Wydarzenia


Ekipa forum
Pracownia
AutorWiadomość
Pracownia [odnośnik]15.05.17 11:02
First topic message reminder :

Pracownia

racownia mieści się na parterze i prowadzi do niej osobne wejście, z zewnątrz. Wcześniej pomieszczenie to pełniło rolę składzika, jednak na urodziny Solene wujostwo przerobiło je na prywatną pracownię, w której dzieje się magia. To tutaj pobiera miary i prezentuje swoje projekty nierzadko wybrednej klienteli. Poza wygodną kozetką jest również parawan, za którym można się przebrać; duże lustro a przed nim niewysoki podest. Ponadto, na wieszakach wisi zazwyczaj kilka nowych sukien, koszul czy szat, które młoda projektantka wyszywa z uporem maniaka.
Przeważnie na wizytę trzeba się wcześniej umówić, jednak nie wygania zbłąkanych dusz, potrzebujących czegoś na ostatnią chwilę.


[bylobrzydkobedzieladnie]


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.


Ostatnio zmieniony przez Solene Baudelaire dnia 27.05.17 12:45, w całości zmieniany 1 raz
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Pracownia - Page 6 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire

Re: Pracownia [odnośnik]18.06.18 21:38
Pomimo bólu, wypłakanych łez i wielu zmarnowanych chwil na zastanawianiu się nad powodami podjętej przezeń decyzji, nie żałowała ich relacji i tego, co ich łączyło. Miała wrażenie, że kiedy był obok, w miejscu, w którym nikt ich nie widział, nie udawał kogoś, kim nie był i nawet jeśli się myliła - nie chciała tego wiedzieć. To, że im nie wyszło potraktowała jako jedną z życiowych lekcji, jedno z gorzkich uczuć, które tylko wzmocniły jej charakter i poniekąd odebrały jej przyjemność, którą czerpała z niewinnego flirtowania z mężczyznami na wszelkiego typu uroczystościach, na których jeszcze swego czasu bywała, przez co skierowała swoje myśli na pracę i dążenie do bycia najlepszą w swoim fachu.
Pokiwała głową ze zrozumieniem, uśmiechnęła się nawet lekko, bo potrafiła zrozumieć chęć gorszenia i zwracania na siebie uwagi otoczenia, gdy sama praktykowała to od czasu do czasu, ubierając się w taki sposób, do którego ponura Anglia jeszcze nie dorosła, przynajmniej w jej nieskromnej opinii. Lubiła kolory, koronki, tiule i dekolty. Obcasy, niejednokrotnie ściągane z Francji, kapelusze i ozdoby. Przepych, bo na skromność jeszcze miała czas.
- Myślę, że nie jest to nic szczególnie skomplikowanego i z pewnością sobie poradzisz. Wszystko ci zaraz zapiszę i rozrysuję. – Z pewnością każdy poradziłby sobie ze zdjęciem miary a ona wiedziona doświadczeniem i tak zawsze dokładała dodatkowy centymetr, bądź pół, który zapewniał pole do poprawek. Jeszcze nigdy nie zepsuła żadnego projektu, tego tym bardziej nie mogła, skoro pofatygował się specjalnie do niej.
Zaskoczył ją swoją prośbą, nigdy bowiem sama nie prezentowała ubrań, które wyszły spod jej dłoni i nikt dotychczas o to nie poprosił. Uniosła jedną z ładnie zakreślonych brwi, wiodąc dopiero po chwili spojrzeniem to na Mulcibera, to na trzymaną w rękach suknię; znaku na przedramieniu, jak i blizn po oparzeniu istotnie nie dostrzegła – miał rację, była dobrze wychowana, zapewniając mu odrobinę prywatności.
- Chyba żartujesz. – Odparła, jednak zauważyła, że jego spojrzenie było dalekie od żartu. Po krótkim namyśle doszła do wniosku, że chyba nic jej nie szkodzi; bez słowa wyminęła go i zaciągnęła za sobą parawan. Po krótkiej chwili wyszła z powrotem ubrana w prezentowaną wcześniej suknię. Leżała prawie idealnie, do doskonałości brakowało odjęcia zaledwie dwóch centymetrów, które w odruchu naturalnym złapała kilkoma szpilkami na ramionach i w talii. To samo zresztą uczyniła z dekoltem, który odsłaniał zarys piersi i chociaż nie wstydziła się, bo na – nie – szczęście Ramsey widział ją już wcześniej bez ubrań, tak nie wypadało jej zostawić tak głębokiego wcięcia. Stojąc przed lustrem złapała materiał kolejnymi szpilkami, poprawiła włosy i westchnęła, oglądając uważnie swoje odbicie.
- Voilà. – Oparła dłonie po obu stronach bioder odwracając się i uciekła wzrokiem w bok, czując się jeszcze gorzej, niż przed chwilą: prezentowanie modelu sukni ślubnej swojemu byłemu partnerowi było dziwnym ciosem pod żebra, a z drugiej strony pokazała mu to, co świadomie odtrącił. Przynajmniej chciała wierzyć w to, że pożałuje chociaż odrobinę. Szybko zmieniła swoje nastawienie i uśmiechnęła się, tym specyficznym, rozpoznawalnym dla siebie uśmiechem, rzucając powłóczyste spojrzenie w kierunku mężczyzny. - Grafit pasuje ci do oczu. – Podeszła doń z niewymuszoną gracją, poprawiając jego szatę i podobnie jak w przypadku sukni, spinając nadmiar tkaniny na ramionach szpilkami. Potem wygładziła materiał ruchem dłoni, wiodąc nimi po rękach w dół i odrywając, gdy dotarła do jego dłoni.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Pracownia - Page 6 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Pracownia [odnośnik]18.06.18 22:51
Nie pytała, więc nie opowiadał, uznając, że temat, który ją nękał, a może wręcz przeciwnie był jej kompletnie obojętny, rzeczywiście nie istniał. Ze swobodnym, lekkim uśmiechem przyjął jej wyraz twarzy, będący odpowiedzią na jego oczekiwania. Promienniej wyglądała, kiedy jej kształtne wargi wyginały się w ten sposób, a oczy błyszczały — była w swoim żywiole, widział to. Nie potrafiła kłamać, więc pochłonięta pracą zapominała o ekscesach, które ostatnio przeżyli. Dawniej, kiedy się widywali to ona częściowo odpowiadała za jego ubrania, za to jak się nosił i prezentował. Nie był wybredny względem odzienia, niewielką wagę przywiązywał do zawartości swojej szafy — jedynie musiało być czyste, ciemne i w miarę dopasowane, ani za duże ani za małe. Poprawiała to, co wymagało poprawy, a z czym nie wiązał żadnej wartości, podsuwała wskazówki, licząc, że będzie się do nich stosował. Większość wyniósł z domu, Rosier wymagał od niego schludnego, poważnego wyglądu, a Ramsey sam nie wiedział, jak bardzo pewne przyzwyczajenia z dzieciństwa weszły mu w krew. Niektóre z tych ubrań przygotowanych przez pannę Baudelaire miał do dziś, większość zniszczyła krew, której nie potrafił się pozbywać, ogień, który trawił to, co napotkał na swej drodze i czas, bo materiały pozostawione same sobie traciły swoją jakość, elastyczność.
— Mam inny pomysł — podjął, odnajdując w mig doskonałe rozwiązanie. — Dostarczę ci inną suknię na wzór. Wraz z nią zapłatę.— Zdjęcie miary z innej, używanej części garderoby, która była sprawdzona i dobrze leżała nie powinno stanowić dla niej problemu, a z pewnością będzie dla niej lepszym źródłem informacji niż on sam.
W istocie, nie żartował wcale. Uniósł brew wyczekująco, gdy o to spytała — powinna wiedzieć i wiedziała. Konsternacja na jej twarzy wywołała w nim lekki uśmiech, powrócił do zapinania szaty, gdy zniknęła za parawanem. Przez chwilę oglądał ją z góry, do lustra się nie zbliżał, nie było mu potrzebne do określenia, czy odpowiednio czuję się w tym, co na siebie przywdział. Ten krótki moment spokoju przywołał do jego myśli wspomnienia z Azkabanu — ciężkie, obciążające, wzbudzające tak samo wielki niepokój, jak wtedy, choć przecież od tamtej pory minęły tygodnie. Spoważniał, zmarszczył brwi, ramiona bezwiednie mu opadły pod wpływem niewidzialnego ciężaru na barkach. Nie mógł pozwolić na to, by to wrażenie się utrzymywało, by uczyniło go kruchym, nawet na moment. Wyrywając się z chwilowego odrętwienia powodził za nią wzrokiem, gdy wyłoniła się zza osłony i lekkim krokiem ruszyła w kierunku zwierciadła. Obserwował ją przez chwilę w milczeniu, uważnie przyglądając się jej sylwetce, bardziej jej samej, niż sukni, którą miała na sobie. Nie odzywał się, dopóki nie uznała, że jest gotowa do prezentacji. Swoje zdanie już wyrobił, gwałtownie stracił chęci do toczenia z nią gry, która jeszcze chwilę temu sprawiała mu przyjemność.
Dobrze wyglądasz — odparł jej po francusku, bez wyrobionego akcentu. — Pasuje ci — przyznał szczerze, kończąc tym samym lustrowanie jej wzrokiem. Ten fason, materiał i kolor dobrze na niej wyglądały, podkreślały jej delikatną urodę i potęgowały wrażenie ulotności, którą ona, jako potomkini wili, miała w genach. —To ma jakieś znaczenie? — czy pasuje czy nie; czy ma jakiś wpływ? Poważnie, już bez szelmowskiego uśmiechu śledził jej ruchy, gdy wygładzała materiał na ramionach. Poczuł się zmęczony. — Mnie się podoba ta.— Klasyczna, poważna czerń, nie musiał sprawdzać kolejnych, już zadecydował. Dotknął materiału jej rękawów, zmiął go w malcach delikatnie, korzystając z tego, że była blisko. — Jest ładna, odpowiednia dla ciebie. Potrzebuję czegoś mniej delikatnego. Wyrazistego.— Podniósł na nią wzrok i odsunął się, by zdjąć szatę, którą przymierzał.— Przymierz następną.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Pracownia - Page 6 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Pracownia [odnośnik]19.06.18 15:50
Francuzka nie zapomniała, jaki przebieg miało ich ostatnie spotkanie a jednak potrafiła się dostosować do sytuacji, udawać, że wszystko było w najlepszym porządku, wszak tylko kobieta była zdolna do podobnych poświęceń. Zresztą uznała, że nie było sensu powracać do tamtych wydarzeń, niezależnie od tego, jak bardzo ją zaskoczyły i zabolały, a przy okazji uświadomiły ją, że była – być może dalej jest – głupia, faktycznie oddając swoje serce komuś, kto był zdolny do podobnych czynów. Potem szybko uznała, że być może lepiej było trzymać się takich osób, bo dopóki nie stała się ich wrogiem: była względnie bezpieczna, czy obojętna, ale wychodziło prawie na to samo. Przytaknęła na podsunięty pomysł; było jej obojętne, czy dostanie miarę zebraną i spisaną na kartce, czy suknię na wzór, bo zamierzała zrobić tak, żeby było dobrze, jak zwykle, kiedy zabierała się za powierzone jej zlecenie. Do każdego podchodziła tak samo, na poważnie, niezależnie od tego, czy zszywała właśnie rozpruty płaszcz, czy projektowała go od podstaw.
Nie odpowiedziała na komplement, choć przez jej twarz przemknął cień uśmiechu; lubiła, gdy ktoś używał jej ojczystego języka, nawet bez akcentu i wiedziała, że Mulciber zapamiętał rozmowę, w której wyjaśniała mu dlaczego używa uproszczonej wersji swojego imienia. Zaraz potem zerknęła na suknię, którą się zainteresował a prośba o przymierzenie kreacji nie była wcale zaskakująca. Sama lubiła ten projekt, jednak dotychczas nie znalazła się odpowiednia osoba, na której prezentowałby się wprost idealnie. Dotychczas albo podkreślał czyjeś drobne mankamenty albo sugestia zmian i drobnych poprawek powodowała, że suknię szyła od nowa; tak więc ta wisiała na wieszaku i czekała po prostu na swój czas.
Czarna, długa do ziemi z niewielkim dekoltem na przodzie, w której jedynie rękaw uszyty był z nieco prześwitującego materiału, zdobionego naszytymi ręcznie wzorami nie wydała jej się z początku odpowiednia do okazji, jednak nie zamierzała wyprowadzać go z błędu. W końcu posiadał swój instynkt, przekonanie i oczy oraz znajomość tamtej kobiety, żeby wiedzieć, która z nich będzie dla niej najlepsza. W zaprezentowanej czerni, klasycznej a jednak dostojnej, w której prostota była czymś zachwycającym, jasnowłosa również prezentowała się dobrze; bardzo często nosiła ubrania w ciemnych barwach. Przeglądając się w lustrze odniosła wrażenie, być może mylne, że to właśnie przez tę czerń, przyciągała zdecydowanie zbyt dużo uwagi krocząc posuwistym krokiem po ulicach Londynu i to ten kolor był źródłem wszystkich problemów. Jednocześnie po raz kolejny, w duchu, zachwyciła się naszytymi gdzieniegdzie wzorami, również w czarnym kolorze lekko posrebrzanych, mieniących się w świetle pracowni: był to jeden z pierwszych projektów, w których postanowiła wprowadzić ten subtelny dodatek.
- Czy spełnia twoje wymagania? – Spytała wnet, odwracając się przodem do Mulcibera i ułożywszy dłonie po obu stronach bioder, przestała się uśmiechać, pozwalając, by jej twarz przybrała ponownie neutralny wyraz. Starała się również nie dostrzegać zmiany w nastroju Ramseya – traktowała to spotkanie przecież jako czysty biznes, niźli okazję do kolejnej pogawędki i zastanawiania się, co jest z nim nie tak. - Wbrew pozorom wcale nie jest taka delikatna. Musisz uwierzyć na słowo. – Dodała, ujmując w dłoń pojedynczą warstwę tiulu, dodaną tylko po to, by sprawiać bardziej klasyczne wrażenie i niejako przysłonić naszyte wzory, tylko dlatego, żeby sprawiały bardziej tajemnicze wrażenie.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Pracownia - Page 6 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Pracownia [odnośnik]20.06.18 7:58
Nie dostrzegł na jej twarzy żalu, zniechęcenia czy gniewu, który towarzyszył jej podczas ostatniego spotkania. Jej oczy nie wyrażały już miłości, pożądania, potrzeby bliskości, która przebijała się w filuternej wymianie zdań. Interesujące doświadczenie. Z zaintrygowaniem brał w tym udział, doświadczając tego na własnej skórze, chcąc się przekonać, poczuć konsekwencje własnych czynów. A więc tak łatwo było to zniszczyć. Zaskakująco łatwo. Utwierdziło go tylko w przekonaniu o tym, jak bardzo nietrwałe były uczucia i tym samym bezwartościowe, kreowane na potrzebę chwili. Były złudzeniem, kłamstwem, marą tworzoną dla zaspokojenia żądzy i pragnień, niczym więcej. Te wszystkie bajki, które słyszeli w koło były wyłącznie tym — doskonałą farsą, w której dobrowolnie brała udział dwójka ludzi. Uśmiechnął się na tę myśl, oczy mu błysnęły, pomimo nieustającego zmęczenia. Oznaczało, że się nie mylił, jak zwykle, co do tego.
W czasie, kiedy ona przymierzała kolejną kreację, on zdejmował tą, którą dla siebie wybrał. Odłożył szatę na bok i założył swoją własną, dopinając ostatnie guziki, kiedy wyłoniła się zza parawanu. Utkwił w niej wzrok nie mówiąc nic przez dłuższą chwilę. Czarna, prosta, elegancka, pozbawiona zbędnych ozdób, a jednak wystarczająco dostojna, by podkreślić kobiecą urodę. Od razu wydała mu się idealna. Dobrze leżała na Solene.
Przeniósł ciężar ciała na jedną nogę, kilka cali obniżając swoją postać w wygodnej, luźnej pozie, kiedy uważnie lustrował ją wzrokiem. Dopinał mankiety w trwającej pomiędzy nimi naelektryzowanej ciszy. Oceniał jej wdzięki mimochodem, choć zamierzał podziwiać kreację, która sama w sobie dlań była bez znaczenia. Dopiero na kobiecym ciele zyskiwała coś szczególnego, lub zupełnie na odwrót, otulone materiałem kształty wydawały się bardziej intrygujące.
— Zakrywa zbyt wiele — ocenił wreszcie krytycznie. Nie miała być cnotliwa ani niewidoczna. Powinna rzucać się w oczy, ściągać uwagę, budzić wewnętrzne kontrowersje, mieszane uczucia. Nie zależało mu na tym, by wpasowywała się w powszechne standardy dotyczące dobrego gustu i taktu. Żadna z tych rzeczy nigdy nie określała kobiety, która miała ją nosić. — Ale podoba mi się.
Solene była jej całkowitym przeciwieństwem. Delikatna uroda, łagodne spojrzenie, melodyjny głos i aura wokół będąca uosobieniem wilej natury. Idealna kandydatka na żonę dla arystokraty, szlachcica, który miał doskonały gust, lecz poza porcelanowymi, nierzeczywistymi lalkami lubił kobiety z charakterem. A jednak powiedział jej, że go znudziła, że stracił nią zainteresowanie. Zdobyła je, kiedy ją spotkał po raz pierwszy, kąpiącą się w jeziorze, mokrą od ciepłej, letniej wody, eteryczną, o zniewalającym i kuszącym spojrzeniu. Gdzie się podziała Twoja iskra, Solange? Nie był sentymentalny, ale nie marnował czasu w jej towarzystwie, kiedy dotykał jej nagich ramion, unoszącej się w płytkich oddechach klatki piersiowej. Przed laty. Kiedyś. Dawniej. Kiedy to było?
— Nie wyglądasz na wystraszoną. Nie przerażam cię? Po tym, co zrobiłem ostatnio? Nie bała się go, ale i nie próbował być straszny. Wręcz przeciwnie, emanował łagodnością, którą dobrze znała. Brakowało mu tylko pogody ducha i młodzieńczego uśmiechu, który zmazał z jego twarzy Azkaban. Testował jej cierpliwość, sprawdzał, jak wpłynęło na nią ich ostatnie spotkanie, ale znosiła to nad wyraz dobrze i nie wiedział jeszcze, co z tym zamierzał zrobić. Lubił igrać z losem, bawić się z ogniem, ale nie widział go ani w jej oczach, ani nie czuł od niej gorąca. Była jak kamień. Po prostu kamień, który nagrzewał się w blasku słońca i stawał się zimny pod wpływem intensywnego deszczu.
Upewnił się, że różdżkę ma tam, gdzie powinien, poprawił swój strój i ruszył w jej kierunku. Jego wizyta dobiegła końca, nie zamierzał — choć to było bardzo kuszące — zabierać jej więcej czasu, tracić swojego. Przystanął tuż obok, równając się z nią ramieniem, zerknął na nią z góry.
— Poinformujesz mnie, kiedy skończysz — choć miało to wybrzmieć jak pytanie, zabrakło w nim zmiany tonu. Wiedziała, że chciał od niej czegoś specjalnego, nowego, świeżego projektu, który idealnie wpasuje się w jego gust — dobrze go znała, nie powinna mieć z tym problemu. Sięgnął dłonią do jej twarzy i odgarniał z niej pojedynczy kosmyk, który okręcił sobie wokół palca. — Lubiłem cię z długimi włosami — mruknął z teatralną nostalgią w głosie. Kiedy opuścił dłoń, schował ją do kieszeni. — Chcę ją zobaczyć, gdy będzie gotowa — zanim przekaże ją w prezencie.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Pracownia - Page 6 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Pracownia [odnośnik]21.06.18 14:05
Uczucia były nietrwałe, bezwartościowe i kreowane na potrzebę chwili, tak również zdążyła pomyśleć po ostatnim spotkaniu, ale nie tylko. Pomyślała tak też w momencie, w którym pogrążyła siostrzaną relację; gdy bez większego nakładu siły a jedynie ponętnym uśmiechem i słodkim szeptem omamiła miłość życia Odette, a on cóż, poddał się temu bez walki. Wysnuła wtedy jeden prosty wniosek: skoro miłość potrafiła przetrwać wszystko, burzyć mury, palić mosty i jak w wielu księgach zapisane było: doprowadzać do szaleństwa, to czemu za sprawą ów uczucia prawdziwie zakochany mężczyzna nie był w stanie się oprzeć rzucanemu wilemu urokowi? Słyszała podobne historie, z ust nie byle kogo a matki, więc wierzyła, że jest w nich choć ziarno prawdy. Skoro jednak tamten nieszczęśnik nie przetrwał próby, widać albo nie kochał wystarczająco mocno albo wcale. Z perspektywy czasu dostrzegła jak głupie to było myślenie, szczególnie teraz, gdy przekonała się na własnej skórze jak łatwo było przekroczyć granicę między miłością i nienawiścią, w zaledwie kilka minut. Nie mogła jednak powiedzieć, że go nienawidzi; nie była pewna, co czuje i co powinna myśleć, a skoro stała w niedalekiej odległości, niezrażona i niewystraszona, widać nie skupiała się nad tym zbyt mocno przez minione dni.
Pokiwała głową, nie odpowiadając nic; wiedziała, że suknię jeszcze przerobi i sprawi, by odsłaniała więcej, lecz w granicach dobrego smaku, chociaż osobiście uważała, że i tak odsłaniała już dużo. Mimo to nie zamierzała dyskutować. Była w pracy, on był jej klientem i chociaż doradziła, wiedziała, że koniec końców Ramsey wybierze i zdecyduje sam. Znała go na tyle, by wiedzieć, że był mężczyzną raczej zdecydowanym, dążącym do celu i po wyznaczonej drodze, nawet w tak prowizorycznych kwestiach jaką był z pozoru nic nie znaczący ubiór. Obrzuciła spojrzeniem suknię, którą miała na sobie a gdy zadał jej pytanie, przeniosła spojrzenie jasnoniebieskich tęczówek na jego bladą twarz.
Nie – odparła krótko, żeby po chwili dodać: – gdybyś chciał zrobić mi krzywdę, zrobiłbyś to ostatnio. Albo przed laty w parku. – Była pewna siebie, niezaprzeczalnie, i wierzyła w to, co mówi. Nie sądziła zresztą, że robienie jej krzywdy we własnym domu, w biały dzień, byłoby mądrym posunięciem, chociaż mawiali, że najciemniej było pod latarnią – któż spodziewałby się tragedii podczas zwyczajnego dnia pracy? Miała jednak przeczucie – przeklęte przeczucie kierujące nią i wtedy w lesie – że w tym momencie nie spadnie jej włos z głowy. Ostatnim razem podobnego przeczucia zabrakło, a po wszystkim uznała, że powinna częściej kierować się intuicją, którą coraz częściej zagłuszała. Gdy zaś podszedł, nie ruszyła się nawet o centymetr, bez większego wysiłku spoglądając mu prosto w oczy.
Zmiany są nieuniknione. – Powtórzyła jego słowa sprzed zaledwie kilku chwil. Ścięcie włosów było dla niej pewnego rodzaju prywatnym manifestem, zaraz po uspokojeniu się dwóch feralnych miesięcy, chociaż zmiana ta nie miała długo potrwać; brakowało jej plątających się na wietrze kosmyków, czegoś, co było z nią obecne od zawsze a w krótkich włosach czuła się sobą trochę mniej, pomimo pierwszych dni zachwytu. Ujęła jego dłoń w swoją, kciukiem gładząc szorstką skórę. – Wolałam cię z uśmiechem. Gdzie się podział twój błysk, Ramsey? – Nie oczekiwała odpowiedzi, wiedziała, że może jej nie uzyskać, ale przynajmniej zasugerowała mu, że dostrzegła tak subtelną zmianę jak puste spojrzenie. Puściła jego rękę, w zamian za to odsunęła się nieco do tyłu i uśmiechnęła szczerze. – Niedługo powinna być gotowa. Priorytetowe zamówienie. – Była ciekawa dla kogo miała być i jak wyglądała tamta kobieta, kim była dla niego i czy byli blisko, choć na to ostatnie zdążyła sobie sama odpowiedzieć; nigdy przecież nie kupił nikomu prezentu, z pewnością nie jej i chociaż pojawiło się w jej sercu lekkie ukłucie zazdrości, nie zamierzała dopytywać. Wolała nie wiedzieć, tak jak nie pytała i nie wiedziała wielu innych rzeczy z nim związanych.

zt

[bylobrzydkobedzieladnie]


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.


Ostatnio zmieniony przez Solene Baudelaire dnia 21.06.18 20:35, w całości zmieniany 1 raz
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Pracownia - Page 6 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Pracownia [odnośnik]21.06.18 19:53
Wokół wisiało wiele kreacji; męskich i damskich, może gdzieniegdzie, gdyby dobrze się przyjrzał, uważnie poszukał odnalazłby skrawki dziecięcych strojów, które szykowała ledwie odstającym od ziemi arystokratkom. Na meblach leżały materiały, gdzieniegdzie szkice nowych projektów — nie próżnowała, była w swoim żywiole. Wśród tego wszystkiego była ta suknia, jedna, konkretna, która zostanie pierwszy raz podarowana w prezencie, ofiarowana - przygotowana specjalnie, z rozmysłem o kimś szczególnym, nie pierwszej przypadkowej osobie. Jakby czekała na odpowiednią chwilę, aż ktoś się po nią zgłosi, będzie mogła dopasować, a później dobrze nosić i zjawiskowo prezentować. Nie musiał się znać na tiulach i koronkach, nie musiał oceniać sposobu szycia, czy koloru nici — wiedział, co mu przypadnie do gustu, potrafił wyobrazić sobie w tej kreacji każdą konkretną osobę i wiedział, że na żadnej nie będzie wyglądała tak dobrze, jak na Cassandrze. To był prosty wybór, nie podlegał negocjacjom. Solene też to wiedziała, nie próbowała go więc odwieźć od pomysłu, nie oferowała innych projektów. Cierpliwie przyjmowała jego fantazje, potrafiąc je przełożyć na coś realnego, namacalnego. Był pewien, że to uczyni z największą precyzją, że przyłoży wszelkich starań do tego, by suknia leżała właściwie, by sprawowała się niczym druga skóra. Nie była ani złośliwa ani zazdrosna. Jej profesjonalizm mu się podobał i przywitał go z uśmiechem — chłodnym, stonowanym, lecz szczerym.
Nie skomentował w żaden sposób jej słów. Zerknął na nią jedynie — krótko, bez wymowności, nie chcąc ani utwierdzać je w tym przekonaniu, ani zniechęcać. Pragnął, by skupiła się na swoim zadaniu, by spod jej smukłych, delikatnych dłoni wyszło istne arcydzieło. Nie kupował kobietom prezentów, nie dawał podarków, nie próbował zachwycić ani oczarować — uznawał to za stratę czasu, zbędną zabawę. Chciał, by towarzyszyła mu na festiwalu, by uraczyła go swoim towarzystwem — a więc by prezentowała się jak najlepiej; by jej nietypowa uroda była podkreślona, jej atuty uwypuklone. Solene potrafiła to zrobić, juz był zadowolony z przebiegu tego spotkania, choć jeszcze nie opuścił ścian jej pracowni.
Jej oczy skierowały się wprost na niego. Chcąc, bądź nie, rozsiewała wokół swój wili czar, emanowała przyjemnym ciepłem, wzbudzała pragnienia, podsycała męskie żądze. Patrząc na nią tak — wiedział, a i tak czuł to wszystko. Uśmiechnął się lekko.
— Przepadł — odparł jej krótko, gdy jej aksamitna dłoń przesunęła się po jego własnej. Robiła to z niebywałą delikatnością; czułością — nie przeznaczoną już dla niego. Nie docenił jej — nie podejrzewał, że obserwowała go przez cały ten czas tak wnikliwie, że znała jego spojrzenia na pamięć, uśmiechy, gwałtowne, reakcje oczu, w których trudniej było ukryć podniecenie i zainteresowanie, nawet jeśli twarz pozostawała bez wyrazu.
Skinął jej głową uprzejmie, gdy się odsunęła.
— Doskonale.
Lubił, gdy traktowano, go w ten sposób — priorytetowo. Podobało mu się, że zachowała to dla niego; po tym wszystkim, po całym tym czasie jaki minął, mimo tego, co się wydarzyło, mimo, że nic już ich nie łączyło. Sentyment pozostał, Solene? Nie zwerbalizował swoich myśli, pozwalając sobie jedynie na spoglądanie na jej twarz, ocenę jej reakcji, krystalicznych oczu. Nie zależało mu na ty, by głowiła się nad tożsamością te kobiety, by porównywała ją do siebie. On sam był ponad to, wierzył, że ona również. Na tym świecie było wiele rzeczy, które mogły zadawać więcej bólu i cierpienia, niż tak przyziemne i prozaiczne kwestie.
Miał czekać, będzie czekał, choć za tym nie przepadał — dlatego nie wypowiedział tych słów głośno. Opuścił jej pracownię w milczeniu, nie podsumowując ich spotkania, nie kończąc rozmowy. Jego zmysły podpowiadały mu, że niedługo znów się spotkają.

| zt



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Pracownia - Page 6 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Pracownia [odnośnik]21.06.18 20:16
| 2 sierpnia

Sama nie wierzyła w to, co właśnie zamierzała zrobić. Była silną, niezależną kobietą, nie pozwalającą mężczyznom na zawładnięcie sobą – to ona igrała z nimi, kokietowała i zwodziła, decydując o obdarzaniu ich przyjemnością. Wmawiała sobie, że jako Miu kontroluje sytuacje, dysponując swym ciałem tak, jak uznawała to za słuszne i opłacalne. Przed kilkunastoma tygodniami zostawiła Wenus za sobą, jeszcze pewniej stając na nogach, przekonana, że już żaden mężczyzna – oprócz Czarnego Pana – nie uzyska nad nią całkowitego wpływu. Wraz z biegiem czasu zorientowała się, że była niezwykle naiwna. Rosier uzależnił ją od siebie, zawłaszczył – i robiła to, czego od niej oczekiwał, nawet jeśli wiązało się to z upokorzeniem. Obiecała sobie przecież, że nie wróci do nawyków Miu, że odetnie się całkowicie od postaci, jaką wykreowała. W Białej Willi czuła się wolna i swobodna, do czasu, gdy Tristan jasno postawił przed nią wymagania dotyczące prezencji. Doskonale, skoro chciał, by znów stała się prostytutką, nie zamierzała odmawiać, dlatego też słonecznego, sierpniowego poranka pojawiała się w progu pracowni krawieckiej.
Miała na sobie prostą, czarną suknię: włosy wtapiały się barwą w szorstki materiał, identycznego odcieniu jak zlewające się ze źrenicami tęczówki. Słyszała o Baudelaire pochlebne opinie, także od wymagających mężczyzn; miała nadzieję, że projektantka spełni pokładane w niej oczekiwania, zapewniając dyskrecję oraz bezkresną wyobraźnię w zakresie upinania wyzywającej bielizny. Powątpiewała w zdolności cnotliwej panienki w tej kwestii, lecz wolała się przyjemnie zaskoczyć niż zmarnować kolejne przedpołudnie na poszukiwaniu odpowiednio niemoralnego zakładu krawieckiego.
- Panno Baudelaire, miło mi pannę poznać. Mam na imię Deirdre, byłam umówiona – powitała od progu złotowłosą kobietę, taksując ją uważnym, niezbyt przyjemnym spojrzeniem. Półwila. Wiedziała to już od pierwszej sekundy, smukła dziewczyna roztaczała wokół siebie niezwykły urok, była oszałamiająco piękna. Aż dziwne, że marnowała wyjątkowe geny na stanowisku zwykłej projektantki, mogąc cieszyć się ciepłą posadą żony możnego przedsiębiorcy. W pewien sposób Tsagairt doceniała dążenie ku własnej pasji, chociaż na razie nie odczuwała wobec Solene żadnej sympatii. Traktowała ją tak, jak innych, z uprzejmą obojętnością; przewiercała ją spojrzeniem, nie przejmując się ciszą, jaka między nimi zapadła. Dopiero po dłuższej chwili odwróciła wzrok, śmiało wkraczając do wnętrza pracowni, nowego pomieszczenia, wypełnionego materiałami i parawanami. – Potrzebuję bielizny. Najlepsze materiały, ręcznie tkane koronki, prawdziwy czarodziejski majstersztyk – poleciła zdecydowanie, bez pytania wchodząc na podwyższenie, zazwyczaj służące zdjęciu miar. Gdy już znalazła się na podeście, zaczęła rozpinać złote guziki czarnej sukni – stała przodem do Solene, nie do luster, odbijających wnętrza w składanej harmonijce nieskończoności. – Panna? Zwracam się odpowiednio? Może mężatka? – dopytała, tylko z pozoru rozpoczynając niezobowiązującą pogawędkę dwóch dzierlatek. Tak naprawdę chciała sprawdzić doświadczenie Solene na polu prawdziwej miłości. Nie wyobrażała sobie, by ktoś, kto nie zaznał rozkosznego spełnienia mógł zaprojektować bieliznę, doprowadzającą do owego szczęścia. Techniczne szczegóły były równie ważne, co dusza ubioru – stworzonego po to, by go zdjąć, by wzbudzić pożądanie, by oszołomić, podkreślając piękno kobiecego ciała. Jeśli Baudelaire pozostawała czystą panienką, Deirdre wątpiła, by była w stanie zaoferować jej to, czego naprawdę potrzebowała. Była wymagająca – a Rosier przewyższał ją pod tym względem, przywykły do nowych doznań estetycznych i nowych bodźców, zaspokajających wyrafinowane potrzeby rozwiązłego mężczyzny.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Pracownia [odnośnik]21.06.18 20:34
Oczekiwała Deirdre odkąd tylko opuściła sypialnię po kolejnej częściowo bezsennej nocy, gdy koszmary z przeszłości postanowiły odwiedzić ją po niezliczony raz a kiedy ta zjawiła się w progu pracowni, przywitała ją przyjaznym uśmiechem. Uwadze wili nie umknął intrygujący wygląd kobiety – chociaż mniej więcej tak ją sobie wyobrażała po pełnym tajemnic liście sprzed kilku dni – lecz pomimo to, nie wgapiała się nachalnie w sylwetkę, zapewniając jej pełną swobodę działania.
Solene, również miło cię poznać – odparła a gdy miały już za sobą zbędne uprzejmości, spojrzała jak Deirdre pewnym siebie krokiem pokonała całą odległość od drzwi, kończąc wędrówkę ustawieniem się na podeście. Słuchała uważnie, na wspomnienie bielizny unosząc zaledwie jedną brew do góry, wszak dotychczas nie spotkała się rzeczywiście z podobnym zleceniem. Nie poczuła się nim jednak w żaden sposób zgorszona i zniechęcona, bo przecież nie bez powodu mówiła, że jest otwarta na wszelkie propozycje i podoła każdemu wyzwaniu. Zresztą, podobne spotkania traktowała jako urozmaicenie wśród innych, niemalże identycznych kreacji, zauważając, że mało która z jej klientek była gotów coś zmienić w swojej garderobie. Uśmiechnęła się więc lekko, chwytając metr krawiecki w dłoń.
Zbiorę miarę, a później ustalimy co cię interesuje i wybierzemy materiał. – Powiedziała, jedynie w celu czysto informacyjnym; później zaś stanęła przed nią, wykorzystując moment rozpinania sukni na dokładne przyjrzenie się. Zdecydowanie wyróżniała się urodą na tle dotychczas poznanych przezeń kobiet, choć i ona nosiła oznaki zmęczenia? stresu? odbijające się na jej twarzy pod postacią fioletowych sińców, nieco zapadniętych policzków i bladej skóry. W połączeniu z kruczoczarnymi włosami całość przypominała raczej żywego trupa, jednak jasnowłosa i w tym przypadku była w stanie dostrzec nieodparte, egzotyczne piękno. Od zawsze zresztą było wiadomo, że jej sympatię zaskarbiały wyróżniające się urodą osoby lub chociaż te, które miały w sobie coś. Dopiero po chwili uniosła wzrok na oczy kobiety, jak miała w zwyczaju, konfrontując pogodne, jasnoniebieskie tęczówki z czarną jak kawa otchłanią. Była pewna, że podobną pustkę dostrzegła już gdzieś wcześniej, lecz myśl o Ramsey'u odrzuciła równie szybko, nie podejrzewając pomiędzy nieznajomą a nim żadnej relacji.
Jak mniemam okazja jest specjalna? – Nie odparła na zadane pytanie, uznając, że informacja ta jest tutaj zbędna; w mniemaniu Francuzki wyobraźnię się miało lub nie, niezależnie od stanu czystości i chociaż doznania faktycznie mogłyby być pomocne, również ich brak mógł być inspirujący w tworzeniu tego, co było zarezerwowane dla wybranka a więc intymne i niekoniecznie wpisujące się w obecne normy przyzwoitości. Przewagę nad konkurencją miała również przez to, że była świetnym obserwatorem; przez tyle lat pracy w zawodzie zdążyła zauważyć na co najczęściej zwracano uwagę, słuchała tego, co do niej mówiono, wyłapując pomiędzy wierszami pewne sugestie, a pojawianie się wśród ludzi z głębokim wcięciem na plecach, czy z przodu, bądź rozcięciem na boku sukni, zawsze wzbudzało reakcję zazwyczaj będącą przepełnionym dezaprobatą damskim westchnieniem.
Bez zbędnego przeciągania spotkania, przesunęła wzrok po chudej sylwetce kobiety, spojrzenie zatrzymując na biuście, pod którym ciasno owinęła metr.
Zrób wdech i wydech. – Poprosiła, sprawdzając otrzymany obwód i zaokrąglając go nieco w górę. Później przesunęła kolejno metr na biust, talię i biodra, muskając niezamierzenie skórę kobiety chłodnymi palcami. – W porządku, teraz przyjemniejsza część – skierowała się do fotela i gdy usiadła, zaprezentowała Dei trzy grube próbniki z materiałami. Nie zamierzała póki co w niczym doradzać; nieznajoma wydawała się być zdecydowaną osobą, która dokładnie wiedziała czego chce. – Chciałabyś podkreślić swoje wdzięki, nadać im odrobinę tajemniczości, czy może jedno i drugie?


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Pracownia - Page 6 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Pracownia [odnośnik]21.06.18 21:12
Półwila wydawała się sympatyczna – sympatycznością uroczego, pięknego zwierzątka, niewinnego i naiwnego zarazem, widzącego wszędzie wokół przyjaciół. Deirdre uśmiechnęła się do niej lekko, nie odrywając oczu od nieskazitelnej cery. Oszałamiająca. Tak, to było dobre słowo, uroda złotowłosej porażała. Potrafiła docenić kunszt natury oraz magicznej genetyki: spędzała z mężczyznami tak wiele czasu, że mimowolnie przejęła ich sposób oceny płci przeciwnej, doceniała więc aurę, jaką emanowała smukła blondynka. Francuskie pochodzenie dodawało smaku oraz elegancji, pozwalając mieć nadzieję, że bardziej liberalne poglądy oraz estety tyczne wyczucie będą miały odzwierciedlenie w bieliźniarskich projektach.
Wnętrze pracowni nie zajmowało Deirdre przesadnie, skupiała się jedynie na pannie Baudelaire, idealnie odmierzającej pokorę i profesjonalizm. Błysk w jasnobłękitnych oczach zachwycał, ale Tsagairt nie mogła pozbyć się wrażenia, że patrzy na nieszlachecką wersję Evandry – czy takiej kobiety oczekiwał Tristan? Czy w porównaniu z zachwycającą półwilą zawsze będzie uznawana za dzikuskę o skośnych oczach, skórze w odcieniu kości słoniowej i sylwetce bliższej panterze niż płodnej klaczy, dającej zdrowe potomstwo? Wolała o tym nie myśleć, zwłaszcza teraz, gdy pokornie spełniała męskie wymagania, sprzeczne z postrzeganiem samej siebie. – Oczywiście. Mam zdjąć wszystko czy zostać w bieliźnie? – spytała rzeczowo, kontynuując rozpinanie guzików szaty. Odpowiednie zmierzenie obwodów stanowiło wyzwanie, zwłaszcza przy zszywaniu bielizny. Drobnych skrawków materiału, mających podkreślić i podtrzymać kobiece krągłości. Nawet cal różnicy wpływał na sposób układania się koronki, marszcząc się lub napinając tam, gdzie nie było to zamierzone.
- A więc przeszłyśmy na ty, panno Baudelaire – zauważyła delikatnie, ciekawa reakcji półwili na tę poufałość. Mulciber miał rację, nie znajdowała się w szlacheckim przybytku sztywności a blondynka wydawała się swobodna i przystępna, co – o dziwo – wcale Deirdre nie irytowało. Przywykła do oddawania swego ciała w obce ręce, a te należące do półwili były delikatne i czułe. Przesuwała opuszkami palców z wprawą i zdecydowaniem, mierząc i badając półnagie ciało Azjatki. Nie czuła skrępowania, uniosła ręce i odetchnęła głęboko, po raz pierwszy od dawna obserwując się w lustrze. Przytyła, kości biodrowe nie wystawały tak, jak wcześniej a piersi zwiększyły swój ciężar, stając się znacznie krąglejsze. Czy to właśnie przeszkadzało Tristanowi? Nie rozumiała; znała typ kobiet, które obdarzał swymi względami, zmysłowe, o pełnych kształtach i niewinnym uroku. Powinna się do nich upodobnić – czy wręcz przeciwnie? Wypuściła powoli powietrze, przesuwając spojrzenie na nieco zarumienioną twarz Solene. – Masz doświadczenie w projektowaniu bielizny? – spytała prosto z mostu, wchodząc w konwencję bezpośredniego kontaktu i darowania sobie uprzejmych zwrotów.
- Powiedzmy – odparła na pytanie o specjalną okazję. Wolała nie wdawać się w szczegóły chwilowego kryzysu, który przechodziła z Tristanem, i wymagań, jakie przed nią postawił, mniej lub bardziej wprost. – Potrzebuję kilku kompletów. Nie bez powodu wspominałam o dyskrecji, zależy mi na tym, by były wyuzdane, lecz z klasą – uszyte z najlepszych materiałów, wytrzymałe i jednocześnie wyrafinowane – wyartykułowała zdecydowanie swe wymagania, nie spuszczając wzroku z krzątającej się wokół niej półwili, chcąc dostrzec zakłopotanie, wstyd lub niechęć. Gdyby zauważyła choć odrobinę tych uczuć, zapewne zrezygnowałaby z dalszej współpracy; oczekiwała doskonałego efektu, a ten nie był możliwy, gdy miałaby do czynienia z zahukaną i zacofaną dzierlatką. – Nie odpowiedziałaś na moje pytanie – przypomniała delikatnie kwestię stanu cywilnego, obracając się bokiem, tak, by ciągle mieć Solene w zasięgu uważnego spojrzenia. Czarne oczy śledziły smukłą sylwetkę półwili niczym ślepia drapieżnika, wpatrzonego w zwinną ofiarę, nieświadomie spacerującą tuż obok. Nie przypuszczała, że pomiary zakończą się tak szybko; nieśpiesznie narzuciła na plecy materiał sukni, równie leniwie znów przywdziewając na siebie szorstki materiał szaty. Zgrabnie zeszła z podestu i zasiała na fotelu obok Solene, przyglądając się grubemu próbnikowi. – A może to przymiarki, poprowadzone twoją dłonią, uznaję za przyjemniejszą część? – spytała prowokująco, spoglądając nad księgą prosto w oczy Baudelaire. Czuła się znudzona i sfrustrowana, postępowała odruchowo, przekraczając granicę dwuznacznej kokieterii. – Jedno i drugie – odpowiedziała, rozsiadając się wygodniej w fotelu. Założyła nogę na nogę, dopinając guziki przy mankietach sukni. –Jaka bielizna, według ciebie, pasowałaby do mnie? – posłała jej tajemniczy, koci uśmiech, zastanawiając się, czy półwila podejmie wyzwanie. Nie chciała jej spłoszyć, lecz bezpruderyjnie badała granice, szukając rozrywki nawet w tak moralnym miejscu, jakim był zakład krawiecki. Powoli popadała w tęskny obłęd.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Pracownia [odnośnik]23.06.18 11:51
Przez jej jasną twarz nie przemknęło jeszcze ani razu zgorszenie, a bardziej zdziwienie, gdy kobieta z niespotykaną dotychczas przezeń łatwością wyjawiała przed nią swoje myśli i rozebrała się do naga, co przyjęła ze spokojem i profesjonalizmem, którego od niej zawsze oczekiwano. Sam zresztą sposób rozmowy dalece odbiegał od tego, który znała, wprowadzając Francuzkę w mały dysonans poznawczy – potrzebowała więc chwili na zebranie myśli i przyzwyczajenie się do swojej specyficznej klientki. Zaciekawiła ją, z pewnością, kiedy na tle wielu podobnych do siebie kobiet wyróżniała się nie tylko wyglądem, ale i intrygującą osobowością, pewnością siebie i przede wszystkim znajomością swojego ciała, bądź męskich pragnień; tu nie była pewna do czego skłaniałaby się bardziej. Tego wielu kobietom brakowało – jej zapewne też – lecz nie mogła im nic zarzucić; wszystko przecież było dyktowane przez normy, obyczaje i mężczyzn, którzy szukali radości w ramionach kurtyzan, gdy w domu nie dostawali tego, czego chcieli, a przez to robienie wielkiej rewolucji bieliźnianej w ich świecie było wprost niemożliwe, kiedy żadna ze stron nie chciała znaleźć złotego środka na zastaną rzeczywistość. Teraz rozumiała skąd wzięło się pytanie o pełną dyskrecję a tę potrafiła jej zagwarantować. Odchrząknęła, pozwalając by zaskoczenie ustąpiło kolejno miejsca zainteresowaniu; zrozumiała też, przynajmniej poniekąd, dlaczego nieznajoma dopytywała o jej stan cywilny.
W takim razie miło mi to słyszeć, żadna kobieta nie lubi przymiarek – prowadzonych moją dłonią, dodała w myślach, znała bowiem przyczynę wrogiego nastawienia części dam do jej osoby – Panna – odparła wreszcie, jednak dopatrując się szansy w utrzymaniu oryginalnego zlecenia w kolejnym pytaniu, szybko dodała: – Czarny gorset z koronki. Jesteś na tyle szczupła, że nie potrzebujesz dodatkowego wyszczuplenia ani trudności w oddychaniu, czy skrępowania ruchów. Usztywnienie dodałabym jedynie na biust, żeby go podnieść i podkreślić, ale nie spłaszczyć. Do tego pończochy i satynowy peniuar, ale tylko po to, by twój mężczyzna miał więcej radości z odkrywania swojego prezentu. Jeśli nie czerń, to czerwień. Wyrazista, kobieca, zmysłowa. – Nigdy nie posądzała się o łatwość w wyrażaniu swoich wizji dotyczących bielizny na głos, a więc tematu ignorowanego i strącanego na dalszy plan, dlatego wypowiedź skwitowała lekkim, zadowolonym uśmiechem. Równie szybko przypomniała sobie o projektach nakreślonych dość dawno, bo kilka lat temu, ale uznając, że być może nadeszło ich pięć minut, zadecydowała się pokazać je kobiecie.
Albo... – podniosła się więc i zniknęła na niedługą chwilę na zapleczu a kiedy wróciła, wręczyła Deirdre jeden z projektów. W alternatywnie do zabudowanej kreacji, w wyrazie buntu i spożytego wina, stworzyła projekt sukni z prześwitującego materiału, z całkowicie odsłoniętymi plecami i dekoltem z przodu, gdzie jedynymi zakrytymi miejscami był biust – dzięki naszytej na materiał ozdobie – i odcinek od talii do pachwiny, dla podkreślenia wcięcia i krągłości pośladków. Do dołu dalej opadał zdobiony ręcznie naszytymi materiał. – Ocenę moich kompetencji w projektowaniu bielizny pozostawiam tobie. – Ujęła w dwa palce koronkę z próbnika i mierzwiąc ją delikatnie, uznała, że ta nadawałaby się do któregokolwiek z tych projektów; nie gryzła ciała, jak w zwyczaju miały najtańsze tego typu materiały i prezentowała się przyzwoicie, nie jak zasłona z pierwszego lepszego domku na przedmieściach.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Pracownia - Page 6 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Pracownia [odnośnik]23.06.18 13:38
- Dlaczego? - spytała po prostu, podejrzewając, że i tak zna odpowiedź. Chciała ją jednak usłyszeć z ust Solene, która być może posiadała inne zdanie na temat przywiązania współczesnych kobiet do swego ciała, ukrywanego przed światem. Zwłaszcza szlachcianki pieczołowicie dbały o swe dobre imię, nawet wizyty u uzdrowicieli przypłacając spowodowaną wstydem migreną. Czarodziejski świat cenił skromność obyczajów, coraz mocniej trzymając się patriarchatu, zapominając o tym, że czarownice - potężne wiedźmy - także przyczyniły się do rozwoju magicznego świata. Od płci pięknej wymagano odpowiedniego zachowania oraz ubioru, odcinano je od własnej przyjemności, zamykając w sztywnych ramach konwenansów. Oraz złotej klatce małżeństwa, w jakiej kwiliły, na wieczność skazane na tego jednego mężczyznę. Solene nie wpadła jeszcze w te sidła - Deirdre nie zdążyła jednak westchnąć z rezygnacją, poddając się przekonaniu, że panna Baudelaire wie o bieliźnie podobającej się mężowi tyle, co nic. Półwila od razu zaczęła opowieść o swych projektach, nie pozwalając Tsagairt popaść w wątpliwości. Słuchała złotowłosej z uwagą, wygodniej opierając się o ramię fotela. Zachowywała się równie swobodnie przed momentem, gdy cierpliwie i nago znosiła zbieranie miar, jak i teraz, w sukni zapiętej pod szyję. - O jakim prezencie mówisz? - zagadnęła gładko, posyłając Solene lekki uśmiech. Dociekliwe pytania mogły zawstydzić rozmówczynię, lecz zbytnio się tym nie przejmowała. Była sfrustrowana i nabuzowana, głód musiał znaleźć choć drobne ujście - w nieszkodliwej pogawędce, ocierającej się o kokieterię - niewidoczną zapewne dla drugiej strony. - Dlaczego nie biel lub róż? Nie pasują do mnie? - kontynuowała szarpanie za delikatne struny, nie spuszczając drapieżnego spojrzenia z Baudelaire. Zamilkła na chwilę, jakby poważnie rozważała odrzucenie zamówienia w tej konkretnej pracowni, chociaż podjęła decyzję już po rzeczowej odpowiedzi projektantki. - Jeśli gorset, to z głębszym dekoltem i wyższym wycięciem nad biodrami - zastrzegła w końcu, przeczesując palcami czarne włosy, by lepiej ułożyły się na założonej ponownie szacie. Podążyła wzrokiem za zrywającą się z miejsca półwilą, podziwiając zwinne ruchy oraz długie, zachwycająco jasne włosy. Naturalnie pofalowane, pełne refleksów, niczym nicie złota, w niczym nie przypominały prostych, lejących się kosmyków Azjatki, czarnych tak, że zdawały się pochłaniać światło.
Nie musiała długo czekać na powrót Baudelaire. Znów utkwiła wzrok w siedzącej obok piękności, woląc odczytać odmalowujące się na jasnej buzi emocje. Zawstydzenie i podekscytowanie, lęk przed oceną oraz nadzieja; a także duma z tego, co w końcu mogła przedstawić. Tsagairt ujęła w dłoń szkicownik, przesuwając smukłymi palcami po projekcie wyzywającej, bieliźnianej sukni. Zaskoczyła ją inwencja dziewczyny, nie okazała tego jednak po sobie, śledząc zdecydowane linie, wycięcia oraz odważny krój kreacji, którą z powodzeniem mogło zamówić Wenus. Klasa i prowokacja, erotyzm i tajemnica: Dei uniosła leniwie prawy kącik ust, zerkając na przejętą Solenę znad pergaminu. - Masz więcej projektów w podobnym stylu? Chciałabym je zobaczyć - odpowiedziała pytaniem, nie wychodząc z konwencji delikatnego smagania Baudelaire swoim zaciekawieniem, przejawianym w ciągłych pytajnikach. - Dodałabym cienkie wycięcia po bogach, sięgające kości biodrowych, ale...podoba mi się - wydała werdykt, doceniając także fakt, że półwila nie dopytywała, nie drążyła, nie okazywała wścibskości, po prostu oferując klientce to, co mogła zaproponować najlepszego. Niezbyt kłopotała się tym, co pomyśli o niej Solene; przebywały w innych kręgach towarzyskich, zresztą, mogłaby bez problemu poradzić sobie z niesubordynacją z jej strony. - Widzę, że posiadasz duży talent do tworzenia podobnych kreacji. Skąd ta odwaga? - zagadnęła miękko, przekręcając głowę na bok, świdrując spojrzeniem czarnych oczu błękitne tęczówki półwili.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Pracownia [odnośnik]23.06.18 14:37
Cóż, nie lubią, gdy ktokolwiek ich dotyka i nie lubią pokazywać zbyt wiele. – Wzruszyła ramionami; miała zapewne podobne zdanie na temat przywiązania kobiet do ich ciała, lecz nie potrafiła zrozumieć przesadnego zakrywania swoich atutów. Tego jednak nie powiedziała na głos, nie mając zamiaru w żaden sposób sugerować, że sama raczej nie należy do najbardziej przyzwoitych kobiet, gdy bez skrępowania zażywa nagich kąpieli w jeziorach a jej pierwszą, nieszczęśliwą miłość, poznała właśnie w taki sposób. Również to ta miłość była tą, która dotykała ją jak chciała, szepcząc jej na ucho wiele nieprzyzwoitych słów. Z perspektywy czasu wcale tego nie żałowała, kiedy dzięki temu – i dawniej częstemu oglądaniu francuskich wystaw – była w stanie stworzyć podobne projekty, jak i bez zbędnego skrępowania przeprowadzić to spotkanie.
O tobie, moja droga, i przyjemności, która jest konsekwencją założenia tego stroju – uśmiechnęła się pogodnie – biel i róż? Kojarzone są z niewinnością i dziecinnością, niż wyuzdaniem, poza tym przyćmią twoją barwną osobowość, a tego chyba nie chcesz? – Miała wrażenie, że niezależnie od tego jakby się teraz postarała, nie spełni oczekiwań kobiety, dlatego jej pozytywną reakcję na pokazaną kreację przyjęła z ulgą. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że to zlecenie było jej obojętne; szło w parze z jej ambicjami, misją i samo w sobie było dużym wyzwaniem, zaś wyzwania podejmowała zawsze. Było małym światełkiem w tunelu podobnych do siebie zleceń a za tym światełkiem zamierzała podążać, niezależnie od ceny.
Miała więcej projektów i zgodnie z życzeniem przyniosła osobny plik pergaminów z zaplecza, który wręczyła Deirdre, by ta mogła swobodnie prześledzić każdy z pomysłów; od samego kompletu biustonosza i majtek, zdecydowanie bardziej wyciętych, po ulepszoną wersję gorsetów, bez znienawidzonych ogólnie drutów, po peniuary i koszule nocne do spania, czy komplety bielizny, w podobnym guście co trzymany przez kobietę. Nowy mogła stworzyć teraz, we współpracy z klientką, nie miała z tym problemu.
Widzisz, Deirdre – zaczęła, uznając spotkanie dobrą okazją do przypomnienia sobie dlaczego zadecydowała się na objęcie podobnej kariery życiowej, odrzucając tańczenie na deskach światowych, poważnych instytucji; szybko przejęła jej spojrzenie, nie uginając się pod jego dociekliwym ciężarem – zawsze chciałam szyć ubrania, w których każdy będzie mógł się czuć sobą a jednocześnie będą one zachwycać, interesować, być może nawet wzbudzać zdumienie. Od wielu lat jednak szyję podobne kreacje, o podobnym kroju i zazwyczaj w jednym kolorze. Bez dodatków i urozmaiceń, bez szczególnej finezji i polotu, bo nie jestem w stanie pokonać tego, czego uczono te dziewczęta w domach. Trochę mnie to już nuży – westchnęła, zawieszając na chwilę głos; nie miała pewności, czy powinna była w ogóle wyjawiać tę myśl na głos, gdy siedząca przed nią kobieta nie wzbudzała zaufania na pierwszy rzut oka i równie dobrze mogła jej zaszkodzić – niektórym podobają się odbiegające od normy kreacje, widzę to, ale nie odważą się w nich pokazać, bo zbyt przejmują się tym, co powiedzą ludzie, a niektóre widząc głęboki dekolt na plecach – jaki miała zresztą teraz, prezentując szczupłe łopatki i odznaczającą się linię kręgosłupa – są zniesmaczone. Dlatego wiele projektów nie ujrzało światła dziennego. Żałuję, bo na przykład bielizna może być wygodna a jednocześnie ładna, zakrywać, a jednocześnie przez to kusić i pobudzać wyobraźnię. – Zgarnęła za uszy pojedyncze pukle blond włosów, gdy spojrzeniem uważnie i nienachalnie śledziła profil czarnowłosej, podobnie jak ona uczyniła to wcześniej.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Pracownia - Page 6 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Pracownia [odnośnik]24.06.18 14:27
Solene nawet we wzruszeniu smukłymi ramionami pokazywała swoją grację - Dei zaczynała coraz lepiej rozumieć fascynację półwilami, zachwyt otaczającą ich aurą, szaleństwo, które potrafiły wzbudzać samym widokiem. Nie musiały robić nic więcej, po prostu wyglądały, a niesamowita uroda przyćmiewała wszelkie ewentualne wady. Posiadanie u boku takiej wybranki uprzyjemniało życie, stanowiło nobilitację, zaspokajało doznania estetyczne. Wiedziała o tym wcześniej, dlaczego więc czuła potężny dyskomfort na myśl, że Rosier opuszczał ją na rzecz złotowłosej żony? Bolało, a mimo to starała się, przychodząc tutaj dla jego przyjemności, która mogła już więcej nie nadejść.
Przymknęła na sekundę oczy, pogrążona w niewesołych myślach, choć dalej lekko uśmiechnięta, nie pozwalając, by na twarzy zalśnił choć drobny grymas smutku. - Może jestem niewinna - skomentowała tylko leniwie, pozory potrafiły mylić. Przed Wenus, pomimo czarnych oczu i włosów, stanowiła przykład zahukanej panienki, przerażonej perspektywą małżeńskiej niemoralności. Oswajała swoje ciało niechętnie, z zażenowaniem, pozwalając jednak byłemu narzeczonemu na coraz więcej wyłącznie przez ckliwą miłość i wygórowane oczekiwania rozpasanego Francuza. Otworzyła powoli powieki, podkreślone czarną kreską, w dalszym ciągu przyglądając się Solene bez mrugnięcia. Interesująca. Bezpośrednia. Odważna, mająca swoją pasję - choć odrobinę nieobyta, nie odwzajemniała drobnej kokieterii, nie wchodziła w zakazana konwencję, trzymając się sztywno panieńskich schematów. Szkoda, lecz czy skutecznie rzucony Imperius nie mógł pozwolić jej się uwolnić i w pełni skorzystać z potencjału pięknego ciała? Deirdre odruchowo przesunęła dłońmi po kieszeni sukni, głaszcząc ukrytą tam różdżkę. Może kiedyś. Nie dziś, nie niedługo, ale czuła się tak, jakby w sklepie z zabawkami odkryła podobającą się jej laleczkę, którą kiedyś będzie mogła ofiarować jako prezent. O ile jej życie nie skończy się lada moment, lada chwila; została przecież wzgardzona i odepchnięta. Po co w ogóle się starać?
- Panienki nie próbują krawieckich nowości, chcąc wyprzedzić koleżanki w bardziej finezyjnym stroju? - zagadnęła uprzejmie, wchodząc w ramę towarzyskiego spotkania dwóch kobiet, rozmawiających o sukniach, materiałach oraz towarzyskich ploteczkach. Skinieniem głowy podziękowała za przyniesienie reszty projektów. Niektóre były niezwykle słabe, inne bliskie sercu i fantazji Deirdre; średnia wychodziła jednak na plus, a Tsagairt z ukontentowaniem przekładała kolejne pergaminy, wybierając spośród dość bogatego zbioru te, które w jakiś sposób ją zainteresowały. - Cieszę się, że stanowię wyzwanie, pomagające rozwinąć twoją wyobraźnię - kontynuowała łagodnym tonem, podnosząc wzrok znad jednego ze szkiców. Długa, czarna suknia, niezwykle obcisła, wzbogacona wycięciami na bokach bioder, odsłaniającymi skórę. Skromność, dająca jednak duże pole do popisu, sugestia, ukryta za ciężkim, satynowym materiałem. - Następne zamówienie z pewnością będzie dotyczyć tego projektu - powiedziała, podając pergamin Solene - musnęła przy tym lodowatymi palcami jej nadgarstek, czując pod jasną skórą puls. - Czy moje zamówienie będzie wymagało końcowych przymiarek? Jeśli nie, odbierze je skrzat, zostawiając oczywiście odpowiednią kwotę. Za piękno powinno się płacić wygórowaną cenę - poinformowała rzeczowo, pozwalając sobie na odrobinę kpiący uśmiech; autoironia była w cenie, ją także obsypywano galeonami, płacąc jednak nie za to, co na siebie nakładała, ale to, co skrywało się pod wyuzdanymi kreacjami.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Pracownia [odnośnik]24.06.18 18:41
Nie odpowiedziała na jej pytanie niczym innym, jak kolejnym wzruszeniem smukłych ramion, gdy uznała, że i tak za dużo już powiedziała. Nie miała tego w zwyczaju, widać jednak gromadzona weń złość na ogólną bezbarwność w końcu musiała ujrzeć światło dzienne. Fakt, że trafiło na nieznajomą osobę wprawdzie nie przypadł Francuzce do gustu, lecz po kolejnych kilku chwilach uznała, że kobieta raczej nie jest tą, która po opuszczeniu Lavender Hill pobiegnie do jej klientek, by powiedzieć jakie zdanie o nich ma. W każdej chwili oczywiście mogłaby się tego wyprzeć.
Równie szybko zauważyła, że zachowanie Deirdre nie było pozbawione dwuznacznych gestów i słów, spojrzeń i uśmiechów, przez co faktycznie na początku poczuła się onieśmielona, trzymając kurczowo sztywnych ram rozmów przeprowadzanych niemal każdego dnia. Z czasem jednak zaczęła się rozluźniać, nieświadomie wpadając w prowadzoną przez nią grę. W końcu nie robiła nic złego, poza pokonywaniem kolejnej, słodko nieodpowiedniej granicy; od siedemnastego roku życia przecież pokonała ich już wiele, w pewnej chwili wpadając w zaskakującą monotonię dnia codziennego, pozbawioną niewinnych zabaw i flirtu, prowadzonych przez nią dawniej.
W tej będziesz wyglądać jeszcze lepiej – chwyciwszy pergamin, nie od razu zabrała dłoń; tę pozostawiła na zaledwie kilka sekund pod dotykiem palców kobiety, kątem oka dostrzegając gęsią skórkę na swoich rękach i czując jak wzdłuż kręgosłupa przebiegł dawno nieobecny w życiu, utęskniony dreszcz przyjemności. Zauważyła już wcześniej, że unikanie dotyku od rozstania z Mulciberem było dość głupim rozwiązaniem na jakie się skusiła, gdy od pewnej pory tęskniła za bliskością jakąkolwiek. Może dlatego stała się tak zgorzkniała wobec świata? – Jeśli wyrazisz taką ochotę, możemy zrobić końcowe przymiarki – odparła melodyjnie, odbiegając od oficjalnego tonu. Rzeczywiście była ciekawa, jak jej projekt projekt prezentuje się na żywym człowieku, niż pergaminie, czy manekinie krawieckim pozbawionym odpowiednich kobiecych, prawdziwych krągłości – chętnie zobaczę jak prezentuje się efekt końcowy – przecież się nie wstydzisz, prawda? Uśmiechnęła się tym razem do kobiety, nie w przestrzeń pracowni, z zaskakującą – dla niej samej – łatwością posyłając Deirdre uśmiech, którym darzyła każdą ze swoich ofiar na początku rozmowy; pełen przymilności i pozornej niewinności. Nie widziała w tym jednak nic szczególnie nieodpowiedniego, ponoć na kobiety nie działały podobne sugestywne gesty i uśmiechy, tak przynajmniej zawsze jej powtarzano. Może się mylili?
Spotkanie powoli dobiegało końca i wydawało się, że obie były zadowolone z jego przebiegu; projekt został wybrany, miara zebrana, wystarczyło teraz oznaczyć zamówienie priorytetowym, co zamierzała zrobić zaraz po zniknięciu Tsagairt. Nim jednak do tego doszło, podniosła się z miejsca i posuwistym, pełnym gracji krokiem odprowadziła swoją klientkę do drzwi, co było rzadkością podczas podobnych wizyt.
Będziesz zadowolona z efektu – Z uśmiechem pełnym niewymuszonej łagodności popatrzyła prosto w jej ciemne oczy i w odruchu zgarnęła kosmyk czarnych włosów za ucho kobiety, nieposłuszny w tej chwili i burzący ład fryzury, a zaraz potem opuściła powoli dłoń, uznając to za pochopną poufałość.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Pracownia - Page 6 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Pracownia [odnośnik]24.06.18 20:20
Dreszcze, przemykające po rozświetlonej naturalnym blaskiem skórze Solene, nie umknęły uwadze Deirdre. Skwitowała je jedynie pogłębieniem uśmiechu, równie dobrze mogącego być odpowiedzią na komplement. Była pewna, że zaprezentuje się w wyciętej sukni doskonale, znała swoje wady i zalety, rozumiała, co należy podkreślić a co ukryć, by zamącić mężczyznom w głowach. Nauczyła się własnego ciała na pamięć, jego mankamentów i użyteczności, krzywizn, które mogły sprawić przyjemność oglądającemu i rejonów, na jakich musiała się skupić, by zachwycić gości. Podejrzewała, że i panna Baudelaire patrzy w ten sposób na sylwetki odwiedzających ją kobiet, oceniając, by uwypuklić najbardziej nęcące rejony. Cielesność była nieodłącznie powiązana z zawodem projektantki czy też krawcowej, czuła więc z Solene pewną więź - być może dlatego dostrzegała subtelne rumieńce oraz rozszerzone źrenice rozmówczyni, w końcu odpowiadającej na sprytnie rozegraną partię kokieterii. - Chętnie pokażę ci się w tym arcydziele - odpowiedziała cicho, wręcz mrucząc, wykorzystując cały urok swego niskiego głosu, potrafiącego doprowadzić większość mężczyzn do drżenia. Kobiet także, z nimi posiadała równe doświadczenie, a początkowe obrzydzenie podobnymi niemoralnościami, do których zmuszano ją w Wenus, zastąpiła tęsknota za czulszym dotykiem i znajomością pięknego, pełnego tajemnic ciała. - Wykonujesz czasem projekty dla samej siebie? - spytała, powracając do wygodnego rozpostarcia w fotelu. Nie chciała się stąd ruszać, zauważyła powolne otwieranie się półwili, lecz namolność także nie była dobrym doradcą. Należało pozostawić po sobie niedosyt, wzbudzić zainteresowanie i sprowokować do powracania myślami do tego spotkania. Krok po kroku, niezbyt szybko, cnotliwe panny posiadały sztywny kręgosłup moralny i tylko delikatne działania mogły go nagiąć do własnych celów. Ziarno zostało zasiane, a piękny uśmiech Solene był niczym metaforyczny podpis pod niejasną umową, wzbogaconą o wiele dopisków nakreślonych drobnym drukiem. - Nie mogę się doczekać ponownego spotkania - wyznała niskim, zmysłowym tonem, ciągle kontrując spojrzenie błękitnych tęczówek. Piękna. Zdolna. Niezbyt bystra: oceniała ją zbyt surowo, ale nie tego oczekiwała od złotowłosej, urodziwej kobiety. Wystarczyło, by zachwycała i by posiadała otwartość na nowe doznania, reszta nie była w ogóle istotna, chociaż stanowiła dodatkowe urozmaicenie. - Spotkanie z tobą, panno Baudelairde, przyniosło mi wiele przyjemności - poinformowała grzecznie, również powstając z fotela. Ostatni raz poprawiła czarną suknię, ofiarowując Solene kilka chwil wytchnienia od intensywnego wzroku, łakomego i zainteresowanego, prostego do interpretacji. Ruszyła za półwilą, obserwując jej krągłe biodra i zwinne ruchy; poruszała się z niewymuszoną gracją, co dawało nadzieję na więcej. Perspektywa sprawienia Rosierowi przyjemności napawała ją radością i goryczą; nie potrafiła zdecydować, które z tych uczuć panuje nad nią mocniej. Odsuwała decyzję na dalszy plan, na razie ciesząc się z satysfakcjonującej transakcji bieliźnianej. Przystanęła naprzeciwko złotowłosej, a na jej pełnych wargach zadrżał zadowolony uśmiech, komentujący troskliwe odgarnięcie kosmyka czarnych włosów. Przynęta została zarzucona, wystarczyło teraz łagodnie przyciągać ją do siebie, by złowić wspaniały, srebrzysty okaz. - Będę wdzięczna za wysłanie sowy, gdy tylko projekty zostaną ukończone -  doprecyzowała jeszcze kwestie techniczne, wdzięczna za dyskrecję - Solene nie pytała o pochodzenie skrzata ani nie żądała nazwisk, wierząc na słowo, że zostanie hojnie opłacana. Ceniła pokładane w niej zaufanie, doceniała też drobne gesty i uśmiechy, świadczące o zainteresowaniu półwili skromną osobą Deirdre. - Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy - wyraziła łagodnie życzenie, pochylając się nad blondynką, by obdarzyć każdy z jej zarumienionych policzków delikatnym pocałunkiem. Na bladej skórze odcisnęła ślad swych krwistoczerwonych ust, niczym pieczęć, zdobiącym niespisaną umowę, dającą nadzieję na skuteczne kontynuowanie znajomości. - Informuj mnie o postępach, Solene - raczej poleciła niż poprosiła, poszerzając uśmiech, gdy poczuła na policzku delikatny dotyk dłoni półwili, troskliwie odgarniającej z jej czoła czarne kosmyki. O to właśnie chodziło, o drobne chwile słabości, dające szanse na wykorzystanie ich w przyszłości. - Bądź zdrowa, zdrowa i bezpieczna - pożegnała ją czule, odsuwając się po skończonych pocałunkach, pewna, że Solene na długo zapamięta zapowiadający Deirdre zapach opium i morskiej bryzy.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt

Strona 6 z 11 Previous  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 9, 10, 11  Next

Pracownia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach