Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Irlandia
Latarnia morska, Little Skellig
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Latarnia morska, Little Skellig
Strzelista, wzniesiona na wysokich skałach latarnia morska umiejscowiona na wyspie Little Skellig, u południowo-zachodnich wybrzeży Irlandii. Little Skellig jest opustoszałą, bezludną wyspą służącą za rezerwat ptaków. Pomiędzy ostrymi i śliskimi skałami, o które nietrudno się rozbić, znajduje się niewielka piaszczysta plaża pełna muszli i krabów. Niegdyś Little Skellig służyło za terenowy ośrodek badawczy Wydziału Zwierząt Ministerstwa Magii. W 1952 r. oddział został przeniesiony do Walii.
Istnieje legenda, według której latarnię zamieszkiwał niegdyś wujaszek Cezar - przebrzydły czarnoksiężnik, który zwabiał do latarni strudzonych marynarzy, a następnie więził ich w środku i torturował. Dziś jednak trudno tu kogokolwiek spotkać.
Istnieje legenda, według której latarnię zamieszkiwał niegdyś wujaszek Cezar - przebrzydły czarnoksiężnik, który zwabiał do latarni strudzonych marynarzy, a następnie więził ich w środku i torturował. Dziś jednak trudno tu kogokolwiek spotkać.
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 56
'k100' : 56
Lucinda nie miała w zwyczaju dramatyzować. Naprawdę potrafiła znieść w swoim życiu wiele, ale wszystko miało swoje granice. Nawet ona sama choć wydawać by się mogło, że jest całkiem inaczej. Nigdy nie spodziewałaby się, że jest w stanie tak zareagować. Ona naprawdę nie chciała nikogo krzywdzić, zwykle nadstawiała drugi policzek, udawała, że wszystko jest w porządku, trzymała nerwy w ryzach. Nigdy nie podejrzewałaby, że tak łatwo będzie jej podnieść różdżkę na innego czarodzieja z zamiarem zadania mu bólu, skierowanie różdżki z chęci zemsty. Choć w ich relacji o zaufaniu mówić nie można było to Lucinda zaczynała wierzyć, że jest to jakiś początek. Sam fakt, że zdecydowała się z nim współpracować, a nie rywalizować i walczyć o tym mówił. Nie mogła wiedzieć, że mężczyzna wcale nie chciał tej walki, a jedynie sprawdzić czy zaufanie, o którym mówił w ogóle miało miejsce. On nie wiedział jednak, że zbyt dużo razy Lucinda właśnie w takiej sytuacji się znajdowała. To był kolejny raz kiedy ktoś robił z niej ofiarę własnych uczuć i dziwnej wiary w to, że jednak warto czasem ludziom zaufać. Kolejne zaklęcie, które rzuciła w stronę mężczyzny się powiodło i jakaś część jej miała nadzieje, że naprawdę go dosięgnie. Oczywiście zostawała ta część, która przebijała się przez tą całą złość, ale Selwyn skutecznie ją tłumiła. Nie mogła zrozumieć jak można czerpać z takich rzeczy przyjemność, albo wykorzystywać każdą napotkaną okazje dla głupiego grosza. Oczywiście wiedziała jakie mężczyzna ma patrzenie na szlachetnie urodzonych i w jego mniemaniu była sporo warta, ale niestety wcale tak nie było. Jej rodzinie o wiele bliżej było to wyrzucenia ją z rodu i nazwania zdrajcą krwi niż zapłaceniu chociażby grosza. Czuła, że każdy czeka na jej nawrócenie, ale ona nie wiedziała co mogłaby zrobić żeby ich zadowolić i przy okazji nie zmienić się w kogoś kim być nie chciała. Postanowiła więc nie robić nic. Postanowiła nadal poświęcać się temu co sprawiało jej radość, napełniało doświadczeniem i w jakimś stopniu zapewniało stabilność. Patrzyła na stojącego przed nią mężczyznę i chciała po prostu zapytać po co to wszystko było. Znała jednak odpowiedź. Każda jego odpowiedź była taka sama. Przez jakiś czas uważała, że on tylko udaje, że to wszystko jakiś rodzaj gry jaką ciągnął. Na początku sama w nią wchodziła, w pewnych aspektach nawet się zgadzali. Teraz jednak nie podejrzewała, że mężczyzna nadal może grać. Atak był dla niej w tej sytuacji rozsądniejszy. Widząc, że jej zaklęcie dosięga celu zrobiła jeszcze jeden krok do przodu. - Bawi cię to, Drew? - zapytała mrużąc lekko oczy. - Bo mi jest po prostu ciebie żal - pokręciła głową bo choć kierowała nią złość to było jej żal tego jakie to wszystko płytkie było. A przynajmniej na płytkie wyglądało. Widząc lecące w swoją stronę zaklęcie rzuciła – Protego!
