Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja
Zamglone wzgórza
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Zamglone wzgórza
To bardzo spokojne miejsce znajduje się w oddaleniu od najbliższych skupisk mugoli. Prawie zawsze osiada tutaj mlecznobiała mgła, ale mimo tego miejsce posiada swój niepowtarzalny urok i jest wprost idealne dla każdego, kto szuka ucieczki od zgiełku i codzienności. Czas wydaje się niemal stawać w miejscu, na pozór nic nie da rady zakłócić naturalnego rytmu przyrody. Czasem pojawiają się tu artyści szukający inspiracji, o czym może świadczyć stara, porzucona sztaluga leżąca gdzieś w trawie i powoli popadająca w zapomnienie. Jeśli dobrze się rozejrzeć, można znaleźć inne drobne pozostałości po sporadycznych odwiedzających: parę zaśniedziałych monet, starą fajkę, pusty flakonik po bliżej nieokreślonym eliksirze. Gdy dzień jest mniej mglisty, na jednym ze wzgórz można dostrzec ruiny starego zamku, najprawdopodobniej wzniesionego przez mugoli i opuszczonego wieki temu. Poniżej, w dolinie, znajduje się podmokły las, spowity najgęstszą mgłą i owiany tajemnicą. Czy odważysz się zejść z przyjemnego, cichego wzgórza prosto w jego serce? Niektórzy mówią, że z racji odległości od mugolskich siedlisk upodobały go sobie magiczne stworzenia.
Bones przestąpiła z nogi na nogę, patrząc na Priscillę.
— Spotkaliśmy się właśnie po to by uzgodnić, jak zamierzamy egzekwować prawo, które w aktualnej sytuacji nie tyczy się wszystkich. Część arystokracji, ludzie zrzeszeni z Sama Wiesz Kim są wyjęci spod prawa. Zaślepia cię niechęć do mugoli. Pomyliłam się. Dobrze wypełniasz swoje obowiązki, ale nie powinno cię tu dziś być.— Głos Edith rozbrzmiał goryczą i irytacją, ale na jej twarzy, po której spływały gęsto krople wody trudno było odczytać jakąkolwiek emocję. Nie powiedziała do niej już nic więcej, czekając aż Brendan wykona swoje zadanie.
— W porządku, niech tak będzie. Podoba mi się. Ale to są też zwroty, które łatwo będzie pomylić przy normalnych, codziennych sprawach, a nie chodzi nam o wprowadzenie zamętu. Kod musi być łatwy do zapamiętania i prosty do rozpoznania tylko przez nas. Michael ma rację, wszyscy muszą mieć co do niego pewność. Chciałabym, żebyście wspólnie opracowali system kodów, który się sprawdzi, kiedy nie będziemy korzystać z patronusów. Gotowy szyft dostarczycie mi do domu, a ja przekażę go wszystkim, którzy wam w tym nie pomogą, zgoda? — Zerknęła na Justine i Michaela, ale oczywiście kierowała słowa do wszystkich, każdy z nich bowiem miał brać udział w wymianie tajnej korespondencji. — Tak— przytaknęła Bones kursantce. — Potrzebujemy niezbitych dowodów. na tyle obciążających, by dranie nie mogli się wywinąć. A to znaczy, że w przypadku jednego gumochłoniegosyna możemy mieć tylko jeden strzał, później będzie bardziej ostrożny, czujny, niedostępny. Nie możemy się spalić. Wychodząc z dowodami na światło dzienne musimy mieć świadomość, że porażka odbije się na nas, Malfoy będzie próbował udowodnić nam niesubordynację i działania buntownicze. Dlatego tak ważne jest, byśmy coś na nich mieli. Coś konkretnego.— Ponownie przeniosła wzrok na jej starszego brata i kiwnęła głową, kiedy za nią odpowiedział Brendan. — Góra będzie wiedziała tylko to, co musi wiedzieć, czyli, że wykonujecie oficjalne rozkazy, łapiąc sprzymierzeńców Grindelwalda i niezrzeszonych z Sami Wiecie Kim czarnoksiężników.
— Pamiętajcie, że samo wtrącenie do celi to tylko połowa sukcesu, niezbite dowody będzie trzeba postawić przed Wizengamotem, który osądzi o dalszym losie naszych zatrzymanych — wtrącił Longbottom, uzupełniając tym samy wypowiedź Bones kierowaną do Michaela. —Arturze, podobne przedmioty na pewno ułatwiłyby nam pracę.— Przyznał Harold, kiwając w zamyśleniu głową. — Jesteś w stanie się tego podjąć? Sophio?
Kiedy Anthony zaczął opowiadać o tym, co wydarzyło się w Stonehenge zdawać się mogło, że nawet burza na moment zelżała, grzmoty na chwilę ucichły, wszystko jakby ustało — choć było to złudne wrażenie.
— Tknięcie tych trzech to jak wsadzenie różdżki w źródło anomalii— prychnęła z irytacją Bones, kręcąc z niedowierzaniem głową. — Na pewno zachęci do pójścia ich śladem, na pewno będą apelować o działanie do swoich członków rodzin, a także najbliższych sojuszników. Warto zwrócić uwagę na to kto z kim będzie zawierał w najbliższym czasie małżeństwa. Po szczycie będą pewnie powstawać nowe sojusze, a razem z nimi wymiana rodzinnych dóbr i tajemnic. Sytuacja Selwynów dobitnie pokazała, że wszystko może zmienić się w jednej chwili. Zapamiętajcie te nazwiska, to aktualni lub potencjalni sprzymierzeńcy Sami Wiecie Kogo. O arogancji Magnusa słyszałam. raczej nie obawia się wymachiwania różdżką i obrzucania aurorów zaklęciami niewybaczalnymi. Brendanie, mam nadzieję, że masz go na oku. — Bones pamiętała jego raport, to właśnie Weasley stoczył z nim pojedynek. Skinęła również głową Samuelowi. — Mulciber również. Anthony, Rosier pewnie nie wpuści cię do rezerwatu, może nie będzie chciał nawet z tobą rozmawiać, a śledztwo przeciwko niemu dąży do odgórnego umorzenia. Wpadłeś na jakiś trop? Jeśli tak to warto podążać jego śladem. Jeśli zdecydujesz się odwiedzić Rosiera wezmę to na siebie. Coś wymyślę. Zapraszając was tu i prosząc o działanie w podziemiu jestem świadoma konsekwencji i wesprę was tam, gdzie tylko będę potrafiła. Fox,, na wszystko, co doprowadzi tych ludzi do stanięcia przed Wizengamotem. Każdego z nich powinien czekać proces. Uczciwy, sprawiedliwy. Proces, który udowodni ich winę i wpakuje tam, gdzie powinni być już dawno temu. Macie wolną rękę, ale informujcie mnie, kiedy napotkanie trudności.
Longbottom wysłuchał Foxa i kiedy skończył zaczął odpowiadać na jego wątpliwości:
— Nie da się ukryć, że nowy Azkaban nie znajduje się na maleńkiej wyspie, gdzieś na środku morza, w lokalizacji, której nikt naprawdę nie zna, tylko tu, w sercu Londynu, pod Tower — Longbottom spojrzał na Fredericka pewnie, a jego głos brzmiał zdecydowaniem. — Na tyle jest więc w teorii niedostępny poplecznikom Voldemorta. Ale więzienie jest tak skonstruowane, że w pojedynkę łatwo jest się w nim zgubić, a przebywanie tam, zapewniam was wszystkich, nie należy do najprzyjemniejszych. Cele więzienia są bardzo dobrze zabezpieczone. Propozycja Brendana jest koniecznością. Bones się tym zajmie. Dopilnuje by odgórnie poszły nakazy wprowadzania wszystkich więźniów ze spętanymi dłońmi i w żelaznych maskach, które nie zdradzą ich tożsamości, ale i nie pozwolą na wydobycie słowa. Nie wzbudzimy w ten sposób zainteresowania, wprowadzając między zamaskowanymi zbrodniarzami naszych więźniów. Głęboko, w panoptikonie snują się dementorzy. Ci sami dementorzy, którzy gnębili sojuszników Voldemorta, i ci sami, którzy jakimś sposobem ulegli jemu samemu. To ich odstraszy przed wycieczkami w tamten rejon, ale dlatego tak ważne jest, żeby ich wprowadzać potajemnie, pozbawionych tożsamości, sposobności do zareagowania i ucieczki. Uprzedzając wasze wątpliwości, dementorzy nie są w stanie ich samodzielnie rozpoznać, o ile nie mieli ze sobą nic wspólnego, nie zareagują bo więźniowie nie będą w stanie się z nimi skomunikować, a nie uwolnią ich ponieważ sam Malfoy kazał im pilnować zamkniętych tam sprzymierzeńców Grindelwalda. — Zrobił krótką pauzę, spoglądając na jaśniejące w blasku piorunów wzgórza. — Nie znam aktualnego miejsca pobytu architekta, ale nazywa się George Rowston, możecie spróbować go odnaleźć i z nim porozmawiać o planach zanim zrobi to ktoś inny. — Longbottom spojrzał na Bones, która gorączkowo nad czymś myślała.
— Sowy w ministerstwie łatwiej jest dopaść niż te, które latają na Nokturn, ale powinniście próbować. Być może w którymś z listów będzie coś, co pozwoli nam poruszyć się krok dalej. W każdym razie musicie być piekielnie ostrożni.
Kiedy Brendan odszedł od wszystkich, by wymazać kobiecie wspomnienie tego spotkania, tuż po wypowiedzeniu inkantacji okolicę przeszył głośny, dźwięczny grzmot, a powietrze wypełniło się naelektryzowaną energią. Wszyscy zgromadzeni poczuli chwilową słabość, która nastąpiła nagle i niespodziewanie, a Priscilla w ułamku sekundy zupełnie zapomniała o tym, co tu się zdarzyło. Zapomniała również o liście od Edith Bones, który ją tu przywdiódł, rozmowie, w którą się wdała, twarzach zgromadzonych i o tym, że postanowiono jej usunąć pamięć. Czarownica była przez chwilę zdezorientowana, zupełnie nie wiedziała, co tutaj robi i jak się tu znalazła.
| Na odpis macie 48h. Kolejność odpisów dowolna.
Veritas Claro (Artur) 4/5
Zaklęcie Brendana zostaje uznane za skuteczne, a tego procesu nie da się cofnąć.
— Spotkaliśmy się właśnie po to by uzgodnić, jak zamierzamy egzekwować prawo, które w aktualnej sytuacji nie tyczy się wszystkich. Część arystokracji, ludzie zrzeszeni z Sama Wiesz Kim są wyjęci spod prawa. Zaślepia cię niechęć do mugoli. Pomyliłam się. Dobrze wypełniasz swoje obowiązki, ale nie powinno cię tu dziś być.— Głos Edith rozbrzmiał goryczą i irytacją, ale na jej twarzy, po której spływały gęsto krople wody trudno było odczytać jakąkolwiek emocję. Nie powiedziała do niej już nic więcej, czekając aż Brendan wykona swoje zadanie.
— W porządku, niech tak będzie. Podoba mi się. Ale to są też zwroty, które łatwo będzie pomylić przy normalnych, codziennych sprawach, a nie chodzi nam o wprowadzenie zamętu. Kod musi być łatwy do zapamiętania i prosty do rozpoznania tylko przez nas. Michael ma rację, wszyscy muszą mieć co do niego pewność. Chciałabym, żebyście wspólnie opracowali system kodów, który się sprawdzi, kiedy nie będziemy korzystać z patronusów. Gotowy szyft dostarczycie mi do domu, a ja przekażę go wszystkim, którzy wam w tym nie pomogą, zgoda? — Zerknęła na Justine i Michaela, ale oczywiście kierowała słowa do wszystkich, każdy z nich bowiem miał brać udział w wymianie tajnej korespondencji. — Tak— przytaknęła Bones kursantce. — Potrzebujemy niezbitych dowodów. na tyle obciążających, by dranie nie mogli się wywinąć. A to znaczy, że w przypadku jednego gumochłoniegosyna możemy mieć tylko jeden strzał, później będzie bardziej ostrożny, czujny, niedostępny. Nie możemy się spalić. Wychodząc z dowodami na światło dzienne musimy mieć świadomość, że porażka odbije się na nas, Malfoy będzie próbował udowodnić nam niesubordynację i działania buntownicze. Dlatego tak ważne jest, byśmy coś na nich mieli. Coś konkretnego.— Ponownie przeniosła wzrok na jej starszego brata i kiwnęła głową, kiedy za nią odpowiedział Brendan. — Góra będzie wiedziała tylko to, co musi wiedzieć, czyli, że wykonujecie oficjalne rozkazy, łapiąc sprzymierzeńców Grindelwalda i niezrzeszonych z Sami Wiecie Kim czarnoksiężników.
— Pamiętajcie, że samo wtrącenie do celi to tylko połowa sukcesu, niezbite dowody będzie trzeba postawić przed Wizengamotem, który osądzi o dalszym losie naszych zatrzymanych — wtrącił Longbottom, uzupełniając tym samy wypowiedź Bones kierowaną do Michaela. —Arturze, podobne przedmioty na pewno ułatwiłyby nam pracę.— Przyznał Harold, kiwając w zamyśleniu głową. — Jesteś w stanie się tego podjąć? Sophio?
Kiedy Anthony zaczął opowiadać o tym, co wydarzyło się w Stonehenge zdawać się mogło, że nawet burza na moment zelżała, grzmoty na chwilę ucichły, wszystko jakby ustało — choć było to złudne wrażenie.
— Tknięcie tych trzech to jak wsadzenie różdżki w źródło anomalii— prychnęła z irytacją Bones, kręcąc z niedowierzaniem głową. — Na pewno zachęci do pójścia ich śladem, na pewno będą apelować o działanie do swoich członków rodzin, a także najbliższych sojuszników. Warto zwrócić uwagę na to kto z kim będzie zawierał w najbliższym czasie małżeństwa. Po szczycie będą pewnie powstawać nowe sojusze, a razem z nimi wymiana rodzinnych dóbr i tajemnic. Sytuacja Selwynów dobitnie pokazała, że wszystko może zmienić się w jednej chwili. Zapamiętajcie te nazwiska, to aktualni lub potencjalni sprzymierzeńcy Sami Wiecie Kogo. O arogancji Magnusa słyszałam. raczej nie obawia się wymachiwania różdżką i obrzucania aurorów zaklęciami niewybaczalnymi. Brendanie, mam nadzieję, że masz go na oku. — Bones pamiętała jego raport, to właśnie Weasley stoczył z nim pojedynek. Skinęła również głową Samuelowi. — Mulciber również. Anthony, Rosier pewnie nie wpuści cię do rezerwatu, może nie będzie chciał nawet z tobą rozmawiać, a śledztwo przeciwko niemu dąży do odgórnego umorzenia. Wpadłeś na jakiś trop? Jeśli tak to warto podążać jego śladem. Jeśli zdecydujesz się odwiedzić Rosiera wezmę to na siebie. Coś wymyślę. Zapraszając was tu i prosząc o działanie w podziemiu jestem świadoma konsekwencji i wesprę was tam, gdzie tylko będę potrafiła. Fox,, na wszystko, co doprowadzi tych ludzi do stanięcia przed Wizengamotem. Każdego z nich powinien czekać proces. Uczciwy, sprawiedliwy. Proces, który udowodni ich winę i wpakuje tam, gdzie powinni być już dawno temu. Macie wolną rękę, ale informujcie mnie, kiedy napotkanie trudności.
Longbottom wysłuchał Foxa i kiedy skończył zaczął odpowiadać na jego wątpliwości:
— Nie da się ukryć, że nowy Azkaban nie znajduje się na maleńkiej wyspie, gdzieś na środku morza, w lokalizacji, której nikt naprawdę nie zna, tylko tu, w sercu Londynu, pod Tower — Longbottom spojrzał na Fredericka pewnie, a jego głos brzmiał zdecydowaniem. — Na tyle jest więc w teorii niedostępny poplecznikom Voldemorta. Ale więzienie jest tak skonstruowane, że w pojedynkę łatwo jest się w nim zgubić, a przebywanie tam, zapewniam was wszystkich, nie należy do najprzyjemniejszych. Cele więzienia są bardzo dobrze zabezpieczone. Propozycja Brendana jest koniecznością. Bones się tym zajmie. Dopilnuje by odgórnie poszły nakazy wprowadzania wszystkich więźniów ze spętanymi dłońmi i w żelaznych maskach, które nie zdradzą ich tożsamości, ale i nie pozwolą na wydobycie słowa. Nie wzbudzimy w ten sposób zainteresowania, wprowadzając między zamaskowanymi zbrodniarzami naszych więźniów. Głęboko, w panoptikonie snują się dementorzy. Ci sami dementorzy, którzy gnębili sojuszników Voldemorta, i ci sami, którzy jakimś sposobem ulegli jemu samemu. To ich odstraszy przed wycieczkami w tamten rejon, ale dlatego tak ważne jest, żeby ich wprowadzać potajemnie, pozbawionych tożsamości, sposobności do zareagowania i ucieczki. Uprzedzając wasze wątpliwości, dementorzy nie są w stanie ich samodzielnie rozpoznać, o ile nie mieli ze sobą nic wspólnego, nie zareagują bo więźniowie nie będą w stanie się z nimi skomunikować, a nie uwolnią ich ponieważ sam Malfoy kazał im pilnować zamkniętych tam sprzymierzeńców Grindelwalda. — Zrobił krótką pauzę, spoglądając na jaśniejące w blasku piorunów wzgórza. — Nie znam aktualnego miejsca pobytu architekta, ale nazywa się George Rowston, możecie spróbować go odnaleźć i z nim porozmawiać o planach zanim zrobi to ktoś inny. — Longbottom spojrzał na Bones, która gorączkowo nad czymś myślała.
— Sowy w ministerstwie łatwiej jest dopaść niż te, które latają na Nokturn, ale powinniście próbować. Być może w którymś z listów będzie coś, co pozwoli nam poruszyć się krok dalej. W każdym razie musicie być piekielnie ostrożni.
Kiedy Brendan odszedł od wszystkich, by wymazać kobiecie wspomnienie tego spotkania, tuż po wypowiedzeniu inkantacji okolicę przeszył głośny, dźwięczny grzmot, a powietrze wypełniło się naelektryzowaną energią. Wszyscy zgromadzeni poczuli chwilową słabość, która nastąpiła nagle i niespodziewanie, a Priscilla w ułamku sekundy zupełnie zapomniała o tym, co tu się zdarzyło. Zapomniała również o liście od Edith Bones, który ją tu przywdiódł, rozmowie, w którą się wdała, twarzach zgromadzonych i o tym, że postanowiono jej usunąć pamięć. Czarownica była przez chwilę zdezorientowana, zupełnie nie wiedziała, co tutaj robi i jak się tu znalazła.
| Na odpis macie 48h. Kolejność odpisów dowolna.
Veritas Claro (Artur) 4/5
Zaklęcie Brendana zostaje uznane za skuteczne, a tego procesu nie da się cofnąć.
Priscilla chwyciła się za głowę czując coś… coś dziwnego. Nie był to ból, a dyskomfort, który na moment zmusił ją do zamknięcia oczu. Stała przez chwilę, nieruchomo, próbując opanować swoje ciało. Jednocześnie zaczęły docierać do niej dziwne… naprawdę dziwne sygnały. Zimno. Wiatr. Deszcz. Mokry płaszcz. Przez chwilę wygaszone zmysły zaczęły do niej wracać.
Niemal podskoczyła, unosząc głowę i rozglądając się dookoła. W oczach kobiety błyszczał strach. Co ona tu robiła? Czemu tak blisko niej stał ten rudy nieznajomy?
Zagubiona Priscilla zrobiła krok w tył, zauważając, że wciąż ściska w ręce różdżkę. Uniosła rękę o kilka centymetrów, jednak gdy zorientowała się, co robi, opuściła ją ponownie. Nie do końca jeszcze panowała nad swoim ciałem i myślami.
– Co… co ja tu robię? Co się dzieje? – spytała, rozglądając się po zebranych. – Kim pan jest – Jej głos brzmiał już pewniej, odzyskał nieco pewności typowej dla Priscilli, choć widać było, że czarownica w dalszym ciągu jest mocno zagubiona i nie ma pojęcia, co ma ze sobą zrobić.
Zadrżała z zimna, odruchowo chwytając się za ramię. Ta pogoda była naprawdę koszmarna.
Niemal podskoczyła, unosząc głowę i rozglądając się dookoła. W oczach kobiety błyszczał strach. Co ona tu robiła? Czemu tak blisko niej stał ten rudy nieznajomy?
Zagubiona Priscilla zrobiła krok w tył, zauważając, że wciąż ściska w ręce różdżkę. Uniosła rękę o kilka centymetrów, jednak gdy zorientowała się, co robi, opuściła ją ponownie. Nie do końca jeszcze panowała nad swoim ciałem i myślami.
– Co… co ja tu robię? Co się dzieje? – spytała, rozglądając się po zebranych. – Kim pan jest – Jej głos brzmiał już pewniej, odzyskał nieco pewności typowej dla Priscilli, choć widać było, że czarownica w dalszym ciągu jest mocno zagubiona i nie ma pojęcia, co ma ze sobą zrobić.
Zadrżała z zimna, odruchowo chwytając się za ramię. Ta pogoda była naprawdę koszmarna.
Istnieją wyłącznie i niezmiennie jedynie źli ludzie, ale niektórzy stoją po przeciwnych stronach.
Priscilla Morgan
Zawód : Wiedźmia straż
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Jeśli cokolwiek przygnębiało ją bardziej niż własny cynizm, to fakt, że często nie była aż tak cyniczna jak prawdziwy świat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Rodzina była najważniejsza i w jednej chwili jakby z uderzeniem kolejnego pioruna poczuła przeszywający jej ciało dreszcz. Czarownica w jednej chwili zupełnie się spięła, co pewnie dostrzec mógł jedynie stojący obok niej Gabriel, najlepiej mogący obserwować jej reakcje poprzez panującą ciemność. Zwiał mocniejszy wiatr, powodujący dreszcze, jednak to nie z tego powodu drżały obie ręce rudowłosej czarownicy. Drżały zupełnie z innego powodu.
Jej wzrok przeszedł po twarzach zgromadzonych. Wzrok spłoszonej zwierzyny. Analizowała wszystkie twarze po kolei - nie miała wątpliwości co do postawy zakonników, jednak nie byli tutaj tylko oni. Zatrzymała się ostatecznie na Brendanie, który wyprowadził Priscillę dalej. I jeszcze chwilę temu, zbuntowałaby się ku temu rozwiązaniu, bo przecież rodzina jest najważniejsza, prawda? Stanęłaby w obronie Priscilli, ale nie po jej słowach. Nie po tak lekkomyślnym wydaniu faktu, kim jest jej siostra. Marcella nie wstydziła się tego, kim była Arabella - wręcz przeciwnie, była dumna, że kobieta odnalazła swoją ścieżkę pomimo przeciwności losu. Jednak wychodziła z założenia, że im mniej osób wie to jako informację zupełnie jasną dla wszystkich, tym bezpieczniejsza jest jej siostra. Nigdy nie zostanie uznana za zabawkę, którą można robić co się chce. Będzie daleko od tego całego bajzlu. Teraz nie było już takiej opcji. I choć wszystkie spojrzenia skupione były na Haroldzie i Edith, w tej chwili Marcella czuła się, jakby każdy patrzył na nią - na osobę, ukrywającą straszną tajemnicę za drzwiami rodzinnego domu.
I przez chwilę miała ochotę wyciągnąć różdżkę tylko po to, by uciszyć kuzynkę. Ostatecznie jednak tylko spuściła wzrok, pozwalając, by deszczowe krople z czoła spłynęły na jej twarz. Bała się, że to będzie oddziaływać na jej ukochaną siostrę. Bała się teraz, że Morgan... Morgan ubzdura sobie, że to wszystko wina mugoli, tak jak ubzdurała sobie, że tragedia jej rodziny to ich wina.
Odwróciła wzrok od miejsca, w którym chwilę później pojawiła się błyskawica, a zaklęcie odebrało Morgan wspomnienia o tym zajściu. Nie będzie mogła nawet dostrzec swojego błędu, a Marcella już wiedziała. Nie powinna jej ufać.
- Chciałabym poprosić, żeby trafiała do mnie duża część nazwisk. Wprawdzie dobrze idzie im chronienie tych, którzy używali czarnej magii na wolę Sami Wiecie Kogo, jednak w aktach policyjnych będę próbowała znaleźć wszelkie informacje na temat innych przestępstw. Być może uda się niektórych przymknąć za kradzieże lub przemyt. Gdyby był to choć jeden z nich, będę zadowolona. - powiedziała spokojnie. Jej wzrok powędrował wtedy na Elfiego. Liczyła na jego pomoc. Zmieniła nieco ton swojej wypowiedzi. Czuła się zdradzona, zaatakowana w plecy i dostrzegła dzięki temu, że problem, choć cały czas wydawał się ogromny, był nawet większy niż myślała.
Jej wzrok przeszedł po twarzach zgromadzonych. Wzrok spłoszonej zwierzyny. Analizowała wszystkie twarze po kolei - nie miała wątpliwości co do postawy zakonników, jednak nie byli tutaj tylko oni. Zatrzymała się ostatecznie na Brendanie, który wyprowadził Priscillę dalej. I jeszcze chwilę temu, zbuntowałaby się ku temu rozwiązaniu, bo przecież rodzina jest najważniejsza, prawda? Stanęłaby w obronie Priscilli, ale nie po jej słowach. Nie po tak lekkomyślnym wydaniu faktu, kim jest jej siostra. Marcella nie wstydziła się tego, kim była Arabella - wręcz przeciwnie, była dumna, że kobieta odnalazła swoją ścieżkę pomimo przeciwności losu. Jednak wychodziła z założenia, że im mniej osób wie to jako informację zupełnie jasną dla wszystkich, tym bezpieczniejsza jest jej siostra. Nigdy nie zostanie uznana za zabawkę, którą można robić co się chce. Będzie daleko od tego całego bajzlu. Teraz nie było już takiej opcji. I choć wszystkie spojrzenia skupione były na Haroldzie i Edith, w tej chwili Marcella czuła się, jakby każdy patrzył na nią - na osobę, ukrywającą straszną tajemnicę za drzwiami rodzinnego domu.
I przez chwilę miała ochotę wyciągnąć różdżkę tylko po to, by uciszyć kuzynkę. Ostatecznie jednak tylko spuściła wzrok, pozwalając, by deszczowe krople z czoła spłynęły na jej twarz. Bała się, że to będzie oddziaływać na jej ukochaną siostrę. Bała się teraz, że Morgan... Morgan ubzdura sobie, że to wszystko wina mugoli, tak jak ubzdurała sobie, że tragedia jej rodziny to ich wina.
Odwróciła wzrok od miejsca, w którym chwilę później pojawiła się błyskawica, a zaklęcie odebrało Morgan wspomnienia o tym zajściu. Nie będzie mogła nawet dostrzec swojego błędu, a Marcella już wiedziała. Nie powinna jej ufać.
- Chciałabym poprosić, żeby trafiała do mnie duża część nazwisk. Wprawdzie dobrze idzie im chronienie tych, którzy używali czarnej magii na wolę Sami Wiecie Kogo, jednak w aktach policyjnych będę próbowała znaleźć wszelkie informacje na temat innych przestępstw. Być może uda się niektórych przymknąć za kradzieże lub przemyt. Gdyby był to choć jeden z nich, będę zadowolona. - powiedziała spokojnie. Jej wzrok powędrował wtedy na Elfiego. Liczyła na jego pomoc. Zmieniła nieco ton swojej wypowiedzi. Czuła się zdradzona, zaatakowana w plecy i dostrzegła dzięki temu, że problem, choć cały czas wydawał się ogromny, był nawet większy niż myślała.
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Stonehenge otworzyło wszystkim oczy; być może do przewrou by nie doszło, gdyby zgłaszane sprawy nie były odrzucane i bagatelizowane, spychane, odciągane; być może trzeba było zacząć niejawną działalność już wcześniej - nie była wcale bardziej ryzykowna niż ta teraz, ilość zaangażowanych osób nie miała znaczenia. Mogłem jedynie pluć sobie w brodę, że tak łatwo odpuszczałem, gdy śledztwo nie mogło toczyć się legalnymi kanałami.
Czekała mnie - nasz wszystkich - ciężka praca. Nawet z Wizengamotem zwróconym przeciwko Malfoyowi zdobycie niezbitych dowodów stanowiło priorytet.
- Myślę, że powinniśmy się skupić na tych, których nie chroni nazwisko. Poplecznicy Voldemorta muszą poczuć się mniej bezpiecznie. Złoty krąg nie będzie w stanie zapewnić azylu wszystkim, ich priorytetem są własne rodziny, własne ziemie. Niech Voldemort wie, że jest na celowniku - choć nie koniecznie wie czyim konkretnie. Niech czuje na karku gorący oddech. Niech obawia się o swoją pozycję. - Czuł się pewnie. Jego arogancki popis w Stonehenge był mainifestacją siły - nie był przecież Gauntem pełnej krwi, nazywał się Tom Riddle, nosił naziwsko tych, przeciwko którym zwracał swoje słowa. A jednak, pomimo splugawionego rodowodu, zyzkał poparcie większości lordów. I słusznie przewidział, że nic nie stanie mu na drodze.
W naszym interesie leżało to, aby poddać jego pewność siebie w wątpliwości.
- Rowston. - Skinąłem głową, zapamiętując nazwisko architekta. - Zrobię co w mojej mocy. - Czy też zrobimy, zapewne nie ja jeden zwróciłem uwagę na tę informację. Nie należalo lekceważyć wiedzy, kórą posiadał ten człowiek. Longbottom słusznie zasugerował, że słusznie było go odnaleźć, zanim zrobi to ktoś inny.
Choć nie rozwiązywało to problemu strażników.
Ani dowodów, które w dużej mierze spłonęły wraz ze starym Ministerstwem.
Czekała mnie - nasz wszystkich - ciężka praca. Nawet z Wizengamotem zwróconym przeciwko Malfoyowi zdobycie niezbitych dowodów stanowiło priorytet.
- Myślę, że powinniśmy się skupić na tych, których nie chroni nazwisko. Poplecznicy Voldemorta muszą poczuć się mniej bezpiecznie. Złoty krąg nie będzie w stanie zapewnić azylu wszystkim, ich priorytetem są własne rodziny, własne ziemie. Niech Voldemort wie, że jest na celowniku - choć nie koniecznie wie czyim konkretnie. Niech czuje na karku gorący oddech. Niech obawia się o swoją pozycję. - Czuł się pewnie. Jego arogancki popis w Stonehenge był mainifestacją siły - nie był przecież Gauntem pełnej krwi, nazywał się Tom Riddle, nosił naziwsko tych, przeciwko którym zwracał swoje słowa. A jednak, pomimo splugawionego rodowodu, zyzkał poparcie większości lordów. I słusznie przewidział, że nic nie stanie mu na drodze.
W naszym interesie leżało to, aby poddać jego pewność siebie w wątpliwości.
- Rowston. - Skinąłem głową, zapamiętując nazwisko architekta. - Zrobię co w mojej mocy. - Czy też zrobimy, zapewne nie ja jeden zwróciłem uwagę na tę informację. Nie należalo lekceważyć wiedzy, kórą posiadał ten człowiek. Longbottom słusznie zasugerował, że słusznie było go odnaleźć, zanim zrobi to ktoś inny.
Choć nie rozwiązywało to problemu strażników.
Ani dowodów, które w dużej mierze spłonęły wraz ze starym Ministerstwem.
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
W aktualnej sytuacji znajdowali się w niezwykle niekorzystnym dla nich położeniu – wojna zawsze była doskonałym podłożem dla rozwijającej się polityki, zwłaszcza tej, która demokrację i ogólne dobro społeczności uważała za stary i zużyty komponent władzy; doskonale też radziła sobie z kwestią ekonomiczną, pieniądze w skarbcach szlachciców można było wykorzystać sprzyjające okoliczności do wzbogacenia się na cierpiących i uciskanych. Nie chciało jej się wierzyć, że istniały jeszcze osoby z pośrednio neutralnego środowiska Ministerstwa Magii, które sądziły, że taki obrót spraw był za wszech miar prawidłowy i logiczny. Wzrastała w niej złość, oddechy pogłębiały się, a dłonie zaciskały w pięści, kiedy kobieta opowiadała przed wszystkimi takie bzdury. Dość mieli dookoła siebie głosów za eksterminacją brudnej krwi. Gdy Bren wyszedł do przodu z propozycją oczyszczenia jej pamięci, potoczyła za nim wzrokiem, być może zbyt długo oglądając się za nimi, gdy wychodzili. Skupiała się jednak na rozmowie, na słowach przełożonych, i jak tylko dwójka odeszła dalej, wróciła uwagą na twarz Bones. Włosy były ciężkie, nasączone wodą od samej skóry, aż po końcówki.
Spojrzała na Freda, który zgłosił się do odnalezienia architekta. To nazwisko coś jej mówiło. Nie była pewna, czy kojarzyła dobre akta, ale była pewna, że niedawno czytała o Rowstonie w jednej ze spraw.
– Pomogę ci, Fox – rzuciła do niego z charakterystycznym dla siebie irlandzkim ciągnięciem końcówek. – Słyszałam chyba o nim. Ale muszę się upewnić, czy to faktycznie on.
Spojrzała na Freda, który zgłosił się do odnalezienia architekta. To nazwisko coś jej mówiło. Nie była pewna, czy kojarzyła dobre akta, ale była pewna, że niedawno czytała o Rowstonie w jednej ze spraw.
– Pomogę ci, Fox – rzuciła do niego z charakterystycznym dla siebie irlandzkim ciągnięciem końcówek. – Słyszałam chyba o nim. Ale muszę się upewnić, czy to faktycznie on.
pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
Zapoznanie się z realiami nowego Azkabanu chyba wszystkich nieco uspokoiło. Nie było potrzeby tworzyć nowego miejsca przetrzymywania podejrzanych od podstaw. Powstały wreszcie cele, które przyjdzie im zapełnić. Tego zadania podejmują się już teraz, jednak to dopiero o wojnie, w zależności od jej wyniku, przyjdzie czas ostatecznych rozliczeń. Dlatego dość rozsądnym pomysłem było porozmawianie z architektem więzienia. Rineheart powtórzył sobie w myślach jego personalia. George Rowston. Nie słyszał o tym człowieku. Był gotów zapoznać się z nim osobiście, jednak to Fox jako pierwszy wyraził takową chęć. Jackie zresztą zaproponowała, że go wesprze. Jeśli napotkają na jakieś trudności, mogą się zawsze do niego zwrócić. Oby nie było takiej konieczności.
Kwestia przejęcia korespondencji z Nokturnu wcale nie była tak prosta. Z pewnością będą próbowali, jednak hermetyczna społeczność okrytej złą sławą dzielnicy nie pozwalała im się zbliżyć. Nie powinni liczyć na łut szczęścia w postaci pochwyconej sowy, która mogłaby nieść list z interesującymi ich informacjami, ale równie dobrze nieczytelne bazgroły pijanego w sztok zakochanego młodzika, bądź wynurzenia innego typu.
– Czy jakakolwiek jednostka poczyniła postępy w infiltracji Nokturnu? – spytał z jawnym zainteresowaniem. Nie zamierzał ukrywać, że liczył w tym zakresie przede wszystkim na Wiedźmią Straż. Już we wrześniu dyskutowali na ten temat z Longbottomem. Nie zdziałali jednak zbyt wiele, bo zanim choćby zdążyli poprosić o odpowiednie akta, doszło do zamachu stanu. – Wiem, że nie jest to proste zadanie, ale gra jest warta świeczki. Jeśli poplecznicy Voldemorta gdzieś się gromadzą, a gromadzić się muszą, bo są zbyt dobrze zorganizowani, to na pewno gdzieś tam – na spotkaniu Zakonu już omawiali te kwestię, ale dlaczego mieliby nie skorzystać z efektów pracy wykwalifikowanych szpiegów? Może już oni pozyskali jakiekolwiek wartościowe informacje.
Wykluczenie Priscilli było konieczne dla dobra sprawy. Całe przedsięwzięcie musiało pozostać tajemnicą, dlatego nie mogli pozwolić sobie na wątpliwości. Wystarczyłaby zaledwie jedna słaba osoba, aby ich wszystkich pociągnąć na dno. To nie była zabawa, byli uczestnikami wojny i nie mogli bezczynnie przyglądać się dalszym starciom. Mieli łapać zbrodniarzy, po to przecież każde z nich wstąpił do służby, niezależnie jakiego rodzaju. Skoro warunki nie były sprzyjające dla ich działań, musieli zacząć naginać przepisy i procedury.
Kwestia przejęcia korespondencji z Nokturnu wcale nie była tak prosta. Z pewnością będą próbowali, jednak hermetyczna społeczność okrytej złą sławą dzielnicy nie pozwalała im się zbliżyć. Nie powinni liczyć na łut szczęścia w postaci pochwyconej sowy, która mogłaby nieść list z interesującymi ich informacjami, ale równie dobrze nieczytelne bazgroły pijanego w sztok zakochanego młodzika, bądź wynurzenia innego typu.
– Czy jakakolwiek jednostka poczyniła postępy w infiltracji Nokturnu? – spytał z jawnym zainteresowaniem. Nie zamierzał ukrywać, że liczył w tym zakresie przede wszystkim na Wiedźmią Straż. Już we wrześniu dyskutowali na ten temat z Longbottomem. Nie zdziałali jednak zbyt wiele, bo zanim choćby zdążyli poprosić o odpowiednie akta, doszło do zamachu stanu. – Wiem, że nie jest to proste zadanie, ale gra jest warta świeczki. Jeśli poplecznicy Voldemorta gdzieś się gromadzą, a gromadzić się muszą, bo są zbyt dobrze zorganizowani, to na pewno gdzieś tam – na spotkaniu Zakonu już omawiali te kwestię, ale dlaczego mieliby nie skorzystać z efektów pracy wykwalifikowanych szpiegów? Może już oni pozyskali jakiekolwiek wartościowe informacje.
Wykluczenie Priscilli było konieczne dla dobra sprawy. Całe przedsięwzięcie musiało pozostać tajemnicą, dlatego nie mogli pozwolić sobie na wątpliwości. Wystarczyłaby zaledwie jedna słaba osoba, aby ich wszystkich pociągnąć na dno. To nie była zabawa, byli uczestnikami wojny i nie mogli bezczynnie przyglądać się dalszym starciom. Mieli łapać zbrodniarzy, po to przecież każde z nich wstąpił do służby, niezależnie jakiego rodzaju. Skoro warunki nie były sprzyjające dla ich działań, musieli zacząć naginać przepisy i procedury.
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Michael uśmiechnął się nieco łobuzersko do Justine, gdy Bones spojrzała akurat na nich przy wydawaniu instrukcji co do szyfru. Jego skłonność do szukania dziur w całym oraz kreatywność Just będą doskonale uzupełniać się przy tym zadaniu i powinny zaowocować pomysłowym, ale klarownym sposobem na przekazywanie sobie wiadomości.
-Możemy się tym zająć w jednym z wyciszonych mieszkań. - jego piwnicę skutecznie chroniło zaklęcie, chociaż do lasu ciężko było dotrzeć przy tej pogodzie (wciąż liczył jednak, że burza przejdzie) i mogło to być niekomfortowe dla Londyńczyków. Trochę gubił się w tym, gdzie i kiedy mieszkała jego siostra (pff). Zakładał, że Rineheart'owie, u których ostatnio przebywała, też posiadają odpowiednie zabezpieczenia.
-W ciągu tego tygodnia chętnie opracuję z Just pierwsze wersje szyfru, zapraszamy chętnych i prosimy o kontakt w sprawie waszych pomysłow. - zaproponował, de facto podejmując decyzję za siostrę...jak zdarzało mu się często podczas wspólnych zabaw w dzieciństwie. Teraz też będą się bawić w układanie zagadek, tyle, że dla dorosłych. Miał nadzieję, że nie będzie miała mu za złe zabrania głosu przed nią/za nią, ale prawdę mówiąc - czekał na okazję by spędzić z nią trochę czasu. Może to naiwne, ale łudził się, że wspólna praca nieco zbliży się do siebie, pozwoli mu przebić się przez mur nieprzenikliwości Justine.
Zerknął na Gabriela, mając nadzieję, że brat też do nich dołączy. Taka rodzinna inicjatywa.
Z zainteresowaniem wysłuchał propozycji Kierana.
-Nie miałem jeszcze czynnych spraw na Nokturnie od powrotu do pracy. Istnieje szansa, że dawni przestępcy z którymi miałem do czynienia nie wiedzą, że wróciłem do Londynu. Poza tym muszę tam poszukać śladów odnośnie pewnego narkotykowego śledztwa, więc chętnie pomogę w inflirtacji, najlepiej z pomocą metamorfaga. - zaoferował. Miał nadzieję, że poprzednie sprawy na Nokturnie nie utrudnią mu zadania - ale nigdy nie prowadził tam czegoś na tyle poważnego, by pięć lat temu podpaść tamtejszym szajkom. Od trzech-czterech lat nie pracował w Londynie i zapomniał o Nokturnie...mając nadzieję, że Nokturn zapomniał o nim.
Nie czuł się kompetentny w sprawie wypowiadania się na temat propozycji Marcelli i tego, do kogo powinny trafiać nazwiska. Podświadomie ufał policji mniej niż aurorom, ale Figg wydawała się równą dziewczyną.
Sprawa architekta też wydawała się już ogarnięta przez Foxa i Rineheart - nie ma co mieszać do tego zbyt wiele osób. Mike zamilkł więc, czekając, czy trzeba ustalić coś jeszcze.
Jego myśli biegły też ku Morgan, której nieufnością wciąż się martwił. Nagły przypływ słabości - i miny innych, wskazujące na to samo - uświadomił mu, że Brendan rzucił zaklęcie i pewnie wywołał przy okazji jakąś niewielką anomalię. Miał nadzieję, że zadziałało. Odruchowo spojrzał w ich stronę, szukając oznak dezorientacji w mowie ciała Priscilli.
-Możemy się tym zająć w jednym z wyciszonych mieszkań. - jego piwnicę skutecznie chroniło zaklęcie, chociaż do lasu ciężko było dotrzeć przy tej pogodzie (wciąż liczył jednak, że burza przejdzie) i mogło to być niekomfortowe dla Londyńczyków. Trochę gubił się w tym, gdzie i kiedy mieszkała jego siostra (pff). Zakładał, że Rineheart'owie, u których ostatnio przebywała, też posiadają odpowiednie zabezpieczenia.
-W ciągu tego tygodnia chętnie opracuję z Just pierwsze wersje szyfru, zapraszamy chętnych i prosimy o kontakt w sprawie waszych pomysłow. - zaproponował, de facto podejmując decyzję za siostrę...jak zdarzało mu się często podczas wspólnych zabaw w dzieciństwie. Teraz też będą się bawić w układanie zagadek, tyle, że dla dorosłych. Miał nadzieję, że nie będzie miała mu za złe zabrania głosu przed nią/za nią, ale prawdę mówiąc - czekał na okazję by spędzić z nią trochę czasu. Może to naiwne, ale łudził się, że wspólna praca nieco zbliży się do siebie, pozwoli mu przebić się przez mur nieprzenikliwości Justine.
Zerknął na Gabriela, mając nadzieję, że brat też do nich dołączy. Taka rodzinna inicjatywa.
Z zainteresowaniem wysłuchał propozycji Kierana.
-Nie miałem jeszcze czynnych spraw na Nokturnie od powrotu do pracy. Istnieje szansa, że dawni przestępcy z którymi miałem do czynienia nie wiedzą, że wróciłem do Londynu. Poza tym muszę tam poszukać śladów odnośnie pewnego narkotykowego śledztwa, więc chętnie pomogę w inflirtacji, najlepiej z pomocą metamorfaga. - zaoferował. Miał nadzieję, że poprzednie sprawy na Nokturnie nie utrudnią mu zadania - ale nigdy nie prowadził tam czegoś na tyle poważnego, by pięć lat temu podpaść tamtejszym szajkom. Od trzech-czterech lat nie pracował w Londynie i zapomniał o Nokturnie...mając nadzieję, że Nokturn zapomniał o nim.
Nie czuł się kompetentny w sprawie wypowiadania się na temat propozycji Marcelli i tego, do kogo powinny trafiać nazwiska. Podświadomie ufał policji mniej niż aurorom, ale Figg wydawała się równą dziewczyną.
Sprawa architekta też wydawała się już ogarnięta przez Foxa i Rineheart - nie ma co mieszać do tego zbyt wiele osób. Mike zamilkł więc, czekając, czy trzeba ustalić coś jeszcze.
Jego myśli biegły też ku Morgan, której nieufnością wciąż się martwił. Nagły przypływ słabości - i miny innych, wskazujące na to samo - uświadomił mu, że Brendan rzucił zaklęcie i pewnie wywołał przy okazji jakąś niewielką anomalię. Miał nadzieję, że zadziałało. Odruchowo spojrzał w ich stronę, szukając oznak dezorientacji w mowie ciała Priscilli.
Can I not save one
from the pitiless wave?
Skamander nie wiedział, co jeszcze miałoby się wydarzyć, by do niektórych głów dotarło, że byli na rzeczywistej wojnie, a ta - nie omijała nikogo. Prędzej czy później, pożerała na swej drodze każdego. Najszybciej tych, którzy naiwnie wierzyli, że mogli przed nią uciec. Gorzej - udawać, że jej nie ma. I może mógłby podobne persony zignorować, ale jeśli swoje trzy grosze próbowali przecisnąć w ich szeregi, zaczynało mu się robić słabo.
Wiadomość o nowej wersji Azkabanu, tylko częściowo pokrywała braki w jego realnym odzwierciedleniu. Dementorzy, którzy stanowili trzon "ryzów", które potrafiły wywołać strach wśród czarnoksiężników, przestał nosić miano kary. Jak widać - fałszywie. Na szczęście dla nich i ku przestrodze przyszłych więźniów. Samuel wierzył, że rozwiązanie, które zostało im przedstawione, rzeczywiście sprawdzi się w formie więzienia.
Przestał bez ustanku rozglądać się po zebranych, bardziej skupiając na głosach, które kontynuowały ustalenia. I tych słuchać powinien. Tylko przelotnie zatrzymał wzrok na pogrążonej w cieniu, twarzy Figg, tym bardziej, gdy poprosiła o swój przydział. Pomysł był dobry, a grzebanie w przeszłości, mogło przynieść dodatkowe ślady. Być może też - warto było wrócić do starszych, nierozwiązanych spraw. W nowym świetle - tego co można było zdobyć i co zdążyli się dowiedzieć - znajdą powiązania ze ściganymi?
- Infiltracja, to niestety trochę za duże słowo, ale można tam złapać kilku informatorów - odnalazł wzrok starszego aurora. Skinął mu głową z szacunkiem i spojrzał na Longbottoma. Przyszło mu do głowy jedno skojarzenie, o której kiedyś już rozmawiali z Kieranem - Ostatnia poszlaka, kończyła się w Białej Wywernie - spalonej pożogą podczas akcji aurorskiej Rogersa - były szew biura zginał, zamordowany przez Voldemorta i Samuel wciąż nie potrafił się pozbyć bolesnego zgrzytu na wspomnienie całej misji. I ten sam, podpalił budynek - Dotarły jednak głosy, że powstał tam nowy budynek, ale - to wciąż Nokturn - gdyby to któryś z aurorów pojawił się w zatęchłych progach marginalnej części magicznego Londynu, prawdopodobnie nie zdążyłby wypowiedzieć w całości zaklęcia Protego, lądując gdzieś w rynsztoku. Być może ci uzdolnieni w magii zmiany ciała, mogli coś zdziałać. Albo rozbudowane sieci powiązań.
Słabość, która przyszła wraz z nowym potokiem deszczu i uderzeniami piorunów, nie powinna była go dziwić. Widział przecież oddalająca się sylwetkę Brendana, widział i postać kobiety, którą wyprowadzał. Magia szalała, wykrzywiając zaklęcia, którymi się posługiwali, dodając zupełnie nieprzewidziane efekty. Jak teraz. Jeśli anomalie w końcu ustąpią, prawdopodobnie bardzo się zdziwi w niejakim przyzwyczajeniu, oczekując zmian. A te - rozlewały się przecież szybciej, niż ściekający gęsto deszcz na ich głowach.
Wiadomość o nowej wersji Azkabanu, tylko częściowo pokrywała braki w jego realnym odzwierciedleniu. Dementorzy, którzy stanowili trzon "ryzów", które potrafiły wywołać strach wśród czarnoksiężników, przestał nosić miano kary. Jak widać - fałszywie. Na szczęście dla nich i ku przestrodze przyszłych więźniów. Samuel wierzył, że rozwiązanie, które zostało im przedstawione, rzeczywiście sprawdzi się w formie więzienia.
Przestał bez ustanku rozglądać się po zebranych, bardziej skupiając na głosach, które kontynuowały ustalenia. I tych słuchać powinien. Tylko przelotnie zatrzymał wzrok na pogrążonej w cieniu, twarzy Figg, tym bardziej, gdy poprosiła o swój przydział. Pomysł był dobry, a grzebanie w przeszłości, mogło przynieść dodatkowe ślady. Być może też - warto było wrócić do starszych, nierozwiązanych spraw. W nowym świetle - tego co można było zdobyć i co zdążyli się dowiedzieć - znajdą powiązania ze ściganymi?
- Infiltracja, to niestety trochę za duże słowo, ale można tam złapać kilku informatorów - odnalazł wzrok starszego aurora. Skinął mu głową z szacunkiem i spojrzał na Longbottoma. Przyszło mu do głowy jedno skojarzenie, o której kiedyś już rozmawiali z Kieranem - Ostatnia poszlaka, kończyła się w Białej Wywernie - spalonej pożogą podczas akcji aurorskiej Rogersa - były szew biura zginał, zamordowany przez Voldemorta i Samuel wciąż nie potrafił się pozbyć bolesnego zgrzytu na wspomnienie całej misji. I ten sam, podpalił budynek - Dotarły jednak głosy, że powstał tam nowy budynek, ale - to wciąż Nokturn - gdyby to któryś z aurorów pojawił się w zatęchłych progach marginalnej części magicznego Londynu, prawdopodobnie nie zdążyłby wypowiedzieć w całości zaklęcia Protego, lądując gdzieś w rynsztoku. Być może ci uzdolnieni w magii zmiany ciała, mogli coś zdziałać. Albo rozbudowane sieci powiązań.
Słabość, która przyszła wraz z nowym potokiem deszczu i uderzeniami piorunów, nie powinna była go dziwić. Widział przecież oddalająca się sylwetkę Brendana, widział i postać kobiety, którą wyprowadzał. Magia szalała, wykrzywiając zaklęcia, którymi się posługiwali, dodając zupełnie nieprzewidziane efekty. Jak teraz. Jeśli anomalie w końcu ustąpią, prawdopodobnie bardzo się zdziwi w niejakim przyzwyczajeniu, oczekując zmian. A te - rozlewały się przecież szybciej, niż ściekający gęsto deszcz na ich głowach.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Jednostka Priscilli nie była jej znana, ale słowa, który wypowiadały jej usta jasno świadczyły o tym, że nie rozumiała. Nie rozumiała tego, co było prawdziwie ważne i co działo się w ich świecie.
Bones przestąpiła z nogi na nogę, patrząc na Priscillę. Nie odezwała się w jej kierunku, nie powiedziała nic, nie musiała. Jej zdanie wypowiedzieli inni, a Brendan niezwłocznie przeszedł do działania, na które zezwoliła Bones. Odprowadziła przyjaciela wzrokiem, powracając spojrzeniem do szefowej.
- Możemy skupić się na codziennych sprzecznościach które stoją blisko, ale będą jasnym sygnałem. - odpowiedziała kobiecie. Wiedziała, że opracowanie systemu komunikacji na szybko może nie być najlepszym środkiem a ten, który zaproponowała miał jeszcze luki, które należało rozpatrzyć i załatać. - Oczywiście. - odpowiedziała skinając lekko głową pozwalając by to Michael podjął pierwsze postanowienia. Był jej starszym bratem, ale jednocześnie też był jej przełożonym. Zmarszczyła brwi na jej słowa i zasznurowała usta.
- Spotkałam Mulcibera ponownie, jedna z anomalii wrzuciła w nas w to samo miejsce. Trudno na szybko wszystko opisać, jednak tam też sięgnął po czarną magię, prawie zabił też jedną z kobiet która tam była. - podjęła temat mężczyzny przesuwając spojrzenie z Ministra na Szefową Biura Aurorów. - Mogę przekazać wspomnienie z tego miejsca. - powiedziała myśląc dalej i dokładniej. To była prawda, ruszenie w tej chwili nestorów był cholernie ciężkie. Chyba… chyba że udałoby im się rzeczywiście zgromadzić dowody których nie dałoby się obrócić. - Sigrun Rookwood - podała kolejne nazwisko, Skamander Brendan i Fox słyszeli je z ust Notta, pierwsza druga wiedziała jeszcze więcej. - Pozbawiła mnie nogi. Rzuciła zaklęcie niewybaczalne. - zawiesiła głos nie wchodząc w szczegóły. - I Drew Macnair. Zna czarną magię, korzysta z niej. - wymieniła nazwiska głośno, by każdy kto nie był z nimi zaznajomiony mógł je dokładnie zapamiętać. Jeśli nie mogli skupić się na tych co mieli zbyt wiele pomocy, mogli się skupić na tych, których nie chroniło nazwisko, choć i dobranie się do nich nie mogło być łatwe.
Bones przestąpiła z nogi na nogę, patrząc na Priscillę. Nie odezwała się w jej kierunku, nie powiedziała nic, nie musiała. Jej zdanie wypowiedzieli inni, a Brendan niezwłocznie przeszedł do działania, na które zezwoliła Bones. Odprowadziła przyjaciela wzrokiem, powracając spojrzeniem do szefowej.
- Możemy skupić się na codziennych sprzecznościach które stoją blisko, ale będą jasnym sygnałem. - odpowiedziała kobiecie. Wiedziała, że opracowanie systemu komunikacji na szybko może nie być najlepszym środkiem a ten, który zaproponowała miał jeszcze luki, które należało rozpatrzyć i załatać. - Oczywiście. - odpowiedziała skinając lekko głową pozwalając by to Michael podjął pierwsze postanowienia. Był jej starszym bratem, ale jednocześnie też był jej przełożonym. Zmarszczyła brwi na jej słowa i zasznurowała usta.
- Spotkałam Mulcibera ponownie, jedna z anomalii wrzuciła w nas w to samo miejsce. Trudno na szybko wszystko opisać, jednak tam też sięgnął po czarną magię, prawie zabił też jedną z kobiet która tam była. - podjęła temat mężczyzny przesuwając spojrzenie z Ministra na Szefową Biura Aurorów. - Mogę przekazać wspomnienie z tego miejsca. - powiedziała myśląc dalej i dokładniej. To była prawda, ruszenie w tej chwili nestorów był cholernie ciężkie. Chyba… chyba że udałoby im się rzeczywiście zgromadzić dowody których nie dałoby się obrócić. - Sigrun Rookwood - podała kolejne nazwisko, Skamander Brendan i Fox słyszeli je z ust Notta, pierwsza druga wiedziała jeszcze więcej. - Pozbawiła mnie nogi. Rzuciła zaklęcie niewybaczalne. - zawiesiła głos nie wchodząc w szczegóły. - I Drew Macnair. Zna czarną magię, korzysta z niej. - wymieniła nazwiska głośno, by każdy kto nie był z nimi zaznajomiony mógł je dokładnie zapamiętać. Jeśli nie mogli skupić się na tych co mieli zbyt wiele pomocy, mogli się skupić na tych, których nie chroniło nazwisko, choć i dobranie się do nich nie mogło być łatwe.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
Deszcz wciąż obficie padał z nieba, ale Sophia wytrwale stała na wzgórzu pomiędzy innymi aurorami, mając świadomość, że uczestniczy w czymś ważnym. Ryzykownym, ale jednocześnie koniecznym, by zadbać o to, aby Biuro Aurorów mogło wypełniać zadania, do których zostało powołane. Obecna władza dyszała im w kark i za wszelką cenę próbowała się ich pozbyć, pozbawić możliwości działania, ale istnienie alternatywy podnosiło ją na duchu. Zdawała sobie jednak sprawę, że to będzie trudne wyzwanie, gromadzić niezbite dowody i działać tak, żeby nikt na górze nie domyślił się, co robili i że wcale nie chwytali tylko niedobitków zwolenników Grindelwalda i niezrzeszonych czarnoksiężników. Ale wśród nich było wielu bardzo zdolnych aurorów, Sophia także z każdym kolejnym miesiącem potrafiła coraz więcej. Hartował się również jej charakter, była kobietą silną, niezależną i powoli coraz bardziej oswajającą się w rzeczywistości, w której żyli, zwłaszcza pod wpływem tego, co doświadczyła w październiku, dwukrotnie znajdując się na granicy śmierci. A nie dotykało to tylko jej, inni członkowie Zakonu oraz aurorzy również zmagali się z poważnymi wyzwaniami i zagrożeniami.
Wciąż wsłuchiwała się w padające słowa, wychwytując je pomimo szelestu kropel deszczu uderzających o rozmokłą trawę wokół nich. Padały kolejne pytania i propozycje, choć miała wrażenie, że spotkanie powoli chyli się ku końcowi. Longbottom zareagował jednak na jej propozycję.
Skinęła głową.
- Fałszywe monety z komunikatami na boku w miejscu, gdzie normalnie jest wybity numer seryjny goblina – odezwała się. – Nawet jeśli ktoś by postanowił sprawdzić co mamy w kieszeniach, to przecież każdy może nosić przy sobie galeona. Zmiana komunikatu na jednej spowoduje zależne zmiany na pozostałych. Mogłyby się przydać w okolicznościach, kiedy nie ma możliwości wysłania listu sową.
Dotąd nie rzucała tego zaklęcia, ale jej możliwości magiczne rosły, więc prawdopodobnie byłaby w stanie to zrobić, jakby najpierw poćwiczyła na czymś innym. Kiedyś chyba nawet proponowała coś podobnego na którymś ze spotkań Zakonu, i nadal uważała, że to całkiem pomysłowy sposób na przekazywanie krótkich, zaszyfrowanych komunikatów. Jeśli Bones i Longbottom by to zaaprobowali i uznali za użyteczne, mogłaby spróbować, dodatkowa alternatywa dla listów i patronusów na pewno nie zaszkodzi. Zgadzała się z większością padających propozycji i wierzyła, że działając razem poradzą sobie z wyzwaniami, które miały czekać ich wszystkich. Przyjęła do wiadomości wszystkie wyjaśnienia odnośnie nowego Azkabanu i transportu schwytanych osób. A jeśli napotkają problemy, zawsze mogli komunikować się ze sobą lub z Bones.
- Brat opowiadał mi o pożarze w Białej Wywernie pod koniec kwietnia, prawie tam zginął – odezwała się. – Podobno odbywało się tam jakieś spotkanie, i jeśli budynek został odbudowany, to nadal mogą się tam kręcić różne podejrzane osoby. – Może nawet zwolennicy Voldemorta, skoro to on zabił Rogersa i spalił poprzedni budynek? Przecież musieli gdzieś się spotykać. Samodzielne wyprawianie się na Nokturn bez planu i przygotowania byłoby jednak misją niemalże samobójczą, biorąc pod uwagę, jak wielu kryło się tam czarnomagicznych mętów wyjętych spod prawa, niemniej jednak zgadzała się z Samuelem, że warto byłoby mieć tam informatorów i sprawdzać pogłoski.
W pewnym momencie gdzieś w pobliżu rozległ się głośny grzmot, po którym poczuła chwilową słabość, ale to uczucie szybko minęło i znowu mogła w pełni skupić się na śledzeniu przebiegu rozmowy, choć nie odzywała się zbyt wiele, głównie słuchając.
Wciąż wsłuchiwała się w padające słowa, wychwytując je pomimo szelestu kropel deszczu uderzających o rozmokłą trawę wokół nich. Padały kolejne pytania i propozycje, choć miała wrażenie, że spotkanie powoli chyli się ku końcowi. Longbottom zareagował jednak na jej propozycję.
Skinęła głową.
- Fałszywe monety z komunikatami na boku w miejscu, gdzie normalnie jest wybity numer seryjny goblina – odezwała się. – Nawet jeśli ktoś by postanowił sprawdzić co mamy w kieszeniach, to przecież każdy może nosić przy sobie galeona. Zmiana komunikatu na jednej spowoduje zależne zmiany na pozostałych. Mogłyby się przydać w okolicznościach, kiedy nie ma możliwości wysłania listu sową.
Dotąd nie rzucała tego zaklęcia, ale jej możliwości magiczne rosły, więc prawdopodobnie byłaby w stanie to zrobić, jakby najpierw poćwiczyła na czymś innym. Kiedyś chyba nawet proponowała coś podobnego na którymś ze spotkań Zakonu, i nadal uważała, że to całkiem pomysłowy sposób na przekazywanie krótkich, zaszyfrowanych komunikatów. Jeśli Bones i Longbottom by to zaaprobowali i uznali za użyteczne, mogłaby spróbować, dodatkowa alternatywa dla listów i patronusów na pewno nie zaszkodzi. Zgadzała się z większością padających propozycji i wierzyła, że działając razem poradzą sobie z wyzwaniami, które miały czekać ich wszystkich. Przyjęła do wiadomości wszystkie wyjaśnienia odnośnie nowego Azkabanu i transportu schwytanych osób. A jeśli napotkają problemy, zawsze mogli komunikować się ze sobą lub z Bones.
- Brat opowiadał mi o pożarze w Białej Wywernie pod koniec kwietnia, prawie tam zginął – odezwała się. – Podobno odbywało się tam jakieś spotkanie, i jeśli budynek został odbudowany, to nadal mogą się tam kręcić różne podejrzane osoby. – Może nawet zwolennicy Voldemorta, skoro to on zabił Rogersa i spalił poprzedni budynek? Przecież musieli gdzieś się spotykać. Samodzielne wyprawianie się na Nokturn bez planu i przygotowania byłoby jednak misją niemalże samobójczą, biorąc pod uwagę, jak wielu kryło się tam czarnomagicznych mętów wyjętych spod prawa, niemniej jednak zgadzała się z Samuelem, że warto byłoby mieć tam informatorów i sprawdzać pogłoski.
W pewnym momencie gdzieś w pobliżu rozległ się głośny grzmot, po którym poczuła chwilową słabość, ale to uczucie szybko minęło i znowu mogła w pełni skupić się na śledzeniu przebiegu rozmowy, choć nie odzywała się zbyt wiele, głównie słuchając.
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
Kaptur szaty przesiąkł kompletnie, a kolejne strugi lodowatego deszczu ciągnęły mu się po karku mocząc już kompletnie plecy aurora. Zadrżał bezwiednie zaciskając jednak z chłodu szczęki by opanować podrygi własnego ciała. Starał się z pomiędzy kolejnych, gęsto sianych grzmotów wyłapywać informacje powiązane z tym czego mogli, a czego nie powinni poruszać. O tym, jak miało funkcjonować podczas ich konspiracji nowe więzienie, jak miało im pomagać przytrzymać w swoim wnętrzu tych których mieli tam sprowadzać. I trzeba było przyznać, że faktycznie brzmiało to wszystko tak, jakby Bones z Longbottomem mieli potajemna władzę nad wszystkimi departamentami i byli w stanie sprawnie organizować między nimi współpracę.
Nieznacznie zaniepokoiło go to, że w kwestii kręcenia się wokół nestorów zyskało barwną metaforę, jednak skoro Szefowa zapewniła, że zajmie się ewentualnymi komplikacjami ze śledztwem nie miał więcej pytań. Doskonale zdawał sobie również sprawę z tego, że zaniedbał kwestie Rosiera. Szaleństwo z jakim się wzmagał jednak przez cały niemal październik nie mogło mu jednak jakkolwiek pomóc w sprawie. Wciąż nie było idealnie, lecz czuł, że może spróbować się z nim mierzyć.
- To, że szyfr mieszałby się z codziennymi sprawami nie jest złe, jednak wówczas należało by dać jakiś charakterystyczny element który by rozwiewał wątpliwości. Konkretna treść pozdrowienia przed podpisem która będzie dla nas sygnałem, że list tyczy się tych śledztw; podwójna kropka na koniec, dane adresata zaczynające się od nazwiska, a jeżeli list tyczyć się by miał od codziennych śledztw to od imienia. Szczegóły na które nikt nie zwraca uwagi na pierwszy rzut oka. Taki sygnał należałoby jednak zmieniać co miesiąc bo przy większej ilości przechwyconych listów stawałby się jednak oczywisty... - nie był w stanie zlepić czegoś sensownego w tych warunkach, lecz podsunąć pomysły, rozwiązania - zawsze - Podejrzanym o których nie możemy rozmawiać wprost należy nadać przydomki, fałszywe imiona i nazwiska. Tristan Rosier jako przykładowo gad lub Ethan Brown i tak dalej. Dla wszystkich. Tak stworzoną legendę należałoby rozprowadzić między nami. moglibyśmy aktualizować ją na kolejnych spotkaniach - bo nie wątpił, że te się pojawią. Trudno mu było wyrwać z myśli coś więcej. Propozycja Sophie wnosiła nieco inny, lecz również dobry pomysł. Nie wiedział co było lepsze. W takich warunkach ciężko było mu przywołać skupienie tym bardziej, że rozchwiał je wspomnieniami z Salisbury. Kodował w myślach już jedynie kolejne nazwiska czekając na rozkaz rozejścia się.
Nieznacznie zaniepokoiło go to, że w kwestii kręcenia się wokół nestorów zyskało barwną metaforę, jednak skoro Szefowa zapewniła, że zajmie się ewentualnymi komplikacjami ze śledztwem nie miał więcej pytań. Doskonale zdawał sobie również sprawę z tego, że zaniedbał kwestie Rosiera. Szaleństwo z jakim się wzmagał jednak przez cały niemal październik nie mogło mu jednak jakkolwiek pomóc w sprawie. Wciąż nie było idealnie, lecz czuł, że może spróbować się z nim mierzyć.
- To, że szyfr mieszałby się z codziennymi sprawami nie jest złe, jednak wówczas należało by dać jakiś charakterystyczny element który by rozwiewał wątpliwości. Konkretna treść pozdrowienia przed podpisem która będzie dla nas sygnałem, że list tyczy się tych śledztw; podwójna kropka na koniec, dane adresata zaczynające się od nazwiska, a jeżeli list tyczyć się by miał od codziennych śledztw to od imienia. Szczegóły na które nikt nie zwraca uwagi na pierwszy rzut oka. Taki sygnał należałoby jednak zmieniać co miesiąc bo przy większej ilości przechwyconych listów stawałby się jednak oczywisty... - nie był w stanie zlepić czegoś sensownego w tych warunkach, lecz podsunąć pomysły, rozwiązania - zawsze - Podejrzanym o których nie możemy rozmawiać wprost należy nadać przydomki, fałszywe imiona i nazwiska. Tristan Rosier jako przykładowo gad lub Ethan Brown i tak dalej. Dla wszystkich. Tak stworzoną legendę należałoby rozprowadzić między nami. moglibyśmy aktualizować ją na kolejnych spotkaniach - bo nie wątpił, że te się pojawią. Trudno mu było wyrwać z myśli coś więcej. Propozycja Sophie wnosiła nieco inny, lecz również dobry pomysł. Nie wiedział co było lepsze. W takich warunkach ciężko było mu przywołać skupienie tym bardziej, że rozchwiał je wspomnieniami z Salisbury. Kodował w myślach już jedynie kolejne nazwiska czekając na rozkaz rozejścia się.
Find your wings
Zerknął na Marcellę. Niezależnie od tego jaka relacja łączyła ją z przeciwniczką ich sprawy, miały one silny wpływ na drobną policjantkę. Gdzieś z tyłu głowy zanotował, aby potem spytać co dokładnie miała na myśli, w końcu Figg nie była mu obcą, obojętną osobą i to normalne, że martwił się o jej zachowanie.
Uważnie wsłuchiwał się w słowa zebranych na wzgórzu czarodziejów, nie wychylając się. Podobno milczenie było złotem, a jeżeli miał pleść bez sensu, gdy nic mądrego i godnego uwagi nie przychodziło do pewnego czasu do jego głowy, to chyba lepiej, aby w spokoju obserwował i wsłuchiwał się w wybrzmiewające na wzgórzu słowa, których wyłapanie powoli graniczyło z cudem, a pojedyncze słowa mogły czasem umykać przerywane przez grzmoty.
- Myślę, że Frederick ma rację, po nitce do kłębka, być może któryś z pomniejszych zbrodniarzy zacznie sypać i potem łatwiej będzie dostać się do tych, którzy stoją na samym szczycie - dorzucił swoją krótką refleksję. Było to dobre posunięcie - pozbawienie ich współpracowników i osób, za którymi będą mogli się schować sprawi, że dużo łatwiej będzie aurorom dobrać się do ich szlacheckich tyłków. Wierzył też, że szczegóły w jaki sposób to zrobią omówią później, być może w nieco mniejszych grupach, ale mimo wszystko powinien być określony przydział zadań. W natłoku obowiązków, nawet tych błahych, narzuconych przez ministra, można się zagubić. - A co z pocztą? Może warto zastanowić się nad stworzeniem sprawnego systemu przechwytywania sów, sprawdzania wiadomości, znalezienie kogoś zaufanego na Sowiej Poczcie? - właściwie nie miał na to konkretnego pomysłu, ale chyba po to tu byli, tak? Aby wspólnie przedyskutować dany pomysł, przekalkulować, czy w ogóle im się to opłacało. Oczywiście spojrzenie Michaela nie umknęło jego uwadze. Skinął delikatnie głową w stronę brata, wyrażając swoją chęć pomocy. Chociaż nie wiedział w jaki sposób miałaby wyglądać ich współpraca. Nie ma wątpliwości co do tego, że oddalili się od siebie, a Just i Gabriel musieli dochować tajemnicy, wykluczając tym Michaela.
Uważnie wsłuchiwał się w słowa zebranych na wzgórzu czarodziejów, nie wychylając się. Podobno milczenie było złotem, a jeżeli miał pleść bez sensu, gdy nic mądrego i godnego uwagi nie przychodziło do pewnego czasu do jego głowy, to chyba lepiej, aby w spokoju obserwował i wsłuchiwał się w wybrzmiewające na wzgórzu słowa, których wyłapanie powoli graniczyło z cudem, a pojedyncze słowa mogły czasem umykać przerywane przez grzmoty.
- Myślę, że Frederick ma rację, po nitce do kłębka, być może któryś z pomniejszych zbrodniarzy zacznie sypać i potem łatwiej będzie dostać się do tych, którzy stoją na samym szczycie - dorzucił swoją krótką refleksję. Było to dobre posunięcie - pozbawienie ich współpracowników i osób, za którymi będą mogli się schować sprawi, że dużo łatwiej będzie aurorom dobrać się do ich szlacheckich tyłków. Wierzył też, że szczegóły w jaki sposób to zrobią omówią później, być może w nieco mniejszych grupach, ale mimo wszystko powinien być określony przydział zadań. W natłoku obowiązków, nawet tych błahych, narzuconych przez ministra, można się zagubić. - A co z pocztą? Może warto zastanowić się nad stworzeniem sprawnego systemu przechwytywania sów, sprawdzania wiadomości, znalezienie kogoś zaufanego na Sowiej Poczcie? - właściwie nie miał na to konkretnego pomysłu, ale chyba po to tu byli, tak? Aby wspólnie przedyskutować dany pomysł, przekalkulować, czy w ogóle im się to opłacało. Oczywiście spojrzenie Michaela nie umknęło jego uwadze. Skinął delikatnie głową w stronę brata, wyrażając swoją chęć pomocy. Chociaż nie wiedział w jaki sposób miałaby wyglądać ich współpraca. Nie ma wątpliwości co do tego, że oddalili się od siebie, a Just i Gabriel musieli dochować tajemnicy, wykluczając tym Michaela.
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Promień zaklęcia błysnął, trafiając kobietę; oddalony od zgromadzenia nie słyszał już słów pozostałych aurorów, nie mógł też wziąć udziału w dyskusji - choć był pewien, że dopyta przyjaciół o pominięte fragmenty i żywił nadzieję, że zdoła do nich jeszcze dołączyć. Wpierw jednak musiał zająć się innym problemem; musiał się upewnić, że zdezorientowana Priscilla odejdzie w swoją stronę i nie wróci w grono, do którego nie pasowała i od którego się odżegnywała. Bones mu zaufała, zgadzając się, by się tym zajął - i w jego rękach leżała teraz kwestia bezpieczeństwa całego zgromadzenia. Nie zamierzał być lekkomyślny.
- Brendan Weasley, Biuro Aurorów - przedstawił się, gdy tylko Morgan poczyniła krok w tył, trzymał w ręku różdżkę i nie zamierzał dać jej do zrozumienia, że mógłby być dla niej zagrożeniem. Zawiodła jako pracownik Ministerstwa, zawiodła jako stróż prawa i zawiodła jako czarownica pozbawiona odwagi, ale nie była mu wrogiem. - Zgubiłaś się - Nie zamierzał też wymyślać bajek, nie był dobry w wciskaniu kitów, ale te nie były mu też wcale potrzebne. Nie mogła pamiętać, co działo się tak niedaleko stąd - musiała po prostu odejść, w inną stronę. - Wszystko w porządku? Trafisz do domu? - Opuścił różdżkę - nie zamierzał wyglądać jak agresor. - Idź zachodnią drogą, tam jest bezpiecznie - dodał krótko, nie zamierzając przepuścić jej z powrotem w kierunku zgromadzenia. Nic jej tutaj nie groziło, musiała jedynie zebrać myśli - wspomnienie pozostanie w jej głowie dziwne, z pewnością, ale zablokowane dla informacji, które należało ukryć.
- Brendan Weasley, Biuro Aurorów - przedstawił się, gdy tylko Morgan poczyniła krok w tył, trzymał w ręku różdżkę i nie zamierzał dać jej do zrozumienia, że mógłby być dla niej zagrożeniem. Zawiodła jako pracownik Ministerstwa, zawiodła jako stróż prawa i zawiodła jako czarownica pozbawiona odwagi, ale nie była mu wrogiem. - Zgubiłaś się - Nie zamierzał też wymyślać bajek, nie był dobry w wciskaniu kitów, ale te nie były mu też wcale potrzebne. Nie mogła pamiętać, co działo się tak niedaleko stąd - musiała po prostu odejść, w inną stronę. - Wszystko w porządku? Trafisz do domu? - Opuścił różdżkę - nie zamierzał wyglądać jak agresor. - Idź zachodnią drogą, tam jest bezpiecznie - dodał krótko, nie zamierzając przepuścić jej z powrotem w kierunku zgromadzenia. Nic jej tutaj nie groziło, musiała jedynie zebrać myśli - wspomnienie pozostanie w jej głowie dziwne, z pewnością, ale zablokowane dla informacji, które należało ukryć.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Bones spojrzała na Marcellę i odpowiedziała jej bez wahania:
— Większość dokumentów, które moglibyśmy przeciwko nim wykorzystać spłonęła w pożarze pod koniec czerwca, ale nie zaszkodzi sprawdzić. Jeśli coś może was doprowadzić na jakiś trop to warto się temu przyjrzeć. Pamiętajcie tylko, aby nie robić niczego otwarcie. Jesli przyłapią was nad teczkami, do których nie powinniście zaglądać zaczną zadawać pytania. Ręczę za was głową, nie chciałabym jej stracić zbyt szybko.— Uśmiechnęła się słabo i krótko. bynajmniej nie próbując rozluźnić w ten sposób napiętej atmosfery. Każdy z obecnych zdawał sobie sprawę, że zadanie, które przed nimi postawili Bones i Longbottom wymagało od zgromadzonych nie tylko dużo pracy, ale i wykorzystania wszystkich umiejętności i bazowania na zdobytym dotąd doświadczeniu. —Dokładnie tak, Fox— przytaknęła mu, Longbottom również oszczędnie pokiwał głowa. — Nie są nieomylni, w końcu zaczną popełniać błędy. Prowokacje będą dobrym sposobem na ujawnienie ich prawdziwej natury, może podstępem wydobyć informacje, macie nieograniczone pole wyboru. Trzeba ich obserwować, zbadać ich powiązania, miejsca, w których bywają. Chcę żebyście wiedzieli o swoich podejrzanych wszystko. Czym się zajmują, co lubią robić w wolnym czasie i co najczęściej jedzą na śniadanie.— Odpowiadała Fredowi, ale jednocześnie zwracała się z tym do wszystkich.
Deklarację Foxa i Rineheart przyjęła milczeniem, za to Longbottom spojrzał na Kierana i po chwili postanowił uzupełnić słowa Samuela:
— I wszystko wskazuje na to, że ten nowy budynek znów jest wylęgarnią wszelakiego zła, co brzmi absurdalnie. — Już raz grupa aurorów zaskoczyła gromadzących się tam czarnoksięzników. — Podczas tamtego spotkania dwójka podejrzanych, Marianna Goshawk i Quentin Burke trafili do szpitala, ale uniknęli przesłuchania. Warto spróbować ją odszukać, nie mogła zapaść się pod ziemię. — Quentina chroniło nazwisko, Goshawk mogła już być zabita przez swoich, jeśli wątpili w jej lojalność.
— Spróbujcie też znaleźć nowych informatorów. W dokach albo na Nokturnie na pewno znajdzie się ktoś, kto za obietnicę złagodzenia kary zdecyduje się na współpracę— dodała Bones, przenosząc wzrok z Longbottoma na Samuela. — Może będziecie musieli stworzyć sobie nowe tożsamości, które ułatwią wam wniknięcie w środowisko.Michael, a więc w waszych rękach jest przygotowanie kodu, którym się będziemy posługiwać. Pomysły Anthony'ego wydają się dobre, moglibyśmy pójść w tym kierunku. — Im więcej było propozycji tym łatwiej będzie im wymyślić coś, co zwiększy skuteczność przekazywania informacji, nawet w przypadku przechwycenia poczty przez sojuszników Malfoya. Na słowa Justine na twarzy Bone spojawił się grymas. — A to łajdak! Zeznania tej dziewczyny też mogą okazać się istotne. Rookwood trafiła już do Azkabanu, ale pożar zamienił jej akta w pył. Wspomnienia są ważne, ale Wizengamot nie oprze osądu wyłącznie na nich, zbyt łatwo je zmodyfikować. Ta dwójka już raz nam się wymknęła, drugiego razu być nie może. Ten Macnair, warto od niego zacząć. Jego nazwisko nic mi nie mówi. — Zaproponowała, dając Justine tym samym pozwolenie na zbadanie tego tropu.
— Pomysł z monetami jest dobry, na pewno ułatwiłoby to nam organizowanie kolejne spotkania. Zajmijcie się tym tematem — poprosił Harold, przytakując Sophii. — Póki co wystarczą nam szyfry.
Poruszona kwestia przez Gabriela ściągnęła na niego wzrok Bones.
—Nad Londynem przez cały czas lata mnóstwo sów, jeśli masz jakiś pomysł, Tonks, to się nie krępuj. Łatwiej chyba będzie zacząć od jednostki. Rozpoznanie sowy danego czarodzieja to jedno, próba jej złapania i przechwycenia wiadomości to drugie, a śledzenie jej kursów to trzecia rzecz— wyliczała Edith. — Nie znam się na ptactwie, ale zakładam, że nie podróżują stałymi ścieżkami, ale może jest jakiś sposób na to by je gdzieś po drodze zwabić.— Bones zrobiła krótką przerwę, w trakcie której akurat z nieba strzelił piorun, a po wzgórzach poniosło się echo donośnego grzmotu. — To, co zamierzamy robić wiąże się z ogromnym ryzykiem, ale wierzę, że nasze działania odniosą sukces. Cieszę się, że odpowiedzieliście na moją prośbę, przychodząc tu. — Spojrzała po kolei na każdego. — Nie wiem, z jaką częstotliwością będziemy się spotykać, Harold jest poszukiwany, a my musimy być nie mniej ostrożni. Na razie działajmy tak jak ustaliliśmy. I informujcie się wzajemnie o tym, czym się zajmujecie i na jakim etapie jesteście. Nie możemy lekceważyć tych drani, są niebezpieczni. Jeśli coś pójdzie nie tak, ktoś będzie w stanie zaalarmować pozostałych. W porządku?
| Jeśli nie macie więcej pytań i propozycji możecie w tej kolejce zakończyć spotkanie i odejść. Mistrz Gry dziękuje wszystkim za rozgrywkę.
Veritas Claro (Artur) 5/5
— Większość dokumentów, które moglibyśmy przeciwko nim wykorzystać spłonęła w pożarze pod koniec czerwca, ale nie zaszkodzi sprawdzić. Jeśli coś może was doprowadzić na jakiś trop to warto się temu przyjrzeć. Pamiętajcie tylko, aby nie robić niczego otwarcie. Jesli przyłapią was nad teczkami, do których nie powinniście zaglądać zaczną zadawać pytania. Ręczę za was głową, nie chciałabym jej stracić zbyt szybko.— Uśmiechnęła się słabo i krótko. bynajmniej nie próbując rozluźnić w ten sposób napiętej atmosfery. Każdy z obecnych zdawał sobie sprawę, że zadanie, które przed nimi postawili Bones i Longbottom wymagało od zgromadzonych nie tylko dużo pracy, ale i wykorzystania wszystkich umiejętności i bazowania na zdobytym dotąd doświadczeniu. —Dokładnie tak, Fox— przytaknęła mu, Longbottom również oszczędnie pokiwał głowa. — Nie są nieomylni, w końcu zaczną popełniać błędy. Prowokacje będą dobrym sposobem na ujawnienie ich prawdziwej natury, może podstępem wydobyć informacje, macie nieograniczone pole wyboru. Trzeba ich obserwować, zbadać ich powiązania, miejsca, w których bywają. Chcę żebyście wiedzieli o swoich podejrzanych wszystko. Czym się zajmują, co lubią robić w wolnym czasie i co najczęściej jedzą na śniadanie.— Odpowiadała Fredowi, ale jednocześnie zwracała się z tym do wszystkich.
Deklarację Foxa i Rineheart przyjęła milczeniem, za to Longbottom spojrzał na Kierana i po chwili postanowił uzupełnić słowa Samuela:
— I wszystko wskazuje na to, że ten nowy budynek znów jest wylęgarnią wszelakiego zła, co brzmi absurdalnie. — Już raz grupa aurorów zaskoczyła gromadzących się tam czarnoksięzników. — Podczas tamtego spotkania dwójka podejrzanych, Marianna Goshawk i Quentin Burke trafili do szpitala, ale uniknęli przesłuchania. Warto spróbować ją odszukać, nie mogła zapaść się pod ziemię. — Quentina chroniło nazwisko, Goshawk mogła już być zabita przez swoich, jeśli wątpili w jej lojalność.
— Spróbujcie też znaleźć nowych informatorów. W dokach albo na Nokturnie na pewno znajdzie się ktoś, kto za obietnicę złagodzenia kary zdecyduje się na współpracę— dodała Bones, przenosząc wzrok z Longbottoma na Samuela. — Może będziecie musieli stworzyć sobie nowe tożsamości, które ułatwią wam wniknięcie w środowisko.Michael, a więc w waszych rękach jest przygotowanie kodu, którym się będziemy posługiwać. Pomysły Anthony'ego wydają się dobre, moglibyśmy pójść w tym kierunku. — Im więcej było propozycji tym łatwiej będzie im wymyślić coś, co zwiększy skuteczność przekazywania informacji, nawet w przypadku przechwycenia poczty przez sojuszników Malfoya. Na słowa Justine na twarzy Bone spojawił się grymas. — A to łajdak! Zeznania tej dziewczyny też mogą okazać się istotne. Rookwood trafiła już do Azkabanu, ale pożar zamienił jej akta w pył. Wspomnienia są ważne, ale Wizengamot nie oprze osądu wyłącznie na nich, zbyt łatwo je zmodyfikować. Ta dwójka już raz nam się wymknęła, drugiego razu być nie może. Ten Macnair, warto od niego zacząć. Jego nazwisko nic mi nie mówi. — Zaproponowała, dając Justine tym samym pozwolenie na zbadanie tego tropu.
— Pomysł z monetami jest dobry, na pewno ułatwiłoby to nam organizowanie kolejne spotkania. Zajmijcie się tym tematem — poprosił Harold, przytakując Sophii. — Póki co wystarczą nam szyfry.
Poruszona kwestia przez Gabriela ściągnęła na niego wzrok Bones.
—Nad Londynem przez cały czas lata mnóstwo sów, jeśli masz jakiś pomysł, Tonks, to się nie krępuj. Łatwiej chyba będzie zacząć od jednostki. Rozpoznanie sowy danego czarodzieja to jedno, próba jej złapania i przechwycenia wiadomości to drugie, a śledzenie jej kursów to trzecia rzecz— wyliczała Edith. — Nie znam się na ptactwie, ale zakładam, że nie podróżują stałymi ścieżkami, ale może jest jakiś sposób na to by je gdzieś po drodze zwabić.— Bones zrobiła krótką przerwę, w trakcie której akurat z nieba strzelił piorun, a po wzgórzach poniosło się echo donośnego grzmotu. — To, co zamierzamy robić wiąże się z ogromnym ryzykiem, ale wierzę, że nasze działania odniosą sukces. Cieszę się, że odpowiedzieliście na moją prośbę, przychodząc tu. — Spojrzała po kolei na każdego. — Nie wiem, z jaką częstotliwością będziemy się spotykać, Harold jest poszukiwany, a my musimy być nie mniej ostrożni. Na razie działajmy tak jak ustaliliśmy. I informujcie się wzajemnie o tym, czym się zajmujecie i na jakim etapie jesteście. Nie możemy lekceważyć tych drani, są niebezpieczni. Jeśli coś pójdzie nie tak, ktoś będzie w stanie zaalarmować pozostałych. W porządku?
| Jeśli nie macie więcej pytań i propozycji możecie w tej kolejce zakończyć spotkanie i odejść. Mistrz Gry dziękuje wszystkim za rozgrywkę.
Veritas Claro (Artur) 5/5
Przeniósł ciężar z jednej nogi na drugą czując jak przemoknięta ziemia porusza się pod jego ciężarem. prawie jak dziwnego rodzaju gąbka. Łoskot lejącego się z nieba sprawiał, że wszystko co nie było podniesionym głosem skierowanym do wysłuchanie ginęło w szemrzącej ścianie. On sam nie miał nic więcej do powiedzenia, lecz słuchał tego co dopowiadali między sobą pozostali. Przemknął spojrzeniem jeszcze raz po mącicielach. Po Toksie i kobiecie z wiedźmiej straży czując jedynie niechęć. Odnotował również w pamięci by w razie jakby nie był zmuszony to nie musiał na nich polegać. Lubił mieć rozeznanie nie tylko nad tym, co leżało w jego obowiązkach, lecz również innych. Słuchał również propozycji. Może w tym momencie nie miał na tyle skupienia by wyciągać ze wszystkiego odpowiednie wnioski, lecz w chwili w której znajdzie się już w domu - na pewno będzie to pierwsza rzecz, jaką zrobi. Na razie wiec tylko chłoną i zapamiętywał wszystko. Dzisiejsza noc jednak nie sprawiła, że przyszłość Biura jawiła mu się w jaśniejszych barwach. Byli na świeczniku. Wszyscy. Póki jednak mieli jeszcze możliwość powinni jak najlepiej wykorzystać możliwości, jakie dawał im status ministralnego pracownika. Do całego przedsięwzięcia podchodził ze zdrową rezerwą nie wiwatując ani też nie śmiejąc się z utarcia tym złym nosa. To nie był plac zabaw ani szkolny korytarz. Tu chodziło o to by wroga przechytrzyć, nie dać się zabić i wygrać zanim ci zdążą powyginać prawo które znali w coś niezwykle karykaturalnego. Tu nic nie było w końcu takie oczywiste. Tak, jak mówiła Bones - nie mogli ich lekceważyć. Mieli do czynienia z dobrze zorganizowaną, lojaalna względem siebie grupą czarodziei. Tu nic nie mogło być proste.
- Rozkaz, szefowo - odpowiedział jej, a gdy nadszedł moment zgody ze strony głównodowodzącej na rozejście się - to tez sam uczynił, kierując się w stronę jakiejś gospody z zamiarem lekkiego przesuszenia się. Już nie tak dawno walczył przez tydzień, jak nie lepiej z magiczną grypą. Wystarczy mu.
|zt, jak ktoś ma ochotę skoczyć do jakiejś szkockiej knajpy zaraz po na coś co ciepłego do picia i żarcia niech zaczepia na PW [bylobrzydkobedzieladnie]
- Rozkaz, szefowo - odpowiedział jej, a gdy nadszedł moment zgody ze strony głównodowodzącej na rozejście się - to tez sam uczynił, kierując się w stronę jakiejś gospody z zamiarem lekkiego przesuszenia się. Już nie tak dawno walczył przez tydzień, jak nie lepiej z magiczną grypą. Wystarczy mu.
|zt, jak ktoś ma ochotę skoczyć do jakiejś szkockiej knajpy zaraz po na coś co ciepłego do picia i żarcia niech zaczepia na PW [bylobrzydkobedzieladnie]
Find your wings
Ostatnio zmieniony przez Anthony Skamander dnia 27.07.19 22:25, w całości zmieniany 1 raz
Zamglone wzgórza
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja