Jadalnia/salon
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Salon
Jak widać na załączonym obrazku: duży kominek podłączony do sieci fiuu, drewniane podłogi (jak w całym domu), trochę rozgardiasz, trochę magicznych i trochę mugolskich bzdurek dookoła. W samym środku pomieszczenia stoi drewniany stół z białym obrusem. Dwa krzesła przy nim wyglądają jak na zdjęciu - są bujane (znalezione w domu i naprawione) - dwa pozostałe są zwyczajne, dokupione przez właściciela. Właściciel uprzejmie prosi nie obrażać firanek. Firanki są piękne.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Ostatnio zmieniony przez Bertie Bott dnia 13.11.16 12:27, w całości zmieniany 1 raz
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Susanne Lovegood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 9
'k100' : 9
- Haha, skoro tak mówisz to już nie ma opcji że nie odstawisz na mnie jakiegoś arcydzieła! - stwierdził na wspomnienie o ektoplazmie, jednak pierwsze primo stanowiła kanapka bo jednak głodnym był człowiekiem i zapracowanym, ale zaraz jeszcze pójdzie się myć, a jak to się stanie to siądzie i da się malować, a przynajmniej postara się w spokoju siedzieć.
- Pewnie jakaś wielka impreza duchów i innych stworów. Wiecie, zakładają swoje stowarzyszenia i konkurują. Duchy przeciw wampirom i tak dalej. - stwierdził z całą pewnością, choć w sumie to nie był taki wybitnie pewien. W zeszłym roku poszło mu bardzo dobrze, w sumie to najadł się strachu i w ogóle ale udało mu się wydostać! A teraz... cóż. Chyba jego aż nazbyt gryfońska natura nie pozwalała mu nie podjąć wyzwania.
Chyba wewnętrznie nie wierzył w możliwość pozostania w zamku. Choć wierzył na pewno że w każdej sytuacji znajdzie dla siebie miejsce. I pozostali tu obecni także. Sue stworzyłaby sobie jakiś szalony pokój, Johnny wyprawiałby najlepsze balety, a Clara... cóż, w sumie to ona by go bardziej martwiła choć zapewne jej naukowa strona by w końcu wygrała i w końcu wchłonęłyby ją zawiłości tego szczególnego miejsca.
- Może. Sue może nas pozmieniać, w sensie zmniejszyć nam głowy i wtedy dynie by pasowały. Tylko to by musiało być śmieszne uczucie. - przechylił lekko ten swój za wielki łeb i spojrzał na Sue, przez chwilę chyba na poważnie wahając się nad tą opcją. Gorzej, że tak się rozentuzjazmował nad rozmową, że aż kanapka mu się straciła.
- Rogerze sekundy liczą się inaczej. - cóż, minus zwierzaka jest taki, że podłodze w mieszkaniu nie powinno się za bardzo ufać. Szczególnie jak się ma nawyki człowieka pracującego w kuchni i przygotowującego jedzenie dla ludzi, w tym niewielkie natręctwo na punkcie ciągłego mycia rąk i tak dalej.
- Strach brzmi spoko, mam gdzieś nawet taką koszulę, w warsztacie ją nosiłem ale się poszarpała o jakieś ostre części i w sumie to nadawałaby się na stracha jakbyś jeszcze wziął kij jakiś i przełożył przez ręce tak żeby wiesz, sterczały na boki. Tylko trudno może być przechodzić przez drzwi. - stwierdził, marszcząc się przy tym lekko. Może to nie taki genialny plan jednak. No nic, próbował!
Podszedł do Sue żeby zobaczyć jej szalone rysunki.
- Mam nadzieję że nie zamierzasz wypruwać sobie jelit. Wiesz, wiem że dla sztuki wszystko ale dobry artysta to żywy artysta, a poza tym nie ma co się tak uzewnętrzniać przed duchami, tajemniczość zawsze jest w cenie. - zapewnił ją i uśmiechnął się przy tym szerzej. - Ja nie znam. - pokórcił lekko głową, ruszając w kierunku schodów. - Ale co do Rogera się zgadzam, jest zbyt cenny na byle czapę. - krzyknął jeszcze nim zniknął na dłuższą chwilę by wyszorować dokładnie twarz i taki paskudnie zwyczajny i normalny wrócić do salonu.
- Jestem zaszczycony mogąc stać się dziś twoim dziełem sztuki. - zapewnił, siadając na kanapie i czekając na Bojczuka.
- Pewnie jakaś wielka impreza duchów i innych stworów. Wiecie, zakładają swoje stowarzyszenia i konkurują. Duchy przeciw wampirom i tak dalej. - stwierdził z całą pewnością, choć w sumie to nie był taki wybitnie pewien. W zeszłym roku poszło mu bardzo dobrze, w sumie to najadł się strachu i w ogóle ale udało mu się wydostać! A teraz... cóż. Chyba jego aż nazbyt gryfońska natura nie pozwalała mu nie podjąć wyzwania.
Chyba wewnętrznie nie wierzył w możliwość pozostania w zamku. Choć wierzył na pewno że w każdej sytuacji znajdzie dla siebie miejsce. I pozostali tu obecni także. Sue stworzyłaby sobie jakiś szalony pokój, Johnny wyprawiałby najlepsze balety, a Clara... cóż, w sumie to ona by go bardziej martwiła choć zapewne jej naukowa strona by w końcu wygrała i w końcu wchłonęłyby ją zawiłości tego szczególnego miejsca.
- Może. Sue może nas pozmieniać, w sensie zmniejszyć nam głowy i wtedy dynie by pasowały. Tylko to by musiało być śmieszne uczucie. - przechylił lekko ten swój za wielki łeb i spojrzał na Sue, przez chwilę chyba na poważnie wahając się nad tą opcją. Gorzej, że tak się rozentuzjazmował nad rozmową, że aż kanapka mu się straciła.
- Rogerze sekundy liczą się inaczej. - cóż, minus zwierzaka jest taki, że podłodze w mieszkaniu nie powinno się za bardzo ufać. Szczególnie jak się ma nawyki człowieka pracującego w kuchni i przygotowującego jedzenie dla ludzi, w tym niewielkie natręctwo na punkcie ciągłego mycia rąk i tak dalej.
- Strach brzmi spoko, mam gdzieś nawet taką koszulę, w warsztacie ją nosiłem ale się poszarpała o jakieś ostre części i w sumie to nadawałaby się na stracha jakbyś jeszcze wziął kij jakiś i przełożył przez ręce tak żeby wiesz, sterczały na boki. Tylko trudno może być przechodzić przez drzwi. - stwierdził, marszcząc się przy tym lekko. Może to nie taki genialny plan jednak. No nic, próbował!
Podszedł do Sue żeby zobaczyć jej szalone rysunki.
- Mam nadzieję że nie zamierzasz wypruwać sobie jelit. Wiesz, wiem że dla sztuki wszystko ale dobry artysta to żywy artysta, a poza tym nie ma co się tak uzewnętrzniać przed duchami, tajemniczość zawsze jest w cenie. - zapewnił ją i uśmiechnął się przy tym szerzej. - Ja nie znam. - pokórcił lekko głową, ruszając w kierunku schodów. - Ale co do Rogera się zgadzam, jest zbyt cenny na byle czapę. - krzyknął jeszcze nim zniknął na dłuższą chwilę by wyszorować dokładnie twarz i taki paskudnie zwyczajny i normalny wrócić do salonu.
- Jestem zaszczycony mogąc stać się dziś twoim dziełem sztuki. - zapewnił, siadając na kanapie i czekając na Bojczuka.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
- Serio? - spoglądam wielkimi oczami najpierw na Sue, a później na Berta, bo w sumie to nawet miało sens; raz w roku mieszkańcy domu trochę sobie poużywali na śmiertelnikach, a przez resztę czasu hulaj dusza, piekła nie ma! W to mi graj! - Nie no, to jak tak jest, że raz w roku musisz trochę popajacować przed gośćmi, a później laba aż do następnej Nocy Duchów, to słuchajcie ja tam chyba zostaję - śmieję się. Nie jest tajemnicą, że nie lubiłem pracować, nie chciało mi się i w ogóle każda hańbi, więc jak dla mnie bomba, tylko najpierw by trzeba było zweryfikować te informacje, bo jak się okaże, że jednak straszyć musisz ciągle, albo na co dzień w ogóle zajmujesz się czymś jeszcze cięższym, to podziękuję i się postaram, żeby wyjść o czasie.
- O nie, ja mojej głowy nie dam nikomu zmniejszyć, to by oznaczało zmniejszenie mózgu, a ja akurat całkiem cenię swój umysł - kiwam łepetyną. Nie wątpiłem w umiejętności Sue i pewnie by nas później doprowadziła do ładu i składu, ale różne wypadki się przecież zdarzały, a już szczególnie teraz, w dobie krążących nad wyspami anomalii.
- No fakt, to by mogło być trochę ciężkie - w sensie to przechodzenie przez drzwi z kołkiem w rękawach; marszczę brwi i drapię się po głowie, jeszcze bardziej targając i tak już kompletnie stargane włosy; później zakładam kilka kosmyków za uszy i podchodzę bliżej panny Lovegood, nawet przysiadam na podłogowych deskach na przeciwko niej i wyciągam ręce po projekty jej stroju, żeby przejrzeć co tam sobie wymyśliła.
- Pannę Błyskotkę? A kto to taki? - pytam, zerkając przelotem na dziewczynę, bo w tym momencie bardziej jestem skupiony na jej rysunkach niż osobie. Marszczę brwi.
- Hm, to dosyć... oryginalne - stwierdzam po chwili, oddając Sue projekty - No jasne, zrobimy wszystko tak jak sobie tutaj wymalowałaś - uśmiecham się, po czym zbieram z podłogi, bo Bertie chyba jest już zwarty i gotowy. Ja zresztą również - to komu w drogę temu pędzel! Rozrzucam na kanapie wszystkie te farbki i pędzelki, sam zresztą przysiadam gdzieś w tym chaosie, krzyżując nogi pod tyłkiem, po czym klepię Botta po ramieniu, żeby się odwrócił w moją stronę. Opieram dwa palce pod bertową brodą, przez chwilę przyglądając się jego twarzy z taką miną jakbym oceniał czy się w ogóle nadaje na płótno dla takiego wybitnego artysty jakim jestem, hehe - To klaun, tak? - to niech będzie klaun! Drapię się końcówką pędzla po skroni, przez chwilę dumając nad całym projektem i chociaż w pierwszej chwili mam ochotę narysować mu na czole przerośnięty, męski członek, to w porę sobie uświadamiam, że niestety nie mam już piętnastu lat, ech. Trochę szkoda, jakby odwalić coś takiego w dormitorium Gryffindoru to wszyscy by lali pod siebie.
- Dobra, już wiem - mrużę lekko oczy, stawiając na jego twarzy pierwsze plamy i kreski, które już za moment łączą się w jakieś konkretne kształty - Mnie też później pomalujecie, co? - pytam w międzyczasie, rozrysowując mu na policzkach nienaturalne rumieńce - Masz jakieś specjalne życzenia co to facjaty Berta, Sue? - bo może miała jakiś super pomysł, żeby wyglądał jeszcze bardziej przerażająco?
- O nie, ja mojej głowy nie dam nikomu zmniejszyć, to by oznaczało zmniejszenie mózgu, a ja akurat całkiem cenię swój umysł - kiwam łepetyną. Nie wątpiłem w umiejętności Sue i pewnie by nas później doprowadziła do ładu i składu, ale różne wypadki się przecież zdarzały, a już szczególnie teraz, w dobie krążących nad wyspami anomalii.
- No fakt, to by mogło być trochę ciężkie - w sensie to przechodzenie przez drzwi z kołkiem w rękawach; marszczę brwi i drapię się po głowie, jeszcze bardziej targając i tak już kompletnie stargane włosy; później zakładam kilka kosmyków za uszy i podchodzę bliżej panny Lovegood, nawet przysiadam na podłogowych deskach na przeciwko niej i wyciągam ręce po projekty jej stroju, żeby przejrzeć co tam sobie wymyśliła.
- Pannę Błyskotkę? A kto to taki? - pytam, zerkając przelotem na dziewczynę, bo w tym momencie bardziej jestem skupiony na jej rysunkach niż osobie. Marszczę brwi.
- Hm, to dosyć... oryginalne - stwierdzam po chwili, oddając Sue projekty - No jasne, zrobimy wszystko tak jak sobie tutaj wymalowałaś - uśmiecham się, po czym zbieram z podłogi, bo Bertie chyba jest już zwarty i gotowy. Ja zresztą również - to komu w drogę temu pędzel! Rozrzucam na kanapie wszystkie te farbki i pędzelki, sam zresztą przysiadam gdzieś w tym chaosie, krzyżując nogi pod tyłkiem, po czym klepię Botta po ramieniu, żeby się odwrócił w moją stronę. Opieram dwa palce pod bertową brodą, przez chwilę przyglądając się jego twarzy z taką miną jakbym oceniał czy się w ogóle nadaje na płótno dla takiego wybitnego artysty jakim jestem, hehe - To klaun, tak? - to niech będzie klaun! Drapię się końcówką pędzla po skroni, przez chwilę dumając nad całym projektem i chociaż w pierwszej chwili mam ochotę narysować mu na czole przerośnięty, męski członek, to w porę sobie uświadamiam, że niestety nie mam już piętnastu lat, ech. Trochę szkoda, jakby odwalić coś takiego w dormitorium Gryffindoru to wszyscy by lali pod siebie.
- Dobra, już wiem - mrużę lekko oczy, stawiając na jego twarzy pierwsze plamy i kreski, które już za moment łączą się w jakieś konkretne kształty - Mnie też później pomalujecie, co? - pytam w międzyczasie, rozrysowując mu na policzkach nienaturalne rumieńce - Masz jakieś specjalne życzenia co to facjaty Berta, Sue? - bo może miała jakiś super pomysł, żeby wyglądał jeszcze bardziej przerażająco?
25.01.57
Siedział w miejscu już dłuższą chwilę. Stara kanapa cierpiała pod każdym jego ruchem, usychająca choinka swym wyglądem dopraszała się o to, by wystawić ją już z domu, w pomieszczeniu unosił się zapach mocnej kawy. Bott wziął podręcznik, który leżał po jego lewej. Książki dotyczące numerologii w ostatnich miesiącach stały się dość mocno zużyte. Tu lekko naderwana kartka, tu zagięty róg, tu trochę się grzbiet wyrobił. W sumie nawet to zabawne jako, że w niemal nietkniętej formie przetrwały Hogwart, a przynajmniej tyle Hogwartu ile Bertie zapisany był na tę lekcję. Więc niewiele.
Teraz przesuwał powoli palcem po brzegu kartki, doczytując informacje o znaczeniu dźwięki w zaklęciu.
- Czar to kilka składowych. Mamy dźwięk i gest wykonany różdżką, które są podstawą. - poinformował Lanę, która ignorując go przeleciała przez pokój już kilka razy. Potrzebował poukładać sobie wszystko w głowie. - Do tego w wypadku niektórych zaklęć dochodzą odczucia, emocje, wspomnienia lub wyobrażenia. Jak przy patronusie, czy boginie. I czasami jakiś fragment osobowości. Nie każdy byłby w stanie korzystać z czarnej magii.
Mruknął, kiedy dusza tego domu zatrzymała się w miejscu. Mogło jej to kompletnie powiewać, mogła się zainteresować, on i tak mówić będzie.
- Dźwięk łatwo wyeliminować. Wypowiadasz zaklęcie w swojej głowie, nie na głos i wszystko jest okej. - podążał dalej, podsumowując własne doświadczenia oraz to, co przeczytał w ciągu ostatniej godziny. - Gorzej z gestem. Magia musi upływać w jakimś kierunku. Zbiera się też przy pomocy ruchu, gromadzi w człowieku i umyka przez różdżkę. Rzecz w tym, żeby pominąć różdżkę. To nawet logiczne.
Dodał zaraz, przewracając kilka stron podręcznika.
- Różdżka wybiera czarodzieja podobnego w jakiś sposób do siebie, odpowiadającego sobie, bo w ten sposób łatwiej jest jej wyciągać, wyprowadzać z niego magię. Jest takim wspomagaczem jakby. Teraz rzecz w tym, żeby pominąć wspomagacz.
Uniósł swoją różdżkę, chwilę się jej przyglądał, ale zaraz odłożył ją na miejsce. W końcu się uda. Próbował już długo, całe miesiące, efektów może nie widział, ale rzecz powoli stawała się dla niego coraz bardziej oczywista, logiczna przynajmniej w teorii. To już coś.
Siedział w miejscu już dłuższą chwilę. Stara kanapa cierpiała pod każdym jego ruchem, usychająca choinka swym wyglądem dopraszała się o to, by wystawić ją już z domu, w pomieszczeniu unosił się zapach mocnej kawy. Bott wziął podręcznik, który leżał po jego lewej. Książki dotyczące numerologii w ostatnich miesiącach stały się dość mocno zużyte. Tu lekko naderwana kartka, tu zagięty róg, tu trochę się grzbiet wyrobił. W sumie nawet to zabawne jako, że w niemal nietkniętej formie przetrwały Hogwart, a przynajmniej tyle Hogwartu ile Bertie zapisany był na tę lekcję. Więc niewiele.
Teraz przesuwał powoli palcem po brzegu kartki, doczytując informacje o znaczeniu dźwięki w zaklęciu.
- Czar to kilka składowych. Mamy dźwięk i gest wykonany różdżką, które są podstawą. - poinformował Lanę, która ignorując go przeleciała przez pokój już kilka razy. Potrzebował poukładać sobie wszystko w głowie. - Do tego w wypadku niektórych zaklęć dochodzą odczucia, emocje, wspomnienia lub wyobrażenia. Jak przy patronusie, czy boginie. I czasami jakiś fragment osobowości. Nie każdy byłby w stanie korzystać z czarnej magii.
Mruknął, kiedy dusza tego domu zatrzymała się w miejscu. Mogło jej to kompletnie powiewać, mogła się zainteresować, on i tak mówić będzie.
- Dźwięk łatwo wyeliminować. Wypowiadasz zaklęcie w swojej głowie, nie na głos i wszystko jest okej. - podążał dalej, podsumowując własne doświadczenia oraz to, co przeczytał w ciągu ostatniej godziny. - Gorzej z gestem. Magia musi upływać w jakimś kierunku. Zbiera się też przy pomocy ruchu, gromadzi w człowieku i umyka przez różdżkę. Rzecz w tym, żeby pominąć różdżkę. To nawet logiczne.
Dodał zaraz, przewracając kilka stron podręcznika.
- Różdżka wybiera czarodzieja podobnego w jakiś sposób do siebie, odpowiadającego sobie, bo w ten sposób łatwiej jest jej wyciągać, wyprowadzać z niego magię. Jest takim wspomagaczem jakby. Teraz rzecz w tym, żeby pominąć wspomagacz.
Uniósł swoją różdżkę, chwilę się jej przyglądał, ale zaraz odłożył ją na miejsce. W końcu się uda. Próbował już długo, całe miesiące, efektów może nie widział, ale rzecz powoli stawała się dla niego coraz bardziej oczywista, logiczna przynajmniej w teorii. To już coś.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Jadalnia/salon
Szybka odpowiedź