Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka
Dawny dom rodziny Dumbledore
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Dawny dom rodziny Dumbledore
Mieszczący się w Dolinie Godryka dom państwa Dumbledore stoi pusty i smutny przypominając o tragicznej historii jego rodziny. Magicznie zamknięty skutecznie powstrzymuje ciekawskich przed wejściem do środka. Ponoć czasem nawet pojawia się w nim Aberforth, młodszy brat słynnego Albusa. Chowa się wtedy gdzieś w budynku i nie wychyla nosa na zewnątrz, pozwalając ludziom odwiedzać ogródek, w którym stoi kamień upamiętniający historię rodu, który niegdyś tu zamieszkiwał. Na nim pojawiają się coraz częściej dopiski od czarodziejów szukających wsparcia w tych trudnych czasach. Początkowo systematycznie usuwane przez Abertfortha, później pozostawione, gdy właściciel posesji zdał sobie sprawę z bezsensowności swych wysiłków. Obiekt chroniony jest przed mugolami prostym zaklęciem, które sprawia, że gdy tylko pojawią się w pobliżu, mają wrażenie, że zauważyli jak ktoś przechadza się po domu. Z resztą bardzo niepozornego z wyglądu, nieco zapuszczonego z zarośniętym trawnikiem i brudnymi oknami, w których wiszą szare firanki, które zapewne kilkanaście lat tamu świeciły idealną bielą.
Coś boleśnie obijało się w jego głowie, wywołując nieprzyjemny odruch żołądkowego skurczu. Ciemna mgła, która ich tym razem owionęła przypominała początkowo koszmarną wizję senną. Potem obraz się wyklarował, by mogli zobaczyć dwójkę młodych mężczyzn. Teraz mieli pewność, że widzieli Dumbledore'a i Gellerta, ale treść rozmowy wydawała się...przynajmniej niepokojąca.
Próbował się przyjrzeć chłopcu, który do nich dołączył. Kim był był? Jaką rolę odgrywał? Skamander mimowolnie sięgnął dłonią po zawieszone na rzemyku dwa pierścionki. Jeden drobny, delikatny, drugi szerszy, prosty sygnet stanowiący symbol jego Feniksowej przynależności.
- To nie jest bajka, bardziej legenda chociaż... - poruszył głową, starając się przegnać sprzed oczu zalegające w umyśle niepokojące obrazy i słowa - Wiesz, że w każdej baśni jest ziarno prawdy - Nie wiedział ile zdołają oni wyciągnąć, ale fakt, że grobowiec Peverella był rzeczywisty. Skoro w dziecięcej opowieści znalazł się fakt, to musiało być ich więcej - Moja przyjaciółka z pracy, podczas jednej z misji trafiła na grób Peverella i przejście do baśniowych katakumb - podniósł się z miejsca, nadal trzymając w dłoniach fotografię, której nie miał zamiaru wyrzucać. Schował je ostrożnie do torby i zerknął na Adriena - Wspólnego? To chyba tak jak my...oni chcieli zbawić świat, tylko...chyba obaj mieli rożne tego pojęcia - zmarszczył brwi - próbował łączyć rozbiegane fakty, ale nadal nie rozumiał wszystkiego. Może się mylił? - Masz rację Maluchu... - dodał cicho i uśmiechnął się do Minnie, przechodząc w stronę rozerwanej poduszki. Starał się wypatrzyć coś, co mogło być bliższe domownikom. Jeśli działała tu tak niezwykła magia, to stawiał, że związana była z ważniejszymi elementami - Adrien? wejdziesz? - spojrzał na przyjaciela, który pilnował wejścia. Pamiętał przy korytarzu schody, które prowadziły na górę. Tam też musieli zajrzeć.
Próbował się przyjrzeć chłopcu, który do nich dołączył. Kim był był? Jaką rolę odgrywał? Skamander mimowolnie sięgnął dłonią po zawieszone na rzemyku dwa pierścionki. Jeden drobny, delikatny, drugi szerszy, prosty sygnet stanowiący symbol jego Feniksowej przynależności.
- To nie jest bajka, bardziej legenda chociaż... - poruszył głową, starając się przegnać sprzed oczu zalegające w umyśle niepokojące obrazy i słowa - Wiesz, że w każdej baśni jest ziarno prawdy - Nie wiedział ile zdołają oni wyciągnąć, ale fakt, że grobowiec Peverella był rzeczywisty. Skoro w dziecięcej opowieści znalazł się fakt, to musiało być ich więcej - Moja przyjaciółka z pracy, podczas jednej z misji trafiła na grób Peverella i przejście do baśniowych katakumb - podniósł się z miejsca, nadal trzymając w dłoniach fotografię, której nie miał zamiaru wyrzucać. Schował je ostrożnie do torby i zerknął na Adriena - Wspólnego? To chyba tak jak my...oni chcieli zbawić świat, tylko...chyba obaj mieli rożne tego pojęcia - zmarszczył brwi - próbował łączyć rozbiegane fakty, ale nadal nie rozumiał wszystkiego. Może się mylił? - Masz rację Maluchu... - dodał cicho i uśmiechnął się do Minnie, przechodząc w stronę rozerwanej poduszki. Starał się wypatrzyć coś, co mogło być bliższe domownikom. Jeśli działała tu tak niezwykła magia, to stawiał, że związana była z ważniejszymi elementami - Adrien? wejdziesz? - spojrzał na przyjaciela, który pilnował wejścia. Pamiętał przy korytarzu schody, które prowadziły na górę. Tam też musieli zajrzeć.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : rzut kością
'k100' : 64
'k100' : 64
Jeśli jeszcze ułamek sekundy temu myślałam, że moje serce nie może bić szybciej - jeszcze nigdy nie byłam w podobnym błędzie. Po schodach powoli zeszedł nie kto inny jak mój mąż, lecz ani razu nie spojrzał w moim kierunku. Moje usta drgnęły, kiedy ponownie chciałam się odezwać (ignorując przy tym pytanie Leonadra), jednak żadne słowo nie potrafiło przejść mi przez gardło. Wpatrywałam się w ten obrazek jak zaczarowana, nie mogąc oderwać od niego nie tylko wzroku ale też i myśli. Mamo? Pobladłam. Moje oczy zrobiły się jeszcze większe. Poczułam jak fala ciepła przelewa się przez moje drobne ciało. Podejrzewałam. Od samego początku. Kiedy tylko ta mała istotka zbiegła po schodach a w moich uszach rozbrzmiał tak dobrze znany mi głos... I wtedy dotarło do mnie coś, czego świadoma byłam od początku, lecz myśli tej niespecjalnie chciałam do siebie dopuszczać. To jedynie ułuda, widmo. Leonard tego nie widział, przed chwilą przecież zadał mi świadczące o tym pytanie. Coś zakuło mnie w sercu, zbyt piękny obraz malował się przed moimi oczami. Czyli to jedynie wytwór mojej wyobraźni? Dopiero teraz zorientowałam się, że wolną rękę delikatnie wyciągałam w kierunku blondyneczki. Nie. To nie jest prawdziwe. Zabrzmiał głos gdzieś z tyłu mojej głowy.
- Naprawdę niczego nie widzisz? - Spytałam roztrzęsionym głosem swego towarzysza, nadal wpatrując się w nierealne postaci przede mną, nieco mocniej zaciskając swe palce na różdżce. - W takim razie, może teraz Ty oświecaj nam drogę... - Dodałam nieco bardziej stanowczo, choć cała nadal drżałam, nie do końca będąc w stanie zapanować na emocjami. Wiedziałam co należy zrobić.
- Naprawdę niczego nie widzisz? - Spytałam roztrzęsionym głosem swego towarzysza, nadal wpatrując się w nierealne postaci przede mną, nieco mocniej zaciskając swe palce na różdżce. - W takim razie, może teraz Ty oświecaj nam drogę... - Dodałam nieco bardziej stanowczo, choć cała nadal drżałam, nie do końca będąc w stanie zapanować na emocjami. Wiedziałam co należy zrobić.
And on purpose,
I choose you.
.
I choose you.
.
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Lilith Greengrass' has done the following action : rzut kością
'k100' : 33
'k100' : 33
To było dziwne przeżycie. Stać w tej pustej piwnicy i przyglądać się mojej towarzyszce, widocznie w coś zapatrzonej. Coś, czego ja sam nie potrafiłem czy też nie mogłam zobaczyć. Zastanawiało mnie to. Co to za czar? Czy ktoś rzucił jakieś zaklęcie na wejście i dotykało ono pierwszej osoby, która przeszła przez próg? A może to emocje sprawiły, że Lilith pod wpływem presji zdawał się zauważyć coś? Nie, to głupie, przecież jest aurorem, umie bezbłędnie działać pod presją. Odwróciłem głowę, aby zapytać o zdanie Margit i dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że nie poszła za nami. Ogarnęła mnie konsternacja. Czy coś się stało? Przecież mieliśmy się nie rozdzielać, starczy, że nasza grupka już i tak rozpadła się na pół. Lekkie uczucie paniki przebiegło mi po kręgosłupie. Wziąłem długi uspokajający oddech. Może po prostu została na czatach i chroni nasze plecy? Wydawało mi się to wystarczającym wytłumaczeniem, chociaż ta myśl nadal kołatała się po mojej głowie, gdy Lilith w końcu się odezwała.
- Naprawdę - przytaknąłem, po czym w geście otuchy położyłem dłoń na jej ramieniu. Nie wiem, które z nas potrzebowało większego wsparcia. - Powiedz mi co widzisz - poprosiłem, aby ją trochę uspokoić. Jeśli będzie taka roztrzęsiona to bez sensu będzie brnięcie dalej. - Lumos - mówię, wyciągając różdżkę przed siebie. Może jest zbyt ciemno, żebym ja mógł widzieć?
- Naprawdę - przytaknąłem, po czym w geście otuchy położyłem dłoń na jej ramieniu. Nie wiem, które z nas potrzebowało większego wsparcia. - Powiedz mi co widzisz - poprosiłem, aby ją trochę uspokoić. Jeśli będzie taka roztrzęsiona to bez sensu będzie brnięcie dalej. - Lumos - mówię, wyciągając różdżkę przed siebie. Może jest zbyt ciemno, żebym ja mógł widzieć?
so i tried to erase it but the ink bled right through almost drove myself crazy when these words
led to you
Leonard Mastrangelo
Zawód : malarz, brygadzista
Wiek : 35
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
a dumb screenshot of youth
watch how a cold broken teen
will desperately lean on a superglued human of proof
watch how a cold broken teen
will desperately lean on a superglued human of proof
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Leonard Mastrangelo' has done the following action : rzut kością
'k100' : 57
'k100' : 57
Zlustrował bez większego przekonania okno. Niby zasłony mogły wskazywać na to, że ktoś sobie torował do niego drogę, jednak to byłoby dość absurdalne. Większość szanujących się czarodziei prędzej użyłaby teleportacji niż okna (no chyba, że mają na nazwisko Carrow)...Nie zmieniało to jednak faktu, że ten kto tu był prawdopodobnie tak właśnie opuścił to miejsce znajdując tu coś czego poszukiwał. W innym wypadku ślady prowadziłyby dalej, do innych części mieszkania. A może i nie...? Uzdrowiciel uniósł brwi ku górze słysząc jakiś podejrzany dźwięk dochodzący z innej części mieszkania. A może ktoś tu ciągle był? A może to była druga część ich grupy?
- Insygnia, co? - Napomknął w ciemność zaraz po tym, jak Skamander wspomniał o Peverellach, o legendzie, o grobie Ignotusa, o tym, że ten wie czego intruz/intruzi mogli szukać. Zmarszczył czoło. - Myślisz...myślisz, że ktoś poszukiwał tu peleryny...? - Zwrócił się do Skamandera, odwracając na chwilę w jego stronę swoje spojrzenie w którym tliła się nuta wątpliwości, jednak nie niedowierzania.
Co do pomysłu Sama nie był za bardzo co do niego przekonany. Powiódł jednak sugestywnym wzrokiem to po Minnie, a zaraz potem Skamandera dając mu bezsłownie do zrozumienia by byli ostrożni.
- Idę więc na piętro, a wy uważajcie. Myślę, że to chyba wiatr lub nasi, lecz...bądźcie czujni. - przestrzegł ich, a potem skinął im głową zostawiając ich samych. Samemu oświetlając sobie drogę różdżką podążył zgodnie z sugestią przyjaciela w stronę schodów by dostać się po nich na piętro.
- Insygnia, co? - Napomknął w ciemność zaraz po tym, jak Skamander wspomniał o Peverellach, o legendzie, o grobie Ignotusa, o tym, że ten wie czego intruz/intruzi mogli szukać. Zmarszczył czoło. - Myślisz...myślisz, że ktoś poszukiwał tu peleryny...? - Zwrócił się do Skamandera, odwracając na chwilę w jego stronę swoje spojrzenie w którym tliła się nuta wątpliwości, jednak nie niedowierzania.
Co do pomysłu Sama nie był za bardzo co do niego przekonany. Powiódł jednak sugestywnym wzrokiem to po Minnie, a zaraz potem Skamandera dając mu bezsłownie do zrozumienia by byli ostrożni.
- Idę więc na piętro, a wy uważajcie. Myślę, że to chyba wiatr lub nasi, lecz...bądźcie czujni. - przestrzegł ich, a potem skinął im głową zostawiając ich samych. Samemu oświetlając sobie drogę różdżką podążył zgodnie z sugestią przyjaciela w stronę schodów by dostać się po nich na piętro.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : rzut kością
'k100' : 87
'k100' : 87
Księga, którą wzięła ze sobą Minerwa nie miała żadnej eleganckiej okładki. Wyglądała raczej jak skórzany notes z ręcznie dopisanym tytułem. Dzieje Magii autorstwa Bathildy Bagshot — wersja robocza. Nie była to też żadna wydana księga, brakowało jej strony tytułowej, od razu rozpoczynając się przedmową. Wyglądała raczej na maszynopis z wieloma odręcznymi poprawkami, w tym dopiskami Albusa Dumbledore’a. Kolejna księga była starym podręcznikiem historii magii w Hogwarcie. Po jej dotknięciu nie wydarzyło się już nic więcej.
Samuel schował fotografię młodego Albusa Dumbledore’a i Gellerta Grindelwalda do torby i postanowił sprawdzić rozerwaną poduszkę. W środku poza pierzem nie było niczego, co mógłby dostrzec.
Adrien pozostawił dwójkę Zakonników w salonie i samotnie ruszył schodami na górę, oświetlając sobie drogę różdżką. Stopnie skrzypiały niemiłosiernie, przy każdym najmniejszym ruchu. I kiedy Adrien był już na samej górze mógł zobaczyć ciemny korytarz. Drzwi prowadzące do pokoi były pozamykany. Dwie pary po lewej stronie i dwie po prawej.
Jej mąż nie poszedł już dalej, gdy dziewczynka zaczęła krzyczeć i wyciągać ręce do mamy. Odwrócił się powoli, aż w końcu skupił na niej wzrok i uśmiechnął się tak, jak zwykle.
— Znalazłaś mamusię — powiedział do dziewczynki, pozostając na tym stopniu schodów, na którym się zatrzymał. Czekał na nią. Wyraźnie liczył na to, że będą mogli wrócić na górę wszyscy razem.
— Mamo, chodź! — krzyknęła do niej maleńka istotka, która chciała ku niej pobiec, lecz tata wciąż trzymał ją na rękach mocno. I on w końcu wyciągnął rękę, kiwając nagląco głową. Ciche „chodźmy już” mogła usłyszeć i wyczytać z ruchu jego warg. Lilith musiała czuć ten przyjemny zapach, ciepło rozpływające się po jej ciele i uczucie spokoju. Coś ciągnęło ją w tamtą stronę, coś sprawiało, że chciała podążyć tą drogą.
Leonard za to nie widział nic. Czuł jedynie świeże powietrze, które docierało od strony schodów. Ale gdzieś nad jego głową usłyszał ciche kroki, które przemieszczały się prosto, zatrzymując nad pokojem, który miał przed sobą, lecz ten, z perspektywy, w której wciąż tkwił wydawał się kompletnie pusty. Z jego różdżki już po chwili rozbłysło światło, które mocniej rozświetliło zupełnie pusty korytarz i schody. Tym razem jednak było widać zamknięte u szczytu drzwi, od których dzieliło ich jedynie kilkanaście metrów.
| Na odpis macie 48h. Nie musicie rzucać kośćmi w tej turze, chyba, że używacie magii. Powodzenia!
Samuel schował fotografię młodego Albusa Dumbledore’a i Gellerta Grindelwalda do torby i postanowił sprawdzić rozerwaną poduszkę. W środku poza pierzem nie było niczego, co mógłby dostrzec.
Adrien pozostawił dwójkę Zakonników w salonie i samotnie ruszył schodami na górę, oświetlając sobie drogę różdżką. Stopnie skrzypiały niemiłosiernie, przy każdym najmniejszym ruchu. I kiedy Adrien był już na samej górze mógł zobaczyć ciemny korytarz. Drzwi prowadzące do pokoi były pozamykany. Dwie pary po lewej stronie i dwie po prawej.
Jej mąż nie poszedł już dalej, gdy dziewczynka zaczęła krzyczeć i wyciągać ręce do mamy. Odwrócił się powoli, aż w końcu skupił na niej wzrok i uśmiechnął się tak, jak zwykle.
— Znalazłaś mamusię — powiedział do dziewczynki, pozostając na tym stopniu schodów, na którym się zatrzymał. Czekał na nią. Wyraźnie liczył na to, że będą mogli wrócić na górę wszyscy razem.
— Mamo, chodź! — krzyknęła do niej maleńka istotka, która chciała ku niej pobiec, lecz tata wciąż trzymał ją na rękach mocno. I on w końcu wyciągnął rękę, kiwając nagląco głową. Ciche „chodźmy już” mogła usłyszeć i wyczytać z ruchu jego warg. Lilith musiała czuć ten przyjemny zapach, ciepło rozpływające się po jej ciele i uczucie spokoju. Coś ciągnęło ją w tamtą stronę, coś sprawiało, że chciała podążyć tą drogą.
Leonard za to nie widział nic. Czuł jedynie świeże powietrze, które docierało od strony schodów. Ale gdzieś nad jego głową usłyszał ciche kroki, które przemieszczały się prosto, zatrzymując nad pokojem, który miał przed sobą, lecz ten, z perspektywy, w której wciąż tkwił wydawał się kompletnie pusty. Z jego różdżki już po chwili rozbłysło światło, które mocniej rozświetliło zupełnie pusty korytarz i schody. Tym razem jednak było widać zamknięte u szczytu drzwi, od których dzieliło ich jedynie kilkanaście metrów.
| Na odpis macie 48h. Nie musicie rzucać kośćmi w tej turze, chyba, że używacie magii. Powodzenia!
Już miałam rzucać zaklęcie mające na calu rozprawić się z widmowymi postaciami mojej obecnej jak i przyszłej rodziny, kiedy to oczy Perseusa spoczęły dokładnie na mnie. Oprócz szoku, który wydawał się być całkowicie zrozumiały w tej sytuacji (nie codziennie spotyka się wysnuty zapewne z czarów, obraz swego męża oraz nie tyle nieistniejącej, co nawet nieplanowanej jeszcze córki), ogarnęło mnie uczucie ciepła i spokoju. Jego głos wydawał się taki kuszący, uśmiech ciepły a on sam, tak realny... Wszystko we mnie chciało podążyć właśnie w ów stronę, z której dobiegał słodki zapach ułudy. Prawdopodobnie gdyby nie Leonard i wykonywany przeze mnie zawód już dawno poczyniłabym parę kroków w ich kierunku, jednak czas mijał a ja nadal, uparcie trwałam w miejscu.
Przełknęłam ślinę wiedząc jak zabrzmią słowa, które za chwilę wypłyną z moich ust. - Widzę mojego męża i... - Zawiesiłam głos, nadal wpatrując się w obraz malujący się przed moimi oczami. - i małą blond włosą istotkę, która zdaje się być naszą córeczkę... Chcą, żebym poszła z nimi... - Wydukałam w końcu, nadal bijąc się z własnymi myślami. Co powinnam zrobić? Iść czy rzucać zaklęcie? Po krótkiej chwili przystąpiłam ze dwa małe kroki w stronę schodów. - Gdzie właściwie chcecie iść? - Spytałam niepewnie, bacznie przyglądając się zjawom. Mieliśmy bowiem mały problem, jeżeli chcieliśmy dostać się do domu, najpewniejszą drogą byłoby obranie tej wiodącej przez schody. Poza tym jakaś część mnie, cholernie ciekawa była jaki cel leżał w podobnych czarach. Miały w jakiś sposób odwrócić naszą uwagę? Coś sprawdzić? A może wpędzić nas w pułapkę? Pięknie, auror który zgupiał przez wizję tego, czego pragnie najmocniej na świecie. Oby Leonard miał nieco trzeźwiejszy umysł.
Przełknęłam ślinę wiedząc jak zabrzmią słowa, które za chwilę wypłyną z moich ust. - Widzę mojego męża i... - Zawiesiłam głos, nadal wpatrując się w obraz malujący się przed moimi oczami. - i małą blond włosą istotkę, która zdaje się być naszą córeczkę... Chcą, żebym poszła z nimi... - Wydukałam w końcu, nadal bijąc się z własnymi myślami. Co powinnam zrobić? Iść czy rzucać zaklęcie? Po krótkiej chwili przystąpiłam ze dwa małe kroki w stronę schodów. - Gdzie właściwie chcecie iść? - Spytałam niepewnie, bacznie przyglądając się zjawom. Mieliśmy bowiem mały problem, jeżeli chcieliśmy dostać się do domu, najpewniejszą drogą byłoby obranie tej wiodącej przez schody. Poza tym jakaś część mnie, cholernie ciekawa była jaki cel leżał w podobnych czarach. Miały w jakiś sposób odwrócić naszą uwagę? Coś sprawdzić? A może wpędzić nas w pułapkę? Pięknie, auror który zgupiał przez wizję tego, czego pragnie najmocniej na świecie. Oby Leonard miał nieco trzeźwiejszy umysł.
And on purpose,
I choose you.
.
I choose you.
.
Ostatnio zmieniony przez Lilith Greengrass dnia 23.04.17 17:15, w całości zmieniany 1 raz
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Niechętnie zostawił dwójkę swoich towarzyszy na parterze samemu wędrując na piętro. Im szybciej przeszukają całe mieszkanie tym prędzej będą mogli opuścić to miejsce. Przecież przebywać tu wiecznie nie mogli.
Choć starał się być cichy to i tak schody pod nim złośliwie skrzypiały. Gdy te się skończyły delikatnie nacisnął po kolei każdą klamkę starając się dostać do któregoś z pokoi - bezskutecznie. Wszystkie były pozamykane. Wstępnie Carrow zdiagnozował to jako oznakę tego, że nikt tam się raczej nie zapuszczał, lecz należało to jeszcze potwierdzić. Skierował więc końcówkę różdżki na pierwsze od lewej drzwi, a dokładnie zamek
- Alohomora
Choć starał się być cichy to i tak schody pod nim złośliwie skrzypiały. Gdy te się skończyły delikatnie nacisnął po kolei każdą klamkę starając się dostać do któregoś z pokoi - bezskutecznie. Wszystkie były pozamykane. Wstępnie Carrow zdiagnozował to jako oznakę tego, że nikt tam się raczej nie zapuszczał, lecz należało to jeszcze potwierdzić. Skierował więc końcówkę różdżki na pierwsze od lewej drzwi, a dokładnie zamek
- Alohomora
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : rzut kością
'k100' : 95
'k100' : 95
Pokój na powrót stał się swoją smutną, zdemolowaną wersją. Rzeczy wydawały się dziwnie puste, pozbawione obecności prawowitych właścicieli. I nawet Skamander, chociaż nie był złodziejem, który to uczynił - czuł się dziwnie. Jakby stary dom odzywał się nie tylko wizjami, które ich zasnuwały obraz wspomnieniami. Skrzypienia i pomruki zdawały się być głośniejsze. Ale - równie dobrze mogły być to tylko wyobrażenia przewrażliwionego umysłu.
- Dokładnie - kiwnął głową potwierdzając słowa przyjaciela - Tego musimy się dowiedzieć - Wizje, księga, fotografia - Samuel wierzył, że nie były dziełem przypadku. Ktoś czuwał, kierując ich na właściwą ścieżkę, tak jak jeszcze coś próbowało ich z niej zepchnąć.
Rozerwana poduszka była tylko zwykłym przedmiotem, który odłożył na krzesło. Kusiło go, by przywrócić miejscu porządek, ale Adrien skutecznie odwrócił jego uwagę. Przeszedł kilka kroków, by znaleźć się u boku Minnie - Idziemy za nim - wyciągnął dłoń by pomóc jej wstać z podłogi i dopiero wtedy wyszedł na korytarz, delikatnie asekurując wyjście dla Minnie. Mimowolnie zerknął na odrapaną z zasłon szybę. Czy ich towarzyszom udało się dostać do środka? I czy za oknem nie krył się zbieg, który w dziwnych okolicznościach sprowadził tu wszystkich? I czy ktoś o tym wiedział? Każda kolejna wskazówka potwierdzała, że chodziło coś dużo większego, niż mogli przypuszczać. I o wiele ważniejszego niż wszystkie ich osobiste problemy razem wzięte.
Przeszedł korytarzem, mijając mokre ślady, by dotrzeć do rozwidlenia i schodów na gorę. Słyszał niewyraźne, ostrożne kroki uzdrowiciela, ale pilnował, by jego jasnowłosa towarzyszka przypadkiem nie zniknęła mu z oczu. Dom Dumbedore'a krył zbyt wiele tajemnic, by pozwolić sobie na ignorancję. Trwała tu magia o wiele potężniejsza, niż można było zrozumieć.
- Dokładnie - kiwnął głową potwierdzając słowa przyjaciela - Tego musimy się dowiedzieć - Wizje, księga, fotografia - Samuel wierzył, że nie były dziełem przypadku. Ktoś czuwał, kierując ich na właściwą ścieżkę, tak jak jeszcze coś próbowało ich z niej zepchnąć.
Rozerwana poduszka była tylko zwykłym przedmiotem, który odłożył na krzesło. Kusiło go, by przywrócić miejscu porządek, ale Adrien skutecznie odwrócił jego uwagę. Przeszedł kilka kroków, by znaleźć się u boku Minnie - Idziemy za nim - wyciągnął dłoń by pomóc jej wstać z podłogi i dopiero wtedy wyszedł na korytarz, delikatnie asekurując wyjście dla Minnie. Mimowolnie zerknął na odrapaną z zasłon szybę. Czy ich towarzyszom udało się dostać do środka? I czy za oknem nie krył się zbieg, który w dziwnych okolicznościach sprowadził tu wszystkich? I czy ktoś o tym wiedział? Każda kolejna wskazówka potwierdzała, że chodziło coś dużo większego, niż mogli przypuszczać. I o wiele ważniejszego niż wszystkie ich osobiste problemy razem wzięte.
Przeszedł korytarzem, mijając mokre ślady, by dotrzeć do rozwidlenia i schodów na gorę. Słyszał niewyraźne, ostrożne kroki uzdrowiciela, ale pilnował, by jego jasnowłosa towarzyszka przypadkiem nie zniknęła mu z oczu. Dom Dumbedore'a krył zbyt wiele tajemnic, by pozwolić sobie na ignorancję. Trwała tu magia o wiele potężniejsza, niż można było zrozumieć.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Zamyśliła się, uważnie przyglądając się okładce księgi - nagle odczuwając względem niej głęboki szacunek. Czy to był pierwowzór dzieła Bathildy Bagshot, poprawiony przez Dumbledore'a? Musiała go wziąć, być może gdzieś pomiędzy wierszami odczyta zakamuflowane wskazówki, a jeśli nie - z szacunkiem przyswoi sobie jej treść. Takie białe kruki nie zdarzały się rzadko, a tutaj - w opuszczonej ruderze, do której zakradali się dziś złodzieje - z tej książki nie mogło już być żadnego pożytku. Minerwa mogła jeszcze skorzystać z jej mądrości.
Wsłuchiwała się w to, co mówił Samuel, jak i w to, co podjął Adrien, przyglądała się krytycznie porozrzucanym pamiątkom - nic więcej tutaj nie znaleźli i pewnie już nie znajdą. Ktoś, kto tego szukał - znalazł i zostawił na wierzchu. Wciąż ją martwiło, kim mógł być domniemany złodziej, ale to było zmartwienie, którym powinni zająć się później. Teraz - musieli przeszukać ten dom do końca. Dom, który wyglądał na pusty, choć ślady wydawały się świeże, to wokół wciąż panowała niczym niezmącona cisza.
- Insygnia - szepnęła, biorąc książkę pod pachę. Skinęła głową Samuelowi, zgadzała się z nim, nic tu po nich - powinni ruszyć śladem Adriena. Uchwyciła dłoń aurora i skorzystała z jego pomocy, wstając. - Idziemy - zgodziła się z nim, uśmiechając się do niego zadziornie. - Maluchu - dodała rozbawiona, choć otoczenie wcale nie było śmieszne. Określenie, którym się do niej zwrócił, sprawiał, że czuła się jak dziecko w pielusze - a już na pewno ktoś, kto nie jest traktowany poważnie. Była już dorosłą czarownicą, w pewnych dziedzinach lepszą niż niejeden starzec, od niejednego była też mądrzejsza. Chciała, żeby traktowano ją poważnie.
Skinęłą głową Samuelowi, zgrabnie omijając śnieżne ślady, którymi ktoś ubrudził posadzkę i pomknęła po schodach za Adrienem, oglądając się przez ramię na aurora.
Wsłuchiwała się w to, co mówił Samuel, jak i w to, co podjął Adrien, przyglądała się krytycznie porozrzucanym pamiątkom - nic więcej tutaj nie znaleźli i pewnie już nie znajdą. Ktoś, kto tego szukał - znalazł i zostawił na wierzchu. Wciąż ją martwiło, kim mógł być domniemany złodziej, ale to było zmartwienie, którym powinni zająć się później. Teraz - musieli przeszukać ten dom do końca. Dom, który wyglądał na pusty, choć ślady wydawały się świeże, to wokół wciąż panowała niczym niezmącona cisza.
- Insygnia - szepnęła, biorąc książkę pod pachę. Skinęła głową Samuelowi, zgadzała się z nim, nic tu po nich - powinni ruszyć śladem Adriena. Uchwyciła dłoń aurora i skorzystała z jego pomocy, wstając. - Idziemy - zgodziła się z nim, uśmiechając się do niego zadziornie. - Maluchu - dodała rozbawiona, choć otoczenie wcale nie było śmieszne. Określenie, którym się do niej zwrócił, sprawiał, że czuła się jak dziecko w pielusze - a już na pewno ktoś, kto nie jest traktowany poważnie. Była już dorosłą czarownicą, w pewnych dziedzinach lepszą niż niejeden starzec, od niejednego była też mądrzejsza. Chciała, żeby traktowano ją poważnie.
Skinęłą głową Samuelowi, zgrabnie omijając śnieżne ślady, którymi ktoś ubrudził posadzkę i pomknęła po schodach za Adrienem, oglądając się przez ramię na aurora.
Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?
ostatni?
Adrien bezpiecznie wszedł na górę i od razu skierował się w lewa stronę. Postanowił zobaczyć, co znajduje się za pierwszymi drzwiami, jakie miał najbliżej siebie. Rzucone przez niego zaklęcie sprawiło, że zamek odskoczył, a drzwi same się otwarły. Kiedy w końcu powoli, z głuchym skrzypnięciem rozchyliły się na oścież jego oczom ukazała się łazienka. Była stara, zniszczona, zupełnie pusta. Na suficie w kącie zbierał się grzyb, okno było zabrudzone, a pomieszczenie ewidentnie od dawna nie otwierane, bowiem zastane w nim powietrze śmierdziało stęchlizną i brudem.
Samuel wraz z Minnie opuścili pokój ze swoimi zdobyczami i ruszyli ostrożnym krokiem w stronę schodów. W trakcie ich krótkiej wędrówki przez pokój i hol nic się nie wydarzyło, nic też nie zmieniło swojego położenia, nic nie świadczyło o czyjejś obecności. Nie mogli wiedzieć co stało się z drugą grupą i jak szło im przedzieranie się do domu. Powoli ruszyli w górę, a każdy ich krok powodował nieprzyjemne skrzypienie pod stopami. Oczywiście, pomruk drewna był o wiele intensywniejszy pod znacznie cięższym Samuelem, ale to właśnie Minerwa szła przodem. Niefortunnie ułożyła stopę na przeżartym przez korniki stopniu, który udało się ominąć wcześniej Adrianowi. W momencie deska się złamała, a jej cząstki poleciały w dół, do komórki. Wydawać by się mogło, że to jedynie drobne odłamki drewna, a jednak gdy spadły w komórce na ziemię, po chwili coś innego w niej zadźwięczało, co skutkowało głuchym odgłosem gdzieś poza ich zasięgiem, prawdopodobnie w piwnicach.
Lilith nie przystała na prośbę swojego męża i błagania córeczki. Stała przez chwilę licząc na swojego towarzysza, ale obraz szczęśliwej rodziny nie znikał. Perseus trzymał w ramionach złotowłose dziecko, które do złudzenia przypominało samą świeżo upieczoną Avery.
— Do domu — odpowiedział młody mężczyzna, który poprawił sobie na ramieniu córkę. Spojrzał na nią czule, odgarniając włosy z twarzy i znów wyczekująco zerknął na Lilith. Jej brak zdecydowania wprowadzał go w wyraźne zaniepokojenie, więc wkroczył na kilka wyższych stopni. — Nie będziemy czekać całą wieczność.
— Mamusiu! — Znów wyciągnęła do niej rączki, chcąc wyrwać się ojcu, ale w każdej chwili mogła wypaść mu z rąk i spaść po schodach w dół.
Nagle do uszu Lilith dobiegł cichy łoskot, dobiegający z korytarza z lewej strony. Zaraz po nim echem rozniósł się odgłos spadającej cegły.
| Zgłoszona nieobecność: Leonard. Adrien, jeśli nie czarujesz nie musisz rzucać kością. Minnie i Samuel możecie, ale nie musicie rzucać kością (jedno z was lub oboje). Minnie: ST uniknięcia wpadnięcia w dziurę i zrobienia sobie krzywdy wynosi 23. Samuel: ST złapania Minnie nim wpadnie w dziurę wynosi 15. Lilith, jeśli nie czarujesz również nie musisz rzucać kością. Na odpis macie czas do niedzieli godz. 21.00. Powodzenia!
Samuel wraz z Minnie opuścili pokój ze swoimi zdobyczami i ruszyli ostrożnym krokiem w stronę schodów. W trakcie ich krótkiej wędrówki przez pokój i hol nic się nie wydarzyło, nic też nie zmieniło swojego położenia, nic nie świadczyło o czyjejś obecności. Nie mogli wiedzieć co stało się z drugą grupą i jak szło im przedzieranie się do domu. Powoli ruszyli w górę, a każdy ich krok powodował nieprzyjemne skrzypienie pod stopami. Oczywiście, pomruk drewna był o wiele intensywniejszy pod znacznie cięższym Samuelem, ale to właśnie Minerwa szła przodem. Niefortunnie ułożyła stopę na przeżartym przez korniki stopniu, który udało się ominąć wcześniej Adrianowi. W momencie deska się złamała, a jej cząstki poleciały w dół, do komórki. Wydawać by się mogło, że to jedynie drobne odłamki drewna, a jednak gdy spadły w komórce na ziemię, po chwili coś innego w niej zadźwięczało, co skutkowało głuchym odgłosem gdzieś poza ich zasięgiem, prawdopodobnie w piwnicach.
Lilith nie przystała na prośbę swojego męża i błagania córeczki. Stała przez chwilę licząc na swojego towarzysza, ale obraz szczęśliwej rodziny nie znikał. Perseus trzymał w ramionach złotowłose dziecko, które do złudzenia przypominało samą świeżo upieczoną Avery.
— Do domu — odpowiedział młody mężczyzna, który poprawił sobie na ramieniu córkę. Spojrzał na nią czule, odgarniając włosy z twarzy i znów wyczekująco zerknął na Lilith. Jej brak zdecydowania wprowadzał go w wyraźne zaniepokojenie, więc wkroczył na kilka wyższych stopni. — Nie będziemy czekać całą wieczność.
— Mamusiu! — Znów wyciągnęła do niej rączki, chcąc wyrwać się ojcu, ale w każdej chwili mogła wypaść mu z rąk i spaść po schodach w dół.
Nagle do uszu Lilith dobiegł cichy łoskot, dobiegający z korytarza z lewej strony. Zaraz po nim echem rozniósł się odgłos spadającej cegły.
| Zgłoszona nieobecność: Leonard. Adrien, jeśli nie czarujesz nie musisz rzucać kością. Minnie i Samuel możecie, ale nie musicie rzucać kością (jedno z was lub oboje). Minnie: ST uniknięcia wpadnięcia w dziurę i zrobienia sobie krzywdy wynosi 23. Samuel: ST złapania Minnie nim wpadnie w dziurę wynosi 15. Lilith, jeśli nie czarujesz również nie musisz rzucać kością. Na odpis macie czas do niedzieli godz. 21.00. Powodzenia!
Dawny dom rodziny Dumbledore
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka