Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Wyspa Wight
Krucza wieża
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Krucza wieża
Położona na na wzgórzach wyspy Wight, sprawiająca wrażenie opuszczonej, wieża stanowi niezwykłe centrum zainteresowania kruków. Trudno stwierdzić, dlaczego miejsce jest tak licznie obsiadane przez czarnoskrzydłe, wieszcze stworzenia. Jedno jest pewne: jeśli rzeczywiście wybierasz się w te okolice, nie próbuj samotnie zwiedzać ciemnych zakamarków i strzelistej wieży, otulonej ciężkim zapachem piór i ciszy naruszanej tylko przez pojedyncze skrzeki.
Mówi się, że miejsce okryte jest klątwą rzuconą przez zamordowanego czarnoksiężnika, a sama ofiara tuż przed śmiercią oddała dech zemście. Dopóki nie zostanie pomszczony, jego dusza będzie dręczyć napotkanych ostrymi szponami kruczej armii.
Po wieży zostały ruiny.
Mówi się, że miejsce okryte jest klątwą rzuconą przez zamordowanego czarnoksiężnika, a sama ofiara tuż przed śmiercią oddała dech zemście. Dopóki nie zostanie pomszczony, jego dusza będzie dręczyć napotkanych ostrymi szponami kruczej armii.
Po wieży zostały ruiny.
Wszystko działo się bardzo szybko. Kruk na szczycie wieży przechylił głowę, obserwując najpierw, jak rudy mężczyzna najbliżej drzwi wystrzeliwuje do tyłu i pada na ziemię parę metrów dalej, uderzony potężnym zaklęciem.
Na samym końcu tego maratonu w górę wystrzeliła obręcz wody, skutecznie zmuszając jego kruczych braci do chwilowego odstąpienia od ofiary, mocząc pióra części z nich tak, że nie byli oni zdolni do lotu, padając na ziemię i tam pokracznie próbujący się osuszyć.
Kolejna atak przypuściła jedyna kobieta wśród członków grupy, wyczarowując wiatr zmiatający czarne ptasie sylwetki, ciskający je na chwilę dalej od czarownicy.
Drugi z walczących z kruczymi czarownikami podzielił los pierwszego, dotkliwie odepchnięty pełnym mocy zaklęciem, lądując na mokrej trawie na plecach.
Ostatni z piątki intruzów, ten drugi najbliżej wieży, atakował kruki jako ostatni. A zrobił to z wielką mocą i brutalnością: rzucony przez niego urok był tak silny, że kości niektórych z ptaków złamały się jeszcze w powietrzu, nim uderzyły o twardą glebę. Inne skręciły karki upadając, a kolejne poturbowane leżały na trawie ogłuszone. Na ten widok kruk siedzący na szczycie wieży załopotał ze złością skrzydłami, przykucając w gotowości do lotu, a pozostałe ptaszyska wydały z siebie rozdzierające uszy okrzyki, łudząco przywodzące na myśl nie krakanie, a wycie potępieńców.
Dwaj zamaskowani czarownicy nie zwlekali z atakiem - z uniesionych dłoni zarówno w stronę Brendana, jak i Floreana znów wystrzeliły nieznane zaklęcia.
|Brendan oraz Florean: uderzyło w Was zaklęcie Deprimo. Obaj otrzymujecie po -35 do żywotności, a z tego tytułu karę -5 do rzutów kością k100. Wstanie z ziemi nie liczy się jako akcja wymagająca rzutu k100.
Alan: wszystkie z atakujących Cię ptaków są albo martwe, albo ogłuszone, albo niezdolne do lotu - nie będą już Cię atakować. Możesz biec dalej lub zostając na swoim miejscu pomóc Brendanowi lub Floreanowi - jesteś bowiem dostatecznie blisko obu mężczyzn.
Frederick oraz Margaux: udało się Wam zrobić wyrwę w otaczających Was ptasich chmarach i w tej kolejce możecie biec dalej lub zostając na swoich miejscach pomóc Floreanowi.
Na odpis macie 48 godzin.
Na samym końcu tego maratonu w górę wystrzeliła obręcz wody, skutecznie zmuszając jego kruczych braci do chwilowego odstąpienia od ofiary, mocząc pióra części z nich tak, że nie byli oni zdolni do lotu, padając na ziemię i tam pokracznie próbujący się osuszyć.
Kolejna atak przypuściła jedyna kobieta wśród członków grupy, wyczarowując wiatr zmiatający czarne ptasie sylwetki, ciskający je na chwilę dalej od czarownicy.
Drugi z walczących z kruczymi czarownikami podzielił los pierwszego, dotkliwie odepchnięty pełnym mocy zaklęciem, lądując na mokrej trawie na plecach.
Ostatni z piątki intruzów, ten drugi najbliżej wieży, atakował kruki jako ostatni. A zrobił to z wielką mocą i brutalnością: rzucony przez niego urok był tak silny, że kości niektórych z ptaków złamały się jeszcze w powietrzu, nim uderzyły o twardą glebę. Inne skręciły karki upadając, a kolejne poturbowane leżały na trawie ogłuszone. Na ten widok kruk siedzący na szczycie wieży załopotał ze złością skrzydłami, przykucając w gotowości do lotu, a pozostałe ptaszyska wydały z siebie rozdzierające uszy okrzyki, łudząco przywodzące na myśl nie krakanie, a wycie potępieńców.
Dwaj zamaskowani czarownicy nie zwlekali z atakiem - z uniesionych dłoni zarówno w stronę Brendana, jak i Floreana znów wystrzeliły nieznane zaklęcia.
|Brendan oraz Florean: uderzyło w Was zaklęcie Deprimo. Obaj otrzymujecie po -35 do żywotności, a z tego tytułu karę -5 do rzutów kością k100. Wstanie z ziemi nie liczy się jako akcja wymagająca rzutu k100.
Alan: wszystkie z atakujących Cię ptaków są albo martwe, albo ogłuszone, albo niezdolne do lotu - nie będą już Cię atakować. Możesz biec dalej lub zostając na swoim miejscu pomóc Brendanowi lub Floreanowi - jesteś bowiem dostatecznie blisko obu mężczyzn.
Frederick oraz Margaux: udało się Wam zrobić wyrwę w otaczających Was ptasich chmarach i w tej kolejce możecie biec dalej lub zostając na swoich miejscach pomóc Floreanowi.
Na odpis macie 48 godzin.
- Żywotność postaci:
Postać Wartość Kara ALAN 215 Brak BRENDAN 277 -5 do rzutu k100 FLOREAN 175 -5 do rzutu k100 FREDERICK 245 Brak MARGAUX 205 Brak
Zaklęcie się nie powiodło. Florean zrozpaczony spojrzał na swoją różdżkę, bo przecież zaklęcie tarczy zazwyczaj mu wychodziło. Dlaczego nie teraz, kiedy najbardziej go potrzebował? Czy to przez strach? Czy to przez brak doświadczenia? A może to wina tego miejsca, kruków i kruczego człowieka. Florean nie miał czasu się nad tym zastanawiać, gdyż zaraz wzniecił się potężny wiatr, który uderzył nim z dużą mocą o chłodną ziemię. Nie poczuł bólu przez buzującą w nim adrenalinę, podniósł się najszybciej jak mógł i spojrzał w stronę tajemniczego człowieka. Kątem oka zauważył, że Brendan oberwał tak samo mocno jak on, natomiast nie widział nigdzie Alana ani Fredericka i Margo. Spojrzał za siebie, chcąc się upewnić, że nic im się nie stało. Nie mógł tego stwierdzić w stu procentach, ale każdy z nich wciąż stał na dwóch nogach, więc wysnuł szybki wniosek, że na razie nie musi się o nich martwić. Powinien się za to martwić o siebie, ponieważ kolejne zaklęcie leciało w jego kierunku. - Protego! - Rzucił z większą stanowczością. Nie mógł pozwolić, by rozkojarzenie wpłynęło na rzucane przez niego zaklęcia. Nie teraz, kiedy musieli jak najszybciej dobiec do Wieży.
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Florean Fortescue' has done the following action : rzut kością
'k100' : 97
'k100' : 97
Tarcza go zawiodła, blada osłona prędko rozmyła się w powietrzu, a promień zaklęcia przeszedł przez nią z łatwością. Brendan uderzył plecami o ziemię i poczuł dotkliwy ból wzdłuż kręgosłupa - ale wciąż zaciskał mocno pięść i na piórze i na różdżce. Ledwie został tknięty zaklęciem, a z rąk napastnika już pomknęło kolejne światło, nie dając mu najmniejszej szansy na reakcję; w takiej sytuacji obrona nie miała większego sensu - mógł bronić się bez końca, kiedy ten ciskał w niego kolejne klątwy, mniej lub bardziej skutecznie. A musiał przecież unieszkodliwić przeciwnika, zmieść go z drogi i oczyścić ścieżkę wiodącą pod drewniane wrota wieży. Zmarszczył brew, przetaczając się na bok i zebrał się do pozycji stojącej, nim wypowiedział inkantację kolejnego zaklęcia:
- Regressio - choć nie miał z tym zaklęciem najlepszych wspomnień i ufał, że tym razem pójdzie mu lepiej, niż ostatnio. W całym tym harmidrze, walecznym szale, nie miał czasu obejrzeć się za siebie i dostrzec, jak poszło pozostałym członkom drużyny; skupił myśli na swoim przeciwniku. Dziwacznej postaci przeobrażonej z czarnego ptaka, mrocznej i posępnej, niosącej im złe nowiny, jak to z krukami najczęściej bywa; to wszystko było nieważne. Musieli przedrzeć się przez tę zasłonę i dostać się do środka.
- Regressio - choć nie miał z tym zaklęciem najlepszych wspomnień i ufał, że tym razem pójdzie mu lepiej, niż ostatnio. W całym tym harmidrze, walecznym szale, nie miał czasu obejrzeć się za siebie i dostrzec, jak poszło pozostałym członkom drużyny; skupił myśli na swoim przeciwniku. Dziwacznej postaci przeobrażonej z czarnego ptaka, mrocznej i posępnej, niosącej im złe nowiny, jak to z krukami najczęściej bywa; to wszystko było nieważne. Musieli przedrzeć się przez tę zasłonę i dostać się do środka.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : rzut kością
'k100' : 7
'k100' : 7
Nie spodziewała się, że jej zaklęcie rzeczywiście się powiedzie, ale materializującej się w postaci podmuchu wiatru magii udało się (tymczasowo?) rozpędzić atakujące ją ptaki, sprawiając, że była w stanie zobaczyć coś więcej niż tylko wściekły deszcz czarnych piór. Podniesienie mrocznej kurtyny nie rozwiało jednak szarpiących wnętrznościami obaw; chaotyczny, cieniowany półmrokiem obraz malował się przed nią na podobieństwo tych widywanych w najgorszych koszmarach. Fala kruków załamała się, dosięgnięta najwyraźniej nie tylko jej zaklęciem, część stworzeń posyłając prosto na ziemię, inne rozganiając we wszystkich kierunkach, wciąż groźne, wciąż unoszące się złowieszczo nad ich głowami i wydające z siebie odgłosy, których nigdy nie przypisałaby do zwyczajnych zwierząt.
Wykorzystując wyrwę w ptasim żywiole, rozejrzała się, wzrokiem szukając pozostałych Zakonników; przed sobą miała Floreana, zbierającego się właśnie z ciemnej trawy, znajdującego się naprzeciw… innego mężczyzny? Magicznej istoty? Nie widziała dokładnie; oblicze nieznajomego, skryte pod zakończoną dziobem maską, pozostawało tajemnicą. Uniosła różdżkę odruchowo, na ustach już tańczyła jej formuła zaklęcia, gdy silna tarcza odbiła mknący w stronę czarodzieja urok prosto ku napastnikowi, czyniąc jej pomoc niekonieczną. Spomiędzy warg wyrwało jej się ciche westchnienie ulgi, ale nie marnowała już więcej czasu; wiedziała, że ptaki, zatoczywszy szerokie koło, wrócą – rzuciła się więc do dalszego biegu, czując protestujące mięśnie i ślizgając się na oszronionym podłożu, ale spojrzenie koncentrując na coraz bliżej majaczącej, strzelistej wieży. Miała nadzieję, że Freddie znajduje się zaraz za nią oraz że niedługo wszystkim im uda się dotrzeć do wejścia.
Wykorzystując wyrwę w ptasim żywiole, rozejrzała się, wzrokiem szukając pozostałych Zakonników; przed sobą miała Floreana, zbierającego się właśnie z ciemnej trawy, znajdującego się naprzeciw… innego mężczyzny? Magicznej istoty? Nie widziała dokładnie; oblicze nieznajomego, skryte pod zakończoną dziobem maską, pozostawało tajemnicą. Uniosła różdżkę odruchowo, na ustach już tańczyła jej formuła zaklęcia, gdy silna tarcza odbiła mknący w stronę czarodzieja urok prosto ku napastnikowi, czyniąc jej pomoc niekonieczną. Spomiędzy warg wyrwało jej się ciche westchnienie ulgi, ale nie marnowała już więcej czasu; wiedziała, że ptaki, zatoczywszy szerokie koło, wrócą – rzuciła się więc do dalszego biegu, czując protestujące mięśnie i ślizgając się na oszronionym podłożu, ale spojrzenie koncentrując na coraz bliżej majaczącej, strzelistej wieży. Miała nadzieję, że Freddie znajduje się zaraz za nią oraz że niedługo wszystkim im uda się dotrzeć do wejścia.
sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
all those layers
of silence
upon silence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Margaux Vance' has done the following action : rzut kością
'k100' : 16
'k100' : 16
Strumień zaklęcia okazał się wystarczający, by ptaki na chwilę opadły na ziemię, choć ich złowróżbne krakanie nie zwiastowało, aby miały zamiar odpuścić na dłużej. Znacznie bystrzejszy okazał się sposób wybrany przez Alana – z oddali widziałem, jak potężna eksplozja w jednej chwili unieruchomiła stworzenia, a deszcz bezwładnych, czarnych sylwetek runął tuż pod jego stopy. Margaux także udało się pozbyć natrętnych ptaków – oboje musieliśmy jak najszybciej nadgonić pozostałych. Nie taki był plan – rozbici byliśmy słabsi, niż walcząc ramię w ramię. Nim jednak oderwałem podeszwy butów od podłoża, w mroku dostrzegłem majaczącą przed Floreanem postać – choć nie ulegało wątpliwości, że człowiekiem nie była. Plugawy cień formował się jakby z kruczych piór, mierząc w mężczyznę. Czy była to rzekoma klątwa zmarłego Lestrange'a, a może jego własny duch? Cokolwiek nie przecięło drogi Fortescue, już unosiłem różdżkę, gotów udaremnić nieznanemu napastnikowi atak – zanim jednak zdołałem otworzyć usta, srebrna tarcza błysnęła przed Floreanem, zwalniając mnie z obowiązku. Ruszyłem więc przed siebie, zmuszając własne mięśnie do pracy ze zdwojoną siłą. W tej chwili najważniejszym było to, abyśmy jak najszybciej znaleźli się blisko wieży – i blisko siebie.
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : rzut kością
'k100' : 64
'k100' : 64
Kruki. Tylko je słyszał dookoła. Zdawały się być wszędzie, nadlatywać zewsząd. Nie widział pozostałych, nie widział nic poza czarną, poruszającą się chmurą otaczającą go dookoła, wydającą okropne, skrzekliwe dźwięki i atakującą go od strasznej skóry. Jak radzili sobie pozostali? Czy wszystko u nich było w porządku? Martwił się, jednak przez parę chwil zdawało mu się, że spomiędzy wdzierających się do jego umysłu skrzeków, udawało mu się dosłyszeć działania magii i kraczenie nieco inne, jakby pełne bólu. Czyżby z nimi było wszystko w porządku? Czyżby udawało im się przeganiać czarne bestie, które ich otoczyły? Wiedziony nadzieją, uczepił się jej i uniósł różdżkę w górę, ciskając magią w chmarę otaczających go ptaków. Siła z jaką zaklęcie zadziałało zadziwiła także i jego.
Dopiero wtedy zauważył kruka siedzącego na szczycie wieży, zdającego się być częścią reszty, a jednocześnie zupełnie innym. Czy był kimś w rodzaju dowódcy całej tej chmary? Kąciki ust Bennetta uniosły się w niemej satysfakcji, słysząc przeraźliwy skrzek pełen złości, który powinien go przerazić. Wtedy rozejrzał się dookoła siebie, wzrokiem wypatrując reszty. Wszyscy byli stosunkowo blisko niego. Wyglądało na to, że Margaus oraz Frederickowi udało się odgonić kruki. Jego spojrzenie padło więc od razu na Floreana, o którego martwił się, choć to okrutne, podwójnie. Początkowo przeraził go fakt, iż mężczyzna leżał na ziemi, szybko jednak poczuł ulgę, widząc jak tarcza idealnie odbija zaklęcie. W pewien sposób przerażony postaciami, które stały przed Brendanem i Florkiem, uniósł różdżkę, kierując ją w stronę napastnika stojącego przed Weasleyem. Wykonał staranny ruch nadgarstkiem.
- Confundus!
Miał nadzieję, że snop magii ulatujący z jego różdżki ugodzi przeciwnika nim ten wykona kolejne zaklęcie w stronę Brendana.
Dopiero wtedy zauważył kruka siedzącego na szczycie wieży, zdającego się być częścią reszty, a jednocześnie zupełnie innym. Czy był kimś w rodzaju dowódcy całej tej chmary? Kąciki ust Bennetta uniosły się w niemej satysfakcji, słysząc przeraźliwy skrzek pełen złości, który powinien go przerazić. Wtedy rozejrzał się dookoła siebie, wzrokiem wypatrując reszty. Wszyscy byli stosunkowo blisko niego. Wyglądało na to, że Margaus oraz Frederickowi udało się odgonić kruki. Jego spojrzenie padło więc od razu na Floreana, o którego martwił się, choć to okrutne, podwójnie. Początkowo przeraził go fakt, iż mężczyzna leżał na ziemi, szybko jednak poczuł ulgę, widząc jak tarcza idealnie odbija zaklęcie. W pewien sposób przerażony postaciami, które stały przed Brendanem i Florkiem, uniósł różdżkę, kierując ją w stronę napastnika stojącego przed Weasleyem. Wykonał staranny ruch nadgarstkiem.
- Confundus!
Miał nadzieję, że snop magii ulatujący z jego różdżki ugodzi przeciwnika nim ten wykona kolejne zaklęcie w stronę Brendana.
There are no escapes There is no more world Gone are the days of mistakes There is no more hope
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Alan Bennett' has done the following action : rzut kością
'k100' : 14
'k100' : 14
Przed Floreanem rozbłysnęła niesamowicie jasna i silna tarcza, od której odbiło się zaklęcie człowieka-kruka. Przeciwnik Zakonnika najwyraźniej nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji, bowiem nawet nie podjął próby obrony. Czar ugodził go w środek piersi, a on zastygł na moment, nim nie zaczął nagle się kurczyć. Postać wyciągnęła rękę ku swojej twarzy, a Florean mógł zauważyć, że dłoń napastnika była niesamowicie chuda i pomarszczona. I marszczyła się dalej, a człowiek-kruk zapadał i przygarbiał się coraz bardziej i bardziej, aż ostatecznie zaczął jakby z westchnięciem ulgi rozsypywać się w proch, wraz ze swoją szatą. Jedynym śladem po nim została maska, która odbiła się od ziemi i skierowała ku stopom Floreana. Zatrzymała się dopiero uderzając w goleń mężczyzny, a Florean mógł poczuć jak w tym momencie zakonny pierścień zawieszony na szyi rozgrzał się delikatnie. Maska zaś zadrżała i zaczęła się zmieniać - smolistoczarna barwa metalu jęła przechodzić w srebrną, a jej oblicze nie przypominało już złowieszczego kruka. Ptak wydawał się mieć obecnie przyjazne oblicze o zamkniętych powiekach i wykrzywieniami w kącikach dzioba przypominającymi jakby... spokojny uśmiech.
Kruki spacyfikowane na parę chwil przez Margaux i Fredericka zaczęły dochodzić do siebie - wzbiły się ponownie w powietrze i przegrupowały, ostatecznie tworząc trzy mniejsze niż poprzednio grupy, które znów opadły w dół w pogoni za Foxem i panną Vance, a także Alanem. Wokół Bennetta, jak i dobry kawałek za nim i przed nim na ziemi leżało mnóstwo kruczych ciał i piór, pozostałości po jego spektakularnej obronie w czasie poprzedniego kruczego oblężenia. Frederick przebiegając obok uzdrowiciela mógłby bez większych problemów podnieść jeden z amuletów. Także przed Margaux rozciągał się pas z czarnego pierza, wystarczyło jedynie sięgnąć po nie ręką.
Zaklęcie Alana może trafiłoby w zamaskowanego napastnika, gdyby ten dalej stał tam, gdzie wcześniej - odbił się od ziemi i natychmiast przemienił w czarnego ptaka, gdy tylko dostrzegł porażkę swego towarzysza. Wzniósł się w niebo wraz z krukiem, który do tej pory jedynie obserwował bieg wydarzeń. Oba przedziwne zwierzęta oddalały się szybko od wieży, wychodząc poza zasięg Zakonników. Gdziekolwiek by nie leciały, ich ucieczka nie powinna być brana jako dobry znak.
Brendan był z całej piątki w zdecydowanie najgorszym położeniu - jego zaklęcie nie powiodło się, a czar człowieka-kruka okazał się celny. Weasleya zaczęło nagle ogarniać niesamowite poczucie zmęczenia i znużenia. Skóra na całym jego ciele zaczęła się marszczyć, tu i tam pokrywać plamami wątrobowymi, a jego płomiennorude włosy zsiwiały. Twarz aurora przedstawiała oblicze mężczyzny, który mógłby uchodzić za rówieśnika Bathildy Bagshot. Czuł zmęczenie w kończynach, a stanie bez wsparcia było obecnie dość uciążliwą czynnością - mógł jednak przyjrzeć się drzwiom wejściowym do wieży. Były solidne, wykonane z drewna, ze stalowymi okowami. Na ich środku znajdowało się malowidło przedstawiające kruka w locie, brzuchem zwróconego ku Weasleyowi. Ptak jednak nie posiadał głowy. Zamiast niej widniała owalna szczelina w drewnie o średnicy odpowiadającej ludzkiej twarzy.
|Kolejność: Brendan (194), Frederick (162), Alan (152), Margaux (127), Florean (123).
- Alan, Frederick, Margaux: jeżeli decydujecie się na próbę pochwycenia kruczego pióra rzucacie kością k10 na powodzenie akcji. W przypadku wyrzucenia 1 nie udaje się to Wam. Oprócz rzutu kością k10 możecie standardowo wykonać rzut kością k100 na inną, dowolną czynność tego wymagającą, jedynym wymogiem jest w tym przypadku odpowiednie, logiczne połączenie obu czynności w poście.
- Florean: u Twoich stóp leży maska, możesz ją podnieść lub nie. Ta czynność nie wymaga rzutu kością, możesz więc bez przeszkód dalej biec w kierunku drzwi.
- Brendan: zaklęcie znacznie Cię postarzyło. Przez najbliższe trzy kolejki będziesz pod jego wpływem, lecz jego działanie będzie słabnąć. W tej kolejce otrzymujesz -30 do rzutów związanych ze sprawnością i spostrzegawczością, a wartość statystyki i biegłości traktowana jest jako 0 (nie otrzymujesz jednak kary -50 obowiązującej w przypadku braku danej biegłości). Zaklęcie można przerwać przy pomocy Finite Incntatem, ST jak dla zaklęcia Rugato w spisie - nie możesz jednak uczynić tego samodzielnie, nikt nie znajduje się również obecnie na tyle blisko, by pomóc Ci w tej kolejce. Jeżeli chesz podejść do drzwi wykonujesz rzut k100.
Nie wiecie, gdzie udały się kruki. Mistrz Gry powie Wam jednak, że lecą po wsparcie. Dotarcie do celu i powrót zajmie im około godziny i czterdziestu minut - tyle czasu macie więc na przedarcie się przez wieżę i uratowanie pojmanych. Jedna kolejka = pięć minut. Macie więc 20 kolejek.
Czas start - kolejka pierwsza.
Na odpisi macie 48 godzin.
Kruki spacyfikowane na parę chwil przez Margaux i Fredericka zaczęły dochodzić do siebie - wzbiły się ponownie w powietrze i przegrupowały, ostatecznie tworząc trzy mniejsze niż poprzednio grupy, które znów opadły w dół w pogoni za Foxem i panną Vance, a także Alanem. Wokół Bennetta, jak i dobry kawałek za nim i przed nim na ziemi leżało mnóstwo kruczych ciał i piór, pozostałości po jego spektakularnej obronie w czasie poprzedniego kruczego oblężenia. Frederick przebiegając obok uzdrowiciela mógłby bez większych problemów podnieść jeden z amuletów. Także przed Margaux rozciągał się pas z czarnego pierza, wystarczyło jedynie sięgnąć po nie ręką.
Zaklęcie Alana może trafiłoby w zamaskowanego napastnika, gdyby ten dalej stał tam, gdzie wcześniej - odbił się od ziemi i natychmiast przemienił w czarnego ptaka, gdy tylko dostrzegł porażkę swego towarzysza. Wzniósł się w niebo wraz z krukiem, który do tej pory jedynie obserwował bieg wydarzeń. Oba przedziwne zwierzęta oddalały się szybko od wieży, wychodząc poza zasięg Zakonników. Gdziekolwiek by nie leciały, ich ucieczka nie powinna być brana jako dobry znak.
Brendan był z całej piątki w zdecydowanie najgorszym położeniu - jego zaklęcie nie powiodło się, a czar człowieka-kruka okazał się celny. Weasleya zaczęło nagle ogarniać niesamowite poczucie zmęczenia i znużenia. Skóra na całym jego ciele zaczęła się marszczyć, tu i tam pokrywać plamami wątrobowymi, a jego płomiennorude włosy zsiwiały. Twarz aurora przedstawiała oblicze mężczyzny, który mógłby uchodzić za rówieśnika Bathildy Bagshot. Czuł zmęczenie w kończynach, a stanie bez wsparcia było obecnie dość uciążliwą czynnością - mógł jednak przyjrzeć się drzwiom wejściowym do wieży. Były solidne, wykonane z drewna, ze stalowymi okowami. Na ich środku znajdowało się malowidło przedstawiające kruka w locie, brzuchem zwróconego ku Weasleyowi. Ptak jednak nie posiadał głowy. Zamiast niej widniała owalna szczelina w drewnie o średnicy odpowiadającej ludzkiej twarzy.
|Kolejność: Brendan (194), Frederick (162), Alan (152), Margaux (127), Florean (123).
- Alan, Frederick, Margaux: jeżeli decydujecie się na próbę pochwycenia kruczego pióra rzucacie kością k10 na powodzenie akcji. W przypadku wyrzucenia 1 nie udaje się to Wam. Oprócz rzutu kością k10 możecie standardowo wykonać rzut kością k100 na inną, dowolną czynność tego wymagającą, jedynym wymogiem jest w tym przypadku odpowiednie, logiczne połączenie obu czynności w poście.
- Florean: u Twoich stóp leży maska, możesz ją podnieść lub nie. Ta czynność nie wymaga rzutu kością, możesz więc bez przeszkód dalej biec w kierunku drzwi.
- Brendan: zaklęcie znacznie Cię postarzyło. Przez najbliższe trzy kolejki będziesz pod jego wpływem, lecz jego działanie będzie słabnąć. W tej kolejce otrzymujesz -30 do rzutów związanych ze sprawnością i spostrzegawczością, a wartość statystyki i biegłości traktowana jest jako 0 (nie otrzymujesz jednak kary -50 obowiązującej w przypadku braku danej biegłości). Zaklęcie można przerwać przy pomocy Finite Incntatem, ST jak dla zaklęcia Rugato w spisie - nie możesz jednak uczynić tego samodzielnie, nikt nie znajduje się również obecnie na tyle blisko, by pomóc Ci w tej kolejce. Jeżeli chesz podejść do drzwi wykonujesz rzut k100.
Nie wiecie, gdzie udały się kruki. Mistrz Gry powie Wam jednak, że lecą po wsparcie. Dotarcie do celu i powrót zajmie im około godziny i czterdziestu minut - tyle czasu macie więc na przedarcie się przez wieżę i uratowanie pojmanych. Jedna kolejka = pięć minut. Macie więc 20 kolejek.
Czas start - kolejka pierwsza.
Na odpisi macie 48 godzin.
- Żywotność postaci:
Postać Wartość Kara ALAN 215 Brak BRENDAN 277 -5 do rzutu k100 FLOREAN 175 -5 do rzutu k100 FREDERICK 245 Brak MARGAUX 205 Brak
Dalszy bieg okazał się trudniejszy, niż przypuszczała; poruszanie się pod górkę, po oszronionej trawie, usłanej ptasimi piórami i martwymi krukami (na które mimo wszystko starała się nie nadepnąć – dźwięk drobnych kręgosłupów kruszących się pod niskimi obcasami nie był tym, co chciała dodać do wspomnień wieczoru) stanowił wyzwanie samo w sobie i chwilami miała wrażenie, że pokonywała dystans nieznośnie powoli. Fred, który do tej pory trzymał się za jej plecami, wyminął ją bez problemu, a choć ona z kolei nieznacznie wyprzedziła Floreana, to wieża wciąż zdawała się nieosiągalnie daleko. Nie zatrzymywała się jednak, walcząc zarówno z zadyszką, jak i protestującymi mięśniami, tłumacząc sobie, że nie miała innego wyjścia – zwłaszcza, że słowa jeżeli istnieje większa szansa, że skrzywdzisz sama siebie niż wroga, jesteś wyłącznie ciężarem nadal głucho dźwięczały jej w uszach.
Słyszała nad sobą złowrogi łopot skrzydeł, ale celowo nie patrzyła w górę, zupełnie jakby jej spojrzenie mogło przyciągnąć agresywne ptaki. Zamiast tego zerkała pod nogi, na ziemię czarną od opadłych piór, po które wystarczyło tylko sięgnąć. Zawahała się, ale tylko na moment, po którym zatrzymała się, decydując się poświęcić kilka cennych sekund na podniesienie amuletu. Wątpliwej wartości, skoro wciąż nie wiedzieli, co dokładnie dawało posiadanie go, ale nie miała zamiaru pozostawić niczego przypadkowi. Schyliła się, wyłuskując z trawy pierwsze lepsze pióro i tym razem chowając je do kieszeni, żeby znów go nie zgubić; dopiero potem podniosła głowę, odnajdując wzrokiem budowlę i… Brendana, którego właśnie dosięgało zaklęcie wystrzelone przez zamaskowaną postać. Była zbyt daleko, żeby dostrzec, jakie dokładnie były efekty uroku, nie zastanawiała się nad tym jednak, w naturalnym odruchu mocniej zaciskając palce na różdżce i po raz kolejny zrywając się do biegu.
Jeżeli rzeczywiście chciała pomóc misji, zamiast jej przeszkodzić, nie mogła sobie pozwolić na zostanie w tyle.
Słyszała nad sobą złowrogi łopot skrzydeł, ale celowo nie patrzyła w górę, zupełnie jakby jej spojrzenie mogło przyciągnąć agresywne ptaki. Zamiast tego zerkała pod nogi, na ziemię czarną od opadłych piór, po które wystarczyło tylko sięgnąć. Zawahała się, ale tylko na moment, po którym zatrzymała się, decydując się poświęcić kilka cennych sekund na podniesienie amuletu. Wątpliwej wartości, skoro wciąż nie wiedzieli, co dokładnie dawało posiadanie go, ale nie miała zamiaru pozostawić niczego przypadkowi. Schyliła się, wyłuskując z trawy pierwsze lepsze pióro i tym razem chowając je do kieszeni, żeby znów go nie zgubić; dopiero potem podniosła głowę, odnajdując wzrokiem budowlę i… Brendana, którego właśnie dosięgało zaklęcie wystrzelone przez zamaskowaną postać. Była zbyt daleko, żeby dostrzec, jakie dokładnie były efekty uroku, nie zastanawiała się nad tym jednak, w naturalnym odruchu mocniej zaciskając palce na różdżce i po raz kolejny zrywając się do biegu.
Jeżeli rzeczywiście chciała pomóc misji, zamiast jej przeszkodzić, nie mogła sobie pozwolić na zostanie w tyle.
sorrow weighs my shoulders down
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
and trouble haunts my mind
but I know the present will not last
and tomorrow will be kinder
Margaux Vance
Zawód : starszy ratownik magicznego pogotowia ratunkowego
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
all those layers
of silence
upon silence
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Margaux Vance' has done the following action : rzut kością
#1 'k10' : 2
--------------------------------
#2 'k100' : 22
#1 'k10' : 2
--------------------------------
#2 'k100' : 22
Przez dosłownie parę sekund obserwował jak kruk, który znajdował się na czubku wieży nerwowo stroszy pióra, wychyla się i pokrakuje złowrogo. Miał złe przeczucia. Uspokoił go jednak fakt, że z resztą wydawało się być wszystko względnie dobrze. Choć względnie było dobrym słowem. Większość kruków, które atakowała jego - padła trupem i ścieliła ziemię dookoła, jednak te, które atakowały Margaux oraz Fredericka zdawały się szykować do dalszego ataku. Ponadto Brendan oraz Florean byli atakowani przez dziwne, zamaskowane postacie, które powaliły ich na ziemię. Bennett zaklął cicho, mocniej ściskając różdżkę. Chciał ratować Florka, jednak ten doskonale sobie radził. Weasley natomiast miał kłopoty, więc to jemu zdecydował się pomóc. Jakież było jego zdziwienie i niezadowolenie, gdy mężczyzna na powrót przemienił się w kruka i odleciał. Przez krótką chwilę Alan podążał za nim wzrokiem, a jego złe przeczucia jedynie się wzmocniły, powodując niemiły uścisk w okolicy żołądka. Szykowało się coś złego, bardzo złego. A on nawet nie wiedział jak wiele mieli czasu. W dodatku choć był w pewnej odległości od Brendana, z daleka widział, że zaklęcie go ugodziło. I coś było bardzo nie tak.
Jedno było pewne - teraz mieli go mało. Głośny, złowróżbny skrzek przywrócił go na ziemię. Spojrzał na grupujące się, czarne ptaki i zaklął ponownie. Musiał biec. Nim to zrobił jednak - wiedziony jakimś przeczuciem - pochylił się i spróbował porwać losowe pióro leżące na ziemi. Jeżeli mu się nie udało - i tak biegł dalej wiedząc, że wkrótce kruki znów go dogonią. Trzymając różdżkę w dłoni i oglądając się za siebie w celu oceny pozycji chmary kruków, a także tego jak radzą sobie pozostali, biegł ile sił w nogach próbując dostać się do wieży i do Brendana, który był już tak blisko niej, a który być może potrzebował jego pomocy.
Jedno było pewne - teraz mieli go mało. Głośny, złowróżbny skrzek przywrócił go na ziemię. Spojrzał na grupujące się, czarne ptaki i zaklął ponownie. Musiał biec. Nim to zrobił jednak - wiedziony jakimś przeczuciem - pochylił się i spróbował porwać losowe pióro leżące na ziemi. Jeżeli mu się nie udało - i tak biegł dalej wiedząc, że wkrótce kruki znów go dogonią. Trzymając różdżkę w dłoni i oglądając się za siebie w celu oceny pozycji chmary kruków, a także tego jak radzą sobie pozostali, biegł ile sił w nogach próbując dostać się do wieży i do Brendana, który był już tak blisko niej, a który być może potrzebował jego pomocy.
There are no escapes There is no more world Gone are the days of mistakes There is no more hope
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Krucza wieża
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Wyspa Wight