Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka
Trakt kolejowy
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Trakt kolejowy
Przez Dolinę Godryka przebiega trakt kolejowy, który pokonywany jest przez Hogwart's Express, pociąg dowożący uczniów do Hogwartu. Jeśli wierzyć mieszkańcom Doliny, dźwięk nadjeżdżającego pociągu słychać jednakże nie tylko dwa razy do roku - nikt jednak nie wie, po co, ani dokąd, Express przejeżdża przez ten obszar.
Sam trakt wygląda staro, niepozornie, jest to jednak najprawdopodobniej iluzja, która ma go uczynić nieatrakcyjnym dla mugoli.
Sam trakt wygląda staro, niepozornie, jest to jednak najprawdopodobniej iluzja, która ma go uczynić nieatrakcyjnym dla mugoli.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 05.10.19 20:31, w całości zmieniany 2 razy
Był zdeterminowany - sam siebie zaskoczył spokojem, z jakim wypowiadał starannie każdą z inkantacji, koncentrując się na tym, by zaklęcia się udały; jednak bez łutu szczęścia nie miałoby to znaczenia, spętany sidłami czaru przylepiającego mężczyzna próbował się przecież bronić, gdyby chociaż jedno Protego mu wyszło, sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej.
Burroughs wysłuchał słów wyprzedzającego ich duet mężczyzny w ciszy, wyławiając składające się na jego osobę detale, które w zestawieniu z tym, co powiedział, tworzyły spójną całość. Wyglądał na aurora - stalowe spojrzenie, pewność zarysowana w posturze, przemyślane ruchy; Keat mógł jedynie podejrzewać, że w konfrontacji z jego doświadczeniem młodziutka czarownica nie miała najmniejszych szans. - Zrobimy, co w naszej mocy - tylko tyle mógł obiecać, składając obietnicę również w imieniu Gwen, bo nie miał najmniejszych wątpliwości co do tego, że i ona stara się ze wszystkich sił.
Jednym kłopotem samodzielnie miał się więc zająć auror - im pozostało w udziale zadbanie o to, by zatrzymanemu mężczyźnie nie udało się uciec.
Nie chciał, by Gwen podchodziła do niego pierwsza, więc wyprzedził ją, niepewien co do reakcji skrywającego swą tożsamość; różdżkę leżącą na śniegu kopnął nogą w stronę kobiety, nie tracąc czasu na jej podnoszenie.
- Czemu nie chce pan odpowiedzieć na żadne z zadanych pytań? - zapytał spokojnie, tak jakby wcale nie krzyżowali przed chwilą różdżek; tajniki bon-tonu może nie są mu znane, ale obstawiałby w ciemno, że uparte ignorowanie prób zagajenia nie należy chyba do najbardziej uprzejmych. A Gwen kulturalnie zapytała, nie doczekawszy się odpowiedzi. - Kim jesteście? I co tu robicie? - czy mężczyzna był skłonny powiedzieć cokolwiek? Nawet jeśli miałoby się to mijać z prawdą?
Nie zamierzał jednak czekać aż schwytany stanie się bardziej rozmowny; pochylił się nad nim, napinając wszystkie mięśnie, jakby spodziewał się ataku i zawczasu szykował do przyjęcia pozycji obronnej; ostatecznie zacisnął kurczowo palce na podwijającym się na wysokości nogawki spodni śliskim materiale, przemokniętym od śniegu, po czym szarpnął pelerynę, starając się odsłonić sylwetkę - a przede wszystkim twarz - mężczyzny.
| na wszelki wypadek k100 na próbę zrzucenia peleryny niewidki
Burroughs wysłuchał słów wyprzedzającego ich duet mężczyzny w ciszy, wyławiając składające się na jego osobę detale, które w zestawieniu z tym, co powiedział, tworzyły spójną całość. Wyglądał na aurora - stalowe spojrzenie, pewność zarysowana w posturze, przemyślane ruchy; Keat mógł jedynie podejrzewać, że w konfrontacji z jego doświadczeniem młodziutka czarownica nie miała najmniejszych szans. - Zrobimy, co w naszej mocy - tylko tyle mógł obiecać, składając obietnicę również w imieniu Gwen, bo nie miał najmniejszych wątpliwości co do tego, że i ona stara się ze wszystkich sił.
Jednym kłopotem samodzielnie miał się więc zająć auror - im pozostało w udziale zadbanie o to, by zatrzymanemu mężczyźnie nie udało się uciec.
Nie chciał, by Gwen podchodziła do niego pierwsza, więc wyprzedził ją, niepewien co do reakcji skrywającego swą tożsamość; różdżkę leżącą na śniegu kopnął nogą w stronę kobiety, nie tracąc czasu na jej podnoszenie.
- Czemu nie chce pan odpowiedzieć na żadne z zadanych pytań? - zapytał spokojnie, tak jakby wcale nie krzyżowali przed chwilą różdżek; tajniki bon-tonu może nie są mu znane, ale obstawiałby w ciemno, że uparte ignorowanie prób zagajenia nie należy chyba do najbardziej uprzejmych. A Gwen kulturalnie zapytała, nie doczekawszy się odpowiedzi. - Kim jesteście? I co tu robicie? - czy mężczyzna był skłonny powiedzieć cokolwiek? Nawet jeśli miałoby się to mijać z prawdą?
Nie zamierzał jednak czekać aż schwytany stanie się bardziej rozmowny; pochylił się nad nim, napinając wszystkie mięśnie, jakby spodziewał się ataku i zawczasu szykował do przyjęcia pozycji obronnej; ostatecznie zacisnął kurczowo palce na podwijającym się na wysokości nogawki spodni śliskim materiale, przemokniętym od śniegu, po czym szarpnął pelerynę, starając się odsłonić sylwetkę - a przede wszystkim twarz - mężczyzny.
| na wszelki wypadek k100 na próbę zrzucenia peleryny niewidki
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Keat Burroughs' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 96
'k100' : 96
Serce waliło w piersi Gwen jak oszalałe. Próbowała zachować spokój, ale gdy pierwsza fala adrenaliny zaczęła mijać, do malarki zaczęło docierać, że… właściwie to nie wie, co zrobiła. Po co goniła ludzi, w środku czarnego lasu, w sukience i wyjściowych butach? Chciała zgrywać bohatera? A co, jeśli ci złapani ludzie byli Bogu ducha winni? Ręce dziewczyny zaczęły drżeć, nie tylko z zimna.
