a jeśli jego wielki plan się nie uda, cóż... wróci do domu, nie? Dodatkowo miał gdzie mieszkać i miał całkiem fajną pracę. Wiedział, że jego problemy finansowe są chwilowe i spowodowane nagłym bum po tym jak w jego portfelu wybuchł wulkan zwany Tym Wspaniałym Domem. Więc była to kwestia przetrwania jakichś trzech miesięcy i zabawa w coś tak no, całkiem innego niż jego normalne życie była całkiem spoko. Chociażby ganianie od jednego lombardu do drugiego, bo na gwałt musi sprzedać jakąś pierdołę.
- Jasne. Tylko uważaj, jak usłyszysz skrzypienie czy coś, raczej omijaj deski. Wiesz, jesteśmy w trakcie prac i tak dalej. - stwierdził wesoło i wyszedł z pomieszczenia, prowadząc Titusa za sobą, by pokazać mu swój wspaniały dom.
zt x 2
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
|06.03.1956
Czułem się jakbym w ogóle nie spał co w sumie było nawet prawdą. Przerzedziłem palcami sponiewierane włosy, zaczesując je do tyłu. Było mi ciągle mdło od wypitego przez noc alkoholu i wypalonej iloci papierosów. Chrząknąłem ochryple i splunąłem na ulicę zastanawiając się czy Bertie nie zrobił czego głupiego. Skrzywiłem się i przyśpieszyłem kroku. Nie chciałem marnować czasu. Wiedziałem, że muszę porozmawiać z Bertim o tym co zaszło wczorajszego wieczora, a im bardziej to odwlekałem tym bardziej byłem pewny, że trudniej to wszystko będzie...wyjaśnić. O ile w ogóle było to możliwe. Bez względu na to, jak postąpił Bertie było oczywistym, że ja w tym wszystkim nie byłem lepszy. Przyłożyłem ręce do czegoś do czego w ogóle nie powinienem był się mieszać. Miałem jednak nadzieję, że pomysł tego, że mógłbym być z Jud wydawał mu się choć trochę absurdalny. To wiele by ułatwiło. Z drugiej strony nie mógłbym go winić jeśli było inaczej. Do tego cała ta szopka w jego urodziny...ech. Westchnąłem ciężko, a potem w ciszy wpatrywałem się w drzwi zastanawiając się, jak powinienem to rozegrać i czy w ogóle zastanę go w domu. Na swoje szczęście lub nieszczęście nie byłem zbyt rozsądnym i pomysłowym człowiekiem, więc po protu wlazłem do środka bez żadnego pomysłu na cokolwiek. Ostrożnie rozejrzałem się po urodzinowym pobojowisku.
- Bertie...? - rzuciłem w przestrzeń zamykając za sobą drzwi.
Czułem się jakbym w ogóle nie spał co w sumie było nawet prawdą. Przerzedziłem palcami sponiewierane włosy, zaczesując je do tyłu. Było mi ciągle mdło od wypitego przez noc alkoholu i wypalonej iloci papierosów. Chrząknąłem ochryple i splunąłem na ulicę zastanawiając się czy Bertie nie zrobił czego głupiego. Skrzywiłem się i przyśpieszyłem kroku. Nie chciałem marnować czasu. Wiedziałem, że muszę porozmawiać z Bertim o tym co zaszło wczorajszego wieczora, a im bardziej to odwlekałem tym bardziej byłem pewny, że trudniej to wszystko będzie...wyjaśnić. O ile w ogóle było to możliwe. Bez względu na to, jak postąpił Bertie było oczywistym, że ja w tym wszystkim nie byłem lepszy. Przyłożyłem ręce do czegoś do czego w ogóle nie powinienem był się mieszać. Miałem jednak nadzieję, że pomysł tego, że mógłbym być z Jud wydawał mu się choć trochę absurdalny. To wiele by ułatwiło. Z drugiej strony nie mógłbym go winić jeśli było inaczej. Do tego cała ta szopka w jego urodziny...ech. Westchnąłem ciężko, a potem w ciszy wpatrywałem się w drzwi zastanawiając się, jak powinienem to rozegrać i czy w ogóle zastanę go w domu. Na swoje szczęście lub nieszczęście nie byłem zbyt rozsądnym i pomysłowym człowiekiem, więc po protu wlazłem do środka bez żadnego pomysłu na cokolwiek. Ostrożnie rozejrzałem się po urodzinowym pobojowisku.
- Bertie...? - rzuciłem w przestrzeń zamykając za sobą drzwi.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Bertie... trochę spał. Czy był nieprzytomny? To jakaś różnica w ogóle? Nie był pewien, o której padł, ale kiedy się podniósł, czuł się jakby go ktoś zjadł, wyrzygał i rozjechał walcem. I zgodnie z wczorajszym założeniem "martwić się będziesz jutro", psychicznie wcale nie czuł się lepiej. Przylazł do salonu, który wypadałoby trochę ogarnąć i nalał sobie jakiegoś soku, żeby chociaż ugasić pragnienie.
W głowie trochę mu szumiało. Nie był to ból, a zwyczajne, typowe osłabienie. Wypił zdecydowanie za dużo, ale kto by się tym przejmował? Możnaby stwierdzić, że w urodziny to wręcz nie na miejscu nie upić się do nieprzytomności.
Tak, czy inaczej w momencie, kiedy zajmował się swoim pragnieniem, usłyszał głos, którego zdecydowanie się nie spodziewał. Odłożył szklankę i odwrócił się akurat w chwili w której Matt wszedł do pomieszczenia. Bertie na prawdę był w szoku. Był w szoku, że Matt był z Judy. Był w szoku, że przyszedł z nią na to pieprzone przyjęcie. Że bawił się z nią w te chore zagrywki. Nigdy by się po nim tego nie spodziewał. To w końcu rodzina, nie? A jednak wszystko się stało i miał ochotę się pozbyć tego konkretnego członka swojej rodziny. I znowu w nim zawrzało. I podszedł bliżej i chciał go tylko pchnąć w stronę drzwi i kazać wypierdalać, ale jakoś tak się nie stało, jakoś tak przypadkiem jednak zaciśnięta pięść młodszego Botta pędziła w stronę nosa starszego kuzyna.
- Zabawa skończona. Czego jeszcze chcesz?
Bertie nie był agresywny. Nigdy nie prowokował bójek. A jednak tej nocy stało się za wiele, żeby mógł tak po prostu odpuścić.
W głowie trochę mu szumiało. Nie był to ból, a zwyczajne, typowe osłabienie. Wypił zdecydowanie za dużo, ale kto by się tym przejmował? Możnaby stwierdzić, że w urodziny to wręcz nie na miejscu nie upić się do nieprzytomności.
Tak, czy inaczej w momencie, kiedy zajmował się swoim pragnieniem, usłyszał głos, którego zdecydowanie się nie spodziewał. Odłożył szklankę i odwrócił się akurat w chwili w której Matt wszedł do pomieszczenia. Bertie na prawdę był w szoku. Był w szoku, że Matt był z Judy. Był w szoku, że przyszedł z nią na to pieprzone przyjęcie. Że bawił się z nią w te chore zagrywki. Nigdy by się po nim tego nie spodziewał. To w końcu rodzina, nie? A jednak wszystko się stało i miał ochotę się pozbyć tego konkretnego członka swojej rodziny. I znowu w nim zawrzało. I podszedł bliżej i chciał go tylko pchnąć w stronę drzwi i kazać wypierdalać, ale jakoś tak się nie stało, jakoś tak przypadkiem jednak zaciśnięta pięść młodszego Botta pędziła w stronę nosa starszego kuzyna.
- Zabawa skończona. Czego jeszcze chcesz?
Bertie nie był agresywny. Nigdy nie prowokował bójek. A jednak tej nocy stało się za wiele, żeby mógł tak po prostu odpuścić.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : rzut kością
'k100' : 33
'k100' : 33
Złapałem go wzrokiem i się skrzywiłem widząc wyraz jego twarzy. Wypuściłem powoli z płuc powietrze wytrzymując jego spojrzenie. Cóż...na pewno nie zapowiadało się, że będzie lekko. Nie żebym oczekiwał czegoś innego.
- Hej - rzuciłem sucho bo nic innego nie przychodziło mi do głowy, a on się zbliżał. Nie wiem czemu, lecz założyłem, że jak coś powie to mi potem będzie łatwiej zdobyć się na jakieś wyjaśnienia, lecz Bertie chyba nie miał w planował paktować bo zanim się odezwał to się na mnie zamachną. Nie uchyliłem się. Nie miałem nawet ku temu możliwości bo po prostu się tego po nim nie spodziewałem. Moja głowa podążyła za ciosem. Zacisnąłem zęby i syknąłem z bólu. Nos ciągle nie był zagojony po moich ostatnich przygodach, a mi wcale nie podobało się to, że kuzyn postanowił mi o tym w ten sposób przypomnieć. Mimo wszytko nie oddałem mu. Po części dlatego, że faktycznie uważałem, że na to zasługiwałem. Po części dlatego, że nie po to tu przyszedłem. Zmrużyłem ślepia uśmiechając się podle. Próbowałem się powstrzymać, lecz nie mogłem. Mimo wszytko jakby ktoś mi powiedział, że Bertie sam z siebie się na mnie rzuci to bym wyśmiał, a teraz proszę. Zycie lubiło płatać figle.
- O nie, bawić to my się dopiero zaczniemy. Przykładowo od rozmowy o Jude. Lepiej siądź - nie sugerowałem mu tego tylko nakazywałem o czym świadczył ton mojego głosu. Próbowałem go trochę zastraszyć swoją postawą licząc, że straci przy tym na swoim wojowniczym zapale i przejdziemy do rzeczy nim stracę na cierpliwości.
- Hej - rzuciłem sucho bo nic innego nie przychodziło mi do głowy, a on się zbliżał. Nie wiem czemu, lecz założyłem, że jak coś powie to mi potem będzie łatwiej zdobyć się na jakieś wyjaśnienia, lecz Bertie chyba nie miał w planował paktować bo zanim się odezwał to się na mnie zamachną. Nie uchyliłem się. Nie miałem nawet ku temu możliwości bo po prostu się tego po nim nie spodziewałem. Moja głowa podążyła za ciosem. Zacisnąłem zęby i syknąłem z bólu. Nos ciągle nie był zagojony po moich ostatnich przygodach, a mi wcale nie podobało się to, że kuzyn postanowił mi o tym w ten sposób przypomnieć. Mimo wszytko nie oddałem mu. Po części dlatego, że faktycznie uważałem, że na to zasługiwałem. Po części dlatego, że nie po to tu przyszedłem. Zmrużyłem ślepia uśmiechając się podle. Próbowałem się powstrzymać, lecz nie mogłem. Mimo wszytko jakby ktoś mi powiedział, że Bertie sam z siebie się na mnie rzuci to bym wyśmiał, a teraz proszę. Zycie lubiło płatać figle.
- O nie, bawić to my się dopiero zaczniemy. Przykładowo od rozmowy o Jude. Lepiej siądź - nie sugerowałem mu tego tylko nakazywałem o czym świadczył ton mojego głosu. Próbowałem go trochę zastraszyć swoją postawą licząc, że straci przy tym na swoim wojowniczym zapale i przejdziemy do rzeczy nim stracę na cierpliwości.
I'll survive
somehow i always do
somehow i always do
Jadalnia/salon
Szybka odpowiedź