Wydarzenia


Ekipa forum
Dawny dom rodziny Dumbledore
AutorWiadomość
Dawny dom rodziny Dumbledore [odnośnik]05.04.15 21:04
First topic message reminder :

Dawny dom rodziny Dumbledore

Mieszczący się w Dolinie Godryka dom państwa Dumbledore stoi pusty i smutny przypominając o tragicznej historii jego rodziny. Magicznie zamknięty skutecznie powstrzymuje ciekawskich przed wejściem do środka. Ponoć czasem nawet pojawia się w nim Aberforth, młodszy brat słynnego Albusa. Chowa się wtedy gdzieś w budynku i nie wychyla nosa na zewnątrz, pozwalając ludziom odwiedzać ogródek, w którym stoi kamień upamiętniający historię rodu, który niegdyś tu zamieszkiwał. Na nim pojawiają się coraz częściej dopiski od czarodziejów szukających wsparcia w tych trudnych czasach. Początkowo systematycznie usuwane przez Abertfortha, później pozostawione, gdy właściciel posesji zdał sobie sprawę z bezsensowności swych wysiłków. Obiekt chroniony jest przed mugolami prostym zaklęciem, które sprawia, że gdy tylko pojawią się w pobliżu, mają wrażenie, że zauważyli jak ktoś przechadza się po domu. Z resztą bardzo niepozornego z wyglądu, nieco zapuszczonego z zarośniętym trawnikiem i brudnymi oknami, w których wiszą szare firanki, które zapewne kilkanaście lat tamu świeciły idealną bielą.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dawny dom rodziny Dumbledore - Page 19 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Dawny dom rodziny Dumbledore [odnośnik]11.01.20 1:49
Wybiegłaś na tył domu, rozglądając się w otaczających cię ciemnościach – a chociaż w mroku ciężko było cokolwiek dostrzec, to wydawało ci się, że zauważyłaś śnieg opadający z zarośli, porastających daleki koniec ogrodu. Nie zdecydowałaś się jednak na pogoń, realnie oceniając swoje szanse i postanawiając pomóc mężczyźnie. Wystrzelone przez ciebie iskry pomknęły w niebo, rozjaśniając je na moment, a ty sama spróbowałaś zająć się rannym policjantem; kiedy ściągnęłaś jedną z płacht, w górę wzniósł się tuman duszącego kurzu, ale czarodziej zdawał się tym nie przejmować – przycisnął materiał do twarzy, a biała tkanina niemal natychmiast zabarwiła się ciemnoczerwoną posoką.
Mężczyzna nie odezwał się więcej, a jego uwaga zdawała się rozmyć – słabł z utraty krwi, osuwając się po ścianie coraz niżej. Na nadejście pomocy nie czekałaś długo, choć tych kilka minut zdawało ci się ciągnąć w nieskończoność; w końcu usłyszałaś jednak skrzypnięcie drzwi i tupot stóp w holu. Zamigotały światła różdżek, które oświetliły sylwetki dwóch funkcjonariuszy Magicznej Policji. – Magiczna policja, proszę schować różdżkę – odezwał się jeden z czarodziejów, wygłaszając standardową formułkę, ale najwyraźniej nie uznając cię za zagrożenie. Omiótł spojrzeniem pomieszczenie. – Szlag. Roberts, poślij po magomedyków, niech się pospieszą – powiedział, gdy tylko dostrzegł sylwetkę opartego o ścianę mężczyzny. – Co tutaj się stało? – zapytał, podchodząc do ciebie i wyciągając do ciebie rękę, żeby pomóc ci wstać z podłogi.

Mistrz Gry dziękuje za rozgrywkę i sprawne odpisy! Wkrótce po przybyciu na miejsce policjantów, pojawili się również magomedycy, którzy zajęli się rannym czarodziejem – dzięki twojej szybkiej reakcji udało się go uratować, choć zadecydowały dosłownie minuty. Niestety, nie udało się ująć napastnika – magiczna policja ruszyła w pościg, zaczynając w miejscu, które im wskazałaś (o ile zdecydowałaś się to zrobić), ale minęło zbyt dużo czasu: mężczyzna zbiegł. Sprawdzone świstokliki okazały się zdatne do użytku, cokolwiek planował zrobić z nimi czarodziej, przeszkodziłaś mu w porę. Po sprawdzeniu terenu zostałaś poproszona o złożenie zeznań w namiocie Magicznej Policji – na miejscu spotkałaś Keata i Steffena, i podobnie jak im, podziękowano ci za wsparcie w akcji; po wszystkim wypuszczono was i pozwolono na ponowne dołączenie do zabawy.

W tym temacie możesz (choć nie musisz) napisać jeszcze post końcowy. Zapraszam też do udziału w powitaniu Nowego Roku i rozstrzygnięciu noworocznej loterii, które rozpocznie się za chwilę na Placu Głównym postem Mistrza Gry.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dawny dom rodziny Dumbledore - Page 19 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Dawny dom rodziny Dumbledore [odnośnik]11.01.20 14:18
Stała w progu z tyłu domu, próbując coś dojrzeć w ciemnościach i mogła przysiąc, że ujrzała śnieg spadający z zarośli na drugim końcu ogrodu, choć równie dobrze mógł strącić go jakiś kot, ptak czy inne zwierzę. Ale nie pozwoliła, by gorąca krew wzięła górę nad rozsądkiem, nie ruszyła w pościg, mając pełną świadomość tego, że jej umiejętności wciąż pozostawiały wiele do życzenia. Tamten mężczyzna mógł być czarnoksiężnikiem, pokonał kogoś, kto był szkolony do chwytania przestępców, więc z zawodniczką quidditcha mógłby poradzić sobie z jeszcze większą łatwością.
Poza tym był tu ktoś, kto pilnie potrzebował pomocy, a nie mogłaby nic dla niego zrobić, gdyby pobiegła w mrok. Wróciła do domu, a potem pospiesznie wybiegła przed budynek, by posłać w niebo iskry i następnie wrócić do policjanta. Naprawdę była gotowa sama zabrać go do wioski, gdyby pomoc nie dotarła. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby tu teraz wyzionął ducha. Mężczyzna wyraźnie słabł, sądząc po tym, że już się nie odzywał. Trudno jej było ocenić, w którym momencie utrata krwi stanie się na tyle duża, że będzie stanowić realne zagrożenie życia. Dla niej jego rany już były bardzo makabryczne.
Krążyła po pokoju niespokojnie, a czas jej się dłużył. Potem znowu przykucnęła przy mężczyźnie, czuwając przy nim w ciszy i próbując sobie przypomnieć cokolwiek z podstaw pierwszej pomocy nie obejmującej magii leczniczej, której nie znała i eliksirów, których nie miała, gdyby tak nikt nie dotarł i musiałaby sama znaleźć sposób, by pomóc rannemu skuteczniej niż podaniem materiału do tamowania krwi. Była już bliska tego, by podjąć próbę przeniesienia mężczyzny samodzielnie, bez czekania aż ktoś tu przyjdzie, kiedy nagle usłyszała kroki. Początkowo odruchowo uniosła różdżkę, gdy nawiedziła ją myśl, że może to tamten facet wracał, ale w pomieszczeniu pojawili się funkcjonariusze magicznej policji.
Na ich polecenie z ulgą opuściła różdżkę, pokazując, że nie stanowi zagrożenia, a na polecenie wyjaśnienia sprawy od razu zaczęła tłumaczyć, jak śledziła podejrzanego mężczyznę, który miał torbę pełną świstoklików, jak dotarła za nim z placu aż tutaj wraz z leżącym na ziemi policjantem, który miał obejść dom od tyłu. Opowiedziała im o tym, jak weszła do domu od frontu i go znalazła, a także wskazała miejsce, dokąd uciekł sprawca.
Później pojawili się i magomedycy, którzy fachowo zajęli się rannym. Jamie miała nadzieję, że policjant przeżyje i nie zostanie kaleką. Wyglądało na to, że ten, który go zaczarował już zbiegł, ale przynajmniej zdążyła wezwać pomoc na czas i zapobiec temu, by świstokliki zostały zniszczone. Bo kto wie, co tamten facet planował z nimi zrobić?
Udała się do namiotu magicznej policji, by zgodnie z poleceniem złożyć szczegółowe zeznania począwszy od momentu, gdy zaobserwowała zachowanie mężczyzny na placu, a skończywszy na tym, co rozegrało się w domu Dumbledore’ów. Na miejscu spotkała Keata i Steffena, którzy najwyraźniej także zdążyli już tu dotrzeć. Była ciekawa, co takiego przydarzyło się im i dokąd doprowadziło ich śledzenie drugiego z mężczyzn.
Po wszystkim wypuszczono ich, pozwalając wrócić do zabawy. Wiedziała, że nowy rok już się zbliżał, ale po tym, czego była świadkiem, mogła mieć uzasadnione podejrzenia, że w Dolinie działo się coś bardzo złego i że to nie koniec dziwnych wydarzeń na dziś.

| zt. i dziękuję za rozgrywkę!






Jamie McKinnon
Jamie McKinnon
Zawód : ścigająca Harpii
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Jeśli plan "A" nie działa, pamiętaj, że alfabet ma jeszcze 25 liter!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7499-jamie-mckinnon https://www.morsmordre.net/t7507-listy-do-j https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f285-dolina-godryka-popielniczka https://www.morsmordre.net/t7514-skrytka-bankowa-nr-1818 https://www.morsmordre.net/t7508-jamie-mckinnon
Re: Dawny dom rodziny Dumbledore [odnośnik]13.05.20 21:06
29 kwietnia.

W Dolinie Godryka byłem teraz stałym gościem. Odkąd rozwiązano Biuro Aurorów, z Londynu zaś wyrzucono wszystkich, którzy dla nowego rządu byli niewygodni - w tym mnie - moje mieszkanie na jego przedmieściach stało puste. Zabrałem z niego najważniejsze i najpotrzebniejsze rzeczy i wróciłem do domu rodzinnego, woląc być blisko siostry i matki, które nie czuły się bezpiecznie. Kiedy jednak tylko usłyszałem o istnieniu Oazy, pomyślałem, że to miejsce byłoby dla nich najodpowiedniejsze. Tam nie będą musiały się obawiać o swoje bezpieczeństwo. Moja matka i tak nie była już w stanie pracować, miała nieczystą krew, wielu mugoli w rodzinie, a nie mogłem strzec jej i siostry przez całą dobę, kiedy musiałem wypełniać swoje obowiązki wobec Biura Aurorów i czynić to, do czego zobowiązałem się podczas rozmowy z Kieranem. Dziś miałem pomóc matce i siostrze w zapakowaniu ich rzeczy i przenieść je do Oazy, a ja byłem zdecydowany pozostać w rodzinnym domu. Teleportowałem się nieopodal miasteczka i drogę pokonywałem pieszo, korzystając z uroków wiosennej pogody, dzień był słoneczny i ciepły.
Przechodziłem właśnie ścieżką nieopodal starego budynku, w którym przed laty mieszkała rodzina Albusa Dumbledore'a (jedynie o tym słyszałem, bo kiedy ja byłem małym chłopcem, ten wielki czarodziej był już w średnim wieku i od dawna nie mieszkał w Dolinie Godryka), kiedy dostrzegłem na horyzoncie znajomą, drobną sylwetkę. Pannę Leighton po raz ostatni widziałem kilka miesięcy wcześniej, także w Dolinie Godryka, podczas nocy sylwestrowej, kiedy to zostaliśmy połączeni w parę w zabawie poszukiwania skarbu. W czasie tym doszły do mnie jednak smutne wieści o jej rodzinie. Siostrę alchemiczki, Verę, odnaleziono martwą. Szczerze współczułem młodej dziewczynie straty siostry. Nie miałem nigdy okazji, by złożyć Charlene kondolencje, między innymi dlatego zdecydowałem się ruszyć w jej kierunku i zawołać za nią, by się zatrzymała.
- Panno Leighton! Dzień dobry.
Zdołałem ją dogonić żwawym krokiem i witając się zdjąłem z głowy kapelusz, po czym wyciągnąłem dłoń w jej kierunku. Miałem nadzieję, że mnie pamięta.
- Słyszałem o panny siostrze... - zacząłem po chwili. - Proszę przyjąć moje najszczersze kondolencje.


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dawny dom rodziny Dumbledore - Page 19 Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Dawny dom rodziny Dumbledore [odnośnik]13.05.20 23:19
Trzynaście metrów, tak na oko, dzieliło ją od muru okalającego dawny dom Dumbledore’ów. Gdy zdała sobie sprawę z tego, co znajdowało się w pobliżu, przystanęła, pogrążając się w zadumie na temat niezwykłego czarodzieja, który przedwcześnie opuścił ten świat. Gdyby żył, może wszystko byłoby teraz inaczej? O tym już niestety się nie przekonają.
Trafiła w tę okolicę przez przypadek, spacerując po obrzeżach wioski. Omijała ścisłe centrum i plac wciąż kojarzący się z sylwestrowymi wydarzeniami, szukała miejsc spokojniejszych. Coraz lepiej znała Dolinę Godryka, odkąd zgodziła się pomagać w lecznicy Alexa. Poza tym, skoro nie mogła już bezpiecznie odwiedzać Londynu, musiała znaleźć sobie inne miejsce bywania.
Odkąd zabrakło Very czuła się bardzo samotna. Choć często otaczali ją Zakonnicy, mimo najszczerszych chęci nikt nie mógł jej zastąpić utraconej siostry, bliskiej jak nikt inny na świecie. W jej sercu wciąż ziała wyrwa, która może z czasem zacznie się zabliźniać, ale nigdy nie zniknie. Także teraz mimowolnie o niej rozmyślała, ciesząc się początkiem wiosny i mając poczucie, że musi jej doświadczać za nie obie, skoro Vera nie mogła już poczuć dotyku słońca na skórze ani zapachu wiatru niosącego ze sobą woń świeżej zieleni i pierwszych kwiatów.
Nie spodziewała się ujrzeć Cedrica, choć może powinna, skoro pochodził z Doliny Godryka. Wielu jej znajomych tu mieszkało i/lub pracowało. Zaskoczyła się, słysząc głos wołający ją po nazwisku, i na moment nieznacznie zesztywniała, ale po chwili lekko się rozluźniła, kiedy rozpoznała głos. Odwróciła się w jego stronę, a Cedric mógł zauważyć, że zmizerniała i wyglądała jakby mógł ją porwać pierwszy silniejszy podmuch wiatru.
- Dzień dobry – odpowiedziała na jego powitanie, uśmiechając się lekko. – Miło cię znów ujrzeć, Cedricu. I… dziękuję – dodała, czując jak jej policzki na moment nieznacznie czerwienieją. Vera, wspominał o Verze. Ale mógł wiedzieć o jej śmierci, znaleziono jej ciało zanim ministerstwo się podzieliło. To pan Rineheart przyniósł jej wieści, ale inni aurorzy też mogli o tym słyszeć. Nie wiedziała w końcu, ile pan Kieran zdradził współpracownikom, choć na pewno mieli mnóstwo podobnych spraw. Wiele osób znikało bez śladu. – Minęło już pięć tygodni odkąd wiem, a wciąż dziwnie mi z myślą, że nie wróci. Wcześniej mogłam mieć jeszcze cień nadziei, że może gdzieś jest, tylko ranna i bez pamięci, ale żywa. Teraz już znam prawdę. Ale... przynajmniej wiem.
Nieco niespokojnie poprawiła dłonią długi, gruby warkocz barwy pszenicy.
- A co słychać u ciebie? Czy wszystko dobrze u twych bliskich? Podejrzewam, że i ty musiałeś pożegnać się z dotychczasową pracą – zapytała; nie była pewna, czym się teraz zajmował. Aurorom nie było teraz lekko. Powołanie powołaniem, ale też musieli zarabiać na życie. Choć nie była pewna, czy wypada jej pytać, no i obawiała się, że Cedric odbije piłeczkę w jej stronę i będzie musiała opowiedzieć o bolesnym odejściu z Munga.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Dawny dom rodziny Dumbledore [odnośnik]14.05.20 18:39
Nie wiedziałem nawet kiedy przeszliśmy na ty, panna Leighton była ode mnie sporo młodsza, ja zaś zostałem wychowany w przekonaniu, by zwracać się do dobrze ułożonych młodych dziewcząt per panno, lecz jeżeli wolała bardziej nieformalne formy, nie miałem nic przeciwko.
- Ciebie także, Charlene. Zwłaszcza w pełni zdrowia. Teraz trzeba na siebie uważać - powiedziałem z powagą. Czasy, w jakich przyszło nam żyć, stały się trudne i mroczne. Niesłychanie niebezpieczne, zwłaszcza dla kogoś takiego jak ona.
Odpowiedziałem na uśmiech alchemiczki nie mniej ciepłym uśmiechem, jednakże moją twarz prędko spowił zmartwiony, pełen współczucia wyraz. Wyraźnie dostrzegałem smutek w Charlene, jej oczach i opuszczonych kącikach ust, był doskonale zrozumiały. Szczerze współczułem dziewczynie straty. Sam takiej doświadczyłem. - Naprawdę bardzo mi przykro. Gdybyś czegoś potrzebowała, postaram się pomóc, jeśli tylko będę mógł - zaoferowałem się, chwilę dłużej przytrzymując jej dłoń, by ścisnąć ją lekko w geście wsparcia. Minie jeszcze wiele czasu, nim dojdzie do siebie. Takie rany goją się bardzo długo, czasami nawet wcale, nigdy nie przestają boleć. Może w przypadku Charlene będzie inaczej. To nie ona była przecież winna śmierci swojej siostry. Ja za śmierć mojej żony i córki odpowiadałem osobiście i wiedziałem, że właśnie dlatego nigdy nie zaznam spokoju.
- Lepiej znać prawdę, Charlene. Nadzieja może utrzymywać przy życiu, ale i doprowadzić do szaleństwa. Pewnego dnia zaznasz jeszcze spokoju. Czas leczy rany - powiedziałem, nie do końca pewien swoich słów, lecz przypuszczałem, że właśnie takie są alchemiczce w tej chwili potrzebne. Puściłem dłoń dziewczyny i włożyłem kapelusz na głowę. Na pytanie co u mnie wzruszyłem ramionami i głośno wypuściłem powietrze. Cóż mogłem powiedzieć?
- Mówiąc szczerze nie wiedzie mi się najlepiej, sama zresztą wiesz, bez pracy... - odpowiedziałem. Nawet nie potrafiłem odnaleźć właściwych słów, aby opisać swój stan. Utraciwszy pracę straciłem cel. Nie wiedziałem co ze sobą począć przez pierwsze dwa tygodnie kwietnia. Na szczęście pojawił się Rineheart i dzięki niemu wyznaczyłem sobie nowy. - Chwytam się czego mogę. Trzeba zarobić coś na życie. Kto może wiedzieć co będzie dalej - powiedziałem w końcu zgodnie z prawdą. - Matka nie czuje się najlepiej, lecz to niestety trwa już od dłuższego czasu. Choruje przewlekle. Opiekuje się nią moja młodsza siostra. Obie chciałyby się przenieść... Wiesz gdzie. Tam będą bezpieczne. - Wolałem nie wymieniać nazwy Oazy głośno. Nie wiedziałem kto kręcił się w pobliżu. Nawet w Dolinie Godryka nie czułem się bezpiecznie. - A ty jak się trzymasz?


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dawny dom rodziny Dumbledore - Page 19 Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Dawny dom rodziny Dumbledore [odnośnik]14.05.20 23:27
Charlie nie widziała potrzeby sztucznego budowania dystansu, jaki dawały te wszystkie oficjalne formułki (a Cedric nie był od niej starszy o całe pokolenie, a tylko o kilka lat), zwłaszcza w świetle tego, że parę dni temu dowiedziała się, że Cedric został sojusznikiem. Nie wiedziała jednak, czy on wiedział o niej, więc z niczym się nie zdradzała. Traktowała go grzecznie i uprzejmie jak innych swoich znajomych. Niemniej jednak zawsze trochę dziwnie się czuła, gdy ktoś, kto nie był w wieku jej rodziców czy dziadków, mówił do niej „panno Leighton”.
- Masz rację, trzeba – przytaknęła. Nawet nie zapuszczając się do Londynu nie czuła się w pełni bezpiecznie. Nawet tu, w Dolinie Godryka, towarzyszył jej cień niepokoju. Przecież w sylwestra zło zapuściło swoje macki i tutaj. Nie zapominała o tamtym dniu, przypominającym o tym, w jakich czasach żyli. I o tym, jak bardzo bezbronna i słaba była.
- Dziękuję – szepnęła, patrząc na niego i czując ciepło jego dłoni, kiedy podała mu swoją. Zdawała sobie sprawę, że i on doznał kiedyś jakiejś straty, choć nie znała dokładnych szczegółów. I nie dopytywała, nie chcąc otwierać starych ran. Niemniej jednak każda utrata bliskiej osoby była bolesna i pozostawiała trwałe blizny w sercu.
- Wiem. I nawet ta prawda lepsza jest niż wieczna, niekończąca się niepewność – zapewniła. Mogła przynajmniej zamknąć pewien etap i odbyć żałobę. Niektórzy nie mieli nawet tego. Ale chciałaby, żeby czas wyleczył kiedyś jej rany, choć w tym momencie nie wiedziała, czy to możliwe. Czy dało się pogodzić z taką tragedią.
Utrata ukochanej pracy też na swój sposób była tragedią. Nie tyle z powodu zarobków (choć te też były potrzebne do życia nawet idealistom z powołaniem), a tego, że naprawdę lubiła pomagać potrzebującym i uważała pracę dla siebie i garstki znajomych za mniej wartościową. Na szczęście Alex przyszedł jej z pomocą i zaoferował miejsce w lecznicy, ale tęsknota za Mungiem pozostała. Tak samo jak za miejscami, które w Londynie lubiła i za ludźmi, z którymi kontakt urwał jej się w dniu wyjazdu z miasta. Ucięła niemal wszystkie kontakty poza tymi z Zakonnikami, które siłą rzeczy się utrzymały, cementowane wspólną sprawą, nie dała znaku życia nawet przełożonemu i współpracownikom, porzucając pracę właściwie bez słowa wyjaśnienia. Przepadła z dnia na dzień, po urlopie jaki wzięła z powodu śmierci siostry już więcej się w Mungu nie pojawiła, nie stawiła się na stanowisku po jego zakończeniu. Ciekawe czy kiedyś, jak wojna się skończy, zostanie jej wybaczone to, że postąpiła w taki sposób? Będąc jednak w takim stanie, w jakim była na przełomie miesięcy, nie miała do tego głowy. A później już nie chciała tego robić, nie potrafiła.
- Jako alchemik na szczęście mogę wykonywać eliksiry nawet nie pracując już dla żadnej instytucji – powiedziała. Nadal mogła więc tworzyć nie tylko dla Zakonników, ale i zarobkowo, by związać koniec z końcem. Aurorzy i inni pracownicy ministerstwa na pewno mieli gorzej, bo choć pan Rineheart na pewno znalazł dla nich jakieś możliwości w podziemiu, raczej nie miał z czego im płacić. Chcąc utrzymać siebie, a często i rodziny, pewnie musieli kombinować mocniej niż Charlie-alchemiczka. Więc można było powiedzieć, że rzeczywiście była szczęściarą.
- Moja matka też nie czuje się dobrze – pokiwała ze zrozumieniem głową. Leonia Leighton cierpiała na poważną depresję po śmierci kolejnej córki. – I wiem – dodała, rozumiejąc już, że najwyraźniej wiedział. I rozumiała, jakie miejsce miał na myśli i dlaczego nie wypowiedział jego nazwy głośno; nawet tu nie można było mieć pewności, czy ktoś niepowołany ich nie słuchał, więc bezpieczniej było nie mówić o niczym drażliwym. – Mam nadzieję, że twoja mama poczuje się lepiej. Dobrze, że ma kogoś, kto o nią dba. – Charlie dla bezpieczeństwa rodziców wolała się odsunąć, mieszkać oddzielnie. Na wszelki wypadek. Miała ogromne wyrzuty sumienia, ale tak było lepiej. Obcowanie z Zakonnikami i narastająca groza coraz bardziej wpływały na jej umysł i poczucie bezpieczeństwa.
Zanim jednak zdążyła wspomnieć coś więcej o swoim samopoczuciu, usłyszała zbliżające się kroki i odruchowo odwróciła się w tamtą stronę, mimowolnie wypatrując zagrożenia. Jej wzrok wypatrzył mężczyznę. Był sam, wyraźnie utykał, a jego ubrania wyglądały na mugolskie. W Dolinie Godryka żyli też mugole, więc czasem widywała ich z daleka. Pamiętała też jak ubierali się mugole w Londynie, stąd przypuszczenie, że ubiór nieznajomego jest mugolski. Ale kiedy znalazł się bliżej, mogła przysiąc, ze na przedzie koszuli dostrzegła czerwoną plamę. Coś jakby… krew? Zmartwiła się i zaniepokoiła. To nie mogło oznaczać niczego dobrego.
Mugol, zauważywszy ich, ruszył w ich stronę i zaczął prosić o pomoc.
- Co się stało? – zapytała, patrząc na niego ze współczuciem, ale i lękiem. Co mu się przytrafiło? Mugol póki co był zbyt wystraszony, by wykrztusić słowo wyjaśnienia, więc musiała na początku spróbować go uspokoić, zachowując się z dobrocią, troską i empatią. Spojrzała też na Cedrica; może auror będzie wiedział, jak się z nim obchodzić, bo na pewno podczas akcji znajdował ranne ofiary. Pomoc Charlie zwykle polegała na tym, że warzyła eliksiry w pracowni nawet nie wiedząc, dla kogo miały być przeznaczone. Nie była uzdrowicielką, w Mungu nigdy nie działała na pierwszej linii ratowania życia, a jako zaplecze, choć odkąd Alex zaproponował jej miejsce w lecznicy, zdobyła jeszcze większą motywację by po godzinach studiować podręczniki anatomiczne i poszerzać wiedzę. Nie znała magii leczniczej, a jedynie podstawy anatomii, których mogła użyć, jak mężczyzna uspokoi się na tyle, by dać się obejrzeć. Na początek poprosiła go więc, by przysiadł na murku, i przez cały czas mówiła do niego uspokajającym tonem. Towarzyska pogawędka z Cedrikiem chwilowo musiała zejść na dalszy plan, ale na pewno to rozumiał. Musieli zapewnić bezpieczeństwo wystraszonemu mugolowi, by powiedział im, co się wydarzyło i jak został ranny. Nie można było wykluczyć, że zrobił mu to jakiś czarodziej; jeśli tak, wtedy musieli zachować ostrożność i jeszcze większą delikatność.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Dawny dom rodziny Dumbledore [odnośnik]15.05.20 21:20
W moim przekonaniu podobne formy grzecznościowe nie były sztucznym budowaniem dystansu, a zwykłą uprzejmością, wychowano mnie na dżentelmena starej daty, skoro więc nie łączyły nas z panną Leighton bliższe więzi, nie zwracałem się do niej po imieniu. Najwyraźniej jej to przeszkadzało, czuła się z tym nieswojo, dlatego nie oponowałem i nie protestowałem przed przejściem na ty. Zwłaszcza, że teraz zapewne widywać będziemy się częściej. Nie przypuszczałem, że w Zakonie Feniksa znajdowało się tylu ludzi, których już znałem. Uważałem, że to prawdziwe szczęście, że panna Leighton im pomagała. Była naprawdę dobrą alchemiczką. Nabrałem jednocześnie do niej większego respektu. Wyglądała na delikatną, łagodną dziewczynę, a stała się częścią partyzanckiej organizacji, działającej niczym podziemne wojsko, by sprzeciwiać się władzy i dokonać rewolucji. To wymagalo odwagi.
- Dobrze, że o tym pamiętasz.
Nigdzie nie było teraz bezpiecznie. Nawet w Dolinie Godryka, która dotąd cieszyła się naprawdę dobrą opinią wśród czarodziejskiej społeczności, jako porządne miejsce. Charlene brała udział w sylwestrowej zabawie i z pewnością pamiętała podstęp, do którego się posunięto. Sam wspominałem to z trwogą, bo moja młodsza siostra również tańczyła tamtej nocy na placu i ledwie wróciła do domu, przerażona i osłabiona.
Kiwnąłem głową, nie mówiąc już więcej o niepewności, o tym, że dobrze, że wiedziała. Nadzieja niekiedy pomagała wytrwać, ale i doprowadzić do szaleństwa. Dopóki nie wiedziała, istniał cień szansy, że siostra mogła zostać znaleziona żywa, wrócić do domu pewnego dnia, a teraz... Pewien rozdział został zamknięty. Mogła przynajmniej ruszyć dalej. Tego zapewne nie można było powiedzieć o matce dziewcząt, gdyż jak Charlene wspomniała, nie czuła się najlepiej.
- Doskwiera jej choroba, czy po prostu...? - nie dokończyłem, sądząc, że dziewczyna będzie wiedziała co mam na myśli. Pani Leighton z pewnością cierpiała niewyobrażenie po śmierci swojej córki. Żaden rodzic nie powinien grzebać swojego dziecka. Rozumiałem to doskonale. Śmierć dziecka to rozdział, który nie zamknie się nigdy. Ja sam wiedziałem, że nigdy nie przeboleję utraty Annie, nigdy nie zapomnę.
- Pewnie nietrudno będzie ci znaleźć klientów, Charlene, ludzie potrzebują dobrych eliksirów, teraz bardziej niż kiedykolwiek, gdy dzieje się wokół tyle złego. Na pewno będziesz miała co do garnka włożyć - zapewniłem ją szczerze. Jako wykwalifikowany alchemik w istocie nie musiała martwić się o swój byt. Nietrudno będzie zarobić warząc eliksiry na prywatne zlecenia. Mnie znacznie trudniej było znaleźć zajęcie, dlatego chwytałem się wszystkiego, czego mogłem.
Męski, obcy głos oderwał moją uwagę i spojrzenie od uroczej osoby Charlene. Spojrzałem w kierunku nieznajomego, od razu dostrzegając, że jest ranny. Na twarzy starszego człowieka malowało się przerażenie, wyraźnie przed czymś (albo kimś) uciekał, dlatego natychmiast wysunąłem różdżkę z rękawa płaszcza, jednak w sposób wciąż niewidoczny dla nieznajomego. Ubranie sugerowało, że jest mugolem.
- Ktoś pana zranił? Zaatakował? - spytałem od razu, rozglądając się wokół i próbując wypatrzyć, czy z którejś z strony nadciąga napastnik, który mógł stać za obrażeniami tego człowieka.


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dawny dom rodziny Dumbledore - Page 19 Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Dawny dom rodziny Dumbledore [odnośnik]16.05.20 1:13
Charlie, co wciąż ją zaskakiwało, była w Zakonie już od roku. Wtedy wszystko wyglądało inaczej, nie tak poważnie jak teraz. Gdyby wówczas wiedziała, jak rozwinie się sytuacja i co ją czeka rok po wstąpieniu do organizacji, zapewne odmówiłaby. Wolałaby pozostać z boku, z dala od niebezpieczeństw. Ale nie mogła tego przewidzieć.
W przeciwieństwie do innych Zakonników nie była waleczna ani odważna. Była delikatną alchemiczką z bardzo przeciętnymi zdolnościami w obronie i wybitnym antytalentem do uroków. Bała się krwi, bólu i niebezpieczeństw. O wiele bardziej niż z dzielnymi aurorami identyfikowała się z mieszkańcami Oazy, zwyczajnymi ludźmi pokrzywdzonymi przez system, któremu nie potrafili się przeciwstawiać i w wielu przypadkach nie byli zdolni do walki. Była mądra, warzyła dobre eliksiry, ale to wszystko. Mogła więc pomagać tylko eliksirami i wiedzą. I musiała być ostrożna, bo zdawała sobie sprawę z własnej kruchości i bezbronności.
Wtedy, w sylwestra, przekonała się o tym. I nie starczyło jej wtedy odwagi, by działać, a rzuciła się do ucieczki gdy tylko zdała sobie sprawę, że dzieje się coś złego. Ale w końcu ona nie była aurorem, jej nikt nie szkolił, by była silna i potrafiła walczyć. Była tylko alchemiczką i to na tym się znała.
- Moja mama… cóż, przeżyła utratę Very – wyjaśniła odnośnie matki. Żaden rodzic nie powinien żegnać własnego dziecka, a jej matka musiała to zrobić już dwukrotnie. Takie coś mogło załamać nawet najsilniejszą osobę, tym bardziej, że Leonia była ciepłą, empatyczną i bardzo rodzinną kobietą, dzieci były dla niej wszystkim. Gdyby nie eliksiry i Zakon, Charlie pewnie też dużo łatwiej by się załamała, ale miała motywację do tego, by żyć i pomagać przyjaciołom. Vera na pewno by tego chciała.
- Warzę głównie dla znajomych i ich znajomych – powiedziała, pomijając fakt pracy dla lecznicy. – Bardzo brakuje mi Munga, ale poradzę sobie. Poza tym podejrzewam, że i tak nie każdy potrzebujący ma do niego swobodny dostęp…
Ci o „brudnej” krwi raczej nie mieli tam czego szukać, chyba że kłopotów, lub nawet przejścia na tamten świat. Dlatego Charlie nie miałaby po co tam wracać, nawet gdyby mogła. Ale ten most za sobą spaliła i jedynie koniec wojny mógł umożliwić jej powrót. Tak samo aurorzy i inni póki co nie mogli normalnie działać. Cedric i jemu podobni byli teraz wyjęci spod prawa, jeśli nadal działali, to w podziemiu. Jak Zakon.
Ale właśnie wtedy na ich drodze pojawił się on. Nieznajomy mugol, starszawy mężczyzna, który wyglądał na bardzo czymś przejętego. I jak obawiała się Charlie, mógł być ranny.
Próbowała go uspokoić. Cedric był konkretny, od razu zadał właściwe pytania; na pewno nie raz stykał się z ofiarami różnych okropności. Charlie nie, więc pozostawało jej bazować na empatii oraz wiedzy anatomicznej, którą ostatnimi czasy poszerzała. Udało jej się chyba uspokoić mężczyznę na tyle, ze w końcu się odezwał, najwyraźniej zrozumiawszy, że ani Charlie, ani Cedric nie chcą go skrzywdzić, a próbują mu pomóc.
Mężczyzna jęknął i po chwili zaczął chrapliwą opowieść o dwóch chłystkach z dziwnymi patykami, z których wydobywały się błyski, po których czuł ból, a na jego ręce, którą z trudem poruszał znajdowała się rana, skarżył się też na ból brzucha i żeber. Podobno uciekł tylko dzięki temu, że ktoś akurat przechodził w pobliżu i spłoszył napastników, którzy uciekli, porzucając go.
Alchemiczka nie wiedziała, ile mugol wiedział o magii i jak zareagowałby, gdyby któreś z nich wyciągnęło różdżkę. Poza tym i tak nie znała żadnych zaklęć leczniczych, więc wyciąganie jej byłoby teraz bezcelowe. Dobrze, że jej ubiór był na tyle zwyczajny, że nie wyglądał jednoznacznie czarodziejsko. Może dlatego mugol do niej podszedł? Miała na sobie zwyczajną, dość skromną sukienkę, może nieco staromodną, ale wiedząc że w Dolinie Godryka żyją mugole, unikała noszenia typowo czarodziejskich strojów.
- Jak myślisz, jakimi zaklęciami mogli go potraktować? – zapytała szeptem Cedrica tak, by tylko on to słyszał. Jako auror może potrafił rozpoznawać skutki czarów, tak jej się wydawało. Potem zbliżyła się do mugola i poprosiła go o pokazanie rany na ręce, która wyglądała okropnie, brakowało mu fragmentu skóry, a kość pod spodem mogła być złamana. To mógł zweryfikować uzdrowiciel, podobnie jak ewentualne urazy wewnętrzne. Charlie tu w tej chwili mogła jedynie zrobić prowizoryczny opatrunek na rękę w celu zatamowania krwawienia, za co też zaraz się zabrała, przypominając sobie, co mówiły o tym książki, a także uzdrowiciele, z którymi kiedyś pracowała w Mungu, a teraz w lecznicy. Zawsze nosiła przy sobie jakiś eliksir, ale wolała nie testować go na mugolu, którego niemagiczny organizm mógł nie tolerować czarodziejskich mikstur. Bezpieczniej było zaprowadzić go do kogoś, który będzie mógł określić, w jaki sposób go wyleczyć.
- Chyba wiem, dokąd go zaprowadzić. Pomógłbyś mu iść? Nie mam dość sił, by dać radę go prowadzić, tu na miejscu też nie pomogę mu bardziej – poprosiła aurora. Była osóbką drobną, wątłej budowy i równie wątłej siły, nie stanowiłaby dobrego podparcia, bo była wiotka jak brzozowa witka. Nigdy nie była silna ani postawna, a po ostatnich trudnych miesiącach straciła na wadze i była niemalże wychudzona. Miała nadzieję, że dla Cedrica to nie problem. Nie mogli tak tu zostawić tego rannego, przerażonego mężczyzny. I choć Cedric jako auror pewnie wolałby od razu poszukać sprawców, udzielenie pomocy ofierze było póki co pilniejszą sprawą, przynajmniej w opinii Charlie. Poza tym alchemiczka nie miałaby odwagi szukać jakichś niebezpiecznych typów. Tak czy inaczej dobrze, że Cedric tu był, bo z aurorem czuła się bezpieczniej. Taka myśl towarzyszyła jej, gdy skończyła owijać rękę mężczyzny oddartym fragmentem jego koszuli. Gdyby miała do czynienia z czarodziejem użyłaby magii, by odpowiednio transmutować materiał, ale nie mogła tego zrobić teraz, musiała udawać zwykłą, niemagiczną kobietę.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Dawny dom rodziny Dumbledore [odnośnik]16.05.20 14:03
Nie znałem jeszcze dobrze struktur Zakonu Feniksa, Kieran nie mógł mi zdradzić wszystkiego, całkowicie to rozumiałem, musiałem wszak zasłużyć na ich zaufanie, nie poznałem wszystkich nazwisk, lecz z tego co było mi wiadomo, to nie jedynie aurorzy i inni byli funkcjonariusze prawa zasilali ich szeregi, ale także zwykli ludzie, w tym tacy, którzy z walką nie mieli nic wspólnego. Niektórzy oferowali swoją różdżkę na front, inni służyli jako wsparcie. Jedni i drudzy byli tak samo potrzebni. Bez alchemików, uzdrowicieli i tęgich głów nie zajdą przecież daleko. Sądziłem, że Charlene pomimo swej kruchości i delikatności, była im potrzebna. Nie przypuszczałem, że gdyby była świadoma ryzyka wcześniej, nigdy by się na to nie zdecydowała.
- To nic dziwnego - odparłem cicho.
Co więcej mogłem powiedzieć? Szczerze współczułem matce panny Leighton tej straty. Wiedziałem jak to boli i że nigdy boleć nie przestanie. Nikt nie mógł jej w tym pomóc, w żaden sposób, dlatego nawet się nie oferowałem. Zamierzałem jedynie wspomnieć swojej matce, która znała panią Leonię, by odezwała się do niej, napisała list. W takich chwilach człowiek potrzebuje znajomych i przyjaciół.
- Jeżeli ktoś z moich zaufanych przyjaciół, czy rodziny, będzie potrzebował eliksiru, to przekażę, by kontaktowali się z tobą, zawsze knut wpadnie - obiecałem. Podkreśliłem, że chodzi jedynie o ludzi zaufanych, by nie obawiała się, że wyślę do niej kogoś obcego, narażając jej osobę na niebezpieczeństwo. Byłem ostrożny.
Naszą rozmowę przerwało jednak pojawienie się mugola i prędko zapomniałem o eliksirach. Mężczyzna nie wyglądał dobrze. Na początku łypał i na nas podejrzliwie, bo choć Charlene mogła w swej zwykłej sukience uchodzić za mugolkę, to ja w szacie czarodzieja prezentowałem się dla niego pewnie jako kolejny dziwak. Z opowieści wynikało, że przypominam tych, którzy go zaatakowali. Łatwo było wyciągnąć wniosek, że zaatakowali go czarodzieje, skoro wspominał o dziwnych patykach, dlatego wyminąłem jegomościa, kiedy pokazywał swoje rany Charlene (liczyłem na to, że zna się na pierwszej pomocy lepiej ode mnie, pracowała przecież w szpitalu świętego Munga) i niewerbalnie rzuciłem odpowiednie zaklęcie, by sprawdzić, czy w okolicy czają się napastnicy, którzy zaatakowali nieszczęśnika. W pobliżu nie było jednak nikogo. Dawny dom Dumbledore'ów pozostawał pusty, wśród drzew żadnej istoty ludzkiej, być może tym oprychom znudziła się pogoń za starszym człowiekiem, kiedy wbiegł do wioski w Dolinie. Na wszelki wypadek rzuciłem także czar Herbarius Nuntus, by szum drzew i krzewów ostrzegł nas przed niebezpieczeństwem.
- Wygląda to na czarną magię... - mruknąłem, wracając do Charlene i mugola, który ledwo trzymał się już na nogach i pewnie nawet nie docierało do niego to, o czym rozmawiamy. Nie byłem uzdrowicielem, ale dość się w życiu napatrzyłem na podobne rany, by móc to wstępnie zweryfikować.
- Oczywiście - przytaknąłem. To była oczywistość. Wsunąłem różdżkę głębiej do rękawa i pomogłem mugolowi. Jedno jego ramię przerzuciłem przez własne i sam objąłem go w pasie, zaczynając prowadzić we wskazanym przez Charlene kierunku. - Znasz tu uzdrowiciela? Chyba jego pomoc będzie niezbędna - spytałem. Nie znałem się na mugolskiej medycynie, ale wątpiłem w to, by mogła zaradzić ranom po czarnej magii. - Trzeba będzie mu także wyczyścić pamięć...


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dawny dom rodziny Dumbledore - Page 19 Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Dawny dom rodziny Dumbledore [odnośnik]16.05.20 21:38
Zakon był bardzo różnorodny. Większość jego członków łączyła jednak odwaga, a Charlie czuła, że pod tym względem odstaje. Miała w sobie mnóstwo empatii i altruizmu, wierzyła w równość bez względu na krew, chciała pomagać potrzebującym i to te cechy rok temu przywiodły ją do Zakonu, ale nigdy nie była gotowa na narażanie życia ani na walkę. Na to się zdecydowanie nie pisała, wcielającej ją osobie obiecując swoje eliksiry i wiedzę, ale nie gotowość oddania życia za sprawę. To Vera zgarnęła cały przydział odwagi i brawury za nie dwie, a teraz była martwa. Charlie, w przeciwieństwie do starszej siostry, była delikatna, nieśmiała i zachowawcza, a z wiekiem te cechy tylko przybrały na sile, uwypuklając w alchemiczce krew Leightonów, którzy nie słynęli z bojowych talentów.
- Dobrze, będę wdzięczna – powiedziała odnośnie eliksirów. – Teraz muszę uważnie dobierać klientów, więc nie warzę eliksirów przypadkowym, nieznanym osobom. Ale krewnym i przyjaciołom znajomych chętnie pomogę – zapewniła. Unikała teraz kontaktów z ludźmi niezaufanymi, w końcu wszędzie mogli czaić się wrogowie. Zresztą nigdy nie warzyła dla przypadkowych, nieznanych osób, bo pracując w Mungu nawet nie miałaby na to czasu, skoro oprócz samej pracy musiała się uczyć tylu różnych rzeczy i po godzinach warzyć dla znajomych i potem jeszcze dla Zakonu, odkąd do niego dołączyła. A poza tym musiała mieć kiedy jeść, spać i wieść jakiekolwiek życie towarzyskie. Teraz co prawda odpadł jej Mung i wiele znajomości, które nie przetrwały jej ucieczki z Londynu, ale nadal była bardzo zajęta, dzieląc czas na pracę dla lecznicy, Zakonu i Oazy. Ale dzięki pracy i nauce mniej myślała o Verze i innych przykrych sprawach, i nie miała kiedy dać się pochłonąć depresji.
Ich rozmowę przerwał mugol, który pojawił się niespodziewanie i przypomniał po raz kolejny o tym, w jak groźnych żyli czasach. Mężczyzna był przerażony, ale widocznie na tyle zdesperowany, że podszedł mimo ubioru Cedrica. Widocznie nie potrafił poradzić sobie ze swoim stanem sam, zapewne nawet nie rozumiał, co i dlaczego mu się stało, skoro najwyraźniej skrzywdzono go za pomocą magii. Z jego opowieści wyłaniał się obraz czarodziejów, którzy bez powodu zaczepili go i rzucali w niego zaklęciami. Jakimi, tego Charlie nie wiedziała. Wątpiła, by nie rozumiejący magii mugol zapamiętał padające inkantacje. Ale wyglądał źle, dlatego musiała spróbować się nim zająć i przynajmniej go obejrzeć, lecz było jasne, że musi zobaczyć go ktoś znający się na uzdrawianiu. Charlie mimo najszczerszych chęci nie mogła go wyleczyć, więc zatroszczyła się o prowizoryczne zabezpieczenie widocznej rany, by spowolnić upływ krwi, której utrata nieuchronnie pogorszy stan mugola. Może w lecznicy będzie ktoś, kto zdoła znaleźć sposób leczenia odpowiedni dla jego niemagicznego organizmu.
Auror, kierowany swoim wyuczonym instynktem, podjął odpowiednie działania, podczas gdy Charlie zajmowała się rozmową z mugolem i prowizoryczną pierwszą pomocą.
- Czarną magię? – pisnęła w przestrachu, wzdrygając się. Czarna magia ją przerażała, a mugol najwyraźniej padł jej ofiarą. Wyglądał coraz gorzej mimo jej starań, najwyraźniej zaczęła opadać pierwsza fala emocji, która zagłuszyła ból na czas ucieczki, a teraz słabł. Charlie nie znała zaklęć mogących sprawdzić, co działo się wewnątrz jego organizmu, ale wyobraźnia podpowiadała jej różne rzeczy. Im szybciej dojdą do lecznicy tym lepiej, więc nie było czasu do stracenia, musieli ruszać natychmiast.
- Wiem, gdzie możemy znaleźć uzdrowiciela. Na szczęście to nie jest bardzo daleko, ale sama na pewno nie dałabym rady go tam zaprowadzić, więc dobrze, że się tu pojawiłeś… - Była mu wdzięczna za to, że pomógł jej i temu mężczyźnie. Ale był aurorem, więc pomaganie było wpisane i w jego zawód. Zwłaszcza gdy w grę wchodziła ofiara czarnej magii. – Nie potrafię czyścić pamięci. Dałbyś radę to później zrobić? A jak nie, to może ktoś na miejscu będzie potrafił… - nie była pewna, czy ktoś z uzdrowicieli lecznicy znał tego rodzaju czary, choć wydawało jej się, że przynajmniej Alexander powinien. Oby go zastali. Ale priorytetem było zaprowadzenie mugola do lecznicy i zadbanie, by ktoś mu pomógł. Potem będą się martwić jego wspomnieniami.
Zaczęła iść w odpowiednim kierunku, prowadząc Cedrica i mugola. Rozglądała się dookoła, by w razie czego zaalarmować aurora, gdyby dostrzegła coś niepokojącego, ale on mimo obciążenia w postaci rannego, coraz mniej kontaktującego mężczyzny pewnie i tak zauważyłby coś szybciej. Była gotowa mu pomóc w prowadzeniu mężczyzny, gdyby okazało się to potrzebne, więc szła obok, mogąc złapać go z drugiej strony, gdyby tak omdlał i nie był w stanie iść. Znaleźli się już na skraju wioski i zbliżali się do lasku, skąd wiodła ścieżka do lecznicy. Gdyby nie to, że wiedziała o Cedricu jako sojuszniku Zakonu, pewnie miałaby większe opory, jeśli chodzi o prowadzenie go tam. Ale skoro był po tej samej stronie, to chyba nikt nie będzie mieć nic przeciwko.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Dawny dom rodziny Dumbledore [odnośnik]17.05.20 10:36
W obecnej sytuacji sama obecność w szeregach Zakonu Feniksa narażała życie. Już od miesięcy Harold Longbottom był uznawany za rebelianta i wroga nowego rządu, poszukiwany, zaś wszyscy, którzy według nich byli z nim powiązani, byli wtrącani do Tower, ponosili śmierć, bądź ginęli w niewyjaśnionych okolicznościach. Jakakolwiek działalność, która miała zagrozić rządom Cronusa Malfoya, przyciągała niebezpieczeństwo. Ja byłem tego świadom, byłem na to gotowy, zamierzałem podjąć walkę bez względu na obciążone tym ryzyko. Wierzyłem jednocześnie, że uda nam się ochronić tych, którzy walczyć nie byli w stanie, tak jak Charlene, bo ich pomoc mogła okazać się niezbędna. Co do tego, że tak będzie, nie miałem żadnych wątpliwości.
- Oczywiście - odparłem, niemalże zdziwiony tym, że panna Leighton wypowiadała to, o czym myślałem na głos. Legilimencja? Miałem ochotę uśmiechnąć się do własnej głupiej myśli, lecz powaga rozmowy skutecznie mnie od tego powstrzymywała.
Ja także nie wiedziałem jakimi konkretnie zaklęciami mógł zostać zaatakowany mugol. Walczyłem z czarną magią, nie znałem jednak jej tajników, inkantacji, brzydziło mnie to po stokroć. Znałem jedynie te, którymi sam oberwałem i zaklęcia niewybaczalne. Kiedyś, dawno temu, zostałem trafiony paskudnym zaklęciem Corio, które zerwało skórę z mojej lewej dłoni. Dziś szpeciły ją paskudne blizny. Nie uniknie ich ten mugol, zdradził nam, że ma na imię Richard, pewnie będzie zadawał sobie pytania, skąd się wzięły, lecz sądziłem, że i tak będzie lepiej, jeśli wyczyścimy mu pamięć.
- Nie lękaj się, w pobliżu nie ma nikogo, natura ostrzeże nas, jeśli ktoś będzie się zbliżał. W środku miasteczka to wątpliwe - uspokoiłem Charlene, słysząc jej pisk. Ostatnie moje słowa były drobnym kłamstwem. W obecnej chwili czarnoksiężnicy nie mieli oporów przed atakowaniem w biały dzień. Im prędzej dotrzemy do uzdrowiciela, tym lepiej. Zamierzałem zaufać pannie Leighton, skoro kogoś znała, podążyłem we wskazanym przez nią kierunku.
- Chodźmy tam w takim wypadku.
Starszy mężczyzna nie był ciężki, cechował się raczej drobną budową i niskim wzrostem, więc pomoc nie przysporzyła mi trudności. Prowadziłem go ostrożnie, pozostając jednocześnie czujnym, w prawym rękawie miałem różdżkę w pogotowiu.
- Tak. Bez obaw. Nie jestem w tym mistrzem, lecz w usunięciu wspomnień z ostatnich kilku kwadransów powinienem dać sobie radę bez problemu - uspokoiłem Charlene. Zdarzało mi się rzucać zaklęcie Obliviate. Nie raz i nie dwa. Nie panowałem nad nim perfekcyjnie, ale sądziłem, że sprostam zadaniu.
Zaprowadziliśmy mugola do leśnej lecznicy na skraju Doliny Godryka, o której dotychczas nie wiedziałem, choć byłem stąd. Dobrze, że powstała. Rany mugola zostały wyleczone, pozostały po nich blizny, większa byłaby jednak, gdybym nie wyczyścił mu pamięci po tym paskudnym spotkaniu.
Podziękowałem Charlene za wskazanie mi drogi do lecznicy i musiałem się z nią pożegnać. Nie chciałem, by siostra martwiła się, że coś mi się stało - i tak byłem już spóźniony na nasze spotkanie.

ZT.


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dawny dom rodziny Dumbledore - Page 19 Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Dawny dom rodziny Dumbledore [odnośnik]17.05.20 12:15
Nie dało się być dobrym we wszystkim. Charlie, która poświęciła większość swojego młodego życia eliksirom i pokrewnym dziedzinom, nie miała kiedy zdobyć umiejętności niezbędnych do walki. Doba miała tylko dwadzieścia cztery godziny, do tego dochodziła kwestia predyspozycji i charakteru i nie ulegało wątpliwości, że ich nie posiadała. Dlatego zostawiała walkę w rękach tych, którzy się na tym znali i sama chowała się za ich plecami, warząc eliksiry, które miały im pomóc w walce bądź uleczyć ich po fakcie. Może rzeczywiście powinna rozważyć zdegradowanie się do roli sojusznika? Coraz częściej nad tym myślała. Nie nadawała się do tak groźnej rzeczywistości. Kiedyś szumne hasła o Zakonie, pomaganiu i walce o lepsze jutro brzmiały tak pięknie i kusząco, ale rzeczywistość daleka była od wyobrażeń, jakie miała rok temu. To nie była zabawa w zbawianie świata. Wciąż żywo pamiętała, co spotkało Hannah, Bena i innych. To był taki pierwszy moment otrzeźwienia, potem przychodziły kolejne, zasiewając w jej głowie wątpliwości co do tego, czy w Zakonie w ogóle było miejsce dla niej.
To nie legilimencja, a kwestia tego, że Charlie już od dłuższego czasu musiała uważać na to, dla kogo warzy eliksiry i przezornie nie wolała robić tego dla zupełnie nieznanych osób. A odkąd wyjechała z Londynu, w ogóle nie spotykała się z nikim, kogo poglądów nie była pewna, co ograniczyło jej życie towarzyskie niemal wyłącznie do rodziny, Zakonu, sojuszników i mieszkańców Oazy. Paranoja podsycana przez Zakonników udzielała się i jej, proporcjonalnie do tego, jak narastał jej strach przed obecną sytuacją.
A mugole byli jeszcze bardziej bezbronni, bo nieświadomi tego, że istniała magia i wiążące się z nią zagrożenia, dlatego łatwo padali ofiarą różnych zdarzeń. Charlie zastanawiała się też, ile wiedzieli na przykład o tym, co zdarzyło się w Londynie. Rozmyślała o tym wszystkim, próbując pomóc starszemu mężczyźnie, który najprawdopodobniej zawinił tylko tym, że po prostu tam był, kiedy dwójka chłystków postanowiła znaleźć sobie ofiarę do wypróbowania czarnomagicznych inkantacji.
- To… dobrze. Wolałabym, żeby ci, którzy mu to zrobili, tu nie przyszli – powiedziała cicho, świadoma bezbronności mugola... no i własnej. Jej zaklęcia tarczy były sprawą bardzo losową, i też nie znała trudnych zaklęć, a głównie podstawy. – Ale może rzeczywiście już ich tu nie ma. Mogli się zdeportować i są już teraz daleko stąd… - Na to liczyła. Że spłoszyli się i uciekli. Zerknęła znowu na mugola, ale wyglądało na to, że skupiony na swoim bólu i strachu już za bardzo nie rozumiał, co cicho szeptali między sobą z Cedrikiem.
Musiała wskazać im drogę do lecznicy, która była miejscem, gdzie istniała największa szansa znalezienia teraz uzdrowiciela. Na to Charlie liczyła, że ktoś z obsady tam będzie i zajmie się ranami mugola. Charlie nie była pewna, jak magia lecznicza zadziała w takim przypadku, ale może uzdrowiciele będą wiedzieli, jakich zaklęć użyć. Była pewna, że jeśli to czarna magia, mugolskie sposoby nie wystarczą. Mugole może i mogli leczyć zwykłe urazy (choć podobno trwało to okropnie długo), ale nie czarną magię.
- Cieszę się. Ja jestem beznadziejna w urokach i próbowanie tak trudnego zaklęcia nie mogłoby się skończyć dobrze – szepnęła. Wolała więc by w tak delikatne kwestie jak wspomnienia ingerował ktoś, kto wiedział co robi. Ona mogłaby jedynie zaszkodzić mugolowi, bo znała tylko inkantację, ale nie potrafiła jej rzucać. To wymagałoby znacznie większej biegłości w urokach, a ona znała tylko podstawy podstaw, najprostsze zaklęcia z poziomu szkoły. Gdyby teraz miała podejść znowu do suma z uroków, pewnie by nie zaliczyła, bo zapomniała nawet tego, co wtedy z takim mozołem wbijała sobie do głowy, by zdać egzamin praktyczny, bo nauczyć się teorii było jej łatwiej.
Niedługo później dotarli do lecznicy, gdzie ranny mugol został przekazany w odpowiednie ręce i udzielono mu konkretnej pomocy. Zostaną mu po tym blizny, ale wyglądało na to, że przeżyje, co napełniło wrażliwe serduszko Charlie ulgą. Każde uratowane niewinne życie było bezcenne, a bez Cedrica byłoby dużo trudniej, więc doceniała rolę aurora w tym wszystkim i była mu naprawdę wdzięczna. Jeszcze raz mu podziękowała i pożegnała się z nim, mając nadzieję, że spotkają się następnym razem w przyjemniejszych okolicznościach.

| zt.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Dawny dom rodziny Dumbledore [odnośnik]05.01.21 0:34
27 sierpnia 1957, popołudnie

W końcu po tym krążeniu w tą i na zad po Dolinie Godryka faktycznie coś tam związanego z Dumbledorem znalazł. Może to i proste było tak jak mówili, kościół na samym środku stał, cmentarz tuż obok. Ciekawszy jednak był dom w którym wielki psor się wychował ponoć. Ludzi różnych po drodze spotkał, milszych i mniej, ale wędrówki doszedł niemal kres gdy do wejścia do domu podszedł. Atmosfera była tu nawet inna i chociaż z nieba leciało raczej ciepło, to w środku Hagrida zrobiło się zimniej nieco. Dom prawie rozpoznał już gdy go ujrzał, wyróżniał się na tle domów. Brudny i pusty. Jakby porzucony, jakby nikt tam nie zaglądał. Kwiatków żadnych nie leżało, więcej pewno na cmentarzu osób pamiętało. Hagrid wstrzymał na chwilę oddech reflektując się gdzie w końcu się znalazł. Bardzo wolnym krokiem powoli podszedł do wejścia. To był dom psora.
Ciężki to był czas w murach szkoły dla osób takich jak on. Dla dziwaków, dla odrzucanych od początku tylko dlatego, że był inny i wyrósł nie taki jak powinien. Nawet ich rozumiał, bo kto by to chciał takiego Hagrida za kolegę mieć. Paru się na szczęście znalazło, chociaż nawet nauczyciele zbyt przychylni nie byli.
- Psorze... - powiedział cicho przed domem w którym wychował się nauczyciel, powstrzymując łzy. - Ech psorze, co to się na świecie porobiło... Pamiętam jak psor mówił, że dla należycie zorganizowanego umysłu, śmierć to tylko początek nowej wielkiej przygody, jak mnie na płacz zaniosło, że Aragog uciekł. Psor zawsze mądre słowa miał. Zawsze... - głęboki wydech zeszklił też olbrzymowi oczy. - Ja psorze wiem, że psor mnie wierzył, że ja nigdy tej dziewuszki tam nigdy bym krzywdy nie zrobił, Aragog nigdy też nie... - to ten kłamczuch Tom Riddle. - Podziękować jeszcze raz chciałem tylko, no i ten... - już sam nie wiedział co miał mówić, więc zamilkł.
Wpatrywał się jeszcze w wejście z zawieszonym wzrokiem wspominając swojego bohatera. Nie wiedział psor Dumbledore co teraz na świecie się działo, a w grobie by się przewrócił i by już Hagrid stukanie słyszał.
- Pamięta psor jak mnie na tej całej transmutacji nie szło zamienianie kapelusza w żółwia? - zaśmiał się. - Psor mnie powiedział wtedy, że to nasze wybory ukazują, kim naprawdę jesteśmy, o wiele bardziej niż nasze zdolności - słowa zapamiętał. - Prawda to, ja myślę. Że to jak w sercu przytulniej to i człek lepszy... Teraz takich mniej już jak psor na świecie - przełknął głośno ślinę na myśl o tym wszystkim co w Londynie się działo.
Ataki na mugolaczków, wszystkie parszywe i obrzydliwe zbrodnie, te ciała na ulicach, brud i syf... To nie było miejsce do życia dla nikogo, ale lepiej było życie uchować, choć nie wszystkim się udało.
- Psorze, daj mi znak jakiś, nie wiem... Znać jakoś mnie proszę niech psor da, że to warte walki jest, bo mnie serce się kraja i tak se myślę... Czy lepij uciekać...?
Nie chciał uciekać, chociaż takie myśli też przechodziły przez jego głowę i to Tonks i to co mu wcześniej gadał powstrzymywało Hagrida przed tym. Inaczej sobie Londyn wyobrażał, oj inaczej.



No i idę z tym brzemieniem ku Golgocie
Co ja pieprzę idę przecież w
jasną dal
Rubeus Hagrid
Rubeus Hagrid
Zawód : robol w porcie
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I should NOT have said that...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t8954-rubeus-hagrid https://www.morsmordre.net/t8983-gog https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8982-skrytka-bankowa-nr-2106 https://www.morsmordre.net/t8963-rubeus-hagrid
Re: Dawny dom rodziny Dumbledore [odnośnik]05.01.21 2:13
Alexander bardzo skrupulatnie przemyślał to, jak rozegrać dzisiejsze spotkanie z Rubeusem Hagridem. Po pierwsze wiedział, że nie mógł pojawić się tam jako on, a na pewno nie od razu. Po drugie, najlepiej byłoby gdyby Hagrid w ogóle nie wiedział, że ma towarzystwo: i tu również na pewno nie od razu. Farley musiał więc po pierwsze przybrać inną postać, po drugie zaś stać się niewidzialnym i niepostrzeżenie pójść za półolbrzymem na cmentarz. Nie wiedział kiedy Rubeus przybędzie do Doliny, więc na wszelki wypadek zarezerwował sobie na te gierki cały dzień. Miał nadzieję, że mężczyzna dotrze do Doliny prędzej niż później, bo młody uzdrowiciel czuł presję tego aby powrócić do lecznicy i pomóc tam Idzie na tyle na ile był w stanie. Nawiedzające go halucynacje potrafiły być niezwykle uciążliwe, dlatego Farley starał się cały czas chodzić odpowiednio medykamentowany  eliksirami uspokajającymi, które choć ułatwiały radzenie sobie z nierealnymi wizjami to w zamian utrudniały pracę.
Alexander wcześnie wstał i po prędkim przygotowaniu się do dnia zatrzymał się przed łazienkowym lustrem. Wziął głęboki oddech patrząc nieufnie na swoje odbicie, jakby oczekując, że zaraz zobaczy w nim twarz Ramseya Mulcibera. Nic takiego się jednak nie stało, więc Farley zaczął skrupulatnie przekształcać rysy swojej twarzy tak, aby nie było możliwym poznanie go. Ujął też sobie nieco wzrostu żeby nie rzucać się w oczy. Poruszył ramionami i przeciągnął się, po czym potarł dłońmi twarz: starał pozbyć się tego zabawnego mrowienia, które towarzyszyło przemianom metamorfomagicznym. Nie było to znów czymś wielce uciążliwym, ale dziś nie chciał żeby za wiele rzeczy go rozpraszało. Z niepewnością popatrzył na swoją różdżkę i wziął ją w dłoń, po czym skupił się na niewerbalnym zaklęciu Kameleona. Obserwował, jak jego sylwetka rozmywa się i znika, aż całkowicie nie wtopił się w otoczenie. Wymknął się z łazienki i z domu, ruszając w dół zbocza w stronę dna Doliny. oczekiwał, że Hagrid nadejdzie głównym gościńcem od strony Londynu i tam właśnie zamierzał się na niego zasadzić.
Pierwsze trudności w wykonaniu tego planu – bardzo prostego w swych założeniach – pojawiły się już przy zbliżeniu do zabudowań centralnej części siedliska. Alexander zamarł momentalnie gdy dotarł do głównej ulicy, na której kręciło się kilka osób, zapewne zmierzające na targowisko na placu. Jego palce zacisnęły się na różdżce odruchowo, a tętno poszybowało niebotycznie prędko do góry. Dobrze, że Farley był niewidzialny, bo jego wyraz twarzy i przybrana obronna postawa mogłyby wzbudzić sensację. Widział przed sobą ich wszystkich: Rycerzy Walpurgii, nieprzychylnych mu szlachciców i szlachcianki, a nawet Nicholasa Lowe. Farley zanurkował za róg najbliższego budynku i wziął kilka głębokich oddechów. Nie był w stanie wygrać z nimi wszystkimi. Zalali Dolinę Godryka i nie było szans na to, aby z nimi zwyciężyć. A na pewno nie kiedy tworzył mu się taki mętlik z myśli. Alexander uniósł różdżkę do własnej skroni i wyszeptał inkantację: – Paxo.
Kojąca magia rozlała się po umyśle młodego czarodzieja, a on poczuł jak odzyskuje nad sobą kontrolę. Czując się już mniej rozedrganym i bardziej zebranym w całość wychylił się zza budynku żeby raz jeszcze spojrzeć na przeciwników i ocenić ile posiłków musiał wezwać żeby mieli jakieś szanse w tym starciu. Ciężko zdziwił się więc kiedy po ponownym spojrzeniu na zgromadzenie nie ujrzał tam ani Rosiera, ani Rookwood, ani nikogo innego kto znajdował się tam wcześniej. Na placu znajdowali się mieszkańcy Doliny, których kojarzył już całkiem nieźle. Alexander wypuścił wstrzymywane w płucach powietrze, rozumiejąc, że to po raz kolejny oszukał go jego własny umysł.
Wciąż trzymając różdżkę w pogotowiu, Farley udał się w stronę gościńca. Nie dotarł tam jednak, bo gdy chciał odbić w tamtym kierunku coś kątem oka dojrzał z przeciwnej strony. Wielka sylwetka, większa niż jakikolwiek znany mu czarodziej – a był w końcu znajomym Benjamina Wrighta, więc to już o czymś świadczyło – niosła się na swoich ogromnych stopach w stronę domu rodziny Dumbledore. Jak na komendę młody uzdrowiciel obrócił się na pięcie i ruszył za personą, która niewątpliwie była Rubeusem Hagridem. Jakie w końcu były szanse na to, że właśnie w ten wtorek zjawi się w Dolinie jakiś inny półolbrzym? Mimo wszystko Alexander pozostał ostrożny, ukrywając się po kątach i dyskretnie docierając do celu, co pozwoliło mu usłyszeć dość prywatne wyznanie. Słowa, które mówił półolbrzym poruszyły coś w Farleyu: on również dokonał pewnych wyborów, które pokazywały kim tak naprawdę był. Zrobiło mu się żal Rubeusa, jednak logiczna część jego mózgu odsunęła tę emocję na bok. Stawka była dość wysoka, nie mógł pozwolić sobie na błąd ze względu na zwykłą, ludzką empatię. Schowany w cieniu, wpierw niewerbalnie rzucił zaklęcie Salvio Hexia, otaczając nim postać Rubeusa i spory kawałek terenu przed domem, następnie postąpił parę kroków do przodu, zatrzymując się kilkanaście stóp za Hagridem, ale już w zasięgu działania Salvio, po czym zdjął z siebie zaklęcie Kameleona.
Jeżeli to nasze wybory pokazują kim naprawdę jesteśmy to trzeba było sprawdzić to w praktyce.
Nawet największy mrok można rozgonić, jeśli tylko pamiętać aby zapalić światło – powiedział wyraźnie, a kiedy Rubeus odwrócił się, uśmiechnął się półgębkiem. – Albo jakoś tak. Nie miałem zaszczytu poznać profesora Dumbledore'a – wyznał, po czym postąpił jeszcze krok do przodu. – Można? – zapytał, wskazując na miejsce obok Hagrida. – Chciałbym z tobą porozmawiać, Rubeusie. Michael wspominał, że się tu pojawisz, więc postanowiłem wykorzystać sytuację – powiedział, uważnym spojrzeniem przypatrując się Hagridowi. Nie był nawykły do tego, że musiał zadzierać głowę by wejrzeć komuś w oczy. Myśl ta sprawiła, że coś niewygodnie ścisnęło mu się w środku, a od wewnętrznej strony mostka zadrapało go poczucie winy, bo przemknęło mu jeszcze przez głowę, że tak właśnie musiała czuć się przy nim Justine. Justine.

| Zaklęcie


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Dawny dom rodziny Dumbledore - Page 19 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Dawny dom rodziny Dumbledore [odnośnik]05.01.21 3:00
Jak tak stał przed tym domem to go jakieś dziwne wspomnienia trafiły prosto w czachę. Wpierw jak do Hogwartu jechał, co go nikt w pociągu nie zaczepiał. Wtedy myślał, że nie polubili tych czarnych włosów i wielkiej mordy, ale teraz wiedział, że pewnie ze strachu. Potem jak pierwsze lekcje odbierał od profesorów zasłużonych, co mu ławkę musieli powiększać by się w ogóle w niej zmieścił dupskiem wielkim. Potem tego centaura w Zakazanym Lesie, tego jak pocieszał gdy Rubeusowi tatko umarł. Wszystko to uczyniło go takim jakim jest, chociaż swe zasługi to wiele innych sytuacji w życiu miało. To jak się dowiedział, że Psor Dumbledore nie żyje, to jak się dowiedział, że wojenka trwa, to jak się podśmiechiwali, że za duży, to jak go chcieli do pierdla wsadzić, to jak podobno ta dziewuszka to z jego winy trupem padła. To ostatnie to nieprawda była, bo ani Hagrid ani biedny Aragog nikogo by nie skrzywdził, ale słuchać nie chcieli, swoje zdanie mieli. Ciężki los półolbrzyma, parszywy los. Wszystko to co wyrzucił z siebie w stronę miejscówki gdzie kiedyś sam Dumbledore mieszkał to jakoś na serduchu pomogło. Wciąd do cmentarza musiał dotrzeć, ale w takim domku to pewnie sam psor Album dłużej przebywał niż w zimnym gronie, a i atmosfera pewnie przyjemniejsza była. Teraz domostwo stało opuszczone, szkoda nawet, ale kto by tam zresztą miał mieszkać jak Wielki Czarodziej martwy leżał? Wzdrygnęło go gdy obok siebie głos usłyszał. Słowa co mądrością ciekły. Przytaknął. No i najgorszy mrok dało się świeczuszką zapaloną oświetlić. Głos zbliżył się, a półolbrzym odwrócił głowę. Stał przed nim człowiek z twarzy podobny zupełnie do nikogo, a gadał tak jakby wiedział gdzie się półolbrzym zjawi, nazwisko też znał. Czarodziej bankowo.
- Można, ta - rozchmurzył się na imię Michaela.
Sam zwracał się do niego raczej po nazwisku, nie wiedząc nawet czy to elegancko było czy bardziej z szacunkiem, chociaż aurora szanował jak mało kogo, pomimo tego, że przy pierwszym zobaczeniu ten już różdżkę wyciągnął. Przychylnie się wtedy jednak o sprawie wypowiadał, o psorze Dumbledorze zresztą też, to przecież musiał dobrym człowiekiem być.
- Ja pszpraszam Pana, ale to ni znam, Michael mnie nic nie mówił żebym tu się z kimś ten... No żeby spotkał. Ja tu se chciałem w spokoju te, no, wygadać się, a co ja będę w bawełnę owijał, nie? Gdzieś tam gadali, że świstak owija w sreberka, ale ja myślę, że bzdura. Kto to świstaka ze sreberkiem widział? Pryndzyj z drewnem, no to tak, świstaki lubią, bo to tamy, ale co by bawełnę to ja ni... - oj, Hagridzie, uspokój konie. - Miło mnie, że Pan to ten od Michaela... Ale ja nie do końca wiem co to robić, bo ja siem miał spotkać z nim, ale go tu ni ma i ten... Zara, zara... A paniczek to skąd wie? - spojrzał podejrzliwie na facecika.
Nawet nie był taki niziutki, chociaż przy półolbrzymie to ledwo pod pachę sięgał. Twarzy nie kojarzył, chociaż przyjrzał się dobrze. Marne szanse były, że go tu w bambuko robił, skoro imię Michaela znał.
- A co to Panu ten Michael rzekał? - dopytał jeszcze. - Bo to może nie ten sam, nie?



No i idę z tym brzemieniem ku Golgocie
Co ja pieprzę idę przecież w
jasną dal
Rubeus Hagrid
Rubeus Hagrid
Zawód : robol w porcie
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I should NOT have said that...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t8954-rubeus-hagrid https://www.morsmordre.net/t8983-gog https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8982-skrytka-bankowa-nr-2106 https://www.morsmordre.net/t8963-rubeus-hagrid

Strona 19 z 23 Previous  1 ... 11 ... 18, 19, 20, 21, 22, 23  Next

Dawny dom rodziny Dumbledore
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach