Wydarzenia


Ekipa forum
Złota Wieża
AutorWiadomość
Złota Wieża [odnośnik]14.03.17 18:42
First topic message reminder :

Złota Wieża

Nieużywana, duża, opuszczona wieża w Hogwarcie; kiedyś odbywały się w niej zajęcia z astronomii, lecz trzy dekady temu przeniesiono je w inne miejsce, po odremontowaniu drugiej strony zamku - ze względu na widoczność księżyca. Swoją nazwę zawdzięcza wyglądowi zewnętrznemu, jej ścianki są żółtawej barwy, a w oknach mienią się złotawe witraże, doskonale widoczne, kiedy zapewne jakiś duch, Irytek, zabawia się w jej wnętrzu. Wieża nie zawsze jest widoczna: uczniowie mówią, że znika sama z siebie, nauczyciele podejrzewają, że jest ukrywana.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Złota Wieża - Page 9 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Złota Wieża [odnośnik]07.06.17 23:41
Miałam ciężki, spazmatyczny oddech, który dostawał się nierówno do płuc. Przynosił drżenie ciała, potęgując ból z ran na brzuchu, ale zdawało mi się, że to nie one bolą mnie teraz najmocniej. Serce, ulokowane pod żebrami szamotało się rozpaczliwie.
Płakałam – dotarło do mnie z opóźnieniem. Ciężkie, brudne łzy spływały bo policzkach kapiąc ociężale na brudną koszulę. Łkałam czując jak ramiona unoszą się przy każdym pociągnięciu nosa, jak deska drży mi w dłoniach, które ściskały ją zbyt mocno. Wiedziałam, że musiałam to zrobić. Nie było innego wyjścia, innej drogi. Tylko tak mogłam powstrzymać Lily. Ochronić przed samą sobą, ale i innych przed nią. Wiedziałam, a mimo to czułam, jak wątły organ po żebrami krwawi nieprzerwanie – zdecydowanie mocniej niż powierzchowne rany zrobione halabardą.
Upadłam na kolana odrzucając deskę. Brzydziłam się jej, brzydziłam się siebie. Brzydziłam się świata i tego, że zmusił mnie do powzięcia takich kroków. Gorycz smakowała ciężko i gorzko mieszając się z łzami, które niosły z sobą metaliczny smak krwi roztartej na policzku. Mojej krwi.
- Przepraszam. – zaszlochałam cicho raz jeszcze, ledwo składając te kilka zgłosek w całość. Z płaczem było jak z burzą – jedno i drugie przechodziło z czasem. Pociągnęłam nosem, mogłam się poddać. Tak po prostu, czułam znużenie i osłabienie całego organizmu, żołądek cicho domagał się o pokarm, a rany iskrzyły bólem – nikt poza mną niemiałby mi za złe tego, że się poddałam. Ale ja nie wybaczyłabym sobie nigdy. Póki miałam siłę musiałam próbować. Raz za razem, do skutku. Musialam wrócić do dzieci, odnaleźć dziewczynkę którą widziałam jak stąd wybiega i spróbować znaleźć odpowiedzi. Znalezienie odpowiedzi na to w jaki sposób ułożone powinny być punkty było kluczowe. I tylko prawidłowa odpowiedź wchodziła w grę. Zdawałam sobie sprawę, że nie jestem w stanie stanąć do walki z drugą zbroją. Nie w tym stanie. Nie z tą bronią.
Rozejrzałam się po pokoju dostrzegając na ziemi koc. Rozłożyłam go na podłodze, a potem – najdelikatniej jak potrafiłam – położyłam na nim ciało Lily. Zostawienie jej nie było w spektrum moich opcji. Musiałyśmy być razem, nawet, jeśli nie była przytomna. Uniosłam dłonie i ich wierzchem wytarłam oczy z resztek łez. Dźwignęłam się, odnajdując znienawidzoną deskę. Uniosłam dwa brzegi koca, jeden nieporadnie starając się złapać trzymając jednocześnie jego i deskę - ręka zdawała się sprawniej łapać. Wzięłam głęboki wdech i wykonałam pierwszy krok. Rany zapiekły przynosząc potrzebę wyrzucenia z ciała frustracji i bólu krzykiem, pohamowałam ją zamiast tego sapiąc przez zaciśnięte zęby. Zrobiłam kolejny krok. Trzy wdechy mające przynieść odrobinę energii, przed kolejnym krokiem. Posuwałam się do przodu powoli, mozolnie wręcz, czując każdy mięsień ciała, cierpiąc gdy rany nieustannie dawały o sobie znać. Nie byłam pewna ile czasu zajęła mi droga – dłużej niż gdybym poruszała się sama, ale nie miało to znaczenia. Dotarłam do sali w której przebywały dzieci, musiałam odnaleźć dziewczynkę którą widziałam wcześniej, musiałam też znaleźć odpowiedź która była w stanie pomóc nam stąd wyjść.
Rozejrzałam się po sali nie wypowiadając na razie ani jednego słowa, chciałam znaleźć cokolwiek co byłoby w stanie nam pomóc. Opuściłam krańce koca układając Lily na ziemi. Oddychając ciężko, boleśnie, wędrowałam spojrzeniem po ścianach i półkach, twarzach dzieci i wszystkim, co znajdowało się w pomieszczeniu mając nadzieję, ze coś rzuci mi się w oczy.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Złota Wieża - Page 9 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Złota Wieża [odnośnik]07.06.17 23:41
The member 'Justine Tonks' has done the following action : rzut kością


'k100' : 29
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Złota Wieża - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Złota Wieża [odnośnik]10.06.17 0:20
Justine, zauważyłaś, że dzieci siedziały w tym samym ułożeniu, w którym ujrzałaś je po raz pierwszy; piłka krążyła pośród nich, z rąk do rąk, przy dźwiękach tej samej wyliczanki. Nic się nie zmieniło - dzieci nie zwróciły na ciebie uwagi. Nie miałaś okazji dokładniej przyjrzeć się dziewczynce, którą spotkałaś, ale wydawało ci się, że była nią czarnowłosa dziewczynka w zielonej spódniczce i brązowym sweterku. Nie spojrzała na ciebie - podobnie jak inne dzieci. W oczy nie rzuciło ci się nic istotnego ponad gargulce znajdujące się przy bokach ścian, które niewątpliwie zwracały teraz twoją większą uwagę.

- Kryć się dzieci, zmykać z drogi,
bo tu pędzi potwór srogi...


Wtem usłyszałaś wrzask: nie ludzki krzyk, dziwny, nadnaturalny wrzask dziwnego stworzenia - czy to było żywe stworzenie? wytwór magii? - niepodobny do niczego, ogłuszający, głośny, dobiegający znikąd i zewsząd zarazem. Piłka zatrzymała się w dłoniach tej samej dziewczynki, dzieci spoglądały na siebie niepewnymi spojrzeniami - zupełnie jakby rozumiały, co właśnie się działo. Wrzask ucichł po paru nieznośnie przedłużających się chwilach. W tej ciszy, wciąż z piłką w rękach, nie wypuszczając jej z objęć, dziewczyna dokończyła rymowankę, głucho, lękliwie:

- Leci, pędzi, ile tchu,
już przyleciał, już jest tu.


Dodatkowe:
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Złota Wieża - Page 9 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Złota Wieża [odnośnik]13.06.17 2:42
Znalazłam się w pomieszczeniu do którego jako pierwszego trafiłyśmy po wyjściu z pokoju. Spojrzałam najpierw na Lilę, jakby poszukując jakich niezgodności by móc ją… co? Uratować? Jak mogłam jej pomóc, pomóc sobie, nie posiadając różdżki.
Skrzywiłam się przy kroku wykonanym w stronę dzieci, siedziały dokładnie w tym samym ułożeniu. Zdawać by się mogło, że byłyśmy tu ledwie sekundę temu, a jednocześnie miałam wrażenie jakby minęły godziny – jeśli nie dni. Zrobiłam krok, a potem następy przygryzając wargi, każdy ruch przynosił ból przypominając o zmęczeniu organizmu. Gdy dotarłam do środka kręgu w którym siedziały powoli mozolnie wykonywałam obrót wokół własnej osi każdemu z nich starając się zajrzeć w oczy. Zatrzymałam się przy czarnowłosej dziewczynce w zielonej spódniczce.
- Jakie ułożenie punktów otwiera drzwi? – zapytałam spokojnie. Nie wymagając, bardziej prosząc o odpowiedź. – Wiem, że jesteście sprytni, pewnie znacie odpowiedź. – dodałam jeszcze ruszając dalej, do jednego z gargulców. Spokojnie, krok za krokiem, mozolnie, powoli wręcz. Ale nie chciałam nadwyrężać swojego ciała bardziej niż musiałam. Wybrałam ten po prawej stronie w końcu do niego docierając. Kucnęłam przy nim wyciągając w jego kierunku drżącą dłoń.
Czy powinnam próbować dalej? Czy miałam jeszcze wystarczająco czasu? Wiedziałam, że niedługo osłabnę całkowicie straciłam dużo krwi i traciłam ją nadal. Niezasklepione rany otwierały się podczas nieuważnych ruchów piekąc nieprzyjemnie. Ale czy nie obiecałam Lili że wyciągnę nas stąd? Albo chociaż zginę próbując? Czy po to stawałam do walki ze zbroją dzierżąc w dłoni jedynie deskę, by teraz odpuścić? Musiałam iść dalej. Byłam to winna Lily, za to, co jej zrobiłam, za to, co ją spotkałam. Musiałam… póki miałam choć odrobinę siły musiałam dalej próbować, nawet jeśli raz za razem miałabym trafiać na ślepie zaułki.
Więc opuściłam dłoń na gargulca chcąc sprawdzić, czy i on nie posiada gdzieś wbudowanego jakiegoś przełącznika. Czegoś, co byłoby w stanie otworzyć drzwi, które mogły być wyjściem, ale mogły skrywać też wszystko jedno. Tak naprawdę nie miałam nic do stracenia. Nic, poza życiem.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Złota Wieża - Page 9 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Złota Wieża [odnośnik]13.06.17 2:42
The member 'Justine Tonks' has done the following action : rzut kością


'k100' : 19
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Złota Wieża - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Złota Wieża [odnośnik]16.06.17 0:28
Znał ten ten. Rozpoznawał mgnienia mimicznych symptomów na twarzy nieznajomego czarodzieja, które tak często dostrzegał na przesłuchaniach. Bał się. I nie był to sztuczny strach, oszukańcza gra, która miała dać mu czas na sprowadzenie pozostałych. Mówił prawdę. A kolejne słowa, które padały, potwierdzały niejasne przesłanki z poszukiwań, które przeprowadził w Ministerstwie. Podobny wyraz rysował się na obliczu urzędniczki, z którą rozmawiał. Strach, który kryła na wspomnienie Hogwartu i zamieszanej w to policji antymugolskiej. Jedna wielka maskarada. Jedna, wielka, skrywana zbrodnia. I jeśli w Ministerstwie o tym wiedzieli...jak wielkie wpływy miał tam Grindewald? Co z rodziło sie w jego szalonym umyśle? Wielki plan.
Przez kilka chwil, podczas wymiany pytań i odpowiedzi między dwójką, której prawie niewidzialnie towarzyszył, przypominał sobie coś jeszcze. Misja w starym domu Dumbledore'a. Wizje, których byli świadkiem i rozmowy, w których uczestniczyli, jako obserwatorzy wspomnień. To była wielka misja? Plan, który miał zbawić świat?...świat, pozbawiony mugoli? Czysty. Tak o nim mówili.
Rzeczywistość przełamana rozdzierającym krzykiem pchnęła ich do biegu. Jak w migawce przewijających się stronic mijał korytarz i schody. A potem pomieszczenie oświetlone kilkoma kandelabrami. I kilka sylwetek, zamkniętych za wejściem z runami. I były tu obie. Pomona i Eileen. I chociaż oddech gwałtownie skracał możliwość oddechu i nie mieli wciąż czasu, czuł niestygnącą ulgę. Brakowało tylko Herewarda, o którym wieści zniknęły wraz z początkiem zachodniego korytarza. Zatrzymał pościg? Albo zatrzymali jego.
Mieli tymczasowo? dodatkowego towarzysza. Potwierdziły się informacje, których im udzielił i oczom ukazały się drzwi. Podobno pułapek już tu nie było. Była za to śmierć. Ale gdzie w takim razie znajdowali się porwani? Zanim jednak zadał pytanie, stanął niedaleko wielkiej szafy, nie dotykając jej jednak. Gdzie się właściwie znajdowali? Wiedział, że wciąż trzymało się go zaklęcie kameleona i dopóki to nie było konieczne, próbował zachować swoją niewidzialność. Teoretycznie rzeczywistość nie mogła go okłamywać. Dlatego szukał czegoś, co odpowiedziałoby mu - gdzie mogli znajdować się porwani. Szukał śladów obecności, może przejść, głosy? krew?...to co na pierwszy rzut mogło wydawać się oczywiste, często kryło odpowiedzi. Trzeba było tylko dobrze poszukać, a praca niemal wpisała się w jego zachowania. Musiał działać, jak podczas aurorskich akcji. Tylko - bez wsparcia ministerialnego ramienia. Właściwie, działali mu wbrew.
- Rozejrzę się na szybko - zatrzymał się obok Weasleya - otwórzcie te drzwi - dodał, chociaż wiedział, że nie było to konieczne. Pośpiech był wpisany w ich czyny od samego początku. Nawet jeśli nie do końca im to wychodziło.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Złota Wieża - Page 9 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Złota Wieża [odnośnik]16.06.17 0:28
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : rzut kością


'k100' : 48
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Złota Wieża - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Złota Wieża [odnośnik]16.06.17 3:12
Znów wszystko działo się zbyt szybko.
Paskudna, drąca się gęba, którą kątem oka ujrzał, gdy szaleńczo wbiegał po schodach; kroki towarzyszącego policjanta, z którym nigdy nie sądził, że mógłby współpracować; wrzeszczący Irytek mówiący coś jeszcze i wymachujący kapeluszem (wyglądającym jak runa, która zdobiła - szpeciła? - paszczę stwora; no tak, jego skarb, nagle nabrało to sensu); wszystko obracało się jak w kalejdoskopie, gdy biegł, unosząc różdżkę. Chciał rzucić zabezpieczające zaklęcie, zaczął nawet wypowiadać inkantację i przygotowywać odpowiedni ruch nadgarstkiem, ale nie zdążył. Wpadli do środka - wylądował na posadzce krzywo i potknął się, by potem w ostatniej chwili odzyskać równowagę; w tym celu wspomógł się ramieniem najbliżej stojącej osoby, padło na ich nowego... sojusznika. Uniósł spojrzenie, spoglądając na niego z drobną podzięką - zdecydowanie nie tak wielką, jak powinna być, zważając na fakt, że właśnie pomógł im zachować życie.
- Dzięki - powiedział jeszcze, wysyłając mu krótkie spojrzenie; szybko wycofał rękę, wyprostował się i nie przejmując się otrzepaniem szaty z kurzu, który najprawdopodobniej na niej osiadł, szybko się rozejrzał. Przejście runiczne z tej strony wyglądało na cholernie skomplikowane - wpisanie czterech odpowiednich run wydawało się loterią i to jeszcze gorszą niż ta, która miała miejsce przed chwilą; a już wtedy zawiedli na całej linii.
- To nasz nowy towarzysz niedoli, wspominał, że w środku nie ma już pułapek - zwrócił się do pozostałych, mając nadzieję, że własna... nie wiedział, jak to nazwać: wspaniałomyślność? lekkomyślność? - nie dobije go wkrótce ciosem w plecy; nie ufał policjantowi, ale nie zamierzał tego po sobie pokazywać. Nie teraz, gdy każda pomoc mogła zaważyć na sukcesie. - Jak mamy ci mówić? - rzucił, bo pytanie o imię mogło być głupotą - z nieokreślonych przyczyn spodziewał się usłyszeć fałszywe. Nie miało to znaczenia; wystarczyła mu wiedza, jak zwrócić uwagę mężczyzny, gdy będzie chciał oświadczyć mu okrzykiem, że troll zamachnął się na niego kolczastą maczugą.
- Ten znak, symbol, runa, która otworzyła przejście - a raczej uspokoiła wrzeszczące... coś - zaczął, nie do końca wiedząc, jak dobierać słowa. Ruszył z miejsca, by udać się tam, gdzie wskazał mu to mężczyzna; chwycił klucze w dłonie, ich też były cztery, zupełnie jak miejsc na runy. Ta liczba zaczynała go przytłaczać. - Wyglądała jak tiara. Trójkąt z podstawą przedłużoną z obu stron. Ktoś wie, co oznaczała? - spytał szybko, dostrzegając ornament zdobiący jeden z kluczy - i ten wyryty w zamku. Były podobne, układały się w kształt cierni. Idąc tym tropem, przyjrzał się kolejnym kluczom i ich zdobieniom, jakby próbując doszukać się wskazówek; spodziewał się, że - jeżeli się nie mylił - ten schemat może powtórzyć się w nieodległej przyszłości i znów klucze nawet wizualnie będą pasować do kolejnych drzwi.
- Jeżeli tego nie przeżyję, nie przejmujcie się i idźcie dalej - rzucił jeszcze dziwnie lekko i obojętnie, jakby próbował nieśmiesznym żartem - choć najprawdopodobniej nie był to żart i mówił całkiem poważnie - rozładować nawarstwiającą się atmosferę strachu. Jednocześnie wkładał klucz do zamka i starał się przekręcić go w racjonalną stronę; przy tym popychał dziwną blachę drzwi, chcąc jak najszybciej je otworzyć i mając lichą nadzieję, że naprawdę go to nie zabije.


a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

Garrett Weasley
Garrett Weasley
Zawód : auror
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
żyjąc - pomimo
żyjąc - przeciw
wyrzucam sobie grzech niepamięci
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Złota Wieża - Page 9 Tumblr_o0qetnbY2m1rob81ao9_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t597-garrett-weasley https://www.morsmordre.net/t627-barney#1770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f112-st-martin-s-lane-45-3 https://www.morsmordre.net/t2785-skrytka-bankowa-nr-122#44963 https://www.morsmordre.net/t975-garrett-weasley#5311
Re: Złota Wieża [odnośnik]16.06.17 10:02
Nienawidzę uczucia bezsilności oraz bezradności. Świadomości, że nie mogę nic zrobić. Nie znam się na czarnej magii, klątwach czy cokolwiek mogło się przytrafić Eileen. Równie dobrze mogła po prostu dostać ataku, ale wydaje mi się to dość dziwne zważywszy na okoliczności. Wszystko dzieje się szybko, w galopującym pośpiechu oraz niepewności. Sweter pod głową jest oczywisty, jego zadaniem jest ochrona przed tłuczeniem potylicą w posadzkę. Gorzej z zaklęciem, które powinno uspokoić, ale tak się nie dzieje. Gorączkowo przeszukuję inkantacje zaklęć leczniczych w swoim umyśle zastanawiając się czy znam jakieś bezpośrednio dotyczące ataku padaczkowego. Zanim jednak jestem w stanie cokolwiek wymyślić, widzę pędzącego Thomasa będącego Samem lub Garrettem, trudno jednoznacznie stwierdzić i nieznajomego mężczyznę. Jedną ręką chwytam walające się obok Wilde kartki, które skoro miała w ręku, po coś były przydatne, drugą chcę ją chwycić, ale na to nie starcza mi już czasu. Czuję pchnięcie, gwałtowne, niespodziewane. Wstrzymuję oddech, mrugam intensywnie oczami, a na koniec czuję ból. Powód widzę dosłownie w ostatniej chwili, a przybiera on postać muru odgradzającego nas od reszty zamku.
Jesteśmy po drugiej stronie, ale nie potrafi mnie to cieszyć.
Prawdopodobnie powinnam nawet odczuć ulgę z powodu tego, że być może właśnie jesteśmy w poprawnej lokalizacji. I nie tracimy więcej czasu. Niestety odczuwam strach, nie szczęście czy chociażby zadowolenie. Serce nadal mi bije, chociaż słowo daję, nie wiem jakim cudem wytrzymuje jeszcze to tempo. Klatka piersiowa chaotycznie opada i unosi się, jak gdyby potrzebowała więcej tlenu. Zerkam na Eileen chcąc ocenić w jakim jest stanie. Potem rozbieganym wzrokiem prześlizguję się z jednego mebla na drugi, uważnie oglądając całe pomieszczenie. Czuję się skołowana.
Kiedy już chcę krzyczeć, że nie ma z nami drugiego Thomasa, odzywa się obok brakujący głos. Mimowolnie się wzdrygam, chociaż tym razem odczuwam znamiona ulgi. Przenoszę wzrok na rzeczonego nieznajomego przyglądając mu się podejrzliwie. Nie znam go. Nigdy nie widziałam. A to znaczy, że nie jest żadnym nauczycielem ani kimkolwiek, do którego mogłabym czuć choćby szczątkowe zaufanie.
- Jakoś nie potrafi mnie to cieszyć - mruczę cicho odnośnie nieszczęsnych pułapek. Ta, w której byłam nie tak dawno temu, była nawet przyjemna. Kręcę przecząco głową. - Nie znam się na runach - odpowiadam niejako ze wstydem. Chyba też nie uczyłam się ich pilnie rysując serduszka wokół chłopięcego imienia. W normalnych okolicznościach może by mnie to nawet rozbawiło, pomimo niezręczności przyznania się do niewiedzy, w tych szalonych okolicznościach jednak mnie to niesamowicie martwi. - Jesteś pewien, że - zaczynam, ale nie kończę. Pytanie o zaufanie komuś kompletnie nieznanemu w zaistniałych okolicznościach zupełnie mija się z celem. W dodatku nachodzi mnie pytanie dlaczego nie mogliśmy wejść od tyłu skoro też można, ale zaliczam to pytanie do gatunku głupich, więc zaniechuję jego zadanie. - To może - chcę znów podjąć kolejny temat, na przykład tego, że ja mogę otworzyć te cholerne drzwi, ale szybko urywam. Nawet przestępuję krok do przodu, ale jest już za późno, dlatego nawet nie kontynuuję tej propozycji. Czekam w napięciu, wyciągając przed siebie różdżkę. I stwierdzam, że trochę zimno mi bez swetra.



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout
Re: Złota Wieża [odnośnik]16.06.17 10:02
The member 'Pomona Sprout' has done the following action : rzut kością


'k100' : 28
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Złota Wieża - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Złota Wieża [odnośnik]16.06.17 12:52
Na długie chwile straciła kontakt ze światem – nie wiedziała, co się stało, bo kiedy rozpoczął się koszmar, miała zamknięte oczy. Wszystkie mięśnie w niej odrętwiały, jakby zostały porażone w jednym momencie niewyobrażalnie dużą dawką elektryzujących promieni, które kojarzyła z domowych zabaw z lampką w salonie. Myśli popłynęły swobodnie, boleśnie wyrywając jej duszę z ciała. Zapomniała, po co tu była, co się z nią działo; nie wiedziała, czy leżała, siedziała czy wciąż stała. Mogłaby przysiąc, że ta chwila trwała całą wieczność, kiedy nagle poczuła, jak po odrętwiałych, sztywnych mięśniach roznosi się fala ciepła. Było miękkie, dziwnie uspokajające, kojące… i za chwilę zamieniło się w przeraźliwe rwanie w okolicy ramion. Dusza została siłą wepchnięta do ciała, a Eileen, nieświadoma tego, że ktoś ją ciągnie, rozmazanym obrazem uchwyciła budujący się mur z kamienia.
Chciała krzyknąć, ale głos uwiązł jej w gardle. Wstała chybotliwie z chłodnej ziemi, na której jeszcze przed chwilą siedziała, i rozejrzała się dookoła, oddychając ciężko. Pamiętała jeszcze chwilę, kiedy zapisywała coś na tablicy. Co to było? Merlinie, chwila… kształt drabinek?
Runa. No tak. Mimowolnie wsunęła dłoń do kieszeni płaszcza, żeby upewnić się, że opuszki palców napotkają na swojej drodze jodłowe drewno. Była tam. Kapryśna przyjaciółka Różdżka.
Jej wzrok padł na Pomonę. Była najbliżej.
- Co się stało? – spytała, przełykając chwilę.
Za chwilę dotarł do niej głos nieznajomego. Blada twarz nabrała rysów przerażenia. Spojrzała najpierw na kobietę, potem na młodych Krukonów, jakby chciała się upewnić, że ten tak samo blady jak ona mężczyzna nie będzie chciał zaraz wepchnąć ich w pułapkę albo zawołać posiłki i zabić. Dopiero gdy otrzymała od Garretta słowo zapewnienia, jej oddech uspokoił się nieco. Instynktownie oparła się o szafkę po lewej stronie, tej najbliżej dziwnych, blaszanych drzwi, bo wciąż czuła się trochę ociężała. Podniosła na kuzyna wzrok, w głowie mieląc powoli jego słowa.
- Miałam… miałam chyba kartkę w dłoniach – a może to był list? Merlinie, co się przed chwilą stało? Zamknęła oczy, co niewiele dało, bo zobaczyła tylko stada drobnych, migoczących kropek pod powiekami. – Tam były była symbole… i narysowałam jeden na tablicy. Podobny może był… był chyba obok bogactwa. Albo nie? Cholera, daj mi chwilę, przypomnę sobie. Krótką chwilę.
Zacisnęła palce na przegubie nosa. Dalej, dalej, mózgu Eileen.


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Złota Wieża - Page 9 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Złota Wieża [odnośnik]17.06.17 16:11
Pomona, próbowałaś złapać kartki z notatkami, ale nie byłaś dość szybka - strażnik wepchnął cię do środka wieży zanim ich dotknęłaś.
Samuel, dostrzegłeś krwawą smugę przy runicznym przejściu - jakby ktoś ciągnął tędy coś ciężkiego i zakrwawionego. Podłoga była umyta, ktoś próbował pozbyć się tych śladów - ale usunąć krwi nie było łatwo. Poza tym, nie dostrzegłeś nic szczególnego - drewniana podłoga była zużyta, przechodziło tędy zadziwiająco dużo ludzi - jak na więzienie. A może przechodzono tędy często? Kiedy odezwałeś się na głos, obcy strażnik, który znalazł się w tym więzieniu razem z wami, zatrzymał wzrok w miejscu, w którym winna mieścić się twoja twarz.
- Mówią na mnie Klapa - stwierdził z lekkim zażenowaniem, przenosząc wzrok na nauczycielki, skinąwszy głową - zapewne na znak przyjęcia podziękowań.  - A wy to... ? Na tym poziomie nie ma pułapek - dodał, być może chcąc skonkretyzować swoje poprzednie słowa. - Śmierć jest głębiej. Trzeba wyjść schodami, widziałem je tylko z daleka...
Garrett, klucze, które ująłeś, miały roślinne ornamenty - na pozostałych dostrzegałeś ornamenty kwiatów, liści oraz drobnych owoców podobnych jagodom lub drobnym winogronom.
Eileen, niestety znaków było zbyt wiele - nie byłaś w stanie ich spamiętać. Przypominałaś sobie jedynie wygląd runy, którą rysowałaś - człowieka.

Justine, zadałaś pytanie - ale nikt na nie nie odpowiedział. Dzieci nawet nie drgnęły, siedząc w tym samym ułożeniu, co poprzednio, z głowami lekko pochylonymi w dół - jak nasłuchujące drapieżników zwierzęta. Ostatnie słowa dziwnej wyliczanki brzmiały, jakby dzieci na kogoś czekały - tak też wyglądały. Kucnęłaś przy gargulcu i rzeczywiście odnalazłaś z jego tyłu podobny przełącznik, co wcześniej - ale wciąż nie potrafiłaś go uruchomić. A Lily - była już nieprzytomna.
W tym momencie we wrotach prowadzących do sali coś zgrzytnęło, mogłaś kątem oka dostrzec, że dzieci uniosły głowę - to na to czekały.
- Już jest tu - szeptem powtórzyła końcówkę wyliczanki dziewczynka, której wcześniej spojrzałaś w oczy.

Garrett, włożyłeś klucz do zamka - w tym samym momencie z drzwi, tuż obok twojej dłoni, wysunęły się dwa ostre jak brzytwa szpikulce; nie była to jednak pułapka, a mechanizm zwalniający blokadę drzwi. Mniej więcej w tym momencie przestał działać eliksir wielosokowy - ustępując zarówno z ciała Garretta, jak i Samuela. Auror pchnął drzwi, a waszym oczom ukazała się podłużna komnata zakończona przejściem, przypominała nieco fragment biblioteki. Boczne ściany obłożone były świecącymi się kandelabrami, obrazami martwej natury - zgodnie z relacją Celta, pozbawionymi sylwetek ludzi - i półkami, na których mieściły się książki. Po obu stronach pomieszczenia znajdowały się posążki gargulców, podobne do rzeźb, jakimi usiany był cały Hogwart. Pośrodku pomieszczenia, w kręgu, siedziała siódemka dzieci. W pierwszej chwili patrzyły na was szeroko otwartymi oczyma, wpierw na Garretta, potem na Pomonę, która podeszła krok ku drzwiom, na końcu na Klapę, który stał tuż za wami i w końcu na Eileen, która przysiadła na szafce tuż obok wrót. Szóstka dzieci poderwała się do nagłego biegu i w popłochu czmychnęła z komnaty - piątka zbiegła głównym przejściem, a jedno przemknęło tuż obok Justine. Justine Tonks, odnaleźliście ją - i Lily Macdonald, która leżała nieprzytomna na brudnej, wyświechtanej płachcie u przejścia naprzeciwko tego, którym weszliście i przez którą bezceremonialnie przebiegło jedno z większych dzieci, tratując jej nieprzytomne ciało.

Justine, choć groza przesyciła tę komnatę potworną atmosferą, a bladość dzieci wywołało mimowolne kołatanie twojego serca, szybko przekonałaś się, że nie miałaś powodów do lęku. W drzwiach stanął ratunek, odsiecz przysłana przez Zakon Feniksa - i jeden nieznajomy mężczyzna. Dzieci wydawały się być innego zdania, wpadły w popłoch; jeden z młodszych chłopców przemknął tuż obok ciebie, szybkim i sprawnym ruchem otwierając przejście - i znikając w ciemności za nim. Przejście wydawało się zbyt małe, by przeszedł nim dorosły człowiek - i już się zamykało. Jeśli widziałaś sposób na pomniejszenie swoich rozmiarów, mogłaś spróbować uciec za nim - choć wówczas nie miałaś pewności, czy uda ci się wrócić, a do namysłu miałaś tylko krótką chwilę.

Dwójka dzieci, która została w komnacie, to chłopcy. Pierwszoroczny Puchon  - uwielbiał lekcje zielarstwa i często zostawał z Pomoną po godzinach. Nazywał się Lewis Stubborn. Drugi należał do Gryffindoru, nosił okulary - nie miał zbyt wielu przyjaciół, więc czasem zachodził do  chatki Eileen, pytając, czy nie mógłby w czymś pomóc - żeby zająć myśli. Lubił ją. Nazywał się Finnick Bercow. Chłopcy wydawali się wyraźnie poddenerwowani obecnością strażnika, raz po razie zerkając to na niego, to na nauczycielki - trudno stwierdzić, czy bardziej z lękiem, czy bardziej z zawodem. Ale nie uciekli.

- Mamy nie więcej, jak dziesięć minut, zanim tutaj przyjdą. Wejdą drzwiami, którymi weszliśmy, nie ma stąd innego wyjścia. Zabiją nas wszystkich. Zabiją nas wszystkich... - Odezwał się Klapa, był roztrzęsiony, a strach i panika - tylko się nawarstwiały.

10 minut minie za 3 kolejki. Jest przy was dwójka dzieci. W tej kolejce możecie przygotować się do dalszej drogi, wymienić się informacjami i rzucić więcej niż jedno zaklęcie w poście (nie ma górnej granicy, ale w jednym poście nie rzucamy więcej razy tego samego zaklęcia), o ile odpiszecie terminowo i póki nie ruszycie w poście dalej (poza komnatę, w której znajdowały się dzieci). Możecie w tej kolejce napisać maksymalnie dwa posty, na oba macie 48h. Zaklęcia ochronne (Veritas Claro i Evanescentio) przestają działać. Jeśli pomiędzy postami potrzebna będzie pomoc MG, zapraszam do kontaktu. Justine, jeśli znajdziesz sposób na pomniejszenie swoich rozmiarów i chciałabyś ruszyć za dzieckiem, musiałabyś zrobić to natychmiast. Jeśli zrobisz w poście cokolwiek innego, przejście się zamknie.

Dodatkowe:
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Złota Wieża - Page 9 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Złota Wieża [odnośnik]17.06.17 19:35
Gargulec posiadał mechanizm, wyczułam go pod palcami, dokładnie taki sam jak w poprzedniej komnacie. Westchnęłam lekko wiedząc, że nie jestem w stanie go uruchomić. Głowa odwróciła się, a spojrzenie odnalazło sylwetkę nieprzytomnej Lily. Nie była w stanie mi pomóc, zresztą wątpiłam by zgodziła się uruchomić mechanizm, z każdą chwilą popadała w coraz większą panikę finalnie oddając się jej. Mogłam mieć jedynie nadzieję, że pozbawianie jej przytomności odegnało od niej możliwość wpadnięcia w nieodwracalny stan psychozy. Złość na całą sytuacją lawirowała w moim obolały ciele. Spojrzenie powędrowało w stronę dziewczynki, zaraz jednak odwróciłam głowę słysząc zgrzytnięcie w drzwiach. Wykrzywiając z bólu usta dźwignęłam się do pionu, obiema dłońmi łapiąc targaną deskę – moją jedyną broń. Ogarniało mnie przeświadczenie, że nie mam szans, a dalszy opór i prób walki jest najzwyczajniej w świecie bezcelowa. Strażnicy, czy kimkolwiek byli ludzie za drzwiami posiadali różdżki – jak miałam walczyć z nimi dzierżąc jedynie kawałek drewna? Rany na ciele iskrzyły bólem nieustannie, żołądek ział pustką domagając się prowiantu, ciało ogarniało zmęczenie. Wiedziałam jednak, że mimo tego wszystkiego chociaż spróbuję. Że podejmę walkę do samego końca.
Uniosłam deskę nad prawe ramię szykując się do ataku. Moim jedynym atutem było zaskoczenie – nikt z ludzi odpowiedzialnych za to nie spodziewał się mnie tutaj, z deską, podejmującą walkę. Czekałam, by ruszyć. A nawet ruszyłam, ale zamarłam widząc w drzwiach znajomą twarz.
-Udało jej się. – sapnęłam wdzięcznie, prawie płaczliwie dziękując Merlinowi za to, że Margaux zdołała uciec. Ulga, pierwsze dobre uczucie przyjęłam całą sobą pozwalając by zawładnęło mną. Opadło na ramiona niczym dobra przyjaciółka spotkania z którą wyczekiwałam od dawna. Deska głucho uderzyła w posadzkę, nadal jednak trzymając za jej trzon, teraz po prostu opierając na niej ciało.
Jednocześnie też dzieci popadły w dziwny popłoch, panikę wręcz. Zdawać by się mogło, że ci których się bali byli łaskawsi niż ci, których zobaczyli. Co oni im tutaj robili, że tak reagowali? Rozbiegały się na wszystkie strony, jakby w szaleńczym tempie próbując ocalić swe życie, nie zdając sobie sprawy z tego, że właśnie przed ratunkiem uciekają. Jedno z dzieci przebiegło obok mnie ruszyłam za nim prawie automatycznie chcąc je pochwycić. Wykończone ciało zawiodło, chłopiec przemknął obok otwierając przejście i znikając w jego ciemności, wydawało się małe, ale wiedziałam że gdybym tylko zmusiła ciało do wysiłku byłabym w stanie skurczyć się odpowiednio by podążyć za dzieckiem. Tylko czy na pewno? Mechanizm zamykał już wejście musiałabym ruszyć za nim bez różdżki, bez możliwości powrotu, bez przekazania wiedzy którą posiadałam moim przyjaciołom. Zatrzymałam się. Mogłam mieć jedynie nadzieję, że go odnajdziemy w innym wypadku czułam, że twarz tego chłopca będzie towarzyszyć mi do końca życia.
Lewa ręka otuliła brzuch, przyciskając rany, jakby próbując w ten sposób zapobiec utracie krwi. Na mojej twarzy malowała się niepewność. Czy dobrze zrobiłam pozostając?
-Lila… - zaczęłam słabo, cicho, ledwie poznając własny głos. – Lila jest nieprzytomna, nic jej nie jest, ale nie powinniśmy jej wybudzać. – zresztą, nawet nie wiem czy jesteśmy w stanie. – przemknęło mi przez głowę. Nic jej nie jest brzmiało mi w uszach jak wierutne kłamstwo. Serce kołatało się w klatce nieprzyjemnie przynosząc zmartwienie. Co jeśli uderzyłam ją za mocno? Co jeśli przeze mnie już nigdy się nie obudzi? – Moja mama… widzieliście moją mamę? – to nie były fakty. A powinny być, ale usta same wydawały z siebie dźwięki, mimo że umysł ponaglał, by przekazywać informację. Byłam słaba, brudna, zakrwawiona – ale żywa. Czy mogłam powiedzieć o niej to samo? – Gdzie jesteśmy? – pytałam dalej, nadal nie potrafiąc przestać tego wodospadu pytań, które zdawały się wypływać jedno po drugim. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że trzęsłam się. Ciało przechodziły dreszcze, jakby dopiero teraz, gdy choć na tę chwilę, mogłam odpuścić każdy napięty mięsień wszystko co trzymało mnie w pionie rozpadło się nie potrafiąc normalnie funkcjonować. – Michael? Margux… - tyle osób, jednostek mi bliskich, które zjawiły się tego dnia na przesłuchaniu. Tylu przyjaciół, o których los drżałam. Potrzebowałam potwierdzenia. Potrzebowałam nadziei, teraz mocniej niż kiedykolwiek. Teraz, kiedy w końcu przestałam być z tym sama. Wzięłam rozedrgany, spazmatyczny oddech przymykając powieki, próbując się uspokoić. Ale moje myśli wymieniła imiona. Lawirując wokół jednego, tego konkretnego, czy przyszedł razem z nimi?
Opanuj się. Nakazałam sobie nie otwierając oczu, biorąc w rozedrganą klatkę kolejny wdech. Fakty, pozostań przy nich. Zwerbalizuj je, przekaż. Muszą działać. My musimy działać. Uniosłam powieki niebieskie spojrzenie ogniskując na aurorze.
- Są cztery komnaty do których dostępu nic nie blokuje. Ta w której jesteśmy, w której siedziały dzieci – coś im robią, jestem tego pewna. Żadne nie powiedziało co. Są w jakimś marazmie, trudno się z nimi porozumieć. – kolejny wdech, kolejna rozkazująca uspokojenie się myśl. – Za drzwiami jest szeroki hol, ma drzwi które chronione są mechanizmem. Trzy płaskorzeźby i plansza z punktami. Wcisnęłyśmy dobrą, ale ułożenie punktów nie było poprawne. Tam… - musiałam przerwać, mówienie mnie męczyło. Każdy ruch mnie męczył. Tylko na kilka sekund, by wziąć kolejny wdech. Fakty, podawać fakty, relacjonować wszystko rzetelnie i dokładnie. – Zbroje… - dodałam postępując biorąc kolejny wdech. Czując zaschniętą krew na twarzy. – Zbroje strzegą przejścia, ożywają w momencie podania złej odpowiedzi. – zerknęłam w dół na własny brzuch, na zakrwawioną rękę którą przyciskałam do ciała. – Po waszej prawej jest komnata w której najpewniej śpią dzieci. Znalazłyśmy mechanizm… - zatrzymałam się uświadamiając sobie, że wtedy jeszcze z Lilą nie było źle, teraz leżała na podłodze sprawiając wrażenie martwej, ta myśl wstrząsnęła moim ciałem. – ukryte przejście, metalowe drzwi, można je otworzyć tylko przy pomocy magii i książkę z dziedziny Czarnej Magii. – książkę, którą wprawiała  drżenie małe ciało Lily snując w jej głowie czarne jak tytułowa noc wizje. – Obudziłyśmy się w tej po lewej. Poza nami i dziećmi nie spotkałyśmy tu nikogo. – kończę cicho, czując jakby dopiero teraz dotarło do mnie wszystko co się stało. Kolana uginają się pode mną. To jeszcze nie czas, jest jeszcze wiele do zrobienia. Wspieram się na desce. Spojrzeniem ponownie wracam do Garretta. – Różdżka… zabrali… - zaczynam bezsilnie, w spojrzeniu widocznie świeci się złość, ale i strach i bezradność. Bezbronność wypisana na twarzy. Niemoc, którą uświadomiłam sobie dopiero dzisiaj, ale też swojego rodzaju uzależnienie od narzędzia, które było mi pomocną dłonią. – Potrzebuję różdżki. – zakończyłam więc koślawo przenosząc spojrzenie od jednej znajomej twarzy do drugiej. Dopiero teraz jakby zauważając nieznajomą jednostkę. – Kto to? – pytam jeszcze na sam koniec przypominając sobie jego słowa. - Ciężko nas zabić. - informuję go jeszcze siląc się na krzywy uśmiech i mało śmieszny żart. Wyglądam okropnie i czuję się okropnie, ale cieszę się widząc znajome twarze. Potem milknę po prostu stojąc. Czekając. Czując się lepiej mając ich przy sobie. Ale też czując się lepiej, bo nie musiałam dalej prowadzić. Wolałam wykonywać polecenia niż je wydawać, ta druga forma niosła ze sobą za dużo odpowiedzialności która gniotła barki i myśli.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Złota Wieża - Page 9 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Złota Wieża [odnośnik]18.06.17 18:01
Robi się coraz gorzej. Nie udaje mi się chwycić notatek Eileen, a coś mi mówi, że były one bardzo cenne. Nie mylę się zresztą kiedy pada pytanie o rozrzucone kartki. Uśmiecham się więc przepraszająco, posyłając pełne skruchy spojrzenie przyjaciółce.
- Chciałam je zabrać, ale nie zdążyłam, przepraszam - przyznaję się do winy, spuszczając pokornie głowę. Nie ma jednak czasu na rozpamiętywanie tej sprawy, dlatego na powrót unoszę wzrok, koncentrując go tym razem na drzwiach. Na Garrecie. Na nieznajomym. Na kluczach. I tak w kółko. Boję się, to naturalne, ale musimy iść dalej, odszukać zaginionych oraz przestać zważać na własne obawy. W tym miejscu nie mają one rację bytu.
- Och. - Jakże elokwentnie komentuję przezwisko mężczyzny. Nie, żebym była uprzedzona, ale niestety nie wróży ono najlepiej. Nic nie mówię, nie tylko przez wzgląd na własną delikatność co świadomość, że moje powinno brzmieć podobnie. - Jestem Pom, to jest Eileen, Garry i chowający się Sam - dodaję, uznając, że ta konspiracja nie jest nam już chyba dłużej potrzebna. Zwłaszcza jeśli zginiemy, chociaż wolałabym odrzucić tę możliwość. Nabieram powietrza w płuca i uśmiecham się pokrzepiająco. Tylko na krótko.
Wnet ściskam mocniej różdżkę i wstrzymuję oddech na czas otwarcia wrót. Wzdrygam się widząc wystające szpikulce, ale kilka sekund później już wypuszczam ze świstem powietrze z ust. Przestępuję do przodu za aurorem rozglądając się uważnie, spinając całą resztę mięśni, która mi została. Widok siedmiorga wystraszonych dzieci rozpierzchających się po kątach, zakrwawionej Just oraz nieprzytomnej Lily będzie mnie chyba prześladował w koszmarach, zakładając optymistycznie, że przeżyję.
- Jesteście - szepcę nieprzytomnie, pełna radości oraz przestrachu z powodu tego, co wam zrobili. Opuszczam różdżkę wzdłuż ciała spoglądając to na Tonks, to na Macdonald, nie wiedząc do której podejść najpierw. Chcę też zatrzymać te wszystkie dzieciaki, przechodzę nawet kilka kroków w głąb pomieszczenia, ale te znikają za drzwiami. Poza dwoma chłopcami, których miałam okazje uczyć. Uśmiecham się do nich przyjaźnie, zaraz jednak kierując głowę do Just.
- Dlaczego? - wyrywa mi się pytanie. Biedna Lila. Podchodzę do niej, kucam, odgarniam włosy wystraszona scenariuszami, które przychodzą mi do głowy. Nie możemy jej tak zostawić. - Nie widziałam - kręcę przecząco głową spoglądając pytająco na resztę. Może oni widzieli, kiedy się rozdzieliliśmy. - Jesteśmy w dawnej wieży astronomicznej Hogwartu - wyjaśniam krótko, zaraz skrupulatnie słuchając relacji na temat rozkładu pomieszczeń oraz osób, które powinniśmy uratować. Wzdrygam się po raz kolejny, tym razem słysząc informacje o czarnej magii. Nie potrafię zrozumieć jak można być tak wstrętnym człowiekiem. Wzrasta we mnie złość. - Chyba nie mam żadnej różdżki - kwituję ze smutkiem, zaraz koncentrując spojrzenie na strażniku. - To… pan Klapa - komentuję ni to wesoło, ni to kwaśno. - Całe szczęście, całe szczęście. Tak się cieszę, że was znaleźliśmy wreszcie - dodaję już zdecydowanie pogodniej. Podnoszę się na chwilę kierując się tym razem do dwóch wystraszonych chłopców.
- Serwus koledzy - zagaduję, tym razem kucając tuż przed nimi. - Nie musicie się nas bać. Eileen znacie. Rudowłosy pan to Garry, ten w ciemnych włosach to Sam i wiecie co? Obaj są aurorami! Są taaacy silni i taaacy mądrzy, że pokonają każdego złego pana! Spokojnie możecie na nich polegać. A ta pani to Just, jest tak zdolna jak nasza pielęgniarka w szkole. Jeżeli tylko źle się poczujecie, możecie liczyć na jej uzdrawiające dłonie. A ten pan strażnik doskonale wie, że zrobił bardzo, bardzo źle, ale po rozmowie z nami postanowił naprawić swoje błędy. I przestanie mówić głupoty - wyjaśniam ciepłym tonem, na koniec jednak rzucając groźne spojrzenie Klapie. - Dlatego jego też nie musicie się bać. Jesteśmy wszyscy tutaj, żeby wam pomóc - zapewniam solennie i kiwam głową. - Hej, może znajdę wam jakieś ciasteczka? - pytam retorycznie, po czym sięgam do torebki. Przeglądam ją intensywnie, ale nie widzę żadnego opakowania, ku mojemu niezadowoleniu. Za to wyciągam z niej kolejną różdżkę. - O, mam jednak jakąś dodatkową. Nie wiem czyja to. Może wy wiecie? - pokazuję ją reszcie wyciągając do góry. Może oni pamiętają skąd ją wytrzasnęłam. W mojej głowie widnieje jedynie pustka. - No nic, musicie być tak jak wam mówiłam na zajęciach, jak figa abisyńska, o. Niby lubi ciepły klimat, ale jest tak odważna oraz zawzięta, że wytrzyma nawet okropne mrozy. I wy też tak potraficie, wierzę w to - dodaję unosząc podbródek. - Spróbujemy pomóc obu koleżankom, co wy na to? - pytam, chociaż mam niejasne przeczucie, że akurat teraz moja magia okaże się nieskuteczna. Biorę głęboki wdech, żeby skoncentrować się całkowicie na zaklęciach.
- Cauma sanavi maxima - wymawiam wyraźnie, kierując różdżkę na brzuch Just. - Lapifors - zaraz potem próbuję zamienić Lily w królika. Mam nadzieję, że nawet jeśli się nie uda, to ich nie zabiję. Byłoby bardzo szkoda. Och, ale tak to się kończy jak chcę pomóc wszystkim, najlepiej natychmiast, a trochę mi to zawsze mało precyzyjnie wychodzi. Co robić.

Pierwsze to leczenie, drugie królik



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout
Re: Złota Wieża [odnośnik]18.06.17 18:01
The member 'Pomona Sprout' has done the following action : rzut kością


'k100' : 76, 93
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Złota Wieża - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 9 z 20 Previous  1 ... 6 ... 8, 9, 10 ... 14 ... 20  Next

Złota Wieża
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach