Wydarzenia


Ekipa forum
Korytarz
AutorWiadomość
Korytarz [odnośnik]03.04.15 21:58

Korytarz

Całe szczęście!, ten nadzwyczaj paskudny okres, podczas którego większość pomieszczeń była na tyle przepełniona pacjentami, że łóżka stawiano właśnie na korytarzach, już się skończył. Pozostały po nim jednak dosyć wyraźne ślady w postaci powycieranej gdzieniegdzie drewnianej podłogi, zarysowań i obdrapań na ścianach w miejscach, gdzie kończą się powierzchnie pomalowane farbą olejną, a zaczynają te pociągnięte tylko najzwyklejszą, białą farbą łuszczącą się pomiędzy drzwiami prowadzącymi do poszczególnych sal. Dźwięk kroków niesie się tutaj głośnym echem, a stukot wszelkiego rodzaju próbek, pojemniczków na maści czy eliksiry praktycznie nie milknie. Jeśli nie chcesz, by złapał Cię ból głowy, lepiej zwyczajnie jak najszybciej przenieś się w inne miejsce.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Korytarz Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Korytarz [odnośnik]19.08.15 18:41
|dwa dni po wieczornym spotkaniu z Elizabeth

Od samego rana biegał w tę i na zad po oddziale, a przy odrobinie (nie)szczęścia także po całym szpitalu. Samael przechodził samego siebie w wysiłkach dążących do uczynienia z Alexa sowy - tylko tego dnia dostarczył z dwa tuziny notatek do najróżniejszych osób w całym Mungu, od prosektorium po Joela urzędującego w sklepiku na szóstym piętrze. Teraz miotał się pomiędzy izolatką a gabinetem Avery'ego - obiecał Isoldzie pomóc z porządkowaniem ciasnego pokoiku na końcu korytarza po ostatnim gościu, ale miał także parę dokumentów do posegregowania. Do zabieganego dnia w pracy nieodłączny był jego "niezapracowany" wygląd - dobrze ułożone włosy w jego naturalnym kolorze i nienagannie gładka twarz, a także czysty kitel, jakby dopiero co wrócił z urlopu. Zwłaszcza ten kitel był dla niego istotny - jako że teraz pałęta się po oddziale non stop mógł zacząć używać normalnego ubioru młodych uzdrowicieli. Samael gdzieś zniknął (Pewnie na przerwę poszedł, zgred jeden, a ja za niego tyram). Korzystając z chwili odpoczynku od przeszywającego spojrzenia swojego przyszłego szwagra postanowił wypełznąć z gabinetu (oby Isolde go nie zobaczyła) i przejść się po oddziale. Lubił sobie chadzać po trzecim piętrze, pewnie dlatego, że nigdy nie można się było na nim nudzić. A to przemknął jakiś podstarzały wariat, który wyrwał się z pokoju wspólnego i udawał mugolskiego akwizytora nagabując nieszczęśników obecnych w zasięgu jego wzroku, a to przeszła szybkim krokiem jakaś pielęgniarka ze zbyt krótkim pracowniczym uniformem. Często dało się porozmawiać z jakimś uzdrowicielem, okazyjnie ponarzekać na Avery'ego, choć musiał przyznać, że jednak naprawdę mogło być gorzej - od nieszczęsnego dnia gdy został przehandlowany na narzeczonego dla Allison Samael zachowywał się jak gdyby nigdy nic... co było też trochę niepokojące. Nie pozostawało mu nic innego jak nacieszyć się chwilą spokoju. A może ogarnie wzrokiem kogo dzisiaj przywiało na trzecie piętro? To nie wydawało się być złym pomysłem. Złapał jeszcze leżącą na biurku podkładkę z listą notatek które miał przygotować i wysłać za pomocą szpitalnej sowy do paru pacjentów przebywających obecnie w domach. Wyszedł z gabinetu, przeszedł kawałek korytarza i podniósł wzrok znad podkładki; znieruchomiał. Tylko brwi wystrzeliły mu wysoko w górę.
- Allison? Co ty tutaj robisz? - wyrwało się Lexowi zanim zdążył powstrzymać swój język.[bylobrzydkobedzieladnie]




Ostatnio zmieniony przez Alexander Selwyn dnia 10.08.17 14:58, w całości zmieniany 1 raz
Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Korytarz [odnośnik]19.08.15 20:21
Trzecie piętro nie stanowiło wymarzonego miejsca dla odwiedzających. Choćby kawiarnia byłaby o wiele lepsza, niż przebywanie na oddziale wśród ludzi nie do końca sprawnych na umyśle. Albo parter, gdzie można znaleźć najróżniejsze przypadki samookaleczeń i pośmiać się z bezmyślności co niektórych czarodziejów. Nawet widok rozbebeszonych ciał byłby lepszy, niżeli przechodzenie pomiędzy salami, gdzie można było zaobserwować różne stopnie rozbicia psychiki. Jedna wizyta na magipsychiatrii i  już rozumiem, dlaczego Samael tutaj pracuje – to idealna pożywka dla jego skłonności. Ludzie bezbronni, wariaci, kto by uwierzył w ich słowa? Co może zrobić im mój brat, jak bardzo jest w stanie pogłębić ich słabości?
Jestem zbyt wcześniej, a może wizyta się przedłuża? To nic - potrafię czekać. Przechadzam się po części korytarza, gdzie znajdują się gabinety uzdrowicieli, jeden z nich na pewno należy do Samaela. Mam nadzieję, że na niego nie natrafię – tylko tego by brakowało. Przecież zaledwie kilka dni temu pokazał mi czego chce, w każdym możliwy sposób będzie napawał się moim upokorzeniem i cierpieniem, nie tylko tym fizycznym, ale i psychicznym. Udało mu się to idealnie, drżę na myśl o krzywdzonym Sorenie. Z tamtą chwilą wróciły koszmary, tylko za sprawą dokładnego makijażu jestem w stanie ukryć zmęczenie, cóż daje odurzanie się eliksirami, gdy to wcale nie takie czasowe nasilanie się lęków. Staję przed jedną z tablic, która stanowi jedyne źródło kolorów na tych zimnych, brudnych ścianach. Teksty informują o różnych chorobach poczynając od tych całkiem zwyczajnych jak depresja, a kończąc na tych typowo magicznych. Nie odrywam od niej wzroku, nawet gdy ktoś otwiera drzwi i wychodzi na korytarz. Wbrew pozorom korytarze nie świecą pustkami – to pośpiesznie przejdzie jakiś sanitariusz z wezwaniem, pielęgniarka z dawkami leków, a to znów jakiś biedny stażysta z naręczem nieposegregowanej dokumentacji. Od tablicy wyrywa mnie dźwięk swojego imienia, wypowiedzianego przez głos, którego na pewno nie znam. A może to dawny znajomy z Hogwartu, którego przez młodzieńczą mutację nie potrafię rozpoznać? Kiedy spoglądam na ciebie, z uprzejmym przyklejonym uśmiechem do ust, wiem jedno – na pewno widzę cię po raz pierwszy w życiu. Kim jesteś nieznajomy? Skąd znasz moje imię? Nie zamierzam udawać, że nie jestem zdziwiona i poprowadzić kurtuazyjną wymianę zdań, by potem dociekać, kim tak naprawdę byłeś. Głownie skupiam się na twojej twarzy, lecz pobieżnie przebiegam spojrzeniem od twoich stóp do głowy – a więc uzdrowiciel. Milczę jeszcze przez krótką chwilę, zanim odnajduję swój język:
- Niezmiernie mi miło z naszego spotkania, jednakże, pan wybaczy, ale z kim mam przyjemność? – pytam grzecznie, może jesteś tylko jednym z uzdrowicieli, który zna mojego brata? Widziałeś nasze wspólne zdjęcia? Nie, to nie możliwe, nie mamy ich zbyt wiele, a Samael na pewno nie jest na tyle sentymentalny, by trzymać je na biurku. A nawet jeśli, wolę nie myśleć, jakim perwersjom one służą.
Allison Avery
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Korytarz ZytGOv9s
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t653-allison-avery https://www.morsmordre.net/t814-poczta-allison https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1885-allison-avery#25620
Re: Korytarz [odnośnik]19.08.15 23:12
Alexander patrzył uważnie na blondynkę przed sobą. Starał wyryć się ten moment w swojej pamięci - gdy on był sobą i Allison odezwała się do niego tak uprzejmie. Wiedział, że z chwilą gdy ponownie będzie otwierał usta cała magia pryśnie. Kłamstwo w tym momencie nie wchodziło w rachubę - Allison widziała go w jego prawdziwej formie, nie może teraz udawać kogoś innego. To moment, gdy w pewnym sensie ich losy po raz pierwszy splatają się ze sobą - bez żadnych gierek i przebieranek. Moment bardzo istotny; szedł o zakład, że dla niej mimo wszystko również.
Niezmiernie jej miło.
Z kim ma przyjemność.
Zaraz "miło" zmieni się w "okropnie", "przyjemnie" w "niezręcznie", pomyślał z przekąsem i momentalnie posmutniał. Był ciekaw, czy gdyby Samael nie wpadł nagle na ten przeklęty pomysł z zaręczynami, to czy mieliby z Allison szansę nawiązać normalną relację? Nie taką z aranżowanym małżeństwem tylko zwykłą znajomość, taką gdy od czasu do czasu można by się spotkać na kawę lub herbatę? Chyba te pytania miały nigdy nie znaleźć odpowiedzi.
- Obawiam się, że to pani musi mi wybaczyć - powiedział ze smutnym wyrazem twarzy. - Z zaskoczenia zapomniałem, że faktycznie się nie znamy.
Ale czy aby na pewno? A co z tamtym wieczorem w "Siwym Dymie"? Czy tam aby nie poznali się lepiej niż mogliby chcieć, jak na pierwsze spotkanie? Każde z nich przecież pokazało drugiemu kawałek siebie. Wypchnął z głowy uporczywe myśli o tym, co wtedy o nim powiedziała. Przecież go nie zna. Może jak się poznają, bez padającego na nich cienia Samaela, może rzeczywiście nie będzie tak źle? Bowiem Lizzie miała rację - powinni być partnerami przynajmniej w kwestii walki ze starszym z rodzeństwa Avery. Wierzył też, że na miłość zawsze prędzej czy później znajdzie się czas... nawet jeżeli nie w małżeńskim łożu.
Ale na razie Alexander ma pewien zakład do wygrania, zaczynał też czuć niewyjaśnione przyciągnie do Allison. Była piękna. Była inteligentna. Była osobą o błękitnym sercu, a jak wiadomo w smutnym sercu można znaleźć równie dużo do adorowania jak w tym szczęśliwym. Jak  nie więcej.
- Proszę więc o wybaczenie panno Avery - skłonił głowę, postępując dokładnie jak etykieta nakazywała. - Alexander Selwyn, do usług.
Bał się bardzo jej reakcji, toteż zerknął niepewnie na jej oblicze, odnajdując drogę do oczu. I znów poczuł się, jakby paznokciem wyryła mu dziurę w piersi raniąc jego serce negatywnymi emocjami, co tym razem nie drapały, a niczym lodowe odłamki wbijały i zagłębiały się w mięsień, mroziły mu krew. Niezwykłym było ile jedna osoba potrafi nosić w sobie nienawiści i sprawiać nią ból komuś - jakby nie patrzeć - zupełnie obcemu.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Korytarz [odnośnik]20.08.15 22:48
Zabijasz pierwsze wrażenie, które przecież mogło być dobre, gdybyś tylko wbrew mej woli nie nakładał pierścionka na moją dłoń. Kiedy pada twoje nazwisko, z mojej twarzy znika cała uprzejmość; nawet nie chcę się trudzić, by ukryć mieszankę zaskoczenia i niesmaku. Spodziewałam się, że pojawisz się, gdy będę na to gotowa, gdy już przeboleję swój los, gdy będę potrafiła utrzymać maskę chłodnej uprzejmości. Robisz to z zaskoczenia, nie ostrzegasz mnie przed sobą. Liczysz na to, że się ucieszę? Że przywitam cię, tak jak powinnam? A może napawasz się szokiem, jaki wywołuje we mnie twoje imię? Powiedz mi, jak długo będziesz czerpał przyjemność z obserwacji mojego bólu, narastającego pod oczyma skutymi lodem? Lata, a może miesiące? Taki jest wasz plan? Chcesz doprowadzić mnie na skraj szaleństwa, zamknąć w jednym z pomieszczeń na tym piętrze, by Samael mógł bezkarnie ingerować w zniszczoną psychikę własnej siostry? Sądzisz, że przebijesz się przez tę warstwę lodu, pod którą skrywam swoje serce przed zranieniem? Wiem, że to szalony wyścig, gdzie stawką jest zachowanie życia i świadomości. Ze złością zaciskam dłoń w pięść, a następnie rozluźniam palce – muszę się natychmiast uspokoić, by cię nie spoliczkować – w najlepszej opcji.
Stoisz przede mną ze zmartwioną miną – wiedziałam, że zdolny z ciebie aktor – zabijasz we mnie całą nadzieję, która gdzieś tliła się we wnętrzu mojego serca. Wcześniej myślałam, że może to wszystko jest tylko ustawionym działaniem, by mnie przerazić; kolejnym zagraniem Samaela. Twoja mina brutalnie niszczy kruchy świat, w którym się skrywam. Za kilka dni na mojej dłoni znajdzie się pierścionek od ciebie. Nie mam siły na ciebie patrzeć, napawasz mnie obrzydzeniem. W moich oczach nie znajdziesz niczego oprócz lodowatej nienawiści – tak, można kogoś tak bardzo nie cierpieć, nawet jeśli widzi się go po raz pierwszy. Mam nadzieję, że zabiję w tobie to dziecko, które pozwala sobie na tak perfidne zabawy kosztem innych. Nie znam litości, najchętniej całą nienawiść zamieniłabym w raniące słowa, wykrzyczane wprost w twoją strapioną twarz, lecz struny głosowe mam związane jakby jakimś zaklęciem. Może to i lepiej? Przecież nie wypada robić scen na środku korytarza.
"Do usług." Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia wiesz? Zrób całemu światu przysługę i skocz z Tower Bridge, przy okazji zabierając z sobą Samaela.
Kręcę z politowaniem głową i wymijam cię bez słowa, nie wiem dokąd zmierzam – im dalej od ciebie, tym lepiej. Proszę, nie podążaj za mną, potrzebuję ciszy i samotności, a nie twoich cynicznych słów, nieczystego zwycięstwa. Zatrzymuję się za rogiem, tam gdzie nie możesz już mnie dostrzec. Marzę o pelerynie niewidce, by inni nie widzieli moich łez, wtedy mogłabym zakryć dłońmi usta, byś nie słyszeli szlochu rozpaczy.
Allison Avery
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Korytarz ZytGOv9s
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t653-allison-avery https://www.morsmordre.net/t814-poczta-allison https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1885-allison-avery#25620
Re: Korytarz [odnośnik]21.08.15 0:17
Biel.
Biel i błękit.
Pod twoimi stopami trzeszczy biały śnieg. Rozglądasz się, na próżno szukając słońca - lodowa pustynia, na której się znajdujesz zdaje się sama z siebie emitować oślepiający blask. Wiatr świszczy naokoło, przerzucając biel płatków z jednego szczytu na drugi. Niebo wydaje się być wypłowiałe, jakby zbyt długo znajdowało się naprzeciw rażącej jasności lodu i śniegu. Sam krajobraz wysysa z ciebie życie. Chłód najpierw podpełza do palców u stóp, zagarniając je zachłannie i szybko. Następnie powoli wyciąga swoje chciwe języki po pięty i dłonie, najpierw tyko liżąc opuszki, by rzucić się aż do nadgarstków. Wpierw naznacza twoje lica niczym delikatnymi pocałunkami, tylko po to by móc następnie smagnąć je jak biczem. Najpierw łydki; przez kolana wspina się do ud, aż masz wrażenie, że wyrastasz z wszechobecnego lodu, aż do momentu gdy się nim stajesz. Wraz z wdechem nabierasz do płuc zabójczego chłodu, który rozrasta się w tobie, rozciąga, rozpycha i rozrywa.
Umierasz.


