Wydarzenia


Ekipa forum
Kolorowy skwerek
AutorWiadomość
Kolorowy skwerek [odnośnik]04.12.16 0:46
First topic message reminder :

Kolorowy Skwerek

Niewielki skwerek w magicznej części Londynu. Liście tutejszych drzew przybierają wszelkie możliwe kolory. Nie sposób wyodrębnić spośród roślin konkretnych gatunków, odróżniają się od siebie jedynie kształtami i odcieniami - jedne są bardziej jaskrawe, inne pastelowe. Barwne powierzchnie delikatnie mienią się na wietrze. Jest to bardzo popularne miejsce schadzek, często można tu zobaczyć parę leżącą na kocu i cieszącą oczy pięknymi widokami czy spacerującą po okolicy, jeśli pogoda dopisuje. Jesienią liście opadają, jednak szybko zastępują je kolejne, zimą drzewa znów są kolorowe, choć często częściowo przykryte śniegiem.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 22:29, w całości zmieniany 3 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kolorowy skwerek - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Kolorowy skwerek [odnośnik]22.12.17 0:31
Ona miała całkowicie inne zdanie jeżeli chodzi o miejsca spotkań. Zdarzało jej się umawiać na spotkania z osobami potrzebującymi jej pomocy w barach czy pubach, ale takie spotkania nigdy nie kończyły się dobrze. Była kobietą i nawet jeśli starała się nie zachowywać jak ta wyciągnięta prosto z salonowych włości to nie wszystkiego mogła się ot tak pozbyć. W końcu co najmniej śmiesznie by wyglądało gdyby nagle zaczęła się garbić, przeklinać czy też pluć złowrogo na każdego przechodnia. Była kobietą, a kobiety w takich miejscach często kojarzyły się tylko z jednym i tym samym. Może dla innych białogłowych to był komplement, ale na pewno nie dla Lucindy, która za takimi sytuacjami po prostu nie przepadała. Delikatnie mówiąc. W końcu bez względu na to czym się zajmowała i bez względu na to jakich ludzi na swojej drodze spotykała dalej pozostawała szlachetnie urodzoną, a takie wychowanie… no cóż… nie przepada bez wieści. Otwarte przestrzenie dawały o wiele większe pole do manewru. Po ostatniej sytuacji w karczmie jeszcze bardziej nie chciała odwiedzać ponurych spelun, w których nawet normalna rozmowa często graniczy z cudem. Wbrew pozorom pod latarnią nie jest wcale tak ciemno jakby mogło się wydawać. Czekając tak obserwowała przechodniów. Nie żeby bała się ataku znienacka, ale po prostu lubiła to robić. Każdy miał w sobie coś godnego obserwacji nawet jeśli nie zdawał sobie z tego sprawy. Nawet taki ktoś jak Drew Macnair; chociaż jakby miała być szczera to nadal tej rzeczy poszukiwała. Odwróciła wzrok w jego kierunku gdy usiadł obok. Oczywiście nie zdążyła nic powiedzieć kiedy jego ręka dziarsko wylądowała na jej ramieniu. Przez sekundę naprawdę zaczęła się rozglądać po otoczeniu. Nie zdziwiłaby się przecież gdyby ktoś ich obserwował. Może właśnie nadszedł dzień, w którym ten mężczyzna miał ją już niczym nie zaskoczyć. Będąc jednak święcie przekonaną, że Drew blefuje, przeniosła na niego spojrzenie mrużąc oczy i odsłaniając zęby w uśmiechu. - Nikt nie jest tak dobrym aktorem, Macnair. - mruknęła zaraz przenosząc wzrok wymownie na jego dłoń i odsuwając się by ta swobodnie spadła z jej ramienia. Wszyscy mieli wrogów. Nawet Lucinda ich miała chociaż nie zdarza jej się wchodzić w jakiekolwiek konflikty. W ich zawodzie łatwo o takie rzeczy. Ktoś komuś wejdzie w paradę, ktoś komuś coś ukradnie, nawet nieświadome przekazanie informacji jest często powodem do kłótni i późniejszych niesnasek. Nawet ta dwójka poznała się w podobny sposób chociaż do końca nie wiedziała czy u nich to wrogość czy ogrom irytacji. Może i jedno i drugie? - Podoba ci się to miejsce? Stwierdziłam, że jakoś mało kolorów w twoim życiu. - zaczęła wzruszając ramionami. - No nie licząc tego pięknego odcienia fioletu, który ostatnio mienił się pod twoim okiem. - dodała spoglądając na niego z wyczekiwaniem. Naprawdę chciała się dowiedzieć po co się tutaj spotkali.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Kolorowy skwerek - Page 3 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Kolorowy skwerek [odnośnik]23.12.17 10:24
Nie dało się ukryć, iż Lucindę prościej było spotkać w głębi wymagającego oraz niebezpiecznego szlaku niżeli w przydrożnym barze, gdzie piwo lało się strumieniami wraz z rzygowinami okolicznych oprychów szukających jedynie okazji do zarwania kolejnej nocy. Drew nie omijał takowych miejsc szerokim łukiem, bowiem życie na wschodnich ziemiach przyzwyczaiło go do trybu, w którym nieodłącznym elementem była wieczorna kolejka, jednak nigdy nie doprowadzał się do stanu w jakim widywał gości z sąsiednich stolików. Takowi ludzie nie mieli oporów, nie mieli wstydu, a tym bardziej jakichkolwiek hamulców; często mówiono, że to problem, jednak skoro szatyn podobnego nie miał to w czym leżało sedno sprawy? W hobbistycznym podejściu?
Niewiele pamiętał ze swoich ostatnich wojaży z długowłosym mężczyzną, kiedy to wspólnie stawili czoła bandzie rzucających się, pijanych rzezimieszków. Nie planował żadnych bójek, stawania w czyjejś obronie – w końcu nie dzierżył w sobie heroicznych cech – jednak wydarzenia potoczyły się na tyle szybko i niespodziewanie, że zupełnym przypadkiem pomógł napadniętemu. Był pewien jedynie tego, że w spokoju i ciszy pił sobie ognistą do czasu, kiedy nie zaczął drzeć mu się nad uchem najwyższy i najtęższy z grupy szumowin, na którym „kulturalna” prośba o zamknięcie dzioba nie zrobiła większego wrażenia – właściwie sprawiła, że szatyn oberwał kuflem, który później stał się koroną atakującego.
Kolejne wydarzenia były nie lada zagadką; liczne sińce, obicia i paskudny ból w okolicach lewej łopatki sugerowały mu, że wcale nader zwycięsko – o tyle, że cało – z ów bity nie wyszli. Adrenalina w reakcji z dużą ilością alkoholu dostatecznie wymazała wspomnienia mogące nakreślić meritum tamtego wieczora, bowiem każdy miał przecież jakieś zakończenie. Drew następne co kojarzył to już tylko Selwynówę stojącą mu niczym kat nad głową.
Nawet nie udawał poirytowanego, że go odsunęła. Oczywiście nie miało to związku z jakimkolwiek zawodem, a jej nieposłusznością i brakiem nawet powierzchownego zaufania, których w tym wypadku oczekiwał. -Twój wybór. Jak śmiem sądzić będzie to całkiem dobry materiał na nowe listy.- rzucił spoglądając na nią kątem oka w perfidnie bezczelny sposób, a przełożone ramię oparł o górny brzeg ławki rozsiadając się przy tym nieco wygodniej. -Masz jakieś problemy związane z moim ostatnim wybrykiem?- uniósł brew spoglądając w jej kierunku, jakoby naprawdę się troszczył – potrafił kłamać i to bez zająknięcia, dlatego niełatwo było wyczytać jego prawdziwe zamiary. Rzecz jasna mistrzem nie był, lecz do laików było mu daleko. -Wiem co o mnie sądzisz, ale uwierz, iż nie zrobiłem tego specjalnie. Wieczór potoczył się trochę za szybko i niespodziewanie, a ja nie planowałem pokazać Ci, że jestem taki sam jak wszyscy, którzy szwendają się nocami po karczmach.- burknął pod nosem tracąc jakoby na pewności siebie – choć nie ukrywajmy, była to jedynie gra, którą musiał kontynuować chcąc zdobyć cień porozumienia z Selwyn, albowiem była mu potrzebna. -Nie jestem.- wzruszył ramionami, a następnie sięgnął po papierosa znajdującego się w paczce, w wewnętrznej kieszeni długiej szaty. Pocierając jego kraniec zaciągnął się dymem maskującym kpiący uśmiech, który błądził po jego twarzy, ale ani razu się nie ukazał. Macnair był pewny swoich słów.
-Jest okey.- rzucił w związku z miejscem ich spotkania, a na ripostę odnośnie tęczy na twarzy ledwie się uśmiechnął, jakoby zawstydzony. -Moja twarz była bardziej kolorowa niżeli Twoje dzieciństwo Selwyn, więc nie matkuj mi tutaj.- dodał w swoim tonie, żeby nie budzić żadnych podejrzeń – w końcu nie należała do grona stukniętych szlachcianek, którym przy dobrej retoryce można było wcisnąć, że białe jest czarne, a na zachodzie jest wschód.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Kolorowy skwerek [odnośnik]05.01.18 21:46
Lucinda doskonale wiedziała, że tego typu problemy dotykają wszystkich. Nie tylko tych niżej urodzonych. Alkohol był często odskocznią, w której czarodzieje odnajdowali pocieszenie. Jedni od czasu do czasu, inni codziennie, ale w mniejszych ilościach, byli też ci, dla których była to codzienność. Selwyn nigdy tego nie oceniała. Każdy miał swój sposób na zderzenie się z rzeczywistością, która w końcu nie zawsze była łatwa. Wiedziała jednak, że alkohol zmieniał ludzi. Robił z nich często odbicie niczym w krzywym zwierciadle. Wcale nie przypominali samych siebie. Nawet blondynce kilka razy w życiu zdarzyło się ponieść chwili. Gdyby powiedziała o tym Drew prawdopodobnie by ją wyśmiał, bo przecież uważał ją za taką jak wszystkie, ale nie miała zamiaru mu o tym wspominać. Nawet jej poważną, zatroskaną, szlachecką minę można było przyprawić o uśmiech szklanką ognistej. Działo się to jednak daleko od innych ludzi. Daleko od wszystkich pijanych i chcących zasmakować życia. Nie do końca było tak, że mu nie ufała. To jedna z jej wad, która nigdy nie stawia na nikim całkowitego krzyżyka. Zawsze jest w niej jakaś nadzieja, doza zaufania, coś co mogłoby jej dać znak, że jest w tym jednym człowieku coś więcej. Merlin jej świadkiem, że zdarzyło jej się przez to dostać po głowie. Ufała tym, którym nie powinna ufać, a unikała tych, którzy na jej zaufanie zasługiwali. Mówiąc szczerze Lucinda była specem od trudnych przypadków choć wcale nie potrafiła sobie z nimi radzić. Jej stosunek do Drew był unikatowy. Nie potrafiła go porównać z nikim kogo dotychczas znała. Nie potrafiła z nim rozmawiać mając wrażenie, że każde powiedziane słowo po prostu obróci się przeciwko niej. Nie potrafiła go tolerować chociaż nigdy nie zrobiła by mu o tym pokazać. Ona była specem od tajemnic, a on właśnie tym dla niej był. Gdyby nie to prawdopodobnie już dawno by jej tutaj nie było. Nawet by się nie fatygowała by strzępić język, albo słuchać tego co ma jej do zaproponowania. Siedziała tutaj jednak wsłuchując się w jego słowa i całkowicie ignorując swoje mieszane uczucia. Nauczyła się już, żeby brać dużą poprawkę na to co jej mówił chociaż jakaś część jej naprawdę chciała ufać jego słowom. - Moja zbita lampa na pewno ma problem z twoim ostatnim wybrykiem – mruknęła spoglądając na niego z lekkim uśmiechem. Z listami od rodziny jakoś sobie poradziła chociaż czuła w kościach, że tylko rozpaliła ogień, który już i tak pochłaniał większość jej życia. Nigdy nie obiecywała, że może być szlachcianką jakiej wszyscy potrzebują. Od zawsze mówiła, że chce innego życia, że chce znaleźć własną drogę, która choć była trudna to przede wszystkim należała tylko do niej. Słysząc jego słowa uniosła brew jakby w niemym dopytaniu. - Nie musisz mi tego tłumaczyć. - zaczęła. - Nie jestem najgorszą kobie…szlachcianką – poprawiła się szybko wiedząc, że to nie o jej płeć mu zawsze chodziło, a wyłącznie o jej krew. - na świecie. Gdybym aż tak wrogo potraktowała twoją wizytę Drew, to dzisiaj wcale by mnie tutaj nie było. Ja nie chce oceniać ciebie więc ty nie oceniaj mnie. - dodała w swoim zaskoczeniu dosyć miękko. Lucinda nie była osobą, która chowa urazę. Chowała krzywdę, ale nie urazę. Nie potrzebowała tego tłumaczenia chociaż miło było to usłyszeć nawet jeśli to tylko słowa, których nie miał na myśli. Nie mogła wiedzieć co o niej sądzi i sama zaskoczona była, że w ogóle ją to interesuje, ale nie miała zamiaru ciągnąć tego tematu. Czuła już w kościach, że ten ma dla niej wieści, których ona się nie spodziewa i bardzo chciała je usłyszeć. Na kolejne jego słowa wzruszyła ramionami. - Każdy przeżył swoje, prawda? Nikt nie jest idealny Macnair nawet jeśli czasem się tak postrzegasz. - mruknęła z uśmiechem na ustach. Nie byłaby sobą gdyby na koniec czegoś po prostu nie dodała.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Kolorowy skwerek - Page 3 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Kolorowy skwerek [odnośnik]07.01.18 22:43
Alkohol nie był dla niego opcją, nie był żadnym wyjściem z sytuacji, ale częścią codzienności – jak głupio i ignorancko to nie brzmiało. Wiedział, że nadużywał, ale ów świadomość rozmywała się jeszcze przed zdrowym rozsądkiem, który z pewnością nakierowałby go na dobrą drogę. Z resztą wiele osób chłonęło ów hobbistyczne podejście i wbrew wszelkim tendencjom nie zmieniali swojego trybu życia mimo pewnych, mocnych argumentów. Macnair nie wymagał potrzeby zmiany wobec nikogo – sam musiał dbać o siebie, dosięgać własnych celów oraz radzić sobie z przeciwnościami, które dotykały go każdego dnia. Mógł przypominać lekkoducha i z pewnością wielu go za takiego miało, jednak to nie dawało mu żadnej, ale to żadnej taryfy ulgowej, a wręcz przeciwnie.
Wiedział, że działał na Selwyn niczym płachta na byka, jednak ich praca sprawiała, iż powinni się szanować lub chociaż tolerować. Oczywiście traktował ją jak każdą inną pannę, ale w głębi siebie wiedział, że znacznie się od nich różniła – nie mówiąc już o szlacheckich korzeniach znacznie obniżających swoje loty w jego oczach. Była niesamowicie empatyczna i troskliwa, choć dla niego nie było to atutem, nie w świecie gdzie każdy patrzył jedynie na własne ręce pragnąc osiągać zyski oraz przyszłościowe profity. Podobnie nie mógł odmówić jej inteligencji i fachu, bowiem podejmując się ryzyka, którym samo w sobie było poszukiwanie artefaktów, nie można było nie mieć nic w głowie, a co gorsza nie posiadać żadnych umiejętności, gdyż szybko taki przypadek kończył swą przygodę w najczarniejszych barwach scenariusza. Finalnie często nie mógł oderwać od niej wzroku – był mężczyzną, a ona piękną kobietą i z pewnością miała tego świadomość.
-Tą co tłukłaś mnie po głowie? Czym sobie zasłużyła na tak marny byt?- uniósł brew nie spuszczając z niej oczu starając się przy tym rozszyfrować wyraz twarzy blondynki, która z każdym spotkaniem wydawała się coraz bardziej rozluźniona w jego towarzystwie. Pamiętał początki, gdy niejednokrotnie odwracała wzrok lub krzywiła się na jego zaczepki, teraz jednak zdawała się być pewniejsza siebie, a przede wszystkim własnej wartości. Słusznie.
-Nie jesteś, to fakt.- powiedział zgodnie z prawdą, choć właściwie winien zaprzeczyć zgodnie z niepisaną już tradycją stawania jej na odcisk. -Nadal pragniesz zaspokoić oczekiwania rodziny, czy w końcu zaczęłaś myśleć o sobie?- spytał lekkim, pozbawionym ironii tonem. Kompletnie nie rozumiał dlaczego nadal siedziała w tym bagnie zamiast się uwolnić i ruszyć dalej. Początki byłyby trudne, samotne, ale finisz na pewno okazałby się lepszy niżeli w sidłach rodowych praktyk i obyczajów.
-Nie oceniasz mnie?- uniósł brew nieco wyżej nieznacznie obracając się w jej kierunku. Nie chciało mu się wierzyć, że nieustannie pracujący na najwyższych obrotach mózg lady Selwyn nigdy nie postawił jego osoby przed sądem najwyższym. -Mam uwierzyć, że mnie lubisz?- uniósł kącik ust, kiedy jego dłoń spoczywająca na oparciu ławki wolno przesunęła się w kierunku jej karku, by palcami nieznacznie zacząć muskać skórę. -Jestem idealny, nie martw się o to, ale wbrew pozorom Tobie także niewiele do tego poziomu brakuje.- uśmiechnął się kąśliwie, choć nie na tyle złośliwe co zwykle. Wiedział, że balansowali na granicy prawdy i żartu, więc nie zamierzał ów bariery przekraczać nader ironicznymi uwagami.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Kolorowy skwerek [odnośnik]15.01.18 20:47
Role jakie pełniła całkowicie się od siebie różniły. Jej życie przypominało worek, do którego ktoś wrzucił najdziwniejsze cechy świat i zmieszał ze sobą. Z jednej strony taka wszechstronność życia była w ich świecie dość pożądana, ale z drugiej strony Lucinda nie czerpała z tego żadnych korzyści i satysfakcji. Nie było to rezultatem jej złowrogich knowań by znaleźć się w takim położeniu i zbierać z tego jak najwięcej, ale zwyczajną chęcią pozostania w życiu, które musiała prowadzić i w tym, które prowadzić chciała. Drew choć przez większość czasu szczerze działał jej na nerwy to sposób w jaki żył podziwiała. Oczywiście nie oszukiwała siebie myśląc, że w ogóle go zna. Był dla niej zamkniętą na kłódkę skrzynią chociaż już i tak miała wrażenie, że każde ich spotkanie przybliżają chociażby o pół kroku do klucza. Nie wiedziała czemu w ogóle chciała tę skrzynię otworzyć. Może dlatego, że od zawsze lubiła wiedzieć o rzeczach, które dzieją się wokół niej, może dlatego, że był kolejną tajemnicą na jej szlaku, a ona nie potrafiła przejść obok takich obojętnie. W końcu przyszła tutaj i choć przepełniał ją niepokój to nie był on dyktowany brakiem zaufania czy też szacunku; do końca nie wiedziała sama dlaczego tak się czuła. Jeżeli chodzi o emocje to zawsze miała z tym wielki problem. Nie wiedziała czy to przez jej charakter, to pomieszanie ról jakie w społeczeństwie pełniła, czy po prostu wydarzyło się wystarczająco dużo w jej życiu, że nie potrafiła już po prostu przechodzić obok niczego obojętnie. Kilka razy w życiu zdarzyło jej się zgubić drogę, ale nigdy nie gubiła się w tym co czuła. Była złość, żal, radość i smutek; wydawać by się mogło, że o tym wszystkim wie, a jednak potrafiła zaskakiwać samą siebie z dnia na dzień. Słysząc pytanie mężczyzny delikatnie wzruszyła ramionami. - Gdybyś się zapowiedział przygotowałabym coś większego kalibru – odparła całkowicie poważnie. Nie planowała go uderzyć tą lampą, a jedynie sprawdzić kim jej włamywacz jest. Nic nie mogła poradzić na to, że widok śpiącego na jej kanapie Macnair tak ją przeraził, że aż lampka wypadła jej z dłoni. Przynajmniej się do czegoś przydała, prawda? Ciężko było go zrozumieć, odczytać. Naprawdę próbowała. Zwykle ludzie mieli w sobie więcej niż pokazywali i często zdarzało jej się już po chwili ich po prostu rozszyfrować. Z Drew problem nie leżał w tym, że się ukrywał, tylko w tym, że nigdy nie wiedziała co w tym wszystkim jest prawdą, a co bełkotem. Zastanawiała się czy pyta ją poważnie choć prześmiewcza nuta, którą słyszała jakiś czas temu jakby zniknęła. Odwróciła wzrok spoglądając na przechodzącego szybkim krokiem obok nich mężczyznę. - Widzisz tu gdzieś przyzwoitkę? - zapytała wracając do niego spojrzeniem i unosząc pytająco brew. - Nie jestem szablonową szlachcianką i uwierz, że nie jest to moja chęć przekonania cię, że różnię się od kogokolwiek. Dowodem na to, że myślę o sobie jest to, że w ogóle tutaj siedzę. Nie szczycę się tym, że wybrałam siebie ponad rodzinę i nie bawię się pozorną wolnością. Żyje… nie rozmyślając nad tym co będzie dalej. Czy to coś złego? - odparła zastanawiając się czy w ogóle ją zrozumie. Dla niego prawdopodobnie to była prosta sprawa; albo w jedną stronę, albo w drugą. Ona w obu przypadkach miała zbyt dużo do stracenia i gdyby wybrała, którąś ze stron w końcu… zapadłaby cisza. Do tego nie jest przyzwyczajona. Parsknęła śmiechem słysząc jego kolejne słowa. Trudno byłoby w nim znaleźć ironię nawet gdyby ona bardzo tego chciała. - Od kiedy nie oceniać i lubić to to samo? - zapytała kręcąc głową z niedowierzaniem. - Nie schlebiaj już tak sobie. - dodała. Blondynka czuła jego dłoń na karku i choć miała ochotę kolejny raz ją zrzucić po prostu tego nie zrobiła. - Ciągle to robisz – zaczęła, ale nie z wyrzutem, a bardziej z ciekawością. Nie chciało jej się  uciekać, bawić w kotka i myszkę, powtarzać kolejny raz. Wiedział co zrobić by ją zirytować… zresztą nie było to wcale trudne. Przysunęła się do niego tak, że wyraźnie widziała już źrenice jego oczu. - Tylko nie rozumiem po co… - zaczęła ściszając głos niemalże do minimum. - Pokazujesz kto w tej potyczce jest górą, kto ma ostatnie słowo. - mówiąc to chwyciła mężczyznę za dłoń i ścisnęła ją mocno. - Bawisz się emocjami, a przecież wcale nie musisz. Jest wiele powodów, dla których dzisiaj tutaj jestem, ale to nie jest jeden z nich. - dodała puszczając jego dłoń i odsuwając się nieznacznie. Wiedział, że ona musi uważać na to co robi i jak robi i była pewna, że w głębi duszy bawi go irracjonalność tej sytuacji. Ją też bawiła, ale przecież wszystko gdzieś się kończy. Kącik ust drgnął jej w uśmiechu gdy przeniosła znowu na niego wzrok. - Możesz w końcu mi powiedzieć o tej całej tajemniczej sprawie? - zapytała zmieniając temat. Nie dlatego, że było jej z nim niewygodnie (choć powiedźmy sobie szczerze, że trochę było), ale dlatego, że wiedziała iż to wszystko może być bardzo ciekawe, a z nią nie można było walczyć.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Kolorowy skwerek - Page 3 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Kolorowy skwerek [odnośnik]20.01.18 18:03
Nigdy nie przyszłoby mu nawet do głowy zaprzeczenie w sprawie skomplikowania jej codzienności, bo choć z teoretycznego punktu widzenia każda panienka miała ochotę być na jej miejscu, to rzeczywistość była zdecydowanie brutalniejsza – przynajmniej w jej przypadku. Odnosił wrażenie, że korzenia zatrzymywały ją, za wszelką cenę ograniczały swobodny oddech, nie pozwalając w stu procentach zaangażować się w swoją pasję, zawód i codzienność. Nie mogła zatroszczyć się jedynie o siebie i podążać zgodnie z własnym kodeksem ułożonym skrupulatnie na przestrzeni lat, a przede wszystkim doświadczenia. Daleko jej było od łatwowiernej, naiwnej szlachcianki, której dało się wcisnąć wszystko, jeśli tylko poparte ów było ciężkim mieszkiem galeonów tudzież równie bogatą paletą błyskotek mających stać się kolejną perełką w jej parszywie ogromnej kolekcji, więc z pewnością wiele aspektów godziło w jej dumę i nadwyrężało honor. Znała rodzinne tradycje – musiała takowe przestrzegać, bądź zgodnie z nimi postępować, ale czy naprawdę jej ambicja, samozaparcie i cele pozwolą stać z boku, gdy konkurencja będzie spijać śmietankę? Macnair czuł, że w pewnym momencie się przełamie, ruszy przed siebie nie patrząc za plecy, przełamie i do końca życia będzie pukać się w czoło odnośnie czasu jaki potrzebowała na podjęcie ów odważnej decyzji.
Lucinda kierowała się nadmiarem emocji, Drew zdecydowanie bardziej je ukrywał za swą perfekcyjnie wyrzeźbioną maską – oczywiście były osoby na tyle spostrzegawcze, iż mogły wyczuć perfidne kłamstwo i zatajenie, jednak nie każdy był na to odporny biorąc szatyna za kompletnie wyżłobionego z jakichkolwiek ludzkich reakcji.
-Butelkę? Miotłę do Quidditcha?- uniósł brew nie spuszczając spojrzenia z jej dużych, mieniących się źrenic. -Za morderstwo dobrze by się Tobą zajęli w Azkabanie.- zaśmiał się pod nosem kręcąc przy tym nieco głową, a po chwili z jego warg uleciała smuga nikotynowego dymu, którym od dłuższej chwili rozkoszował się. Papierosy były nieodłącznym elementem jego codzienności i choć zdawał sobie sprawę z braku eleganckości to nie miało to dla niego żadnego znaczenia.
Słysząc krótki monolog nie oszczędził sobie kpiącego uśmiechu, gdy z dozą pewnego zrezygnowania opowiadała mu o swoim punkcie widzenia oraz postanowieniach. Unosząca się ku górze brew nie sugerowała pewnej nieufności, a ciekawość oraz nieznaczne zaskoczenie jej sposobem działania, który z pewnością nie przyprawiał rodziny o satysfakcję i uczucie bezgranicznej miłości – podobnie jak zrozumienia. -Wcale bym się nie zdziwił gdyby czekała na Ciebie niedaleko stąd i obserwowała, czy aby na pewno jesteś grzeczna lady Selwyn.- zaszydził wyginając kąciki ust w zawadiackim wyrazie wyrzucając niedopałek przed siebie. Miała rację – dla niego należało iść w jedną stronę, a nie na siłę stać w połowie i udawać, że wszyscy na tym korzystali. Do czasu mogło tak faktycznie być, ale lata leciały, a wraz z nimi czas pozostały dziewczynie przed zamążpójściem oraz urodzeniem dzieci. Wtem nie będzie już możliwości podróżowania, zatracania się w książkach, ryzykowania życia na szlaku i przeklętych, nieuniknionych bójek z wygraną w postaci artefaktu. -Znasz moje zdanie.- skwitował wiedząc, że nie było sensu wałkować tematu, który właściwie był mu zupełnie obojętny. Jeśli miała decydować się na „zawieszenie butów na kołku” to dla niego była to korzystna opcja, bowiem mniejsza konkurencja dawała większy zarobek.
-Można nie oceniać, a tolerować i darzyć neutralną sympatią.- stwierdził zgodnie z prawdą, bo sam bardzo rzadko wystawiał jakiekolwiek noty swoim rozmówcom, chyba że było mu to niezbędne do własnych planów. Świadomość obcowania z kretynem dawała mu większe profity, myśl rozmowy z kimś popularnym nowe kontakty, a dialog z osobą cieszącą się dużym szacunkiem otwierała pewne drogi wcześniej będące poza zasięgiem.
Nie przestawał poruszać palcami wzdłuż jej karku, choć miał świadomość zupełnej niechęci wobec owego gestu. Lubił testować, drażnić, naciskać na największe odciski, a następnie wyciągać wnioski, które wiele dawały mu podczas obcowania z drugą osobą. Mimo, że z Lucindą było nieco inaczej to nawet nie dopuszczał ów myśli do siebie wciąż sprawiając wrażenie nonszalanckiego dupka, któremu wszystko było jedno. Może faktycznie było? -Co robię?- zmrużył oczy nie zmieniając wyrazu twarzy, choć zapewne dało się z niej wyczytać lekkie rozbawienie irracjonalnością owej sytuacji.
W momencie poczucia dziewczęcego ciepła zdecydowanie bliżej siebie oraz szybkiego chwycenia za dłoń wcale nie lekko i delikatnie, choć nadal nieszkodliwie, przesunął palcami wzdłuż jej barku, które już po chwili znajdowało się – podobnie jak sama Selwyn – w objęciu męskiego ramienia. Poszła za ciosem, wciągnęła się w jego grę, więc nie zamierzał przestawać tym bardziej jeśli wciąż nie oberwał w twarz lub, jak waćpanna preferuje, lampą. -Żadne emocje?- obrócił twarz w jej kierunku, a następnie nieznacznie spuścił wzrok na swoją dłoń, w której znajdowała się ręka dziewczyny, ale nim zdążył cokolwiek dodać ta już profilaktycznie ją zabrała. -Lubisz mnie Selwyn, to jest Twój największy problem.- rzucił powracając do jej tęczówek, z których starał się cokolwiek wyczytać. Naprawdę potrafiła, aż tak dobrze grać? Szczerze w to wątpił, spostrzegawczość rzadko go myliła.
-Złapałem trop na coś większego.- stwierdził zdawkowo, ale zgodnie z prawdą. -Samemu ciężko będzie mi wyciągnąć po to rękę.- … zapewne dlatego, że były to jedynie legendy i wskazówki opierają się o domysły, których było nader wiele by jedna osoba mogła sprawdzić je w niezbyt rozległym odstępie czasowym – a mu właśnie na niczym innym, jak na szybkości nie zależało.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Kolorowy skwerek [odnośnik]26.01.18 18:10
Potrafił irytować. Wiedziała to od samego początku. Nie znali się zbyt dobrze, właściwie była pewna, że to czego o nim jeszcze nie wiedziała było tym co poznać powinna zanim zaczęła w ogóle jakiekolwiek rozmowy czy spotkania. Prawdopodobnie każda rozważna kobieta nie przystałaby na tego typu kontakty z kimkolwiek. Żyli w świecie, w którym to właśnie brak rozwagi i zdrowego rozsądku pakował ludzi w całkiem poważne kłopoty. Nigdy nie była typem, który w jakichkolwiek relacjach łupie podejrzliwym okiem. Oczywiście jak zawsze byli ludzie, którzy zasługiwali na to bardziej i byli tacy, którzy zasługiwali na to mniej, ale ona zawsze potrafiła znaleźć furtkę nawet jeśli była bardzo dobrze ukryta i pojawiała się jedynie na sekundę. Nie lubiła wchodzić z butami w życie innych jeśli ci sami tego nie chcieli. Może właśnie dlatego tak nerwowo reagowała za każdym razem kiedy ktoś próbował robić to z jej życiem. Układać, doradzać, planować. Nie wiedziała co jest takiego przyjemnego w kierowaniu czyimś życiem jakby to była najprostsza rzecz na świecie. Choć opinia Drew na temat jej życia nie dotykała ją w żaden sposób, bo przecież nie musiała walczyć w żadnym stopniu o to by myślał o niej dobrze, to jednak sam fakt, że wypominał jej rzeczy, które oczywiście raziły w oczy też ją… irytował. Nie tylko potrafił, ale i lubił irytować. Uśmiech na jego twarzy wskazujący na to jak wielką hecę mu to sprawia potrafił nie tylko rozbroić niewinną Lucindę to też podnieść ciśnienie w najmniej oczekiwanych momentach. To wszystko tylko sprawiało, że blondynka chciała znaleźć sposób by rozbić tą całą maskę i zobaczyć co znajduje się pod nią. Nie była jednak pewna czy to nie będzie gorszy wybór, czy przed nią aktualnie nie siedziało mniejsze zło. Miała już takie doświadczenia. Tak naprawdę przestała go już oceniać w tych kategoriach. Wiedziała, że to nigdy nie przynosi niczego konstruktywnego. Bo co to tak naprawdę oznacza dla nich w dzisiejszym świecie? Bycie dobrym albo złym? Nie istniały podziały tam gdzie trzeba było być egoistą i myśleć przede wszystkim o sobie. Selwyn naprawdę chciałaby nabyć taką zdolność. - Skąd wiesz? Obawiam się, że ty też nie miałbyś tam łatwego życia – odparła. Nie wyobrażała sobie siebie nawet blisko takiego miejsca jak Azkaban. Dementory przerażały ją samym swoim wyglądem już o mocy jaką posiadają nie wspominając. Przewróciła tylko oczami by po chwili spuścić wzrok gdy wspomniał o przyzwoitce. Oczywiście, że tak mogło być. Wiedziała, że ściany mają uszy i nie ma miejsca gdzie mogłaby się przed wścibskim okiem ludzi schować, a jednak nie miała zamiaru teraz o tym rozmyślać. Może tak właśnie miało być. Może wszystko miało się rozwiązać powoli, bez jej ingerencji. Choć nie wierzyła, że cokolwiek takiego istnieje to jednak to było coś w co warto było pokładać jakąkolwiek nadzieje. Nie myślała dokładnie co robi przysuwając się do niego, nie zastanawiała się nad konsekwencją złapania go za dłoń. Mogła powiedzieć, że to tak naprawdę nic nie znaczyło i dlatego nawet nie przyszło jej do głowy by się tym przejąć, a jednak słowa nie wychodziły z jej gardła całkowicie naturalnie. - Wiesz co czuje? - zapytała zaraz przed tym jak się od niego odsunęła. - Niepokój. Przez ten cały czas. - odparła. Nie potrafiła go rozgryźć, ale wiedziała, że uporem do niczego nie dojdą. Choć nie miała zamiaru przestać czuwać nad tym wszystkim to chciała jednak przestać wyczekiwać rezultatu. Odsunęła się od mężczyzny pewnym ruchem, a na jego kolejne słowa wzruszyła ramionami. - Jeszcze pomyślę, że naprawdę ci na tym zależy – odparła. Tego powiedzieć nie mogła. Po tym wszystkim czego była świadkiem w swoim życiu w ciągu ostatnich miesięcy nie chciała już analizować uczuć ani powierzchownych myśli o innych ludziach. - Ale możliwe, że tracisz swój urok Macnair, bo zaczynam cię tolerować. Czy to znaczy, że teraz będzie nudno? - zapytała jeszcze zanim padła odpowiedź o plany dla których ją tutaj ściągnął. Z jednej strony naprawdę miała ochotę czymś się zająć. Przez chorobę nie była na szlaku już dobrych kilka miesięcy. Brakowało jej tego jak niczego innego. Rozwiązywania zagadek, poznawania odpowiedzi na tajemnicze pytania zadawane przed wiekami, odkrywanie legend i mitów. Potrzebowała tego by w pełni wrócić do zdrowia. - Ale ustalmy sobie coś… - zaczęła wskazując na niego palcem. - Nie ty wyciągasz rękę. Tak już było, pamiętamy oboje jak to się skończyło. Nie pozwolę ci kolejny raz zrobić ze mnie czarnej owcy kiedy sam bawisz się w wilka. To współpraca, a nie zapomoga. - uniosła brew w pytającym geście, który przecież miał zasygnalizować, że nie ma odstępstwa od tej reguły.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Kolorowy skwerek - Page 3 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Kolorowy skwerek [odnośnik]10.03.18 14:38
Unosząc brew nie skrytykował od razu jej uwagi, bowiem musiał się nad nią przez moment zastanowić. Miał świadomość, że w tamtym miejscu nikt nie miał taryfy ulgowej, jednak zaciekawiło go, czy aby na pewno wszystkich traktowano na równi; może byli tacy, którym wcale tak źle się tam nie funkcjonowało? Nie znał nikogo komu udało się uciec, bądź żywym opuścić wielkie mury, stąd opierać mógł swe teorie o zwykłe domysły oraz legendy nie mających potwierdzenia w autopsyjnych doświadczeniach. Mimo wszelkich niedopowiedzeń Azkaban i tak budził w nim ciężki do zdefiniowania niepokój oraz lęk kreowany na bazie poznanych historii – był pewien, że to było ostatnie miejsce, w którym chciałby się znaleźć. -Jestem szczerze przekonany, że Twoja dusza jest bardziej łakomym kąskiem, niżeli moja.- uśmiechnął się kąśliwie, a następnie skrzyżował przedramiona na klatce piersiowej, gdy ta znacznie się odsunęła. Nie liczył na jej bliskość, nie było mu to potrzebne, więc nie zamierzał na siłę trzymać jej przy sobie. -Co jest Twoim patronusem?- spytał intuicyjnie nie zastanawiając się nad potrzebą owej wiedzy. Zapewne powodem tego była sama myśl o dementorach, przed którymi takowy był jedyną obroną; nie zazdrościł osobom nie potrafiącym wyczarować choć smugi srebrzystego kształtu mającego odepchnąć paskudne kreatury wysysające nie tylko duszę, ale przede wszystkim rozum.
Widział w jej oczach pewne zmieszanie na żart odnośnie przyzwoitki. Nie znał szlacheckich zwyczajów i obowiązków, ale nie zdziwiłoby go to nader bardzo, gdyby faktycznie Lord Selwyn wysłał za córką harem przyzwoitek i obrońców mających za zadanie chronić dziewczynę, ale i dobre imię rodu. Zdawał sobie sprawę, że przekraczał pewne granice i tym samym gwarantował Lucindzie kolejne problemy, jednak podchodził do tego z ogromnym dystansem oraz ignorancją uznając, iż sama doskonale potrafiła sobie radzić w podobnych sytuacjach. Była dorosłą, piękną kobietą o niesamowicie mądrym spojrzeniu i wielkich ambicjach – Macnair widział ów aspekty choć niekoniecznie do nich powracał w myślach oraz słowach, jednak to upewniało go w kwestii, iż nie mogła narzekać na adorację płci męskiej. Dlaczego, więc była sama? Czyżby właśnie owe cele odrzucały wysoko postawionych pacanów, dla których żona winna siedzieć w rodowym dworku i bawić trójkę dzieci? Zawsze go to bawiło. Gardził osobami bez marzeń i planów. Ona była inna.
Prychnął pod nosem , gdy wspomniała o niepokoju. Skąd takie szczere wyznanie? -Zajechało melancholią.- rzucił opryskliwe, choć myślami uciekł gdzieś do ich wcześniejszych spotkań, które faktycznie nie należały do najsympatyczniejszych. Przechytrzył ją nie dlatego, że był lepszy w fachu, a po prostu wskutek przekupienia karczmiarza, który jako informator podał jej fałszywe wskazówki; czuł, że deptała mu po piętach, więc uciekł się do złamania dobrych zasad. Właściwie nigdy nie oglądał się za siebie i dążył po trupach do celu, jednak w tym przypadku czuł pewien niedosyt – czyżby zapragnął prawdziwego wyścigu po skarb? -Jak ustaliliśmy nie będziemy sobie wchodzić w drogę.- skinął głową, jakoby na potwierdzenie swoich słów, a następnie odpalił kolejnego papierosa pozwalającego mu zebrać myśli. Niecodziennie dzielił się z kimś swoimi planami; robił to na tyle rzadko, iż ciężko mu było ubrać w zrozumiałe słowa buzujące i natłoczone informacje, a było to niezbędne do prawidłowego zrozumienia ów celu. -Obawiam się, że ani ja, a tym bardziej Ty nie będziesz mieć już rąk, kiedy dotrzemy na miejsce. Jeśli w ogóle dotrzemy.- zaznaczył dosadnie, bowiem nie chciał ukrywać stopnia ryzyka owego przedsięwzięcia. Nie było to byle jakie wyjście z domu i udanie się do jaskini skrywającej nietuzinkowe odłamki skał, a prawdziwa przygoda niosąca za sobą tyle samo profitów, co niebezpieczeństw. -Ocean. Ocean jest kluczem.- skwitował ów temat krótkim, pełnym zaintrygowania uśmiechem. -Przemyśl to. Musisz być pewna, abym zdradził coś więcej.
Wstając z ławki odrzucił niedopałek przed siebie, a następnie wsunął dłonie w kieszenie długiej, czarnej szaty. Bez słowa pożegnania odwrócił się na pięcie i ruszywszy przed siebie zatrzymał po chwili odwracając nieznacznie przez ramię. -Ze mną nigdy nie jest nudno, Selwyn. Dlatego jestem ciągłym bohaterem twoich niegrzecznych snów.- puściwszy jej oczko zniknął w głębi parku objętego blaskiem leniwie unoszącego się nad linią horyzontu księżyca.

/zt




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Kolorowy skwerek [odnośnik]02.05.18 0:22
| 31 maja?

Znów padało. Majowa pogoda była niemal tak nieobliczalna jak magia i Lyanna nigdy nie znała dnia ani godziny, kiedy coś nagle pokrzyżuje jakieś jej plany. Jej zajęcie zawsze było niebezpieczne i przypominało stąpanie po kruchym lodzie, ale odkąd zaczęły się anomalie, to wrażenie tylko się wzmogło. Musiała nieco ograniczyć ilość zleceń, a za te, które brała, żądać odpowiednio więcej. Nie była przecież głupia i nie szukała guza, choć bardzo uwierał ją fakt, że nie może korzystać z magii z równą swobodą, jak dotychczas.
Magia zawsze była nieodłączną częścią jej życia. Mimo skazy na krwi Lyanna zawsze była dumna ze swej czarodziejskości i uważała się za lepszą od mugoli i mugolaków, a teraz zbyt często musiała zniżać się do ich poziomu, wykonując codzienne czynności bez użycia magii. Była jednak praktyczna, wiedziała, że duma jest mniej ważna od uniknięcia obrażeń, które mogła sama sobie zadać.
Minął miesiąc, odkąd zaczęły się anomalie. Miesiąc, odkąd prawie zginęła, a kilkanaście kilometrów dalej życie stracił jej ojciec. Choć nie kochała Vincenta Zabiniego i nie zamierzała po nim rozpaczać, takie doświadczenia zmuszały do zastanowienia nad potęgą magii, która zawładnęła ich krajem, a niestety księgi milczały na ten temat i nie dostarczały odpowiedzi, których poszukiwała, próbując zrozumieć, co się działo z magią, różdżkami i pogodą. Nie lubiła być ignorantką i nie wiedzieć, tym bardziej, że jako łamaczkę klątw tego typu zjawisko nie mogło jej nie zaintrygować.
Może dlatego tym chętniej zgodziła się na spotkanie z dawno niewidzianym znajomym, w nadziei, że w podzięce za informacje które chciał zdobyć od niej, i on podzieli się z nią pewnymi spostrzeżeniami. Liczyła na to, że je miał, ale być może niedługo się dowie, o ile mężczyzna pojawi się w umówionym miejscu. Tacy jak on z pewnością mieli dużo więcej obowiązków i zobowiązań niż podrzędna łamaczka klątw, która wciąż miała przed sobą poznanie pewnego mrocznego sekretu o równie mrocznej i zagadkowej organizacji, która od pewnego czasu działała w Londynie.
Pojawiła się w dzielnicy portowej i zamierzała na niego zaczekać. Miejsce to było dość barwne i niemal sielskie, choć nie teraz – anomalie i tutaj zaznaczyły swą obecność i drzewa wydawały się mniej kolorowe niż zwykle. Nie zwróciła na nie większej uwagi, zamiast tego korzystając z osłony, którą dawały korony drzew przed sączącym się z nieba deszczem. Może jej towarzysz będzie wolał przenieść się w inne miejsce, pewnie znał tę okolicę dużo lepiej niż ona.
- Wiele czasu minęło od ostatniego spotkania, prawda? – uniosła lekko jedną brew, kiedy już się pojawił.
Lyanna Zabini
Lyanna Zabini
Zawód : łamaczka klątw i zaklinaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5959-lyanna-zabini https://www.morsmordre.net/t5962-ceres https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f276-okolice-guildford-samotnia-nad-rzeka-wey https://www.morsmordre.net/t5963-skrytka-bankowa-nr-1488 https://www.morsmordre.net/t5964-lyanna-zabini
Re: Kolorowy skwerek [odnośnik]16.10.18 17:00
1 września

Nieczęsto odwiedzała dzielnicę portową, miejsca te darząc wyjątkowo ograniczonym zaufaniem i świadomością, że nie powinna się w nie zapuszczać nawet w biały dzień. Po ostatnich wydarzeniach – które wbrew pozorom odniosły skutek – coraz częściej zwracała uwagę na miejsce, do którego się wybierała. Mimo to los nie zawsze chciał współpracować, zmuszając ją do wielkich poświęceń i walki z prywatnymi strachami. Dzisiaj więc nagięła swoje zasady, zmuszona koniecznością odebrania małej przesyłki; perły, na które czekała przez ponad miesiąc, były przecież na tyle cenne, by pofatygować się po nie osobiście.
Gdy spotkanie dobiegło końca zaledwie po pięciu minutach, szybko oddaliła się do pobliskiego parku. Względna pustka, barwy i spokój zatrzymały Francuzkę jednak w tym miejscu na dłużej niż planowała, przesuwając ściśle ustalony plan dnia na późniejszą porę. Siedziała na ławce, ciesząc się z dopisującej pogody; promienie słoneczne otulały jej jasną skórę, łagodząc ciepło leniwymi podmuchami wiatru, unoszącymi niesforne blond kosmyki włosów w każdą stronę. Przymknęła powieki, wsłuchując się w panującą wokół ciszę, szybko przypominając sobie jak tego typu krótkie medytacje potrafiły poprawiać jej nastrój, ostatnimi czasy mocno zszargany. Po ślubie siostry i konfrontacji z rodzicami (o ile do niego dojdzie), po kłótni z Aydenem, której fioletowe, małe ślady przestały wreszcie zdobić jej przedramiona coraz bardziej brała pod uwagę ucieczkę z tego kraju. Marzyła o wakacjach, chwili dla siebie, lecz w miejscu niedotkniętym w żaden sposób przez wojnę i szalejącą magię; o bezludnej wyspie, na której nie byłoby żadnej żywej duszy. I chociaż wyjazd nie był żadnym problemem, z niewiadomych przyczyn nie odważyła się go jeszcze wcielić w życie.
Jego obecność wyczuła stosunkowo szybko, dziwiąc się, że jeszcze to potrafiła; otwierając oczy i prostując się, zwróciła jasnoniebieskie tęczówki w stronę, z której nadchodził, zastanawiając się co tu robił i czy skusi się zatrzymać obok, również i tym razem nie ignorując jej osoby. W myślach zaś przyłapała się na tym, że przez te trzy miesiące nie raz ani nie dwa wybierali się na spacery po podobnych okolicach, dlatego też nie wiedziała czemu jego widok tak bardzo ją zaskoczył. Może nie pasował swoim całkiem ponurym, pozbawionym wszelkich oznak szczęścia, wyglądem do kolorowego parku? Może spodziewała się widoku Skamandera, przyciąganego przez nią jak magnez w chwilach, w których chciała być sama? Nie wiedziała; zamiast zastanawiać się nad tym, uśmiechnęła się lekko, ruchem dłoni wygładzając materiał przewiewnej sukienki.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Kolorowy skwerek - Page 3 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Kolorowy skwerek [odnośnik]17.10.18 18:54
Twardy jak szkło cukier rozprysł się w jednej chwili, pod wpływem naporu siły zębów, a następnie poddał rozpadowi, dzięki enzymom zawartym w ślinie. Cytrynowy smak jeszcze bardziej wypełnił usta, osiadł na szkliwie, podniebieniu i szorstkim języku, a także wargach, które później oblizał. Stalowy wzrok wpatrzony był zaś w mężczyznę, który pomimo dobrej pogody stał w długim płaszczu z wysoko postawionym kołnierzem. Po chwili podszedł do niego inny, wymienili się czymś jakby trochę po kryjomu, choć na tle całej scenerii i przemierzających w oddali chodniki ludzi wydawali się bardziej widoczni niż jaskrawe liście, pojedynczo spadające z wysokich drzew. Włożył do ust następnego cukierka, choć poprzedni nie zdążył się jeszcze dobrze rozpuścić. Obserwował jednego z pracowników ministerstwa magii, o którego poglądy zwyczajnie się martwił. Był pewien, że ten drugi był zwykłym mugolem. Zdradzał go ten dziwny ubiór, śmieszna fryzura. Coś sobie przekazali, ale nie zamierzał go śledzić, wystarczyło mu to, co już widział.
Podniósł się z ławki i wolnym krokiem ruszył w kierunku portu. Kilka przecznic dalej rozciągały się aleje tak odosobnione, że po wejściu pomiędzy stare budynki mógł zmienić się we mgłę, która zniknie w oparach cumujących przy brzegu statków.
Jej krok był miękki, jakby była lekka niczym piórko i tańczyła w obłokach, unosząc się ponad wilgotną ziemią, którą zdążyła już zwilżyć wieczorna rosa. Błękitna sukienka podkreślała kolor jej lśniących oczu. Nie znał się na tym, ale zawsze pasował jej ten odcień. Do jej włosów, które w ciepłym słońcu miały barwę pszenicy, alabastrowej cery, malinowych ust. Zdawała się być jedynym wartym uwagi kwiatem na tej łące, niemożliwa do przeoczenia stokrotka, inna niż cała reszta, choć nie była ani sama, ani bardziej dla niego wyjątkowa. Jej naturalny czar rozsiewał tę aurę, przykuwał męski wzrok, nawet tych, którzy kochali swe żony i świata nie widzieli poza kochankami. On nie był w tym zakresie wyjątkiem, patrzenie na nią sprawiało mu przyjemność, więc czemuż miałby sobie jej odmawiać?
Zwolnił kroku, kiedy ich sylwetki znalazły się na kursie kolizyjnym, jakby przeczuwał, że za kilka jardów zderzą się ze sobą i doprowadzą do prawdziwej katastrofy. Jego wyraz twarzy niczego jednak nie zapowiadał, nie był też żadną obietnicą. Wyglądał jeszcze słabiej niż wtedy, gdy widzieli się po raz ostatni, choć dziwny ciężar ustąpił, a jego stalowe oczy znów zaczynały bić siłą i pewnością siebie. Nieco zapadnięte policzki ukrył lekki, szelmowski uśmiech warg lekko wzniesionych w górę, silniej z lewej strony, a brak zarostu podkreślał wszystkie załamania spowodowane ostatnią drobną utratą wagi. Na sobie miał jak zwykle, czarną koszulę, której rękawy nieco niechlujnie podwinięte były do łokci. Przecierał dłonie, chowając w kieszeni spodni niewielkie zawiniątko. Przystając w końcu zaczął odwijać mankiety z powrotem, wyczekując jej w miejscu, jakby to spotkanie nie było przypadkowe, a ona szła wprost ku niemu.
— Mógłbym pomyśleć, że to nieprzypadkowe spotkanie— powitał ją dźwięcznym tonem, unosząc na nią spojrzenie.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Kolorowy skwerek - Page 3 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Kolorowy skwerek [odnośnik]17.10.18 20:49
Przypadki nie istnieją – powiedziała, nieco zaskoczona, że podobne słowa padły z jego ust; w końcu był jedną z nielicznych osób, których nie posądzałaby o wiarę w wszelaką opatrzność, skoro wszystko było przypisane z góry – powinieneś wiedzieć, że wszystko, co się zdarza, zdarza się w jakimś celu – szybko jednak zaczęła zastanawiać się czemu właśnie w tym momencie życia i tym konkretnym dniu spotkali się ponownie, skoro przed laty zamknęli ich jako pewien rozdział życia. Nie dopuszczała do siebie myśli, że być może się myliła, lecz nie widziała żadnego celu w spleceniu ich dróg po raz kolejny. Kilka gorzkich słów powitania wystarczyło, by uświadomiła sobie, że tamto uczucie było jednostronne, ale nie poskutkowało na tyle, żeby unikała z nim kontaktu. Wciąż w pewien sposób ceniła sobie ich relację i jego osobę, a jego towarzystwo było całkiem przyjemne, dopóki nie mierzył w nią różdżką.
Uwadze Francuzki nie umknął wygląd Ramseya, chociaż tym razem nie zamierzała dopytywać go o sińce pod oczami, oznaki zmęczenia, skrzętnie skryte pod szelmowskim uśmiechem, który przykuł jej uwagę mocniej, niż ostatnim razem na festiwalu. Te szare oczy, tak pozbawione wyrazu, przy tych ciemnych włosach, dalej miały w sobie coś, co sprawiało, że mogłaby w nie patrzeć bez końca. Szybko przypomniała sobie, że to właśnie one zgubiły ją tamtego poranka nad jeziorem, ale nie zamierzała opuszczać wzroku, by przypadkiem nie wyciągnął błędnych wniosków.
Czasami zastanawiam się, czemu tak czarujący mężczyzna, w sile wieku, nie nosi weselszych kolorów – sięgnęła ostrożnie do jego ramienia, delikatnym ruchem dłoni wygładzając materiał ciemnej koszulki; potem zsunęła palcami wzdłuż przedramienia na łokieć, poprawiając podwinięty materiał i cofnęła rękę, krzyżując ją wraz z drugą za plecami. Nigdy nie ukrywała, że pasowała mu czerń, jednak była zdania, że przełamanie jej raz na czas inną barwą zdecydowanie odświeżało wygląd. Szczególnie teraz, kiedy od ich ostatniego spotkania na festiwalu, wyglądał jeszcze mizerniej – kiedy ostatni raz odpoczywałeś? – To, że nie był osobą skorą do odpoczynków i robienia absolutnie nic nie miało teraz znaczenia, gdy postanowiła wcielić wymyślony na poczekaniu plan w życie. Nie zamierzała przyjmować odmowy, co zasugerowała mu spojrzeniem.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Kolorowy skwerek - Page 3 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Kolorowy skwerek [odnośnik]17.10.18 21:20
Kąciki ust nie opadły, ani nie wzniosły się bardziej, zastygłszy w jednej pozycji jak kawałek wosku, wyszlifowany na szelmowski uśmiech martwej figury, która bez życia spoglądała na wszystkich wkoło. On w swoich oczach miał wiele życia, spojrzenie przeczyło temu, aby był martwy, choć wielu zarzucało mu, że wewnętrznie był taki od zawsze. Nieczuły, niekompletny, niedostosowany, wręcz ułomny w pewnej sferze człowieczeństwa. Cechował się ubóstwem prawdziwych doznać, które maskował rolami, które obierał. Ten uśmiech był wyciągniętym uśmiechem z dna szafy i zadedykowanym wyłącznie dla Solene. Umiarkowanie szczery, grzeczny, tajemniczy, wyważony w swej słodyczy i kwaskowatości. Bez trudu odwzorował uśmiech sprzed kilku lat, którym obdarzył ją podczas przypadkowej kąpieli w jeziorze.
— Doprawdy?— Udał zdumienie, zainteresowany, nieco pobudzony jej teorią: jaki więc był cel ich spotkania? Udał przez chwilę, że się zastanawia nad jej słowami, prześlizgnął się po jej twarzy na smukłą szyję i ramiona, ciesząc oko jej sylwetką, przyozdobioną doskonale ułożoną błękitną sukienką. – Czy to już prześladowanie? Wiedziałaś, że tu będę?— Uniósł brew, przyglądając jej się nieprzerwanie. Dopiero wtedy jego twarz zrobiła się poważna, jakby nie żartował. Ponownie spojrzał jej w oczy, przeciągając wyczekującym milczeniem moment, w którym uzna jednak, że tylko sobie żartuje. Nie mogła go przecież śledzić. Nie zaśmiał się jednak. Opuścił głowę w dół, a dłonie wsunął lekko i płynnie do kieszeni spodni, nieelegancko, choć wygodnie.
Na jej komplement nie odpowiedział ani podziękowaniem, ani nawet uśmiechem. Nie próbował udawać skromniejszego niż był — jego pewność siebie zahaczała o cichą arogancję, rzadko jednak epatował nią. Nie był w tym napastliwy. Przejawiała się w spokoju i zdecydowanym spojrzeniu, każdym ruchu, który wydawał się w punkt zaplanowany — nie słowach, nie podniesionym tonie, czy wyrazie szydery.
— Czerń jest praktyczna i adekwatna do każdej sytuacji. Jestem zawsze przygotowany na niespodziewany pogrzeb — odpowiedział lekko, a po chwili zaśmiał się; żart, tak, oczywiście, to był żart. Wygładziła materiał z niezwykłą starannością, taką, jakiej nie widział od dawna. Nawet on sam nie poprawiał swych ubrań tak skrupulatnie. Jej przeszkadzało każde zagięcie i wgniecenie, które wydawało się przypadkowe, wyrwane spod kontroli. Dlatego pozwolił jej wprowadzić w jego stroju ponownie ład i porządek, zapanować nad dzikim chaosem, który zaplątał się w nim przez chwili; tak jak przystało na dobrą kobietę, dbającą o swojego mężczyznę. — Trzy lata temu?— strzelił od niechcenia, jakby to była gra. Wiedział, że nie zamierzała mu prawić morałów, ani krytykować jego wyglądu dopóki nie poczucie się dostatecznie pewnie, jakby potrzebowała szczególnego upoważnienia, by to robić. — Pływanie mnie odpręża — dodał z całą pewnością, przekrzywiając głowę na prawo. — Co tu robisz sama, Solene?— spytał po chwili, głosem bardziej cierpkim, krytycznym, jakby uznał, że jej obecność tu była nie tylko dziwna, lecz wręcz niewłaściwa.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Kolorowy skwerek - Page 3 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Kolorowy skwerek [odnośnik]18.10.18 18:23
W pierwszej chwili chciała odbić piłeczkę, stwierdzić, że z ich dwojga większe predyspozycje do śledzenia i prześladowania ma on, lecz w porę ugryzła się w język; nie chciała psuć nastroju żadnemu z nich, skoro po raz kolejny prawdopodobnie miała dobrą okazję do spędzenia w jego towarzystwie przyjemnego dnia, którego potrzebowała bardziej, niż sądziła. Nie powiedziała więc nic, zamiast tego uśmiechając się lekko, może odrobinę kwaśno, tak, jakby to właśnie ona trzymała na języku cytrynową landrynkę. Później uśmiech ten lekko poszerzył się, gdy zauważyła, że niewypowiedziany wcześniej niby–żart, w którym zamierzała poinformować go, że nawet trupy wyglądają na weselsze, padł, w nieco zmienionej formie, z jego ust – zdziwiła się, wszak poczuciem humoru nie została obdarzona i zwyczajnie sądziła, że te słowa mogłyby zostać odebrane jako coś nie na miejscu. Zresztą, widziała w życiu tylko jednego trupa i bynajmniej nie wyglądał ani na wesołego ani zadowolonego; nie wiedziała, skąd nagle wzięło się w jej głowie to absurdalne porównanie, ale najwidoczniej wesołość znajdowała się na podobnym poziomie.
Praktyczne – powtórzyła, szybko zauważając adekwatność tej porady do zaistniałej sytuacji; był stan wojenny, ginęli ludzie, może jednak Ramsey kierował się pragmatycznym postępowaniem, niż życiem nadzieją, że kolejny dzień będzie lepszy? Chociaż dostrzegała w tym działaniu pewien urok, czy coś niezwykle pociesznego, tak wciąż nie rozumiała jak mógł pozbawiać się dostępu do innych barw. Pasowała mu biel i szarość, głęboki granat, może nawet ciemna zieleń, która dobrze komponowała się z jego szarymi oczami, trochę mniej odcień bordowy; kiedy tak na niego spoglądała, w zwyczajnym dla siebie odruchu zaczęła dobierać mu stroje inne, niż ten, który miał na sobie, ale nie widziała sensu, by dalej namawiać go do zmiany. W ich relacji dbała o jego wizerunek, o niego w ogóle, ale teraz nie miała w tym żadnego celu, jeśli nie liczyć dobrej zabawy.
Aluzja, bijąca z kolejnej odpowiedzi, przywołała na jej wargi delikatny, odrobinę tajemniczy uśmiech, który od razu pokierował myśli Francuzki w stronę miejsca, do którego mogliby się teraz udać. Bo rzeczywiście, w dzielnicy portowej miała znaleźć się zaledwie na pięć minut, które przedłużyło się aż za bardzo i zdecydowanie lepszym rozwiązaniem było udanie się do pobliskiego parku lub trochę dalej – nad jezioro, choć nie miała pewności, że udałoby im się trafić na miejsce nieogarnięte żadną magiczną anomalią.
Ponoć cię śledzę – odparła z powagą, z kieszeni wyjęła jednak małe zawiniątko, które wysunęła w jego stronę, odchylając boki opakowania – a przy okazji odbierałam zamówienie i faktycznie, już dawno nie powinno mnie tu być. – Perła, najprawdziwsza, najpiękniejsza i niestety odpowiednio droga, wymagała poświęceń, jak na przykład pofatygowania się po nią osobiście, gdy zaufani pomocnicy zawiedli, jednak wiedziała, że okolica nie była bezpieczna i odpowiednia dla osoby z jej genami. Świadomie wystawiała się na widok, wiedząc, że w tej okolicy być może zbiera się najwięcej ludzi o wątpliwej reputacji; wiedziała też, że właściwie nigdzie nie była bezpieczna a zamykać się w domu wcale nie zamierzała, bo nie po to uciekła z Francji kilka lat temu. – Ale teraz, skoro rozgryzłeś mój plan i nie jestem już sama, przejdziemy się? – Zaproponowała, nie zamierzając bawić się na razie w półśrodki i nie oczekując szczególnie odpowiedzi, zwróciła się przodem w stronę ścieżki a bokiem do Mulcibera, narzucając im leniwe tempo marszu.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Kolorowy skwerek - Page 3 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Kolorowy skwerek [odnośnik]18.10.18 18:46
Nie zmieniała się. Czas był dla niej łaskawy, już ostatnim razem podjął tą śmiałą tezę. A może nawet wyglądała jeszcze atrakcyjniej niż wtedy, gdy widział ją po raz pierwszy, oblepioną cienkim materiałem zwiewnej sukienki, która za sprawką wody obłapiała pruderyjnie całe jej drobne ciało. Był świadom sposobu, jakim oddziaływała na mężczyzn — bardziej niż wcześniej; świadom tego jaki urok rzucała każdym spojrzeniem, pachnącym kwiatami oddechem, ruchem leśnej nimfy, tańczącej po wzburzonej tafli. Ścięła jasne włosy, swój największy atrybut; na złość? Za karę? W wyniku dziwnej desperacji? Powinna pozostawić długie, pomyślał kiedy ponownie ją zobaczył. Choć sprężycie poruszały się przy każdym jej kroku, falowały pod wpływem letniego wiatru. Jej nieco kwaśny uśmiech nie osłabił siły jego własnego. Przyglądała mu się chwilę, wstrzymując się z oceną jego doskonałego poczucia humoru. Był pragmatyczny, toteż jej słowa odebrał jak owiane spokoje potwierdzenie, że zupełnie nic się nie zmieniło. Pomiędzy chwilami nostalgii, a także lęku i bólu, który jej przez krótką chwilę zadał, to wszystko powoli mieszało się w wielkim kotle, a opary wciąż były tak samo toksyczne jak dawniej.
— Co do tego nie mam żadnych wątpliwości — że miała na niego oko, że obserwowała go uważnie; powiedziawszy to patrzył na nią jeszcze przez chwilę, w końcu opuszczając spojrzenie stalowych oczu na małe zawiniątko, które w jej dłoniach wyglądało niczym pudełko, a przecież mieściło w sobie zaledwie jedną perłę. Pozwolił sobie wyciągnąć dłoń, i dotknąć jej zdobyczy, by swobodnie przesunąć rękę w dobrze znanym sobie kierunku, naprzód, do niej i ująć jej dłoń, kciukiem przesuwając po brzegu kciuka, aż do przegubu. — I to jest to?— W jego głosie wybrzmiało zdumienie i pewnego rodzaju rozczarowanie. Perła sama w sobie nie robiła na nim wielkiego — a może nawet żadnego znaczenia. Ot co, zwykły kawałek błyszczącego zwierzęcia, kamień, czy czymkolwiek to było — element biżuterii, strojów, spinek do włosów. Po cóż to wszystko, te ozdobniki, zwiewne tiule, materiały zakrywające to, co powinno pozostać nagie? O to tyle zachodu? Po to musiała tu przybyć narażając się na napaść bandytów i zaczepki handlarzy? Powoli uniósł ku niej wzrok, zatrzymując go na drobnym nosie, a potem oczach. Gdy ich spojrzenie skrzyżowało się, a ona spojrzała na niego spod firany gęstych rzęs, uniósł brwi. — O tą kulkę tyle zachodu?— Szukał potwierdzenia, w jej spojrzeniu, uśmiechu, a może jego braku, zmarszczkach na nosku, czy czole, ponad delikatnymi brwiami. Ale nie żartowała. Wyglądała na zadowoloną ze swojego osiągnięcia, dzikiej wyprawy, aż do portu, w którym jej skóra mogła być bardziej wartościowa od zawiniątka, po które przybyła.
Skinął głową w odpowiedzi na zaproszenie spaceru. Obejrzał się jeszcze za siebie, przezornie, zapobiegawczo szukając pomiędzy drzewami znajomych twarzy, uważnych oczu, ukradkowych spojrzeń. Ciepły wiatr otulał jego sylwetkę; rozpiął jeden z guzików koszuli i udał się za nią, bez trudu w swoich dużych krokach szybko równając się z drobną sylwetką Solene. Szedł tuż obok niej, blisko jej ciała, drogą, którą obrała, i którą intuicyjnie i on zmierzał, choć nie wskazywała mu żadnego kierunku. Z każdym kolejnym krokiem krajobraz się zmieniał, aż nie dotarli do jakiegoś przedziwnego ogrodu.
— Nie idziemy w dobrym kierunku — ocenił w końcu; wiedział przecież, gdzie mieszkała. Wokół nich było coraz mniej osób. Zauważył to od razu, lecz nie skomentował tego w żaden sposób. Zerknął na nią tylko kontrolnie, upewniając się, że doskonale wie, w którą stronę się kieruje - a jeśli to zaledwie przypadek, to wraz z jego nadejściem czuje ekscytację. — Sądziłem, że krążyliśmy wokół kwestii mojego odprężenia, a nie fizycznej pracy.— Wokół pełno było jabłek.

| zt -> tu



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Kolorowy skwerek - Page 3 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber

Strona 3 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Kolorowy skwerek
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach