Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Irlandia
Latarnia morska, Little Skellig
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Latarnia morska, Little Skellig
Strzelista, wzniesiona na wysokich skałach latarnia morska umiejscowiona na wyspie Little Skellig, u południowo-zachodnich wybrzeży Irlandii. Little Skellig jest opustoszałą, bezludną wyspą służącą za rezerwat ptaków. Pomiędzy ostrymi i śliskimi skałami, o które nietrudno się rozbić, znajduje się niewielka piaszczysta plaża pełna muszli i krabów. Niegdyś Little Skellig służyło za terenowy ośrodek badawczy Wydziału Zwierząt Ministerstwa Magii. W 1952 r. oddział został przeniesiony do Walii.
Istnieje legenda, według której latarnię zamieszkiwał niegdyś wujaszek Cezar - przebrzydły czarnoksiężnik, który zwabiał do latarni strudzonych marynarzy, a następnie więził ich w środku i torturował. Dziś jednak trudno tu kogokolwiek spotkać.
Istnieje legenda, według której latarnię zamieszkiwał niegdyś wujaszek Cezar - przebrzydły czarnoksiężnik, który zwabiał do latarni strudzonych marynarzy, a następnie więził ich w środku i torturował. Dziś jednak trudno tu kogokolwiek spotkać.
-Czyli dziś jestem ledwie miernym konkurentem? Ty prowadzisz rozgrywkę i narzucasz jej zasady?- mruknąłem z przekąsem, aczkolwiek nie było w tym krzty ironii, a tym bardziej wyrzutu. Jeśli wszystkie karty znajdowały się w jej dłoni, to ja chciałem sztuka po sztuce zapoznawać się z ich treścią; płynąć z nadanym przez nią rytmem stwarzając pozory poddania kontroli, która równie mocno mogła kusić, co przerażać. O dziwo nie miałem żadnych oporów, mogłem się temu poddać, mogłem i jej – kobiecie, której zapach i dotyk doprowadzały mnie do szaleństwa. Zdawała się nie odpuszczać, nie trzymać znanego mi dystansu i nie kierować powielanymi schematami, które w swej istocie przekreślały bliskość. Właściwie to niwelowały jakąkolwiek relację bez jej ukorzenienia i zapewnień o aspirującej przyszłości. -Cóż w nich jest niepokojącego?- mruknąłem będąc ciekaw jej odpowiedzi, choć gdzieś z tyłu głowy ta nasuwała się sama. -A co- zacząłem wodząc dłonią wzdłuż nagich pleców -fascynującego?- dodałem wyginając wargi w szelmowskim uśmiechu.
-Ach tak? Myślałem, że to one sprawiły, że tak długo milczałaś- szepnąłem do jej ucha, gdy muskała wargami mój policzek. Oparłszy jedną z dłoni o jej plecy drugą wsunąłem pod jej pośladki i przyciągnąłem do siebie. -Czy to było coś innego? Ktoś inny?- spytałem starając się zahamować rosnącą zazdrość, choć na pozór abstrakcyjną, to w tamtym momencie wyjątkowo rzeczywistą; przeszywającą na wskroś. Czy to możliwe, że w jej życiu był inny mężczyzna? Ktoś kto mógł zająć moje miejsce? Ten moment, ta chwila sugerowała, że nawet jeśli, to był pomyłką, błędem, jaki czym prędzej należało naprawić. Pozostawało pytanie czy poranek okaże się równie łaskawy i przejrzysty w swych wnioskach? Kolejne dni, miesiące i lata były nam pisane? Przyszłość, którą trudno było zamknąć w szklanej kuli? Wiedźmy były na to gotowe, ja nie.
Przemknąłem przez jej twarz pożądliwym wzrokiem, gdy pieszczotliwie wplątała palce w krótkie, ciemne włosy. Trudno było mi ją rozgryźć – ponownie nie byłem pewien, co chciała osiągnąć i żywiłem szczerą nadzieję, że nie zwodzi mnie jak ostatnim razem. Wtedy, w namiocie, trudno było o uczucie, zaś dzisiaj te zdawało się przodować, przejmować wodzę nad pragnieniami, sterować nimi. -Długo kazałaś mi czekać- szepnąłem poddając się pieszczocie, którą odwzajemniłem muśnięciem jej skroni, policzka, a finalnie warg. -Wspominałem już, że nie jestem nader cierpliwy?- spytałem kontynuując wędrówkę ust i przy okazji zmniejszając odległość dzielącą nas od piaszczystego lądu. -Dlaczego?- odsunąłem się nieznacznie i zmrużyłem oczy wyraźnie zdezorientowany. -Obudziłem apetyt na więcej?- rzuciłem, w swoim stylu, po czym zacisnąłem wargi w kpiącym uśmiechu i zatraciłem się.
Zatraciłem się w jej pocałunku.
-Ach tak? Myślałem, że to one sprawiły, że tak długo milczałaś- szepnąłem do jej ucha, gdy muskała wargami mój policzek. Oparłszy jedną z dłoni o jej plecy drugą wsunąłem pod jej pośladki i przyciągnąłem do siebie. -Czy to było coś innego? Ktoś inny?- spytałem starając się zahamować rosnącą zazdrość, choć na pozór abstrakcyjną, to w tamtym momencie wyjątkowo rzeczywistą; przeszywającą na wskroś. Czy to możliwe, że w jej życiu był inny mężczyzna? Ktoś kto mógł zająć moje miejsce? Ten moment, ta chwila sugerowała, że nawet jeśli, to był pomyłką, błędem, jaki czym prędzej należało naprawić. Pozostawało pytanie czy poranek okaże się równie łaskawy i przejrzysty w swych wnioskach? Kolejne dni, miesiące i lata były nam pisane? Przyszłość, którą trudno było zamknąć w szklanej kuli? Wiedźmy były na to gotowe, ja nie.
Przemknąłem przez jej twarz pożądliwym wzrokiem, gdy pieszczotliwie wplątała palce w krótkie, ciemne włosy. Trudno było mi ją rozgryźć – ponownie nie byłem pewien, co chciała osiągnąć i żywiłem szczerą nadzieję, że nie zwodzi mnie jak ostatnim razem. Wtedy, w namiocie, trudno było o uczucie, zaś dzisiaj te zdawało się przodować, przejmować wodzę nad pragnieniami, sterować nimi. -Długo kazałaś mi czekać- szepnąłem poddając się pieszczocie, którą odwzajemniłem muśnięciem jej skroni, policzka, a finalnie warg. -Wspominałem już, że nie jestem nader cierpliwy?- spytałem kontynuując wędrówkę ust i przy okazji zmniejszając odległość dzielącą nas od piaszczystego lądu. -Dlaczego?- odsunąłem się nieznacznie i zmrużyłem oczy wyraźnie zdezorientowany. -Obudziłem apetyt na więcej?- rzuciłem, w swoim stylu, po czym zacisnąłem wargi w kpiącym uśmiechu i zatraciłem się.
Zatraciłem się w jej pocałunku.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Przechyliła nieznacznie głową wyraźnie zaintrygowana słowami jakie właśnie usłyszała. Uśmiechnęła się delikatnie spuszczając na chwilę oczy.
-Nie. - Pokręciła głową po czym uniosła wzrok ponownie w górę. -Widziałam cię w roli partnera w tym starciu.
Jak mógł być konkurentem w tej partii kart? Kiedy równie dobrze mógł przejąć całą kontrolę, przecież wiedziała, że jest do tego zdolny i przyjdzie mu to z całkowitą łatwością. A jednak chciała sprawdzić jak bardzo jest chętny podążać za jej kartami, a nie swoimi. Zadrżała pod wpływem dotyku na plecach, czując przyjemne mrowienie. Przymknęła powieki w cichym zadowoleniu. -Z jednej strony to, że ja trzymam te karty. Ja ustalam zasady. - Wyznała otwarcie. Fakt, że nie musiała walczyć o nie, tylko je przedstawić było czymś całkowicie odmiennym od tego, z czym mierzyła się do tej pory. Upajała się tą świadomością, czerpała z niej niczym z głębokiej studni nie obawiając się utonięcia. -Niepokojące to, z jaką swobodną uległością przyjmujesz ten fakt. - Nie był to niepokój podszyty strachem, a ciekawością, co może wydarzyć się dalej, jak szybko role się odwrócą?
Granica została przełamana. Ciało przylegało do ciała, czuła napięcie mięśni pod palcami, wyczuwała zachłanność w każdym geście oraz słowie jakie wypowiadał. Nigdy wcześniej nie słyszała takich nut w głosie drugiej osoby, skierowanych do niej.
Zachłysnęła się poczuciem pożądania i bycia pożądaną.
-Zajęłam się innymi sprawami. Nie spodziewając się, że moje milczenie może być udręką. - Odpowiedziała po chwili czując jak serce przyspiesza, jak jego bicie wręcz jest namacalne. Oddech przyspieszał z każdym muśnięciem warg na skórze i ustach, z każdym śladem dłoni na skórze, teraz zdającej się być cienkiej jak pergamin, gotowej zapłonąć żywym ogniem.
Nie myślała o przyszłości. Nie myślała o poranku pozwalając się sobie zanurzyć w tym dziwnym szaleństwie, w tym śnie, który przecież nie miał prawa się nigdy spełnić. Mogła tu dryfować, mogła pozwolić sobie na śmiałość i pewność siebie bez obaw o dalsze konsekwencje.
-Parę razy. - Zaśmiała się cicho, czystą, dźwięczną nutą własnego głosu, zaskoczona tym jak naturalnie to wyszło, jak czuła się swobodnie, będąc nagą w objęciach mężczyzny, który mógł ją zgubić. Ostrożność nie została wpisana w to spotkanie, ani rozsądek - dawno odrzucony wraz z całą skromnością, która leżała w stercie ubrań na brzegu. Podążyła za nim.
-Rozbudziłeś apetyt na wiele. - Przyznała kiwając głową, zanurzając się na powrót w namiętnym pocałunku, skupiając się na zapachu, na dotyku i pragnieniach, które przejęły całą kontrolę nad ciałem. Przylgnęła do mężczyzny zarzucając ramiona na jego szyję, splatając dłonie, dając porwać się chwili pełnej pasji. Wszystko było tak realistyczne i namacalne. Tym razem się nie wahała, była świadoma tego o co prosi, jakie sygnały wysyła i jak zostaną odebrane. Nie było niepewności gdy pogłębiła pocałunek, a z piersi wyrwał się cichy pomruk zadowolenia. Oplatając jedną nogę wokół męskich bioder dała się porwać chwili.
|zt
-Nie. - Pokręciła głową po czym uniosła wzrok ponownie w górę. -Widziałam cię w roli partnera w tym starciu.
Jak mógł być konkurentem w tej partii kart? Kiedy równie dobrze mógł przejąć całą kontrolę, przecież wiedziała, że jest do tego zdolny i przyjdzie mu to z całkowitą łatwością. A jednak chciała sprawdzić jak bardzo jest chętny podążać za jej kartami, a nie swoimi. Zadrżała pod wpływem dotyku na plecach, czując przyjemne mrowienie. Przymknęła powieki w cichym zadowoleniu. -Z jednej strony to, że ja trzymam te karty. Ja ustalam zasady. - Wyznała otwarcie. Fakt, że nie musiała walczyć o nie, tylko je przedstawić było czymś całkowicie odmiennym od tego, z czym mierzyła się do tej pory. Upajała się tą świadomością, czerpała z niej niczym z głębokiej studni nie obawiając się utonięcia. -Niepokojące to, z jaką swobodną uległością przyjmujesz ten fakt. - Nie był to niepokój podszyty strachem, a ciekawością, co może wydarzyć się dalej, jak szybko role się odwrócą?
Granica została przełamana. Ciało przylegało do ciała, czuła napięcie mięśni pod palcami, wyczuwała zachłanność w każdym geście oraz słowie jakie wypowiadał. Nigdy wcześniej nie słyszała takich nut w głosie drugiej osoby, skierowanych do niej.
Zachłysnęła się poczuciem pożądania i bycia pożądaną.
-Zajęłam się innymi sprawami. Nie spodziewając się, że moje milczenie może być udręką. - Odpowiedziała po chwili czując jak serce przyspiesza, jak jego bicie wręcz jest namacalne. Oddech przyspieszał z każdym muśnięciem warg na skórze i ustach, z każdym śladem dłoni na skórze, teraz zdającej się być cienkiej jak pergamin, gotowej zapłonąć żywym ogniem.
Nie myślała o przyszłości. Nie myślała o poranku pozwalając się sobie zanurzyć w tym dziwnym szaleństwie, w tym śnie, który przecież nie miał prawa się nigdy spełnić. Mogła tu dryfować, mogła pozwolić sobie na śmiałość i pewność siebie bez obaw o dalsze konsekwencje.
-Parę razy. - Zaśmiała się cicho, czystą, dźwięczną nutą własnego głosu, zaskoczona tym jak naturalnie to wyszło, jak czuła się swobodnie, będąc nagą w objęciach mężczyzny, który mógł ją zgubić. Ostrożność nie została wpisana w to spotkanie, ani rozsądek - dawno odrzucony wraz z całą skromnością, która leżała w stercie ubrań na brzegu. Podążyła za nim.
-Rozbudziłeś apetyt na wiele. - Przyznała kiwając głową, zanurzając się na powrót w namiętnym pocałunku, skupiając się na zapachu, na dotyku i pragnieniach, które przejęły całą kontrolę nad ciałem. Przylgnęła do mężczyzny zarzucając ramiona na jego szyję, splatając dłonie, dając porwać się chwili pełnej pasji. Wszystko było tak realistyczne i namacalne. Tym razem się nie wahała, była świadoma tego o co prosi, jakie sygnały wysyła i jak zostaną odebrane. Nie było niepewności gdy pogłębiła pocałunek, a z piersi wyrwał się cichy pomruk zadowolenia. Oplatając jedną nogę wokół męskich bioder dała się porwać chwili.
|zt
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Ostatnio zmieniony przez Primrose Burke dnia 14.11.24 8:18, w całości zmieniany 1 raz
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
-Intrygujące- mruknąłem. -Wpierw twierdzisz, że masz wszystkie karty w swej dłoni, a teraz oddajesz mi połowę asów. Gdzie podziało się pragnienie władzy? Pokazania mężczyznom, że mogą być na równi z płcią piękną?- wygiąłem wargi w szelmowskim uśmiechu, aczkolwiek był to jedynie pozór, bowiem byłem przekonany, że zdradzały mnie oczy. -Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że potrafię stąpać po najskrytszych celach i przewodzić im?- dodałem przesuwając dłoń na jej kark, który lekko przycisnąłem do siebie tak, aby na mnie spojrzała. Uniosłem lekko brew, po czym nachyliłem się układając usta na jej malinowych wargach. -Choć to wyjątkowo kusząca wizja- szepnąłem starając się poskromić rosnącą chęć ponownego ich posmakowania.
-Zatem ty?- uniosłem pytająco brew. -To ciekawe- sprecyzowałem zgodnie z prawdą. -Może jestem uległy? Może lubię pewne siebie kobiety?- spytałem, choć rosnące napięcie z każdą chwilą odbierało mi rozsądek. Jej bliskość, dotyk i ciepły oddech sprawiały, że jedyne o czym myślałem to oddalenie się z tego miejsca i oddanie temu, czego ewidentnie obydwoje łaknęliśmy. Trudno było mi przypomnieć sobie sytuację, w której rzeczywiście poddałem się kobiecie, ale lubiłem wodzić za nos, podobnie jak zadawać trudne pytania. Ciekaw byłem co tak naprawdę kłębiło się w jej głowie, czego w tej sferze naprawdę pragnęła, a o czym ciężko było rozmawiać pamiętnej nocy.
-Czyli mam przyjąć, że nieświadomie mnie na tę udrękę skazałaś?- rzuciłem i zapewne dałbym wyraz swojemu niezadowoleniu, aczkolwiek dzisiejszego wieczora nie potrafiłem. Nie umiałem się na nią boczyć nawet w kpiącym wydźwięku. Była zbyt piękna i wyjątkowa, abym mógł szepnąć choć jedno złe słowo – na taką kobietę czekałem i wtem byłem tego pewien. Przekonany jak nigdy wcześniej.
-Najwyraźniej jeszcze kilka razy muszę powtórzyć- zaśmiałem się pod nosem wtórując dziewczynie. Zaskakiwała mnie; zachowywała się o wiele bardziej swobodnie i pewniej, niżeli wcześniej, choć jeszcze w trakcie ostatniego spotkania stawiała wyraźne granice. Byłem rad, że w końcu mnie dostrzegła i… chciała. Chciała takiego jakim jestem, a nie jaki mógłbym być. Różniłem się od jej przyjaciół z salonów, zapewne odstawałem też książkowym zachowaniem, który poniekąd był wymogiem szlachetnej socjety. Mogła mieć każdego, dlaczego więc ja? Pytanie padałoby w nieskończoność, ale zamiast tego oddałem się chwili, pozwoliłem pochłonąć płonącemu uczuciu, jakie w pełni zawładnęło moim umysłem.
-Vice versa- ledwie zdążyłem wypowiedzieć te słowa. Kolejny namiętny pocałunek, śmiałe przylgnięcie i odwaga klarowały przekazywany sygnał. Nie miała już wątpliwości, zrezygnowała ze zwodzenia i rzekomej obojętności. Jej ciało wręcz krzyczało, podobnie jak każdy napięty mięsień, który czułem na własnej skórze. To nie była obłuda – obydwoje doskonale wiedzieliśmy, że tę noc przyjdzie nam spędzić razem. Nawet jeśli pod gołym niebem; na plaży i leniwie wdzierającą się na nią wodą.
Ważne, że razem.
/zt
-Zatem ty?- uniosłem pytająco brew. -To ciekawe- sprecyzowałem zgodnie z prawdą. -Może jestem uległy? Może lubię pewne siebie kobiety?- spytałem, choć rosnące napięcie z każdą chwilą odbierało mi rozsądek. Jej bliskość, dotyk i ciepły oddech sprawiały, że jedyne o czym myślałem to oddalenie się z tego miejsca i oddanie temu, czego ewidentnie obydwoje łaknęliśmy. Trudno było mi przypomnieć sobie sytuację, w której rzeczywiście poddałem się kobiecie, ale lubiłem wodzić za nos, podobnie jak zadawać trudne pytania. Ciekaw byłem co tak naprawdę kłębiło się w jej głowie, czego w tej sferze naprawdę pragnęła, a o czym ciężko było rozmawiać pamiętnej nocy.
-Czyli mam przyjąć, że nieświadomie mnie na tę udrękę skazałaś?- rzuciłem i zapewne dałbym wyraz swojemu niezadowoleniu, aczkolwiek dzisiejszego wieczora nie potrafiłem. Nie umiałem się na nią boczyć nawet w kpiącym wydźwięku. Była zbyt piękna i wyjątkowa, abym mógł szepnąć choć jedno złe słowo – na taką kobietę czekałem i wtem byłem tego pewien. Przekonany jak nigdy wcześniej.
-Najwyraźniej jeszcze kilka razy muszę powtórzyć- zaśmiałem się pod nosem wtórując dziewczynie. Zaskakiwała mnie; zachowywała się o wiele bardziej swobodnie i pewniej, niżeli wcześniej, choć jeszcze w trakcie ostatniego spotkania stawiała wyraźne granice. Byłem rad, że w końcu mnie dostrzegła i… chciała. Chciała takiego jakim jestem, a nie jaki mógłbym być. Różniłem się od jej przyjaciół z salonów, zapewne odstawałem też książkowym zachowaniem, który poniekąd był wymogiem szlachetnej socjety. Mogła mieć każdego, dlaczego więc ja? Pytanie padałoby w nieskończoność, ale zamiast tego oddałem się chwili, pozwoliłem pochłonąć płonącemu uczuciu, jakie w pełni zawładnęło moim umysłem.
-Vice versa- ledwie zdążyłem wypowiedzieć te słowa. Kolejny namiętny pocałunek, śmiałe przylgnięcie i odwaga klarowały przekazywany sygnał. Nie miała już wątpliwości, zrezygnowała ze zwodzenia i rzekomej obojętności. Jej ciało wręcz krzyczało, podobnie jak każdy napięty mięsień, który czułem na własnej skórze. To nie była obłuda – obydwoje doskonale wiedzieliśmy, że tę noc przyjdzie nam spędzić razem. Nawet jeśli pod gołym niebem; na plaży i leniwie wdzierającą się na nią wodą.
Ważne, że razem.
/zt
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Latarnia morska, Little Skellig
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Irlandia