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Lucinda Selwyn' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 90
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 90
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Zaklęcie mężczyzny spłynęło po wytworzonej tarczy. Lucinda zawsze miała większe szczęście do zaklęć obronnych niżeli do ataku, ale nigdy nie uważała się za złą czarownicę. Chwile po wyczarowaniu tarczy kobieta poczuła jak słabnie. Selwyn podniosła dłoń czując ciepło spływające jej po ustach. Krwotoku z nosa się nie spodziewała, ale chyba nie mogła się dziwić. Tego wszystkiego było za dużo, a ona musiała kolejny raz skierować różdżkę w stronę mężczyzny. - Teraz moja wartość spadła? - zapytała nawiązując do spływającej jej po twarzy krwi. - Wyglądasz na niepocieszonego. - dodała i rzuciła - Deprimo
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Lucinda Selwyn' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 74
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 74
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
| 213 – 30 = 183 (-5)
Selwyn przyzwyczaiła go do swojej niewinności, wielkiego serca oraz dawania szans osobom, które kompletnie na takowe nie zasłużyły, stąd wewnątrz siebie poczuł niemałe zdziwienie na konsekwentny i pewny siebie atak. Mimo niezmiennego, kpiącego uśmiechu w głowie szatyna buzowało mnóstwo myśli kreujących liczne pytania bez stosownej odpowiedzi i choć próbował skupić się jedynie na wymianie ciosów, to okazało się to niemożliwe. Analizował, szukał i przyglądał się mimice twarzy, postawie oraz przede wszystkim rodzajowi czarów, z których korzystała, co podsunęło szybki wniosek – wcale nie żartowała. Używane zaklęcia, wprawdzie nie czarnomagiczne, należały do grupy tych mających na celu nie unieszkodliwienie, a pokonanie wroga. Czyżby to był jej dzisiejszy cel? Z reguły preferowała długą i konsekwentną obronę skutkującą odbiciem wymierzonego w nią zaklęcia, bądź stłumieniem go za pomocą nieprzeniknionej, silnej tarczy.
Rzadko bywał zdesperowany, a porwanie szlachcianki zdecydowanie do tego typu czynów należało. Nie śmierdział groszem tylko ognistą, na którą ostatni takowy wydał, jednak nawet w kryzysowej sytuacji nie w jego stylu było uganianie się za majętnymi w celu ich pojmania dla przyzwoitego okupu. W jego mniemaniu kosztowało to zbyt dużo czasu, nerwów i niosło za sobą nader wielkie ryzyko, aby finalnie przyniosło wymierne zyski. Znał zdecydowanie lepsze i szybsze sposoby na zastrzyk gotówki umożliwiającej dalszą podróż, badania tudzież tradycyjne, codzienne życie.
Gra stanowiła nieodłączny element ich zawodu wszak zdradzanie swych zamiarów, rozpowszechnianie tajemnic i odkrytych tropów prowadziło do sromotnej przegranej nieprzynoszącej nic innego jak żałosny wyraz twarzy naiwnego poszukiwacza. Szatyn niejednokrotnie popełniał błędy na ów płaszczyźnie – często fatalne w swych skutkach – ale to właśnie one nauczyły go wartości zachowania odpowiedniego dystansu oraz zaniechania jakiegokolwiek zaufania, stąd zmiana podejścia wymagała pracy nie tylko jej, ale przede wszystkim jego.-Właściwie Twój wyraz twarzy jest zabawniejszy.- skomentował bezpardonowo wiedząc, że liczyła na przytaknięcie. Słysząc kolejne słowa wygiął wargi w fałszywie smutnym wyrazie, jakoby pragnąc sprawić wrażenie wyraźnie rozczarowanego kiepskim komplementem. -W takim razie jednak coś nas łączy Selwyn. Mi także siebie żal, że muszę marnować swój cenny czas na Ciebie i twój beznadziejny humor. Gdy słyszę te górnolotne kwestie odnoszę wrażenie, iż spędzasz o wiele więcej wieczorów z pijackimi mordami na Nokturnie w porównaniu do mnie. W końcu zrozumiałaś, że tylko tam ktokolwiek Cię zechce?- uniósł brew powracając do podłego wyrazu twarzy. Łgał w swoim stylu, choć patrząc na nią miał zdecydowanie mniej epitetów niżeli zwykle.
Udana obrona nieszczególnie go zaskoczyła, Lucinda zwykle miała wiele szczęścia. Nabierający na swej sile atak sprawił, że poruszył nadgarstkiem starając się w podobny sposób ochronić przed paskudnym gruchnięciem o twarde podłoże. Była dziś dobra, cholernie skuteczna. -Protego.
Selwyn przyzwyczaiła go do swojej niewinności, wielkiego serca oraz dawania szans osobom, które kompletnie na takowe nie zasłużyły, stąd wewnątrz siebie poczuł niemałe zdziwienie na konsekwentny i pewny siebie atak. Mimo niezmiennego, kpiącego uśmiechu w głowie szatyna buzowało mnóstwo myśli kreujących liczne pytania bez stosownej odpowiedzi i choć próbował skupić się jedynie na wymianie ciosów, to okazało się to niemożliwe. Analizował, szukał i przyglądał się mimice twarzy, postawie oraz przede wszystkim rodzajowi czarów, z których korzystała, co podsunęło szybki wniosek – wcale nie żartowała. Używane zaklęcia, wprawdzie nie czarnomagiczne, należały do grupy tych mających na celu nie unieszkodliwienie, a pokonanie wroga. Czyżby to był jej dzisiejszy cel? Z reguły preferowała długą i konsekwentną obronę skutkującą odbiciem wymierzonego w nią zaklęcia, bądź stłumieniem go za pomocą nieprzeniknionej, silnej tarczy.
Rzadko bywał zdesperowany, a porwanie szlachcianki zdecydowanie do tego typu czynów należało. Nie śmierdział groszem tylko ognistą, na którą ostatni takowy wydał, jednak nawet w kryzysowej sytuacji nie w jego stylu było uganianie się za majętnymi w celu ich pojmania dla przyzwoitego okupu. W jego mniemaniu kosztowało to zbyt dużo czasu, nerwów i niosło za sobą nader wielkie ryzyko, aby finalnie przyniosło wymierne zyski. Znał zdecydowanie lepsze i szybsze sposoby na zastrzyk gotówki umożliwiającej dalszą podróż, badania tudzież tradycyjne, codzienne życie.
Gra stanowiła nieodłączny element ich zawodu wszak zdradzanie swych zamiarów, rozpowszechnianie tajemnic i odkrytych tropów prowadziło do sromotnej przegranej nieprzynoszącej nic innego jak żałosny wyraz twarzy naiwnego poszukiwacza. Szatyn niejednokrotnie popełniał błędy na ów płaszczyźnie – często fatalne w swych skutkach – ale to właśnie one nauczyły go wartości zachowania odpowiedniego dystansu oraz zaniechania jakiegokolwiek zaufania, stąd zmiana podejścia wymagała pracy nie tylko jej, ale przede wszystkim jego.-Właściwie Twój wyraz twarzy jest zabawniejszy.- skomentował bezpardonowo wiedząc, że liczyła na przytaknięcie. Słysząc kolejne słowa wygiął wargi w fałszywie smutnym wyrazie, jakoby pragnąc sprawić wrażenie wyraźnie rozczarowanego kiepskim komplementem. -W takim razie jednak coś nas łączy Selwyn. Mi także siebie żal, że muszę marnować swój cenny czas na Ciebie i twój beznadziejny humor. Gdy słyszę te górnolotne kwestie odnoszę wrażenie, iż spędzasz o wiele więcej wieczorów z pijackimi mordami na Nokturnie w porównaniu do mnie. W końcu zrozumiałaś, że tylko tam ktokolwiek Cię zechce?- uniósł brew powracając do podłego wyrazu twarzy. Łgał w swoim stylu, choć patrząc na nią miał zdecydowanie mniej epitetów niżeli zwykle.
Udana obrona nieszczególnie go zaskoczyła, Lucinda zwykle miała wiele szczęścia. Nabierający na swej sile atak sprawił, że poruszył nadgarstkiem starając się w podobny sposób ochronić przed paskudnym gruchnięciem o twarde podłoże. Była dziś dobra, cholernie skuteczna. -Protego.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 10
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 10
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
| 183 – 50= 133 (-15)
Tarcza rozbłysła tuż przed nim na chwilę, na cholerny moment, po którym poczuł silne zawroty głowy kompletnie uniemożliwiające jakąkolwiek obronę. Nim uderzył z paskudną siłą o podłogę podparł się ściany kompletnie otumaniony, jakoby utracił świadomość prowadzonego pojedynku – cóż Lucinda szybko mu o nim przypomniała.
Przesunąwszy palcem po różdżce pragnął się upewnić, czy ta nadal znajdowała się w jego dłoni, bowiem zdał sobie sprawę, iż na kilka sekund dosłownie odpłynął. Anomalia połączona z siłą wyjątkowo udanego zaklęcia wyraźnie dała mu się we znaki wciąż nieustępującym, pulsującym bólem w okolicach potylicy. Dźwignięcie się na nogi było wyzwaniem budzącym coraz silniejsze pragnienie użycia najpotężniejszej magii, ale wiedział, iż to przekreśli jakiekolwiek szanse na opamiętanie, na choć moment zastanowienia i wyciągnięcia wniosków. Musiał zostawić otwartą furtkę, by Selwyn miała szansę ją przekroczyć.
- Caeruleusio.- wypowiedział kierując różdżkę w okolicę jej dłoni, a następnie stóp. Kątem oka dostrzegł krew w okolicy jej nosa i wcale nie poszerzyło to uśmiechu na jego twarzy.
Tarcza rozbłysła tuż przed nim na chwilę, na cholerny moment, po którym poczuł silne zawroty głowy kompletnie uniemożliwiające jakąkolwiek obronę. Nim uderzył z paskudną siłą o podłogę podparł się ściany kompletnie otumaniony, jakoby utracił świadomość prowadzonego pojedynku – cóż Lucinda szybko mu o nim przypomniała.
Przesunąwszy palcem po różdżce pragnął się upewnić, czy ta nadal znajdowała się w jego dłoni, bowiem zdał sobie sprawę, iż na kilka sekund dosłownie odpłynął. Anomalia połączona z siłą wyjątkowo udanego zaklęcia wyraźnie dała mu się we znaki wciąż nieustępującym, pulsującym bólem w okolicach potylicy. Dźwignięcie się na nogi było wyzwaniem budzącym coraz silniejsze pragnienie użycia najpotężniejszej magii, ale wiedział, iż to przekreśli jakiekolwiek szanse na opamiętanie, na choć moment zastanowienia i wyciągnięcia wniosków. Musiał zostawić otwartą furtkę, by Selwyn miała szansę ją przekroczyć.
- Caeruleusio.- wypowiedział kierując różdżkę w okolicę jej dłoni, a następnie stóp. Kątem oka dostrzegł krew w okolicy jej nosa i wcale nie poszerzyło to uśmiechu na jego twarzy.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 28
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 28
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Była zdziwiona, że zaklęcia udawały się jej z taką łatwością. Zwykle miała z tym duży problem. Choć znała swoje umiejętności i szczerze wiedziała do czego jest zdolna jeśli naprawdę jej na czymś zależy to jednak gdy przychodziło do prawdziwego starcia potrzebowała dużo czasu by wykrzesać z siebie jakąkolwiek magię. Lucinda nie była osobą, która z uśmiechem na ustach raniła innych. Nie potrzebowała w swoim życiu takiego ciężaru choć wiedziała, że niewiele osób trzyma w sobie takie rzeczy. Nie była wojowniczką chociaż czasami naprawdę starała się nią być. Możliwe, że gdyby nie jej pochodzenie to teraz zajmowałaby się czymś zupełnie innym, byłaby kimś zupełnie innym. Nie zmieniłoby się jednak to co czuła do ludzi, a czuła naprawdę dużo. Zaczynając od powierzchownego zaufania, którym obdarzała niemalże każdego. Drew choć w pełni sobie na to nie zasłużył to jednak też takowe dostał. Nie budził w niej tylko negatywnych emocji. No… przynajmniej do dzisiejszego dnia. Powiedziałaby, że raczej te skrajne. Byli przecież tacy ludzie. Nie dało się ich lubić, nie dało się ich nienawidzić… po prostu sobie byli, a wszystko z nimi zmieniało się jak kalejdoskopie. Już nawet na niego nie patrzyła. Szczerze nie chciała wierzyć w to co się dzisiaj między nimi wydarzyło. Był jaki był i wiele razy stawał jej na drodze przyprawiając o prawdziwy ból głowy, ale nigdy nie pomyślałaby, że znajdą się właśnie w takiej sytuacji. To była głupota. Wierzyć, że ten nie jest zdolny do zrobienia czegoś tak irracjonalnego. Prawdopodobnie jutro miała tego wszystkiego żałować. Możliwe, że dopiero dojdzie do niej iż mężczyzna grał tak jak wiele razy wcześniej. Jakkolwiek to miało się zakończyć to ona nie miała zamiaru dać mu tej satysfakcji. Wiele razy jej powtarzał, że jest tylko szlachcianką, kobietą pchającą się do zajęć, które nie powinny jej dotyczyć. Wiedziała, że tak myśli. Chyba zwyczajnie czuła wtedy przedzierającą się przez ironię szczerość. Teraz choć jego słowa miały ją ranić wcale tak nie było. Spływało to po niej. Naprawdę spływało. Nie dlatego, że miała daleko w poważaniu to co ktoś sobie o niej myśli, nawet nie to co on sobie o niej myśli, ale to, że czuła iż to wszystko nie jest prawdziwe. Bolał tylko fakt, że kolejny raz zaufanie doprowadziło ją do tego typu sytuacji. Każdy człowiek miał prawo do zmęczenia. Ona była wycieńczona. Uniosła brew w zdezorientowaniu słysząc jego słowa. W głowie jej szumiało, a puls gnał jak szalony. To co mówił brzmiało jej niczym przytyk ze szkoły. Trochę się tak w jego obecności czuła. Jakby znowu miała te czternaście lat i droczyła się z kolegami o prawdziwe błahostki. Tylko, że sytuacja była prawdziwa i jej zaklęcia także. - Mam wrażenie, że gdy zaczynasz coś mówić w głowie słyszysz tylko bzyczenie. - powiedziała z westchnięciem nie opuszczając różdżki nawet o centymetr. - Drew do cholery to nie ma żadnego sensu. Żadnego. - powtórzyła jednak nie mając zamiaru zakończyć tego pojedynku i dać się pokonać. Sprowokował ją, a ona tą prowokacje przyjęła. Teraz już tylko jedna droga była do tego by stąd wyjść, wrócić do domu i palnąć sobie w głowę za czystą jak łza głupotę. - Planta Doleto – ogień był jej sprzymierzeńcem. Przynajmniej tyle wyniosła z domu. - W końcu dopadło cię szaleństwo. W końcu zwariowałeś.
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Lucinda Selwyn' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 55
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 55
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Zaklęcie pomknęło w stronę mężczyzny. Naprawdę miała nadzieje, że nie uda mu się obronić. Nie chciała zranić go mocno. Nawet w takiej sytuacji kiedy ten mógł szczerze zrobić jej krzywdę. Nawet teraz nie chodziło o to by naprawdę mu zaszkodzić. Chciała jednak żeby sobie to zapamiętał. - Everte Stati – była pewna, że to już niepierwszy raz kiedy coś takiego mu się przytrafia. Lucinda wolała zyskać przewagę póki mogła. Podejrzewała, że Drew jest bardzo dobrym czarodziejem. Ze swoim sposobem życia nie przeżyłby gdyby nim nie był. Wiedziała, że jeszcze to wszystko może skończyć się dla niej tragicznie. Wolała nie być niczego pewna.
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Lucinda Selwyn' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 4
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 4
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Wiedział, że targała nią nienawiść, złość, a przede wszystkim kolejny zawód na zaufaniu, którym postanowiła go obdarzyć w najmniejszym z możliwych stopni. Nie mogła wiedzieć, że to był jedynie test – gra niewarta świeczki, ale niezbędna do wykonania kolejnych kroków mających przynieść im wspólne korzyści i kolejne tropy. Mapy poszukiwaczy artefaktów były nieskończenie wielkie, pełne przygód i niebezpieczeństw, a towarzysząca temu pasja tylko wzniecała pragnienie nowych wyzwań. Następne, którego mieli się podjąć wymagało wyjątkowej współpracy i szczerości, dlatego wszelkie stare dzieje musieli odłożyć na bok nawet jeśli były one wyjątkowo nieprzyjemne oraz godzące w ego. Macnair czuł, że nie pozostanie obojętna na jego zagrywkę, ale wychodził z założenia, iż finalnie poprze jego decyzję i dołoży kolejną cegiełkę do fundamentalnego zaufania wobec jego działań. Nie mogli widzieć w swych osobach wroga, konkurenta tudzież tchórza, to zaważyłoby na niepowodzeniu nim jeszcze by cokolwiek zaczęli.
Uroki Lucindy były silne, trudne do powstrzymania. Szatyn nie był specem w dziedzinie obrony przed czarną magią toteż tarcza nie była na tyle wytrzymała, aby odbić promień zaklęcia dziewczyny i skutecznie uchronić go przed jego efektami. Kiedy nie korzystał z czarnej magii zwykle przegrywał pojedynki, co nakłaniało go do jeszcze intensywniejszych treningów, ale z każdym dniem miał na takowe coraz mniej czasu. Runy pochłaniały jego dni podobnie jak klątwy, którym wówczas poświęcał każdą wolną chwilę wskutek czego zaniedbywał samokształcenie na ów płaszczyźnie i świadomie podczas starć przestał korzystać z innych zaklęć, jak tych z dziedziny czarnej magii. Pragnąć dać wskazówkę Selwyn wybrał inną drogę walki, ale widocznie ta nie zrozumiała jego „dobrych intencji”.
Protego rozbłysnęło przed dziewczyną pochłaniając jego atak, ale towarzysząca anomalia wywołała paskudny krwotok z nosa widoczny dla Drew mimo dzielącej ich odległości. Wykrzywił wargi w kpiącym uśmiechu, choć nie był z ów faktu zadowolony – nie zależało mu na skrzywdzeniu jej, tym bardziej iż była mu potrzebna. Kolejna nieudana próba tym razem jemu dała się we znaki, czyżby na wysokości zawirowania magii działały zdecydowanie intensywniej? -Ja?- zaśmiał się zaciskając różdżkę mocniej w dłoni, nie zmierzał znów się bronić. - Vulnerario.- wypowiedział w kontrataku wiedząc, że i tak pozostawała obojętna na pozostawiony przez niego haczyk. Jedyną opcją wyjawienia prawdy było pokazanie jej swojego wspomnienia, kiedy to uknuł ów plan, a takowe spoczywało w wewnętrznej kieszeni jego szaty. -Zwariowałaś. Postanowiłaś mi zaufać to chyba wystarczający dowód.
Uroki Lucindy były silne, trudne do powstrzymania. Szatyn nie był specem w dziedzinie obrony przed czarną magią toteż tarcza nie była na tyle wytrzymała, aby odbić promień zaklęcia dziewczyny i skutecznie uchronić go przed jego efektami. Kiedy nie korzystał z czarnej magii zwykle przegrywał pojedynki, co nakłaniało go do jeszcze intensywniejszych treningów, ale z każdym dniem miał na takowe coraz mniej czasu. Runy pochłaniały jego dni podobnie jak klątwy, którym wówczas poświęcał każdą wolną chwilę wskutek czego zaniedbywał samokształcenie na ów płaszczyźnie i świadomie podczas starć przestał korzystać z innych zaklęć, jak tych z dziedziny czarnej magii. Pragnąć dać wskazówkę Selwyn wybrał inną drogę walki, ale widocznie ta nie zrozumiała jego „dobrych intencji”.
Protego rozbłysnęło przed dziewczyną pochłaniając jego atak, ale towarzysząca anomalia wywołała paskudny krwotok z nosa widoczny dla Drew mimo dzielącej ich odległości. Wykrzywił wargi w kpiącym uśmiechu, choć nie był z ów faktu zadowolony – nie zależało mu na skrzywdzeniu jej, tym bardziej iż była mu potrzebna. Kolejna nieudana próba tym razem jemu dała się we znaki, czyżby na wysokości zawirowania magii działały zdecydowanie intensywniej? -Ja?- zaśmiał się zaciskając różdżkę mocniej w dłoni, nie zmierzał znów się bronić. - Vulnerario.- wypowiedział w kontrataku wiedząc, że i tak pozostawała obojętna na pozostawiony przez niego haczyk. Jedyną opcją wyjawienia prawdy było pokazanie jej swojego wspomnienia, kiedy to uknuł ów plan, a takowe spoczywało w wewnętrznej kieszeni jego szaty. -Zwariowałaś. Postanowiłaś mi zaufać to chyba wystarczający dowód.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 96
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k10' : 5
#1 'k100' : 96
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
--------------------------------
#3 'k10' : 5
Latarnia morska, Little Skellig
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Irlandia