Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Zamek Hogwart
Zakazany Las
AutorWiadomość
First topic message reminder :
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów [bylobrzydkobedzieladnie]
Zakazany Las
Zakazany Las opodal Hogwartu jest jednym z jego najbardziej tajemniczych miejsc - zamieszkiwany przez wiele magicznych istot i wypełniony wieloma magicznymi roślinami stanowi ewenement na czarodziejskiej mapie krajobrazu. Gęste zarośla przyciągają wielu ciekawskich czarodziejów, a zwłaszcza młodocianych uczniów Hogwartu, jednak ze względu na grom czających się w nim niebezpieczeństw wstęp jest kategorycznie zabroniony.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 14.01.21 14:43, w całości zmieniany 4 razy
Ingisson zerknął na Ulyssesa lekko rozbawiony. Czyli jakby wczoraj nieświadomie wszedł między dwa walczące o terytorium łosie? Ciekawe.
– Dobrze, że próbują – stwierdził, zaraz uśmiechając się na dość niewinną prośbę Ollivandera. – Coś wymyślę – zapewnił, dochodząc do wniosku, że wciągnięcie różdżkarza w takie spotkanie mogłoby być całkiem ciekawe. Na razie jednak bardziej skupiał się na tym, by spróbować spotkać się sam na sam z Blakiem – chętnie poszerzyłby swoją wiedzę o magicznych stworzeniach. I o samym smokologu zresztą też. Sam fakt, że nie potrafił się zirytować na mężczyznę bo tak (jak to miał z większością Anglików) był dość ciekawy.
Wyjaśnienia Ulyssesa przyjął z wyrazem twarzy wyrażającym zainteresowanie, ale nijak wywodów nie skwitował, po prostu magazynując kolejną informację w odmętach czaszki. Dalej wpadli w już przetarte ostatnio ścieżki pomiarów, choć na niewielką zmianę w porównaniu z poprzednim razem alchemik nie mógł narzekać. Odebrał od Ulyssesa miniaturową wersję źrenicy i przyjrzał jej się dokładnie. Upewnił się jeszcze co do tego, jak mała źrenica działa po czym prawie ruszył w kierunku otwartego portalu.
– Myślisz, że nie zniszczy się wystawiona na bezpośrednie działanie portalu? Może jednak przeniosę ją w walizce – mruknął, zerkając na wspomnianą walizkę.
Kiedy w końcu ustalili jak ma być Norweg nie zwlekał już z przejściem przez magiczną wyrwę w rzeczywistości. Raz jeszcze otoczyło go ciepłe i lepkie od wilgoci powietrze Oazy, jednak dziś Ingisson nie miał czasu na afirmację życia i liczenie sekund – zarówno sześćdziesiąt jak i sto dwadzieścia to nie było nawet średnio, to było bardzo mało jak na afirmowanie. Lepiej było spożytkować je na pomiary. Ås odliczał mniej-więcej dwie minuty pilnując odczytów pojawiających się na pergaminie. Kiedy upewnił się, że jest ich dość by coś sobą reprezentować to prędko ruszył w podróż powrotną.
W Zakazanym Lesie było o wiele chłodniej, co Norweg przyjął z ulgą. Od zawsze wolał zimniejsze klimaty. Naprędce zamienił się z Ulyssesem miejscami, nie mogąc nie zauważyć, jak mokrawe włosy przyklejały się do jego skalpu. Przez to wszystko przenikliwe spojrzenie różdżkarza wydawało się... jeszcze bardziej przenikliwe. Ingisson zbył jednak tę myśl i złapał za notes i pióro z wodoodpornym tuszem dając znak drugiemu czarodziejowi, że był gotów.
– Dobrze, że próbują – stwierdził, zaraz uśmiechając się na dość niewinną prośbę Ollivandera. – Coś wymyślę – zapewnił, dochodząc do wniosku, że wciągnięcie różdżkarza w takie spotkanie mogłoby być całkiem ciekawe. Na razie jednak bardziej skupiał się na tym, by spróbować spotkać się sam na sam z Blakiem – chętnie poszerzyłby swoją wiedzę o magicznych stworzeniach. I o samym smokologu zresztą też. Sam fakt, że nie potrafił się zirytować na mężczyznę bo tak (jak to miał z większością Anglików) był dość ciekawy.
Wyjaśnienia Ulyssesa przyjął z wyrazem twarzy wyrażającym zainteresowanie, ale nijak wywodów nie skwitował, po prostu magazynując kolejną informację w odmętach czaszki. Dalej wpadli w już przetarte ostatnio ścieżki pomiarów, choć na niewielką zmianę w porównaniu z poprzednim razem alchemik nie mógł narzekać. Odebrał od Ulyssesa miniaturową wersję źrenicy i przyjrzał jej się dokładnie. Upewnił się jeszcze co do tego, jak mała źrenica działa po czym prawie ruszył w kierunku otwartego portalu.
– Myślisz, że nie zniszczy się wystawiona na bezpośrednie działanie portalu? Może jednak przeniosę ją w walizce – mruknął, zerkając na wspomnianą walizkę.
Kiedy w końcu ustalili jak ma być Norweg nie zwlekał już z przejściem przez magiczną wyrwę w rzeczywistości. Raz jeszcze otoczyło go ciepłe i lepkie od wilgoci powietrze Oazy, jednak dziś Ingisson nie miał czasu na afirmację życia i liczenie sekund – zarówno sześćdziesiąt jak i sto dwadzieścia to nie było nawet średnio, to było bardzo mało jak na afirmowanie. Lepiej było spożytkować je na pomiary. Ås odliczał mniej-więcej dwie minuty pilnując odczytów pojawiających się na pergaminie. Kiedy upewnił się, że jest ich dość by coś sobą reprezentować to prędko ruszył w podróż powrotną.
W Zakazanym Lesie było o wiele chłodniej, co Norweg przyjął z ulgą. Od zawsze wolał zimniejsze klimaty. Naprędce zamienił się z Ulyssesem miejscami, nie mogąc nie zauważyć, jak mokrawe włosy przyklejały się do jego skalpu. Przez to wszystko przenikliwe spojrzenie różdżkarza wydawało się... jeszcze bardziej przenikliwe. Ingisson zbył jednak tę myśl i złapał za notes i pióro z wodoodpornym tuszem dając znak drugiemu czarodziejowi, że był gotów.
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Łosie w przypadku Percivala i Fluviusa były znakomitym porównaniem - gdyby tylko zostało wypowiedziane na głos, Ollivanderowi nie pozostawałoby nic innego, jak kiwnąć głową z wyjątkową powagą i przyznać rację. - Bardzo dobrze. Mam wrażenie, że gdyby się postarali, mogliby się nawet dogadywać, jak ludzie - a nie łosie. Przyznał się szczerze do swoich przemyśleń, mając nadzieję, że taki stan rzeczy kiedyś nastąpi. Badania prowadzone przez Asbjorna mogły być ku temu jednym z pierwszych kroków. - Wspaniale - dodał, całkiem pogodnie, co w jego przypadku oznaczało nie mniej, nie więcej, jak pojedyncza weselsza nuta, jeszcze trzymająca się rozbawienia.
Ulysses nie musiał długo zastanawiać się nad odpowiedzią, znał możliwości źrenicy i doskonale wiedział, jak działa. Pokręcił głową, dając znać, że walizka nie będzie potrzebna. - Nic jej nie będzie. Czerpie dopiero wbita w ziemię, podczas podróży niewiele wyczuje, zresztą gdyby portal był w stanie zniszczyć przedmioty wrażliwe magicznie, ciężko byłoby nim cokolwiek przetransportować - włącznie z czarodziejami - zauważył. Na szczęście tu nie mieli się o co martwić, profesor Bagshot zadbała o bezpieczne przejście do Oazy i wzięła pod uwagę wiele czynników. - Wzmocniłem też szkło, już nie powinno pękać przy intensywniejszym skoku - dodał, kiwnąwszy głową w stronę wbitej w ziemię źrenicy, skoro już otarli się o ten temat. Po rozjaśnieniu sprawy byli gotowi do działania, patronus przeciął powietrze - Ollivander nie mógł poświęcić jastrzębiowi zbyt wiele uwagi, bowiem prędko pochylił się nad pergaminem, w gotowości trzymając własne pióro i notes, w którym regularnie notował wyniki, podkreślając najbardziej interesujące wycinki oraz uzupełniając je komentarzami - wejście do portalu, wyjście po drugiej stronie, powrót. Tym razem sprzęt wytrzymał i różdżkarz nie musiał trudzić się wymianą bańki.
Posłał alchemikowi krótkie spojrzenie, konkretnie kiwnąwszy głową na znak, że jest gotów do zamiany ról - nie mając pojęcia o stopniu przenikliwości własnych źrenic, zwiększonym prawdopodobnie przez koncentrację na numerologicznych notatkach. Całkiem energicznie pokonał odległość dzielącą go od portalu i zanurzył się w nim, po drugiej stronie od razu zabierając się za notatki - co rusz zerkał na zegarek, wiszący na eleganckim łańcuszku i po prawie dwóch minutach wrócił do Zakazanego Lasu z mniejszą wersją źrenicy Fudge'a, witając Asbjorna czujnym spojrzeniem. Nie powinien odrywać się od notatek - Ulysses zamykał bowiem przejście. Kamienie wracały na swoje miejsce, gdy mężczyzna zbliżył się do Ingissona, naprędce analizując wyniki.
- Różnice nie są duże, ale sądzę, że ma znaczenie, po której stronie uruchamia się portal - przyznał krótko, w zastanowieniu. - To wstępna teza, ale nie sądzę, by dla całej bariery stanowiło to problem - wyjaśnił, podając swój notes Norwegowi. - Jakieś ciekawe wnioski? - zapytał, unosząc brwi z zainteresowaniem.
| numerologia III (+60)
Ulysses nie musiał długo zastanawiać się nad odpowiedzią, znał możliwości źrenicy i doskonale wiedział, jak działa. Pokręcił głową, dając znać, że walizka nie będzie potrzebna. - Nic jej nie będzie. Czerpie dopiero wbita w ziemię, podczas podróży niewiele wyczuje, zresztą gdyby portal był w stanie zniszczyć przedmioty wrażliwe magicznie, ciężko byłoby nim cokolwiek przetransportować - włącznie z czarodziejami - zauważył. Na szczęście tu nie mieli się o co martwić, profesor Bagshot zadbała o bezpieczne przejście do Oazy i wzięła pod uwagę wiele czynników. - Wzmocniłem też szkło, już nie powinno pękać przy intensywniejszym skoku - dodał, kiwnąwszy głową w stronę wbitej w ziemię źrenicy, skoro już otarli się o ten temat. Po rozjaśnieniu sprawy byli gotowi do działania, patronus przeciął powietrze - Ollivander nie mógł poświęcić jastrzębiowi zbyt wiele uwagi, bowiem prędko pochylił się nad pergaminem, w gotowości trzymając własne pióro i notes, w którym regularnie notował wyniki, podkreślając najbardziej interesujące wycinki oraz uzupełniając je komentarzami - wejście do portalu, wyjście po drugiej stronie, powrót. Tym razem sprzęt wytrzymał i różdżkarz nie musiał trudzić się wymianą bańki.
Posłał alchemikowi krótkie spojrzenie, konkretnie kiwnąwszy głową na znak, że jest gotów do zamiany ról - nie mając pojęcia o stopniu przenikliwości własnych źrenic, zwiększonym prawdopodobnie przez koncentrację na numerologicznych notatkach. Całkiem energicznie pokonał odległość dzielącą go od portalu i zanurzył się w nim, po drugiej stronie od razu zabierając się za notatki - co rusz zerkał na zegarek, wiszący na eleganckim łańcuszku i po prawie dwóch minutach wrócił do Zakazanego Lasu z mniejszą wersją źrenicy Fudge'a, witając Asbjorna czujnym spojrzeniem. Nie powinien odrywać się od notatek - Ulysses zamykał bowiem przejście. Kamienie wracały na swoje miejsce, gdy mężczyzna zbliżył się do Ingissona, naprędce analizując wyniki.
- Różnice nie są duże, ale sądzę, że ma znaczenie, po której stronie uruchamia się portal - przyznał krótko, w zastanowieniu. - To wstępna teza, ale nie sądzę, by dla całej bariery stanowiło to problem - wyjaśnił, podając swój notes Norwegowi. - Jakieś ciekawe wnioski? - zapytał, unosząc brwi z zainteresowaniem.
| numerologia III (+60)
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Ulysses Ollivander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 61
'k100' : 61
Ingisson zdecydowanie podzielał zdanie Ulyssesa, że z Archibalda i Percivala jeszcze coś na kształt porozumienia mogłoby być. Dlatego skinął głową w bok lekko wzruszając ramieniem i mrucząc potakująco. Wplątanie Ulyssesa w spotkanie miało być tylko dodatkiem. Nie widział w tym jakiejkolwiek szkody: różdżkarz na pewno by się przydał, nawet jeżeli z pozoru miałoby nie być dla niego zadania. Znajomość numerologii była w tym przypadku uniwersalna. A jeżeli Ollivander miałby przy okazji mieć z tego jakąś tam uciechę – to już całkowicie Norwega przekonywało. Bądź co bądź same badania traktował trochę jako coś w kategorii rozrywki: nigdy w końcu się nimi nie nudził, niesamowicie go pasjonowały i nie miał jakichkolwiek oporów żeby poświęcać na nie każdą wolną chwilę.
Oglądał dokładnie źrenicę pozwalając Ulyssesowi rozwiać jego wątpliwości. Skoro walizka nie była potrzebna to tym lepiej, będzie mu się lżej podróżowało. Tym razem obrót w tę i z powrotem trwał dłużej, co tylko mocniej rozbudziło ciekawość Norwega, gdy miał chwilę na dokładniejsze przyjrzenie się zapiskom kiedy wymieniał się z Ollivanderem. Zapytany o gotowość oderwał się jednak od razu i skupił znów na zapisywaniu, analizy zostawiając na później. kolejny bardzo podobny skok, który widzieli ostatnio pokazał się w liczbach zapisywanych przez urządzenie. Coś jednak wydawało się inne, ale na pierwszy rzut oka alchemik nie był w stanie stwierdzić, co. Kiedy więc Anglik wrócił do ich stanowiska Norweg zarejestrował jego słowa, ale pozostawił je bez odpowiedzi. Przynajmniej na chwilę.
– Trzeba będzie sprawdzić – odparł, jeszcze na moment pozostawiając niebieskie oczy na rzędach cyfr. Wydął lekko usta, pogrążając się w myślach i przewracając strony. Porównywał zapiski sprzed dwóch dni. Obrócił strony jeszcze dwa razy. W końcu: odezwał się. – Mam wrażenie że wilgoć w ziemi... wyższa wilgoć w ziemi w porównaniu z poprzednimi pomiarami, znaczy się, sprawia, że przyrost mocy jest bardziej schodkowy. Początkowa energia była niższa, ponieważ nikt nie aktywował przejścia tuż przed nami. Energia szczytowa była na podobnym poziomie. Jednak przyrost mocy był mniej gwałtowny niż ostatnio – stwierdził, raz jeszcze porównując zapiski. No stało tam, czarno na prawie białym. Zerknął jednak pytająco na Ulyssesa, czekając na obalenie lub potwierdzenie jego wniosków.
Oglądał dokładnie źrenicę pozwalając Ulyssesowi rozwiać jego wątpliwości. Skoro walizka nie była potrzebna to tym lepiej, będzie mu się lżej podróżowało. Tym razem obrót w tę i z powrotem trwał dłużej, co tylko mocniej rozbudziło ciekawość Norwega, gdy miał chwilę na dokładniejsze przyjrzenie się zapiskom kiedy wymieniał się z Ollivanderem. Zapytany o gotowość oderwał się jednak od razu i skupił znów na zapisywaniu, analizy zostawiając na później. kolejny bardzo podobny skok, który widzieli ostatnio pokazał się w liczbach zapisywanych przez urządzenie. Coś jednak wydawało się inne, ale na pierwszy rzut oka alchemik nie był w stanie stwierdzić, co. Kiedy więc Anglik wrócił do ich stanowiska Norweg zarejestrował jego słowa, ale pozostawił je bez odpowiedzi. Przynajmniej na chwilę.
– Trzeba będzie sprawdzić – odparł, jeszcze na moment pozostawiając niebieskie oczy na rzędach cyfr. Wydął lekko usta, pogrążając się w myślach i przewracając strony. Porównywał zapiski sprzed dwóch dni. Obrócił strony jeszcze dwa razy. W końcu: odezwał się. – Mam wrażenie że wilgoć w ziemi... wyższa wilgoć w ziemi w porównaniu z poprzednimi pomiarami, znaczy się, sprawia, że przyrost mocy jest bardziej schodkowy. Początkowa energia była niższa, ponieważ nikt nie aktywował przejścia tuż przed nami. Energia szczytowa była na podobnym poziomie. Jednak przyrost mocy był mniej gwałtowny niż ostatnio – stwierdził, raz jeszcze porównując zapiski. No stało tam, czarno na prawie białym. Zerknął jednak pytająco na Ulyssesa, czekając na obalenie lub potwierdzenie jego wniosków.
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Złożone ludzkie relacje były bardzo fascynującym zjawiskiem, Ollivander uwielbiał obserwować je z bliska, badać zachowania, zwłaszcza w średnio wygodnych dla rozmówców momentach - wtedy było jeszcze ciekawiej, niechęć nie była trudna do wyłapała i skłaniała ludzi do przeróżnych reakcji, skąd już szło wiele rozgałęzień. Nie żeby te obserwacje pomogły Ulyssesowi wyzbywać się własnych emocji i prowadziły do destrukcyjnie przykrych wniosków...
Wycieczka tam i z powrotem na szczęście nie była męcząca, zapiski zostały poczynione skrupulatnie i gładko, prędkimi ruchami pióra i estetycznym pismem. Nie było czasu na zachwycanie się krajobrazem Oazy, zresztą ku temu mógł poczynić osobne wyprawy - wciąż miał w pamięci, że powinien przyjrzeć się paru wyjątkowym punktom na niesamowitej wyspie. Teraz jednak koncentrował się na barierze i wynikach, musiał przecież upewnić się, że z dzisiejszego spotkania wynieśli wszystko, co było potrzebne. Jeżeli tak, pozostawał im ostatni wypad do Zakazanego Lasu, później mogli się zająć sporządzaniem wykresów i uzupełnianiem wzorów. Mężczyzna wrócił do Ingissona, krótkim ruchem przeczesując wilgotne włosy, by odgarnąć kosmyki z czoła.
- Nie zaszkodzi. Następnym razem zamknę portal i otworzę go także od strony Oazy - stwierdził, choć naprawdę nie sądził, że zmiany okażą się na tyle istotne, by wpłynąć na działanie bariery - bądź co bądź, miała być ona całkiem plastyczna i dopasowywać się do okoliczności, z których główną było samo przejście. Ulysses wysłuchał alchemika, analizując jego tezę.
- Mogę się zgodzić co do początkowej energii - rzeczywiście różnica tkwiła we wcześniejszym bezruchu, ale mniejszą gwałtowność reakcji przypisałbym raczej ciśnieniu, niż wilgotności ziemi, choć i ona mogła sprawić, że magia rozchodzi się po podłożu nieco inaczej - stwierdził spokojnie. - Na szczęście posiadamy wszystkie potrzebne dane, by jak najbardziej ujednolicić wyniki - podkreślił, milknąc na dłuższą chwilę, gdy uważnie przeglądał poczynione dzisiaj postępy.
- Mamy wszystko. Jaka jest najbliższa odpowiadająca ci data? Dla odmiany moglibyśmy wybrać się tutaj wieczorem - zaproponował, mając nadzieję, że znajdą niezbyt odległy termin. Niewiele brakowało do kolejnego etapu.
| podsumowanie: rzut 61 + numerologia III 60 + bonus z lokacji 5 = 126/100
| zt
Wycieczka tam i z powrotem na szczęście nie była męcząca, zapiski zostały poczynione skrupulatnie i gładko, prędkimi ruchami pióra i estetycznym pismem. Nie było czasu na zachwycanie się krajobrazem Oazy, zresztą ku temu mógł poczynić osobne wyprawy - wciąż miał w pamięci, że powinien przyjrzeć się paru wyjątkowym punktom na niesamowitej wyspie. Teraz jednak koncentrował się na barierze i wynikach, musiał przecież upewnić się, że z dzisiejszego spotkania wynieśli wszystko, co było potrzebne. Jeżeli tak, pozostawał im ostatni wypad do Zakazanego Lasu, później mogli się zająć sporządzaniem wykresów i uzupełnianiem wzorów. Mężczyzna wrócił do Ingissona, krótkim ruchem przeczesując wilgotne włosy, by odgarnąć kosmyki z czoła.
- Nie zaszkodzi. Następnym razem zamknę portal i otworzę go także od strony Oazy - stwierdził, choć naprawdę nie sądził, że zmiany okażą się na tyle istotne, by wpłynąć na działanie bariery - bądź co bądź, miała być ona całkiem plastyczna i dopasowywać się do okoliczności, z których główną było samo przejście. Ulysses wysłuchał alchemika, analizując jego tezę.
- Mogę się zgodzić co do początkowej energii - rzeczywiście różnica tkwiła we wcześniejszym bezruchu, ale mniejszą gwałtowność reakcji przypisałbym raczej ciśnieniu, niż wilgotności ziemi, choć i ona mogła sprawić, że magia rozchodzi się po podłożu nieco inaczej - stwierdził spokojnie. - Na szczęście posiadamy wszystkie potrzebne dane, by jak najbardziej ujednolicić wyniki - podkreślił, milknąc na dłuższą chwilę, gdy uważnie przeglądał poczynione dzisiaj postępy.
- Mamy wszystko. Jaka jest najbliższa odpowiadająca ci data? Dla odmiany moglibyśmy wybrać się tutaj wieczorem - zaproponował, mając nadzieję, że znajdą niezbyt odległy termin. Niewiele brakowało do kolejnego etapu.
| podsumowanie: rzut 61 + numerologia III 60 + bonus z lokacji 5 = 126/100
| zt
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ciśnienie było równie istotnym czynnikiem pogodowym. Norwegowi jednak uparcie najpierw na myśl przychodziły rozwiązania chociaż poniekąd zbliżone do jego dziedziny. Woda, woda, woda. Okazywało się, że nie zawsze wszystko kręciło się dookoła niej. Informację otrzymaną od Ulyssesa skrzętnie jednak zanotował w pamięci. Miał nadzieję, że uda mu się znaleźć choć trochę wolnego czasu, aby i nad tym zagadnieniem pochylić się dogłębniej. Posiadał podstawowe pojęcie o warunkach pogodowych i ich korelacjach z magią, lecz zdecydowanie mógł dowiedzieć się czegoś więcej. Praca z Ollivanderem przynosiła alchemikowi niezwykle wiele korzyści.
Zapytany o datę miał już właściwie przygotowaną wcześniej odpowiedź.
– Trzynasty, piętnasty lub dwudziesty pierwszy – powiedział, wybór pozostawiając już różdżkarzowi. Nie do końca pasowało mu spotkanie wieczorem, bo to oznaczało późniejszy powrót do domu i późniejsze wstanie następnego dnia, ale wiedział, że to dla dobra nauki. Nie mówił więc nic więcej, bo przecież od tego nie umrze. Zresztą sam czasem siedział do późna, nie będzie teraz z tego robił problemu. Okazało się, że Ollivander potrzebował upewnić się co do dat podanych przez Norwega. Czasu było mało, a alchemik przecież nie był niezastąpiony. Ingisson bardzo jednak chciał uczestniczyć w ostatecznym opracowywaniu danych. Już ostatnio zaznaczy tę chęć i dalej ją podtrzymywał. Przypomniał więc tylko swoją ostatnią trochę prośbę, trochę zobowiązanie. Zdarzyło mu się w Mungu w czasie pracy myśleć o tym, co do tej pory wymierzyli źrenicami w Zakazanym Lesie i zaczynał na sucho teoretyzować. Chciał trochę bardziej praktycznie podejść do tej teorii: powoli bowiem zwiększał swoją wiedzę w dziedzinie numerologii, a choć tak zaawansowane schematy jeszcze stanowiły dla niego nie lada wyzwanie to wiedział i chciał się z nimi spróbować. Naturalnie, nie powiedział tego wszystkiego na głos. Norweg miał jednak przeczucie, że Ulysses i tak już przejrzał także i te przemilczane aspekty jego ambicji. Z Ingissona nie było aż tak ciężko czytać – sam o tym dobrze wiedział i dlatego nawet przez chwilę nie pomyślał o odstawianiu jakiegokolwiek numeru, gdy jego drzwi wyważyli kiedyś Fox ze Skamanderem. Nie czuł się też jakoś specjalnie oburzony faktem, że różdżkarz domyślał się więcej, niż niektórzy. Åsbjørn nie wstydził się swojego naukowego zapędu i że nie raz i nie dwa niewiele poza nim się dla niego liczyło.
Po spakowaniu sprzętu i wymienieniu pożegnań oraz zapewnieniu o skontaktowaniu się wkrótce obaj czarodzieje rozeszli się w swoje strony do kolejnych rzeczy, które wołały o ich uwagę.
| zt
Zapytany o datę miał już właściwie przygotowaną wcześniej odpowiedź.
– Trzynasty, piętnasty lub dwudziesty pierwszy – powiedział, wybór pozostawiając już różdżkarzowi. Nie do końca pasowało mu spotkanie wieczorem, bo to oznaczało późniejszy powrót do domu i późniejsze wstanie następnego dnia, ale wiedział, że to dla dobra nauki. Nie mówił więc nic więcej, bo przecież od tego nie umrze. Zresztą sam czasem siedział do późna, nie będzie teraz z tego robił problemu. Okazało się, że Ollivander potrzebował upewnić się co do dat podanych przez Norwega. Czasu było mało, a alchemik przecież nie był niezastąpiony. Ingisson bardzo jednak chciał uczestniczyć w ostatecznym opracowywaniu danych. Już ostatnio zaznaczy tę chęć i dalej ją podtrzymywał. Przypomniał więc tylko swoją ostatnią trochę prośbę, trochę zobowiązanie. Zdarzyło mu się w Mungu w czasie pracy myśleć o tym, co do tej pory wymierzyli źrenicami w Zakazanym Lesie i zaczynał na sucho teoretyzować. Chciał trochę bardziej praktycznie podejść do tej teorii: powoli bowiem zwiększał swoją wiedzę w dziedzinie numerologii, a choć tak zaawansowane schematy jeszcze stanowiły dla niego nie lada wyzwanie to wiedział i chciał się z nimi spróbować. Naturalnie, nie powiedział tego wszystkiego na głos. Norweg miał jednak przeczucie, że Ulysses i tak już przejrzał także i te przemilczane aspekty jego ambicji. Z Ingissona nie było aż tak ciężko czytać – sam o tym dobrze wiedział i dlatego nawet przez chwilę nie pomyślał o odstawianiu jakiegokolwiek numeru, gdy jego drzwi wyważyli kiedyś Fox ze Skamanderem. Nie czuł się też jakoś specjalnie oburzony faktem, że różdżkarz domyślał się więcej, niż niektórzy. Åsbjørn nie wstydził się swojego naukowego zapędu i że nie raz i nie dwa niewiele poza nim się dla niego liczyło.
Po spakowaniu sprzętu i wymienieniu pożegnań oraz zapewnieniu o skontaktowaniu się wkrótce obaj czarodzieje rozeszli się w swoje strony do kolejnych rzeczy, które wołały o ich uwagę.
| zt
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Kiedy po raz kolejny Norweg ruszał na spotkanie z Ulyssesem czuł jakąś dziwną nostalgię. Istniała spora szansa na to, że będzie to ostatnia wspólna wycieczka dwójki badaczy do Zakazanego Lasu w celu dokonania pomiarów źrenicą Fudge'a. Miał okazję nie raz i nie dwa przeanalizować kopie wyników, które udostępnił mu lord Ollivander i nawet Norweg, który posiadał mniejszą wiedzę na temat numerologii niż Ulysses, był w stanie stwierdzić, że mieli już niezwykle pokaźną ilość danych. Do przeprowadzenia kompleksowej analizy pola magicznego generowanego przez portal brakowało im już naprawdę niewiele. Przy odrobinie pomyślności losu dzisiejszego wieczora uda im się zakończyć proces robienia pomiarów i będą mogli przejść do kompleksowego ich opracowania.
Spotkali się jak zwykle niedaleko granicy hogwarckich błoń. Norweg za każdym razem pozwalał sobie na spojrzenie w kierunku rysującej się w oddali lekko niewyraźnej z powodu zapadającego zmroku sylwetki zamku i przelotne zastanowienie się nad tym, jak bardzo angielska szkoła magii różniła się od Durmstrangu. Sam fakt, że byli w stanie podejść tak blisko zamczyska był już sporą różnicą. Trochę też ciekawiło Ingissona, do którego domu trafiłby, gdyby przyszło mu urodzić się w Anglii i tutaj też uczęszczać do szkoły dla czarodziejów. Z góry odrzucał Gryffindor, nie uważał się w końcu za osobę odważną. Nie sądził też, by był na tyle miły by trafić do Hufflepuffu. Zostawał więc Ravenclaw i Slytherin, które miały chyba jednakowe szanse w jego przypadku.
W takim właśnie stanie zastał alchemika lord Ollivander: w zamyśleniu wpatrującego się w jaśniejące punkciki okien wiekowego zamczyska. Kiedy jednak Norweg zorientował się, że jest obserwowany, prędko obrócił się przez ramię, zauważając w końcu Zakonnika. Norweg skinął mu głową i wyciągnął rękę na powitanie, po czym ruszyli w dobrze znanym sobie kierunku. Głowa Ingissona była jednak jeszcze odrobinę w innym miejscu, zastanawiając się nad tym, jak Hogwart wyglądał od środka: ile było różnic między nim a Durmstrangiem? Ile więcej tajnych przejść? Bo musiało ich być przecież więcej niż w mniejszym norweskim Instytucie. Jak bardzo złośliwe były tu duchy? I jak bardzo zwracano wśród uczniów uwagę na status krwi?
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Trudno było stwierdzić, co przyniesie los; nawet po udanym rozciągnięciu osłony wokół portalu, magia mogła zaskoczyć w najmniej spodziewanym momencie i zmusić do poprawek, by ustabilizować ewentualne odchylenia od normy. Prawdę mówiąc, Ollivander nie zamierzał zostawiać swojej konstrukcji samopas, uważał wręcz, że regularne kontrole były nie tylko wskazane, ale konieczne. Od losu bariery miało zależeć wiele, a pewność nigdy nie była stuprocentowa - dlatego chętnie przyjąłby pomoc Ingissona przy nadzorze, choć jeszcze nie poruszył z nim tego tematu.
Na tę chwilę wszystko szło całkiem sprawnie, to późniejszy etap wymagał większego zaangażowania i czasu - ułożenie wszystkich wyników, połączenie ich z istotą bariery, dopasowanie oraz dopracowanie z uwzględnieniem wszelkich ograniczeń miało spędzać Ulyssesowi sen z powiek. Wiedział doskonale, że ostatecznie będzie musiał wznieść się nieco ponad swoje dotychczasowe umiejętności, przewidywał powrót do grubych tomiszcz oraz długich przemyśleń nad numerologicznymi prawami. Teraz starał się patrzeć na cel - skoro był klarowny oraz możliwy do zrealizowania, miał zamiar do niego dobrnąć.
Ze spokojem przypatrywał się linii drzew, na tle której mógł dostrzec pojedynczą, znajomą sylwetkę. W zupełnej ciszy odwzajemnił uścisk dłoni mężczyzny, nie mącąc wątłego szumu przyrody swoim głosem. Był pełen podziwu, że budziła się do życia po tak srogiej zimie, nadzwyczaj ciężkim czasie anomalii. Nie było to zaskoczenie, nie; natura zawsze dawała sobie radę.
- Myślisz o Hogwarcie? - zapytał, choć była w tym szczypta przenikliwego stwierdzenia. Ulyssesowi nie umknęło, jak Norweg wpatrywał się wcześniej w zamek, już od wtedy wydawał się pochłonięty głębokimi rozmyślaniami.
- Jak tak dalej pójdzie, wydepczemy tu ścieżkę - różdżkarz zauważył całkiem ponuro, podczas marszu. - Przydałoby się dbać o zacieranie śladów - nietrudno byłoby wytropić Zakonników i choć wierzył, że robią co mogą, był też pewien, że nie każdy wchodzący do Oazy mógłby pomyśleć o tym szczególe.
- Możemy zaczynać - zwięzłe stwierdzenie było wstępem do ostatniej części pomiarów. W znajomo wyglądającej walizce czekał już ich główny przyrząd, który zaraz znalazł się w rękach Ollivandera, sprawnie przygotowującego pierwszy etap - pomiar przed aktywacją portalu.
Na tę chwilę wszystko szło całkiem sprawnie, to późniejszy etap wymagał większego zaangażowania i czasu - ułożenie wszystkich wyników, połączenie ich z istotą bariery, dopasowanie oraz dopracowanie z uwzględnieniem wszelkich ograniczeń miało spędzać Ulyssesowi sen z powiek. Wiedział doskonale, że ostatecznie będzie musiał wznieść się nieco ponad swoje dotychczasowe umiejętności, przewidywał powrót do grubych tomiszcz oraz długich przemyśleń nad numerologicznymi prawami. Teraz starał się patrzeć na cel - skoro był klarowny oraz możliwy do zrealizowania, miał zamiar do niego dobrnąć.
Ze spokojem przypatrywał się linii drzew, na tle której mógł dostrzec pojedynczą, znajomą sylwetkę. W zupełnej ciszy odwzajemnił uścisk dłoni mężczyzny, nie mącąc wątłego szumu przyrody swoim głosem. Był pełen podziwu, że budziła się do życia po tak srogiej zimie, nadzwyczaj ciężkim czasie anomalii. Nie było to zaskoczenie, nie; natura zawsze dawała sobie radę.
- Myślisz o Hogwarcie? - zapytał, choć była w tym szczypta przenikliwego stwierdzenia. Ulyssesowi nie umknęło, jak Norweg wpatrywał się wcześniej w zamek, już od wtedy wydawał się pochłonięty głębokimi rozmyślaniami.
- Jak tak dalej pójdzie, wydepczemy tu ścieżkę - różdżkarz zauważył całkiem ponuro, podczas marszu. - Przydałoby się dbać o zacieranie śladów - nietrudno byłoby wytropić Zakonników i choć wierzył, że robią co mogą, był też pewien, że nie każdy wchodzący do Oazy mógłby pomyśleć o tym szczególe.
- Możemy zaczynać - zwięzłe stwierdzenie było wstępem do ostatniej części pomiarów. W znajomo wyglądającej walizce czekał już ich główny przyrząd, który zaraz znalazł się w rękach Ollivandera, sprawnie przygotowującego pierwszy etap - pomiar przed aktywacją portalu.
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Norweg zaakceptował Ollivandera dość prędko. W rzeczywistości nie było to aż tak prędko, bo przełożyło się na to wiele spędzonych wspólnie godzin. Nie miał problemu z przebywaniem w jego obecności czy też z podawaniem ręki na przywitanie. Dlatego zapytany przez różdżkarza o swoje przemyślenia – całkiem prywatne – wahał się tylko krótką chwilę. Oderwał wzrok od drzew i skinął mężczyźnie krótko głową, po czym wlepił lodowate ślepia w leśne poszycie pod stopami.
– Zastanawiam się nad... alternatywami – mruknął, wzruszając ramionami. Krok za krokiem kolejne gałązki pękały pod stopami czarodziejów. – Jaka tak właściwie jest charakterystyka domów w Hogwarcie? Coś więcej niż banały – zapytał, spoglądając na Ulyssesa, a w oczach alchemika widać było cień uporu. Chciał się dowiedzieć, chciał to samemu przeanalizować. Zamek był pewną stałą w ich spotkaniach, tak samo jak niezmienne stałe obliczeniowe, które wyznaczały ramy ich badaniom, dawały punkt odniesienia. A Norweg chciałby mieć inny punkt odniesienia niż ten z Durmstrangu, czyli jego krew. W świetle tego co działo się w Anglii ten mianownik był wyjątkowo obrzydły dla alchemika. Na myśl o tym czuł wzbierający w nim gniew i chęć zburzenia tego całego chorego porządku własnymi rękoma.
Szli dalej, a na uwagę Ollivandera o zostawianiu śladów Ingisson zmarszczył brwi. – Nie ma na to zaklęć? – zapytał, bo kołatało mu się w głowie, że istniała taka inkantacja w transmutacji. Używali jej przecież nie raz w czasie wycieczek po lasach w rodzinnych stronach. ingisson zatrzymał się zaraz i wyciągnął różdżkę, obracając ją raz w dłoni dla dobrej miary. – Vestitio – spróbował inkantacji, starając się odtworzyć odpowiedni ruch nadgarstkiem. Zdecydowanie pewniej czuł się nad kociołkiem niż w czarach. Poczuł jednak mrowienie magii w palcach, a zaraz także i jej drżenie w powietrzu dookoła. Z cichym szelestem poszycie zaczęło zmieniać się, ukrywając ślady ich obecności.
– Hm – mruknął alchemik, chowając różdżkę i ruszając dalej. Nie spodziewał się, że zadziała za pierwszym razem, ale to było raczej rzeczą wiadomą, iż w kwestii czarowania per se samoocena Norwega była raczej dość niska.
Nie komentując już tego zdarzenia ruszyli dalej, docierając w końcu do kilku magicznych kamieni, między którymi ukryty był portal do Oazy Harolda. Czynności, które tu wykonywali były wręcz mechaniczne. Zabrali się od razu do rozstawiania sprzętu pomiarowego: praca ze źrenicą Fudge'a była dla alchemika już czymś całkiem naturalnym: w czasie spotkań naukowych z Ollivanderem nabrał potrzebnego obycia, które uzupełniło jego wcześniejsze doświadczenia. Sprawdził, czy każdy element źrenicy był odpowiednio dokręcony, uzupełnił tusz i pergamin, a także wyciągnął kopie wcześniejszych pomiarów – oryginały były pewnie zabezpieczone gdzieś przez Ulyssesa. – Gdzie? – krótkie pytanie nie wymagało jakiegokolwiek rozwinięcia, rutyna była dobrze im znana.
– Zastanawiam się nad... alternatywami – mruknął, wzruszając ramionami. Krok za krokiem kolejne gałązki pękały pod stopami czarodziejów. – Jaka tak właściwie jest charakterystyka domów w Hogwarcie? Coś więcej niż banały – zapytał, spoglądając na Ulyssesa, a w oczach alchemika widać było cień uporu. Chciał się dowiedzieć, chciał to samemu przeanalizować. Zamek był pewną stałą w ich spotkaniach, tak samo jak niezmienne stałe obliczeniowe, które wyznaczały ramy ich badaniom, dawały punkt odniesienia. A Norweg chciałby mieć inny punkt odniesienia niż ten z Durmstrangu, czyli jego krew. W świetle tego co działo się w Anglii ten mianownik był wyjątkowo obrzydły dla alchemika. Na myśl o tym czuł wzbierający w nim gniew i chęć zburzenia tego całego chorego porządku własnymi rękoma.
Szli dalej, a na uwagę Ollivandera o zostawianiu śladów Ingisson zmarszczył brwi. – Nie ma na to zaklęć? – zapytał, bo kołatało mu się w głowie, że istniała taka inkantacja w transmutacji. Używali jej przecież nie raz w czasie wycieczek po lasach w rodzinnych stronach. ingisson zatrzymał się zaraz i wyciągnął różdżkę, obracając ją raz w dłoni dla dobrej miary. – Vestitio – spróbował inkantacji, starając się odtworzyć odpowiedni ruch nadgarstkiem. Zdecydowanie pewniej czuł się nad kociołkiem niż w czarach. Poczuł jednak mrowienie magii w palcach, a zaraz także i jej drżenie w powietrzu dookoła. Z cichym szelestem poszycie zaczęło zmieniać się, ukrywając ślady ich obecności.
– Hm – mruknął alchemik, chowając różdżkę i ruszając dalej. Nie spodziewał się, że zadziała za pierwszym razem, ale to było raczej rzeczą wiadomą, iż w kwestii czarowania per se samoocena Norwega była raczej dość niska.
Nie komentując już tego zdarzenia ruszyli dalej, docierając w końcu do kilku magicznych kamieni, między którymi ukryty był portal do Oazy Harolda. Czynności, które tu wykonywali były wręcz mechaniczne. Zabrali się od razu do rozstawiania sprzętu pomiarowego: praca ze źrenicą Fudge'a była dla alchemika już czymś całkiem naturalnym: w czasie spotkań naukowych z Ollivanderem nabrał potrzebnego obycia, które uzupełniło jego wcześniejsze doświadczenia. Sprawdził, czy każdy element źrenicy był odpowiednio dokręcony, uzupełnił tusz i pergamin, a także wyciągnął kopie wcześniejszych pomiarów – oryginały były pewnie zabezpieczone gdzieś przez Ulyssesa. – Gdzie? – krótkie pytanie nie wymagało jakiegokolwiek rozwinięcia, rutyna była dobrze im znana.
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Odpowiedź na pytanie Norwega nie była prosta - podobnie jak rozumowanie Tiary Przydziału. Podział był stereotypowy, więc w jakiś sposób właśnie - banalny.
- Zależy, co rozumieć przez banały. Mam wrażenie, że to temat do dłuższej analizy, ale głównie rozchodzi się o życiowe priorytety, przeczucia Tiary przydziału - streścił, w razie dalszych pytań gotów do rozwinięcia tematu. - Albo rodzinne tradycje - dodał, doskonale świadom, że to miało znaczenie. Sam należał do rodu, którego większa część trafiała pod skrzydła Roweny.
Znał Zakazany Las, poznał już też dobrze nowa ścieżkę, którą właśnie kroczyli.
- Naturalnie - odpowiedział krótko, pozwalając Norwegowi na użycie wspomnianego sposobu na zatarcie śladów - który, nota bene, sam miał na myśli. Zerkał średnio zainteresowanym spojrzeniem, jak wskazówki dla intruzów znikają z poszycia pod wpływem zaklęcia. Różdżkarz analizował niespiesznie jego minusy. - Problem w tym, że to też zostawia ślady. Magiczne - podsunął neutralnie. - Nie każdy wpadnie na to, by się za nimi rozejrzeć, nie każdy będzie potrafił je znaleźć, lecz zostaną - wzruszył nieznacznie ramionami. Były rzeczy prostsze i trudniejsze do ukrycia, jak to w życiu. - Aczkolwiek - koniec końców - na wyszukiwanie śladów magicznych prędzej wpadłby naukowiec - więc na nasze szczęście i podstawowe potrzeby, zaklęcia będą wystarczające - to właśnie chciał przekazać. Pozostawała kwestia rozpowszechnienia tej wiedzy w grupie. - Poza tym, w okolicach bariery również nie powinny być widoczne. Zastanawiam się, czy nie obłożyć czarami całej tej ścieżki, ale to może być problematyczne - wyznał. Na ten czas chciał skupić się wyłącznie na pierwotnym zamyśle i to nim zajmował się, razem z Asbjornem przygotowując stanowisko do pomiarów.
Rozglądał się za odpowiednim miejscem względnie niedługo, przez parę sekund utrzymując zamyślone spojrzenie na znajomych kamieniach. Miał wrażenie, że znał je coraz lepiej - fakturę, kształt, nawet kolejność, w jakiej podnosiły się z ziemi, by uformować przejście. - Jak najbliżej kamieni - stwierdził bez zawahania. - To powinno dać nam wystarczająco informacji do analizy - kiwnął głową, zaraz oddalając się parę metrów. Zostawiał źrenicę Fudge'a w rękach alchemika, dając mu czas na zebranie pierwszej części pomiarów, zaś sam starał się powrócić do najmilszych sercu chwil. Wyczarowanie odpowiednio silnego patronusa nie należało do łatwych zadań, a Ollivander uparł się, że każdorazowo otworzy przejście w pojedynkę, polegając na własnych umiejętnościach, mimo tego, że w razie potrzeby miałby sztab Zakonników chętnych do pomocy. Jeśli miał okazję do ćwiczenia - korzystał z niej.
W lodowatych, niewzruszonych tęczówkach odbijało się znajome otoczenie, lecz mężczyna myślami sięgał o wiele dalej, do Lancashire i swoich bliskich. Utęsknione Silverdale.
- Expecto Patronum - zaklęcie padło cicho, bez zawahania, choć jedna drobna skaza nie pozwoliła patronusowi na przyjęcie materialnej formy - śmierć najmłodszej siostry mimo upływu czasu była drzazgą, zadrą i trudnością. Nie drgnął nawet, mimo wewnętrznego chłodu, prędko próbując zmienić kierunek wspomnień. Efekt był natychmiastowy, lecz niewystarczający. Jastrząb uformował się i rozbił na kamieniach, wprawiając je tylko w drżenie. Jeszcze dwie próby, całkowicie nieudane i dopiero wtedy, gdy myślami odpłynął do panny Greengrass, a serce zabiło szybciej, świetliste ptaszysko zmusiło tajemniczą magię do ruchu. Obserwował ów proces, pozwalając satysfakcji na przyjemne rozlanie się po palcach, gdy różdżka z egzotycznego drewna zadrżała entuzjastycznie.
Pięć prób na patronusa, piąty rzucony z mocą 123 (+5 z lokacji) = otwiera przejście.
- Zależy, co rozumieć przez banały. Mam wrażenie, że to temat do dłuższej analizy, ale głównie rozchodzi się o życiowe priorytety, przeczucia Tiary przydziału - streścił, w razie dalszych pytań gotów do rozwinięcia tematu. - Albo rodzinne tradycje - dodał, doskonale świadom, że to miało znaczenie. Sam należał do rodu, którego większa część trafiała pod skrzydła Roweny.
Znał Zakazany Las, poznał już też dobrze nowa ścieżkę, którą właśnie kroczyli.
- Naturalnie - odpowiedział krótko, pozwalając Norwegowi na użycie wspomnianego sposobu na zatarcie śladów - który, nota bene, sam miał na myśli. Zerkał średnio zainteresowanym spojrzeniem, jak wskazówki dla intruzów znikają z poszycia pod wpływem zaklęcia. Różdżkarz analizował niespiesznie jego minusy. - Problem w tym, że to też zostawia ślady. Magiczne - podsunął neutralnie. - Nie każdy wpadnie na to, by się za nimi rozejrzeć, nie każdy będzie potrafił je znaleźć, lecz zostaną - wzruszył nieznacznie ramionami. Były rzeczy prostsze i trudniejsze do ukrycia, jak to w życiu. - Aczkolwiek - koniec końców - na wyszukiwanie śladów magicznych prędzej wpadłby naukowiec - więc na nasze szczęście i podstawowe potrzeby, zaklęcia będą wystarczające - to właśnie chciał przekazać. Pozostawała kwestia rozpowszechnienia tej wiedzy w grupie. - Poza tym, w okolicach bariery również nie powinny być widoczne. Zastanawiam się, czy nie obłożyć czarami całej tej ścieżki, ale to może być problematyczne - wyznał. Na ten czas chciał skupić się wyłącznie na pierwotnym zamyśle i to nim zajmował się, razem z Asbjornem przygotowując stanowisko do pomiarów.
Rozglądał się za odpowiednim miejscem względnie niedługo, przez parę sekund utrzymując zamyślone spojrzenie na znajomych kamieniach. Miał wrażenie, że znał je coraz lepiej - fakturę, kształt, nawet kolejność, w jakiej podnosiły się z ziemi, by uformować przejście. - Jak najbliżej kamieni - stwierdził bez zawahania. - To powinno dać nam wystarczająco informacji do analizy - kiwnął głową, zaraz oddalając się parę metrów. Zostawiał źrenicę Fudge'a w rękach alchemika, dając mu czas na zebranie pierwszej części pomiarów, zaś sam starał się powrócić do najmilszych sercu chwil. Wyczarowanie odpowiednio silnego patronusa nie należało do łatwych zadań, a Ollivander uparł się, że każdorazowo otworzy przejście w pojedynkę, polegając na własnych umiejętnościach, mimo tego, że w razie potrzeby miałby sztab Zakonników chętnych do pomocy. Jeśli miał okazję do ćwiczenia - korzystał z niej.
W lodowatych, niewzruszonych tęczówkach odbijało się znajome otoczenie, lecz mężczyna myślami sięgał o wiele dalej, do Lancashire i swoich bliskich. Utęsknione Silverdale.
- Expecto Patronum - zaklęcie padło cicho, bez zawahania, choć jedna drobna skaza nie pozwoliła patronusowi na przyjęcie materialnej formy - śmierć najmłodszej siostry mimo upływu czasu była drzazgą, zadrą i trudnością. Nie drgnął nawet, mimo wewnętrznego chłodu, prędko próbując zmienić kierunek wspomnień. Efekt był natychmiastowy, lecz niewystarczający. Jastrząb uformował się i rozbił na kamieniach, wprawiając je tylko w drżenie. Jeszcze dwie próby, całkowicie nieudane i dopiero wtedy, gdy myślami odpłynął do panny Greengrass, a serce zabiło szybciej, świetliste ptaszysko zmusiło tajemniczą magię do ruchu. Obserwował ów proces, pozwalając satysfakcji na przyjemne rozlanie się po palcach, gdy różdżka z egzotycznego drewna zadrżała entuzjastycznie.
Pięć prób na patronusa, piąty rzucony z mocą 123 (+5 z lokacji) = otwiera przejście.
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Norweg liczył na jakieś głębsze wyjaśnienie, jednak zawiódł się. Mógł co prawda pytać dalej o tiarę przydziału albo poprosić o dokładniejsze wytłumaczenie tego co już wiedział, lecz tego nie zrobił. Swoje pytanie już zadał i dostał odpowiedź tak wymijającą, że zarzucił chęć dalszego pytania Ollivandera. Zwykle nie przeszkadzały mu odpowiedzi różdżkarza, ale tym razem zirytował się trochę czując się zbyty. Mruknął więc tylko cicho w odpowiedzi i zamilknął, nie ciągnąc tematu. Tak czy siak, było to przecież bezsensowne gdybanie, całkowicie miałkie i nieistotne w obliczu ich zadania. Norweg pochodził skąd pochodził i uczył się tam, gdzie się uczył. Próby zmiany rzeczywistości we własnym umyśle były bez sensu. Nie pytał więc, choć chętnie dowiedziałby się o innej czarodziejskiej szkole. To jednak nie było istotne co chciał i na co miał ochotę, jakby nie patrzeć pojawił się tu w roli pracownika.
Dalej wcale nie było prościej, Norweg miał ochotę westchnąć, ale powstrzymał się przed tym. Omiótł wzrokiem ściółkę wokół nich, pozbawioną śladów, dostrzegając nieopodal gałąź. Przez chwilę Ingisson miał przemożną chęć podnieść ja i rzucić lordowi z radą, aby w takim razie użył innych metod zacierania śladów. Zamiast tego odwołał się jednak do swojego rozumu i wzruszył ramionami. Jeszcze by Ollivandera pobrudził czy coś i byłaby z tego draka. Niech sobie leży ta gałąź gdzie leży.
– Tak proste zaklęcia względnie szybko się rozchodzą. Musieliby się tu zjawić dość prędko po nas. Cały las jest też na tyle magiczny, że to chyba więcej tworzenia teoretycznego problemu niż faktyczne zagrożenie. Zresztą i tak sygnatura portalu jest na tyle intensywna, że chyba nie musimy sobie tym teraz głowy zaprzątać – stwierdził, wbijając ręce w kieszenie i idąc dalej. Nie mówiąc już o magii centaurów, która i na ich pomiary miała zapewne wpływ, a którą trzeba będzie skorygować w czasie obrabiania zebranych danych. Coś go dziś ewidentnie uwierało: nad głową alchemika zdawała się zbierać ciemna chmura, która groziła lunięciem deszczem.
Metodyczna i mechaniczna wręcz praca pozwalała jednak na pewne rozprężenie. Mógł odciąć się od tego co czuł, skupić zaś na zadaniu. To, choć po tylu wycieczkach do lasu monotonne, nie przeszkadzało Norwegowi. Alchemia w końcu też była niezwykle powtarzalną dziedziną sztuki magicznej. Odnajdywał w tej stałości ukojenie., toteż cierpliwie czekał aż Ollivander otworzy przejście. Sam nie zrobiłby tego lepiej, bo przecież nie potrafił wyczarować patronusa w jego zwierzęcej formie. W chwili, w której jastrząb wystrzelił z różdżki czarodzieja i uderzył w kamienie, źrenica jak zwykle obudziła się i zaczęła intensywnie wypluwać z siebie wyniki. Zwłaszcza, że tym razem Norweg stał niezwykle blisko. Ingisson spokojnym krokiem ruszył do portalu, pozwalając białej magi na wciągnięcie go w przestrzenny tunel. Kiedy został wypluty w Oazie zerknął z ciekawością na wyniki zapisane przez źrenicę, zastanawiając się nad tym, jaki te podróże miały wpływ na ciało. Może jak poprosi Ollivzndera będzie mógł później skorzystać z tych wyników do wykreślenia własnego modelu? Musiał o to zapytać, a chociaż pytanie go paliło to z opanowaniem patrzył na kieszonkową klepsydrę czekając aż upłynie dostatecznie wiele czasu żeby mógł wrócić. Stał na tyle blisko, że czuł jak magia łaskocze go w twarz. Kiedy ziarenka pisaku przesypały się, Norweg znów przeszedł przez portal. Alchemik i wariująca źrenica Fudge'a zostali wyrzuceni znów w Szkocji, a Ingisson jeszcze przez chwilę nie ruszał się sprzed portalu, czekając, aż ten się ustabilizuje.
– Chciałbym później, to znaczy po postawieniu kopuły, skorzystać z tych pomiarów. Jeśli to nie problem – powiedział, niepewnie spoglądając na Ulyssesa.
Dalej wcale nie było prościej, Norweg miał ochotę westchnąć, ale powstrzymał się przed tym. Omiótł wzrokiem ściółkę wokół nich, pozbawioną śladów, dostrzegając nieopodal gałąź. Przez chwilę Ingisson miał przemożną chęć podnieść ja i rzucić lordowi z radą, aby w takim razie użył innych metod zacierania śladów. Zamiast tego odwołał się jednak do swojego rozumu i wzruszył ramionami. Jeszcze by Ollivandera pobrudził czy coś i byłaby z tego draka. Niech sobie leży ta gałąź gdzie leży.
– Tak proste zaklęcia względnie szybko się rozchodzą. Musieliby się tu zjawić dość prędko po nas. Cały las jest też na tyle magiczny, że to chyba więcej tworzenia teoretycznego problemu niż faktyczne zagrożenie. Zresztą i tak sygnatura portalu jest na tyle intensywna, że chyba nie musimy sobie tym teraz głowy zaprzątać – stwierdził, wbijając ręce w kieszenie i idąc dalej. Nie mówiąc już o magii centaurów, która i na ich pomiary miała zapewne wpływ, a którą trzeba będzie skorygować w czasie obrabiania zebranych danych. Coś go dziś ewidentnie uwierało: nad głową alchemika zdawała się zbierać ciemna chmura, która groziła lunięciem deszczem.
Metodyczna i mechaniczna wręcz praca pozwalała jednak na pewne rozprężenie. Mógł odciąć się od tego co czuł, skupić zaś na zadaniu. To, choć po tylu wycieczkach do lasu monotonne, nie przeszkadzało Norwegowi. Alchemia w końcu też była niezwykle powtarzalną dziedziną sztuki magicznej. Odnajdywał w tej stałości ukojenie., toteż cierpliwie czekał aż Ollivander otworzy przejście. Sam nie zrobiłby tego lepiej, bo przecież nie potrafił wyczarować patronusa w jego zwierzęcej formie. W chwili, w której jastrząb wystrzelił z różdżki czarodzieja i uderzył w kamienie, źrenica jak zwykle obudziła się i zaczęła intensywnie wypluwać z siebie wyniki. Zwłaszcza, że tym razem Norweg stał niezwykle blisko. Ingisson spokojnym krokiem ruszył do portalu, pozwalając białej magi na wciągnięcie go w przestrzenny tunel. Kiedy został wypluty w Oazie zerknął z ciekawością na wyniki zapisane przez źrenicę, zastanawiając się nad tym, jaki te podróże miały wpływ na ciało. Może jak poprosi Ollivzndera będzie mógł później skorzystać z tych wyników do wykreślenia własnego modelu? Musiał o to zapytać, a chociaż pytanie go paliło to z opanowaniem patrzył na kieszonkową klepsydrę czekając aż upłynie dostatecznie wiele czasu żeby mógł wrócić. Stał na tyle blisko, że czuł jak magia łaskocze go w twarz. Kiedy ziarenka pisaku przesypały się, Norweg znów przeszedł przez portal. Alchemik i wariująca źrenica Fudge'a zostali wyrzuceni znów w Szkocji, a Ingisson jeszcze przez chwilę nie ruszał się sprzed portalu, czekając, aż ten się ustabilizuje.
– Chciałbym później, to znaczy po postawieniu kopuły, skorzystać z tych pomiarów. Jeśli to nie problem – powiedział, niepewnie spoglądając na Ulyssesa.
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Reakcja Norwega nie umknęła Ollivanderowi, któremu w gruncie rzeczy umykało mało co, gdy bacznie obserwował ludzi w swoim otoczeniu. Powstrzymując uśmieszek, który cisnął się na kącik ust, nie próbował wnikać w odczucia Asbjorna, dzisiaj wyjątkowo pochłonięty własnymi rozmyślaniami, dotyczącymi opracowywanej bariery; różdżkarz był świadom, że nie każda jego reakcja stawiała rozmówcę w wygodnej pozycji, ot, miał swoje kaprysy rasowego szlachcica i wciąż sądził, że streszczanie opowieści o Hogwarcie do czasu niezbyt długiej wędrówki zakończyłoby się wyłącznie karygodnym wycinkiem całości. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak bardzo analitycznym człowiekiem był Ulysses - już od pierwszego roku bacznie obserwował kolejne osoby zasiadające na stołku, starając się zapamiętać ich reakcje, a później bezczelnie weryfikował werdykty Tiary, niejako oceniając młodych ludzi i ich pobudki. Taki już był w zaciszu własnego umysłu, którego pragnął strzec odkąd pamiętał.
- Kiedyś podejmę się tej opowieści. W bardziej sprzyjających warunkach - rzucił w ścianę otrzymanej w odpowiedzi ciszy, patrząc na otoczenie zamiast na alchemika. Bezszelestnie zmykająca wiewiórka, zwiewne podrygi liści i jakiś cień w oddali, prawdopodobnie większej zwierzyny. Skutecznie ignorował niewypowiedzianą irytację, drżącą nieznacznie w powietrzu; niegodziwie przesuwał tę emocję na towarzysza, sam bowiem nie odczuwał jej ani trochę.
- Z tego, co wiem, warto być przygotowanym na każdą możliwość. Nie zapominaj, że ta ścieżka jest teraz uczęszczana dosyć często - Zakonnicy biegający w tę i we w tę, chociażby transportujący materiały albo odbierający eliksiry, czy ludzie sprowadzani do Oazy. To nie tak, że ktoś przemykał tędy raz na tydzień. Nie ciągnął jednak tematu, niespecjalnie mając ochotę na rozdrażnianie Ingissona, choć musiał przyznać sam przed sobą, że bardzo, b a r d z o lekko go to bawiło. - Tak, czy inaczej, to wciąż najlepszy sposób, który mamy - rzucił wymijająco, chyba wyłącznie dla spokoju; nie znaczyło to jednak, że nie mogli myśleć nad ulepszeniem go - właśnie po to zostali włączeni do organizacji.
Różdżkarz starał się nie roztkliwiać wewnętrznie nad własnym patronusem, ale nie mógł zaprzeczyć, że jego obecność wywoływała nawet swego rodzaju wzruszenie, na pewno zaś satysfakcję - choć teraz znacznie wymieszaną z konsternacją. Nie był wcale rad ze swojej zależności od Eunice, a równocześnie nie mógł wiele na to poradzić. Oklumencja podczas powoływania jastrzębia do życia na niewiele się zdawała, nie mógł dowolnie przebierać we wspomnieniach, uczuć nie dało się oszukać, nawet jeśli próbował wielokrotnie i intensywnie.
Wspomniana umiejętność była za to całkiem przydatna, kiedy musiał skupić się na wynikach i pomiarach - energicznie podszedł do źrenicy pozostawionej przy portalu, by pilnować jej, gdy milczący Norweg zniknął w przejściu. Eleganckie pióro sunęło po pergaminie, znajomym dźwiękiem wplatając się w szum magii. Niedługo później alchemik powrócił, lecz Ollivander nie podniósł spojrzenia znad notatek przez dobrą chwilę. Wreszcie stwierdził, że tym razem mogą pozwolić sobie na dalsze eksperymenty.
- Jak najbardziej, będą do Twojego wglądu - prawdopodobnie pozostawię je Zakonnikom - odpowiedział konkretnie, krótkim skinieniem głowy kwitując słowa. - Możemy wykorzystać portal jeszcze trochę. Przejmij notatki - spróbuję przejść parokrotnie, w różnych odstępach czasu - zaproponował, chwilę później znikając w tafli rozpostartej między kamieniami. W dłoni trzymał niezawodny zegarek, z punktu widzenia mugoli - całkiem dziwaczny, zawierający mnóstwo wskazówek i pomniejszych tarcz, ułatwiających szczegółowe odmierzanie czasu oraz paru podstawowych parametrów magicznych. Na szybko sporządzał notatki, które mogły wspierać główny wykres. Pojawiał się i znikał co parę chwil, lecz wreszcie zatrzymał się obok Asbjorna.
- Sądzę, że mamy aż nadto - oznajmił. Mogli pochylić się jeszcze nad notatkami i zerknąć, co ciekawego udało się tego dnia wyczytać - zdecydowanie usprawnili pracę w porównaniu do pierwszej wyprawy i poszło im szybciej, niż wcześniej.
| numerologia (III, +60), bonus z lokacji +5
- Kiedyś podejmę się tej opowieści. W bardziej sprzyjających warunkach - rzucił w ścianę otrzymanej w odpowiedzi ciszy, patrząc na otoczenie zamiast na alchemika. Bezszelestnie zmykająca wiewiórka, zwiewne podrygi liści i jakiś cień w oddali, prawdopodobnie większej zwierzyny. Skutecznie ignorował niewypowiedzianą irytację, drżącą nieznacznie w powietrzu; niegodziwie przesuwał tę emocję na towarzysza, sam bowiem nie odczuwał jej ani trochę.
- Z tego, co wiem, warto być przygotowanym na każdą możliwość. Nie zapominaj, że ta ścieżka jest teraz uczęszczana dosyć często - Zakonnicy biegający w tę i we w tę, chociażby transportujący materiały albo odbierający eliksiry, czy ludzie sprowadzani do Oazy. To nie tak, że ktoś przemykał tędy raz na tydzień. Nie ciągnął jednak tematu, niespecjalnie mając ochotę na rozdrażnianie Ingissona, choć musiał przyznać sam przed sobą, że bardzo, b a r d z o lekko go to bawiło. - Tak, czy inaczej, to wciąż najlepszy sposób, który mamy - rzucił wymijająco, chyba wyłącznie dla spokoju; nie znaczyło to jednak, że nie mogli myśleć nad ulepszeniem go - właśnie po to zostali włączeni do organizacji.
Różdżkarz starał się nie roztkliwiać wewnętrznie nad własnym patronusem, ale nie mógł zaprzeczyć, że jego obecność wywoływała nawet swego rodzaju wzruszenie, na pewno zaś satysfakcję - choć teraz znacznie wymieszaną z konsternacją. Nie był wcale rad ze swojej zależności od Eunice, a równocześnie nie mógł wiele na to poradzić. Oklumencja podczas powoływania jastrzębia do życia na niewiele się zdawała, nie mógł dowolnie przebierać we wspomnieniach, uczuć nie dało się oszukać, nawet jeśli próbował wielokrotnie i intensywnie.
Wspomniana umiejętność była za to całkiem przydatna, kiedy musiał skupić się na wynikach i pomiarach - energicznie podszedł do źrenicy pozostawionej przy portalu, by pilnować jej, gdy milczący Norweg zniknął w przejściu. Eleganckie pióro sunęło po pergaminie, znajomym dźwiękiem wplatając się w szum magii. Niedługo później alchemik powrócił, lecz Ollivander nie podniósł spojrzenia znad notatek przez dobrą chwilę. Wreszcie stwierdził, że tym razem mogą pozwolić sobie na dalsze eksperymenty.
- Jak najbardziej, będą do Twojego wglądu - prawdopodobnie pozostawię je Zakonnikom - odpowiedział konkretnie, krótkim skinieniem głowy kwitując słowa. - Możemy wykorzystać portal jeszcze trochę. Przejmij notatki - spróbuję przejść parokrotnie, w różnych odstępach czasu - zaproponował, chwilę później znikając w tafli rozpostartej między kamieniami. W dłoni trzymał niezawodny zegarek, z punktu widzenia mugoli - całkiem dziwaczny, zawierający mnóstwo wskazówek i pomniejszych tarcz, ułatwiających szczegółowe odmierzanie czasu oraz paru podstawowych parametrów magicznych. Na szybko sporządzał notatki, które mogły wspierać główny wykres. Pojawiał się i znikał co parę chwil, lecz wreszcie zatrzymał się obok Asbjorna.
- Sądzę, że mamy aż nadto - oznajmił. Mogli pochylić się jeszcze nad notatkami i zerknąć, co ciekawego udało się tego dnia wyczytać - zdecydowanie usprawnili pracę w porównaniu do pierwszej wyprawy i poszło im szybciej, niż wcześniej.
| numerologia (III, +60), bonus z lokacji +5
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Ulysses Ollivander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 62
'k100' : 62
Wzruszył ramionami na deklarację Ollivandera, nie wiedząc czy ten w ogóle dojrzy gest Norwega. Nie robiło mu to różnicy. Już stracił zainteresowanie. Zapyta kogoś innego, o ile był sens pytać skoro i tak to wszystko było podobno banałami. Nie było sensu mamić się niemożliwymi do spełniania bajdurzeniami. jedyne koncepty którym powinien się poświęcać były te stricte naukowe, bo w tych nie istniało dla niego niemożliwe. W nauce wszystko mogło się ziścić. Każde równanie miało jakieś rozwiązanie, co udowadniali z każdym kolejnym przybyciem do Zakazanego Lasu, każdą kolejną próbą, każdymi pomiarami i ich wynikami. Każde z tych działań przybliżało ich do sukcesu.
To nie było też do końca tak, że Norweg nie chciałby wymyślić sposobu na to, jak ukryć ścieżkę. Chciałby. Tylko w tej chwili niekoniecznie. W tej chwili priorytetem w jego głowie było ukrycie portalu. Jak to zrobią to wtedy wystarczy zmodyfikować ich dokonanie i otoczyć kolejną kopułą, tym razem podłużną, ścieżkę. Mogliby wtedy ukryć wszelkie magiczne ślady rzucane w obrębie ścieżki, a pewnie i dodać do splotów swego rodzaju barierę typu Salvio Hexia. Wtedy ani ludzie, ani magia nie byłaby pod nią widzialna. Ale żeby to osiągnąć musieli najpierw skończyć to, co już robili. Wybieganie wprzód tak daleko irytowało Norwega. Zaburzało to jego ułożony ład. Miał określoną ilość zadań i ich kolejność, musiał to przemyśleć. I musieli skończyć co zaczęli. Nie podobało mu się, że Ollivander go tak wpierw podpuszcza, a później wpuszcza w szukanie problemów kiedy mieli coś o wiele bardziej palącego na głowie. Nie lubił jak się nim pogrywało, całe życie ktoś rościł sobie do tego prawo.
Uspokoiło go wzięcie się do pracy i zapewnienie o możliwości późniejszego wglądu w wyniki. I jakkolwiek hipokrytyczne by to nie było, to w głowie alchemika nic takiego nie zachodziło. Była drobna różnica w tym, że to wychodziło od niego, na to łatwiej znajdowało mu się miejsce w głowie. Miał jeszcze dobrą chwilę żeby ochłonąć, bo Ulysses chciał dokonać dodatkowych pomiarów. bez szemrania zajął miejsce przy wbitej w ziemię źrenicy i wyciągając swój notes skinął różdżkarzowi głową na znak, że jest gotów. Niebieskie oczy sunęły uważnie po rzędach danych wypisywanych atramentem na pergaminie. Praca z Ulyssesem zdecydowanie poszerzyła jego umiejętności w dziedzinie numerologii. Patrząc na wypluwane przez źrenicę informacje był w stanie zacząć prognozowania tego, jak będą układały się ich wykresy. Niektóre rzeczy zaczynał już widzieć na pierwszy rzut oka, gromadząc tak cenną wiedzę. Nie tylko dla siebie, ale też dla Zakonu. Miał wrażenie, że Ulysses wrócił szybko, gdzie tak naprawdę minęły długie kwadranse, a najpewniej z godzina jak nie lepiej. Musiał w międzyczasie dwukrotnie uzupełniać tusz i pergamin w źrenicy, więc na pewno byli tu dłużej niż im się wydawało.
– Na to wygląda – odparł, jednak nie spieszył się ze składaniem źrenicy, pozwalając jej jeszcze przez chwilę notować. Odchrząknął wtedy i przebrał nieco nogami, szykując się do powiedzenia czegoś. Złość już z niego opadła, a choć nie był pewien czy Ollivander był jej wcześniej świadom to zachował się jak gbur i potrzebował to wyjaśnić. – Zrobienie takiego jakby tunelu nad ścieżką to bardzo dobry pomysł – przyznał. Ale Ulysses wiedział przecież, że to był dobry pomysł. – Można by uzupełnić samą barierę o Salvio Hexia i zaklęcia wygłuszające. Inni chyba powinni z tym pomóc. Wtedy byłoby całkiem bezpiecznie, jakby zabezpieczyć to od środka, żeby też bariera wyłapywała ślad zabezpieczeń. No, nie całkiem, całkiem nie będzie nigdy, ale bardzo – wyjaśnił, składając zdania nieco pokrętnie, jak to miał w naturze.
To nie było też do końca tak, że Norweg nie chciałby wymyślić sposobu na to, jak ukryć ścieżkę. Chciałby. Tylko w tej chwili niekoniecznie. W tej chwili priorytetem w jego głowie było ukrycie portalu. Jak to zrobią to wtedy wystarczy zmodyfikować ich dokonanie i otoczyć kolejną kopułą, tym razem podłużną, ścieżkę. Mogliby wtedy ukryć wszelkie magiczne ślady rzucane w obrębie ścieżki, a pewnie i dodać do splotów swego rodzaju barierę typu Salvio Hexia. Wtedy ani ludzie, ani magia nie byłaby pod nią widzialna. Ale żeby to osiągnąć musieli najpierw skończyć to, co już robili. Wybieganie wprzód tak daleko irytowało Norwega. Zaburzało to jego ułożony ład. Miał określoną ilość zadań i ich kolejność, musiał to przemyśleć. I musieli skończyć co zaczęli. Nie podobało mu się, że Ollivander go tak wpierw podpuszcza, a później wpuszcza w szukanie problemów kiedy mieli coś o wiele bardziej palącego na głowie. Nie lubił jak się nim pogrywało, całe życie ktoś rościł sobie do tego prawo.
Uspokoiło go wzięcie się do pracy i zapewnienie o możliwości późniejszego wglądu w wyniki. I jakkolwiek hipokrytyczne by to nie było, to w głowie alchemika nic takiego nie zachodziło. Była drobna różnica w tym, że to wychodziło od niego, na to łatwiej znajdowało mu się miejsce w głowie. Miał jeszcze dobrą chwilę żeby ochłonąć, bo Ulysses chciał dokonać dodatkowych pomiarów. bez szemrania zajął miejsce przy wbitej w ziemię źrenicy i wyciągając swój notes skinął różdżkarzowi głową na znak, że jest gotów. Niebieskie oczy sunęły uważnie po rzędach danych wypisywanych atramentem na pergaminie. Praca z Ulyssesem zdecydowanie poszerzyła jego umiejętności w dziedzinie numerologii. Patrząc na wypluwane przez źrenicę informacje był w stanie zacząć prognozowania tego, jak będą układały się ich wykresy. Niektóre rzeczy zaczynał już widzieć na pierwszy rzut oka, gromadząc tak cenną wiedzę. Nie tylko dla siebie, ale też dla Zakonu. Miał wrażenie, że Ulysses wrócił szybko, gdzie tak naprawdę minęły długie kwadranse, a najpewniej z godzina jak nie lepiej. Musiał w międzyczasie dwukrotnie uzupełniać tusz i pergamin w źrenicy, więc na pewno byli tu dłużej niż im się wydawało.
– Na to wygląda – odparł, jednak nie spieszył się ze składaniem źrenicy, pozwalając jej jeszcze przez chwilę notować. Odchrząknął wtedy i przebrał nieco nogami, szykując się do powiedzenia czegoś. Złość już z niego opadła, a choć nie był pewien czy Ollivander był jej wcześniej świadom to zachował się jak gbur i potrzebował to wyjaśnić. – Zrobienie takiego jakby tunelu nad ścieżką to bardzo dobry pomysł – przyznał. Ale Ulysses wiedział przecież, że to był dobry pomysł. – Można by uzupełnić samą barierę o Salvio Hexia i zaklęcia wygłuszające. Inni chyba powinni z tym pomóc. Wtedy byłoby całkiem bezpiecznie, jakby zabezpieczyć to od środka, żeby też bariera wyłapywała ślad zabezpieczeń. No, nie całkiem, całkiem nie będzie nigdy, ale bardzo – wyjaśnił, składając zdania nieco pokrętnie, jak to miał w naturze.
Asbjorn Ingisson
Zawód : Alchemik na oddziale zatruć w św. Mungu, eks-truciciel
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Wiem dokładnie, Odynie
gdzieś ukrył swe oko
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Ollivander z kolei starał się nie zatrzymywać i choć podzielność uwagi oczywiście miała granice, wolał poświęcić chwilę na przeanalizowanie pobocznych koncepcji niż zbycie ich z miejsca - dobrze było je zapamiętać na przyszłość, ustalić priorytety i zabrać się do roboty w swoim czasie, dopiero wtedy koncentrując się na szczegółach. Nie cierpiał na brak pomysłów, lecz te nowe mogły okazać się pilniejsze i bardziej przydatne od innych, wszystko bowiem było warunkowane przez sytuację, a ta w obenych czasach była naprawdę dynamiczna. Nie nazwałby tego szukaniem problemów, czy dziury w całym - prędzej przezornością i otwartym umysłem. Nie wnikał jednak w nastrój Asbjorna, postanowił też zbyć milczenie milczeniem, porzucając tematy, gdy nie otrzymał żadnej odpowiedzi - Ingisson miał prawo do gorszego dnia, a Ulyssesowi nic było do tego. Odegnał subtelne zaskoczenie zachowaniem mężczyzny, nie szukając dla niego uzasadnień, gdyż wcale nie znali się z alchemikiem aż tak dobrze. Ot, parę spotkań, opartych o naukowe działania i pracę.
Przemykanie do Oazy i z powrotem nie było może zadaniem trudnym, gdy już otworzyło się portal, jednak cel był dla Ollivandera całkiem jasny - chciał w ten sposób sprawdzić, czy punkt kulminacyjny podczas przejścia był powtarzalny, czy zależał od wcześniejszej aktywności portalu. Uznawszy, że badanie tego zjawiska dotarło do wystarczającego etapu, zatrzymał się i pozwolił portalowi wygasnąć, w tym czasie spoglądając na pokaźny stos notatek. Z zaskoczeniem (nawet lekko widocznym) podniósł spojrzenie na Asbjorna, słysząc jego słowa odnośnie wcześniejszych rozważań. Nie komentował tej zmiany, byłoby to nieprofesjonalne i niepotrzebne, lecz w duchu zdążył się uśmiechnąć.
- Zgadzam się - odpowiedział zwięźle i spokojnie. - Samo ukształtowanie tunelu może być bardziej problematyczne niż kopuła, ale wciąż wydaje się wykonalne i na pewno warto będzie się nad tym pochylić. Możemy nawet wykonać kilka pomiarów w drodze powrotnej. Nie zajmie to dużo czasu, a może się przydać. To cała wyprawa do przodu - zasugerował, wracając spojrzeniem do dzisiejszych odczytów. - Sądziłem, że pomiary będą różnić się drastycznie przez wzgląd na odległość od portalu, ale wygląda na to, że różnice nie są aż tak znaczne - mruknął pod nosem, wskazując Asbjornowi odpowiednie miejsca na pergaminie - z pewnością sam mógł zauważyć tę zależność. - To dobrze, utrudnienia nie będą tak duże, jak podejrzewałem - przyznał z satysfakcją.
| końcówka tutaj[bylobrzydkobedzieladnie]
Przemykanie do Oazy i z powrotem nie było może zadaniem trudnym, gdy już otworzyło się portal, jednak cel był dla Ollivandera całkiem jasny - chciał w ten sposób sprawdzić, czy punkt kulminacyjny podczas przejścia był powtarzalny, czy zależał od wcześniejszej aktywności portalu. Uznawszy, że badanie tego zjawiska dotarło do wystarczającego etapu, zatrzymał się i pozwolił portalowi wygasnąć, w tym czasie spoglądając na pokaźny stos notatek. Z zaskoczeniem (nawet lekko widocznym) podniósł spojrzenie na Asbjorna, słysząc jego słowa odnośnie wcześniejszych rozważań. Nie komentował tej zmiany, byłoby to nieprofesjonalne i niepotrzebne, lecz w duchu zdążył się uśmiechnąć.
- Zgadzam się - odpowiedział zwięźle i spokojnie. - Samo ukształtowanie tunelu może być bardziej problematyczne niż kopuła, ale wciąż wydaje się wykonalne i na pewno warto będzie się nad tym pochylić. Możemy nawet wykonać kilka pomiarów w drodze powrotnej. Nie zajmie to dużo czasu, a może się przydać. To cała wyprawa do przodu - zasugerował, wracając spojrzeniem do dzisiejszych odczytów. - Sądziłem, że pomiary będą różnić się drastycznie przez wzgląd na odległość od portalu, ale wygląda na to, że różnice nie są aż tak znaczne - mruknął pod nosem, wskazując Asbjornowi odpowiednie miejsca na pergaminie - z pewnością sam mógł zauważyć tę zależność. - To dobrze, utrudnienia nie będą tak duże, jak podejrzewałem - przyznał z satysfakcją.
| końcówka tutaj[bylobrzydkobedzieladnie]
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ostatnio zmieniony przez Ulysses Ollivander dnia 07.02.21 19:17, w całości zmieniany 2 razy
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zakazany Las
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Zamek Hogwart