Drgnęła, gdy obok nich pojawił się ciemnowłosy auror, który wydał im prosty rozkaz. Gwen zdążyła jednak jedynie przytaknąć; Keat już podszedł do lezącego na ziemi czarodzieja.
Skoro człowiek zajmujący się ochroną innych kazał im tego kogoś zatrzymać… to może jednak dobrze zrobili? Nie przeszło jej nawet przez myśl, że Samuel może nie być tym, za kogo się podaje. Była zbyt zdenerwowana, a zachowanie towarzysza nie dało jej powodu do obaw.
Pozwoliła Burroughsowi przejąć pałeczkę. On chyba czuł się tu pewniej od niej. Mimo że wcześniej krzyczała, prosząc o wyjaśnienia, teraz, widząc nieznajomego leżącego na ziemi, nie potrafiła wydać z siebie dźwięku. Przygryzła wargę.
Gdy Keat kopnął w jej stronę różdżkę nieznajomego Gwen schyliła się, aby ją podnieść. Pomyślała jednocześnie, że mądrze byłoby jednak trwać w gotowości, w razie gdyby nieznajomy próbował ucieczki (wszak auror kazał im go pilnować!), dlatego stanęła prosto, w wyciągnętą różdżką.
Drgnęła, gdy obok nich pojawił się ciemnowłosy auror, który wydał im prosty rozkaz. Gwen zdążyła jednak jedynie przytaknąć; Keat już podszedł do lezącego na ziemi czarodzieja.
Skoro człowiek zajmujący się ochroną innych kazał im tego kogoś zatrzymać… to może jednak dobrze zrobili? Nie przeszło jej nawet przez myśl, że Samuel może nie być tym, za kogo się podaje. Była zbyt zdenerwowana, a zachowanie towarzysza nie dało jej powodu do obaw.
Pozwoliła Burroughsowi przejąć pałeczkę. On chyba czuł się tu pewniej od niej. Mimo że wcześniej krzyczała, prosząc o wyjaśnienia, teraz, widząc nieznajomego leżącego na ziemi, nie potrafiła wydać z siebie dźwięku. Przygryzła wargę.
Gdy Keat kopnął w jej stronę różdżkę nieznajomego Gwen schyliła się, aby ją podnieść. Pomyślała jednocześnie, że mądrze byłoby jednak trwać w gotowości, w razie gdyby nieznajomy próbował ucieczki (wszak auror kazał im go pilnować!), dlatego stanęła prosto, w wyciągnętą różdżką.
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
Nie oglądał się za siebie, nie patrzył i nie przyglądał się więc rozgrywającej dalej scenie z mężczyzną w zaspie, w roli głównej. Słyszał słowa, które nieznajomy wypowiedział i przyjął je już bez odpowiedzi. Być może nie powinien był zostawiać pary samej, ale pamiętając o skuteczności rzucanych przez nich czarów, zdecydował inaczej. Skupiał się na biegnącej przed nim sylwetką kobiety. Na lekkich krokach, na słyszalnym skrzypieniu śniegu i może - jeśli się nie mylił - na słyszalnym szumie oddechu, tym bardziej dostrzegalnym, gdy zatrzymała się, by na głos wypowiedzieć inkantację. Zaklęcie znajome, którego konsekwencje zdążył już kiedyś poznać.
Czy miał się go obawiać? Różdżka, którą zaciskał w dłoni, była gotowa do użytku. Z jednej strony, nie obawiał się ciemności. Nie tylko w tej metaforycznej formie, ale i namacalne, fizycznie obecnej. Zmysł wzroku nie był jedynym, na którym opierał postrzeganie rzeczywistości. O tym, gdzie był przeciwnik mówił głos, wszystkie dźwięki, nawet zapachy. Był pewien, że zdoła zlokalizować uciekającą kobietę mimo pozbawienia widoczności. Ale do głowy przyszedł mu inny pomysł. Jeśli tylko odpowiednio mocno skumuluje moc, jeśli magia zapulsuje tarcza wystarczająco silną, by odbić zaklęcie, to nieznajoma mogła mieć kłopoty. Nie wiedział kim była, ani jakimi umiejętnościami się charakteryzowała, ale przeciętny czarodziej nie był przyzwyczajony do ciemności i poruszania się w niej. Aurorzy byli szkoleni, by pracować w naprawdę dziwnych warunkach. W mroku musieli umieć się poruszać równie sprawnie, co za dnia - Protego - zdecydował się na pierwsze zaklęcie, skupiając na tarczy, której głównym celem była nie tylko ochrona, ale przede wszystkim zwrócenie mocy ku autorce. Druga inkantacja wymknęła się z ust równie szybko, teraz, gdy umykająca się zatrzymała, dała mu moment, by odpowiednio wycelować - Petrificus Totalus - już niezależnie od skutków pierwszej formuły, druga i tak była w stanie zatrzymać kobietę. Nie miał zamiaru pozwolić uciekinierce zostawić go z tyłu.
1. protego
2. petryfikus (obniżone st)
Czy miał się go obawiać? Różdżka, którą zaciskał w dłoni, była gotowa do użytku. Z jednej strony, nie obawiał się ciemności. Nie tylko w tej metaforycznej formie, ale i namacalne, fizycznie obecnej. Zmysł wzroku nie był jedynym, na którym opierał postrzeganie rzeczywistości. O tym, gdzie był przeciwnik mówił głos, wszystkie dźwięki, nawet zapachy. Był pewien, że zdoła zlokalizować uciekającą kobietę mimo pozbawienia widoczności. Ale do głowy przyszedł mu inny pomysł. Jeśli tylko odpowiednio mocno skumuluje moc, jeśli magia zapulsuje tarcza wystarczająco silną, by odbić zaklęcie, to nieznajoma mogła mieć kłopoty. Nie wiedział kim była, ani jakimi umiejętnościami się charakteryzowała, ale przeciętny czarodziej nie był przyzwyczajony do ciemności i poruszania się w niej. Aurorzy byli szkoleni, by pracować w naprawdę dziwnych warunkach. W mroku musieli umieć się poruszać równie sprawnie, co za dnia - Protego - zdecydował się na pierwsze zaklęcie, skupiając na tarczy, której głównym celem była nie tylko ochrona, ale przede wszystkim zwrócenie mocy ku autorce. Druga inkantacja wymknęła się z ust równie szybko, teraz, gdy umykająca się zatrzymała, dała mu moment, by odpowiednio wycelować - Petrificus Totalus - już niezależnie od skutków pierwszej formuły, druga i tak była w stanie zatrzymać kobietę. Nie miał zamiaru pozwolić uciekinierce zostawić go z tyłu.
1. protego
2. petryfikus (obniżone st)
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 29
--------------------------------
#2 'k100' : 65
#1 'k100' : 29
--------------------------------
#2 'k100' : 65
GWENDOLYN, KEAT
Keat sprawnie podszedł do skrytego pod peleryną mężczyzny, zbliżając się do niego w ułamku sekundy i uniemożliwiając podniesienie różdżki; ta, kopnięta przez czarodzieja, potoczyła się pod nogi Gwendolyn, która podniosła ją bez najmniejszych przeszkód. Keat schylił się, by szarpnąć za fragment niewidki, a chociaż siedzący na ziemi mężczyzna spróbował się odsunąć, Burroughs był szybszy: płaszcz zsunął się z głowy jegomościa, ukazując parze czarodziejów twarz młodą, na oko trzydziestoletnią, z brzydką, głęboką blizną, przebiegającą przez lewe oko. Żadne z was nie widziało go nigdy wcześniej. – Postradaliście zmysły? – rzucił w waszym kierunku, łypiąc to na Keata, to na wyciągniętą różdżkę Gwendolyn. – Pracuję przy tej zabawie, co się właśnie zaczęła, mam obserwować z ukrycia uczestników – żeby zareagować, kiedy będą potrzebować pomocy – odpowiedział. Miał nieprzyjemny, zachrypnięty głos. – Nie odpowiedziałem wam, bo nie powinniście mnie w ogóle widzieć, tylko szukać skarbu – dodał jeszcze, schylając się, by rozplątać przyklejone do ziemi buty. Mruknął jeszcze coś pod nosem, co mogliście rozszyfrować jako: głupie dzieciaki.
Gwendolyn, stojąc z boku, dostrzegała nerwowe drganie powieki mężczyzny, oraz to, jak bezwiednie zerkał w lewo – mogła być pewna, że kłamał. Gdy schylił się do butów, dziewczyna dostrzegła również, że próbuje wyciągnąć coś, co ukryte było w jednej z nogawek spodni.
Mistrz Gry wykonał rzut sporny (klik).
SAMUEL
Skutecznie udało ci się uniknąć mknącego w twoją stronę zaklęcia. Promień co prawda nie odbił się w stronę kobiety, został jednak wchłonięty w tarczę, która wyrosła tuż przed tobą; czar, który posłałeś ku uciekinierce, również był udany – pomknął do celu z dużą siłą. Czarownica znów się zatrzymała, odwracając się w twoją stronę. – Protego maxima! – krzyknęła – i przed nią również rozbłysnęła tarcza, która zatrzymała zaklęcie petryfikujące. – Czego chcesz? Trzymaj się z daleka! – rzuciła jeszcze. Nie ruszyła w dalszą ucieczkę, a w jej głosie mogłeś usłyszeć, dlaczego: dyszała ciężko, bieg musiał ją wyczerpać. Wciąż miała na sobie pelerynę, nie widziałeś więc jej twarzy – mogłeś jednak dostrzec drewno różdżki, wyciągniętej w twoim kierunku.
Mistrz Gry wykonał rzut na obronę (klik).
Na odpis macie 48 godzin.
Keat sprawnie podszedł do skrytego pod peleryną mężczyzny, zbliżając się do niego w ułamku sekundy i uniemożliwiając podniesienie różdżki; ta, kopnięta przez czarodzieja, potoczyła się pod nogi Gwendolyn, która podniosła ją bez najmniejszych przeszkód. Keat schylił się, by szarpnąć za fragment niewidki, a chociaż siedzący na ziemi mężczyzna spróbował się odsunąć, Burroughs był szybszy: płaszcz zsunął się z głowy jegomościa, ukazując parze czarodziejów twarz młodą, na oko trzydziestoletnią, z brzydką, głęboką blizną, przebiegającą przez lewe oko. Żadne z was nie widziało go nigdy wcześniej. – Postradaliście zmysły? – rzucił w waszym kierunku, łypiąc to na Keata, to na wyciągniętą różdżkę Gwendolyn. – Pracuję przy tej zabawie, co się właśnie zaczęła, mam obserwować z ukrycia uczestników – żeby zareagować, kiedy będą potrzebować pomocy – odpowiedział. Miał nieprzyjemny, zachrypnięty głos. – Nie odpowiedziałem wam, bo nie powinniście mnie w ogóle widzieć, tylko szukać skarbu – dodał jeszcze, schylając się, by rozplątać przyklejone do ziemi buty. Mruknął jeszcze coś pod nosem, co mogliście rozszyfrować jako: głupie dzieciaki.
Gwendolyn, stojąc z boku, dostrzegała nerwowe drganie powieki mężczyzny, oraz to, jak bezwiednie zerkał w lewo – mogła być pewna, że kłamał. Gdy schylił się do butów, dziewczyna dostrzegła również, że próbuje wyciągnąć coś, co ukryte było w jednej z nogawek spodni.
Mistrz Gry wykonał rzut sporny (klik).
SAMUEL
Skutecznie udało ci się uniknąć mknącego w twoją stronę zaklęcia. Promień co prawda nie odbił się w stronę kobiety, został jednak wchłonięty w tarczę, która wyrosła tuż przed tobą; czar, który posłałeś ku uciekinierce, również był udany – pomknął do celu z dużą siłą. Czarownica znów się zatrzymała, odwracając się w twoją stronę. – Protego maxima! – krzyknęła – i przed nią również rozbłysnęła tarcza, która zatrzymała zaklęcie petryfikujące. – Czego chcesz? Trzymaj się z daleka! – rzuciła jeszcze. Nie ruszyła w dalszą ucieczkę, a w jej głosie mogłeś usłyszeć, dlaczego: dyszała ciężko, bieg musiał ją wyczerpać. Wciąż miała na sobie pelerynę, nie widziałeś więc jej twarzy – mogłeś jednak dostrzec drewno różdżki, wyciągniętej w twoim kierunku.
Mistrz Gry wykonał rzut na obronę (klik).
Na odpis macie 48 godzin.
Pochwycił mocniej materiał, gdy tylko zwietrzył szansę - mężczyzna próbujący się uchylić nie był na tyle szybki, by udało mu się to zrobić; faktura powietrza zafalowała - tuż przed momentem, w którym zasłona niewidzialności zsunęła się z twarzy przeciętej ostrą rysą blizny (być może powstałą na skutek jakiegoś paskudnego zaklęcia, skoro najprawdopodobniej nie udało jej się scalić magią leczniczą?).
Wwiercił się w niego spojrzeniem, zapamiętując tę mozaikę rys; na ten moment potrafił wyczytać z niej jedynie coś na kształt irytacji, co zresztą znalazło potwierdzenie w słowach wypluwanych przez mężczyznę z wyrzutem.
Może naprawdę postradali zmysły; wciąż nie miał pojęcia, czemu tak naprawdę zerwał się wtedy do biegu, jaki impuls go do tego skłonił, co ostatecznie utwierdziło go w przekonaniu, by nie przerywać truchtu. Intuicja podpowiadała mu, że w całej tej układance zdarzeń coś było wyraźnie nie tak - nauczył się słuchać własnego przeczucia, ale niepewność co do słuszności własnych działań sprawiła, że zrobił niewielki krok w tył, jakby wycofując się, by zapewnić sobie pełen pogląd sytuacji; by przyjrzeć się mężczyźnie z pewnego dystansu (emocjonalnego).
Czemu doszukiwał się wszędzie spisku? Jakaś część niego chciała uwierzyć w te wyjaśnienia, ale ani zachowanie uciekających nie potwierdzało tej wersji, ani fakt, iż auror, który pojawił się w namiocie i bez wątpienia zajmował się pilnowaniem, by Sylwester przebiegł w spokoju, nie miał najmniejszego pojęcia, że ktokolwiek powinien skrywać się pod niewidkami. Skoro uznał zachowanie uciekających za podejrzane, być może postąpili właściwie?
Nie dostrzegł ukradkowego ruchu dłoni, zwiastującego najpewniej kłopoty; do głowy przyszło mu jedno z możliwych wyjaśniań, więc Keat - ponownie działając tak jak podpowiadała mu intuicja - zacisnął mocniej palce na trzonie różdżki, kciuk osadzając na charakterystycznym wyżłobieniu - gładząc go opuszkiem; gestem, który nieświadomie powtarzał za każdym razem, gdy próbował skłonić różdżkę do posłuszeństwa, testując zaklęcia jeszcze mu nieznane.
Może zaczyna to zakrawać o paranoję, że wszędzie doszukuje się powiązań z nimi, lecz poza garścią zasłyszanych opowieści i słów spijanych łapczywie ze stron Proroka nie wie absolutnie nic o rozpleniających się po Wielkiej Brytanii czarnoksiężnikach, uznał więc, że musi sprawdzić, czy mężczyzna nie jest w jakiś sposób powiązany z siewcami terroru. Z ich poplecznikami o wandalskich skłonnościach. Słodka Próżność im nie wystarczyła? Chcieli zabawić się na Sylwestrze, wywołując chaos wśród zgromadzonych?
- Mallus - bez ostrzeżenia przyłożył różdżkę do jego skroni, nieopodal wyżłobionej w skórze blizny - by dowiedzieć się, czy uciekinier posługuje się czarną magią. To mogłaby być istotna wskazówka.
Wwiercił się w niego spojrzeniem, zapamiętując tę mozaikę rys; na ten moment potrafił wyczytać z niej jedynie coś na kształt irytacji, co zresztą znalazło potwierdzenie w słowach wypluwanych przez mężczyznę z wyrzutem.
Może naprawdę postradali zmysły; wciąż nie miał pojęcia, czemu tak naprawdę zerwał się wtedy do biegu, jaki impuls go do tego skłonił, co ostatecznie utwierdziło go w przekonaniu, by nie przerywać truchtu. Intuicja podpowiadała mu, że w całej tej układance zdarzeń coś było wyraźnie nie tak - nauczył się słuchać własnego przeczucia, ale niepewność co do słuszności własnych działań sprawiła, że zrobił niewielki krok w tył, jakby wycofując się, by zapewnić sobie pełen pogląd sytuacji; by przyjrzeć się mężczyźnie z pewnego dystansu (emocjonalnego).
Czemu doszukiwał się wszędzie spisku? Jakaś część niego chciała uwierzyć w te wyjaśnienia, ale ani zachowanie uciekających nie potwierdzało tej wersji, ani fakt, iż auror, który pojawił się w namiocie i bez wątpienia zajmował się pilnowaniem, by Sylwester przebiegł w spokoju, nie miał najmniejszego pojęcia, że ktokolwiek powinien skrywać się pod niewidkami. Skoro uznał zachowanie uciekających za podejrzane, być może postąpili właściwie?
Nie dostrzegł ukradkowego ruchu dłoni, zwiastującego najpewniej kłopoty; do głowy przyszło mu jedno z możliwych wyjaśniań, więc Keat - ponownie działając tak jak podpowiadała mu intuicja - zacisnął mocniej palce na trzonie różdżki, kciuk osadzając na charakterystycznym wyżłobieniu - gładząc go opuszkiem; gestem, który nieświadomie powtarzał za każdym razem, gdy próbował skłonić różdżkę do posłuszeństwa, testując zaklęcia jeszcze mu nieznane.
Może zaczyna to zakrawać o paranoję, że wszędzie doszukuje się powiązań z nimi, lecz poza garścią zasłyszanych opowieści i słów spijanych łapczywie ze stron Proroka nie wie absolutnie nic o rozpleniających się po Wielkiej Brytanii czarnoksiężnikach, uznał więc, że musi sprawdzić, czy mężczyzna nie jest w jakiś sposób powiązany z siewcami terroru. Z ich poplecznikami o wandalskich skłonnościach. Słodka Próżność im nie wystarczyła? Chcieli zabawić się na Sylwestrze, wywołując chaos wśród zgromadzonych?
- Mallus - bez ostrzeżenia przyłożył różdżkę do jego skroni, nieopodal wyżłobionej w skórze blizny - by dowiedzieć się, czy uciekinier posługuje się czarną magią. To mogłaby być istotna wskazówka.
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Keat Burroughs' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 29
'k100' : 29
Dziewczyna zmarszczyła brwi. Gdy nieznajomy mówił, nie wiedziała, co myśleć. Z jednej strony zrobiło jej się głupio. Nie chciała przecież nikomu przeszkadzać przy pracy! Z drugiej jednak głos i aparycja mężczyzny nie wzbudzały jej zaufania, w przeciwieństwie do ciemnowłosego, przedstawiającego się mianem aurora. Mogłaby stwierdzić, że nieznajomy kłamie… choć zazwyczaj wolała unikać tak mocnych sądów. Miała tylko przeczucie, nie dowody, a wolała domniemywać cudzej niewinności niż bezpodstawnie kogoś oskarżać.
Na szczęście w nieszczęściu, Keat zareagował na to wszystko pierwszy: on wyraźnie też nie ufał nieznajomemu. Rudowłosa postanowiła więc pójść jego śladem. Wciąż nie opuszczała różdżki. Miała ochotę coś odpowiedzieć złapanemu mężczyźnie, jednak skoro Burroughs tego nie zrobił, postanowiła, że będzie trzymać język za zębami. Wchodzenie w dyskusje chyba naprawdę nie było dobrym pomysłem. Lepiej będzie, jeśli zaczekają na aurora, po prostu wykonując jego polecenia. Nawet jeśli mężczyzna pracuje jako osoba zabezpieczająca wydarzenie, to raczej Samuel w oczach Gwen stał wyżej w hierarchii. W końcu łowca czarnoksiężników to nie byle-jaki ochroniarz.
Przygryzła nerwowo wargę. Gdy jej towarzysz wycelował w nieznajomego różdżkę, zauważyła, że ten typ spod ciemnej gwiazdy schylił się podejrzanie w stronę nogawek. Zaklęcie Keata nie udało się, a Gwen nerwowo uniosła różdżkę.
– Keat, uważaj! – krzyknęła. – Esposas!
Nie używała tego zaklęcia od lat; pamiętała je ze szkolnych zajęć i znała jego działanie, ale nigdy nie sądziła, że wyda jej się pomocne. Nie miała pojęcia, czy rzucenie go zakończy się sukcesem. W końcu nigdy szczególnie nie przykładała się szczególnie do magii obronnej, a choć ostatnio pracowała nad swoimi umiejętnościami to skupiała się raczej na zaklęciu tarczy. Wiele z innych zaklęć wydawało się dziewczynie zbyteczne, ale jak właśnie odkryła – nie było tak do końca. Zdecydowanie będzie musiała skupić się także na dokładniejszym przyswojeniu innych inkantacji, niż dobrze znane „protego”.
Oby auror szybko złapał tę drugą osobą i wrócił tu jak najprędzej. Nieznajomy wyraźnie coś kombinował i Gwen zaczęła się lękać, że nawet we dwójkę mogą nie dać temu typowi rady. Kto wie, co potrafi i co ma w zanadrzu?
Na szczęście w nieszczęściu, Keat zareagował na to wszystko pierwszy: on wyraźnie też nie ufał nieznajomemu. Rudowłosa postanowiła więc pójść jego śladem. Wciąż nie opuszczała różdżki. Miała ochotę coś odpowiedzieć złapanemu mężczyźnie, jednak skoro Burroughs tego nie zrobił, postanowiła, że będzie trzymać język za zębami. Wchodzenie w dyskusje chyba naprawdę nie było dobrym pomysłem. Lepiej będzie, jeśli zaczekają na aurora, po prostu wykonując jego polecenia. Nawet jeśli mężczyzna pracuje jako osoba zabezpieczająca wydarzenie, to raczej Samuel w oczach Gwen stał wyżej w hierarchii. W końcu łowca czarnoksiężników to nie byle-jaki ochroniarz.
Przygryzła nerwowo wargę. Gdy jej towarzysz wycelował w nieznajomego różdżkę, zauważyła, że ten typ spod ciemnej gwiazdy schylił się podejrzanie w stronę nogawek. Zaklęcie Keata nie udało się, a Gwen nerwowo uniosła różdżkę.
– Keat, uważaj! – krzyknęła. – Esposas!
Nie używała tego zaklęcia od lat; pamiętała je ze szkolnych zajęć i znała jego działanie, ale nigdy nie sądziła, że wyda jej się pomocne. Nie miała pojęcia, czy rzucenie go zakończy się sukcesem. W końcu nigdy szczególnie nie przykładała się szczególnie do magii obronnej, a choć ostatnio pracowała nad swoimi umiejętnościami to skupiała się raczej na zaklęciu tarczy. Wiele z innych zaklęć wydawało się dziewczynie zbyteczne, ale jak właśnie odkryła – nie było tak do końca. Zdecydowanie będzie musiała skupić się także na dokładniejszym przyswojeniu innych inkantacji, niż dobrze znane „protego”.
Oby auror szybko złapał tę drugą osobą i wrócił tu jak najprędzej. Nieznajomy wyraźnie coś kombinował i Gwen zaczęła się lękać, że nawet we dwójkę mogą nie dać temu typowi rady. Kto wie, co potrafi i co ma w zanadrzu?
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
The member 'Gwendolyn Grey' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 81
'k100' : 81
Tarcza, chociaż wystarczająco silna, by wchłonąć pędzące w jego stronę zaklęcie, nie skierowała mocy zaklęcia przeciw kobiecie. Nie miało to jednak większego znaczenia, bo chociaż drugi jego czar skumulował się w potężnej wiązce, nieznajoma bez kłopotu osłoniła się magiczna barierą. Niestety.
Kiedy się zatrzymała, Skamander zwolnił kroku, ale nie zatrzymał się całkowicie, wciąż kierując się w wybraną przez siebie stronę. Spojrzenie miał skupione na tym, co był w stanie dostrzec, a przede wszystkim, rejestrując zmęczony głos i ciężki od wysiłku oddechu. Nie opuścił różdżki, nie czując większych skrupułów w swoich zamierzeniach. Nie był tu dla zabawy, a skoro, będąc wśród osób chroniących całość wydarzenia, musiał reagować na każde, wykraczające poza "normalność" doświadczenie - Co tutaj robisz, kim jesteś i czemu się ukrywasz? - nie miał zamiaru odpowiadać na zadane przez kobietę pytania. To nie on tutaj był od tego - Masz chwilę, zanim rzucę na ciebie kolejne zaklęcie. I wierz mi, nie chcesz mi kłamać. Jestem aurorem - w głosie zawirowała groźba i twarda, nie znosząca sprzeciwu nuta. W oczach pojawił się cień - Festivo - wyinkantował bez pospiechu, dokładnie, wciąż obserwując dostrzegalne elementy uciekającej jeszcze przed chwilą sylwetki. Wciąż skracał dystans. Kimkolwiek była, jeszcze zanim odpowiedziała, potrzebował upewnić się w kilku kwestiach. Być może była to po prostu natura, czy też procedura aurorska, że doszukiwał się podobnego niebezpieczeństwa wszędzie, ale nie miał zamiaru przegapić momentu, nawet jeśli miał się okazać czymś innym. Być może też - był przewrażliwiony, ale wolał to, niż ignorancję. Rzeczywistość upewniła go zbyt dosadnie o tym, jak bardzo mroczne były czasy. Nie mógł pozwolić na kolejna tragedię. Zbyt wiele ich widział i doświadczał ostatnio. Miał wszelkie powody, by być nieufnym. Miał też wszelkie prawo, by najpierw działać, dopiero potem wyciągać odpowiedzi. Już wiedział, że zbyt często mogło być na to za późno.
Kiedy się zatrzymała, Skamander zwolnił kroku, ale nie zatrzymał się całkowicie, wciąż kierując się w wybraną przez siebie stronę. Spojrzenie miał skupione na tym, co był w stanie dostrzec, a przede wszystkim, rejestrując zmęczony głos i ciężki od wysiłku oddechu. Nie opuścił różdżki, nie czując większych skrupułów w swoich zamierzeniach. Nie był tu dla zabawy, a skoro, będąc wśród osób chroniących całość wydarzenia, musiał reagować na każde, wykraczające poza "normalność" doświadczenie - Co tutaj robisz, kim jesteś i czemu się ukrywasz? - nie miał zamiaru odpowiadać na zadane przez kobietę pytania. To nie on tutaj był od tego - Masz chwilę, zanim rzucę na ciebie kolejne zaklęcie. I wierz mi, nie chcesz mi kłamać. Jestem aurorem - w głosie zawirowała groźba i twarda, nie znosząca sprzeciwu nuta. W oczach pojawił się cień - Festivo - wyinkantował bez pospiechu, dokładnie, wciąż obserwując dostrzegalne elementy uciekającej jeszcze przed chwilą sylwetki. Wciąż skracał dystans. Kimkolwiek była, jeszcze zanim odpowiedziała, potrzebował upewnić się w kilku kwestiach. Być może była to po prostu natura, czy też procedura aurorska, że doszukiwał się podobnego niebezpieczeństwa wszędzie, ale nie miał zamiaru przegapić momentu, nawet jeśli miał się okazać czymś innym. Być może też - był przewrażliwiony, ale wolał to, niż ignorancję. Rzeczywistość upewniła go zbyt dosadnie o tym, jak bardzo mroczne były czasy. Nie mógł pozwolić na kolejna tragedię. Zbyt wiele ich widział i doświadczał ostatnio. Miał wszelkie powody, by być nieufnym. Miał też wszelkie prawo, by najpierw działać, dopiero potem wyciągać odpowiedzi. Już wiedział, że zbyt często mogło być na to za późno.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 36
'k100' : 36
GWENDOLYN, KEAT
Wszystko działo się w ułamkach sekund: mężczyzna schylił się ku nogawkom, Keat przekroczył dzielący ich dystans – i nim czarodziej zdążył zaprotestować, przyłożył różdżkę do jego skroni. Inkantacja, którą wymówił, zabrzmiała jakby niepewnie, ale zaklęcie było udane: Burroughs nie wyczuł jednak w umyśle sprawdzanego mężczyzny śladów czarnej magii. W reakcji na wykrzyczane przez Gwendolyn ostrzeżenie, nieznajomy poderwał się, próbując uciec w tył – ale zaklęcie go dosięgło, pętając zarówno nadgarstki, jak i kostki u nóg. – Dziewucho, masz minutę, żeby zdjąć ze mnie to zaklęcie. I oddać mi różdżkę. Inaczej oboje będziecie mieć problemy i na pewno nie powitacie radośnie Nowego Roku – wyrzucił z siebie, w jego głosie zabrzmiała groźba – ale też mdła desperacja.
Obezwładniliście mężczyznę – jeżeli zdecydujecie się przekazać go służbom pilnującym porządku, możecie uznać w narracji, że przybyły na wasze wezwanie; w takim wypadku interakcję można uznać za zakończoną, a Wy możecie kontynuować rozgrywkę w wątkach sylwestrowych dziejących się chronologicznie później. I wypatrywać konsekwencji podjętych działań.
Czas na odpis wynosi 48 godzin.
SAMUEL
Bezruch czarownicy, którą ścigałeś, nie trwał długo: gdy tylko zacząłeś się do niej zbliżać, powoli skracając dystans, ona również zaczęła się wycofywać – w tym samym tempie, kierując się ku ścianie wyrastających za nią drzew. Nadal dyszała, przerwa w biegu działała jednak na jej korzyść; jej oddech stopniowo się wyrównywał, słyszałeś go coraz słabiej. – Pracuję – odpowiedziała; w jej głosie nie wykryłeś kłamstwa. – Nazywam się Mary Ross. Czuwam nad bezpieczeństwem uczestników zabawy. Nie powinni mnie widzieć, nie powinni mnie zaczepiać; rozwiązywanie zadań ma być samodzielne – ciągnęła, tym razem jednak w jej słowach wyczułeś fałsz; nie widziałeś twarzy kobiety, jako odpowiedzialny za pilnowanie porządku w Dolinie Godryka znałeś jednak personalia wszystkich pracujących tej nocy organizatorów, stąd mogłeś być pewien, że stojąca naprzeciwko ciebie kobieta nie mogła być Mary – bo tę dopiero co zostawiłeś za sobą, w płóciennym namiocie, w którym rozpoczęło się poszukiwanie skarbu.
Inkantacja rzuconego przez ciebie zaklęcia zmieszała się z tą, którą w tej samej sekundzie wypowiedziała czarownica. – Abesio – usłyszałeś, a później rozległo się ciche pyknięcie i jasna poświata, sygnalizująca obecność ukrytej kobiety, zniknęła; dostrzegłeś ją dziesięć metrów dalej, między drzewami, ledwie już widoczną. Zaklęcie pozwalające ci na wyczuwanie jej obecności słabło, poza tym znajdowała się już na granicy jego zasięgu; za moment miała zupełnie rozmyć się w powietrzu – miałeś ostatnią chwilę, żeby powstrzymać jej ucieczkę.
Twoje zaklęcie było udane, magia rozproszyła się dookoła, nie osiadła jednak na żadnych czarnomagicznych skupiskach; okolica była od nich wolna.
Mistrz Gry wykonał rzut na Abesio (klik).
Czas na odpis wynosi 48 godzin.
Wszystko działo się w ułamkach sekund: mężczyzna schylił się ku nogawkom, Keat przekroczył dzielący ich dystans – i nim czarodziej zdążył zaprotestować, przyłożył różdżkę do jego skroni. Inkantacja, którą wymówił, zabrzmiała jakby niepewnie, ale zaklęcie było udane: Burroughs nie wyczuł jednak w umyśle sprawdzanego mężczyzny śladów czarnej magii. W reakcji na wykrzyczane przez Gwendolyn ostrzeżenie, nieznajomy poderwał się, próbując uciec w tył – ale zaklęcie go dosięgło, pętając zarówno nadgarstki, jak i kostki u nóg. – Dziewucho, masz minutę, żeby zdjąć ze mnie to zaklęcie. I oddać mi różdżkę. Inaczej oboje będziecie mieć problemy i na pewno nie powitacie radośnie Nowego Roku – wyrzucił z siebie, w jego głosie zabrzmiała groźba – ale też mdła desperacja.
Obezwładniliście mężczyznę – jeżeli zdecydujecie się przekazać go służbom pilnującym porządku, możecie uznać w narracji, że przybyły na wasze wezwanie; w takim wypadku interakcję można uznać za zakończoną, a Wy możecie kontynuować rozgrywkę w wątkach sylwestrowych dziejących się chronologicznie później. I wypatrywać konsekwencji podjętych działań.
Czas na odpis wynosi 48 godzin.
SAMUEL
Bezruch czarownicy, którą ścigałeś, nie trwał długo: gdy tylko zacząłeś się do niej zbliżać, powoli skracając dystans, ona również zaczęła się wycofywać – w tym samym tempie, kierując się ku ścianie wyrastających za nią drzew. Nadal dyszała, przerwa w biegu działała jednak na jej korzyść; jej oddech stopniowo się wyrównywał, słyszałeś go coraz słabiej. – Pracuję – odpowiedziała; w jej głosie nie wykryłeś kłamstwa. – Nazywam się Mary Ross. Czuwam nad bezpieczeństwem uczestników zabawy. Nie powinni mnie widzieć, nie powinni mnie zaczepiać; rozwiązywanie zadań ma być samodzielne – ciągnęła, tym razem jednak w jej słowach wyczułeś fałsz; nie widziałeś twarzy kobiety, jako odpowiedzialny za pilnowanie porządku w Dolinie Godryka znałeś jednak personalia wszystkich pracujących tej nocy organizatorów, stąd mogłeś być pewien, że stojąca naprzeciwko ciebie kobieta nie mogła być Mary – bo tę dopiero co zostawiłeś za sobą, w płóciennym namiocie, w którym rozpoczęło się poszukiwanie skarbu.
Inkantacja rzuconego przez ciebie zaklęcia zmieszała się z tą, którą w tej samej sekundzie wypowiedziała czarownica. – Abesio – usłyszałeś, a później rozległo się ciche pyknięcie i jasna poświata, sygnalizująca obecność ukrytej kobiety, zniknęła; dostrzegłeś ją dziesięć metrów dalej, między drzewami, ledwie już widoczną. Zaklęcie pozwalające ci na wyczuwanie jej obecności słabło, poza tym znajdowała się już na granicy jego zasięgu; za moment miała zupełnie rozmyć się w powietrzu – miałeś ostatnią chwilę, żeby powstrzymać jej ucieczkę.
Twoje zaklęcie było udane, magia rozproszyła się dookoła, nie osiadła jednak na żadnych czarnomagicznych skupiskach; okolica była od nich wolna.
Mistrz Gry wykonał rzut na Abesio (klik).
Czas na odpis wynosi 48 godzin.
Uważać?
Na co miał uważać?
Nie dostrzegł zainicjowanego przez mężczyznę gestu i gdyby nie interwencja Gwen, tamten bez wątpienia spróbowałby w jakiś sposób wydostać się z tej patowej sytuacji; nie miał jednak szans ze sprawnie rzuconym przez kobietę zaklęciem. Burroughs jedynie uniósł nieznacznie prawą brew, darując sobie komentarz, że wyglądało to tak, jakby miała już niezłą praktykę. Merlin raczy wiedzieć, w jakich (nie)jednoznacznych okolicznościach wykorzystała wcześniej to zaklęcie.
- Dziękuję - mało wylewny komentarz musiał jej wystarczyć; wszystko działo się na tyle szybko, że nie zastanawiał się zbyt długo nad tym, co dokładnie chciał zrobić mężczyzna, czemu się pochylił i po co chciał sięgnąć - choć może powinien?
Przede wszystkim interesowało go to, jaką tożsamość skrywał za maską - intuicyjnie był tego przecież pewien - kłamstw.
Piętno czarnej magii nie zostało na nim odciśnięte, spontanicznie wysnute wnioski o kontynuatorach zamieszek z Pokątnej nie miały więc chyba sensu.
Czy to wszystko mogło być fatalną pomyłką? A mężczyzna zwykłym funkcjonariuszem, który miał to nieszczęście, iż nigdy nie poznał się ze ścigającym go aurorem?
Czy taki scenariusz był w ogóle możliwy?
Szala pewności wciąż się chybotała, lecz zignorował całkowicie roszczeniowe słowa, karykaturalny rozkaz, który mieli chyba potraktować jak groźbę, i odwrócił się w stronę Gwen, zbliżając się do niej na tyle, żeby swobodnie porozmawiać przyciszonym tonem.
- To bez sensu, sami niczego z niego nie wyciągniemy, zresztą chyba nikt tego od nas nie oczekuje… ale obiecałem tamtemu aurorowi, że po rozbrojeniu tego mężczyzny poczekam aż wróci. Nie wiem, czy masz ochotę nadal w tym uczestniczyć, jeśli nie, zostanę tu sam - musieli chyba ustalić, co dalej. W gorączce sylwestrowej nocy ścigali się z dwójką podejrzanych, obezwładnili jednego z nich - i to dopiero był tak naprawdę początek; ktoś powinien się zająć skrywającym się pod niewidką. Nim - bądź nimi, Burroughs miał nadzieję, że auror nie napotkał po drodze większych problemów i zaraz tu dotrze; liczył na kilka słów wyjaśnienia. Zamierzał poczekać na Samuela.
Chciał tylko zrozumieć - to wszystko sprowadzało się tylko do tego jednego.
Na co miał uważać?
Nie dostrzegł zainicjowanego przez mężczyznę gestu i gdyby nie interwencja Gwen, tamten bez wątpienia spróbowałby w jakiś sposób wydostać się z tej patowej sytuacji; nie miał jednak szans ze sprawnie rzuconym przez kobietę zaklęciem. Burroughs jedynie uniósł nieznacznie prawą brew, darując sobie komentarz, że wyglądało to tak, jakby miała już niezłą praktykę. Merlin raczy wiedzieć, w jakich (nie)jednoznacznych okolicznościach wykorzystała wcześniej to zaklęcie.
- Dziękuję - mało wylewny komentarz musiał jej wystarczyć; wszystko działo się na tyle szybko, że nie zastanawiał się zbyt długo nad tym, co dokładnie chciał zrobić mężczyzna, czemu się pochylił i po co chciał sięgnąć - choć może powinien?
Przede wszystkim interesowało go to, jaką tożsamość skrywał za maską - intuicyjnie był tego przecież pewien - kłamstw.
Piętno czarnej magii nie zostało na nim odciśnięte, spontanicznie wysnute wnioski o kontynuatorach zamieszek z Pokątnej nie miały więc chyba sensu.
Czy to wszystko mogło być fatalną pomyłką? A mężczyzna zwykłym funkcjonariuszem, który miał to nieszczęście, iż nigdy nie poznał się ze ścigającym go aurorem?
Czy taki scenariusz był w ogóle możliwy?
Szala pewności wciąż się chybotała, lecz zignorował całkowicie roszczeniowe słowa, karykaturalny rozkaz, który mieli chyba potraktować jak groźbę, i odwrócił się w stronę Gwen, zbliżając się do niej na tyle, żeby swobodnie porozmawiać przyciszonym tonem.
- To bez sensu, sami niczego z niego nie wyciągniemy, zresztą chyba nikt tego od nas nie oczekuje… ale obiecałem tamtemu aurorowi, że po rozbrojeniu tego mężczyzny poczekam aż wróci. Nie wiem, czy masz ochotę nadal w tym uczestniczyć, jeśli nie, zostanę tu sam - musieli chyba ustalić, co dalej. W gorączce sylwestrowej nocy ścigali się z dwójką podejrzanych, obezwładnili jednego z nich - i to dopiero był tak naprawdę początek; ktoś powinien się zająć skrywającym się pod niewidką. Nim - bądź nimi, Burroughs miał nadzieję, że auror nie napotkał po drodze większych problemów i zaraz tu dotrze; liczył na kilka słów wyjaśnienia. Zamierzał poczekać na Samuela.
Chciał tylko zrozumieć - to wszystko sprowadzało się tylko do tego jednego.
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Na Boga i Merlina – udało się. Naprawdę nie sądziła, że czar zadziała. Nieco spłoszona tym, co zrobiła, opuściła różdżkę, cofając się odruchowo o pół kroku w tył. Słuchając słów pojmanego mężczyzny, pokręciła głową. Jego słowa nijak miały się do czynów i malarka nie była w stanie mu uwierzyć.
– Auror kazał pana pilnować – powiedziała nieco trzęsącym się głosem. Ciemnowłosy nieznajomy był wyżej w hierarchii służb porządkowych. Logicznym wydało się więc Gwen, że problem będzie miała, jeśli nie posłucha Samuela, niż jeśli wypuści nieznajomego. Keat najwyraźniej doszedł do tego samego wniosku.
Spojrzała na Keata, kątem oka wciąż jednak zerkając na leżącego na ziemi człowieka: kto wie, ile będą działały czary. Powinni być w gotowości, szczególnie, że ten typ wcale nie wyglądał najbezpieczniej. Grey nie zdziwiłaby się, gdyby próbował ich zaatakować. Nieznacznie uniosła różdżkę do góry.
– Zaczekam – powiedziała stanowczo. Nie było nad czym się rozwodzić. Wprawdzie prawdopodobne było, że sam poradziłby sobie równie dobrze, ale co dwie głowy to nie jedna. Wplątali się w to razem i razem powinni z tego wyjść. Była w końcu ciemna noc i nikt nie powinien zostawać sam w ciemnym lesie.
– Lumos – mruknęła, a jej różdżka zajarzyła się jasnym światłem. Głupio było stać na mrozie bez odrobiny światła. Pożałowała, że do niewielkiej torebki nie zmieściła jej się latarka.
– Auror kazał pana pilnować – powiedziała nieco trzęsącym się głosem. Ciemnowłosy nieznajomy był wyżej w hierarchii służb porządkowych. Logicznym wydało się więc Gwen, że problem będzie miała, jeśli nie posłucha Samuela, niż jeśli wypuści nieznajomego. Keat najwyraźniej doszedł do tego samego wniosku.
Spojrzała na Keata, kątem oka wciąż jednak zerkając na leżącego na ziemi człowieka: kto wie, ile będą działały czary. Powinni być w gotowości, szczególnie, że ten typ wcale nie wyglądał najbezpieczniej. Grey nie zdziwiłaby się, gdyby próbował ich zaatakować. Nieznacznie uniosła różdżkę do góry.
– Zaczekam – powiedziała stanowczo. Nie było nad czym się rozwodzić. Wprawdzie prawdopodobne było, że sam poradziłby sobie równie dobrze, ale co dwie głowy to nie jedna. Wplątali się w to razem i razem powinni z tego wyjść. Była w końcu ciemna noc i nikt nie powinien zostawać sam w ciemnym lesie.
– Lumos – mruknęła, a jej różdżka zajarzyła się jasnym światłem. Głupio było stać na mrozie bez odrobiny światła. Pożałowała, że do niewielkiej torebki nie zmieściła jej się latarka.
But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
love than fight
Trakt kolejowy
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka