Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka
Ulice
Strona 2 z 16 • 1, 2, 3 ... 9 ... 16
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Ulice
Dolina Godryka nie może poszczycić się dużą ilością ulic. Zaledwie jedno większe skrzyżowanie, kilka małych zaułków i jedna główna aleja przechodząca przez główny plac, łącząca wjazd i wyjazd z wioski. Wzdłuż niej, podobnie jak i przy innych, ciągną się rzędy domów, w większości zbudowanych z kamienia według starej mody. Stając na placyku i patrząc przed siebie można odnieść wrażenie, jakby cofnęło się o kilkaset lat. Na ulicach nie ma wielu samochodów, a od czasu do czasu potrafi pojawić się nawet wóz zaprzęgnięty w konie. Nocą nikłe światło dają elektryczne latarnie stylizowane na stare. Zaułki oddalające się jednak od głównej ulicy giną w mroku, który rozjaśnia jedynie odrobina blasku bijącego z okien stojących przy nich budynków.
Ich rozmowa przedstawiała znaną od wieków zależność pomiędzy organizmami o różnym pochodzeniu. Tkwiły w ulotnej symbiozie, gdzie starsza pnia mogła wylewać do czyichkolwiek uszu wszystkie swoje smutki oraz spostrzeżenia, wiedząc o pewnym pierwiastki zrozumienia i zainteresowania. Mona natomiast słuchała uważnie, ciągnąc wszystkie wątki równocześnie - zbyt duże zainteresowanie którąś z nich wydałoby się podejrzane dla tak wspaniałej obserwatorki tamtejszej miejscowości.
Czas płyną, wyprowadzając kolejne zdania ust, a Dolina wciąż nie traciła niczego na ulotnej aurze stoickiego spokoju, spacerującego od domu do domu. W normalnych warunkach niemiłosiernie zmęczyłaby się rozmową ze starszą panią, opowiadającą historie o własnej młodości, ale ta miała w sobie pewien magnetyzm. Czarowała ludzi wypowiedziami lepiej niż niejeden dziennikarz, nakłaniając do dalszych rozmów.
- Wszyscy musimy się cieszyć ze zmian na lepsze - skwitowała wypowiedź dotyczącą rychło nadchodzącego wesela. Podczas przyszłej rozmowy z Potterem na swoją obronę mogła wyciągnąć jeden argument - mógł jej nie zostawiać na pastwę obcej kobiety, twórczyni historii wszelkiej maści. - Nie wygląda pani na kogoś w tym wieku. Obstawiałam dopiero pierwsze wnuki - nuta sztucznej ekscytacji drżała w jej głosie, na twarz wcisnął się grymas pozytywnego zaskoczenia. W rzeczywistości zmarszczki kobiety zdradzały jej wiek wystarczająco dokładnie, więc odjęcie jej dwudziestu pięciu lat stanowiło zwykłą uprzejmość.Kolejne wyrazy wydawały się mijać z rzeczywistością. Ekspres do Hogwartu nie mógł mieć żadnych kursów w wakacje. Do rozpoczęcia roku szkolnego pozostała chwila. Czy to nie brzydkie plotki?
- Nie miałam zielonego pojęcia, podróżując przez te wszystkie lata, iż tyle razy mijałam Dolinę... O której mogłabym go zobaczyć? - skontrolowała czas na zegarku. Nie kryła zaintrygowania i wierzyła, że hipotetyczny pociąg pojawiał się w określonym cyklu. Postoje pośrodku niczego nie napawały jej zbytnim optymizmem, choć mogły znacznie pomóc w bliższym przyjrzeniu się sprawie.
Nieprawdopodobnym wydało się opcja, aby ktokolwiek użyczył sobie torów do własnych celów, gdyż tylko taka możliwość przychodziła jej wówczas do głowy, nakłaniając do skontrolowania sytuacji.
- Chyba mój Charlus zniknął gdzieś z horyzontu… Cały on! - rozejrzała się dookoła, przy okazji orientując się, co do fatycznego stanu rzeczy za skrawkiem okna nieokrytego biały materiałem. - Będę bardzo wdzięczna, gdyby przekazałby mu pani, gdzie jestem. Oczywiście, jeżeli zdąży do tej pory wyjść od któregoś z sąsiadów. Dziękuję bardzo za miłą pogawędkę. Najwidoczniej został mi samotny spacer - do widzenia, ma pani piękne wnuki!
Ruszając, niekoniecznie wiedziała, dokąd miały zanieść ją nogi. Obrała wyłącznie kierunek poddany przez kobietę, ślepo licząc na fart. Musiała ewakuować się od kolejnej rodzinnej historii, zanim stopy przykleiłyby się do jasnego bruku uliczki.
Czas płyną, wyprowadzając kolejne zdania ust, a Dolina wciąż nie traciła niczego na ulotnej aurze stoickiego spokoju, spacerującego od domu do domu. W normalnych warunkach niemiłosiernie zmęczyłaby się rozmową ze starszą panią, opowiadającą historie o własnej młodości, ale ta miała w sobie pewien magnetyzm. Czarowała ludzi wypowiedziami lepiej niż niejeden dziennikarz, nakłaniając do dalszych rozmów.
- Wszyscy musimy się cieszyć ze zmian na lepsze - skwitowała wypowiedź dotyczącą rychło nadchodzącego wesela. Podczas przyszłej rozmowy z Potterem na swoją obronę mogła wyciągnąć jeden argument - mógł jej nie zostawiać na pastwę obcej kobiety, twórczyni historii wszelkiej maści. - Nie wygląda pani na kogoś w tym wieku. Obstawiałam dopiero pierwsze wnuki - nuta sztucznej ekscytacji drżała w jej głosie, na twarz wcisnął się grymas pozytywnego zaskoczenia. W rzeczywistości zmarszczki kobiety zdradzały jej wiek wystarczająco dokładnie, więc odjęcie jej dwudziestu pięciu lat stanowiło zwykłą uprzejmość.Kolejne wyrazy wydawały się mijać z rzeczywistością. Ekspres do Hogwartu nie mógł mieć żadnych kursów w wakacje. Do rozpoczęcia roku szkolnego pozostała chwila. Czy to nie brzydkie plotki?
- Nie miałam zielonego pojęcia, podróżując przez te wszystkie lata, iż tyle razy mijałam Dolinę... O której mogłabym go zobaczyć? - skontrolowała czas na zegarku. Nie kryła zaintrygowania i wierzyła, że hipotetyczny pociąg pojawiał się w określonym cyklu. Postoje pośrodku niczego nie napawały jej zbytnim optymizmem, choć mogły znacznie pomóc w bliższym przyjrzeniu się sprawie.
Nieprawdopodobnym wydało się opcja, aby ktokolwiek użyczył sobie torów do własnych celów, gdyż tylko taka możliwość przychodziła jej wówczas do głowy, nakłaniając do skontrolowania sytuacji.
- Chyba mój Charlus zniknął gdzieś z horyzontu… Cały on! - rozejrzała się dookoła, przy okazji orientując się, co do fatycznego stanu rzeczy za skrawkiem okna nieokrytego biały materiałem. - Będę bardzo wdzięczna, gdyby przekazałby mu pani, gdzie jestem. Oczywiście, jeżeli zdąży do tej pory wyjść od któregoś z sąsiadów. Dziękuję bardzo za miłą pogawędkę. Najwidoczniej został mi samotny spacer - do widzenia, ma pani piękne wnuki!
Ruszając, niekoniecznie wiedziała, dokąd miały zanieść ją nogi. Obrała wyłącznie kierunek poddany przez kobietę, ślepo licząc na fart. Musiała ewakuować się od kolejnej rodzinnej historii, zanim stopy przykleiłyby się do jasnego bruku uliczki.
- Zależy, dokąd poprowadzi mnie Mistrz!
Gość
Gość
Stojąca przed nią kobieta była idealną wizualizacją jej koszmarów- nigdy nie chciałaby tak skończyć. Zmęczona pracą , dziećmi i zajmowaniem się domem. Jak tu mieć czas na jakieś przyjemności? Zycie jest tak krótkie, a spędzić je w pracy szeroko pojętej to było marnotrawstwo. Z drugiej strony jaki ta kobieta miała wybór? Słuchała jej wypowiedzi przytakując głową na znak, że uważa.
- Rozumiem. – powtarzała, choć ta sytuacja była zupełnie dla niej obca i tak naprawdę nie mogła tej kobiety zrozumieć. To kłamstwo jest aktualne za każdym razem, gdy ktoś chociaż myśli, że potrafi pojąć sytuacje drugiego człowieka. Prawda jest taka, że nawet największe skupiska empatii na to nie pozwolą, bo każdym człowiekiem szastają tak różne emocje, że nie jesteśmy wstanie tego zrozumieć. Ale nadal będziemy to powtarzać, aby ulżyć sobie i dać namiastkę nadziei innym. Wścibstwo.. Ona naprawdę nie chciałaby mieszkać w takim miejscu- miała swoje tajemnice, które miały nimi pozostać. Tutaj wszystko ciężej byłoby ukryć, zero swobody. Zastanawiała się jak Potter może żyć w takim miejscu, ale kobiata widocznie chciała się ich pozbyć i musiała się cofnąć trochę do tyłu. Słowa o reporterce od razu przykuły jej uwagę, były jedynymi istotnymi informacjami jakie dała im ta kobieta.
- Molly Carter? – powtarza dźwięcznie za kobietą. – Ta Molly Carter?- Jakakolwiek taka istnieje? – Znam ją! Kochanie, musimy ją odwiedzić. – zwraca się teraz do swego „narzeczonego” pełnym entuzjazmu głosem. – Cudowna kobieta. Co za zbieg okoliczności, że właśnie tu ją poniosło. Na pewno od razu ją polubisz. – zapewnia go, a potem zwraca się do kobiety jak najbardziej grzecznym tonem. – Wiem, że zabraliśmy już Pani sporo czasu, ale czy mogłaby Pani powiedzieć gdzie jest dom Molly? Może jednak nadal tu mieszka. – Dziennikarze zawsze wiedzieli dużo i jeśli tej kobiecie nic się nie stało to może ich doinformować– Jest to dla mnie bardzo ważne, tak dawno jej nie widziałam. – zachęca kobietę, a może wywołuje na niej presje? Patrzy na nią z oczekiwaniem mimo, że ta już trzyma drzwi, aby je zamknąć. Jeśli dziennikarka jednak się nie przeniosła, a zaginęła to może być ważny trop do wyjaśnienia co tu się dzieję. I będą mogli przestać udawać narzeczeństwo, choć wie, że Longbottom jej tego nie zapomni. Niech spróbuje jej to potem jeszcze wypowiedzieć, a zapytała go bilety do Tybetu. Nawet jeśli kobieta nie udzieli im odpowiedzi będą musieli jakoś znaleźć dom Carter albo przynajmniej redakcje. Była zdziwiona, że to miejsce ma własną gazetę. Co niby mogli tu pisywać? Przepisy na obiad? Jak schudnąć? Pozostało im odnalezienie owego domu i zobaczenie co zostaną na miejscu.
- Rozumiem. – powtarzała, choć ta sytuacja była zupełnie dla niej obca i tak naprawdę nie mogła tej kobiety zrozumieć. To kłamstwo jest aktualne za każdym razem, gdy ktoś chociaż myśli, że potrafi pojąć sytuacje drugiego człowieka. Prawda jest taka, że nawet największe skupiska empatii na to nie pozwolą, bo każdym człowiekiem szastają tak różne emocje, że nie jesteśmy wstanie tego zrozumieć. Ale nadal będziemy to powtarzać, aby ulżyć sobie i dać namiastkę nadziei innym. Wścibstwo.. Ona naprawdę nie chciałaby mieszkać w takim miejscu- miała swoje tajemnice, które miały nimi pozostać. Tutaj wszystko ciężej byłoby ukryć, zero swobody. Zastanawiała się jak Potter może żyć w takim miejscu, ale kobiata widocznie chciała się ich pozbyć i musiała się cofnąć trochę do tyłu. Słowa o reporterce od razu przykuły jej uwagę, były jedynymi istotnymi informacjami jakie dała im ta kobieta.
- Molly Carter? – powtarza dźwięcznie za kobietą. – Ta Molly Carter?- Jakakolwiek taka istnieje? – Znam ją! Kochanie, musimy ją odwiedzić. – zwraca się teraz do swego „narzeczonego” pełnym entuzjazmu głosem. – Cudowna kobieta. Co za zbieg okoliczności, że właśnie tu ją poniosło. Na pewno od razu ją polubisz. – zapewnia go, a potem zwraca się do kobiety jak najbardziej grzecznym tonem. – Wiem, że zabraliśmy już Pani sporo czasu, ale czy mogłaby Pani powiedzieć gdzie jest dom Molly? Może jednak nadal tu mieszka. – Dziennikarze zawsze wiedzieli dużo i jeśli tej kobiecie nic się nie stało to może ich doinformować– Jest to dla mnie bardzo ważne, tak dawno jej nie widziałam. – zachęca kobietę, a może wywołuje na niej presje? Patrzy na nią z oczekiwaniem mimo, że ta już trzyma drzwi, aby je zamknąć. Jeśli dziennikarka jednak się nie przeniosła, a zaginęła to może być ważny trop do wyjaśnienia co tu się dzieję. I będą mogli przestać udawać narzeczeństwo, choć wie, że Longbottom jej tego nie zapomni. Niech spróbuje jej to potem jeszcze wypowiedzieć, a zapytała go bilety do Tybetu. Nawet jeśli kobieta nie udzieli im odpowiedzi będą musieli jakoś znaleźć dom Carter albo przynajmniej redakcje. Była zdziwiona, że to miejsce ma własną gazetę. Co niby mogli tu pisywać? Przepisy na obiad? Jak schudnąć? Pozostało im odnalezienie owego domu i zobaczenie co zostaną na miejscu.
Faktycznie, noszenie znaku Grindelwalda nie było zbytnio rozsądne, ale dla mnie ten znak miał inne znaczenie chociaż nie powiedziałbym tego nigdy głośno, wszak nie wypada, abym rozmawiał o takich rzeczach, nawet jeżeli moim rozmówcą jest były auror, którego teraz sobie przypomniałem z początków mojego kursu. Dosłownie samego początku. Uważnie patrzyłem na mojego rozmówcę. Sam nie wiedziałem, czy to co mówił było prawdą, a może jedynie grą aktorską. Był aurorem, więc nie ważyłem się nawet sprawdzić, czy różdżka jest na właściwym miejscu. Wiedziałem, że tam była, a nie chciałem jej wyciągać, mogłoby to zostać źle odebrane. Z powagą i uprzejmością jaka mi się należy wysłuchałem tego co miał do powiedzenia starszy czarodziej. W sumie, moje obawy odnoście aurora pałającego miłością do Gellerta prysnęły kiedy wspomniał o grobie braci Peverell, a dokładniej grobie Ignotiusa. Poczułem jakieś dziwne ukłucie w okolicach żołądka. Od razu zapaliło mi się czerwone światło. Wiedziałem, że peleryna leżała w moim domu, szczelnie schowana, ale jednak. Pomyślałem też o rodzicach, ale ojciec na pewno by sobie poradził, przynajmniej chciałem wierzyć. Wstałem, mimowolnie, ale nie mogłem usiedzieć w jednym miejscu. To nie była oznaka zdenerwowana, a raczej intensywnego myślenia. Bo zastanawiało mnie coś jeszcze. Skąd ten człowiek mógł o tym wiedzieć? Chociaż, możliwe, że trzymał się kiedyś z moim ojcem. Wziąłem go na poważnie, wziąłem go na bardzo poważnie. Wiedziałem, że legenda o braciach nie mogła być jedynie bajeczką.
-Czyli twierdzi pan, że ktoś chciałby coś ukraść z grobu Ignotiusa Peverella?-spojrzałem za okno. Mona się gdzieś ruszyła, świetnie.
-Dziękuję panu bardzo, więcej mi nie potrzeba. Na pewno udamy się na cmentarz, sprawdzimy jeszcze raz grób. I niech mi pan wybaczy, ale herbatę wypiję kiedy indziej. Służba nie drużba jak to mówią. Zdrowia życzę.- pożegnałem się kulturalnie, a następnie wyszedłem z domostwa, żeby pognać za Moną, złapałem ją za rękę. Okulary znowu zsunęły mi się z nosa.
-Musimy iść na cmentarz.- rzuciłem. Może powinienem zacząć od czegoś innego, ale wyszło jak wyszło.
-Czyli twierdzi pan, że ktoś chciałby coś ukraść z grobu Ignotiusa Peverella?-spojrzałem za okno. Mona się gdzieś ruszyła, świetnie.
-Dziękuję panu bardzo, więcej mi nie potrzeba. Na pewno udamy się na cmentarz, sprawdzimy jeszcze raz grób. I niech mi pan wybaczy, ale herbatę wypiję kiedy indziej. Służba nie drużba jak to mówią. Zdrowia życzę.- pożegnałem się kulturalnie, a następnie wyszedłem z domostwa, żeby pognać za Moną, złapałem ją za rękę. Okulary znowu zsunęły mi się z nosa.
-Musimy iść na cmentarz.- rzuciłem. Może powinienem zacząć od czegoś innego, ale wyszło jak wyszło.
Charlus Potter
Zawód : auror
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Baby you're all that i want, when you lyin' here in my arms.
I'm findin' it hard to believe. We're in heaven
I'm findin' it hard to believe. We're in heaven
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Z całkiem niezłym tempem posuwała się naprzód we wskazanym przez staruszkę kierunku. Chciałaby przypieczętować serię pozytywnych odczuć do sąsiedztwa, gdzie z każdego parapetu spływające, ciemnofioletowe kwiaty, cudowną informatorką. Była wspaniałomyślną partnerką do pokornego monologu o życiu, rzadko przerwanego przez Monę. Ślepo ufała, że tym razem nikt nie postanowił zagrać kosztem aurorki, wodząc ją za nos w stronę pustkowia. Nie chciała tracić czasu na romantyczne, samotne spacery w stronę ogromnego oraz wciąż uciekającego sklepiania niebieskiego.
Mijała nieduże skrzyżowanie z dłońmi wciśniętymi w kieszenie czarnych spodni. Machnęła głową, odgarniając pierwsze, brązowe kosmyki próbujące pomniejszyć pole widzenia. Nie czuła niekomfortowo z faktem pracy w pojedynkę. W obecnej sytuacji marzyła o ciszy, ponieważ zaczęły się układać we właściwej lokacji. Nigdzie tam nie było miejsca dla nadającej komunikaty z przeszłości stacji chodzącej o dwóch nogach. Co do połowy dwuosobowego zespołu… dałaby sobie jakoś radę bez wsparcia z jej strony, przynajmniej na przebadaniu gruntu.
Poczuła czyjąś rękę a własnym nadgarstku. Gdyby nie wypatrywała z takim zacięciem ściany małego lasku, bezwarunkowo drygnęłaby. Nie zastanawiając się długo, ulegając na czyjemuś żądaniu - zatrzymała się i zerknęła na twarz mężczyzny łamiącego wszelkie zasady odnoszące się do zachowania przestrzeni osobistej. Tylko przez ulotny odcinek czasu spodziewała się kogoś innego niż prawie narzeczonego w czarnych oprawkach, oczekujących na poprawę ich na początku postu.
- Świetny plan. Zdradź mi jeszcze powód - ironia delikatnie gładziła słowa niczym języki ognia trawiące papier. - Nawet sam się wybieram w tamte okolice... o ile ta starsza pani sobie ze mnie nie żartowała, mówiąc o granicy turkusu - streściła mu plan w dosłownie jednym zdaniu. Na cmentarzu - Herbatka się udała? Gospodarz nie wyglądał całkiem na zwyczajnego mieszkańca.
Nie zwolniła narzuconego sobie samej tempie, wyczekując szczególnego raportu z pobytu Charlusa pośród czterech stanowił w obrońcę puchar.
- Och, tak przy okazji - bierzemy ślub - wypaliła po ciszy trwającej dużej niż kilkanaście sekund. Potter powinien był dowiedzieć się tego od potencjalnej wybranki serca/panny młodej… przynajmniej za pierwszym razem. Brzmiała śmiertelnie poważne, zachowując naturalną dla siebie minę.
Mijała nieduże skrzyżowanie z dłońmi wciśniętymi w kieszenie czarnych spodni. Machnęła głową, odgarniając pierwsze, brązowe kosmyki próbujące pomniejszyć pole widzenia. Nie czuła niekomfortowo z faktem pracy w pojedynkę. W obecnej sytuacji marzyła o ciszy, ponieważ zaczęły się układać we właściwej lokacji. Nigdzie tam nie było miejsca dla nadającej komunikaty z przeszłości stacji chodzącej o dwóch nogach. Co do połowy dwuosobowego zespołu… dałaby sobie jakoś radę bez wsparcia z jej strony, przynajmniej na przebadaniu gruntu.
Poczuła czyjąś rękę a własnym nadgarstku. Gdyby nie wypatrywała z takim zacięciem ściany małego lasku, bezwarunkowo drygnęłaby. Nie zastanawiając się długo, ulegając na czyjemuś żądaniu - zatrzymała się i zerknęła na twarz mężczyzny łamiącego wszelkie zasady odnoszące się do zachowania przestrzeni osobistej. Tylko przez ulotny odcinek czasu spodziewała się kogoś innego niż prawie narzeczonego w czarnych oprawkach, oczekujących na poprawę ich na początku postu.
- Świetny plan. Zdradź mi jeszcze powód - ironia delikatnie gładziła słowa niczym języki ognia trawiące papier. - Nawet sam się wybieram w tamte okolice... o ile ta starsza pani sobie ze mnie nie żartowała, mówiąc o granicy turkusu - streściła mu plan w dosłownie jednym zdaniu. Na cmentarzu - Herbatka się udała? Gospodarz nie wyglądał całkiem na zwyczajnego mieszkańca.
Nie zwolniła narzuconego sobie samej tempie, wyczekując szczególnego raportu z pobytu Charlusa pośród czterech stanowił w obrońcę puchar.
- Och, tak przy okazji - bierzemy ślub - wypaliła po ciszy trwającej dużej niż kilkanaście sekund. Potter powinien był dowiedzieć się tego od potencjalnej wybranki serca/panny młodej… przynajmniej za pierwszym razem. Brzmiała śmiertelnie poważne, zachowując naturalną dla siebie minę.
Gość
Gość
- Molly zawsze szukała sensacji – wzrusza ramionami, jednak nie komentuje dalej zachowań znajomej. - Możecie iść popytać, może ten dom będzie za niedługo na sprzedaż, skoro się wyprowadziła. Budynek na uboczu, w pobliżu traktu kolejowego, na pewno traficie. Jednak bez obawy, tory są rzadko używane, więc hałas pociągów to nie problem. A teraz przepraszam, było miło poznać, jednak moje ciasto zaraz się spali – żegna się z nieproszonymi gośćmi, nie proponując, by zostali dłużej na filiżankę popołudniowej herbaty i kawałek szarlotki.
Elizabeth, Gawain, wychodzicie z domu kobiety, czy sprawdzicie, czy Molly Carter rzeczywiście udała się do Londynu w pogoni za karierą?
- Najczęściej w nocy, to trochę dziwne, że puszczają takie nocne pociągi, by swoim hałasem przeszkadzały prostym mieszkańcom. Wy, młodzi, powinniście gdzieś to zgłosić – dalej marudzi w najlepsze, jednak być może opowiastki o wyolbrzymionych problemach, przydadzą się do czegoś? - Przekaże, młoda damo! Czekam na zaproszenie na wasz ślub – żegna się i bez większych pretensji daje odejść Monie, do której po krótkiej chwili podbiega Potter.
Rozmowa ze staruszkiem, jak i z miejscową plotkarą przyniosła ze sobą nowe wiadomości. To od was zależy, czy pójdziecie na cmentarz, odnaleźć wspomniany grób, czy może sprawdzicie trakt kolejowy.
|Panna Atteberry i pan Potter – jeżeli udacie się na cmentarz w celu odnalezienia odpowiedniego grobu rzucacie kostką k6. Wylosowanie wartości 1, 3 lub 6, wiąże się z odnalezieniem właściwego nagrobka.
Odnośnie ostatnich pytań: jeżeli nie podejmujecie konkretnych akcji z NPC lub nie prowadzicie działań wymagających komentarza, a tylko prowadzicie luźną rozmowę między sobą, możecie pisać bez oczekiwania na post Mistrza Gry.
Elizabeth, Gawain, wychodzicie z domu kobiety, czy sprawdzicie, czy Molly Carter rzeczywiście udała się do Londynu w pogoni za karierą?
***
- Najczęściej w nocy, to trochę dziwne, że puszczają takie nocne pociągi, by swoim hałasem przeszkadzały prostym mieszkańcom. Wy, młodzi, powinniście gdzieś to zgłosić – dalej marudzi w najlepsze, jednak być może opowiastki o wyolbrzymionych problemach, przydadzą się do czegoś? - Przekaże, młoda damo! Czekam na zaproszenie na wasz ślub – żegna się i bez większych pretensji daje odejść Monie, do której po krótkiej chwili podbiega Potter.
Rozmowa ze staruszkiem, jak i z miejscową plotkarą przyniosła ze sobą nowe wiadomości. To od was zależy, czy pójdziecie na cmentarz, odnaleźć wspomniany grób, czy może sprawdzicie trakt kolejowy.
|Panna Atteberry i pan Potter – jeżeli udacie się na cmentarz w celu odnalezienia odpowiedniego grobu rzucacie kostką k6. Wylosowanie wartości 1, 3 lub 6, wiąże się z odnalezieniem właściwego nagrobka.
Odnośnie ostatnich pytań: jeżeli nie podejmujecie konkretnych akcji z NPC lub nie prowadzicie działań wymagających komentarza, a tylko prowadzicie luźną rozmowę między sobą, możecie pisać bez oczekiwania na post Mistrza Gry.
Faktycznie, gospodarz nie był zwyczajny. I nie wiedziałem czy przypadkiem Mona nie uzna mnie za wariata, ale musiałem sprawdzić ten nagrobek. Ignotius Peverell nie był byle jakim mieszkańcem Doliny Godryka. Wywróciłem więc oczyma, słysząc tą ironię w jej głosie, ale zaraz zganiłem się w myślach, przecież mogła nie słyszeć o historii Peverellów i tego co jest z tym związane. Może to był przemyt, a może ktoś usilnie próbował dostać się do grobu mojego przodka, aby znaleźć coś co skrywałem w swoim domu?
-No właśnie, mężczyzna z którym rozmawiałem to były auror, znajomy mojego ojca. Od przejścia na emeryturę zajmuje się cmentarzem.-wyjaśniałem i pewnie wyjaśniałbym dalej, ale słysząc to co powiedziała Mona czułem się jakby ktoś przywalił mi drętwotą prosto w głowę. Wytrzeszczyłem oczy. To absurd, przecież ja byłem żonaty. Dorea zniknęła jasne, ale ja nadal jej szukałem i wierzyłem, że się odnajdzie, nie rozumiałem tego co do mnie mówiła. Zupełnie jakby wypowiedziała te słowa w obcym mi języku.
-Że co proszę? Nieważne. Później. Wracając do tematu. Grób jednego ze zmarłych został zdewastowany. Tylko, że to nie był byle jaki grób. Słyszałaś kiedyś o Insygniach Śmierci i braciach Peverell? Legenda głosi, że trzech braci podczas wędrówki dostało się na skraj rzeczy, zbyt głębokiej żeby przez nią przejść i zbyt niebezpieczniej by przez nią przepłynąć. Oni jednak byli czarodziejami, więc wyczarowali most. W połowie spotkała ich zakapturzona postać. Śmierć. Była zła, bo rzeka nie pochłonęła kolejnych ofiar. Udawała jednak, że podziwia ich zdolności i za przechytrzenie śmierci da im prezent. Najstarszy z nich Antioch, zażyczył sobie różdżki potężniejszej niż wszystkie, bowiem był walecznie usposobiony, tak zwana Czarna Różdżka. Drugi, Kadmus, zażądał mocy wskrzeszania umarłych. Najmłodszy i najskromniejszy Ignotusa. On poprosił o coś co pozwoli mu się ukryć przed śmiercią i nie być przez nią ściganym. Dostał Pelerynę-Niewidkę. Śmierć i tak po nich przyszła. Antioch został zamordowany z zazdrości o jego różdżkę. Kadmus nie mogąc znieść, że jego ukochana nie wróciła do świata żywych popełnił samobójstwo. Najdłużej czekała na Ignotusa, który dożył sędziwego wieku i odszedł ze śmiercią jak równy z równym. Insygnia Śmierci zaginęły. Grób najmłodszego z braci został zdewastowany, a znak Insygniów Śmierci to znak, którym posługuje się Grindelwald. Nie jest dziwne, że ktoś zdewastował grób Peverella?-przedstawiłem jej legendę o trzech braciach. Niech mówi co chce, ale w moim domu leżał niezbity dowód na to, że insygnia śmierci istnieją, a jeżeli ktoś znajdzie kamień wskrzeszenia, pelerynę niewidkę i czarną różdżkę to nie chciałbym myśleć co się z nami może stać.
-Dobra, to teraz twoje wieści. Dowiedziałaś się czegoś konkretnego?-spytałem, no bo rozmowa z tą przekupą musiała coś dać.
-No właśnie, mężczyzna z którym rozmawiałem to były auror, znajomy mojego ojca. Od przejścia na emeryturę zajmuje się cmentarzem.-wyjaśniałem i pewnie wyjaśniałbym dalej, ale słysząc to co powiedziała Mona czułem się jakby ktoś przywalił mi drętwotą prosto w głowę. Wytrzeszczyłem oczy. To absurd, przecież ja byłem żonaty. Dorea zniknęła jasne, ale ja nadal jej szukałem i wierzyłem, że się odnajdzie, nie rozumiałem tego co do mnie mówiła. Zupełnie jakby wypowiedziała te słowa w obcym mi języku.
-Że co proszę? Nieważne. Później. Wracając do tematu. Grób jednego ze zmarłych został zdewastowany. Tylko, że to nie był byle jaki grób. Słyszałaś kiedyś o Insygniach Śmierci i braciach Peverell? Legenda głosi, że trzech braci podczas wędrówki dostało się na skraj rzeczy, zbyt głębokiej żeby przez nią przejść i zbyt niebezpieczniej by przez nią przepłynąć. Oni jednak byli czarodziejami, więc wyczarowali most. W połowie spotkała ich zakapturzona postać. Śmierć. Była zła, bo rzeka nie pochłonęła kolejnych ofiar. Udawała jednak, że podziwia ich zdolności i za przechytrzenie śmierci da im prezent. Najstarszy z nich Antioch, zażyczył sobie różdżki potężniejszej niż wszystkie, bowiem był walecznie usposobiony, tak zwana Czarna Różdżka. Drugi, Kadmus, zażądał mocy wskrzeszania umarłych. Najmłodszy i najskromniejszy Ignotusa. On poprosił o coś co pozwoli mu się ukryć przed śmiercią i nie być przez nią ściganym. Dostał Pelerynę-Niewidkę. Śmierć i tak po nich przyszła. Antioch został zamordowany z zazdrości o jego różdżkę. Kadmus nie mogąc znieść, że jego ukochana nie wróciła do świata żywych popełnił samobójstwo. Najdłużej czekała na Ignotusa, który dożył sędziwego wieku i odszedł ze śmiercią jak równy z równym. Insygnia Śmierci zaginęły. Grób najmłodszego z braci został zdewastowany, a znak Insygniów Śmierci to znak, którym posługuje się Grindelwald. Nie jest dziwne, że ktoś zdewastował grób Peverella?-przedstawiłem jej legendę o trzech braciach. Niech mówi co chce, ale w moim domu leżał niezbity dowód na to, że insygnia śmierci istnieją, a jeżeli ktoś znajdzie kamień wskrzeszenia, pelerynę niewidkę i czarną różdżkę to nie chciałbym myśleć co się z nami może stać.
-Dobra, to teraz twoje wieści. Dowiedziałaś się czegoś konkretnego?-spytałem, no bo rozmowa z tą przekupą musiała coś dać.
Charlus Potter
Zawód : auror
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Baby you're all that i want, when you lyin' here in my arms.
I'm findin' it hard to believe. We're in heaven
I'm findin' it hard to believe. We're in heaven
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Ta Molly Carter naprawdę musiała pragnąć spokoju jeśli żyła na uboczu takiej małej wioski. Nie dosyć, że w samym „centrum” tego miejsca musiało być przerażająco nudno to jeszcze mieszkać gdzieś daleko od reszty ludzi. Albo może po prostu była aspołeczna, ale to nie pasowało do opisu.
- Bardzo dziękuje za pomoc. Pójdziemy sprawdzić, może będziemy mieć szczęście. – powiedziała nie chcąc zabierać gospodyni więcej czasu. – Dowidzenia. – pożegnała się i wraz z Longbottomem oddalili się w kierunku domu Carter. Kobieta chciała się już ich pozbyć, a dała im wystarczająco dużo informacji, aby wiedzieli co zrobić dalej. Zastanawiała się jak idzie Potterowi i Monie, ale mieli oni teraz swoją robię, którą trzeba było wykonać.
- Musimy sprawdzić ten dom Molly Carter, to jedyny trop jaki dała nam ta kobieta. Zastanawiam się tylko kto by chciał mieszkać tak daleko od innych ludzi. – Nie wiedziała czego się może spodziewać po odwiedzeniu tamtego miejsca, więc była lekko zaniepokojona. Mogą znaleźć tam pusty dom, zdziczałą właścicielkę budynku lub trupa. Chociaż to ostatnie było najmniej prawdopodobne i wymagałoby zbyt dużo pracy papierkowej, więc miała nadzieję, że reporterka jest cała i zdrowa i będzie mogła udzielić im dodatkowych informacji. Tutaj coś się działo, ale nie była jeszcze pewna co. Gdy szła z Longbottomem pustymi uliczkami odczuwała niepokój, jakby byli tutaj nieproszonymi gośćmi. Budynków zaczynało być coraz mniej, tak samo jak napotkanym po drodze ludzi. To było idealne miejsce na odosobnienie i jeśli chciałeś spędzić samotnie życie. Może miało to jednak swoje uroki, ale ona zupełnie ich nie odczuwała. W końcu stanęli przed domem, który prawdopodobnie należał do Carte. Opis się zgadzał, był to dom na uboczu i blisko były tory, więc wszystko mówiło za tym budynkiem.
- Bardzo dziękuje za pomoc. Pójdziemy sprawdzić, może będziemy mieć szczęście. – powiedziała nie chcąc zabierać gospodyni więcej czasu. – Dowidzenia. – pożegnała się i wraz z Longbottomem oddalili się w kierunku domu Carter. Kobieta chciała się już ich pozbyć, a dała im wystarczająco dużo informacji, aby wiedzieli co zrobić dalej. Zastanawiała się jak idzie Potterowi i Monie, ale mieli oni teraz swoją robię, którą trzeba było wykonać.
- Musimy sprawdzić ten dom Molly Carter, to jedyny trop jaki dała nam ta kobieta. Zastanawiam się tylko kto by chciał mieszkać tak daleko od innych ludzi. – Nie wiedziała czego się może spodziewać po odwiedzeniu tamtego miejsca, więc była lekko zaniepokojona. Mogą znaleźć tam pusty dom, zdziczałą właścicielkę budynku lub trupa. Chociaż to ostatnie było najmniej prawdopodobne i wymagałoby zbyt dużo pracy papierkowej, więc miała nadzieję, że reporterka jest cała i zdrowa i będzie mogła udzielić im dodatkowych informacji. Tutaj coś się działo, ale nie była jeszcze pewna co. Gdy szła z Longbottomem pustymi uliczkami odczuwała niepokój, jakby byli tutaj nieproszonymi gośćmi. Budynków zaczynało być coraz mniej, tak samo jak napotkanym po drodze ludzi. To było idealne miejsce na odosobnienie i jeśli chciałeś spędzić samotnie życie. Może miało to jednak swoje uroki, ale ona zupełnie ich nie odczuwała. W końcu stanęli przed domem, który prawdopodobnie należał do Carte. Opis się zgadzał, był to dom na uboczu i blisko były tory, więc wszystko mówiło za tym budynkiem.
| Gawain się gdzieś podział, wobec czego lecimy dalej, by nadgonić drugą drużynę. Jeśli pan Longbottom się pojawi, może śmiało dołączyć się w dowolnym momencie.
Miejsce na ulokowanie domu na takim uboczu, mogło wydawać się co najmniej dziwne. Choć gdyby to przemyśleć, doszłoby się do wniosków, że obecnie opuszczony trakt, został wybudowany w konkretnym celu. Może kiedyś ten budynek służył jako dom nadzorcy, przecież kiedyś kolej stanowiła główny środek transportu nie tylko ludzi, ale i różnorakich dóbr. W oknach kamiennego budynku, nie świeci się żadne światło, stara, drewniana furtka jest uchylona, kwiaty w rabatce jakby przywiędłe – to efekt działania upałów, czy może nie ma kto się nimi opiekować? Kim jest ta tajemnicza Molly Carter i dlaczego opuściła swój dom tak nagle?
Nie macie jednak czasu, by zastanawiać się nad odpowiedziami, ani nawet na podejście do drzwi wejściowych, gdy za budynku wychyla się mężczyzna w średnim wieku, którego zapewne wybawił przeraźliwy zgrzyt nienaoliwionej furtki. Zatrzymuje się na chwilę na wasz widok, zanim się odzywa:
- To teren prywatny.
Dziś nie macie szczęścia, to już kolejna osoba nieskora do prowadzenia rozmów.
Miejsce na ulokowanie domu na takim uboczu, mogło wydawać się co najmniej dziwne. Choć gdyby to przemyśleć, doszłoby się do wniosków, że obecnie opuszczony trakt, został wybudowany w konkretnym celu. Może kiedyś ten budynek służył jako dom nadzorcy, przecież kiedyś kolej stanowiła główny środek transportu nie tylko ludzi, ale i różnorakich dóbr. W oknach kamiennego budynku, nie świeci się żadne światło, stara, drewniana furtka jest uchylona, kwiaty w rabatce jakby przywiędłe – to efekt działania upałów, czy może nie ma kto się nimi opiekować? Kim jest ta tajemnicza Molly Carter i dlaczego opuściła swój dom tak nagle?
Nie macie jednak czasu, by zastanawiać się nad odpowiedziami, ani nawet na podejście do drzwi wejściowych, gdy za budynku wychyla się mężczyzna w średnim wieku, którego zapewne wybawił przeraźliwy zgrzyt nienaoliwionej furtki. Zatrzymuje się na chwilę na wasz widok, zanim się odzywa:
- To teren prywatny.
Dziś nie macie szczęścia, to już kolejna osoba nieskora do prowadzenia rozmów.
Dom nie zachęcał swoim wyglądem do zamieszkania. Panowała tu cisza i czuć było odizolowanie od reszty części wioski- idealne miejsce, aby uciec od ludzi. Podeszła do furtki nie czekając na Longbottoma i popchnęła ją delikatnie. Wydawała ona piskliwy i denerwujący dla uszu dźwięk, który zwabił średniego wieku mężczyznę. Opanowała odruch sięgnięcia po różdżkę i uśmiechnęła się do niego promiennie. Tamta kobieta nie wspominała nic o tym, że reporterka mieszkała tutaj z kimś, ale mógł to być dozorca. Albo dziki lokator, który wykorzystał pusty i wyposażony dom. Jednak z doświadczenia wiedziała, że lepiej zachować ostrożność.
- Dzień dobry!- zawołała do niego. - Jestem znajomą Molly i przyszłam ją odwiedzić. Ostatnio nie miałam od niej żadnej wiadomości, więc postanowiłam sprawdzić co u niej. Wiem Pan gdzie mogę ją znaleźć? - zapytała nadal pogodnym tonem nadal nie przerywając kontaktu wzrokowego. Był to kolejny człowiek, który był im nieprzychylny, jakby podświadomie wyczuwali ich aurorskie obowiązki. Zapewne gdyby mężczyzna dowiedział się z kim ma do czynienia byłby jeszcze mniej przystępny. Popatrzyła znowu na dom, który wyglądał na zaniedbany jakby nikt tu nie mieszkał; może jednak naprawdę Molly Carter wyjechała? Nie zdziwiłaby się, mieszkanie w takim miejscu musiało być uciążliwe i niesamowicie samotne. Człowiek to zwierzę społeczne, a tutaj kontakt z człowiekiem musiał być utrudniony. To miejsce było jednak idealne dla osób, które mają swoje sekrety. Z dala od zgiełku i ludzki oczu można było wszystkie swoje tajemnice zachować bezpiecznie. Może Carter miała swoje grzeszki, które nie miały prawa wyjść na powierzchnie.
- Dzień dobry!- zawołała do niego. - Jestem znajomą Molly i przyszłam ją odwiedzić. Ostatnio nie miałam od niej żadnej wiadomości, więc postanowiłam sprawdzić co u niej. Wiem Pan gdzie mogę ją znaleźć? - zapytała nadal pogodnym tonem nadal nie przerywając kontaktu wzrokowego. Był to kolejny człowiek, który był im nieprzychylny, jakby podświadomie wyczuwali ich aurorskie obowiązki. Zapewne gdyby mężczyzna dowiedział się z kim ma do czynienia byłby jeszcze mniej przystępny. Popatrzyła znowu na dom, który wyglądał na zaniedbany jakby nikt tu nie mieszkał; może jednak naprawdę Molly Carter wyjechała? Nie zdziwiłaby się, mieszkanie w takim miejscu musiało być uciążliwe i niesamowicie samotne. Człowiek to zwierzę społeczne, a tutaj kontakt z człowiekiem musiał być utrudniony. To miejsce było jednak idealne dla osób, które mają swoje sekrety. Z dala od zgiełku i ludzki oczu można było wszystkie swoje tajemnice zachować bezpiecznie. Może Carter miała swoje grzeszki, które nie miały prawa wyjść na powierzchnie.
Mężczyzna zmarszczył brwi, co tylko dodawało mu wrażenia groźności, jednak nie naciskał po raz kolejny o opuszczenie posesji, dwójka przybyszów nie wydawała się groźna, szczególnie, gdy Elizabeth przedstawiła się jako znajoma Molly.
- Też chciałabym to wiedzieć. Umówiła się tutaj ze mną… Sowę dostałem trzy dni temu z prośbą o spotkanie, jednak jak widzicie, mojej ukochanej siostrzyczki tutaj nie ma, jak zawsze odpowiedzialna i obowiązkowa! Pewnie porwał ją wir lokalnych plotek do tej swojej, tfu, gazety. W liście pisała, że chce mi pokazać coś ważnego, gdzieś na cmentarzu, ale banialuki! Pewnie znów chciała wysępić pieniądze na utrzymanie tej rudery. Tyle razy jej mówiłem, że powinna ją sprzedać, skoro nie stać jej na utrzymanie rodzinnego zabytku. To tyle, tutaj jej nie ma, najlepiej poszukać jej w wiosce – rozmówca był wyraźnie poirytowany, jednak narzekanie na siostrę wyraźnie go ożywiło. Ile z tych gdybań jest prawdą? Można byłoby je podważyć, lecz mężczyzna nie wydawał się chętny do dalszych rozmów, a co dopiero do wpuszczenia obcych, by mogli się rozejrzeć. Jednak dom wydawał się porzucony, jakby ktoś opuścił go w pośpiechu - na ganku ktoś zostawił niedojedzony obiad, nad którym teraz gnieździły się muchy i osy, łapczywie oblegające łatwe źródło rozkładającego się jedzenia.
- Też chciałabym to wiedzieć. Umówiła się tutaj ze mną… Sowę dostałem trzy dni temu z prośbą o spotkanie, jednak jak widzicie, mojej ukochanej siostrzyczki tutaj nie ma, jak zawsze odpowiedzialna i obowiązkowa! Pewnie porwał ją wir lokalnych plotek do tej swojej, tfu, gazety. W liście pisała, że chce mi pokazać coś ważnego, gdzieś na cmentarzu, ale banialuki! Pewnie znów chciała wysępić pieniądze na utrzymanie tej rudery. Tyle razy jej mówiłem, że powinna ją sprzedać, skoro nie stać jej na utrzymanie rodzinnego zabytku. To tyle, tutaj jej nie ma, najlepiej poszukać jej w wiosce – rozmówca był wyraźnie poirytowany, jednak narzekanie na siostrę wyraźnie go ożywiło. Ile z tych gdybań jest prawdą? Można byłoby je podważyć, lecz mężczyzna nie wydawał się chętny do dalszych rozmów, a co dopiero do wpuszczenia obcych, by mogli się rozejrzeć. Jednak dom wydawał się porzucony, jakby ktoś opuścił go w pośpiechu - na ganku ktoś zostawił niedojedzony obiad, nad którym teraz gnieździły się muchy i osy, łapczywie oblegające łatwe źródło rozkładającego się jedzenia.
Czyli miała przed sobą brata Molly Carter. Mężczyzna miał srogi wygląd i wolała nie mieć z nim problemów w szczególności, że mogli się od niego dowiedzieć się jakiś ważnych informacji. Na pewno miał o wiele więcej przydatnych wieści niż tamta gospodyni domowa.
- Czyli ostatnie wiadomości od niej miał pan trzy dni temu? Jakież to do niej podobne. – pokręciła głową w zamyśleniu. W końcu w jego mniemaniu dobrze znała Carter i jej wady nie były dla niej żadną nowością. Kolejną kwestą było czy naprawdę ta kobieta wyjechała czy ktoś jej w tym pomógł. Z opowieści ludzi wydawała się mieć luźny stosunek do obowiązków. Może jednak była wystarczająco dobrą reporterką i odkryła coś ważnego? Musiałaby wejść do domu, aby to sprawdzić, a na przeszkodzie stał jej ten mężczyzna.
- Co za zbieg okoliczności, że pan wspomina o sprzedaży, bo chyba siostra w końcu posłuchała pana rady. Rozmawiałam z nią ostatnio, że planuję kupić jakiś dom z narzeczonym i wspomniała, że myśli o przeprowadzce do większego miasta. Coś związanego z ambicjami zawodowymi.. Jakby nie było miałam obejrzeć ten dom i dzisiaj z narzeczonym mieliśmy czas. Jakby był pan tak miły i pozwolił nam rozejrzeć się trochę. Wiem, że najlepiej by było gdyby Molly była z nami, ale naprawdę nam na tym zależy. – Miała nadzieję, że go to przekona. Miejsce to zostało opuszczone w pośpiechu, więc możliwe, że będą tam dokumenty czy notatki, które doprowadzą ich do odkrycia co się tutaj dzieję. Albo podpowiedzą im co się stało z Carter. Miała przeczucie, że owa kobieta mogła być związana z ich dzisiejszą akcją, ale bardzo chciałaby się mylić.
- Czyli ostatnie wiadomości od niej miał pan trzy dni temu? Jakież to do niej podobne. – pokręciła głową w zamyśleniu. W końcu w jego mniemaniu dobrze znała Carter i jej wady nie były dla niej żadną nowością. Kolejną kwestą było czy naprawdę ta kobieta wyjechała czy ktoś jej w tym pomógł. Z opowieści ludzi wydawała się mieć luźny stosunek do obowiązków. Może jednak była wystarczająco dobrą reporterką i odkryła coś ważnego? Musiałaby wejść do domu, aby to sprawdzić, a na przeszkodzie stał jej ten mężczyzna.
- Co za zbieg okoliczności, że pan wspomina o sprzedaży, bo chyba siostra w końcu posłuchała pana rady. Rozmawiałam z nią ostatnio, że planuję kupić jakiś dom z narzeczonym i wspomniała, że myśli o przeprowadzce do większego miasta. Coś związanego z ambicjami zawodowymi.. Jakby nie było miałam obejrzeć ten dom i dzisiaj z narzeczonym mieliśmy czas. Jakby był pan tak miły i pozwolił nam rozejrzeć się trochę. Wiem, że najlepiej by było gdyby Molly była z nami, ale naprawdę nam na tym zależy. – Miała nadzieję, że go to przekona. Miejsce to zostało opuszczone w pośpiechu, więc możliwe, że będą tam dokumenty czy notatki, które doprowadzą ich do odkrycia co się tutaj dzieję. Albo podpowiedzą im co się stało z Carter. Miała przeczucie, że owa kobieta mogła być związana z ich dzisiejszą akcją, ale bardzo chciałaby się mylić.
- Ktoś chciałby mieszkać na takim odludziu? Zadziwiające, zadziwiające. Choć w dzisiejszych czasach nie powinno mnie nic dziwić… Zapraszam – wzdycha ciężko, wchodząc po schodach i otwierając drzwi wejściowe kompletem kluczy. - Nie mam pojęcia w jakim stanie jest wnętrze... Molly to niezła bałaganiara, o proszę zobaczyć, nawet talerzy za sobą uprzątnąć nie potrafi – wskazuje na stół, nad którym krążą owady. Przepuszcza was do środka - już pierwsze wrażenie składa się na całokształt Molly - to niezła bałaganiara, w mieszaninie papierów, książek, talerzy i porozrzucanych papierków ciężko będzie coś znaleźć kierując się czystą logiką. Budynek jest nagrzany, w pomieszczeniach panuje zaduch, jakby ktoś nie otwierał okien od kilku upalnych dni, takich jak te obecne, będące utrapieniem dla wszystkich oprócz wczasowiczów w nadmorskich kurortach. - Na prawo jest kuchnia, dalej gabinet z ciemnią. Po lewej znów reszta pokoi, na piętrze macie sypialnie, biblioteczkę. Śmiało, rozejrzycie się, z chęcią pozbyłbym się tego utrapienia… – mężczyzna nie mógłby zostać agentem nieruchomości, jednak nic nie podejrzewając, zezwala na oględziny domu.
| Elizabeth masz okazję rozejrzeć się po mieszkaniu, gdyż twój partner postanowił włączyć się do rozmowy i wypytać właściciela o dom, jak i samą Molly. By dostać się, do któregoś z pokoi rzucasz kostką k6.
1 – ciemnia; 2 – gabinet; 3 – salon; 4 – kuchnia; 5 – sypialnia; 6 – biblioteka
| Elizabeth masz okazję rozejrzeć się po mieszkaniu, gdyż twój partner postanowił włączyć się do rozmowy i wypytać właściciela o dom, jak i samą Molly. By dostać się, do któregoś z pokoi rzucasz kostką k6.
1 – ciemnia; 2 – gabinet; 3 – salon; 4 – kuchnia; 5 – sypialnia; 6 – biblioteka
Zgodził się. Odetchnęła z ulgą, że jednak nie potrzebne było użycie ostrzejszych środków. W ostateczności mogliby się włamać do tego miejsca, gdy brat Carter odszedłby w jedynie sobie znanym celu. Oczywiście, dobrze że skończyło się wszystko bez łamania prawa.
- Sama jestem zaskoczona, że tak bardzo się nam tu spodobało. - mówi do mężczyzny podążając za nim. Znał dobrze swoją siostrę, bo w domu naprawdę panował bałagan. Uderzyła ją fala gorąca, gdy tylko przekroczyła próg tego budynku i od razu miała ochotę zostawić to wszystko Longbottomowi i sama wyjść na zewnątrz. Znała tylko jedno miejsce, które gorzej spełniało swój obowiązek jako miejsce do życia- było to mieszkanie Sylvaina. Tam jeszcze jednak śmierdziało od kociej sierści i można było napotkać szczury. Było również o wiele mniej miejsca, ten dom w porównaniu do mieszkania Cruocha był przestronny. Nie wiedziała jak można żyć w takim bałaganie, na pewno były tu karaluchy i inne robactwa. Nie zdziwiła się, że mężczyzna chciałby jak najszybciej pozbyć się tej rudery, ale ciężko mu będzie znaleźć kupców. Jeśli można żyć w ładnym, wyremontowanym domu to czemu ktoś chciałby wybrać to miejsce na odludziu? Ona sama nigdy by się nawet nad tym nie zastanowiła, ale może Molly Carter odpowiadały takie warunki. Lubiła bałagan, odnajdywała się chyba w nim to mogła żyć tak niechlujnie.
- To ja się rozejrzę. – zawołała, gdy jej partner zajął się zagadaniem mężczyzny, a ona miała wolną do przeszukania tego miejsca.
- Sama jestem zaskoczona, że tak bardzo się nam tu spodobało. - mówi do mężczyzny podążając za nim. Znał dobrze swoją siostrę, bo w domu naprawdę panował bałagan. Uderzyła ją fala gorąca, gdy tylko przekroczyła próg tego budynku i od razu miała ochotę zostawić to wszystko Longbottomowi i sama wyjść na zewnątrz. Znała tylko jedno miejsce, które gorzej spełniało swój obowiązek jako miejsce do życia- było to mieszkanie Sylvaina. Tam jeszcze jednak śmierdziało od kociej sierści i można było napotkać szczury. Było również o wiele mniej miejsca, ten dom w porównaniu do mieszkania Cruocha był przestronny. Nie wiedziała jak można żyć w takim bałaganie, na pewno były tu karaluchy i inne robactwa. Nie zdziwiła się, że mężczyzna chciałby jak najszybciej pozbyć się tej rudery, ale ciężko mu będzie znaleźć kupców. Jeśli można żyć w ładnym, wyremontowanym domu to czemu ktoś chciałby wybrać to miejsce na odludziu? Ona sama nigdy by się nawet nad tym nie zastanowiła, ale może Molly Carter odpowiadały takie warunki. Lubiła bałagan, odnajdywała się chyba w nim to mogła żyć tak niechlujnie.
- To ja się rozejrzę. – zawołała, gdy jej partner zajął się zagadaniem mężczyzny, a ona miała wolną do przeszukania tego miejsca.
The member 'Elizabeth Fawley' has done the following action : Rzut kostkami
'k6' : 6
'k6' : 6
Elizabeth postanowiła udać się na osobiste zwiedzanie. Początkowe pokoje na parterze wydawały się mało interesujące – proza przygodowa poukładana na niewielkich kupkach, niepozmywane naczynia oraz nieuporządkowane papierki i śmieci, nic nie wnosiły do sprawy, może dlatego panna Fawley postanowiła udać się na piętro, tam gdzie znajdowały się prywatne pomieszczenia Molly – sypialnia i biblioteczka. Po otwarciu pierwszych drzwi, w nozdrza uderza charakterystyczny zapach pergaminu, tuszu i kurzu, po naciśnięciu włącznika, pokój rozjaśnia się światłem wiekowego żyrandolu. Czyżby Carter nie miała zbyt wiele galeonów na utrzymanie domu, bo wydawała je na książki? Szafki sięgające samego sufitu, ciasno zastawiono tomiszczami. Tak jak w każdym pomieszczeniu i tutaj przydałaby się wizyta skrzata domowego, jednak zdobycze mogły okazać się o wiele cenniejsze. Ktoś tutaj niedawno pracował, na biurku znajdowały się porozkładane książki wraz ze zdjęciami miejscami oblepionymi woskiem z wypalonej świecy. Na niewielkiej szafce, oczywiście pełnej woluminów, umieszczony był magiczny aparat, narzędzie niezbędne w pracy reportera w takiej mieścinie, Molly zapewne zajmowała się nie tylko tekstem artykułów.
Strona 2 z 16 • 1, 2, 3 ... 9 ... 16
Ulice
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka