Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja
Zamglone wzgórza
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Zamglone wzgórza
To bardzo spokojne miejsce znajduje się w oddaleniu od najbliższych skupisk mugoli. Prawie zawsze osiada tutaj mlecznobiała mgła, ale mimo tego miejsce posiada swój niepowtarzalny urok i jest wprost idealne dla każdego, kto szuka ucieczki od zgiełku i codzienności. Czas wydaje się niemal stawać w miejscu, na pozór nic nie da rady zakłócić naturalnego rytmu przyrody. Czasem pojawiają się tu artyści szukający inspiracji, o czym może świadczyć stara, porzucona sztaluga leżąca gdzieś w trawie i powoli popadająca w zapomnienie. Jeśli dobrze się rozejrzeć, można znaleźć inne drobne pozostałości po sporadycznych odwiedzających: parę zaśniedziałych monet, starą fajkę, pusty flakonik po bliżej nieokreślonym eliksirze. Gdy dzień jest mniej mglisty, na jednym ze wzgórz można dostrzec ruiny starego zamku, najprawdopodobniej wzniesionego przez mugoli i opuszczonego wieki temu. Poniżej, w dolinie, znajduje się podmokły las, spowity najgęstszą mgłą i owiany tajemnicą. Czy odważysz się zejść z przyjemnego, cichego wzgórza prosto w jego serce? Niektórzy mówią, że z racji odległości od mugolskich siedlisk upodobały go sobie magiczne stworzenia.
Słuchał słów szefostwa w skupieniu - i z nadzieją, stan nie tylko biura aurorów, ale ministerstwa w ogóle, po szczycie w Stonehenge stanął pod znakiem zapytania. Jednak wciąż istnieli ludzie, którzy zamierzali działać: przeniknąć do środka systemu jak pasożyt i wyniszczać go od środka, dzień za dniem, aż do osiągnięcia ostatecznego sukcesu. Nie wiedział, na ile było to możliwe - ale wiedział, że spełni każdy rozkaz i poświęci każdą swoją wolną chwilę na przywrócenie dawnego ładu. To spotkanie dawało im szansę na organizację - ale, zawsze musiało znaleźć się jakieś ale. Kątem oka dostrzegł Tonksa, brata Justine, podnoszącego temat nieufności. Gdyby miał, to dałby sobie uciąć rękę za każdego druha z biura aurorów i choć pozostałych jednostek nie znał równie mocno, nie widział powodów, by nie ufać gronu zaproszonemu przez samą Bones.
- Sam zauważyłeś - zwrócił się do Tonksa - że Minister jest poszukiwany. Żadne z nas nie ryzykuje dzisiaj równie mocno, co on. To twój wybór, Tonks, chcesz działać - lub tchórzysz. - Justine miała rację, ryzyko istniało zawsze - i od zawsze. Było nieodłącznie wpisane w ich życie. Gdyby ktoś zdradził ich na akcji - zginęliby. Gdyby ktoś zdradził ich po akcji, mieszając w aktach i wpędzając ich w pułapkę - zginęliby. Był aurorem, do cholery, miał obowiązek działać - zobowiązali się ścigać czarnoksiężników, a skoro czarnoksiężnicy doszli do władzy, jedynym sposobem na ich doścignięcie był oportunizm wobec władzy. W ten czy inny sposób, oczywistym było, że nie każdy pośród zgromadzonych zdolny był do tego samego.
- Zdrada stanu? - powtórzył po kobiecie, której nazwiska nie znał; kątem oka spoglądając na szefową - podszedł bliżej niej, ostrożnie przemykając pomiędzy tłumnie zgromadzonymi czarodziejami, by móc ją zatrzymać, gdyby zamierzała uciec. - Zdrady stanu dokonano w Stonehenge. Jedynym legalnie wybranym ministrem jest minister Harold Longbottom. Nazwałbym się niegodnym tchórzem, gdybym oddał hołd Malfoyowi. - Upewniwszy się, że na podorędziu trzymał różdżkę, rzucił spojrzenie ku szefowej - i ku ministrowi, czekając na znak; to oni wydawali dzisiaj rozkazy, a on nie zamierzał uprawiać samowoli pod okiem przywódców. Ale kilkoma nieopacznie wypowiedzianymi słowy - Morgan dała pokaz, że nie powinna znaleźć się pośród nich dzisiejszego dnia. Nie chciał wdawać się w słowne przepychanki, zawsze był raczej zwolennikiem działania, niż gadania. Wychwycił słowa Samuela - i choć podobnie jak drugi Skamander mówił w jego mniemaniu rozsądnie, nie ze wszystkim się z nim zgadzał.
- Jeśli zostanie między nami, wyda nas. Nie powinniśmy pytać jej o zdanie w kwestii zaklęcia zapomnienia - jak i pozostania w konspiracyjnym gronie. Musi stąd odejść - podniósł, kierując słowa do szefowej. O ile Tonks tylko bał się o swój tyłek, o tyle samo Morgan jasno dała do zrozumienia, że nie podoba jej się idea wygłoszona przez szefową biura aurorów. Nie zamierzał jednak zrobić nic bez zezwolenia przełożonych - to oni ją tutaj wezwali. Zapewne nie bez powodu, musieli jednak zadbać o bezpieczeństwo wszystkich zebranych - nie tylko szefostwa i aurorów, ale i słabszych czarodziejów zgromadzonych w niższych jednostkach - jak przerażony policjant, który przed momentem zabrał głos.
- Sam zauważyłeś - zwrócił się do Tonksa - że Minister jest poszukiwany. Żadne z nas nie ryzykuje dzisiaj równie mocno, co on. To twój wybór, Tonks, chcesz działać - lub tchórzysz. - Justine miała rację, ryzyko istniało zawsze - i od zawsze. Było nieodłącznie wpisane w ich życie. Gdyby ktoś zdradził ich na akcji - zginęliby. Gdyby ktoś zdradził ich po akcji, mieszając w aktach i wpędzając ich w pułapkę - zginęliby. Był aurorem, do cholery, miał obowiązek działać - zobowiązali się ścigać czarnoksiężników, a skoro czarnoksiężnicy doszli do władzy, jedynym sposobem na ich doścignięcie był oportunizm wobec władzy. W ten czy inny sposób, oczywistym było, że nie każdy pośród zgromadzonych zdolny był do tego samego.
- Zdrada stanu? - powtórzył po kobiecie, której nazwiska nie znał; kątem oka spoglądając na szefową - podszedł bliżej niej, ostrożnie przemykając pomiędzy tłumnie zgromadzonymi czarodziejami, by móc ją zatrzymać, gdyby zamierzała uciec. - Zdrady stanu dokonano w Stonehenge. Jedynym legalnie wybranym ministrem jest minister Harold Longbottom. Nazwałbym się niegodnym tchórzem, gdybym oddał hołd Malfoyowi. - Upewniwszy się, że na podorędziu trzymał różdżkę, rzucił spojrzenie ku szefowej - i ku ministrowi, czekając na znak; to oni wydawali dzisiaj rozkazy, a on nie zamierzał uprawiać samowoli pod okiem przywódców. Ale kilkoma nieopacznie wypowiedzianymi słowy - Morgan dała pokaz, że nie powinna znaleźć się pośród nich dzisiejszego dnia. Nie chciał wdawać się w słowne przepychanki, zawsze był raczej zwolennikiem działania, niż gadania. Wychwycił słowa Samuela - i choć podobnie jak drugi Skamander mówił w jego mniemaniu rozsądnie, nie ze wszystkim się z nim zgadzał.
- Jeśli zostanie między nami, wyda nas. Nie powinniśmy pytać jej o zdanie w kwestii zaklęcia zapomnienia - jak i pozostania w konspiracyjnym gronie. Musi stąd odejść - podniósł, kierując słowa do szefowej. O ile Tonks tylko bał się o swój tyłek, o tyle samo Morgan jasno dała do zrozumienia, że nie podoba jej się idea wygłoszona przez szefową biura aurorów. Nie zamierzał jednak zrobić nic bez zezwolenia przełożonych - to oni ją tutaj wezwali. Zapewne nie bez powodu, musieli jednak zadbać o bezpieczeństwo wszystkich zebranych - nie tylko szefostwa i aurorów, ale i słabszych czarodziejów zgromadzonych w niższych jednostkach - jak przerażony policjant, który przed momentem zabrał głos.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sądziła, że słowa ministra i Bones były jasne i klarowne, do natychmiastowego przyjęcia przez zgromadzonych, a okazało się, że znowu powstał rozłam w opinii co poniektórych. Zamknęła oczy i westchnęła, słuchając słów wypowiadanych przez kobietę, a potem kolejnych. Deszcz zdawał się zagłuszać, więc musieli podnosić swoje głowy, żeby się usłyszeć. Chciała się odezwać, ale wszystko, co chciała powiedzieć, powiedzieli inni. Dlatego starała się skupić na tym, co było najważniejsze.
Kolejne krople wsiąkające w ubrania powodowały na skórze gęsią skórkę.
– Co z nowym Azkabanem? Jak wygląda jego protekcja? I jak daleko sięgają tam łapy Malfoya i jego piesków pałacowych? – zawołała do głów dzisiejszego spotkania. – Co z dementorami?
Strzelające dookoła błyskawice były upiorne, wyrwane z samych koszmarów o czarnej magii. Najpierw anomalie, teraz one.
– Wszyscy znamy się na obronie przed czarną magią i wiem, że patronusa można odwołać zaklęciem, ale może to one byłyby lepszą alternatywą? Wiadomość jest w stanie odczytać tylko odbiorca, nikt inny.
Kolejne krople wsiąkające w ubrania powodowały na skórze gęsią skórkę.
– Co z nowym Azkabanem? Jak wygląda jego protekcja? I jak daleko sięgają tam łapy Malfoya i jego piesków pałacowych? – zawołała do głów dzisiejszego spotkania. – Co z dementorami?
Strzelające dookoła błyskawice były upiorne, wyrwane z samych koszmarów o czarnej magii. Najpierw anomalie, teraz one.
– Wszyscy znamy się na obronie przed czarną magią i wiem, że patronusa można odwołać zaklęciem, ale może to one byłyby lepszą alternatywą? Wiadomość jest w stanie odczytać tylko odbiorca, nikt inny.
pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
Bones spojrzała na Michaela kiedy się odezwał.
— Zaprosiłam was tu ponieważ wam ufam.
Propozycja Just wydawała się oczywista. Szefowa biura aurorów pokiwała głową.
— Też w ten sposób o tym myślałam. Ustalmy więc kilka zwrotów lub słów, które będą mogły nas poinformować, że mamy jakieś dowody, zatrzymaliśmy kogoś o kim nie powinniśmy rozmawiać lub mamy problem.
Słowa Priscilli sprawiły, że Bones od razu zamilkła i spojrzała na nią z rezerwą i niezrozumieniem.
— To są urzędnicy, Morgan. Czarodzieje, którzy boją o swoją przyszłość nie mniej niż sprzedawcy na Pokątnej, czy matki z dziećmi, nie żołnierze. To nasza praca polega na tym, by dbać o ich bezpieczeństwo i zamierzam swoje zadanie wypełniać jak najlepiej potrafię. Im mniej niezaangażowanych w to bezpośrednio osób wie, o czym teraz rozmawiamy tym lepiej. Właśnie dlatego ich tu nie ma. Naprawdę sądzisz, że bunt urzędników sprawi, że Malfoy choćby zadrży? Mając wsparcie całej konserwatywnej arystokracji i Sama Wiesz Kogo, który zabije cię zanim zdążysz pomyśleć „expelliarmus”? Nie bądź naiwna. — Nie skomentowała dalszych jej słów, gdyż zaraz głos podnieśni pozostali. Spojrzała na Marcellę i kiwnęła głową, a Gabrielowi odpowiedziała od razu:
— Dlatego potrzebujemy niezbitych dowodów na to, że są winni, a teraz, odkąd Malfoy objął stanowisko i obsadził swoimi ludźmi najważniejsze stanowiska nie będziemy mieć legalnej możliwości, by ich sprawdzić. I dlatego musimy działać tak, żeby nikt nie wiedział, że jest obserwowany, śledzony, sprawdzany i pilnowany na każdym kroku. Jeśli to ma się udać, musimy uciekać do różnych sposobów.
Złość Anthony’ego sprawiła, że stojąca nieruchomo w deszczu Bones drgnęła. Wyciągnęła rękę w kierunku Skamandera powstrzymując.
— Spokojnie, Skamander.
— Michael jest ostrożny, nie zna wszystkich tutaj, tak jak i ja. Dlatego poprosiłem was o ujawnienie się. Tu nie ma dziś miejsca na sekrety— dodał Longbottom. — To nie czas ani miejsce na kłótnie. Spotkaliśmy się tu po to, żeby was poprosić, byście działali tak jak do tej pory, pod czujnym okiem władzy wykraczali poza swoje kompetencje. To dużo, ale gdyy Edith nie przeczuwała, że moglibyście tego chcieć, nie byłoby was tutaj.
Lucan zabrał głos, ale ani Bones ani Longbottom nie odpowiedzieli mu niczym. Zerknęli jedynie w kierunku Priscilli, która swoją wypowiedzią wyprowadziła zamęt wśród zgromadzonych. Deszcz wciąż padał, burza wciąż trwała w najlepsze. Wszyscy byli przemoczeni, zaczynali być zmarznięci.
— Możemy spróbować,Skamander. Próbujmy wszystkiego, co może przynieść skutek. Pamiętajcie tylko, że im bardziej jawnie będziecie próbować działać tym bardziej oczy Malfoya skierują się na was, co może przynieść odwrotny skutek.
— Malfoy będzie się spodziewał tego. A jeśli nie on to Voldemort. To znaczy, że i my staniemy się obiektami ich ataków, czy będziemy próbować ich złapać, czy nie. — Uzupełnił jej wypowiedź Harold, naciągając kaptur szaty mocniej na twarz, ale i ona była już zupełnie przemoczona. — Arturze, tak jak już wspomniała Edith, najpierw musimy zgromadzić jak najwięcej dowodów przeciwko tym draniom. Samo aresztowanie niektórych z nich może być bardzo trudne, więc zaprowadzenie ich do podziemi Tower może okazać się najmniejszym ze wszystkich problemów. Strażnicy tamtej części więzienia to moi zaufani ludzie i nie zainteresują Malfoya. Przetrzymanie ich do czasu procesu w tajemnicy nie będzie wyzwaniem. — Skinął krewnemu głową i spojrzał na Samuela. I jemu skinął w niemym podziękowaniu głową za wypowiedziane słowa. Bones wyraźnie też się uspokoiła.
— Wprowadzanie więźniów do więzienia musi odbywać się nocą. Informacje o tym kto został wprowadzony i w jakiej celi zamknięty znają tylko strażnicy i aurorzy, którzy ich tam z nimi doprowadzają.— Wątpliwości Fredericka wprawiły Bones w konsternację. — Cele czekają na zwolenników Voldemorta i Malfoya. Spotkaliśmy się tutaj po to, by porozmawiać o tym, ze trzeba je zapełnić, okej? — Spojrzała na niego sugestywnie. — Te podchody są nam potrzebne teraz, żeby zapewnić nam powodzenie w przyszłości. Nie uderzymy w Malfoya teraz, to nie jest odpowiedni czas na to. Nasze błędy i lekkomyślne działania doprowadzą w końcu do naszego rozwiązania, a bez tego zostaniemy pozbawieni możliwości i informacji. Tak długo jak będziemy udawać, że się podporządkowujemy znajdujemy się blisko naszego wroga.
— Więzienie nie jest tajemnicą dla nikogo, Fox. Ale zapewniam cię, że nikt tak łatwo stamtąd nie ucieknie i nikt tak chętnie nie będzie chciał tam się zjawić w ramach kontroli— Longbottom odpowiedział mu ze spokojem i pewnością. — Twoja propozycja wiąże się z przenoszeniem więźniów w tajemnicze miejsce, w porządku. Znasz takie miejsce? Nie mamy czasu na budowanie go od podstaw. Oddalając się od Londynu utrudniamy sobie to logistycznie, im dalej tym niebezpieczniej dla nas. Poza tym tu musimy pamiętać, że jesteśmy aurorami, a nie nielegalną organizacją sprzeciwiającą się władzy. A takie ruchy Wizengamot może podważyć przy procesie. Jakiej konkretnie pomocy oczekujesz?
— To dobry pomysł, Kieranie— przyznała Bones. — Wszystkie dokumenty dowody powinny być przez nas dobrze zabezpieczone. Być może moglibyśmy te kopie gdzieś przetrzymywać, na wszelki wypadek.— Słowa Sophii wywołały w Edith krótki uśmiech. — Musimy działać na dwa fronty. Nie oznacza to oczywiście, że nagle powinniśmy zgrywać potulnych fanów Malfoya, nikt w to nie uwierzy, on sam, jakkolwiek pyszny by nie był, też nie. Ale powinniśmy trzymać się wyznaczonych obowiązków. Resztę robić na własną rękę.
Dopiero pytanie Urquarta sprawiło, że czarownica spoważniała. Spojrzała na niego ostrożnie.
— Wskazywać? Jesteście zdolnymi czarodziejami, nie od dziś zajmujecie się ściganiem przestępców. Proszę was tylko o to, żebyście robili wciąż to samo, tylko nieoficjalnie. Ufam wam. Większość z was ma doświadczenie w tej pracy na tyle dużą, że jest w stanie poradzić sobie ze wszystkim na własną rękę. Służę wam pomocą i radą, będę przy was jeśli zaistnieje taka potrzeba. Będziemy kontaktować się za pomocą szyfrowanych listów. Zbadam każdą zbadaną przez was sprawę, choćbym miała nie zmrużyć oka przez następny rok. I kiedy uznamy, że dowody są dostatecznie obciążające, przedstawimy sprawę Wizengamotowi. Tak szybko, żeby nie dać im czasu na reakcję. Malfoy będzie pozbywał się niewygodnych czarodziejów bez procesu, bo nie ma władzy nad Wizengamotem. My nie będziemy walczyć tym samym sposobem. Naszym zadaniem jest zatrzymać sprawców, zgromadzić jak najwięcej dowodów i kiedy nadejdzie właściwy moment postawic ich przed sądem. Znacie prawo, nie możemy ich przetrzymywać w więzieniu, nawet potajemnie, wieczność.
Na propozycję Brendana Bones się zawahała. Skinęła mu jednak głową, przyzwalając na działanie.
— Dementorzy nie są już po naszej stronie i stanowią kolejne zagrożenie dla nas i więźniów, których moglibyśmy trzymać w innym miejscu — Longbottom spojrzał na Fredericka. — Malfoy nie posiada planów więzienia, ale gdyby się postarał mógłby dotrzeć do architekta, który je projektował. Strażnicy umieszczają więźniów według własnego klucza, niemożliwe jest, by ktoś wchodząc tam szybko go odnalazł.
— Patronus do dobry pomysł, o ile nie pojawi się w sytuacji, w której nie chcielibyśmy jego obecności. Jego pojawienie się może wzbudzić niepotrzebne zainteresowanie. Musimy być z tym bardzo ostrożni, dobra?— spytała Bones, spoglądając po wszystkich. — Macie jeszcze jakieś pytania? Propozycje? Jeśli nie, nie mamy co sterczeć tu i moknąć.
| Na odpis macie 48h. Kolejność odpisów dowolna.
Veritas Claro (Artur) 3/5
— Zaprosiłam was tu ponieważ wam ufam.
Propozycja Just wydawała się oczywista. Szefowa biura aurorów pokiwała głową.
— Też w ten sposób o tym myślałam. Ustalmy więc kilka zwrotów lub słów, które będą mogły nas poinformować, że mamy jakieś dowody, zatrzymaliśmy kogoś o kim nie powinniśmy rozmawiać lub mamy problem.
Słowa Priscilli sprawiły, że Bones od razu zamilkła i spojrzała na nią z rezerwą i niezrozumieniem.
— To są urzędnicy, Morgan. Czarodzieje, którzy boją o swoją przyszłość nie mniej niż sprzedawcy na Pokątnej, czy matki z dziećmi, nie żołnierze. To nasza praca polega na tym, by dbać o ich bezpieczeństwo i zamierzam swoje zadanie wypełniać jak najlepiej potrafię. Im mniej niezaangażowanych w to bezpośrednio osób wie, o czym teraz rozmawiamy tym lepiej. Właśnie dlatego ich tu nie ma. Naprawdę sądzisz, że bunt urzędników sprawi, że Malfoy choćby zadrży? Mając wsparcie całej konserwatywnej arystokracji i Sama Wiesz Kogo, który zabije cię zanim zdążysz pomyśleć „expelliarmus”? Nie bądź naiwna. — Nie skomentowała dalszych jej słów, gdyż zaraz głos podnieśni pozostali. Spojrzała na Marcellę i kiwnęła głową, a Gabrielowi odpowiedziała od razu:
— Dlatego potrzebujemy niezbitych dowodów na to, że są winni, a teraz, odkąd Malfoy objął stanowisko i obsadził swoimi ludźmi najważniejsze stanowiska nie będziemy mieć legalnej możliwości, by ich sprawdzić. I dlatego musimy działać tak, żeby nikt nie wiedział, że jest obserwowany, śledzony, sprawdzany i pilnowany na każdym kroku. Jeśli to ma się udać, musimy uciekać do różnych sposobów.
Złość Anthony’ego sprawiła, że stojąca nieruchomo w deszczu Bones drgnęła. Wyciągnęła rękę w kierunku Skamandera powstrzymując.
— Spokojnie, Skamander.
— Michael jest ostrożny, nie zna wszystkich tutaj, tak jak i ja. Dlatego poprosiłem was o ujawnienie się. Tu nie ma dziś miejsca na sekrety— dodał Longbottom. — To nie czas ani miejsce na kłótnie. Spotkaliśmy się tu po to, żeby was poprosić, byście działali tak jak do tej pory, pod czujnym okiem władzy wykraczali poza swoje kompetencje. To dużo, ale gdyy Edith nie przeczuwała, że moglibyście tego chcieć, nie byłoby was tutaj.
Lucan zabrał głos, ale ani Bones ani Longbottom nie odpowiedzieli mu niczym. Zerknęli jedynie w kierunku Priscilli, która swoją wypowiedzią wyprowadziła zamęt wśród zgromadzonych. Deszcz wciąż padał, burza wciąż trwała w najlepsze. Wszyscy byli przemoczeni, zaczynali być zmarznięci.
— Możemy spróbować,Skamander. Próbujmy wszystkiego, co może przynieść skutek. Pamiętajcie tylko, że im bardziej jawnie będziecie próbować działać tym bardziej oczy Malfoya skierują się na was, co może przynieść odwrotny skutek.
— Malfoy będzie się spodziewał tego. A jeśli nie on to Voldemort. To znaczy, że i my staniemy się obiektami ich ataków, czy będziemy próbować ich złapać, czy nie. — Uzupełnił jej wypowiedź Harold, naciągając kaptur szaty mocniej na twarz, ale i ona była już zupełnie przemoczona. — Arturze, tak jak już wspomniała Edith, najpierw musimy zgromadzić jak najwięcej dowodów przeciwko tym draniom. Samo aresztowanie niektórych z nich może być bardzo trudne, więc zaprowadzenie ich do podziemi Tower może okazać się najmniejszym ze wszystkich problemów. Strażnicy tamtej części więzienia to moi zaufani ludzie i nie zainteresują Malfoya. Przetrzymanie ich do czasu procesu w tajemnicy nie będzie wyzwaniem. — Skinął krewnemu głową i spojrzał na Samuela. I jemu skinął w niemym podziękowaniu głową za wypowiedziane słowa. Bones wyraźnie też się uspokoiła.
— Wprowadzanie więźniów do więzienia musi odbywać się nocą. Informacje o tym kto został wprowadzony i w jakiej celi zamknięty znają tylko strażnicy i aurorzy, którzy ich tam z nimi doprowadzają.— Wątpliwości Fredericka wprawiły Bones w konsternację. — Cele czekają na zwolenników Voldemorta i Malfoya. Spotkaliśmy się tutaj po to, by porozmawiać o tym, ze trzeba je zapełnić, okej? — Spojrzała na niego sugestywnie. — Te podchody są nam potrzebne teraz, żeby zapewnić nam powodzenie w przyszłości. Nie uderzymy w Malfoya teraz, to nie jest odpowiedni czas na to. Nasze błędy i lekkomyślne działania doprowadzą w końcu do naszego rozwiązania, a bez tego zostaniemy pozbawieni możliwości i informacji. Tak długo jak będziemy udawać, że się podporządkowujemy znajdujemy się blisko naszego wroga.
— Więzienie nie jest tajemnicą dla nikogo, Fox. Ale zapewniam cię, że nikt tak łatwo stamtąd nie ucieknie i nikt tak chętnie nie będzie chciał tam się zjawić w ramach kontroli— Longbottom odpowiedział mu ze spokojem i pewnością. — Twoja propozycja wiąże się z przenoszeniem więźniów w tajemnicze miejsce, w porządku. Znasz takie miejsce? Nie mamy czasu na budowanie go od podstaw. Oddalając się od Londynu utrudniamy sobie to logistycznie, im dalej tym niebezpieczniej dla nas. Poza tym tu musimy pamiętać, że jesteśmy aurorami, a nie nielegalną organizacją sprzeciwiającą się władzy. A takie ruchy Wizengamot może podważyć przy procesie. Jakiej konkretnie pomocy oczekujesz?
— To dobry pomysł, Kieranie— przyznała Bones. — Wszystkie dokumenty dowody powinny być przez nas dobrze zabezpieczone. Być może moglibyśmy te kopie gdzieś przetrzymywać, na wszelki wypadek.— Słowa Sophii wywołały w Edith krótki uśmiech. — Musimy działać na dwa fronty. Nie oznacza to oczywiście, że nagle powinniśmy zgrywać potulnych fanów Malfoya, nikt w to nie uwierzy, on sam, jakkolwiek pyszny by nie był, też nie. Ale powinniśmy trzymać się wyznaczonych obowiązków. Resztę robić na własną rękę.
Dopiero pytanie Urquarta sprawiło, że czarownica spoważniała. Spojrzała na niego ostrożnie.
— Wskazywać? Jesteście zdolnymi czarodziejami, nie od dziś zajmujecie się ściganiem przestępców. Proszę was tylko o to, żebyście robili wciąż to samo, tylko nieoficjalnie. Ufam wam. Większość z was ma doświadczenie w tej pracy na tyle dużą, że jest w stanie poradzić sobie ze wszystkim na własną rękę. Służę wam pomocą i radą, będę przy was jeśli zaistnieje taka potrzeba. Będziemy kontaktować się za pomocą szyfrowanych listów. Zbadam każdą zbadaną przez was sprawę, choćbym miała nie zmrużyć oka przez następny rok. I kiedy uznamy, że dowody są dostatecznie obciążające, przedstawimy sprawę Wizengamotowi. Tak szybko, żeby nie dać im czasu na reakcję. Malfoy będzie pozbywał się niewygodnych czarodziejów bez procesu, bo nie ma władzy nad Wizengamotem. My nie będziemy walczyć tym samym sposobem. Naszym zadaniem jest zatrzymać sprawców, zgromadzić jak najwięcej dowodów i kiedy nadejdzie właściwy moment postawic ich przed sądem. Znacie prawo, nie możemy ich przetrzymywać w więzieniu, nawet potajemnie, wieczność.
Na propozycję Brendana Bones się zawahała. Skinęła mu jednak głową, przyzwalając na działanie.
— Dementorzy nie są już po naszej stronie i stanowią kolejne zagrożenie dla nas i więźniów, których moglibyśmy trzymać w innym miejscu — Longbottom spojrzał na Fredericka. — Malfoy nie posiada planów więzienia, ale gdyby się postarał mógłby dotrzeć do architekta, który je projektował. Strażnicy umieszczają więźniów według własnego klucza, niemożliwe jest, by ktoś wchodząc tam szybko go odnalazł.
— Patronus do dobry pomysł, o ile nie pojawi się w sytuacji, w której nie chcielibyśmy jego obecności. Jego pojawienie się może wzbudzić niepotrzebne zainteresowanie. Musimy być z tym bardzo ostrożni, dobra?— spytała Bones, spoglądając po wszystkich. — Macie jeszcze jakieś pytania? Propozycje? Jeśli nie, nie mamy co sterczeć tu i moknąć.
| Na odpis macie 48h. Kolejność odpisów dowolna.
Veritas Claro (Artur) 3/5
Słuchała dalszej wymiany zdań w milczeniu, krzyżując ręce na piersi, wodząc wzrokiem od jednej zakapturzonej postaci do drugiej. Większość zdecydowała odnieść się do zaskakująco lekkomyślnych słów Morgan, łącznie ze stojącą na ich czele Bones. Trudno było nie zgodzić się z przemyśleniami szefowej biura aurorów, otwarty sprzeciw choćby nielicznych urzędników ministerstwa nie mógł się skończyć niczym innym, jak tylko surową odpowiedzią Malfoya - kolejnymi nieszczęśliwymi wypadkami i niefortunnymi zbiegami okoliczności, jeśli nie czymś gorszym. Mimo to nie mogła myśleć o proponowanych przez niektórych rozwiązaniach bez nerwów, dlatego wciąż drżała, nie tylko z zimna, ale i z emocji. Z jednej strony spotkanie to, propozycja dołączenia do opozycji, było spełnieniem jej pragnień - chciała działać, chciała robić to, do czego została wyszkolona, nie porzucać ideałów, którymi żywiła się od wielu długich lat. Lecz z drugiej - te same ideały sprawiały, że nie mogła bezrefleksyjnie zaakceptować propozycji działań, które mogłyby zagrozić nie tylko ściganym przez nich czarodziejom, ale i ludności cywilnej, tym, których powinni za wszelką cenę bronić. W milczeniu obserwowała, jak jeden z aurorów robi kilka kroków w stronę Morgan, zbliża się do niej z wyciągniętą różdżką; wykluczenie jej z ich grona było jedynym rozsądnym posunięciem, a już zwłaszcza teraz, gdy Edith wyraziła na to zgodę krótkim skinięciem głowy.
Miała mętlik w głowie, szok wcale nie pomagał myśleć racjonalnie, lecz wyglądało na to, że nie miała wyboru - a przynajmniej jeśli chciała się do czegoś przydać, nie zaś skupiać się na śledzeniu aktywności wilkołaków czy ghuli. Zdawała sobie sprawę z faktu, że będzie to wymagało niebywałej ostrożności, zabezpieczenia mieszkania dodatkowymi zaklęciami obronnymi i wprawnego lawirowania między tym, co akceptowalne przez obecną władzę, a tym, co musiało zostać osiągnięte. Czy mogła to udźwignąć? Próbowała odsunąć od siebie emocje, zarówno oburzenie, jak i naturalny strach przed zostaniem złapaną czy nawet zabitą, by skupić się na przeanalizowaniu ustalonych do tej pory faktów; planów dotyczących przechowywania kopii dokumentów, komunikowania się ze sobą, umieszczania zbrodniarzy w nowo wybudowanym więzieniu. Wierzyła w to, co mówili Bones i Longbottom, próbowała też wierzyć w dobre intencje wszystkich tych, którzy pozostawali jeszcze na wzgórzu, choć wyczulona przez lata szkoleń podejrzliwość nakazywała jej podchodzić do każdego z rezerwą, zaś żal do aurorów wciąż przyprawiał ją o szybsze bicie serca. Czy Priscilla była jedynym niepewnym elementem układanki?
Kiwała w zamyśleniu głową, gdy podkreślali wagę zdobywania licznych dowodów obciążających, z którym mieli następnie zwracać się do Wizengamotu. Nawet dla niej, dla wiedźmiego strażnika, zadanie to nie miało być łatwe. Żałowała więc, że Morgan okazała się zbyt lekkomyślna, zbyt krótkowzroczna, by choćby rozważyć poruszane tutaj tematy. Serce nie przestawało walić jej głucho, a słowa o zamachu wciąż odbijały się echem w głowie, lecz mimo to nie ruszała się z miejsca. Nie odzywała się też, w ciszy tocząc swą wewnętrzną walkę, w napięciu oczekując kolejnych ustaleń. Przez chwilę zastanawiała się, co zrobi Urquart, prędko jednak porzuciła te rozmyślania na rzecz uspokajania siebie samej i zagłuszania swoich wątpliwości.
Miała mętlik w głowie, szok wcale nie pomagał myśleć racjonalnie, lecz wyglądało na to, że nie miała wyboru - a przynajmniej jeśli chciała się do czegoś przydać, nie zaś skupiać się na śledzeniu aktywności wilkołaków czy ghuli. Zdawała sobie sprawę z faktu, że będzie to wymagało niebywałej ostrożności, zabezpieczenia mieszkania dodatkowymi zaklęciami obronnymi i wprawnego lawirowania między tym, co akceptowalne przez obecną władzę, a tym, co musiało zostać osiągnięte. Czy mogła to udźwignąć? Próbowała odsunąć od siebie emocje, zarówno oburzenie, jak i naturalny strach przed zostaniem złapaną czy nawet zabitą, by skupić się na przeanalizowaniu ustalonych do tej pory faktów; planów dotyczących przechowywania kopii dokumentów, komunikowania się ze sobą, umieszczania zbrodniarzy w nowo wybudowanym więzieniu. Wierzyła w to, co mówili Bones i Longbottom, próbowała też wierzyć w dobre intencje wszystkich tych, którzy pozostawali jeszcze na wzgórzu, choć wyczulona przez lata szkoleń podejrzliwość nakazywała jej podchodzić do każdego z rezerwą, zaś żal do aurorów wciąż przyprawiał ją o szybsze bicie serca. Czy Priscilla była jedynym niepewnym elementem układanki?
Kiwała w zamyśleniu głową, gdy podkreślali wagę zdobywania licznych dowodów obciążających, z którym mieli następnie zwracać się do Wizengamotu. Nawet dla niej, dla wiedźmiego strażnika, zadanie to nie miało być łatwe. Żałowała więc, że Morgan okazała się zbyt lekkomyślna, zbyt krótkowzroczna, by choćby rozważyć poruszane tutaj tematy. Serce nie przestawało walić jej głucho, a słowa o zamachu wciąż odbijały się echem w głowie, lecz mimo to nie ruszała się z miejsca. Nie odzywała się też, w ciszy tocząc swą wewnętrzną walkę, w napięciu oczekując kolejnych ustaleń. Przez chwilę zastanawiała się, co zrobi Urquart, prędko jednak porzuciła te rozmyślania na rzecz uspokajania siebie samej i zagłuszania swoich wątpliwości.
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Koniec budowy więzienia pod Tower of London nieco go uspokoił. Nie bez powodu dla największych zbrodniarzy przeznaczony był Azkaban, a przynajmniej tak było jeszcze do końca czerwca. W ciągu ostatnich miesięcy doszło do zbyt wielu zmian. Nad dementorami zapanował potężny czarnoksiężnik, który mógł wykorzystać te istoty na różne sposoby. Obawiał się nie tylko mocy tego człowieka, ale przede wszystkim jego szaleństwa. W umyśle całkowicie już otumanionym przez czarną magię mogły roić się jedynie chore pomysły. Cóż się stanie, jeśli nad takim człowiekiem całkowitą kontrolę przejmie jego żądza mordu? W imię tego człowieka zamordowano już zdecydowanie zbyt wiele osób. Szatańska Pożoga w Ministerstwi Magii nie była przypadkiem, ale długo planowaną akcją.
Rozważał pomysł Foxa, bo dobrze rozumiał jego wątpliwości dotyczące nowego więzienia. I również sam Longbottom dostrzegł, że nie tak trudno będzie dojść do architekta, od którego łatwo będzie wydobyć potrzebne informacje. Wystarczyło tylko, że ich przeciwnicy chwilę pomyślą. Skoro zdołali dostać się do Azkabanu, to sforsowanie więzienia znajdującego się w Londynie nie powinno stanowić dla nich większego problemu. Na dodatek to właśnie ci zwyrodnialcy mieli pełne wsparcie obecnej władzy, choć nie do końca oficjalne, to jednak wystarczająco jawne, aby było to widoczne gołym okiem. Prędzej czy później ktoś będzie chciał skontrolować cele przeznaczone dla najgorszych degeneratów. Zapewnienie ze strony byłego Ministra, że strażnicy więzieni byli jego zaufanymi ludźmi, było dla Kierana na chwilę obecną wystarczające. Oczywiście lojalność tych ludzi na pewno w którymś momencie zostanie poddana próbie. Nie należało zapominać, że ludzie bywają słabi i przekupni. Sama obserwacja wystarczy, aby poznać wrażliwe punkty każdego. A wróg nie zawaha się wykorzystać żadnego cudzego potknięcia. Problemy finansowe, chory krewny, ambicja? Wystarczy tylko zagrać na odpowiednich emocjach, poruszyć te właściwie struny.
Teraz jednak najważniejszą kwestią było wykluczenie z ich grona osoby najbardziej wątpiącej. Nie mogli sobie pozwolić na to, aby zawahanie jednostki pogrążyło całą resztę. Rineheart uważnie przyjrzał się jej twarzy, aby ją zapamiętać, również próbując wyryć sobie w pamięci wiedzę o jej zdolnościach metamorfomagicznych. Zaufanie tej konkretnej czarownicy mogłoby okazać się w przyszłości ogromnym błędem. Bones przytaknęła wyrażonemu przez niektórych żądaniu usunięcia wspomnienia tego spotkania kobiecie. Kieran czekał już tylko na realizację tej woli, samemu ściskając asekuracyjnie własną różdżkę w dłoni.
Rozważał pomysł Foxa, bo dobrze rozumiał jego wątpliwości dotyczące nowego więzienia. I również sam Longbottom dostrzegł, że nie tak trudno będzie dojść do architekta, od którego łatwo będzie wydobyć potrzebne informacje. Wystarczyło tylko, że ich przeciwnicy chwilę pomyślą. Skoro zdołali dostać się do Azkabanu, to sforsowanie więzienia znajdującego się w Londynie nie powinno stanowić dla nich większego problemu. Na dodatek to właśnie ci zwyrodnialcy mieli pełne wsparcie obecnej władzy, choć nie do końca oficjalne, to jednak wystarczająco jawne, aby było to widoczne gołym okiem. Prędzej czy później ktoś będzie chciał skontrolować cele przeznaczone dla najgorszych degeneratów. Zapewnienie ze strony byłego Ministra, że strażnicy więzieni byli jego zaufanymi ludźmi, było dla Kierana na chwilę obecną wystarczające. Oczywiście lojalność tych ludzi na pewno w którymś momencie zostanie poddana próbie. Nie należało zapominać, że ludzie bywają słabi i przekupni. Sama obserwacja wystarczy, aby poznać wrażliwe punkty każdego. A wróg nie zawaha się wykorzystać żadnego cudzego potknięcia. Problemy finansowe, chory krewny, ambicja? Wystarczy tylko zagrać na odpowiednich emocjach, poruszyć te właściwie struny.
Teraz jednak najważniejszą kwestią było wykluczenie z ich grona osoby najbardziej wątpiącej. Nie mogli sobie pozwolić na to, aby zawahanie jednostki pogrążyło całą resztę. Rineheart uważnie przyjrzał się jej twarzy, aby ją zapamiętać, również próbując wyryć sobie w pamięci wiedzę o jej zdolnościach metamorfomagicznych. Zaufanie tej konkretnej czarownicy mogłoby okazać się w przyszłości ogromnym błędem. Bones przytaknęła wyrażonemu przez niektórych żądaniu usunięcia wspomnienia tego spotkania kobiecie. Kieran czekał już tylko na realizację tej woli, samemu ściskając asekuracyjnie własną różdżkę w dłoni.
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Czy Marcella kompletnie tego nie rozumiała? Zdanie tych innych zebranych wokół nie do końca obchodziło Priscillę: większość nie była jej szczególnie bliska, a nawet jeśli się znali to przecież nie byli jej rodziną. Tego nie mogła zaś powiedzieć o swojej bliskiej kuzynce, z którą może nie miała bardzo mocnych więzi, ale przecież jako rodzina zawsze stały za sobą murem. Priscilla poczuła niemal fizyczny ból, gdy okazało się, że znalazła się w sytuacji, w której nawet ta, z którą powinna trzymać się razem, jest przeciwko niej.
– Marcella, dobrze wiesz, że nie chodzi mi o mordowanie Merlinowi ducha winnym osób – stwierdziła ostro, kierując swoje słowa tylko w jej kierunku, choć mówiła na tyle głośno, że wszyscy wokół musieli ją usłyszeć. – Nie pracuje w tym departamencie bez powodu, łamanie jakiegokolwiek prawa powinno być egzekwowane, niezależnie od pochodzenia, pełnionej funkcji, czy jakichkolwiek innych czynników. Tylko zauważ, że teraz tego też chcemy dokonać.
Przerwała na chwilę, biorąc głęboki oddech.
– Poza tym Malfoy myśli przynajmniej częściowo rozważnie, jeśli chodzi o kwestie mugolskie, Marcella. Chyba akurat ty powinnaś rozumieć, jak niebezpieczny jest ich świat. To przecież przez mugoli twoja siostra nie włada magią, Marc. A Noah? Rozumiem, że Felix może cię nie obchodzić. Ale Noah? Co Noah im zrobił, Marcella? – Priscilla patrzyła prosto w oczy kuzynki, jakby zapominając na chwilę, gdzie się znajdowały.
Priscilla traciła nad sobą kontrolę. Gdyby to wszystko nie rozchodziło się o kwestię poglądów dotyczących mugoli pewnie poparłaby zebranych całym sercem. W takiej sytuacji była rozdarta.
Gdy Brendan do niej podszedł, spoglądała to na Edith, to na niego,
– Mieliśmy mówić otwarcie – przypomniała Bones. – Nie jestem osobą, która zdradza tych, z którymi pracuje. Tajne działania nie rozwiążą jednak problemów, z którymi się teraz zmagamy – stwierdziła, kręcąc głową. Nie miała ochoty strzępić języka w chwili; bez żadnego poparcia i odrobiny zrozumienia ze strony zebranych to i tak nie miałoby sensu.
Nie podobało jej się to, że ktoś chciał grzebać w jej głowie. Zebrani tu tyle mówili o moralności, a sami chcieli zbezcześcić jej umysł, niczym jakiemuś podrzędnemu mugolowi, który widział za dużo. Dlatego gdy Brendan wspomniał o zaklęciu, na twarzy Priscilli pojawił się grymas.
– Oczywiście, zawsze najprostsze rozwiązanie – mruknęła pod nosem, kręcąc głową.
Jeśli jednak Brendan będzie chciał ją wyprowadzić, wiedziała, że nie ma sensu w przeciwstawianiu się: wokół było za dużo tych „oddanych sprawie”, aby miała jakąkolwiek szansę.
– Marcella, dobrze wiesz, że nie chodzi mi o mordowanie Merlinowi ducha winnym osób – stwierdziła ostro, kierując swoje słowa tylko w jej kierunku, choć mówiła na tyle głośno, że wszyscy wokół musieli ją usłyszeć. – Nie pracuje w tym departamencie bez powodu, łamanie jakiegokolwiek prawa powinno być egzekwowane, niezależnie od pochodzenia, pełnionej funkcji, czy jakichkolwiek innych czynników. Tylko zauważ, że teraz tego też chcemy dokonać.
Przerwała na chwilę, biorąc głęboki oddech.
– Poza tym Malfoy myśli przynajmniej częściowo rozważnie, jeśli chodzi o kwestie mugolskie, Marcella. Chyba akurat ty powinnaś rozumieć, jak niebezpieczny jest ich świat. To przecież przez mugoli twoja siostra nie włada magią, Marc. A Noah? Rozumiem, że Felix może cię nie obchodzić. Ale Noah? Co Noah im zrobił, Marcella? – Priscilla patrzyła prosto w oczy kuzynki, jakby zapominając na chwilę, gdzie się znajdowały.
Priscilla traciła nad sobą kontrolę. Gdyby to wszystko nie rozchodziło się o kwestię poglądów dotyczących mugoli pewnie poparłaby zebranych całym sercem. W takiej sytuacji była rozdarta.
Gdy Brendan do niej podszedł, spoglądała to na Edith, to na niego,
– Mieliśmy mówić otwarcie – przypomniała Bones. – Nie jestem osobą, która zdradza tych, z którymi pracuje. Tajne działania nie rozwiążą jednak problemów, z którymi się teraz zmagamy – stwierdziła, kręcąc głową. Nie miała ochoty strzępić języka w chwili; bez żadnego poparcia i odrobiny zrozumienia ze strony zebranych to i tak nie miałoby sensu.
Nie podobało jej się to, że ktoś chciał grzebać w jej głowie. Zebrani tu tyle mówili o moralności, a sami chcieli zbezcześcić jej umysł, niczym jakiemuś podrzędnemu mugolowi, który widział za dużo. Dlatego gdy Brendan wspomniał o zaklęciu, na twarzy Priscilli pojawił się grymas.
– Oczywiście, zawsze najprostsze rozwiązanie – mruknęła pod nosem, kręcąc głową.
Jeśli jednak Brendan będzie chciał ją wyprowadzić, wiedziała, że nie ma sensu w przeciwstawianiu się: wokół było za dużo tych „oddanych sprawie”, aby miała jakąkolwiek szansę.
Istnieją wyłącznie i niezmiennie jedynie źli ludzie, ale niektórzy stoją po przeciwnych stronach.
Priscilla Morgan
Zawód : Wiedźmia straż
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Jeśli cokolwiek przygnębiało ją bardziej niż własny cynizm, to fakt, że często nie była aż tak cyniczna jak prawdziwy świat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Milczała, gdy rozmawiali ze sobą inni. Była jedynie stażystką, a o tym co popychało innych do działania nie mogła decydować. Spojrzenie niebieskich oczu musnęło Skamandera, gdy jego głos do niej dotarł. Słuchała, nie wchodząc w dyskusję. Nawet tej, która dotyczyła jej brata i ostrych słów Anthony’ego.
- Najprościej chyba odwołać się do rzeczy prozaicznych i tych, których dotykamy na codzień, które nie wzbudzą podejrzeń. - zaczęła zawieszając spojrzenie na swojej szefowej. Zmarszczyła brwi i nos zastanawiając się nad pierwszą, roboczą wersją kodu, którą mogliby się posługiwać. - Informacja o dowodach mogłaby się odwoływać do spotkania przy kawie. Informacje o zatrzymaniu możemy określać mianem złożonego raportu, kiedy zatrzymany będzie dostarczony do więzienia możemy dodać pani nazwisko - jeśli będziemy słać listy między sobą. I tak czarnoksiężnik zamknięty w więzieniu. Będzie raportem złożonym u Bones, albo.... Albo na biurku. - mruknęła unosząc dłoń i zakładając jasne i przemoczone do cna włosy za ucho, bo przecież będą też informować o tym i ją. A do niej nie napiszą, że złożyli list na u Bones, bo ona samą nią była - Raport na biurku też może. - widać, że poszukuje odrobiny pomocy, a myśli ciągną ją już dalej. - Problem możemy określić…. - zastanowiła się chwilę, pisanie o wezwaniu, czy zleceniu mogło przykuć kogoś uwagę. -... treningiem? - zapytała podnosząc spojrzenie z trawy ponownie na szefową biura aurorów. Nie wiedziała, czy jej tok myślenia jest poprawny. Odezwała się jednak ponownie. - Myślę, że dobrze byłoby też zadbać o zmylenie kogoś pod względem godziny. Odwrócić południe z północą. I do tej pierwszej dodać godzinę. I tak, kiedy będziemy proponować komuś kawę w południe. Będziemy mieli na myśli pierwszą w nocy. Złożenie raportu o 14 oznaczałby zamknięcie więźnia. A trening o 8 nad brzegiem tamizy, byłby spotkaniem w tym miejscu o 19 wieczorem? Ta godzina dałaby nam dodatkowy czas, czy uniknięcie spotkania, gdyby ktoś przejrzał ten aspekt kodu. - wzruszyła ledwie widocznie ramionami. Uniosła dłoń i otarła twarz. Nie będąc pewną, czy nie za bardzo nakombinowała. Słuchała uważnie słów które wypadały z ust zarówno Ministra, jak i szefowej. Zmarszczyła brwi.
- Potrzebujemy więc więcej niż jednego pomniejszego, który można uchylić. Lub jednego na tyle dużego że nie pozostawi żadnych wątpliwości. - mruknęła do siebie pod nosem. Myśli przeskakiwały szybko. Mulciber z jej oskarżenia wywinął się szybko dzięki sprzyjającej mu władzy. Mieli na niego za mało. Musieli zdobyć więcej. Miała wspomnienia obciążające Rookwood, ale spotkały się w miejscu które prawnie było nielegalne, to można było podważyć, nawet jeśli użyła na niej zaklęcia niewybaczalnego.
Wszyscy byli dorośli i każdy musiał podejmować własne decyzje. Słowa wypowiedziane przez Priscillę sprawiły, że mimowolnie jej wargi uchyliły się w zdziwieniu. Częściowo rozważnie. Nie potrafiła w to uwierzyć. W to, co wydobywało się z ust kobiety. Zerknęła na zakonniczkę, do której się zwracała i wróciła do niej spojrzeniem zaciskając usta. Jeśli nie chciała działać, powinna pozwolić na to im. Ale jedno było pewne, o dzisiejszym spotkaniu nie mogła pamiętać.
- Najprościej chyba odwołać się do rzeczy prozaicznych i tych, których dotykamy na codzień, które nie wzbudzą podejrzeń. - zaczęła zawieszając spojrzenie na swojej szefowej. Zmarszczyła brwi i nos zastanawiając się nad pierwszą, roboczą wersją kodu, którą mogliby się posługiwać. - Informacja o dowodach mogłaby się odwoływać do spotkania przy kawie. Informacje o zatrzymaniu możemy określać mianem złożonego raportu, kiedy zatrzymany będzie dostarczony do więzienia możemy dodać pani nazwisko - jeśli będziemy słać listy między sobą. I tak czarnoksiężnik zamknięty w więzieniu. Będzie raportem złożonym u Bones, albo.... Albo na biurku. - mruknęła unosząc dłoń i zakładając jasne i przemoczone do cna włosy za ucho, bo przecież będą też informować o tym i ją. A do niej nie napiszą, że złożyli list na u Bones, bo ona samą nią była - Raport na biurku też może. - widać, że poszukuje odrobiny pomocy, a myśli ciągną ją już dalej. - Problem możemy określić…. - zastanowiła się chwilę, pisanie o wezwaniu, czy zleceniu mogło przykuć kogoś uwagę. -... treningiem? - zapytała podnosząc spojrzenie z trawy ponownie na szefową biura aurorów. Nie wiedziała, czy jej tok myślenia jest poprawny. Odezwała się jednak ponownie. - Myślę, że dobrze byłoby też zadbać o zmylenie kogoś pod względem godziny. Odwrócić południe z północą. I do tej pierwszej dodać godzinę. I tak, kiedy będziemy proponować komuś kawę w południe. Będziemy mieli na myśli pierwszą w nocy. Złożenie raportu o 14 oznaczałby zamknięcie więźnia. A trening o 8 nad brzegiem tamizy, byłby spotkaniem w tym miejscu o 19 wieczorem? Ta godzina dałaby nam dodatkowy czas, czy uniknięcie spotkania, gdyby ktoś przejrzał ten aspekt kodu. - wzruszyła ledwie widocznie ramionami. Uniosła dłoń i otarła twarz. Nie będąc pewną, czy nie za bardzo nakombinowała. Słuchała uważnie słów które wypadały z ust zarówno Ministra, jak i szefowej. Zmarszczyła brwi.
- Potrzebujemy więc więcej niż jednego pomniejszego, który można uchylić. Lub jednego na tyle dużego że nie pozostawi żadnych wątpliwości. - mruknęła do siebie pod nosem. Myśli przeskakiwały szybko. Mulciber z jej oskarżenia wywinął się szybko dzięki sprzyjającej mu władzy. Mieli na niego za mało. Musieli zdobyć więcej. Miała wspomnienia obciążające Rookwood, ale spotkały się w miejscu które prawnie było nielegalne, to można było podważyć, nawet jeśli użyła na niej zaklęcia niewybaczalnego.
Wszyscy byli dorośli i każdy musiał podejmować własne decyzje. Słowa wypowiedziane przez Priscillę sprawiły, że mimowolnie jej wargi uchyliły się w zdziwieniu. Częściowo rozważnie. Nie potrafiła w to uwierzyć. W to, co wydobywało się z ust kobiety. Zerknęła na zakonniczkę, do której się zwracała i wróciła do niej spojrzeniem zaciskając usta. Jeśli nie chciała działać, powinna pozwolić na to im. Ale jedno było pewne, o dzisiejszym spotkaniu nie mogła pamiętać.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
Zaufanie. Dwudziestoletni Michael chciałby wierzyć, że czystokrwiści naprawdę wczuwają się w sytuację mugoli i mugolaków, ale wiedział, że nigdy nie zrozumieją, jak to jest. "Zaufanie" Bones i szorstka uwaga Anthony'ego tylko go w tym przekonaniu utwierdzały. Gdyby wiedział o tym, że Skamander i inni narażają życie za świat lepszy dla wszystkich czarodziejów i mugoli, uważniej zastanowiłby się nad złością w głosie Anthony'ego i nad własną postawą. Teraz jednak zupełnie zignorował jego słowa, znajdując w sobie tylko coś na kształt wyrozumiałości dla młodego aurora. Sam byłby zapewne podobnie zapalczywym młodym aurorem, gdyby już w szkole nie spotkał się z szykanami. Zabili mu matkę, a w Ministerstwie pracowali jego młodszy brat i siostra. Gdyby Tonksowie komuś otwarcie podpadli, ludzie Ministra lub Voldemorta nie mieliby pewnie nawet problemów z wyśledzeniem ich ojca w Kornwalii. Miał mugolską krew, w jego przypadku wątpliwości to nie kwestia zaufania ani braku odwagi, tylko życia. Wątpił, aby zrozumiał to ktokolwiek, kto zawsze stał w uprzywilejowanej pozycji większości, kogo oceniano po czynach, a nie pochodzeniu.
Wątpił, ale nie miał pretensji. Taki jest świat.
W dodatku nawet najbardziej uprzywilejowani szlachcice - tacy, jak jego przyjaciel Longbottom i mniej znajomy mu Abbot, którzy stanęli w obronie jego punktu widzenia - podbudowywali jego wiarę w ten skomplikowany świat. Artur wciąż zaskakiwał go swoim zrozumieniem, a nawet otwarciem na świat mugoli. Nie każdemu jednak dało się tyle wyjaśnić, więc Mike tylko kiwnął głową na osąd Bones. Widać wiedziala, komu można ufać...albo nie. Ta policjantka, Morgan, wprost udowodniła, że jego wątpliwości są słuszne. Cieszył się, że szefowa również to przyznała. Z namysłem i uznaniem spojrzał też w stronę Marcelli, która najwyraźniej znała Priscillę bliżej i nie wahała się zbesztać jej w słusznej sprawie.
Próbując ignorować policjantkę, skupił się na słowach i propozycjach reszty zgromadzonych.
-Dobry pomysł, Just. - przyznał obiektywnie,wcale nie dlatego, że przy okazji pękał z dumy, że jego młodsza siostrzyczka jest zaradną aurorką. -Powinniśmy też zastanowić się, jak przekazać górze, kto został osadzony? - miał na myśli informowanie Bones o udanym wprowadzeniu kogoś do więzienia. Nie wychwycił z jej planu, czy naprawdę tylko aurorzy i strażnicy mieli znać nazwiska i numery cel, ale wydawało mu się, że ona i/lub Longbottom powinni mieć nad tym pieczę i ogólny obraz sytuacji. Szyfrowanie ich nazwisk będzie bardziej skomplikowane niż zaproponowany przez Justine szyfr.
Jego analityczny umysł dostrzegał w tym wszystkim duże ryzyko wkradnięcia się bałaganu - choćby szyfr Just, układany na gorąco, musiał zostać uporządkowany. -Zanim się rozejdziemy, wszyscy powinniśmy mieć pełne zrozumienie co do szyfru. - nie będą go w końcu mogli nigdzie zapisać. Sam od dziecka obcował z rozgadaną siostrą, więc nadążał za jej pomysłami, ale czy wszyscy mieli już jasność, czym różni się "trening" od "spotkania przy kawie"?
Kolejne słowa Priscilli wyrwały go z namysłu. W przeciwieństwie do siostry nie wyglądał na zaskoczonego, tylko na zirytowanego. Wszyscy tutaj wiedzieli o mugolskim pochodzeniu Tonksów. Gniew policjantki wydawał mu się dziwnie personalny, pełen emocji pod pozorem obiektywizmu i niewymierzony bezpośrednio w nich. Był jednak zagrożeniem dla całej operacji. Odnalazł wzrokiem Brendana i skinął mu lekko głową w geście poparcia dla jego pomysłu. Ulżyło mu też, że sama Bones wydała zgodę na Oblivate. Jako mugolak był zbyt osobiście zaangażowany w konflikt, więc cieszył się, że pomysł wyszedł od Weasleya.
Wątpił, ale nie miał pretensji. Taki jest świat.
W dodatku nawet najbardziej uprzywilejowani szlachcice - tacy, jak jego przyjaciel Longbottom i mniej znajomy mu Abbot, którzy stanęli w obronie jego punktu widzenia - podbudowywali jego wiarę w ten skomplikowany świat. Artur wciąż zaskakiwał go swoim zrozumieniem, a nawet otwarciem na świat mugoli. Nie każdemu jednak dało się tyle wyjaśnić, więc Mike tylko kiwnął głową na osąd Bones. Widać wiedziala, komu można ufać...albo nie. Ta policjantka, Morgan, wprost udowodniła, że jego wątpliwości są słuszne. Cieszył się, że szefowa również to przyznała. Z namysłem i uznaniem spojrzał też w stronę Marcelli, która najwyraźniej znała Priscillę bliżej i nie wahała się zbesztać jej w słusznej sprawie.
Próbując ignorować policjantkę, skupił się na słowach i propozycjach reszty zgromadzonych.
-Dobry pomysł, Just. - przyznał obiektywnie,
Jego analityczny umysł dostrzegał w tym wszystkim duże ryzyko wkradnięcia się bałaganu - choćby szyfr Just, układany na gorąco, musiał zostać uporządkowany. -Zanim się rozejdziemy, wszyscy powinniśmy mieć pełne zrozumienie co do szyfru. - nie będą go w końcu mogli nigdzie zapisać. Sam od dziecka obcował z rozgadaną siostrą, więc nadążał za jej pomysłami, ale czy wszyscy mieli już jasność, czym różni się "trening" od "spotkania przy kawie"?
Kolejne słowa Priscilli wyrwały go z namysłu. W przeciwieństwie do siostry nie wyglądał na zaskoczonego, tylko na zirytowanego. Wszyscy tutaj wiedzieli o mugolskim pochodzeniu Tonksów. Gniew policjantki wydawał mu się dziwnie personalny, pełen emocji pod pozorem obiektywizmu i niewymierzony bezpośrednio w nich. Był jednak zagrożeniem dla całej operacji. Odnalazł wzrokiem Brendana i skinął mu lekko głową w geście poparcia dla jego pomysłu. Ulżyło mu też, że sama Bones wydała zgodę na Oblivate. Jako mugolak był zbyt osobiście zaangażowany w konflikt, więc cieszył się, że pomysł wyszedł od Weasleya.
Can I not save one
from the pitiless wave?
Z napięciem spojrzał na Priscillę, gdy wspomniała o swoim mężu i synu. Pracował kiedyś z Felixem, zmarły auror był dobrym człowiekiem, ale nigdy bliżej nie poznał jego żony. Ich śmierć była okrutnym zrządzeniem losu, przypadkiem w kalejdoskopie zdarzenie. Z tego co słyszał, tego dnia Priscilla przygotowywała urodziny dla jedynego dziecka, żeby po kilku godzinach dowiedzieć się o tragedii. Tragedii, za którą obwiniała mugoli.
Nie miał serca próbować na nią wpłynąć, nie rozumiejąc jak wielką rozpaczą dla rodzica musi być śmierć własnego dziecka. Priscilla zdołała wybudzić się z rezygnacji, kierując swe kroki ku Wiedźmiej Straży. Jak się okazało, nigdy nie zapomniała, że to właśnie wypadek samochodowy pozbawił ją rodziny.
Bones postąpiła nierozsądnie, zapraszając tu Morgan. Była zbyt ryzykowna, za mocno zakorzeniła się w niej nienawiść do mugoli, żeby łatwo zaakceptować promugolskich czarodziejów i ich niepewną sprawę. Szefowa nie sprawdziła ich wszystkich dokładnie? Jeśli tak, to czy była właściwą osobą do prowadzenia tak niebezpiecznych działań? Mogła uznać, że wsparcie kogoś z Wiedźmiej Straży było dla nich konieczne, warte zaproszenia Priscilli Morgan. Najmniejszy błąd mógł ich wszystkich kosztować życie.
Ze zdziwieniem odkrył jej powiązanie z Marcellą, świat czarodziejów był rzeczywiście mały. Zachowywały się, jakby były dawnymi przyjaciółkami lub krewnymi. Nie ingerował, uważnie oceniając napiętą sytuację. Paradoksalnie, najbardziej problematyczna byłaby Priscilla deklarująca poparcie, zapewniająca o lojalności. Czy powinni by wtedy zaufać? Decyzja należała jednak do Edith i Harolda, musieli wykazać się rozwagą godną przywódców tajnego zrzeszenia.
Zastanowił się nad ich wyjaśnieniami, powątpiewał w bezproblemowość utrzymania ujętych przestępców w tajemnicy. Pokiwał z uznaniem słysząc pomysły Just, pewnie wcześniej dla ludzi spoza zakonów jawiąca się jako początkująca stażystka.
- Moglibyśmy też pomyśleć o lusterkach dwukierunkowych lub podobnym zaklęciu przedmiotu, który mógłby się zmieniać u wszystkich, ukazując zrozumiały tylko dla nas kod - zasugerował krótko, nie chcąc tracić czujności.
Nie miał serca próbować na nią wpłynąć, nie rozumiejąc jak wielką rozpaczą dla rodzica musi być śmierć własnego dziecka. Priscilla zdołała wybudzić się z rezygnacji, kierując swe kroki ku Wiedźmiej Straży. Jak się okazało, nigdy nie zapomniała, że to właśnie wypadek samochodowy pozbawił ją rodziny.
Bones postąpiła nierozsądnie, zapraszając tu Morgan. Była zbyt ryzykowna, za mocno zakorzeniła się w niej nienawiść do mugoli, żeby łatwo zaakceptować promugolskich czarodziejów i ich niepewną sprawę. Szefowa nie sprawdziła ich wszystkich dokładnie? Jeśli tak, to czy była właściwą osobą do prowadzenia tak niebezpiecznych działań? Mogła uznać, że wsparcie kogoś z Wiedźmiej Straży było dla nich konieczne, warte zaproszenia Priscilli Morgan. Najmniejszy błąd mógł ich wszystkich kosztować życie.
Ze zdziwieniem odkrył jej powiązanie z Marcellą, świat czarodziejów był rzeczywiście mały. Zachowywały się, jakby były dawnymi przyjaciółkami lub krewnymi. Nie ingerował, uważnie oceniając napiętą sytuację. Paradoksalnie, najbardziej problematyczna byłaby Priscilla deklarująca poparcie, zapewniająca o lojalności. Czy powinni by wtedy zaufać? Decyzja należała jednak do Edith i Harolda, musieli wykazać się rozwagą godną przywódców tajnego zrzeszenia.
Zastanowił się nad ich wyjaśnieniami, powątpiewał w bezproblemowość utrzymania ujętych przestępców w tajemnicy. Pokiwał z uznaniem słysząc pomysły Just, pewnie wcześniej dla ludzi spoza zakonów jawiąca się jako początkująca stażystka.
- Moglibyśmy też pomyśleć o lusterkach dwukierunkowych lub podobnym zaklęciu przedmiotu, który mógłby się zmieniać u wszystkich, ukazując zrozumiały tylko dla nas kod - zasugerował krótko, nie chcąc tracić czujności.
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie szukał przyjaciół, a towarzyszy broni. W Michaelu i Priscilli ich nie widział i zobaczyć już nie potrafił. Udowodnili już słowem, że strach, obawy, wątpliwe pojęcie dobra stanowią dźwignię, która sprawnie wykorzystana przez wroga mogła namącić w ich konspiracyjnym przedsięwzięciu. Nie dowierzał, że ktoś próbował kogoś takiego w ogóle przekonywać do odpowiednich racji zamiast wykreślić zagrożenie. Nie potrzebowali zwiewnie poruszających się na wietrze chorągiewek. Było to jednak jego zdanie z którym kryś się nie zamierzał i o ile z naiwnością spoglądał na tych którzy podejmowali się prób tychże sam w tym uczestniczyć nie zamierzał. Z góry spojrzał więc na Artura, Lucana, czy fukliwego Kierana. Z pobłażliwością na Figg, Sophię. Skrzywił się jednak dopiero słysząc upomnienie ze strony Bones, które mimo wszystko uszanował. Znał w końcu swoje miejsce w hierarchii Biura. Przynajmniej na tyle na ile zawieszony pracownik był wstanie to zrobić.
Zrozumiał zagrożenie, lecz również korzyści swojego pomysłu. Kieran zaskoczył go tym, że mimo wszystko szare komórki nie zdążyły mu wymrzeć. Brawo dla niego. Propozycja szyfru Tonks miała ręce i nogi. Brendan poprawił mu humor. Lewy bark zaczynał mu cierpnąć. Złożył na nim prawą dłoń poruszając zrażony staw.
Tamtego dnia na spotkaniu w Stonehenge hołd Sami-Wiecie-Komu prócz Malfoya złożył Tristan Rosier, Morhoth Yaxley, Edgar Burke - wszyscy trzej są obecnie nestorami swoich rodzin. Nie zdziwiłbym się gdyby władza, którą skupili nie zachęciła ich rodaków do pójścia za ich śladem. Zwłaszcza z rodu Burke - wniosek był jeden: każdy Yaxley, Rosier oraz Burke powinien znaleźć się na celowniku - Prócz tego Salazar Travers, Eddard Nott, Lupus Black, Magnus Rowle, młody czarodziej o ciemniejszej karnacji z rodu Shafiq, którego personaliów nie znam - również tamtego dnia wykonali gesty poddaństwa - Julius Fawley, Blaise Lestrange, Morgana Selwyn - jeżeli nie mieli nic wspólnego z działaniami w Jego imieniu być może mogło to od tamtego czasu ulec zmianie - zdradził tyle co wiedział i tyle co udało mu się wywnioskować z posiedzeń w Stonehenge wierząc, że inni uzupełniają tą listę. Nie był tutaj jedynym świadkiem wydarzenia. Cały ten wywód był odpowiedzią na pytanie Urquarta na temat wskazywania oraz Bones w odpowiedzi na jej prośbę z poprzedniego listu z którą zwlekał zdecydowanie zbyt długo.
- Skoro mam możliwość, chciałbym szefowo się spytać jakie kroki powinienem postąpić w sprawie dochodzenia podjętego przez sir Longbottoma - zerknął na Harolda - w sprawie nielegalnego handlu smoczymi ingrediencjami na terenie Rezerwatu w Kent. Pozycja Tristana jako nestora utrudnia sprawę i ogranicza mi pole manewru. Nie wiem, czy powinienem go odwiedzić po tym, jak - jeżeli - zostanę odwieszony. Czy jednak bardziej powinienem się wówczas skupić na otoczce okoliczności czekając aż straci czujność, zyskując więcej dowodów i nie przyciągając tak szybko ponownej uwagi Malfoya - Jego kariera już stała pod znakiem zapytania. Jeżeli jednak znów się wychyli po powrocie do pracy, do czego miał zdecydowanie talent, to nie tylko jego kompetencje zostaną ponownie podważone, lecz również Bones, która sie za nim wstawiała. Chciał ustalić więc z nią.
|jeżeli coś pominęłam to proszę nie bić. Post pisany na wariata, na szybko bo wyjazd
Zrozumiał zagrożenie, lecz również korzyści swojego pomysłu. Kieran zaskoczył go tym, że mimo wszystko szare komórki nie zdążyły mu wymrzeć. Brawo dla niego. Propozycja szyfru Tonks miała ręce i nogi. Brendan poprawił mu humor. Lewy bark zaczynał mu cierpnąć. Złożył na nim prawą dłoń poruszając zrażony staw.
Tamtego dnia na spotkaniu w Stonehenge hołd Sami-Wiecie-Komu prócz Malfoya złożył Tristan Rosier, Morhoth Yaxley, Edgar Burke - wszyscy trzej są obecnie nestorami swoich rodzin. Nie zdziwiłbym się gdyby władza, którą skupili nie zachęciła ich rodaków do pójścia za ich śladem. Zwłaszcza z rodu Burke - wniosek był jeden: każdy Yaxley, Rosier oraz Burke powinien znaleźć się na celowniku - Prócz tego Salazar Travers, Eddard Nott, Lupus Black, Magnus Rowle, młody czarodziej o ciemniejszej karnacji z rodu Shafiq, którego personaliów nie znam - również tamtego dnia wykonali gesty poddaństwa - Julius Fawley, Blaise Lestrange, Morgana Selwyn - jeżeli nie mieli nic wspólnego z działaniami w Jego imieniu być może mogło to od tamtego czasu ulec zmianie - zdradził tyle co wiedział i tyle co udało mu się wywnioskować z posiedzeń w Stonehenge wierząc, że inni uzupełniają tą listę. Nie był tutaj jedynym świadkiem wydarzenia. Cały ten wywód był odpowiedzią na pytanie Urquarta na temat wskazywania oraz Bones w odpowiedzi na jej prośbę z poprzedniego listu z którą zwlekał zdecydowanie zbyt długo.
- Skoro mam możliwość, chciałbym szefowo się spytać jakie kroki powinienem postąpić w sprawie dochodzenia podjętego przez sir Longbottoma - zerknął na Harolda - w sprawie nielegalnego handlu smoczymi ingrediencjami na terenie Rezerwatu w Kent. Pozycja Tristana jako nestora utrudnia sprawę i ogranicza mi pole manewru. Nie wiem, czy powinienem go odwiedzić po tym, jak - jeżeli - zostanę odwieszony. Czy jednak bardziej powinienem się wówczas skupić na otoczce okoliczności czekając aż straci czujność, zyskując więcej dowodów i nie przyciągając tak szybko ponownej uwagi Malfoya - Jego kariera już stała pod znakiem zapytania. Jeżeli jednak znów się wychyli po powrocie do pracy, do czego miał zdecydowanie talent, to nie tylko jego kompetencje zostaną ponownie podważone, lecz również Bones, która sie za nim wstawiała. Chciał ustalić więc z nią.
|jeżeli coś pominęłam to proszę nie bić. Post pisany na wariata, na szybko bo wyjazd
Find your wings
Powodzenie w przyszłości.
Nie wierzyłem, aby przyszłość pod władzą Voldemorta miała przynieść powodzenie. Zgadzałem się z Bones, nie proponowałem z resztą otwartej walki, trzeba było działać ostrożnie. Kiwnąłem głową, gdy wspomniała o wprowadzaniu więźniów nocą - nie wyjaśniało to naszych wątpliwości, ale w milczeniu słuchałem przełożonych dalej, pozwalając dokończyć im myśl.
- Na co tak naprawdę mamy wasze przyzwolenie? - Chciałem się upewnić. Mieliśmy działać wbrew zasadom - nie obawiałem się tego. Czułem jednak, że i tutaj pojawiały się ograniczenia oraz reguły.
- Nie, źle mnie zrozumieliście. Nie proponuję innego miejsca. Chodziło mi tylko o to, na ile nowy Azkaban pozostaje niedostępny dla popleczników Voldemorta. - Longbottom wiedział, że ci już raz zdołali dokonać niemożliwego. - Rozumiem jednak, że konstrukcja więzienia utrudni poruszanie się tam komuś nie zaznajomionemu z jego planami, a strażnicy są oddani sprawie tak samo jak my. Taka informacja mi wystarczy. - Kąciki moich ust delikatnie drgnęły, sygnalizując niemal niezauważalny uśmiech, gdy Longbottom wspomniał o nielegalnej organizacji sprzeciwiającej się władzy. Cóż, w zasadzie to nią byliśmy. Po godzinach. - Czy powinniśmy zrobić coś w sprawie architekta? - Spojrzałem na Ministra, sugerując to samo, co przed chwilą Weasley. Zdbanie o usunięcie jednego wspomnienia mogło być dla nas dodatkowym zabezpieczeniem.
- Skoro nasze sowy są pod ostrzałem, musimy zacząć regularnie przechwytywać korespondencję. Wszystko, co trafia na Nokturn i z Nokturnu, bądź nosi rodową pieczęć. - Tam znajdowali się nasi wrogowie. - Każdy list powielać i zbierać do dokumentacji. - Ten ruch był raczej oczywisty, Wiedźmia Straż wykonywała takie praktyki regularnie. Popierałem pomysł Just z odwróceniem godziny, choć zapewne mógł zostać dość szybko rozpracowany przez drugą stronę. Musieliśmy być przygotowani na zmiany szyfru.
Spojrzałem na kobietę, która wniosła głos sprzeciwu; nie było dla niej miejsca wśród nas, nawet jeśli miała dobre chęci, wszyscy wiedzieliśmy, że dobrymi chęciami wybrukowano piekło.
Czymkolwiek było.
Nie wierzyłem, aby przyszłość pod władzą Voldemorta miała przynieść powodzenie. Zgadzałem się z Bones, nie proponowałem z resztą otwartej walki, trzeba było działać ostrożnie. Kiwnąłem głową, gdy wspomniała o wprowadzaniu więźniów nocą - nie wyjaśniało to naszych wątpliwości, ale w milczeniu słuchałem przełożonych dalej, pozwalając dokończyć im myśl.
- Na co tak naprawdę mamy wasze przyzwolenie? - Chciałem się upewnić. Mieliśmy działać wbrew zasadom - nie obawiałem się tego. Czułem jednak, że i tutaj pojawiały się ograniczenia oraz reguły.
- Nie, źle mnie zrozumieliście. Nie proponuję innego miejsca. Chodziło mi tylko o to, na ile nowy Azkaban pozostaje niedostępny dla popleczników Voldemorta. - Longbottom wiedział, że ci już raz zdołali dokonać niemożliwego. - Rozumiem jednak, że konstrukcja więzienia utrudni poruszanie się tam komuś nie zaznajomionemu z jego planami, a strażnicy są oddani sprawie tak samo jak my. Taka informacja mi wystarczy. - Kąciki moich ust delikatnie drgnęły, sygnalizując niemal niezauważalny uśmiech, gdy Longbottom wspomniał o nielegalnej organizacji sprzeciwiającej się władzy. Cóż, w zasadzie to nią byliśmy. Po godzinach. - Czy powinniśmy zrobić coś w sprawie architekta? - Spojrzałem na Ministra, sugerując to samo, co przed chwilą Weasley. Zdbanie o usunięcie jednego wspomnienia mogło być dla nas dodatkowym zabezpieczeniem.
- Skoro nasze sowy są pod ostrzałem, musimy zacząć regularnie przechwytywać korespondencję. Wszystko, co trafia na Nokturn i z Nokturnu, bądź nosi rodową pieczęć. - Tam znajdowali się nasi wrogowie. - Każdy list powielać i zbierać do dokumentacji. - Ten ruch był raczej oczywisty, Wiedźmia Straż wykonywała takie praktyki regularnie. Popierałem pomysł Just z odwróceniem godziny, choć zapewne mógł zostać dość szybko rozpracowany przez drugą stronę. Musieliśmy być przygotowani na zmiany szyfru.
Spojrzałem na kobietę, która wniosła głos sprzeciwu; nie było dla niej miejsca wśród nas, nawet jeśli miała dobre chęci, wszyscy wiedzieliśmy, że dobrymi chęciami wybrukowano piekło.
Czymkolwiek było.
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Spoglądając na zebranych, nie oparł się pokusie przesuwania wzrokiem od twarzy do twarzy, na moment zatrzymując się, jakby w każdej próbował znaleźć potwierdzenie, bądź tez zaprzeczenie na działania, o których mówili. Większość pogrążona była w cieniu przemoczonych kapturów i tylko błyski piorunów - od czasu do czasu - rozświetlały czarodziejskie oblicza. Zamieszanie, które wplatało się w ich zgromadzenie, musiało być szybko zażegnane, ale to Brendan podjął słuszne działanie - błyskawicznie - Jej nie miałem zamiaru o to pytać - być może, niektórzy, niezdecydowani? wyciągną odpowiednie wnioski z ewentualności swojej "chwili słabości". Podążył za ruchem aurora, lokującego się obok wiedźmiej strażniczki. Ta, mimo rysującego się na twarzy buntu - widocznie złagodniała, w końcu (chyba?)
dostrzegając powagę sytuacji, w jakiej się znalazła. Nie do końca rozumiał urwaną historię, którą kierowała do Figg, ale z kontekstu można było wychwycić wiele. Zmrużył oczy. Śmierć zawsze była tragedią, ale osądzanie wszystkich na podstawie tylko własnych doświadczeń było idiotyczne - W takim razie najpierw aresztuj i osądź Malfoya za zdradę. Chętnie to zobaczę. Jeśli to zrobisz - na pewno większość się z tobą zgodzi - nie kontynuował dalej dyskusji, odwracając się od kobiety i skupiając na tym, co rzeczywiście było źródłem spotkania. Czuł zgrzyt, gdy słuchał na nowo relacji Thonego. Pamiętał co zastał, gdy pojawił się tego dnia w mieszkaniu. Nie przerwał mu jednak, nie wtrącił od siebie nic. Te same - prawdopodobnie i tak pojawią się na zakonnym spotkaniu. Zacisnął mocniej usta dopiero przy pytaniu o przesłuchanie. Jego własne, prowadzone w sprawie Ramseya było zwykła farsą. Wywinął się - znowu, a ministerstwo przyklasnęło zbrodniarzowi. Kolejnemu.
- Mulciber też się wywinął - sylwetka jasnowidza była już znana Bones, ale zakres zbrodni, które na nim ciążyły, sięgały długiej listy. Dłuższej niż wystosowana mu miesiąc wcześniej. I chociaż miał ochotę wydusić życie z czarnoksiężnika własnoręcznie, to musiał mu pogratulować piekielnej inteligencji. Niestety. I nie był to odosobniony przypadek. Każdy, który do tej pory był i mógł być na aurorskim celowniku, opływał w bezkarność. A z nich samych, robiono idiotów.
- Tak, najprostsze rozwiązania są najskuteczniejsze - powtórzył za mówiącą wcześniej kobietą, ale swoją wypowiedź kierował do Just. Jej pomysł był klarowny, dlatego notował w umyśle padające propozycje. Nie mogli - w warunkach, w jakich znajdowali się aktualnie, łasić się na coś bardziej rozbudowanego.
dostrzegając powagę sytuacji, w jakiej się znalazła. Nie do końca rozumiał urwaną historię, którą kierowała do Figg, ale z kontekstu można było wychwycić wiele. Zmrużył oczy. Śmierć zawsze była tragedią, ale osądzanie wszystkich na podstawie tylko własnych doświadczeń było idiotyczne - W takim razie najpierw aresztuj i osądź Malfoya za zdradę. Chętnie to zobaczę. Jeśli to zrobisz - na pewno większość się z tobą zgodzi - nie kontynuował dalej dyskusji, odwracając się od kobiety i skupiając na tym, co rzeczywiście było źródłem spotkania. Czuł zgrzyt, gdy słuchał na nowo relacji Thonego. Pamiętał co zastał, gdy pojawił się tego dnia w mieszkaniu. Nie przerwał mu jednak, nie wtrącił od siebie nic. Te same - prawdopodobnie i tak pojawią się na zakonnym spotkaniu. Zacisnął mocniej usta dopiero przy pytaniu o przesłuchanie. Jego własne, prowadzone w sprawie Ramseya było zwykła farsą. Wywinął się - znowu, a ministerstwo przyklasnęło zbrodniarzowi. Kolejnemu.
- Mulciber też się wywinął - sylwetka jasnowidza była już znana Bones, ale zakres zbrodni, które na nim ciążyły, sięgały długiej listy. Dłuższej niż wystosowana mu miesiąc wcześniej. I chociaż miał ochotę wydusić życie z czarnoksiężnika własnoręcznie, to musiał mu pogratulować piekielnej inteligencji. Niestety. I nie był to odosobniony przypadek. Każdy, który do tej pory był i mógł być na aurorskim celowniku, opływał w bezkarność. A z nich samych, robiono idiotów.
- Tak, najprostsze rozwiązania są najskuteczniejsze - powtórzył za mówiącą wcześniej kobietą, ale swoją wypowiedź kierował do Just. Jej pomysł był klarowny, dlatego notował w umyśle padające propozycje. Nie mogli - w warunkach, w jakich znajdowali się aktualnie, łasić się na coś bardziej rozbudowanego.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Słuchał słów szefowej w milczeniu, stojąc juz za plecami Priscilli; i choć trzymał w ręku różdżkę, nie uniósł jej ani o cal, póki Morgan nie uczyniła żadnego gestu i póki Bones nie dała mu na to przyzwolenia. Wsłuchiwał się w słowa szefowej i dalsze plany, słowa wypowiadane przez pozostałych czarodziejów. Sceptycy z wolna milknęli, być może przez to, że mało kto karmił ich wątpliwości, a Justine rozpoczęła snuć wizję kodu językowego - bez wątpienia przydatnego. Nie dołożył do jego konstrukcji trzech gorszy, jednak wsłuchiwał się we wszystko, odnotowując w pamięci każdy pomniejszy fragment.
- Góra nie powinna w ogóle o tym wiedzieć - odparł na słowa Tonksa, fakty wymagały wyjaśnień, wyjaśnienia dawały informacje, a informacje niosły ryzyko; przypadkowe dobrany zbitki imion i nazwisk w połączeniu z przypadkowymi faktami będą wymagały dowodów. Przypadki mogły też wywołać niefortunne zbiegi okoliczności, które prędzej czy później doprowadzą do pytań. W Azkabanie rzadko pojawiali się politycy, a on szczerze wątpił, by teraz miało się to zmienić. Malfoy kojarzył mu się z człowiekiem wygodnym, który od pewnych niedogodnień będzie wolał trzymać się z daleka - arystokraci już tacy byli. I nigdy się nie zmieniali. Dementorzy na szczęście nie mówili zbyt wiele. - Ale kiedy dojdzie do czynów - powinniśmy pamiętać, by ukrywać twarze tych ludzi, najlepiej też kneblować. Jeśli dementorzy służą Voldemortowi, mogą rozpoznać twarze jego sług. Lub przyjąć od nich rozkazy. - Nie był im potrzebny kolejny bunt, lepiej było to zrobić pod nosem tych stworzeń. Skinął lekko głową na słowa Skamandera, na wszystkich tych szubrawców muszą skierować swoją uwagę.
- Martwiłaś się o bezpieczeństwo - zwrócił się do Morgan, choć nie mówił szczerze, nie sprawiał też wrażenia, jakby go to szczególnie obchodziło. - Usunięcie ci pamięci ochroni również ciebie. - Jeśli odejdzie od nich z wiadomością o konspiracji bez zamiaru ich wydania - jej również groziło niebezpieczeństwo. Nie sądził, by Malfoy miał ochotę bawić się w dziecięce podchody i nie wziął pod uwagę zbiorowej odpowiedzialności. Wskazał jej dłonią drogę, nie dotykając jej - jeśli nie było takiej potrzeby, nie zamierzał uciekać się do rękoczynów. Nie wypuszczał jednak z ręki różdżki, zabezpieczając ewentualną ucieczkę. Skinąwszy głową z szacunkiem tak Bones, jak Ministrowi, w geście odmeldowania, oddalił się od zgromadzenia wraz z Morgan - na tyle daleko, by nie dobiegały ich odgłosy zgromadzenia i na tyle daleko, by nie mogli ich ujrzeć. Gdyby Morgan dostrzegła zgromadzonych czarodziejów, tuż po usunięciu pamięci w jej głowie zalęgły by się kolejne przykre pytania. - Pomogę ci wrócić do domu, jeśli będzie trzeba - obiecał, nim uniósł różdżkę wyżej - i postaram się zrobić to szybko - dodał, powoli kierując ku jej piersi kraniec różdżki.
- Obliviate - wypowiedział spokojnie, wykonując odpowiedni gest.
- Góra nie powinna w ogóle o tym wiedzieć - odparł na słowa Tonksa, fakty wymagały wyjaśnień, wyjaśnienia dawały informacje, a informacje niosły ryzyko; przypadkowe dobrany zbitki imion i nazwisk w połączeniu z przypadkowymi faktami będą wymagały dowodów. Przypadki mogły też wywołać niefortunne zbiegi okoliczności, które prędzej czy później doprowadzą do pytań. W Azkabanie rzadko pojawiali się politycy, a on szczerze wątpił, by teraz miało się to zmienić. Malfoy kojarzył mu się z człowiekiem wygodnym, który od pewnych niedogodnień będzie wolał trzymać się z daleka - arystokraci już tacy byli. I nigdy się nie zmieniali. Dementorzy na szczęście nie mówili zbyt wiele. - Ale kiedy dojdzie do czynów - powinniśmy pamiętać, by ukrywać twarze tych ludzi, najlepiej też kneblować. Jeśli dementorzy służą Voldemortowi, mogą rozpoznać twarze jego sług. Lub przyjąć od nich rozkazy. - Nie był im potrzebny kolejny bunt, lepiej było to zrobić pod nosem tych stworzeń. Skinął lekko głową na słowa Skamandera, na wszystkich tych szubrawców muszą skierować swoją uwagę.
- Martwiłaś się o bezpieczeństwo - zwrócił się do Morgan, choć nie mówił szczerze, nie sprawiał też wrażenia, jakby go to szczególnie obchodziło. - Usunięcie ci pamięci ochroni również ciebie. - Jeśli odejdzie od nich z wiadomością o konspiracji bez zamiaru ich wydania - jej również groziło niebezpieczeństwo. Nie sądził, by Malfoy miał ochotę bawić się w dziecięce podchody i nie wziął pod uwagę zbiorowej odpowiedzialności. Wskazał jej dłonią drogę, nie dotykając jej - jeśli nie było takiej potrzeby, nie zamierzał uciekać się do rękoczynów. Nie wypuszczał jednak z ręki różdżki, zabezpieczając ewentualną ucieczkę. Skinąwszy głową z szacunkiem tak Bones, jak Ministrowi, w geście odmeldowania, oddalił się od zgromadzenia wraz z Morgan - na tyle daleko, by nie dobiegały ich odgłosy zgromadzenia i na tyle daleko, by nie mogli ich ujrzeć. Gdyby Morgan dostrzegła zgromadzonych czarodziejów, tuż po usunięciu pamięci w jej głowie zalęgły by się kolejne przykre pytania. - Pomogę ci wrócić do domu, jeśli będzie trzeba - obiecał, nim uniósł różdżkę wyżej - i postaram się zrobić to szybko - dodał, powoli kierując ku jej piersi kraniec różdżki.
- Obliviate - wypowiedział spokojnie, wykonując odpowiedni gest.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 63
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 63
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Kiedy zaczynała pracę, nie spodziewała się, że przyjdzie taki moment, kiedy swoje prawdziwe aurorskie powołanie będą musieli wykonywać potajemnie, bo będzie to nie na rękę władzy. Ale Bones miała rację, musieli zachować ostrożność, nie wychylać się bez potrzeby i grać na dwa fronty, dzięki czemu będą mogli nadal znajdować się blisko wroga i mieć dostęp do informacji o jego posunięciach, a także móc działać. Na granicy legalności, z dużą dozą ryzyka, ale zawsze lepsze to niż bezczynność i bierne pozwalanie na to, co się działo. Sprawiedliwości musiało stać się zadość, czarnoksiężnicy nie mogli wiecznie pławić się w bezkarności, każdy kto uprawiał czarną magię i krzywdził innych prędzej czy później musiał ponieść tego zasłużone konsekwencje. Był tylko jeden problem – dowody dostatecznie mocne, by nikt nie mógł tego podważyć i obwinić aurorów za niesłuszne sprowadzenie kogoś do ukrytego więzienia.
Na ten moment pojawił się jednak inny problem – Morgan i jej sceptyczne nastawienie. Sophia mogła usłyszeć jej kolejne słowa sugerujące że kobieta nie była po tej samej stronie co oni, że żywiła uprzedzenia wobec mugoli, a więc mogła okazać się słabym ogniwem i zdradzić ich, promugolskich i popierających Longbottoma przy pierwszej lepszej okazji. Nie mogła tu zostać, w tym zgadzała się z Weasleyem. Nie było sensu przekonywać jej do ich racji, bo trudno było się łudzić, że jedna rozmowa przekona Morgan do zmiany zdania i poparcia ich. Skoro nie wierzyła w ich sprawę, nie była godna zaufania i nie powinna być obecna na zgromadzeniu. Może w ministerstwie kryła się z poglądami lepiej niż tutaj, skoro mimo wszystko Bones ją zaprosiła, zapewne ufając, że znajdzie w niej sojusznika?
Nadal uważnie słuchała padających słów, zarówno ze strony Logbottoma i Bones, jak i stojących wokół niej aurorów i nie tylko. Obserwowała. Wyciągała wnioski, powoli budując obraz sytuacji i utwierdzając się w przekonaniu, że chciała być częścią tego wszystkiego. Nie wzdrygała się przed tą koniecznością zejścia do podziemia i działania na dwa fronty, skoro tylko tak mogli walczyć ze złem, które przeżarło nawet najwyższe szczeble władzy. Wiedziała też, że to będzie trudniejsze niż wszystko, co do tej pory robiła jako kursantka, a potem auror. Że będzie to dla niej realne wyzwanie, prawdziwa próba sił, z którą musiała się zmierzyć i udowodnić, że już nie jest żółtodziobem który niedawno skończył kurs, a w pełni wartościowym aurorem i użytecznym sojusznikiem. Nie była sama, byli też inni, którym tak samo leżał na sercu los świata i troska o równość i sprawiedliwość.
Pokiwała głową tak, by zauważyła to Bones, potwierdzając gotowość, by działać zgodnie z jej wytycznymi, które brzmiały logicznie i sensownie. Zgadzała się też z propozycją Justine odnośnie szyfrowania listów i ukrywania faktycznych godzin spotkań. Pod warunkiem, że każdy będzie pamiętał właściwy kod i poprawnie zrozumie przekaz.
- To dobry pomysł. Wymagający ostrożności i pamiętania o kodzie, ale może pomoże zamydlić oczy tym, którzy mogliby obserwować nas i śledzić nasze poczynania oraz korespondencję – podchwyciła, po czym zwróciła spojrzenie na Artura. – Patronusy mogą być problematyczne przez wzgląd na wciąż szalejące anomalie oraz fakt, że mogą się pojawić w nieodpowiednim momencie. Jeśli chodzi o lusterka dwukierunkowe, to również jest problem, skoro istnieją tylko w parach, ale zaklęcie Proteusza rzucone na jakieś niepozorne przedmioty, które mógłby mieć każdy z nas i za pomocą których można by przekazywać krótkie wiadomości i komunikaty... Tak, to brzmi całkiem sensownie. – Bones musiałaby mieć całe mnóstwo lusterek do komunikacji z każdym aurorem. Ale przekazywanie krótkich wiadomości na przedmiotach, które nie budziły zainteresowania i wydawały się zupełnie zwyczajne mogłoby mieć rację bytu, dlatego zaaprobowała ten pomysł Artura. Była również gotowa sporządzać kopie dokumentacji, na wypadek gdyby prawdziwe akta w jakiś tajemniczy sposób zniknęły. – Tak czy inaczej, dołożę wszelkich starań, żeby sprostać naszej misji i nie zawieść – zapewniła szefową. Nie musiała mówić wiele, najważniejsze kwestie już padły, wiele pytań zadali inni, więc nie było sensu ich powielać, skoro uzyskała niezbędne odpowiedzi. Wśród obecnych aurorów miała jeden z najkrótszych staży pracy, ale nie brakowało jej gorliwości i wiary, a także uporu i zawziętości. Była nie tylko aurorem, ale członkiem Zakonu Feniksa, a to co robili było ważniejsze niż ich kariery i ciepłe posadki. Cokolwiek miało się wydarzyć, tkwili w tym wszyscy razem i musieli sprostać temu, co niosła przyszłość, tak niepewna i mglista jak nigdy przedtem.
Kiedy Brendan wyprowadził Morgan, odprowadzała ich przez chwilę wzrokiem, ale zaraz znowu utkwiła spojrzenie w Bones i Longbottomie. Weasley z pewnością dobrze zajmie się problemem, a ona miała zamiar poczekać na końcowe dyspozycje.
Na ten moment pojawił się jednak inny problem – Morgan i jej sceptyczne nastawienie. Sophia mogła usłyszeć jej kolejne słowa sugerujące że kobieta nie była po tej samej stronie co oni, że żywiła uprzedzenia wobec mugoli, a więc mogła okazać się słabym ogniwem i zdradzić ich, promugolskich i popierających Longbottoma przy pierwszej lepszej okazji. Nie mogła tu zostać, w tym zgadzała się z Weasleyem. Nie było sensu przekonywać jej do ich racji, bo trudno było się łudzić, że jedna rozmowa przekona Morgan do zmiany zdania i poparcia ich. Skoro nie wierzyła w ich sprawę, nie była godna zaufania i nie powinna być obecna na zgromadzeniu. Może w ministerstwie kryła się z poglądami lepiej niż tutaj, skoro mimo wszystko Bones ją zaprosiła, zapewne ufając, że znajdzie w niej sojusznika?
Nadal uważnie słuchała padających słów, zarówno ze strony Logbottoma i Bones, jak i stojących wokół niej aurorów i nie tylko. Obserwowała. Wyciągała wnioski, powoli budując obraz sytuacji i utwierdzając się w przekonaniu, że chciała być częścią tego wszystkiego. Nie wzdrygała się przed tą koniecznością zejścia do podziemia i działania na dwa fronty, skoro tylko tak mogli walczyć ze złem, które przeżarło nawet najwyższe szczeble władzy. Wiedziała też, że to będzie trudniejsze niż wszystko, co do tej pory robiła jako kursantka, a potem auror. Że będzie to dla niej realne wyzwanie, prawdziwa próba sił, z którą musiała się zmierzyć i udowodnić, że już nie jest żółtodziobem który niedawno skończył kurs, a w pełni wartościowym aurorem i użytecznym sojusznikiem. Nie była sama, byli też inni, którym tak samo leżał na sercu los świata i troska o równość i sprawiedliwość.
Pokiwała głową tak, by zauważyła to Bones, potwierdzając gotowość, by działać zgodnie z jej wytycznymi, które brzmiały logicznie i sensownie. Zgadzała się też z propozycją Justine odnośnie szyfrowania listów i ukrywania faktycznych godzin spotkań. Pod warunkiem, że każdy będzie pamiętał właściwy kod i poprawnie zrozumie przekaz.
- To dobry pomysł. Wymagający ostrożności i pamiętania o kodzie, ale może pomoże zamydlić oczy tym, którzy mogliby obserwować nas i śledzić nasze poczynania oraz korespondencję – podchwyciła, po czym zwróciła spojrzenie na Artura. – Patronusy mogą być problematyczne przez wzgląd na wciąż szalejące anomalie oraz fakt, że mogą się pojawić w nieodpowiednim momencie. Jeśli chodzi o lusterka dwukierunkowe, to również jest problem, skoro istnieją tylko w parach, ale zaklęcie Proteusza rzucone na jakieś niepozorne przedmioty, które mógłby mieć każdy z nas i za pomocą których można by przekazywać krótkie wiadomości i komunikaty... Tak, to brzmi całkiem sensownie. – Bones musiałaby mieć całe mnóstwo lusterek do komunikacji z każdym aurorem. Ale przekazywanie krótkich wiadomości na przedmiotach, które nie budziły zainteresowania i wydawały się zupełnie zwyczajne mogłoby mieć rację bytu, dlatego zaaprobowała ten pomysł Artura. Była również gotowa sporządzać kopie dokumentacji, na wypadek gdyby prawdziwe akta w jakiś tajemniczy sposób zniknęły. – Tak czy inaczej, dołożę wszelkich starań, żeby sprostać naszej misji i nie zawieść – zapewniła szefową. Nie musiała mówić wiele, najważniejsze kwestie już padły, wiele pytań zadali inni, więc nie było sensu ich powielać, skoro uzyskała niezbędne odpowiedzi. Wśród obecnych aurorów miała jeden z najkrótszych staży pracy, ale nie brakowało jej gorliwości i wiary, a także uporu i zawziętości. Była nie tylko aurorem, ale członkiem Zakonu Feniksa, a to co robili było ważniejsze niż ich kariery i ciepłe posadki. Cokolwiek miało się wydarzyć, tkwili w tym wszyscy razem i musieli sprostać temu, co niosła przyszłość, tak niepewna i mglista jak nigdy przedtem.
Kiedy Brendan wyprowadził Morgan, odprowadzała ich przez chwilę wzrokiem, ale zaraz znowu utkwiła spojrzenie w Bones i Longbottomie. Weasley z pewnością dobrze zajmie się problemem, a ona miała zamiar poczekać na końcowe dyspozycje.
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
Zamglone wzgórza
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja