Wydarzenia


Ekipa forum
Złota Wieża
AutorWiadomość
Złota Wieża [odnośnik]14.03.17 18:42
First topic message reminder :

Złota Wieża

Nieużywana, duża, opuszczona wieża w Hogwarcie; kiedyś odbywały się w niej zajęcia z astronomii, lecz trzy dekady temu przeniesiono je w inne miejsce, po odremontowaniu drugiej strony zamku - ze względu na widoczność księżyca. Swoją nazwę zawdzięcza wyglądowi zewnętrznemu, jej ścianki są żółtawej barwy, a w oknach mienią się złotawe witraże, doskonale widoczne, kiedy zapewne jakiś duch, Irytek, zabawia się w jej wnętrzu. Wieża nie zawsze jest widoczna: uczniowie mówią, że znika sama z siebie, nauczyciele podejrzewają, że jest ukrywana.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Złota Wieża - Page 10 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Złota Wieża [odnośnik]18.06.17 23:18
Kawalkada następujących po sobie zdarzeń działała jak dziwny, dziecięcy kalejdoskop, który przesuwał kolejne sceny, nie dając szansy przyjrzeć im się dłużej. I tak było z całym biegiem do wieży, z łoskotem zamykanych, runicznych wrót. Krótka chwila zatrzymania nastąpiła tuż przed otwarciem kolejnych drzwi. A pomieszczenie, w którym się znaleźli, nie powiedziało wiele Samuelowi. Smugi zatartej krwi nie wróżyły niczego dobrego, a domysły biły się o uwagę.
Nie odpowiedział ich nowemu towarzyszowi, gdy zapytam zebranych o tożsamość. Wciąż nie obdarzając go swoim całkowitym zaufaniem. Pomógł im, tak, ale wciąż istniała szansa, że była to tylko dywersja. Wyręczyła ich Pomona, ale mars brwi, który zadomowił się na czole aurora - nie mógł być dostrzegalny. Kryło go zaklęcie. Czasu na tłumaczenia nie było i tak, a otwarte przez Garrego drzwi ze zgrzyt oznajmiły przejście na "nowy" etap ich pogoni.
Skamander stał z tyłu, dostrzegając zza pleców towarzyszy gromadkę dzieci, która na ich widok rozpierzchła się w popłochu. Uwagę przykuła drobna, okrwawiona sylwetka... - Just - zdołał wykrztusić, tłumiąc pierwotną chęć pokonania dzielącej ich odległości w zbyt szybkim tempie. Musiał się skupić, nawet jeśli przez kilka sekund, łomot serc zagłuszył myślenie. Ulga wymieszała się z wciąż tętniącą w żyłach adrenaliną. Musiał wysłuchać tego, co miała do powiedzenia. Każda informacja mogła im pomóc, a jak do tej pory - szalenie ich brakowało.
- Ja mam dodatkową różdżkę - dopiero, gdy ratowniczka zakończyła relację, znalazł się obok - Weź ją - wyciągnął z torby zdobycz, którą odebrał jednemu z pokonanych czarnoksięzników. Pytanie o samopoczucie było idiotyczne, więc nie pytał, a gniew, który pełgał gdzieś na dnie serca, buchnął jaśniej. To wszystko ciążyło na barkach Grindewalda, psychopaty, który zamknął w wieży astrologicznej...śmieć? O co w tym chodziło?
Odwrócił się najpierw w stronę nieoczekiwanego towarzysza - Kim lub czym są oni - pytanie zabrzmiało twardo, (i zapewne dziwnie, zważywszy na jego aktualną "niewidzialność) ale nie miał ochoty długie pogadanki i poznawanie nowych "przyjaciół". Jeśli rzeczywiście chciał się zrehabilitować, miał szansę. Nie znaczyło to, że musiał go lubić.
- Musimy znaleźć te dzieci - zaciskał i rozluźniał obie dłonie, jak w specyficznej mantrze. Coś się w nim gotowało na myśl, że to one miały być "pożywką", jak nazwał wcześniej Klapa dla tajemniczych "ich". Dla śmierci, a krew, którą widział w przejściu wcześniej nosiła znamiona wielu zbrodni - Homenum Revelio - rozeznanie i relacja Justine była pomocna, ale nie mogli biegając na oślep, szukając przerażonych uciekinierów. Musieli wiedzieć od razu, gdzie kryją się dzieci - I trzeba zamknąć te drzwi za nami. Brak kluczy dla nich, da nam dodatkowe, cenne minuty - taką przynajmniej żywił nadzieję - albo zrobić coś z podłogą - skrzywił się, bo znowu kłaniała się dziedzina transmurtacyjna. Samuel czuł, że - jeśli w ogóle przeżyje - będzie musiał zainwestować w treningi tego znienawidzonego typu magii. Los bywał autentycznie przewrotny. A za każdym razem dziwił się jej nieoczekiwanym obrotom. Teraz usiał wracać do działania.
Działaj o mocy


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Złota Wieża - Page 10 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Złota Wieża [odnośnik]18.06.17 23:18
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : rzut kością


'k100' : 51
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Złota Wieża - Page 10 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Złota Wieża [odnośnik]19.06.17 0:40
Nie mogła sobie niczego przypomnieć, a raczej – niczego, co mogło im pomóc w rozwiązaniu zagadek z runami. Drobne kreski latały jej przed oczami z zawrotną prędkością, zaczepiały o ogonki liter, które nie znaczyły dla niej nic. Pamiętała jedynie kształt runy oznaczające bodajże… człowieka? Pewnie nic im to nie da, ale miała nadzieję, że będzie pamiętać ją jeszcze przez jakiś, jeśli okazałoby się, że akurat ta runa ma jakikolwiek sens. Spojrzała na Pomonę, która za coś ją przepraszała. I dopiero teraz, kiedy ustały zawroty głowy, a myślenie odnalazło właściwy tor, skojarzyło o co chodzi. Uśmiechnęła się lekko.
- Jakoś… damy sobie radę, Pom – chciała w to wierzyć. Jej wzrok niemal natychmiast powędrował w kierunku sylwetki Klapy.
Odsunęła się od szafki akurat w momencie, gdy z głównej części zaczęły uciekać dzieci. Wystąpił krok do przodu, by przyjrzeć się zdarzeniu, i od razu też przyspieszyła kroku. Maluchy jednak uciekły, pozostawiając…
Struchlała. Niewiele było trzeba, żeby podbiegła do Just i chwyciła ją w objęcia. Doznała ogromnej ulgi, widząc ją całą i… żywą, bo o jej zdrowiu wiele można było powiedzieć, ale na pewno nie to, że było nietknięte.
- Dobrze wam… poszło – kątem oka uchwyciła drobną, leżąca na ziemi sylwetkę. Co tu się działo… - Świetnie sobie poradziłaś.
Zdjęła z szyi czerwony kryształ na miedzianym łańcuszku i oddała jej go. Wiedziała, że to nie była zbyt duża pociecha, ale kamień potrafił zdziałać czasami małe cuda. Lepsze to niż nic.
- Leczy powierzchowne rany, więc jeśli… jeśli nabawiłaś się takich, a widzę, że tak, to jest twój.
Spojrzała na Pomonę, która już tkwiła przy Lily. Podeszła bliżej niej, biorąc głęboki wdech.
- Czy ona… - ah, nie, była nieprzytomna. – Nie, Just, nigdzie nie było cioci. Przyszliśmy tu z zamku, z Hogwartu, a tam nie było ani jednej obcej sylwetki. O reszcie też nie wiemy.
Spojrzała na przestraszonego chłopca, którego przecież dobrze znała, notując jednocześnie w pamięci słowa, które wypowiadała Just. Hol, drzwi, płaskorzeźby i plansza. Ożywione zbroje. Śpiące w komnacie dzieci. Wciąż zdawało jej się, że słyszy ten przeraźliwy krzyk. Zapętlał się w dziwnym schemacie, przewijał przez analizę myśli. Jej nogi poprowadziły ją tym razem w stronę wyjścia z pokoju, ale nie przeszła przez próg. Pogoniła Klapę, żeby wszedł do głównego holu, w którym już wszyscy się znajdowali, po czym wyciągnęła jodłową różdżkę i zaciskając na niej palce, wykonała nią odpowiedni ruch.
- Glacius – wyszeptała, idąc w ślad za słowami Samuela, chcąc, żeby zaklęcie swoim działaniem objęło całe pomieszczenie przy runicznych drzwiach.
Nie czekając na efekty, wróciła do chłopców. Musieli się nimi zająć, bo byli tutaj, prócz Just, najbardziej poszkodowani. Wyciągnęła dłoń w stronę ciemnej czupryny Finnicka, by go po niej pogładzić. Rozmawiali często przy chatce, kiedy tylko do niej zachodził. Częstowała go domowej roboty ciasteczkami i proponowała szklankę ciepłego mleka na poprawę humoru, bo zawsze przychodził do niej przybity i nieswój.
- Cześć, Finnick. Profesor Sprout ma całkowitą rację – uśmiechnęła się do niego ciepło. Poprawiła drobne okulary na jego nosie. Podała m swoją lewą dłoń, bo w prawej wciąż trzymała różdżkę. – Trzymajmy się blisko, co ty na to? Tak, jak wtedy, gdy zbieraliśmy pióra hipogryfów przy lesie.


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Złota Wieża - Page 10 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Złota Wieża [odnośnik]19.06.17 0:40
The member 'Eileen Wilde' has done the following action : rzut kością


'k100' : 10
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Złota Wieża - Page 10 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Złota Wieża [odnośnik]19.06.17 2:50
Drzwi w końcu stanęły otworem i momentalnie ruszył naprzód - zatrzymał się jednak wpół kroku, wciąż trzymając różdżkę uniesioną i próbując zrozumieć, co działo się w środku. Dzieci - zalała go zimna fala nieokreślonej hybrydy żalu, goryczy i wściekłości; jak te bydlaki mogły skrzywdzić najmłodszych?
Siódemka dzieci czmychnęła w stronę kolejnego pomieszczenia; przeklął w duchu, bojąc się, że jeśli szkraby się rozbiegną, nie zdołają już ich uchwycić.
- Expecto Patronum - powiedział natychmiast, w akcie desperacji, myśląc o momencie założenia Zakonu - o twarzach na pierwszym spotkaniu, o duchu Albusa, którego widział wraz z Luno, o własnej Próbie i gorzkim smaku przysięgi na języku. Wierzył, że Patronus, będąc piękną formą czystej, dobrej energii, odwróci uwagę dzieci; że przemykająca jaskółka rozpościerająca skrzydła uspokoi je, przyniesie nadzieję i będzie okrążać pomieszczenie, zagradzając dzieciom drogę ewentualnej ucieczki.
- Justine - powiedział z pewną dozą ulgi, w całym tym ferworze znów zapominając, że Tonks nie lubiła, gdy ktoś zwracał się do niej pełnym imieniem. Zerknął na nieprzytomną, młodą kobietę, potem znów powiódł spojrzeniem ku Just. Lekko skinął głową na słowa Pomony i Eileen - nie znaleźli jeszcze żadnych innych więźniów. - Dzieci jest tylko siódemka? - rzucił pytanie w kierunku Justine - dziwił się, że jeszcze nie padło z ust jego towarzyszy - a potem wymownie zerknął na nieprzytomną, rudą dziewczynę. Trzeba będzie ją wynieść. Wyprowadzić dzieci, które najpierw musieli złapać - a te zdecydowały się czmychnąć. - Mamy świstoklik, jeżeli uda się zebrać wszystkich więźniów w jednym miejscu, możemy przenieść ich do kwatery - dodał; zerknął na własną dłoń dzierżącą różdżkę; dostrzegł na niej wyraźne złoto piegów, nawet nie zauważył momentu, w którym eliksir wielosokowy przestał działać. - Prowadzące tu drzwi miały na zamku ornament ciernia i ten sam symbol widnieje na kluczu. Mam jeszcze trzy klucze z motywem kwiatów, liści i małych owoców; jeżeli znajdziecie drzwi, które mogłyby otworzyć, od razu dajcie znać. - A potem w uwadze słuchał słów Just, starając się wyłapać wszystkie szczegóły; każdy z nich mógł zaważyć o ich powodzeniu. Szczególnie teraz, gdy stracili już cały czas.
Ożywające zbroje - jasne, jeszcze tego im brakowało.
- W takim razie starajmy się unikać nieprawidłowych odpowiedzi - mruknął, zerkając z ukosa w miejsce, w którym najprawdopodobniej powinna znaleźć się twarz Skamandera - byli aurorami w pomieszczeniu pełnym osób nieprzyzwyczajonych do samobójczych misji, czekał ich nie lada orzech do zgryzienia. - Dzieci są priorytetem - dopowiedział głośniej właściwie w kierunku wszystkich - zupełnie jakby ktokolwiek miał wątpliwości. - Słyszeliście Klapę - mamy dziesięć minut, żeby znaleźć inne wyjście, odeskortować więźniów i zapewnić im bezpieczeństwo, odeprzeć potencjalny atak połowy antymugolskiej policji i przeżyć, by móc opowiedzieć historię o tym, jak dokonaliśmy niemożliwego - powiedział głośno, z przekonaniem; stanie na czele grup aurorów zasiało w nim przekonanie, jak ważna jest dbałość o morale. - Tonks ma rację, potrzeba czegoś więcej niż cholernego tyrana, żeby pokrzyżować nam szyki - ciągnął, zerkając na Klapę - Klapę, który teraz był jednym z nich. Powędrował spojrzeniem dalej, by natrafić nim na uzdrowicielkę, która wyglądała, jakby traciła resztki sił - i jakby dawno pożegnała się z nadzieją. - Just, już jesteś bohaterką, ale wciąż potrzebujemy twojej pomocy. Przejście po prawej - otwiera je czarnomagiczne zaklęcie, tak? Mogę spróbować coś z tym zrobić, chociaż nie gwarantuję sukcesu. - Zawahał się, przypominając sobie słowa Klapy - nie wiedział jednak, czy wierzyć, że nie było stąd innego wyjścia, nie chciał uznawać tego pewnik. Może znaleźliby coś także po lewej stronie, przy płaskorzeźbach - może udałoby im się zapędzić dzieci w jedno miejsce i przenieść je całą grupą świstoklikiem do kwatery.
Może, może, może. Było wiele niewiadomych - zbyt wiele.
- Drugą stronę też trzeba sprawdzić i na wszelki wypadek przygotować dzieci i nieprzytomną dziewczynę do transportu świstoklikiem. - Miał, psidwacza mać, wielką nadzieję, że jego przeklęte dzieło wielkiej improwizacji zadziała - bo jeśli będzie inaczej, oznaczało to ich koniec. - Jeżeli nie zdążymy znaleźć innego wyjścia, dzieci muszą trafić do kwatery i część z nas powinna zadbać o to, aby były tam bezpieczne. Pozostali - zerknął w kierunku, w którym powinien być Skamander - byli Gwardzistami, przysięgali - będą musieli pozostać, żeby kupić reszcie czas. - Był dziwnie gotowy na śmierć; już dawno została jego przyjaciółką. - Pamiętajcie, po co tu jesteśmy. Zapłaciliśmy zbyt wysoką cenę, by teraz to spieprzyć. - Wciąż pamiętał o Bartym, który poświęcił wiele, by zabezpieczyć tyły; Garrett był teraz gotów na to samo. - Carpiene - wypowiedział drugą z inkantacji, wskazując końcem różdżki kolejne pomieszczenie - Klapa zarzekał się, że nie było więcej pułapek, ale gdy to sprawdzi, będzie spokojniej stawiał następne kroki. - Magicus Extremos - kontynuował cicho, mrukliwie, chcąc dodać pozostałym sił; ich potrzebowali najwięcej. Aż w końcu wskazał różdżką przejście oddzielające przedsionek od sali, w której znalazły się dzieci. - Salvio Hexia - spróbował rzucić potężne zaklęcie, wierząc, że w razie ataku antymugolskich policjantów (miał nadzieję, że paszcza - czymkolwiek była - nie wróci; i że Grindelwald nie zwerbował wampirów, wilkołaków lubi innych trolli górskich) nieco zdezorientuje ich widok pustego pomieszczenia oraz umożliwi Garrettowi i Samowi przeprowadzenie ataku z zaskoczenia.
To był najgorszy scenariusz - ale Garry nie miał zamiaru pomijać żadnego z nich.

(rzucam na cztery zaklęcia w fabularnej kolejności)


a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

Garrett Weasley
Garrett Weasley
Zawód : auror
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
żyjąc - pomimo
żyjąc - przeciw
wyrzucam sobie grzech niepamięci
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Złota Wieża - Page 10 Tumblr_o0qetnbY2m1rob81ao9_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t597-garrett-weasley https://www.morsmordre.net/t627-barney#1770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f112-st-martin-s-lane-45-3 https://www.morsmordre.net/t2785-skrytka-bankowa-nr-122#44963 https://www.morsmordre.net/t975-garrett-weasley#5311
Re: Złota Wieża [odnośnik]19.06.17 2:50
The member 'Garrett Weasley' has done the following action : rzut kością


'k100' : 100, 29, 7, 71
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Złota Wieża - Page 10 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Złota Wieża [odnośnik]19.06.17 10:46
Unoszę różdżkę, ale nikt nie wydaje się być nią zainteresowany. Czyli mają swoje magiczne drewna, a ta znalazła się u mnie z nieznanych powodów. Nie wiem czy to dobrze, bo dalej nie znam właściciela, ale trudno. Wzruszam ramionami i pakuję ją z powrotem do torebki. Jej wnętrze przeglądam raz jeszcze w chorej nadziei na rzeczywiste odnalezienie ciastek, bo dzieci muszą być okropnie głodne. Szkoda, że jednak nie wzięłam trochę tego jedzenia co wczoraj zawaliłam nim całą kuchnię z powodu rozpaczy. Przydałoby się jednak. Nie wiem jak dałabym radę biec z kufrem wypchanym posiłkami jak ledwo dałam radę bez niego, ale nieważne. Wzdycham po raz kolejny, ale wykrzywiam usta w uśmiechu, żeby biedne dzieci się nie wystraszyły.
- To znaczy, ten drugi pan auror, on jest na razie niewidzialny, ale możecie mi wierzyć, że jest tu z nami. Zresztą na pewno go słyszeliście - prostuję dość poważne uchybienie, chociaż mam wrażenie, że odkąd tu jestem ciąży na mnie cała seria pomyłek. - Lewis, może ty wiesz ile osób było tutaj z wami? - pytam miłym tonem Puchona, mając nadzieję, że może jest zapalonym fanem liczenia jak Miriam. Lub po prostu uznał to za rozsądne. To byłoby dobre.
- Och, przepraszam Just, z tej radości, że was widzę mieszają mi się zaklęcia, spróbuję jeszcze raz - rzucam w kierunku Tonks załamując się nad własnym rozkojarzeniem. A miałam być skoncentrowana i nie popełniać więcej pomyłek. Nie wychodzi mi to zbytnio. - Curatio vulnera maxima - wymawiam tym razem poprawną inkantację, starając się jednocześnie nadać tym słowom pewności siebie oraz odpowiedniej mocy. Mam nadzieję, że przynajmniej odrobinę uda mi się zasklepić jej rany na brzuchu, które są więcej niż widoczne. I że ponownie się uda. Za to cóż, nie grożą jej odparzenia. Muszę znaleźć pozytyw w tych bezsensownych pomyłkach.
Słuchając uważnie każdego, kto co mówił, staram się dokładnie wszystko notować w pamięci. Skinęłam krótko głową Garrettowi kiedy mówi o poświęceniu. To naturalne, wiem to odkąd tu przyszłam. Też jestem gotowa. Paradoksalnie na własną śmierć jestem bardziej gotowa niż na śmierć którejkolwiek z tych osób w tym miejscu. Nawet Klapy.
- Magicus extremos - mówię po krótkiej pauzie widząc, że to zaklęcie się nie uda, a skoro mogę spróbować je powtórzyć, to dlaczego nie. Może się uda, a może nie, ale bardzo chcę, żeby wyszło. Wtedy da nam to przewagę w próbie wydostania się stąd. Jeszcze raz uśmiecham się pokrzepiająco do dzieci, żeby się nie bały i wiedziały, że ich bezpieczeństwo jest dla nas priorytetem. Damy radę. Na pewno.

Pierwsze leczenie, drugie magicus



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout
Re: Złota Wieża [odnośnik]19.06.17 10:46
The member 'Pomona Sprout' has done the following action : rzut kością


'k100' : 83, 27
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Złota Wieża - Page 10 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Złota Wieża [odnośnik]19.06.17 15:15
Przerażenie chłopca trochę jej się udzieliło, ale nie w stopniu, który blokowałby jej każdy ruch. Serce mocniej zabębniło o żebra, wściekłość wzrosła, zaciskając jej usta w geście bezradności. Oczywiście, że tchórz, jakim był Grindelwald, upatrzył sobie dzieci jako ofiary – bezbronne, naiwne, podążające za dorosłymi w dziecięcej, niepohamowanej ufności. Ah, psidwacza mać z takim dyrektorem od siedmiu boleści!
Ujęła Finnicka za dłoń, podnosząc go ostrożnie na proste nogi. Co mu zrobili? Co zrobili pozostałym dzieciom? Pytała samą siebie, ale jednocześnie z obawą odtrącała odpowiedzi, które podsuwała jej wyobraźnia.
- Trzymaj się blisko mnie, a nic ci się nie stanie, dobrze? – nie rezygnowała z uśmiechu i cichego, uspokajającego głosu, który miał zapewnić mu choć chwilowe poczucie bezpieczeństwa. Nie mogła mu niczego obiecać, ale postara się zrobić wszystko, żeby Finnick wyszedł stąd cały i zdrowy. Nie tylko on, ale również i reszta dzieci. I więźniów.
Zabrała go z powrotem pod próg pomieszczenia, bo rzucone przez nią zaklęcie zaledwie ochłodziło delikatnie różdżkę i z drewna wydarł się tylko cichy syk, a kilka płatków szronu zleciało na jej buty. Zacisnęła palce na różdżce po raz kolejny i skłoniła nadgarstek do wykonania gładkiego, prostego gestu:
- Adiposio – czubek jodłowego drewna skierowany był na podłogę w przedsionku i właśnie tam miała wylać się gęsta maź, która powstrzymałaby nadchodzące posiłki od nagłego wpadnięcia do głównej sali. Niech spowolni ich chociaż na chwilę. Wróciła z chłopcem bliżej pozostałych zakonników, bo bliskość niewielkiego pomieszczenia z tyłu napawała ją cichą obawą. – Magicus Extremos.
Poszła w ich ślady, bo wypowiedziana formuła naprawdę mogła im pomóc, a fakt, że różdżki pozostałej dwójki nie odpowiedziały na polecenie tak, jak odpowiedzieć powinny, nieco ją zaniepokoił. Musieli się zabezpieczyć.
Przez dłuższą chwilę gorączkowo nad tym, co jeszcze mogliby zrobić w tym kierunku. Obróciła się jeszcze raz wstronę drzwi, przez które przecież niedawno przechodzili, później jej wzrok spoczął na drobnej sylwetce chłopca i uciekł od razu do Garretta i Pomony, jakby chciała sprawdzić, czy współtowarzysze nie odczytają nagle jej myśli. Odchrząknęła.
- O wielki Irytku, władco ksiąg i manuskryptów – zawołała patetycznie, błądząc wzrokiem po całej komnacie. – Królu złoty w kapeluszu cudownym latający! Jak tu jesteś i mnie słyszysz, to wiedz, że twa służka cię woła! – o Merlinie, konsekwencje będą okropne, ale jeśli się dostatecznie mocno nad nim popłaszczy, to może coś ugra. – Tylko ty możesz nam pomóc, tylko ciebie posłuchamy, chociaż my, głupi i nierozumni, wcześniejszych twych rad nie posłuchaliśmy! Błagam, ukaż się nam i pomóż!
Była już czerwona jak dojrzały burak, ale cholera, była w stanie zrobić wszystko, żeby tylko zagwarantować całej grupie więcej czasu.

(1 - adiposio na przedsionek, 2 - magicus extremos na grupę)


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Złota Wieża - Page 10 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Złota Wieża [odnośnik]19.06.17 15:15
The member 'Eileen Wilde' has done the following action : rzut kością


'k100' : 40, 82
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Złota Wieża - Page 10 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Złota Wieża [odnośnik]19.06.17 19:13
Radość jest przytłaczająca, nie pozwala mi się skupić; zalewa mnie całą powodując rozpaczliwą chęć padnięcia na kolana i pozwolenia, by łzy wydostały się na wolność, by poleciały strumieniami po brudnych i zakrwawionych policzkach. Kurczowo jednak wspieram się na desce wiedząc, że to jeszcze nie czas, że jeszcze zbyt wiele zostało do zrobienia.
Hogwart? Nieme pytanie obija mi się o głowę. Trudno w to wszystko uwierzyć. Milczę i patrzę w dół nie potrafiąc podnieść spojrzenia. Zimna, lodowata wręcz szpila wbija mi się w wątły organ gdy nie dostaję żadnych wieści o mojej mamie.
-Dziękuję, Eileen. – mówię cicho, odbierając kryształ, zawieszając go sobie na szyi. Wdzięczność zatańczyła między nami. Odprowadziłam ją spojrzeniem gdy podchodziła do Lily, by zaraz uciec wzrokiem, dłoń zaciskając w pięść. - Musiałam. – odpowiadam przechodząc przepraszającym spojrzeniem od Pomony z którą skrzyżowałam wzrok do Eileen, a potem do Garretta na samym końcu do Klapy, pewnie spróbowałabym spojrzeć i na Samuela, gdyby nie fakt, że był w tej chwili niezauważalny. – Gdy ruszyła zbroja Lila straciła kontakt z rzeczywistością, to było dla niej za wiele. – znów się trzęsę ze złości, tak wielkiej, jak jeszcze nie było mi dane czuć wcześniej. – Uciekła. Znalazłam… Znalazłam ją w sali w której się obudziłyśmy, ale nie było z nią już kontaktu. Poddała się całkiem panice, popadła w psychotyczny szał. – mówię dalej, próbując się tłumaczyć, mając nadzieję nie dostrzec w spojrzeniach bliskich mi osób urazy czy złości. Musiałam. – Musiałam. – tłumaczę dalej, czując zbierające się pod powiekami łzy. - Była niebezpieczna. – mówię, zdając sobie sprawę że każdy kto znał Lilę i nie widział jej w tym stanie z pewnością pukał się w czoło mówiąc że jestem wariatką. – Dla innych, dla siebie w szczególności. – warga zadrgała mi lekko, opuściłam wzrok na deskę, moją broń, którą w tej chwili brzydziłam się jak najgorszym rodzajem plugastwa. – Musiałam. – powtarzam raz jeszcze próbując przekonać wszystkich, że dobrze zrobiłam. A co najważniejsze – próbując przekonać siebie.
- Ostatnie co pamiętam z Ministerstwa to promień zaklęcia. Obudziłyśmy się tutaj, ale obie miałyśmy podobny sen – coraz mocniej odnosiłam wrażenie, że sen ten bliżej stał rzeczywistości niż chciało tego moje serce. – Topiłyśmy się. Nurt rzeki niósł nas. Lila krzyczała głośno. Próbowałam chwycić za dłoń mamę, ale nasze dłonie się minęły. U… - biorę spazmatyczny wdech walcząc z gardłem przez które to słowo zdaje się nie chcieć przejść. – utonęła. – kończę głucho. Marszczę brwi próbując wrócić wspomnieniem. – Ja… ja nie mogłam się ruszyć, coś wciągnęłam mnie pod wodę; dusiłam się. Ostatnie co słyszałam to krzyk feniksa. – unoszę dłoń od ciała i palcami łapię się za nos, nadal bolała mnie głowa, skupienie przychodziło z trudem. – nie przyznałam się Lily, gdy o to zapytała. Było ciemno i ponuro, a ona się tak strasznie bała, nie chciałam jej bardziej… - martwić? Dobre sobie. Milknę na chwilę słuchając słów wypowiadanych przez Pomonę. Nawet posyłam krzywy uśmiech w stronę chłopców, próbując za mocno nie wyginać ust w grymasie bólu i zmęczenia. Odbieram też różdżkę, ale nie używam jej. Na razie staram się skupić na tym, by przekazać jak najwięcej, jak najlepiej. Pomona rzuca zaklęcie, ale fakt że nie to dociera do mnie jakby z opóźnieniem więc i tego nie komentuję. Biorę też różdżkę od Samuela, uchylając lekko wargi, żałując że nie mogę go dostrzec. Moje ciało reaguje kilkoma mocniejszymi uderzeniami serca gdy tembr jego głosu przemierza przestrzeń. Zdobywam się jedynie na kiwnięcie głową.
-Siódemka. – potwierdzam unosząc na niego spojrzenie. - Sala w której się obudziłyśmy miała zdobienia z kwiatów, ale była otwarta. Małe owoce, coś jak jagody, są w sali ze zbrojami na płaskorzeźbach, ale nie ma tam żadnego zamka, tylko zagadka złożona z dwóch mechanizmów. – milknę pozwalając mówić aurorowi. Dzieci były najważniejsze. Przytakuję głową a potem uśmiecham się szczerze, w oczach tańczą zadziorne ogniki. Jego słowa dodają mi siły. Miał rację, jeden tyran to za mało by nam przeszkodzić. Kręcę lekko głową przecząco na pytanie o drzwi a potem wydymam usta i marszczę brwi. – Trudno mi powiedzieć. Uruchomiłyśmy mechanizm, ale za ukrytym przejściem znajdowały się metalowe drzwi bez klamki, były osmolone. Jestem pewna, że trzeba użyć na nich zaklęcia, ale nie jestem w stanie powiedzieć z której dzie… - przerywam raptownie, jakby o czymś sobie przypominając. Puszczam deskę i wsadzam trzymane w jednej dłoni różdżki do tylnej kieszeni. Wolnymi dłońmi unoszę resztki koszuli. Książka. Wyciągam ją więc, całą w mojej krwi w całkiem nowej, kolorystycznej odsłonie.  Czar Nocy, Sarah Ferdole– głosi nic nie mówiący mi tytuł. Pokonuję te kilka kroków w kierunku Garretta i wyciągam ją w jego stronę z przepraszającą miną. – Lila trafiła tam na fragment o łamaniu kości. – mówię, ale boję się, że zniszczyłam książkę i teraz na nic już się nie zda.
- To nic Pompom. – mówię posyłając jej zmęczony uśmiech. Kiwam lekko głową, gdy proponuje ponową próbę, zaklęcie działa, ale wiem, że sama też muszę sobie pomóc. Dobywam jednej z różdżek z tylnej kieszeni trafiło na tą od Pomony, mierzę ją przez chwilę w dłoni. - Curatio Vulnera Horribilis – wypowiadam kierując promień zaklęcia na pierwszą z ran zadanych przez halabardę. - Curatio Vulnera Horribilis – ponawiam zaklęcie chcąc zastosować je na tym znajdującym się poniżej. - Subsisto Dolorem Maxima- rzucam dalej, wiedząc, że jeszcze nie skończyliśmy, że jestem jeszcze potrzebna. Możliwość nie odczuwania bólu przez chwilę jest więcej niż mile widziana.  
Garrett odzywa się, więc unoszę głowę i niebieskie spojrzenie ogniskuję na nim. Myślę przez chwilę w której mówi, zanim znów zabiorę głos. Moje myśli lawirują szybko, pozwalam im na to, mimo towarzyszącego bólu głowy, czekam na wnioski i pomysły, wiem że się zjawią.
- Podzielmy się. – proponuję w końcu. – Trzy grupy. – dodaję, uznając to za logiczne, są trzy sale które musimy sprawdzić. – Chłopcy z Pomoną i Eileen, jedna do sali po lewo, druga do tej po prawa, każda dostaje do pomocy mężczyznę. Ja do punktów jeszcze raz, z tym, który zostanie by bronić mi pleców. Nadal nie jestem pewna co może być kombinacją - punktów na planszy jest siedem - ostatnim razem użyłyśmy ułożenia zbroi i nas – nie zadziałało – wskazuję na swój rozorany brzuch. – te klucze… wydaje mi się, że ten z kwiatami będzie pasował do drzwi od sali po lewej, ten z jagodami do sali ze zbrojami, może po podaniu prawidłowej odpowiedzi będą znajdowały się drzwi. Ten ostatni w takim razie powinien otwierać coś w ostatnim z pomieszczeń. – pozwalam sobie wylać na głos wszystkie przemyślenia. – O ile się nie mylę. – dodaję już mniej pewnie na koniec. - Musimy też postanowić, kto poniesie Lilę. I wybrać miejsce spotkania - sala ze zbrojami zdaje się być podobnie oddalona od pomieszczeń po bokach. - przypominam sobie rozglądając się po twarzach obecnych przez krótki czas.
- Garrett.  – zwracam się prosto do niego, mając nadzieję że mnie zrozumie, że mi pozwoli zrobić to, co planowałam. Bojąc się, że usłyszę głos sprzeciwu, ale należało powiedzieć to teraz, potem mogło nie być czasu na kłótnie. – Jeśli trzeba będzie zostać, chcę to zrobić. Nie każcie mi – mówię mając na myśli jego i Samuela – wracać. Ci ludzie porwali mnie, moich przyjaciół, moją rodzinę. Od początku wątpię że ten sen był właśnie nim, a to oznacza, że i zabili mi matkę. Chcę walczyć. Poza tym, z medykiem jesteśmy w stanie dłużej się bronić. – mówię wzruszając lekko ramionami, przestępując z nogi na nogę. Teraz już tylko czekając. Powiedziałam wszystko, co miałam do powiedzenia. Opuszczam głowę spoglądając na brzuch tylko chwilę zastanawiając się zanim rzucę ponownie zaklęcie, przez krew trudno było dostrzec cokolwiek. - Curatio Vulnera Maxima -decyduję się w końcu. Nie będąc pewna czy różdżka w ogóle mnie słucha.

1.Curatio Vulnera Horribilis 2.Curatio Vulnera Horribilis 3.Subsisto Dolorem Maxima 4.Curatio Vulnera Maxima



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Złota Wieża - Page 10 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Złota Wieża [odnośnik]19.06.17 19:13
The member 'Justine Tonks' has done the following action : rzut kością


'k100' : 100, 64, 28, 13
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Złota Wieża - Page 10 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Złota Wieża [odnośnik]19.06.17 23:45
Nie mógł pozwolić, by wkradające się gdzieś na skraju rozproszeni - osiągnęło swój cel. Just żyła, była (chwilowo?) bezpieczna, ale przeraźliwie raziła go świadomość, że byli za późno. Siódemka dzieci. Tylko. Czy było ich więcej? Było. I tym bardziej bolesny był fakt czasu przeszłego. Gniew musiał zdusić i uwolnić dopiero, gdy będzie mógł stanąć przed zbrodniarzem, który dopuścił się...tego wszystkiego. Co siedziało w tak psychopatycznym umyślę, by podobny, szalony? okrutny?  plan mógł w ogóle zaistnieć? Czuł w sobie niebezpieczny zgrzyt w pojmowaniu, ale czy można zrozumieć czyjeś szaleństwo? Na pewno za to, musiał się mu przeciwstawić i był gotów postawić na szali swoje życie bez najmniejszych oporów. Wiedział na co się pisał i kim był. Kim byli. Gwardia. Mimowolnie oparł spojrzenie na drugim aurorze tym samym krzyżując z nim wzrok. Poruszył głową w niemej zgodzie, chociaż nikt nie mógł dostrzec gestu. Może była to zaleta, bo bo niewyraźny cień wspomnień z Próby, rysował Just tonącą z aureolą włosów i zamarłym na ustach krzykiem. Dokładnie tak, jak opisywała. Czy widział wykrzywiony obraz przyszłości?
Zimny dreszcz zatańczył na karku, ale...już się nie bał. Strach zostawił za sobą, a dłoń, która zawisła w drodze do ramienia jasnowłosej - zatoczyła łuk i zatrzymała się na kieszeni - Musiałaś - powtórzył cicho, kierując słowa do poranionej ratowniczki - Każdy musi zrobić, to co konieczne - dodał głośniej i odsunął się w stronę dwójki mężczyzn - Po to tu jesteśmy - w jakiś sposób pociągnął słowa Garretta. Oni znali swoją misję, wiedzieli jaki przyświeca im cel, stoczyli wystarczająca ilość bitew, by nie ugiąć się naciskom beznadziejności. Misja była samobójcza i praktycznie niewykonalna. któż przy zdrowych zmysłach włamywałby się na Hogwarcki Zamek? A jednak - zrobili to. Dotarli do wieży, a co miało dziać się dalej - zapewne musieli oddać się nieprzewidywalnemu fatum. I przede wszystkim liczyć na siebie.
Najpierw musieli znaleźć wszystkie dzieci, które w strachu potrafiły znaleźć nieprawdopodobne kryjówki. Odwrócił się spoglądając w ciągnący się, główny korytarz - Dissendium - jeśli były tu jeszcze jakieś przejścia, o których nie mówiła i nie wiedziała Just - musieli je znaleźć - Reflexio - tym razem celem był on sam. Musieli się przygotować. Siebie i to miejsce, nim zjawi się zła odsiecz - Liberta - wymówił cicho kolejną inkantację, ale nadal słuchał Tonks w skupieniu. To kilka splecionych razem faktów posuwało kolejne myśli - pomysły? - Siedem miejsc w mechanizmie? Dzieci też jest taka sama liczba - zawiesił głos w zamyśleniu - Nie jestem pewien, ale może to ma znaczenie? Nim się rozbiegły, siedziały w jakimś układzie? - Nie zdążył zauważyć, jak, ale były razem. Może to one stanowiły klucz? - Lila - zmarszczył brwi. Ta mała, niepokojąco płocha dziewczyna? - Może ją pomniejszyć? I zmniejszyć wagę? - ta myśl przywołała kolejną. czemu nie wpadł na to, by zrobić coś podobnego z miotłą? Tyle możliwości umykało im sprzed nosa. Wciąż mieli jednak świstoklik. I to on pozostawał ich głównym środkiem ucieczki. Liczyli się uwięzieni i to oni musieli znaleźć się bezpieczni. Jeśli będzie to konieczne - zostaną by wykraść losowi kilka cennych chwil. I dalej - jeśli będzie trzeba - polec w walce - Zrobimy to, co będzie konieczne - powtórzył słowa, które wypowiedział już wcześniej. I tym razem w mimowolnym porozumieniu patrzył na Weasleya. Barty zapewne już swoją cenę zapłacił.
- Just, nie - odezwał się twardo, głosem nie znoszącym sprzeciwu, zaraz po tym, jak padły jej słowa. Nie chodziło zwykły upór - Mówimy o ostateczności - samobójstwie? - zostaną tylko tylko ci, którzy pozostać muszą - ty nie możesz - Twoją misją jest ochrona dzieci i bezpieczne doprowadzenie do Kwatery - Wierzył w nią, wiedział że na wiele ją było stać, wiedział też, ze ranił ją słowami, ale inaczej nie mógł, inaczej nigdy się nie wycofa. A jeśli przyjdzie im chronić tyły ucieczki, lepiej, gdy pozostaną we dwóch, nie oglądając się na nikogo. Bez bohaterstwa, bez chwały. Dla poświęcenia.
Odwrócił się, nie próbując więcej tłumaczyć - Te drzwi i tak musimy zamknąć, ale zanim...Nebula Omnia - dodał, starając się skupić na płynącej we krwi mocy i pomieszczeniu, do którego wpadli tuz po otwarciu runicznego przejścia. Mgła powinna zatrzymać wrogów o kilka cennych chwil dłużej.

Kolejność fabularna: Dissendium, Reflexio, Liberta, Nebula Omnia


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Złota Wieża - Page 10 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Złota Wieża [odnośnik]19.06.17 23:45
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : rzut kością


'k100' : 79, 6, 98, 83
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Złota Wieża - Page 10 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Złota Wieża [odnośnik]20.06.17 3:48
Zerknął z ukosa na źródło głosu Sama pocieszającego Just - na więcej współczucia nie mogli już sobie pozwolić. Rany na ciele i duszy wyleczą potem, gdy będą już bezpieczni, jeżeli przeżyją - teraz musieli się skupić na czymś innym.
Uchwycił mocno książkę, którą podała mu uzdrowicielka i zmarszczył brwi, intensywnie myśląc - w jego ręce w życiu wpadło wiele dzieł literackich, o wielu innych słyszał, wielu więcej się wystrzegał; czarna magia nigdy nie była jego specjalnością, wiedział jedynie, jak się przed nią bronić. Przyjrzał się okładce - Sarah Ferdole, coś mu świtało, ale mogło być to wyłącznie rozpaczliwe wrażenie.
- To żadna podpowiedź - mruknął, spodziewał się znaleźć w czarnomagicznej księdze wiele paskudnych inkantacji - nawet gdyby potrafił rzucić te zaklęcia, nie zdołałby wypróbować wszystkich. - Klapa, czas zmężnieć, jeżeli mamy nie umrzeć, potrzebujemy twojej pomocy - więc skup się. Pójdziesz ze mną, przyda się to, czego nauczyli cię w policji. - Nie miał złudzeń; ta paskudna jednostka z pewnością dbała o to, by nauczyć swoich pracowników sprawiać ofiarom ból. Nie chciał zostawiać go na straży Just - nie ufał mu, nie ufał jego reakcjom w momencie, w którym zostaną zaatakowani.
Ruszył naprzód - w kierunku dzieci, w kierunku własnego Patronusa, nie mogąc nie dostrzec faktu, że wyminął dwa stojące po jego bokach gargulce: gdyby znał się na transmutacji trochę lepiej, użyłby ich jako broni.
- Hej, czekajcie - rzucił w stronę najmłodszych, bo rozpierzchniętych dzieciaków potrzebowali teraz najmniej. Coś go tknęło - Klapa był strażnikiem, dzieci z pewnością widziały go wcześniej, najpewniej się go bały. Nie mógł za niego ręczyć - mógł ręczyć tylko za siebie. Patrząc na najmłodszych, wskazał głową Klapę. - Jeżeli będzie próbował zrobić wam krzywdę, będzie miał do czynienia ze mną - dodał, nie wysilając się na groźbę - mówił prawdę. W końcu odwrócił się, by spojrzeć na pozostałych. Skinął głową na propozycję Justine; miała rację, musieli się podzielić. - Eileen, weź od Sama świstoklik i idź z Just, zaprowadźcie tam dzieci i jeżeli za dziesięć minut nikt nie krzyknie, że magicznie znalazł wyjście - nie wierzył w to, nie wiedział, dlaczego właściwie zwlekali - powinni odesłać więźniów i przygotować się do ataku, albo najlepiej zebrać się w jednym miejscu i opracować technikę złapania małego świstoklika w jednej chwili w kilkanaście osób - to zadbajcie o to, żeby więźniowie znaleźli się w kwaterze. Tylko to jest teraz ważne. - Słuchając dalszych słów uzdrowicielki, podtrzymał księgę pod pachą i zabrał się za rozdzielenie kluczy, by móc rzucić je do towarzyszy - klucz z kwiatami pofrunął w stronę Pomony (dałby je Samowi, ale już nie miał pojęcia, gdzie on teraz był), ten z jagodami trafił do Justine, a ozdobiony liśćmi wsunął do kieszeni własnego płaszcza. - W razie czego widzimy się w sali ze zbrojami. - W to też wątpił. Najbardziej na świecie.
Przeniósł spojrzenie na Justine, uważnie analizując jej twarz, jej mimikę - a także wsłuchał się w jej głos pętany tak wieloma emocjami. Od razu wtrącił się Sam; Garrett nie mógł go winić, w pierwszej chwili zachowałby się tak samo. Misja Zakonu była jednak ważniejsza od tego, co czuli - ważniejsza od ludzi, na którym im zależało.
- Jesteś ranna i masz nieswoją różdżkę - odparł spokojnym głosem, choć starał się mówić szybko - zupełnie jakby te sekundy miały znaczenie w obliczu straconych kwadransów. - Jeżeli jesteś pewna, że nie będziesz nas spowalniać i zdołasz rzucać zaklęcia wzmacniające, zostań. Ale bardziej przydasz się w kwaterze, lecząc rannych więźniów - powiedział, przelotem myśląc o czymś innym: jeżeli Justine zginie, Margaux go zabije. Hipotetycznie i optymistycznie zakładając, że sam zdoła to przeżyć. Skomplikowany tok rozumowania przerwała mu inkantacja zaklęcia wypowiedziana głosem Skamandera; słysząc ją, uniósł jeden z kącików ust. - Ostatni zamyka - powiedział tak, jak mówił to dwadzieścia lat temu, bawiąc się z rówieśnikami - ale w tym momencie ostatnia osoba wychodząca z przedsionka rzeczywiście będzie musiała zatrzasnąć drzwi, uniemożliwiając rozprzestrzenienie się mgły.
Wciąż dzierżąc w dłoni czarnomagiczną księgę i oglądając się przez ramię, czy Klapa za nim podąża, ruszył do przodu i w korytarz w prawo - konsekwentnie w kierunku drzwi bez klamek opisanych przez Justine, które równie dobrze mogły być wrotami do śmierci, o której wspominał policjant. I najprawdopodobniej były.
- Magicus Extremos. Amicus Igni - wypowiedział inkantacje, nieprzerwanie idąc; pierwsze zaklęcie rzucił w przestrzeń, drugie na siebie, profilaktycznie uznając, że warto chuchać na zimne. Tudzież sprawić, żeby potencjalny ogień przestał parzyć.

(znów fabularna kolejność)


a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

Garrett Weasley
Garrett Weasley
Zawód : auror
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
żyjąc - pomimo
żyjąc - przeciw
wyrzucam sobie grzech niepamięci
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Złota Wieża - Page 10 Tumblr_o0qetnbY2m1rob81ao9_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t597-garrett-weasley https://www.morsmordre.net/t627-barney#1770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f112-st-martin-s-lane-45-3 https://www.morsmordre.net/t2785-skrytka-bankowa-nr-122#44963 https://www.morsmordre.net/t975-garrett-weasley#5311

Strona 10 z 20 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 15 ... 20  Next

Złota Wieża
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach