Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka
Dawny dom rodziny Dumbledore
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Dawny dom rodziny Dumbledore
Mieszczący się w Dolinie Godryka dom państwa Dumbledore stoi pusty i smutny przypominając o tragicznej historii jego rodziny. Magicznie zamknięty skutecznie powstrzymuje ciekawskich przed wejściem do środka. Ponoć czasem nawet pojawia się w nim Aberforth, młodszy brat słynnego Albusa. Chowa się wtedy gdzieś w budynku i nie wychyla nosa na zewnątrz, pozwalając ludziom odwiedzać ogródek, w którym stoi kamień upamiętniający historię rodu, który niegdyś tu zamieszkiwał. Na nim pojawiają się coraz częściej dopiski od czarodziejów szukających wsparcia w tych trudnych czasach. Początkowo systematycznie usuwane przez Abertfortha, później pozostawione, gdy właściciel posesji zdał sobie sprawę z bezsensowności swych wysiłków. Obiekt chroniony jest przed mugolami prostym zaklęciem, które sprawia, że gdy tylko pojawią się w pobliżu, mają wrażenie, że zauważyli jak ktoś przechadza się po domu. Z resztą bardzo niepozornego z wyglądu, nieco zapuszczonego z zarośniętym trawnikiem i brudnymi oknami, w których wiszą szare firanki, które zapewne kilkanaście lat tamu świeciły idealną bielą.
Leonard zdawał się nie śpieszyć z pomocą; zostałam sama. Sama z widmem czegoś czego pragnęłam najmocniej w świecie i... właśnie, z widmem. Ściągnęłam nieco brwi, badawczo przesuwając wzrokiem po twarzy Perseusa a następnie naszej zniecierpliwionej całą sytuacją, córki.
- Przykro mi, nigdzie z wami nie pójdę. - Odpowiedziałam stanowczo. W jednej sekundzie wszystkie targające mną emocje opadły a rozsądek zdawał się wreszcie dochodzić do głosu. To tylko ułuda, to nie jest prawdziwe Lily. Powtarzałam sobie w myślach, obserwując jak ta dwójka wspina się po schodach. W tym samym momencie za moimi plecami rozległ się cichy rumor a zaraz zanim dźwięk spadającej cegły, który poniósł się echem po całym pomieszczeniu. Odwróciłam się gwałtownie w stronę, z której dobiegał ów hałas, poczynając nawet w jego kierunku kilka kroków. Nie przywiązywałam już uwagi do postaci ze schodów, mój wzrok błędnie wodził po ścianach węższego korytarza. Zapach stęchlizny i zepsucia drażnił moje drogi oddechowe, ratował mnie jedynie rękaw szaty przyłożony do twarzy, choć i przez niego czuć było wszechobecny odór. Wchodziłam coraz głębiej, i choć byłam ciekawa źródła ów hałasu, kroki stawiałam uważnie a różdżkę trzymałam uniesioną, tak w razie potrzeby. - Ktoś tu jest? Pokaż się! - Wycedziłam.
- Przykro mi, nigdzie z wami nie pójdę. - Odpowiedziałam stanowczo. W jednej sekundzie wszystkie targające mną emocje opadły a rozsądek zdawał się wreszcie dochodzić do głosu. To tylko ułuda, to nie jest prawdziwe Lily. Powtarzałam sobie w myślach, obserwując jak ta dwójka wspina się po schodach. W tym samym momencie za moimi plecami rozległ się cichy rumor a zaraz zanim dźwięk spadającej cegły, który poniósł się echem po całym pomieszczeniu. Odwróciłam się gwałtownie w stronę, z której dobiegał ów hałas, poczynając nawet w jego kierunku kilka kroków. Nie przywiązywałam już uwagi do postaci ze schodów, mój wzrok błędnie wodził po ścianach węższego korytarza. Zapach stęchlizny i zepsucia drażnił moje drogi oddechowe, ratował mnie jedynie rękaw szaty przyłożony do twarzy, choć i przez niego czuć było wszechobecny odór. Wchodziłam coraz głębiej, i choć byłam ciekawa źródła ów hałasu, kroki stawiałam uważnie a różdżkę trzymałam uniesioną, tak w razie potrzeby. - Ktoś tu jest? Pokaż się! - Wycedziłam.
And on purpose,
I choose you.
.
I choose you.
.
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Zamek pod wpływem zaklęcia nagle stał się nieludzko kory do współpracy - odpuścił, pozwalając czarodziejowi wejść do...ach tak...starej, zapyziałej łazienka. Fenomenalnie. Przez chwilę nie wiedział czy powinien czuć rozczarowanie czy też może ulgę. Stwierdził, że pominie kontemplację nad tym tematem. Po rozejrzeniu się po pomieszczeniu, opuścił je by następnie skierować różdżkę ku kolejnemu zamkowi, należącemu do kolejnych drzwi na tej samej ścianie. Zobaczmy co skrywa bramka numer dwa.
- Alohomora
- Alohomora
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : rzut kością
'k100' : 47
'k100' : 47
Niewyraźne dźwięki rozchodziło się po całym domu. Wszystko (jak się zdawało) pod wpływem kolejnych kroków, stawianych po trzeszczącej, drewnianej podłodze. Ale to cisza była najbardziej przejmująca, jakby w niej miał odnaleźć kolejne wskazówki - co się właściwie działo. Szukali złodzieja, którego nie widzieli. Znajdowali bałagan, którego nie uczynili i otrzymywali wizje, które...prowadziły ich w nieznanym kierunku. A wszystko kręciło się wokół Grindewalda i Dumbledore'a i tego faktu nie dało się zignorować. Zdjęcie, które trzymał bezpiecznie w torbie było wystarczającym na to dowodem. Insygnia Śmierci. Czy tego szukał złodziej? Czy znalazł? - To nie jest lekceważenie Maluchu. Za dwadzieścia lat też tak będę cię nazywał - cicho szepnął, nachylając się nad kobiecym ramieniem - jeśli przeżyję do tego czasu - pomyślał, ale tego na głos już nie mówił. Minerwa...miała przed sobą coś większego w przyszłości. Nie zapzrczał jej umiejętności, ale "Maluch" chyba na stałe przylgnie do jej osoby.
Szedł za Minnie, zerkając w górę, na schody po których wszedł wcześniej Adrien. Musiał już być na górze bo kolejne skrzypienia docierały do nich. A może były z dołu? Gdzieś z tyłu głowy, wciąż szarpało go pytanie dotyczące pozostałych towarzyszy. Musieli się jednak zastanowić nad tym później. Zmarszczył brwi zatrzymując się w półkroku. I to wystarczyło by popełnił błąd. Nieprzyjemny trzask spróchniałego drewna i widok podłogi, której...raptem zaczęło brakować pod stopami jasnowłosej dziewczyny - wywołał natychmiastowe zatrzymanie czasu. Przynajmniej w jego głowie. Wychylił się gwałtownie, chwytając Minnie w pasie, by przyciągnąć ją do siebie, na bezpieczny (jeszcze) fragment podłogi. A jeśli nie - przynajmniej zamortyzować jej upadek.
Szedł za Minnie, zerkając w górę, na schody po których wszedł wcześniej Adrien. Musiał już być na górze bo kolejne skrzypienia docierały do nich. A może były z dołu? Gdzieś z tyłu głowy, wciąż szarpało go pytanie dotyczące pozostałych towarzyszy. Musieli się jednak zastanowić nad tym później. Zmarszczył brwi zatrzymując się w półkroku. I to wystarczyło by popełnił błąd. Nieprzyjemny trzask spróchniałego drewna i widok podłogi, której...raptem zaczęło brakować pod stopami jasnowłosej dziewczyny - wywołał natychmiastowe zatrzymanie czasu. Przynajmniej w jego głowie. Wychylił się gwałtownie, chwytając Minnie w pasie, by przyciągnąć ją do siebie, na bezpieczny (jeszcze) fragment podłogi. A jeśli nie - przynajmniej zamortyzować jej upadek.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : rzut kością
'k100' : 79
'k100' : 79
Z zaskoczeniem wysłuchałem relacji Lilith. Widziała swojego męża, prawdopodobnie trzymającego ich córkę, a pokazywała swój niepokój jedynie trzęsącym się lekko głosem. Z drugiej strony byłem zaskoczony, że ukazała jej się taka wizja, kiedy mnie nie ukazał się żaden widok. Przyglądam się tej nieco irracjonalnej (z mojego punktu widzenia stronie) i sam nie wiem co o tym myśleć. Czy to jakiś czar ochronny, a może coś rzucone przez owego intruza? Ta jednostronna konwersacja sprawia, że czuję się trochę jak trafiony zaklęciem konfundującym. Zamiast iść dalej, próbować wejść do domu, stoimy tutaj, rozmawiając, a raczej ona rozmawia, z kimś, kogo naprawdę nie ma. To niedorzeczne.
I kiedy Lilith zaprzecza chęci pójścia razem z nimi rozlega się dziwny, niepokojący wręcz dźwięk. Jak gdyby odpadały cegły. Tylko czy one mogą zrobić to same z siebie? Solidnie zmurowanemu domowi nic nie powinno grozić, a ten nie wydaje się chwiać w posadach. Może powinniśmy to sprawdzić, ale nie sądzę, żeby to był mądre posunięcie w naszym uszczuplonym położeniu. Łapię więc moją towarzyszkę za dłoń.
- Myślę, że powinniśmy iść po tych schodach. - Mówię stanowczo, ale popycham ją wprzód bardzo delikatnie. - Lepiej stąd chodźmy. Skoro to twój mąż to powinien ci pomóc, prawda? - Wydaje mi się to logiczną konkluzją, więc znów ciągnę ją delikatnie w kierunku stopni. Mam wrażenie, że wkrótce zrobi się tu niebezpiecznie.
|nie wiem czy rzucać to lepiej rzucę
I kiedy Lilith zaprzecza chęci pójścia razem z nimi rozlega się dziwny, niepokojący wręcz dźwięk. Jak gdyby odpadały cegły. Tylko czy one mogą zrobić to same z siebie? Solidnie zmurowanemu domowi nic nie powinno grozić, a ten nie wydaje się chwiać w posadach. Może powinniśmy to sprawdzić, ale nie sądzę, żeby to był mądre posunięcie w naszym uszczuplonym położeniu. Łapię więc moją towarzyszkę za dłoń.
- Myślę, że powinniśmy iść po tych schodach. - Mówię stanowczo, ale popycham ją wprzód bardzo delikatnie. - Lepiej stąd chodźmy. Skoro to twój mąż to powinien ci pomóc, prawda? - Wydaje mi się to logiczną konkluzją, więc znów ciągnę ją delikatnie w kierunku stopni. Mam wrażenie, że wkrótce zrobi się tu niebezpiecznie.
|nie wiem czy rzucać to lepiej rzucę
so i tried to erase it but the ink bled right through almost drove myself crazy when these words
led to you
Leonard Mastrangelo
Zawód : malarz, brygadzista
Wiek : 35
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
a dumb screenshot of youth
watch how a cold broken teen
will desperately lean on a superglued human of proof
watch how a cold broken teen
will desperately lean on a superglued human of proof
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Leonard Mastrangelo' has done the following action : rzut kością
'k100' : 77
'k100' : 77
- Naprawdę? - Spojrzała zadziornie przez ramię, spoglądając wprost w oczy Samuela, zamiast pod nogi. - Więc skąd pomysł, że uznałam to za lekceważące, mały? - Uniosła kącik ust, kiedy uśmiech rozświetlił jej twarz - na krótko, bo zaraz jej noga zapadła się w przeżartym przez korniki drewnie, zbyt głęboko, jak się jej wydawało. Krzyknęła - zaraz zdusiwszy ten krzyk, bo przecież nie mogli zwracać na siebie uwagi tu i teraz, nie w tym miejscu, nie w tym momencie. Przylgnęła do Samuela, który złapał ją w pasie i uważała, by ostrożnie unieść stopę na twardszy, stabilniejszy grunt. Merlinie, dzięki ci, że tutaj jesteś, Samuelu. - Dz... dziękuję - szepnęła, przenosząc dłonie na jego uścisk wokół swojego pasa, zaciskając na jego ramionach drobne piąstki. Coś słyszała - a może jej się zdawało? Zmarszczyła jasne brwi, oglądając się na aurora.
- Słyszałeś to? - zapytała, dopiero teraz przytomniejąc wystarzczająco mocno, by ściszyć głos. - Może... może powinniśmy sprawdzić?
- Słyszałeś to? - zapytała, dopiero teraz przytomniejąc wystarzczająco mocno, by ściszyć głos. - Może... może powinniśmy sprawdzić?
Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?
ostatni?
Adrien postanowił odpuścić sobie przeszukiwanie łazienki i po raz kolejny wycelował różdżką w zamek następnych drzwi. I tym razem zaklęcie okazało się skuteczne. Drzwi ustąpiły bez trudu i rozchyliły się lekko, choć nie jak poprzednim razem na oścież. Z miejsca, w którym stał Adrien przez szparę w otwartych drzwiach mógł dostrzec dębową szafę i łóżko na tle szarej lub brudnej błękitnej ściany. To była sypialnia.
Samuelowi udało się złapać małą Minnie, która w jednej chwili zachwiała się, gdy jej noga wpadła w dziurę. Jego ratunek i przyciągnięcie do siebie niewątpliwie uratowało dziewczynę od poważnego zranienia się. Zdusiła krzyk, ale pierwsze dźwięki były na tyle głośne, że rozniosły się echem po całym domu. Gdy tylko wyciągnęła nogę kolejne kawałki deski spadły do komórki pod schodami. Dziura jednak nie przeszkadzała w przejściu na piętro. Należało ją jedynie obejść, omijając uszkodzony stopień.
Perseusz wraz z córką patrzyli na Lilith z wyraźnym zawodem. On wyglądał tak, jakby nie spodziewał się takiej decyzji. Lecz po chwili aurorka odwróciła głowę i ruszyła w kierunku lewego korytarza. Zapach był odrzucający, w przeciwieństwie do tego, w którym dostrzegła bliskie sobie osoby, bo przecież stamtąd dochodził zapach pieczonych jabłek i cynamonu, który czuła na zewnątrz. Zwężał się. Leonard miał jednak inny plan. Chciał by ruszyli w kierunku, w którym zniknął Perseusz. Nim jednak zdążyli ruszyć w jakąkolwiek stronę, auror mógł usłyszeć cichy kobiecy głos.
— Leo… Leo? Nie mogę znaleźć Wielkiej Niedźwiedzicy. Gdzie ona się podziała?
Znał go całkiem dobrze, pamiętał. Głos dochodził z pokoju, który zignorował. Nie dało się jednak słyszeć innych dźwięków, póki cichy i krótki pisk rozniósł się gdzieś piętro wyżej, a kolejny stłumiony, o wiele cichszy trzask rozszedł się po suficie.
|Na odpis macie 48h. Jeśli nie czarujecie, nie musicie rzucać kośćmi.
Samuelowi udało się złapać małą Minnie, która w jednej chwili zachwiała się, gdy jej noga wpadła w dziurę. Jego ratunek i przyciągnięcie do siebie niewątpliwie uratowało dziewczynę od poważnego zranienia się. Zdusiła krzyk, ale pierwsze dźwięki były na tyle głośne, że rozniosły się echem po całym domu. Gdy tylko wyciągnęła nogę kolejne kawałki deski spadły do komórki pod schodami. Dziura jednak nie przeszkadzała w przejściu na piętro. Należało ją jedynie obejść, omijając uszkodzony stopień.
Perseusz wraz z córką patrzyli na Lilith z wyraźnym zawodem. On wyglądał tak, jakby nie spodziewał się takiej decyzji. Lecz po chwili aurorka odwróciła głowę i ruszyła w kierunku lewego korytarza. Zapach był odrzucający, w przeciwieństwie do tego, w którym dostrzegła bliskie sobie osoby, bo przecież stamtąd dochodził zapach pieczonych jabłek i cynamonu, który czuła na zewnątrz. Zwężał się. Leonard miał jednak inny plan. Chciał by ruszyli w kierunku, w którym zniknął Perseusz. Nim jednak zdążyli ruszyć w jakąkolwiek stronę, auror mógł usłyszeć cichy kobiecy głos.
— Leo… Leo? Nie mogę znaleźć Wielkiej Niedźwiedzicy. Gdzie ona się podziała?
Znał go całkiem dobrze, pamiętał. Głos dochodził z pokoju, który zignorował. Nie dało się jednak słyszeć innych dźwięków, póki cichy i krótki pisk rozniósł się gdzieś piętro wyżej, a kolejny stłumiony, o wiele cichszy trzask rozszedł się po suficie.
|Na odpis macie 48h. Jeśli nie czarujecie, nie musicie rzucać kośćmi.
- Bo zawsze się krzywisz - tylko tyle zdążył odpowiedzieć, nim cichy, urwany krzyk przerwał ciszę, a on spiął się, by przyciągnąć dziewczynę do siebie. Wypuścił powietrze przez zęby, czując ulgą, że udało się uniknąć upadku. Jeszcze przez moment przytrzymywał Minnie w pasie, nasłuchując w oczekiwaniu na odzew ewentualnego niebezpieczeństwa. Dopiero gdy poczuł drobne dłonie na swoich ramionach, wypuścił dziewczynę z objęcia - W porządku - kiwnął głową, posyłając jej lekki uśmiech, ale czujne spojrzenie kierował w stronę podłogowej wyrwy - Nie jestem pewien - zmarszczył czarne brwi, zaciskając dłoń na różdżce. Ostrożnie nachylił się nad dziurą, by zerknąć w dół. Milcząco próbował dostrzec cokolwiek, co znajdowało się w dole, ale nie poruszył się sięgając w dół - Najpierw pójdźmy za Adrienem - odwrócił się do Minerwy z szeptem, który (miał nadzieję) nie rozszedł się piętro niżej - Potem sprawdzimy dół - obiecał i podniósł się z miejsca, odsuwając w tył, poza obręb ewentualnych trzasków - Chodź - wyciągnął rękę, by pomóc przejść nad spróchniałą podłogą, szukając wzrokiem sylwetki przyjaciela, który zniknął gdzieś na górze. Już raz zbyt mocno się rozdzielili. Nie chciał powtarzać tego błędu. Musieli się skupić na zadaniu, na odnalezieniu kolejnych wskazówek i odpowiedziach. Jak do tej pory więcej pojawiało się pytań a narastające pod skórą napięcie, tylko potęgowało niepokojący stan. Z jednej strony lubił to uczucie. Wiedział, że działa. A misja, którą wypełniał z towarzyszami, rozświetlała niewyraźną linię dręczących ich obaw. W końcu to feniks ich prowadził, prawda? Wytarł dłonie z pyłu o brzeg płaszcza i ruszył dalej, co chwilę zerkając za jasnowłosą dziewczynę. Musieli trzymać się razem i to - było w jakiś sposób było krzepiące. Miał tu przyjaciół.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Nie czuł potrzeby przeszukiwania łazienki. Być może z powodu jej wielkości oraz (trującej) atmosfery w niej bytującej, która jakby utwierdzała go w przekonaniu, że żadna siła (chociażby nieczysta i tym bardziej CZYSTA) nie postawiłaby by w niej bytować (dobrowolnie czy też nie). Zresztą sam pomysł zamykania tejże na klucz przez dawnego właściciela wydał mu się zdrowo absurdalny. Nie żeby miał zamiar rzucać mentalne zarzuty byłym mieszkańcom, jednak jako uzdrowiciel czuł swego rodzaju ciągotki do zasugerowania tymże skonsultowania się z Samaelem Averym - nie złośliwie, acz czysto profilaktycznie.
Adrien westchnął przed tym, jak miał się zabrać za kolejne drzwi - chciał oczyścić umysł, czując że jadem zaczyna pluć w myślach na niewinnych i to w sposób bezsensowny. Rewelacje których dziś doświadczył niezaprzeczalnie wytrąciły go z równowagi. Złym jednak było poddawać się frustracji.
Rzucił więc zaklęcie, które tak jak poprzednio prawiły, że nieznane zaczęło uchylać przed nim swe tajemnice tym razem pod postacią sypialni...? Jak miło. Wiedząc, że nie musi czuć obawy przed rzucającą się do gardła pleśnią pchnął drzwi pewniej, tak by otworzyły się szerzej, a następnie wszedł do jej wnętrza by się rozejrzeć.
Adrien westchnął przed tym, jak miał się zabrać za kolejne drzwi - chciał oczyścić umysł, czując że jadem zaczyna pluć w myślach na niewinnych i to w sposób bezsensowny. Rewelacje których dziś doświadczył niezaprzeczalnie wytrąciły go z równowagi. Złym jednak było poddawać się frustracji.
Rzucił więc zaklęcie, które tak jak poprzednio prawiły, że nieznane zaczęło uchylać przed nim swe tajemnice tym razem pod postacią sypialni...? Jak miło. Wiedząc, że nie musi czuć obawy przed rzucającą się do gardła pleśnią pchnął drzwi pewniej, tak by otworzyły się szerzej, a następnie wszedł do jej wnętrza by się rozejrzeć.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Niepokój to szalenie nieprzyjemne uczucie. Odkłada się na dnie żołądka i pęcznieje stopniowo, ale systematycznie z każdą minutą coraz bardziej ciążąc. To uczucie dyskomfortu wzrastało we mnie od chwili spotkania z ponurakiem na podwórku, a teraz podnosiło się wręcz do stanu alarmowego. Składał się na to zarówno widok Lilith pertraktującej z czymś niewidzialnym, jak i ten dziwny dźwięk wydobywając się z korytarza, który chciałem ominąć. Być może udałoby się, gdyby nie ten głos.
Zamarłem wpatrzony rozszerzonymi ze zdziwienia oczyma w przestrzeń. Niemożliwe. Nie-kurwa-możliwe. Skąd ten głos, tak dobrze znany głos miał rozbrzmiewać w takim miejscu głos. Głos tak wysmakowanej kobiety, której stopy chadzały tylko w wysokich obcasach z wargami wygiętymi w drwiącym uśmieszku. Poza tym ona nigdy nie pytała o gwiazdy. Nigdy. Nawet nie wiedziała, że się tym interesuję, bo wolała mówić o sobie niż o niej. To zapaliło w mojej głowie czerwoną, ostrzegawczą lampkę. To nie mogła być ona. To nie mogła być prawdziwa ona. Tym bardziej, że głos dochodził z tamtego brzydkiego, wąskiego i nieoświetlonego korytarza. Dlatego postanowiłem drugi raz tego dnia spróbować poprosić o pomoc kogoś, kto mógłby rzucić nieco światła na to wszystko. Wiedziałem, że zgaśnie wtedy moja różdżka, ale byłem gotów zaryzykować.
- Expecto Patronum - mówię spokojnie, starając sobie jak najwyraźniej przypomnieć tamtą chwilę, kiedy mój brat zawierzył mi swój największy skarb.
Zamarłem wpatrzony rozszerzonymi ze zdziwienia oczyma w przestrzeń. Niemożliwe. Nie-kurwa-możliwe. Skąd ten głos, tak dobrze znany głos miał rozbrzmiewać w takim miejscu głos. Głos tak wysmakowanej kobiety, której stopy chadzały tylko w wysokich obcasach z wargami wygiętymi w drwiącym uśmieszku. Poza tym ona nigdy nie pytała o gwiazdy. Nigdy. Nawet nie wiedziała, że się tym interesuję, bo wolała mówić o sobie niż o niej. To zapaliło w mojej głowie czerwoną, ostrzegawczą lampkę. To nie mogła być ona. To nie mogła być prawdziwa ona. Tym bardziej, że głos dochodził z tamtego brzydkiego, wąskiego i nieoświetlonego korytarza. Dlatego postanowiłem drugi raz tego dnia spróbować poprosić o pomoc kogoś, kto mógłby rzucić nieco światła na to wszystko. Wiedziałem, że zgaśnie wtedy moja różdżka, ale byłem gotów zaryzykować.
- Expecto Patronum - mówię spokojnie, starając sobie jak najwyraźniej przypomnieć tamtą chwilę, kiedy mój brat zawierzył mi swój największy skarb.
so i tried to erase it but the ink bled right through almost drove myself crazy when these words
led to you
Leonard Mastrangelo
Zawód : malarz, brygadzista
Wiek : 35
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
a dumb screenshot of youth
watch how a cold broken teen
will desperately lean on a superglued human of proof
watch how a cold broken teen
will desperately lean on a superglued human of proof
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Leonard Mastrangelo' has done the following action : rzut kością
'k100' : 42
'k100' : 42
Samuel, gdy spojrzał w dół, w głąb dziury, mógł dojrzeć stertę rupieci w skrytce pod schodami, znajdującą się centralnie pod nimi. Gdzieś pomiędzy kartonami była również dziura do piwnicy, lecz widoczna jedynie jako czarna plama, nic więcej. Skamander podjął decyzję o tym, by się nie rozdzielać, więc bezpiecznie przedostali się na szczyt schodów, omijając już ewentualne zasadzki w postaci spróchniałych stopni. Dwie pary drzwi po lewej stronie były otwarte. Przez te drugie chwilę wcześniej przeszedł Adrien, ale bez trudu oboje z Minnie mogli dotrzeć jego sylwetkę, stojącą tuż za progiem.
Sypialnia nie wyglądała na tkniętą przez włamywacza, kimkolwiek był. Drzwi do niej, tak jak do łazienki nie były zamknięte na klucz, ale pod wpływem zaklęcia zamek i tak samoistnie ustąpił i odskoczył. Przed Adrienem stała dębowa szafa i wąskie łóżko, z gładko posłaną pościelą, na której zdawać by się mogło zebrała się już spora warstwa kurzu. W porównaniu do salonu wydawała się dość pusta, pozbawiona ozdobnych bibelotów, czy książek — niewielka półka stała praktycznie pusta. Nie było tu zbyt wiele przedmiotów codziennego użytku, czy całkiem osobistych. Na drewnianej komodzie, tuż obok świecznika leżało stare wydanie Proroka Codziennego, którego pierwsza strona wręcz krzyczała „Dumbledore”; obok leżało stare, poniszczone zdjęcie, a na nim uschnięta gałązka. Całość wyglądała tak, jakby osoba, która tu sprzątała, a może opuszczała to pomieszczenie celowo zostawiła te przedmioty w widocznym miejscu. W rogu zaś stało wysokie lustro w srebrzystej ramie. Cała sypialnia wyglądała jak pomieszczenie, z którego nikt nie korzystał przez wiele lat, jakby ktoś wyniósł się, nie pozostawiając po sobie praktycznie nic, poza tymi kilkoma rzeczami.
Różdżka Leonarda zgasła, w chwili, w której próbował przywołać Patronusa. Jego zaklęcie było zbyt słabe, ale mimo to pojawiła się drobna, mglista poświata, która wytoczyła się przed niego, próbując uformować jakiś kształt, lecz szybko rozmyła się w powietrzu. I nastała całkowita ciemność, która go otoczyła. Nie było słychać już nic. Jedynie skrzypienie drewna nad ich głowami.
| Nieobecności: Minnie. Na odpis macie 48h. Jesli nie czarujecie, nie musicie rzucać kością.
Sypialnia nie wyglądała na tkniętą przez włamywacza, kimkolwiek był. Drzwi do niej, tak jak do łazienki nie były zamknięte na klucz, ale pod wpływem zaklęcia zamek i tak samoistnie ustąpił i odskoczył. Przed Adrienem stała dębowa szafa i wąskie łóżko, z gładko posłaną pościelą, na której zdawać by się mogło zebrała się już spora warstwa kurzu. W porównaniu do salonu wydawała się dość pusta, pozbawiona ozdobnych bibelotów, czy książek — niewielka półka stała praktycznie pusta. Nie było tu zbyt wiele przedmiotów codziennego użytku, czy całkiem osobistych. Na drewnianej komodzie, tuż obok świecznika leżało stare wydanie Proroka Codziennego, którego pierwsza strona wręcz krzyczała „Dumbledore”; obok leżało stare, poniszczone zdjęcie, a na nim uschnięta gałązka. Całość wyglądała tak, jakby osoba, która tu sprzątała, a może opuszczała to pomieszczenie celowo zostawiła te przedmioty w widocznym miejscu. W rogu zaś stało wysokie lustro w srebrzystej ramie. Cała sypialnia wyglądała jak pomieszczenie, z którego nikt nie korzystał przez wiele lat, jakby ktoś wyniósł się, nie pozostawiając po sobie praktycznie nic, poza tymi kilkoma rzeczami.
Różdżka Leonarda zgasła, w chwili, w której próbował przywołać Patronusa. Jego zaklęcie było zbyt słabe, ale mimo to pojawiła się drobna, mglista poświata, która wytoczyła się przed niego, próbując uformować jakiś kształt, lecz szybko rozmyła się w powietrzu. I nastała całkowita ciemność, która go otoczyła. Nie było słychać już nic. Jedynie skrzypienie drewna nad ich głowami.
| Nieobecności: Minnie. Na odpis macie 48h. Jesli nie czarujecie, nie musicie rzucać kością.
Ciemna masa rupieci i ciemność prześwitującej w podłodze dziury nie zachęciła go do większych oględzin. Przynajmniej teraz. Wolał poświęcić uwagę na swoją towarzyszkę i otoczenie, które wydawało się nad wyraz aktywne. Stary dom skrzypiał, a kroki odzywały się stłumionym echem przez wszystkie pomieszczenia, nawet jeśli starał się pokonywać kolejne stopnie cicho, podtrzymując lekko Minnie, która wciąż szła przed nim.
Zatrzymali się już na piętrze, zerkając najpierw na uchylone drzwi do..łazienki? I dopiero po chwili dostrzegając u wejścia kolejnego pomieszczenia - Adriena. Stanął za plecami przyjaciela i zza ramienia zerknął do środka - jak się zdawało - sypialni. Dawno nie używanej sypialni (w jakimkolwiek znaczeniu). Wszystko zdawało się nienaturalnie ciche, jakby ktoś wyciągnął z miejsca każdy dźwięk, by zmysły skupiły się na kilku pozostawionych rzeczach. Ciemne spojrzenie Skamandera zatrzymało się na fotografii, przyglądając się - początkowo z daleka - jej zawartości. Poprzednie zdjęcie - chociaż nie wiedział w jaki sposób - wywołało wspomnieniową wizję, która, jak mniemał, miała przekazać im pewną wiedzę. Jeszcze nie do końca zrozumiałą, mglistą, zaczepiając o urywki zebranych gdzieś w przeszłości informacji - Mogę? - zapytał, opierając dłoń o ramię przyjaciela. Spoglądał na fotografię, by powoli przecisnąć się obok uzdrowiciela, chcąc w końcu sięgnąć upatrzonego obiektu. Zatrzymał dłoń tuż nad uschniętą gałązką. Nachylił się przyglądając zawartości zdjęcia, najpierw przez zasuszony fragment rośliny. Jakiej? Zmrużył oczy oglądając na przyjaciół w oczekiwaniu. Dopiero potem dotknął delikatnej, cienkiej gałązki. Chciał ją odłożyć obok, skupiając się wciąż na pierwotnym zamierzeniu.
Zatrzymali się już na piętrze, zerkając najpierw na uchylone drzwi do..łazienki? I dopiero po chwili dostrzegając u wejścia kolejnego pomieszczenia - Adriena. Stanął za plecami przyjaciela i zza ramienia zerknął do środka - jak się zdawało - sypialni. Dawno nie używanej sypialni (w jakimkolwiek znaczeniu). Wszystko zdawało się nienaturalnie ciche, jakby ktoś wyciągnął z miejsca każdy dźwięk, by zmysły skupiły się na kilku pozostawionych rzeczach. Ciemne spojrzenie Skamandera zatrzymało się na fotografii, przyglądając się - początkowo z daleka - jej zawartości. Poprzednie zdjęcie - chociaż nie wiedział w jaki sposób - wywołało wspomnieniową wizję, która, jak mniemał, miała przekazać im pewną wiedzę. Jeszcze nie do końca zrozumiałą, mglistą, zaczepiając o urywki zebranych gdzieś w przeszłości informacji - Mogę? - zapytał, opierając dłoń o ramię przyjaciela. Spoglądał na fotografię, by powoli przecisnąć się obok uzdrowiciela, chcąc w końcu sięgnąć upatrzonego obiektu. Zatrzymał dłoń tuż nad uschniętą gałązką. Nachylił się przyglądając zawartości zdjęcia, najpierw przez zasuszony fragment rośliny. Jakiej? Zmrużył oczy oglądając na przyjaciół w oczekiwaniu. Dopiero potem dotknął delikatnej, cienkiej gałązki. Chciał ją odłożyć obok, skupiając się wciąż na pierwotnym zamierzeniu.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Dawny dom rodziny Dumbledore
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka