Ulica Henryka Kapryśnego
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Ulica Henryka Kapryśnego
Otoczona z obu stron uroczymi przyportowymi kamieniczkami ulica otrzymała swą nazwę na cześć Henryka Kapryśnego, jednego z najwybitniejszych siedemnastowiecznych czarodziejów, który zasłynął z licznych zwycięstw podczas wojny czarodziejów z olbrzymami. Dzielny mag bywał częstym gościem jednej z dwóch kamienic, gdzie mieszkała jedna z jego kochanek, a także mieszczącego się tutaj do dziś warsztatu miotlarskiego.
Ulica ta jest cicha i spokojna, rzadko kiedy bywają na niej jakiekolwiek tłumy. Z oddali dostrzec można przepływające Tamizą statki, a gdyby wytężyć wzrok jeszcze bardziej, dostrzegłoby się stąd jeden z urokliwych mostów tejże dzielnicy. Po obu stronach znajdują się liczne drzwi do klatek schodowych, a także mrowie maleńkich balkoników jak zwykle pełnych zielonych kwieci, które cudownie odcinają się na tle bieli ścian. Na samym końcu ulicy umiejscowiono warzywniak ze straganem najświeższych w całym Londynie warzyw, a także niewielki mugolski antykwariat. Wieczorami słychać tu bicie dzwonów pobliskiego kościoła, co jeszcze bardziej dopełnia tę miłą i uroczą atmosferę.
Ulica ta jest cicha i spokojna, rzadko kiedy bywają na niej jakiekolwiek tłumy. Z oddali dostrzec można przepływające Tamizą statki, a gdyby wytężyć wzrok jeszcze bardziej, dostrzegłoby się stąd jeden z urokliwych mostów tejże dzielnicy. Po obu stronach znajdują się liczne drzwi do klatek schodowych, a także mrowie maleńkich balkoników jak zwykle pełnych zielonych kwieci, które cudownie odcinają się na tle bieli ścian. Na samym końcu ulicy umiejscowiono warzywniak ze straganem najświeższych w całym Londynie warzyw, a także niewielki mugolski antykwariat. Wieczorami słychać tu bicie dzwonów pobliskiego kościoła, co jeszcze bardziej dopełnia tę miłą i uroczą atmosferę.
The member 'Daniel Wroński' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 79
'k100' : 79
Po słowach Lyalla, spojrzenia wszystkich trzech funkcjonariuszy skupiły się na nim. - Naturalnie - odpowiedział jeden z nich, stojący pośrodku - i nieco wysunięty do przodu; wydawał się z nich najpewniejszy, trzymał się też najbardziej prosto. Lyall, obserwując uważnie zachowanie mężczyzn, był w stanie zauważyć, że jeden z nich, najniższy i stojący najbardziej z tyłu, dziwnie przenosił ciężar ciała na jedną stronę - tak, jakby nie był w stanie stanąć na prawej nodze. Jako jedyny nie miał też zapalonej różdżki, a jego twarz zupełnie ukryta była w cieniu. Pozostali dwaj nie wydawali się Lyallowi znajomi: rysy ich twarzy były obce, wyglądali jednak na zmęczonych, a mężczyzna stojący po prawej, który póki co ani razu się nie odezwał, raz po raz odwracał się za siebie, spoglądając w rozpościerające się nad portem niebo. Mógł jedynie sprawdzać okolicę, a chociaż w jego ruchach dało się wyczuć nerwowość, to trudno było stwierdzić, czym była spowodowana - możliwe, ze spodziewanym atakiem ze strony wspomnianych buntowników. - Proszę podejść i okazać dokumenty oraz różdżki - powtórzył mężczyzna na przodzie, nieco bardziej niecierpliwie.
Uwaga czarodziejów przeniosła się na Tangwystl, gdy ta się odezwała, robiąc krok do przodu i przeszukując intensywnie kieszenie. Oświetlone zaklęciem twarze dwóch z trzech mężczyzn wydały jej się znajome - ale póki co nie była w stanie przypisać ich do konkretnych osób ani nawet przypomnieć sobie, gdzie wcześniej ich widziała. Twarz trzeciego funkcjonariusza wciąż ukrywały ciemności. - A różdżkę jest pani w stanie okazać? - zapytał policjant stojący najbliżej, z przodu; w jego głosie odbijało się zniecierpliwienie.
To tylko post uzupełniający, kolejka normalnie toczy się dalej.
Daniel, jako że Twoje zaklęcie działa od następnej tury, zostanie zinterpretowanie w poście podsumowującym.
Uwaga czarodziejów przeniosła się na Tangwystl, gdy ta się odezwała, robiąc krok do przodu i przeszukując intensywnie kieszenie. Oświetlone zaklęciem twarze dwóch z trzech mężczyzn wydały jej się znajome - ale póki co nie była w stanie przypisać ich do konkretnych osób ani nawet przypomnieć sobie, gdzie wcześniej ich widziała. Twarz trzeciego funkcjonariusza wciąż ukrywały ciemności. - A różdżkę jest pani w stanie okazać? - zapytał policjant stojący najbliżej, z przodu; w jego głosie odbijało się zniecierpliwienie.
To tylko post uzupełniający, kolejka normalnie toczy się dalej.
Daniel, jako że Twoje zaklęcie działa od następnej tury, zostanie zinterpretowanie w poście podsumowującym.
Kiedy znów zajęła miejsce u boku Kaia, dała się objąć w talii, nieznacznie zwróciła ku niemu twarz, jak gdyby chciała przeprosić za ten krótki postój - lecz wypowiadane słowa dotyczyły czegoś zgoła innego. - Widziałam jedną osobę, najpewniej mężczyznę - powiedziała cicho, miękko, składając usta w uśmiechu, który nijak nie pasował do przekazywanej treści. Powinni się pośpieszyć, jak najszybciej opuścić wąską, ograniczaną ściśle przylegającymi do siebie budynkami kamienic uliczkę. I już chciała narzucić szybsze tempo, tym samym spróbować zostawić podążającego ich śladem nieznajomego w tyle, kiedy przed nimi pojawiły się kolejne trzy sylwetki; zwykle spokojna i cicha okolica robiła się nagle nadspodziewanie tłoczna, nie zwiastowało to niczego dobrego. Byli zbyt daleko, by mogła dostrzec ich twarze czy przyjrzeć się noszonym ubraniom; inkantacje zaklęć i szum towarzyszący pojawianiu się muru sprawiły, że przystanęła bez wcześniejszego ostrzeżenia. Wtedy też odpowiedzialni za odgrodzenie ulicy czarodzieje zidentyfikowali się jako magiczna policja - czy powinni zachowywać się normalnie, okazać im certyfikaty i różdżki...? - Coś jest nie tak - syknęła, spoglądając w górę, ku twarzy brata, wbijając paznokcie w materiał jego ubrania. Zdawało jej się, że rozpoznaje głos, który nakazywał poddać się inspekcji. Lecz jeśli pamięć nie płatała jej figla, to Abernathy opowiedział się stronie buntowników, tak jak ona, gdy doszło do rozłamu departamentu przestrzegania prawa czarodziejów. A skoro tak, to co to mogło znaczyć? Był podwójnym agentem? Mieli do czynienia z przeciwnikami obecnej władzy? Dlaczego więc mieliby udawać mundurowych...? - Do tyłu - dodała, próbując poruszać się jak najciszej, nie zwracać na siebie uwagi zajętych rozmową czarodziejów. Wtedy też, gdy odwrócili się na pięcie, zrozumiała, że i drugi wylot ulicy został zablokowany podobnym murem, byli w pułapce. - Musimy się schować. - Nie mieli większego wyboru, nawet jeśli oznaczałoby to stanięcie twarzą w twarz z kimś, kto postanowił ich śledzić. Zmrużyła oczy, wytężając wzrok, próbując dostrzec zarysy osoby kryjącej się w mroku zaułka. - Petrificus Totalus - wyszeptała, próbując niepostrzeżenie wycelować w ukrywającego się natręta, starając się skrywać różdżkę przez wzrokiem pozostałych, a jednocześnie zadbać o odpowiedni ruch nadgarstka. Nie wiedziała jeszcze, czym był odznaczający się w ciemności przedmiot u boku nieznajomej osoby, wydawał się jej jednak dziwnie znajomy. Tym bardziej nie wiedziała, kogo i jak bardzo powinni się obawiać. Mimo to ruszyła w stronę zaułka, by poczekać w nim na dalszy rozwój sytuacji.
| celuję w Daniela, o ile dalej dostrzegam jego zarysy
| celuję w Daniela, o ile dalej dostrzegam jego zarysy
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Maeve Clearwater' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 87
'k100' : 87
Coraz więcej powodów dostrzegła, które mówiły, że dzisiejszy wieczór nie był idealnym na "spacery" po Londynie. Jeśli w ogóle, któryś wieczór w aktualnych warunkach był na to właściwy. A zapowiadało się, że dopiero rozpoczęli niepokojącą ścieżkę - już w niewiadomym kierunku. Nieprzyjemne uczucie bycia obserwowanym rozpoczęło serię, a kolejne szumy i głosy z przodu, potem za plecami i odcięcie uliczki, którą podążali, zapowiadało przynajmniej nieprzyjemności. O czymś gorszym myśleć nie chciał.