Wzrok Allison był niczym stalowe ostrze, chłodny i nieskazitelny. Przeszył Alexandra na wskroś, wysyłając fale psychicznego oraz fizycznego bólu, gdy poczuł kłucie w klatce piersiowej. Czekał. Czekał na słowa, mające jak płomień świecy przypalić skrzydła naiwnej ćmy, która złudne marzenia o odrobinie ciepła miała przypłacić życiem. Ogień miał go strawić na popiół, miast jednak ogrzać i roztopić lód spali go, wciąż zamarzniętego. Nieruchomego. Spokojnego.
Jednak słowa nigdy nie nadeszły. Ani one, ani żadne wielkie gesty. Takie gesty nigdy przecież nie towarzyszyły wielkim chwilom - nie, te przychodziły w drobnych ruchach i delikatnych woalkach. Jak teraz, gdy Allison zaledwie zacisnęła i otworzyła pięść, gdy potrząsnęła głową, gdy bez słowa odwróciła się i odeszła.
Stał tam przez chwilę w swojej własnej, piekielnej lodowej pustyni. Następnie obrócił się i poszedł powoli w tym samym kierunku co ona. Nie odeszła daleko: stała za rogiem, a ekspresja emocji widoczna była na jej twarzy aż zbyt dobrze, zbyt łatwo.
- Nie płacz - powiedział cicho, choć żadne łzy nie pojawiły się na bladym licu Allison. Wiedział jednak, był pewien że zrozumie, iż to nie o fizyczny płacz mu chodzi. - Lizzie mówi, że to nie pomoże. - przełknął ślinę i zaryzykował spojrzenie na nią. - Samael niedługo wróci. Nie daj mu tej satysfakcji by cię taką widział. - dodał szeptem i odwrócił się w stronę gabinetu.
Nie miał już siły.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Korytarz [odnośnik]21.08.15 14:21
Wiesz, że to poczynania rodzą sny? Mary okrutne, złudne, nierzadko wpychające w objęcia szaleństwa, ale przecież wiesz to jako młody, ambitny praktykant magipsychiatrii. To ta sama rzeczywistość, którą wykreowaliśmy, czasami biernie przypatrując się wydarzeniom decydującym o naszym życiu. Tym dobrym i tym złym. Ciężko powiedzieć, których było więcej podczas całego mojego żywota – bilans się wyrównuje, wszystkie dobre wspomnienia są przykryte widmem Samaela czającym się w pobliżu. Teraźniejszość wywołuje lepkie, duszące sny o przyszłości, przez które trafiam tutaj. Masz świadomość, że ty także się piszesz na takie jutro? Może teraz traktujesz to jako dobrą zabawę, lecz on cię wykorzysta, a potem wyrzuci niczym całkiem zbyteczne, puste opakowanie, nie nadające się nawet do recyklingu. Na dno oceanu.
Czy ty też czujesz się niczym ptak zamknięty w szklanej klatce, która sprawia wrażenie pozornej wolności? Ten pierścionek, który masz dla mnie przygotowany – pewnie piękny, przekazywany z pokolenia na pokolenie, dawniej należący do twojej matki – stanie się twoją szklaną klatką. Nie uwolnisz się z niej, wiesz? Raz zamknięty, nie odnajdziesz wyjścia, a powierzchnia wolności będzie się zmniejszać z każdym dniem, aż w końcu staniesz się całkowicie uzależniony od mojego brata. Zrozumiesz swoje błędy, gdy będzie już za późno, twoje ptasie ciałko zostanie zmiażdżone w jego bezlitosnym uścisku.
Czy to troska? Akurat, patologiczny kłamco. Przenoszę na ciebie spojrzenie, kiedy zwracasz mi uwagę. Już chcesz decydować o tym, jak powinnam się zachowywać? W mych niebieskich oczach przeplata się strach, ból i chęć ucieczki, które jednak wraz z twoimi słowami znikają pod maską obojętności. Rysy mojej twarzy stają się nieruchome, niczym wyciosane z kamienia przez wprawnego artystę. Moje ramiona przestają drżeć, nie zachowuję się niczym mała dziewczynka, która stłukła kolana; nie pozwalam sobie na ani jedno niepotrzebne drgnięcie mięśni. Pomimo że twój głos jest dla mnie niczym śluz gumochłona, wciekający wprost do uszu; napawa czystą odrazą niczym ręce Samaela dotykające mych piersi albo ud. Jeśli byłoby to możliwe, zabrałabym te pozornie troskliwe słowa i umieściła je z powrotem w twoim gardle, tak głęboko, byś się nimi udławił.
- Panie Selwyn, dziękuję za pańską troskę – odpowiadam z ogładą wyćwiczoną przez lata. Oddech, który wypuszczam wraz ze słowami, przypomina powietrze zmrożone zaklęciem. Wymijam cię i blokuję możliwość odejścia. Nie wiesz, że to nieładnie zostawiać damę samą bez pożegnania? - Proszę mi wybaczyć moje zachowanie. Nie rozpoznałam pana, mój brat wspominał o panu tyle dobrego... Aż dziwne, że nie mieliśmy okazji się poznać. Allison Avery – lekko dygam przed tobą, a materiał grafitowej szaty unosi się, a następnie opada. Gdybym nie dusiła w sobie pokładów narastającego obrzydzenia, być może podałabym ci i dłoń, byś mógł na niej złożyć pocałunek obłudy. Wydajesz się zmęczony, lecz to dopiero początek zabawy. Uśmiecham się do ciebie uśmiechem pozornym; Wiedz, że pokażę ci, kto tak naprawdę trzyma pałeczkę.
Allison Avery
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Korytarz ZytGOv9s
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t653-allison-avery https://www.morsmordre.net/t814-poczta-allison https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1885-allison-avery#25620
Re: Korytarz [odnośnik]22.08.15 19:43
Nagła zmiana zachowania Allison wzbudziła w nim pokłady czujności i ostrożności o jakie by się nie posądzał. Spodziewał się, że najzwyczajniej w świecie dalej będzie go ignorować, da mu odejść, a w myślach będzie życzyła mu najboleśniejszej ze śmierci. Co pewnie i tak robi, pod tą ohydną maską spokoju i wyrafinowania. Uczyła się przecież tego. Od dziecka przygotowywano ich do podjęcia roli, których podejmować nie chcieli. W wielkim teatrze życia byli niczym trenowani przez Wielkich Impresariów artyści... ale czy aby na pewno artyści? Czy przez te wszystkie lata zniewolenia przesadną etykietą, bzdurnymi zasadami i ciemnymi uprzedzeniami nie stali się przypadkiem rzemieślnikami? W ich życiu nie ma finezji, którą zobaczymy w najmniejszym pociągnięciu pędzla malarza, drgnięciu baletnicy czy słowie poety. Są jak maszyny, wyuczone do klepania wszystkiego jak im wtłoczono do głowy, wykonywania kolejnych poleceń w wielkiej fabryce, która niegdyś była teatrem. Dawniej, była czymś chwalebnym, pożądanym, była obiektem marzeń i westchnień uciśnionych; była wolnością. Teraz, stała się więzieniem - okrutnym losem narzucanym w momencie, gdy wzięli pierwszy oddech. W tejże chwili spętani zostali przez powrozy silniejsze niż wszytko: więzy krwi. Przez krew związani, przez krew zniewoleni, przez krew straceni. Straceni jako artyści na deskach sceny świata. Straceni jako ludzie. Straceni jako czujące istoty.
Gdzie się podziała delikatność? Niczym płatek śniegu opadający na późny i kruchy jesienny kwiat. Gdzie się podziały emocje? Czuły gest, ciepły dotyk. Gdzie się podziało bezpieczeństwo? Ramiona, które będą niezdobytą twierdzą i opoką. Gdzie się podziała empatia? Jak ręce splecione w szczelnym uścisku.

Gdzie się podziała miłość?

Nie wiedział.

Mówi z taką ogładą, z taką pokorą, z taką uprzejmością. Jej słowa to miód. Ale czy słodki smak miodu nie kryje w sobie nuty trucizny? Allison, moja droga, czy nie będziesz przypadkiem próbowała mnie spętać? Sądzisz, że to wszystko gra. Jestem przecież doskonałym aktorem, kłamcą i manipulantem. Ale nie widzisz, że ty też taka jesteś? Choćby teraz. Stanęłaś tu przede mną, spokojna jak nigdy - choć jeszcze kilka chwil temu patrzyłaś się na mnie wzrokiem chłodniejszym niż arktyczne wichry. Język układa słowa na twoim oddechu, sztuczne i nie twoje - choć chcesz, by twoimi były. Na tym polega gra aktorska, moja droga. Gdy nauczysz się roli na pamięć musisz zapomnieć, że się jej nauczyłaś. Musisz przekonać siebie, że to płynie z twojego wnętrza, wymyślone tu i teraz, na poczekaniu. Akcja - reakcja. O nie, moja droga. Próbujesz mnie omamić. Wcale nie jesteś wdzięczna, nie szukasz wybaczenia, nie słyszałaś o mnie nic. Czy ty też nie jesteś doskonałą aktorką, manipulantką i kłamcą? A może tak nie sądzisz? Uważasz mnie za już spętanego, pokonanego przez twojego najdroższego brata, Samaela? Teraz tylko chcesz mnie zaszczuć i oznakować, jak byka prowadzonego na corridę. Ale zapominasz moja droga Oziębła Cesarzowo palona chęcią zemsty i władzy, że torreadorzy również giną, dla uciechy gawiedzi. Nie muszę ci mówić, kto tu jest kim. Tłum ma władzę, tłum jest potężny, tłum jednym oddechem wyniesie cię na szczyty świata lub zmiecie w otchłanie przepaści. Zapominasz, o moja śliczna torreadorko, że tak naprawdę oboje jesteśmy zabawką. Nie chcę ci tego powiedzieć, ale jesteś naiwna. Może przejrzałaś pierwszą pułapkę Samaela, ale walka z nią rzuca cię w drugie dno tej pułapki.
CZEMU TEGO NIE WIDZISZ?!
- Panno Avery - powiedział najspokojniej na świecie i ukłonił się głęboko. W tę grę może grać dwoje.- Nie wydaje mi się, aby dziwnym był fakt, że nie mieliśmy okazji się poznać. Nie wydaje mi się również, żeby pani brat cokolwiek o mnie wspominał oprócz faktu, że jestem pani narzeczonym. Pozwala by sama pani wyrobiła sobie o mnie opinię. Opartą o niewiedzę, własną nienawiść do brata, którą przelewa pani na mnie - ponieważ to on wybrał mnie na pani przyszłego małżonka - oraz ból z wolności, którą domniemanie pani odbieram. Ma pani bardzo jednostronne wejrzenie w sytuację, nieprawdaż? - popatrzył się na nią, nadal będąc spokojnym. Nawet jego oczy, zwykle żywe i ciepłe jak ogień w kominku, teraz były nieruchome i chłodne - zupełnie jak jej.
- Pani brat pragnie mieć nas oboje pod swoim butem. Pani pragnie mnie mieć pod swoim butem. A ja pragnę nie oszaleć w tym wszystkim i mieć pod butami twardą ziemię do stąpania.
Alexander nadal nie drgnął gdy skończył mówić. Wywlekł z siebie dokładnie to co chciał jej wygarnąć. Niech myśli co chce, ale rzucił jej prawdę pod nogi. Może nie jest wystarczająco ślepa, by przejść obok niej obojętnie.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Korytarz [odnośnik]23.08.15 21:05
Czy ty naprawdę próbujesz się przede mną wybielić? Karmisz mnie słodkimi słówkami, stawiającymi cię w jasnym świetle niewinnej ofiary Samaela. Nie wiesz, że z kłamstwa pozornej ogłady i czystych zamiarów zamiast bujnych plonów wydadzą owoce pokryte pleśnią, niezdatne do jakiegokolwiek użytku? Nawet jeśli jesteś szczery, co w nie wierzę ani trochę, powinieneś uczynić wszystko, by nie brać w to dalej. Bez względu na cenę. Czy staż u mojego brata, kariera na tym oddziale są tego warte? Może właśnie to obiecał ci w zamian za nałożenie pierścionka na mój palec? Lecz nie wiesz, jaka jest tego cena. Zamiast kocham otrzymasz ognistą nienawiść, zamiast „aż do śmierci”, chyboczący topór katowski tuż nad twą szyją oraz mściwe, bezlitosne ręce Samaela, gdy nie będziesz mu już potrzebny. Możesz sobie wmawiać, że to kłamstwo desperatki, która pragnie zachować swoje dawne życie w niezmienionej formie, lecz w głębi siebie wiesz, że to prawda. Nie ukrywam, gdyby nie ty, starałabym się o przywrócenie tego, co musiałam zniszczyć wraz z opuszczeniem granic kraju. Blokujesz moje ruchy, bezczelnie kradniesz szansę na szczęśliwą przyszłość. Już raz zrezygnowałam z osoby, którą kochałam, więc jak śmiesz stawać mi na drodze z tym swoim spokojem, w którym wyczuwam nutę wyrzutu, jakbym to ja czyniła ci krzywdę w momencie, gdy wyszłam z łona matki.
- Panie Selwyn, owszem, wydaje mi się to dziwne. Pan jako pierwszy powinien podjąć próbę przedstawienia się swojej, przyszłej żonie – ostatnie słowa z trudem przechodzą przez moje gardło, jednak czy nie uświadamiają cię w powadze tej całej sytuacji? Naprawdę jesteś w stanie myśleć o mnie jako o kobiecie, z którą spędzisz resztę swojego życia. Jak sądzisz, jak to się skończy? Podejmujesz się walki na śmierć i życie, wiesz o tym? Nie będę łaskawa, dla takich jak ty miłosierdzie nie istnieje.
- Pan chce mieć twardą ziemię do stąpania? – Myśli pan, że to realne, gdy pomaga pan mojemu bratu założyć na moją szyję obrożę? Szkoda, że nie widzi pan, że wchodząc w konszachty z Samaelem zniewala się pan w taki sam sposób, w jaki próbuje zniewolić mnie. - Proszę więc zrezygnować z tej całej parodii, póki nie jest za późno – proponuję ci beznamiętnym tonem. Przecież wiesz, że to jedyne dobre wyjście, inaczej przyznasz się, że czerpiesz z tego taką samą radość, jak mój brat. Nie mów mi, że nie możesz tego uczynić - zedrzesz tym moją maskę uprzejmości, a wiedz, że krew Averych jest niezwykle ognista. Tańcz tak jak ci zagram, inaczej sprawię, że zadrżysz o swoje życie.
Allison Avery
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Korytarz ZytGOv9s
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t653-allison-avery https://www.morsmordre.net/t814-poczta-allison https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1885-allison-avery#25620
Re: Korytarz [odnośnik]24.08.15 21:21
Popatrzył się na kobietę stojącą przed nim badawczym spojrzeniem, po czym wyprostował się trochę, żeby nie wydawać się przytłoczonym tą całą sytuacją. Jednak ciężko mu było, a zmęczenie znów wkradło się na jego twarz. Nie chciał, by kobieta zniszczyła chęci, jakie w sobie znalazł po poznaniu jej w "Siwym Dymie" oraz rozmowie z Elizabeth. Naprawdę znalazł w sobie wręcz niezmierzone pokłady pytań dotyczących tajemniczej postaci Allison Avery, a na które odpowiedzi zdeterminowany był znaleźć. Lubił zagadki, pasjonował się ludźmi - jego wybór co do kierunku kariery mógł to zdecydowanie potwierdzić. Allison zaś, była jego enigmą. Nie wiedział co w niej tkwi i co najważniejsze - dlaczego chciał się tego dowiedzieć. Jednak czy odkrycie tej prawdy mogło być boleśniejsze niż to, co do tej pory doznał z rąk - a raczej słów - panny Avery?
- Przepraszam panią za mój nietakt po raz kolejny i błagam o wybaczenie - powiedział, po czym zaśmiał się krótko śmiechem, w którym zamiast rozbawienia znaleźć można było tylko zgorzknienie i - paradoksalnie - smutek. - Czyż nie jest to co najmniej interesujące, że w niedalekiej przyszłości staniemy się małżeństwem, a nie jesteśmy nawet na tak neutralnych stosunkach, żeby używać swoich imion? - zapytał, choć było to raczej pytanie retoryczne. Wątpił, by cokolwiek mu odpowiedziała, ni by zaczęła nagle zwracać się do niego per "Alexandrze".
Zrezygnować? Zbyt wiele razy rozważał tę opcję, by zrobić to po raz kolejny. Nie miał możliwości wycofania się i kropka. Zbyt sobie ceni to, co może wtedy stracić.
- Jest już za późno - spojrzał się na nią hardo i kontynuował. - Pani brat ma jednak zbyt przekonujące argumenty, a raczej materiał pogróżkowy, bym mógł pozwolić sobie na ucieczkę, co już niejednokrotnie rozważałem, mogę panią zapewnić. Jeżeli mam do wyboru stracić... - zatrzymał się tu na chwilę. Nie, nie powie jej, jak wysoka jest stawka w tej rozgrywce. - To, co mógłbym stracić na rzecz Samaela lub zostać pani mężem i zyskać tym samym dla siebie lub tych, których chronię, jeszcze jeden dzień życia - wybiorę ślub.
Czy powinien dodać coś jeszcze? Szlag, najwyżej mnie uderzy. Raz się żyje.
- Swoją drogą to jestem ciekaw, jak długo zajmie pani wykończenie mnie. Mam złudną nadzieję, że umrę szybko i w miarę bezboleśnie. Choć trucizny raczej nie są zbyt łaskawe, a w Gizie na pewno musieli nauczyć panią czegoś ciekawego, hm?


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Korytarz [odnośnik]25.08.15 1:21
Gdybym tylko wiedziała, do jakich brudnych sztuczek się posunąłeś, by uzyskać informacje o mojej osobie, nie bawiłabym się w te wszystkie uprzejmości. Zostałbyś stracony raz na zawsze, bez jakiegokolwiek cienia szansy na poprawę swojej sytuacji. I nie ważne są tutaj już plusy, że szukałeś u samego źródła, ignorując wszystkie plotki.
- Mój brat nie jest mordercą. Odmowa, choć kosztowałaby pańską karierę, nie zabiłaby pana. Jednakże renoma i pozytywne referencje są ważniejsze, niżeli poczucie własnej godności i wolności?
Wymówki, wymówki! To nimi się bronisz, tworzysz tarczę, która zapewnia ci pozorną nietykalność, wygląd aniołka, którym zachwycają się osoby otwarte tylko na zgubną fizjonomię. Jesteś tak samo winny jak on, powinieneś zrobić wszystko co możesz, by przerwać ten postępujący horror. A ty, jak na złość, otwarcie się przyznajesz, że wybierasz mnie. Odważne, brawurowe, wręcz gryffońsko głupie. Przypomnij mi jeszcze raz, proszę, do jakiego domu należałeś? Ah, tak… Przecież nic o sobie nie wiemy.
W moich oczach błyskają ogniki złości, a potem następuje to, w czym tylko nieliczny się odnajdują – cisza. Martwa cisza niczym ciała znajdujące się w prosektorium kilka pięter niżej. Z oddali słychać odgłosy oddziału – jakieś jęki, śmiechy, odgłos przyśpieszonych kroków. Burzę ją po chwili, kierując kroki w twą stronę. Wszystko jest doskonale słyszalne, jakbyś nie tylko ty, ale i cały odział zamarł w oczekiwaniu na moją reakcję.
- Panie Selwyn – zaczynam łagodnie, zbliżając się do ciebie. Na moich ustach tańczy rozbawienie, ciężko powiedzieć na ile jest udawane, na ile autentyczne, na ile dobrze maskuje złość, która stopniowo we mnie uwalniasz wraz z każdym swym oddechem. - Nie ważne jak bardzo pan ma o mnie zszarganą opinię… – stoję już nieprzyzwoicie blisko ciebie, z każdym postawionym krokiem pozwalam sobie na przełamanie dzielących nas barier wychowania, manier, pierwszego spotkania, rychłej obietnicy wspólnego życia. Kciukiem pocieram skórę twojej twarzy na wysokości kości policzkowej, by następnie zbliżyć się jeszcze bardziej, na tyle by wpasować się idealnie pod twoją kość obojczykową, unieść głowę i szeptać ci do ucha słowa słodkie i kojące niczym trucizna, którą mi zarzucasz. - Nie jestem trucicielką, a przynajmniej nie jest pan wart takich środków –  czujesz ciepło mojego ciała, z każdym oddechem w twoje nozdrza uderza mieszanka różnorodnych zapachów, poczynając od zielonych jabłek, poprzez kwieciste wonie jaśminu, kończąc na drzewnych nutach komponujących się z delikatnym aromatem mchu. Gdybym zechciała, pod tymi pozorami twardości, zimnej władczości, z biegiem czasu odkryłbyś pokłady ciepła, delikatności i uśmiechu. Lecz nie chcę, to wymagałoby dopuszczenie cię do siebie – wolę grać. Naprawdę myślisz, że pasujemy do siebie choćby na tyle, by ładnie razem wyglądać na wspólnym zdjęciu? Jak sądzisz, co będą oglądać nasze dzieci – sztywne portrety i sztuczne fotografie bijące chłodem. Przez moment, gdy stoimy blisko, wtuleni w siebie – jak na złość, wcale mnie nie odtrącasz! – wyglądamy jak para zakochanych; oczywiście dla osób, które nie widzą twojego zaszokowanego oblicza – mi także nie jest dane go oglądać, lecz wyobraźnie mam dostatecznie rozwiniętą, by wiedzieć, że nie tego się spodziewałeś. - Lecz proszę zważać na swój kieliszek – odsuwam się od ciebie, z szerokim uśmiechem, jakby to było naprawdę zabawne. Jeszcze mogę zobaczyć co gra w twojej udręczonej duszy poprzez szaroniebieskie tonie twych oczu, zanim odwrócę się od ciebie i odejdę, by nacieszyć się chwilową wolnością.

| zt - dasz mi odejść?
Allison Avery
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Korytarz ZytGOv9s
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t653-allison-avery https://www.morsmordre.net/t814-poczta-allison https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1885-allison-avery#25620
Re: Korytarz [odnośnik]25.08.15 23:28
Każdy krok, jaki Allison stawiała w jego stronę, szokował go coraz bardziej. Myślał, że apogeum zaskoczenia osiągnął, gdy podeszła na odległość zbyt małą, by wymierzyć cios. Gdy jej dłoń zetknęła się z jego policzkiem, delikatnie niczym muśnięcie piórem, zadrżał lekko - jej skóra nie była i tym razem lodowata niczym jej serce wobec niego. Zanim poczuł ciepło jej ciała w nozdrza uderzył go zapach perfum. Oddychał płytko i stał nieruchomo, jakby bojąc się, że gwałtowniejszym ruchem powietrza rozwieje całą tę scenę w nicość. Jednak ta woń, nie do pomylenia z czymkolwiek innym. Zielone jabłka...
Widział, że Allison nie widzi już jego twarzy. Zamknął oczy i wciągał do płuc idealną mieszankę tworzącą w jego głowie fałszywe wizje letniego ogrodu, a świadomość jej ciała tak blisko niego doprowadzała go wręcz do szaleństwa z rozpaczy. Ona go zaskakiwała. Intrygowała. Złościła. Prowokowała. Była wyzwaniem idealnym, wyzwaniem, na które niektórzy czekają długimi latami - a on natknął się na nie zaledwie po dwóch dekadach poszukiwań.
Wiedział, co się zaczyna z nim dziać i nie był w stanie mamić się, że jest inaczej - był na to zbyt zmęczony. Obsesyjne myślenie i szukanie informacji o tej kobiecie zrobiły mu krzywdę. Zaczął się nią przejmować, powoli kiełkowała w nim chęć poświęcenia dla niej wszystkiego... Mawia się, że młode serca zniewolić można niezwykle łatwo i szybko. Alexander był jednym z dowodów na prawdziwość tego stwierdzenia. Wtedy, w tamtym momencie gdy stali wtuleni w siebie w tej bezdusznej farsie, zrozumiał, że zaczyna mieć na punkcie tej kobiety pewną fiksację. Można było to nazwać gorzkim zauroczeniem. Wiedział dokładnie, co na siebie bierze, postanawiając zaangażować się emocjonalnie. Może go zniszczyć, co zapewne będzie próbowała robić usilnie dopóki...
Prawda uderzyła go prosto w twarz.
Dopóki ona nie pokocha mnie.
Gdy odsunęła się, poczuł prawie że fizyczny ból. Jej słowa ledwo kołatały się na skraju jego świadomości. Gdy próbowała się oddalić, złapał ją za rękę - nie odważył się jednak przyciągnąć jej z powrotem do siebie. Wydała mu się krucha w tym momencie - z porcelanową cerą i filigranowym ciałem. Sam pokonał dzielącą ich odległość. Ucałował jej dłoń, schylając się.
Pieprzyć etykietę. I tak już ją złamaliśmy.
Prostując się, zatrzymał się gdy jego wargi znajdowały się na wysokości ucha Allison, za które zatknięte było kilka kosmyków jej jasnych włosów.
- Każdy ma jakieś sekrety, Allie - wyszeptał, a zdrobnienie zabrzmiało... dobrze. - Kiedyś może ci je zdradzę i zrozumiesz.
Zrozumiesz, że nie chciałem oszaleć. A i tak oszalałem, pomyślał gdy kolejna fala zapachu zagrała na jego zmysłach. Musnął ustami nagość jej lica, mogło wydać się to złudzeniem wręcz lub omamem, a poczuł jednak przy tym geście coś, czego nazwać nie był w stanie.
Oddech.
Zapach zielonych jabłek.
Wyprostował się, zwiększając odległość między nimi i puszczając jej dłoń. Teraz mogła odejść.


|zt..? Odejdziesz?

Odejdę ;) – A.

[zt x2]


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Korytarz [odnośnik]19.09.15 17:57
| dwa dni po pobudce w salonie Rosierów

Nie pamiętała, kiedy ostatnio odwiedziła to miejsce ani w jakich okolicznościach to się stało. Jeśli miało to jakiś związek ze śmiercią Marianne, lepiej było nie pamiętać, a jeśli nie, tym bardziej nie było warte uwagi panny Rosier. Poprzecierana podłoga i odłażąca ze ścian farba sprawiały wrażenie, jakby dawno już żaden charytatywny bankiet nie sponsorował szpitala, więc w głowie czarownicy, która spokojnie wędrowała po korytarzu, pojawił się już pierwszy plan, by to zmienić. Jednak to była tylko kolejna błahostka, która przeminęła wraz z echem kroków przemieszczających się nieopodal medyków i uzdrowicieli.
Niepewna tego, gdzie powinna udać się w następnej kolejności, w którą stronę skręcić, Darcy zatrzymała się na środku korytarza, zaciskając dłonie na nowym egzemplarzu Astronoma. Nie swoim, oczywiście, bo ten już od wczoraj leżał przeczytany na jej sekretarzyku.
- Przepraszam, gdzie powinnam szukać panny Isabelle Malfoy? – zapytała pierwszą z brzegu osobę, która wydała jej się kompetentna do odpowiedzi na to pytanie.
Absolutnie nie wstydziła się, że odwiedza kogoś pomylonego. Przecież Isabelli przytrafiła się tragedia i nie z jej winy znalazła się w tym miejscu. Rosier potrafiła wykrzesać z siebie tyle empatii, by odpowiedzieć na korespondencje blondynki i nawiązać z nią kontakt, który dziś miał przerodzić się w pierwszą wizytę.
Nie wiedziała, czego powinna się spodziewać, ale nie oczekiwała, że zobaczy koleżankę w tak dobrym stanie, w jakim widywała ją na bankietach. Czy będą miały o czym porozmawiać? Poza astronomią oczywiście, bo to ona przywiodła Rosier na trzecie piętro.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Korytarz [odnośnik]20.09.15 12:35
Przez uchylone drzwi dobiegł ją dźwięk swojego imienia. Isabelle wstała z krzesła i przetarła dłonią gładki materiał swojej szaty. Nie co dzień ją zakładała, lecz też nie co dzień miała gości. W zwyczajne, szare dni pozwalała sobie na zakładanie odzienia, które nie wyróżniało się na tle smutnej rzeczywistości szpitala.
Nie chciała kazać swojemu gościowi czekać oraz zmuszać go do szukania sali Is. Uznawszy, że jest gotowa na przyjęcie panny Rosier, tymczasowa mieszkanka trzeciego piętra płynnym ruchem otworzyła szeroko drzwi. Mimo, że pamięć do twarzy szwankowała jej od czasu, gdy znalazła się na oddziale, to dzięki temu, że wiedziała, kogo się spodziewać, momentalnie rozpoznała Darcy.
- Jestem bardzo rada z naszego spotkania - powiedziała z nieśmiałym uśmiechem podchodząc do koleżanki znanej z kilku szlacheckich uroczystości. Isabelle obiema dłońmi pochwyciła rąsię Rosier i ciepło ją uścisnęła.
- Czy to nowy numer "Astronoma"? - spytała uwalniając z uścisku dłoń rozmówczyni. Patrzyła jednak na tą drugą, w której znajdowało się czasopismo.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Korytarz [odnośnik]20.09.15 13:42
Nikt nie raczył jej pokierować, wskazać odpowiedniego kierunku lub właściwej Sali, jednak odpowiedź na jej pytanie nadeszła szybciej, niż mogłaby się tego spodziewać. Isabelle Malfoy we własnej osobie wyłoniła się zza najbliższych drzwi, spoglądając na Darcy z nieśmiałym uśmiechem na ustach. Rosier szybko zauważyła, że dziewczyna ma na sobie schludną szatę, a nie zwyczajny, szpitalny uniform. Wyglądała normalnie, obłęd nie czaił się jej w oczach, więc wszystkie plotki usłyszane na jej temat, ciemnowłosa natychmiast zepchnęła w niepamięć.
- Ja też – odpowiedziała szczerze, choć początkowo nieco niepewnie. Wszakże o co miałaby zapytać z grzeczności na wstępie? Jak się czujesz? Nie, to zdanie panna Malfoy zapewne słyszała wiele razy, a odpowiedź wyrzuciłaby z siebie automatycznie i nie miałoby to za wiele wspólnego z prawdą – Cieszę się, że napisałaś. Zazwyczaj w sprawie astronomii koresponduję z o wiele starszymi osobami, które uważają, że pozjadały wszystkie rozumy. Jesteś przyjemną odmianą, dziękuję.
Uśmiechając się uprzejmie, uścisnęła jej dłonie, zauważając oczywiście, że oczy Isabelle skierowane były na gazetę, którą trzymała w drugiej ręce. Nie zamierzała więc dłużej przytrzymywać tego prezentu, czym prędzej zreflektowała się i podała Astronoma blondynce.
- Tak, przyniosłam dla ciebie, mam nadzieję, że nikt mnie jeszcze z nim nie ubiegł – powiedziała radośnie, powoli przyzwyczajając się do miejsca, towarzyszki i okoliczności rozmowy, z każdą mijającą chwilą czując się coraz swobodniej – Sądzę, że aktualności ze świata komet mogą cię zainteresować, a raport z letniego nieba pod lupą na pewno ci się spodoba – zapewniła z mocą, spoglądając na pannę Malfoy jak na koleżankę po fachu.
Rozejrzała się po korytarzu, ale nie była pewna, gdzie mogłyby usiąść; nie chciała wpraszać się do Sali Isabelle, wystarczyłyby jej usiąść na korytarzowych krzesłach, ale tę decyzję pozostawiła swojej towarzyszce, która na pewno wiedziała, gdzie mogą zawędrować i gdzie będzie czuła się najlepiej.
Gość
Anonymous
Gość

Strona 1 z 7 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Korytarz
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach