Zaczarowany Sad
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Zaczarowany Sad
Zaczarowany Sad na przedmieściach Londynu to ogromny ogród, który dla przechodzących nieopodal mugoli wygląda jak odpychające wysypisko śmieci - w ten sposób chroniąc się przed ich obecnością. Dobro owoców kwitnących w sadzie jest ogólnodostępne - po jabłka może sięgnąć każdy - jest bowiem bezpańskie. Miejscem tym opiekują się skrzaty należące niegdyś do rodziny, której ostatni potomkowie już zmarli - mimo to oddane stworzonka nie porzuciły swoich obowiązków, pozostając wierne dobytkowi swoich panów. Tylko czarodzieje szukający dziury w całym zapytaliby, czy skrzaty o śmierci swoich panów w ogóle wiedzą.
W sezonie jabłonki uginają się pod ciężarem rumianych owoców i chętnie nawet same częstują przechodzących czarodziejów, wysuwając w ich stronę gałęzie. Pomiędzy pojedynczymi drzewkami wiją się malownicze dróżki, a zielona trawa jest tak delikatna, że można bez przeszkód poruszać się po niej boso. Kiedy słońce zrobi się dokuczliwe, skryć się można w cieniu drzew lub niedużej stodole, gdzie na paru rozstawionych w sianie stołach czarodzieje czasem organizują sobie atrakcje - wróżenie ze skórek, tłoczenie soku, rzeźbienie w jabłkach... Znajdują się tam również magiczne wiklinowe kosze, z którego możesz zabrać jeden owoc. Jeśli spróbujesz wziąć drugi - kiedy zanurzasz dłoń w koszu coś mocno gryzie cię w palce i musisz wycofać ramię.
Weź jabłko z kosza: rzuć kością k6, żeby dowiedzieć się, co otrzymałeś.
1: Jabłko Niezgody - ma złoty grawerowany podpis "dla najpiękniejszej".
2: Zatrute Jabłko - doskonałe na problemy ze snem, zapewnia długi, relaksacyjny odpoczynek, którego nie przerwie nawet najbardziej dokuczliwy hałas.
3: Jabłko Jeża - doskonały przysmak dla każdego mięsożernego zwierzęcia, ma lekki posmak schabowego.
4: Jabłko Odkrywcy - zrzucone na głowę ułatwia koncentrację i sprzyja nauce, to jeden z popularniejszych wspomagaczy wśród uczniów Hogwartu. Użyte w trakcie badań naukowych daje +1 do rzutu.
5: Kwaśne Jabłko - jest bardzo ciężkie. Powszechnie chwalone jako przycisk do papieru, ale masz nieodparte wrażenie, że najłatwiej byłoby nim kogoś po prostu stłuc.
6: Jabłko Adama - ma dziwną wypustkę, ale w smaku nie różni się od zwykłego. Mówią o nim, że jest skutecznym afrodyzjakiem.
Lokacja zawiera kościW sezonie jabłonki uginają się pod ciężarem rumianych owoców i chętnie nawet same częstują przechodzących czarodziejów, wysuwając w ich stronę gałęzie. Pomiędzy pojedynczymi drzewkami wiją się malownicze dróżki, a zielona trawa jest tak delikatna, że można bez przeszkód poruszać się po niej boso. Kiedy słońce zrobi się dokuczliwe, skryć się można w cieniu drzew lub niedużej stodole, gdzie na paru rozstawionych w sianie stołach czarodzieje czasem organizują sobie atrakcje - wróżenie ze skórek, tłoczenie soku, rzeźbienie w jabłkach... Znajdują się tam również magiczne wiklinowe kosze, z którego możesz zabrać jeden owoc. Jeśli spróbujesz wziąć drugi - kiedy zanurzasz dłoń w koszu coś mocno gryzie cię w palce i musisz wycofać ramię.
Weź jabłko z kosza: rzuć kością k6, żeby dowiedzieć się, co otrzymałeś.
1: Jabłko Niezgody - ma złoty grawerowany podpis "dla najpiękniejszej".
2: Zatrute Jabłko - doskonałe na problemy ze snem, zapewnia długi, relaksacyjny odpoczynek, którego nie przerwie nawet najbardziej dokuczliwy hałas.
3: Jabłko Jeża - doskonały przysmak dla każdego mięsożernego zwierzęcia, ma lekki posmak schabowego.
4: Jabłko Odkrywcy - zrzucone na głowę ułatwia koncentrację i sprzyja nauce, to jeden z popularniejszych wspomagaczy wśród uczniów Hogwartu. Użyte w trakcie badań naukowych daje +1 do rzutu.
5: Kwaśne Jabłko - jest bardzo ciężkie. Powszechnie chwalone jako przycisk do papieru, ale masz nieodparte wrażenie, że najłatwiej byłoby nim kogoś po prostu stłuc.
6: Jabłko Adama - ma dziwną wypustkę, ale w smaku nie różni się od zwykłego. Mówią o nim, że jest skutecznym afrodyzjakiem.
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 99
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 99
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
W snach nie przyszłaby do niej wizja przyszłości tak dziwnie dobrej, jaką zdawała jej się czasem teraźniejszość. Pomimo wszystkiego, co spotkało ją i całą magiczną Anglię przez trzy-cztery lata minione od jej pierwszego spotkania z Nealą, pomimo świadomości zagrożenia wzrastającej w niej z każdym miesiącem, z każdym ryzykiem, jakie podejmowała nie tylko chodząc po ulicy jako zwykła obywatelka, ale też działając jako Zakonniczka, szukała. Uparcie szukała momentów, z których mogłaby się cieszyć.
W porównaniu z intensywnością i ciągłością dobrych przeżyć, jakimi Frances mogła się cieszyć w przeszłości, chwile satysfakcji i ulgi – jak ta, w której przed laty po raz kolejny zobaczyła w księgarni rudą dziewczynę, której pomogła wybrać podręcznik do zaklęć – były zaledwie skarlałą od ciemności niepokoju karykaturą poprzedniego życia, jak zwierzęta żyjące pod ziemią, osłabłe, wątłe i ślepe. Ale wszystko się zmieniło i teraz, choć nie zauważyła momentu, w którym sama dorosła do tego, nawet i one wystarczały.
Nieświadomie, lecz także jakby niecierpliwie czekała, aż na jej oczach wyrośnie Neala, a z nią – nowe pokolenie. Świat będzie wobec nich mniej wyrozumiały, zatraci swą przewidywalność. A oni staną się silniejsi, nawet za cenę utracenia zachwytu nad tajemnicami, z których świat będzie trzeba przed nimi odrzeć. Neala miała dobrych opiekunów. Miała od kogo się uczyć, wokół niej tłoczyli się ludzie silni i cierpliwi, dobre wzorce, z których mogła czerpać. A Frances mogła tylko liczyć, że z czasem stanie się jednym z nich, będzie mogła stanowić oparcie dla ciężko doświadczonej przez życie dziewczyny.
- Tak. Trochę. – przyznała, obserwując jednocześnie stabilną lewitację, w jaką Neala wprawiła jabłko. Było paskudnie ciężkie i pewnie jeszcze bardziej koszmarnie kwaśne, tym lepiej więc, że zamiast przekąski zostało pomocą naukową. – Chociaż to dziwne uczucie. Tak długo chciałam wrócić do Hogwartu, że chyba nie powinnam się denerwować teraz, kiedy to wreszcie możliwe…
Neala była dobrym słuchaczem. Szybko zyskała sympatię Frances, jej zaufanie, a nauczycielka sama zdziwiła się, jak łatwo jest jej się zwierzać dziewczynie, choć ta jest od niej o dziesięć lat młodsza. Przy całym cieple, które roztaczało się wokół osoby Neali i optymizmie, którym umiała zarażać bezwarunkowo wszystkich, miała w sobie też wystarczającą dojrzałość i dozę realizmu, by chcąc jednocześnie być wsparciem dla niej – nie obawiać się przed szukaniem u niej pomocy, spokoju, ujścia zmartwień, które leżą na barkach ciężarem pozornie błahym w porównaniu do innych spraw świata, ale wciąż mogącym przygnieść do ziemi, jeśli się człowiek zagapi.
- Dobrze. – pochwaliła pierwsze zaklęcie, jakie wykonała Neala. Było proste, w dorosłym życiu używało się go na porządku dziennym, ale w niepewnych czasach, którymi rządziły anomalie nawet takie podstawy mogły stanowić problem i stanowić ryzyko. Frances uważała jednak, że ćwiczenie jest konieczne, bo potrzeba, w której przyjdzie im użyć jakiegoś zaklęcia może okazać się teraz znacznie poważniejsza, niż kiedykolwiek przedtem. – Spróbujmy teraz czegoś odrobinę trudniejszego. Volitavi. To zaklęcie służy do unoszenia kilku bądź kilkunastu przedmiotów naraz. Jakby rozciągnąć Wingardium na wybrany obszar. Zobacz. Volitavi. – wyciągnąwszy różdżkę zatoczyła nią niewielkie koło, by unieść w powietrze kilka jabłek i gałązek, które spadły z drzew dookoła.
W porównaniu z intensywnością i ciągłością dobrych przeżyć, jakimi Frances mogła się cieszyć w przeszłości, chwile satysfakcji i ulgi – jak ta, w której przed laty po raz kolejny zobaczyła w księgarni rudą dziewczynę, której pomogła wybrać podręcznik do zaklęć – były zaledwie skarlałą od ciemności niepokoju karykaturą poprzedniego życia, jak zwierzęta żyjące pod ziemią, osłabłe, wątłe i ślepe. Ale wszystko się zmieniło i teraz, choć nie zauważyła momentu, w którym sama dorosła do tego, nawet i one wystarczały.
Nieświadomie, lecz także jakby niecierpliwie czekała, aż na jej oczach wyrośnie Neala, a z nią – nowe pokolenie. Świat będzie wobec nich mniej wyrozumiały, zatraci swą przewidywalność. A oni staną się silniejsi, nawet za cenę utracenia zachwytu nad tajemnicami, z których świat będzie trzeba przed nimi odrzeć. Neala miała dobrych opiekunów. Miała od kogo się uczyć, wokół niej tłoczyli się ludzie silni i cierpliwi, dobre wzorce, z których mogła czerpać. A Frances mogła tylko liczyć, że z czasem stanie się jednym z nich, będzie mogła stanowić oparcie dla ciężko doświadczonej przez życie dziewczyny.
- Tak. Trochę. – przyznała, obserwując jednocześnie stabilną lewitację, w jaką Neala wprawiła jabłko. Było paskudnie ciężkie i pewnie jeszcze bardziej koszmarnie kwaśne, tym lepiej więc, że zamiast przekąski zostało pomocą naukową. – Chociaż to dziwne uczucie. Tak długo chciałam wrócić do Hogwartu, że chyba nie powinnam się denerwować teraz, kiedy to wreszcie możliwe…
Neala była dobrym słuchaczem. Szybko zyskała sympatię Frances, jej zaufanie, a nauczycielka sama zdziwiła się, jak łatwo jest jej się zwierzać dziewczynie, choć ta jest od niej o dziesięć lat młodsza. Przy całym cieple, które roztaczało się wokół osoby Neali i optymizmie, którym umiała zarażać bezwarunkowo wszystkich, miała w sobie też wystarczającą dojrzałość i dozę realizmu, by chcąc jednocześnie być wsparciem dla niej – nie obawiać się przed szukaniem u niej pomocy, spokoju, ujścia zmartwień, które leżą na barkach ciężarem pozornie błahym w porównaniu do innych spraw świata, ale wciąż mogącym przygnieść do ziemi, jeśli się człowiek zagapi.
- Dobrze. – pochwaliła pierwsze zaklęcie, jakie wykonała Neala. Było proste, w dorosłym życiu używało się go na porządku dziennym, ale w niepewnych czasach, którymi rządziły anomalie nawet takie podstawy mogły stanowić problem i stanowić ryzyko. Frances uważała jednak, że ćwiczenie jest konieczne, bo potrzeba, w której przyjdzie im użyć jakiegoś zaklęcia może okazać się teraz znacznie poważniejsza, niż kiedykolwiek przedtem. – Spróbujmy teraz czegoś odrobinę trudniejszego. Volitavi. To zaklęcie służy do unoszenia kilku bądź kilkunastu przedmiotów naraz. Jakby rozciągnąć Wingardium na wybrany obszar. Zobacz. Volitavi. – wyciągnąwszy różdżkę zatoczyła nią niewielkie koło, by unieść w powietrze kilka jabłek i gałązek, które spadły z drzew dookoła.
Frances Montgomery
Zawód : nauczycielka Zaklęć w Hogwarcie
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Would it be all right
If we just sat and talked for a little while
If in exchange for your time
I give you this smile?
If we just sat and talked for a little while
If in exchange for your time
I give you this smile?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Frances Montgomery' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 20
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 20
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Byłam zadowolona, że dzisiaj różdżka mimo wszystko postanowiła mnie słuchać. A może zwyczajnie, tak jak powtarzał mi Brendan, że ćwiczenia zawsze przynoszą swoje własne skutki. W sensie, że może nie widać ich od razu, ale to wszystko ma swój cel, bo jak ręka zapamięta jak właściwie coś robić, to i serce weźmie to do siebie.
A ja mocno trenowałam, znaczy na tyle mocno na ile w stanie byłam i ile czasu miały osoby, które mi pomagały - bo jednak nadal namiar działał i samej bez nadzoru mi czarować nie wolno było. Ale to nic też takiego! Bo przecież robienie niektórych rzeczy tak zwyczajnie, bez pomocy magii też było całkiem satysfakcjonujące. Zwłaszcza też że magie opanowały anomalie i trudno było przewidzieć, czy zaklęcie czy też urok w ogóle udane będzie. Toteż jak mogłam zrobić coś dłońmi, tak też to robiłam.
- Mama zawsze mówiła, że strach to naturalna część człowieczeństwa. - podzieliłam się z kuzyneczką jedną z fraz, którą pamiętałam bardzo dobrze, nie tylko dlatego że mama tak powtarzała, ale i że Brendan podzielał to zdanie. - Nie bać się jest głupotą, Neala. Mówiła. Przed strachem się nie ucieknie, ale zamiast widzieć w nim wroga można zrobić z niego przyjaciela. - wyrecytowałam spokojnie częstując kuzyneczkę uśmiechem rozciągającym się po całej mojej piegowatej twarzy. - Co o tym sądzisz, kuzyneczko? - zapytałam prawdziwie ciekawa, bo może miała inne wnioski na ten temat. Ja już postanowiłam i właściwie to te słowa mi pomogły wtedy tej nocy, kiedy to pierwszego maja rozrzuciło wszystkich i wszędzie, kiedy to naprawdę się bałam i kiedy to poznałam panią Cassandrę. Tak, wtedy po raz kolejny zrozumiałam czym jest strach - pierwszy to wtedy był gdy Brendan wrócił cały nie taki, kiedy przysięgałam na wszystkie sasanki świata że nie splugawię swych dłoni czarną magią. Ale wtedy też pojęłam o czym mama mówiła dokładnie. Nie pozwoliłam by ten strach zawładnął mną i uniemożliwił działanie. Pozwoliłam by był, ale by zamiast przeszkadzać pomagał mi myśleć i działać. I chyba całkiem nieźle to mi wszystko wyszło.
Uśmiechnęłam się szerzej, gdy Frances pochwaliła moje zaklęcie. Bo właściwie chyba każdy lubił słyszeć pochwały - o ile oczywiście były one szczere i prawdziwe. Obserwowałam jak kuzyneczka rzuca zaklęcie wprawiając jabłka na ziemi w lewitację. Pokiwałam też zaraz głową przestępując z nogi na nogę.
- Volitavi. - powtórzyłam, starając się powtórzyć jej gest możliwie jak najdokładniej i mając nadzieję, że i tym razem nie padnę ofiarom żadnej z anomalii.
A ja mocno trenowałam, znaczy na tyle mocno na ile w stanie byłam i ile czasu miały osoby, które mi pomagały - bo jednak nadal namiar działał i samej bez nadzoru mi czarować nie wolno było. Ale to nic też takiego! Bo przecież robienie niektórych rzeczy tak zwyczajnie, bez pomocy magii też było całkiem satysfakcjonujące. Zwłaszcza też że magie opanowały anomalie i trudno było przewidzieć, czy zaklęcie czy też urok w ogóle udane będzie. Toteż jak mogłam zrobić coś dłońmi, tak też to robiłam.
- Mama zawsze mówiła, że strach to naturalna część człowieczeństwa. - podzieliłam się z kuzyneczką jedną z fraz, którą pamiętałam bardzo dobrze, nie tylko dlatego że mama tak powtarzała, ale i że Brendan podzielał to zdanie. - Nie bać się jest głupotą, Neala. Mówiła. Przed strachem się nie ucieknie, ale zamiast widzieć w nim wroga można zrobić z niego przyjaciela. - wyrecytowałam spokojnie częstując kuzyneczkę uśmiechem rozciągającym się po całej mojej piegowatej twarzy. - Co o tym sądzisz, kuzyneczko? - zapytałam prawdziwie ciekawa, bo może miała inne wnioski na ten temat. Ja już postanowiłam i właściwie to te słowa mi pomogły wtedy tej nocy, kiedy to pierwszego maja rozrzuciło wszystkich i wszędzie, kiedy to naprawdę się bałam i kiedy to poznałam panią Cassandrę. Tak, wtedy po raz kolejny zrozumiałam czym jest strach - pierwszy to wtedy był gdy Brendan wrócił cały nie taki, kiedy przysięgałam na wszystkie sasanki świata że nie splugawię swych dłoni czarną magią. Ale wtedy też pojęłam o czym mama mówiła dokładnie. Nie pozwoliłam by ten strach zawładnął mną i uniemożliwił działanie. Pozwoliłam by był, ale by zamiast przeszkadzać pomagał mi myśleć i działać. I chyba całkiem nieźle to mi wszystko wyszło.
Uśmiechnęłam się szerzej, gdy Frances pochwaliła moje zaklęcie. Bo właściwie chyba każdy lubił słyszeć pochwały - o ile oczywiście były one szczere i prawdziwe. Obserwowałam jak kuzyneczka rzuca zaklęcie wprawiając jabłka na ziemi w lewitację. Pokiwałam też zaraz głową przestępując z nogi na nogę.
- Volitavi. - powtórzyłam, starając się powtórzyć jej gest możliwie jak najdokładniej i mając nadzieję, że i tym razem nie padnę ofiarom żadnej z anomalii.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 29
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 29
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Może rzeczywiście należy im się zwyczajnie dobry dzień. Może kilka zaklęć bez odczuwania skutków anomalii to wcale nie jest zbyt wiele. W poprzednich latach postępowałaby znacznie śmielej, pomagałaby swej uczennicy zaspokoić ciekawość, szybciej przenosiła ją na kolejne poziomy. Ćwiczenia zaklęć odbywałyby się w zupełnie innej atmosferze, wolnej od świadomości ryzyka, jakie podejmują z każdym machnięciem różdżki.
- Twoja mama to bardzo mądra kobieta. Oczywiście myślę, że mówiąc to miała rację. – nikt nie zabraniał jej się bać, ale musiała w końcu przyjść też pora na zwalczenie lęku. Frances nie umiała jeszcze skorzystać z tej rady i zaprzyjaźnić się ze strachem, który przez dwa lata powstrzymywał ją od powrotu na Pokątną. Ten lęk stłamsił ją zupełnie, zagonił w róg, gdzie prawie zupełnie zmarniała przecząc ze spokojem kobiety pokonanej swojemu prawu do marzeń. Nieszczęśliwie złożyło się, że kiedy postanowiła je odzyskać, a z poddawania się strachowi zaczęła go nienawidzić z ognistą pasją dającą więcej siły do zaaklimatyzowania się z powrotem po magicznej stronie, świat jakby zaczął spiskować nad utrudnieniem jej tego. Nie zamierzała jednak poddać się na tak krótko przed tym, jak miało spełnić się jej największe marzenia. Jedna z jej dróg się skończy, osiągnie cel; ta droga nie była jednak teraz najważniejsza; w tak krótkim czasie prawie wszystko się zmieniło.
- Nieźle. – Neala chwytała szybko, a nie mniej raźnie brała się za rzucanie zaklęć. Frances była gotowa tłumaczyć jej najpierw na sucho, jak dokładnie powinna ruszyć ręką, jak rozłożyć akcenty w zaklęciu. Powinna przyzwyczajać się do bardziej metodycznego podejścia, nabrać trochę dystansu do czarów, które z czasem stawały się jej drugą naturą; dlatego też czuła czasem, że nie wszystko trzeba tłumaczyć, niektóre rzeczy każdy ma we krwi, zawsze znajdzie się coś już znajomego. Przecież tak też można, w końcu nie próbowała tu z Nealą rzucać zaklęć z poziomu owutemów. Wykształcenie w młodych czarodziejach swobody w posługiwaniu się magią było niemal równie ważne, co nauczenie ich potem surowych zasad, których należy przestrzegać mimo wszystko.
- Nie wahaj się wykonać gestu trochę szerzej. Chcemy przecież, żeby zaklęcie objęło kilka jabłek naraz. Nie usztywniaj tak nadgarstka, a będzie dużo lepiej. Spróbuj jeszcze raz, hm? – poprosiła. Próbowała przy tym nie myśleć, że możliwie naraża Nealę na działanie anomalii, i to w zasadniczo błahej sprawie. Udawanie, że nic się w życiu nie zmieniło było coraz trudniejsze, by nie powiedzieć głupie. Ludzie, do których grona Frania chciałaby się zaliczać, nie mogli sobie na nie pozwolić. Możliwość ulegania strachowi do stopnia więżącego ich w domu, z różdżką schowaną pod łóżkiem razem z potworami z dziecięcych snów też jednak nie istniała.
- Rozumiem, jeśli czujesz się trochę niepewnie używając teraz magii. – i doświadczenie, lub jego brak, nie miało tym razem żadnego znaczenia. – Nie będę męczyć się zbyt długo.
- Twoja mama to bardzo mądra kobieta. Oczywiście myślę, że mówiąc to miała rację. – nikt nie zabraniał jej się bać, ale musiała w końcu przyjść też pora na zwalczenie lęku. Frances nie umiała jeszcze skorzystać z tej rady i zaprzyjaźnić się ze strachem, który przez dwa lata powstrzymywał ją od powrotu na Pokątną. Ten lęk stłamsił ją zupełnie, zagonił w róg, gdzie prawie zupełnie zmarniała przecząc ze spokojem kobiety pokonanej swojemu prawu do marzeń. Nieszczęśliwie złożyło się, że kiedy postanowiła je odzyskać, a z poddawania się strachowi zaczęła go nienawidzić z ognistą pasją dającą więcej siły do zaaklimatyzowania się z powrotem po magicznej stronie, świat jakby zaczął spiskować nad utrudnieniem jej tego. Nie zamierzała jednak poddać się na tak krótko przed tym, jak miało spełnić się jej największe marzenia. Jedna z jej dróg się skończy, osiągnie cel; ta droga nie była jednak teraz najważniejsza; w tak krótkim czasie prawie wszystko się zmieniło.
- Nieźle. – Neala chwytała szybko, a nie mniej raźnie brała się za rzucanie zaklęć. Frances była gotowa tłumaczyć jej najpierw na sucho, jak dokładnie powinna ruszyć ręką, jak rozłożyć akcenty w zaklęciu. Powinna przyzwyczajać się do bardziej metodycznego podejścia, nabrać trochę dystansu do czarów, które z czasem stawały się jej drugą naturą; dlatego też czuła czasem, że nie wszystko trzeba tłumaczyć, niektóre rzeczy każdy ma we krwi, zawsze znajdzie się coś już znajomego. Przecież tak też można, w końcu nie próbowała tu z Nealą rzucać zaklęć z poziomu owutemów. Wykształcenie w młodych czarodziejach swobody w posługiwaniu się magią było niemal równie ważne, co nauczenie ich potem surowych zasad, których należy przestrzegać mimo wszystko.
- Nie wahaj się wykonać gestu trochę szerzej. Chcemy przecież, żeby zaklęcie objęło kilka jabłek naraz. Nie usztywniaj tak nadgarstka, a będzie dużo lepiej. Spróbuj jeszcze raz, hm? – poprosiła. Próbowała przy tym nie myśleć, że możliwie naraża Nealę na działanie anomalii, i to w zasadniczo błahej sprawie. Udawanie, że nic się w życiu nie zmieniło było coraz trudniejsze, by nie powiedzieć głupie. Ludzie, do których grona Frania chciałaby się zaliczać, nie mogli sobie na nie pozwolić. Możliwość ulegania strachowi do stopnia więżącego ich w domu, z różdżką schowaną pod łóżkiem razem z potworami z dziecięcych snów też jednak nie istniała.
- Rozumiem, jeśli czujesz się trochę niepewnie używając teraz magii. – i doświadczenie, lub jego brak, nie miało tym razem żadnego znaczenia. – Nie będę męczyć się zbyt długo.
Frances Montgomery
Zawód : nauczycielka Zaklęć w Hogwarcie
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Would it be all right
If we just sat and talked for a little while
If in exchange for your time
I give you this smile?
If we just sat and talked for a little while
If in exchange for your time
I give you this smile?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie należało się bać. Nie, nie tak. Strach był naturalną rzeczą i nikt nie był w stanie się go wyzbyć. Tylko głupcy wyzbywali się go - tak mówiła mama. A jak zapytałam dlaczego, to wyjaśniła mi to. Powiedziała: Popatrz Neala, gdybyś nie czuła strachu, to nie raz zostałabyś gdzieś, skąd powinnaś uciekać. Zmierzyłabyś się z czymś, co byłoby silniejsze. Uśpiłabyś intuicje. Strach nie zawsze jest zły o ile nie pozwolimy przejąć mu całej kontroli. Czasem, Neala, jest mu bliżej do przyjaciela niż wroga. Pamiętam dokładnie te słowa i noszę je ze sobą i zawsze je sobie przypominam gdy tylko strach zawita w moje progi. Bo wytłumaczyła mi to wszystko. Nadal za nią tęskniłam, bo mama pięknie i właściwie rzeczy wyjaśniać potrafiła i Brendan też potrafi chyba po niej to ma. Ja to zawsze się jakoś rozkojarzę i za dużo mówię. Uśmiechnęłam się do kuzyneczki chyba jakoś szybciej udawało jej się wszystko łapać niż mnie, ale znów starsza była.
- Cieszy mnie to. - stwierdziła spokojnie częstując kuzyneczkę uśmiechem i wszystkie jabłkach w sadzie, które znajdowały się wokół nich. Drugi uśmiech powędrował w stronę kuzyneczki, gdy ta pochwaliła moje zaklęcie. Skinęłam głową z uśmiechem w jej stronę. No, rzeczywiście całkiem nieźle mi wyszło, chociaż znów drugie już nie poszło tak fenomenalnie. Zmarszczyłam lekko nos zerkając na różdżkę, którą trzymałam w swojej dłoni.
- Nie wahać się. Nie usztywniać nadgarstka. - powtórzyła przytakując głową. Kilka razy, tak dla pewności by słowa w głowie się zapisały i bym przypadkiem żadnego z nich nie zapomniała i żebym też zrobiła wszystko dokładnie tak, jak kuzyneczka Frances mówiła. Gdzieś tam po drodze uświadamiając sobie, że ten Hogwart, jednak zyska mając ją za nauczycielkę zaklęć, nie tylko bo miał była, ale i potrafiła wytłumaczyć wszystko krótko i sensownie, że zrozumiałam. - Kuzyneczko Fran, zawsze chciałaś zostać nauczycielką? - zapytałam jeszcze, prawdziwie ciekawa, zawieszając spojrzenie tak podobne do jej brata, na stojącej obok mnie Frances. Bo w sumie to też trochę zaczęłam się zastanawiać, co ja bym w życiu robić chciała i nie byłam do końca pewna. Znaczy, wiedziałam, że to co chce robić, to pomagać moją pracą, ale przecież pomagać można było na tak wiele sposób.
- Volitavi.- rzuciłam więc raz jeszcze. Wykonując gest szerzej, bez wahania się czy zastanawiania - tak jak mówiła. Starałam się też nie usztywniać nadgarstka, żeby to płynniej wszystko wyszło i lepiej wyglądało. Trochę obawiałam się anomalii, ale kto nie? Nikt nie był odporny na ich wpływ, niestety, ale i na nich można było się kształcić i zyskiwać pewność w tym co się robiło.
- Cieszy mnie to. - stwierdziła spokojnie częstując kuzyneczkę uśmiechem i wszystkie jabłkach w sadzie, które znajdowały się wokół nich. Drugi uśmiech powędrował w stronę kuzyneczki, gdy ta pochwaliła moje zaklęcie. Skinęłam głową z uśmiechem w jej stronę. No, rzeczywiście całkiem nieźle mi wyszło, chociaż znów drugie już nie poszło tak fenomenalnie. Zmarszczyłam lekko nos zerkając na różdżkę, którą trzymałam w swojej dłoni.
- Nie wahać się. Nie usztywniać nadgarstka. - powtórzyła przytakując głową. Kilka razy, tak dla pewności by słowa w głowie się zapisały i bym przypadkiem żadnego z nich nie zapomniała i żebym też zrobiła wszystko dokładnie tak, jak kuzyneczka Frances mówiła. Gdzieś tam po drodze uświadamiając sobie, że ten Hogwart, jednak zyska mając ją za nauczycielkę zaklęć, nie tylko bo miał była, ale i potrafiła wytłumaczyć wszystko krótko i sensownie, że zrozumiałam. - Kuzyneczko Fran, zawsze chciałaś zostać nauczycielką? - zapytałam jeszcze, prawdziwie ciekawa, zawieszając spojrzenie tak podobne do jej brata, na stojącej obok mnie Frances. Bo w sumie to też trochę zaczęłam się zastanawiać, co ja bym w życiu robić chciała i nie byłam do końca pewna. Znaczy, wiedziałam, że to co chce robić, to pomagać moją pracą, ale przecież pomagać można było na tak wiele sposób.
- Volitavi.- rzuciłam więc raz jeszcze. Wykonując gest szerzej, bez wahania się czy zastanawiania - tak jak mówiła. Starałam się też nie usztywniać nadgarstka, żeby to płynniej wszystko wyszło i lepiej wyglądało. Trochę obawiałam się anomalii, ale kto nie? Nikt nie był odporny na ich wpływ, niestety, ale i na nich można było się kształcić i zyskiwać pewność w tym co się robiło.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - CZ' :
'Anomalie - CZ' :
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 96
'k100' : 96
Skąd matki biorą swoje mądrości – pozostawało tajemnicą. Frances i od swojej zasłyszała rzeczy, których do dziś trzymała się w życiu; zapamiętała jej przyzwyczajenia i choć to z ojcem łączyła ją bliższa relacja, nie wątpiła w słuszność matczynych słów. Jak się to działo, że wiedziała tyle o życiu pracując w domu, skupiając się na przykrych obowiązkach codzienności? Nie była to zagadka, której rozwiązanie czekało na nią w książkach; Frances podejrzewała, że znajdzie je dopiero pochylając się nad kołyską, w której będzie zasypiać jej własne dziecko. Od kilku lat perspektywa macierzyństwa wydawała się jej krystalicznie jasna, przy czym Frances nie wiedziała, skąd bierze jej się to przekonanie. Nie miała rodzeństwa, ani, co za tym idzie, obowiązku zajmowania się młodszymi; powołanie do tego odkryła przypadkiem już w dorosłym życiu i zamierzała realizować je jako nauczycielka w Hogwarcie. Gdyby chodziło tylko o pogłębianie wiedzy o zaklęciach, mogłaby przecież trzymać się zacisza księgarni…
- Nie zawsze. – odpowiedziała. W końcu przedtem miała zupełnie inne życie. – Kiedyś myślałam, że mogę zostać krawcową. Kilka lat temu mieszkałam w mugolskim miasteczku i szyłam tam kostiumy do teatru. – wystarczyło jej kilka lekcji z Nealą, by zauważyć, jak dziewczyna jest ambitna. Frances podejrzewała, że będzie mogła chcieć pójść w ślady brata, próbować dołączyć do brygady aurorów. Będąc tylko obserwatorką z zewnątrz, przypadkowym gościem w ich domu i przewodnikiem po świecie literatury, i tak widziała, jak Neala coraz bardziej upodabnia się do niego, nie tylko w sposób, w jaki z czasem jedno z rodzeństwa zawsze przejmuje trochę cech drugiego. Zasługiwała też jednak, by ktoś pomógł jej poszukać jej własnej ścieżki, niekoniecznie kluczącej między niebezpieczeństwami w przebłyskach światła rzucanego przez obietnice o ludzkiej pamięci. – Mama nauczyła mnie szyć i lubiłam tę pracę.
To bardzo ważne – choć przez jakiś czas nie czuć presji oczekiwań na swoich barkach. Jej zadowolona, ale też jakby niespokojna matka siedziała cicho i pomogła córce znaleźć pracę tam, gdzie sama wybrała. Może obawiała się, że wobec jej sprzeciwu Frances prędzej opuściłaby rodzinny dom? Frania nie umiałaby tego zrobić, zdecydowała się na wyjazd dopiero, gdy sytuacja koszmarnie się zepsuła, a ona nie wiedziała już, jak ją naprawić. Może powinna mieć do matki żal za domniemany brak zaufania, ale była jej raczej wdzięczna za tę zapobiegawczą ustępliwość, dzięki której trafiła do miejsca, gdzie była prawie szczęśliwa.
- Potem przemyślałam sprawę i wybrałam Hogwart. Musiałam tu wrócić. – dokończyła. – Świetnie! – pochwaliła Nealę. Tym razem rzuciła zaklęcie bez zarzutu, jabłka posłusznie uniosły się w powietrze, wszystkie naraz, lekko i stabilnie zawisły nad ziemią. – Teraz mogłybyśmy poćwiczyć Sergerego, być może będzie nawet łatwiejsze. Może już coś o nim słyszałaś, albo potrafisz je rzucić? – w końcu nie była jedyną nauczycielką Neali. Niewiele wiedziała jednak o współautorach dzieła, jaką była jej edukacja w dziedzinie zaklęć, a nadszedł chyba czas, by rozbudziła się w niej ciekawość. Czysto profesjonalna, oczywiście.
- Nie zawsze. – odpowiedziała. W końcu przedtem miała zupełnie inne życie. – Kiedyś myślałam, że mogę zostać krawcową. Kilka lat temu mieszkałam w mugolskim miasteczku i szyłam tam kostiumy do teatru. – wystarczyło jej kilka lekcji z Nealą, by zauważyć, jak dziewczyna jest ambitna. Frances podejrzewała, że będzie mogła chcieć pójść w ślady brata, próbować dołączyć do brygady aurorów. Będąc tylko obserwatorką z zewnątrz, przypadkowym gościem w ich domu i przewodnikiem po świecie literatury, i tak widziała, jak Neala coraz bardziej upodabnia się do niego, nie tylko w sposób, w jaki z czasem jedno z rodzeństwa zawsze przejmuje trochę cech drugiego. Zasługiwała też jednak, by ktoś pomógł jej poszukać jej własnej ścieżki, niekoniecznie kluczącej między niebezpieczeństwami w przebłyskach światła rzucanego przez obietnice o ludzkiej pamięci. – Mama nauczyła mnie szyć i lubiłam tę pracę.
To bardzo ważne – choć przez jakiś czas nie czuć presji oczekiwań na swoich barkach. Jej zadowolona, ale też jakby niespokojna matka siedziała cicho i pomogła córce znaleźć pracę tam, gdzie sama wybrała. Może obawiała się, że wobec jej sprzeciwu Frances prędzej opuściłaby rodzinny dom? Frania nie umiałaby tego zrobić, zdecydowała się na wyjazd dopiero, gdy sytuacja koszmarnie się zepsuła, a ona nie wiedziała już, jak ją naprawić. Może powinna mieć do matki żal za domniemany brak zaufania, ale była jej raczej wdzięczna za tę zapobiegawczą ustępliwość, dzięki której trafiła do miejsca, gdzie była prawie szczęśliwa.
- Potem przemyślałam sprawę i wybrałam Hogwart. Musiałam tu wrócić. – dokończyła. – Świetnie! – pochwaliła Nealę. Tym razem rzuciła zaklęcie bez zarzutu, jabłka posłusznie uniosły się w powietrze, wszystkie naraz, lekko i stabilnie zawisły nad ziemią. – Teraz mogłybyśmy poćwiczyć Sergerego, być może będzie nawet łatwiejsze. Może już coś o nim słyszałaś, albo potrafisz je rzucić? – w końcu nie była jedyną nauczycielką Neali. Niewiele wiedziała jednak o współautorach dzieła, jaką była jej edukacja w dziedzinie zaklęć, a nadszedł chyba czas, by rozbudziła się w niej ciekawość. Czysto profesjonalna, oczywiście.
Frances Montgomery
Zawód : nauczycielka Zaklęć w Hogwarcie
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Would it be all right
If we just sat and talked for a little while
If in exchange for your time
I give you this smile?
If we just sat and talked for a little while
If in exchange for your time
I give you this smile?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Pamiętałam wszystko to, co niosło wartości, bo mama zawsze mówiła, że to właśnie one nas kierują. W sensie, nie tylko to co mówiła mi mama, ale też wszystko to co mówił Brendan i Ria i każdy inny dobry i miły mi człowiek. Bo ludzie, ogólnie, tak myślałam, nosili w sobie wiele mądrości. Każdy innej, unikalnej na swój sposób. Ale równie cennej. Trzeba było umieć słuchać, tak samo jak należało potrafić się dzielić i umieć mówić. A tego wszystkiego, należało się nauczyć.
- Oh! To musiało być fascynujące zajęcie. - powiedziała spoglądając na - już za chwilę - nauczycielkę zaklęć. Bo to rzeczywiście musiało być fascynujące. Takie życie między ludźmi, co z magii w ogóle nie korzystali i obcowanie z nimi codziennie i jeszcze szycie własnymi dłońmi! Pewnie Frania szyła piękne stroje, takie w których chciało się chodzić całymi dniami. Nie miałam co do tego pewności. Zmarszczyłam lekko nos. - Co sprawiło, że zmieniłaś zdanie? - zapytałam więc, bo sama ostatnio długo myślałam. Coraz więcej. Bo już miałam całe piętnaście lat, jakbym była w Hogwarcie, to za dwa lata przystępować bym miała do najważniejszych egzaminów, a potem, potem musiałabym obrać dalszą drogę i trochę nie byłam do końca jeszcze pewna, którą ze ścieżek chce iść. A w końcu tyle było dla mnie otwartych i tyle mogłam zrobić! Nic dziwnego więc, że trochę nie mogłam się zdecydować.
Byłam też ciekawa, właściwie zawsze, ale teraz byłam ciekawa, tego co skłoniło Franię do zmiany swojej drogi, czy też chęci. Może nie powie, bo może nie będzie chciała. Ale wtedy się nie pogniewam, bo to przecież nie powód do gniewania się. Ludzie nosili swoje własne tajemnice i o niektórych rzeczach nie lubili mówić, bo dotykały momentów ciężkich. Więc i ja sama nie naciskałam.
Uśmiechnęłam się do Frances, gdy jabłka poszybowały w górę zgodnie z zaleceniem, jak już zastosowałam się do wskazówek które mi dała. Była dobrą nauczycielką - nie wątpiłam w to. Właściwie wiedziałam to już od momentu, gdy udzielała mi pierwszej lekcji. Dzieci w Hogwarcie z pewnością wiele zyskają mając ją u swojego boku.
- Słyszałam o nim! - powiedziałam unosząc się lekko na palcach. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Czytałam o tym zaklęciu, ale nigdy go jeszcze nie używałam. - O taki gest opisują w książce. - dodałam, prowadząc dłoń wedle opisu z książki. I kiedy Frances powiedziała mi jeszcze kilka rzeczy, których uważnie słuchałam, wzięłam się za rzucenie zaklęcia. - Sergergo. - wypowiedziałam pewnie, powtarzając gest, który przed chwilą pokazywałam ciekawa skutków zaklęcia.
- Oh! To musiało być fascynujące zajęcie. - powiedziała spoglądając na - już za chwilę - nauczycielkę zaklęć. Bo to rzeczywiście musiało być fascynujące. Takie życie między ludźmi, co z magii w ogóle nie korzystali i obcowanie z nimi codziennie i jeszcze szycie własnymi dłońmi! Pewnie Frania szyła piękne stroje, takie w których chciało się chodzić całymi dniami. Nie miałam co do tego pewności. Zmarszczyłam lekko nos. - Co sprawiło, że zmieniłaś zdanie? - zapytałam więc, bo sama ostatnio długo myślałam. Coraz więcej. Bo już miałam całe piętnaście lat, jakbym była w Hogwarcie, to za dwa lata przystępować bym miała do najważniejszych egzaminów, a potem, potem musiałabym obrać dalszą drogę i trochę nie byłam do końca jeszcze pewna, którą ze ścieżek chce iść. A w końcu tyle było dla mnie otwartych i tyle mogłam zrobić! Nic dziwnego więc, że trochę nie mogłam się zdecydować.
Byłam też ciekawa, właściwie zawsze, ale teraz byłam ciekawa, tego co skłoniło Franię do zmiany swojej drogi, czy też chęci. Może nie powie, bo może nie będzie chciała. Ale wtedy się nie pogniewam, bo to przecież nie powód do gniewania się. Ludzie nosili swoje własne tajemnice i o niektórych rzeczach nie lubili mówić, bo dotykały momentów ciężkich. Więc i ja sama nie naciskałam.
Uśmiechnęłam się do Frances, gdy jabłka poszybowały w górę zgodnie z zaleceniem, jak już zastosowałam się do wskazówek które mi dała. Była dobrą nauczycielką - nie wątpiłam w to. Właściwie wiedziałam to już od momentu, gdy udzielała mi pierwszej lekcji. Dzieci w Hogwarcie z pewnością wiele zyskają mając ją u swojego boku.
- Słyszałam o nim! - powiedziałam unosząc się lekko na palcach. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Czytałam o tym zaklęciu, ale nigdy go jeszcze nie używałam. - O taki gest opisują w książce. - dodałam, prowadząc dłoń wedle opisu z książki. I kiedy Frances powiedziała mi jeszcze kilka rzeczy, których uważnie słuchałam, wzięłam się za rzucenie zaklęcia. - Sergergo. - wypowiedziałam pewnie, powtarzając gest, który przed chwilą pokazywałam ciekawa skutków zaklęcia.
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 17
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 17
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Frances, bardziej skłonna do nostalgii, niż na to wygląda, uśmiechnęła się. Był to uśmiech mniejszy, jakby bardziej odległy przez dystans, jaki jej myśli musiały pokonać, by sięgnąć wspomnień z teatru. A kiedy już tam dotarły – wróciło więcej, niż chciała odszukać. Przyjaźnie z artystami zza kulis, ciężko pracującymi krawcami i budowniczymi scenografii, natchnionymi mistrzami makijażu i początkującymi aktorami, których zadowalały malutkie role, a rozmowy i papierosy z personelem nie były poniżej ich godności. Tamto życie też było pełne, ale nie tego, co Frania kochała naprawdę.
- Było. Jeśli się na to pozwoli i tylko trochę otworzy, wszystko może stać się pasją. – kiedy pozna się już satysfakcję pochwał dla uszytego przez siebie kostiumu i obejrzy go na scenie, można nawet wybaczyć i zapomnieć wszystkie psikusy maszyny do szycia, zmęczenie oczu wpatrzonych przez całą noc w drobne cekiny i białe nici, niedogodności, jakimi po latach używania magii upstrzone było mugolskie życie. – Za bardzo tęskniłam za magią. Nie chciałam nawet opuszczać Hogwartu, a im dłużej nie używałam czarów, tym robiło mi się ciężej. A moim rodzicom nie do końca się to podobało, więc postanowiłam wyjechać z domu i zamieszkać tutaj. – okroiła trochę historię zdarzeń, które doprowadziły ją do tego punktu. Kiedyś, jeśli Neala zapyta raz jeszcze, opowie jej więcej na spokojnie. – I nie żałuję ani trochę.
Pierwsza myśl w jej przypadku okazała się najlepsza. Znała wiele osób, których koleje życia kluczyły od jednego pomysłu na siebie do drugiego i wcale nie uważała swojej drogi za lepszą – błędy i wątpliwości uczą tyle samo, jeśli nie więcej, niż wytrwałe dążenie do pierwotnego celu. Frances była coraz bliżej swojego, także dzięki chęci panny Weasley do uczenia się z nią zaklęć.
- Zgadza się. – przytaknęła, obserwując ruch ręki Neali. Po tylu latach od skończenia edukacji i przewertowaniu setek ksiąg łatwiej było jej się dokształcać z suchej teorii niż piętnastoletniej, uczącej się wielu rzeczy po raz pierwszy Neali, a mimo to jej starania zasługiwały w pełni na aprobatę.
Frances szybko wyczuła, że w tej próbie coś nie wyszło. Zaklęcie padało inaczej niż zwykle, by ostatecznie nie wyjść. Podejrzewając wystąpienie anomalii, Frances uznała, że lepiej, by Neala poniosła klęskę niż rany, ponieważ zobaczyła (i doświadczyła na własnej skórze) niektóre z ich poważniejszych skutków.
- Nie przejmuj się, nie szkodzi. Może to znak, że powinnyśmy skończyć na dzisiaj. – zaproponowała „kuzyneczce”. – Pewnie masz dzisiaj jeszcze inne rzeczy do zrobienia. Dzisiaj poszło całkiem nieźle, a następnym razem możemy umówić się już na coś nowego, co ty na to?
Kiedy już oficjalnie zakończyły „lekcję” i ustaliły, że to dobry pomysł, by spróbować nowych zaklęć na kolejnej, a Frania pożaliła się trochę na tęsknotę za lataniem, wymieniły z Nealą pogodne „do zobaczenia” i rozeszły się, każda w swoją stronę.
Frances i Neala z/t
- Było. Jeśli się na to pozwoli i tylko trochę otworzy, wszystko może stać się pasją. – kiedy pozna się już satysfakcję pochwał dla uszytego przez siebie kostiumu i obejrzy go na scenie, można nawet wybaczyć i zapomnieć wszystkie psikusy maszyny do szycia, zmęczenie oczu wpatrzonych przez całą noc w drobne cekiny i białe nici, niedogodności, jakimi po latach używania magii upstrzone było mugolskie życie. – Za bardzo tęskniłam za magią. Nie chciałam nawet opuszczać Hogwartu, a im dłużej nie używałam czarów, tym robiło mi się ciężej. A moim rodzicom nie do końca się to podobało, więc postanowiłam wyjechać z domu i zamieszkać tutaj. – okroiła trochę historię zdarzeń, które doprowadziły ją do tego punktu. Kiedyś, jeśli Neala zapyta raz jeszcze, opowie jej więcej na spokojnie. – I nie żałuję ani trochę.
Pierwsza myśl w jej przypadku okazała się najlepsza. Znała wiele osób, których koleje życia kluczyły od jednego pomysłu na siebie do drugiego i wcale nie uważała swojej drogi za lepszą – błędy i wątpliwości uczą tyle samo, jeśli nie więcej, niż wytrwałe dążenie do pierwotnego celu. Frances była coraz bliżej swojego, także dzięki chęci panny Weasley do uczenia się z nią zaklęć.
- Zgadza się. – przytaknęła, obserwując ruch ręki Neali. Po tylu latach od skończenia edukacji i przewertowaniu setek ksiąg łatwiej było jej się dokształcać z suchej teorii niż piętnastoletniej, uczącej się wielu rzeczy po raz pierwszy Neali, a mimo to jej starania zasługiwały w pełni na aprobatę.
Frances szybko wyczuła, że w tej próbie coś nie wyszło. Zaklęcie padało inaczej niż zwykle, by ostatecznie nie wyjść. Podejrzewając wystąpienie anomalii, Frances uznała, że lepiej, by Neala poniosła klęskę niż rany, ponieważ zobaczyła (i doświadczyła na własnej skórze) niektóre z ich poważniejszych skutków.
- Nie przejmuj się, nie szkodzi. Może to znak, że powinnyśmy skończyć na dzisiaj. – zaproponowała „kuzyneczce”. – Pewnie masz dzisiaj jeszcze inne rzeczy do zrobienia. Dzisiaj poszło całkiem nieźle, a następnym razem możemy umówić się już na coś nowego, co ty na to?
Kiedy już oficjalnie zakończyły „lekcję” i ustaliły, że to dobry pomysł, by spróbować nowych zaklęć na kolejnej, a Frania pożaliła się trochę na tęsknotę za lataniem, wymieniły z Nealą pogodne „do zobaczenia” i rozeszły się, każda w swoją stronę.
Frances i Neala z/t
Frances Montgomery
Zawód : nauczycielka Zaklęć w Hogwarcie
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Would it be all right
If we just sat and talked for a little while
If in exchange for your time
I give you this smile?
If we just sat and talked for a little while
If in exchange for your time
I give you this smile?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
stąd
Włosy były tylko włosami, odrastały, a jej odrosły dość szybko, zaledwie po paru dniach, gdy stęskniła się za długimi puklami; choć nie były tak długie jak wtedy, wciąż spokojnie podrygiwały na leniwym, niestałym wietrze, wpadając nieznośnie do oczu i ust. Była to jednak nieznacząca zmiana, której po prostu potrzebowała, by odżyć na nowo w obliczu skupiska ostatnich nieprzyjemnych wydarzeń, a on? Nie mogła go rozgryźć. Stare pytania zastąpiły nowe, dlaczego tamtego wieczoru tak ją potraktował i dlaczego teraz ponownie dał się owinąć wokół jej smukłego palca, lecz wstrzymała się; nie chciała zadawać ich na głos, gdy mogli spędzić miło czas. Pozostawała jednak wyczulona; ostatnim razem też zaczęło się niewinnie.
– Reszta jest schowana – westchnęła; przemyślała wszystko, prawie wszystko, chowając kilka pozostałych pereł w innym miejscu niż aksamitnym woreczku trzymanym w dłoni – ta kulka zapewnia mi pieniądze – w końcu arystokratki nie chciały byle czego i nie płaciły byle jakich pieniędzy, a te były jej potrzebne. Dążyła powoli do spełnienia kolejnego marzenia, jakim był własny lokal, ot, także ze względów bezpieczeństwa – choć jej adres znali już chyba wszyscy. Czy miało do tego dojść? Stan wojenny jak na razie skutecznie studził jej zamiary, ale nie miała na niego wpływu nie zamierzała chować się po kątach pokoju, ani tym bardziej wieść lud na barykady. Nie interesowała się tym, co nie leżało w jej rękach.
– Chociaż raz zdaj się na mnie – czy powiedziała w którymkolwiek momencie gdzie idą? Nie. W zasadzie nie powiedziała nic, jak i sama nie była pewna gdzie ich prowadzi, dopóki nie przypomniała sobie o sadzie pełnym jabłek; osamotnionym, bo rzadko kto odwiedzał tamto miejsce. A gdy dotarli do wydrążonej w ziemi ścieżki, posłała mu rozbawione spojrzenie. – Zdążyłam zapomnieć jak często podważałeś słuszność moich pomysłów – szła przed siebie, po kilkunastu metrach skręcając w prawo, w pobliże niedużej, pustej stodoły. Bez słowa usiadła na trawie obok jednej z jabłonek, wygładzając materiał sukienki a plecami oparła się o korę, wskazując zachęcającym gestem dłoni miejsce obok.
– Cisza i spokój, nie ma nikogo, miejsce idealne na poufną rozmowę, schadzkę albo drzemkę. Zupełnie tak, jak w tamtym lesie. Wtedy wydawałeś się odprężony. – Różnica była tylko taka, że tam było jezioro, w którym kąpali się półnadzy, a tu było pełno jabłek i ciepłe popołudnie. – Podobno każde z tych jabłek jest zaczarowane – tak słyszała, choć nigdy nie sprawdziła tego na sobie. Również i teraz miała pewne obiekcje, czy aby na pewno powinna, skoro nie wiedziała na co może trafić i jakie może nieść za sobą konsekwencje, jednak szybko sięgnęła po jedno z ładniejszych jabłek, jakie miała w zasięgu ręki; w wiklinowym koszu, pozostawionym bez opieki.
Włosy były tylko włosami, odrastały, a jej odrosły dość szybko, zaledwie po paru dniach, gdy stęskniła się za długimi puklami; choć nie były tak długie jak wtedy, wciąż spokojnie podrygiwały na leniwym, niestałym wietrze, wpadając nieznośnie do oczu i ust. Była to jednak nieznacząca zmiana, której po prostu potrzebowała, by odżyć na nowo w obliczu skupiska ostatnich nieprzyjemnych wydarzeń, a on? Nie mogła go rozgryźć. Stare pytania zastąpiły nowe, dlaczego tamtego wieczoru tak ją potraktował i dlaczego teraz ponownie dał się owinąć wokół jej smukłego palca, lecz wstrzymała się; nie chciała zadawać ich na głos, gdy mogli spędzić miło czas. Pozostawała jednak wyczulona; ostatnim razem też zaczęło się niewinnie.
– Reszta jest schowana – westchnęła; przemyślała wszystko, prawie wszystko, chowając kilka pozostałych pereł w innym miejscu niż aksamitnym woreczku trzymanym w dłoni – ta kulka zapewnia mi pieniądze – w końcu arystokratki nie chciały byle czego i nie płaciły byle jakich pieniędzy, a te były jej potrzebne. Dążyła powoli do spełnienia kolejnego marzenia, jakim był własny lokal, ot, także ze względów bezpieczeństwa – choć jej adres znali już chyba wszyscy. Czy miało do tego dojść? Stan wojenny jak na razie skutecznie studził jej zamiary, ale nie miała na niego wpływu nie zamierzała chować się po kątach pokoju, ani tym bardziej wieść lud na barykady. Nie interesowała się tym, co nie leżało w jej rękach.
– Chociaż raz zdaj się na mnie – czy powiedziała w którymkolwiek momencie gdzie idą? Nie. W zasadzie nie powiedziała nic, jak i sama nie była pewna gdzie ich prowadzi, dopóki nie przypomniała sobie o sadzie pełnym jabłek; osamotnionym, bo rzadko kto odwiedzał tamto miejsce. A gdy dotarli do wydrążonej w ziemi ścieżki, posłała mu rozbawione spojrzenie. – Zdążyłam zapomnieć jak często podważałeś słuszność moich pomysłów – szła przed siebie, po kilkunastu metrach skręcając w prawo, w pobliże niedużej, pustej stodoły. Bez słowa usiadła na trawie obok jednej z jabłonek, wygładzając materiał sukienki a plecami oparła się o korę, wskazując zachęcającym gestem dłoni miejsce obok.
– Cisza i spokój, nie ma nikogo, miejsce idealne na poufną rozmowę, schadzkę albo drzemkę. Zupełnie tak, jak w tamtym lesie. Wtedy wydawałeś się odprężony. – Różnica była tylko taka, że tam było jezioro, w którym kąpali się półnadzy, a tu było pełno jabłek i ciepłe popołudnie. – Podobno każde z tych jabłek jest zaczarowane – tak słyszała, choć nigdy nie sprawdziła tego na sobie. Również i teraz miała pewne obiekcje, czy aby na pewno powinna, skoro nie wiedziała na co może trafić i jakie może nieść za sobą konsekwencje, jednak szybko sięgnęła po jedno z ładniejszych jabłek, jakie miała w zasięgu ręki; w wiklinowym koszu, pozostawionym bez opieki.
don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
ain't enough.
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
The member 'Solene Baudelaire' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 6
'k6' : 6
Zaczarowany Sad
Szybka odpowiedź