Rozluźnił na moment dłoń, którą obejmował siostrę, pozwalając by na moment wysunęła się. Spojrzenie, które mu posłała było wystarczająco znaczące, ale wstrzymał kroku, obracając się przez ramię, jednoczesne mocniej ściskając palce na różdżce. Obserwował ruch Maeve, a gdy tylko się zbliżyła, objął ponownie i nachylił odbierając szeptane słowa. Kim był i czego chciał ich obserwator? I co właściwie działo się u wylotów uliczki? Kontrole różdżek spotykał już kilkukrotnie, ale pierwszy raz - wszystko działo się w podobnych warunkach. Ze słów Maeve wynikało, że dziś świętowano urodziny ministra. Co w takim razie za akcje działy się teraz? Dodatkowe atrakcje? Buntownicy?
Chwilowo, ciemność zmroku im sprzyjała. Niewidoczni dla grup z przodu i tyłu uliczki. Problemem był nieznajomy dręczyciel, ale - był sam, jeśli się nie mylili. Wolał znaleźć się obok i radzić doraźnie, być może odpowiednio prostując sytuację. W kwestii samej intuicji oraz obserwacji - ufał siostrze. Wiedział, jaką profesję pełniła jeszcze do niedawna i wierzył w jej umiejętności wystarczająco mocno, by po wypowiedzianych słowach, śpiesznie, najciszej jak potrafił, wciąż obejmując kobiecą talię, ruszyć w stronę upatrzonego zaułku. Miał zamiar skryć się w cieniu, w którym tkwił tajemniczy ktoś. I zrobić to wystarczająco sprawnie, by żadna z policyjnych stron muru, nie zarejestrowała ich poczynań.
Cicha (ale czy wystarczająco?) inkantacja, która zabrzmiała z ust siostry popłynęła na tyle płynnie, startując w stronię mężczyzny w zaułku, że sam zdecydował się na werbalizację mocy - w nieco innej formie i celu - Oculus - rozluźnił nadgarstek, wykonując gest i wypowiadając właściwe, chociaż (miał nadzieję) ciche zaklęcie. Dodatkowe oko na wszystko, mogło pozwolić przyjrzeć się i ocenić sytuację wyraźniej. Zdecydowanie wolał poruszać się w miejscach, gdzie miał za towarzystwo magiczne stworzenia, w leśnych ostępach, górskich ścieżkach i morskich podróży. W mieście, czuł się bardziej jak intruz. I wyglądało na to, że uliczka odwzajemniała symboliczną emocję.
Rozluźnił na moment dłoń, którą obejmował siostrę, pozwalając by na moment wysunęła się. Spojrzenie, które mu posłała było wystarczająco znaczące, ale wstrzymał kroku, obracając się przez ramię, jednoczesne mocniej ściskając palce na różdżce. Obserwował ruch Maeve, a gdy tylko się zbliżyła, objął ponownie i nachylił odbierając szeptane słowa. Kim był i czego chciał ich obserwator? I co właściwie działo się u wylotów uliczki? Kontrole różdżek spotykał już kilkukrotnie, ale pierwszy raz - wszystko działo się w podobnych warunkach. Ze słów Maeve wynikało, że dziś świętowano urodziny ministra. Co w takim razie za akcje działy się teraz? Dodatkowe atrakcje? Buntownicy?
Chwilowo, ciemność zmroku im sprzyjała. Niewidoczni dla grup z przodu i tyłu uliczki. Problemem był nieznajomy dręczyciel, ale - był sam, jeśli się nie mylili. Wolał znaleźć się obok i radzić doraźnie, być może odpowiednio prostując sytuację. W kwestii samej intuicji oraz obserwacji - ufał siostrze. Wiedział, jaką profesję pełniła jeszcze do niedawna i wierzył w jej umiejętności wystarczająco mocno, by po wypowiedzianych słowach, śpiesznie, najciszej jak potrafił, wciąż obejmując kobiecą talię, ruszyć w stronę upatrzonego zaułku. Miał zamiar skryć się w cieniu, w którym tkwił tajemniczy ktoś. I zrobić to wystarczająco sprawnie, by żadna z policyjnych stron muru, nie zarejestrowała ich poczynań.
Cicha (ale czy wystarczająco?) inkantacja, która zabrzmiała z ust siostry popłynęła na tyle płynnie, startując w stronię mężczyzny w zaułku, że sam zdecydował się na werbalizację mocy - w nieco innej formie i celu - Oculus - rozluźnił nadgarstek, wykonując gest i wypowiadając właściwe, chociaż (miał nadzieję) ciche zaklęcie. Dodatkowe oko na wszystko, mogło pozwolić przyjrzeć się i ocenić sytuację wyraźniej. Zdecydowanie wolał poruszać się w miejscach, gdzie miał za towarzystwo magiczne stworzenia, w leśnych ostępach, górskich ścieżkach i morskich podróży. W mieście, czuł się bardziej jak intruz. I wyglądało na to, że uliczka odwzajemniała symboliczną emocję.
Kai Clearwater
Zawód : Łowca ingrediencji, podróżnik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Kai Clearwater' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 9
'k100' : 9
Nie podobał mu się ten ton ani sytuacja. Nie dlatego, że nie był przyzwyczajony do nieprzyjemnych momentów, ale dlatego, że domniemani funkcjonariusze nie spełnili podstawowego elementu. Woleli grać w to dalej. Wpatrywał się w mężczyzn, starając się w jakikolwiek sposób wychwycić najistotniejsze rzeczy. Nie był policjantem czy wiedźmim strażnikiem, ale jako brygadzista musiał nauczyć się obserwować - szczególnie w nocy, gdy należało odnaleźć ślady po wilkołaczych łapach. Niczym nowym było więc dostrzeganie więcej, przykuwanie uwagi tam, gdzie inni nie zamierzali. Tak jak wcześniej mu się wydawało, ostatnia ze skrytych w ciemności postaci stała praktycznie na lewej nodze, a jej twarz była nie do odkrycia. To w ogóle był mężczyzna? A może dziecko lub kobieta? Jeden oglądał się co moment przez ramię - po co? Wyczarowali mur, by zagrodzić drogę buntownikom czy opóźnić to, co mogło znajdować się po drugiej stronie? Buntownicy potrafili być pewnie niebezpieczni, ale wysyłaliby trójkę funkcjonariuszy? Coraz więcej pytań a coraz mniej odpowiedzi.
Naturalnie. A jednak nawet nie sięgnęli dłońmi ku wnętrzom płaszcza, by wydobyć wspomniane legitymacje. Dlaczego? Może chcieli, żeby wszystko było na ich warunkach, ale Lyall nie zamierzał ustępować. Nie bał się zbytnio zatargów z policją, jeśli naprawdę byli to funkcjonariusze Patrolu Egzekucyjnego. Miał przy sobie odpowiednie papiery, jednak nie zamierzał szastać nimi na prawo i lewo, nie będąc pewnym, że ci, którzy w nie patrzyli, byli do tego uprawnieni. Nikt nie skazywał za ostrożność. Ludzie musieli przywyknąć do niepewności i dystansu. A szczególnie w panującym okresie, gdy zaufanie społeczne nie tylko polityczne, lecz i partykularne było okropnie niskie. - Mogę je zobaczyć? Rozumieją panowie, każdy może się podawać za policjanta. - Nie postawił kroku ku nim, mimo że jeden z mężczyzn wydawał się być mocno zniecierpliwiony. Lupin zainteresował się kolejnymi jego słowami skierowanymi do kobiety w pobliżu - chciał zobaczyć jej różdżkę? To po cholerę wymagano noszenia przy sobie dokumentów rejestracyjnych? Lyall nie kojarzył, żeby pracownicy Ministerstwa Magii tak łatwo odpuszczali. Chyba że ci mieli dość swojej roboty... Tak czy inaczej, coś tu było nie tak. - Wszystko w porządku? - rzucił w pewnym momencie, zwracając się do trzeciego z policjantów i wskazując brodą jego nogę. - Ciężka noc? - dodał, zerkając na znerwicowanego mężczyznę - tego, który co moment oglądał się za siebie. Wciąż badał uważnie trójkę.
|ciągle się przyglądam spostrzegawczość II
Naturalnie. A jednak nawet nie sięgnęli dłońmi ku wnętrzom płaszcza, by wydobyć wspomniane legitymacje. Dlaczego? Może chcieli, żeby wszystko było na ich warunkach, ale Lyall nie zamierzał ustępować. Nie bał się zbytnio zatargów z policją, jeśli naprawdę byli to funkcjonariusze Patrolu Egzekucyjnego. Miał przy sobie odpowiednie papiery, jednak nie zamierzał szastać nimi na prawo i lewo, nie będąc pewnym, że ci, którzy w nie patrzyli, byli do tego uprawnieni. Nikt nie skazywał za ostrożność. Ludzie musieli przywyknąć do niepewności i dystansu. A szczególnie w panującym okresie, gdy zaufanie społeczne nie tylko polityczne, lecz i partykularne było okropnie niskie. - Mogę je zobaczyć? Rozumieją panowie, każdy może się podawać za policjanta. - Nie postawił kroku ku nim, mimo że jeden z mężczyzn wydawał się być mocno zniecierpliwiony. Lupin zainteresował się kolejnymi jego słowami skierowanymi do kobiety w pobliżu - chciał zobaczyć jej różdżkę? To po cholerę wymagano noszenia przy sobie dokumentów rejestracyjnych? Lyall nie kojarzył, żeby pracownicy Ministerstwa Magii tak łatwo odpuszczali. Chyba że ci mieli dość swojej roboty... Tak czy inaczej, coś tu było nie tak. - Wszystko w porządku? - rzucił w pewnym momencie, zwracając się do trzeciego z policjantów i wskazując brodą jego nogę. - Ciężka noc? - dodał, zerkając na znerwicowanego mężczyznę - tego, który co moment oglądał się za siebie. Wciąż badał uważnie trójkę.
|ciągle się przyglądam spostrzegawczość II
i’ll tell you a secret. the really bad monsters never look like monsters.
ALL DARK, ALL BLOODY,
MY HEART.
MY HEART.
Lyall Lupin
Zawód : Brygadzista
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Way deep down
Leaving me in a run around
Wanna care but
I don’t do Whats right
I won’t Wanna be found
Lettin loose the inner animal
Leaving me in a run around
Wanna care but
I don’t do Whats right
I won’t Wanna be found
Lettin loose the inner animal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lyall Lupin' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 36
'k100' : 36
Choć nie wiedziała jeszcze, czy zaklęcie, na które się porwała, odniesie zamierzony efekt, nie zamierzała zmieniać kierunku. Zdawała sobie sprawę z faktu, że - gdyby musiało już dojść do walki - wiele większe szanse mieli na wygraną ze śledzącą ich osobą niż z trójką czy nawet szóstką podających się za policjantów czarodziejów. Próbowała zachowywać się naturalnie, a przy tym możliwie jak najciszej; przez krótką chwilę zastanawiała się, czy powinni wygasić pobliskie latarnie, czy raczej zwróciłoby to ku nim uwagę majaczących w pewnej odległości nieznajomych. - Bądź gotów - mruknęła jeszcze, trzymając różdżkę w pogotowiu, gdyby skrywający się w mroku osobnik próbował sprawiać kłopoty. Czy istniała szansa, że i on należał do służb porządkowych...? Próbowała wytężać słuch i wzrok, by nie tylko w miarę możliwości śledzić wymianę zdań między przechodniami a zatrzymującymi ich mundurowymi, ale także kontrolować, czy ci, którzy zablokowali drugi wylot uliczki, zmierzają w ich kierunku, co robi czający się w zaułku nieznajomy. Chciała jak najszybciej dotrzeć do skrytej w mroku wnęki między budynkami i stawić czoła jednemu zagrożeniu, by schronić się przed innym.
| dalej idziemy w stronę zaułka, żeby się w nim schować + rzucam na spostrzegawczość (III), próbuję słuchać wymiany zdań między pozostałymi i obserwować osobę, która skrywa się w zaułku czy tych, którzy zablokowali drugą część ulicy
| dalej idziemy w stronę zaułka, żeby się w nim schować + rzucam na spostrzegawczość (III), próbuję słuchać wymiany zdań między pozostałymi i obserwować osobę, która skrywa się w zaułku czy tych, którzy zablokowali drugą część ulicy
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Maeve Clearwater' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 28
'k100' : 28
Nie wypuszczał z objęcia siostry, chociaż rozluźnił uchwyt, wiedząc, że bardziej obeznana w terenie, łatwiej wychwyci z otoczenia istotne szczegóły. Była spostrzegawcza i w pośpiechu aktualnych działań, nie chciał ograniczać jej ruchów. Znał swoje ograniczenia. I być może skupienie na towarzyszce sprawiło, ze rozproszył się na inne gesty, jak ten przy wykonywaniu prostego - wydawałoby się - zaklęcia. Wciąż obleczony niepokojem, nie dał się ponieść głębszej emocji. Wziął cichy wdech, materializując w myśli swój cel, by potem zwerbalizować - Oculus - powtórzył inkantację szeptem, coraz bliżej będąc jednego ze źródeł zagrożenia. Cień w zaułku, którego wcześniej wyczuł i dostrzegła Maeve stanowił aktualny cel ich lokalizacji. Byle znaleźć się poza zasięgiem oczu zebranych policjantów z obu stron. Byle być wystarczająco cicho. Mieli na to szansę - Jestem - odpowiedział siostrze, nawet nie odwracając wzroku od zaułka, do którego się zbliżali. Jeśli różdżka nie pomoże, albo zawiedzie, zawsze warto było mieć w pogotowiu także pięści. I te mimowolnie zacisnął mocniej, by w razie konieczności szybko przestawić się na tryb walki wręcz. Tego uczył się jeszcze na treningach w Rumunii. Szybka zmiana perspektywy pozwalała nie raz uniknąć nieszczęścia, a często i zaskoczyć przeciwnika. I nawet nie brał po uwagę, że śledzący ich cień, zaskoczy bardziej samą tożsamością.
Kai Clearwater
Zawód : Łowca ingrediencji, podróżnik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Kai Clearwater' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 43
'k100' : 43
Daniel wycofał się w stronę zaułka, kryjąc się coraz mocniej w jego cieniu, jednak zarys jego sylwetki wciąż pozostawał dla Maeve i Kaia widoczny, odznaczający się wyraźniej w miejscu, w którym do jego boku przytroczona była szabla. Wroński, chcąc lepiej zorientować się w sytuacji, sięgnął po białą, przełamującą iluzje magię; pierwsza z jego prób była nieudana, zaklęcie rozproszyło się, jednak przy drugim podejściu drewno jego różdżki rozgrzało się mocniej, a krawędzie otaczającego go świata zdawały się wyostrzyć – choć mogło być to złudzenie. Kiedy się rozejrzał, początkowo wszystko wydawało się takie same – nie zmieniły się sylwetki policjantów ani stojących najbliżej nich kobiety i mężczyzny, Kai również wyglądał tak samo – lecz Daniel mógł odnieść wrażenie, że jego towarzyszka urosła o kilka centymetrów, a rysy jej twarzy się wyostrzyły. Nim jednak zdołałby przyjrzeć jej się dokładniej, i Maeve sięgnęła po różdżkę, a z jej końca wymknął się potężny Petrificus totalus, lecąc prosto ku Danielowi. Jasnobłękitny błysk zaklęcia był dostrzegalny na całej ulicy.
– Co tam się dzieje?! – rozległo się z jednej strony, i zaraz potem z drugiej: – Kto tam jest?! Pokazać się!
Maeve i Kai nie czekali jednak na nadejście magicznej policji. Oboje ruszyli w stronę zaułka, choć skupieni na różnych czynnościach; Maeve, nasłuchując, była w stanie usłyszeć całą wymianę zdań rozgrywającą się na ulicy – słyszała, co działo się pod murem, pod którym policjanci zaczepili kobietę i mężczyznę, widziała też zarysy sylwetek po drugiej stronie, które póki co zdawały się jednak nieruchome, być może po prostu obserwując okolicę. Kai sięgnął po białą magię, a chociaż pierwsza próba przywołania oka spełzła na niczym, to druga była już udana – lewitująca, blada kula pojawiła się ponad ulicą.
Cała trójka – z Danielem na czele – wycofywała się w stronę zaułka, a kiedy się do niego zbliżyli, w powietrzu rozległ się stłumiony okrzyk zaskoczenia – na tyle cichy, że pierwszej chwili usłyszała go tylko Maeve. Wyłącznie ona zorientowała się również, że dźwięk nie docierał z ulicy – a z zaułka właśnie, i jeśli uniosła spojrzenie, to ponad ramieniem Daniela dostrzegła dwie niskie sylwetki – być może dziecięce – oraz trzecią, gramolącą się właśnie przez zlokalizowane tuż przy ziemi, wąskie okienko. Cała trójka wlepiła w nią przestraszone, szeroko otwarte oczy.
Lyall nie wzbraniał się przed okazywaniem swojej podejrzliwości, a obserwując trójkę mężczyzn, bez problemu dostrzegał, że byli coraz bardziej zdenerwowani. Wiedział, że miał rację, podważając proces sprawdzania różdżek, choć nie mógł być pewien, z czego wynikały nieścisłości. Gdy za jego plecami coś błysnęło, wszyscy trzej na moment spojrzeli w tamtą stronę, a jeden z nich krzyknął – ale nie ruszyli, by sprawdzić, co się działo. – Z tej odległości nic pan nie zobaczy. Proszę po raz ostatni – odezwał się mężczyzna stojący na przedzie; jego dłoń drgnęła, uniósł nieznacznie różdżkę. Funkcjonariusz stojący z tyłu początkowo nie odpowiedział, odzywając się dopiero po długiej pauzie. – Tak, w porządku – odparł lakonicznie; jego głos brzmiał dziwnie, zachrypnięty i jakby mokry.
Żadne z was nie spodziewało się tego, co nastąpiło później: spowijającą ulicę ciszę rozdarł huk tak głośny i potężny, że zdawał się zatrząść brukiem – choć nie budziło wątpliwości, że swoje źródło miał w pobliżu portu. To tam również ponad dachy domów wzniosła się łuna światła, czerwonawego, po chwili zasnutego dymem; nagły ruch powietrza przemknął wzdłuż ulicy, szarpiąc szyldami i poruszając liśćmi na drzewach; zatrzymał się na murze – którego cegły zatrzeszczały i przez chwilę wydawało się, że pękną.
Jedynymi osobami na ulicy, które nie wydawały się zaskoczone wybuchem, byli stojący pod blokadą mężczyźni – choć cała trójka natychmiast uniosła różdżki, kierując je w stronę Lyalla i Tangwystl. – Naprawdę nie chcemy wam zepsuć wieczoru – odezwał się czarodziej stojący na przodzie. W jego głosie nadal pobrzmiewało zdenerwowanie, ale pojawiła się tam też determinacja. – Rzućcie różdżki na ziemię i nie róbcie żadnych głupot. Nikomu nic się nie stanie – mówił dalej. Pozostali dwaj zaczęli przesuwać się na boki – jeden wciąż mocno kulejąc i stękając przy każdym kroku.
Veritas Claro (Daniel) – 1/5
Oculus (Kai) – 1/3; 10/10 PŻ
Czas na odpis wynosi 48 godzin.
– Co tam się dzieje?! – rozległo się z jednej strony, i zaraz potem z drugiej: – Kto tam jest?! Pokazać się!
Maeve i Kai nie czekali jednak na nadejście magicznej policji. Oboje ruszyli w stronę zaułka, choć skupieni na różnych czynnościach; Maeve, nasłuchując, była w stanie usłyszeć całą wymianę zdań rozgrywającą się na ulicy – słyszała, co działo się pod murem, pod którym policjanci zaczepili kobietę i mężczyznę, widziała też zarysy sylwetek po drugiej stronie, które póki co zdawały się jednak nieruchome, być może po prostu obserwując okolicę. Kai sięgnął po białą magię, a chociaż pierwsza próba przywołania oka spełzła na niczym, to druga była już udana – lewitująca, blada kula pojawiła się ponad ulicą.
Cała trójka – z Danielem na czele – wycofywała się w stronę zaułka, a kiedy się do niego zbliżyli, w powietrzu rozległ się stłumiony okrzyk zaskoczenia – na tyle cichy, że pierwszej chwili usłyszała go tylko Maeve. Wyłącznie ona zorientowała się również, że dźwięk nie docierał z ulicy – a z zaułka właśnie, i jeśli uniosła spojrzenie, to ponad ramieniem Daniela dostrzegła dwie niskie sylwetki – być może dziecięce – oraz trzecią, gramolącą się właśnie przez zlokalizowane tuż przy ziemi, wąskie okienko. Cała trójka wlepiła w nią przestraszone, szeroko otwarte oczy.
Lyall nie wzbraniał się przed okazywaniem swojej podejrzliwości, a obserwując trójkę mężczyzn, bez problemu dostrzegał, że byli coraz bardziej zdenerwowani. Wiedział, że miał rację, podważając proces sprawdzania różdżek, choć nie mógł być pewien, z czego wynikały nieścisłości. Gdy za jego plecami coś błysnęło, wszyscy trzej na moment spojrzeli w tamtą stronę, a jeden z nich krzyknął – ale nie ruszyli, by sprawdzić, co się działo. – Z tej odległości nic pan nie zobaczy. Proszę po raz ostatni – odezwał się mężczyzna stojący na przedzie; jego dłoń drgnęła, uniósł nieznacznie różdżkę. Funkcjonariusz stojący z tyłu początkowo nie odpowiedział, odzywając się dopiero po długiej pauzie. – Tak, w porządku – odparł lakonicznie; jego głos brzmiał dziwnie, zachrypnięty i jakby mokry.
Żadne z was nie spodziewało się tego, co nastąpiło później: spowijającą ulicę ciszę rozdarł huk tak głośny i potężny, że zdawał się zatrząść brukiem – choć nie budziło wątpliwości, że swoje źródło miał w pobliżu portu. To tam również ponad dachy domów wzniosła się łuna światła, czerwonawego, po chwili zasnutego dymem; nagły ruch powietrza przemknął wzdłuż ulicy, szarpiąc szyldami i poruszając liśćmi na drzewach; zatrzymał się na murze – którego cegły zatrzeszczały i przez chwilę wydawało się, że pękną.
Jedynymi osobami na ulicy, które nie wydawały się zaskoczone wybuchem, byli stojący pod blokadą mężczyźni – choć cała trójka natychmiast uniosła różdżki, kierując je w stronę Lyalla i Tangwystl. – Naprawdę nie chcemy wam zepsuć wieczoru – odezwał się czarodziej stojący na przodzie. W jego głosie nadal pobrzmiewało zdenerwowanie, ale pojawiła się tam też determinacja. – Rzućcie różdżki na ziemię i nie róbcie żadnych głupot. Nikomu nic się nie stanie – mówił dalej. Pozostali dwaj zaczęli przesuwać się na boki – jeden wciąż mocno kulejąc i stękając przy każdym kroku.
Veritas Claro (Daniel) – 1/5
Oculus (Kai) – 1/3; 10/10 PŻ
Czas na odpis wynosi 48 godzin.
Żadna z odpowiedzi nie miała go satysfakcjonować, a na pewno nie w momencie, w którym tak uparcie funkcjonariusze nie chcieli pokazać legitymacji, zasłaniając się złą widocznością. Lyall sam nie wiedział, czy to jego uparta nieufność, czy niechęć do ludzkiej rasy sprawiła, że nie zamierzał się podporządkować zaleceniom ani zaufać obcym. Z tej odległości nic pan nie zobaczy. - Zdziwiłbyś się - odburknął w odpowiedzi brygadzista, czując, jak jego palce mocniej zacisnęły się na różdżce, która zaczęła wibrować. Zupełnie jakby wyczuwała magię swojego właściciela oraz możliwość walki. Bądź obrony. Głos trzeciego z mężczyzn wydawał się zdecydowanie dziwny. Jakby próbował mówić spod tafli wody. Kurwa... Co nie tak było z tymi ludźmi? Do tego błysk za jego plecami... Ten wieczór nie mógł być bardziej spierdolony. Mylił się. Jakiś nieznany świst nadszedł po domniemanym wybuchu znad portu i zatrząsł ceglanym murem wyczarowanym przez nieznajomych. Lyall jednak nie zdążył nawet zastanowić się nad tym wszystkim, gdy dostrzegł wyciągnięte w swoją osobę różdżki. I jeszcze ten cały kłamca chciał, żeby tak zwyczajnie Lupin mu się poddał? W tym momencie brygadziście przemknęło przez myśl, że chyba nie tylko Randall u nich w rodzinie pakował się w najgorszą kabałę. I podejmował idiotyczne decyzje. - Kurwa... - Westchnął ciężko pod nosem i podniósł swoją różdżkę w odpowiedzi na możliwe zagrożenie. Naprawdę nie chcemy wam zepsuć wieczoru. - Już go spieprzyłeś. Nie lubię, gdy ktoś we mnie celuje - rzucił Lyall i chociaż był wyraźnie tym wszystkim już znudzony, nie zamierzał się wycofywać. - I przestań w nią mierzyć - dodał, widząc, że różdżki czarodziejów były skierowane nie tylko w jego kierunku, lecz również i nieznajomej mu kobiety. Nie dbał o to, kim była, ale nie podobało mu się to wszystko. - Nie ruszajcie się - rzucił w stronę przemieszczającej się dwójki, przenosząc różdżkę na jednego i drugiego, kontrolując również trzeciego. To nie była idealna sytuacja, szczególnie że nie wiedział, co miała też zrobić stojąca niedaleko czarownica. Zanim jednak pozwolił na to, by kuternoga i ten drugi zbytnio się rozproszyli, wycelował w środek bandy. - Aeris - rzucił i zanim zdążył dostrzec czy zaklęcie było udane, przywołał kolejne, mierząc dokładnie w to samo miejsce - dokładnie w środek całej trójki. - Fontesio.
i’ll tell you a secret. the really bad monsters never look like monsters.
ALL DARK, ALL BLOODY,
MY HEART.
MY HEART.
Lyall Lupin
Zawód : Brygadzista
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Way deep down
Leaving me in a run around
Wanna care but
I don’t do Whats right
I won’t Wanna be found
Lettin loose the inner animal
Leaving me in a run around
Wanna care but
I don’t do Whats right
I won’t Wanna be found
Lettin loose the inner animal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lyall Lupin' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 57, 18
'k100' : 57, 18
Ulica Henryka Kapryśnego
Szybka odpowiedź