Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Zamek Hogwart
Zakazany Las
AutorWiadomość
First topic message reminder :
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów [bylobrzydkobedzieladnie]
Zakazany Las
Zakazany Las opodal Hogwartu jest jednym z jego najbardziej tajemniczych miejsc - zamieszkiwany przez wiele magicznych istot i wypełniony wieloma magicznymi roślinami stanowi ewenement na czarodziejskiej mapie krajobrazu. Gęste zarośla przyciągają wielu ciekawskich czarodziejów, a zwłaszcza młodocianych uczniów Hogwartu, jednak ze względu na grom czających się w nim niebezpieczeństw wstęp jest kategorycznie zabroniony.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 14.01.21 14:43, w całości zmieniany 4 razy
Szukał więc tego, co przypominało mu to, co widział na pewnej etykiecie bimbru. To musiało być to. A nawet jeżeli nie do końca był pewien, to zapach nie mógł go mylić. Dobrze pamiętał aromaty każdego wypitego alkoholu (a przynajmniej tak uważał). Zebrał kilka koniczyno-podobnych roślin i dla pewności jeszcze je powąchał. Dopiero wtedy spojrzał w stronę jednorożca jeszcze jeden raz, kiedy jednak jego spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem stworzenia… Macmillan poczerwieniał (jak gdyby ze wstydu) i spokojnie się wycofał, z bukietem chwastów w dłoni.
Dlaczego się zawstydził? Nie chciał wystraszyć stworzenia, a wiedział, że na pewno nie był na tyle dobry, żeby się do niego zbliżyć. Zachwyt też oddziaływał na zawstydzenie. Nigdy nie widział równie pięknego stworzenia na swoje żywe oczy. Pomijając obrazki w książkach, to był chyba pierwszy raz kiedy widział jednorożca. Kiedy tylko dotarł do pozostałych, wręczył bukiet koniczyno-podobnych-niby-chwastów Jamie.
– Powodzenia. – Zwrócił się w stronę Harpii, a następnie stanął za Keatonem. Trzymał kciuki za to, żeby czarownicy udało się spotkać z jednorożcem sam na sam.
Dlaczego się zawstydził? Nie chciał wystraszyć stworzenia, a wiedział, że na pewno nie był na tyle dobry, żeby się do niego zbliżyć. Zachwyt też oddziaływał na zawstydzenie. Nigdy nie widział równie pięknego stworzenia na swoje żywe oczy. Pomijając obrazki w książkach, to był chyba pierwszy raz kiedy widział jednorożca. Kiedy tylko dotarł do pozostałych, wręczył bukiet koniczyno-podobnych-niby-chwastów Jamie.
– Powodzenia. – Zwrócił się w stronę Harpii, a następnie stanął za Keatonem. Trzymał kciuki za to, żeby czarownicy udało się spotkać z jednorożcem sam na sam.
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Miała nadzieję, że uda się znaleźć ostrozłotki. I wyglądało na to, że Anthony’emu dopisało szczęście. Jamie uważnie wysłuchała słów Keata, który najlepiej z nich znał się na magicznych stworzeniach i wydawał się wiedzieć, o czym mówi. Starała się jak najwięcej zapamiętać, bo wiele zależało teraz od tego, czy uda jej się przekonać jednorożca i nie wystraszyć go.
- Tak zrobię. Dzięki za wskazówki – powiedziała cicho, czując, jak eliksir zaczyna powoli działać. Oby rzeczywiście dał jej szczęście, którego tak potrzebowali, by wykonać misję. Wyciągnęła rękę w stronę Macmillana, by wziąć od niego roślinę, którą znalazł. Wzięcie prawdziwej rośliny było najlepszym pomysłem, tym bardziej, że skoro wcześniej nie znała dobrze zapachu ostrozłotka, jak mogłaby go wiarygodnie wyczarować? Poza tym wydawało jej się, że większe szanse miała, podchodząc do jednorożca bez żadnych iluzji i fałszywych sztuczek.
Delikatnie chwyciła liście ostrozłotka w dłoń, by nie upuścić żadnego listka. Zgodnie z radą Keata ruszyła do przodu powoli i ostrożnie, nie wykonując żadnych gwałtownych ruchów i uważnie obserwując zachowanie jednorożca. Nie chciała go spłoszyć. W dłoniach trzymała tylko kępkę ostrozłotka, nic więcej. Chciała, by jednorożec widział jej ręce pozbawione różdżki czy innego przedmiotu, który mógłby uznać za zagrożenie. Podchodziła do niego nieuzbrojona i starała się nawiązać kontakt wzrokowy. Kiedy się zbliżała, cicho stawiając stopy na ściółce, palcami powoli rozcierała liście, by uwolnić zapach rośliny.
Zatrzymała się kilka metrów od zwierzęcia, nie chcąc podchodzić zbyt blisko, żeby go nie wystraszyć. Chciała, by to jednorożec wykonał kolejny ruch i sam zdecydował, czy zaufać jej na tyle, by się zbliżyć. Z bliska jeszcze wyraźniej widziała, że był piękny i tak niewinny, że zaczęła rozumieć, dlaczego skrzywdzenie jednorożca uchodzi za tak straszliwą zbrodnię. Patrzyła na niego uważnie, trzymając dłonie z rośliną lekko przed sobą. Musiała wydobyć z siebie całe pokłady delikatności, choć nigdy nie uważała się za kobietę delikatną. Uważała się za silną i niezależną, a delikatność kojarzyła jej się ze słabością, nie siłą. Ale jednorożec wymagał odpowiedniego podejścia, więc wspomagana eliksirem starała zachowywać się tak, by wzbudzić jego zaufanie. Czy jednorożec wyczuwał, że miała czyste intencje i nie chciała go skrzywdzić? Gdyby jeszcze niedawno ktoś jej powiedział, że będzie podchodziła do jednorożca i próbowała wyglądać możliwie jak najbardziej niewinnie, to by go wyśmiała. Ale tak było, dla dobra misji starała się wypaść jak najlepiej i zdobyć zaufanie tego niezwykłego zwierzęcia.
- Tak zrobię. Dzięki za wskazówki – powiedziała cicho, czując, jak eliksir zaczyna powoli działać. Oby rzeczywiście dał jej szczęście, którego tak potrzebowali, by wykonać misję. Wyciągnęła rękę w stronę Macmillana, by wziąć od niego roślinę, którą znalazł. Wzięcie prawdziwej rośliny było najlepszym pomysłem, tym bardziej, że skoro wcześniej nie znała dobrze zapachu ostrozłotka, jak mogłaby go wiarygodnie wyczarować? Poza tym wydawało jej się, że większe szanse miała, podchodząc do jednorożca bez żadnych iluzji i fałszywych sztuczek.
Delikatnie chwyciła liście ostrozłotka w dłoń, by nie upuścić żadnego listka. Zgodnie z radą Keata ruszyła do przodu powoli i ostrożnie, nie wykonując żadnych gwałtownych ruchów i uważnie obserwując zachowanie jednorożca. Nie chciała go spłoszyć. W dłoniach trzymała tylko kępkę ostrozłotka, nic więcej. Chciała, by jednorożec widział jej ręce pozbawione różdżki czy innego przedmiotu, który mógłby uznać za zagrożenie. Podchodziła do niego nieuzbrojona i starała się nawiązać kontakt wzrokowy. Kiedy się zbliżała, cicho stawiając stopy na ściółce, palcami powoli rozcierała liście, by uwolnić zapach rośliny.
Zatrzymała się kilka metrów od zwierzęcia, nie chcąc podchodzić zbyt blisko, żeby go nie wystraszyć. Chciała, by to jednorożec wykonał kolejny ruch i sam zdecydował, czy zaufać jej na tyle, by się zbliżyć. Z bliska jeszcze wyraźniej widziała, że był piękny i tak niewinny, że zaczęła rozumieć, dlaczego skrzywdzenie jednorożca uchodzi za tak straszliwą zbrodnię. Patrzyła na niego uważnie, trzymając dłonie z rośliną lekko przed sobą. Musiała wydobyć z siebie całe pokłady delikatności, choć nigdy nie uważała się za kobietę delikatną. Uważała się za silną i niezależną, a delikatność kojarzyła jej się ze słabością, nie siłą. Ale jednorożec wymagał odpowiedniego podejścia, więc wspomagana eliksirem starała zachowywać się tak, by wzbudzić jego zaufanie. Czy jednorożec wyczuwał, że miała czyste intencje i nie chciała go skrzywdzić? Gdyby jeszcze niedawno ktoś jej powiedział, że będzie podchodziła do jednorożca i próbowała wyglądać możliwie jak najbardziej niewinnie, to by go wyśmiała. Ale tak było, dla dobra misji starała się wypaść jak najlepiej i zdobyć zaufanie tego niezwykłego zwierzęcia.
Jasne tęczówki Justine wpatrywały się w jednorożca. W kwestii obchodzenia się z nim ufała Keatonowi, który z nich wszystkich posiadł największą wiedzę dotyczącą magicznych stworzeń. Kiedy zadała pytanie, a później dostała odpowiedź zerknęła w jego stronę.
- Nie pomyślałam o tym. - przyznała szeptem, zwyczajnie przyznając że nie wzięła pod uwagę by móc rozpatrywać to jako fałsz. Przekazała eliksir Jamie, a gdy Keaton wycofał się ruszyła powoli za nim, starając się nie robić gwałtownych ruchów. Miała nadzieję, że Mackinnon uda się przekonać jednorożca, zdobyć jego zaufanie i otrzymać ofiarowane włosie, które było im niezbędne.
Nie zrobiła nic więcej, obserwowała tylko poczynania sojuszniczki mając nadzieję, że szczęście, które miała u swojego boku wspomoże ją, a oni powrócą z tym, co mieli zdobyć. Musieli też poinformować Longbottoma o zajściu w Zakazanym Lesie i faktycznym powodzie przebywania ludzi Ministerstwa tutaj. Ale to wszystko musiało jeszcze poczekać.
- Nie pomyślałam o tym. - przyznała szeptem, zwyczajnie przyznając że nie wzięła pod uwagę by móc rozpatrywać to jako fałsz. Przekazała eliksir Jamie, a gdy Keaton wycofał się ruszyła powoli za nim, starając się nie robić gwałtownych ruchów. Miała nadzieję, że Mackinnon uda się przekonać jednorożca, zdobyć jego zaufanie i otrzymać ofiarowane włosie, które było im niezbędne.
Nie zrobiła nic więcej, obserwowała tylko poczynania sojuszniczki mając nadzieję, że szczęście, które miała u swojego boku wspomoże ją, a oni powrócą z tym, co mieli zdobyć. Musieli też poinformować Longbottoma o zajściu w Zakazanym Lesie i faktycznym powodzie przebywania ludzi Ministerstwa tutaj. Ale to wszystko musiało jeszcze poczekać.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
Jednorożec podniósł głowę, wyraźnie kierując spojrzenie na zbliżającą się do niego Jamie. Keat mógł z oddali obserwować jego ruchy, czytać mowę jego ciała, nie dostrzegając w niej niczego niepokojącego - podążająca za jego wskazówkami harpia zdawała się przykuć zainteresowanie stworzenia bez wzbudzenia u niego lęku. Dbała o to, by przestrzegać zasłyszanych wytycznych, miała kwiaty, które musiały zwabić jednorożca - po chwili zawahania podszedł bliżej ku niej, zwabiony tak aromatem roślin, jak ośmielony jej dziewiczą niewinnością. Sięgnął chrapami liści, zbierając je językiem z rąk dziewczyny, po chwili nagłym ruchem ocierając się ufnie pyskiem o jej bok, złota sierść jego grzywy była miękka i delikatna w dotyku.
Na odpis macie 24h, nie musicie odpisywać wszyscy (ale możecie).
Jamie - Felix Felicis
Na odpis macie 24h, nie musicie odpisywać wszyscy (ale możecie).
Jamie - Felix Felicis
Starała się postępować zgodnie ze wskazówkami i nie zrobić niczego, co mogłoby wystraszyć jednorożca. Nie była pewna, jak stworzenie zareaguje, czy w ogóle okaże ufność, czy może zaraz odwróci się i ucieknie tak szybko, że nie dogoniłaby go nawet na miotle. Była ostrożna i z tego co widziała, jednorożec zachowywał się spokojnie i po chwili, gdy najwyraźniej wyczuł zapach trzymanej przez nią rośliny, podszedł bliżej. Patrzyła z pewną fascynacją, jak zbliżył pysk do jej dłoni i zaczął jeść roślinę. Musiała przyznać, że obcowanie z tak niesamowitą i rzadką magiczną istotą było niezwykłym doznaniem. Gdy otarł się pyskiem o jej bok, wyciągnęła w jego stronę rękę, starając się jak najdelikatniej pogładzić jego lśniącą sierść i aksamitną grzywę. Uśmiechnęła się lekko pod nosem, głaszcząc jednorożca i lekko przesuwając palcami po grzywie. Może przy odrobinie szczęścia jakieś włosy wyjdą same pod wpływem dotyku? Wiedziała, że absolutnie nie może ich ciągnąć, włosy miały być ofiarowane dobrowolnie, zresztą taki ruch mógłby wystraszyć zwierzę. Nie mogła niczego pośpieszać, jednorożec sam musiał jej zaufać.
- Jesteś piękny. Cieszę się, że mogłam cię ujrzeć – przemówiła do niego. Czuła się dziwnie, ale starała się brzmieć łagodnie. Nie była też pewna, czy jednorożec rozumiał co mówiła, ale czuła, że jest to stworzenie inteligentne i nawet jeśli nie rozumie słów, to może wyczuje jej intencje. – Źle się dzieje. Na pewno też w jakiś sposób czujesz, że nawet to miejsce się zmieniło, że pojawili się tutaj ludzie, którzy nie szanują żadnego życia, żadnej istoty – mówiła wciąż. Jednorożce także mogły być w niebezpieczeństwie. Na pewno nie brakowało takich, którzy nie zawahaliby się ich skrzywdzić. Nie bez powodu centaury strzegły ich przed tymi z ministerstwa. – Ale my jesteśmy tu, bo chcemy chronić niewinnych. Magorian, jeden z centaurów, okazał nam wielkie zaufanie, pozwalając tu dotrzeć. I... potrzebujemy twojej pomocy. Pragniemy ocalić przedwcześnie odebrane życie naszego przyjaciela. – Nie wiedziała, kto to był i czy go znała, ale wiedziała, że potrzebowali włosów, by spróbować tego kogoś uratować. Wciąż mówiła do jednorożca cichym głosem, spoglądając mu w oczy i miarowo gładząc jego lśniącą szyję i grzywę. W jej spojrzeniu czaiła się prośba i nadzieja, że jej przemowa do jednorożca i delikatne głaskanie go przekonają go co do czystości jej intencji. Nie chciała jego włosów dla siebie, nie chciała ich dla prywatnego zysku, a w wyższym, jaśniejszym celu, jakim było uratowanie czyjegoś życia. To było teraz najważniejsze, po to w ogóle zapuścili się do tego lasu, choć niewątpliwie ta wyprawa przyniosła też inne ważne obserwacje i informacje, które mogły okazać się cenne dla Longbottoma i Zakonu.
- Jesteś piękny. Cieszę się, że mogłam cię ujrzeć – przemówiła do niego. Czuła się dziwnie, ale starała się brzmieć łagodnie. Nie była też pewna, czy jednorożec rozumiał co mówiła, ale czuła, że jest to stworzenie inteligentne i nawet jeśli nie rozumie słów, to może wyczuje jej intencje. – Źle się dzieje. Na pewno też w jakiś sposób czujesz, że nawet to miejsce się zmieniło, że pojawili się tutaj ludzie, którzy nie szanują żadnego życia, żadnej istoty – mówiła wciąż. Jednorożce także mogły być w niebezpieczeństwie. Na pewno nie brakowało takich, którzy nie zawahaliby się ich skrzywdzić. Nie bez powodu centaury strzegły ich przed tymi z ministerstwa. – Ale my jesteśmy tu, bo chcemy chronić niewinnych. Magorian, jeden z centaurów, okazał nam wielkie zaufanie, pozwalając tu dotrzeć. I... potrzebujemy twojej pomocy. Pragniemy ocalić przedwcześnie odebrane życie naszego przyjaciela. – Nie wiedziała, kto to był i czy go znała, ale wiedziała, że potrzebowali włosów, by spróbować tego kogoś uratować. Wciąż mówiła do jednorożca cichym głosem, spoglądając mu w oczy i miarowo gładząc jego lśniącą szyję i grzywę. W jej spojrzeniu czaiła się prośba i nadzieja, że jej przemowa do jednorożca i delikatne głaskanie go przekonają go co do czystości jej intencji. Nie chciała jego włosów dla siebie, nie chciała ich dla prywatnego zysku, a w wyższym, jaśniejszym celu, jakim było uratowanie czyjegoś życia. To było teraz najważniejsze, po to w ogóle zapuścili się do tego lasu, choć niewątpliwie ta wyprawa przyniosła też inne ważne obserwacje i informacje, które mogły okazać się cenne dla Longbottoma i Zakonu.
Kiedy Jamie ruszyła, a oni wycofali się, by schować się zza drzewami co jakiś czas łapała się na tym, że wstrzymuje oddech przeżywając każdy jej krok, jakby należał do niej samej. Starała się nie poruszać nie oddychać, właściwie na kilka chwil wyłączyć całkowicie swoje istnienie, tak, by nic nie rozproszyło uwagi jednorożca. Jednak, gdy wychylając się zza drzewa dostrzegła jak ten ociera się łbem o jej bok, dłoń Tonks powędrowała do góry nieświadomie, zaciskając się na łokciu Keatona, którego miała zaraz obok. Wstrzymała znów oddech, zaciskając nieświadomie dłoń mocniej, jakby samą myślą, czy prośbą skrytą w myśli próbowała pomóc im wszystkim. Nie wiedziała czemu jej oczy zaszklił się lekko. Wiedziała jednak, że sam widok tego bajecznego stworzenia był nagrodą dla nich wszystkich, choć jej należała się ona najmniej. Nie była czysta, i choć starała się być dobra i to nie zawsze jej wychodziło. A jej dłonie... jej dłonie plamiła krew. Dlatego choć chciała być teraz na miejscu Jamie wiedziała, że - po raz kolejny - nie była odpowiednia.
Wierzyła jednak, że Jamie jest. Że dzięki niej po wszystkim co przeszli uda im się zdobyć włosy i uratować przyjaciela.
Wierzyła jednak, że Jamie jest. Że dzięki niej po wszystkim co przeszli uda im się zdobyć włosy i uratować przyjaciela.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
Nie odwracał wzroku od jaśniejącej poświaty, wciąż spokojnie dryfującej na tle ciemnej toni lasu. Złocista grzywa wiła się kaskadą wodospadu; pukle słońca, które nigdy nie gaśnie - nawet nocą. Jamie szła powoli, miękko stawiając kolejne kroki, nie wykonując żadnego gwałtownego gestu - tylko subtelny ruch dłoni, wyzwalający aromat roślinnego wabika. Nie był świadom tego, że wraz z Justine wstrzymał oddech, gdy tylko harpia zatrzymała się nieopodal stworzenia, czekając na to, aż okaże jej zaufanie. Powietrze wypuścił ze świstem dopiero wtedy, gdy zaciekawiony jednorożec zbliżył się do kobiety, skubiąc podarowane mu jedzenie, by potem w rozczulającym geście naznaczyć ją swoim zapachem, okazując jej swe zaufanie. Niektóre ze zwierząt w ten właśnie sposób zachowywały się wyłącznie względem członków swego stada. Jamie doświadczyła dzisiaj czegoś, o czym mogłoby opowiedzieć niewiele osób. Nie potrafił sobie nawet wyobrazić, jak musiała się w tym momencie czuć - z podwójną dawką szczęścia - krążącego w żyłach i osadzającego się na dnie serca.
Czując dotyk na swoim przedramieniu, odwrócił się z uśmiechem na twarzy w stronę Just, lecz uśmiech ten zgasł szybko, gdy zauważył łzy perlące się w jej oczach. I choć nie mógł wiedzieć, jakim dokładnie torem popłynęły jej myśli, smutek skrzył się wyraźnie. Pod wpływem impulsu musnął kciukiem dłoni najpierw jeden, a potem drugi policzek Tonks, rozmazując przy okazji osiadłą na jej skórze czarną smugę, pochodzenia wciąż mu nieznanego - nie miał pojęcia, co wydarzyło się przed pojawieniem się Justine w Oazie, lecz już wtedy zdawała się być wyczerpana - nie fizycznie a psychicznie.
Przez chwilę po prostu się na nią patrzył, tak jakby samym wzrokiem mógł dać jej wsparcie, dodać siły, której miała przecież więcej niż on - ale nie dzisiaj. Nie teraz. Teraz coś w niej pękło.
Czując dotyk na swoim przedramieniu, odwrócił się z uśmiechem na twarzy w stronę Just, lecz uśmiech ten zgasł szybko, gdy zauważył łzy perlące się w jej oczach. I choć nie mógł wiedzieć, jakim dokładnie torem popłynęły jej myśli, smutek skrzył się wyraźnie. Pod wpływem impulsu musnął kciukiem dłoni najpierw jeden, a potem drugi policzek Tonks, rozmazując przy okazji osiadłą na jej skórze czarną smugę, pochodzenia wciąż mu nieznanego - nie miał pojęcia, co wydarzyło się przed pojawieniem się Justine w Oazie, lecz już wtedy zdawała się być wyczerpana - nie fizycznie a psychicznie.
Przez chwilę po prostu się na nią patrzył, tak jakby samym wzrokiem mógł dać jej wsparcie, dodać siły, której miała przecież więcej niż on - ale nie dzisiaj. Nie teraz. Teraz coś w niej pękło.
from underneath the rubble,
sing the rebel song
sing the rebel song
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Jednorożec zdawał się reagować na jej głos - Jamie nie mogła wiedzieć, czy wychwytywał słowa, ich ogólny ton, czy jedynie ton jej głosu, ale mogła spojrzeć mu w oczy i odnaleźć w nich przedziwną mądrość, zrozumienie, jakie spodziewałaby się ujrzeć w oczach ludzkich. Obecność samej Jamie i wycofanie się pozostałych Zakonników zdawało się dawać mu przestrzeń, w której czuł się bezpiecznie. Jego sierść mieniła się śnieżną bielą w padającym świetle księżyca nad polaną, poruszał się przy czarownicy spokojnie, z czasem - co zauważyć mógł oddalony Keaton - coraz spokojniejszy i mniej czujny. Wasza obecność w żaden sposób nie zakłóciła mu tego wieczoru, uszanowaliście jego terytorium i jego samego.
Nie odsunął się spod dłoni czarownicy - Jamie przeczesała jego grzywę, delikatnie, a gdy ją odjęła, w istocie dostrzegła na niej równo pięć złotych włosów, których z całą pewnością nie wyrwała. Nie był to zbieg okoliczności, a czyste płynne szczęście krążące w jej żyłach po wypitym niezawodnym Felix Felicis.
Zdobyliście to, po co wysłał Was do lasu Harold - pozostało wam mieć nadzieję, że druga drużyna poradziła sobie równie dobrze. Mogliście wrócić na miejsce, rozmówić się z Haroldem oraz pozostałymi Zakonnikami.
Nie odsunął się spod dłoni czarownicy - Jamie przeczesała jego grzywę, delikatnie, a gdy ją odjęła, w istocie dostrzegła na niej równo pięć złotych włosów, których z całą pewnością nie wyrwała. Nie był to zbieg okoliczności, a czyste płynne szczęście krążące w jej żyłach po wypitym niezawodnym Felix Felicis.
Zdobyliście to, po co wysłał Was do lasu Harold - pozostało wam mieć nadzieję, że druga drużyna poradziła sobie równie dobrze. Mogliście wrócić na miejsce, rozmówić się z Haroldem oraz pozostałymi Zakonnikami.
Dotyk Keatona ją zdziwił. A może otrzeźwił odrobinę. Pokręciła głową odsuwając od siebie myśli, które chmurnie zawisły nad jej głową. To nie był czas i to nie było miejsce. Nie chciała by widział jej słabość. A ta wymknęła się w niekontrolowanym odruchu. Teraz, było za późno by to co cofnąć. Całość wolała jednak przemilczeć. Odwróciła wzrok znów w kierunku Jamie i kiedy dostrzegła to, co zdawało jej się, że dostrzegła rozwarła oczy w zdumieniu.
- Udało się. - szepnęła wychodząc zza drzewa. - Minuta, i znikamy. - powiedziała im obu sama nie ruszając się o krok, wyciągając z kieszeni świstoklik na który patrzyła nie unosząc głowy ku zwierzęciu, zaciskając lekko dolną wargę. Nie zbliżyła się, oczekiwała w spokoju na swoich towarzyszy a gdy Ci znaleźli się obok niej uruchomiła świstoklik mający przenieść ich wprost do miejsca z którego wyruszyli.
| uruchamiam świstoklik i zt chyba?
- Udało się. - szepnęła wychodząc zza drzewa. - Minuta, i znikamy. - powiedziała im obu sama nie ruszając się o krok, wyciągając z kieszeni świstoklik na który patrzyła nie unosząc głowy ku zwierzęciu, zaciskając lekko dolną wargę. Nie zbliżyła się, oczekiwała w spokoju na swoich towarzyszy a gdy Ci znaleźli się obok niej uruchomiła świstoklik mający przenieść ich wprost do miejsca z którego wyruszyli.
| uruchamiam świstoklik i zt chyba?
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
Melodia głosu Jamie zdawała się działać na jednorożca kojąco - i choć z tej odległości nie miał pojęcia, co harpia mówi, stworzenie również tego nie wiedziało - niemniej zarówno on, jak i ono, był w stanie zrozumieć jej intencje. Szczere.
- Małe zwycięstwa też mają znaczenie, nie zawsze potrzebne są te spektakularne - rzucił w stronę Tonks, nie do końca pewien, do czego tak naprawdę się odnosi - ani co chce jej przekazać. Miał wrażenie, że czegoś żałuje - czegoś, co jej się nie udało? Z jakiegokolwiek powodu czuła się tak, jak teraz, chciał, by doceniła to, że dali radę zrobić coś, o co zostali poproszeni. Być może uda im się jeszcze ocalić czyjeś życie - to mało? Nawet to jedno ma znaczenie.
Zerknął na nią bez słowa, gdy zarządziła, że powinni za chwilę wracać, po czym rozejrzał się za miejscem, w którym wcześniej Anthony znalazł ostrozłotki. Zerwał je sprawnie, jednocześnie kierując wzrok już w stronę stworzenia, któremu chciał przyjrzeć się z bliska, jeśli tylko jednorożec mu na to pozwoli. Keat miał nadzieję, że poniekąd oswojony przez Jamie nie przestraszy się i jego obecności - nienachalnej; zbliżał się do stworzenia powoli, obserwując sygnały, na które przed chwilą uczulał Jamie. Gdyby tylko dostrzegł najmniejszą oznakę zaniepokojenia, przestałby iść dalej, kładąc rośliny na trawie, by zwierzę mogło je dostrzec i skosztować ich, kiedy tylko użyją świstoklika.
Zamierzał podejść tak blisko, jak tylko jednorożec mu na to pozwoli, tyle mu wystarczyło - napawanie oczu najdoskonalszą istotą, jaką kiedykolwiek widział.
Dołączył do grupy, czekając, aż Tonks uruchomi świstoklik. Aż wrócą do Oazy. Miał nadzieję, że nie żegnał się z tym miejscem na długo. Złożyli obietnicę, której chciał dotrzymać. Wiele już w swoim życiu złamał, ale ta jedna miała dla niego istotne znaczenie.
| zt, Oaza
dziękujemy za leśną rozgrywkę<3
- Małe zwycięstwa też mają znaczenie, nie zawsze potrzebne są te spektakularne - rzucił w stronę Tonks, nie do końca pewien, do czego tak naprawdę się odnosi - ani co chce jej przekazać. Miał wrażenie, że czegoś żałuje - czegoś, co jej się nie udało? Z jakiegokolwiek powodu czuła się tak, jak teraz, chciał, by doceniła to, że dali radę zrobić coś, o co zostali poproszeni. Być może uda im się jeszcze ocalić czyjeś życie - to mało? Nawet to jedno ma znaczenie.
Zerknął na nią bez słowa, gdy zarządziła, że powinni za chwilę wracać, po czym rozejrzał się za miejscem, w którym wcześniej Anthony znalazł ostrozłotki. Zerwał je sprawnie, jednocześnie kierując wzrok już w stronę stworzenia, któremu chciał przyjrzeć się z bliska, jeśli tylko jednorożec mu na to pozwoli. Keat miał nadzieję, że poniekąd oswojony przez Jamie nie przestraszy się i jego obecności - nienachalnej; zbliżał się do stworzenia powoli, obserwując sygnały, na które przed chwilą uczulał Jamie. Gdyby tylko dostrzegł najmniejszą oznakę zaniepokojenia, przestałby iść dalej, kładąc rośliny na trawie, by zwierzę mogło je dostrzec i skosztować ich, kiedy tylko użyją świstoklika.
Zamierzał podejść tak blisko, jak tylko jednorożec mu na to pozwoli, tyle mu wystarczyło - napawanie oczu najdoskonalszą istotą, jaką kiedykolwiek widział.
Dołączył do grupy, czekając, aż Tonks uruchomi świstoklik. Aż wrócą do Oazy. Miał nadzieję, że nie żegnał się z tym miejscem na długo. Złożyli obietnicę, której chciał dotrzymać. Wiele już w swoim życiu złamał, ale ta jedna miała dla niego istotne znaczenie.
| zt, Oaza
dziękujemy za leśną rozgrywkę<3
from underneath the rubble,
sing the rebel song
sing the rebel song
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Głaskała jednorożca i mówiła do niego, spoglądając w jego mądre, rozumne oczy. Przy tej magicznej istocie nagle poczuła się mała i nieznacząca, ale w jakiś sposób czuła, że jednorożec rozumie znacznie więcej, niż mogło się wydawać, nawet jeśli z oczywistych przyczyn nie mógł jej odpowiedzieć. Pozwalał dotykać swojej grzywy, a kiedy Jamie powoli odjęła od niej dłoń, dostrzegła, że rzeczywiście zostały na niej włosy, dokładnie pięć pięknych, złocistych włosów jednorożca. Czy to zasługa eliksiru szczęścia? Rzeczywiście czuła teraz szczęście podwójne, i to powodowane eliksirem, i to płynące z przebywania przy jednym z najbardziej magicznych stworzeń. Poza tym zdobyła włosy, które były im potrzebne.
- Dziękuję – szepnęła do jednorożca. Spojrzała na niego jeszcze raz, po czym powoli się odsunęła, by wrócić do towarzyszy. Bardzo uważała, by nie upuścić żadnego z włosów. Mocno zacisnęła dłoń, bezpiecznie zamykając je w jej wnętrzu. – Mam. Możemy znikać – powiedziała, pokazując im swoją zaciśniętą pięść. Podniosła jeszcze z ziemi swoją zostawioną miotłę i dołączyła do pozostałych. Just uruchomiła świstoklik i w odpowiednim momencie dotknęła go, by wraz z pozostałymi przenieść się do Oazy.
| zt.
- Dziękuję – szepnęła do jednorożca. Spojrzała na niego jeszcze raz, po czym powoli się odsunęła, by wrócić do towarzyszy. Bardzo uważała, by nie upuścić żadnego z włosów. Mocno zacisnęła dłoń, bezpiecznie zamykając je w jej wnętrzu. – Mam. Możemy znikać – powiedziała, pokazując im swoją zaciśniętą pięść. Podniosła jeszcze z ziemi swoją zostawioną miotłę i dołączyła do pozostałych. Just uruchomiła świstoklik i w odpowiednim momencie dotknęła go, by wraz z pozostałymi przenieść się do Oazy.
| zt.
Uśmiechnął się, widząc że jednorożec nie uciekł. Wyglądało też na to, że ich zadanie zostało wykonane. Poklepał pannę McKinnon po ramieniu. Powiódł jedynie wzrokiem za Keatonem, który próbował podejść do stworzenia. On, Anthony, nawet nie próbował.
Ich pobyt w lesie miał się skończyć. Musieli poinformować lorda Longbottoma o tym, czego dowiedzieli się podczas zadania. Czekał aż Justine uruchomi świstoklik, by następnie wraz z pozostałymi z niego skorzystać.
|zt
Ich pobyt w lesie miał się skończyć. Musieli poinformować lorda Longbottoma o tym, czego dowiedzieli się podczas zadania. Czekał aż Justine uruchomi świstoklik, by następnie wraz z pozostałymi z niego skorzystać.
|zt
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
| To właściwie tylko post, który ma określić zt nawiązujący do akcji z Zakonem ze strony 22. Przepraszam za zamieszanie.
Nie miał pojęcia czy mówił prawdę, ale chciał w nią wierzyć. Właściwie to bardziej zależało mu na zachowaniu spokoju, a przede wszystkim na uspokojeniu wyraźnie zdenerwowanej panny Pomfrey. Czarownica wydawała się zbyt roztrzęsiona, a on za bardzo obawiał się o jej stan. Zapewne była bardzo przywiązana do pani profesor, który Anthony nie poznawał tak dobrze. Brak odpowiedzi ze strony uzdrowicielki go przerażał, bo nie wiedział co kryło się wśród jej myśli. Jej mina z kolei nie sugerowała jakiegokolwiek uspokojenia, choćby nikłego. To sprawiło, że sam zaczął się pytać o los pani profesor. Czy aby na pewno tylko zniknęła? Może łudził samego siebie? Gdziekolwiek była, pytanie czy kiedykolwiek miała powrócić. Może panna Pomfrey wiedziała lepiej, bo lepiej znała staruszkę?
Spoglądał jedynie w niebo, skąd padał na nich deszcz, który całkowicie ich oczyścił. Nie rozumiał skąd pojawił się ten przypływ dobrej energii. Nie ośmielił się jednak złapać za żaden kryształ. Bardziej zmartwiony był zachowaniem czarownic, które przez chwilę jeszcze mu towarzyszyły. W szczególności właśnie zachowaniem panny Pomfrey, która wyraźnie go martwiła. Cieszył się jedynie, że panna Leighton próbowała mu pomóc w uspokojeniu czarownicy. Czy miało to jakikolwiek efekt? Myślał, że raczej nie, ale mimo wszystko kiwnął głową w stronę Charlene w ramach podziękowania za podtrzymanie dobrej wersji wydarzeń, które mogły się przytrafić staruszce. Kiwnął jej drugi raz, gdy zapytała czy powinni przejść. Podejrzewał, że tak. Powinni. Nic złego raczej nie powinno się im stać. Nie był jednak pewien.
Jego uwagę od portalu odwrócił na moment entuzjazm Archibalda, który zachwycał się nad obrażeniami jednego z Zakonników. Nie podzielał tego zachwytu, ale rozumiał że przyjaciel zapewne miał swoje specyficzne poczucie humoru i zainteresowania… jak każdy uzdrowiciel zapewne. Dopiero po tym wszystkim i on podążył za pozostałymi. W głowie jednak wciąż pozostawało mu wiele pytań bez odpowiedzi. Nie potrafił też tak po prostu zapomnieć momentu kiedy ten portal otwierali, a także burzy, którą tak właściwie wywołały zapewne anomalie.
| zt
Nie miał pojęcia czy mówił prawdę, ale chciał w nią wierzyć. Właściwie to bardziej zależało mu na zachowaniu spokoju, a przede wszystkim na uspokojeniu wyraźnie zdenerwowanej panny Pomfrey. Czarownica wydawała się zbyt roztrzęsiona, a on za bardzo obawiał się o jej stan. Zapewne była bardzo przywiązana do pani profesor, który Anthony nie poznawał tak dobrze. Brak odpowiedzi ze strony uzdrowicielki go przerażał, bo nie wiedział co kryło się wśród jej myśli. Jej mina z kolei nie sugerowała jakiegokolwiek uspokojenia, choćby nikłego. To sprawiło, że sam zaczął się pytać o los pani profesor. Czy aby na pewno tylko zniknęła? Może łudził samego siebie? Gdziekolwiek była, pytanie czy kiedykolwiek miała powrócić. Może panna Pomfrey wiedziała lepiej, bo lepiej znała staruszkę?
Spoglądał jedynie w niebo, skąd padał na nich deszcz, który całkowicie ich oczyścił. Nie rozumiał skąd pojawił się ten przypływ dobrej energii. Nie ośmielił się jednak złapać za żaden kryształ. Bardziej zmartwiony był zachowaniem czarownic, które przez chwilę jeszcze mu towarzyszyły. W szczególności właśnie zachowaniem panny Pomfrey, która wyraźnie go martwiła. Cieszył się jedynie, że panna Leighton próbowała mu pomóc w uspokojeniu czarownicy. Czy miało to jakikolwiek efekt? Myślał, że raczej nie, ale mimo wszystko kiwnął głową w stronę Charlene w ramach podziękowania za podtrzymanie dobrej wersji wydarzeń, które mogły się przytrafić staruszce. Kiwnął jej drugi raz, gdy zapytała czy powinni przejść. Podejrzewał, że tak. Powinni. Nic złego raczej nie powinno się im stać. Nie był jednak pewien.
Jego uwagę od portalu odwrócił na moment entuzjazm Archibalda, który zachwycał się nad obrażeniami jednego z Zakonników. Nie podzielał tego zachwytu, ale rozumiał że przyjaciel zapewne miał swoje specyficzne poczucie humoru i zainteresowania… jak każdy uzdrowiciel zapewne. Dopiero po tym wszystkim i on podążył za pozostałymi. W głowie jednak wciąż pozostawało mu wiele pytań bez odpowiedzi. Nie potrafił też tak po prostu zapomnieć momentu kiedy ten portal otwierali, a także burzy, którą tak właściwie wywołały zapewne anomalie.
| zt
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Badania zapowiadały się obiecująco - wnioski, do których doszli na spotkaniu oraz zrodzone wtedy pomysły zdołały nawet tchnąć w Ollivandera trochę entuzjazmu. Wstępne rozpiski i obliczenia poszły zaskakująco sprawnie, dzięki pomocy Asbjorna. Nie osiągnęli może tempa dwukrotnie szybszego niż te, które Ulysses osiągnąłby w pojedynkę, ale parę dobrych godzin z pewnością zaoszczędził. Spotkał się z alchemikiem przed hogwarcką bramą, za którą rozpościerał się widok na znajome błonia. Zabawne, że dopiero w dorosłości tak swobodnie wkraczał do Zakazanego Lasu. Przywitał mężczyznę uściskiem dłoni, bez słów, dopiero po chwili postanawiając podzielić się z nim refleksją i wspomnieniem. - Uczniowie mają zakaz wchodzenia do Zakazanego Lasu, wiedziałeś o tym? - zapytał, ciekaw, czy ktokolwiek podzielił się tak nieistotną i błahą wiedzą z Norwegiem. - Stąd ta nazwa. Rowena mi świadkiem, wymykanie się tam to jedne z najbardziej intensywnych wspomnień z tego zamku - pokręcił głową, wspominając mimowolnie głupkowate pomysły Benjamina i znaczące spojrzenia, wymieniane z Percivalem. Wygadany dziś był, cóż poradzić? Widocznie i ten zgred miewał takie dni. - Przejścia do naszych tajemniczych zakątków strzeże szereg kreatur, których wolałbym nie spotkać - przyznał, wzrokiem błądząc po zazielenionej ścianie, wyłaniającej się zza porannej mgły. Było nieprzyzwoicie wcześnie, uczniowie leżeli jeszcze w łóżkach, więc błonie świeciły błogimi pustkami. Ulubiona pora na spacery, w ciszy i spokoju, a także krótkie i ostrożne przebieżki - w przeciwieństwie do Ollivandera, o tej porze większość hogwarckiej społeczności ledwo nadawała się do życia.
Po przekroczeniu pierwszych szeregów lasu, wyznaczanych drzewami, rozrzuconymi tu i tam, zamilkł. Nie ciągnął żadnej rozmowy, pozwalając naturalnej ciszy grać wraz z przyjemnym szumem świeżych liści, pojedynczych ptasich treli i gałązek, trzaskających pod podeszwami butów. W lesie zawsze wstępował w niego niewyjaśniony spokój, był swobodniejszy - nawet ramiona trzymał jakby luźniej, ci bardziej dociekliwi na pewno zauważyliby różnicę w ogólnej prezencji różdżkarza. Znał drogę, nawet jeśli nie pojawiał się w Oazie tak często, jak inni Zakonnicy, niosący pomoc każdego dnia. Nie miał aż tak wielkich ambicji. Odetchnął głęboko leśnym powietrzem, rozglądając się, gdy dotarli do znajomych kamieni.
- Korzystałeś kiedyś ze źrenicy Fudge'a? - zapytał. Jeśli nie, musiał wyjaśnić działanie tego sprzętu, ale nie spodziewał się, by załapanie tego sprawiło Asbjornowi trudność.
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Norweg był jedną z osób, które uwielbiały wstawać wcześnie. Świadomość całego dnia do jego dyspozycji była najlepszym motywatorem do działania. Przed spotkaniem z Ulyssesem zdążył jeszcze uwarzyć dwa eliksiry i zjeść kanapkę przy czarnej kawie: tym razem bez czytania gazety, bo było jeszcze za wcześnie na poranne wydanie. Zebrał później najpotrzebniejsze rzeczy to swojej alchemicznej torby – w tym dokładnie zakręcony termos z kawą – i ruszył na spotkanie Ollivandera. Swoją pierwszą i do tej pory ostatnią wizytę w Zakazanym Lesie wspominał niezbyt dobrze. Najpierw walnął go piorun, potem dochodził do siebie parę godzin w zimnie, które wyjątkowo mu po przypieczeniu nie pasowało, a na koniec oberwał kryształem. Dlatego raz po raz marszczył na krótką chwilę nos, kiedy po przywitaniu przed bramą ruszyli w kierunku portalu. Dzisiejsza gadatliwość Ulyssesa lekko go zaskoczyła, zwłaszcza, że rozmowa nie dotyczyła tematów stricte naukowych.
– Yym – zaprzeczył na pierwsze pytanie mruknięciem. Na drugą informację, tę o wymykaniu się, Norweg uniósł brwi i uśmiechnął się zaskoczony. Ollivander i zakazany las, niby go to nie dziwiło, ale... – Po co się tu wymykaliście? – zapytał. Ten człowiek musiał mieć jakiś motyw, był jednym z tych ludzi, którzy według Norwega rodzili się już trochę starzy na głowie. On sam też w końcu urodził się trochę stary na głowie.
– Nas trochę zachęcali w sumie żeby się szwendać. Durmstrang leży w górach, ale mamy w ciul więcej błoni. I lasów. Tylko trzeba robić to z głową. Zdarzyło się raz jak byłem jeszcze w szkole, że jakichś dwóch idiotów poszło w środku zimy w góry. Znaleźli ich dwa dni później, obu trzeba było wyhodować nowe stopy i dłonie – odparł Norweg. Nie było mądrym wybierać się w góry zimą, co dopiero na północy Norwegii, która leżała za kołem podbiegunowym. Zaskakująco miła była ta niespodziewana wymiana szkolnych wspomnień, ale cisza była równie przyjemna. Zapytany o źrenicę, wymienił spojrzenie z Ulyssesem. – Raz – przyznał. – Na Nokturnie dało się znaleźć różne rzeczy – dodał, jakby tak lekko dając znać, że był to dłuższy temat i wejście w niego może być ryzykowne.
Wędrówka lasem trwała parę minut, lecz nie dało się przeoczyć momentu, w którym zaczęli zbliżać się do wyrwy w rzeczywistości, którą w grudniu stworzyli Zakonnicy. Powietrze zdawało się jakby drżeć, a kiedy Norweg ramieniem oparł się o jedno z drzew, odskoczył gwałtownie, mając wrażenie jakby kopnęło go Commotio. Spojrzał na Ollivandera znacząco, zastanawiając się poniekąd, dlaczego Zakon tyle z tym zwlekał.
– Yym – zaprzeczył na pierwsze pytanie mruknięciem. Na drugą informację, tę o wymykaniu się, Norweg uniósł brwi i uśmiechnął się zaskoczony. Ollivander i zakazany las, niby go to nie dziwiło, ale... – Po co się tu wymykaliście? – zapytał. Ten człowiek musiał mieć jakiś motyw, był jednym z tych ludzi, którzy według Norwega rodzili się już trochę starzy na głowie. On sam też w końcu urodził się trochę stary na głowie.
– Nas trochę zachęcali w sumie żeby się szwendać. Durmstrang leży w górach, ale mamy w ciul więcej błoni. I lasów. Tylko trzeba robić to z głową. Zdarzyło się raz jak byłem jeszcze w szkole, że jakichś dwóch idiotów poszło w środku zimy w góry. Znaleźli ich dwa dni później, obu trzeba było wyhodować nowe stopy i dłonie – odparł Norweg. Nie było mądrym wybierać się w góry zimą, co dopiero na północy Norwegii, która leżała za kołem podbiegunowym. Zaskakująco miła była ta niespodziewana wymiana szkolnych wspomnień, ale cisza była równie przyjemna. Zapytany o źrenicę, wymienił spojrzenie z Ulyssesem. – Raz – przyznał. – Na Nokturnie dało się znaleźć różne rzeczy – dodał, jakby tak lekko dając znać, że był to dłuższy temat i wejście w niego może być ryzykowne.
Wędrówka lasem trwała parę minut, lecz nie dało się przeoczyć momentu, w którym zaczęli zbliżać się do wyrwy w rzeczywistości, którą w grudniu stworzyli Zakonnicy. Powietrze zdawało się jakby drżeć, a kiedy Norweg ramieniem oparł się o jedno z drzew, odskoczył gwałtownie, mając wrażenie jakby kopnęło go Commotio. Spojrzał na Ollivandera znacząco, zastanawiając się poniekąd, dlaczego Zakon tyle z tym zwlekał.
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Zakazany Las
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Zamek Hogwart